Intertexius 'Eliksir słodko-gorzki' [tom 1 cz 1 i 2 pl], różne


_________________________________________________________________________________________________________

Z uwagi na zastrzeżenia możliwości tłumaczenia na oryginalnej stronie Intertexiusa: www.intertexius.com z tego miejsca oświadczamy, że nie czerpiemy z tłumaczenia żadnych zysków materialnych i w wypadku jakichkolwiek zastrzeżeń ze strony autorów tłumaczenia prosimy o kontakt na adres: yaoi-tcd@tlen.pl

Administracja

_________________________________________________________________________________________________________

Intertexius - tom I "Eliksir słodko-gorzki"

http://www.yaoi.strefa.pl/html/slash/ksiazki/szoszanah/inter01.html

tłumacz: Szoszanah

oryginał: http://www.intertexius.com/abp.htm

Interteksius tom 1 cz.1 "Dar" i cz.2 "Kot"

Mojej przyjaciółce, kochance, bratniej duszy i...becie

dziękuję za wszystko, Fu. Kocham cię.

"Dar"

Hermiona rzuca mi krytyczne spojrzenie.

- Myślę, że powinieneś uklęknąć.

- Czy to część rytuału?

- Nie, ale świadczyłoby o pokorze - odpowiada, popychając mnie na podłogę.

Klękam na zimnych, wilgotnych płytkach, ciągnąc ją jednocześnie za rękaw, by klękła obok mnie - prosto w kałużę, której nie zauważyłem.

- No, teraz będą podwójnie pod wrażeniem - mówię.

Hermiona pokazuje mi język, ale zaraz poważnieje. Głupio się czuję, tak klęcząc z nią w łazience Jęczącej Marty. Dobrze, że Hermiona zabezpieczyła chociaż drzwi zaklęciem, wiec nie ma szans, by ktoś nam się tu napatoczył. Chociaż prawdopodobnie, nie tyle chodziło w tym o mnie, co o dobro tajemniczej istoty, którą zamierzamy przywołać. Jak wyniknęło bowiem z badań Hermiony, dyskrecja jest jednym z niezbędnych warunków. Ponadto wszyscy świadkowie muszą być czarodziejami, a 'kandydat' musi umieć prawidłowo wymówić imię owej istoty. Hermiona sądzi, że ten stwór jest czymś w rodzaju złośliwego chochlika, ponieważ odmowa przyznania Daru stała się już powszechnym tematem żartów wśród niedoszłych Animagów. Staram się nie robić sobie nadziei, Hermiona ma najprawdopodobniej rację. Jak zwykle.

- Ok, czyli co? Mam go po prostu zawołać?

- Tak. I to tak szybko jak to możliwe, jeśli mogę prosić - Hermiona krzywi się na swoje mokre kolana.

- Po prostu imię, czy...? - pytam zdenerwowany

- Spokojnie, Harry. Tylko zbieramy informacje - chichocze - Nie sądzę, żebyś miał jakąś szansę

Wydaje mi się, że powinienem jednak spróbować - tak na wszelki wypadek. Zamykam oczy, by się uspokoić. Nie ma żadnej inkantacji, żadnego zaklęcia, rytuału, wierszyka nawet. Mam po prostu wypowiedzieć imię. I właśnie to wydaje się takie dziwne.

Kiedy Hermiona po raz pierwszy powiedziała mi o swoim wypracowaniu z transmutacji, byłem pewien, że w tym wszystkim musi być jakiś haczyk. Bo to niby ma być wszystko? Po prostu prosisz? Przemieniają cię w swego rodzaju super-Animaga i co? Umierasz powoli w strasznych mękach, czy jak? Hermiona nie byłaby sobą, gdyby mnie nie wyprowadziła z błędu w najdrobniejszych nawet szczegółach. Wychodzi bowiem na to, że Dar nie sprawia, ze stajesz się Animagiem. Możesz dowolnie zmieniać kształt. Jesteś w stanie przybrać formę wszystkiego co żyje. Pomimo, że dar sam w sobie nie ma nic wspólnego z zaklęciami, istnieje czar na krótką chwilę ujawniający prawdziwą naturę zmiennokształtnego. Tyle, że żadna siła nie jest w stanie go zmusić, by powrócił do swojej prawdziwej formy. Ponadto, wszystkie książki, które przeczytała twierdziły, że nie ma efektów ubocznych.

- Powtarzaj za mną - instruuje mnie - O-sulc-dhnel-gen-zin

Wymawiam to jak najdokładniej i spoglądam na nią z niepokojem

- Dobrze?

Kiwa głową. Biorę głęboki wdech

- Osulc-dhnelgenzin, chciałbym z tobą porozmawiać, proszę.

Nic się nie dzieje. Wiedziałem że to za piękne, żeby mogło być prawdziwe. Hermiona rzuca mi wymuszony uśmiech

- Widzisz, nawet złośliwy choch...

Nagle, tuż przed nami pojawia się dziwny stwór. Hermiona piszczy i odskakuje w tył. Nie mam pojęcia, jak to coś się tu dostało - nie było odgłosu aportacji, żadnego błysku światła, czy obłoczku dymu. W każdym bądź razie, to coś wygląda jak skrzat domowy, tylko trochę wyższe, z mniejszymi uszami i ciemniejszą skórą. Staje przed nami z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

- Cześć - witam się słabo.

- Jakieś aparaty? - stworzenie pyta szorstko

- Żadnych aparatów - odpowiadam.

- Nie, oczywiście, ze nie! - Hermiona wchodzi mi w słowo

- Czary rejestrujące?

- Nie.

- Mam nadzieję, że jest jednostronne - stwór pokazuje na popękane i poplamione lustro

Hermiona spogląda na lustro z przerażeniem w oczach

- Biorąc pod uwagę, że to toaleta publiczna, tez mam taka nadzieję!

- Ale skoro nie możesz za to ręczyć..- stworzenie patrzy na nią podejrzliwie.

- Nie, czekaj! - mówię wyciągając różdżkę, ale Hermiona jest juz krok przede mną, a jej różdżka wycelowana w lustro.

- Coloro viridus! - i staje się ono mętno-zielone.

- Cóż, mało eleganckie, ale skuteczne - istota uśmiecha się krzywo.

Rzucam Hermionie zaintrygowane spojrzenie i mówię, poruszając jedynie ustami "Zielone?"

Wzrusza ramionami i szepce

- Pasuje do wystroju.

Nagle, przy odgłosach dramatycznego plusku podłoga pokrywa się wodą. Czuje, jak nasiąkają mi spodnie i dolna połowa szaty.

- Coście zrobili z moim lustrem? - zawodzi Marta, wyzierając przez drzwi swojej kabiny.

- Spokojnie, Marto, nie denerwuj się - przemawia do niej Hermiona.

Stwor spogląda zdegustowany na swoje mokre stopy. Marta nadal lamentuje, więc Hermiona zapewnia ją, że zmiana lustra jest tylko tymczasowa.

- Wstań - mówi do mnie stwór - Niewygodnie mi od samego patrzenia na ciebie.

Wstaję niezręcznie, a Marta przestaje zawodzić i przygląda mi się z duuużym zainteresowaniem.

- No wiec, tak dokładnie, to dlaczego wezwałeś mnie do tego odrażającego miejsca?

- Hermiona powiedziała, że mógłbyś mi pomóc... nadać mi... - tracę wątek, bo nagle zdaje sobie sprawę, że Marta gapi się na moje ociekające wodą spodnie. Przepływa obok mnie i zawisa w powietrzu tuż za mną. Czy może być jeszcze gorzej? Hermiona załamuje ręce. - Dar. - udaje mi się w końcu wykrztusić.

- Dlaczego?

- Cóż, jestem w pewnym sensie... sławny.

- A tak, straszny ciężar - stwór stwierdza sucho.

Czuję jak zaczynają mnie palić policzki, ale złoszczenie się w niczym mi nie pomoże. Moje szanse i tak przedstawiają się marnie. Nikt nie otrzymał Daru od prawie 400 lat.

- Gdybym mógł się przemieniać, miałbym znacznie więcej swobody.

- Są prostsze sposoby maskowania się

Marta przepływa dokładnie pomiędzy stworzeniem a mną, wciąż gapiąc się na moje spodnie!

Usiłuję owinąć się szatą - klasyczna poza Snape'a, nawet gorsza.

- Dosyć tego Marto!- mówi Hermiona, bardzo przypominając tonem panią Weasley.

- Ja tylko patrzyłam - stwierdza smutno Marta, przesączając się jednocześnie przez stwora, który wcale nie reaguje. Po prostu przygląda mi się niecierpliwie.

- Dar, proszę pana - wyrzucam z siebie i dopiero w tym momencie uświadamiam sobie, że mimo iż to coś jest gołe, nie potrafię rozpoznać płci. mam nadzieje, ze go (jej?) nie uraziłem.- .uh, proszę pani, pana....

Stwór znowu uśmiecha się krzywo (to tak apropos Snape'a)

- Trochę jeszcze czasem brakuje ci jaj, nieprawdaż, Harry Potterze?

Teraz to już chyba rumienię się aż po kołnierzyk. Nawet mityczny stwór wie kim jestem!

- Oooooooh, trochę brakuje, ale ma za to całkiem niezły tyłeczek - komentuje Marta, wpływając do swojej toalety

- Marto! - syczy Hermiona, również ogniście czerwona na twarzy.

Marne szanse, żebym teraz dostał Dar. Nadal jednak równie dobrze mogę wyjaśnić, dlaczego go chciałem i jak bym go wykorzystał. Biorę głęboki wdech

- Chcę po prostu być sobą...

Zanim nawet mogę skończyć słowo 'sobą', stwór macha ręką, by mnie uciszyć.

- Tak, tak, dziękuję, bardzo poruszające. masz Dar.

- Co? - mówi głucho Hermiona

- Kiedy wszyscy wiedzą...- i wtedy to do mnie dociera - Co?!

Jestem zszokowany.

Jestem wstrząśnięty.

Jestem zmiennokształtnym!!!

- Dziękuję!

- Ależ proszę bardzo - nieznaczny, suchy ukłon

Oglądam swoje ręce i stopy, nie do końca pewien, czego tak naprawdę szukam - coś przecież chyba powinno być inaczej. Stwór wygląda, jakby zaczynał się dobrze bawić.

- Jak mam to robić? - pytam.

- Jesteś zmiennokształtnym - odpowiada wzruszając ramionami, jakbym pytał o najprostszą rzecz na świecie - Po prostu zmieniasz kształt

- A jest do tego jakaś instrukcja?

- Po pierwsze: twoje, ahem, ubranie - patrzy zdegustowany na moje szaty - nie przemienia się razem z tobą. Po drugie: im dłużej pozostajesz w określonej postaci, tym bardziej komfortowo się w niej czujesz, wiec, o ile nie planujesz - wzrusza ramionami - zmiany planów - trzymaj rękę na pulsie.

Patrzę znów na swoje ręce. Powoli je obracam i poruszam palcami. Nadal nie jestem do końca pewien, co dokładnie mam robić. Hermiona już od dłuższego czasu unosi rękę, jak na lekcji, ale ponieważ ją ignorujemy, w końcu się odzywa

- Proszę pana!

Stwor rzuca jej długie, cierpiętnicze spojrzenie

- Harry dostał Dar?

- Najwyraźniej ci to przeszkadza - mówi kwaśno istota

- Ależ nie, wcale! - wydaje się być urażona, pociera grzbiet nosa, jakby w przeczuciu nadchodzącej migreny - Miałam tylko na myśli, dlaczego Harry? Dlaczego nie miliony innych, którzy prosili?

- Bo go potrzebuje. Inni nie.

Marta wynurza się ze swojej kabiny

- Mogę ja też dostać Dar?

Stwór nawet nie zadaje sobie trudu, by się odwrócić

- Duchy są kompletnie bez znaczenia!

Marta jak zwykle uderza w płacz.

- Czyli nie lubicie wody, tak? - nurkuje w swojej toalecie, a stworzenie znika.

Ułamek sekundy później ogromna fala obmywa ścianę z lustrem i odbijając się od niej zalewa nas do polowy ud. Hermiona spogląda na chronione zaklęciem drzwi, które obecnie powstrzymują dobre kilka stóp wody.

- Filch chyba dostanie zawału.

Nadal jestem zszokowany, że otrzymałem Dar, jednocześnie boję się, że za chwilę wszystko to okaże się jakimś głupim żartem. Nie czuję się przecież w żaden sposób inaczej. Z jakiegoś bliżej nie wyjaśnionego, zwariowanego powodu, przychodzi mi do głowy biedronka. I nagle, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że się przemieniłem, ani tym bardziej, jak to zrobiłem, czuję że trzepoczę skrzydełkami tuż przed twarzą Hermiony, która wydaje mi się tak ogromna, że ogarniam wzrokiem co najwyżej jej połowę. Hermiona piszczy z zaskoczenia. Dźwięk przetacza się w powietrzu, spychając mnie z kursu. W końcu udaje mi się wylądować na jej ramieniu. To jest niesamowite, ale też bardzo mnie dezorientuje. Mam już dosyć. Na powrót zmieniam się w człowieka. Staję obok Hermiony, trzymając rękę na jej ramieniu.

- Harry! - chichocze odwracając wzrok i brodząc w poszukiwaniu moich rzeczy - Jesteś...uhh...cóż.

- Myślę, że poćwiczę to raczej w samotności - mowię rumieniąc się.

- Tak zrób. Chociażby z uwagi na moje nerwy - zniża glos do szeptu - Od tej łazienki też lepiej trzymaj się z daleka.

Odbieram od Hermiony swoje ubranie i rzucam się do kabiny, jak najdalszej od kabiny Marty. Jak tylko udaje mi się ubrać zimne, mokre i wyjątkowo nieprzyjemne majtki, z muszli dobiega glos Marty

- Cześć Harry

Podskakuję, upuszczając do wody spodnie. Wyławiam je, wykręcam i zakładam, cały czas rzucając Marcie piorunujące spojrzenia.

- Wiesz, mogłabym ci pomóc - szepce wynurzając się z muszli - Na przykład coś ci potrzymać...

Przerażony wydostaję się z kabiny, zapinając jednocześnie spodnie. Marta płynie w powietrzu za mną.

Hermiona podaje mi koszule

- Marto!

- Ja przecież tylko patrzę - odpowiada przybierając minę niewiniątka

Pospiesznie zapinam koszulę, odbieram od Hermiony przemoknięty sweter i szatę i również je zakładam, brnąc w stronę wyjścia.

Hermiona celuje różdżką w drzwi

- Alohomora! - drzwi się otwierają i cała woda wylewa się na korytarz.

Kiedy juz jesteśmy przy wyjściu, Marta zaczyna zawodzić:

- Świetnie! Idźcie! Zostawcie mnie tu samą jak wszyscy inni!

Wydostajemy się na zewnątrz razem z kolejna potężną fala wody. Hermiona patrzy na zalaną podłogę, potem na mnie.

- Filch nas...

Myślę dokładnie o tym samym

- ... zabije. Biegiem!

"Kot"

Produkuje kilka ziewnięć, by wymigać się od trzeciej partii szachów z Ronem i iść do dormitorium, chociaż nie jest jeszcze wcale tak późno. Większość gryfonów nadal nie śpi.

Zaciągam kotary wokół łóżka, a o poduszkę opieram kieszonkowe lusterko, które dostałem od Hermiony. Biorę głęboki wdech i próbuje zmienić się w ptaka. nic się nie dzieje. Czy dar już się wyczerpał? A może to był tylko jakiś dziwny sen? Super by było stać się sokołem i móc szybować w powietrzu...

Nagle strząsam z siebie zmięty stos ubrań i obracam głowę bokiem, by moc się przejrzeć w lusterku. Jestem sokołem! szaro-czarnym, z białym zygzakiem na czole. Nie jestem podobny do żadnego konkretnego osobnika, którego widziałem w zoo, czy w książkach, jednak definitywnie przybrałem formę sokoła. przypuszczam, że czarne pióra wynikają z mojego koloru włosów.

Nie mogę się doczekać, by wypróbować coś innego, więc myślę o kocie. Znowu nic. Wygląda na to, że myślenie ogólnie o rodzaju zwierzęcia nie wystarcza. wyobrażam, więc sobie kota o dość mocnej budowie, półdługim futrze i (tylko, żeby się przekonać czy potrafię) z białymi łatkami na łapce i klatce piersiowej. Natychmiast staje się czarnym kotem, dokładnie takim jak chciałem. Poruszam moimi białymi pazurkami i podziwiam w lusterku perfekcyjna białą łatkę w kształcie rombu. Na czole nadal mam zygzak. chyba już nigdy nie pozbędę się tej blizny! Wyobrażam sobie dodatkową białą gwiazdkę, która natychmiast się pojawia, zlewając się jakby z blizną i tworząc jedną całość.

Przechadzam się po łóżku zdumiony tym, jak komfortowo czuje się w tym ciele. Chodzenie na czterech łapach wydaje mi się zaskakująco naturalne. Ktoś w pokoju wspólnym śmieje się głośno, a moje uszy natychmiast obracają się w kierunku dźwięku. Przeglądam się w lusterku celowo poruszając uszami w przód, w tył i znowu w przód. Jakież dziwne są kocie uszy! Zauważam, że oczy mam nadal zielone - ale co to?! Odskakuje do tyłu, kładę uszy po sobie, wpatruje się nerwowo w swoje łapy. Co to było? Poczułem się niemal... zagrożony? Jak to możliwe, przecież to tylko moje odbicie w nieszkodliwym mugolskim lusterku.

Ostrożnie próbuje się zbliżyć i przejrzeć po raz drugi. Widzę swoje uszy - na razie nieźle. Podchodzę jeszcze trochę. Ukazuje się czubek mojej głowy. Przysuwam się bliżej i patrzę prosto w swoje zielone oczy. Zamieram, niepewny czy atakować lustro, czy też może uciekać. Moje łapy decydują za mnie. Podskakuje, praktycznie spadam z łóżka, przebiegam pełnym pędem przez pokój wspólny i wypadam do hallu.

Wędruje korytarzem trzymając się blisko ścian. wszystko wydaje się dziwne i fascynujące. Sufit jest tak strasznie wysoko, a kamienne podłogi, latami używane, pokrywa siateczka wypukłości i wgłębień. to, co brałem za zwyczajne, czarne listwy przypodłogowe, okazuje się być ozdobione skomplikowanym, spiralnym wzorem. Widzę przelatującą obok ćmę. Instynktownie skacze za nią - uczucie dziwnie przypominające latanie - płynne i naturalne. Ćma wymyka mi się i leci w stronę schodów. W pogoni za nią zeskakuje po pięć stopni naraz i daje susa. Czuje, jak moje zęby zaciskają się na jej małym, drżącym ciele. Pomimo, że jest trochę jakby... przykurzona, smakuje zadziwiająco dobrze.

Nagle słyszę kroki i spoglądam w górę.

O nie! Snape! Idzie prosto na mnie!

W pierwszym odruchu chce uciekać, ale potem uświadamiam sobie, że on nawet na mnie nie patrzy. Nie ma pojęcia, że to ja, jestem dla niego zwykłym kotem.

Przyczajam się, gdy się zbliża. jego szaty falują. Pokusa staje się zbyt silna... gdy mnie mija, błyskawicznie rzucam się na niego. Chybiam i ląduje na podłodze. Zbieram się w sobie i skacze znów, tym razem wczepiam się pazurami w krawędź jego szaty, którą on natychmiast mi wyszarpuje, kopiąc mnie jednocześnie w bok. Przewracam się, wstaje, biorę głęboki wdech i ruszam za nim. Tym razem udaje mi się wskoczyć na jego stopę. Chwytam się mocno przednimi łapami i gryzę go w kostkę. Nagle czuje jak coś we mnie trafia, niczym niewidzialna poduszka - ześlizguje się bezradnie - dostałem jakimś zaklęciem.

Gdy jego działanie z wolna ustępuje, zaczynam gramolić się niezdarnie, jakby podłoga była pokryta lodem. W końcu wstaje, twarzą do pustej ściany. Odwracam się ostrożnie i widzę jak Snape odchodzi w przeciwnym kierunku.

Ponownie zbieram się w sobie. Zajmuje mi to chwilek, wiec Snape sporo mnie wyprzedza. Biegnę za nim, najszybciej jak potrafię i udaje mi się wskoczyć od tyłu na jego nogę.

Nie spodziewał się chyba, że spróbuje znowu - potyka się. Boksuje jego stopę tylnymi łapkami i ponownie gryzę w kostkę. Tym razem udaje mi się przebić przez szatę i spodnie, jednakże moje zęby zatrzymują się ze zgrzytem na jego butach ze smoczej skory. Czuje dreszcze wywołane tym dźwiękiem.

Następną rzeczą, z której zdaje sobie sprawę, to fakt, że jestem trzymany na odległość reki za fałd skóry na karku.

Syczę i usiłuję się uwolnić, skóra napina mi się nieprzyjemnie. Snape przygląda mi się przez chwile podejrzliwie, a potem rzuca na mnie Zaklęcie Przywracające. Nie mam nawet czasu zacząć panikować, bo już jestem skapany w niebieskim świetle. Nic się jednak nie dzieje. Przypuszczam, że Snape nie wierzy, w oscul-dhnelgenzina ani odrobinę bardziej niż początkowo Hermiona, bo nie zadaje sobie trudu, by rzucić czar anty-maskujacy.

Przez chwile się zastanawia, a potem uśmiecha się baaardzo nieprzyjemnie. "cóż, jesteś tylko zwykłym kotem, nieprawdaż?"

Owija mnie szybko swoją peleryną, tak ciasno, że nie mogę się poruszyć i niesie mnie do lochów. Całą drogę buczę na niego. W co ja się wpakowałem? Przecież on najprawdopodobniej zamierza mnie torturować, lub testować na mnie jakiś okropny eliksir, a ja nie mam nawet różdżki by się bronić!

Wchodzimy do komnaty, drzwi zatrzaskują się głośno za nami. Mam jedynie odległe wrażenie kamiennych ścian, słabego światła świec i niewyraźnego zapachu drewna sandałowego. Zostaje rzucony na czerwoną, aksamitną sofę.

"petrificus totalus!"

Nie mam nawet czasu usiąść. Jestem spetryfikowany leżąc na boku, łapy rozrzucone w rożnych kierunkach. Snape coś robi, ale nie jestem w stanie odwrócić głowy, by na niego spojrzeć. Po chwili kładzie na stoliczku przede mną małą, skórzaną walizeczkę. Jest otwarta, ukazując równy rządek metalowych narzędzi. Zakraplacz, nożyczki, skalpel, coś długiego z ostrym zakrzywionym końcem, a za tym puste miejsce... O cholera.

Snape klęka na podłodze przede mną. W ręce trzyma małą, otwartą kopertę.

- Nie bądź taki przerażony - mówi cicho tonem, od którego cierpnie mi skora - nie zamierzam przeprowadzić na tobie wiwisekcji, choć z całą pewnością na to zasługujesz.

Nachyla się nade mną trzymając coś metalowego tuż przy mojej twarzy. Nie mogę uciec, nie mogę nawet zebrać się jakoś w sobie w oczekiwaniu na torturę. Czuje krotki, ostry ból w pyszczku, ale szybko przechodzi. Snape metalową pincetką wkłada mój wąs do koperty i kilkakrotnie powtarza całą operacje z obu stron. Nim kończy, nos boli mnie już bardzo. W końcu, ku mojej ogromnej uldze, widzę jak odkłada pincetkę i zamyka walizkę. Pieczętuje kopertę, odkłada ja na biurko i siada obok mnie.

- No, to, komu mam zabrać punkty? - chwyta mnie pod brodę i unosi mi głowę do góry. Jego twarz jest praktycznie przy mojej, oczy mu błyszczą. Otwiera mi na chwile pyszczek i unosi górną wargę. Potem jego ręka wędruje do moich uszu. Dotyk ten powoduje fale dreszczy. Nie miałem pojęcia, że kocie uszy są tak wrażliwe. Teraz egzaminuje moje łapy, a potem chyba kończą mu się pomysły. Wygląda na nieco rozczarowanego. Jego ręka spoczywa na moim boku. Po chwili wstaje i zdejmuje ze mnie Petrificusa.

Rozpłaszczam się na sofie sycząc na niego.

- Daj spokój, nie zrobiłem ci nic gorszego niż ty mi.

Gestem dłoni wskazuje na drzwi, które natychmiast się otwierają. Korzystam z okazji i rzucam się do ucieczki. Całą drogę do wieży gryffindoru pokonuje biegiem i pędem wpadam prosto do łóżka. Ukrywam się tam, nadal spanikowany, czujnie nasłuchując, ale jedyne, co słyszę, to szum krwi w uszach i chrapanie Neville'a. Powoli oddech mi się wyrównuje i przybieram ludzką postać. Owijam się ciasno kocem i całą wieczność gapie się w ścianę, aż w końcu udaje mi się zasnąć.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
3a.Choroby przewlekłe okresu rozwojowego cz.1, medyczne różne, pediatria
Gramatyka Opisowa Języka Polskiego - notatki cz.2, Deutsch, Różne
Słodko- gorzki smak, Slayers fanfiction, Oneshot
4a.Choroby przewlekłe okresu rozwojowego cz.2, medyczne różne, pediatria
www.sporty.pl, Różne fizjo
tajemniczy kochanek cz.1, twilight rozne
Gramatyka Opisowa Języka Polskiego - notatki cz.1, Deutsch, Różne
2. Teorie rozwoju cz-owieka, Różne pedagogika
Olbrychski Słodko gorzki
SILENT HUNTER II cz 2 pl
Karol May Grobowiec Rodrigandów tom 7 cz 2

więcej podobnych podstron