Homoseksualiści są traktowani jako grupa pod specjalną opieką
Dlaczego nie dzieje się tak w przypadku chrześcijan, których się zabija na skalę masową?
20.11.2013.
Tę prawdę trzeba powtarzać nieustannie: chrześcijanie są najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie, a liczba 100 000 zabitych rocznie, choć szokująca, nie jest powszechnie znana, a jeśli znana, to się ją ignoruje.
W Afryce Północnej, w Azji, i na Bliskim Wschodzie obserwujemy od pewnego czasu likwidację chrześcijańskich wspólnot, niegdyś kwitnących. Członków tych wspólnot się zabija, niekiedy w sposób odrażająco brutalny, a miejsca kultu i sztuki o unikalnej wartości ulegają bezpowrotnej zagładzie. Tak działo się lub dzieje w Syrii, Egipcie, Libii, Indiach, Libanie. Tak dzieje się także w niektórych krajach czarnej Afryki. Od kilku dziesięcioleci jesteśmy świadkami dechrystianizacji, a tym samym de-okcydentalizacji wielkich centrów chrześcijańskiej i zachodniej kultury w Afryce i w Azji.
Ale chrześcijanie są także przedmiotem agresji w świecie zachodnim. Oczywiście są to prześladowania znacznie mniej brutalne, lecz poziom agresji musi budzić niepokój. Oto kilka przykładów z ostatnich miesięcy: proaborcyjne lesbijki zaatakowały fizycznie arcybiskupa Leonarda na uniwersytecie brukselskim, kościoły spalono, podpalono lub sprofanowano w Niemczech (Hannover, Grafing), w Hiszpanii (Castellon), w Anglii (dwa kościoły w Derbyshire), we Francji (Lille, Paris, Montpellier, La Roche sur Yon, Dijon, Bourgoin--Jaliieu), w Danii (Jutlandia). Chrześcijańskim lekarzom odmawia się prawa do nie wykonywania aborcji, a księży zmusza do udzielania homoseksualnych ślubów w Danii, Norwegii, Irlandii. Policja francuska potraktowała brutalnie prorodzinnych demonstrantów, a minister Peillon zapowiedział zastąpienie wiary katolickiej religią republikańską. Więcej informacji, w tym najnowsze, można znaleźć na stronie www.intoleranceagainstchristians.eu
Reakcja Europy i jej krajów na podobne akty barbarzyństwa jest daleka od zadowalającej.
Jedną z przyczyn jest stan chrześcijaństwa w Europie. Miliony nominalnych chrześcijan wykazują tak zwane chrześcijaństwo bezobjawowe. Oddając sprawiedliwość licznym i dzielnym grupom religijnym trzeba jednak przyznać, że ogromna część chrześcijan, w tym kleru, skapitulowała i zobojętniała. Ekscesy traktuje się jako zjawiska nieuchronne, a niekiedy wręcz uznaje za sprowokowane zbytnią widocznością - ciągle, jak należy mniemać, zbyt dużą - chrześcijańskich symboli i obyczajów.
Nową quasi-religią w całym świecie zachodnim stała się natomiast ideologia nowoczesności, będąca wulgarną wersją Oświecenia. Z tej perspektywy wszelka religia, a chrześcijaństwo w szczególności jawi się jako niebezpieczny anachronizm. Kościołów nie uznaje się za instytucje, od których można się czegoś nauczyć, lecz za instytucje, które trzeba pouczać, a nauczycielami są oświeceni apostołowie postępu, demokracji, liberalizmu i sekularyzacji. Chrześcijaństwo oskarża się o to, że jest przeciw równości a za autorytaryzmem, że dyskryminuje kobiety, homoseksualistów i zwalcza seksualne swobody. Nie lubi się go także z tego powodu, że kojarzy się ono z triumfalizmem zachodniej cywilizacji, imperializmem i przeświadczeniem o wyższości zachodniej kultury. Połączenie tych wszystkich elementów tworzy postawę, którą zwykło się nazywać chrystofobią.
Europejczycy, a szczególnie ci, którzy związani są z Unią Europejską, są przekonani o swojej niewinności i odrzucają z oburzeniem zarzut chrystofobii. Twierdzą, że konsekwentnie bronią zasady wolności religii. Co do tej obrony, można mieć poważne wątpliwości, ale to temat na inną rozprawkę. Prawdą jest oczywiście, że Unia, w tym Komisja i Parlament, wydały kilka dokumentów, w których potępia się łamanie zasady wolności religii. Ale wpływ ich był wątpliwy i trudno się temu dziwić. Sam pamiętam debatę o prześladowaniu chrześcijan w Parlamencie Europejskim, z udziałem baronowej Ashton. Większość wypowiedzi zawierała zdawkowe lub zgoła żadne odniesienia do chrześcijan i chrześcijaństwa, a nacisk kładziono na samą zasadę wolności religii. Baronowa Ashton w swojej podsumowującej kilkunastominutowej wypowiedzi użyła słowa „chrześcijaństwo” raz, a „chrześcijanie” dwa lub trzy. Cała reszta to był liberalno-europejski bełkot. Zewnętrzny obserwator nieobeznany z rzeczywistością unijną musiałby się zapewne zdziwić, że w dyskusji o krzywdzie spotykającej chrześcijan było tak mało o chrześcijanach.
Rzecz w tym, że zastąpienie problemu prześladowania chrześcijan problemem wolności religii - a to właśnie jest praktyką Unii i rządów - jest oznaką naszej słabości, często z wyraźnym podtekstem chrystofobicznym. Obserwowałem niektórych swoich kolegów, jak bardzo starali się, by nie być postrzeganymi jako będący zbyt zaangażowani w sprawę samego chrześcijaństwa. Czuli się znacznie bezpieczniej mówiąc wyłącznie o neutralnej i abstrakcyjnej zasadzie. Prześladowanie chrześcijan miało być tylko ilustracją jej łamania, a nie wielkim problemem moralnym i politycznym dzisiejszego świata. Ucieczka w zasadę wolności religijnej pozwalała im ukryć - choć niezbyt skutecznie - lękliwość połączoną z brakiem sympatii dla chrześcijaństwa.
Wystarczy skontrastować podejście Unii Europejskiej, jej instytucji i funkcjonariuszy do chrześcijan z podejściem do homoseksualistów. W przypadku homoseksualistów nie ma mowy o liczeniu się ze słowami i nie ma mowy o ograniczaniu się do powtarzania samej abstrakcyjnej zasady. Politycy działają, bronią, inspirują, uczestniczą w demonstracjach, paradach. W niemal każdym dokumencie unijnym znajdują się wzmianki o homoseksualistach. Są oni traktowani jako grupa pod specjalną opieką i wymagająca specjalnych instrumentów obrony.
Dlaczego zatem nie dzieje się tak w przypadku chrześcijan, których się zabija na skalę masową? Odpowiedź jest prosta. Ponieważ Unia Europejska a także większość rządów i społeczeństw europejskich traktuje homoseksualistów jako swoich, to znaczy jako należących do naszego nowoczesnego liberalno-demokratycznego świata, natomiast chrześcijan i chrześcijaństwo jako ciało obce niezbyt dobrze do tego świata pasujące. Takie podejście do chrześcijaństwa się upowszechnia, a wraz z nim maleje determinacja w obronie prześladowanych chrześcijan, a tym samym wyrazistość i skuteczność wszystkich deklaracji w ich obronie.
Unia i kraje europejskie powinni wreszcie uznać losy chrześcijan na całym świecie za przedmiot swojej szczególnej troski. Z racji naszego dziedzictwa chrześcijańskiego i roli tej religii w ukształtowaniu świata zachodniego Europa winna chrześcijan bronić nie tylko w imię zasady wolności religii - tak jak w imię tej zasady broni buddystów, czy muzułmanów - ale z racji głębszej powinności historycznej i duchowej. Tak jak polski rząd bronić winien Polaków na całym świecie, jeśli dzieje się im krzywda, jak czynią to inne rządy w stosunku do swoich rodaków, tak Europa i cały świat zachodni winien występować w imię tego samego obowiązku w obronie chrześcijan.
Nie jest to zresztą tylko obowiązek o charakterze moralnym i duchowym. Nie wywiązywanie się z niego wynikające ze skrzywienia chrystofobicznego ma swoje konsekwencje polityczne. Ataki na chrześcijaństwo, niezależnie gdzie mają miejsce, są zawsze atakami na Europę i europejskość, ale nie na Europę i europejskość w sensie Martina Schulza, Jose Manuela Barroso i Hermana van Rompuya, ale w sensie pierwotnym i właściwym. Obrona chrześcijan ma więc skutki polityczne, podobnie jak skutki polityczne ma jej zaniechanie. A to powinno być czytelne dla każdego mieszkańca Europy, niezależnie od jego wiary religijnej lub jej braku.
Tam gdzie chrześcijaństwo niegdyś mocno obecne zostaje wypierane przemocą, tam słabną wpływy Zachodu, a konsekwencje utraty tych wpływów szkodzą nie tylko nam w Europie, lecz przede wszystkim samym mieszkańcom tych regionów, chrześcijanom i nie-chrześcijanom. Obrona chrześcijan i chrześcijaństwa to zatem obrona przyczółków cywilizacji zachodniej w krajach, gdzie ta cywilizacja się nie utrwaliła i gdzie spotyka się z niechęcią.
Fakt, że politycy europejscy prawdę tę ignorują dowodzi, że uprzedzenia antychrześcijańskie biorą u nich górę nad elementarną kalkulacją polityczną.
Tekst wygłoszony podczas debaty poświęconej prześladowaniu chrześcijan zorganizowanej przez grupę parlamentarną Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
Ryszard Legutko
(ur. 1949 r.), profesor filozofii, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego (Instytut Filozofii), prezes Ośrodka Myśli Politycznej w latach 1992-2005, w latach 2005-2007 wicemarszałek Senatu RP, w 2007 r. Minister Edukacji Narodowej, w latach 2007-2009 Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta RP, od 2009 r. poseł do Parlamentu Europejskiego, gdzie pełni funkcję szefa delegacji posłów Prawa i Sprawiedliwości zasiadających we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Autor książek "Platona krytyka demokracji" (1990), "Spory o kapitalizm" (1994), "Tolerancja. Rzecz o surowym państwie, prawie natury, miłości i sumieniu" (1997, Nagroda Ministra Edukacji Narodowej), "Traktat o wolności" (2007), "Esej o duszy polskiej" (2008), przekładów dialogów Platona wraz z komentarzem naukowym "Fedon" (1995), "Eutyfron" (1998), "Obrona Sokratesa" (2003), wyborów esejów i felietonów "Bez gniewu i uprzedzenia" (1989, Nagroda PEN Clubu), "Nie lubię tolerancji" (1993), "Etyka absolutna i społeczeństwo otwarte" (1994, Nagroda im. Andrzeja Kijowskiego), "Frywolny Prometeusz" (1995), "I kto tu jest ciemniakiem" (1996), "Czasy wielkiej imitacji" (1998), "Złośliwe demony" (1999), "O czasach chytrych i prawdach pozornych" (1999), "Society as a Departament Store" (wydanie amerykańskie, 2002), "Raj przywrócony" (2005), "Podzwonne dla błazna" (2006).