6098


- 1 - 

Jeszcze przed wakacjami, w związku z katechezą omawianą w klasie siódmej, a dotyczącą wyboru szkoły i zawodu przeprowadziłem w kilku starszych klasach anonimową ankietę. Prosiłem, by uczniowie, nie podpisując się wcale imieniem i nazwiskiem, tylko klasą, odpowiedzieli szerzej na jedno pytanie: Jakie są twoje pragnienia, marzenia i plany na bliższą i dalszą przyszłość? Odpowiadało pisemnie około stu uczniów. W domu, gdy przeczytałem wszystkie odpowiedzi, ogarnęło mnie przygnębienie. Mógłbym wam teraz statystycznie przedstawić pragnienia bliższe i dalsze starszych dzieci. Byłoby to jednak zbyt nudne odpowiedzi wykazywały wielkie podobieństwo. Oto tylko przykładowe marzenia moich uczniów: spędzić akacje, ale koniecznie na zachodzie Europy, a jeszcze lepiej w Ameryce, otrzymać nareszcie w prezencie upragnione video; mieć dużo pieniędzy, zdobyć w przyszłości zawód, który pozwoliłby wybudować elegancką willę z telewizją satelitarną, zachodni samochód lub motor, nowe ubiory, ale też koniecznie z Pewexu.

Na następnej katechezie z tymi dziećmi powiedziałem tylko, że ich wypowiedzi są bardzo zasmucające. Nie wyjaśniłem jednak dlaczego...

W ubiegłą natomiast niedzielę, kiedy, podobnie jak wy, większość moich uczniów wróciła już z wakacji z głowami pełnymi wrażeń, spotkałem się z nimi po Mszy św. dziecięcej. Wśród otaczających mnie chłopców i dziewcząt wielu było z tych, którzy przed wakacjami odpowiadali na ankietę. Jakby od niechcenia rzuciłem pytanie: Z jakim plonem wracacie po wakacjach?

Andrzej z dumą i pewną wyższością oznajmił, że cały miesiąc spędzał nad Adriatykiem. Basia jeszcze głośniej oznajmiła wszystkim, że tacie za przemycony do RFN towar udało się kupić magnetowid. Ania ze śmiechem stwierdziła, że bardzo chytrym, jej zdaniem, sposobem, tzn. smutną wciąż twarzą wymusiła na rodzicach, że kupili jej "szałową" spódniczkę i kurtkę. Pomyślałem sobie w duchu: "biedacy i w dodatku nieuczciwi".

Po chwili jednak oniemiałem: inne dzieci, które brały przed wakacjami udział w ankiecie, teraz, odpowiadając na moje pytanie, nic nie wspomniały o video, pieniądzach, willach... Janek spokojnie opowiadał o obozie wędrownym, na którym poznał wielu ciekawych kolegów, zaprzyjaźnił się z nimi. Kasia, która przez miesiąc była u zniedołężniałej babci, powiedziała, że wraca z wakacji z innym sercem. Jurek zwiedził dużo kościołów, był także na pieszej pielgrzymce w Częstochowie, wrócił z niej odmieniony wewnętrznie - jak to sam określił. Wypowiedzi podobnych do tych ostatnich było bardzo dużo.

Nie wytrzymałem więc i powiedziałem: Dzięki Bogu, że ozdrowieliście i większość z was zrozumiała, że ważniejsze jest nie to, co człowiek posiada, jak gruby ma portfel czy modne ubranie, ale jakie jest jego serce, ,jego sumienie, jego dusza.

Ks. Andrzejewski R. "Effatha", BK 2-3 (1988), s. 68-69

- 2 -

Carlo Carretto wspomina pewien epizod ze swego dzieciństwa: "Pewnego dnia przybył do nas wędrowny sprzedawca książek; który chodził od domu do domu. Nie rozumiałem wtedy zbyt wiele, ale wówczas o po raz pierwszy w życiu usłyszałem słowo Biblia. W miasteczku zrobiło się poruszenie. Najpierw wśród kobiet, potem wśród wszystkich jego mieszkańców. Jedni kierowali się gorliwością, innych poniosła duma. Jakaś kobieta zaczęła wykrzykiwać z okna: Kociarz, kociarz... Nie trzeba nam twojej religii. Wynocha stąd - Podniecenie udzieliło się również dzieciom. A człowiek ów szedł blady środkiem drogi. Książki miał w wielkiej czarnej torbie. Jedna z kobiet rzuciła za nim książką dopiero co u niego kupioną. Człowiek, nie oglądając się, schylił się po nią. Wtedy uderzył go w plecy kamień. Człowiek przyspieszył kroku, a za nim pobiegła czterech wyrostków. Każdy z nich miał w ręku kamień. Między tymi chłopcami byłem i ja. Wieczorem, na nabożeństwie majowym, proboszcz pochwalił nas wobec parafii, że stanęliśmy w obronie" (C. Caretto, List z pustyni, Warszawa 1898. s. 81).

Podobne przykłady nietolerancji każą myśleć o innych bolesnych rozdarciach wśród ludzi.  Rzecz jasna - uczy Sobór Watykański II - nie wszyscy ludzie są sobie równi pod względem różnych swoich możliwości fizycznych oraz różnorakości sił intelektualnych i moralnych. Należy jednak przezwyciężać i usuwać wszelką formę dyskryminacji odnośnie do podstawowych praw osoby ludzkiej, czy to dyskryminacji społecznej, czy kulturalnej, ze względu na płeć, rasę, kolor skóry, pozycję społeczną, język lub religię, ponieważ sprzeciwia się ona zamysłowi Bożemu"

Ks. Marek Chmielewski - NIE CZYŃCIE RÓŻNIC MIĘDZY SOBĄ BK 91

- 3 -  

Przeprowadziłem ankietę w ostatniej klasie szkoły podstawowej. Postawiłem pytanie: Czy są istotne różnice wśród młodzieży, a jeśli tak, to pod jakim względem młodzież jest najbardziej zróżnicowana.

Większość ankietowanych stwierdziła, że zróżnicowanie jest znaczne. Młodzież uważa, że w zasadzie zniknął problem antagonizmów na tle rasowym. narodowym i religijnym. Problem tkwi w pieniądzu. Bogatsi, zamożniejsi uważają się ponoć za ludzi lepszej kategorii. Posiadanie drogich i modnych

- choć nieraz wątpliwej jakości strojów, aparatury audiowizualnej jest często przyczyną różnic I antagonizmów narastających w środowisku młodzieżowym. Respondenci stwierdzili, że wybór szkoły, zawodu, pracy jest takie powodem nieporozumień w świecie młodych ludzi.

Ks. Tadeusz Malchrowicz NIE CZYŃCIE RÓŻNIC MIĘDZY SOBĄ BK 91

 - 4 -

 

Ktoś zdyszany przybiega do Sokratesa i mówi:

- Słuchaj, Sokratesie, muszę ci powiedzieć, że twój przyjaciel...

- Poczekaj, przerywa mu Sokrates, czy przesiałeś już to, co mi chcesz opowiedzieć przez trzy sita?

- Trzy sita? Jakie?

- Pierwsze, to sito prawd. Czy wszystko to, co mi chcesz powiedzieć, jest prawdziwe?

- Nie wiem, słyszałem tylko jak mówiono, że...

- Dosyć, może przesiałeś wobec tego słowa twe przez sito dobroci? Czy to, co zamierzasz mi mówić, skoro nie jest stwierdzone, jest przynajmniej czymś dobrym?

- I to nie. Przeciwnie...

- Hm, hm - przerywa mu Sokrates. Wobec tego przesiejmy jeszcze przez trzecie sito i zapytajmy, czy musisz to, co zdaje się ciebie wzruszać, koniecznie powiedzieć?

- Koniecznie, właściwie nie...

- Wobec tego - mówi mędrzec z uśmiechem - jeżeli to, z czym do mnie przychodzisz, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani nie musi być powiedziane, to zaniechaj tego i nie obciążaj tym ani siebie, ani mnie (Ks. Kazimierz Pielatowski, Przykłady do kazań i katechez, Puszczykowo 1965 - maszynopis).

To opowiadanie może nas wiele nauczyć. Jakie często ludzie oceniają drugich nie zważając na prawdę, dobro, bez potrzeby. Czym się kierują y swoich ocenach?

Ks. Bogdan Molenda - NIE CZYŃCIE RÓŻNIC MIĘDZY SOBĄ BK 91

- 5 -

Była to urzędowa rozmowa kapłana w pewnym człowiekiem. Ksiądz zapytał: "Czy pan jest wierzącym? Z jakiej rodziny pochodzi?" Rozmówca jednym tchem odpowiedział: "Tak, jestem wierzącym, pochodzę z bardzo religijnej rodziny, ja również jestem religijny". Z dalszej rozmowy ksiądz dowiedział się, że ten człowiek przez wiele miesięcy mieszkał z kobietą bez ślubu, potem zdecydował się przyjąć Sakrament Małżeństwa, by po dwóch latach opuścić żonę i zamieszkać z inną. Już kilka lat nie był do Spowiedzi, a we Mszy Świętej uczestniczy sporadycznie, bo nie ma na to czasu. Religijność i wiara tego człowieka jest niepełna, zdefektowana, nosi cechy niewiary. Czy tylko jego?

Ks. Jan Augustyn MATERIAŁY HOMILETYCZNE Rok B - Tarnów 2000

- 6 -

Mówi ktoś: "W Boga wierzę, ale w Kościół nie". Jakiż to brak logiki, konsekwencji! Przecież Kościół nie wziął się z nikąd. Ustanowił go Jezus Chrystus - Syn Boży, wysłany przez Boga Ojca. Mówił Pan Jezus: "Jak Mnie Ojciec posłał, tak i Ja was posyłam. Kto was słucha Mnie słucha, kto wami gardzi Mną gardzi. Kto przyjmuje tego, którego Ja poślę, Mnie przyjmuje. A kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Odrzucając Kościół odrzuca się Chrystusa, odrzuca się Boga.

Uważa się ktoś za chrześcijanina, ale n.p. wątpi, czy jest coś po śmierci, czy jest życie wieczne, czy jest niebo i piekło. I w takim myśleniu brak konsekwencji. Prawdy o życiu wiecznym, o sądzie Bożym, o niebie i piekle zostały wyraźnie przez Boga objawione. Mówił Chrystus o jednych, którzy pójdą w ogień wieczny, o drugich, że pójdą do życia wiecznego. Mówił o Bogu Abrahama, Izaaka i Jakuba, którzy żyli przed wiekami i dodawał: Bóg nie jest Bogiem umarłych, ale żywych.

Nie można być prawdziwym chrześcijaninem, jeśli nie przyjmuje się całej nauki Chrystusa. Jak się jest katolikiem, to się jest w całości. Jak się nie jest w całości, to się wcale nie jest.

Słyszałem i taką wypowiedź: "Wszystko jedno, w co się wierzy, byleby w coś wierzyć i żyć uczciwie". Mówiący tak, nie ma pojęcia o prawdzie. Tu powiem krótko: białe nie jest czarne, jak coś jest kamieniem, to nie jest chlebem. Prawdy objawione przez Boga, to nie to samo, co ludzkie wymysły. A więc nie wszystko jedno, w co się wierzy. Wierzy się w prawdę!

Ks. Jan Augustyn MATERIAŁY HOMILETYCZNE Rok B - Tarnów 2000

- 7 -

Jest książka p.t.: "Nie poprawiać Pana Boga". Dedykuję ją wszystkim, którzy próby poprawiania Pana Boga podejmują na płaszczyźnie moralności. Nad Boże prawo moralne nic lepszego nie wymyślimy, a więc: "nie poprawiać Pana Boga"!

Ojciec Święty pisze o niezdolności zachowania spójności między wiarą a życiem. Życie, postępowanie, zachowanie wielu niewiele ma wspólnego z wyznawaną wiarą: nienawiść, lekceważenie dnia świętego, pijaństwo, kradzieże i oszustwa, rozpusta, rozwody, słownictwo - jakie to wszystko dalekie od zasad wiary!

Gdy patrzymy w niedzielę na wypełnione tłumem ludzi bazary i targowiska, gdy widzimy otwarte niepotrzebne sklepy i rzesze kupujących, pchających mozolnie wózki z zakupami w supermarketach, to można zapytać: czy Polska jest jeszcze katolicką, wierzącą, czy jesteśmy jeszcze krajem katolickim?

Pijany, leżący na drodze, zobaczył księdza i jeszcze potrafił poznać, więc wybełkotał "Ja jest dobry katolik" A ksiądz z bólem pokiwał nad nim głową i powiedział: "widać to, widać!" Naszą wiarę ma być widać w życiu codziennym. Pan Jezus mówił: "Wy jesteście światłością świata. Tak niech świeci światłość wasza przed ludźmi, by widzieli dobre czyny wasze i chwalili Ojca, który jest w niebie". Dziś zadam sobie pytanie: czy świecę jako chrześcijanin, czy już tylko gorszę, a więc idę po obszarze niewiary?

Ks. Jan Augustyn MATERIAŁY HOMILETYCZNE Rok B - Tarnów 2000

- 8 -

Przejdźmy do konkretów W ostatnich czasach powstało wiele prywatnych przedsiębiorstw, prywatnych zakładów pracy Są więc prywatni pracodawcy, ludzie ci w większości przyznają się do wiary, do chrześcijaństwa. Ale w wielu przypadkach bywa to tylko szyld. Skarżą się bowiem pracownicy, że są zmuszani do niekoniecznej pracy w niedziele i święta. Skarżą się, że są zmuszani do pracy ponad ustalone godziny, że są traktowani jak niewolnicy, szantażowani groźbą zwolnienia: nie mogą upomnieć się o należne prawa, bo pracodawca straszy ich wyrzuceniem z pracy Zmusza się ich czasem do oszustw i malwersacji.

Nie wystarczy nazywać się chrześcijaninem, trzeba nim być także w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym.

W życiu politycznym też. Przez wiele lat propagandy daliśmy sobie wmówić, że wierzący w polityce nie ma nic do powiedzenia, że w polityce nie ma miejsca na religię. I powtarzają ludzie, nawet mądrzy, taki zarzut: "Kościół miesza się do polityki".

Kościół nie miesza się do polityki: nikt z duchownych nie kandyduje na prezydenta, na premiera, żaden nie zasiada a parlamencie, nie pcha się na stołki władzy: wojewodów, starostów, burmistrzów, nawet sołtysem nie chce być żaden proboszcz. To jedno. Ale jest druga dziedzina polityki, w której Kościół nie może milczeć, musi się wypowiedzieć, musi się mieszać. To dziedzina moralności w polityce.

Ks. Jan Augustyn MATERIAŁY HOMILETYCZNE Rok B - Tarnów 2000

- 9 -

Życie człowieka może być piękne i bardzo urozmaicone - między innymi dlatego, że człowiek może sam zdecydować, czym chciałby się w życiu zajmować. Czy zastanawialiście się już nad tym? Kim chciałybyście zostać? (pozwalamy na wypowiedzi dzieci)

Andrzej chciał zostać lekarzem. Myślał sobie, że będzie mógł wielu ludziom pomóc: starszym, bardzo schorowanym, ale i dzieciom - choćby swojemu kalekiemu koledze. Andrzej wiedział, że musi się dużo uczyć. Starał się, jak tylko mógł. Nie wyobrażał sobie, aby mógł być kimś innym. Niestety, kiedy miał lat piętnaście, zdarzył się groźny wypadek: samochód wjechał na chodnik, którym szedł Andrzej, i potrącił go. Jego stan był bardzo ciężki. Lekarzom udało się uratować życie Andrzeja, ale okazało się, że już do końca życia jest on skazany na wózek inwalidzki.

W ten sposób skończyły się marzenia tego chłopca, aby leczyć innych ludzi... Czy słyszałyście o innych, podobnych wypadkach, kiedy ludzie stracili swoje zdrowie? (pozwalamy, aby dzieci wymieniły różne wypadki i nieuleczalne choroby)

Kto z was pamięta, co do tych wszystkich skrzywdzonych ludzi mówi dzisiaj Pan Jezus? (oczekujemy odpowiedzi:)

...

Marzenia Andrzeja, o którym opowiadałem na początku, aby być lekarzem, skończyły się w jednej chwili. Wtedy chłopiec myślał, że jego życie nie ma sensu, że już nie będzie mógł niczego robić, że nikomu w niczym nie pomoże. Na szczęście Andrzej miał bardzo dobrych rodziców - oni modlili się za niego i starali się podtrzymać go na duchu. Przeczytali mu tę samą historię z Ewangelii, którą i wy dzisiaj usłyszeliście-o uzdrowieniu głuchoniemego.

Andrzej gorąco się modlił. Jednak prosił Boga nie o uzdrowienie, ale o to, aby mógł odkryć swoje powołanie, aby mógł coś dobrego czynić dla innych ludzi. I wtedy okazało się, że ma niezwykłe zdolności plastyczne. Skończył odpowiednią szkolę średnią, potem studia wyższe. Jego prace bardzo prędko trafiły na wystawy, a potem do książek dla dzieci.

Z czasem pan Andrzej zaczął także pisać krótkie opowiadania: o Bogu, o Jego wielkiej miłości do człowieka, o tym jak można uczynić swoje życie pięknym i wartościowym. Przez swoje słowo i rysunek pan Andrzej stał się przyjacielem wielu dzieci, a często także ich rodziców: pisali do niego listy, prosili o radę, zapraszali na spotkania i przyjeżdżali w odwiedziny. Zapytany kiedyś pan Andrzej stwierdził, że Bóg zupełnie nieoczekiwanie uczynił go bardzo szczęśliwym człowiekiem, bo nie zmarnował swojego życia, swoich talentów, bo ciągle może pomagać innym ludziom.

Ks. Szymon Likowski - "NIE LĘKAJ SIĘ!" BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2(139) 1997

- 10 -

Kiedy czytam dzisiejszy fragment Ewangelii o uzdrowieniu jednego z tych, dla których świat jest wielkim milczeniem i wielką ciszą, staje w moich oczach obraz człowieka głuchoniemego. Żył w naszej wiosce. Wtedy w sile wieku mężczyzna żył samotnie. Mieszkał kątem u swojej dalszej rodziny i pracował w ich gospodarstwie. W zimowe dni, wolniejsze od pracy, chodził po sąsiadach. Ponieważ niewielu z nich umiało się z nim porozumieć, często siedział samotny mimo otaczającego gwaru. Obserwował otoczenie. Od czasu do czasu nieartykułowanym głosem przypominał swoją obecność. Gestami wskazywał na interesujące go zjawiska, wydarzenia. Umiał rysować. Jako dzieci dawaliśmy mu małe kartki i prosiliśmy o rysunki. Różne. Czasem malował sam od siebie, nieproszony. Pamiętam uśmiech na jego twarzy, gdy widział entuzjazm, nasze uznanie, kiedy podobały się jego "dzieła".

Dziś wracam do tamtych wspomnień. Myślę, jak wiele miał do powiedzenia. Ile tkwiło w nim niewypowiedzianego bólu, ile zastygało w nim niewyartykułowanej radości, którą mógł obdarzyć świat. Milczał. Milczał - jak mi opowiadano - kiedy umierał. Jedynie łzy płynące z oczu wskazywały na coś. Na co? Lęk? Ulgę? A może radość z bliskości chwil, gdy i nad nim rozlegną się słowa: EFFATHA.

Pomyślmy - gdy tylu pragnie daru mowy dla dobrych słów, inni, bezrefleksyjnie korzystają z daru Boga, zużytkowują je dla celów obojętnych, nierzadko złych. Często są niemi. Na naszych ulicach spotykamy dwa rodzaje ludzi głuchoniemych: jedni - fizycznie upośledzeni - posługują się swym kodem komunikowania, drudzy - fizycznie zdrowi lecz kalecy duchowo porozumiewają się słowami przekleństw. Z ludzkiej mowy używają jedynie spójników. Ich dusze z tęsknotą czekają dnia EFFATHA. To otwarcie jest potrzebne każdemu z nas. Potrzebne po to, by nasze słowa nie były bezładną paplaniną, ale oddawały głębię serca...

Ks. Zbigniew Sochy - MOWA I SERCE CZŁOWIEKA Współczesna Ambona - Kielce 1991 Rok XIX Nr 3

- 11 -

Dwa lata temu ukazała się piękna i obszerna książka pt. Głusi słyszą (Wyd. Arch. Krakowskiej, Kraków 1998). Jej autorem jest ks. infułat Jerzy Bryła, który od 1956 roku z wielką kompetencją i poświęceniem pracuje wśród głuchych. Zna go kraj i zagranica z pracy duszpasterskiej w środowisku głuchoniemych. Przeprowadził też dla nich wiele serii rekolekcji. Oto co pisze: "Częstym pytaniem jest, jak długo mówić, jaki ma być czas trwania konferencji. Zauważyłem, że do głuchych można odnieść słowo Pana Jezusa: błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego. Bo oni rzeczywiście są chętnyrni słuchaczami, chociaż słuchają oczami. Nie tylko cierpliwie siedzą na kazaniu, ale sami domagają się, aby mówić długo. Na krótszą naukę nie opłaca się im przyjeżdżać z daleka. Głusi chcą pochłonąć jakąś nową treść, chcą coś przeżyć, a na to trzeba czasu. Po półgodzinnym kazaniu można jeszcze co piętnaście minut pytać, czy chcą, by dalej do nich mówić. Oni migają zawsze: jeszcze, jeszcze. Godzina, moim zdaniem, jest w sam raz" (Głusi słyszą, s. 155-156).

Ks. Jan Twardy - "NAWET GŁUCHYM SŁUCH PRZYWRACA I NIEMYM MOWĘ" Współczesna Ambona 2000

- 12 -

Końcową zachętą dla nas niech będą słowa zc wspomnianej książki ks. Jerzego Bryły: "Pamiętajmy, że do głuchych nie tylko mamy mówić o Bogu, ale Panu Bogu mamy często mówić o głuchych. Polecajmy ich w naszych modlitwach ich patronom, św. Janowi Beverley, św. Franciszkowi Salezemu, bł. Filipowi Smaldone (tego ostatniego ogłosił Ojciec św. Jan Paweł II patronem głuchoniemych 12 maja 1996 roku). Ta miłość okazana głuchym będzie dla nas, jak mówił Filip Smaldone, drabiną do nieba" (Głusi słyszą, s. 165).

Ks. Jan Twardy - "NAWET GŁUCHYM SŁUCH PRZYWRACA I NIEMYM MOWĘ" Współczesna Ambona 2000

- 13 -

(aby pobudzić dzieci do włączenia się w dyskusję, homileta, próbuje dodzwonić się z telefonu komórkowego do przyjaciela, tak może rozpocząć)

Halo! Halo! Tomek? Proszę Cię, mów głośniej! Nic nie słyszę! Czyżbyś miał słaby zasięg? Stań bliżej okna i staraj się mówić głośno i wyraźnie, bo jak dotąd nie wiem, o co Ci chodzi! No, już trochę lepiej.

(rozmowa ta może trwać dłużej, ale ważne jest, ażeby po jej zakończeniu homileta zadał dzieciom kilka pytań)

- Jak często rozmawiacie przez telefon? - Do kogo najczęściej dzwonicie?

- O czym rozmawiacie?

- Kto z was był świadkiem takiej sytuacji, jaka przytrafiła się mnie przed chwilą?

-         Co może być przyczyną tego, że rozmawiając z drugą osobą słabo ją słyszycie albo nie słyszycie jej wcale? (Osoba ta może być chora)

Ks. Grzegorz Kaliszewski - SZTUKA SŁUCHANIA Współczesna Ambona 2000

- 14 -

Ojciec Mikołaj marzył o tym, aby zostać misjonarzem, aby budować w misjach szkoły, szpitale, kaplice. Chciał służyć ubogim, biednym ludziom, opowiadać im o Bogu, który dał nam swojego Syna, Jezusa Chrystusa. Wyjechał na misje, aby pracować wśród Indian. Spełniło się jego marzenie. I wtedy stało się nieszczęście. Ojciec Mikołaj zachorował, cała lewa strona została sparaliżowana. Nie mógł poruszać ani lewą ręką, ani lewą nogą. W ten sposób skończyły się jego misje po ludzku rzecz biorąc - można tak powiedzieć. Tak jednak nie było. Ojciec Mikołaj żył 33 lata jako sparaliżowany. Indianie darzyli go ogromnym zaufaniem, cieszyli się, że był wśród nich. Dali mu też przydomek: Złote ucho. Nie wybudował żadnej szkoły, szpitala, ani kaplicy, a mimo to Indianie bardzo go kochali. A kochali go dlatego, że potrafił ich godzinami słuchać i modlić się za nich, bo zawsze miał dla nich czas.

(można również zakończyć słowami modlitwy)

"Jezu Chryste, nasz Zbawicielu, dotknij nas dzisiaj, tak jak dotknąłeś człowieka głuchoniemego i wypowiedz nad nami swoje słowo: „Efata - Otwórz się". Dotknij naszych uszu, abyśmy umieli słuchać tego, co Ty do nas mówisz i co mówią do nas otaczający nas ludzie: rodzice, koledzy, koleżanki, bliscy i znajomi. Niech nasze scrca zawsze będą otwarte na Ciebie, Boże, i na drugiego człowieka".

Ks. Grzegorz Kaliszewski - SZTUKA SŁUCHANIA Współczesna Ambona 2000

- 15 -

Ileż to razy sprawdzają się na nas słowa: "Mają uszy, a nie słyszą"

- Mama budzi cię do szkoły: "Wstawaj, bo już późno!" Niestety, musi to powtarzać z pięć razy, a ty udajesz, że nie słyszysz.

- Sobotnie sprzątanie. Mama prosi: "Wyrzuć śmieci!" A córeczka leży, i nic.

- Pani w szkole prosi o dobre zachowanie. A tu nie chce się tego usłyszeć.

- W kościele czytane jest słowo Boże. Niestety, nie uważamy tak jak trzeba. Nasze myśli są gdzie indziej.

Można by tu robić długi rachunek sumienia. Stąd też potrzeba, by Jezus wypowiedział do nas wezwanie "Otwórz się".

Ks. Stanisław Bielecki - OTWÓRZ SIĘ! Współczesna Ambona 1997

- 16 -

Było ich ośmiu. Grupka braci kapucynów w wielkim mieście Nowym Jorku. Przed nimi stało niełatwe zadanie - zorganizować schronisko dla bezdomnych. Wszystko, co mieli do dyspozycji, to stary, rozlatujący się samochód i trochę pieniędzy - jak na tamtejsze warunki i czekającą ich pracę, niewiele - jakieś 8 tys. dolarów. "Spotkałem wtedy - opowiada jeden z nich - matkę Teresę. Powiedziałem - tyle pracy, a my nie mamy żadnych pieniędzy. - Nie martw się - odpowiedziała Pan Bóg też ich nie ma, a jakoś opłaca wszystkie rachunki". "I rzeczywiście - wspomina po latach O, Bernard - zawsze w końcu okazywało się, że znajdują się ofiarodawcy, którzy podarują nam wszystko, czego dla bezdomnych potrzebuje nasza stacja misyjna. Przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia otrzymaliśmy na przykład kilkanaście tysięcy mrożonych indyków".

To wcale niełatwa sztuka uwierzyć, że Bóg jest większy od wszystkich naszych misternie układanych planów, od naszego sprytu, przebiegłości, naszych obliczeń, kalkulacji i rachunków.

Ks. Tomasz Tobolski - "WIECZNOŚĆ JEST W TWOICH RĘKACH" Współczesna Ambona 1998

- 17 -

Znajomy ksiądz opowiadał o kolędowym spotkaniu z siedemnastoletnim Michałem. Chłopak całymi dniami tworzył programy komputerowe, czytał książki i uczył się języków obcych. Nigdy nie wychodził na podwórko. Ostatnie wizyty nauczycieli miały miejsce pod koniec ósmej klasy.

Michał nie chodzi i nigdy chodzić nie będzie. Jego ręce też nie są doskonałe. Ma tylko sprawny umysł i serce, które potrafi kochać, smuci się, cieszy i żałuje. Michał nie ma ani przyjaciół, ani tylko kolegów.

Mama Michała jest bardzo wrażliwa. Kiedy wyjechała z synem na spacer, nie potrafiła znieść ciekawskiego wzroku innych ludzi i wstrętnych uwag: "zobacz, ale kaleka", "to skaranie Boskie mieć syna na wózku".

Ks. Andrzej Kołek - SŁABSZY - NIE ZNACZY GORSZY Współczesna Ambona 1994

- 18 - 

W pewien piękny majowy dzień, usiadł młody chłopak obok pięknej dziewczyny na ławce w parku. Chciał z nią porozmawiać, lecz dziewczyna nic nie mówiła. Wreszcie ściągnął jej ciemne okulary z oczu i oto z przerażeniem ujrzał, że dziewczyna była niewidoma. Wówczas młoda dziewczyna powiedziała do niego. Jeśli chciałeś mnie poznać to zechciej posłuchać. Opowiem ci, jak utraciłam wzrok. Chciałam zostać Chemikiem. Wiele więc godzin spędzałam w pracowni chemicznej. Pewnego dnia trzymałam w ręce probówkę z kwasem siarkowym, ktoś rzucił kamieniem w okno. Rozbił próbówkę i od tego czasu widzę tylko ciemność. Chłopak pobladł i płacząc zaczął ją przepraszać, mówiąc tym który rzucił kamień, byłem ja. Tego dnia byłem na wagarach. Za namową kolegów rzuciłem kamieniem, gdy wracałem do domu. Potem uciekłem. Chłopiec zrozumiał krzywdę, jaką jej wyrządził i dlatego przyrzekł, że będzie jej stale towarzyszył, aby pomóc, by nie cierpiała z powodu kalectwa.

Ks. Połednik L., Życzliwość dla kaleki, BK 2-3(97) /1976/, s. 78

- 19 -

  I ty w nich Chrystusa spotkasz.

  Kiedyś przy stoliku w jednej z kawiarni krakowskich siedzieli Włodzimierz Tetmajer, Jan Skotnicki, Leon Wyczółkowski i inni, twórcy z tamtejszego środowiska artystycznego. Wśród nich brat Albert. Pochylony wiekiem w zgrzebnym habicie, z drewnianą protezą zamiast nogi, pogodny, tryskający humorem, pełen radości życia. Malarz i dyplomata, Jan Skotnicki, w pewnej chwili pochylił się w jego stronę, ażeby zapytać go o coś, co intrygowało ich wszystkich od szeregu lat. „Bracie, proszę mi szczerze odpowiedzieć. Wiem, że brat szukał szczęścia w wojaczce, w walce o Polskę. Wiem, że brat szukał ukojenia w nauce, sztuce. Czy wreszcie dzisiaj, w tym habicie, znalazł brat to, czego pragnął?” - Brat Albert roześmiał się na to moje pytanie - wspomina Skotnicki - położył swą rękę na mojej dłoni i patrząc mi w oczy odpowiedział: „Mam schronisko i stowarzyszenie mych braci w Krakowie, Żarnowie, we Lwowie i w Zakopanem. Rozdałem w tym roku 20000  bochenków chleba, 12000 porcji kaszy, daję nocami dach nad głową setkom tych, którzy go nie mają. Niech ci, bracie Janie, to służy za odpowiedź”. Potem wstał, wyprostował się, tupnął swą drewnianą protezą w posadzkę i powiedział: „Muszę odejść do swoich" Długo po jego odejściu siedzieliśmy nic do siebie nie mówiąc. Każdy z nas zastanawiał się nad własnym losem i nad własnym szczęściem.

Ks. Bernacki G., Dotknięci kalectwem, BK 2-3(97) /1976/ s. 75-76

- 20 -

  Było to w jednej z miejscowości wczasowych. Aleją parkową kroczył niewidomy. Aleja zakręca. Na ławce siedzi grupa młodzieży. Mówią do siebie: „Zobaczysz, że ten za chwilę się wyprostuje”. Niewidomy nie spostrzegł przeszkody. Idąc prosto potknął się o drut, który wyznaczał brzegi trawnika. Kiedy niewidomy upadł, grupa siedząca na ławce śmieje się i z zadowoleniem stwierdza, że jest tak bardzo przewidująca. Nikt też z nich nie podszedł, by mu pomóc.

Ks. Basista W., Dotknięci kalectwem, BK 2-3(97) /1976/, s. 72

- 21 -

  Pomagajcie modlitwą!

Opowiadają, że jeden z biskupów misyjnych, mając rozpocząć pracę w swej diecezji, na pierwszym miejscu postarał się o założenie klauzurowego klasztoru sióstr karmelitanek. Gdy zaś wyrażono zdziwienie z tego powodu, odparł: - Jestem przekonany, że to rzecz najważniejsza. Bez fundamentu modlitwy nie będziemy mieli osiągnięć apostolskich.

Ks. Pawłowski A., Pomagaj modlitwę! BK 1(103) /1979/ s. 35

- 22 -

  Co mówi Pismo św., Matka Boża i Kościół o modlitwie? Kanadyjczyk z Ottawy, Yosuf Karah, papieski fotograf, przebywając w Watykanie postanowił zrobić portret Ojca św. Kiedy Jan Paweł II miał pozować mistrzowi, to fotograf zwrócił się do Papieża słowami; - Proszę być naturalnym Ojcze św. Proszę o mnie nie myśleć robić to, na co ma Nasza Świętobliwość naprawdę ochotę robić.

Wówczas Jan Paweł II zaczął się modlić. Potem otworzył ramiona, w geście błogosławieństwa. I tak oto powstały dwa nowe „portrety Yosufa Keraha, na których pozujący „robi to, na co ma ochotę” modli się.

  Ks. Czajka B., Pomagaj modlitwą! BK 1(103) /1979/, s. 39



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
6098
6098
6098
6098
06id 6098

więcej podobnych podstron