ks. Marek Dziewiecki
Być darem widzialnym i mądrym
(homilia wygłoszona na Jasnej Górze, 22.10.2006)
Czcigodny Księże Biskupie Wojciechu, delegacie Episkopatu Polski do spraw Powołań, Drogie Siostry Zakonne i Księża zgromadzeni na ogólnopolskiej Kongregacji duszpasterzy powołań, Drodzy Pielgrzymi przybywający do Królowej Polski z różnych zakątków naszej Ojczyzny!
„Nie wiecie, o co prosicie” (Mk 10, 38). Tymi słowami z dzisiejszej Ewangelii Jezus uświadamia nam zaskakujący fakt, że wielu ludzi nie rozumie własnych marzeń i aspiracji. Niektórzy ulegają wręcz chorym pragnieniom. Tacy ludzie zawężają swoje marzenia i ideały, szukając na przykład łatwej kariery, łatwego szczęścia czy chwilowej przyjemności nawet za cenę zdrowia i życia. Wśród ludzi są też tacy, którzy mają wprawdzie szlachetne, Boże marzenia i którzy szczerze dążą do czegoś dobrego, ale nie znają drogi, która może ich zaprowadzić do upragnionego celu.
Scena z dzisiejszej Ewangelii mówi właśnie o tej drugiej sytuacji. Oto dwaj uczniowie Jezusa — Jakub i Jan - mają dobre pragnienia. Chcą przez całą wieczność być blisko swego Ukochanego Mistrza. Pragną siedzieć po prawej i lewej stronie Jezusa (por. Mk 10, 35-37). Nie wiedzą jednak, że droga do realizacji ich pięknych przecież aspiracji prowadzi przez miłość, która nie cofa się nawet przed męczeństwem.
Tylko Jezus rozumie w pełni człowieka. Tylko On wie, jakie są nasze najważniejsze marzenia i aspiracje. I tylko On może nam wskazać niezawodną drogę do realizacji tego, o czym najbardziej marzymy. Tą niezawodną drogą jest On sam, gdyż On jest Miłością, która służy i która staje się darem aż do końca. Każdy z nas, kto pragnie trwać blisko Boga z doczesnej i z wiecznej strony swego istnienia, powinien na wzór Chrystusa stawać się dobrowolnym darem dla innych. Największym w Kościele jest ten, kto najbardziej służy, czyli ten, kto kocha bardziej niż inni. A największa kariera w Kościele to kariera ofiarnej miłości.
Naśladować Chrystusa w Jego wiernej służbie miłości nie jest łatwym zadaniem. Nie wystarczy tu sama chęć i dobra wola. Miłość jest bowiem nie tylko szczytem dobroci, ale też szczytem mądrości. Zwłaszcza wtedy, gdy przychodzi nam kochać tych ludzi, którzy przeżywają kryzys i którzy nie kochają nawet samych siebie. Popatrzmy zatem jakim darem powinniśmy stać się dla bliźnich, by trwać blisko Boga. Służyć na wzór Chrystusa to stawać się darem bezinteresownym, widzialnym i mądrym. Bezinteresowność, widzialność i mądrość to trzy podstawowe cechy miłości, której uczy nas Bóg.
Pierwsze nasze zadanie to stawać się darem bezinteresownym. Miłość nie jest nigdy zapłatą za coś, ani dawaniem czegoś po to, by obdarowany czymś mi się odpłacił. Miłość kocha dla samej radości kochania i właśnie dlatego przynosi zdumiewające owoce. Największy dar, jaki mogę ofiarować samemu sobie, to stać się bezinteresownym darem dla Boga i ludzi.
Drugie nasze zadanie to stawać się darem widzialnym. Miłość prawdziwa, czyli służebna, to coś więcej niż poruszenie ducha. To także fizyczna aktywność, a zatem aktywność widzialna na wzór Boga, który przyjął ludzkie ciało po to, byśmy mogli dosłownie zobaczyć, że nas kocha. Taka widzialna aktywność dokonuje się poprzez obecność, pracowitość i czułość.
Być widzialnym darem dla innych to najpierw być dla nich fizycznie obecnym. Mąż i ojciec nie kocha, jeśli nie ma czasu dla swoich bliskich. Podobnie nie kocha ksiądz, który zapewnia swoich parafian o tym, że jest z nimi duchowo obecny, ale nie znajduje czasu na bycie z nimi od rana do wieczora twarzą w twarz. Nie ma prawdziwej, czyli służebnej miłości bez obecności.
Stawać się widzialnym darem dla innych ludzi to nie tylko być obecnym, ale też być darem pracowitym. Sama obecność nie wystarczy. Faryzeusze pojawiali się w domach ubogich wdów, ale tylko po to, by je obżerać. Nie ma miłości bez pracowitości. Jezus od świtu do nocy działał na rzecz tych, którzy potrzebowali Jego pomocy. Szczytem ludzkiej pracowitości jest miłość macierzyńska, gdyż dojrzała matka to ktoś, kto daje część ciała i część swojej krwi dziecku, które ma się narodzić, a po porodzie ofiaruje dziecku swój czas, siły i zdrowie. Prawdziwa miłość to pracowita troska o tych, których kocham.
Być widzialnym darem dla innych to wreszcie być darem czułym i wrażliwym. Sama obecność i pracowitość tu nie wystarczy. Jeśli jesteśmy obecni i aktywni dla dobra innych, ale czynimy to bez uśmiechu, bez życzliwego gestu czy miłego tonu głosu, to inni ludzie nie uwierzą w to, że ich kochamy. Prawdziwa miłość jest zawsze czuła. To właśnie dlatego Jezus okazywał największą czułość w historii ludzkości. Był czuły wobec dzieci, kobiet i mężczyzn, wobec młodych i starych, chorych i zdrowych, biednych i bogatych. Warto pamiętać o tym, że podstawową formą czułości jest cierpliwość. Wszystkie inne formy czułości może okazywać ktoś, kto nie kocha, a jedynie pożąda czy jest zakochany. Jednak taki człowiek nie jest w stanie być kimś cierpliwym.
Być darem dla innych na wzór Jezusa to nie tylko stawać się darem bezinteresownym oraz widzialnym poprzez fizyczną obecność, ofiarną pracowitość i czystą czułość, ale to także stawać się darem mądrym, czyli dostosowanym do zachowania drugiej osoby. W taki właśnie sposób wyrażał swoją miłość Jezus Chrystus. Ludzi szlachetnych umacniał, rozgrzeszał, uzdrawiał, bronił, stawiał za wzór. Ludzi błądzących stanowczo upominał. A przed krzywdzicielami równie stanowczo bronił siebie i innych ludzi. Być mądrym darem to stosować dwie podstawowe zasady: To, czy kocham Ciebie, zależy ode mnie, ale słowa i czyny, za pomocą których wyrażam miłość do Ciebie, zależą od Twojego postępowania. Druga zasada jest równie stanowcza: To, że kocham Ciebie, nie daje Ci prawa, byś mnie krzywdził.
Stosowanie tych dwóch zasad staje się oczywiste zwłaszcza wtedy, gdy przychodzi nam kochać ludzi, którzy sami nie kochają. Przykładem są tu egoiści, cynicy czy osoby uzależnione. Tacy ludzie nie chcą, byśmy byli dla nich mądrym darem. Chcą raczej, byśmy stali się dla nich naiwną ofiarą. Posuną się do każdej manipulacji, do każdego kłamstwa i do najbardziej nawet okrutnej formy przemocy, byśmy tylko nie stawiali im żadnych wymagań i byśmy ich nie upominali, lecz przeciwnie — byśmy poddali się manipulacji z ich strony. Kto nie kocha, ten usiłuje nas wykorzystywać i zrzucać na nas dramatyczne nieraz skutki własnego błędnego postępowania.
Jezus nie był naiwną ofiarą, lecz mądrym darem. Bronił się przed tymi, którzy chcieli Go skrzywdzić. W Ogrójcu przyjął dobrowolnie cierpienie nie dlatego, że chciał cierpieć, lecz dlatego, że był pewien, iż Jego cierpienie przemieni wiele osób, które zafascynują się Bożą miłością i nauczą się kochać. Zupełnie inaczej zachowuje się Jezus wtedy, gdy w czasie przesłuchania przed arcykapłanami żołnierz uderza Go w twarz. W tej sytuacji broni się stanowczo: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego mnie bijesz?” (J 18, 23).
Taka reakcja Jezusa może nas w pierwszej chwili zdumiewać. Oto w Ogrójcu zgadza się On dobrowolnie przyjąć niewyobrażalne wręcz cierpienie. Pozwala się biczować i w końcu zabić. Tutaj jednak broni się przed tak niewielkim cierpieniem, jakim jest uderzenie w policzek! Czy nie jest to zachowanie dziwne? Otóż nie! W tym przypadku zgoda na krzywdę i cierpienie byłaby naiwnością. Bijący Jezusa żołnierz nie miał przecież szans rozumieć, że oto uderza Miłość, która potrafiłaby się obronić i która przyjmuje cierpienie wyłącznie dlatego, że kocha z nadzieją, iż ten, kto Ją spotyka, zafascynuje się tą cierpiącą Miłości i przemieni własne serce. Żołnierz, który uderzył Jezusa, z pewnością nie był zdolny w tej fazie życia do takiej refleksji i przemiany. On znęcał się nad więźniami „zawodowo”, bez wczuwania się w ich los oraz w ich postawę. Właśnie dlatego przyjmowanie krzywdy i cierpienia od kogoś takiego byłoby przejawem naiwności, a nie miłości. Takiego cierpienia Jezus nie przyjmuje i swoją postawą uczy nas, byśmy byli mądrym darem, ale nie naiwną ofiarą. Człowiek mądrze kochający rozumie to, że egoiści, cynicy czy ludzie uzależnieni nie wzruszą się naszym cierpieniem, ani nawet cierpieniem samego Boga. Takim ludziom może otworzyć oczy — podobnie jak synowi marnotrawnemu — jedynie ich własne cierpienie.
Są dzisiaj wśród nas dzieci, które przystąpiły do wczesnej Pierwszej Komunii Świętej. One cieszą się bliskością Boga dlatego, że ich rodzice stali się dla nich darem miłości bezinteresownej, obecnej, pracowitej, czułej i mądrej. Dzięki temu potrafili już tak szybko, w tak wczesnej fazie rozwoju ich dzieci ukazać im zachwycającą miłość Boga do człowieka. Ci rodzice tutaj obecni są przykładem tego, że można być darem miłości na wzór Chrystusa w życiu małżeńskim i rodzinnym.
Przeżywamy dzisiaj z całym Kościołem Niedzielę Misyjną. Modlimy się za misjonarzy, którzy w krajach misyjnych, często biednych lub dotkniętych terrorem państwowego ateizmu, stają się na co dzień darem widzialnym i mądrym dla ludzi, którzy potrzebują chleba, miłości i prawdy.
Dziś jest także rocznica inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II. Dwadzieścia osiem lat temu Papież z dalekiego kraju stał się dla Kościoła Powszechnego bezinteresownym, widzialnym i mądrym darem na wzór Chrystusa obecnego, pracowitego, czułego i uczącego nas nieodwołalnej, a jednocześnie mądrej miłości.
Przeżywamy tę Eucharystię w Sanktuarium naszego Narodu, w Cudownej Kaplicy Pani Częstochowskiej. Maryja jest dla nas niedoścignionym wzorem widzialnej i mądrej miłości. Ona jest tą Służebnicą Pańską, którą kochamy jak naszą Matkę i podziwiamy jako naszą Królową.
W tej Eucharystii w sposób szczególny prosimy Pana żniwa o nowe, święte powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego. Duszpasterstwo powołań to pomaganie dziewczętom i chłopcom, by stawali się ludźmi świętymi, czyli by uczyli się być dla Boga i bliźnich darem bezinteresownym, widzialnym i mądrym. Tylko ludzie święci są w stanie odkryć i zrealizować swoje szczegółowe powołanie do bycia takim darem w małżeństwie, kapłaństwie czy życiu konsekrowanym.
Człowiek święty to autoportret Boga na ziemi. To ktoś, kto świetnie radzi sobie z twardą rzeczywistością. To ktoś, kto realizuje Boże marzenie o tym, by każdy z nas stawał się podobny do Boga. Po prawej i po lewej stronie Boga zasiądą na całą wieczność ci, którzy kochają bezinteresownie, ofiarnie, mądrze i wiernie. Ci, którzy kochają bardziej niż inni i bardziej niż wczoraj. Amen.