Pieśń o suterynie
Ciężko oddychać pod piętrami,
Mur nas przywalił, piersi zgniótł,
W lochu zatęchłym, w brudnej jamie
Dusi kapustą, kartoflami
Zaraza - smród.
Klimat piwnicznej, suchej słoty,
Płaczące niebo mokrej cegły,
W płucach hoduje nam suchoty,
Plantacje żółtej, gęstej flegmy.
Nocą się długo, długo kasła,
Jedyny ciężar z piersi leci,
Flegma jest tłusta krwią opasła
Budzę się dzieci.
A w dzień się oczy oknem karmią,
Patrzą na pochód butów, nóg, -
To maszeruje całą armją
Świat nieprzebrany,
Wielki wróg!
Wali przed siebie wolną drogą,
Pełznie, rozłazi się stonogą,
Krzyżuje się na wszystkie strony,
Nieprzeliczony, niezmożony
Idzie, łopoce, grzmi nad głową
Potęgą swoją miljonową,
Tratuje okno, mur wilgotny
Płuca zgniecione, żółty gnój,
I w ustach bladych krzyk samotny,
Płacz rozpaczliwy, niepowrotny:
Człowieku - stój!
I sypią się cegły do gardła
I dusi nas dech pod piętrami
I potem jest noc umarła,
Pachnie kapustą i kartoflami.