Adam Asnyk, Wybór poezji, Kraków 2002.
MOZAIKA
Różne łzy: napotyka płaczącą dziewczynę: „Odjechał daleko,/ I nie wraca, i może nie wróci”, usiadł nad brzegiem morza, „Wyklinając me życie tułacze,/ I łzy lałem na piasek wilgotny,/ Że już teraz nikt za mną nie zapłacze…/ Me westchnienia przygłuszył szum fali,/ Serce moje pękało z żałości,/ Myśl za morze popłynęła dalej,/ I zostałem jako głaz w ciemności”.
Na Nowy Rok: nie żałować starego, z nadzieją w przyszłość, „Jeszcze jesteśmy -/ Niech żyje lud!”.
Echo kołyski: wspomnienie matki, śpiewającej nad kołyską: ma się radować, dopóki jest dzieckiem, bo później pozna smak zdrady. Nie ma się smucić, ani nienawidzić życia za nieszczęścia - niech wspomni matkę, gdy mu będzie źle.
Szkoda!
Gdybym był młodszy: nie piłby wina, lecz ją.
Karmelkowy wiersz: kiedyś wierzył w romantyczne bzdury i udawał Don Kichota, teraz ma karmelki dla dam.
Z podróży Dunajcem.
Ach, jak mi smutno!: „Ach, jak mi smutno! Mój anioł mnie rzucił,/ W daleki odbiegł świat,/ I próżno wzywał, ażeby mi zwrócił/ Zabrany marzeń kwiat./ Ach, jak mi smutno! Cień mnie już otacza,/ Posępny grobu cień;/ Serce się jeszcze zrywa i rozpacza,/ Szukając jasnych tchnień,/ I próżno przeszłość oskarża rozrzutną/ Cięży już nad nim niewidzialna ręka…/ Ach, jak mi smutno!”.
Nawrócenie: jako 16-latka nie wierzyła w jego komplementy, teraz po latach uwierzyła, ale on przestał.
Prośba: o pomoc do anioła.
Jedna chwila: widział ją tylko chwilkę, a poruszyła jego serce.
Abdykacja: królewna w perkalowej sukience stała się wielką, strojną damą.
Spóźniona odpowiedź: wyznał jej miłość, ale ona nie zdążyła - weszła jego mama, spłoszyła się, po jakimś czasie usłyszał w kościele jej zapowiedź.
Kamień: „Chcę cierpieć, kochać i żyć!”.
Widmo jesieni.
Na zgon poezji: „Ci, którzy mówią o jej zgonie,/ Czyliż nie wiedzą, że ma żywot wieczny/ W piersiach ludzkości i w natury łonie,/ Że się odnawia w jasności słonecznej,/ W ogniu młodości, co wieczyście płonie,/ I czarodziejsko w jeden węzeł splata/ Marzenia ludzi z pięknościami świata?”.
Oda.
Do młodych: „Szukajcie prawdy jasnego płomienia,/ Szukajcie nowych, nieodkrytych dróg:/ Za każdym krokiem w tajniki stworzenia/ coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia,/ I większym staje się Bóg”, „Każda epoka ma swe własne cele/ I zapomina o wczorajszych snach;/ Nieście więc wiedzy pochodnię na czele/ I nowy udział bierzcie w wieków dziele,/ Przyszłości podnoście gmach!”.
Dzisiejszym idealistom: „A ten zwycięzcą, kto drugim da/ Najwięcej światła od siebie!”.
W albumie: nie trać złudzeń, pomogą tobie w chwilach smutku.
Przy kominku.
Ciche wzgórze.
W ciemności grobu.
Sam na sam: został sam na sam z surowym gościem - nieszczęściem.
Chór Oceanid.
Światła: dusze ludzkie świecą w ciemnościach, nie zginą, powrócą.
Czarodziejka.
Egzotyczne kwiaty.
W oczekiwaniu jutra: są tacy, którzy witają jutro z weselem, my, zapatrzeni w przeszłość, czekamy, co przyniesie tajemnicze jutro.
Zranionym sercom…: „Zranionym sercom potrzeba/ Błękitów nieba,/ Skrzydlatej modlitwy gońca,/ Pogodnych uśmiechów słońca/ Ciszy bez końca…// Lub burzy, która przygłuszy/ Żrący ból duszy -/ I czarnej, wyjącej nocy,/ Co będzie osłonić w mocy/ Ich płacz sierocy”.
Ruszając w drogę…: „Ruszając w drogę w życia poranek,/ Widzimy w dali,/ W mgle, co się pali,/ Zwodnicze szczęścia obrazy,/ Kwiatów oazy,/ Cudne postaci niebianek.// Gdy dochodzimy do kresu drogi,/ Cień spotykamy tylko złowrogi./ Za to za nami/ Lśni się tęczami/ Początek przebytej drogi”.
Kto nie umie…
KWIATY
Gałązka jaśminu: pożegnanie kochanków - jego wzywają duchy w żałobie.
Niezabudki kwiecie: jego kochanka jest z innym, nie wierzy już w sny i niezabudki.
Róża.
Powój.
Astry
ALBUM PIEŚNI
Ja ciebie kocham!: niedowierzanie.
Zwiędły listek.
Powrót piosenki.
Myślałem, że to sen…: nie wierzył, że to rzeczywistość, odwrócił się do niej i zniknęła.
Między nami nic nie było.
Ty czekaj mnie!
Sonet: „Kiedym cię żegnał, usta me milczały…”, teraz ona w białym domku, on daleko od domu, ona dopiero żyć zaczyna, on w ciemność idzie i nie powróci.
Rezygnacja: „Wszystko skończone już pomiędzy nami!/ I sny o szczęściu pierzchły bezpowrotnie;/ Wziąłem już rozbrat z tęsknotą i łzami,/ I żyć, i umrzeć potrafię samotnie”.
Przestroga: jeśli chce być szczęśliwa, niech wyjdzie za szlachcica, a nie za poetę.
Tęsknota: „Obłoki, co z ziemi wstają/ I płyną w słońca blask złoty,/ Ach, one mi się zdają/ Skrzydłami mojej tęsknoty”.
Anielskie chóry.
Bez granic: serce ogarnie wszystko.
Daremne żale.
Zaczarowana królewna.
Najpiękniejsze piosnki.
Na początku: nic nie było, pocałunkiem go stworzyła, ale, jak inni, został wygnany z raju.
Panieneczka.
Barkarola.
Miłość jak słońce, ogrzewa świat cały/ I swoim blaskiem ożywia różany: wywołuje też burze.
Rozłączenie: ujrzał ją po latach, umarłą.
Dzieje piosenki: wraca po latach do poety, roztacza swoją woń dookoła.
Kopciuszek: królewicz pojął za żonę poślednią dziewicę.
Ból zasnął: najbardziej żal mu tych, którzy cierpią przez samych siebie, im nie można przynieść pociechy.
Ucisz się, serce: swoich strat/ Już nie opłakuj, stroskane,/ Ale wschodzący pozdrów świat/ I jego jutrznie różane”.
Mgławice.
Łabędzi śpiew.
Wiecznie to samo: a jednak jutrzenka, wiosna, świat, uczucia - wiecznie są nowe.
Juliuszowi Mien.
W noc czerwcową: wspomnienia - rosa czy łzy?
Samotne widziadło.
Ta łza, co z oczu twoich spływa,/ Jak ogień pali moją duszę,/ I wciąż mnie dręczy myśl straszliwa,/ Że cię w nieszczęściu rzucić muszę”, prosi, by go nie przeklinała.
Przychodzisz do mnie.
Pobudka: wezwanie do boju.
Głos wołający na puszczy.
Młodości sen: z marzeń zostają gruzy i zgliszcza.
Zmierzch melodii.
Choć pól i łąk.
W TATRACH
Mieczysławstwu Pawlikowskim, na pamiątkę chwil wspólnie spędzonych w Zakopanem z wyrazem przyjaźni.
Ranek w górach.
Morskie Oko.
Noc pod Wysoką.
Letni wieczór.
Podczas burzy: „Jednak wyżej widać błękit nieba…/ Tylko wznieść się nad chmury potrzeba”.
Limba.
Wodospad Siklawy.
Ulewa.
Giewont.
NAD GŁĘBIAMI
Zmiennego bytu falo ty ruchliwa!
Wieczne ciemności! Bezdenne otchłanie!
Łudząca Maja otworzy ci oczy.
Jak ptaki, kiedy odlatywać poczną.
Gdy nas ciemności otaczają wszędzie.
Na falach swoich toczy słońc miliony.
Rzucone w przestrzeń złotych gwiazd kagańce.
Noc, noc wieczysta, głuszą przedbytową.
Nieśmiertelności nie poszukuj w próchnie.
Tylko treść, która z całością się splata.
Ileż to zgonów, i narodzin ile.
Wzniosłe dążenia, szlachetne pobudki.
Przeszłość nie wraca, jak żywe zjawisko.
Po wszystkie czasy, przez obszar daleki.
Na dzieci spada win ojcowskich brzemię.
Dzień, w którym jeden z grzesznych braci koła.
Co złość zniweczy, co występek zburzy.
Tak złe, jak dobre wspólną jest zdobyczą.
Dopiero w związku z wszechświata ogromem.
W nieprzerwalności zbiorowego bytu.
W coraz to wyższe przeradza się wzory.
Naprzód i wyżej! Przez ból i męczarnie.
Choć w praw niezmiennych poruszasz się kole.
Przez chwilę możesz ślepą być zaporą.
Jako cząsteczka wszechświata myśląca.
Pierwotną białość słonecznych promieni.
Smutny jest schyłek roku w mgieł pomroce!
Ci, którzy jasność żegnają zniknioną.
Póki w narodzie myśl swobody żyje.
Taką jak byłaś, nie wstaniesz z mogiły!
3