ROZDZIAŁ V
Goście
- Edwardzie, co się dzieje? Co słyszysz? - Bella objęła tatę ramionami, a on nieprzytomnie patrzył przed siebie. Wiedziałam, że stara się wyłapać myśli kogoś, kogo nie zna, bo inaczej nie musiałby się tak bardzo koncentrować.
- Jakieś nieznane osoby… Rozmawiają o Jacobie, Sethie i Samie. Przebyli długą drogę - powiedział Edward. Po jego twarzy poznałam, że był zaniepokojony.
- Myślą o mnie? - spytał Jake nieco zdenerwowanym, szorstkim głosem.
- Jeden z nich nazywa się Spencer. Są z Sioux…
Z ust Jacoba wydobyło się głębokie westchnienie ulgi.
- To wilkołaki z Sioux. Ich sfora liczy ośmiu członków lub coś koło tego. Właśnie od nich wróciłem. Najwidoczniej potraktowali poważnie moje zaproszenie. Bardzo zaintrygowały ich wampiry-wegetarianie.
- Och - mruknął po chwili Carlisle. - Nie stanowią żadnego zagrożenia?
- Nie - zaprzeczył Edward. - Naprawdę chcą nas tylko odwiedzić. Jeden ma na imię Elijah i chce się z nami spotkać w pokojowych zamiarach. To chyba przywódca…
- Cóż, goście zawsze są u nas mile widziani, więc wyjdźmy im na spotkanie. Kochani? - Carlisle wskazał ręką na frontowe drzwi. Pierwsi wyszli on i Esme oraz moi rodzice.
- Zapowiada się nowa impreza - odezwała się Alice z entuzjazmem i klasnęła w dłonie, na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, nawet Rosalie.
- Może najpierw się z nimi spotkajmy, co? - powiedział Jasper, po czym złapał ją za rękę i oboje szybko wybiegli na zewnątrz, a tuż za nimi Em i Rose.
Jacob objął mnie mocno w talii i przycisnął do siebie.
- Wiesz, że jestem w tej chwili ogromnie szczęśliwy?
- Naprawdę? Nigdy bym na to nie wpadła - powiedziałam i zachichotałam. On także zaśmiał się donośnie. Uciszyłam go krótkim, namiętnym pocałunkiem, a potem wyruszyliśmy na plażę numer jeden, aby spotkać się z nową sforą.
Alice była bardzo szybka. Kiedy dotarliśmy na miejsce, już nazbierała niezliczoną ilość kawałków drewna na ognisko. Jeszcze nie zmierzchało, ale najwidoczniej chciała już wszystko przygotować.
Przybyło dokładnie osiem nowych wilkołaków. Sześciu z nich miało brązowe włosy i oliwkową karnację, a cera i fryzury dwóch pozostałych były uderzająco jasne. Poczułam się nieco dziwnie, widząc tych ostatnich.
- O, jaki kolor sierści mają blondyni jako wilkołaki? - spytałam Jacoba z zaciekawieniem, kiedy przyglądaliśmy się gościom z góry, stojąc na parkingu.
- Biały. Całkiem ciekawie to wygląda. Może się później przemienią, to wtedy zobaczysz.
- Byłoby świetnie! - zawołałam, może nieco zbyt entuzjastycznie.
Roześmiał się i złapał moją rękę, a potem poszliśmy prosto na plażę. Po niebie przesuwały się gęste chmury. Była to dla Cullenów idealna pora na spędzenie czasu na plaży. Cieszyłam się, ponieważ dzięki mnie zniesiono ten stary pakt zakazujący im przebywania na terenie rezerwatu. Moja rodzina uwielbiała wybrzeże.
Pierwszymi przybyszami, na których się natknęliśmy, byli Spencer, jeden z blond wilkołaków, i jego dziewczyna o imieniu Grace.
- Spencer, dobrze cię znowu widzieć - przywitał się Jacob i uścisnął go. - Ciebie też, Grace. A to moja Nessie.
Jake objął mnie w talii i delikatnie pocałował w czoło.
- Świetnie, że wreszcie możemy cię poznać. Podczas tych trzech dni spędzonych u nas Jacob mówił tylko o tobie. Ale nie wyglądacie tak, jakbyście byli tylko przyjaciółmi - powiedział z wahaniem Spencer.
- Tak właściwie to nastąpiły małe zmiany. Fazę bycia przyjaciółmi mamy już za sobą. - Jacob nie posiadał się z radości, kiedy z dumą przekazywał im te wieści.
- To wspaniale! - wtrąciła Grace ze szczerą radością.
- Spotkaliście już jakieś wampiry? - spytał Jake.
- Tak, Carlisle'a. On jest wampirem, tak? Fajnie, że tu przybyliśmy… - odpowiedział blondyn.
- Jacob! - usłyszeliśmy jakiś nieznany mi głos dochodzący z tyłu. Jake odwrócił się i pognał w kierunku, z którego dochodziło okrzyk.
- Zobaczymy się później, Nessie - pożegnał się Spencer i złapał swoją dziewczynę za rękę, a następnie oboje sobie poszli.
Nagle poczułam na ramieniu ciepłą dłoń Jacoba.
- Ness, chciałbym przedstawić ci Elijaha.
Odwróciłam się i ogromnie zaskoczył mnie widok niezwykle przystojnego mężczyzny, który stał tuż obok. Nie był tak blady jak wampir, ale z pewnością nie wychodził często na słońce. Miał mocno błękitne oczy o głębokim spojrzeniu, które lekko lśniły, chociaż niebo pokrywała gruba warstwa chmur. Nie był tak wysoki jak Jacob, ale równie muskularny, a jego ciału niewiele brakowało do perfekcji. Za pełnymi, bladymi wargami przybysza dało się zauważyć olśniewająco białe zęby.
Wpatrywał się w moje oczy, a ja z jakiegoś powodu nie mogłam oderwać od niego wzroku. Czułam się tak, jakby właśnie mnie hipnotyzował…
- Ech… Cześć - mruknęłam w końcu i wyciągnęłam rękę, aby się z nim przywitać, wciąż się na niego gapiąc.
- Cześć - powtórzył, łapiąc moją dłoń. Był ciepły, ale nie gorący, odrobinę chłodniejszy od Jacoba, jakby bladość obniżała temperaturę. Miał gładką, delikatną skórę oraz głęboki, nieco zachrypnięty głos.
W końcu udało mi się jakoś oderwać wzrok od jego oczu. Od dnia, w którym się urodziłam, nigdy nie spotkałam nikogo dla siebie atrakcyjnego, poza Jacobem rzecz jasna. Jednak teraz coś się zmieniło. Poczułam w całym ciele dziwne mrowienie, jakby ktoś potraktował mnie delikatną dawką prądu, ale natychmiast przywróciłam się do porządku. Nie powinnam się tak zachowywać…
Odwróciłam się, by spojrzeć na Jacoba. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie przemieszane ze zmartwieniem i… strach?
Nagle zorientowałam się, że Elijah wciąż trzymał mnie za rękę. Natychmiast ją cofnęłam i objęłam Jake'a w pasie. Nie wiedziałam, co w tej sytuacji powiedzieć. Na szczęście mój chłopak od zawsze był niezłą gadułą.
- No i jak ci się tutaj podoba, Elijah? - zagadnął niezbyt sympatycznym tonem, a jego głos wydał mi się dziwnie znużony. Blondyn nadal nie odrywał wzroku od mojej twarzy i dopiero po chwili ciszy wreszcie się ocknął. Nie patrzył już na mnie, tylko przeniósł spojrzenie na ziemię.
- Um… Bardzo ładnie tu… Świetnie… Słuchajcie, możemy porozmawiać później? Muszę zamienić słówko… z moim bratem - powiedział i nie czekając na odpowiedź, zaczął biec wzdłuż plaży. Zerknęłam pytająco na Jacoba.
- Co mu się stało? - spytałam bezsensownie, bo przecież nie potrafił, w odróżnieniu od Edwarda, czytać w myślach.
- Nie jestem pewien… Zachowywał się tak, jakby… jakby właśnie… - odparł Jake z przerażeniem, a jego oczy znacznie się powiększyły. Nie zdążyłam się zastanowić nad tym, co chciał mi powiedzieć, bo za naszymi plecami znienacka pojawił się mój tata.
- Nessie, muszę z tobą natychmiast porozmawiać.
- Co się stało?
Naprawdę nie miałam pojęcia, o co mogło mu chodzić. Jacob objął mnie mocno w talii, jakby wiedział już, że nadchodzą złe wieści…
- Wolałbym pomówić z nią na osobności. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko, Jake - dodał Edward ze zmartwieniem.
- Zrobił to, tak? - odezwał się mój chłopak takim głosem, jakby ktoś go torturował. O czym oni w ogóle mówili? Co i kto zrobił?
Tata skinął tylko głową i poczułam, że Jacob osunął się na kolana…
- Jake! - zawołałam gorączkowo, kładąc obydwie dłonie na jego rozpalonych policzkach. - Tato, co się tutaj dzieje?
- Elijah właśnie się w ciebie wpoił, Nessie - wyjaśnił Edward takim tonem, jakby żałował, że wyjawił prawdę.
- Co?! Ale jak?! Przecież to niemożliwe, żeby dwa wilkołaki wpoiły się w tę…
- Nie, Ness - przerwał mi. - Ta reguła dotyczy tylko jednej sfory. Dwa wilkołaki z tej samej grupy nie mogą wpoić się w jedną dziewczynę, bo rozbiłoby to drużynę, ale dwa wilkołaki z dwóch różnych sfor… Tak, to jest możliwe, a na dodatek właśnie się stało… - szepnął łamiącym się głosem.
Spojrzałam na Jacoba i dostrzegłam, że po twarzy bezgłośnie spływały mu łzy. Bez wahania żarliwie je otarłam i pocałowałam go w oba policzki oraz w czoło, ale nadal siedział zupełnie nieruchomo. Na jego twarzy malował się ogromny ból. Nie wiedziałam, co powiedzieć, a przecież coś musiałam zrobić.
- Jake, posłuchaj mnie. Kocham cię, tak? Kocham cię i jestem tylko twoja. Wszystko się ułoży. Co z tego, że Elijah się we mnie wpoił? Za jakiś czas wróci sobie do Sioux i będzie jak dawniej…
- Nie… nie będzie… On się w ciebie… wpoił i jest przywiązany do ciebie… na zawsze… - wykrztusił Jake w przerwach pomiędzy głębokim oddechami. - Jeden z nas musi… zginąć, żeby drugi…
- Zginąć? Nie przesadzaj. To nie może być aż tak poważna sprawa. Po prostu zostanie moim przyjacielem i już - starałam się go pocieszyć, ale ta sytuacja naprawdę prezentowała się tragicznie…
- Nie, to nie tak, Ness. Połączyła was silna, głęboka więź i on zawsze będzie chciał czegoś więcej niż tylko twojej przyjaźni. Zawsze będzie o to walczył. Zawsze będzie walczył… o ciebie... Zawsze… - Gdy mówił, głaskał moje włosy i plecy, a potem pocałował mnie w dłonie i nadgarstki. Zachowywał się tak, jakbyśmy za chwilę mieli zostać rozdzieleni.
- Może mógłbym z nim porozmawiać i wynegocjować… jakiś kompromis? - odezwał się cicho Edward. W ogóle zapomniałam o jego obecności.
- Spróbuj, tato.
Kiwnął głową i pobiegł w tym samym kierunku, który obrał Elijah. Kiedy zniknął w ciemnościach, z pasją wpiłam się w usta Jacoba, zapominając, że znajdowaliśmy na publicznej plaży. Odwzajemnił pocałunek z jeszcze większą mocą. Ciągle czułam łzy na jego policzkach, ale starłam się je jak najszybciej wycierać.
- Będzie dobrze, Jake. Obiecuję… - szepnęłam, ale przy ostatnim słowie mój głos się załamał. Jak mogłam mu cokolwiek obiecywać, skoro sama nie miałam pojęcia, jak to się wszystko skończy? Czy jeden z nich naprawdę musiał zginąć? Jeśli padłoby na Jacoba, z pewnością bym tego nie przeżyła… Elijah wyraźnie nie był zadowolony z tego, co się stało, więc może po prostu wyjedzie…? Tak, wyjedzie i wszystko się ułoży… Szczerze mówiąc, nie wierzyłam, że nasz problem tak łatwo się rozwiąże, ale kurczowo trzymałam się mojej pozytywnej myśli.
Objęci siedzieliśmy na piasku, milcząc. Nie byłam w stanie określić, ile minęło czasu przed tym, jak usłyszałam głos mamy:
- Ness, co się stało, kochanie? - Usiadła obok, serdecznie ściskając moje ramię. Przyłożyłam jej dłoń do policzka i pokazałam przebieg niedawnych wydarzeń.
- O nie… - powiedziała cicho z trwogą, spoglądając na Jacoba, ale on nie odezwał się ani słowem i nieprzytomnie patrzył przed siebie.
- Ciągle to analizuje - wyjaśniłam Belli, a ona pokiwała głową.
- Zostawię was teraz samych i poszukam twojego ojca.
Po chwili już jej nie było i znowu siedzieliśmy tylko we dwójkę. Oglądaliśmy, jak słońce chowa się za horyzontem, a gdzieś w tle słyszeliśmy donośne śmiechy. Pozostali cieszyli się pięknym wieczorem, więc najprawdopodobniej nie wiedzieli nic o tym wpojeniu. Przynajmniej na razie…
- Cześć - odezwał się nagle jakiś znajomy, niski głos. Dochodził z dość bliskiej odległości. Odwróciłam się, żeby zobaczyć przybysza. Okazał się nim Elijah, który stał w cieniu. Po chwili Jacob poszedł w moje ślady. Oczy miał już suche, ale nadal lekko zaczerwienione, podobnie jak skórę na twarzy.
- Musimy pogadać, Elijah - powiedział szorstko.
Blondyn usiadł przed nami. Jego jasna skóra lekko lśniła w blasku ogniska rozpalonego kilka metrów dalej. Kiedy spojrzał mi w oczy, wróciło dziwne mrowienie w ciele, jednak natychmiast się opanowałam, mocno łapiąc Jacoba za rękę.
- Widzisz, Jake, ja naprawdę zdaję sobie sprawę, że… Nie chciałem… to znaczy, tak nie powinno się stać, ale… stało się i teraz… - Elijah zamilkł i zaczął wpatrywać się ciemną ścianę lasu.
- I teraz spróbujesz odebrać mi moją Nessie - dokończył Jacob głosem przepełnionym bólem, jednocześnie przyciągając mnie bliżej siebie.
- Nie spróbuję ci jej odebrać - westchnął Elijah. - Dobrze wiesz, jak wygląda wpojenie. To takie… silne uczucie. Tak silne, że nie mogę go ot tak zignorować…
- Czyli będziemy tylko przyjaciółmi, prawda? - spytałam, ale blondyn tylko przygryzł wargę i nadal wpatrywał się w przestrzeń przed sobą.
- Prawda? - powtórzyłam natarczywie.
- Nie byłbym tego taki pewien - odpowiedział.
Po tych słowach Jacob zerwał się na równe nogi i zaczął szybko biec w kierunku drzew. Zdążyłam jedynie dostrzec, jak w ich cieniu przemienia się w wilka, a po chwili rozległo się głośne wycie. Chciałam iść za nim i go pocieszyć, ale Elijah od razu zgadnął, co zamierzałam. Podszedł bliżej i położył mi dłoń na ramieniu, żeby mnie powstrzymać.
- Chyba powinnaś zostawić go teraz samego.
Spojrzałam w jego oczy, które nagle wydały mi się głębokie i niebieskie jak ocean… Zmusiłam się, by odwrócić wzrok i wyrwałam się z jego uścisku.
- Nie, właśnie teraz powinnam z nim być.
Jeśli byłabym normalną, ludzką dziewczyną, Elijah bez większych problemów by mnie powstrzymał, ale na szczęście okazałam się silniejsza niż on.
Pobiegłam tą samą ścieżką, którą podążał Jake, tak szybko, jak tylko potrafiłam. Nie miałam trudności z odnalezieniem właściwej drogi, bo jego zapach prowadził mnie niczym wyraźne ślady na ziemi. Zresztą, w ogóle nie potrzebowałam żadnych wskazówek, bo dobrze wiedziałam, gdzie mógł się w takiej sytuacji udać - oczywiście do naszego domu.
Moje przypuszczenia okazały się słuszne. Gdy dotarłam na miejsce, zastałam go siedzącego w pobliżu krawędzi klifu, tam, gdzie po raz pierwszy się pocałowaliśmy. Podeszłam cicho do niego i bez słowa przytuliłam do jego torsu. Automatycznie przycisnął mnie do siebie mocniej i oparł twarz o moje ramię.
- Przepraszam, że uciekłem, ale tak się wściekłem… Nie chciałem stracić nad sobą kontroli…
- Wiem - odparłam pocieszającym tonem i poczułam, że moje ramię nagle stało się wilgotne, więc Jake znowu płakał. - Będzie dobrze, kochanie…
Spojrzał mi głęboko w oczy, a w jego spojrzeniu dostrzegłam także zawziętość.
- Nie mogę cię stracić, Ness. Nie przeżyłbym tego.
- A myślisz, że ja mogłabym przeżyć bez ciebie? - odparłam stanowczo.
- Nie, ale w końcu jesteś w połowie człowiekiem…
- I co z tego? - przerwałam mu. - To nie znaczy, że kocham cię mniej niż ty mnie albo że moja miłość nie jest tak silna jak to całe wpojenie.
Jacob już nic nie kwestionował, tylko przyciągnął mnie jeszcze bliżej i zaczęliśmy się całować. Po pewnym czasie, który wydawał mi się wiecznością, musieliśmy przerwać, bo usłyszeliśmy dziwne odgłosy przypominające szeleszczenie trawy pod czyimiś stopami i łamanie gałęzi.
- Kto tam? - zawołał Jake.
Jakaś postać powoli i ostrożnie przesuwała się w naszym kierunku. Zapanowała cisza. Jak tylko tajemniczy przybysz wyszedł z cienia, natychmiast rozpoznałam w nim Elijaha. W świetle księżyca jego skóra wydawała się cudownie błyszczeć.
- Co ty tutaj robisz?! - warknął ze złością Jacob.
- Przyszedłem porozmawiać. Ja..
- Jazda stąd! Natychmiast! Nie chcemy z tobą rozmawiać! - krzyknął Jake drżącym głosem.
- Nie możesz odwlekać tego w nieskończoność - odparł spokojnie Elijah, przysuwając się bliżej. Zatrzymał się zaledwie kilka metrów od nas. Jacob wstał, pociągając mnie za sobą jak jakiś ochroniarz. Cały się trząsł.
- Powiedziałem. Jazda. Stąd. Natychmiast - wycedził z wściekłością, ale Elijah zlekceważył jego ostrzeżenie i zrobił krok do przodu. Czy on kompletnie zwariował? Jacob warknął. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby się tak zachowywał. Przeraziło mnie to…
- Uspokój się, Jake, uspokój się - ciągnął blondyn stanowczo i spokojnie. Wzbudzał respekt. Spojrzał w moją stronę i znowu musiałam szybko odwrócić wzrok. To rozzłościło Jacoba jeszcze bardziej.
- Nie gap się na moją Nessie… - wykrztusił pomiędzy nierównymi oddechami. W każdej chwili mógł się teraz przemienić. Czułam to…
Elijah kolejny raz go nie posłuchał i przez kilka następnych sekund nadal się na mnie patrzył. Jacob przestał nad sobą panować i zaczął dygotać, a potem wystrzelił w powietrze, ignorując to, że stałam tak blisko niego…
Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Miałam nadzieję, że mój dotyk powstrzyma go przed przemianą w wilka, ale się przeliczyłam. Co prawda Jake chciał mnie odepchnąć na sekundę przed tym, jak podjął decyzję, jednak ja idiotycznie wciąż trzymałam go w żelaznym uścisku, więc oboje gwałtownie podskoczyliśmy. Poczułam siłę ogromną moc eksplozji, która byłaby w stanie rozerwać na milion kawałeczków, ale zanim to się stało, zostałam zepchnięta w bok przez inną siłę. Z głośnym hukiem upadłam na ziemię, przy okazji uderzając o jakąś ostrą skałę. Rozcięłam sobie ramię, a z rany obficie trysnęła krew. Wciąż pozostawałam w połowie człowiekiem, więc mogłam odnosić obrażenia i krwawić, jednak szybko powracałam do zdrowia. Moja wampirza skóra niemalże natychmiast się regenerowała. Podobnie było w przypadku tej rany na ramieniu.
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Jacoba w wilczej postaci. Dostrzegłam też, że Elijah jeszcze się nie przemienił. Dziwne… Dlaczego jeszcze tego nie zrobił? Przecież Jake w każdej chwili mógł go zabić, zbytnio się przy tym nie wysilając. Ich twarze znajdowały się zaledwie kilka metrów od siebie, a oni sami krążyli wokół jakiegoś punktu…
Nagle mnie olśniło. Oni naprawdę chcieli walczyć! A w wyniku tego pojedynku jeden z nich na pewno by zginął… Musiałam natychmiast to przerwać! Nie mogłam stracić Jacoba! Ale… w mojej głowie pojawił się tez dziwny głosik, który kazał mi ratować Elijaha…
Szybko wskoczyłam pomiędzy nich. Byłam w stanie powstrzymać przed walką tylko jednego, nie dwóch, a jeśli Elijah w końcu by się przemienił, nie miałabym już żadnych szans…
Po chwili obaj zorientowali się, że zostałam ranna. Zerknęłam w dół i zobaczyłam, że skórę na nodze też sobie rozcięłam. Nawet nie czułam bólu, tylko krew skapywała na ziemię…
Jacob wpatrywał się we mnie swoimi wielkimi, wilczymi oczami, w których dostrzegłam ogromne zmartwienie.
- Nic mi nie jest, Jake, nie martw się. Już się goi, nawet nie boli…
- Chyba powinnaś pojechać do szpitala - odezwał się Elijah.
Jacob natychmiast przemienił się z powrotem w człowieka.
- Tak, lepiej chodźmy do Carlisle'a, żeby cię opatrzył…
- Nie trzeba! Naprawdę nic mi nie jest - zaprotestowałam stanowczo, mówiąc szczerą prawdę.
- Co ty sobie myślałeś, przemieniając się tak blisko niej?! - zawołał znienacka Elijah ze złością. Zabrzmiało to tak, jakby strasznie się o mnie martwił. Zdziwiłam się. Przecież z nim nie byłam…
- To nie jego wina. Chciał mnie odepchnąć, ale mu nie pozwoliłam… - wtrąciłam, usiłując bronić Jake'a.
- Naucz się lepiej kontrolować! Mogło jej się stać naprawdę coś złego…
- Jak śmiesz! - Jake odbiegł kilka metrów dalej i znowu się przeobraził. Ruszył w stronę Elijaha, który nadal pozostał człowiekiem. Jacob niewątpliwie chciał go zabić, ale ja nie mogłam na to pozwolić. Jakaś tajemnicza siła kazała mi stanąć na drodze olbrzymiego wilka i obronić blondyna. Spojrzałam Jake'owi głęboko w oczy i natychmiast się zatrzymał. Pogładziłam dłonią jego pysk.
- Błagam, nie rób tego. Błagałam...
Odetchnął tak mocno, że poczułam na twarzy delikatny wiatr. Jego oczy patrzyły na mnie smutno. Po chwili się odwrócił, a po kilku sekundach zniknął w ciemności. Postanowiłam dać mu chwilę samotności, by mógł to wszystko przemyśleć.
Usiadłam na piasku. Moje rany już się zagoiły, ale w sercu nadal odczuwałam niewyobrażalnie wielki ból…