Chciałem Ci tylko podziękować...
Chciałem Ci tylko podziękować....
* *
Chciałem Ci tylko podziękować,
zamknąć na chwilę dumę w skrzyni
I jakiś prosty gest uczynić
Żebym go nie mógł zaraz zmazać...
A może kilka słów powiązać
Tak, by się nie rozbiegły nagle
dmuchnąć w nie mocno, niby w żagle
niech płyną szybko w Twoją stronę...
Chciałbym pozbierać potłuczone
Okruchy złości dawnych myśli
Zamieść do kosza je dokładnie
A jeśli któryś z nich upadnie
Wyrzucić go za lewe ramię
I choćbym wiedział co się stanie
Znów się obejrzę za Twym cieniem...
Źle wśród popiołów szukać złota
Bo można czasem się poparzyć
Nawet maleńka garstka wspomnień
Może się długie lata żarzyć...
Chciałem Ci tylko podziękować
Za to że byłaś, że istniałaś
I że tak kiedyś mnie kochałaś...
I choć to wszystko już minęło
A nasze ścieżki mech oplata
Za tamte wszystkie piękne lata,
Które w pamięci będę chować
Chciałem zwyczajnie
podziękować....
ULICA
szarość przed oczami
znikające punkty
senność pod powieką
czas nogą powłóczy
zagłębienia świetlne
jarzą się myślami
chodnik się ugina
pod życia troskami
przystanęły drzewa
dając cień nadziei
potargane wichrem
liście z głowy zdjęły
wyciągają w przestrzeń
zmęczone konary
sędziwe i piękne
będą dalej stały
chociaż hałas męczy
wrosły w rytm ulicy
w oddechu poezji
nikt im strof nie liczy.
Jesienne pytania do ciebie
…L
ato rumieńcem z jabłonki już spada
i macha mi łapką na swe pożegnanie,
a jesień czarowna po nocach mi gada...,
że przyszła w swej krasie, do ciebie i do mnie.
Jeszcze nie dostrzegam tej szaty za rudej,
by mnie niewoliła po dniach pełnych słońca.
Już czuję ten zapach , za którym ja pójdę,
szukając tam ciebie w jarzębin różańcach.
Czy znajdę wśród liści zmęczonych tym latem
twojego zapachu, koloru, dotyku?
zostaniesz w jesieni całym moim światem
chociaż już nie ma motyli…słowików?
Czy nas zniewoli w miłosnych w swych wierszach,
czy ten jej kolor znajdę w twoich oczach?
Powiedz mi szczerze, wylewnie od serca…
czy jestem ta letnia, jesienna… zimowa?
ona
Tak szczupła i zwinna, że prawie eteryczna
Dziewczyna imieniem błogosławiona,
Krótkowłosa, wesoła... istota magiczna.
Lekko stąpając jakby ponad ziemią pływa,
Własnym śmiechem się bawi - a zaskoczona
Pod białą bluzką skrzydła anielskie skrywa.
Pojawia sie, to znika niespodzianie
Zostając tylko obrazem pod powieką,
Obolałym tęsknotą, wrytym w pamięć,
Pozorny i złudny - a sprawia, że czekam
I tęsknię i marzę- i na nowo się uczę
Śmiać się i płakać... i znów być nieśmiałym
Zrobiłbym wszystko, zaprzedałbym duszę
Żeby znów moje sny się spełniały
Łzy jak perły wyjęte z muszli
Szarość rozjaśniona
bielą niewinności
daje nadzieję
na wyciszenie emocji
sprawi że nawet łzy
spływające po policzku
będą błyszczeć
jak perły wyjęte z muszli
Płacze...
Zadość uczynić tym wszystkim,
co za szatański twór moje uczucia mają,
zagrać w karty z diabłem,
swoją duszę jak monetę wystawiając.
pod łopatką trzy szóstki wypalić
każdemu,kto rzuci mi w twarz,
żem zimna i podstępna jak gad,
diabelski pomiot zdrad.
na ołtarzu ofiarnym
wykrzyczeć ich bluźnierstwa,
mojej duszy krzyk.
czy jest we mnie demon?
dobro i zło-czymże jest?
upaść na kolana,
szlochem obudzić niebo,
wyszeptać bez sił-
Boże!gdzie jesteś gdy
płacze?...
Bezwiednie
Moja skryta myśl o tobie
jest cukrowej waty pełna
i zamienia smak migdałów
na lukrowy - to rzecz pewna.
Więc choć rankiem kawa gorzka,
bez grymasów moja mina
- uśmiech zjawia się bezwiednie,
bowiem nocny sen wspominam.
Życie jak kartka papieru
Nasze życie…
Kartka papieru,
Którą możemy wykorzystać,
Kreślić, robić błędy…
Upamiętniać chwile dobre
I chwile,
Których nigdy nie zapomnimy
I nie skreślimy…
Możemy żyć dobrze,
Według naszego przeznaczenia…
Możemy zajść dalej
I stać się książką.
Możemy równie dobrze
Zostać zgniecieni, podarci…
Nasze życie popłynie
W wirze prądu rzeki,
Z której nikt nas
Do końca nie wyciągnie.
Nasza podarta kartka
Nie będzie już nigdy całością…
Przemoknięta…
Możemy tylko skleić pojedyncze kawałki,
I czekać, aż wyschnie.
Ale to już nie ta sama piękna kartka…
To bezużyteczna makulatura…
Nasze życie?
Nasze życie jest połową
Tamtej kartki na papierze toaletowym.
A mogliśmy być mądrymi książkami…
Nasza wola…
Nieodwracalna…
ŻYCIE KOBIETY WE FRASZKACH
PIERWSZY ZAWÓD MIŁOSNY:
chce cnotę
z powrotem.
KARIERA
Kariery dróżka:
.. z łóżka do łóżka...
MIŁOŚĆ
głupia wwierca się do serca
a mądra.. za jądra!
( ,.. statystycznie dla trzech z czworga
-ślub ważniejszy jest niż orgazm !)
CO JĄ CZEKA?
.. całkiem męski
los kobiecy
- obowiązki
brać na plecy !!
NAJWIĘKSZE MARZENIE:
Marzy by wleźć
w "36"
( w czasie stosowania diety
nie zbliżać się do kobiety!)
POŻYCIE MAŁŻEŃSKIE?
Kiedy ona chce swawolić
- jego głowa boli..
ZDESPEROWANA:
Wtarła Viagrę do sałatki!
Zjadł.. i, pobiegł.. do sąsiadki..
JEJ CIERPIENIE KOŃCZY SIĘ ANONSEM:
Trzy dni temu, zwiedzał bary.
Znak szczególny: zarost stary
i gęba posiniaczona..
Proszę go nie szukać !
Żona.
A CO NA TO WSZYSTKO MĘŻCZYZNA?
Pierwszy raz kwiaty kupił dla niej
z szarfą: "ostatnie pożegnanie"
Fale uczuć
W głębokiej toni samotnych spojrzeń
Przepływają uczucia, jak morska fala
Bywają łagodne, czasami burzliwie
Dotykają najmniejszych cząstek ciała
Żaglami uśmiechu oddychają ciepłe słowa
Czyste myśli w obłokach szukają miejsca
Podmuch wiatru dotykiem wspiera dłonie
Trzymające ster życia na wodach szczęścia
Gdy nadciąga burza i sztorm uczucia rwie
Niepewność targana przez żalu podmuchy
Choć niebo pokryte chmurami niespełnienia
Tęczą uczuć pomalowane dodaje życiu otuchy
1940
Patrzysz na życie
przez pryzmat pasów
odmierzasz chwile
wczorajszego dnia
przyszłość dla Ciebie
jest bólem wspomnienia
spleciona z życiem
codziennego dnia
wciąż widzisz prycze
odczuwasz ból
wciąż wraca ciemność
rozpacz i głód
jesteś zamknięty
w kręgu wspomnienia
o tych co byli
lecz już ich nie ma
może nie znałeś
też wielu z nich
ale widziałeś
z komina dym
składam ci pokłon
choć nie znam imienia
ale widziałam numer
ten sprzed ramienia
te fotografie
liczone w setkach
patrzące oczy
i niemy krzyk
i pukle włosów
buty dziecięce
i te numery
istnienia byt
Jesteś !
409 łez w skali Fahrenheita
sfrunął z nieba żelazny sęp
złowieszczy znak zdziwionej śmierci
życie rozmienił na krwawy strzęp
nie dał połówki sekundy, ni ćwierci
409 metrów do chmur
powietrze drga nad Manhattanem
gdy rozbestwiony stalowy tur
życia i śmierci staje się panem
„men down” w upuszczonych słuchawkach
rzeźbi zastygłe z przerażenia twarze
do gry rzucona najwyższa stawka
wskazówki stanęły w życia zegarze
pewne już niechybnego kresu
ostatnim akordem, przy wtórze huku
idą do ziemi jak do Hadesu
tak jak ideał co sięgnął bruku
bliźniaki w 409 łzach
powyginanej bajecznie stali
półksiężyc szydzi szerząc strach
oby z gruzów mściciele powstali
Jak Tezeusz
W labiryncie myśli wielu
szukasz światła odpowiedzi,
w zaułkach ciemnych bez wyjścia
Minotaur niepewności siedzi.
W pajęczy kłębek jedwabny
wprzędłam wiarę i nadzieję,
byś odnalazł swoją drogę,
przekroczył miłości wierzeje.
Homo Homini
Ludzie ludziom ostrzą nóż
i szykują podły los,
ktoś nie wstanie nigdy już,
komuś właśnie wznoszą stos...
Ludzie ludziom niosą miecz,
ogniem wypalają winy,
nikt się nie ogląda wstecz -
po śmierci się rozliczymy...
Ludzie ludziom kopią grób,
nocą wydzierają serca,
w pogrzeb zmienią nawet ślub,
w każdym kryje się morderca...
Tylko gdzieś na samym dnie
czasem budzi się sumienie,
szarpie, gryzie, nerwy rwie...
Kto nam będzie odpuszczeniem?
Kamyk szczęścia
Daje ci łzę tęsknoty
Co co dzień po twarzy mej spływa
I myśli rozdarte ci daje
Bol duszy co serce rozrywa
Czas co juz minął ci daje
Nie całkiem spełnione marzenia
Zabierz w próg mego domu
Radości me, smutki westchnienia
To serce skłócone ze sobą
By przetrwać- was porzuciło
A żeby życia nie stracić
jakże sie ono zmieniło
Zrozumieć dziś nikt nie potrafi
Ze serce i dusza wciąż boli
Bo kwiaty nawet nie zniosły
I uschły w rozstania niedoli
Wiec zabierz je znów do Kraju
Niech oczu moich nie smucą
Na szarym ugorze je rozsyp
W Ojczyźnie niech w proch sie obrócą
Kamień zatrzymam przy sobie
Bo on jest twardzielem i skala
Pamiętasz?- ten z górskich szczytów
Ojczyzny mojej cząsteczkę małą
Kiedyś napiszę...
Kiedyś napisze list do ciebie
ze byłeś wszystkim
piekłem, niebem
a może nawet moim Bogiem,
czasem myślałam tak o tobie.
Kiedyś napisze, może wtedy
gdy na odwagę się zdobędę,
wypomnę wszystkie twoje błędy:
samotne ranki, puste dni,
zapachy perfum jakichś obcych
i klucz do jakichś innych drzwi
odnaleziony w środku nocy...
Ach, nie zapomnę też nadmienić,
że wtedy
(tej pamiętnej nocy)
wolałeś upić się do cna,
by mi nie spojrzeć prosto w oczy.
Kiedyś napiszę list do ciebie...
Dieta CUD :) (coś na odchudzanie)
Nie wiem co się ze mną dzieje
nie jem, nie śpię, wciąż szaleję
gdzie przyczyna tkwi tej zmiany
czyżby to mój ukochany??
Wstaję wcześnie zanim ranek
się na dobre już obudzi
szybko prysznic, włosy, make up
mała czarna już się studzi
Potem ciuchy, więc do szafy
zmierzam szybko równym krokiem
tego jednak dziś nie włożę
bo kupiłam to przed rokiem
To niemodne, to za małe
to rozchodzi się na biuście
no i spodnie też za ciasne
bo pośladki jakby tłustsze
Odchudzanie? głupi pomysł
próbowałam bezskutecznie
mam sylwetkę rubensowską
tak wyglądać będę wiecznie! :(
Wpadam w chandrę rozdrażniona
z nienawiścią patrzę w lustro
a mój Marek z miną misia
mówi do mnie: "moje Bóstwo!"
cóż mam myśleć?
chyba teraz dam już sobie na wstrzymanie
bo od kiedy bóstwem jestem
niepotrzebne odchudzanie :)
Cisza.....najcichsza z cisz.......
Cisza......najcichsza z cisz.......
przy drodze przekrzywiony krzyż,
w nim czerwona róża zatknięta,
to znak .....że ktoś pamięta...
Idę dalej.... aleją cieni,
słychać oddech milczących kamieni,
jak wznosi się i opada,
nie jedna łza nań spada
i spływa w czerń ziemi...
Cisza.........z cisz najcichsza...
memu sercu najbliższa
i ciemna czeluść nocy,
patrzą z niej czyjeś oczy,
w których zatrzymały się zegary,
to nie czary.......czas został
zapisany wskazówką źrenicy,
a cisza?.....cisza krzyczy.....!
Woła.!...w modlitwie ręce składa,
do Ciebie Boże oblicze wznosi
i... prosi...błaga... prosi...
A Ty?... dajesz żałości przyodzienie,
...ból.....smutek...cierpienie....
Cisza ....najcichsza z cisz.....
Ty wiecznym snem śpisz.
Ona oczy czarną przepaską zasłania,
serce przenika - nie ma oblicza...
Tą ciszą krzyczę...........Boże!
...................................Boże NIE!!!
Dlaczego zabrałeś Jego...?
....................................a nie mnie!
A ja tutaj jestem…
Krucha i delikatna jest moja sukienka,
zwiewna jak woal... od gwiazd ją pożyczam.
Spleciona z ros nocy w obawach i lękach,
nie potnę jej lekkości na rogach księżyca.
Porankiem zbieram okruchy ciekawsze,
wypełniam więc nimi szafirowe oczy,
serce czasami swych marzeń się zaprze,
splatam z nich nocami tęsknoty warkoczyk.
Czułość dostrzegam w kwiatowym kobiercu,
dobroć, wszelkie cnoty wyczuwam dotykiem.
Zawieszona między snami w twym wierszu,
żyję stłumiona swym wewnętrznym krzykiem
Czasami jestem rozżarzonym niebem,
stoję znów nocą pod twymi gwiazdami.
Szukam w tych planetach zgubionego cienia,
żyję na huśtawce między minutami…
Me serce cię woła w niemym krzyku, geście
treść mojej miłości wypisałam deszczem,
spadających kropli, dudniącym powietrzem…
lecz kiedy zapukasz…, to ja tutaj jestem….
nadchodzi chwila zbawienia
przywołałam samotność
stęskniona wróci
poda rękę
zostanie
trwoga
rozprostuje skrzydła
zasłaniając usta księżyca
tajemnica żywa
otworzyła przede mną bramę
do raju utraconego
sama przejdę przez platformę bólu
pustka pytała o czas
kiedy nadejdzie zbawienie
krzyczę że już wpół do mojej śmierci
ludzka rzeczywistość oddycha z ulgą
płakać nie będzie
bo wie że samemu
ciszej sie umiera
Przeszłości Czas
Kiedy krople łez opadną
na ten suchej ziemi kurz
I napoją ją nieszczęściem
aby stworzyć śmierci bluszcz
Z nieba spadnie milion gwiazd
tworząc nowej drogi czas
Budząc serce me do bicia
poranione mgłą przeszłości
Otulone w powiew życia
odżywione w samotności
poukładam przyszłe drogi
A me serce tak jak diament
nigdy więcej już nie pęknie
na zawsze niepokonane...
Za to dziś piję
Rozczarowano mnie
widokiem świętych filiżanek
na regałach,
zaległym kurzem utęsknionym,
fortepianem
rozczarowano
pustym kątem pod łóżkiem i za szafą
wyblakłą żółcią żyrandola
(pewnie czymś jeszcze
- nie ważne...)
rozczarowano
rozciągnięte dni
nie pomieściły łask?
na przekór:
Rozczarowanie do dna!!
to moje szczęście! - nie muszę
już więcej bawić się i bać
rozczarowanie do dna!!
za zdrowie głuchych kalendarzy
metryk co żółkną coraz odważniej
za szczęście pomimo
niezależne uparte
skuteczne
Rozmowa z ciszą
Jednoczę się ze spokojem i pustką
Rozmawiam z ciszą, która nastała
Żegnam światłość za horyzontem
Tego szczęścia natura nie zabrała
Delektuję się każdym powiewem
Przymykam swe oczy, odpływam
Na skraju snu, sama z gwiazdami
Góry marzeń we mgle zdobywam
najpiękniejszy motyl wiosny
Ubiorę cię w same najpiękniejsze słowa,
zwyczajne, proste ale i prawdziwe,
w kolorowe suknie, w barwy pięknej wiosny,
będziesz najwspanialszym, cudownym motylem.
Ozdobię promieniem porannego słońca,
którego już nigdy nie będzie brakować,
przystroję cię w kwiaty, jak zielone łąki
i będę podziwiać, dotykać, całować.
Jeszcze na sam koniec, co nieco poprawię,
niecierpliwą ręką wygłaszczę, wypieszczę,
wprowadzę do raju i jak anioł zbawię...
to wszystko dla ciebie, bo dla ciebie jestem.
Odgłos ciszy
ciszą będę tobie mówił
ciszą spojrzenia
pocałunku i pieszczot
dłoni
ciszą będę tobie pisał
ciszą wiersza, którego
choć nawet proste słowa
tylko ty zrozumiesz
ciszą będę ciebie kochał
ciszą nocy gwieździstej
ciszą szeptów i stopienia
w jedno ciało
* * *
w salonie uliczek
z portretami
kamiennych drzew
gawędzi czas
na meblach dziadków
księżyc rumieni ostygłą herbatę
w ciszy przebiegam
po ornamencie snu
patos chwili
zamienia samotność w deszcz
krople chmur wywołują fotografie
Odysei twarzy
w dłoniach utopionej
To nie zdrada! To Twoja zazdrość!
Myślałem, że sensu to nie ma
Myślałem, nie zajdzie potrzeba
Robienia złego zbędnego hałasu
A ja dla Ciebie nie miałem czasu
Boli mnie oko i widzę wady
Lecz tu nie zauważyłem zdrady
sosna zraniona
smukła
strzelista
wysoka
z koroną ginącą
w obłokach
lecz cięciem
w połowie
zraniona
żywicą
kora splamiona
lepką
i zda się - wciąż ciepłą
niczym krwią gęstą
półskrzepłą
wespnę się
po pniu jej zbolałym
ramieniem
ucisnę
ranę
póki krew sosny
nie przyschnie
obejmować
jej
nie przestanę..
NIEWAŻKOŚĆ
Próżnia,
bezdenność wszerz i wzdłuż
płynę,
w otchłani gwiezdny kurz
Ja drobina,
czy ja to świat?
Ogarniam wszystko
miliardem lat.
Cisza,
bezdźwięczność absolutna.
Wybuchem galaktyka głucha.
Jak przeżyłam,
czy to sen?
Gdzie ty jesteś?
Wołam cię!
W fotelu
siedzę w fotelu
mojego przeznaczenia
za oknem drzewa
rozbierają się do snu
radio buczy o nieszczęściach
toporne słowa płyną w eter
piwo mnie nudzi
bursztynową barwą lata
szczęśliwy kolor w pochmurny dzień
telefon dzwoni
nie - pomyłka
nie mieszka tu pani ce de e
wracam na swe odwieczne miejsce
i znów zawieszę się
w sobie
zostawcie mnie tak jak jestem
przynajmniej nie spadnę