Wąż Mistrza Eliksirów
4.
Harry przełożył kciuki przez szlufki wytartych, niebieskich jeansów, które nosił pod przykrywającymi je czarnymi szatami. Stały się zagrożeniem w jego najlepszych czasach, szczególnie biorąc pod uwagę rzeczy, które robił, a które nie były częścią normalnego programu nauczania - między innymi miał na myśli prywatne treningi w każdej formie, poczynając od tworzenia, na niszczeniu kończąc i zahaczając o bardziej istotne sprawy gdzieś pomiędzy. Szaty zdawały się zawadzać. Po tym, jak Snape więcej niż raz próbował znaleźć przyjemność w rzucaniu uwag, jakoby Potter był tam z nim, aby nauczyć się finezji, zamiast podejmować próby godne słonia w składzie porcelany, Harry zdecydował, że szaty aż tak bardzo mu nie przeszkadzają.
Mimo wszystko były przydatne, kiedy się skradał. Kamuflaż był czymś, w czym Złoty Chłopiec nigdy nie potrzebował żadnej dodatkowej praktyki. Lata skradania się po zamku dały mu doskonałe podstawy. Jak miło ze strony dyrektora, że pozwolił mu nosić czarne szaty, które mogły mu pomóc w częstych, nocnych eskapadach. To zupełnie tak, jakby potajemnie pragnął, aby jego uczniowie umieli przekradać się w cieniu, fruwając tu i tam jak nietoperze.
Może rzeczywiście udało mu się to osiągnąć. W końcu w szkole uczył profesor, będący tego żywym dowodem.
Rozważając to, Harry dopiero po chwili zorientował się, że nogi prowadziły go wzdłuż jednego z zacienionych korytarzy. Snape naprawdę był aż tak ciętym typem człowieka? Wiecznie powiewające za nim szaty, wyglądające jak żywcem wyjęte prosto z piekła z pewnością to sugerowały. Ale przecież Potter widział go już bez nich. Wtedy nic za nim złowieszczo nie powiewało ani nie szeleściło. Można byłoby przyrównać go do skradającego się kota.
Oh, cholera. Profesor McGonagall z pewnością uśmiałaby się, gdyby usłyszała to porównanie.
Harry nagle zatrzymał się i oparł o jeden z chłodnych, kamiennych murów, a ciepłe powietrze spomiędzy jego warg wydostawało się nieco szybciej. To nie o tym powinien myśleć. Jego umysłu nie powinno zaprzątać to, w jaki sposób chodzi Snape ani to, czy bardziej przypomina kota czy nietoperza, kiedy to robi. Oczekiwano po nim, iż przemyśli poranną wizytę rozmownego węża i konsekwencje, jakie ze sobą niosła.
- Jak rozwiązuję coś, co się skomplikowało, to tylko po to, żeby coś innego skomplikowało się jeszcze bardziej - westchnął Harry, uderzając lekko głową o kamienną ścianę.
Ale czy Snape naprawdę był komplikacją?
Oczekiwano po nim, że szybko się tego dowie. Decydując się porzucić stojącą pozycję, Harry ruszył przed siebie, pozwalając sobie chodzić również po wąskich pasmach światła księżycowego rzucanego na podłogę, gdyż wiedział, że nikogo innego nie ma w pobliżu.
Doprawdy, ten człowiek przez lata był dla niego zagadką - nawet po takim czasie, spędzonym z nim sam na sam na przestrzeni lat. Teraz, kiedy Harry zabił swojego największego wroga jak super-bohater z komiksów, jego wszelkie dodatkowe treningi zostały odwołane, a to z kolei oznaczało, że od tamtego czasu był skazany na jeden, skomplikowany image Severusa Snape'a.
Choć został gruntownie przeszkolony do wszystkiego - od niszczenia do tworzenia - to Snape był kolejnym, równie szerokim spektrum do rozgryzienia. Widział, aby ten mężczyzna bywał miły, ale zdarzało się to tylko i wyłącznie wtedy, gdy nikogo przy nim nie było. Widywał również Snape'a, kiedy ten był… cóż, cholernym draniem - określił go w ten sposób, by uciec od standardowej obrazy, jakiej zawsze używał Ron. Harry miał okazję zobaczyć z bliska włosy Mistrza Eliksirów i mógł potwierdzić, że nie były ani tłuste, ani nie miał wszy. Snape był draniem, owszem, ale nie tłustym.
Po długim przemierzaniu szkolnych korytarzy w młodzieńczej zadumie - poszukując choćby niejasnej wskazówki, która pomogłaby mu rozwiązać dręczący go dylemat - Harry skończył przed wyjątkowo dobrze znanym mu gargulcem. Pomyślał, że to nie jest zły pomysł.
Przez moment rozważał tą opcję, jakby zastanawiając się czy będzie miał tyle szczęścia i Dumbledore wciąż będzie na nogach o tak późnej godzinie, gdy kamienny gargulec nagle się poruszył. Najwyraźniej dostał swoją odpowiedź, a Dumbledore najprawdopodobniej chciał, aby Harry przyszedł z nim porozmawiać, a nie tylko zamienić kilka słów w przelocie. Istniało małe prawdopodobieństwo, że coś takiego się zdarzy, ale jeżeli już tak się stało, to kim był Harry, by zaprzeczać losowi?
Złoty Chłopiec wszedł na ruchome schody, by po chwili przejść przez ciężkie, drewniane drzwi, uprzednio krótko w nie pukając.
- Zarówno ty, jak i profesor Snape dziś wieczorem staliście na dole i wpatrywaliście się w mój gargulec. Czy jest z nim coś nie w porządku, pomijając oczywiście teorię, jakoby zjadał mózgi uczniów na śniadanie? - zapytał z uśmiechem Dumbledore, podnosząc wzrok znad przeglądanych właśnie dokumentów.
- Brzmi pan jak Snape. Był tutaj? - Harry odezwał się, wchodząc do środka i bez uprzedniego zaproszenia usiadł na swoim zwykłym krześle. Na tym samym, które opuścił Severus krótko przed jego przybyciem.
Młodzieniec nie był szczególnie zaskoczony, kiedy usłyszał, że nie był jedynym gościem w biurze dyrektora dzisiejszego wieczora.
- Tak. Czuł się w obowiązku, aby osobiście poinformować mnie o czymś, co wydarzyło się dzisiaj między wami.
Potter w odpowiedzi podniósł brew.
- Cóż, jest jeden sposób, aby upewnić się, że niczego nie zinterpretuje pan błędnie.
- Otóż to. Niemniej jednak, pełnoletni czy nie, wciąż myślisz umysłem nastolatka.
Dumbledore podniósł paczkę cytrynowych dropsów i poczęstował Harry'ego, który odmówił grzecznym potrząśnięciem głowy.
- Jestem pewien, że kiedyś tak było. Prawdę mówiąc czuję się o wiele starszym, niż naprawdę. Zmęczony, jeśli mam być szczery.
- A te słowa nie mogą być źle zinterpretowane?
Wbrew sobie, Harry uśmiechnął się szeroko. Moment później wyglądał na zamyślonego.
- Jak długo pan wie o tym wszystkim?
- To nie jest moja sprawa, aby o tym mówić. Zapytaj profesora Snape'a, jeżeli musisz wiedzieć - poinstruował dyrektor, po czym złączył razem dłonie i oparł na nich podbródek. - Powiedział, że masz to przemyśleć.
- Samo myślenie o tym wszystkim jest trudniejsze, niż sądziłem - przyznał Harry, czując, że jego zdolność myślenia wyczerpała się na ten wieczór. - Ciągle dochodzę do wniosku, że prawie wcale go nie znam. Wiem o niektórych rzeczach, o kilku nie w pełni, ale nie mam pojęcia, jaki jest naprawdę.
- A mimo to zastanawiasz się, jaką dać mu odpowiedź. - Dumbledore uśmiechnął się. - To z kolei oznacza, że nie przeszkadza ci myśl, że żywi do ciebie jakiekolwiek uczucia.
- To mnie intryguje.
- Cóż. Harry, mogę jedynie zasugerować, abyś spróbował, a to pozwoli ci lepiej go poznać. Niezależnie od tego, jaką decyzję podejmiesz, mam zaufanie do was obu.
Potter skinął głową.
- To dlatego pomógł mu pan zrozumieć uczucia? I nie był pan na niego wściekły, gdy poznał pan prawdę?
Dyrektor potrząsnął przecząco głową.
- To tylko jeden z wielu powodów, mój chłopcze. Podobnie; jest wiele powodów, dla których dziś wieczorem tak późno jestem jeszcze na nogach. Fakt, że przypuszczałem, iż obaj będziecie mnie potrzebować, to tylko jeden z nich. Zresztą, po raz kolejny opłaciło się posiadanie intuicji starego człowieka.
- Racja. - Harry wstał i obdarzył uśmiechem stary relikt, jeśli miałby używać dziwacznej terminologii Sorai. W najlepszym wypadku był to jednak cień uśmiechu, gdyż myśli młodzieńca znów skierowały się w stronę pewnego mężczyzny. - Pójdę już.
- Powinien teraz patrolować korytarze w okolicy biblioteki, jeśli chciałbyś z nim porozmawiać - zawołał dyrektor za oddalającym się nastolatkiem.
Złoty Chłopiec spojrzał za siebie przez ramię.
- I stracić punkty? Na własne życzenie? Pan naprawdę jest szalony.
Jedyną odpowiedzią był szczery uśmiech.
Harry wyszedł.
Jednakże, kiedy Potter wracał do Pokoju Wspólnego, całkowicie zatracony w myślach zawędrował w okolice biblioteki. Wywrócił oczami, gdy tylko zdał sobie sprawę, dokąd poniosły go nogi. Dumbledore z pewnością robi właśnie użytek z pistoletu z confetti, który Harry kupił mu na poprzednie urodziny.
Cóż, Potter zawsze mógł uciec i mieć nadzieję, że nie zostanie złapany. Jednakże dziś wieczorem w jego piersi pojawiło się uczucie dość bliskie podekscytowaniu. Być może nie byłoby tak źle zostać złapanym tej nocy? Albo raczej dać się złapać. O ile, oczywiście, nie był tutaj sam.
Harry oparł się o jedną ze ścian, ukrywając w cieniu. Zmrużył oczy, czekając i wbijając wzrok w ciemność.
Nie musiał czekać długo.
Zza zakrętu wyszedł Snape. Wyglądał, jakby głęboko nad czymś rozmyślał, jednakże nadal był wystarczająco gotów, aby ogłuszyć wszystko, co tylko się poruszy.
Potter czekał w cieniu. Jego treningi pomogły mu do tej pory pozostać niezauważonym. Musiał stłumić chichot na myśl, że w korytarzu znajdował się student, sukcesywnie chowający się przed profesorem, który żywił do owego ucznia jakiekolwiek uczucia. Uderzyła go świadomość, że Snape znajdzie go poza łóżkiem długo po północy. Prawdopodobnie, oprócz Mistrza Eliksirów, mógłby złapać go jedynie Filch. A Harry byłby przeklęty, jeżeli dziś - ze wszystkich ludzi - natknąłby się akurat na niego.
Harry poczekał, aż Severus go minie. Dopiero później się odezwał:
- To udowadnia, że jestem lepszy, niż chcesz przyznać.
Młodzieniec uśmiechnął się, gdy zobaczył na twarzy starszego czarodzieja zdziwienie, szybko zastąpione obojętnością.
- To trochę głupie. Nikt inny by za mną nie zawołał. Nigdy nie zdradzaj wrogom swojej obecności, jeżeli nie chcesz bawić się z nimi w głupie gierki - mruknął pod nosem Snape, próbując odzyskać swoją godność.
- Oczywiście. - Harry zgodził się, odsuwając od ściany. - Ale ty nie jesteś moim wrogiem. I nie zamierzam bawić się z tobą w żadne głupie gierki, bo nigdy mi się to nie udaje, a gdybym spróbował, skończyłbym jako sterta gruzu.
- W takim wypadku jesteś najwyraźniej głupi tylko w połowie. - Severus powstrzymał chęć wywrócenia oczami, słysząc uproszczoną logikę nastolatka. - Co tutaj robisz?
Potter wzruszył ramionami.
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Dumbledore wspomniał, że możesz się tutaj kręcić dziś wieczorem i oto jestem.
- Jesteś szczery z własnej woli? Cóż za odmiana, panie Potter. - Snape potraktował go z czymś, co mogło zostać określone szyderczym rozbawieniem.
- Dzisiejszy dzień jest pełen niespodzianek - zauważył młodzieniec, próbując się uśmiechnąć. Cień zadowolenia zniknął z jego twarzy w chwili, kiedy zbierał w sobie odwagę na stawienie czoła idei, która właśnie przyszła mu do głowy. - Mogę się z tobą kawałek przejść?
Snape zamrugał szybko - zupełnie, jakby nie był pewien, co myśleć o podobnym pytaniu. Zdecydował się po prostu zapytać:
- Dlaczego?
Żaden nie wspomniał o tym, że jeden z nich powinien być teraz w łóżku, a po drugim oczekiwano, że za nieprzestrzeganie tego punktu regulaminu będzie odejmował punkty garściami. Zamiast tego stali w korytarzu, prowadząc cywilizowaną rozmowę.
- Nie wiem - warknął Harry, nagle czując się zdecydowanie zirytowany. - Zapomnij o tym pytaniu, idę do łóżka - oznajmił, odwracając się.
Snape poczuł, jak jego dłonie drżą z frustracji. Wyciągnął dłoń przed siebie i złapał ramię Gryfona, aby zmusić go do zatrzymania się. Użył do tego zbyt wiele siły, przez co Potter niemalże upadł na tyłek.
- Nie wierzę, że to zrobisz. Odprowadzę cię.
Młodzieniec opanował swoje emocje i uśmiechnął się bezczelnie do Snape'a.
- Odprowadzisz mnie do dormitorium po nocnym spacerze ze mną? To przecież skandaliczne.
- Zamknij się - rzucił zirytowany Mistrz Eliksirów, a na jego policzki wypłynęły czerwone rumieńce.
Wyraźnie zadowolony z siebie Harry zaśmiał się cicho i wypuścił powietrze w hałaśliwy sposób.
- Dlaczego ja?
- To trochę za poważny temat na nasz pierwszy spacer - sarknął Severus.
- Może trochę.
- Dlaczego ludzie się zakochują? - zapytał Snape.
Harry przechylił głowę w bok, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Myślę, że tak po prostu jest. Nie sądzę, aby był cokolwiek, co mógłbyś zrobić, aby temu zapobiec.
- Częściej powinieneś przejawiać przebłyski inteligencji. Mimo to jestem przekonany, że wciąż będziesz zaskakiwał ludzi, kiedy dasz im do zrozumienia, że posiadasz mózg.
- Gargulec jeszcze go nie zjadł - zażartował Gryfon. - Oczywiście, że mam mózg. Po prostu jesteś zbyt trudny.
- Trudny - powtórzył Snape w trudny do odczytania sposób.
- Tak, trudny. Ciężko cię rozgryźć - zdefiniował pomocnie młodzieniec.
- Wiem, co to znaczy, bachorze - warknął Mistrz Eliksirów i spiorunował go wzrokiem.
Kiedy szli, Harry rozważał coś w myślach, natomiast Severus warczał mentalnie coś na temat tego, kto jest trudny.
- Jestem jedynym, poza Dumbledorem, który to potrafi, prawda? - zapytał w zamyśleniu Potter.
- O czym ty, do diabła, mówisz? - Snape zmarszczył brwi.
Czasami naprawdę nie rozumiał osoby, którą kocha - szczególnie teraz, kiedy Gryfon wie już o jego uczuciach. Było zupełnie tak, jakby Harry postrzegał go w innym świetle.
- Mówię o irytowaniu cię w ten sposób - wyjaśnił Potter z cieniem uśmiechu.
Severus miał ochotę zmierzwić młodzieńcowi włosy z powodów, jakich nie potrafił wyjaśnić.
- To dlatego, że zależy mi na was obu. W różny sposób, oczywiście.
Gryfon wolno skinął głową. Znów wsunął kciuki w szlufki od spodni, podczas gdy jego kroki wydłużyły się, pomagając w myśleniu.
- Właściwie, to poszedłem na spacer, żeby to wszystko przemyśleć. Ciągle dochodzę do wniosku, że nie znam cię tak dobrze, jak powinienem, zanim dokonam wyboru.
- Nie jestem miotłą, którą można przetestować przed kupnem. - Severus skrzywił się, nie będąc w stanie naprawdę być zirytowanym.
- Wiem - odpowiedział szybko Potter. - Nie miałem tego na myśli. Sądzę tylko, że gdybym się zgodził, a potem okazałoby się, że jesteś kompletnym dupkiem, to nie skończyłoby się to dobrze dla żadnego z nas. A z drugiej strony, gdybym powiedział nie i dowiedział się później, że jesteś kimś, czyją obecność mógłbym znieść obok w bardziej zażyłych kontaktach, wyszedłbym na idiotę, a twoje ego by się podwyższyło.
- Dotarłeś w końcu do sedna?
- Nie. Myślę, że będę paplał bezsensownie przez kilka najbliższych klatek schodowych - zaśmiał się Harry. Zamilkł nagle, nie widząc rozbawionego spojrzenia, jakie rzucił w jego kierunku Mistrz Eliksirów. - Chodzi mi o to, że wolałbym poznać cię trochę lepiej, zanim podejmę decyzję, czy chcę wchodzić z tobą w jakikolwiek związek czy też nie.
To nie było coś, co ingerowało w plany Severusa, którego myśli zajęły się przetwarzaniem konsekwencji. Jakim byłby głupcem, aby odmawiać Harry'emu częstszego widywania się z nim? To w końcu był krok w kierunku, w jakim chciał podążać.
- Wyśmienicie. W tym tygodniu muszę udać się do Londynu. Spotykam się z hodowcą, który sprzedał mi Sorai. Możesz zabrać się ze mną, jeśli chcesz.
Słysząc to, młodzieniec rozjaśnił się. To brzmiało tak, jakby Snape faktycznie miał jakieś znaczące intencje. Ponadto zainteresowała go możliwość spotkania z hodowcą węży. Będzie musiał wymyślić bajkę dla Rona i przejść przez piekło, dyskutując z Hermioną, ale poradzi sobie z tym później.
- Dobrze.
- Będę wychodził tuż przed lunchem. Będziesz już po zajęciach, prawda?
Mistrz Eliksirów nie wspomniał, że zna plan lekcji Harry'ego na pamięć. Z wielu powodów już dawno zdecydował się trzymać tak blisko sal lekcyjnych młodzieńca, jak to tylko możliwe.
- Tak.
- Więc spotkajmy się przy głównym wejściu zaraz po tym, jak skończysz lekcje. Spróbuj się nie spóźnić. Jak już mówiłem, nie jestem wyjątkowo cierpliwym człowiekiem. Nawet, jeżeli chodzi o ciebie.
- Gdybyś był, byłbym ciekawy, kto się pod ciebie podszywa. - Harry uśmiechnął się na tę myśl; za nic nie potrafił wyobrazić sobie cierpliwego Mistrza Eliksirów. - Będę tak szybko, jak tylko dam radę.
Severus skinął głową i zatrzymał się. Dotarli do korytarza, który prowadził do dormitorium Gryfonów.
By spać z tobą.
Jaka szkoda, że nie mógł zaciągnąć Harry'ego do lochów, aby z nim spać… między innymi.
Potter odwrócił się, by spojrzeć w zamyśleniu na starszego czarodzieja, po czym uśmiechnął się szeroko.
- Udało ci się odprowadzić mnie aż tutaj, a to może wywołać wielki skandal.
Mistrz Eliksirów wywrócił oczami i zakodował w umyśle, aby rzucić zaklęcie zapomnienia na wszystkie obrazy.
- W rzeczy samej. - Uśmiechnął się znacząco, robiąc krok do przodu, by pochylić się, objąć młodzieńca ramionami i wyszeptać wprost do jego ucha: - Obaj wiemy, co spowodowałoby większy skandal.
Harry zadrżał - zarówno z uczucia bliskości, jak i słów, które wypowiedział Severus. Nawet jeśli chciałby się poruszyć, nie był pewien, czy byłby w stanie. I wcale nie dlatego, że Snape wciąż trzymał go w ramionach.
- Mam rację? - szepnął ponownie Mistrz Eliksirów, ciesząc się z tej sytuacji z kilku powodów.
Harry naprawdę nie miał pojęcia, jak trudne było dla Severusa powstrzymanie się przed przyszpileniem go do ściany i odpowiednim zajęciem się nim. Mimo to obiecał sobie, że będzie tak powolny, jak tylko się da, by nie odstraszyć Harry'ego - to nie było częścią żadnego z jego planów.
Harry nie mógł nic poradzić na myśl, jaka pojawiła się w jego umyśle: Chce bym coś powiedział? Zamknął oczy, starając się nie myśleć o tym, czy jego serce nie biło zbyt prędko, a oddech za bardzo nie przyspieszył. Nagle stał się świadomy tych wszystkich rzeczy i sporym wysiłkiem okazała się próba wyrzucenia ich wszystkich z umysłu.
- Nie zadawaj retorycznych pytań - odpowiedział, zastanawiając się, czy wyszeptał te słowa, czy wypowiedział je normalnie.
Czarne oczy Mistrza Eliksirów zabłyszczały z rozbawienia. Odsunął się nagle, wyglądając na dużo bardziej uspokojonego, niż się czuł. Błogosławił swoje szpiegowskie umiejętności, które pozwoliły mu ukryć prawdziwe emocje.
- Miałeś iść do łóżka, panie Potter.
Gryfon zamrugał nieprzytomnie, nagle czując się kompletnie wytrącony z równowagi.
- Do łóżka, racja - wymamrotał z dezaprobatą, a jego dłoń powędrowała w kierunku włosów, by je zmierzwić, gdy patrzył w stronę portretu Grubej Damy, blokującego dalszą drogę.
Ponownie spojrzał na Snape'a zielonymi, szklącymi się oczami.
- Ale bez ciebie.
Severus podniósł brew, próbując ukryć zarówno uśmieszek, jak i śmiech.
Harry skinął uprzejmie głową i rzucił Snape'owi jeszcze jedno spojrzenie, zanim odwrócił się, by podać Grubej Damie hasło. Był już w połowie drogi, kiedy się zatrzymał i rzucił przez ramię z zamyślonym uśmiechem:
- Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział Mistrz Eliksirów głosem brzmiącym na znudzony. Gdy Potter już niemal zniknął, dodał głośniej: - I piętnaście punktów od Gryffindoru za spacerowanie po godzinie policyjnej!
Severus pozwolił, aby na jego twarzy na krótką chwilę pojawił się uśmiech, kiedy zza zamkniętego już portretu dobiegły go stłumione przekleństwa.
Rzucił zaklęcie zapomnienia na wszystkie wiszące w pobliżu obrazy, zanim skierował się do lochów, by również położyć się spać.