Józef Wittlin Sól ziemi, wstęp: Ewa Wiegandt
Powieść Józefa Wittlina Sól ziemi ukazała się w 1936 roku. Miała to być pierwsza część trylogii pt. Powieść o cierpliwym piechurze (dalsze części miały nosić tytuły Zdrowa śmierć i Dziura w niebie).
PROLOG: poprzedzający Sól ziemi Prolog pomyślany był jako wstęp do całej trylogii. Prezentuje on syntetyczne ujęcie tematu, powieść ów temat rozwija, analitycznie zgłębia. Opowiadanie o pierwszych godzinach i dniach wojny tak jest skomponowane, że przedstawia je jako koniec dotychczasowego świata pokoju początek nowego - świata wojny. Wybór historycznych zdarzeń: podpisywanie aktu wypowiedzenia wojny Serbii, mobilizacja i pierwsze ruchy wojsk na frontach - wychwytuje przejście miedzy dwoma światami. W scenie pałacowej (dotyczy ona podpisania aktu wojny) bohaterowie dzielą się na dwie grupy: dążących za wszelką cenę do wojny ministrów i generałów oraz osamotnioną postać cesarza Franciszka Józefa, uosobienie odchodzącej bezpowrotnie epoki. Starczo-zdziecinniały cesarz zachował ludzkie odruchy i uczucia. Postać ta stylizowana jest na rozwijany później w tekście powieści przedmiot ludowej legendy o dobrym, patriarchalnym władcy, którego złym duchem są owi ministrowie i generałowie. Moment złożenia podpisu pod manifestem, wahanie się cesarza również nawiązuje do ludowych wyobrażeń, stanowiących wariant podpisania diabelskiego cyrografu. Z kolei powiadomienie obywateli o wypowiedzeniu wojny uległo demonizacji przez zastosowanie ewangelicznej metaforyki, która sprawia, że wieść o wojnie jest szatańską odwrotnością „dobrej nowiny”, nową ewangelią, która unicestwia świat dotychczasowy. Militarny fakt mobilizacji uległ przeistoczeniu w opowieść o pożegnaniu z własnym człowieczeństwem, w relację o przemianie ludzi w istoty z innej, wojennej cywilizacji. Przebrany w mundur człowiek zmienia swą istotę, staje się żołnierzem, czyli innym rodzajem bytu. Pierwsze ruchy wojska na frontach, relacjonowane stylem beznamiętnych, frontowych komunikatów otrzymują dzięki kontekstowi uprzednich fragmentów, charakter ewangelicznego „dokonało się”. Słowo „wojna” oblokło się w żołnierskie ciała, a Prolog spełnił swą funkcję osobliwego mitu genezyjskiego: opowiedział o narodzinach pierwszej wojny światowej. Autorski stosunek do tematu prezentuje rama kompozycyjno-narracyjna Prologu. Jego pierwszy fragment: wizja cesarskiego orła, który uciekł z szyldów, pieczęci, guzików i jak niegdyś Duch Boży nad wodami, tak teraz unosi się, zwiastując wojnę, nad monarchią, przedstawia godło państwowe jako groźny, ale i zdegenerowany pospolitością symbol biurokratyczno państwa, które zagraża swym własnym obywatelom. Z kolei obywatele to „ludzie prości” w znaczeniu reprezentantów uciśnionego przez wyalienowaną władzę społeczeństwa. Z nimi utożsamia się autor stosując narracyjną stylistykę „ja” braterskiego.
Środki stylistyczne służące komponowaniu wizji (porównania, szyk przestawny, anafory) nadają jej cechy prozy poetyckiej, która zagarnia także dalsze części Prologu. Zamknięcie Prologu pełni funkcję epickiej inwokacji; przedstawia bohatera mającej nastąpić opowieści: ”Nieznany jest ostatni człowiek, który poległ w tej wojnie […] Nieznany jest Żołnierz nie znany”. Wittlin konstruuje autonomiczny świat - artystyczny ekwiwalent wojennego doświadczenia. Autorski komentarz do motywu Żołnierza Nieznanego autor umieszcza poza tekstem Prologu jako motto zaczerpnięte z Kazania na Górze. Skierowane do apostołów słowa: „Wy jesteście sól ziemi” - tu odnoszą się do „ludzi prostych”, którzy niewinnie cierpiąc, dają swym cierpieniem świadectwo człowieczeństwa.
KOMPOZYCJA CZASOPRZESTRZENNA FABUŁY: czas fabuły obejmuje niecały miesiąc: od godziny 5.20 28 lipca 1914 roku do porannych godzin 25 sierpnia. Jego bieg wyznacza naturalny porządek faktów historycznych wcielony w losy konkretnych ludzi. Rozdz. I - dotarcie wieści o wypowiedzeniu wojny Serbii na stację Topory-Czernielica; awans Piotra Niewiadomskiego z tragarza na miejsce powołanego do wojska dróżnika.
Rozdz. II - wojna „przychodzi” do bohatera w postaci wezwania na komisje poborową w Śniatynie.
Rozdz. III - przebieg owej komisji, zakończony złożeniem przez rekrutów przysięgi.
Rozdz. IV, V, VI - skoncentrowane wokół daty 21 sierpnia, traktowanej jako koniec świata, bo tego dnia na Huculszczyznę dotarła wieść o śmierci papieża, nastąpiło zaćmienie słońca i odjazd poborowych do garnizonu.
Rozdz. VII - podróż rekrutów na Węgry.
Rozdz. VIII i X - dwudniowy pobyt w kadrze uwieńczony trzeciego dnia rano wcieleniem do pułku i zaprzysiężeniem.
Rozdz. IX - poświęcony jest postaci Bachmatiuka, „stwórcy” żołnierskiego ładu.
Pierwsze zdanie powieści organizuje jej przestrzeń: sielski krajobraz, w który wdziera się kolej żelazna; opis pejzażu pełni funkcję znaków prymitywnej, pastersko-rolniczej kultury. Natomiast realia kolejowe (stacja, szyny, budki dróżników) oznaczają cywilizację. W momencie wybuchu wojny sytuacja zmienia się diametralnie, gdyż mobilizacja kolei czyni z niej przestrzeń oddaną wojnie. Symbolizowana przez kolej i dotąd akceptowana cywilizacja-świat staje się przestrzenia obcą, przeciwstawioną przestrzeni swojskiej, czyli owej prymitywnej kulturze. Postać Piotra Niewiadomskiego pełni w powieści podwójną rolę: bohatera-prostaczka i punktu widzenia narracji. Jest to człowiek prymitywny w znaczeniu etnologicznym: pierwotny, o charakterze dającym się przyrównać do wrażliwości i naiwności dziecka. Piotr to analfabeta, mieszaniec, greko-katolik i poddany cesarza Franciszka Józefa. Jako mieszaniec (z ojca Polaka, matki Ukrainki), należący do społeczności etniczno-kulturowego pogranicza, które cechuje koegzystencja narodowości, języków i wyznań, „zatrzymał się na progu świadomości narodowej”. Religijność Piotra opiera się na synkretyzmie trzech wiar: chrześcijańskiej, pogańskie i „cesarskiej”. Pogańskością nacechowany jest przede wszystkim stosunek bohatera do diabła, który stanowi siłę równą Boskiej i wszędzie go pełno. Magiczne „trójmyślenie” bohatera polega na utożsamianiu dobra z chrześcijańskim Bogiem, zła z pogańskim diabłem, a kariery życiowej z czapką cesarskiego kolejarza. W rezultacie dobrym, groźnym, bo wymagającym posłuszeństwa, ale i sprawiedliwym ojcem jest zarówno Bóg, jak i cesarz. Wojna oglądana oczami pierwotnego człowieka, który nigdy się z nią nie zetknął przedstawia mu się jako świat zaprzeczony, świat na opak, ojczyzna przemieniona w obczyznę. Cały tok narracji, zatrzymanie się nad pozornie błahymi szczegółami, które obdarzone ważnością, urastają do rangi symboli: Piotr wiesza napis z cesarską odezwą do góry nogami, bo nie było na nim obrazków, kapral Durek wzywa go na komisję poborową nie ustnie, lecz przynosząc urzędowe pismo, awans na dróżnika go nie cieszy, bo zawdzięcza go wojnie. Na komisji poborowej, która wywołuje w nim przypomnienie biblijnych historii i raju i Sądzie Ostatecznym odkrywa, że wojnie potrzebne są ludzkie ciała, nie dusze i wstydzi się swej nagości. Po przybyciu do kadry, pierwszy posiłek wzbudza w nim wspomnienie matczynej zupy. Symbolika tych pojedynczych zdarzeń układa się w porządek motywowany religijnością bohatera. Wojna jako świat na opak to domena diabła. Piotr ma niejasne poczucie winy: żyje przecież z Magdą bez ślubu. Huculi pochylenie krzyża na koronie świętego Szczepana tłumaczą sobie upadkiem chrześcijaństwa w tym kraju. Pod koniec podróży do garnizonu Piotr śni, że bierze w cerkwi ślub, ale zamiast korony nowożeńca, ksiądz Makarucha wkłada mu koronę św. Szczepana, a on upada pod jej ciężarem. Powstaje więc porządek: grzech pierworodny - wygnanie z raju - odkupienie. Wojna to następstwo ludzkiej dążności do wydarcia Bogu jego tajemnic; wykwit cywilizacji, która niszczy podmiotowość człowieka, prowadzi do nacjonalizmów i religijnej nietolerancji.
Wszystkie postaci Soli ziemi zostały skonstruowane poprzez opozycję między ich życiem prywatnym a rolą społeczna narzucona przez instytucję. Ksiądz Makarucha prywatnie, czyli „naprawdę” bardziej jest pszczelarzem, niż duchownym. Jego dylemat „dzwonić czy nie dzwonić” na śmierć papieża, stanowi rozterkę spowodowaną koniecznością wzięcia odpowiedzialności na własny rachunek, jako że wiadomość nie została potwierdzona oficjalnie. Z kolei „ludzie wojny” prezentują w sposób maksymalnie wyostrzony zjawisko depersonalizacji międzyludzkiej więzi, rozdwojenie człowieka na osobę i funkcję. Komendant garnizonu, podpułkownik Leithuber, przemawiając do żołnierzy po ich zaprzysiężeniu, wygłasza dwa monologi, jeden głośno, drugi w myślach. Z ich zderzenia powstaje dramat dowódcy, który wysyłając żołnierzy na front i prawiąc im o męstwie, sam nigdy prochu nie powącha, ponieważ jest inwalidą. Osobna uwaga należy się postaci szatbsfelfebla Bachmatiuka, którego kreacja przynosi artystyczny ekwiwalent wojny - przedmiotu kultu. Sakralizacja wojennych instytucji dokonuje się za sprawą Piotra, zanim pojawi się demoniczny feldfebel. Pojawiające się wcześniej groźne słowo „subordynacja” i tchnące grozą nazwisko feldfebla znakomicie przygotowują jego „wejście”, tzn. stylizację tej postaci na kapłana kultu Subordynacji zakonnika studiującego święte księgi Regulaminów, a wreszcie w zakończeniu powieści - stwórcę, którego kreacyjne słowo brzmi „baczność” i który może o swym dziele powiedzieć, cytując Biblię: „I widział, że było dobre” (są to ostatnie słowa powieści). Bachmatiuk to człowiek dążący do doskonałości automatu i bliski osiągnięcia mistycznego stanu roztopienia się w przedmiocie swego kultu, lecz stanu tego w pełni nie osiąga. Jego coniedzielne pijaństwa, domena grzesznej prywatności, wyrażają nieświadomy protest przeciwko urzeczowieniu, są objawem człowieczeństwa, wywołującym moralne dylematy.
Cały tok narracji ogarniają procesy metaforyzacyjne, które nazywają przedmioty i zdarzenia w sposób niezwyczajny, powołując do istnienia świat niezwykły; błahe zdarzenie, codzienny przedmiot stają się fantastyczne, np. naczelnik stacji zamiast kartki z kalendarza zrywa dzień 27 lipca i wrzuca „do pełnego kosza, jak do wspólnego grobu pomordowanych żołnierzy”, „okienko kasy było zamknięte jak usta umarłego”. Rozwijanie narracji polega na rozbudowywaniu użytego tropu. Tak kształtują się homeryckie porównania. O poetyckości Soli ziemi decyduje przede wszystkim obfitość powtórzeń brzmieniowych, leksykalnych. Daje to efekt wzmożonej rytmiczności i spójności narracji. Powtórzenia wzmagają kompozycyjna jedność rozdziałów, ich prawie pieśniowy układ. W Soli ziemi odnaleźć można trzy rodzaje stylizacji: baśniową, religijną i na starożytny epos, gdzie wzorcami stylizacji byłyby ludowe opowiadania ustne o fantastycznej motywacji, Stary i Nowy Testament, religijność ludowa i antyczna oraz Homer. Wszystkie te rodzaje stylizacji podporządkowane są jednej funkcji - mitologizacji przedstawionego świata. Jednak te trzy rodzaje stylizacji można sprowadzić do jednej: stylizacji religijnej tożsamej z mitologizacja obejmującą cały utwór. Autor tak dobiera elementy zaczerpnięte z baśni i eposu, by wykorzystać je jako znaki wyrażające przejście zjawisk cywilizacyjno-historycznych ze sfery profanum do sfery sacrum, np. dworzec w Budapeszcie jest świątynią; zegary wskazują święty, kolejowy czas; krzesła w poczekalni komisji poborowej są stacjami pasyjnymi. Natomiast człowiekowi odbiera się duszę, sprowadza do ciała czy mięsa. Narracja skupiona na momentach przemiany świeckiego w święte opowiada o narodzinach mitu wojny. Opis przeżyć i przygód Piotra Niewiadomskiego sprowadza wszystko, co mu się przydarza do rzeczy pierwszych, gdy dotyczą wojny i ostatnich, gdy dotyczą pokoju.
Mitologizacja, jak każdy zabieg stylizacyjny, wyraża sytuację dialogową, podejmuje wzorzec i dystansuje się wobec niego. Opowiadaniu mitologicznego światopoglądu bohatera towarzyszy więc demitologizacja tworzonego przezeń mitu wojny. Dystans narratora do postaci przybiera w płaszczyźnie stylistycznej wymiar heroikomiczny, co jest następstwem sakralizacji biurokratyczno-militarnych instytucji: kapral Durek jako bóg wojny, feldfebel jako święty, rozkaz „baczność” jako słowo, które było na początku. Heroikomika, którą przesycona jest cała powieść odsyła z kolei do swego wzorca - do eposu. Na epickość Soli ziemi złożyły się sposób realizacji poetyckiego modelu prozy oraz stylizacja na mit. Osiągnięte zostały tą droga takie eposowe cechy jak: „niepowieściowa” artystyczność stylu, odpowiadająca stylowi wzniosłemu, epizodyczność kompozycji (rozdziały-pieśni), dwudzielność świata pokoju i wojny, stanowiąca odpowiednik Homerowej dwudzielności świata boskiego i ludzkiego, absolutna epicka przeszłość (czas „początków”).
JÓZEF WITTLIN SÓL ZIEMI (wyd. 1936), motto utworu z Ewangelii św. Mateusza: „Wy jesteście sól ziemi…”
PROLOG: zaczyna się od opisu orła - herbu monarchii austro-węgierskiej, który zalał cały świat, przykrył ciemnymi skrzydłami. Sala, nastrój podniosły. Następuje wprowadzenie cesarza Franciszka Józefa. Cesarz nie wie, czego żądają kochane ludy, więc podwładni mu to tłumaczą (zdziecinnienie starca). Trójprzymierze: w roku 1882 kanclerz Otto von Bismarck zawarł sojusz wojskowy niemiecko-austriacko-włoski, poszerzony w 1883 o sojusz z Rumunią. Odpowiedzią było trójporozumienie („Ententa”) zawarte między Francją, Rosją, Wielką Brytanią. Cesarz podpisał traktat, który rozpoczął I wojnę światową. Przygotowania do wojny; pożegnanie z rodzinami, formowanie się pułków. Cała Europa jest zaangażowana w wojnę. Każdy musi coś utracić. „Nie znany jest Żołnierz nie znany” - anafora „nieznany” symbolizuje anonimowość ginących.
Rozdz. I: mała stacja kolejowa Topory-Czernielica, tu właśnie żyje PIOTR NIEWIADOMSKI, który jest Hucułem. Był związany z Magdą, ale żył z nią bez ślubu. Ma psa, który nazywa się Bas. Pracuje na kolei; jest analfabetą. Pewnego dnia naczelnik kolei woła Piotra do siebie o godz. 5.20. Zmieniono rozkład jazdy (jest on porównany do tablicy z 10 Przykazaniami). W związku z wojną ruch osobowy wstrzymano. Naczelnik informuje go, że jest wojna. Każe mu rozlepić plakaty, a on je rozwiesił do góry nogami, bo nie było na nich obrazków. Piotr ma pilnować szlabanu. Założył wymarzoną czapkę kolejową, cesarską. Jest prostym człowiekiem, wierzy, że skoro awansował, to z samego rozkazu cara, car o nim wie. Nawet nie rozumie o co chodzi z wojną.Naczelnik stacji zrywa „dzień” 27 lipca - symbolicznie „wyrzucono” ostatni dzień pokoju.
Rozdz. II: gmina pamięta o każdym, kto powinien spełnić służbę wojskową. Do Piotra przychodzi kapral Jan Durek i daje mu wezwanie do wojska. Dla Piotra litery to diabelskie nasienie. Piotr prosi kaprala, by mu to pismo przeczytał, bo sam nie potrafi. Piotr uważa, że wszystko należy albo do Boga: ziemia, niebo, rzeka Czeremosz, zwierzęta, ludzie, Karpaty, albo do cesarza: kolej, budki, szlabany. Piotr ma wątpliwości, bo może żandarm go okłamał z tym wezwaniem. Wezwanie odczytuje mu naczelnik (piotr nie umie czytać), jest szczęśliwy gdy może komuś coś czytać, bo ukazuje swą wyższość i władzę.
Rozdz. III: następuje pobór, który ukazany jest jako uprzedmiotowienie człowieka. Piotr czeka w kolejce, by stanąć przed komisją rekrutacyjną. Rozbieranie się żołnierzy do naga, smród. Piotr siedzi wśród ludzi mających różne ułomności, kalectwa; wyobraża sobie, że jest wśród dzikich ludzi. To, co przed wojną było złe, teraz stało się dobre, czyli choroby ratują przed pójściem na wojnę. Niektórzy dokonywali „plagowania”, czyli celowego uszkadzania organizmu. Los rezerwowych leży w rekach dra Jellinka. Nie potrafi on ot tak wydawać na ludzi „wyroku”. Czuł się dostawcą ciał. Im więcej w nich było życia, tym chętniej oddawano je śmierci. Piotr w końcu wchodzi razem z Żydem, który nie chce zdjąć jarmułki, więc oficer strącił mu ją. Jellinek z pochodzenia jest Żydem, więc zwalnia Żyda. Piotr wstydzi się swej nagości. Wszyscy zakwalifikowani przysięgają wierność cesarzowi. Bóg „wojskowy”- ten, przed którym przysięgają, nie ma żadnego oblicza.
Rozdz. IV: ksiądz Makarucha twierdzi, że koniec świata miał być w roku 1000. Myślą, dlaczego jest to akurat 21 sierpnia 1914 r. ziemia huculska jest spokojna, tylko matki napełnia strach przed wojną. Piotr zaczął się obawiać o swe życie w razie gdyby Moskale przyszli. Zastanawia się, że dobrze byłoby udawać głuchoniemego. Piotr obserwuje żołnierzy wracających z wojny: posępnych, niczym pogaszone latarnie, brudnych, zakrwawionych. Raz zobaczył wagon z Żydami i to wywołało wspomnienie z dzieciństwa, kiedy specjalnie gasił im świece w czasie nabożeństwa. Piotr nie wie gdzie jest prawa, a gdzie lewa strona. Znów przychodzi Durek, by piotr oddał frajtrowi służbę, bo nastąpiła ewakuacja - kolej zajmuje wojsko.
Rozdz. V: Piotr zdejmuje szyld ze stacji, która została zamieniona na żołnierska kwaterę. Piotr zrzuca szyld, jest on niczym Mojżesz rozbijający tablice Zakonu. Następuje pożegnanie Piotra ze stacją: wspomina on rzeczy, które były mu bliskie. Przychodzi do domu, tam czeka na niego Magda. To ich ostatnia wspólna noc. Umiera papież Pius X. Magda miała sen, że Piotr leżał na podwórku i miał w brzuchu dziurę, a z niej maciora chłeptała krew.
Rozdz. VI: 21 sierpnia. Durek mówi księdzu Makarusze o śmierci Piusa X. Ksiądz zastanawia się czy dzwonić, czy nie. Nie ma pewności, co do wiarygodności tej informacji. Ksiądz jest pszczelarzem i to pszczołom poświęca więcej czasu, niż parafianom. Jednak w końcu zadzwonił. Śmierć papieża uważano za dzieło wojny. Było południe i nagle zaczęło się ściemniać, bo nastąpiło zaćmienie słońca. Aluzje do Biblii: Sodoma i Gomora. Piotr widział w tym związek ze śmiercią papieża, z wojną i z własnym grzechami. Ciemność ustąpiła. Ptak wyłaniający się ze słońca (niczym gołębica z ręki Boga) to samolot lecący na front. Piotr spakował się, zamknął dom i klucz wziął ze sobą. Cała wieś zebrała się na peronie, wszyscy wyczekują na pociąg. Przyjechał. Następuje pożegnanie Piotra z Magdą. Staruszka na torach za odjeżdżającym pociągiem kreśli znak krzyża greckiego.
Rozdz. VII: każdy król węgierski musi raz w życiu włożyć koronę świętego Szczepana. Piotr w wagonie wzbudza respekt, bo ma czapkę. Ludzie jadący na front są spętani przysięga wobec cesarza. Wszyscy wierzą w szybki powrót. Postój, lecz nikt nie może wysiąść, bo konwój tego pilnuje. Następuje bunt. Idą do studni, a tam stoi żandarm węgierski, który nie pozwala im się napić, więc go odpychają. Okazuje się, że woda jest skażona tyfusem i czerwonką. Pija wino, śpiewają. Jadąc dalej mijają piękne, bogate ziemie. Dojechali na dworzec w Budapeszcie. Wsiadają do wagonów osobowych, kobiety częstują ich herbatą, papierosami. Piotr ma sen - jest w cerkwi i ks. Makarucha wkłada mu koronę św. Szczepana, wtedy upada pod jej ciężarem. Wreszcie zajechali do kadry, czyli garnizonu.
Rozdz. VIII: rekruci wciąż czekają na zakończenie wojny. Wojna zostaje porównana do teatru, widowiska. Kadra żyje osobnym życiem, można wyjść tylko z przepustką. Kadra położona jest w sąsiedztwie rzeźni i cmentarza (wojna jako rzeź, śmierć niewinnych ludzi). Dokonuje się tu przerabianie ludzi na żołnierzy. Duchem armii jest Bachmatiuk - oficer sztabowy, stawiany za wzór. Odbywają się długie marsze (ludzie porównani do maszyn, mechanizmów). Na wojnie rządzi strach, który formułuje kolumny żołnierzy i pędzi ich do walki na śmierć. 36 osób nie chciało jeść mięsa, bo nie było oczyszczone - to byli Żydzi. Nagle Piotr przypomina sobie twarz swojej matki Wasyliny - to wspomnienie wywołała w nim zupa. Przypomina sobie o śmiertelnej chorobie, z której wyszedł. Potem wspomina śmierć matki. Inny żołnierz mówi Piotrowi o przełożonych, dzieli ich na psy i na złotych ludzi. Piotr poznaje ważne pojęcie - subordynacja - kłanianie się przełożonym o wyższym stopniu. Piotr widzi aresztanta, który zbiegł i teraz jest prowadzony z powrotem. To Polak, który lubi chodzić do domu publicznego. Rekruci spędzają noc pod gołym niebem.
Rozdz. IX: oficer sztabowy Bachmatiuk budził się zawsze, zanim zadzwonił budzik. Był już starszym człowiekiem, który czernił wąsy, by nie były siwe. Ordynans Hawryło służy Bachmatiukowi, dlatego ludzie obdarzyli go szacunkiem, bo codziennie przebywa u źródła strachu. Często jest pytany o to, kiedy np. będzie przegląd broni. Rodziną Bachmatiuka było jego wojsko. Z pochodzenia był Ukraińcem, lecz stał się Austriakiem. Jego pokój przypominał celę zakonną, widziało się przedmioty związane ze służbą. Regulaminy były dla niego jak święte księgi. Bachmatiuk jest niewolnikiem subordynacji. Nieustannie jak talmudysta czyta regulaminy. Rudolf Bachmatiuk budzi strach wśród innych żołnierzy. Jest dokładny, precyzyjny; nigdy nie poniża, nie bije; na mundurze ma wiele krzyży za różne zasługi wojskowe. Nigdy nie był na froncie, bo do niego należało szkolenie tych, którzy na niego pójdą. Nie był pewien, czy dobrze robi, że nie idzie walczyć. Zastanawiał się, czy żołnierz, który osiągnął doskonałość, a nie walczył, jest godzien tego, by tak o nim mówić. Zszedł na prezentację cywilów, wtedy natychmiast się odmłodził: ustąpiło znużenie, oczy nabrały blasku, chód stał się elastyczny.
Rozdz. X: następuje uniformizacja: golenie głów, bród; napełnianie sienników słomą. Są oni traktowani jak mięso dla rosyjskiej artylerii. Bachmatiuk zdaje raport z całego dnia Leithhuberowi (przewinienia, ustalanie kar). Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo, tak samo cesarz chce upodobnić żołnierzy do siebie, stąd mundury. Żołnierz składa się z bluzy, manierki, spodni, 2 koców, czapki. Bachmatiuk stał zapatrzony w mundury, które kochał bardziej od ludzi. Był zły, gdy mówiono, że pułk to 3000 żołnierzy, bo uważał, że to 3000 karabinów. Piotr otrzymał numer 46.821. Przebrali się w mundury, tłumaczono im, co do czego służy, gdyż wszystko ma swój głębszy cel. Teraz poczuli strach: uczyli się składać płaszcze, ścielić prycze. W szeregach czekają na podpułkownika, stoją w upale. Bachmatiuk ciągle chodzi i poprawia, aby stali prosto. Uwielbiał on czworoboki, rzędy kolumny, czwórki. Uważa on, że postawa „baczność” to postawa ludzkości. Znów ślubują wierność cesarzowi. Leithuber wygłasza płomienne przemówienie o walce, a w swej duszy drugie o tym, że nigdy nie brał czynnego udziału w walce, b jest inwalidą. Pułki są jak ludzie; jednym się wybacza a innym nie, nawet najmniejszych potknięć. Bachmatiuk powiedział, że zrobi z nich ludzi. Rozpoczęli nowe życie. Czytał im 37 artykułów wojennych: przestępstwa, za które grozi więzienie. Po ich przeczytaniu Piotr chciał przeżegnać się, lec nie śmiał podnieść dłoni. Bachmatiuk jest szczęśliwy z posłuchu w tym „pierwszym dniu stworzenia” nowych dusz żołnierskich. Widział dzieło doprowadzone do końca. Tu padają słowa z księgi Genezis: „I widział, że było dobre” - tymi słowami kończy się utwór.
Józef Wittlin Mały komentarz do „Soli ziemi”, „Wiadomości Literackie” 1936, nr 6
Dla autora każda wojna jest przede wszystkim zagadnieniem moralnym i społecznym. Stawia sobie pytanie - czy moralność prywatną można poddać jakiejś wyższej moralności: narodowej, państwowej, klasowej, i czy w ogóle taka moralność zbiorowa istnieje.
odpowiedź: są to dwa obce żywioły
tam, gdzie obie moralności doszły dobrowolnie do porozumienia, można zaobserwować obniżenie wartości jednostki ludzkiej pod względem umysłowym i ogólnożyciowym (koszarowanie umysłów, serc, charakterów, gustów...)
jest to prywatny pogląd autora, którego nie narzuca swojej powieści
wojnę uważa za niemoralną
Wittlinowi podoba się pogląd Piotra Niewiadomskiego, który uważa, że odebrać życie człowiekowi może tylko ten, kto mu je dał. A dał mu je Bóg. Ewentualnie matka - gdyby Piotr umiał się posługiwać metaforami, nazwałby Austrię matką. Ale on nie używał wytartych przenośni, sam sobie stwarzał metafory i własną mitologię.
W roku 1925, kiedy autor zaczynał pracę nad powieścią, musiał sobie przypominać wojnę na nowo. Kiedy pisze te słowa (1936), wojna ożyła sama, ludzie żyją w aurze nowej wojny.
Istnieje w naszej cywilizacji coś, co autor nazywa kadaweryzmem (łac. cadaver - trup) - cywilizacja opiera swoje istnienie na trupach.
Autor popiera działalność Narodowego Związku Nauczycielek i Nauczycieli Publicznych we Francji i w Koloniach (wydają tygodnik „Szkoła Oswobodzicielka”), którego członkowie kochają żywą Francję, pracują dla jej pokoju.
Pisząc książkę, autor myślał o wnukach i prawnukach. Stąd legendarny miejscami styl Powieści o cierpliwym piechurze.
„Trudno pisarzowi, płynącemu przeciw wszystkim prądom, wyrzec się złudzenia, że jednak kiedyś rzeka zmieni swój bieg. Musimy żyć utopią, żeby móc złej prawdzie odważnie patrzeć w oczy. Prawdą bowiem m.in. jest i to, że nie ma takiej książki, która powstrzymałaby mocarstwa od zbrojeń, i nie ma książki, która nakłoniłaby fabrykantów armat i gazów - do zwinięcia swych interesów. A skoro tak jest - niech fabrykanci broni produkują swoje towary, my zaś produkować będziemy nasze książki, z myślą o tych, którzy ocaleją w przyszłych wojnach.”
Józef Wittlin Postscriptum do „Soli ziemi” po 35 latach, „Kultura” (Paryż) 1971, nr 3
Autor powtarza to, co pisał w poprzednim komentarzu i dodaje kilka nowych spostrzeżeń, zainspirowanych II wojną światową.
II wojna znormalizowała w naszej wrażliwości to, co w roku 1925 wydawało się jeszcze absurdalne, niemoralne, a więc nieludzkie. I wojna była prymitywniejsza pod względem techniki, ale była też rodzicielką tej drugiej, totalnej wojny.
Pierwszą wojnę wywołali ludzie, dla których była ona abstrakcją lub wynikiem kalkulacji. Cesarz Franciszek Józef podobno zapytał swoich ministrów i generałów, którzy chcieli namówić go do wojny: „Czy panowie brali kiedy udział w wojnie? Ja w kilku!”.
Autor był w I wojnie żołnierzem austriacko-węgierskiej piechoty od jesieni 1916 do jesieni 1918 r. nie czuł nienawiści do „wrogów” (jak większość jego kamratów), za jakich kazano mu uważać Rosjan, Włochów, Serbów i Rumunów.
Trudno zrozumieć, w imię czego żołnierze zabijali i dali się zabijać. Działał tu irracjonalny mechanizm, który autor starał się opisać w Soli ziemi.
Wszystkie postacie książki są zmyślone. Piotr Niewiadomski jest produktem synkretyzmu. Ludzi podobnych do niego było wiele, należeli głównie do starszych roczników i pochodzili ze wschodniogalicyjskich regionów, graniczących z Rosją lub Rumunią. „Piotra” spotkał autor dopiero w Paryżu w 1928 r. - był pasterzem z Karpat i z batogiem w ręku szedł boso wśród trąbiących samochodów na placu de la Concorde, trzymając lejce pary huculskich koni, które ciągnęły furę wysoko naładowaną sianem.
Drugą najważniejszą postacią jest feldfebel sztabowy Bachmatiuk. Był prefiguracją fanatyków, którzy później, w imię przeróżnych ideologii, z czystym sumieniem niszczyli ciała i dusze milionów ludzi.
Wagon kolejowy z VII rozdziału jest prefiguracją zaplombowanych wagonów II wojny, gdzie dusili się wiezieni na zagładę cywile. Obóz rekrutów w Andrasfalvie, gdzie Bachmatiuk tresował ludzi na automaty do zabijania, to zalążek wszystkich obozów pracy i obozó koncentracyjnych. Łagodna krzywda, jaką w powieści wyrządza wojsko Żydom, zmuszając ich do spożywania trefnych pokarmów i strzygąc brody, prowadzi do zbrodni popełnianych na Żydach w czasie II wojny...
Nowy Jork, w czerwcu 1970 r.