Eksperyment Filadelfia
Wiele źródeł wskazuje na to, że w 1943 roku odbyły się tajemnicze eksperymenty. Chodzi tutaj o projekt "Filadelfia" mający za zadanie uczynić statki Amerykańskie niewidzialnymi. Początkowo uważano, że eksperyment ten miał miejsce tylko raz. Jednak pojawiły się nowe fakty. Dwaj dziennikarze z Nowego Yorku zbierając materiały do książki o zjawiskach paranormalnych natrafili na list kapitana Franklina Reno. Opisywał on, że z pokładu parowca "Andres Furuseth" obserwował znikanie krążownika. Zdarzenie to datował na 18-20 sierpnia 1943 roku. Ponieważ wszystkie inne źródła mówiły, że eksperyment przeprowadzono w październiku postanowiono to dokładniej sprawdzić.
Dziennikarze zwrócili się do biura prasowego marynarki wojennej z prośbą o udostępnienie dzienników pokładowych obu statków: krążownika, na którym przeprowadzano eksperymenty oraz parowca "Andres Furuseth". Wraz z nimi otrzymali list z wyjaśnieniem, że dziennik jest miejscami uszkodzony, ponieważ w warunkach wojennych narażony był na różne niebezpieczeństwa. Z obu dzienników jasno wynikało, że oba statki spotkały się na morzu dwa razy: 20 sierpnia 1942 roku oraz w okolicach 6 października. Wynika z tego jasno, że eksperyment został przeprowadzony dwukrotnie!
Oczywiście karty w okolicach tych dat okazały się być najbardziej zniszczone. Sprawa została objęta ścisłą tajemnicą, a wszyscy świadkowie zginęli w tajemniczych wypadkach lub zamilkli na zawsze. Również wiele osób, które zaczęły odkrywać tajemnice eksperymentu "Filadelfia" tajemniczo zniknęło. Ale dlaczego? Czy nie był to zwykły eksperyment wojskowy? Cóż było w nim takiego niezwykłego. Odpowiedzi na to pytanie udzielił fizyk jądrowy z Bostonu. Według niego cały eksperyment mógł doprowadzić do zagłady całej ludzkości !
Otóż od 1905 roku, kiedy to Albert Einstein opracował teorię pola niestatecznego, wiadomo z obliczeń, że mogłoby ono w miarę upływu czasu zmieniać strukturę cząsteczek. Gdyby więc cząsteczki, z których zbudowany jest człowiek, oddaliły się od siebie, przybralibyśmy formę tak rozrzedzoną, iż bylibyśmy dla siebie niewidoczni. Ziemia stała by się środowiskiem miliardów swoistych duchów.
Wszystko wskazuje na to, że zjawiska jakie miały miejsce w czasie eksperymentu "Filadelfia", a więc znikanie i przemieszczanie się w czasie i przestrzeni były początkiem owego rozrzedzania się cząsteczek materii. Ten rodzaj pola elektromagnetycznego, jaki zastosowano, mógł wywołać pole niestateczne, które zaczęłoby się rozszerzać w sposób niekontrolowany. Uczeni szybko zdali sobie sprawę, że kontynuowanie prac doprowadzić musi do zniknięcia wszystkiego, co istnieje na Ziemi, a później samej planety.
W końcu udało się jednak dotrzeć do opisu eksperymentu "Filadelfia" : Gdy uruchomiono generatory wokół statku ukazała się lekka, świecąca, zielonkawa mgiełka. Mgła taka była często obserwowana podczas niewyjaśnionych zdarzeń w Trójkącie Bermudzkim. Ogarnęła ona bardzo szybko cały okręt. Pole magnetyczne miało kształt elipsoidy i rozciągało się 100 metrów z każdej strony okrętu. Wszystkie osoby, które znalazły się w tym polu, widać było jako niewyraźne zarysy sylwetek. Ci którzy znajdowali się na pokładzie sprawiali takie wrażenie jakby chodzili lub stali w powietrzu. Po zwiększeniu siły pola osoby znajdujące się poza nim nie mogły wogóle niczego dostrzec poza odciskiem kadłuba w wodzie.
Połowa oficerów i załogi okrętu momentalnie kompletnie zwariowała. Niektórzy, przez dłuższy czas po eksperymencie, trzymani byli w specjalnych ośrodkach, gdzie otrzymywali specjalistyczno-naukową pomoc. U wielu z członków załogi pozostały zwiększone zdolności psychiczne oraz zdolność transmutacji czyli czasowego znikania lub pojawiania się w różnych miejscach. Do typowych skutków ubocznych zbyt długiego przebywania w polu magnetycznym należały: "unoszenie się w powietrzu", "tkwienie bez ruchu", "zamarzanie". Człowiek, który "tkwił bez ruchu" nie mógł poruszać się z własnej woli. Jeśli w takiej chwili nie podbiegło do niego kilku kolegów znajdujących się z nim w polu magnetycznym i nie położyło na nim swoich rąk wówczas "zamarzał". Kiedy człowiek "zamarzał" oznaczało się dokładnie jego pozycję i wyłączało pole magnetyczne. Wszyscy poza "zamrożonym" mogli znów poruszać się w swoich materialnych ciałach. Następnie członek załogi o najkrótszym stażu musiał iść w to miejsce gdzie był "zamrożony" i odszukać jego twarz lub fragment skóry nie osłonięty mundurem. Było to potrzebne do zastosowania specjalnie skonstruowanej maszyny do "rozmrażania". "Rozmrażanie" trwało od jednej godziny do sześciu miesięcy