Wittgenstein L. - O pewnosci(1), zachomikowane(1)


Biblioteka ALETHEIA

Ludwig Wittgenstein O pewności


Greckie słowo ALETHEIA oddawane jest

zazwyczaj za pomocą łacińskiego „veritas"

oraz jego odpowiedników w językach nowożytnych.

Znaczy więc tyle, co „prawda", jednakże zgodnie

ze swoją etymologią ALETHEIA ma sens negatywny,

bo jest rzeczownikiem zaprzeczonym. Będący jej podstawą przymiotnik ALETHES składa się

z partykuły przeczącej A - i z rdzenia słownego,

który w najczystszej postaci widoczny jest w LETHO,

homeryckim wariancie ogólnogreckiego LANTHANO

ukrywam", a także w LETHE „zapominanie,

zapomnienie" oraz w LATHOS „zapomniany"

(Theocr. 23, 24), i znaczy „nie ukryty", „nie zatajony".

W swym źródłowym znaczeniu ALETHEIA to -

to, co nieskrywane", „to, co niezatajone",

bądź we współczesnej wykładni Martina Heideggera -

nieskrytość".

PRZEŁOŻYLI

MAŁGORZATA SADY i WOJCIECH SADY

WSTĘPEM OPATRZYŁ

WOJCIECH SADY


Warszawa 1993


PRZEDMOWA

l

Tytuł oryginału: Uber Gewifiheit

Podstawa przekładu: Uber GewiftheitlOn Certainty,

Harper Torchbook, New York, Evanston, San Francisco,

London 1972

Opracowanie graficzne: Jan Bokiewicz

© Copyright for the Polish edition by Fundacja Aletheia © Copyright for the Polish translation by

Małgorzata Sady and Wojciech Sady © Copyright for the introduction by Wojciech Sady


Tytuł dotowany przez Fundację Kultury

ISBN 83-901171-1-8

W 1946 r. Ludwig Wittgenstein1 skończył pisać Część I Dociekań filozoficznych — i przez parę następnych lat czytał tekst wybranym osobom jako niedoskonały, ale jednak najlepszy, na jaki go było stać, wyraz jego nowych poglądów na naturę języka. Wcześniej, zwłaszcza w latach 1937-1944, intensywnie pracował nad Częścią II książki, która miała być wykładem nowej filozofii logiki i matematyki — twier­dził wówczas, że w tej dziedzinie osiągnął najwięcej. W końcu jednak, niezadowolony z uzyskanych wyników, zdecydował się opublikować Część I oddzielnie. (Notatki do Części II wydano pośmiertnie, w latach 1956 i 1978, jako Remarks on the Foundations ofMathematics.)2 W połowie lat czterdziestych, co wyraźnie widać w końcowych partiach Części I, jego zainteresowania przesunęły się od filozofii matematyki do — jak to określał — filozofii psychologii.

Pracom nad filozofią psychologii — inspirowanym głównie lekturą Principles of Psychology Williama Jamesa


1 Informacje o życiu Wittgensteina i elementarne wprowadzenia do obu jego filozofii znaleźć można w Wojciech Sady, Wittgenstein. Życie i dzieło. Lublin, Daimonion 1993.

2 Wittgenstein pisał po niemiecku, ale jego pisma publikowano pośmiertnie w Anglii, w większości z równoległymi przekładami angiels­kimi — i te ich wydania są najlepiej znane, tym bardziej, że właśnie wśród filozofów anglojęzycznych prace te wywołały najżywszy oddźwięk. Ich tytuły pochodzą od wydawców, którymi zgodnie z wolą Wittgensteina zostali Elizabeth (G. E. M.) Anscombe, Rush Rhees i Georg Henrik von Wright.


i Gestalt Psychology Wolfganga Kohlera — poświęcił Wit-tgenstein pozostałe mu pięć lat życia. Mimo rosnących kłopotów ze zdrowiem (niestrawność, rozstrój nerwowy, wreszcie rak prostaty) pisał w tym czasie bardzo dużo. Co pewien czas dyktował wybrane fragmenty maszynistce; powstały w ten sposób zbiory uwag, wydane w latach 1980-1982 jako Remarks on the Philosophy of Psychology, Yolume I (maj 1946 — październik 1947), Remarks on the Philosophy of Psychology, Yolume //(listopad 1947 — sier­pień 1948) i Las t Writings on the Philosophy of Psychology, Yolume I: Preliminary Studies for Part II of Philosophical Investigations (październik 1948 — marzec 1949). Maszyno­pisy te poprawiał i poddawał dalszym selekcjom; wynikiem tych zabiegów są m. in. dwa zbiory uwag, z których wcześniejszy opublikowano w 1967 r. jako Zettel (Kartki), zaś późniejszy wydawcy włączyli do Dociekań filozoficznych jako ich obecną Część II. (Tłumaczono tę kontrowersyjną decyzję faktem, że Wittgenstein zamierzał tych notatek użyć do rewizji kilkudziesięciu ostatnich stron Części I.) Notatki o filozofii psychologii powstawały też po 1949 r., zachowane rękopisy opublikowano w 1992 r. jako Last Writings on the Philosophy of Psychology, Yolume II: The Inner and the Outer, 1949-1951 (ostatnie zapiski poczynione zostały 15 kwietnia 1951 r.).

W 1947 r. Wittgenstein ostatecznie zrezygnował z kated­ry w Cambridge. Miał trochę oszczędności, ale nie miał domu. Zamieszkał zrazu na irlandzkiej farmie. Następnych parę miesięcy spędził samotnie w należącej do przyjaciela chacie na odludnym wybrzeżu Irlandii. (Żywił się wówczas prawie wyłącznie konserwami, a na uwagę tubylca, że to bardzo niezdrowo, odparł: „Ludzie i tak żyją za długo".) Wreszcie kłopoty ze zdrowiem zmusiły go do zamieszkania w hotelu w Dublinie, co pewien czas bywał też u rodziny w Wiedniu i u przyjaciół w Cambridge. Ten wielki samotnik stwierdził teraz, że dłużej już samotności znieść nie może, tym bardziej, że będąc chory, potrzebował po prostu opieki. Z wdzięcznością przyjął więc zaproszenie od swego ucznia

i przyjaciela, Normana Malcolma, i w lipcu 1949 r. odpłynął do Stanów Zjednoczonych.

Malcolm przybył do Cambridge w 1938 r. i szybko uległ kompletnej fascynacji Wittgensteinem, przejął jego poglądy, naśladował jego zachowanie. Nie usłuchał go w jednym: zamiast porzucić filozofię i zabrać się do jakiejś „uczciwej", fizycznej pracy, po powrocie do U.S.A. zrobił doktorat i został wykładowcą filozofii. W 1949 r. pracował w Cornell University. Wittgenstein zamieszkał w jego domu w Ithaca (na pytanie żony Malcolma, co będzie jadał, odparł, że jest mu to obojętne, o ile tylko dostanie na wszystkie posiłki to samo; w rezultacie jadał wyłącznie chleb z serem). Uczest­niczyli wspólnie w ogromnej liczbie seminariów i dyskusji, w których brali udział m. in. Max Black, John Nelson i Oets Bouwsma, a które Wittgenstein kompletnie zdominował swoją obecnością. Malcolmowi czytał, uwaga po uwadze, Dociekania filozoficzne. Rychło jednak te lektury zamieniły się w dyskusje, a jednym z wiodących tematów stała się próba obalenia sceptycyzmu, podjęta przez George'a Ed­warda Moore'a w dwóch artykułach: Obrona zdrowego rozsądku i Dowód na istnienie świata zewnętrznego*.

Późnym latem 1949 r. Wittgenstein poczuł się bardzo źle, ale przeprowadzone w szpitalu badania niczego nie wykryły. W październiku powrócił do Anglii, a w listopadzie lekarz z Cambridge, dr Edward Bevan, stwierdził u niego raka prostaty. Wiadomość przyjął z najwyższym spokojem, wyra­ził tylko zmartwienie, że kuracja hormonalna może pozwolić mu żyć jeszcze kilka lat. Na Boże Narodzenie pojechał do rodzinnego domu (a raczej pałacu) w Wiedniu, w którym jego siostra, Hermina, umierała właśnie na raka, a gdzie w luksusowych warunkach przebywał przez trzy miesiące. Czytał wtedy Farbenlehre (Teorię kolorów) Goethego — po-

3 G. E. Moore, O metodzie filozoficznej. Wstęp, wybór, tłumaczenie Wojciech Sady. Warszawa 1990, ss. 16-35, 68-85. Książka została wydana w skandaliczny sposób, pozbawiona przyobiecanej tłumaczowi korekty zawiera kilkaset błędów. Mimo to będę się do niej w tym opracowaniu odwoływał.


budziło go to do spisania serii uwag, włączonych do wydanych w 1977 r. Remarks on Colour (Uwagi o kolorze). Zaczął też pisać o problemach, o których dyskutował z Malcolmem parę miesięcy wcześniej — problemach statusu poglądów na świat Zdrowego Rozsądku w ujęciu G. E. Moore'a — i tak powstały uwagi, noszące w prezentowanym poniżej tekście numery od l do 65.

Po krótkim pobycie u przyjaciół w Londynie i Cambrid­ge (pisał w tym czasie kolejne uwagi o kolorach), zamieszkał w kwietniu 1950 r. w domu Elizabeth Anscombe w (Mor­dzie, gdzie, z przerwami, pozostał do lutego 1951 r. Późnym latem spisał uwagi od 66 do 299 O pewności. Dwukrotnie spotykał się w tym czasie z dominikaninem, Ojcem Kon­radem, co jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że nie jest w stanie zaakceptować dogmatów wiary swego dzieciństwa. Mimo, że pieniądze mu się kończyły, odmówił przyjęcia stypendium od Fundacji Rockefellera, twierdząc, że nie jest już zdolny do twórczej pracy filozoficznej.

Jesienią odwiedził w towarzystwie studenta z Cambridge, Bena Richardsa, swą pustelniczą chatę w Norwegii; chciał spędzić tam resztę życia, ale nic z tych planów nie wyszło. Potem, za wstawiennictwem Ojca Konrada, miał zamieszkać w klasztorze. Z początkiem 1951 r. stało się jednak oczywiste, że koniec jest bliski. Bał się umierać w szpitalu i z wdzięcznością przyjął w pierwszych dniach lutego zaproszenie drą Bevana, by nie płacąc za nic spędził ostatnie dni w jego domu w Cambrid­ge. Wkrótce potem zaprzestano wszelkich kuracji. I wtedy właśnie Wittgenstein, który od jesieni niczego nie napisał, zabrał się jak szalony do pracy. Powiedział wówczas do przyjaciela, że w tych ostatnich dniach nie interesuje go zupełnie „życie przyszłe", a tylko życie obecne i to, co jeszcze może napisać. W ciągu dwóch miesięcy powstał szereg notatek o kolorach (uwagi l — 88 On Colour), o filozofii psychologii, a wreszcie ponad połowa tekstu O pewności (uwagi 300 — 676).

26 kwietnia 1951 r. skończył 62 lata. 27-go spisał ostatnie uwagi filozoficzne. 28-go stracił świadomość. 29-go, otoczo­ny przez paru swych uczniów i przyjaciół, zmarł.

Notatki O pewności mają znaczenie dwojakie. Po pierw­sze — i przede wszystkim — Wittgenstein rozwija w nich pewne idee z Dociekań filozoficznych, wprowadza też idee nowe, których w jego „główniaku" nie znajdziemy. Po drugie, jako polemika z Moore'm, mogą one szalenie pomóc w zrozumieniu zawiłości filozofii Dociekań. Tak bowiem, jak Tractatus logico-philosophicus był — nader krytycznym — rozwinięciem filozofii Russella, tak na Dociekania filozo­ficzne patrzeć można jako na — nader krytyczne — roz­winięcie filozofii Moore'a. Przypomnijmy w związku z tym parę faktów.

W 1903 r. Bertrand Russell i George Edward Moore dali początek jednemu z dwu wielkich nurtów filozofii XX w.: filozofii analitycznej. Obaj rozwiązać chcieli wielkie, kla­syczne problemy filozoficzne, obu dręczyła świadomość, że dzieje tej dyscypliny są dziejami porażek i złudzeń. Szukali przeto metody, która pozwoli zbudować system filozofii na trwałych podstawach i w rzetelny sposób. Znaleźli tę metodę w analizie językowej. Moore rozpoczynał Principia Ethica (1903) od znamiennego stwierdzenia:

We wszystkich (...) badaniach filozoficznych trudności i nieporozu­mienia, jakich pełno w historii tej dziedziny, powodowane są głównie przez bardzo prostą przyczynę: a mianowicie przez próby odpowiadania na pytania bez uprzedniego ścisłego ustalenia, na jakie to pytanie chcecie dać odpowiedź.

Warunkiem koniecznym rzetelnego filozofowania jest prze­to usunięcie językowego zamętu, dokładne ustalenie, jakie pojęcia kryją się za naszymi stówami i jakie sądy wyrażane są przez nasze zdania.

W tym miejscu drogi Russella i Moore'a rozchodziły się: Russell prowadził analizy logiczne, próbując wyeksplikować tradycyjne problemy filozoficzne w precyzyjnym języku logiki matematycznej; Moore zadowalał się mnożeniem wyjaśnień przy użyciu języka potocznego, co określa się


zwykle mianem analiz lingwistycznych. Interesowały go zaś dwie wielkie grupy zagadnień: problemy etyki i problemy „natury i realności przedmiotów postrzegania".

Jasność nie wystarcza, dokładne rozeznanie w znacze­niach i sensach naszych wyrażeń nie jest jeszcze filozofią. Moore przekonany był jednak — i taka miała być filozoficz­na funkcja jego analiz — że gdy osiągniemy całkowitą jasność pojęciową, to pewne prawdy filozoficzne staną się dla nas intuicyjnie oczywiste. Gdy więc jasno pojmiemy, że dobro jest prostą (czyli nieanalizowalną) i nienaturalną cechą rzeczy dobrych, to będziemy mogli stwierdzić, które rzeczy są wewnętrznie dobre — czyli warte posiadania ze względu na nie same — o ile tylko wyobrazimy je sobie w izolacji od reszty świata. Jeśli chodzi o teorię postrzeżeń zmysłowych — i związane z nią zagadnienie istnienia świata zewnętrznego — to Moore odwołuje się do, jak to nazywa, poglądów na świat Zdrowego Rozsądku:

jestem jednym z filozofów uważających, że „pogląd na świat Zdrowego Rozsądku" jest, pod pewnymi podstawowymi względami, całkowicie prawdziwy [...] jeśli wiemy, że [pewne sądy] są przejawami ,,poglądu na świat Zdrowego Rozsądku", to wynika stąd, iż są one prawdziwe*

Zaraz potem Moore dodaje, że wiele tak zwanych poglądów Zdrowego Rozsądku — opinii żywionych przez tak zwanych zwykłych ludzi — bynajmniej na zaufanie nie zasługuje. Powstaje w związku z tym szereg pytań, a przede wszystkim: dlaczego Moore ufa poglądom Zdrowego Rozsądku i jakie poglądy do klasy tej zalicza?

Próżno szukać u niego odpowiedzi na drugie z tych pytań. Zamiast ogólnego kryterium „zdroworozsądko-wości" znajdujemy jedynie szereg przykładów, a naj­pełniejsza lista znajduje się właśnie w cz. l „Obrony Zdrowego Rozsądku":

1 G, E. Moore, O metodzie..., dz. cyt., s. 24.

Istnieje obecnie żywe ludzkie ciało będące moim ciałem. Zostało ono -urodzone w pewnej chwili w przeszłości i odtąd istniało nieprzerwanie, choć nie bez podlegania zmianom; było na przykład dużo mniejsze w chwili narodzin i przez pewien czas potem niż jest obecnie. Od chwili narodzin było zawsze bądź w styczności z powierzchnią Ziemi, bądź niedaleko od niej; a w każdej chwili od jego narodzin istniało wiele innych rzeczy, mających kształty i rozmiary w trzech wymiarach (w tym samym znanym sensie, w jakim ono je ma), od których znajdowało się ono w różnych odległościach (w tym znanym sensie, w jakim jest ono teraz w pewnej odległości od tego kominka i od tej biblioteczki, a w większej odległości od biblioteczki niż od kominka); istniały także (bardzo często, w każdym przypadku) pewne inne rzeczy tego rodzaju, z którymi było ono w styczności (w tym samym sensie, w jakim stykam się teraz z piórem, jakie trzymam w mej prawej ręce i z paroma ubraniami, które właśnie mam na sobie). Wśród rzeczy, które, w tym sensie, tworzyły część jego otoczenia (tzn. bądź stykały się z nim, bądź pozostawały w pewnej, dowolnie dużej odległości) były, w każdej chwili od jego narodzin, wielkie ilości innych żywych ciał ludzkich, z których każde, tak jak ono (a) zostało w pewnym czasie urodzone, (b) istniało pewien czas po narodzinach, (c) było, w każdej chwili swego życia po narodzinach, bądź w styczności z powierzchnią Ziemi bądź niedaleko od niej; wiele z tych ciał już umarło i przestało istnieć. Ale Ziemia istniała również przez wiele lat zanim urodzone zostało moje ciało i w ciągu tych wielu lat wielkie ilości ciał ludzkich żyły na niej w każdej chwili; wiele z tych ciał umarło i przestało istnieć przed moimi narodzinami. Wreszcie (by przejść do innej klasy sądów) jestem istotą ludzką i miałem, w różnych okresach odkąd urodzone zostało moje ciało, wiele różnych doznań każdego z wielu różnych rodzajów: np. często spostrzegałem zarówno moje własne ciało jak inne rzeczy, tworzące część jego otoczenia, włączając w to inne ciała ludzkie; nie tylko spostrzegałem rzeczy tego rodzaju, ale obserwowałem także fakty ich dotyczące, takie jak na przykład fakt, który obserwuję w tej chwili, że ten kominek jest obecnie bliżej mego ciała niż ta biblioteczka; świadom też byłem innych faktów, których w danej chwili nie obserwowałem, takich jak na przykład faktu, którego świadom jestem w tej chwili, iż ciało moje istniało wczoraj i że także było wówczas przez pewien czas bliżej tego kominka niż tej biblioteczki; żywiłem oczekiwania związane z przyszłością i miałem wiele różnego rodzaju przekonań, zarówno prawdziwych jak i fałszywych; myślałem o wyimaginowanych osobach i zdarzeniach, w realność których nie wierzyłem; miewałem sny; żywiłem również uczucia wielu różnych rodzajów. I tak jak moje ciało było ciałem


10

11


istoty ludzkiej, a mianowicie mnie, która miała, w ciągu jego życia wiele doznań każdego z tych (i innych) różnych rodzajów, tak też w przypadku wielu innych ciał ludzkich, które żyły na Ziemi, każde było ciałem innej ludzkiej istoty, która miała, w ciągu życia tego ciała, wiele różnych doznań tych (i innych) różnych rodzajów.5

Zaraz potem, w §2, Moore stwierdza, że poglądy na świat Zdrowego Rozsądku są poglądami powszechnie żywionymi przez ludzi:

W przypadku bardzo wielu (nie mówię wszystkich) ludzkich istot należących do (zawierającej mnie samego) klasy określonej w sposób następujący, tzn. jako ludzkich istot, które miały ludzkie ciała, zostały urodzone i żyły jakiś czas na Ziemi i które podczas życia tych ciał miały wiele różnych doznań każdego z rodzajów wymienionych w l, jest prawdą, że każda często podczas życia swego ciała znała, w odniesieniu do niej samej lub jej ciała i w odniesieniu do pewnego czasu wcześniejszego niż któraś z chwil, w których zapisałem sądy z l, sąd odpowiadający każdemu z sądów z l, w tym sensie, że stwierdza on w odniesieniu do niej samej \ubjej ciała oraz owego wcześniejszego czasu (w każdym mianowicie przypadku czasu, w którym ona go znała) to właśnie, co stwierdza odpowiedni sąd z l w odniesieniu do mnie lub mojego ciała oraz czasu, w którym sąd ten zapisałem.6

Moore twierdzi, że:

— wymienione sądy są prawdziwe w klasycznym sensie tego terminu (czyli, że są zgodne z rzeczywistością);

— są to te sądy, które wyrażane są przez zapisane powyżej zdania w ich zwykłym rozumieniu;

— wszystkie te sądy są prawdziwe;

— są one prawdziwe calkowicie;

— to, że wszystkie tak określone sądy są całkowicie prawdziwe, jest czymś, o czym wie każdy dorosły zdrowy na umyśle (czyli, że ich prawdziwość jest kwestią nie Wiary lecz Wiedzy).

Co jednak stanowi podstawę — rację — by tak nieza­chwianie ufać poglądom na świat Zdrowego Rozsądku?

Znaleźć na ten temat można u Moore'a argumenty trojakie­go bodaj rodzaju. Po pierwsze, pokazuje on, że filozofowie przeczący pewnym poglądom Zdrowego Rozsądku nie­uchronnie popadają w sprzeczność; to znaczy, że przy innych okazjach, również w swych pracach filozoficznych, głoszą rzeczy zakładające prawdziwość tych poglądów Zdrowego Rozsądku, którym wcześniej przeczyli. Po drugie, co szczególnie interesujące z perspektywy filozofii później­szego Wittgensteina, Moore niejednokrotnie pokazywał, że gdyby pewne sprzeczne ze Zdrowym Rozsądkiem poglądy filozofów były prawdziwe, to wiele z wypowiadanych przez nas zdań nie mogłoby mieć sensu — tymczasem zdań tych używamy w życiu codziennym i z pewnością one sens mają. Nie są to dobre argumenty. Idealista odrzucający poglądy Zdrowego Rozsądku nie uzna też za poprawne odpowiednich zdań z języka potocznego; a na zarzut, że odrzucając te poglądy sam sobie przeczy odpowiedzieć będzie mógł np., że poprzednio mówił o „prawdziwie istniejącym świecie idei", a potem już tylko o „tym świecie pozorów". Dlatego, koniec końców, Moore odwołuje się do „argumentów" trzeciego rodzaju: pewne poglądy na świat Zdrowego Rozsądku zniewalają nas swą oczywistością, nie potrafimy oprzeć się przekonaniu, że są one prawdziwe. Żadne filozoficzne argumenty, choćby najbardziej wyra­finowane, nie są równie przekonujące. W artykule Natura i realność przedmiotów postrzegania (1905) Moore na kil­kudziesięciu stronach poszukiwał dobrych racji przema­wiających za istnieniem świata zewnętrznego, by wreszcie przyznać, że niczego właściwie nie osiągnął. I wtedy pojawia się wyznanie:

Im dłużej patrzę na otaczające mnie przedmioty, tym mniej mogę
oprzeć się przekonaniu, że to, co widzę, naprawdę istnieje, tak
prawdziwe i tak realne, jak moje jego postrzeżenie. Przekonanie to
jest zniewalające.7 . .. . .


Tamże., s. 16-17. 6 Tamże., s. 17.

12

7 Tamże., s. 12.

13


W podobny sposób Moore przeprowadza swój dowód na istnienie świata zewnętrznego — czyli dowód istnienia „rze­czy zewnętrznych względem naszych umysłów" lub „rzeczy, które dadzą się znaleźć w przestrzeni" (Kant). Wiem, powiadał, że ta oto moja ręka jest rzeczą zewnętrzną wobec mego umysłu, że znajduje się ona w przestrzeni — a także wiem, że ta ręka istnieje. A zatem dowiodłem, że istnieje co najmniej jedna rzecz zewnętrzna wobec mego umysłu. Chcecie dowodu, że istnieją co najmniej dwie rzeczy zewnętrzne? Proszę bardzo, oto unoszę obie ręce i mówię: „Tu jest jedna ręka, a tu jest druga". Chcecie dowodu, że rzeczy zewnętrzne istniały w przeszłości? Oto on:

Trzymałem niedawno dwie ręce nad tym pulpitem; a zatem niedawno istniały dwie ręce; a zatem co najmniej dwa przed­mioty zewnętrzne istniały w pewnym czasie w przeszłości C.B.D.O.8

Czytając O pewności trzeba pamiętać, że jest to zbiór notatek prowadzonych na bieżąco, nie poprawionych i nie poddanych selekcji. Normalny tryb pracy Wittgensteina polegał na tym, że z takich rękopisów wybierał uwagi, które uznał za udane i dyktował je maszynistce, maszynopisy te poprawiał dalej, część uwag usuwał, dodawał nowe, zmieniał ich kolejność — i sporządzał kolejne maszynopisy. To właśnie stadium osiągnęły wspomniane powyżej Zettel i Część II Dociekań filozoficznych — a przecież i one miały nadal charakter notatek roboczych! Niech więc nie dziwią nas liczne powtórzenia w tekście czy mnogość tez wyraźnie niedopracowanych, niejasnych aluzji itd. Czytając O pew­ności musimy wykonać na własną odpowiedzialność tę pracę, której ich autor wykonać nie zdążył.

8 Tamże., s. 83. 14

A przecież tekst ten, spisany w większości w ostatnich tygodniach życia, ma w dzisiejszej filozofii znaczenie ogrom­ne. Szczególną rolę pełni na przykład w pewnych toczonych dziś sporach teologicznych 9. Są nawet tacy, którzy cenią O pewności bardziej niż Dociekania filozoficzne. Niewątpli­wie pojawia się w tej książce szereg nowych w stosunku do Dociekań idei. Ich wydobycie wymaga jednak daleko sięgających interpretacji, a nie chciałbym narzucać Czy-telni(cz)kom własnego rozumienia10 — tym bardziej, że sam Wittgenstein nie znosił prezentowania swoich myśli przez innych. Sądzę zresztą, że notatki O pewności, zważywszy na ich charakter i okoliczności powstania, nie tyle czekają na interpretację, co stanowią wyzwanie, by — rozwinąwszy tkwiące w tekście zalążkowe idee — zbudować na tej podstawie nową, postwittgensteinowską filozofię.

Wittgenstein spisał 65 pierwszych uwag O pewności na dwudziestu luźnych kartkach papieru, pozostałe w niewiel­kich notatnikach. Wydawcy, G. E. M. Anscombe i G. H. von Wright, opublikowali te zapiski bez żadnych selekcji czy poprawek — swój wkład ograniczyli do ponumerowania uwag kolejno od l do 676 i opatrzenia całości tytułem. Tekst ukazał się po raz pierwszy nakładem wydawnictwa Basil Blackwell, Oxford, w roku 1969, wraz z równoległym przekładem angielskim, którego dokonali Denis Paul i Eli-zabeth Anscombe. W późniejszych wydaniach poprawiono nieco błędów.

Nasz polski przekład O pewności ukazał się po raz pierwszy drukiem w numerze 2(13), 1984 Colloąuia Commu-nia. Obecnie przedstawiamy znacznie zmienioną wersję tamtego tekstu. Sporządziliśmy go na podstawie niemie­ckiego oryginału, zdając się tu i ówdzie, w trudniejszych

9 F. Kerr, Theology a/ter Wittgenstein, Blackwell 1986; zob. też R. Trigg, Rozum i zaangażowanie, PAX 1978.

10 Próbowałem niegdyś użyć idei z O pewności w filozofii nauki, Co to znaczy, że coś istnieje?, w: „Studia Filozoficzne", nr 11-12, 1982, ss. 3-18, a choć po latach uważam ten tekst za nieudolny, to nadal jestem gotów pewnych zawartych tam myśli bronić.

15


O PEWNOŚCI

łi. M. «••

przypadkach, na rozumienie sugerowane przez przekład angielski; z tego przekładu pochodzi m. in. parę słów zamieszczonych w nawiasach kwadratowych, a których brak w oryginale. Ogólnie rzecz biorąc przekład angielski „wygładza" tekst Wittgensteina, zapełniając niejasności czy luki wywodów interpretacjami pochodzącymi od tłumaczy. My staraliśmy się być bliżsi oryginałowi, choć nie zawsze oparliśmy się pokusie, by oddać myśl autora w sposób potoczyściej brzmiący w języku polskim czy by zastąpić pełnym zdaniem równoważnik zdania z zapisków Wittgens­teina. Dlatego też często zastępowaliśmy formy bierne przez czynne; a niekiedy osłabialiśmy nagminnie stosowany przez autora tryb przypuszczający, pomijając jakieś „a gdyby", „byłoby" itd.

Niestety nie udało się nam pewnych kluczowych dla tekstu terminów oddać przy pomocy stale tych samych terminów polskich. Tak więc niemieckie Grundi Grunde to w przekładzie czasem „racja" (zwłaszcza gdy chodzi o przeciwstawienie przyczyn powstawania danego poglądu racjom, które przema­wiają na jego rzecz), a czasem „podstawa". Glauben to u nas raz „wiara" (zwłaszcza gdy chodzi o przeciwstawienie wiedzy i wiary), a raz „przekonanie". „Pewność" odpowiada wittgen-steinowskim Gewiheit i Sicherheit, choć ten ostatni termin oddajemy niekiedy przez „niezawodny". Evidenz przekładamy zwykle na „świadectwo", co ma zarówno zalety jak wady. Falsch to raz „fałszywy", a raz „błędny". Wszystkie tego typu decyzje terminologiczne muszą opierać się na rozumieniu filozoficznego sensu tekstu i pociągają za sobą nieuniknione ryzyko. Dobierając polską terminologię kiero­waliśmy się w pewnej mierze doskonałym przekładem Dociekań filozoficznych dokonanym przez Bogusława Wol-niewicza (PWN, Warszawa 1972). Pewne zawiłości tekstu niemieckiego pomógł nam rozwikłać Profesor Leon Kój, któremu serdecznie za to dziękujemy. Oczywiście wyłącznie my ponosimy odpowiedzialność za wszystkie błędy i niedo­skonałości ostatecznej wersji tłumaczenia.

Wojciech Sady


16


1. Jeśli wiesz, że tu jest jedna ręka, to zgodzimy się co do całej reszty.

(Kiedy powiada się, że tego a tego zdania nie daje się dowieść, nie znaczy to oczywiście, że nie można go wy­prowadzić z innych zdań; każde zdanie daje się wyprowadzić z innych zdań. Ale te zdania mogą nie być bardziej pewne niż ono samo.) (O tym komiczna uwaga H. Newmana.)

2. Z tego, że mnie — lub każdemu — wydaje się, że tak jest, nie wynika, że tak jest.

Co prawda wolno spytać, czy można w to sensownie wątpić.

3. Jeśli np. ktoś mówi „Nie wiem, czy tu jest ręka", to można by mu powiedzieć „Spójrz z bliska". —Ta możliwość przekonania się należy do gry językowej. Jest jedną z jej istotnych cech.

4. „Wiem, że jestem człowiekiem". Aby ujrzeć, jak niejas­ny jest sens tego zdania, rozważ jego negację. Co najwyżej można by je zrozumieć jeszcze w ten sposób: „Wiem, że mam ludzkie organy". (Np. mózg, którego jednak nikt dotąd nie widział.) Ale co ze zdaniem w rodzaju „Wiem, że mam mózg"? Czy mogę w nie wątpić? Nie mam podstaw, by wątpićl Za nim przemawia wszystko, przeciwko niemu nic. A mimo to można sobie wyobrazić, że podczas operacji moja czaszka okaże się pusta.

5. To, czy zdanie może w końcu okazać się fałszywe, zależy od warunków, które, według mnie, mają dla niego obowiązywać.

6. A więc czy można (jak Moore) wyliczyć to, co się wie? Tak po prostu, jak sądzę, nie. W przeciwnym bowiem razie


0x01 graphic

19


błędnie używa się wyrażenia „Wiem". A to błędne użycie wydaje się ujawniać osobliwy i nadzwyczaj ważny stan umysłowy.

7. Moje życie pokazuje, że wiem, albo że jestem pewny, iż tam stoi krzesło, są drzwi i tak dalej. — Mówię do przyjaciela „Weź stamtąd to krzesło", „Zamknij drzwi" itd., itd.

8. Różnica między pojęciem 'wiedzieć' a pojęciem 'być pewnym' nie jest zbyt ważna, chyba że „wiem" ma znaczyć: Nie mogę się mylić. Na sali sądowej np. w każdym zeznaniu zamiast „wiem" można by powiedzieć „jestem pewien". Możemy sobie nawet wyobrazić, że „wiem" byłoby tam zakazane. [Ustęp w Wilhelm Meister, gdzie „Wiesz" i „Wie­działeś" użyte jest w znaczeniu „Byłeś pewien", gdy rzeczy miały się inaczej, niż on wiedział.]

9. Czy zatem, w trakcie swego życia, upewniam się, że tu jest ręka (a mianowicie moja ręka)?

10. Wiem, że tu leży chory człowiek? Nonsens! Siedzę przy jego łóżku, wpatruję się w jego twarz. — A więc nie wiem, że tam leży chory? — Ani pytanie, ani stwierdzenie nie mają sensu. Nie więcej niż powiedzenie: „Jestem tutaj", którego przecież mógłbym użyć w każdej chwili, skoro tylko nadarzyłaby się stosowna okazja. — Czy zatem „2x2 = 4" jest też, za wyjątkiem stosownych okazji, niedorzecznością, a nie prawdziwym zdaniem arytmetycznym? „2x2 = 4" jest prawdziwym zdaniem arytmetycznym — nie „w stosow­nych okolicznościach", nie „zawsze" — ale wypowiedziane czy napisane znaki „2x2 = 4" mogłyby w chińskim mieć inne znaczenie lub być jawną niedorzecznością, a z tego widać, że tylko w użyciu zdanie ma sens. I „Wiem, że tu leży chory", użyte w nieodpowiedniej sytuacji, wygląda nie na niedorzeczność, a raczej na oczywistość, tylko dlatego, że z łatwością możemy wyobrazić sobie pasującą do niego sytuację; i sądzimy, że słowa „Wiem, że..." są zawsze na

20

miejscu tam, gdzie nie ma wątpliwości (a więc także tam, gdzie wyrażenie wątpliwości byłoby niezrozumiałe).

11. Po prostu nie zauważamy, jak bardzo wyspecjalizo­wane jest użycie „Wiem".

12. — Ponieważ „Wiem" wydaje się opisywać stan faktyczny, który ręczy za to, co wiedziane, jako za fakt. Po prostu zapomina się o wyrażeniu „Myślałem, że wiem".

13. Nie jest bowiem tak, by z czyjejś wypowiedzi „Wiem, że tak jest", można było wywnioskować zdanie „Tak jest". Ani też z tej wypowiedzi i z tego, że nie jest ona kłamstwem. Ale czy z mojej wypowiedzi „Wiem itd." nie mogę wywnios­kować „Tak jest"? Owszem; a również „Tam jest ręka" wynika ze zdania „On wie, że tam jest ręka". Ale z jego wypowiedzi „Wiem..." nie wynika, że on to wie.

14. Musimy najpierw wykazać, że on to wie.

15. Musimy wykazać, że nie mogła zajść pomyłka. Zape­wnienie „Wiem to" nie wystarcza. W końcu jest to bowiem tylko zapewnienie, że nie mogę się mylić i musimy obiektyw­nie ustalić, że co do tego się nie mylę.

16. „Jeśli coś wiem, to wiem też, że to wiem itd." sprowadza się do tego, że „Wiem to" znaczy „Co do tego się nie mylę". Ale to, czy tak jest, musi dać się obiektywnie ustalić.

17. Załóżmy teraz, że — wskazując na jakiś przedmiot — mówię „Nie mylę się co do tego, że to jest książka". Jak wyglądałby tu błąd? I czy mam na ten temat jasne wyob­rażenie?

18. „Wiem to" znaczy często: mam odpowiednie pod­stawy, by to twierdzić. Jeśli więc ktoś inny zna tę grę


21


językową, to przyzna, że wiem. Inny, o ile zna tę grę językową, musi być zdolny do wyobrażenia sobie, skąd ktoś może coś takiego wiedzieć.

19. Stwierdzenie „Wiem, że tu jest ręka" można więc tak kontunuować: „jest to mianowicie moja ręka, którą oglądam". Wtedy rozumny człowiek nie wątpiłby w to, że wiem. — Idealista też nie będzie wątpił; powie on raczej, że nie zajmują go praktyczne wątpliwości, które zostały rozwiane, ale że za nimi kryje się jeszcze dalsza wątpli­wość. — Potrzeba innego sposobu by wykazać, że to jest iluzja.

20. „Wątpienie w istnienie świata zewnętrznego" nie oznacza jedynie np. wątpienia w istnienie planety, czego dowiodły późniejsze obserwacje. — A może Moore chce powiedzieć, że wiedza, iż tu jest jego ręka, jest innego rodzaju niż wiedza, że istnieje planeta Saturn? W przeciwnym razie można by wątpiącym wskazać na odkrycie planety Saturn i powiedzieć, że jej istnienia dowiedziono, a zatem dowie­dziono też istnienia świata zewnętrznego.

21. Pogląd Moore'a sprowadza się w istocie do tego, że pojęcie 'wiedzieć' jest analogiczne do pojęć 'wierzyć', 'do­myślać się', 'wątpić', 'być przekonanym' pod tym względem, iż stwierdzenie „Wiem..." nie może być pomyłką. A jeśli tak jest, to z takiej wypowiedzi można wnioskować o praw­dziwości stwierdzenia. I forma „Myślałem, że wiem" zostaje tu przeoczona. — Ale jeśli ta ostatnia jest niedopuszczalna, to błąd w stwierdzeniu musi być również logicznie nie­możliwy. I każdy, kto zna tę grę językową, musi być tego świadomy; zapewnienie wiarygodnego człowieka, że wie, niczego tu nie wnosi.

22. Byłoby doprawdy osobliwe, gdybyśmy musieli wie­rzyć wiarygodnej osobie, która mówi „Nie mogę się mylić" lub „Nie mylę się".

23. Jeśli nie wiem, czy ktoś ma dwie ręce (czy np. amputowano mu je czy nie), to uwierzę jego zapewnieniu, iż ma dwie ręce, o ile jest godny zaufania. Ale jeśli mówi, że to wie, znaczyć to może dla mnie jedynie tyle, iż mógł się o tym przekonać, a zatem, że jego ręce nie są wciąż jeszcze schowane pod przykryciem czy bandażami itd., itd. To, że wierzę tu człowiekowi godnemu zaufania wypływa stąd, iż przyjąłem, że może się on o tym przekonać. Ale ktoś, kto mówi, że nie ma (być może) przedmiotów fizycznych, nie czyni czegoś takiego.

24. Pytanie idealisty brzmiałoby mniej więcej tak: „Jakim prawem nie wątpię w istnienie moich rąk?" (I nie można na nie odpowiedzieć: „ Wiem, że istnieją".) Ale ten, kto tak pyta, nie dostrzega, że wątpienie w istnienie funkcjonuje tylko w obrębie gry językowej. A zatem najpierw trzeba by zapytać: jak przedstawiałaby się taka wątpliwość? a nie rozumieć tego od razu.

25. Można się mylić nawet co do tego, „że tu jest ręka". Tylko w określonych okolicznościach jest to niemożliwe. — „Także w obliczeniach można się pomylić — a tylko w pewnych okolicznościach nie."

26. Czy jednak w samej regule można dojrzeć, jakie okoliczności logicznie wykluczają pomyłkę w zastosowaniu reguł obliczeniowych?

I na cóż przyda się nam tu reguła? Czy nie moglibyśmy jej (z kolei) błędnie zastosować?

27. Jeśli jednak chcielibyśmy podać tu coś na kształt reguły, to zawierałaby ona wówczas wyrażenie „w normal­nych okolicznościach". Zaś normalne okoliczności można rozpoznać, lecz nie można ich dokładnie opisać. Co najwyżej [możemy opisać] zakres nienormalnych.


23

22


28. Czym jest 'uczenie się reguły'? — Tym.

Czym jest 'błędne jej stosowanie'? — Tym. A to, na co zwraca się tu uwagę, jest czymś nieokreślonym.

29. Praktyczne używanie reguły pokazuje również, na czym polega błąd w jej stosowaniu.

30. Kiedy ktoś się o czymś przekonał, to powiada: „Tak, ten rachunek się zgadza"; lecz nie wywnioskował tego ze swego poczucia pewności. Nie wnioskuje się o stanie rzeczy z własnej pewności.

Pewność jest jak gdyby tonem, jakim stwierdza się stan rzeczy, lecz nie wnioskuje się z tonu o tym, że ma się słuszność.

31. Te zdania, do których człowiek wciąż na nowo powraca niczym nawiedzony, chciałbym usunąć z języka filozoficznego.

32. Nie chodzi o to, że Moore wie, iż tu jest ręka, a raczej o to, że nie zrozumielibyśmy go, gdyby powiedział „Oczy­wiście mogę się co do tego mylić". Zapytalibyśmy „Na czym by polegało zrobienie takiego błędu?" — np. odkrycie, że to był błąd?

33. Wykluczylibyśmy zatem zdania, które nie prowadzą nas dalej.

34. Jeśli nauczono kogoś rachować, to czy nauczono go również polegać na obliczeniach swego nauczyciela? Ale te objaśnienia muszą jednak gdzieś mieć swój kres. Czy nauczy się go również, że może polegać na swych zmysłach — skoro faktycznie w wielu wypadkach mówi mu się, że nie można na nich polegać?

Reguła i wyjątek.

35. Ale czyż nie można sobie wyobrazić, że nie byłoby przedmiotów fizycznych? Nie wiem. A jednak „Są przed-

mioty fizyczne" jest niedorzecznością. Czy ma to być zdanie empiryczne? —

A czy to jest zdaniem empirycznym: „Wydaje się, że są przedmioty fizyczne"?

36. Pouczenia „A jest przedmiotem fizycznym" udziela­my tylko komuś, kto jeszcze nie rozumie, co znaczy „A" lub co znaczy „przedmiot fizyczny". Pouczenie to dotyczy zatem użycia słów, zaś „przedmiot fizyczny" jest pojęciem logicz­nym. (Jak kolor, ilość,...) I dlatego żadnego zdania w rodza­ju „Są przedmioty fizyczne" nie da się sformułować.

A jednak takie nieudane próby napotykamy na każdym kroku.

37. Ale czy na sceptycyzm idealisty albo na zapewnienia realisty wystarczy odpowiedzieć, że „Są przedmioty fizyczne" jest niedorzecznością? Dla nich nie jest to w końcu niedorzecz­ność. Odpowiedzią byłoby jednak: zarówno to twierdzenie jak jego przeciwieństwo stanowią chybioną próbę wyrażenia (czegoś), czego tak wyrazić się nie da. Zaś to, że jest to próba chybiona, można pokazać; ale na tym się sprawa nie kończy. Trzeba sobie koniecznie uzmysłowić, że to, co jawi się nam jako pierwszy wyraz trudności lub jej rozwiązania, może być nadal wyrażeniem najzupełniej błędnym. Tak jak ten, kto słusznie krytykuje obraz, często na początku skieruje zarzuty w niewłaściwe miejsce i potrzeba dociekań, by znaleźć dla tej krytyki właściwy punkt zaczepienia.

38. Wiedza w matematyce. Trzeba tu wciąż na nowo przypominać sobie, że 'proces' czy 'stan wewnętrzny' jest nieważny i pytać „Dlaczego miałby on być ważny? Co to mnie obchodzi?" Interesujące jest to, jak używamy zdań matematycznych.

39. Tak się rachuje, w takich okolicznościach rachunek uważa się za absolutnie niezawodny, za na pewno pra­widłowy.


24

25


40. Z „Wiem, że to jest moja ręka" może wynikać pytanie „Skąd to wiesz?", a odpowiedź na nie zakłada, że tak można to wiedzieć. Zamiast „Wiem, że to jest moja ręka" można więc powiedzieć „Tu jest moja ręka" i dodać, skąd to wiadomo.

41. „Wiem, gdzie czuję ból", „Wiem, że czuję go tutaj"" jest równie niepoprawne jak: „Wiem, że mam bóle". Ale „Wiem, gdzie dotknąłeś mego ramienia" jest poprawne.

42. Można rzec „On w to wierzy, ale tak nie jest", a nie „On to wie, ale tak nie jest". Czy wypływa to z różnicy pomiędzy stanami psychicznymi wiary i wiedzy? Nie. — „Stanem psychicznym" można nazwać coś, co wyrażają ton wypowiedzi, gesty itp. Można by zatem mówić o psy­chicznym stanie przekonania i wszystko jedno, czy jest to wiedza, czy fałszywa wiara. Przeświadczenie, że słowa „wierzyć" i „wiedzieć" muszą odpowiadać różnym stanom psychicznym byłoby tym samym co wiara, iż słowo „ja" i imię „Ludwig" muszą odnosić się do różnych ludzi, ponieważ pojęcia są różne.

43. Jakiego rodzaju zdaniem jest: „Nie możemy mylić się co do tego, że 12 x 12 = 144"? Musi to z pewnością być zdanie logiki. —— Ale czy to nie jest to samo, albo czy nie sprowadza się do tego samego, co stwierdzenie 12 x 12 = 144?

44. Skoro wymagasz reguły, z której wynika, że nie można się tu pomylić w obliczeniach, to odpowiedź brzmi, iż nie nauczyliśmy się tego dzięki regule, ale dzięki temu, że nauczyliśmy się rachować.

45. Poznaliśmy naturę rachowania ucząc się rachować.

46. Czy jednak nie można opisać tego, w jaki sposób przekonujemy się o niezawodności rachunku? O tak! Ale

wtedy właśnie nie pojawia się reguła. — Najważniejsze jednak jest: Nie potrzeba reguły. Niczego nam nie brak. Rachujemy zgodnie z regułą, to wystarcza.

na

47. Tak się rachuje. To jest rachowanie. To, czego ™ przykład uczymy się w szkole. Zapomnij o transcendentnej pewności, związanej z twoim pojęciem ducha.

48. A jednak z mnóstwa rachunków jedne można by określić jako raz na zawsze niezawodne, inne jako jeszcze nie ustalone. Ale czy to jest różnica logiczna"?

49. Ale pamiętaj: jeśli nawet rachunek jest dla mnie czymś ustalonym, to jest to tylko decyzja dla celów praktycznych.

= ...? Gdy

50. Kiedy mówi się: wiem, że obliczenia zostały sprawdzone.

51. Co to za zdanie: „Jak mógłby tu wyglądać błąd?" Musiałoby to być zdanie logiczne. Ale jest to logika, której się nie używa, tego bowiem, czego ona uczy, nie uczymy się za pomocą zdań. — Jest to zdanie logiczne, opisuje bowiem sytuację pojęciową (językową).

52. Ta sytuacja nie jest więc taka sama dla zdań w rodzaju „W tej odległości od Słońca znajduje się planeta" i „Tu jest ręka" (mianowicie moja własna). Tego drugiego nie można nazwać hipotezą. Ale między nimi nie ma ostrej granicy.

53. Można zatem przyznać, że Moore ma rację, o ile przyjmiemy taką interpretację jego poglądów, przy której zdanie mówiące, iż tu jest przedmiot fizyczny, mieć będzie taki sam status logiczny jak zdanie, które mówi, że tu jest czerwona plama.

54. Nie jest mianowicie prawdą, że — w miarę jak pr echodzimy od planety do mojej własnej ręki — pomyłka


26

27


staje się coraz bardziej i bardziej nieprawdopodobna. Ale w pewnym punkcie jest ona już nie do pomyślenia.

Na to wskazuje chociażby rzecz taka, że w przeciwnym razie musiałoby dać się pomyśleć i to, iż mylimy się w każdej wypowiedzi na temat przedmiotów fizycznych, że wszystkie, jakie kiedykolwiek wygłaszamy, są fałszywe.

55. A zatem czy możliwa jest hipoteza, że wszystkie rzeczy z naszego otoczenia nie istnieją? Czyż nie przypominałaby ona tej, że pomyliliśmy się we wszystkich naszych oblicze­niach? •

56. Kiedy mówi się „Być może ta planeta nie istnieje, a zjawisko świetlne powstaje w inny sposób", to przecież potrzebny jest przykład przedmiotu, który istnieje. On nie istnieje, —jak np. ...

A może powinniśmy rzec, że pewność jest jedynie skon­struowanym punktem, do którego niektóre rzeczy zbliżają się bardziej, a inne mniej? Nie. Wątpliwość stopniowo traci swój sens. Ta gra językowa jest właśnie taka.

A wszystko, co opisuje grę językową, należy do logiki.

57. „ Wiem, nie tylko przypuszczam, że tu jest moja ręka" — czy nie można by tego rozumieć jako zdania gramatycz­nego? A więc nie czasowo. —

Ale czy wtedy nie przypomina ono tego: „Wiem, nie tylko przypuszczam, że widzę czerwień"?

I czy konsekwencją „A więc są przedmioty fizyczne" nie jest „A więc są kolory"?

58. Jeśli „Ja wiem itd." rozumie się jako zdanie grama­tyczne, to oczywiście „ja" nie może być ważne. I znaczy to właściwie „Nie ma w tym przypadku czegoś takiego jak wątpliwość" lub „Wyrażenie 'Ja nie wiem' nie ma w tym przypadku żadnego sensu". A z tego wynika oczywiście, że „Ja wiem" również sensu nie ma.

59. „Ja wiem" jest tu wglądem logicznym. Tylko że realizmu w ten sposób dowieść się nie da.

60. Błędne jest powiedzenie, że 'hipoteza', iż to jest kawałek papieru, byłaby potwierdzona bądź obalona przez późniejsze doświadczenie i że w „Wiem, że to jest kawałek papieru", „Wiem" odnosi się do takiej hipotezy albo do określenia logicznego.

61. ...Znaczenie słowa jest rodzajem jego zastosowania. Bo jest ono tym, czego uczymy się najpierw, gdy włączamy słowo do naszego języka.

62. Dlatego zachodzi odpowiedniość pomiędzy pojęcia­mi „znaczenie" i „reguła".

63. Jeśli wyobrazimy sobie, że fakty są inne, niż są, to pewne gry językowe stracą na znaczeniu, inne zaś staną się ważne. I tak stopniowo to się zmienia — użycie słownika języka.

64. Porównaj znaczenie słowa z 'funkcją' urzędnika. A 'różne znaczenia' z 'różnymi funkcjami'.

65. Kiedy zmienia się gra językowa, zmieniają się pojęcia, a wraz z pojęciami znaczenia słów.

66. Wypowiadam stwierdzenia o rzeczywistości mające różne stopnie niezawodności. Jak ujawnia się stopień nieza­wodności? Jakie ma konsekwencje?

Może chodzić np. o niezawodność pamięci czy percepcji. Mogę być czegoś pewny, lecz wiedzieć, jaki test mógłby przekonać mnie, że się mylę. Jestem np. całkowicie pewny daty bitwy, ale gdybym znalazł inną datę w uznanym dziele historycznym, to zmieniłbym swą opinię i nie błądziłbym z tego powodu w odniesieniu do wszystkich innych sądów.


29

28


67. Czy moglibyśmy wyobrazić sobie człowieka, który wciąż myli się tam, gdzie my uważamy błąd za wykluczony, a zarazem gdzie nigdy na niego nie natrafiliśmy?

Mówi on np. z taką samą pewnością (i z wszystkimi jej oznakami), jak ja, że mieszka tam a tam, ma tyle a tyle lat, pochodzi z takiego a takiego miasta, lecz się myli.

Ale jak on odnosi się do tego błędu? Co powinienem przyjąć?

68. Pytanie brzmi: co ma tu powiedzieć logik?

69. Mógłbym powiedzieć: „Jeśli mylę się co do tego, to nie mam gwarancji, że cokolwiek z tego, co mówię, jest prawdą". Ale ani inni nie powiedzą tego o mnie, ani ja o innych.

70. Od miesięcy mieszkam pod adresem A, niezliczoną ilość razy odczytywałem nazwę ulicy i numer domu i dałem ten adres niezliczonej ilości ludzi. I jeśli się co do tego mylę, to ta pomyłka jest niewiele mniejsza, niż gdybym (fałszywie) wierzył, że piszę po chińsku a nie po niemiecku.

71. Gdyby mój przyjaciel pewnego dnia sobie wyimagi­nował, że od dłuższego czasu mieszka w takim to a takim miejscu itd., itd., to nie nazwałbym tego błędem, lecz raczej zaburzeniem psychicznym, może przejściowym.

72. Nie każde fałszywe przekonanie tego rodzaju jest błędem.

/

73. Ale jaka jest różnica pomiędzy błędem a zaburzeniem psychicznym? Albo jaka jest różnica pomiędzy trakto­waniem tego przeze mnie jako błędu i jako zaburzenia psychicznego?

74. Czy można powiedzieć: błąd ma nie tylko przyczynę, ma też podstawy? Tzn. w przybliżeniu: gdy ktoś robi błąd, daje się to wpasować w to, co wie on prawidłowo.

75. Czy byłoby poprawne: Gdybym jedynie był błędnie przekonany, że tu przede mną stoi stół, to wciąż mogłoby to być błędem; ale jeśli jestem błędnie przekonany, że codzien­nie od kilku miesięcy widuję ten lub jakiś podobny stół, i regularnie go używam, to czy nie jest to błąd?

76. Muszę naturalnie zmierzać do podania twierdzeń, które można by tu chcieć wygłosić, lecz nie można by wygłosić ich sensownie.

77. Być może dla pewności przemnożę dwukrotnie lub dam komuś innemu do sprawdzenia. Ale czy będę sprawdzał to dwadzieścia razy lub dam dwudziestu ludziom do spraw­dzenia? I czy jest to pewne zaniedbanie? Czy niezawodność naprawdę by wzrosła po dwudziestu sprawdzeniach?

78. A czy mogę podać rację, że tak nie jest?

79. To, że jestem mężczyzną a nie kobietą, można zwery­fikować, ale gdybym powiedział, że jestem kobietą, a chciałbym tę pomyłkę wyjaśnić mówiąc, że nie spraw­dziłem tego stwierdzenia, to tego wyjaśnienia by nie uznano.

80. Prawdziwość moich stwierdzeń jest sprawdzianem tego, że je rozumiem.

81. Tzn.: jeśli wygłaszam pewne fałszywe stwierdzenia, to wątpliwym się staje, czy je rozumiem.

82. To, co uchodzi za dostateczny sprawdzian stwierdze­nia — należy do logiki. Należy do opisu gry językowej.

83. Prawdziwość pewnych zdań empirycznych należy do naszego układu odniesienia.

84. Moore mówi, że wie, iż Ziemia istniała przez wiele lat pr/ed jego narodzinami. I wypowiedź ta, tak wyrażona,


30

31


wydaje się dotyczyć jego osoby, nawet jeśli dodatkowo jest wypowiedzią o świecie fizycznym. Ale filozoficznie jest nieinteresujące, czy Moore wie to bądź tamto, interesujące jest, że i skąd można to wiedzieć. Gdyby Moore powiada­miał nas, że zna odległość dzielącą pewne gwiazdy, to moglibyśmy z tego wyciągać wniosek, iż przeprowadził specjalne badania i chcielibyśmy dowiedzieć się, jakie. Lecz Moore wybiera dokładnie ten przypadek, w którym wszys­cy, jak się zdaje, wiemy to samo, co on, a nie możemy powiedzieć, skąd. Jestem np. przekonany, że wiem tyle samo na ten temat (istnienie Ziemi), co Moore i jeśli on wie, iż jest tak, jak on mówi, to ja to też wiem. Bo też nie jest tak, jakoby doszedł on do tego zdania po jakiejś myślowej drodze, która jest mi wprawdzie dostępna, lecz której nie przebyłem.

85. Co więc składa się na to, że ktoś to wie? Może znajomość historii? Wiedzieć on musi, co znaczy: Ziemia istnieje już tak a tak długo. Bo nie każdy rozumny dorosły musi to wiedzieć. Widzimy ludzi budujących i burzących domy i prowadzi nas to do pytania: „Od jak dawna stoi ten dom?" Ale jak dochodzi się do tego, by zadawać takie pytanie np. o górę? Czy więc wszyscy ludzie mają pojęcie 'Ziemi' jako ciała, które może powstać i przeminąć? Dla­czego nie miałbym myśleć o Ziemi jako o czymś płaskim, ale w każdym kierunku (także w głąb) rozciągającym się bez końca? Wtedy jednakże można by powiedzieć „Wiem, że ta góra istniała na długo przed moimi narodzinami". — Co by jednak było, gdybym spotkał człowieka, który by w to nie wierzył?

86. A co, jeśli w zdaniu Moore'a „Wiem" zastąpimy przez „Mam niewzruszone przekonanie"?

87. Czy zdanie twierdzące, które mogło funkcjonować jako hipoteza, nie może być też użyte jako podstawa badania i działania? Tzn. czy nie można go po prostu chronić przed

wątpliwościami, choć nie według wyraźnej reguły? Po prostu przyjmuje się go jako truizm, nigdy nie kwestionowany, może nawet nigdy nie formułowany.

88. Może być na przykład tak, że wszystkie nasze badania są ustawione w ten sposób, aby pewne zdania, o ile się je w ogóle formułuje, usytuować poza zasięgiem wsze­lkich wątpliwości. Leżą one poza drogą, po której podąża badanie.

89. Chciałoby się powiedzieć: „Wszystko przemawia za tym i nic przeciwko, że Ziemia istniała na długo przed moim urodzeniem..."

Ale czy jednak nie mógłbym wierzyć w twierdzenie przeciwne? Powstaje jednak pytanie: Jakie byłyby praktycz­ne skutki takiej wiary? — Być może ktoś powie: „Nie o to tu chodzi. Wiara jest tym, czym jest, niezależnie od swych praktycznych skutków". Myśli się: To jest zawsze to samo nastawienie ludzkiego umysłu.

90. Pierwotne znaczenie „wiem" przypomina i odnosi się do „widzę". („Wissen", „videre".) I „Wiedziałem, że on był w tym pokoju, ale go w tym pokoju nie było" przypomina „Widziałem go w tym pokoju, ale go tam nie było". „Ja wiem" wyrażać ma relację nie między mną a sensem zdania (jak „Ja wierzę"), ale pomiędzy mną a faktem. Tak, że moja świadomość ogarnia fakt. (Z tej właśnie racji chce się powiedzieć, że nie wie się właściwie niczego o tym, co dzieje się w świecie zewnętrznym, a tylko o tym, co dzieje się w sferze tak zwanych danych zmysłowych.) To dałoby nam obraz wiedzy jako percepcji zdarzenia zewnętrznego przy pomocy promieni wzrokowych, rzutujących go takim, jakie jest, na oko i na świadomość. Tylko że wtedy natychmiast powstaje pytanie, czy można być pewnym tego rzutowania. I ten obraz pokazuje wprawdzie, jak wyobrażamy sobie naszą wiedzę, lecz nie to, co leży u podstaw tego wyob­rażenia.


33

32


91. Jeśli Moore mówi, że wie, iż Ziemia istniała itd., to większość z nas przyzna mu rację co do tego, że istniała już ona od tak dawna i będziemy mu też wierzyć gdy mówi, iż jest o tym przekonany. Ale czy ma on też odpowiednie racje na poparcie swego przekonania? Bo jeśli nie, to przecież tego nie wie (Russell).

92. Można jednak spytać: „Czy ktoś może mieć uzasad­nione racje, by wierzyć, że Ziemia istnieje od niedawna, mniej więcej od jego narodzin?" — Przypuśćmy, że zawsze mu tak mówiono, — czy miałby jakąś dobrą rację, by w to wątpić? Ludzie wierzyli, że mogą wywołać deszcz; dlaczego król nie mógłby zostać wychowany w wierze, że świat rozpoczął się wraz z nim? I gdyby teraz Moore i ten król spotkali się i dyskutowali, to czy Moore naprawdę mógłby wykazać, że jego przekonanie jest słuszne? Nie twierdzę, że Moore nie mógłby nawrócić króla na swój pogląd, lecz byłoby to nawrócenie szczególnego rodzaju; król doprowadzony by został do tego, by patrzeć na świat inaczej.

Pamiętaj, że jest się często przekonanym o słuszności pewnego poglądu za sprawą jego prostoty lub symetrii, tj. one doprowadzają do tego, iż się ten pogląd przyjmuje. Wtedy może mówi się po prostu „Tak musi być".

93. Zdania przedstawiające to, co Moore 'wie', wszystkie tego rodzaju, że trudno wyobrazić sobie, dla­czego ktoś miałby wierzyć w twierdzenie przeciwne. Np. zdanie, że Moore spędził całe swe życie w niewielkiej odległości od Ziemi. — Znów mogę tu mówić o sobie zamiast o Moore'rze. Cóż mogłoby mnie doprowadzić do tego, bym uwierzył w twierdzenie przeciwne? Może pa­mięć a może to, co mi powiedziano. — Wszystko, co widziałem lub słyszałem, przekonuje mnie, iż żaden człowiek nigdy nie oddalił się zbytnio od Ziemi. Nic w moim obrazie świata nie przemawia za poglądem przeciwnym.

94. Ale nie zyskałem swego obrazu świata, gdyż prze­konałem się o jego poprawności, ani nie dlatego, że jestem przekonany o jego poprawności. Lecz jest to odziedziczone tło, na którym rozróżniam prawdę od fałszu.

95. Zdania opisujące ten obraz świata mogłyby należeć do jakiegoś rodzaju mitologii. A ich rola jest podobna do roli reguł gry; gry zaś można się też nauczyć czysto praktycznie, nie ucząc się żadnych wyraźnych reguł.

96. Można by sobie wyobrazić, że pewne zdania o fo­rmie zdań empirycznych stwardniały i funkcjonowały jako kanały dla niestwardniałych, płynnych zdań em­pirycznych; i że ten stosunek zmienił się z czasem, kiedy zdania płynne stwardniały, a twarde stały się płynnymi.

97. Mitologia może na nowo popaść w stan płynny, koryto myśli może się przesunąć. Rozróżniam jednak ruch wody w korycie rzeki od przesunięcia samego koryta, choć nie ma między nimi ostrego podziału.

98. Lecz jeśli ktoś by powiedział „Tak więc logika również jest nauką empiryczną", to nie miałby racji. Słusznym jest jednak, że to samo zdanie można raz trak­tować jako coś do sprawdzenia empirycznego, a raz jako regułę sprawdzania.

99. Tak, brzeg tamtej rzeki składa się po części z twardej skały, nie podlegającej żadnym (lub jedynie niezauważal­nym) zmianom, a po części z piasku, który raz tu a raz tam jest zmywany i nanoszony.

100. Prawdy, o których Moore mówi, że je zna, są, nawiasem mówiąc, prawdami, które wszyscy znamy, o ile on je zna.


34

-35


101. Zdaniem takim mogłoby więc być np. „Nigdy się nie zdarzyło, by moje ciało znikło, a po pewnym czasie pojawiło się na nowo".

102. Czy nie mógłbym wierzyć, że kiedyś, nie wiedząc o tym, może w stanie nieprzytomności, zostałem uniesiony daleko od Ziemi, tak że inni o tym wiedzą, ale mi tego nie mówią? To jednak zupełnie nie pasowałoby do całej reszty moich przekonań. Nie, żebym mógł opisać system tych przekonań. Lecz moje przekonania tworzą system, strukturę.

103. I gdybym teraz miał powiedzieć „Jest moim nie­wzruszonym przekonaniem, że itd.", to w tym przypadku znaczyłoby również, że nie doszedłem do tego przekonania świadomie, po przebyciu pewnej drogi myślowej, lecz że jest ono zakotwiczone we wszystkich moich pytaniach i od­powiedziach, w taki sposób, że nie mogę go poruszyć.

104. Jestem np. również przekonany o tym, że Słońce nie jest dziurą w sklepieniu niebieskim.

105. Wszelkie sprawdzanie, wszelkie potwierdzanie i oba­lanie hipotez zachodzi zawsze wewnątrz systemu. System ten nie jest mianowicie mniej lub bardziej arbitralnym i wątpliwym punktem wyjścia dla wszystkich naszych ar­gumentów, lecz należy on do istoty tego, co nazywamy argumentem. System jest nie tyle punktem wyjścia, co żywiołem, w którym żyją argumenty.

106. Pewien dorosły opowiedział dziecku, że był na Księżycu. Dziecko mi to opowiada, a ja mówię, że to był tylko żart, że ów człowiek na Księżycu nie był; Księżyc jest bardzo, bardzo od nas daleko i nie można tam się wspiąć czy polecieć. — Jeśli teraz dziecko się przy tym upiera: może jest jednak pewien sposób dostania się tam, którego tylko ja nie znam itd. — cóż mógłbym mu odpowiedzieć? Cóż mógłbym

36

odpowiedzieć dorosłym tubylcom, którzy wierzą, że lu­dzie czasem udają się na Księżyc (może tak interpretują swoje sny), a którzy faktycznie przyznają, że zwykłymi sposobami nie można się tam wspiąć czy dolecieć?

— Lecz dziecko nie będzie zazwyczaj obstawać przy takim wierzeniu i szybko przekona go to, co mu mówimy z powagą.

107. Czy nie przypomina to dokładnie sposobu, w jaki można dziecku wpoić wiarę w Boga lub że Boga nie ma

— i potem będzie ono mogło, odpowiednio, podawać przekonujące racje na rzecz jednego lub drugiego?

108. „Czy nie ma zatem prawdy obiektywnej? Czy nie jest prawdą lub fałszem, że ktoś był na Księżycu?" Jeśli myślimy w obrębie naszego systemu, to jest pewne, że nikt na Księżycu nie był. Nie tylko nigdy niczego podobnego nie donosili nam rozumni ludzie, ale cały nasz system fizyki zabrania nam w to wierzyć. Wymaga to bowiem odpowiedzi na pytania: „Jak przezwyciężył on siłę ciężkości?", „Jak mógł żyć bez atmosfery?" i tysiące innych, na które od­powiedzi brak. Ale przypuśćmy, że zamiast tych wszystkich wyjaśnień napotkalibyśmy odpowiedź: „Nie wiem, jak do­ciera się na Księżyc, jednak ci, którzy tam docierają, rozpoznają natychmiast, że tam są; a ty również nie możesz wyjaśnić wszystkiego". Czulibyśmy się niesłychanie odlegli intelektualnie od kogoś, kto by tak mówił.

109. „Zdanie empiryczne jest sprawdzalne" (mówimy). Ale jak? i przez co?

110. Co uchodzi za jego sprawdzian? — „Ale czy jest to sprawdzian wystarczający? A, jeśli tak, to czy nie powinno to być jako takie rozpoznawalne w logice?" — Jak gdyby uzasadnianie nie docierało gdzieś do kresu. Ale ów kres nie jest nieuzasadnionym założeniem, jest nieuzasadnionym sposobem działania. ,


37


> 114.

111. „Wiem, że nigdy nie byłem na Księżycu." — To brzmi całkiem inaczej w okolicznościach faktycznych, niż brzmiałoby wtedy, gdyby niejeden człowiek był na Księżycu, być może sam o tym nie wiedząc. W tym przypadku można by podać racje na rzecz tej wiedzy. Czy nie ma tu podobnego związku, co między ogólną regułą mnożenia i szczególnym, przeprowadzonym mnożeniem?

Chcę powiedzieć: To, że nie byłem na Księżycu, jest dla mnie równie niewzruszone, jak jakiekolwiek tego uza­sadnienie.

112. I czy nie to właśnie Moore chce powiedzieć, gdy mówi, że wie te wszystkie rzeczy? — Ale czy naprawdę chodzi o to, że on to wie, a nie o to, iż pewne z tych zdań muszą być dla nas ustalone?

113. Gdy ktoś chce nas uczyć matematyki, nie zacznie od zapewniania nas, że wie, iż a + b = b + a.

Kto nie jest pewien żadnego faktu, ten również nie może być pewien sensu swoich słów.

115. Gdyby ktoś próbował wątpić we wszystko, to nie doszedłby nawet do wątpienia w cokolwiek. Gra w wątpienie sama zakłada już pewność.

116. Czy zamiast „Wiem..." Moore nie mógłby rzec „Jest dla mnie ustalone, że..."? I dalej: „Jest ustalone dla mnie i dla wielu innych..."

117. Dlaczego nie mogę wątpić w to, że nigdy nie byłem na Księżycu? I jak mógłbym próbować w to wątpić?

Przede wszystkim założenie, że być może tam byłem, uderzałoby mnie swą bezużytecznością. Nic by z niego nie wynikało, niczego by ono nie wyjaśniało. Nie wiązałoby się z niczym w moim życiu.

Gdy mówię „Nic nie przemawia za tym, wszystko przeciw", to zakłada to z góry zasadę przemawiania za i przeciw. Tzn. muszę powiedzieć, co by za tym przema­wiało.

118. A czy prawidłowe byłoby powiedzenie: Nikt jak dotąd nie otworzył mojej czaszki by zobaczyć, czy jest w niej mózg; ale wszystko przemawia za tym, a nic przeciw, że by go tam znaleziono?

119. Ale czy można również rzec: Nic nie przemawia przeciw a wszystko za tym, że ten stół nadal tam się znajduje, gdy nikt go nie widzi? Bo co za tym przemawia?

120. Ale gdyby ktoś w to wątpił, to jak jego wątpli­wości przejawiałyby się w praktyce? I czy nie moglibyśmy dać mu w spokoju wątpić, skoro nie robi to żadnej różnicy?

121. Czy można rzec: „Gdzie nie ma wątpienia, tam nie

ma też wiedzy"?

122. Czy wątpienie nie wymaga racji? "

123. Gdziekolwiek spojrzę, nie znajduję racji, by wątpić w to, że...

124. Chcę rzec: używamy sądów jako zasad(y) sądzenia.

125. Gdyby ślepiec mnie spytał „Czy masz dwie ręce?", to nie upewniałbym się o tym patrząc. Gdybym miał tu w ogóle jakieś wątpliwości, to nie wiem, dlaczego miałbym ufać własnym oczom. Bo czemu nie miałbym sprawdzić swoich oczu patrząc, by stwierdzić, czy widzę dwie moje ręce? Co jest przez co sprawdzane? (Kto decyduje o tym, co jest ustalone?) I co znaczy powiedzenie, że to a to jest ustalone?


38

39


126. Nie jestem bardziej pewny znaczeń moich słów, niż niektórych sądów. Czy mogę wątpić, że ten kolor nazywa się „niebieski"?

(Moje) wątpliwości tworzą system.

127. Bo skąd wiem, że ktoś wątpi? Skąd wiem, że używa on słów „Wątpię w to" tak jak ja?

128. Od dziecka uczyłem się tak sądzić. To jest sądzenie.

129. Tak nauczyłem się sądzić; to poznałem jako sąd.

130. Ale czy to nie doświadczenie nas uczy, by tak sądzić, tzn. że poprawnie jest tak sądzić? Ale w jaki sposób doświadczenie nas uczył My możemy wyprowadzić coś z doświadczenia, ale doświadczenie nie kieruje nas, by coś z niego wyprowadzić. Jeśli to jest racja, by tak sądzić (a nie tylko przyczyna), to nadal nie dysponujemy racją, aby uznać to za rację.

131. Nie, doświadczenie nie jest racją na rzecz naszej gry w sądzenie. Nie są też nią jej znakomite sukcesy.

132. Ludzie sądzili, że król może wywołać deszcz; my mówimy, że przeczy to wszelkiemu doświadczeniu. Dziś uważa się samolot, radio itp. za środki zbliżania ludzi i szerzenia kultury.

133. W normalnych warunkach nie przekonuję się, że mam dwie ręce, oglądając je. Dlaczego nie? Czy doświadcze­nie wykazało, że jest to zbędne? Albo (znowu): Czy w jakiś sposób opanowaliśmy ogólne prawo indukcji i czy także tutaj mu ufamy? — Ale dlaczego powinniśmy najpierw opanować prawo ogólne, a nie od razu szczególne?

134. Jeśli włożyłem książkę do szuflady, to zakładam, że ona tam jest, chyba że... „Doświadczenie zawsze przyznaje

40

mi rację. Nie ma dobrze udokumentowanych przy­padków, by książka (po prostu) zniknęła." Często zda­rzało się, że książka nigdy więcej się nie znalazła, choć sądziliśmy, iż wiemy, gdzie była. — Lecz doświadczenie naprawdę nas jednak uczy, że książka np. nie znika. (Np. stopniowo nie wyparowuje.) — Lecz czy to właśnie doświadczenie z książkami itd. sprawia, że przyjmujemy, iż książka nie zniknęła? Ale przypuśćmy, że odkryliśmy, iż w pewnych szczególnych, nowych warunkach, książki zniknęły — czy nie zmienilibyśmy naszego założenia? Czy można przeczyć oddziaływaniu doświadczenia na nasz system założeń?

135. A czy po prostu nie stosujemy się do zasady, że to, co zdarza się zawsze, będzie się zdarzało nadal (lub coś podobnego)? Co znaczy stosować się do tej zasady? Czy naprawdę wprowadzamy ją do naszego rozumowania? A może jest to tylko prawo przyrody, do którego stosuje się nasze wnioskowanie? Raczej to ostatnie. Nie jest to przed­miotem naszych rozważań.

136. Kiedy Moore mówi, że wie to a to, w rzeczywistości wymienia zdania empiryczne, którym przytakujemy bez specjalnego sprawdzenia; a zatem zdania, które w systemie naszych zdań empirycznych odgrywają szczególną logiczną rolę.

137. Nawet gdy ktoś najbardziej godny zaufania za­pewnia mnie, że wie, jest tak a tak, samo to nie może przekonać mnie o tym, że on to wie. Jedynie, że wierzy, iż wie. Dlatego zapewnienie Moore'a, że wie..., nie interesuje nas. Lecz zdania, które Moore wylicza jako przykłady takich znanych prawd, są rze­czywiście interesujące. Nie dlatego, że każdy wie, iż są prawdziwe, lub że wierzy, iż je zna, ale dlatego, że wszystkie one pełnią podobną rolę w systemie naszych sądów empirycznych.

41


138. Np. nie dochodzimy do żadnego z nich w wyniku badań.

Istnieją np. badania historyczne i badania nad kształtem i nad wiekiem Ziemi, lecz nie nad tym, czy Ziemia istniała przez ostatnie 100 lat. Oczywiście, wielu z nas ma informacje na temat tego okresu od swoich rodziców i dziadków, lecz czyż nie mogliby się oni mylić? — „Nonsens!", ktoś powie, „jakżeż ci wszyscy ludzie mieliby się mylić?" Ale czy to jest argument? Czy nie jest to po prostu odrzucenie pewnej idei? A może określenie pojęcia? Bo jeśli mówię tu o możliwości błędu, to zmienia to rolę, jaką w naszym życiu odgrywają „błąd" i „prawda".

139. Aby ustanowić praktykę, potrzeba nie tylko reguł, ale także przykładów. Nasze reguły pozostawiają otwarte furtki i praktyka musi mówić sama za siebie.

140. Nie opanowujemy praktyki wydawania sądów em­pirycznych ucząc się reguł; uczy się nas sądów i ich związków z innymi sądami. Ogól sądów jest dla nas przekonujący.

141. Kiedy zaczynamy w coś wierzyć, to nie w pojedyncze zdanie, ale w cały system zdań. (Światło stopniowo rozjaśnia wszystko.)

142. To nie pojedyncze aksjomaty uderzają mnie swą oczywistością, lecz system, w którym konsekwencje i aks­jomaty wzajemnie się wspierają.

143. Powiedziano mi np., że ktoś wiele lat temu wspiął się na tę górę. A czy zawsze badam wiarygodność opowiadającego i to, czy ta góra istniała przed laty? Dziecko o wiele później dowiaduje się, że są wiarygodni i niewiarygodni opowiadający, niż dowiaduje się faktów, które mu opowiedziano. Wcale nie dowiaduje się, że owa góra istnieje już od dawna; tzn. pytanie, czy tak jest, w ogóle nie powstaje. Połyka ono, że tak powiem, tę konsekwencję wraz z tym, czego się uczy.

42

144. Dziecko uczy się wierzyć w mnóstwo rzeczy. Tzn. uczy się np. działać zgodnie z tymi wierzeniami. Stopniowo powstaje system tego, w co się wierzy, a w nim niejedno ustalone jest w sposób niewzruszony, niejedno jest bardziej lub mniej ruchome. To, co ustalone, nie ma takiego charak­teru dlatego, że jest oczywiste czy przekonywające, jest raczej ustalone przez to, co go otacza.

145. Chce się rzec „ Wszystkie moje doświadczenia poka­zują, że tak jest". Lecz jak one to robią? Bo owo zdanie, na które one wskazują, samo należy do ich szczególnej inter­pretacji.

„To, że uważam to zdanie za niezawodnie prawdziwe, charakteryzuje również moją interpretację doświadczenia".

146. Tworzymy sobie obraz Ziemi jako kuli, swobodnie unoszącej się w przestrzeni i nie zmieniającej się zasadniczo w ciągu 100 lat. Powiedziałem „Tworzymy sobie obraz itd." i ten obraz pomaga nam teraz wydawać sądy o różnych stanach rzeczy.

Mogę w rzeczy samej obliczyć wymiary mostu, czasem obliczyć też, że most jest korzystniejszy od promu itd., itd. — ale gdzieś muszę zacząć od założenia czy rozstrzygnięcia.

147. Obraz Ziemi jako kuli jest dobrym obrazem, spraw­dza się wszędzie, jest to także obraz prosty — krótko mówiąc, posługujemy się nim nie wątpiąc w niego.

148. Dlaczego nie przekonuję się o tym, że mam jeszcze dwie nogi, gdy chcę wstać z krzesła? Nie ma żadnego dlaczego. Po prostu tego nie robię. Tak właśnie postępuję.

149. Moje sądy same charakteryzują sposób i metodę tego, jak wydaję sądy, naturę sądów.

150. Jak się określa, która ręka jest prawa, a która lewa? Skąd wiem, że mój sąd będzie zgodny z sądami innych? Skąd

43


wiem, że ten kolor jest niebieski? Jeśli sobie tu nie ufam, to dlaczego miałbym ufać cudzemu sądowi? Czy jest tu jakieś dlaczego? Czyż nie muszę gdzieś zacząć ufać? Tzn. muszę gdzieś zacząć od nie-wątpienia; i nie jest to, że tak powiem, nieprzemyślane, jest to wybaczalne: jest to część wydawania sądów.

151. Chciałbym rzec: Moore nie wie tego, o czym twier­dzi, że wie, ale jest to dla niego ustalone, tak jak i dla mnie; uważanie tego za absolutnie niewzruszone stanowi część metody naszych wątpień i badań.

152. Zdań, które są dla mnie ustalone, nie uczę się w sposób jawny. Mogę je później odkryć, tak jak oś obrotu, wokół której wiruje pewne ciało. Oś ta nie jest ustalona w tym sensie, że coś mocno ją trzyma, ale że ruch wokół niej określa ją jako nieruchomą.

153. Nikt mnie nigdy nie uczył, że moje ręce nie znikają, gdy nie zwracam na nie uwagi. Nie można też powiedzieć, że stwierdzając coś zakładam prawdziwość tego zdania itd. (jak gdybym na nim się opierał), ono bowiem nabiera sensu dopiero dzięki innym naszym stwierdzeniom.

154. Są takie przypadki, że jeśli ktoś wykazuje oznaki wątpienia tam, gdzie my nie wątpimy, to nie możemy z przekonaniem zrozumieć jego oznak wątpienia jako oznak wątpienia.

Tzn. jeśli mamy zrozumieć jego oznaki wątpienia jako takie, to przejawiać je on może tylko w szczególnych przypadkach, a nie w innych.

155. W pewnych okolicznościach człowiek nie może się mylić. („Może" użyto tu logicznie, a zdanie to nie głosi, że w tych okolicznościach człowiek nie może powiedzieć ni­czego fałszywego.) Gdyby Moore miał wygłosić zdania przeciwne zdaniom, o których twierdzi, że są pewne, to nie

44

tylko nie zgodzilibyśmy się z nim, ale uznalibyśmy go za umysłowo chorego.

156. Aby się pomylić, człowiek musi wcześniej wydawać sądy takie, jak ogół ludzi.

157. A co by było, gdyby ktoś nie mógł sobie przypo­mnieć, czy zawsze miał pięć palców lub dwie ręce? Czy rozumielibyśmy go? Czy moglibyśmy mieć pewność, że go rozumiemy?

158. Czy mogę się mylić np. co do tego, że pewne słowa, z których zbudowane jest to zdanie, są słowami polskimi, których znaczenie znam?

159. Jako dzieci uczymy się faktów, np. że każdy człowiek ma mózg i przyjmujemy je na wiarę. Wierzę, że jest wyspa, Australia, o takim to a takim kształcie i tak dalej i tak dalej; wierzę, że miałem pradziadków, że ludzie, którzy podawali się za moich rodziców, są naprawdę moimi rodzicami itd. Te przekonania nigdy może nie zostały wypowiedziane, a nawet myśl, że tak jest, nigdy nie została pomyślana.

160. Dziecko uczy się dzięki temu, że wierzy dorosłym. Wątpienie pojawia się po uwierzeniu.

161. Ogromnie dużo się nauczyłem i przyjąłem to dzięki autorytetowi ludzi, a potem odkryłem pewne rzeczy potwier­dzane lub obalane przez moje doświadczenie.

162. Ogólnie przyjmuję za prawdziwe to, co podawane jest w podręcznikach np. geografii. Dlaczego? Powiadam: Wszys­tkie te fakty były potwierdzane setki razy. Ale skąd to wiem? Jakie mam na to dowody? Mam obraz świata. Czy jest on prawdziwy czy fałszywy? Przede wszystkim jest on substratem wszystkich moich badań i stwierdzeń. Nie wszystkie zdania opisujące go w równym stopniu podlegają sprawdzeniu.

45


163. Czy ktoś kiedyś sprawdził, że ten stół nadal tu jest, gdy nikt na niego nie zwraca uwagi?

Sprawdzamy opowieści o Napoleonie, lecz nie to, czy wszystkie doniesienia na jego temat nie opierają się na złudzeniach zmysłowych, oszustwach i temu po­dobnych. Bo kiedy w ogóle coś sprawdzamy, to już zakładamy coś, co nie jest sprawdzane. Czy mam teraz rzec, że eksperyment, który może robię by sprawdzić pewne zdanie, zakłada prawdziwość zdania, że przyrząd, co do którego wierzę, iż go widzę, naprawdę tu jest (i temu podobne)?

164. Czy sprawdzanie nie ma końca? '

165. Jedno dziecko mogłoby powiedzieć drugiemu „Wiem, że Ziemia ma już wiele setek lat" i znaczyłoby to: nauczyłem się tego.

166. Trudno jest uświadomić sobie bezpodstawność na­szych przekonań.

167. Jasne jest, że nie wszystkie nasze twierdzenia em­piryczne mają ten sam status, albowiem zdanie można ustalić i ze zdania empirycznego uczynić normę opisu.

Pomyślmy o badaniach chemicznych. Lavoisier w swoim laboratorium przeprowadza eksperymenty z substancjami i konkluduje, że przy spalaniu zachodzi to a to. Nie twierdzi, że innym razem mogłoby zdarzyć się coś innego. Trzyma się określonego obrazu świata, oczy­wiście nie wynalazł go, lecz nauczył się go jako dziecko. Mówię obraz świata a nie hipoteza, jest to bowiem oczywista podstawa jego badań i jako taki nie jest też wysłowiony.

168. Ale jaką rolę odgrywa założenie, że substancja A w takich samych warunkach zawsze tak samo reaguje z substancją B? A może jest to część definicji substancji?

46

169. Można by mniemać, że istniałyby zdania mówiące, iż chemia jest możliwa. I byłyby to zdania nauk przyrod­niczych. Bo na czym miałyby się opierać, jak nie na doświadczeniu?

170. Wierzę temu, co ludzie przekazują mi w pewien sposób. Wierzę więc w fakty geograficzne, chemiczne, historyczne itd. Tak właśnie uczę się nauk. Oczywiście uczenie się oparte jest na wierze.

Kto nauczył się, że Mont Blanc ma 4000 metrów wysokości, kto sprawdził to na mapie, ten mówi, że to wie.

A więc czy można powiedzieć: godzimy się w ten sposób ufać, ponieważ okazało się to skuteczne?

171. Głównym powodem, dla którego Moore przyj­muje, że nigdy nie był na Księżycu, jest to, że nikt nie był na Księżycu i że nie mógłby się tam znaleźć; a wierzymy temu na podstawie tego, czegośmy się na­uczyli.

172. Być może mówi się „U podstaw tego zaufania musi przecież leżeć jakaś zasada", ale co taka zasada może sprawić? Czy jest to coś więcej niż naturalne prawo „brania za prawdziwe"?

173. A więc czy w mojej mocy pozostaje to, w co wierzę? lub w co wierzę niezachwianie?

Wierzę, że tam stoi krzesło. Czy nie mogę się mylić? Ale czy mogę wierzyć w to, że się mylę? Czy mogę to w ogóle brać pod uwagę? — A czy nie mógłbym również trwać przy swoich wierzeniach, niezależnie od tego, czego bym się później nie dowiedział? Ale teraz, czy moja wiara jest uzasadniona!

174. Działam z całkowitą pewnością. Ale ta pewność jest moja własna.

47


175. „Wiem to" mówię do kogoś innego; i tu tkwi uzasadnienie. Lecz nie ma go dla mojej wiary.

176. Zamiast „Wiem to" można w niektórych przy­padkach powiedzieć „Jest tak — polegaj na tym". W niektórych przypadkach jednak: „Nauczyłem się już tego dawno temu"; a czasem: „Jestem pewny, że tak jest".

177. Wierzę w to, co wiem.

178. Błędne użycie, jakie Moore czyni ze zdania „Wiem..." polega na tym, że traktuje on je jako wypowiedź równie mało wątpliwą jak może „Boli mnie". A ponieważ z „Wiem, że jest tak" wynika „Jest tak", więc w to ostatnie również nie można wątpić.

179. Poprawne byłoby powiedzenie: „Wierzę..." ma su­biektywną wartość logiczną, ale „Wiem..." nie.

180. Lub że „Wierzę..."jest deklaracją, ale „Wiem..." nie.

181. A co, gdyby Moore zamiast „Wiem..." powiedział „Przysięgam..."?

182. Bardziej pierwotnym jest wyobrażenie, że Ziemia nie miała początku. Dziecko nie ma powodu by pytać, jak długo już Ziemia istnieje, ponieważ wszystkie zmiany zachodzą na niej. Jeśli to, co bierze się za Ziemię, naprawdę kiedyś powstało — a co trudno sobie wyobrazić — to oczywiście przyjmuje się, że ów początek miał miejsce niewyobrażalnie dawno temu.

183. „Jest pewne, że Napoleon po bitwie pod Austerlitz... Tak więc jest przecież również pewne, że Ziemia wtedy istniała".

184. „Pewne jest, że nie przybyliśmy na tę planetę przed stu laty z jakiejś innej". Tak, jest to równie pewne, jak pewne są takie rzeczy.

185. Śmieszyłoby mnie, gdyby ktoś chciał wątpić w istnie­nie Napoleona; lecz gdyby ktoś wątpił w istnienie Ziemi przed 150 laty, byłbym może bardziej skłonny słuchać, bo wtedy wątpiłby on w cały nasz system świadectw. Nie wydaje mi się, aby ten system był bardziej pewny niż pewność wewnątrz niego.

186. „Mógłbym przyjąć, że Napoleon nie istniał i jest postacią legendarną, ale nie, że Ziemia nie istniała przed 150 laty".

187. „Czy wiesz, że Ziemia wtedy istniała?" — „Oczy­wiście wiem to. Przejąłem to od kogoś, kto jest dokładnie z tym obeznany".

188. Wydaje mi się, że ktoś, kto wątpi w istnienie Ziemi w tamtym czasie, targa się na istotę wszelkich świadectw historycznych. A nie mogę powiedzieć o tych ostatnich, że są na pewno poprawne.

189. Kiedyś trzeba przejść od wyjaśniania do samego opisu.

190. To, co nazywamy historycznym świadectwem, wskazuje, że Ziemia istniała już na długo przed moimi narodzinami; — nic nie przemawia za hipotezą prze­ciwną.

191. Ale jeśli wszystko przemawia za pewną hipotezą i nic przeciwko niej — to czy jest ona na pewno prawdziwa? Można ją tak określić. — Ale czy na pewno zgadza się ona z rzeczywistością, z faktami? — Tak pytając kręcisz się już w kółko.


48

49


192. Istnieje oczywiście uzasadnienie, ale uzasadnienie ma kres.

193. Co to znaczy: prawdziwość zdania jest pewna!

194. Słowem „pewny" wyrażamy całkowite przekonanie, brak jakichkolwiek wątpliwości i staramy się w ten sposób przekonać innych. To jest subiektywna pewność.

Lecz kiedy coś jest obiektywnie pewne? — Kiedy błąd nie jest możliwy. Ale o jaką możliwość tu chodzi? Czy błąd nie musi być wykluczony logicznie!

195. Jeśli wierzę, że siedzę w swoim pokoju, a tak nie jest, to nie powie się wtedy, że się pomyliłem: Ale na czym polega istotna różnica pomiędzy błędem a tym przypadkiem?

196. Pewnym świadectwem jest to, które uznajemy za bezwarunkowo pewne, zgodnie z którym działamy z pew­nością, bez wątpliwości.

To, co nazywamy „błędem", odgrywa całkiem określoną rolę w naszych grach językowych, podobnie jak to, co uważamy za pewne świadectwo.

197. Powiedzenie, że uważamy coś za niezawodne świa­dectwo, gdyż jest z pewnością prawdziwe, byłoby niedo­rzecznością.

198. Musimy raczej określić najpierw rolę świadczenia za i przeciw zdaniu.

199. Użycie „prawdziwy albo fałszywy" ma w sobie coś mylącego dlatego, że przypomina powiedzenie „to zgadza się z faktami albo nie", a chodzi tu właśnie o to, czym jest „zgadzanie się".

200. „Zdanie jest prawdziwe albo fałszywe" znaczy właściwie tylko tyle, że musi być możliwe rozstrzygnięcie za albo przeciw. Ale nie mówi to, jak wygląda podstawa takiego rozstrzygania.

201. Wyobraź sobie, że ktoś spytał: „Czy naprawdę powinniśmy polegać na świadectwie naszej pamięci (lub naszych zmysłów) tak, jak polegamy?"

202. Pewne zdania Moore'a nieomal oznajmiają, że ma­my prawo polegać na tym świadectwie.

203. [Wszystko, co uważamy za świadectwo, wskazuje na to, że Ziemia istniała już na długo przed moimi narodzinami. Mc nie potwierdza hipotezy przeciwnej.

Jeśli wszystko przemawia za hipotezą, a nic przeciw niej, to czy jest ona obiektywnie pewna? Można ją tak nazwać. Ale czy bezwarunkowo zgadza się ona ze światem faktów? W najlepszym razie pokazuje nam ona, co znaczy „zgod­ność". Trudno nam wyobrazić sobie, by była fałszywa, ale trudno też posłużyć się nią.]*

Na czym więc polega ta zgodność jeśli nie na tym, że to, co stanowi świadectwo dla tych gier językowych, przemawia za naszym zdaniem? (Tractatus Log.—Phil.)

204. Jednakże ugruntowywanie, uzasadnianie świadectw dobiega kresu; — ale ów kres nie polega na tym, że niektóre zdania jawią nam się bezpośrednio jako prawdziwe, nie jest więc z naszej strony pewnym sposobem widzenia; jest naszym działaniem, które leży u podstaw gry językowej.

205. Jeśli prawdziwe to tyle, co uzasadnione, to podstawi nie jest ani prawdziwa, ani fałszywa.


Fragment skreślony w rękopisie. [Przyp. wyd.]


50

51


206. Gdyby nas ktoś spytał „Ale czy to prawda?" mogli­byśmy rzec „Tak"; ale gdyby zażądał podstaw, moglibyśmy rzec „Nie mogę dać ci żadnych podstaw, ale jeśli nauczysz się więcej, to też będziesz myślał tak samo".

Gdyby więc do tego nie doszło, znaczyłoby to, że nie jest on w stanie np. nauczyć się historii.

207. „Cóż za dziwny zbieg okoliczności, że wszyscy ludzie, którym otwarto czaszki, mieli mózgi!"

208. Rozmawiam telefonicznie z Nowym Jorkiem. Mój przyjaciel mówi mi, że jego drzewka mają takie a takie pączki. Jestem teraz przekonany, że jego drzewka są... Czy jestem też przekonany, że Ziemia istnieje?

209. Istnienie Ziemi jest raczej częścią całego obrazu, tworzącego punkt wyjścia dla tego przekonania.

210. Czy moja rozmowa telefoniczna z Nowym Jorkiem wzmacnia moje przekonanie, że Ziemia istnieje?

Wiele wygląda na ustalone i to wyłączone jest z ruchu. Jest to, że tak powiem, usunięte na martwy tor.

211. Nadaje to naszemu sposobowi patrzenia na rzeczy i naszym badaniom ich formę. Być może kiedyś było to przedmiotem sporów. Ale być może od niepamiętnych czasów należało do rusztowania wszystkich naszych roz­ważań. (Każdy człowiek ma rodziców.)

212. W pewnych warunkach uznajemy np. rachunek za wystarczająco sprawdzony. Co daje nam do tego prawo? Doświadczenie? Czyż ono nie mogło nas zwodzić? Gdzieś musimy skończyć uzasadnianie i wtedy pozostaje zdanie: tak oto rachujemy.

213. Nasze 'zdania empiryczne' nie tworzą jednorodnej masy.

52

214. Co powstrzymuje mnie od przypuszczenia, że ten stół znika albo zmienia swój kształt i kolor, gdy nikt nie zwraca na niego uwagi, a gdy ktoś znów nań spojrzy, powraca do swego dawnego stanu? — „Lecz któż coś takiego przypuszcza!" — można by rzec.

215. Widzimy tutaj, że idea 'zgodności z rzeczywistością' nie ma żadnego jasnego zastosowania.

216. Zdanie „To jest napisane".

217. Gdyby ktoś sądził, że wszystkie nasze obliczenia są niepewne i że nie możemy na żadnym z nich polegać (uzasadniając to tym, że błędy są zawsze możliwe), to być może uznalibyśmy go za obłąkanego. Ale czy możemy powiedzieć, że on się myli? Czy po prostu nie reaguje on inaczej: my polegamy na obliczeniach, on nie, my jesteśmy pewni, on nie.

218. Czy mogę na mgnienie oka uwierzyć, że byłem kiedyś w stratosferze? Nie. Czy zatem wiem, że nie byłem, — jak Moore?

219. Jako rozsądny człowiek nie mogę mieć co do tego żadnych wątpliwości. — Tak to już jest. —

220. Rozsądny człowiek nie ma pewnych wątpliwości.

221. Czy mogę wątpić w to, w co chcę wątpić?

222. Nie mogę wątpić w to, że nigdy nie byłem w stra­tosferze. Czy dlatego to wiem, czy dlatego to jest prawdą?

223. Bo czyż nie mógłbym być obłąkany i nie wątpić w to, w co bezwzględnie wątpić powinienem?

53


224. „Wiem, że to się nigdy nie zdarzyło, bo gdyby się zdarzyło, to nie mógłbym żadnym cudem o tym zapomnieć". Ale, przyjmując, że to się zdarzyło, byłby to właśnie ten przypadek, iż o tym zapomniałeś. I skąd wiesz, że żadnym cudem nie mogłeś o tym zapomnieć? Może właśnie na podstawie wcześniejszych doświadczeń?

225. To, przy czym obstaję, nie jest jednym zdaniem, ale siecią zdań.

226. Czy przypuszczenie, że byłem kiedyś na Księżycu, mogę w ogóle uznać za godne poważnego potraktowania?

227. „Czy jest więc coś, co można zapomnieć?"

228. „W takich okolicznościach ludzie nie mówią: 'Być może wszystko zapomnieliśmy' czy czegoś podobnego, lecz przyjmują, że..."

229. Nasza rozmowa nabiera sensu dzięki reszcie naszych działań.

230. Pytamy siebie: Co robimy z oświadczeniem „Wiem..."! Bo nie chodzi nam o procesy myślowe czy o stany umysłu.

I tak trzeba rozstrzygnąć, czy coś jest wiedzą, czy nie.

231. Gdyby ktoś wątpił, czy Ziemia istniała przed stu laty, to nie rozumiałbym dlatego, iż nie wiedziałbym, co ów ktoś godzi się jeszcze uznawać za świadectwo, a czego nie.

232. „Moglibyśmy wątpić w każdy spośród tych faktów, lecz nie moglibyśmy wątpić we wszystkie".

Czy nie bardziej poprawne byłoby powiedzenie: „nie wątpimy we wszystkie".

To, że nie wątpimy we wszystkie, jest właśnie sposobem i metodą wydawania naszych sądów, a zatem i naszych działań.

233. Gdyby dziecko mnie zapytało, czy Ziemia istniała już przed moimi narodzinami, odpowiedziałbym mu, że nie tylko przed moimi narodzinami, ale długo, długo wcześniej. A ponadto miałbym uczucie, że mówię coś śmiesznego. Podobnie, gdyby dziecko zapytało, czy taka a taka góra jest wyższa od wysokiego domu, który widziało. Mógłbym odpowiedzieć na to pytanie tylko komuś, komu najpierw wpoiłbym obraz świata.

Jeśli więc odpowiadam na to pytanie z pewnością, to co daje mi tę pewność?

234. Wierzę, że mam przodków i że każdy człowiek ich ma. Wierzę, że są różne miasta, wierzę też, ogólnie, w główne fakty z geografii i historii. Wierzę, że Ziemia jest ciałem, na którego powierzchni poruszamy się i że nie znika ono nagle, czy coś w tym rodzaju, podobnie jak inne ciała stałe: ten stół, ten dom, to drzewo itd. Gdybym chciał wątpić w istnienie Ziemi na długo przed moimi narodzinami, to musiałbym wątpić we wszystko, co możliwe, co jest dla mnie ustalone.

235. A to, że coś jest dla mnie ustalone, nie opiera się na mojej głupocie czy łatwowierności.

236. Gdyby ktoś rzekł „Ziemia niezbyt długo..." —co by to podważało? Czy wiem?

Czy musiałoby to być tak zwane przekonanie naukowe? Czy nie mogłoby być mistyczne? I czy musi on koniecznie przeczyć faktom historycznym? a nawet geograficznym?

237. Kiedy mówię „Przed godziną ten stół jeszcze nie istniał", to mam prawdopodobnie na myśli, że został zrobiony dopiero później.

Jeśli mówię „Ta góra jeszcze wówczas nie istniała", to zapewne chodzi mi o to, że powstała ona dopiero później — może w wyniku wybuchu wulkanu.

Jeśli mówię „Ta góra nie istniała jeszcze pół godziny temu", to jest to stwierdzenie tak osobliwe, że nie wiadomo,


55

54


o co rai chodzi. Może na przykład chodzi mi o coś fałszywego, ale naukowego. Ktoś może sądzi, że stwierdze­nie, iż ta góra jeszcze wówczas nie istniała, jest całkiem jasne, niezależnie od kontekstu, jaki sobie wyobrazimy. Ale przy­puśćmy, że ktoś rzekł „Ta góra nie istniała jeszcze przed minutą, ale istniała inna, dokładnie taka sama". Tylko znajomy kontekst pozwala, by to, o co chodzi, wyszło na jaw.

238. Mógłbym więc kogoś, kto mówi, że Ziemia nie istniała przed jego narodzinami, wypytywać dalej, aby zorientować się, z którymi spośród moich przekonań on się kłóci. I mogłoby być tak, że przeczyłby on moim poglądom podstawowym. A gdyby tak było, to musiałbym na tym poprzestać.

Podobnie gdyby oznajmił, że był kiedyś na Księżycu.

239. Wierzę, że każdy człowiek ma dwoje ludzkich ro­dziców; ale katolicy wierzą, że Jezus miał tylko jedną ludzką matkę. A inni wierzyliby może, że są ludzie, którzy nie mają żadnych rodziców i nie dawaliby wiary żadnym przeczącym temu świadectwom. Katolicy wierzą również, że opłatek w pewnych okolicznościach zmienia całkowicie swój charak­ter, a jednocześnie, że wszelkie świadectwa dowodzą czegoś przeciwnego. Tak więc gdyby Moore powiedział „Wiem, że to jest wino a nie krew", katolicy by mu się przeciwstawili.

240. Na czym opiera się przekonanie, że wszyscy ludzie mają rodziców? Na doświadczeniu. Ale jak to niezawodne przekonanie mogę oprzeć na swym doświadczeniu? No cóż, opieram go nie tylko na tym, że znam rodziców pewnych ludzi, ale na wszystkim, czego nauczyłem się o życiu płciowym ludzi, o ich anatomii i fizjologii; a także na tym, co posłyszałem i zobaczyłem jeśli chodzi o zwierzęta. Ale czy naprawdę jest to dowód?

241. Czy to nie jest hipoteza, która, jak wierzę, wciąż na nowo w pełni zostaje potwierdzona?

56

242. Czy nie musimy na każdym kroku mówić: „Stanow­czo w to wierzę"!

243. „Wiem..." mówimy wtedy, gdy gotowi jesteśmy podać przekonywające racje. „Wiem..." odsyła do możliwości wykazania prawdy. To, że ktoś coś wie, da się pokazać, o ile jest on o tym przekonany.

Ale jeśli to, w co wierzy, jest tego rodzaju, że racje, jakie może podać, nie są bardziej pewne niż jego twierdzenie, to nie może on rzec, że wie to, w co wierzy.

244. Jeśli ktoś powiada „Mam ciało", to można go spytać „Kto przemawia teraz przez te usta?"

245. Do kogo się mówi, że się coś wie? Do siebie lub do kogoś innego. Jeśli mówi się to do siebie, to jak odróżnia się to od zapewnienia, że jest się pewnym, iż to się tak przedstawia? Nie ma subiektywnej pewności, że coś wiem. Subiektywna jest pewność, ale nie wiedza. Jeśli więc mówię sobie „Wiem, że mam dwie ręce" i nie ma to wyrażać tylko mojej subiektywnej pewności, to muszę móc przekonać siebie samego, że mam rację. Ale nie mogę tego zrobić, bo to, że mam dwie ręce, nie jest mniej pewne zanim na nie spojrzę, niż później. Mógłbym jednak powiedzieć: „To, że mam dwie ręce, jest niezachwianym przekonaniem". Wyrażałoby to fakt, że nie jestem gotów, by uznać cokolwiek za przypadek obalający to zdanie.

246. „Dotarłem tutaj do podwalin wszystkich moich przekonań". „Przy tym stanowisku będę obstawali Ale czy nie jest tak właśnie tylko dlatego, że jestem o tym w pełni przekonany! — Jak to jest: być w pełni przekonanym?

247. Jak mógłbym teraz wątpić, że mam dwie ręce? Dlaczego w ogóle nie mogę sobie tego wyobrazić? W co bym wierzył, gdybym w to nie wierzył? Jak dotąd brak mi w ogóle

57


systemu, w ramach którego mogłaby się pojawić ta wątpliwość.

248. Dotarłem do podwalin moich przekonań.

I można by nieomal powiedzieć, że te fundamenty
dźwigane są przez cały dom. -.•>••-

249. Powstaje fałszywy obraz wątpienia.

250. To, że mam dwie ręce, jest w normalnych okolicz­nościach równie pewne, jak cokolwiek, co mógłbym przy­wołać jako świadectwo na to.

Dlatego widok mojej ręki nie może tu być żadnym świadectwem.

251. Czy to nie znaczy: będę bezwarunkowo postępował zgodnie z tym przekonaniem i nie pozwolę się niczemu zwieść?

252. Lecz nie chodzi tu tylko o to, że ja w ten sposób wierzę, iż mam dwie ręce, lecz że wierzy w to każdy rozsądny człowiek.

253. U podłoża ugruntowanego przekonania leży prze­konanie nieugruntowane.

254.

Każdy 'rozsądny' człowiek tak postępuje.

255. Wątpliwości przejawiają się na pewne charakterys­tyczne sposoby, lecz te przejawy są charakterystyczne tylko w pewnych okolicznościach. Gdyby ktoś rzekł, że wątpi w istnienie swoich rąk, oglądając je nadal ze wszystkich stron, starając się przekonać, czy nie są one efektem jakiegoś odbicia lub czegoś podobnego, to nie bylibyśmy pewni, czy mamy to nazwać wątpieniem. Moglibyśmy opisać ten sposób zachowania jako przypominający wątpienie, ale jego gra nie byłaby naszą.

58

256. Z drugiej strony gra językowa zmienia się z czasem.

257. Gdyby ktoś mi powiedział, że wątpi, iż ma ciało, wziąłbym go za półgłupka. Lecz nie wiedziałbym, co zna­czyłoby przekonanie go o tym, że je ma. I gdybym coś powiedział, a to usunęłoby jego wątpliwości, to nie wie­działbym jak i dlaczego.

258. Nie wiem, jak ma zostać użyte zdanie „Mam ciało". To nie stosuje się bezwarunkowo do zdania, że zawsze byłem na powierzchni Ziemi lub w jej pobliżu.

259. Kto by wątpił, że Ziemia istnieje od 100 lat, mógłby mieć wątpliwość naukową lub filozoficzną.

260. Chciałbym zarezerwować wyrażenie „Wiem..." dla przypadków, w których używa się go w normalnym obiegu językowym.

261. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić rozumnego wątpienia w istnienie Ziemi w ciągu ostatnich 100 lat.

262. Mogę sobie wyobrazić człowieka, który wyrósł w całkiem szczególnych warunkach i któremu wpojono, że Ziemia powstała 50 lat temu — i dlatego też w to wierzy. Moglibyśmy go pouczać: Ziemia już od dawna... itd. — Próbowalibyśmy przekazać mu nasz obraz świata. Zaszłoby to w wyniku swoistej perswazji.

263. Uczeń wierzy nauczycielom i podręcznikom.

264. Mogę sobie wyobrazić takie oto zdarzenie: Moore'a schwytali dzicy i wyrażają podejrzenie, że przybył on z jakiegoś miejsca leżącego między Ziemią a Księżycem. Moore mówi im, że wie..., lecz nie może im podać racji na rzecz swej pewności, mają oni bowiem fantastyczne idee na

59


temat ludzkich możliwości latania, a niczego nie wiedzą o fizyce. To byłaby sposobność, by wygłosić to stwierdzenie.

265. Ale co jeszcze mówi ono ponad „Nigdy nie byłem tam a tam i mam przekonywające racje, by w to wierzyć"?

266. A tutaj trzeba by jeszcze powiedzieć, co to są przekonywające racje.

267. „Nie tylko mam wzrokowe doznanie drzewa, lecz wiem, że to jest drzewo".

268. „Wiem, że to jest ręka". — A co to jest ręka? — „No, np. to".

269. Czy jestem bardziej pewny tego, że nie byłem na Księżycu, niż tego, że nie byłem w Bułgarii? Dlaczego jestem taki pewny? No, wiem, że również nie byłem w pobliżu, np. nigdy nie byłem na Bałkanach.

270. „Mam przekonywające racje na rzecz swej pew­ności". Te racje sprawiają, że jest to pewność obiektywna.

271. Nie rozstrzygam, co stanowi uzasadnioną rację na rzecz czegoś.

272. Wiem = Znam to jako pewne.

273. Ale kiedy mówi się o czymś, że jest pewne?

Bo o to, czy coś jest pewne, można się spierać; wtedy mianowicie, gdy coś jest obiektywnie pewne.

Istnieje niezliczona ilość zdań empirycznych, które uważamy za pewne.

274. Jedno z nich powiada, że gdy ucięto komuś rękę, to ona nie odrośnie. Inne, że gdy obcina się komuś głowę, to umiera i nie będzie więcej żył.

Można rzec, że doświadczenie uczy nas tych zdań. Jednakże nie uczy nas ich ono w izolacji, ale uczy nas mnóstwa zdań powiązanych ze sobą. Gdyby były one wyizolowane, to może mógłbym w nie wątpić, gdyż nie miałbym odnośnych doświadczeń.

275. Jeśli doświadczenie stanowi podstawę naszej pew­ności, to chodzi oczywiście o doświadczenie przeszłe.

I nie jest to może tylko moje doświadczenie, lecz i innych, od których przejmuję wiedzę.

Ale z drugiej strony można by powiedzieć, że to doświadczenie pozwala nam dać wiarę innym. Ale jakie doświadczenie sprawia, że wierzę, iż książki z anatomii i fizjologii nie zawierają fałszów? Widocznie jest prawdą, że i to zaufanie jest oparte na moim własnym doświad­czeniu.

276. Wierzymy, że tak powiem, że ta wielka budowla istnieje i że raz tu, raz tam, widzimy jej skrawek.

277. „Nie mogę powstrzymać się od przekonania..."

278. „Jestem spokojny, że tak jest".

279. Jest całkowicie pewne, że samochody nie wyrastają z ziemi. — Czujemy, że gdyby ktoś umiał wierzyć, że wyrastają, to mógłby dać wiarę we wszystko, o czym głosimy, że jest niemożliwe, co uważamy za pewne.

Lecz jak to jedno przekonanie wiąże się ze wszystkimi innymi? Chcielibyśmy rzec, że ktoś, kto by umiał w to wierzyć, nie uznaje całego naszego systemu weryfikacji.

Ten system jest czymś, co człowiek nabywa w re­zultacie obserwacji i pouczeń. Celowo nie mówię „uczy się".

280. Odkąd zobaczył on to i to, to i to posłyszał, nie jest w stanie wątpić, że...


60

61


281. Ja, L. W., wierzę, jestem pewien, że mój przyjaciel nie ma w głowie czy w ciele trocin, chociaż moje zmysły nie dostarczają mi na ten temat żadnych bezpośrednich świa­dectw. Jestem pewien na podstawie tego, co mi powiedziano, co przeczytałem i na podstawie swego doświadczenia. Wątpienie w to wydaje mi się szaleństwem — naturalnie znów zgadzam się tu z innymi, ale 70 się z nimi zgadzam.

282. Nie mogę powiedzieć, że mam dobre racje by sądzić, że koty nie rosną na drzewach lub że miałem ojca i matkę. Jeśli ktoś ma tu wątpliwości —jak mogło do tego dojść? Czy od początku miałby nie wierzyć, że miał rodziców? Ale czy można to sobie wyobrazić, o ile od początku go tego nie nauczono?

283. Bo jakżeby dziecko mogło od razu wątpić w to, co mu się wpaja? Znaczyć by to mogło jedynie, że nie mogłoby ono nauczyć się pewnych gier językowych.

284. Ludzie zabijali zwierzęta od najdawniejszych czasów, używali ich futer, kości itd., itd. do pewnych celów; stanowczo liczyli na to, że podobne części znajdą u podob­nych zwierząt.

Zawsze uczyli się z doświadczenia, a obserwując ich działania można się przekonać, że stanowczo wierzyli w pewne rzeczy, niezależnie od tego, czy wyrażali swe przekonania, czy nie. Naturalnie nie chcę przez to powie­dzieć, że ludzie ci powinni tak postępować, a tylko, że tak postępują.

285. Jeśli ktoś czegoś poszukuje i w jakimś określonym miejscu rozkopuje ziemię, pokazuje tym samym, że wierzy, iż tam jest to, czego szuka.

286. To, w co wierzymy, zależy od tego, czego się uczymy. Wszyscy wierzymy, że nie ma możliwości dostania się na Księżyc; ale mogliby istnieć ludzie wierzący, że jest to

możliwe i że czasem to się zdarza. Mówimy: nie wiedzą oni tyle, co my. I niech nie będą tak pewni swoich przekonań — są w błędzie i my to wiemy.

Jeśli porównamy nasz system wiedzy z ich systemem, to ich okaże się znacznie uboższy.

23.9.50

287. Wiewiórka nie wnioskuje przez indukcję, że i następnej zimy potrzebne będą zapasy. I nam nie bardziej potrzeba prawa indukcji, by uzasadnić nasze działania i przewidywania.

288. Wiem nie tylko to, że Ziemia istniała na długo przed moimi narodzinami, ale i to, że jest ona dużym ciałem, że ustalone zostało, iż tak ja jak inni ludzie mamy wielu przodków, że są książki o tym wszystkim, że książki takie nie kłamią itd., itd., itd. I wiem to wszystko? Wierzę w to. Przekazano mi ten korpus wiedzy i nie mam żadnych podstaw, by w to wątpić, mam natomiast wszelkiego rodzaju potwierdzenia.

I dlaczego nie miałbym powiedzieć, że to wszystko wiem? Czy tak się właśnie nie mówi?

Lecz nie tylko ja wiem, czy wierzę w to wszystko, ale inni też. A raczej wierzę, że oni w to wierzą.

289. Jestem mocno przekonany, że inni wierzą, wierzą że wiedzą, iż wszystko tak się przedstawia.

290. Sam napisałem w mojej książce, że dziecko uczy się rozumieć słowo w taki to a taki sposób: Wiem to, czy w to wierzę? Dlaczego w takim przypadku nie piszę „Wierzę...", a po prostu używam zdania twierdzącego?

291. Wiemy, że Ziemia jest okrągła. Przekonaliśmy się definitywnie, że jest okrągła.


63

62


Będziemy trwać przy tym stanowisku, chyba że zmieni się cały nasz pogląd na przyrodę. „Skąd to wiesz?"— Wierzę w to.

292. Przyszłe doświadczenia nie mogą zadać klamu wcześniejszym, co najwyżej mogą zmienić cały nasz pogląd na sprawy.

293. Podobnie ze zdaniem „Woda wrze w 100°C".

294. Tak zyskujemy przekonania, to nazywa się „być słusznie o tym przekonanym".

295. Czy zatem nie mieliśmy, w tym sensie, dowodu tego zdania? Ale fakt, że ponownie zdarza się to samo, nie jest na to żadnym dowodem; a jednak mówimy, że daje nam to prawo, aby to przyjąć.

296. To nazywamy „empirycznymi podstawami" naszych założeń.

297. Uczymy się bowiem nie tylko tego, że takie a takie doświadczenia dają takie a takie wyniki, lecz również wyprowadzanych z nich konkluzji. I nie ma w tym oczy­wiście nic złego. Bo to [wyprowadzone] zdanie jest in­strumentem określonego użytku.

298. 'Jesteśmy tego zupełnie pewni' nie znaczy po prostu, że każda poszczególna osoba jest tego pewna, ale że należymy do społeczności, którą spajają nauka i edukacja.

299. We arę satisfied that the earth is round.*

"Jesteśmy w pełni przeświadczeni, że Ziemia jest okrągła.

10.3.51

300. Nie wszystkie korekty naszych poglądów znajdują się na tym samym poziomie.

301. Zakładając, że nie jest prawdą, iż Ziemia istniała na długo przed moimi narodzinami — jak byśmy wyobrażali sobie wykrycie pomyłki?

302. Na nic się nie zda powiedzenie „Być może robimy błąd" — gdy żadne świadectwo nie jest godne zaufania, to nie można ufać obecnemu świadectwu.

303. Jeśli np. zawsze myliliśmy się w obliczeniach i 12 x 12 nie równa się 144, to dlaczego mielibyśmy ufać jakimkolwiek innym obliczeniom? I to jest naturalnie błędnie wyrażone.

304. Ale też nie robię błędu w tym wzorze na mnożenie. Mogę w przyszłości powiedzieć, że mi się teraz pomieszało, ale nie, że się pomyliłem.

305. Tutaj raz jeszcze potrzeba kroku podobnego do tego z teorii względności.

306. „Nie wiem, czy to jest ręka". A czy wiesz, co znaczy słowo „ręka"? I nie mów „Wiem, co ono teraz dla mnie znaczy". I czy nie jest faktem empirycznym, że tego słowa tak się używa?

307. I jest tu rzeczą osobliwą, że gdy jestem całkiem pewny użycia słów, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, to mimo to nie mogę podać racji na rzecz mego sposobu postępowania. Gdybym spróbował, mógłbym ich podać 1000, lecz żadna nie byłaby tak pewna jak to, na rzecz czego mają być racjami.

308. 'Wiedza' i 'pewność' należą do różnych kategorii. Nie są one dwoma 'stanami psychicznymi', jak może


64

65


'domniemanie' i '-bycie pewnym'. (Tutaj zakładam, że powiedzenie „Wiem, co znaczy (np.) słowo 'wątpliwość'" ma dla mnie sens i że zdanie to przydziela słowu „wątpliwość" pewną rolę logiczną.) Tym, co nas teraz interesuje, jest nie bycie pewnym, lecz wiedza. Tzn. interesuje nas to, że nie można wątpić w pewne zdania empiryczne, o ile wydawanie sądów w ogóle ma być możliwe. Albo też: skłonny jestem wierzyć, że nie wszyst­ko, co ma formę zdania empirycznego, jest zdaniem empirycznym.

309. Czy reguła i zdanie empiryczne przechodzą jedno w drugie?

310. Nauczyciel i uczeń. Uczeń nie pozwala wytłumaczyć sobie czegoś, bowiem ustawicznie przerywa (nauczycielowi) wątpliwościami, np. w istnienie rzeczy, znaczenia słów itd. Nauczyciel mówi: „Nie przerywaj mi więcej i rób to, co ci mówię; jak dotąd twoje wątpliwości zupełnie nie mają sensu".

311. Lub wyobraź sobie, że uczeń kwestionowałby praw­dziwość historii (i wszystko, co się z tym wiąże), a nawet to, że Ziemia w ogóle istniała przed stu łaty.

312. Czuję się tak, jakby była to czcza wątpliwość. Ale, zatem, czy nie jest też czcza wiara w historię? Nie; łączy ona tak wiele.

313. A więc czy właśnie to powoduje, że wierzymy w pewne zdanie? Cóż, po prostu łączy to gramatykę „Wierzyć" z gramatyką zdania, w które się wierzy.

314. Wyobraź sobie, że uczeń naprawdę zapytał: „A czy stół również tutaj się znajduje, gdy odwracam się, a nawet gdy go nikt nie widzi?" Czy nauczyciel powinien go uspokoić i powiedzieć „Oczywiście, że tak!" —

66

Być może nauczyciel będzie nieco rozdrażniony, pomyśl jednak, że uczeń wyrośnie zapewne z takich pytań.

315. Tzn. nauczyciel odczuje, że to rzeczywiście nie jest poprawne pytanie.

I podobnie, gdyby uczeń powątpiewał w jednostajność przyrody, a zatem w słuszność argumentów indukcyjnych.

— Nauczyciel czułby, że z tego powodu on i uczeń tracą tylko czas, że uczeń utknie i nie posunie się w nauce dalej.

— I miałby rację. Byłoby to tak, jakby ktoś szukał jakiegoś przedmiotu w pokoju; otwierał szufladę i nie widział go tam; potem zamykał ją znowu, czekał i otwierał ją raz jeszcze by zobaczyć, czy może teraz tam jest, i tak w kółko. Nie nauczył się jeszcze szukać. I podobnie ów uczeń nie nauczył się jeszcze pytać. Nie nauczył się tej gry, której nauczyć go chcemy.

316. I czy nie tak samo by było, gdyby uczeń zatrzymywał lekcję historii wątpliwościami, czy Ziemia naprawdę...?

317. Wątpliwość ta nie należy do wątpliwości z naszej gry. (Lecz myśmy tej gry sobie nie wybrali!)

12.3.51

318. 'To pytanie w ogóle tu nie powstaje!' Odpowiedź na nie charakteryzowałaby metodę. Nie ma jednak ostrej granicy między zdaniami metodologicznymi, a zdaniami w obrębie metody.

319. Ale czy nie trzeba by wtedy mówić, że nie ma ostrej granicy między zdaniami logiki, a zdaniami empirycznymi? Jest to właśnie nieostrość granicy między regułą, a zdaniem empirycznym.

320. Tu trzeba, jak sądzę, pamiętać o tym, że pojęcie 'zdanie' samo nie jest ostre.

67


321. Mówię jednak: każde zdanie empiryczne można przekształcić w postulat — i uczynić go normą opisu. Ale i to budzi moje podejrzenia. Zdanie to jest zbyt ogólne. Chciałoby się niemal rzec „Każde zdanie empiryczne można, teoretycznie, przekształcić...", ale co tu znaczy „teoretycz­nie"? Wszystko to za bardzo przypomina Tractatus.

322. A co, gdyby uczeń nie zechciał uwierzyć, że ta góra od niepamiętnych czasów zawsze tu stała?

Powiedzielibyśmy, że nie ma on żadnych podstaw, by to podejrzewać.

323. Czy rozumne niedowierzanie musi mieć podstawy? Moglibyśmy też rzec: „rozumny człowiek w to wierzy".

324. Tak więc nie nazwalibyśmy rozumnym kogoś, kto wierzy w coś wbrew naukowym świadectwom.

325. Kiedy mówimy, że wiemy, iż..., chodzi nam o to, że każda rozumna osoba w naszym położeniu również by wiedziała, że byłoby głupotą w to wątpić. Podobnie Moore chce nie tylko powiedzieć, że on wie, iż on itd., itd., lecz również, że ten, kto posiada rozum, w jego położeniu wiedziałby właśnie to samo.

326. Ale kto nam mówi, w co w tej sytuacji rozumnie jest wierzyć?

327. Tak więc można by powiedzieć: „Rozumny człowiek wierzy, że Ziemia istniała na długo przed jego urodzeniem, że jego życie rozgrywało się na powierzchni Ziemi lub w jej pobliżu, że on np. nie był na Księżycu, że posiada system nerwowy i różne wnętrzności tak, jak wszyscy inni ludzie itd., itd."

328. „Wiem to tak, jak wiem, że nazywam się L. W".

329. 'Jeśli on w to wątpi — cokolwiek znacasyttt^wątpić"
— to nigdy nie nauczy się tej gry.' ••"

.:.'/, V =

330. Tak więc zdanie „Wiem..." wyraża pStOWość do wierzenia w pewne rzeczy.

13.3

331. Jeśli w ogóle działamy z pewnością na mocy przeko­nań, to czyż powinno nas dziwić, że w tak wiele nie możemy wątpić?

332. Pomyśl, że ktoś by powiedział bez chęci filozofowa­nia: „Nie wiem, czy nie byłem na Księżycu, nie przypominam sobie, bym tam kiedykolwiek był". (Dlaczego ten człowiek tak bardzo by się od nas różnił?)

Przede wszystkim: skądby miał wiedzieć, że jest na Księżycu? Jak on to sobie wyobraża? Porównaj: „Nie wiem, czy kiedyś byłem w wiosce X". Ale i tego nie mógłbym powiedzieć, gdyby X leżała w Turcji, bo wiem, że w Turcji nigdy nie byłem.

333. Pytam kogoś: „Czy byłeś kiedyś w Chinach?" On odpowiada: „Nie wiem". Tu by zapewne ktoś rzekł: „Nie wiesz! Czy masz jakąkolwiek podstawę by wierzyć, że może kiedyś tam byłeś? Czy byłeś kiedyś np. w pobliżu chińskiej granicy? A może twoi rodzice byli tam wtedy, gdy miałeś się urodzić?" — Normalnie przecież Europejczycy wiedzą, czy byli w Chinach, czy nie.

334. Tzn.: ludzie rozumni wątpią w to tylko w takich to a takich okolicznościach.

335. Procedura na sali sądowej opiera się na tym, że okoliczności nadają wypowiedziom pewne prawdopodo­bieństwo. Wypowiedź, że np. ktoś przyszedł na świat bez rodziców, nie zostałaby tam nigdy wzięta pod uwagę.


68

69


336. Ale to, co ludziom wydaje się rozsądne i nierozsądne, zmienia się. W pewnych okresach wydaje się ludziom rozsądne coś, co w innych czasach wydaje się nierozsądne. I na odwrót.

Lecz czy nie ma tu obiektywnej oznaki?

Bardzo rozumni i wykształceni ludzie wierzą w biblijną historię stworzenia, inni zaś utrzymują, że jest to dowiedzio­ny fałsz, a racje tych drugich są doskonale znane tym pierwszym.

337. Nie można przeprowadzać eksperymentów, jeśli nie ma rzeczy, w które się nie wątpi. Nie znaczy to jednak, że pewne założenia przyjmuje się wtedy na wiarę. Kiedy piszę i wysyłam list, to przyjmuję, że on dotrze, oczekuję tego.

Kiedy przeprowadzam eksperyment, to nie wątpię w ist­nienie aparatury, którą mam przed oczyma. Mam mnóstwo wątpliwości, ale nie tę. Gdy rachuję, to wierzę, bez wątpliwości, że cyfry na papierze nie zmieniają się samo­czynnie, przez cały czas ufam też mej pamięci i to ufam jej bezwarunkowo. Jest to ta sama pewność co ta, że nie byłem na Księżycu.

338. Ale wyobraźmy sobie ludzi, którzy nigdy nie byli pewni takich rzeczy, lecz mówiliby, że są one bardzo prawdopodobne i że nie opłaca się w nie wątpić. Tak więc ktoś taki będąc w moim położeniu rzekłby: „Jest wysoce nieprawdopodobne, że byłem kiedykolwiek na Księżycu" itd., itd. Czym życie tych ludzi różniłoby się od naszego? Są przecież ludzie, którzy mówią, że jest tylko wysoce praw­dopodobne, że woda w kotle stojącym na ogniu zagotuje się, a nie zamarznie, a zatem ściśle biorąc to, co uważamy za niemożliwe, jest tylko nieprawdopodobne. Czy zmienia to coś w ich życiu? A może tylko mówią oni o pewnych rzeczach więcej, niż inni?

339. Wyobraź sobie kogoś, kto miał odebrać przyjaciela z dworca kolejowego, jednak zamiast sprawdzić po prostu

rozkład jazdy i wyjść na dworzec o odpowiedniej porze, powiada: „Nie wierzę, że pociąg naprawdę przyjedzie, lecz mimo to pójdę na dworzec". Robi on wszystko to, co robią zwykli ludzie, ale dodaje do tego wątpliwości, niezadowole­nie z siebie, itp.

340. Z taką samą pewnością, z jaką wierzymy w którekolwiek ze zdań matematycznych, wiemy też, jak wymawia się litery „A" i „B", jak nazywa się barwa ludzkiej krwi, że inni ludzie mają krew i nazywają ją „krwią".

341. Tzn. pytania, jakie stawiamy i nasze wątpliwości, opierają się na tym, że pewne zdania wątpliwościom nie podlegają, są niejako zawiasami, na których tamte się obracają.

342. Tzn. do logiki naszych badań naukowych należy to, że pewne sprawy są w rzeczy samej niepowątpiewalne.

343. Nie jest to jednak tak, że nie możemy wszystkiego zbadać i dlatego też chcąc nie chcąc zadowolić się musimy założeniem. Jeśli chcę, by drzwi się obróciły, muszę umoco­wać zawiasy.

344. Moje życie polega na tym, że niejedno mnie za­dowala.

345. Gdy kogoś pytam „Jaki teraz widzisz kolor?" po to, by dowiedzieć się, jaki kolor jest tu w tej chwili, to nie mogę zarazem wątpić, czy zapytywany rozumie po polsku, czy nie chce mnie oszukać, czy własna pamięć nie zawodzi mnie, jeśli chodzi o nazwy kolorów, itd.

346. Gdy grając w szachy próbuję komuś dać mata, to nie mogę wątpić, czy moje figury same nie zmieniają miejsc i czy jednocześnie pamięć nie płata mi figla tak, że tego nie zauważam.


71

70


15.3.51

347. „Wiem, że to jest drzewo". Dlaczego wydaje mi się, że nie rozumiem tego zdania? choć jest to w końcu wyjątkowo proste zdanie najzwyklejszego typu? Jest tak, jakbym nie mógł skupić swego umysłu na jakimkolwiek sensie. Bo, mianowicie, nie skupiam się na tej sferze, gdzie on tkwi. Gdy tylko myślę o potocznym, a nie o filozoficznym użyciu zdania, jego sens staje się jasny i wyraźny.

348. Podobnie słowa „Jestem tutaj" mają sens tylko w pewnych kontekstach, a nie wtedy, gdy mówię je do kogoś, kto siedzi naprzeciw mnie i widzi mnie wyraźnie — i to nie dlatego, że są zbędne, ale że ich sens nie jest określony przez sytuację, a określenia takiego potrzebuje.

349. „Wiem, że to jest drzewo" — to może znaczyć wszystko: patrzę na roślinę, którą biorę za młody buk, a ktoś inny za czarną porzeczkę. Mówi „To jest krzew", a ja, że to drzewo. — Widzimy coś we mgle, co jeden z nas bierze za człowieka, a drugi mówi „Wiem, że to jest drzewo". Ktoś chce zbadać mój wzrok itd., itd. — itd., itd. Za każdym razem owo „to", co uznaję za drzewo, jest innego rodzaju.

A co by było, gdybyśmy wyrażali się dokładniej? np. „Wiem, że to tutaj jest drzewem, widzę to wystarczająco wyraźnie". — Przypuśćmy nawet, że poczyniłem tę uwagę w kontekście rozmowy (tak, że była ona wówczas istotna); a teraz, poza wszelkim kontekstem, powtarzam ją patrząc na drzewo i dodaję „Mam na myśli te same słowa, co 5 minut temu". Gdybym dodał np., że znów myślałem o moim kiepskim wzroku i że był to rodzaj westchnienia, to w tej wypowiedzi nie byłoby nic zagadkowego.

Bo to, co rozumiemy przez zdanie można wyrazić przez uzupełnienie go, a to da się z tym zdaniem połączyć.

350. „Wiem, że to jest drzewo", powiada filozof, może po to, by sobie lub innym unaocznić, że wie coś, co nie jest

72

prawdą logiczną lub matematyczną. Podobnie ktoś, kto nosi się z myślą, że nie jest już dłużej potrzebny, może wciąż sobie powtarzać „Mogę jeszcze robić to i to i to". Gdyby takie myśli często go nurtowały, to nie byłoby dziwnym gdyby, pozornie poza wszelkim kontekstem, wypowiadał takie zdanie na głos. (Ale tutaj już naszkicowałem tło, otoczenie tej uwagi, a więc podałem kontekst.) Ale gdyby ktoś, w zupełnie heterogenicznych okolicznościach, wykrzyknął, z najzupełniej przekonującą mimiką „Precz z nim!", to można by o tych słowach (i ich tonie) powiedzieć, że są one wzorcem, który naprawdę ma dobrze znane zastosowania, ale że w tym przypadku nie jest jasne nawet to, jakim językiem ów ktoś się posługuje. Mógłbym wykonać ręką ruch taki, jaki bym robił trzymając w niej piłę i piłując deskę; ale czy moglibyśmy poza wszelkim kontekstem poprawnie nazwać ten ruch piłowaniem! (Mogłoby to być coś zupełnie innego.)

351. Czy pytanie „Czy te słowa mają sens?" nie przy­pomina „Czy to jest narzędzie?" zadawanego gdy ktoś, powiedzmy, wytwarza młot? Mówię „Tak, to jest młot". Ale co by było, gdyby rzecz, którą każdy z nas bierze za młot, gdzie indziej była np. pociskiem lub batutą? Teraz zastosujcie to sami!

352. Gdy ktoś powiada „Wiem, że to jest drzewo", to mogę odpowiedzieć: „Tak, to jest zdanie. Zdanie polskie. I co z tego?" A może on na to odpowie: „Chciałem tylko przypomnieć sobie, że coś takiego wiem"! ————

353. A co, jeśli odpowie: „Chcę poczynić uwagę lo­giczną"? ———— Gdy leśniczy idzie z pomocnikami do lasu i mówi „To drzewo jest do ścięcia i to i to" ———— to co będzie, jeśli wtedy zrobi uwagę „Wiem, że to jest drzewo"? — Ale czyja nie mógłbym powiedzieć o leśniczym „On wie, że to jest drzewo — nie bada tego ani nie zleca swoim ludziom, aby to zbadali"?

73


354. Zachowanie wątpiące i nie wątpiące. Pierwsze ist­nieje tylko o tyle, o ile istnieje drugie.

355. Psychiatra mógłby mnie może spytać „Czy wiesz, co to jest?", a ja mógłbym odpowiedzieć „Wiem, że to jest fotel, poznaję go, zawsze stał w moim pokoju". On nie sprawdza tu może mojego wzroku, ale moją zdolność rozpoznawania przedmiotów, znajomość ich nazw i funkcji. Chodzi mu tu o samoorientację. Niewłaściwym byłoby tu moje powiedze­nie „Wierzę, że to jest krzesło", gdyż wyrażałoby ono moją gotowość do sprawdzenia mej wypowiedzi. Tymczasem „Wiem, że to..." pociąga za sobą zdumienie, gdyby to,xgo powiedziałem, nie potwierdziło się.

356. Mój „stan umysłu", „wiedzenie" nie ręczy mi za to, co się zdarzy. Ale polega to na tym, że nie rozumiałbym, na czym oprzeć by się mogło wątpienie, gdzie byłyby możliwe dalsze testy.

357. Można by powiedzieć: „'Wiem' wyraża spokojną pewność, nie tę, która wciąż walczy".

358. Chciałbym postrzegać tę pewność nie jako coś pokrewnego pochopności czy powierzchowności, ale jako (pewien) sposób życia. (To jest bardzo kiepsko wyrażone i zapewne też kiepsko pomyślane.)

359. Ale to znaczy, że chcę ją pojąć jako coś, co leży poza tym, co uzasadnione i nieuzasadnione; a więc tak, jak coś zwierzęcego.

360. WIEM, że to jest moja stopa. Nie potrafiłbym zaakceptować żadnego doświadczenia jako dowodu, że tak nie jest. — To może być okrzyk; ale co z niego wynikał Przynajmniej tyle, że działać będę z pewnością nie znającą wątpliwości, zgodnie z moim przekonaniem.

361. Ale mógłbym też rzec: Bóg mi objawił, że tak jest. Bóg nauczył mnie, że to jest moja stopa. I dlatego gdyby zdarzyło się coś, co wydawałoby się przeczyć tej wiedzy, to musiałbym uznać to za złudzenie.

362. I czy nie wychodzi tu na jaw, że ta wiedza pokrewna jest decyzji?

363. I trudno tu znaleźć przejście od tego, co chciałoby się wykrzyknąć, do jego konsekwencji w naszym postępowaniu.

364. Można by również tak zapytać: „Jeśli wiesz, że to jest twoja stopa, — to czy wiesz także, a może tylko wierzysz, że żadne przyszłe doświadczenie nie wyda się przeczyć twej wiedzy?" (tzn. że tobie samemu takim się nie wyda?).

365. Gdyby teraz ktoś odparł: „Wiem również, że nigdy mi się nie wyda, by coś tej wiedzy przeczyło", — cóż moglibyśmy dowiedzieć się z tego poza tym, że on sam nie wątpiłby, iż nigdy się to nie zdarzy?

366. A co, gdyby zabronione było mówienie „Wiem", a dozwolone jedynie „Wierzę, że wiem"?

367. Czy słów w rodzaju „wiedzieć", podobnie jak „wie­rzyć", nie tworzy się po to, by potem piętnować stwierdzenie „Wiem" gdy ten, kto je wypowiada, myli się? W rezultacie błąd staje się czymś zakazanym.

368. Gdy ktoś powiada, że żadnego doświadczenia nie uzna za dowód czegoś przeciwnego, to jest to przecież decyzja. Jest możliwe, że będzie on działał wbrew niej.

16.3.51

369. Gdybym chciał wątpić, że to jest moja ręka, to jak mógłbym uniknąć wątpliwości, czy słowo „ręka" ma jakieś


74

75


znaczenie? A zatem jest to coś, co przecież, jak się

wydaje, wiem.

370. A poprawniej: Fakt, że bez namysłu używam słowa „ręka" i wszystkich innych słów z mojego zdania, tak, że stanąłbym na skraju przepaści, gdybym tylko próbował tu wątpić — pokazuje, że brak wątpliwości należy do istoty gry językowej, że pytanie „Skąd wiem..." odwleka grę językową lub ją unieważnia.

371. Czy „Wiem, że to jest ręka" nie znaczy w sensie Moore'a tego samego lub prawie tego samego, co: mogę wypowiadać twierdzenia w rodzaju „Ta ręka mnie boli" czy „Ta ręka jest słabsza od tej", czy „Złamałem kiedyś tę rękę" i niezliczone inne w grach językowych, w których nie pojawia się wątpienie w istnienie tej ręki.

372. Tylko w pewnych przypadkach można badać „Czy to naprawdę jest ręka?" (lub „moja ręka"). Bo zdanie „Wątpię, czy to naprawdę jest moja (lub jakaś) ręka" nie ma sensu bez szczegółowych dookreśleń. Z samych słów nie sposób się dowiedzieć, czy w ogóle chodzi tu o jakiś — i o jaki — rodzaj wątpliwości.

373. Dlaczego powinno być możliwe podanie podstaw, by w coś wierzyć, skoro nie można być pewnym?

374. Uczymy dziecko „To jest twoja ręka", a nie „To być może (lub „prawdopodobnie") jest twoja ręka". Tak dzie­cko uczy się niezliczonych gier językowych dotyczących jego ręki. W ogóle nie przychodzi mu do głowy, by badać lub pytać 'czy to naprawdę jest ręka'. Z drugiej strony nie uczy się też, że wie, iż to jest ręka.

375. Trzeba tu sobie uświadomić, że całkowity brak wątpliwości w jakimś punkcie, nawet tam, gdzie powiedzieli­byśmy, iż może istnieć 'uzasadniona' wątpliwość, nie musi

76

obalać gry językowej. Jest bowiem również coś takiego, jak inna arytmetyka.

Wierzę, że przyznanie tego musi leżeć u podstaw rozu­mienia logiki.

17.3 :- ....... „: . .- .: .,',

376. Mogę z pasją twierdzić, że wiem, iż to jest (np.) moja stopa.

377. Ale taka pasja pojawia się przecież (bardzo) rzadko i nie ma jej ani śladu, gdy zwyczajnie mówię o tej stopie.

378. Wiedza opiera się ostatecznie na uznaniu.

379. Mówię z pasją „ Wiem, że to jest stopa" — ale co to

znaczył

380. Mógłbym kontynuować: „Nic na świecie nie przeko­na mnie, że to nie jest stopa!" Dla mnie ten fakt leży u podstaw wszelkiej wiedzy. Zaniecham innych rzeczy, ale tego nie.

381. Owo „Nic na świecie..." jest oczywiście postawą, jakiej nie zajmuje się wobec wszystkiego, w co się wierzy lub czego jest się pewnym.

382. To nie znaczy, że naprawdę nic na świecie nie będzie mogło przekonać mnie o czymś innym.

383. Argument „Być może śnię" jest bezsensowny dlate­go, że jeśli ta uwaga również mi się śni, to śni mi się też, że te słowa mają jakieś znaczenie.

384. Jakiego rodzaju zdaniem jest „Nic na świecie..."?

385. Ma ono formę przepowiedni, lecz (naturalnie) nie opartej na doświadczeniu.

77


386. Ten kto, jak Moore, mówi, że wie, iż... — określa stopień pewności, jaki coś ma dla niego. A istotne jest, że ów stopień ma wartość maksymalną.

387. Ktoś mógłby mnie spytać: „Na ile jesteś pewien: że to tam jest drzewem; że masz pieniądze w kieszeni; że to jest twoja stopa?" A odpowiedź w jednym przypadku mogłaby brzmieć „nie jestem pewien", w drugim „prawie pewien", w trzecim „nie mogę w to wątpić". I odpowiedzi te miałyby sens nawet przy braku racji. Nie potrzebowałbym np. mówić: „Nie mogę być pewien, że to jest drzewo, gdyż mój wzrok nie jest wystarczająco ostry". Chcę rzec: dla Moore'a powiedzenie „ Wiem, że to jest drzewo" miało sens o tyle, o ile chciał przez to powiedzieć coś całkiem określonego.

[Wierzę, że przeczytanie moich notatek mogłoby zainte­resować filozofa potrafiącego myśleć samodzielnie. Bo na­wet jeśli z rzadka tylko trafiałem w sedno, to zorientowałby się on, ku jakim celom nieustannie dążę.]

388. Każdy z nas często używa takiego zdania i nie powstaje pytanie, czy ma ono sens. Ale czy to znaczy, że prowadzi ono do jakiegoś wniosku filozoficznego? Czy w większym stopniu istnienia rzeczy zewnętrznych dowodzi to, że wiem, iż to jest ręka, niż to, że nie wiem, czy jest to złoto, czy brąz?

18.3

389. Moore chciał podać przykład by pokazać, że na­prawdę można znać zdania o przedmiotach fizycznych. Gdyby spierano się, czy można czuć ból w określonej części ciała, to ten, kogo by tam właśnie bolało, mógłby rzec: „Zapewniam cię, że boli mnie tam teraz". Ale brzmiałoby dziwnie, gdyby Moore rzekł: „Zapewniam cię, że wiem, iż to jest drzewo". Po prostu osobiste przeżycie nas tu nie interesuje.

390. Tu istotne jest tylko to, że ma sens powiedzenie, iż wie się coś takiego; a przeto zapewnieniem, że się to wie, nic tu nie można osiągnąć.

391. Wyobraź sobie grę językową „Kiedy cię zawołam, wejdź tymi drzwiami". We wszystkich zwykłych przypad­kach nie sposób wątpić, że te drzwi naprawdę tutaj są.

392. Muszę pokazać, że wątpienie nie jest konieczne, nawet gdy jest możliwe. Że możliwość gry językowej nie zależy od tego, czy wszystko, co można poddać w wątpliwość, zostało w wątpliwość poddane. (To wiąże się z rolą sprzeczności w matematyce.)

393. Gdyby zdanie „Wiem, że to jest drzewo" wypowie­dziano poza grą językową, to mogłoby też być cytatem (może z podręcznika języka polskiego). — „Ale jeśli mam to na myśli, gdy je wygłaszam?" Stare nieporozumienie wokół pojęcia 'mieć na myśli'.

394. „To należy do rzeczy, w które nie mogę wątpić".

395. „Wiem to wszystko". I ujawni się to w sposobie, w jaki działam i mówię o tych rzeczach

396. Czy może on w grze językowej (2)* powiedzieć, że wie, iż to są kamienie budowlane? — „Nie, ale to wie".

397. Czy ja się nie mylę i czy Moore nie ma całkowitej racji? Czy nie popełniam podstawowego błędu brania tego, co się myśli, za to, co się wie? Oczywiście nie myślę „Ziemia istniała już na jakiś czas przed moimi narodzinami", ale czy nie wiem o tym? Czy nie pokazuję tego, że wiem, poprzez to, że zawsze wyciągam z tego wnioski?


'Dociekania filozoficzne I, 2. [Przyp. wyd.J


78

79


•! t-

398. Czy nie wiem też, że w tym domu nie ma żadnych schodów, prowadzących sześć pięter w głąb ziemi, nawet jeśli nigdy o tym nie pomyślałem?

399. Ale czy to, że wyciągam z tego wnioski, wskazuje nie tylko na to, iż przyjmuję tę hipotezę?

19.3

400. Mam tu skłonność walczyć z wiatrakami, gdyż wciąż nie mogę powiedzieć tego, co naprawdę chcę powiedzieć.

401. Chcę rzec: zdania o postaci zdań empirycznych, a nie tylko zdania logiki, tworzą podstawy wszelkiego operowa­nia myślą (językiem). — Ta konstatacja nie ma postaci „Wiem...". „Wiem..." wyraża to, co ja wiem, a to logiki nie interesuje.

402. W tej uwadze wyrażenie „zdania o postaci zdań empirycznych" jest zupełnie niewłaściwe; wypowiedzi, o które chodzi, dotyczą przedmiotów [materialnych]. I nie służą one jako podstawy w ten sam sposób, co hipotezy, które, gdy okażą się fałszywe, zastępuje się innymi.

...und schreib getrost ,....,, ,

„Im Anfang war die Tat".*

403. Powiedzieć w sensie Moore'a o człowieku, że coś wie; iż to, co mówi, jest więc bezwarunkową prawdą, wydaje mi się fałszem. — Jest to prawdą tylko o tyle, o ile stanowi niewzruszoną podstawę jego gry językowej.

404. Chcę rzec: Nie jest tak, że w pewnym punkcie człowiek poznaje prawdę z całkowitą pewnością. Ale że całkowita pewność jest jedynie kwestią jego nastawienia.

*...i pisz z przekonaniem/„Na początku byt czyn". Goethe, Faust L

405. Ale naturalnie i tu tkwi jeszcze błąd.

406. To, do czego zmierzam, tkwi również w różnicy między przypadkową konstatacją „Wiem, że to..." taką, jaką użyto by w życiu codziennym, a tą samą wypowiedzią poczynioną przez filozofa.

/407. Bo gdy Moore powiada „Wiem, że to ... jest", to
mógłbym odpowiedzieć „Nie wiesz w ogóle nic!" A przecież
nie odpowiedziałbym tak komuś, kto mówiłby bez intencji
filozoficznych. Czułbym więc (czy słusznie?), że ci dwaj chcą j
powiedzieć różne rzeczy. '~ ~-^J

408. Bo jeśli ktoś mówi, że wie to a to i że to należy do jego filozofii — to jego filozofia jest fałszywa, jeśli stwierdzając to błądzi.

409. Jeśli mówię „Wiem, że to jest stopa" — to co naprawdę mówię? Czy cały dowcip nie polega na tym, że pewien jestem wniosku — że gdyby ktoś wątpił, to mógłbym mu powiedzieć „Widzisz, mówiłem ci"? Czy cała moja wiedza byłaby nadal coś warta, gdyby mnie zwodziła jako zasada postępowania? A czy nie może zwodzić?

20.3

410. Nasza wiedza tworzy ogromny system. I tylko w obrębie tego systemu szczegół ma tę wartość, jaką mu nadajemy.

411. Jeśli mówię „Zakładamy, że Ziemia istnieje od bardzo wielu lat" (czy coś podobnego), to oczywiście dziwnie brzmi, iż powinniśmy coś takiego zakładać. Ale w całym systemie naszych gier językowych należy to do podstaw. Założenie to, można by powiedzieć, tworzy pod­stawę działania, a zatem, naturalnie, również podstawę myślenia.


81

80


412. Ktoś, kto nie jest w stanie wyobrazić sobie przypad­ku, w którym można by powiedzieć „Wiem, że to jest moja ręka" (a przypadki takie są nader rzadkie), mógłby powie­dzieć, że słowa te są niedorzeczne. Mógłby też rzecz jasna powiedzieć: „Oczywiście, że wiem, jakże mógłbym nie wiedzieć?" — ale wtedy brałby może zdanie „To jest moja ręka" za objaśnienie słów „moja ręka".

413. Wyobraź sobie bowiem, że prowadziłbyś rękę ślepca i prowadząc ją po swojej ręce powiedziałbyś „To jest moja ręka"; gdyby on cię wtedy zapytał „Czy jesteś pewien?" lub „Czy wiesz o tym?", to miałoby to sens tylko w bardzo specyficznych okolicznościach.

414. Ale z drugiej strony: Skąd wiem, że to jest moja ręka? Czy chociaż wiem tu dokładnie, co znaczy powiedzenie, że to jest moja ręka? — Gdy mówię „Skąd wiem?", to nie chodzi mi o to, że trochę w to wątpię. Tu znajduje się podstawa wszystkich moich działań. Ale wydaje mi się, że słowa „Wiem" wyrażają ją błędnie.

415. I czyż użycie słowa „wiedzieć" jako pierw­szorzędnego słowa filozoficznego nie jest w ogóle całkowicie błędne? Jeśli „wiedzieć" budzi takie zainteresowanie, to dlaczego nie „być pewnym"? Widocznie dlatego, że byłoby ono zbyt subiektywne. A czy „wiedzieć" nie jest równie subiektywne? Czy nie zwodzi nas ta gramatyczna swoistość, że „p" wynika z „wiem, że p"?

„Wierzę, że wiem" nie musiałoby wyrażać mniejszego stopnia pewności. — Tak, ale nie chcemy tu wyrażać nawet największej pewności subiektywnej, lecz to, że pewne zdania zdają się leżeć u podstaw wszystkich pytań i wszystkich myśli.

416. I czy nie jest takim np. zdanie, że mieszkałem w tym pokoju tygodniami, że moja pamięć mnie tu nie zawodzi? „certain beyond all reasonable doubt" —*

21.3 "'' ifciJKt '•• ->"S ;<"J /X1i»J'' • ''.'f i

417. „Wiem, że w ostatnim miesiącu codziennie brałem kąpiel". Co tu sobie przypominam? Każdy dzień i kąpiel każdego dnia? Nie. Wiem, że kąpałem się codziennie i nie wyprowadzam tego z jakichś innych danych bezpośrednich. Podobnie mówię „Poczułem ukłucie w ramieniu" nie wpro­wadzając tego umiejscowienia do mej świadomości w inny sposób (może przy pomocy obrazu).

418. A może moje rozumienie jest tylko ślepotą na mój własny brak rozumienia? Często tak mi się wydaje.

419. Jeśli mówię „Nigdy nie byłem w Azji Mniejszej", to skąd pochodzi ta wiedza? Nie wykalkulowałem tego, nikt mi tego nie powiedział; mówi mi to moja pamięć. — Czy więc nie mogę się co do tego mylić? Czy tutaj tkwi prawda, którą wierni — Nie mogę od tego sądu odstąpić nie obalając wraz z nim wszystkich innych sądów.

420. Także zdanie w rodzaju, że mieszkam teraz w Anglii, ma takie dwie strony: Nie jest to bląd— ale z drugiej strony: co wiem o Anglii? Czy nie mogę się całkowicie w moich sądach mylić?

Czy nie byłoby możliwe, że ludzie przychodziliby do mego pokoju i wszyscy mówili coś przeciwnego, a nawet dawaliby mi na to 'dowody', tak że nagle stałbym się sam niczym obłąkany między normalnymi, albo jak normalny między szaleńcami? Czy nie mogłyby mnie wtedy ogarnąć wątpliwości co do tego, co teraz wydaje mi się najbardziej niewątpliwym?

421. Jestem w Anglii. — Wszystko wokół mi to mówi; gdziekolwiek i jakkolwiek pozwalam biec swoim myślom, natychmiast mi to potwierdzają. — Ale czy nie uległbym

'— „pewny ponad wszelką rozumną wątpliwość" •


82

83


dezorientacji, gdyby zdarzyły się rzeczy, o jakich by mi się teraz nie śniło?

422. Chcę więc powiedzieć coś, co zabrzmi jak prag­matyzm.

Wchodzi mi tu w drogę pewien rodzaj światopoglądu.

423. Dlaczego więc nie powiem po prostu za Moore'm „Wiem, że jestem w Anglii"? Powiedzenie to ma sens w określonych okolicznościach, które mogę sobie wyobrazić. Ale gdy wypowiadam to zdanie poza owymi okolicz­nościami, jako przykład na to, że tego rodzaju rzeczy wiem z pewnością, to z miejsca budzi to moje podejrzenia. — Czy słusznie?

424. Mówię „Wiem p" albo po to, by zapewnić, że ja również wiem o prawdziwości p, albo po prostu jako wzmocnienie [- p. Mówi się też „Nie wierzę w to, wiem to". Można by to również wyrazić tak (np.): „To jest drzewo. I nie jest to żadne domniemanie".

A co z tym: „Gdybym miał kogoś powiadomić, że to jest drzewo, to nie byłoby to tylko domniemaniem". Czyż nie to próbował powiedzieć Moore?

425. Nie byłoby to żadne domniemanie i mógłbym powia­domić o tym innych z całkowitą pewnością, jako o czymś, co jest niewątpliwe. Ale czy znaczy to, że jest to bezwarunkową prawdą? Czy to, co z całkowitą pewnością rozpoznaję jako drzewo, które widzę tu przez całe moje życie, nie może okazać się czymś innym? Czy nie mogłem tego sobie uroić? A mimo to w okolicznościach nadających temu zdaniu sens trafnym byłoby powiedzenie „Wiem (nie tylko mnie­mam), że to jest drzewo". Błędnym byłoby powiedzenie, że ściśle rzecz biorąc tylko w to wierzę. Całkowicie mylącym byłoby powiedzenie: wierzę, że nazywam się L. W. A to też jest poprawne: nie mogę co do tego się mylić. Ale to nie znaczy, że jestem tu nieomylny.

21.3.51 i;' •'-

426. A jak komuś pokazać, że znamy nie tylko prawdy o danych zmysłowych, ale i o rzeczach? Bo przecież nie może wystarczyć to, że ktoś nas zapewnia, iż on to wie. Od czego więc trzeba wyjść, aby to pokazać?

22.3

427. Trzeba pokazać, że jeśli nawet nie używa on nigdy słów „Wiem...", to jego zachowanie ukazuje to, o co nam chodzi.

428. Bo przypuśćmy, że normalnie zachowujący się człowiek zapewniałby nas, że tylko wierzy, iż nazywa się tak a tak, wierzy, iż rozpoznaje swoich stałych domowników, wierzy, iż ma ręce i nogi wtedy, gdy ich nie widzi, itd. Czy możemy na podstawie jego postępowania (i mowy) pokazać mu, że tak nie jest?

23.3.51 '•

429. Jaką mam rację by teraz, gdy nie widzę swoich palców, przyjmować, że mam ich pięć u każdej stopy?

Czy poprawne jest powiedzenie, że moją rację stanowi to, iż zawsze mnie tego uczyło wcześniejsze doświadczenie? Czy bardziej pewny jestem wcześniejszego doświadczenia niż tego, że mam dziesięć palców u nóg?

To wcześniejsze doświadczenie może bardzo dobrze być przyczyną mojej obecnej pewności; ale czy stanowi dla niej rację?

430. Spotykam mieszkańca Marsa, a on mnie pyta „Ile palców u nóg mają ludzie?" — Mówię „Dziesięć. Pokażę ci" i zdejmuję buty. Przypuśćmy, że dziwiłby się, iż wiedziałem to z taką pewnością, choć ich nie widziałem. — Czy powinienem wtedy rzec: „My, ludzie, wiemy, że mamy tyle palców u nóg, niezależnie od tego, czy je widzimy czy nie"?


84

85


26.3.51 fr; .?;.,.-.

431. „Wiem, że ten pokój jest na drugim piętrze, że za drzwiami znajduje się krótki korytarz prowadzący do schodów itd." Można by wyobrazić sobie przypadki, w których mógłbym to wypowiedzieć, lecz byłyby one niesłychanie rzadkie. Ale z drugiej strony dzień po dniu to, co robię, a także to, co mówię, wiedzę tę ujawnia.

A czego ktoś inny dowiaduje się z mojego postępowania i mowy? Czy tylko tego, że jestem pewien swych racji? — Z tego, że mieszkam tu od wielu tygodni i codziennie wchodzę i schodzę po schodach dowiaduje się on, że wiem, gdzie znajduje się mój pokój. — Zapewnienia „Wiem" użyję wtedy, gdy nie wie on jeszcze tego, co zmusiłoby go do wniosku, że wiem.

432. Wypowiedź „Wiem..." może mieć swoje znaczenie tylko w powiązaniu z resztą rzeczy świadczących, że wiem.

433. Tak więc, gdy mówię komuś „Wiem, że to jest drzewo", to jest to tak, jakbym powiedział „To jest drzewo; możesz absolutnie na tym polegać; nie ma tu żadnej wątpliwości". A filozof mógłby użyć tego stwierdzenia tylko po to, aby pokazać, że tej formy mowy faktycznie się używa. Ale gdyby nie miało to być jedynie spostrzeżenie dotyczące polskiej gramatyki, to musiałby on określić okoliczności, w których wyrażenie to funkcjonuje.

434. A czy doświadczenie uczy nas, że w takich to a takich okolicznościach ludzie wiedzą to a to? Oczywiście, doświadczenie pokazuje nam, że normalnie po tylu a tylu dniach człowiek obeznaje się z domem, w którym mieszka. A również: doświadczenie uczy nas, że po takim a takim okresie nauki sąd człowieka staje się godny zaufania. Musi on, jak mówi doświadczenie, uczyć się tyle a tyle, by móc dokonywać trafnych przewidywań. Ale— — —. .,., ,

27.3

435. Człowiek często zostaje opętany przez słowo. Np. przez słowo „wiedzieć".

436. Czy Boga krępuje nasza wiedza? Czy wiele naszych wypowiedzi nie może być fałszywych? Bo to jest to, co chcemy powiedzieć.

437. Skłonny jestem rzec: „To nie może być fałszem". To jest interesujące, ale jakie ma konsekwencje?

438. Nie wystarczyłoby zapewnić, że wiem, co tam a tam się dzieje — bez podania racji, które kogoś (innego) przekonają o tym, że jestem w stanie to wiedzieć.

439. Nawet wypowiedź „Wiem, że za tymi drzwiami jest korytarz i schody na parter" brzmi tak przekonywająco tylko dlatego, iż każdy przyjmuje, że to wiem.

440. Jest tu coś uniwersalnego; nie tylko coś osobistego.

441. Na sali sądowej samo zapewnienie świadka „Wiem..." nikogo by nie przekonało. Należy wykazać, że był w takim stanie, iż wie.

Nawet zapewnienie „Wiem, że to jest ręka" wypowie­dziane w chwili, gdy patrzy się na swoją rękę, nie byłoby wiarygodne, gdybyśmy nie znali okoliczności wypowiedzi. A gdy je znamy, to wygląda ono na zapewnienie, że mówiący jest pod tym względem normalny.

442. Bo czy nie może być tak, że wyobrażam sobie, że coś wierni

443. Wyobraź sobie, że w pewnym języku nie ma słowa odpowiadającego naszemu „wiedzieć" — Ludzie po prostu wygłaszają stwierdzenia. „To jest drzewo" itd. Może się


87


naturalnie zdarzyć, że się mylą. I dodają do zdania znak pokazujący, jakie jest ich zdaniem prawdopodobieństwo błędu — a może powinienem powiedzieć: jakie jest praw­dopodobieństwo błędu? To ostatnie można również wskazać przez podanie pewnych okoliczności. Np. „A powiedział do B... Stałem w pobliżu, a mam dobry słuch" lub „A był wczoraj tam a tam. Widziałem go z daleka. Nie mam zbyt dobrego wzroku" lub „Tam rośnie drzewo. Widzę je wy­raźnie i widziałem je przedtem niezliczoną ilość razy".

444. „Pociąg odjeżdża o drugiej. Sprawdź to raz jeszcze dla pewności" lub „Pociąg odjeżdża o drugiej. Właśnie sprawdziłem to w nowym rozkładzie jazdy". Można również dodać „W takich sprawach zasługuję na zaufanie". Użyteczność takich uzupełnień jest oczywista.

445. Ale jeśli mówię „Mam dwie ręce", to co mogę dodać, by wykazać wiarygodność? Najwyżej to, że okoliczności są zwyczajne.

446. Dlaczego jestem tak pewien, że to jest moja ręka? Czy cała gra językowa nie opiera się na tego rodzaju pewności?

Lub: Czy ta pewność nie jest (już) założona w tej grze językowej? A mianowicie przez to, że ten nie gra w tę grę, lub gra błędnie, kto nie rozpoznaje przedmiotów z pewnością.

28.3

447. Porównaj to z 12 x 12 = 144. Tutaj także nie mówimy „być może". Bo o ile zdanie to opiera się na tym, że w obliczeniach czy rachunkach nie robimy błędów, że nasze zmysły nie zwodzą nas w trakcie obliczeń, to obydwa zdania, arytmetyczne i fizyczne, są na tym samym poziomie.

Chcę rzec: Gra fizyczna jest równie pewna jak aryt­metyczna. Ale to może zostać źle zrozumiane. Moja uwaga jest logiczna, a nie psychologiczna.

448. Chcę powiedzieć: Jeśli kogoś nie dziwi, że zdania arytmetyczne (np. tabliczki mnożenia) są 'absolutnie pew­ne', to dlaczego miałby go zdumiewać fakt, że zdanie „To jest moja ręka" też takie jest?

449. Musimy zostać nauczeni czegoś jako podstawy.

450. Chcę powiedzieć: Nasze nauczanie ma postać „To jest fiołek", „To jest stół". Wprawdzie dziecko mogłoby słowo „fiołek" usłyszeć po raz pierwszy w zdaniu „To może być fiołek", ale wtedy spytać by mogło „Co to jest fiołek?" Tu można by naturalnie odpowiedzieć pokazując mu obra­zek. A co by było, gdyby tylko pokazując mu obrazek mówiono „To jest...", zaś w innych przypadkach jedynie „To może być..."? — Jakie ma to mieć praktyczne konsek­wencje?

Wątpienie, które wątpiłoby we wszystko, nie byłoby wątpieniem.

451. Mój zarzut przeciw Moore'owi, że sens izolowanego zdania „To jest drzewo" jest nieokreślony, ponieważ nie zostało określone, czym jest owo „to", o którym się mówi, iż jest drzewem — nie działa, bo ten sens można dookreślić mówiąc np. „Ten przedmiot tutaj, wyglądający na drzewo, nie jest sztuczną imitacją, lecz prawdziwym drzewem".

452. Nie byłoby rozumnym wątpić, czy to jest prawdziwe drzewo czy tylko...

Fakt, że wydaje mi się to niewątpliwe, nie liczy się. Gdyby nierozumnym było tu wątpić, to nie można by tego wyprowa­dzić z tego, co utrzymuję. Potrzebna by tu też była reguła oznajmiająca, że wątpienie jest tu nierozumne. Ale i jej nie ma.

453. Mówię wprawdzie: „Tutaj żaden rozsądny człowiek by nie wątpił". —Czy można by sobie wyobrazić, że zapytano uczonych sędziów, czy wątpienie jest rozumne, czy nierozumne?


89

88


454. Są przypadki, w których wątpienie jest nierozumne, ale też i takie, w których wydaje się ono logicznie nie­możliwe. I wydaje się, że nie ma między nimi wyraźnej granicy.

29.3

455. Każda gra językowa polega na tym, że słowa i przed­mioty rozpoznaje się wciąż na nowo. Uczymy się równie nieustępliwie, że to jest krzesło, jak tego, że 2 x 2 =4.

456. Tak więc jeśli wątpię lub nie jestem pewien tego, że to jest (w jakimkolwiek sensie) moja ręka, to dlaczego w takim razie nie tego, co znaczą te słowa?

457. Czy chcę powiedzieć, że pewność leży w naturze gry językowej?

458. Wątpi się z określonych powodów. Chodzi o to: jak wątpienie jest wprowadzane do gry językowej?

459. Gdyby kupiec chciał badać każde ze swych jabłek bez żadnej racji, tak aby upewnić się we wszystkim, to dlaczego nie musiałby (więc) badać badania? I czy można tu mówić o wierze (chodzi mi o wiarę w sensie religijnym, a nie o domniemanie)? Wszystkie słowa psychologiczne odwodzą nas tu tylko od tego, co najważniejsze.

460. Idę do lekarza, pokazuję mu swą rękę i mówię „To jest ręka, a nie...; zraniłem się w nią itd., itd." Czyż nie udzielam tu tylko zbędnej informacji? Czy nie można by np. powiedzieć: Przypuśćmy, że słowa „To jest ręka" stano­wiłyby jakąś informację —jak mógłbyś liczyć na to, że on tę informację zrozumie? Cóż, jeśli ulega wątpliwości, 'że to jest ręka', to dlaczego nie ulega wątpliwości również i to, że jestem człowiekiem, który informuje o tym lekarza? — Ale z drugiej strony można wyobrazić sobie przypadki — nawet

jeśli są bardzo rzadkie — w których wyjaśnienie takie nie jest zbędne, lub jest tylko zbędne, lecz nie absurdalne.

461. Przypuśćmy, że byłbym lekarzem i przyszedłby do mnie pacjent, pokazał mi swą rękę i rzekł: „To tutaj, co wygląda jak ręka, nie jest znakomitą imitacją, lecz naprawdę jest ręką". Po czym mówiłby o swym zranieniu. — Czy naprawdę uważałbym to za informację, mimo jej zbędności? Czy nie uznałbym tego raczej za niedorzeczność, mającą co prawda postać informacji? Bo, powiedziałbym, gdyby ta informacja naprawdę miała sens, to jak mógłby on być pewien tego, co mówi? Brakuje tła, by to było informacją.

30.3

462. Dlaczego Moore wśród rzeczy, które wie, nie wymie­nia np. tego, że w takiej a takiej części Anglii leży wioska, która tak a tak się nazywa? Innymi słowy, dlaczego nie wspomina faktu, o którym wie on, ale nie każdy z nas?

31.3

463. Jest jednak pewnym, że informacja „To jest drzewo" mogłaby, gdyby nikt nie mógł w to wątpić, być rodzajem żartu i jako taka mieć sens. Renan rzeczywiście zażartował kiedyś w ten sposób.

3.4.51 • ::"

464. Moją trudność można też pokazać tak: Siedzę i rozmawiam z przyjacielem. Nagle mówię: „Wiedziałem przez cały czas, że ty jesteś N. N." Czyż ta uwaga, choć prawdziwa, nie jest zbędna?

Wydaje mi się, że słowa te przypominałyby „Szczęść Boże" skierowane do kogoś w środku rozmowy.

465. A co by było, gdybyśmy posłyszeli słowa „Dziś wiadomo, że jest ponad ... gatunków owadów" w miejscu


90

91


„Wiem, że to jest drzewo"? Gdyby ktoś nagle wypowiedział pierwsze zdanie poza wszelkim kontekstem, to można by sądzić, że w międzyczasie rozmyślał on o czymś innym i teraz wypowiada na głos zdanie należące do toku jego myśli. A może: jest w transie i mówi nie rozumiejąc swych słów.

466. Wydaje mi się też, że coś przez cały czas wiedziałem, a jednak nie było sensu, by to mówić, by tę prawdę wypowiedzieć.

467. Siedzę w ogrodzie z filozofem, który raz za razem
powtarza „Wiem, że to jest drzewo", wskazując na drzewo
rosnące nieopodal. Ktoś trzeci podchodzi i słyszy to,
a ja mu mówię: „Ten człowiek nie jest obłąkany: my
tylko filozofujemy". .

4.4

468. Ktoś mówi bez związku „To jest drzewo". Mógłby powiedzieć to zdanie, gdyż przypomina sobie, że słyszał je w podobnej sytuacji; albo poruszyłoby go nagle piękno drzewa, a zdanie to byłoby wykrzyknikiem; albo wypowie­działby to zdanie jako przykład gramatyczny; itd., itd. Teraz pytam go: „Jak to rozumiałeś?", a on odpowiada: „To była informacja skierowana do ciebie". Czyż nie mógłbym przy­puścić, że on nie wie, co mówi, skoro jest na tyle pomylony, by chcieć podać mi tę informację?

469. Ktoś w środku rozmowy bez związku mówi do mnie „Życzę ci wszystkiego dobrego". Jestem zdumiony; ale później uświadamiam sobie, że te słowa wiążą się z jego myślami o mnie. I już nie rażą mnie więcej jako bezsensowne.

470. Dlaczego nie ma wątpliwości, że nazywam się L. W.? Nie wygląda to w ogóle na coś takiego, co można by natychmiast ustalić w sposób niewątpliwy. Nie powinno się sądzić, że jest to bezsprzeczna prawda.

5.4

[Tu nadal w moim myśleniu jest wielka luka. I wątpię, czy zostanie ona teraz wypełniona.]

471. Tak trudno jest znaleźć początek. Czy lepiej: tak trudno zacząć od początku. I nie próbować cofać się dalej.

472. Kiedy dziecko uczy się języka, to uczy się jedno­cześnie tego, czym jest badanie, a czym nie. Kiedy uczy się, że w pokoju jest szafa, to nie uczy się go wątpić, czy to, co widzi później jest jeszcze szafą, czy tylko rodzajem makiety.

473. Tak jak przy pisaniu uczymy się określonej pod­stawowej formy [liter], a później sieją zmienia, tak najpierw uczymy się stabilności rzeczy jako normy, która później podlega zmianom.

474. Ta gra okazuje się skuteczna. To może być przy­czyną, dla której się w nią gra, ale nie racją.

475. Chcę tu traktować ludzi jak zwierzęta; jak prymityw­ne istoty, którym przyznaje się instynkt, ale nie rozumność. Jako istoty w stanie prymitywnym. Nie potrzebujemy się wstydzić żadnej logiki wystarczająco dobrej dla prymityw­nych sposobów porozumiewania się. Język nie wyłonił się z jakiejś rozumności.

6.4

476. Dziecko nie uczy się, że istnieją książki, że istnieją krzesła, itd., itd. — uczy się ono brać książki, siadać na krzesłach, itd.

Później, oczywiście, powstają pytania o istnienie: „Czy istnieje jednorożec?" itd. Ale pytanie takie jest możliwe tylko dlatego, że z reguły żadne jemu odpowiadające pytanie nie występuje. Bo skąd wiadomo, jak przekonać się o istnieniu


93

92


jednorożców? Jak nauczono się określać, czy coś istnieje, czy nie?

477. „Tak więc trzeba wiedzieć, że istnieją przedmioty, których nazw uczymy dziecko przy pomocy wyjaśnienia ze wskazaniem."* — Dlaczego trzeba to wiedzieć? Czy nie wystarcza, że doświadczenie nie wykaże później czegoś przeciwnego?

Bo czemu gra językowa ma się opierać na jakiejś wiedzy?

7.4

478. Czy dziecko wierzy, że istnieje mleko? Albo czy wie, że istnieje mleko? Czy kot wie, że istnieje mysz?

479. Czy mamy powiedzieć, że wiedza o tym, iż istnieją przedmioty fizyczne, pojawia się bardzo wcześnie, czy bardzo późno?

8-4 :. ' ". " \.!. .'.'. '"' • Vv

480. Dziecko, które uczy się używać słowa „drzewo". Stoi się z nim przed drzewem i mówi „Piękne drzewo!" Oczywiście, w tej grze językowej nie pojawia się żadne wątpienie. Ale czy można też powiedzieć, że dziecko wie: że drzewo istnieje? W rzeczy samej jest prawdą, że 'wiedzieć coś' nie zawiera w sobie myślenia o tym — ale czy ten, kto coś wie, nie musi być w stanie wątpić? A wątpić znaczy myśleć.

481. Kiedy słyszy się Moore'a mówiącego „ Wiem, że to jest drzewo", to natychmiast rozumie się tych, którzy uważają, że to wcale nie jest ustalone.

Kwestia ta jawi nam się teraz jako niejasna i mglista. Tak, jakby Moore rzucił na nią złe światło.

*W przekładzie angielskim jest: ... przy pomocy definicji ostensywnej. [Przyp. tłum.]

Jest to tak, jakbym miał ujrzeć obraz (być może sceno­grafię) i rozpoznałbym już z daleka i bez cienia wątpliwości, co on przedstawia. Ale teraz podchodzę bliżej: i wtedy dostrzegam wiele różnokolorowych plam, a wszystkie dalece wieloznaczne i bynajmniej nie dające żadnej pewności.

482. Tak jakby „Wiem" nie tolerowało metafizycznej emfazy.

483. Poprawne użycie słowa „Wiem". Ktoś o słabym wzroku pyta mnie: „Czy wierzysz, że to, co tam widzimy, jest drzewem?"—Odpowiadam „ Wiem, że jest, widzę je dokładnie, a znam je dobrze". -— A: „Czy N. N. jest w domu?" — Ja: „Wierzę, że jest". — A: „Czy był w domu wczoraj?" — Ja: „Wczoraj był w domu, wiem o tym, rozmawiałem z nim."—A: „Wiesz, czy tylko wierzysz, że ta część domu jest nowo dobudowana?" — Ja: „ Wiem o tym, dowiedziałem się od..."

484. W tych przypadkach mówi się „Wiem" i podaje się podstawę tej wiedzy, a przynajmniej można ją podać.

485. Możemy też wyobrazić sobie przypadek, w którym ktoś przegląda listę zdań i nieustannie pyta „Wiesz o tym czy tylko w to wierzysz?" Chce sprawdzić pewność każdego poszczególnego zdania. Mogłoby tu chodzić o zeznanie świadka przed sądem.

9.4

486. „Wiesz, czy tylko wierzysz, że nazywasz się L. W.?" Czy to pytanie ma sens?

Wiesz, czy tylko wierzysz, że to, co tu zapisujesz, to słowa twojego języka ojczystego? Czy tylko wierzysz, że „wierzyć" ma takie znaczenie? Jakie znaczenie?

487. Co jest dowodem na to, że coś wierni Najpewniej nie to, że mówię, iż coś wiem.


95

94


488. I gdy autorzy wyliczają wszystko, co wiedzą, to nie dowodzi to zupełnie niczego.

Również tego, że można coś wiedzieć o rzeczach fizycz­nych, nie mogą dowieść zapewnienia tych, którzy w to wierzą.

489. Bo cóż odpowiadamy temu, kto mówi: „Wierzę, że tylko tak to ci się przedstawia, jakbyś wiedział".

490. I gdy pytam „Czy wiem, czy tylko wierzę, że nazywam się..." to na nic się nie zda, iż wejrzę w siebie.

Ale mógłbym rzec: nie tylko nigdy w najmniejszym stopniu nie wątpiłem, że tak się nazywam, lecz gdybym w to zwątpił, to nie mógłbym być pewien żadnego sądu.

10.4

491. „Czy wiem, czy tylko wierzę, że nazywam się L. W.?"

— Tak, gdyby to pytanie znaczyło „czy jestem pewny, czy tylko przypuszczam, że...?", to można by polegać na mojej odpowiedzi. —

492. „Czy wiem, czy tylko wierzę...?" można by też tak wyrazić: A co gdyby się wydawało, że to, co do tej pory wydawało się nie ulegać wątpliwości, było fałszywą opinią? Czy zareagowałbym tak, jak wtedy, gdy wiara okazała się fałszywa? a może wydawałoby się, że grunt usuwa się spod moich sądów? — Ale naturalnie nie chcę tu prorokować. Czy rzekłbym po prostu „Nigdy o tym nie pomyślałem!"

— a może (musiałbym) przeciwstawić się rewidowaniu swego sądu, ponieważ 'rewizja' taka równałaby się zagładzie wszelkich zasad?

493. A więc czy muszę uznawać pewne autorytety, by móc w ogóle wydawać sądy?

494. „Nie mogę wątpić w to zdanie nie zaprzestając wszelkiego wydawania sądów."

Ale co to za zdanie? (Przypomina ono to, co Frege powiedział o prawie identyczności.*) Z pewnością nie jest to zdanie empiryczne. Nie należy ono do psychologii. Ma raczej charakter reguły.

495. Można by komuś, kto by chciał wnosić obiekcje przeciw niepowątpiewalnym zdaniom, powiedzieć po pros­tu „Ach, bzdura!". A więc nie odpowiedzieć mu, ale go skarcić.

496. Jest to przypadek podobny do tego, w którym pokazuje się, że nie ma sensu mówić, iż w pewną grę zawsze grano błędnie.

497. Gdyby ktoś chciał wzbudzić we mnie wątpliwości i mówiłby: tu zwodzi cię twoja pamięć, tam zostałeś oszukany, tam znowu nie przekonałeś się dość gruntownie, itd., a ja nie uległbym dezorientacji i wytrwał przy swej pewności — to nie może być w tym nic złego, bo to właśnie definiuje grę.

11.4

498. Jest rzeczą osobliwą, że choć nawet uznaję za całkiem poprawne to, iż ktoś słowem „Bzdura!" odrzuca próbę zmylenia go przy pomocy wątpliwości dotyczących podstaw, to utrzymuję, że nie jest poprawne, jeśli usiłuje się on bronić używając przy tym słów „Wiem".

499. Mógłbym też powiedzieć tak: 'prawo indukcji' nie może być uzasadnione bardziej, niż pewne jednostkowe zdania dotyczące materiału doświadczalnego.

500. Ale niedorzeczne wydaje mi się też powiedzenie „Wiem, że prawo indukcji jest prawdziwe".

'Grundgesetze der Arithmetik I xvii. fPrzyp. wydj


96

97


Wyobraź sobie, że ktoś powiedział to w sądzie! Popraw-niej byłoby rzec „Wierzę w prawo...", gdzie 'wierzę' nie miałoby nic wspólnego z przypuszczam.

501. Czy nie jestem coraz bliższy i bliższy powiedzenia, że logika koniec końców nie daje się opisać? Musisz przyjrzeć się praktyce językowej, a wtedy to zobaczysz.

502. Czy można by powiedzieć „Znam położenie swych rąk z zamkniętymi oczyma", gdyby położenie, jakie bym podawał, zawsze lub w większości przypadków przeczyło zeznaniom innych?

503. Oglądam pewien przedmiot i mówię „To jest drze­wo" lub „Wiem, że to...". Jeśli teraz podchodzę bliżej i okazuje się, że jest inaczej, to mogę rzec „To nie jest jednak drzewo" lub też „To było drzewo, ale teraz już nie jest". Ale gdyby teraz wszyscy inni mi przeczyli i mówili, że to nigdy nie było drzewem i gdyby wszystkie inne świadectwa prze­mawiały przeciwko mnie — to na co by mi się jeszcze zdało obstawanie przy moim „Wiem..."?

504. To, czy coś wiem, zależy od tego, czy świadectwa przyznają mi rację, czy mi przeczą. Tak więc powiedzenie, że ktoś wie, iż go boli, nie znaczy nic.

505. To, że się coś wie, jest zawsze z łaski Natury.

506. Jeśli moja pamięć mnie tu zwodzi, to może mnie zwieść wszędzie."

Jeśli tego nie wiem, to skąd wiem, że moje słowa znaczą to, co, jak wierzę, znaczą?

507. „Jeśli to mnie zwodzi, to co jeszcze znaczy 'zwo­dzić'?"

508. Na czym mogę polegać? 98

509. Naprawdę chcę powiedzieć, że gra językowa jest możliwa tylko wtedy, gdy na czymś się polega (nie powie­działem „gdy można na czymś polegać").

510. Jeśli mówię „Naturalnie wiem, że to jest ręcznik", to formułuję wypowiedź. Nie myślę o weryfikacji. Dla mnie jest to wypowiedź bezpośrednia.

Nie myślę o przeszłości ani o przyszłości. (I podobnie naturalnie Moore.)

Jest to całkiem tak, jakbym bezpośrednio coś pochwycił, tak jakbym bez wątpliwości chwycił ręcznik.

511. Ale takie bezpośrednie pochwycenie odpowiada przecież pewności, a nie wiedzy.

Ale czy nie chwytam tak również nazw rzeczy? ' '

12.4

512. Czy nie chodzi tu o pytanie: „Co by było, gdybyś musiał zmienić swój pogląd nawet na te najbardziej fun­damentalne sprawy?" Nie wydaje mi się, by odpowiedzią na nie było: „Nie musisz go zmieniać. Na tym właśnie polega to, że są one 'fundamentalne' ".

513. Co by było, gdyby zaszło coś naprawdę niesłycha-negol — Gdybym, powiedzmy, zobaczył jak domy stop­niowo, bez widocznej przyczyny, przeobrażają się w mgłę; gdyby bydło na polach stawało na głowach, śmiało się i mówiło zrozumiałe słowa; gdyby drzewa stopniowo prze­obrażały się w ludzi a ludzie w drzewa. Czy miałem więc rację, mówiąc przed wszystkimi tymi zdarzeniami „Wiem, że to jest dom" itd., lub po prostu „To jest dom" itd.?

514. Wydaje mi się, że to jest stwierdzenie fundamental­
ne; jeśli jest fałszywe, to czy coś jeszcze może być 'prawdziwe'
lub 'fałszywe'? , , . •,•-.•

99


515. Jeśli nie nazywam się L. W., to jak mogę polegać na tym, co rozumie się przez „prawdziwy" lub „fałszywy"?

516. Gdyby zdarzyło się coś (gdyby np. ktoś mi coś mówił), co obliczone byłoby na wzbudzenie we mnie wątpliwości co do mego imienia, to byłoby to na pewno coś, co budziłoby wątpliwości co do samych podstaw tego wątpienia i dlatego mógłbym podjąć decyzję, by zachować swe dawne przekonania.

517. Ale czy nie mogłoby się wydarzyć coś, co by mnie zupełnie wyrzuciło z torów? Świadectwo, które uczyniłoby z tego, co najbardziej pewne, coś dla mnie nie do przyjęcia? lub spowodowałoby jednak, że uchyliłbym najbardziej fun­damentalne ze swych sądów? (Nieważne, słusznie czy niesłusznie.)

518. Czy mógłbym sobie wyobrazić, że obserwuję to u jakiegoś innego człowieka?

519. Jeśli wykonujesz rozkaz „Przynieś mi książkę", to musisz, być może, sprawdzić, czy to, co tu widzisz, jest naprawdę książką, ale wtedy przynajmniej wiesz, co rozumie się przez słowo „książka"; a jeśli tego nie wiesz, to możesz to sprawdzić — ale wtedy musisz jeszcze wiedzieć, co znaczy jakieś inne słowo. A fakt, że jakieś słowo znaczy to a to, tak a tak go się używa, jest z kolei faktem empirycznym, podobnie jak to, iż ten przedmiot jest książką.

Tak więc byś mógł wykonać rozkaz, istnieć musi fakt empiryczny, w który nie wątpisz. Wątpienie samo spoczywa tylko na czymś, co samo jest poza zasięgiem wątpienia.

A ponieważ gra językowa polega na powtarzających się w czasie aktach grania, to, jak się wydaje, nie możemy w każdym poszczególnym przypadku powiedzieć, że to a to musi nie podlegać wątpliwościom, aby gra językowa była możliwa — ale że pewien empiryczny lub inny sąd musi z reguly nie podlegać wątpliwościom.

13.4

520. Moore ma wszelkie prawo, by mówić, że wie, iż przed nim stoi drzewo. Naturalnie może się co do tego mylić. (Bo nie jest tu tak jak z wyrażeniem „Wierzę, że tu stoi drzewo".) Ale to, czy ma on w tym przypadku rację, czy się myli, jest filozoficznie nieistotne. Jeśli Moore atakuje tych, którzy powiadają, że właściwie nie można czegoś takiego wiedzieć, to nie może tego dokonać poprzez zapewnianie ich, że on wie to a to. Bo nie potrzebujemy mu wierzyć. Gdyby jego oponent utrzymywał, że nie można w to a to wierzyć, mógłby mu odpowiedzieć „Ja w to wierzę".

14.4

521. Błąd Moore'a polega na tym, że twierdzeniu, iż człowiek nie może czegoś wiedzieć, przeciwstawia „Ja to wiem".

522. Mówimy: Jeśli dziecko opanowało język — a zatem jego zastosowanie — to musi ono znać znaczenia słów. Musi np. być w stanie bez żadnych wątpliwości powiązać białe, czarne, czerwone i niebieskie rzeczy z nazwami ich kolorów.

523. Tak, nikt tu nie tęskni za wątpliwościami; nikogo nie dziwi, że nie domyślamy się tylko znaczeń słów.

15.4

524. Czy istotne dla naszej gry językowej ('rozkazywania i wykonywania rozkazu' np.) jest to, że w pewnych miejscach nie pojawia się wątpliwość, albo czy wystarcza, jeśli występuje poczucie pewności, choćby nawet z lekkim powie­wem wątpliwości?

Czy nie wystarczy więc, że nie nazwę, tak jak czynię to obecnie, czegoś 'czarnym', 'zielonym', 'czerwonym' bez pytania, bez mieszania się w to jakichś wątpliwości — ale zamiast tego powiem „Pewien jestem, że to jest czerwone",


101

100


tak jak ktoś może powie „Pewien jestem, że on dzisiaj przyjdzie" (a zatem 'z poczuciem pewności')?

To towarzyszące poczucie pewności jest nam naturalnie obojętne i podobnie nie potrzebujemy przejmować się słowami „Jestem pewien". — Istotne jest, czy towarzyszy temu różnica w praktyce językowej.

Można by zapytać, czy wszędzie tam, gdzie my np. składalibyśmy meldunek z pewnością (w trakcie doświad­czenia np. patrzymy w rurę i określamy kolor, jaki przez nią widzimy), on rzekłby „Jestem pewien". Jeśli tak, to najpierw bylibyśmy skłonni sprawdzić jego deklarację. Ale gdyby się okazało, że zasługuje on w pełni na zaufanie, to stwierdzono by, iż jego sposób mówienia jest jedynie nieszkodliwym dziwactwem. Można by np. przypuścić, że czytał on filo­zofów sceptycznych, uległ przekonaniu, iż nie można ni­czego wiedzieć i dlatego przyjął taki sposób mówienia. Gdy raz się już do tego przyzwyczailiśmy, to nie przeszkadza to w praktyce.

525. Jak zatem wygląda przypadek, gdy ktoś ma na­prawdę inny od nas stosunek do np. nazw kolorów? Gdy mianowicie w ich użyciu utrzymuje się lekkie wątpienie lub możliwość wątpienia?

16.4

526. Gdyby ktoś patrząc na angielską skrzynkę pocztową rzekł „Jestem pewien, że to jest czerwone", to musielibyśmy przypuścić, iż jest on daltonistą lub wierzyć, że nie opanował jeszcze danego języka i zna nazwy kolorów tylko w jakimś języku innym.

Gdyby nie miał miejsca żaden z tych dwóch przypadków, to nie zupełnie byśmy go rozumieli.

527. Polak, który nazywa ten kolor „czerwonym", nie jest 'pewien, że nazywa się on po polsku „czerwony"'. Dziecko, które opanowało użycie słowa, nie jest 'pewne, że

ten kolor w jego języku tak się nazywa'. Nie można też o nim powiedzieć, że ucząc się mówić uczy się, iż ten kolor tak się po polsku nazywa; ani też: ono to wie, gdy nauczyło się użycia słowa.

528. A jednak: gdyby ktoś mnie zapytał, jak się ten kolor nazywa po niemiecku, a na moją odpowiedź zareagowałby pytaniem „Czy jesteś pewien?", to odparłbym: „ Wiem to, niemiecki jest moim językiem ojczystym".

529. I np. jedno dziecko powie o drugim lub o sobie, że wie już, jak to a to się nazywa.

530. Mogę komuś powiedzieć „Ten kolor nazywa się po polsku 'czerwień'" (jeśli uczę go np. polskiego). W tym przypadku nie powiedziałbym „Wiem, że ten kolor..." — powiedziałbym to może wtedy, gdybym tego właśnie sam się uczył, albo przez kontrast z jakimś innym kolorem, którego polskiej nazwy nie znam.

531. Ale czy nie należałoby mojego obecnego stanu opisać następująco: wiem, jak ten kolor nazywa się po polsku? I jeśli tak właśnie by należało, to dlaczego nie powinienem wyrazić swego obecnego stanu odpowia­dającymi temu słowami „Wiem itd."?

532. Tak więc gdy Moore siedząc przed drzewem powie­dział „Wiem, że to...", to wyraził po prostu prawdę o swym ówczesnym stanie.

[Filozofuję teraz niczym staruszka, która bezustannie coś zapodziewa i na nowo musi tego szukać: raz okularów, raz kluczy.]

533. Cóż, jeśli poprawne było opisanie jego stanu poza kontekstem, to równie poprawne było wypowiedzenie poza kontekstem słów „To jest drzewo".


103


534. Ale czy błędne jest powiedzenie: „Dziecko, które opanowało grę językową, musi wiedzieć pewne rzeczy"?

Gdyby zamiast tego rzec „musi pewne rzeczy móc zrobić", to byłby to pleonazm, a jednak tak właśnie chciałbym odpowiedzieć na pierwsze zdanie. — Ale: „Dzie­cko nabywa wiedzę przyrodniczą". To zakłada, że dziecko może spytać, jak nazywa się taka a taka roślina.

535. Dziecko wie, jak się coś nazywa, jeśli umie popraw­nie odpowiedzieć na pytanie „Jak to się nazywa?"

536. Oczywiście dziecko, które zaczyna uczyć się języka, w ogóle nie posiada jeszcze pojęcia nazywania się.

537. Czy można o kimś, kto nie posiada tego pojęcia, powiedzieć, że wie, jak to a to się nazywa?

538. Dziecko, chciałbym rzec, uczy się tak a tak reago­wać; a kiedy to robi, to jeszcze nic z tego nie wie. Wiedza zaczyna się dopiero na dalszym szczeblu.

539. Czy z wiedzą jest tak jak z gromadzeniem?

540. Pies mógłby nauczyć się biec do N na zawołanie „N", a na zawołanie „M" do M — ale czy wiedziałby na tej podstawie, jak ci ludzie się nazywają?

541. „On wie tylko, jak ten ktoś się nazywa, nie wie jeszcze, jak nazywa się tamten ktoś". Tego nie można, ściśle rzecz biorąc, powiedzieć o kimś, kto nie ma jeszcze pojęcia o tym, że ludzie mają imiona.

542. „Nie mogę opisać tego kwiatu, jeśli nie wiem, że ten kolor nazywa się 'czerwony'".

543. Dziecko potrafi używać imion ludzi na długo przed­tem, nim w jakiejkolwiek postaci jest w stanie powiedzieć:

„Wiem, jak ten się nazywa; nie wiem jeszcze, jak nazywa się tamten".

544. Oczywiście, mogę zgodnie z prawdą rzec „Wiem, jak ten kolor nazywa się po polsku" wskazując np. na kolor świeżej krwi. Ale — — —

17.4 .':,.

545. 'Dziecko wie, jaki kolor oznacza słowo „niebieski"'. To, co ono tu wie, nie jest wcale takie proste.

546. Rzekłbym „Wiem, jak się ten kolor nazywa", gdyby np. chodziło o odcienie, których nazwy nie każdy zna.

547. Dziecku, które dopiero co zaczyna mówić i umie używać słów „czerwony" i „niebieski", nie można jeszcze powiedzieć: „Ty przecież wiesz, jak się ten kolor nazywa".

548. Dziecko musi nauczyć się nazw kolorów zanim będzie mogło spytać o nazwę koloru.

549. Błędne byłoby powiedzenie, że tylko wtedy mogę rzec „Wiem, że tu stoi krzesło", gdy krzesło tu stoi. Wtedy tylko, oczywiście, jest to prawdą, ale mam prawo tak rzec, kiedy jestem pewny, że ono tam stoi, nawet jeśli się mylę.

18.4

550. Jeśli ktoś w coś wierzy, to nie zawsze musimy być zdolni odpowiedzieć na pytanie 'dlaczego w to wierzy'; ale jeśli on coś wie, to na pytanie „skąd to wie?" trzeba móc dać odpowiedź.

551. I jeśli odpowiada się na to pytanie, to trzeba to uczynić wedle powszechnie uznanych zasad. Tak można coś takiego wiedzieć.


104

105


552. Czy wiem, że siedzę teraz na krześle? — A czy tego nie wiem? W obecnych okolicznościach nikt by nie rzekł, że to wiem, ale nie rzekłby również np., że jestem przytomny. Ani też normalnie nie powie się tego o przechodniu z ulicy.

553. To dziwne: jeśli powiem, bez specjalnego powodu, „Wiem", np. „Wiem, że siedzę teraz na krześle", to wypo­wiedź ta wydaje mi się nieusprawiedliwiona i pretensjonalna. Ale gdy wypowiadam to samo wtedy, gdy istnieje jakaś po temu potrzeba, to choć nie jestem ani o włos bardziej pewny prawdziwości tej wypowiedzi, to wydaje mi się ona w pełni usprawiedliwiona i zwyczajna.

554. Nie jest ona pretensjonalna w swej grze językowej. Nie zajmuje wyższej pozycji niż, po prostu, ludzka gra językowa. Tu bowiem ma ona swe ograniczone zasto­sowanie.

Ale gdy tylko wypowiadam to zdanie poza jego konteks­tem, to jawi się ono w niewłaściwym świetle. Bo wygląda wtedy na to, jakbym chciał zapewniać, że są rzeczy, które wiem. Rzeczy, o których sam Bóg nie może mi nic powie­dzieć.

19.4 'r.,\''^ ;..' ! .. ..' ''. .,. , ..." , ,;'

555. Mówimy, wiemy, że woda gotuje się, gdy postawi się ją na ogniu. Skąd to wiemy? Doświadczenie nas tego nauczyło. — Mówię „Wiem, że jadłem dziś rano śniadanie"; doświadczenie mnie tego nie nauczyło. Mówi się też „Wiem, że mam bóle". Za każdym razem gra językowa jest inna, za każdym razem jesteśmy pewni i za każdym razem ludzie zgadzają się z nami, że jesteśmy w stanie to wiedzieć. I dlatego twierdzenia fizyki znajdują się w podręcznikach dla

każdego.

Jeśli ktoś powiada, że coś wie, to musi to być coś, co on, w powszechnej opinii, jest w stanie wiedzieć.

556. Nie mówi się: On jest w stanie w to wierzyć.

Ale raczej: „W tej sytuacji rozsądnym jest to przyjąć" (czy „wierzyć w to").

557. Zadaniem sądu wojennego może być rozstrzyg­nięcie, czy w takim to a takim położeniu rozsądnym było przyjąć to a to z pewnością (choćby i błędnie).

558. Mówimy, wiemy, że w takich to a takich okolicz­nościach woda wrze, a nie zamarza. Czy jest tu do po­myślenia, że się mylimy? Czy pomyłka nie unicestwiłaby czasem wszelkiego wydawania sądów? Co więcej: Co mogłoby się ostać, gdyby to upadło? Czy ktoś mógłby odkryć coś takiego, że powiedzielibyśmy: „To był błąd"?

Cokolwiek może zdarzyć się w przyszłości, jakkolwiek może się w przyszłości zachować woda — my wiemy, że dotąd, w niezliczonej ilości przypadków, tak się za­chowywała.

Fakt ten wtopił się w fundament naszej gry językowej.

559. Musisz zważać na to, że gra językowa jest, że tak powiem, czymś nieprzewidywalnym. Rozumiem przez to: jest pozbawiona podstaw. Nie jest rozumna (czy nie­rozumna).

Jest tu — jak nasze życie.

560. A pojęcie wiedzy jest połączone z pojęciem gry językowej.

561. „Wiem" i „Możesz na tym polegać". Ale nie zawsze można zastąpić drugie pierwszym.

562. W każdym razie istotnym jest wyobrazić sobie język, w którym nasze pojęcie „wiedzieć" nie istnieje.

563. Powiada się „Wiem, że mam bóle" chociaż nie można po temu podać żadnej przekonywającej racji. — Czy


107


to jest to samo, co „Jestem pewny, że on..."? — Nie. „Jestem pewny" mówi ci o mojej pewności subiektywnej. „Wiem" znaczy, że pomiędzy mną, który wie, a tym, który nie wie, jest różnica rozumienia. (Oparta może na różnicy stopnia doświadczenia.)

Gdy w matematyce mówię „Wiem", to usprawiedliwie­niem na to jest dowód.

Jeśli w obu tych przypadkach zamiast „Wiem" powiada się „Możesz na tym polegać", to uzasadnienie jest za każdym razem innego rodzaju.

A uzasadnianie ma kres.

564. Gra językowa: przynoszenie kamieni budowlanych, meldowanie o ilości kamieni do dyspozycji. Ilość czasem się szacuje, czasem ustala przez policzenie. Pojawia się wtedy pytanie: „Czy wierzysz, że jest tyle kamieni?" i odpowiedź „Wiem to, właśnie je policzyłem". Ale „Wiem" mogłoby się tu nie pojawić. Gdyby jednak było kilka rodzajów skon­statowania czegoś z pewnością, jak liczenie, ważenie, mierze­nie stosu, to wtedy miejsce oświadczenia, skąd się wie, mogłaby zająć wypowiedź „Wiem".

565. Ale tu nie powiedziało się jeszcze nic o 'wiedzy', że to nazywa się „płyta", to „słup", itd.

566. Cóż, dziecko uczące się mojej gry językowej (nr 2)*, nie uczy się mówić „Wiem, że to nazywa się 'płyta'".

Tak więc istnieje oczywiście gra językowa, w której dziecko używa tego zdania. To zakłada, że dziecko, gdy tylko dana jest mu nazwa, już może jej używać. Tak jak gdyby mi ktoś powiedział „Ten kolor nazywa się...". — Jeśli więc dziecko nauczyło się gry językowej z kamieniami budowlanymi, to można mu teraz powiedzieć coś w rodzaju ,,A ten kamień nazywa się'...'" i w ten sposób pierwotna gra językowa ulega poszerzeniu.

'Dociekania filozoficzne I, 2. [Przyp. wyd.] 108

567. Czy więc moja wiedza, że nazywam się L. W., jest tego samego rodzaju co wiedza, że woda wrze w 100°C? To pytanie jest naturalnie źle postawione.

568. Gdyby jedno z moich imion było niezwykle rzadko używane, to mogłoby się zdarzyć, że nie znałbym go. To, że znam swoje imię, jest tylko dlatego samo przez się zro­zumiałe, że, podobnie jak wszyscy inni, używam go nie­zliczoną ilość razy.

569. Przeżycie wewnętrzne nie może wykazać mi, że coś wiem.

Jeśli mimo to mówię „Wiem, że nazywam się...", a rzecz jasna nie jest to przecież zdanie empiryczne,— — —

570. „Wiem, że tak się nazywam; u nas każdy dorosły wie, jak się nazywa".

571. „Nazywam się... — możesz na tym polegać. Jeśli okaże się to fałszem, to w przyszłości nigdy więcej mi nie uwierzysz".

572. A jednak wydaje mi się, że wiem, iż nie mogę mylić się co do swego własnego imienia!

To znajduje wyraz w słowach: „Jeśli to jest nieprawdą, to jestem obłąkany". Dobrze, ale to są słowa; a jaki ma to wpływ na stosowanie języka?

573. Czy dlatego, że nic przeciwnego mnie nie prze­konuje?

574. Powstaje pytanie: jakiego rodzaju zdaniem jest: „Wiem, że nie mogę się co do tego mylić", albo też: „Nie mogę się co do tego mylić"?

Owo „Wiem" zdaje się odcinać wszelkie racje. Ja to po prostu wiem. Ale jeśli może tu w ogóle być mowa o pomyłce, to musi istnieć możliwość sprawdzenia, czy to wiem.

109


575. Wypowiedź „Wiem" mogłaby też mieć za cel wska­zanie, w którym miejscu można na mnie polegać; przy czym użyteczność tego znaku musi pochodzić z doświadczenia.

576. Można by rzec „Skąd wiem, że nie mylę się co do swego imienia?" — i gdyby odpowiedź brzmiała „Ponieważ tak często go używałem", to można by pytać dalej: „Skąd wiem, że się co do tego nie mylę?" I tutaj „Skąd wiem" nie może już mieć żadnego sensu.

577. „Znam swoje imię z całkowitą pewnością".

Odmówiłbym wzięcia pod uwagę jakiegokolwiek ar­gumentu, który by próbował wykazać, że nie znam.

A co znaczy „odmówiłbym"? Czy jest to wyraz intencji?

578. A czy wyższy autorytet nie mógłby mnie zapewnić, że nie znam prawdy? Tak, że musiałbym rzec „Poucz mnie!" Ale wtedy moje oczy musiałyby być otwarte.

579. To, że każdy zna swoje imię z największą pewnością, należy do gry językowej z imionami ludzi.

20.4

580. Mogłoby przecież być tak, że zawsze, ilekroć po­wiedziałem „Wiem to", okazywało się to fałszem. (Wy­kazywanie.)

581. Ale może mimo to nie mógłbym sobie pomóc i nadal zapewniałbym „Wiem...". Ale zatem jak dziecko nauczyło się tego wyrażenia?

582. „Wiem to" może znaczyć: Jestem z tym dobrze obznajomiony — albo też: Jest tak na pewno.

583. „Wiem, że ten ... nazywa się '...'" — Skąd to wiesz? — „Dowiedziałem się...".

Czy mógłbym tu „Wiem, że itd." zastąpić przez „W ... nazywa się to '...'"?

584. Czy byłoby możliwym używanie czasownika „wie­dzieć" tylko w pytaniu „Skąd to wiesz?", które następowałoby po prostym stwierdzeniu? — Zamiast „Już to wiem" powiada się „Jestem z tym obeznajmiony"; a to następuje tylko po zakomunikowaniu faktu. Ale co mówi się zamiast „Wiem, co to jest"?

585. Ale czy „Wiem, że to jest drzewo" nie mówi czegoś innego niż „To jest drzewo"?

586. Zamiast „Wiem, co to jest", można by rzec „Mogę powiedzieć, co to jest". I gdyby przyjąć ten sposób wy­rażania się, to co stałoby się z „Wiem, że to jest..."?

587. Wracając do pytania, czy „Wiem, że to jest..." mówi coś innego niż „To jest...". — W pierwszym zdaniu wymie­niono osobę, w drugim nie. Ale stąd nie widać, że mają one różny sens. W każdym razie pierwsza forma jest nierzadko zastępowana przez drugą i wtedy często nadaje się jej pewną specyficzną intonację. Inaczej bowiem mówi się wtedy, gdy wypowiada się stwierdzenie nie zaprzeczone, a inaczej, gdy trwa się przy stwierdzeniu w obliczu sprzeczności.

588. Ale czy słowami „Wiem, że..." nie mówię tego, iż znajduję się w jakimś określonym stanie, podczas gdy samo stwierdzenie „Tak jest..." tego nie mówi? A jednak często odpowiada się na takie stwierdzenie [pytaniem] „Skąd o tym wiesz?" — „Ale przecież sam fakt, że to stwierdzam, daje do zrozumienia, iż sądzę, że to wiem". — Można by to wyrazić następująco: W ogrodzie zoologicznym mógłby stać napis „To jest zebra"; ale przecież nie „Wiem, że to jest zebra". „Wiem" ma sens tylko wtedy, gdy wypowiada je pewna osoba. Ale wtedy jest obojętne, czy wypowiedź brzmi „Wiem..." czy „To jest..."


111

110


L


l

589. Jak bowiem uczymy się rozpoznawać swój stan wiedzenia czegoś?

590. O rozpoznawaniu stanu wiedzy można by mówić co najwyżej wtedy, gdy powiada się „Wiem, co to jest". Można się tu o tym przekonać, czy naprawdę posiada się tę wiedzę.

591. „Wiem, co to za drzewo. — To jest kasztan." „Wiem, co to za drzewo. — Wiem, że to jest kasztan." Pierwsza wypowiedź brzmi naturalniej, niż druga. „Wiem" zostanie po raz drugi powiedziane tylko wtedy, gdy będzie się chciało specjalnie zaakcentować pewność; być może aby uprzedzić sprzeciw. Pierwsze „Wiem" znaczy mniej więcej: Mogę powiedzieć.

Ale w innym przypadku można by zacząć od konstatacji „To jest...", a potem odpowiedzieć na sprzeciw: „Wiem, co to za drzewo" i w ten sposób zaakcentować pewność.

592. „Mogę powiedzieć, co to za..., i to z pewnością".

593. Nawet gdy „Wiem, że jest tak" można zastąpić przez „Jest tak", to nie można jednak negacji jednego zastąpić przez negację drugiego.

Wraz z „Nie wiem..." do gry językowej wkracza nowy składnik.

21.4 • • ;: ' ; •; •' •;'•

594. Nazywam się „L. W." I gdyby ktoś to kwestionował, to natychmiast ustanowiłbym niezliczone powiązania, które czynią to pewnym.

595. „Ale mogę przecież wyobrazić sobie człowieka, który tworzy wszystkie te powiązania, a żadne z nich nie odpowiada rzeczywistości. Dlaczego ja nie miałbym znaleźć się w podobnej sytuacji?"

112

Gdy wyobrażam sobie takiego człowieka, to wyobrażam sobie również rzeczywistość, świat, który go otacza; a także jego, jak myśli (i mówi) wbrew temu światu.

596. Jeśli ktoś mnie informuje, że nazywa się N. N., to ma dla mnie sens zapytanie go „Czy możesz się co do tego mylić?" Jest to w grze językowej pytanie zgodne z regułami. I odpowiedź Tak lub Nie ma sens. — Ale oczywiście także ta odpowiedź nie jest nieomylna, tzn. może kiedyś okazać się fałszywa, co nie pozbawia pytania „Czy możesz się..." i odpowiedzi „Nie" ich sensu.

597. Odpowiedź na pytanie „Czy możesz się co do tego mylić?" nadaje stwierdzeniu określoną rangę. Odpowiedź może też brzmieć „Nie sądzę".

598. Ale czy na pytanie „Czy możesz..." nie można by odpowiedzieć: „Opiszę ci ten przypadek i potem sam zdecydujesz, czy mogę się mylić"?

Np. gdyby chodziło o czyjeś imię, to przypadek ów mógłby wyglądać tak, że osoba ta nigdy tego imienia nie używała, ale przypomina sobie, że czytała je w jakimś dokumencie, — ale z drugiej strony odpowiedź mogłaby brzmieć: „Nosiłem to imię przez całe swoje życie, wszyscy mnie tak nazywali". Jeśli to nie jest równoważne wypowiedzi „Nie mogę się co do tego mylić", to to ostatnie w ogóle pozbawione jest wszelkiego sensu. A jednak w sposób całkowicie oczywisty wskazuje to na bardzo ważną różnicę.

599. Można by np. opisać pewność zdania, że woda gotuje się w mniej więcej 100°C. Nie jest to np. zdanie, które kiedyś słyszałem, jak może to czy tamto, które mógłbym wymienić. Sam w szkole zrobiłem taki eksperyment. To zdanie jest w naszych podręcznikach zdaniem bardzo ele­mentarnym, a podręczniki te w takich sprawach są godne zaufania, ponieważ... — Można teraz temu wszystkiemu przeciwstawić przykłady pokazujące, że ludzie to i tamto

113


uważali za pewne, co później, w naszym mniemaniu, okazało się fałszywe. Ale argument ten jest bezwartościowy.* Powie­dzieć: koniec końców możemy przytoczyć tylko takie racje, jakie my uważamy za racje, to nie powiedzieć zupełnie nic. Jestem przekonany, że u podstaw tego leży niezrozumie­nie natury naszych gier językowych.

600. Jakie mam podstawy, aby ufać podręcznikom fizyki eksperymentalnej?

Nie mam żadnych podstaw, by im ufać. I ufam im. Wiem, jak takie książki powstają — albo raczej wierzę, że wiem. Mam trochę świadectw, ale nie sięgają one daleko i są rozproszone. Rozmaite rzeczy słyszałem, widziałem, czy­tałem.

22.4 '' " ' " .'

601. Nieustannie zagraża nam pragnienie, by znaleźć znaczenie poprzez kontemplowanie wyrażenia i nastroju, w jakim używa się go, zamiast myśleć wciąż o praktyce. Dlatego tak często powtarzamy sobie samym to wyrażenie, tak jakbyśmy w wyrażeniu i w doznawanym uczuciu musieli dojrzeć to, czego szukamy.

23.4

602. Czy powinienem rzec „Wierzę w fizykę", czy „Wiem, że fizyka jest prawdziwa"?

603. Nauczono mnie, że w takich okolicznościach to się dzieje. Zostało to odkryte w wyniku kilkakrotnych prób. To wszystko niczego by nam oczywiście nie dowiodło, gdyby to doświadczenie nie było otoczone przez inne, które wraz z nim tworzą system. Nie robiono więc eksperymentów

'[Uwaga na marginesie]: Czy nie może też się zdarzyć, że rozpo­znaliśmy dzisiaj błąd z przeszłości, a później dochodzimy do wniosku, że pierwsza opinia była słuszna? itd.

114

akurat na temat spadania, ale również eksperymenty z opo­rem powietrza i wiele innych.

Ale w końcu polegam na tych doświadczeniach czy też na sprawozdaniach z nich, bez skrupułów uzależniam od nich swoje własne działania. A czy to zaufanie nie potwierdziło się? Na ile mogę wyrokować — tak.

604. Na sali sądowej oświadczenie fizyka, że woda gotuje się w 100°C zostałoby bezwarunkowo przyjęte za prawdę. Gdybym teraz nie ufał temu oświadczeniu, to co mógłbym uczynić, by je osłabić? Samemu przeprowadzić eksperymenty? Czegóż by one dowiodły?

605. A co by było, gdyby oświadczenie fizyka było przesądem i równie absurdalnym byłoby kierować się nim przy wydawaniu wyroku, co polegać na próbie ognia?

606. To, że ktoś inny wedle mojego mniemania się pomylił, nie stanowi żadnej racji by przyjąć, że ja się teraz mylę. — Ale czy nie stanowi to racji by przyjąć, że mogę się mylić? Nie jest to żadna racja, bym miał w swoich sądach czy działaniach przejawiać jakąkolwiek niepewność.

607. Sędzia mógłby wręcz powiedzieć „To jest prawda — na ile człowiek może ją poznać". Ale co by ten dodatek wniósł? („beyond all reasonable doubt").

608. Czy popełniam błąd stosując się w swoich działaniach do zdań fizyki? Czy mam rzec, że nie mam po temu żadnych dobrych racji? Czy nie to właśnie jest tym, co nazywamy 'dobrą racją'?

609. Przypuśćmy, że spotkaliśmy ludzi, którzy nie uważają tego za uzasadnioną rację. Ale jak to sobie wyob­rażamy? Zamiast u fizyków zasięgają może rady u wyroczni. (I dlatego uważamy ich za prymitywnych.) Czy to źle, że zasięgają rady u wyroczni i do niej się stosują? — Jeśli

115


mówimy, że to „źle", to czy nie zwalczamy ich gry przyj­mując naszą grę językową jako punkt wyjścia?

610. I czy zwalczając ją mamy rację, czy nie mamy? Oczywiście nasze postępowanie podparte zostanie rozmaity­mi hasłami (sloganami).

611. Tam, gdzie naprawdę spotykają się dwie zasady, które są nie do pogodzenia, jeden drugiego uważa za głupca i heretyka.

612. Powiedziałem, że 'zwalczałbym' drugiego, — ale zatem czyż nie podałbym mu racji1. Owszem; ale jak daleko one sięgają? U kresu racji stoi perswazja. (Pomyśl o tym, co się dzieje, gdy misjonarze nawracają tubylców.)

613. Jeśli teraz powiadam „Wiem, że woda w postawio­nym na gazie czajniku nie zamarznie, lecz się zagotuje", to owo moje „Wiem" jest równie uzasadnione jak cokolwiek innego. 'Jeśli coś wiem, to wiem to'. — A może z jeszcze większą pewnością wiem, że ten człowiek naprzeciw mnie jest moim starym przyjacielem, takim to a takim? I jak to się ma w porównaniu ze zdaniem, że patrzę dwojgiem oczu i że zobaczę je gdy spojrzę do lustra? — Nie mam pewności, co na to odpowiedzieć. — Ale jest różnica między tymi dwoma przypadkami. Jeśli woda zamarznie nad płomieniem, to będę niepomiernie zdziwiony, ale przyjmę jakiś nieznany mi jeszcze czynnik i może pozostawię to do osądzenia fizykom. — Ale co mogłoby skłonić mnie bym zwątpił w to, że ów człowiek to N. N., którego znam od lat? Tutaj wydaje się, że wątpienie pociągnęłoby za sobą wszystko i pogrążyło w chaosie.

614. Tzn.: gdyby mi ze wszystkich stron przeczono i mówiono, że ów ktoś nie nazywa się tak, jak to zawsze wiedziałem (i „wiedziałem" używam tu celowo), to w tym przypadku zostałbym pozbawiony wszelkich podstaw wy­dawania sądów.

615. Czy teraz znaczy to: „Mogę w ogóle wydawać sądy tylko dlatego, że rzeczy zachowują się tak a tak (niejako dobrodusznie)?

616. A czy byłoby nie do pomyślenia, że pozostałbym w siodle bez względu na to, jak bardzo fakty stawałyby dęba?

617. Pewne zdarzenia postawiłyby mnie w sytuacji, w której nie mógłbym dłużej prowadzić starej gry językowej. W której zostałbym wyrwany z pewności gry.

Zaiste, czy nie jest samo przez się zrozumiałe, że możliwość gry jest uwarunkowana przez pewne fakty?

618. W tym przypadku wydawać by się mogło, jakoby gra językowa musiała 'wskazać' fakty, które ją umożliwiają. (Ale tak nie jest.)

Czy można więc powiedzieć, że jedynie pewna pra­widłowość zdarzeń sprawia, iż indukcja jest możliwa? Owo 'możliwa' musiałoby oczywiście znaczyć 'logicznie możliwa1.

619. Czy mam powiedzieć: Nawet gdyby nagle wystąpiła nieprawidłowość w zjawiskach przyrody, to nie musiałoby to mnie wyrzucić z siodła. Mógłbym, jak przedtem, wyciągać wnioski — ale czy nadal nazywałoby się to „indukcją", to inne pytanie.

620. W określonych okolicznościach powiada się „Możesz na tym polegać"; i zapewnienie to może być w języku potocznym uzasadnione lub nieuzasadnione, a może być uznane za uzasadnione nawet wtedy, gdy to, co przepowiedziane, nie ziściło się. Istnieje gra językowa, w której używa się tego zapewnienia.

24.4

621. Gdyby dyskutowano na temat anatomii, rzekłbym: „Wiem, że z mózgu wychodzi.12 par nerwów". Nigdy tych


116

117


nerwów nie widziałem, a nawet specjalista obserwował je tylko w nielicznych przypadkach. — Tak właśnie używa się tu poprawnie słowa „Wiem".

622. Można też poprawnie użyć „Wiem" w kontekstach wymienionych przez Moore'a, przynajmniej w określonych okolicznościach. (Nie wiem wprawdzie, co znaczy „Wiem, że jestem człowiekiem". I temu jednak można by nadać sens.) Dla każdego z tych zdań mogę sobie wyobrazić warunki, które wprawiają je w ruch w jednej z naszych gier językowych, a w ten sposób traci ono wszelką filozoficzną niezwykłość.

623. Dziwne, że w takim przypadku zawsze chciałbym rzec (choć jest to błąd): „Wiem to — na ile można coś takiego wiedzieć". To nie jest poprawne, ale coś poprawnego za tym się kryje.

624. Czy możesz mylić się co do tego, że ten kolor po polsku nazywa się 'zielony'? Mogę na to odpowiedzieć tylko „Nie". Gdybym powiedział „Tak, — bo zawsze wchodzi w grę złudzenie", to nic by to nie znaczyło.

Bo czy inni nie znają tego dodatku? I skąd ja go znam?

625. Ale czy to znaczy, że jest nie do pomyślenia, by słowo „zielony" zostało wypowiedziane skutkiem przejęzyczenia czy chwilowego pomieszania? Czy nie znamy takich przy­padków? — Można też komuś powiedzieć: „Czy się przypa­dkiem nie przejęzyczyłeś?" Znaczy to mniej więcej: „Rozważ to raz jeszcze". —

Ale te środki ostrożności mają sens tylko wtedy, gdy gdzieś mają kres.

Wątpienie bez kresu nie jest nawet wątpieniem.

626. Nic też nie znaczy powiedzenie: „Polską nazwą tego koloru jest z pewnością 'zielony', — chyba, że się przejęzyczam czy jestem w jakiś sposób w stanie zamętu".

627. Czy nie należałoby wtrącić tego zastrzeżenia do wszystkich gier językowych? (Co pokazuje jego bezsensow­ność.)

628. Kiedy powiada się „Pewne zdania muszą być umie­szczone poza zasięgiem wątpliwości", to brzmi to tak, jakbym te zdania — np. to, że nazywam się L. W. — miał zamieścić w książce logicznej. Jeśli bowiem należy to do opisu gry językowej, to należy też do logiki. Jednak to, że nazywam się L. W., nie należy do takiego opisu. Gra językowa operująca imionami osób istnieć może zapewne nawet wtedy, gdy mylę się co do swego imienia — ale to zakłada, iż bezsensowne jest powiedzenie, że większość ludzi myli się co do swych imion.

629. Z drugiej jednak strony poprawnym jest powiedzieć o sobie „Nie mogę mylić się co do swego imienia", a niepo­prawnym „Być może się mylę". Ale to nie znaczy, że dla innych nie ma sensu wątpić w to, co, jak oświadczam, jest pewne.

630. To, że nie można w języku ojczystym mylić się co do oznaczenia pewnych rzeczy, jest po prostu czymś normalnym.

631. „Nie mogę się co do tego mylić" charakteryzuje po prostu pewien rodzaj twierdzenia.

632. Wspomnienie pewne i niepewne. Gdyby pewne wspomnienie nie było ogólnie bardziej godne zaufania, tzn. nie byłoby przez dalszą weryfikację potwierdzane częściej, niż wspomnienie niepewne, to wyraz pewności i niepewności nie pełniłby w języku swej obecnej funkcji.

633. „Nie mogę się co do tego mylić" — ale co by było, gdybym się jednak później pomylił? Bo czy nie jest to możliwe? Ale czy to sprawia, że wyrażenie „Nie mogę się


119

118


itd." jest niedorzeczne? Czy nie lepiej byłoby zamiast tego rzec „Trudno mi się co do tego mylić"? Nie, bo to znaczy coś innego.

634. „Nie mogę się co do tego mylić; w najgorszym razie zrobię ze swego zdania normę".

635. „Nie mogę się co do tego mylić: byłem z nim dzisiaj".

636. „Nie mogę się co do tego mylić; gdyby nawet wydawało się, że coś przemawia przeciwko memu zdaniu, to mimo tego pozoru będę przy nim trwał".

637. „Nie mogę się itd." wskazuje memu twierdzeniu jego miejsce w grze. To jednak odnosi się zasadniczo do mnie, a nie do gry w ogólności.

Jeśli się w swym twierdzeniu mylę, to nie odbiera to grze językowej jej użyteczności.

25.4 .

638. „Nie mogę się co do tego mylić" jest zwykłym zdaniem służącym temu, aby przydać wypowiedzi wartość pewności. I tylko w potocznym użyciu jest to uzasadnione.

639. Ale co to do diabła pomoże, jeśli — jak każdy przyzna — mogę się co do tego mylić, a więc także co do zdania, które ono miało wspierać?

640. Czy mam powiedzieć, że to zdanie wyklucza określony rodzaj błędu?

641. „Dziś mi o tym powiedział — co do tego nie mogę się mylić". — Ale co będzie, jeśli później okaże się to fałszem?! Czy nie musimy tu wprowadzić rozróżnienia między sposo­bami, na jakie coś 'okazuje się fałszywe'? — Jak zatem można to wykazać, że moja wypowiedź była fałszem? Tutaj przecież

120

świadectwo walczy przeciw świadectwu i trzeba zdecydować, które ma ustąpić.

642. Jeśli jednak ktoś wyraża wątpliwości: A co by było, gdybym nagle, że tak powiem, przebudził się i rzekł „Po­myślcie, wyobrażałem sobie, że nazywam się L. W.!" —— a kto powie, że nie obudzę się raz jeszcze i nie nazwę tego nadzwyczajnym przywidzeniem itd.?

643. Można oczywiście wyobrazić sobie przypadek — a takowe istnieją — gdy po 'przebudzeniu' nigdy więcej nie ma się wątpliwości, co było przywidzeniem a co prawdą. Ale taki przypadek, lub jego możliwość, nie dyskredytuje przecież zdania „Nie mogę się co do tego mylić".

644. Czy bowiem w przeciwnym razie całe twierdzenie nie zostałoby w ten sposób zdyskredytowane?

645. Nie mogę się co do tego mylić — ale zapewne mogę kiedyś, słusznie czy niesłusznie, pomyśleć, że uświadamiam sobie, iż nie byłem zdolny do wydawania sądu.

646. Gdyby to się zawsze lub często zdarzało, zapewne zmieniłoby to zupełnie charakter gry językowej.

647. Zachodzi różnica pomiędzy pomyłką, dla której, że tak powiem, miejsce w grze językowej jest przygotowane, a zupełną nieprawidłowością, która zdarza się jako wyjątek.

648. Mogę też przekonać kogoś innego o tym, że 'nie mogę się co do tego mylić'.

Powiadam komuś: „Dziś rano był u mnie ten a ten i to a to mu powiedział". Jeśli go to zdumiewa, może mnie spytać: „Czy nie możesz się co do tego mylić?" Może to znaczyć: „Czy na pewno zdarzyło się to dziś ranol" lub też „Czy na pewno dobrze go zrozumiałeś?" — Łatwo dostrzec, co powinienem dodać, aby wykazać, że nie mylę się co do

:,'.' 121


czasu i, podobnie, że nie zrozumiałem źle opowieści. Ale to wszystko nie może wykazać, iż to wszystko mi się nie przyśniło lub że nie uroiłem sobie tego niczym mary sennej. Ani też nie może to wykazać, że się ogólnie nie przejęzyczyłem. (Coś takiego się zdarza.)

649. (Kiedyś powiedziałem do kogoś — po angielsku

— że kształt pewnej gałęzi podobny jest do gałęzi wiązu, czemu ów ktoś zaprzeczył. Gdy potem prze­chodziliśmy koło kasztanów, rzekłem „Widzisz, tu są gałęzie, o których mówiłem". On na to „Ależ to kasztan"

— a ja „Zawsze, gdy mówię wiąz, mam na myśli kasztan".)

650. To zapewne znaczy: w pewnych (często się po­wtarzających) przypadkach możliwość pomyłki daje się wyeliminować. — Tak też eliminuje się błędy rachunkowe. Bo jeśli rachunek był sprawdzany mnóstwo razy, to nie można potem powiedzieć: „Jego prawidłowość jest, mimo tego, tylko bardzo prawdopodobna — błąd bowiem zawsze może się jeszcze wślizgnąć". Przypuśćmy bowiem, że kiedyś się wydało, iż błąd został wykryty — dlaczego tutaj nie mielibyśmy podejrzewać błędu?

651. Nie mogę się mylić co do tego, że 12 x 12 = 144. A nie można matematycznej pewności przeciwstawić względnej pewności zdań empirycznych. Bo zdanie matema­tyczne otrzymuje się w wyniku serii działań, które w żaden sposób nie różnią się od pozostałych działań w naszym życiu i tak samo narażone są na zapomnienie, przeoczenie, złudzenie.

652. Czy mogę teraz prorokować, że ludzie nigdy nie obalą obecnych zdań rachunkowych, że nigdy nie powiedzą, iż wiedzą wreszcie, jak się te rzeczy mają? Ale czy to usprawiedliwiałoby wątpienie z naszej strony?

653. Jeśli zdanie 12 x 12 = 144 nie podlega wątpli­
wościom, to musi tak być również ze zdaniami nie-mate-
matycznymi. . ; --.•,-. •<••-,••• <

26.4.51

654. Ale temu wiele może przeczyć. — Po pierwsze jest faktem, że „12 x 12 itd." jest zdaniem matematycznym i można z tego wyciągać wniosek, że tylko te zdania są w takiej sytuacji. I jeśli ten wniosek nie jest uzasadniony, to równie pewne powinno być zdanie o procesie rachowania, ale nie będące samo zdaniem matematycznym. — Myślę o zdaniu w rodzaju: „Mnożenie '12 x 12', o ile prze­prowadzają je ludzie biegli w rachunkach, da w większości przypadków wynik '144'". Zdaniu temu nikt nie zaprzeczy, a nie jest ono naturalnie zdaniem matematycznym. Ale czy ma ono pewność zdania matematycznego?

655. Zdanie matematyczne niejako oficjalnie naznaczone zostało stemplem bezsporności. Tzn.: „Spierajcie się o inne rzeczy; ta jest ustalona —jest osią wokół której spór może się obracać".

656. A tego nie można powiedzieć o zdaniu, że ja nazywam się L. W. Ani o zdaniu, że tacy a tacy ludzie prawidłowo wykonali takie a takie obliczenia.

657. O zdaniach matematyki powiedzieć można, że są skamielinami. — Zdanie „Nazywani się..." takim nie jest. Ale ci, którzy, tak jak ja, dysponują przytłaczającymi świadectwami, też uważać je będą za niezbite. I to nie na skutek bezmyślności. Bo to, że świadectwo jest przytła­czające, polega właśnie na tym, że nie musimy ustępować przed żadnym świadectwem przeciwnym. Mamy tu zatem oparcie podobne do tego, które sprawia, że zdania matema­tyczne są niezbite.


123

122


658. Pytanie „Ale czy nie mogłeś ulec teraz złudzeniu, a później być może zorientować się, że tak było?" mogłoby również być zarzutem wobec tabliczki mnożenia.

659. „Nie mogę mylić się co do tego, że zjadłem właśnie obiad".

Bo jeśli mówię komuś „Zjadłem właśnie obiad", to może on sądzić, że kłamię, albo że nie jestem teraz przy zdrowych zmysłach, nie uwierzy jednak, że się mylę. Tak, założenie, że mógłbym się mylić, nie ma tu sensu.

Ale to się nie zgadza. Mógłbym np. zaraz po obiedzie, nie wiedząc o tym, zdrzemnąć się przy stole i spać przez godzinę, a teraz sądzić, że właśnie jadłem.

Ale mimo wszystko rozróżniam tu rozmaite rodzaje pomyłek.

660. Mógłbym spytać: „Jak mógłbym pomylić się co do tego, że nazywam się L. W.?" I odpowiedzieć: Nie widzę, jakby to było możliwe.

661. Jak mógłbym się mylić przyjmując, że nigdy nie byłem na Księżycu?

662. Gdybym rzekł „Nigdy nie byłem na Księżycu, ale mogę się mylić", byłoby to idiotyczne.

Bo nawet myśl, że mógłbym być tam przeniesiony w nieznany sposób we śnie, nie dawałaby mi prawa, by mówić tu o możliwej pomyłce. Gram blednie, jeśli to czynię.

663. Mam prawo powiedzieć „Nie mogę się co do tego mylić" nawet gdy jestem w błędzie.

664. Czym innym jest: czy ktoś uczy się w szkole tego, co w matematyce jest poprawne a co niepoprawne i czy sam oświadczam, że nie mogę się w pewnym zdaniu mylić.

665. Przydaję tu temu, co jest powszechnie ustalone, coś specjalnego.

666. Ale jak jest np. z anatomią (albo ze znaczną jej częścią)? Czy to, co ona opisuje, również nie podlega żadnym wątpliwościom?

667. Nawet gdybym przybył do kraju, gdzie ludzie wie­rzyliby, że są we śnie przenoszeni na Księżyc, to nie mógłbym im powiedzieć: „Nigdy nie byłem na Księżycu. — Naturalnie mogę się mylić." A na ich pytanie „Czy nie możesz się mylić?" musiałbym odpowiedzieć: Nie.

668. Jakie to ma praktyczne konsekwencje, jeśli udzielam informacji i dodaję, że nie mogę się co do tego mylić?

(Mógłbym też zamiast tego dodać: „Co do tego nie mogę się mylić bardziej, niż co do tego, że nazywam się L. W.")

Ktoś inny mógłby mimo to wątpić w moje stwierdzenie. Ale jeśli mi ufa, to nie tylko przyjmie moją informację, ale też z mojego przekonania wyciągnie określone wnioski co do tego, jak się zachowam.

669. Z pewnością używa się w praktyce zdania „Nie mogę się co do tego mylić". Ale można wątpić, czy ma ono być później rozumiane w zupełnie ścisłym sensie, czy też raczej jest rodzajem przesady, której używa się być może tylko w celach perswazyjnych.

27.4.

670. Można by mówić o podstawowych zasadach ludz­kich badań.

671. Lecę stąd w taką część świata, gdzie ludzie mają tylko nieokreślone wieści, a może w ogóle żadnych, na temat możliwości latania. Mówię im, że przyleciałem właśnie do nich z... Pytają mnie, czy mogę się mylić. — Mają oczywiście


124

125


fałszywe wyobrażenia o tym, jak się ta rzecz przedstawia. (Gdyby zapakowano mnie do pudła, to może myliłbym się co do rodzaju transportu.) Jeśli powiem im po prostu, że nie mogę się mylić, to może ich to nie przekona; ale przekona ich, gdy opiszę im przebieg zajścia. Wtedy na pewno nie będą pytać o możliwość pomyłki. Ale mogliby przy tym — nawet jeśli mi ufają — sądzić, że śniłem lub iż czary spowodowały, że to sobie wyimaginowałem.

672. 'Jeśli nie ufam temu świadectwu, to dlaczego mam ufać jakiemukolwiek innemu?'

673. Czy nie jest trudno rozróżnić przypadki, w których nie mogę się mylić i te, w których raczej nie mogę się mylić? Czy zawsze jest jasne, do jakiego rodzaju dany przypadek należy? Przypuszczam, że nie.

674. Są też jednak określone typy przypadków, w których słusznie mówię, że nie mogę się mylić i Moore podał kilka ich przykładów.

Mogę wyliczyć różne typowe przypadki, ale nie mogę określić wspólnej cechy. (N. N. nie może się mylić co do tego, że kilka dni temu przyleciał z Ameryki do Anglii. Może on głosić coś innego tylko wtedy, gdy jest szalony.)

675. Jeśli ktoś wierzy, że kilka dni temu przyleciał z Ame­ryki do Anglii, to wierzę, że nie może się co do tego mylić. I tak samo, gdy ktoś mówi, że siedzi teraz przy stole i pisze.

676. „Ale jeśli nawet w takich przypadkach nie mogę się mylić, — to czy nie jest możliwe, że jestem pod narkozą?" Jeśli jestem i jeśli narkoza pozbawiła mnie przytomności, to nie mówię teraz i nie myślę naprawdę. Nie mogę na serio przyjąć, że w tej chwili śnię. Ktoś kto, śniąc, mówi „Śnię", nawet gdy mówi na głos, nie ma racji w większym stopniu niż wtedy, gdyby we śnie powiedział „Pada deszcz" wówczas,

kiedy faktycznie by padało. Nawet gdyby jego sen naprawdę był związany z szumem deszczu.


127

126

KRAINA LOGOS

www.logos.amor.pl



Wyszukiwarka