poniedziałek, 01 grudnia 2008 15:25
Kiedy Hernan Cortes wylądował na Jukatanie w Meksyku w 1519 roku, ambasadorowie lokalnego władcy Montezumy II przybyli do niego w darami. Cortes dowiedział się potem, że Aztekowie uważali go albo za wysłannika boga Quetzalcoatla, albo za samego boga. Zgodnie z proroctwem, bóg Quetzalcoatl miał powrócić w roku jednej trzciny, a 1519 był właśnie takim rokiem. W „Podboju Nowej Hiszpanii” autorstwa Bernala Diaza podkreśla się, że Montezuma szczerze wierzył w to, co przepowiedzieli jego przodkowie. Montezuma spekulował także o tych, którzy przybywają stamtąd, gdzie wschodzi słońce.
W 1519 roku proroctwo się wypełniło i choć z pewnością wielu miało trudność z uznaniem Cortesa za Quetzalcoatla, udało mu się wprowadzić ogromne zmiany i ostatecznie zapanować nad środkowoamerykańskim ludem.
Ale czy kapłani dobrze przepowiedzieli przyszłość? A może to używany przez nich kalendarz doprowadził do katastrofy? Być może pewne części społeczeństwa wyczekiwały powrotu swego boga co 52 lata i każdy (nie tylko Cortes) mógł zostać „uhonorowany” takim tytułem i wzięty za istotę nadnaturalną?
W jednym z najbardziej specyficznych, choć nie do końca poznanych proroctw (Centuria X) Nostradamus napisał: „W roku 1999 i 7 miesiącach; Z nieba nadleci wielki Król terroru; Wskrzesi on wielkiego Króla Angolmois; przed którym Mars rządził szczęśliwie.” Wydaje się, że odnosi się on tutaj do zaćmienia słońca z 11 sierpnia 1999 roku.
Nostradamus rzadko podaje w swych dziełach dokładne daty i stąd też ów wers stał się przyczynkiem do debaty nad tym, kto jest owym „Królem terroru” i co miało stać się latem 1999 roku. Owa data była jednak tak bliska do końca milenium, że rzekomymi „terrorami” miały być według niektórych apokaliptyczne scenariusze mówiące o zderzeniu Ziemi z kometą, inwazji obcych, wojnie nuklearnej i tak dalej. Inni z kolei zinterpretowali w odmiennych kategoriach, widząc w tym ponowne obudzenie się ducha Jezusa w ludziach czy też otwarcie Komnaty zapisków mającej się mieścić pod Sfinksem, którego Arabowie nazywali „Ojcem terroru”.
Terrence McKenna
W mniej niż dekadę potem pojawiły się głosy o „nowym 11 sierpnia”, którym ma być 21 grudnia 2012 roku - koniec kalendarza Majów, który zbiega się z innym astronomicznym wydarzeniem - koniunkcją zimowego przesilenia z przecięciem punktu Galaktycznego równika. Nowa data, nowa nadzieja na lepszą przyszłość została przeniesiona z 1999 na 2012 rok. Nostradamus zastąpiony został przez
Grid square
(niekiedy samozwańczych) potomków kapłanów Majów, którzy stwierdzili, że koniec kalendarza równoznaczny jest z apokalipsą. W rzeczywistości (choć faktem jest, że kalendarz się skończy) nie istnieją żadne źródła mówiące o tym, że w związku z tym dojdzie do jakiejkolwiek katastrofy czy też szeroko pojmowanej zmiany.
Pozostaje jednak pytanie, co (jeśli w ogóle) wydarzy się tego zimowego dnia 2012 roku. W książce pt. „2012, The Return of Quetzalcoatl” („2012, Powrót Quetzalcoatla”) Daniel Pinchbeck twierdzi, że wspiera następującą radykalną teorię mówiącą, że „ludzka świadomość szybko przybiera nowy stan, nową intensywność świadomości, która zamanifestuje się jako odmienne zrozumienie, zmienione uświadamianie sobie czasu, przestrzeni i siebie.”
W swej ocenie tego, czy rzeczywiście podlegamy takim przemianom Pinchbeck mówi o brytyjskim badaczu kręgów zbożowych, Michaelu Glickmanie, który uważa, że niektóre ze zbożowych formacji odnajdywane na terenie Anglii i innych miejscach na świecie są w rzeczywistości kalendarzami. Wskazuje on np. na tzw. „Grid Square”, który pojawił się w sierpniu 1997 roku w Etchilhampton i który według niego był mapą czasu. Zapisany w kręgu kwadrat składał się z 26 rzędów liczących po 30 kwadratów, które według Glickmana symbolizowały ilość tygodni pozostałych do końca 2012. Dla Brytyjczyka rok ten miał nieść za sobą „zmiany w wymiarowości”. Co do kręgów zbożowych, dla Glickmana były one kluczem do zrozumienia zmian, który oferuje nam wskazówki odnośnie tego, jak ta zmiana zamanifestuje się w naszej codzienności.
Proroctwa dotyczące końca czy nadziei nowego świata są stare jak świat. W świecie zachodnim wiąże się je z Apokalipsą, która jest serią zdarzeń, jakie będą związane z pojawieniem się Antychrysta i z drugim przyjściem Jezusa, kiedy to nastąpi wskrzeszenie zmarłych i nastąpi „koniec czasu”. W chrześcijańskiej eschatologii koniec świata sygnalizować ma tzw. „sygnał końca”, zaś według Ewangelii według św. Mateusza mają nimi być okresy głodu, chorób i trzęsień ziemi. Pojawić się mają także osoby podające się za Chrystusa. Dla innych jednak każde zjawisko o anomalnej naturze uważane jest za znak końca świata.
Marshall Applewhite i Bonnie Nettles przewodzili amerykańskiej grupie religijnej o nazwie Heaven's Gate (Wrota Niebios). Applewhite przekonał 38 członków grupy, aby popełnili samobójstwo, kiedy w 1997 roku na niebie pojawi się kometa Hale-Bopp.
Wierzył on najwyraźniej, że ich dusze zostaną zabrane na statek kosmiczny, który podąża za kometą, zaś w nim znajduje się… Jezus. Uważał on ponadto, że planeta zmienia cykl i jedyną ucieczką od tego jest jej natychmiastowe opuszczenie, czyli śmierć.
Podczas gdy większość badaczy UFO oraz kręgów zbożowych spędziła kilka dekad na próbach udowodnienia istnienia tych zjawisk, inni wzięli je dokładnie za to, czym są - czyli anomalne zjawiska, lecz równocześnie znaki o potencjalnie diabolicznej czy boskiej naturze zapowiadającymi koniec dziejów.
Strony internetowe w typie Return of the Nephilim są niestety typowym, głównie amerykańskim, przykładem myślenia, w którym biblijna eschatologia miesza się właściwie… ze wszystkim. Możemy tam przeczytać m.in.: „Łączenie buntowniczych synów Elohima, którzy zamieszkują niebiosa, atmosferę i inne miejsca z nie będącymi ludźmi inteligentnymi istotami, które widujemy coraz częściej i uważamy za „obcych” nie jest wielkim osiągnięciem. Nie tylko zaawansowane istoty wskazywały na swe anielskie korzenie w czasie kontaktów z ludźmi, czy to w czasie uprowadzeń czy channelingów, ale ponadto zjawisko kręgów zbożowych wskazuje na ich zainteresowanie planetami i pasem asteroid - obszarami, nad którymi piecze wciąż sprawują Synowie Elohima. Jeśli zatem tzw. obcy i ich statki sami nie są jego synami znanymi z Pism, są i tak sługami Szatana - Księcia Mocy Powietrza.”
W rzeczywistości dla wielu Chrześcijan owe „znaki” nie pochodzą od Boga, ale Szatana, którego zadaniem jest zwodzenie ludzi. Stad też znaki mające zwiastować kolejne przyjście Jezusa czy też zwiastujące epokę spodków (czy to inwazję obcych czy przyjazny kontakt) są przez chrześcijan i ufologów podobnie interpretowane jako oznaka zdarzenia o wielkiej skali.
Ta zmiana miała także odbicie w masowej kulturze. Francuski serial telewizyjny „Mystere” przedstawiał kręgi zbożowe jako zakodowane wiadomości, nie do odczytania dla wojska, które stara się złamać ich kod, ale czytelne dla grupy „specjalnych ludzi” - końcowego produktu programu krzyżowania przeprowadzanego przez istoty pozaziemskie, której celem jest ich powrót do rodziny istot pozaziemskich. Kręgi są zatem „notatkami” pozostawianymi na polach, które wskazują ludziom, gdzie mają zmierzać, aby wrócić do miejsca, do którego należą. Ta teoria spiskowa przypomina nieco film „Uprowadzona” Spielberga, gdzie również w pewien sposób wskazuje się na rolę kręgów zbożowych, choć w znacznie mniejszej skali.
Jeśli UFO było nową czołową anomalią drugiej połowy XX wieku, kręgi zbożowe bezsprzecznie stanowiły taką anomalię ostatniego ćwierćwiecza. Wraz z odliczaniem do początków nowego milenium, wzrastała liczba kręgów, które pojawiały się na polach Anglii (w największej liczbie), ale i innych miejsc na świecie. Nie zaskakuje zatem fakt, że gdy Glickman zaadoptował kręgi do daty 2012, wcześniej (w latach 90-tych), dopasowywano je do teorii o 11 sierpnia.
Niektórzy wiązali to także z ustawieniem planet, jakie miało nastąpić 3 maja 2000 roku i zauważyli w jaki sposób krąg, który pojawił się 3 maja 1999 roku w Wallop niedaleko Andower, sugerował swym wzorem zaćmienie słoneczne.
Dziś natura zjawiska kręgów zbożowych, czy to wykonywanych przez człowieka, czy w jakiś sposób przez „kogoś innego” pozostaje przyczyną zaciętych debat, ale jednocześnie nic nie powstrzymało inkorporowania ich do różnych teorii dotyczących końca dziejów. Jeśli są to informacje przeznaczone dla specjalnej grupy osób (jak to przedstawiono w „Mystere”), jasne jest, że nie są one łatwe do odcyfrowania.
Dlatego też kręgi stały się także współczesną formą wróżby. W epoce, w której wróżenie z fusów, moczu czy innych znaków stało się mniej popularnym mechanizmem interpretowania losu, a szczególnie przyszłości, o którą chodzi na poziomie indywidualnym i globalnym, kręgi zbożowe stały się nową formą wróżby, w której rodzaj ludzki szuka nadziei na odgadnięcie przekazu od bogów. Szukamy w nich znaczenia - od alchemii (jak w przypadku Barbury Castle) po inne pojęcia, jak np. kalendarz Majów. Gerard Hawkins i John Michell prezentowali i prezentują to podejście. Tajemnicze wzory na polach odgrywają rolę testu Rorschacha przeznaczonego dla ich badaczy.
Formacja z lipca 2008 nazwana Krzyżem Quetzalcoatla
Czymkolwiek są kręgi zbożowe, pojawia się oddzielne pytanie dotyczące odliczania do 2012, z którym piktogramy zbożowe nie są koniecznie związane. Jedną z tych osób, pisarz, filozof i etnobotanik Terence McKenna.
Jego model nazywany znany jest jako „TimeWave Zero” i jest częścią jego „Teorii o nowości”, która stara się zmierzyć wzloty i upadki zjawiska „nowości” we wszechświecie jako niezmienną cechę czasu i historii. Fraktalna forma, tytułowa „TimeWave” była falą ukazującą, w jaki sposób nowości (czyli nowe rzeczy), pojawiają się we wszechświecie. Do tego podejścia podłączyć można także inne zjawiska, jak UFO czy kręgi zbożowe, które stały się swoistą nowością ostatniego półwiecza XX wieku.
McKenna powiedział, że otrzymał informacje o tym w czasie, kiedy ze swym bratem Denisem brali udział w wyprawie do kolumbijskiej części Amazonii, miejsca znanego jako La Chorrera , gdzie spotkali się z eksperymentami z naturalnymi środkami psychoaktywnymi. Szczegóły tego zawarł w książkach „True Hallucinations” („Prawdziwe halucynacje”) oraz „The Invisible Landscape” („Niewidzialny krajobraz”). McKenna opisał te chwile jako „spotkanie z insektoidalną inteligencją, która miała do powiedzenia ciekawe rzeczy na temat natury czasu”. Odczuł on także, że istoty te były pasażerami UFO twierdząc, że „jesteśmy częścią symbiotycznego związku z czymś, co maskuje się jako inwazja pozaziemska w ten sposób, że nie przyciąga to naszej uwagi.”
McKenna wierzył, że pojawianie się dużej liczby relacji o UFO wskazywało na pojawianie się „transcendentalnego obiektu zza końca historii”. Przyszłość wdzierała w przeszłość. Pochodzeniem tej anomalii (owego wdarcia), było to „coś”, był to ów „transcendentalny obiekt”, który objawił mu równania związane z czasem.
Choć McKenna posiadł ów „dar bogów”, brakowało mu mechanizmu poprzez który mógłby nanieść fraktalne fale na historyczną linię czasu. To powiązanie było ważne, ponieważ fala towarzyszyła finalnemu punktowi omega, w którym niekończąca się nowość występuje z ogromną prędkością (czyli był to dosłownie koniec czasu). Po wielu badaniach McKenna zdecydował się użyć daty końca kalendarza Majów, jako wyznacznika zero na skali jego fali czasu (TimeWave).
Niektórzy widzieli w tym narzędzie do przyciągania uwagi, które miało pomóc McKennie w przekazywaniu wieści, że pewne substancje halucynogenne używane w rytuałach praktykowanych przez szamanów doprowadzały ludzkość do kontaktu z inną inteligencją, innym wymiarem. Ale kiedy osobiście spotkałem się z McKenną na jego wykładzie odniosłem wrażenie, że on nie widzi tego w ten sposób. W rzeczywistości zdawał sobie on sprawę, że to tylko jedna z wielu nieudowodnionych możliwości. Wciąż był jednak w dużej części przekonany, że ta istnieje, zaś podpinanie teorii pod 2012 było racją. McKenna był przekonany o tym, ponieważ wierzył, że dokładnie przewidział przeszłe wydarzenia - momenty pojawiania się nowości, które towarzyszyły przemianom dziejowym, zarówno w starożytności, jak i współcześnie. Modelowanie przeszłości za pomocą falowego czasu było dla McKenny dobrym dowodem na to, że ten model sprawdzi się też gdzieś w przyszłości, zaś kluczem do tego był 2012.
McKenna uważał, że koniec czasów miał nadejść, gdy wszystko, co pojmowalne dla ludzkiej wyobraźni zdarzałoby się równolegle. Dlatego też Pinchbeck zgadza się z nim w większości. Powstaje oczywiście pytanie, czy świadomi tego byli Majowie, kiedy nikt inny, w tym współcześni naukowcy, zdają się o tym nie wiedzieć.
Co więcej, kuszące jest łączenie takich przewidywań ze zjawiskiem kręgów zbożowych, który nie występowały w kraju Majów i jeśli już możemy go z czymś łączyć, to z celtyckim kalendarzem opierającym się na cyklu żniw (wywodzącym się z Anglii) oraz megalitycznymi monumentami, wokół których corocznie pojawiają się formacje.
Jednakże Majowie w dacie 2012 nie widzieli końca czasów, ani (mimo sugestii Pinchbecka), powrotu Quetzalcoatla. Był to jedynie koniec jednego z ich okresów (kalendarzy), po których miały nastąpić kolejne. Co więcej, 12 sierpnia 3114 p.n.e. nie był według nich początkiem Ziemi, ale okresem, kiedy „zaczął się” kalendarz.
Na domiar tego McKenna oryginalnie powiązał „nowość” z wydarzeniem we współczesnej historii, przyjmując je jako początek liczącego 67.29 roku finalnego cyklu. Wydarzeniem, które wybrał było zbombardowanie Hisorszimy, zaś końcową wyznaczoną datą połowa listopada 2012. Następnie odkrył
on bliskość tej daty z końcem obecnego 13-baktunowego cyklu kalendarza Majów i ustalił końcową datę, aby pasowała do tego punktu w kalendarzu. Spowodowało to, że nauka stojąca za falowym czasem stałą się mniej precyzyjna.
Czego zatem spodziewać się 12 grudnia 2012 roku? Czym jest ta data? John Major Jenkins napisał „Maya Cosmogenesis 2012” z przedmową Terrence'a McKenny. We wstępie podkreśla on, że był pierwszą osobą, która sugerowała już w 1975 roku, że w naszych czasach przesilenie zimowe przesuwało się coraz bliżej punktu na ekliptyce. Do początku lat 90-tych Jenkins i McKenna zaczęli coraz bardziej wierzyć, że końcowa data cyklu wyznaczonego Majów połączona była z wydarzeniem astronomicznym na dużą skalę. Można zatem dojść do zdumiewającego wniosku, że Majowie wiedzieli o tym na długo przed tym, zanim ten fakt potwierdzić mogła nauka. Co zaś ze „zbiegiem okoliczności” z odkryciem przez naszych fizyków czarnej dziury w centrum galaktyki i wiarą Majów w to, że istnieje ona w tym punkcie?
McKenna zauważył również, że Majowie byli mniej zainteresowani swoją epoką, skupiając się na czasach, w których żyjemy obecnie. Twierdził, on, że „przez tysiąclecia Majowie zaobserwowali dramat zbliżania się ojca-Słońca ku łonu matki-nieba czego finał miał nastąpić po kilku wiekach. Majowie wzięli przyszłą koniunkcję jako punkt zaczepny w swej rozporządzania czasem. Ich mity […] określiły nasze czasy jako kwintesencję momentu stworzenia.” Na rok przed śmiercią McKenna napisał, że 21 grudnia świat nie skończy się, ale narodzi na nowo.
Zgadza się to z wnioskiem Jenkinsa mówiącym, że „starożytni Majowie wiedzieli coś o naturze kosmosu i duchowej ewolucji ludzkości, która w naszym rozumieniu świata przeszła niezauważona. Takie pojmowanie obejmuje nasze zwrócenie się ku centrum galaktyki - naszego kosmicznego źródła, zaś 2012 r. identyfikowany jest z okresem wielkiej transformacji i możliwości duchowego wzrostu, przejściem z jednej epoki w następną.”
Jeśli rzeczywiście potrzeba nawoływań do duchowego przebudzenia może być tak, że nauka i legenda razem pod koniec XX stulecia zaczęły odkrywać te same „prawdy”, zaś główne wyzwanie związane z 2012 polega na uczeniu i zaakceptowaniu jednej strony przez drugą - mariaż historii z legendą, gdzie odwieczne „prawdy” oraz współczesne odkrycia naukowe mają skutek w nowych wzorcach i zapatrywaniach, tzn. nowości.
2012 zbliża się zaś wyzwanie (jeśli przysłuchamy się informacjom z mediów) przeminie bez reakcji. Rok ten minie jak każdy inny i podobnie jak 1999 zostanie zastąpiony kolejnym zestawem proroctw, wiążących się z pewnością z 2033, który rzekomo wyznaczy 2000 lat po śmierci Jezusa.
Przez wieki „koniec świata” nigdy jednak nie nastąpił. Przesłania proroków i kaznodziejów apokalipsy, jak np. Vincenta Ferrera mówiące, że zagłada nie ma biernej natury - wszyscy ludzie muszą na nią równo pracować. Postawa tak pozostaje klątwą naszego współczesnego społeczeństwa konsumentów, w którym panuje przekonanie, że nowy świat ma nam być dany (i należy się nam), ale nie musimy wspólnie na niego pracować. Do podsumowania tego można przywołać cytat z Pinchbecka: „Jak mówią Hopi, jesteśmy tymi, na których czekaliśmy.”
Każda część zagadki 2012 związana czy to z falową naturą czasu, kręgami zbożowymi czy z UFO, warta jest dalszego badania. Miksując jednak wszystkie te składniki razem, jeszcze przed zrozumieniem każdego z nich z osobna, trudno dojść do szerszego wniosku i zrozumienia. Aby to zrobić musimy dodać też do tego pojęcie czasu jako pierwszego koordynatora naszego codziennego życia, o czym niewiele wiemy.
Czy dzielenie, organizowanie to typowo ludzkie wynalazki, tak samo jak droga od alfy do omegi czy od poczęcia do śmierci na poziomie globalnym, społecznym i osobistym? A może jest w tym coś więcej. Zauważenie, że przestrzeń i czas są ściśle ze sobą związane i jeśli przestrzeń widoczne fizyczne właściwości, to co z czasem? Czy nie nadszedł czas, aby nauka zaczęła podejmować istotę jego natury? Kiedy to się stanie wówczas lepiej zrozumiemy naturę przepowiedni i proroctw. Czy tak, czy nie, w zależności od tego co, gdzie i jak, musimy patrzeć w stronę kalendarzy Majów i fali czasu.
To właśnie tu może leżeć prawdziwa nadzieja dla nowej epoki. Fizyka kwantowa mówi nam, że nad czasem i przestrzenią stoi jeszcze świadomość. To w jej stronę spoglądają wszelkie proroctwa i przepowiednie. Po pierwsze istnieją wizjonerzy, „nostradamusowie”, którzy rzekomo wznoszą się poza czas i przestrzeń widząc dokładnie, co kryje przeszłość. Jednak niestety po drugie, w całym zestawie pozostaje nam jedynie wpatrywanie się w przestrzeń, bowiem granice czasu i świadomości zamknięte są dla obecnej nauki, zaś sama czołówka uczonych wydaje się być przestraszona dokładną analizą roli świadomości.
Owa trójca, w skład której wchodzi czas, przestrzeń i świadomość nie jest niczym nowym. To twór niezwykle stary, podstawa astrologii, która twierdzi, że nasza świadomość układa się zgodnie z czasem i miejscem urodzenia.
Podobnie Wim Zitma, który studiował daty przekazane przez Nostradamusa w Centuriach stwierdził, że dają się one porównać z datami niektórych kalendarzy, z tzw. rytmem wszechświata, który w swym założeniu podobny jest do kalendarza majów. Ale ani Zitman, ani Jenkins nie spodziewali się kosmicznych katastrof czy przybycia kosmicznych najeźdźców. Poprzednie kamienie milowe tych kalendarzy w podobny sposób zmierzały do końca, lub początków czasu, świata czy obcej inwazji. Owe wyznaczone daty są… kamieniami milowymi - znakami w czasie, poprzez które dokonywany jest pewien „remanent” ludzkości czy wszechświata jako całości. Jest to także rozpoczęcie wyzwania dla kolejnego rozpoczynającego się okresu, nowego epizodu w „dramacie” wszechświata.
Zatem być może 2012 jest sygnałem, który wskaże nam czas, kiedy zaczniemy dostrzegać to, że to „my” jesteśmy szafarzami naszego losu, klucznikami, nie są zaś nimi gwiazdy, obcy czy „coś” z innego wymiaru. Jeśli tak jest, być może miał rację Pinchbeck mówiąc o przechodzeniu do nowego stanu świadomości. Znajduje to też odbicie w słowach otwierających „The Invisible Landscape”, gdzie jest mowa o tym, że „poszukiwanie wyzwolenia, rajskiego stanu wolności, o którym mówi mitologia - ahistorycznego korzenia historycznego procesu, zawsze było racją bytu wędrówek świadomości przedstawicieli ludzkiego gatunku przez czas.”
_________________________________
INFRA
Autor: Philip Coppens
Źródło: philipcoppens.com / artykuł ukazał się także w lutowym wydaniu magazynu New Dawn
1