Kłótnia, czyli jak się to wszystko zaczęło.
Harry szedł wściekły do gabinetu Mistrza Eliksirów i w głowie już układał sobie zestaw przekleństw i wyzwisk a może nawet klątw, którymi uraczy nietoperza. Jak on śmiał wywalić mnie z Zaawansowanych Eliksirów?! Nie zrobiłem niczego, NICZEGO!, żeby go sprowokować! Uczyłem się tych cholernych eliksirów! Do diabła, poświęcałem na nie praktycznie cały swój wolny czas, żeby zadowolić tego tłustowłosego dupka i żeby nie miał pretekstu do wywalenia mnie! A on co? Ot tak skreślił mnie z listy! Bo eliksir nie był wystarczająco gęsty! Cholera szkoda, że jeszcze zupa nie była za słona i kawa za zimna! Dupek popamięta, o tak! Już ja mu pokarzę! Pieprzę zostanie aurorem! Wygarnę temu dziadowi wszystko skoro mnie wywalił! Na pewno nie będę go błagać o ponowne przyjęcie, co to to nie! Miarka się przebrała i ten pieprzony brudas teraz za to zapłaci!
Harry wpadł do gabinetu Snape'a niekłopocząc się pukaniem i trzasnął drzwiami.
- Panie Potter...
- Ty dupku! Jak mogłeś wywalić mnie z eliksirów, ty cholerny...
- Licz się ze słowami, Potter! -Snape wysyczał wściekle, wstając od biurka i mierząc intruza złowrogim spojrzeniem.
- Zamknij się i zachowaj te swoje straszne spojrzenia dla pierwszorocznych, ty gnido! Dobrze wiedziałeś, że zależało mi na zostaniu aurorem i nie mogłeś zdzierżyć, że sobie radzę na eliksirach, co? Musiałeś zniszczyć moje marzenia i wywalić mnie! Jesteś tylko cholernym tchórzem, który boi się przyznać do swoich własnych popierdolonych błędów!
- Minus pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru, Potter, i...
- Zamknij gębę ty marna podróbko nauczyciela!
Harry sam nawet nie wiedział, kiedy on i Snape doskoczyli do siebie i jeden drugiego złapał za przód szaty chcąc rzucić przeciwnika na ścianę.
- Bo właśnie nią jesteś! Nigdy, przez sześć lat nauki tutaj, nie nauczyłem się od ciebie niczego! Jesteś beznadziejnym palantem, który myśli, że coś znaczy a tak na prawdę jesteś tylko kupą tłustowłosego gówna do której nikt nawet nie próbuje podejść!
- Tego już za wiele, ty egoistyczny gówniarzu! -oczy Snape'a płonęły żądzą mordu a jego twarz była wykrzywiona w furii. Pchnął chłopaka na ścianę i przycisnął do niej, patrząc prosto w oczy pełne nienawiści, zielone niczym avada. -Myślisz, że to ja cię skreśliłem z listy? -Snape wysyczał do niego, wbijając wzrok niczym sztylety w oczy Potter'a, a następnie przesunął lekko głowę i wyszeptał mu do ucha- To dyrektor to zrobił, naiwny Gryfoniku. Jego Złoty Chłopiec powinien zostać w Hogwarcie po zakończeniu nauki, bo tak to sobie Dumbledore zaplanował. Uwierz mi Potter, że z chęcią bym ci zniszczył marzenia ale niestety on był szybszy. Wybacz, że cię rozczarowuję...
- Kłamiesz!- Harry próbował się wyrwać ale Snape trzymał go mocno i przyciskał do ściany całym swoim ciałem. - Dumbledore nigdy by... on chce żebym był szczęśliwy!
- Och, biedny zraniony Chłopiec Który Cholera Wciąż Żyje... dlaczego miałbym kłamać? Prawda jest znacznie zabawniejsza...
- Zamknij się!
- Ojej... biedny mały Potter... -Snape wciąż szeptał niczym wąż do ucha chłopaka. -Aż tak trudno ci uwierzyć, że dyrektor jest gotowy poświęcić twoje marzenia by cię tu utrzymać... żywego?
- Zamknij się!
- Jesteś mu potrzebny, Złoty Gryfoniku, ktoś przecież musi pokonać Czarnego Pana. Nasz wspaniały wielki bohater...
- ZAMKNIJ SIĘ!
Snape przesunął głowę by móc spojrzeć na twarz Potter'a, która była pełna bólu i bezsilnej złości. Chciał powiedzieć coś jeszcze by do końca pogrążyć Gryfona ale nie zdążył. Potter zamknął mu usta w twardym pocałunku i wsunął język między jego wargi. Po chwili Mistrz Eliksirów odpowiedział na pocałunek a ich języki rozpoczęły namiętną walkę pieszcząc się i pobudzając zmysły. Opletli się rozgorączkowanymi dłońmi, przyciskając biodra do siebie. Jęknęli, gdy ich pulsujące erekcje zaczęły ocierać się o siebie, szaty przeszkadzały im coraz bardziej. Zrzucili je na podłogę i trzęsącymi się dłońmi zaczęli zdejmować swoje ubrania. Snape ze znacznie większą wprawą poradził sobie z koszulą Harry'ego i składając pocałunek rozpiął jego spodnie. Po chwili również jego koszula i spodnie znalazły się na podłodze. Wśród pocałunków i pieszczot nawet nie zauważyli kiedy znaleźli się przy biurku na które Severus popchnął lekko Harry'ego i stosy esejów rozleciały się po jego gabinecie. Pieścił językiem sutki chłopaka a palcami prawej ręki przygotowywał go do przyjęcia jego męskości. Potter jęczał i trząsł się z rozkoszy, krzyknął gdy palce w jego tyłku pobudziły bajecznie czułe miejsce.
- Proszę... Snape...
Potter oplótł nogi wokół kochanka by mu ułatwić wejście. Snape zabrał palce i w ich miejsce wepchnął swoją męskość. Oboje jęknęli. Potter był tak ciasny, tak gorący. Severus zaczął poruszać biodrami, najpierw powoli, później coraz szybciej, nie mogąc nasycić uszu jękami rozkoszy i błagań o więcej Potter'a. Fale rozkoszy ogarniały jego ciało za każdym pchnięciem i czuł, że wkrótce dojdzie. Chłopak zwijał się w rozkoszy na blacie biurka i zaciskał dłonie na jego krawędziach. Gdy ujął w rękę jego penisa i zaczął przesuwać nią w górę i w dół w rytm swoich ruchów biodrami jęki Potter'a przerodziły się w urywany krzyk. Nie słyszał swoich jęków ani ich wspólnego krzyku, gdy doszli niemalże w tym samym momencie i w pocałunkach, spełnieni, łapiąc oddech, zsunęli się z biurka na podłogę by tam zasnąć z wyczerpania.
Część druga- Ginny
Severus obudził się rozluźniony, pełen czegoś, czego nie czuł już od bardzo dawna. Chwilę zajęło mu zidentyfikowanie tego uczucia. Był... szczęśliwy. Wciąż nieotwierając oczu, przeklął w myślach szpitalne łóżko, które było twarde dosłownie jak podłoga, i równie zimne. Pomału wrócił pamięcią do wydarzeń z poprzedniego dnia- ból, tortury, jeszcze więcej bólu... ledwo udało mu się uciec z tej zasadzki i to tylko dzięki pomocy... przyjaciela. Oczami wyobraźni zobaczył twarz mężczyzny, uśmiechającego się do niego, gdy go uratował i wtedy nieproszone przyszło kolejne wspomnienie. Oczy zielone niczym avada... pergaminy dookoła... jęki... Severus gwałtownie otworzył oczy i wstrzymał oddech. Obok niego, przytulony, leżał niewątpliwie nagi Potter, a to oznaczało, że owo nieproszone wspomnienie nie było niesmacznym kawałem jego wyobraźni.
-O kurwa...
Nie leżał już w skrzydle szpitalnym- leżał nagi obok gołego Potter'a na podłodze swojego gabinetu.
-...kurwa...
I Potter się do niego przytulał. Jakby tego było mało ciało Mistrza Eliksirów zdecydowanie nie miało nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy, chociaż umysł wrzeszczał najprzeróżniejsze przekleństwa i podawał kolejne powody przeciwko takiemu stanowi rzeczy. To uczeń. TO POTTER!
-Słodki Merlinie... pieprzyłem się z uczniem... pieprzyłem się z Potter'em...!
Snape w panice wyplątał się z objęć chłopaka i pośpiesznie się ubrał.
Mogę się już pożegnać z pracą i z Hogwartem... cholera, mogę się już pożegnać z życiem, bo Dumbledore mnie zabije! Lub zrobi ze mną coś jeszcze gorszego...
Uczynny umysł Ślizgona podsunął mu dokończenie tego zdania: ...o ile dowie się, że do czegokolwiek doszło.
Umysł Snape'a pracował teraz na najwyższych obrotach. Ponaglany wciąż rosnącą paniką, podsunął najprostszy i jednocześnie najlepszy sposób zatajenia przed dyrektorem tej sprawy. Snape stanął nad wciąż śpiącym Potter'em. Trzy machnięcia różdżką i chłopak był już ponownie ubrany a bałagan w gabinecie idealnie sprzątnięty. Gryfon poruszył się niespokojnie, zaczynając się wybudzać. Najlepiej będzie gdy nikt poza nim nie będzie o tym wiedział. Tylko Snape będzie pamiętał- to najlepsze wyjście. Zwłaszcza, że nie mógł zrozumieć ani dlaczego do tego doszło, ani jakim cudem doszedł tak szybko, i dlaczego padł po czymś, co ledwo można było podciągnąć pod „krótki numerek”.
-Obliviate.
Po chwili Potter otworzył oczy i popatrzył nieprzytomnie na Snape'a.
-Wstawaj Potter. Chyba nie masz zamiaru leżeć na tej podłodze cały dzień. Nie potrzebuję dywanu w swoim gabinecie.
Chłopak od razu stanął na równe nogi i zmierzył profesora wściekłym spojrzeniem.
-Jak miło, że w końcu zdecydowałeś się odzyskać przytomność po tym jak, z właściwą dla ciebie gracją, rozwaliłeś mi się na podłodze. Wracając do naszej, nazwijmy to, rozmowy. Miesiąc szlabanu z Filchem i sto punktów od Gryffindoru. Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, bądź łaskaw wynieść się do dyrektora.
-Ale...
-Zejdź mi z oczu, Potter.
-Ale dlaczego ja straciłem przytomność?! - Harry nawet nie ruszył się w stronę drzwi. Czuł się jakby dostał tłuczkiem w głowę i nawet myślenie go bolało.
-Nie jestem twoją niańką, Potter. A teraz WON albo z przyjemnością pozbawię Gryffindor wszystkich punktów!
-Dobrze, dobrze. A mógłbym chociaż dostać jakiś eliksir przeciwbólowy?
Z niewyjaśnionych przyczyn bolało go wszystko. Nawet tyłek go piekł. Snape wyciągnął z jednej z szuflad małą fiolkę i wręczył ją Harry'emu, który szybko wypił jej zawartość i już po chwili nie czuł żadnego bólu.
-Dziękuję.
Potter w pośpiechu wyszedł z gabinetu i ruszył korytarzem do wyjścia z lochów. Właśnie wchodził po schodach, gdy dotarło do niego jaką głupotą z jego strony było wypicie eliksiru od Snape'a bez upewnienia się, że jest to ten eliksir co trzeba a nie jakaś „piekielna udoskonalona wersja specjalnie dla Potter'a”. Przeklinając się w duchu za swoją naiwność i bezmyślność, Harry skierował się do gabinetu dyrektora.
***
-Hej, Ginny. Coś się stało?
-Och, cześć Hermiono.- Ginny skubała nerwowo swoją szatę i unikała wszelkiego kontaktu wzrokowego - Widziałaś może Harry'ego?
-Ostatnio widziałam go jak szedł wściekły do Snape'a. Wiesz, w czasie obiadu przysłał mu wiadomość o tym, że został wywalony z eliksirów...
-Wiem o tym wszystkim, nie musisz mi mówić, Hermiono.- Ginny machnęła tylko zbywająco ręką i znów wróciła do skubania swojej szaty. Od czasu do czasu zerkała też na wejście do pokoju wspólnego ale szybko z powrotem odwracała wzrok.
-Ginny, co jest grane? -Hermiona odłożyła swoją książkę i poważnie popatrzyła na przyjaciółkę. Ginny rozejrzała się po pokoju wspólnym i zobaczywszy, że nikt nie zwraca na nie uwagi, usiadła na krześle na przeciwko Hermiony i wzięła głęboki oddech.
-Bo chodzi o to, że jestem z Harry'm już dwa lata a my nie tego, no wiesz. Co najwyżej czasami się pocałujemy, ale to i tak nic nie wiadomo jakiego. Harry jest w tych sprawach bardzo nieśmiały i ja próbowałam już z nim rozmawiać, i stwarzałam okazje i wogóle, ale to nic nie dało. A ja na prawdę bardzo chcę jego bliskości i wogóle, i tak sobie pomyślałam, że może jak mu się trochę doda odwagi i pewności siebie to, że w końcu pójdzie na całość czy coś, bo przecież on mnie kocha i ja go kocham to czemu byśmy nie mieli, no wiesz...
Hermiona uważnie przysłuchiwała się nerwowej paplaninie przyjaciółki i szybko przetwarzała ją w swoim wybitnie analitycznym umyśle. No tak. Ron też potrzebował trochę czasu żeby się przezwyciężyć ale udało mu się to znacznie szybciej niż Harry'emu. Być z takim super przystojnym i dobrze zbudowanym chłopakiem przez dwa lata w celibacie to rzeczywiście musiało być dla Ginny, która jak nie patrzeć miała temperamencik, niezwykle frustrujące. Jednak coś mocno zaniepokoiło Gryfonkę.
-Ginny... co masz na myśli mówiąc o dodaniu odwagi...?
-Bo widzisz... Emma jest genialna z eliksirów i ona zna taki, który właśnie ma takie w przybliżeniu działanie. Miała jakiś problem ze zdobyciem niektórych składników ale jakoś go rozwiązała i nawet przetestowała ten eliksir na swoim chłopaku, i on zadziałał no to ja dolałam dziś w czasie obiadu trochę tego eliksiru Harry'emu do soku i...
-Ginny Weasley! Co ty zrobiłaś?! Powtórz, bo chyba się przesłyszałam! - Hermiona wstała na równe nogi i patrzyła wielkimi oczami w niedowierzaniu.
-Dodałam ten eliksir Harry'emu do soku...- Ginny wyszeptała jeszcze bardziej zdenerwowana. Część Gryfonów z ciekawością przyglądało się im, gdy krzyk Hermiony zwrócił ich uwagę.
-Nigdy bym cię nie podejrzewała o tak nieodpowiedzialne zachowanie, Ginny. Dodać komuś niepewny eliksir do soku... A teraz mi go dokładnie opisz, żebym mogła zadecydować co dalej z tym zrobić.
-Ten eliksir wcale nie był niepewny. Emma go zrobiła i na jej chłopaka zadziałał bez żadnych skutków ubocznych czy czegoś takiego. Emma!- Ginny odwróciła się w stronę dziewczyn chichoczących na kanapie w rogu pokoju i pomachała, by do nich podeszła. Emma była piegowatą blondynką o brązowych oczach. Hermiona mogłaby się założyć, że dziewczyna tylko farbuje włosy na blond a tak na prawdę ma kolor zbliżony do rudego.
-Hej, Emma. Opowiedz Hermionie o tym eliksirze, dobrze? Co do niego dodałaś, jak go przygotowywałaś, skąd masz przepis... powiedz jej o wszystkim, okej?
-W porządku.- farbowana blondynka usiadła obok Hermiony i zaczęła jej wszystko wyjaśniać.
...i wtedy trzeba było dodać liście bambusa moczone przez dwa dni w wywarze ze skórki kogelmoga...
-Skąd wytrzasnęłaś skórkę kogelmoga? Przecież jest bardzo rzadko spotykana...- Hermiona wtrąciła zdziwiona. Sama procedura warzenia eliksiru była średnio trudna ale niektóre składniki były po prostu kosmiczne.
-Nie wytrzasnęłam. Musiałam ją zastąpić sproszkowaną skórką żaby błotnej. Te dwa składniki są sobie pokrewne. I dodałam też trochę lawendy i skrzydeł ważki, żeby pogodzić składniki...
-Czyli kompletnie zmieniłaś skład eliksiru?- Hermiona wyszeptała groźnie. Harry'ego wciąż nie było. Co jeżeli ten na prawdę felerny eliksir zaszkodził mu? Ze składników Gryfonka mogła łatwo wywnioskować, że eliksir nie był śmiertelnie trujący, ale nigdy nic nie wiadomo.
-Tylko go udoskonaliłam.-zaperzyła się blondynka- I zmodyfikowałam wywar początkowy. Dodanie płatków róży i kandyzowanej skórki cytrynowej z goździkami o niebo polepszyło smak eliksiru. I to wszystko. A eliksir wcześniej już przetestowałam na moim chłopaku i zapewniam cię, że działał doskonale, chociaż nie był taki smaczny, ponieważ nie miał jeszcze udoskonalonego wywaru początkowego...
Trzy dziewczyny odwróciły się w stronę drzwi, gdy do pokoju wspólnego wszedł Harry. Hermiona odetchnęła z ulgą, niewidząc oznak zatrucia. Chłopak był tylko lekko podenerwowany ale to przecież zrozumiałe skoro pewnie właśnie wracał z niezbyt miłej rozmowy ze Snape'm.
***
Dumbledore już czekał na Harry'ego w swoim gabinecie. Siedział wygodnie za starym biurkiem i gładził feniksa, który siedział mu na kolanach. Gestem wskazał chłopcu fotel naprzeciw siebie i, z dobrze ukrywanym oczywiście, zdziwieniem, obserwował, z jakim spokojem Gryfon zajmował wskazane mu miejsce. Żadnych wrzasków, wyrzutów czy jakichkolwiek innych oznak złości. To mogło oznaczać tylko jedno: chłopak już zdążył skutecznie wyładować się na Severusie.
-Profesorze, proszę mnie wpisać z powrotem na listę owutemów z eliksirów. I niech mnie pan nie traktuje jak jakiegoś niedorozwiniętego dzieciaka, bo ja na prawdę potrafię sam za siebie decydować.
-Wiem o tym, Harry, ale...
-Nie ma tu żadnego ale. -Harry mu przerwał. Eliksir od Snape'a działał wybitnie dobrze jednak tak jak większość silniejszych środków przeciwbólowych tak i ten sprawiał, że Harry'emu dość rozwiązywał się język.
- Czy nie mógł pan porozmawiać o tym ze mną? Po prostu porozmawiać. Może wtedy dowiedziałby się pan, że kurs na aurora chcę przejść tylko po to, by mieć większe szanse na pokonanie Voldemorta, a w przyszłości chciałbym zostać uzdrowicielem. Może wtedy wpadłby pan na pomysł, że wymagane tytuły mistrzowskie z eliksirów i zielarstwa mógłbym zdobyć pod okiem profesorów z Hogwartu, co zatrzymałoby mnie tu na jeszcze minimum trzy lata. Szkolenie aurorskie mógłbym przejść z członkami Zakonu, którzy są aurorami. Ale pan zamiast przedyskutować całą sprawę ze mną wolał podjąć decyzję za moimi plecami i wykreślić mnie z eliksirów. Jak ja mam ufać panu, dyrektorze, skoro ciągle odwala mi pan takie numery?
Starszy czarodziej siedział w milczeniu i patrzył na Harry'ego jakby go widział po raz pierwszy w życiu. Na jego twarzy zaskoczenie mieszało się ze wstydem.
-Harry...
-Po prostu niech pan mnie z powrotem wpisze na eliksiry.- Harry wstał i skierował się do drzwi. -To było na prawdę nie fajne z pana strony, żeby mnie z nich wywalić w środku semestru.
-Dobrze, Harry. I przepraszam. Ja nie...
-Dowidzenia, dyrektorze.
-Dowidzenia, Harry.
Gryfon udawał, że nie usłyszał bólu w głosie starszego czarodzieja i wyszedł z jego gabinetu, aby wrócić do wieży Gryffindoru. Po drodze zaszedł za potrzebą do toalety. Czuł się bardzo zmęczony i jakby wyssany z energii. Najchętniej położyłby się do łóżka i przespał w nim kilka dni. Wiedział jednak, że nie będzie mu to dane. Tuż przed nadejściem sowy od Snape'a umówił się z Ginny na romantyczną przechadzkę na wieżę astronomiczną. Bardzo lubił rudą Gryfonkę. Musiałby być ślepy żeby nie zauważyć, że Ginny chce czegoś więcej niż pocałunek od czasu do czasu, ale on tak jakoś nie czuł się gotowy. Prawdę mówiąc młodsza siostra Rona nie podniecała go czy coś takiego, jak to opisywali chłopcy w dormitorium. Podobała mu się i lubił się z nią czasami przejść do Hogsmeade czy gdziekolwiek na spacer, ale nic więcej.
Tak rozmyślając wszedł w końcu do kabiny. Czy to jest nienormalne, że...
-Aaa....!- Harry pisnął i osunął się na kolana. Co to do jasnej cholery było? Sikanie jeszcze nigdy nie było dla niego takie... inne. Dziwne. Co to? Chory jestem czy co?
Nagle przypomniało mu się jak pewnego dnia Seamus wrócił do dormitorium w środku nocy i wszyscy usłyszeli jak w bardzo podobny sposób zawył w toalecie. Wypytywali go tak długo, aż w końcu się przyznał, czerwony na twarzy niczym dojrzała czereśnia, że kochał się ze swoją dziewczyną i, że coś takiego „po” jest normalne gdy jeszcze mięśnie się dobrze nie rozluźnią czy coś takiego, sam nie potrafił tego dobrze wytłumaczyć, ale taka odpowiedź ich całkowicie zadowoliła. To było nawet zbyt dużo niż się spodziewali usłyszeć i później już nikt się go o nic nie pytał, chociaż czasami wydawał naprawdę ciekawe dźwięki w łazience.
-Cholera.
W przypadku Harry'ego to było jednak niemożliwe, prawda? Nie mógł mieć tego od sexu bo przecież nie kochał się z nikim przed chwilą. Wogóle się nigdy z nikim nie kochał, ale to akurat nie było zbyt ważne. Harry obiecał sobie, że jak następnym razem coś takiego się powtórzy, to pójdzie z tym do Pompfrey lub do kogoś innego. Albo i nie pójdzie, przecież to nic takiego.
W końcu udało mu się zaspokoić potrzebę, umył ręce i poszedł w górę korytarza do pokoju wspólnego. Gdy wszedł, zobaczył, że Hermiona i Ginny patrzą na niego z ich ulubionego miejsca przy kominku. Razem z nimi siedziała jedna z koleżanek Ginny, Emma.
-Cześć skarbie. -Ginny podeszła do niego uśmiechając się od ucha do ucha i pocałowała go w policzek. Błyszczącymi się oczami zmierzyła go z góry na dół i objęła w pasie.- Czkałam na ciebie.
Harry'emu jakiś dziwny dreszcz przebiegł po plecach ale uśmiechnął się do swojej dziewczyny.
-Taaak?
-Oczywiście, że tak, głupolku. - w jej oczach pojawił się figlarny błysk - I skombinowałam trochę miodu na dzisiejszą noc, więc idź po pelerynę. Spotkamy się przy portrecie za dwadzieścia minut, okej?
Gryfon nawet nie próbował mówić, że jest zmęczony i ogólnie dziwnie się czuje. Za dobrze znał Ginny żeby wiedzieć, że lepiej przemilczeć takie sprawy, zwłaszcza, gdy ona już coś sobie zaplanowała. Nie chodziło o to, że jego dziewczyna była egoistką czy coś w tym stylu- chodziło raczej o jej nienormalnie matczyne zapędy i o... jej inne zapędy.
-Okej. To ja zaraz wracam.- znów uśmiechnął się do niej i, po uwolnieniu z objęć, poszedł do dormitorium chłopców.
Ginny popatrzyła jeszcze za nim chwilę.
-Emma, czy ten twój też tak się zachowywał? -zwróciła się do koleżanki.
-No, też był troszkę nieobecny na początku. Ale tylko na początku.- Emma uśmiechnęła się sugestywnie. Kątem oka rudowłosa zobaczyła jak Hermiona marszczy brwi ale nim otworzyła usta by wyrazić swoje zdanie na ten temat, Ginny już pobiegła do dormitorium po miód.
Gdy wróciła, Hermiona z bardzo poważną miną od razu ją złapała.
-Ginny, posłuchaj. Cokolwiek ten eliksir robi, już dawno przestał działać. Od obiadu minęło już dużo czasu. Na razie nie powiem o tym Harry'emu, ale zrobię poszukiwania w bibliotece i, jeżeli odkryję, że ten eliksir zrobił mu coś złego, to nie ręczę za siebie. Zrozumiałaś?
-Tak, Hermiono, zrozumiałam. Ale powiedz mi co ja miałam zrobić, co?- Ginny nerwowo popatrzyła na wejście do dormitorium chłopców.- Przecież on...
-To trzeba było z nim zerwać i poderwać jakiegoś Ślizgona.- przerwała jej Hermiona. Ginny skrzywiła się na myśl o chodzeniu z kimś ze Slytherinu.- Nie krzyw się tak. Jeżeli chcesz ogiera w łóżku, to oni są najlepszym wyborem. Gryfoni w łóżku są niczym małe, przerażone zwierzątka i potrzebują być naprawdę długo oswajani, zanim przejmą inicjatywę.
Ginny patrzyła na Hermionę z niedowierzaniem.
-A co z Krukonami i Puchonami?
-A jak myślisz? Krukoni są podręcznikowi a Puchoni bardzo się starają, to chyba oczywiste. Ale wracając do tematu, jeżeli skrzywdzisz Harry'ego, to też pożałujesz. Nikt nie ma prawa krzywdzić mi przyjaciół i jestem pewna, że Ron w tej sprawie całkowicie się ze mną zgodzi.
Harry wyciągnął pelerynę niewidkę spod łóżka i usiadł na nim ciężko. Co się z nim działo? Nie rozumiał dlaczego był aż tak obojętny w stosunku do Ginny. Może i go nigdy nie przyprawiała o jakąś gorączkę pożądania, ale przecież nie bez przyczyny była jego dziewczyną. Kochał ją i nie powinien czuć się tak obojętnie. Jeszcze wczoraj było inaczej, tego był pewny.
Ciekawe skąd wzięła miód...? Całkiem bez związku przeleciało mu przez głowę. Nieważne. Musiałby być gumochłonem, żeby nie wiedzieć po co jej miód i wogóle ten cały wypad na wieżę w nocy. Ale nim nie był i nie podobało mu się to wszystko. Westchnął poirytowany.
Rzucił na siebie kilka zaklęć odświeżających, nałożył inna koszulę i zszedł z powrotem do Pokoju Wspólnego. Ginny już na niego czekała i obdarzyła go uśmiechem, gdy tylko go zobaczyła.
-To idziemy. - jej podekscytowanie bynajmniej nie było zbyt zaraźliwe, ale Harry i tak się uśmiechnął. Przecież ona nie zrobi niczego czego nie będą oboje chcieli, prawda? Zobaczył, że Hermiona chce mu coś powiedzieć, ale Ginny niecierpliwie wyciągnęła go z pokoju.
Jak tylko znaleźli się na korytarzu, Harry narzucił na nich pelerynę niewidkę i przytulili się pod nią, żeby dobrze ich okrywała. Spokojnym krokiem skierowali się do wieży astronomicznej.
***
Severus odetchnął z ulgą. Właśnie skończył sprawdzać wszystkie wypociny tych matołów, które sobie na dzisiejszy wieczór zaplanował, i nie miał do uwarzenia żadnych eliksirów do skrzydła szpitalnego czy gdziekolwiek indziej. A to oznaczało, że tej nocy się wreszcie wyśpi. Lub ewentualnie będzie miał całą noc na przemyślenie tego, co się dziś stało między nim i Potter'em, ponieważ było to coś, co nie dawało mu spokoju przez cały czas. Ale najpierw relaksująca kąpiel z jakimiś eliksirami wzmacniającymi. Jego słaba kondycja była wręcz alarmująca!
Snape wyjął z jednej z szafek dwie fiolki eliksiru i skierował się do łazienki. Postawił buteleczki na półce przy wannie, odkręcił wodę i zaczął się rozbierać. Czarna szata, koszula, buty, spodnie... gdy zsunął bokserki, krzyknął zaskoczony.
-Co do cholery...?!
Na jego podbrzuszu, po prawej stronie tuż nad męskością, był znak do złudzenia przypominający bliznę Potter'a... błyskawica. Severus wstrzymał oddech, gdy uzmysłowił sobie co to znaczy. Nagle wszystko nabrało sensu i po raz drugi w tym dniu ogarnęła go panika.
Jak? Skąd miał eliksir? Dlaczego to zrobił? I co ja mam teraz do cholery z tym zrobić?
***
Harry musiał przyznać, że nie było tak źle. Po wypiciu połowy miodu oboje się zrelaksowali i pogodna rozmowa naprawdę poprawiła mu humor. Rozmawiali o głupotach i podziwiali gwiazdy. Ginny opowiedziała mu nawet zabawną legendę dotyczącą jednej z konstelacji. Chłopiec, mile spędzając czas, zapomniał o swoich niepokojach i z uśmiechem przytulał swoją dziewczynę.
-A mówiłem ci już, że Dumbledore zgodził się wpisać mnie z powrotem na zaawansowane eliksiry?
-Naprawdę? To super! Będziesz mógł zostać aurorem! -Ginny roześmiała się i zaczęła bawić jego włosami.
-No, nie do końca. W zamian za to mam tu zostać tak długo, aż nie zdobędę mistrza z eliksirów i zielarstwa. -Harry doszedł do wniosku, że lubi jak Ginny w ten sposób bawi się jego włosami.
-A co z kursem aurorskim? -Ginny wyszeptała mu w szyję i jej oddech miło połaskotał go za uchem.
-Mmm... Członkowie zakonu będą mnie szkolić.- Harry pociągnął kolejny łyk miodu z butelki. Ron zawsze krzywił się na samo wspomnienie miodu. Według niego był zdecydowanie mdły i przeznaczony dla bab a nie dla prawdziwych facetów, którzy powinni pić Ognistą. Harry nie podzielał jego opinii. Uwielbiał miód tak samo jak kremowe piwo. Wiadomo, nie w nadmiarze, ale od czasu do czasu lubił wypić butelkę lub dwie...
-Mmm? Ginny? Co robisz?- Z rozmyślań o miodzie wyrwały go ręce, które wśliznęły się pod jego koszulę i zaczęły pieścić jego ciało. To również było miłe, ale niepokojące. Ginny nachyliła się nad nim i musnęła ustami jego usta.
-Nie musisz się krępować, Harry. Ja... chcę tego. Jestem gotowa.
***
Snape zrezygnował z relaksującej kąpieli, ubrał się z powrotem i udał na obchód zamku. W mroku zimnych korytarzy ochłonął trochę z szoku, w jaki wpędził go widok tej cholernej błyskawicy na jego podbrzuszu. Oddychał głęboko i nasłuchiwał czy przypadkiem gdzieś nie szwendają się uczniowie. Z chęcią odjąłby kilka, kilkanaście a nawet kilkadziesiąt punktów. Najlepiej jakiemuś Gryfonowi...
***
Taaak... Ginny umiała całować. Harry nie miał zielonego pojęcia dlaczego całowali się tak rzadko. Nawet nie zauważył, gdy ręce jego dziewczyny sprawnie rozpięły mu pasek. Przerwała pocałunek i ich spojrzenia znowu się spotkały. W jej oczach Harry zobaczył tak wielkie pragnienie, że aż ciarki mu przeszły po plecach. Wciąż ją obejmował, jedną ręką gładząc plecy. Ginny najwyraźniej zobaczyła narastający dyskomfort w jego oczach, gdyż uśmiechnęła się do niego ciepło.
-Spokojnie Harry. Dziś tylko przełamiemy lody...
Harry westchnął, gdy zaczęła pieścić pocałunkami jego szyję.
-Nie bój się.- wyszeptała i Harry skinieniem głowy przytaknął. Nie miał zielonego pojęcia co Ginny rozumie pod pojęciem przełamywania lodów, ale jeżeli będą to tylko takie pieszczoty, to on nie ma raczej niczego przeciwko. Nie trzeba jej było tego dwa razy powtarzać. Szybko rozpięła mu koszulę i obsypała pocałunkami. Pieściła językiem jego sutki (Słodki Merlinie, gdzie ona się tego nauczyła?! Ooh...) , ssała i drażniła. Gdy wsunęła mu dłoń do majtek, Harry jęknął.
-Ginny...
-Ciii, spokojnie Harry, przecież nie zrobię ci krzywdy...
Harry jeszcze nigdy nie był tak podniecony. I on myślał, że Ginny go w ten sposób nie pociąga? Oto i dowód jego nieskończonej głupoty, tak często wypominanej mu przecież przez Snape'a. Na myśl o Mistrzu Eliksirów przeszedł go dziwny dreszcz, jednak jego umysł, zasłonięty miodową mgiełką, nie zwrócił na to nawet najmniejszej uwagi. Pod wpływem impulsu pchnął lekko dziewczynę do tyłu i już po chwili to on był na niej, ku jej wielkiemu zaskoczeniu.
-A co jeżeli to ja chcę zrobić ci krzywdę...?- wyszeptał jej do ucha i podciągnął jej bluzkę do góry. Jak miło, że nie miała na sobie biustonosza. Nie miał zielonego pojęcia jak by sobie poradził z rozpinaniem tego paskudztwa. Pieścił Ginny tak jak się przed chwilą od niej tego nauczył i z satysfakcją stwierdził, że dziewczyna reaguje na jego pieszczoty, więc postanowił dalej podążać tą drogą. Ginny jednak przyciągnęła jego usta do swoich i oplotła go nogami. Koniecznie musimy się częściej całować. Przemknęło mu przez myśl. W końcu Ginny go uwolniła, ale nie dała mu pozostać tą aktywną stroną. Przygryzając dolną wargę zsunęła mu spodnie razem z majtkami, uwalniając jego erekcję. Cały czas patrząc mu w oczy, ujęła ją w dłoń. Harry przymknął powieki i jęknął, gdy palcem zaczęła drażnić jego żołądź.
-Och, Harry... nie wiedziałam, że masz tatuaż. -zaskoczony głos Ginny i przerwanie pieszczot zmusiły chłopca do powrotu do rzeczywistości.
-...tatuaż...?- wydyszał i podążając za spojrzeniem swojej dziewczyny popatrzył na swoją męskość. Tuż nad nią, po prawej stronie, znajdował się tatuaż róży oplecionej przez węża. Co to do diabła ma znaczyć? Jeszcze rano go tutaj nie było!
-Wiesz Harry, to trochę dziwne. Różę to mogłabym jeszcze zrozumieć... ale dlaczego wąż? -Ginny dotknęła palcem tatuażu i Harry poczuł coś na kształt porażenia prądem. Dziwne uczucie zniknęło gdy tylko dziewczyna zabrała z niego palec.
-Ja nie... -zaczął Harry ale w tym samym momencie przerwało mu znaczące chrząknięcie kogoś stojącego przy drzwiach.
-Jakkolwiek odkrywanie najskrytszych tajemnic ciała Złotego Chłopca jest zapewne niesamowicie pasjonujące, pnno Weasley, radziłbym wam obojgu ubrać się już. Nie dajcie mi czekać na was zbyt długo.
Przerażona para patrzyła jak Snape z ironicznym uśmieszkiem odwraca się i znika w mroku wieży.
-O cholera... -Harry w końcu otrząsnął się z szoku.
-Słyszałem, panie Potter.
9