Najświętsza Panna przesiedla się z Janem w pobliże Efezu
Mniej więcej w rok po ukrzyżowaniu Chrystusa zginął Szczepan śmiercią, męczeńską przez ukamienowanie. Ograniczono tylko się na tym, że zniesiono osady, jakie nowo nawróceni pozakładali w około Jerozolimy, i wypędzono chrześcijan, przy czym niejednego zamordowano. W kilka lat później podniosła się nowa burza przeciw wyznawcom Chrystusa. Najśw. Panna, mieszkająca dotychczas na przemian albo w małym domku obok wieczernika, albo w Betanii, postanowiła wobec tego opuścić Judeę; na Jej żądanie zabrał Ją Jan w okolicę Efezu, gdzie już potworzyły się osady chrześcijańskie. Stało się to na krótki czas przedtem, nim Żydzi pojmali Łazarza i siostry jego, wywożąc ich za morze. Jan powrócił do Jerozolimy, gdzie jeszcze znajdowali się inni. Apostołowie. Dalsze prześladowanie Apostołów jednakże wtenczas jeszcze nie nastąpiło; szybko ułożyli się między sobą co do podziału krajów, w których mieli rozwinąć swą działalność apostolską, a pierwszy opuścił Jerozolimę Jakób Starszy i wyruszył do Hiszpanii. Widziałam go, jak krył się w grocie żłobkowej, a potem tajemnie przekradał się z towarzyszami ku morzu; śledzono bowiem za nimi, nie chcąc im pozwolić wywędrować z kraju. Miał jednak Jakób przyjaciół w Joppe i za ich staraniem udało mu się wsiąść na okręt. Popłynął najpierw do Efezu, by odwiedzić Maryję, a stąd dopiero do Hiszpanii. Wracając wkrótce przed śmiercią do Jerozolimy, zatrzymał się znowu koło Efezu, by odwiedzić Maryję i Jana w ich osadzie. Tu mu Maryja przepowiedziała, że zginie wkrótce w Jerozolimie, zarazem pocieszyła go i umocniła nadzieją przyszłej nagrody. Pożegnawszy się czule z Maryją i bratem swym Janem, udał się Jakób bez zwłoki do Jerozolimy. W tym czasie miał właśnie sprawę z czarownikiem i jego uczniem obydwóch nawróciwszy swymi cudami. Żydzi już kilkakrotnie chwytali Jakóba stawiając go przed sądem, ale zawsze udawało mu się jakoś ujść cało. Wreszcie pojmano go raz tuż przed Paschą, gdy nauczał na wzgórku pod gołym niebem. Poznałam zaś, że to było przed Paschą, bo widziałam wkoło miasta zwyczajne obozowiska przybyszów ze wszystkich krajów. Nie długo trzymając go we więzieniu, skazano go zaraz na śmierć, w tym samym budynku, w którym niegdyś sądzono Jezusa. Ale nie było już teraz ani śladu tych placów, kamieni i desek, po których stąpał Jezus. Zmieniło się wszystko widocznie za zrządzeniem Bożym, by nikt inny nie tam stąpał, gdzie zostały ślady Jezusa.
Po wydaniu wyroku wyprowadzono Jakóba za miasto w stronę Kalwarii, a on nauczał przez całą drogę i wielu nawrócił. Gdy mu wiązano ręce, rzekł: „W waszej jest mocy związać mi ręce; ale nie możecie skrępować danego mi błogosławieństwa i języka mego!" Przechodzono koło chorego, siedzącego przy drodze, a ten zawołał na Jakóba, by podał mu rękę i mu pomógł. Na to rzekł Jakób: „Przybliż się do mnie i podaj mi rękę!" Chromy powstał natychmiast i uzdrowiony już zupełnie, dotknął się związanych rąk Apostoła. Nie uszli stąd daleko, gdy zabiegł Jakóbowi drogę niejaki Jozjasz, ten sam, który oskarżył go przed Żydami; skruszony wielce, przybiegł prosić go o przebaczenie, a że przy tym zaczął głośno wyznawać Chrystusa, więc porwali go siepacze i wraz z Jakóbem powiedli na stracenie. Na pytanie Jakóba, czy żąda chrztu, dał Jozjasz potwierdzającą odpowiedź; wtedy Jakób uściskał go, ucałował i rzekł: „Ochrzczony będziesz we krwi własnej!" Już byli na placu egzekucji, a jeszcze przybiegła jakaś niewiasta ze ślepym dziecięciem, prosząc Jakóba, by je uzdrowił, co też tenże za pomocą Boską uczynił. Przed wykonaniem wyroku postawiono Jakóba obok Jozjasza na podwyższonym miejscu i odczytano głośno wyrok. Następnie posadzili siepacze Jakóba na kamieniu, przykrępowali mu do tegoż obie ręce i zawiązali oczy. Dał się słyszeć świst miecza i głowa Jakóba potoczyła się na ziemię. Miało to miejsce w 12 lat po ukrzyżowaniu Jezusa, a więc między 46 a 47 rokiem po Chrystusie. Jednego więc Jakóba brakło w gronie Apostołów, gdy zebrali się przy łożu śmierci Najśw. Panny. Na jego miejsce wybrano innego, jakiegoś krewnego św. Rodziny; był tenże jednym z najstarszych wśród grona 72 uczniów. Maryja umarła w 48-ym roku po narodzeniu Chrystusa, w trzynaście lat i dwa miesiące po wniebowstąpieniu. Oznajmione mi to zostało nie słowy, tylko cyframi. Widziałam najpierw IV i VIII, co oznaczało rok 48, następnie XIII i dwa księżyce w pełni. Mieszkanie Najśw. Panny nie znajdowało się w samym Efezie, lecz 3 — 4 godzin drogi od miasta, na wyżynie, gdzie już przedtem zaczęli się osiedlać chrześcijanie z Judei, między nimi i kilka świętych niewiast, krewnych Najśw. Panny. Wyżyna ta opada skośnie ku Efezowi. Między nią a wzgórzem, na którym leży Efez, wije się rzeczka. Zbliżając się ku Efezowi od południowego wschodu, odnosi się wrażenie, jakoby miasto leżało skupione tuż przed nami, a tymczasem w rzeczywistości rozciąga się ono szeroko w koło góry. Przed miastem ciągną się długie aleje drzew owocowych; widziałam nawet w trawie pod drzewami opadłe żółciutkie owoce. Wąskie ścieżki prowadzą od miasta ku owej dzikiej wyżynie, gęsto zarosłej. Na wyżynie tej, a raczej wzgórzu, ciągła się w obwodzie mniej więcej jednogodzinnym ustronna, ale żyzna równina, porosła cienistymi drzewami o gładkich pniach. Czyściutkie groty skalne dawały wystarczające schronienie. Osadnicy chrześcijańscy, uchodząc tu, oporządzili groty i pododawali lekkie przybudowania z drzewa, zamieniając w ten sposób puste groty na mieszkania pustelnicze, wyglądające zdała jak osamotniona, rozproszona kolonia wieśniacza. Z wierzchu tej wyniosłości, położonej bliżej morza niż Efez, rozciąga się widok z jednej strony na Efez, z drugiej na morze, zasiane wyspami. Nieopodal osady wznosił się stary zamek, zamieszkały, jak mi się zdaje, przez jakiegoś króla, pozbawionego tronu, którego Jan później nawrócił, często tam przebywając; w późniejszych czasach założono tu stolicę biskupią. Wśród przybyszów najwięcej było niewiast i dzieci, kilku tylko widziałam mężczyzn. Nie wszyscy przestawali z Najśw. Panną; kilka tylko św. niewiast odwiedzało Ją od czasu do czasu; te pomagały Jej w gospodarstwie domowym i starały się o Jej potrzeby. Okolica była bardzo samotna, nie przechodziły tędy drogi publiczne i nikt tu nie zaglądał. Mieszkańcy Efezu nie troszczyli się o nowych osadników, żyli więc tu chrześcijanie spokojnie, jakby zapomniani. Utrzymywali się głównie z ogrodnictwa, do czego nadawała się urodzajna ziemia; ze zwierząt widziałam w tej stronie tylko dzikie kozy.
Zanim Jan tu dotąd Najśw. Pannę, sprowadził kazał zbudować dla Niej w cieniu drzew domek z kamienia, podobny zupełnie do Jej mieszkania w Nazarecie. Ognisko, umieszczone w środku domu, dzieliło go na dwie części. Znajdowało się naprzeciw wejścia przy ziemi w umyślnym zagłębieniu muru, który po obu stronach ogniska podnosił się schodkowato, tak, że przy ścianach sięgał aż do powału; w powale umieszczony był dymnik, a od niego poprowadzona była ponad dach rura, którą dym z ogniska wychodził na zewnątrz. Lekkie ściany z plecionki, wznoszące się po obu stronach ogniska, oddzielały tę przednią komnatę od tylnej części domu. Wzdłuż całej tej izby po prawej i lewej strome poustawiane były parawany również z plecionki, które dawały się łatwo usunąć, skoro było potrzeba więcej wolnego miejsca. Parawany te, poprzedzielane, tworzyły malutkie celki, służące jako sypialnie dla służebnej Maryi i św. niewiast, gdy przybywały tu na dłuższe odwiedziny. Na prawo i na lewo od ogniska umieszczone były w przegradzającej ścianie lekkie drzwi, wiodące do drugiej, tylnej komnaty, o ścianach zaokrąglonych na rogach i wyłożonych czyściutką plecionką z drzewa, w ogólności komnata ta sprawiała przyjemny widok. Sufit zaokrąglał się ku ścianom; belki ułożone były na tym zaokrągleniu w kratę, odstępy wypełniane futrowaniem i plecionką, a wykończony w ten sposób pułap, przystrojony był pojedynczymi girlandami. W głębi komnaty w tylnym, okrągłym rogu, znajdował się modlitewnik Maryi, oddzielony zasłoną. Był tu w niszy ściennej schowek, otwierający się podobnie jak tabernakulum przez obracanie, a w nim stał krzyż, długi mniej więcej jak ramię, z prostotą rzeźbiony; wykonała go, zdaje mi się, sama Najśw, Panna przy pomocy Jana. Krzyż ten, kształtu krzyża Chrystusowego, był o ramionach skośno wzniesionych ku górze, wpuszczonych z osobna w pień. Składał się z różnych gatunków drzewa; główny pień był z białego drzewa cyprysowego, jedno ramię z brunatnego drzewa cedrowego, drugie z żółtawej palmy, górna nasada z tabliczką wyrobiona była z gładkiego, żółtego drzewa oliwnego. Krzyż osadzony był w kamieniu, podobnie jak krzyż Chrystusa w skale kalwaryjskiej.
Postać Zbawiciela odtworzona była z prostotą na krzyżu ciemnymi liniami; u stóp krzyża leżał zwitek pergaminowy, na którym wypisane były ostatnie słowa Jezusa, po obu zaś stronach krzyża stały wazoniki z kwiatami, a obok leżała niewielka chusteczka. Przeczucie mówiło mi, że to jest ta sama, którą Najśw. Panna oczyszczała z krwi rany Najśw. Ciała po zdjęciu z krzyża; widok bowiem tej chusteczki nasuwał mi zaraz przed oczy obraz owej świętej przysługi macierzyńskiej, wyświadczanej zwłokom ukochanego Syna. Pamiętam, że Maryja trzymała wtenczas ową chusteczkę w ten sam sposób, jak kapłan trzyma ręczniczek, którym ociera kielich przy Mszy świętej. Taki sam krzyż jak tu, ale o połowę mniejszy, miała Maryja w Swej sypialni. Na prawo od modlitewnika przytykał do narożnego zaokrąglenia lekki namiot, a raczej cela osobna, służąca Najśw. Pannie za sypialnię. Tworzyły ją dwie lekkie ściany, plecione z obłonu, naturalnej mieniącej się barwy sztucznej; jako przednia ściana służył rozwieszony wzdłuż kobierzec, rozsuwający się jak kotara. Odgrodzenie to przykryte było powałą z plecionki, zbiegającej się łukowato od czterech rogów ku środkowi. Był to więc rodzaj improwizowanego sklepienia, ze środka którego zwieszała się kilku ramienna lampa. W sypialni tej stało przy ścianie, obitej kobiercami, łoże Maryi. Był to drewniany tapczan, wielkości i kształtu zwyczajnego, wąskiego łóżka, wysoki na półtorej stopy, powleczony okryciem, przymocowanym na czterech rogach guzikami. Boki obwieszone były także aż do ziemi dywanami, od których zwieszały się kutasy*(ozdoba w formie zwisającego pędzla, np. ze sznurka, nici.) Okrągły, wypchany wałek zastępował poduszkę, za okrycie służył brunatny, kratkowany dywan. Na tym to łożu przeleżała Maryja ostatnie dni Swego żywota, owinięta zupełnie w białą chustę; nawet ręce były poowijane. Zasłona, odsunięta w tył głowy, ułożona była w fałdy, poprzeczne; gdy Maryja rozmawiała z mężczyznami, ściągała ją na twarz. Także rąk nie odkrywała Maryja w obecności obcych, tylko gdy była sama. W ostatnich dniach nie brała Maryja żadnego posiłku; piła tylko czasem sok, który wyciskała jej służebna w kubek; był to sok z jakichś żółtych jagód, rosnących w gronach. Naprzeciw sypialni po lewej stronie modlitewnika było przepierzenie z plecionek, służące do przechowywania sukien i sprzętów. Oprócz kilku zasłon, pasów i sukni wierzchniej, w której Maryja zwykła drogę krzyżową odprawiać, wisiały tu dwie długie suknie, biała i błękitna, bardzo delikatna, i takiej barwy płaszcz. W tę suknię była Maryja przywdziana w czasie zaślubin z Józefem. Oprócz tych sukien miała tu Maryja sporo szat, będących przedtem własnością Boskiego Jej Syna, między innymi i tkaną Jego tunikę. W środku między tymi dwiema przegrodami rozpięta była zasłona, oddzielająca od komnaty modlitewnik. Przed tą zasłoną lubiła siadywać Maryja, gdy zajęta była jaką prącą. W tym to cichutkim, osamotnionym domku, oddalonym, prawie o kwadrans drogi od mieszkań innych osadników, mieszkała Najśw. Panna sama ze służebną tylko, która starała, się o zaspokojenie niewielkich potrzeb Najśw. Panny. Mężczyzny żadnego nie było w domu. Czasem tylko odwiedzał Najśw. Pannę Jan, lub który z Apostołów i uczniów, gdy zawitał przypadkiem w te strony. Raz widziałam, jak Jan przyszedł w odwiedziny do Najśw. Panny. Wyglądał już teraz o wiele starzej, ale smukły był jeszcze i rześki. Miał na sobie długą, białą, fałdzistą suknię, przepasaną pasem. Pas ten zdjął, wchodząc do mieszkania, wyjął zaś z pod sukni inny, wyszyty literami, i tym się przepasał; na rękę włożył manipularz. Służebna wyprowadziła Najśw. Pannę z odosobnionej izdebki. Maryja otulona była w białą szatę, lica Jej były jak śnieg białe i prawie przezroczyste. Wydawała się bardzo osłabioną, jak cień, unoszony w dal tęsknotą. W ogóle od czasu wniebowstąpienia Jej Syna robiła postać Maryi wrażenie, jakoby rozpływała się we wzrastającej ciągle tęsknocie. Wraz z Janem udała się do modlitewnika, tu pociągnąwszy za tasiemkę, czy rzemyk, obróciła tabernakulum tak, że widać było krzyż i dwa wazoniki żywych kwiatów po bokach. Dłuższy czas modlili się, Maryja i Jan, klęcząc przed krzyżem, poczym powstał Jan, wyjął z metalowego naczynia zwiniętą wełnianą chustę, rozwinął ją i wyjął z zawiniątka płóciennego czworoboczny płatek białego chleba. Był to Najśw. Sakrament; wyrzekłszy kilka słów, dał Go Jan spożyć Najśw. Pannie. Kielicha z Krwią Przenajświętszą Jej nie podawał.
Droga krzyżowa Maryi koło Efezu. Maryja odwiedza Jerozolimę
W pobliżu Swego mieszkania urządziła Sobie Najśw. Panna stacje św. Drogi krzyżowej. Z początku sama odprawiała tę drogę krzyżową i odmierzała wszystkie poszczególne miejsca gorzkich mąk Chrystusa, według liczby kroków, które tak często liczyła w Jerozolimie i nauczyła się na pamięć. Po odliczeniu kroków ustawiała zaraz w odpowiednim miejscu kamień na pamiątką poszczególnej stacji pasyjnej Swego Boskiego Syna. Zaraz też zapisywała rylcem na kamieniu, ile kroków jest do tego miejsca i jakiej męki pamiątką jest ten kamień. Jeżeli natrafiła na drzewo, to na nim zapisywała te szczegóły. Tak naznaczyła dwanaście stacji, umieszczonych przeważnie wśród zarośli. Grób święty przeobrażała grota na wzgórku. Gdy już wszystkie stacje były oznaczone, wędrowała Maryja często tą drogą ze swoją służebną, rozmyślając w cichości mękę Pana. Przy poszczególnych stacjach zatrzymywały się, siadały przy kamieniu, rozpamiętywały odnośną tajemnicę i modliły się. Z czasem postarano się o lepsze urządzenie i upiększenie tych stacji. Jan kazał oczyścić grotę grobową i przemienił ją na wygodny modlitewnik; zamiast dotychczasowych kamieni, dał piękne kamienie z gładkiego, białego marmuru; poumieszczał je w większych, lub mniejszych zagłębieniach, które kazał obsadzić zielem i kwiatami, i oparkanić. Z poza gęstej trawy nie widać było, jak grubą jest leżąca na dole płyta. W zagłębieniach wkoło kamieni porobiono ścieżki tak szerokie, że dwie osoby mogły iść obok siebie; zagłębienia te były rozmaitej wielkości. Kamieni wszystkich było dwanaście, a wszystkie zapisane były po bokach i od dołu hebrajskimi literami. Po odprawionym nabożeństwie nakrywano je matami. Stacja góry Oliwnej, tj. pierwsza, położona była w dolince; była obok mała grota, gdzie kilkoro ludzi mogło modlić się klęcząc. Jedna tylko stacja Kalwarii nie leżała w zagłębieniu, lecz na wzgórku. Do stacji Grobu św. szło się przez wzgórek, po którego drugiej stronie leżał w zagłębieniu kamień pamiątkowy, a jeszcze niżej u stóp wzgórka sam grób, w którym później spoczęły zwłoki Maryi. Zdaje mi się, że grób ten istnieje jeszcze pod ziemią i kiedyś go ludzie znowu odkryją. Do obchodu Drogi krzyżowej ubierała się Maryja w brunatną tunikę, a na wierzch brała szatę, okrywającą plecy i spadającą w fałdach aż do stóp. Pod szyją spięta była guzikiem, w środku ciała spięta pasem. Była to, zdaje się, taka sama suknia świąteczna, jaką nosiła Anna według starozakonnej tradycji. Na głowę brała Maryja żółtą czapkę, opadającą z przodu na czoło, a z tyłu ściągniętą we fałdy. Na to zarzucona była czarna zasłona z miękkiej tkaniny, opadająca do połowy pleców. Ten strój miała Maryja na Sobie już podczas ukrzyżowania Jezusa, ale wtenczas okryta była jeszcze płaszczem żałobnym. Teraz używała tych szat tylko do obchodu Drogi krzyżowej; do zajęć domowych zdejmowała je i ubierała się w inne. Najśw. Panna podeszła już była w latach; starość jednak nie wyryła swych śladów na Jej osobie, przebijała się tylko w tej bezmiernej tęsknocie, tym większej, im bliższą była chwila Jej uwielbienia w niebie. Powaga surowa nie opuszczała Maryi ani na chwilę; nigdy uśmiech nie rozjaśnił Jej twarzy. Lica jej z biegiem czasu stawały się coraz bielsze i przezroczyste. Najśw. Panna szczupła była, ale mimo to nie widać było najmniejszej zmarszczki, najmniejszych śladów więdnięcia i starości. Robiła na mnie wrażenie ducha, przyobleczonego chwilowo w ciało ludzkie.
Raz widziałam Najśw. Pannę, jak obchodziła z pięcioma św. niewiastami Drogę krzyżową. Szła przodem przed wszystkimi, twarz Jej była niezwykle blada i prawie przezroczysta. Z rozczuleniem niezmiernym spoglądałam na Nią; przeczucie mi szeptało, że ostatni to raz idzie Maryja tą drogą. Z pomiędzy grona tych świętych niewiast, modlących się z nią wspólnie, było kilka znanych Jej już od początku zawodu nauczycielskiego Jezusa; jedna z nich była krewną prorokini Anny, druga znów wnuczką ciotki Elżbiety. Codziennie rano i wieczór odprawiały te niewiasty, po dwie na przemian, Drogę krzyżową.
Przebywszy trzy lata w osadzie koło Efezu, zatęskniła Maryja bardzo za Jerozolimą. Na Jej życzenie wzięli ją tam Piotr i Jan. Stanęli na miejscu wieczorem już o zmierzchu. Zanim weszli do miasta, zwiedzili najpierw Górę oliwną, Kalwarię, grób Jezusa i inne święte miejsca w koło Jerozolimy. Matka Boża smutna była bardzo i tak zmożona współczuciem na wspomnienie mąk Jezusowych, że zaledwie mogła utrzymać się na nogach. By Jej pomóc, wzięli Ją Piotr i Jan pod ręce i tak prowadzili. W Jerozolimie zebrani byli właśnie w tym czasie Apostołowie, o ile mi się zdaje, na concilium; Maryja udzieliła Apostołom niejednej dobrej rady. Przypominam sobie, że widziałam na zebraniu między Apostołami Tomasza. Na półtora roku przed śmiercią wybrała się Maryja jeszcze raz do Jerozolimy. Przybywszy tam, zwiedzała znowu wszystkie miejsca. Smutna była niewypowiedzianie, z ust Jej wyrywało się wciąż westchnienie: „O mój Synu! mój Synu!" Gdy przybyła do tylnej bramy owego pałacu, skąd ujrzała była po raz pierwszy, jak Jezus, dźwigając krzyż, upadł pod jego ciężarem, owładnęły Nią tak dalece bolesne wspomnienia i tak ją przytłoczyły, że bezsilnie osunęła się na ziemię. Otaczający ją myśleli, że to już śmierć się zbliża. Zaniesiono Maryję na Syjon do zachowanego jeszcze Jej mieszkania we wieczerniku. Tu leżała Maryja dłuższy czas tak słaba i bliska śmierci, że już myślano, gdzie obrać grób dla Niej. Maryja sama wybrała Sobie na ten cel jedną z grot na Górze oliwnej. Apostołowie najęli kamieniarza, chrześcijanina, by przerobił tę grotę na piękny grób. Przygotowania te wpoiły w niektórych przekonanie, że Matka Boża na prawdę umarła tu, i tak rozszerzyła się o tym pogłoska w obczyźnie. W rzeczywistości odzyskała Maryja na tyle siły, że powróciła do Efezu i tam dopiero w półtora roku umarła. Grób, przygotowany dla Niej na Górze oliwnej, w wielkiej był czci zawsze, później zbudowano nad nim kościół. Św. Jan Damasceński, jak mi to było objawione, na pogłoskach tylko opierał się, gdy pisał o tym, że Najśw. Panna umarła i pochowana była w Jerozolimie. Zdaje mi się, że z dopuszczenia Bożego niejasne tylko zostały wieści o śmierci, wniebowzięciu i grobie Najśw. Panny. Bóg tak zrządził, bo zmysł pogański nie wygasł był jeszcze zupełnie w nowych chrześcijanach, więc na wieść o wniebowzięciu mogli byli łatwo ogłosić ją boginią i wprowadzić w chrześcijaństwo kult bałwochwalczy.
Zejście się Apostołów przy łożu śmierci Najśw. Panny
Widząc się z Maryją przed wniebowstąpieniem u Łazarza w Betanii, wyjawił Jej Jezus, co ma powiedzieć Apostołom i uczniom, którzy zbiorą się przy Niej u kresu Jej doczesnej pielgrzymki i że ma ich pobłogosławić, co będzie dla nich bardzo zbawienne. Na Nią samą włożył wtenczas obowiązek spełnienia pewnych prac duchownych, poczym dopiero miała być zaspokojona Jej tęsknota za niebem. Wtenczas także przepowiedział Jezus Magdalenie, że dokończy swego żywota na puszczy i polecił Marcie założyć stowarzyszenie pobożnych niewiast, obiecując nie opuszczać ich nigdy. Najśw. Panna umarła w 63-im roku życia. Przy narodzeniu się Chrystusa liczyła Maryja 15 lat.
Czując zbliżający się koniec życia, powołała Maryja, stosownie do polecenia Swego Boskiego Syna, wszystkich Apostołów; powołała ich przez swą modlitwę, na skutek której pojawił się anioł każdemu z Apostołów, polecając mu udać się do Efezu. Apostołowie rozproszeni byli w tym czasie po różnych krajach. Wszędzie, gdzie byli, budowali małe kościółki, nieraz z chrustu tylko, oblepionego gliną, ale zawsze na podobieństwo domku Maryi, tyłu o trzech ścianach. Budowali także ołtarze do odprawiania Mszy św. Dalekie te uciążliwe podróże, jakie Apostołowie odbywali, nie byłyby im możliwe do wykonania bez doraźnej Bożej pomocy. Oni może nieraz sami nie odczuwali tego, ale przecież nie wątpię, że nieraz wspomagał ich Bóg w tych podróżach w sposób nadnaturalny. I tak widziałam nieraz, jak szli środkiem tłumów ludzi, niewidziani przez nikogo, co Bóg cudownie sprawiał. Widząc nieraz cuda, zdziałane przez Apostołów u różnych narodów pogańskich, zauważyłam, że często były to cuda zupełnie innego rodzaju, niż te, o jakich dowiadujemy się z Pisma świętego; Apostołowie przystosowywali się wszędzie do potrzeb i usposobienia miejscowej ludności. Zauważyłam, że Apostołowie nosili wszędzie ze sobą relikwie proroków i pierwszych chrześcijańskich męczenników, i zawsze umieszczali je przed sobą podczas modlitwy, lub podczas ofiary Mszy świętej. Piotr, gdy go anioł powołał, znajdował się właśnie w okolicy Antiochii z drugim jeszcze Apostołem. Niedaleko od niego znajdował się Andrzej, który do niedawna bawił w Jerozolimie, ale uciekł stamtąd przed prześladowaniem. Widziałam obydwóch, Piotra i Andrzeja, w różnych miejscowościach, a zawsze niedaleko jeden od drugiego, chociaż nie wiedzieli nawzajem o sobie. Noce przepędzali w publicznych, otwartych gospodach, jakich pełno jest w ciepłych krajach. Jednej nocy spoczywał Piotr pod murem, gdy, wtem zbliżył się doń jakiś młodzieniec, otoczony jasnością, ujął go za rękę i rzekł: „Wstań i śpiesz do Maryi! Znajdziesz po drodze Andrzeja." Piotr, ociężały już ze starości i z trudów, podniósł się powoli i wsparłszy się rękami na kolanach, słuchał, mowy anioła. Bezzwłocznie usłuchał polecenia, powstawszy, rzucił płaszcz, przepasał się i wziąwszy kij w rękę, puścił się w drogę. Wnet spotkał się z Andrzejem, który, jak się pokazało, takie samo miał widzenie. W dalszej podróży zetknęli się z Tadeuszem, którego także anioł powołał. Tak więc razem przybyli do mieszkania Maryi, gdzie się już Jan znajdował. Juda Tadeusz i Szymon byli właśnie w Persji i stamtąd przybyli na wezwanie do Efezu. Tomasz był najdalej, bo aż w Indiach, i przybył do Efezu dopiero po śmierci Maryi. Był to mąż krępy, przysadzisty, włosy miał rude. Modlił się właśnie w szałasie ze trzciny, gdy pojawił mu się anioł i kazał mu udać się do Efezu. Zaraz wyruszył Tomasz w drogę, wziąwszy ze sobą swego potulnego sługę. Widziałam ich, jak płynęli długo przez wodę na małym czółnie, potem lądem spieszyli, nie zatrzymując się w żadnym mieście. Po drodze przyłączył się do nich jeden z uczniów. Tomasz jeszcze przedtem postanowił był sobie powędrować na północ aż do Tatarii i teraz, chociaż otrzymał wezwanie przez anioła, nie chciał wyrzec się tego zamiaru. Miał już taką naturę, że zawsze chciał zbyt wiele działać i dlatego nieraz spóźniał się tam, gdzie było potrzeba. Tak więc zamiast iść prosto do Efezu, skierował się dalej ku północy, aż prawie poza granice chińskie, gdzie teraz rozciągają się obszary, podległe berłu rosyjskiemu. Tam powtórnie pojawił mu się anioł i wezwał go do Efezu, dokąd też Tomasz prosto już podążył. Sługa, którego miał przy sobie, był to kupny niewolnik, Tatar z pochodzenia. Po śmierci Maryi nie był już Tomasz drugi raz w Tatarii; zginął wkrótce w Indiach, przeszyty włócznią. Widziałam w Indiach kamień, który on sam ustawił, na nim klęczał nieraz i modlił się; przepowiedział wtenczas, że gdy wody morza dosięgną tego kamienia, wtenczas kto inny będzie głosił w Indiach naukę Jezusa Chrystusa. Na kamieniu tym pozostały odciśnięte ślady jego kolan. Jan był na krótko przedtem w Jerycho. W ogóle podróżował on często do Ziemi obiecanej, ale stale przebywał w Efezie i w okolicy. Bartłomiej bawił w tym czasie w Azji, na wschód od Morza Czerwonego. Był to mąż przystojny i zwinny bardzo. Lica miał bielutkie, czoło wysokie, wielkie oczy i czarne, kędzierzawe włosy, takąż bródkę niewielką, na dwie połowy rozczesaną. W tym czasie nawrócił właśnie pewnego króla tamtejszego wraz z całą rodziną. Gdy później wrócił w tamte strony, poniósł tam śmierć męczeńską z polecenia brata owego króla. Paweł nie otrzymał wezwania. W ogóle powołani byli do śmiertelnego łoża Maryi tylko krewni i dobrzy znajomi św. Rodziny. Pierwsi stawili się Piotr, Andrzej i Jan, i zastali Najśw. Pannę już bliską śmierci. Leżała spokojnie na swym łożu w sypialni. Służebna Jej, smutna, chodziła po domu z kąta w kąt, to wychodziła przed dom, co chwila padała na kolana i modliła się z wyciągniętymi rękoma. Niedługo przybyły dwie siostry Maryi, a także pięciu uczniów. Ci mieli laski różnego rodzaju, oznaczające stopień ich godności. Ubrani byli w białe, wełniane płaszcze z kapuzami, pod spodem mieli długie, białe, wełniane tuniki na kształt alb kapłańskich; tuniki te pospinane były z przodu od góry do dołu pętlicami. W drodze podpasywali wysoko płaszcze i tuniki. Kilku zawieszone miało u pasa małe tobołki, a wszyscy znużeni byli bardzo podróżą. Przy powitaniu ściskali serdecznie jedni drugich, roniąc łzy radości i boleści zarazem. Wchodząc do wnętrza domu, odkładali laski, zdejmowali płaszcze, tobołki, i odpasywali pasy, opuszczając wolno aż do ziemi fałdzistą suknię. Opasywali się jednak zaraz na nowo szerokim pasem, wyszytym literami. Potem zbliżali się z rozrzewnieniem do łoża Maryi, aby Ją pozdrowić. Najśw. Panna nie miała już siły wiele mówić. Nie widziałam, by przybywający posilali się czym; pili tylko jakiś napój z flaszeczek, które mieli przy sobie. Jako schronienie na noc poustawiano dla przybyszów na dworze przy murach domu lekkie daszki na palach, osłaniano je ściankami z mat i plecionki, i to stanowiło ich sypialnie. W obrębie samego domu nie spał żaden mężczyzna. Apostołowie, którzy najpierw przybyli, obrali zaraz miejsce w przedniej części domu na odprawianie Mszy św. i wspólne modlitwy. Ustawiono ołtarz, nakryty białym i czerwonym obrusem, a na nim postawiono biały krzyż, jakby z perłowej masy, wysoki zaledwie na piędź, podobny kształtem do krzyża maltańskiego. Krzyż taki nosili Apostołowie zawsze w podróży, zawieszony na piersiach. W krzyżu było pięć schowków, trzy wzdłuż, a dwa w bocznych ramionach; środkowy schowek zawierał Najśw. Sakrament, w innych schowane było Krzyżmo, Olej święty, bawełna i sól. W tym to krzyżu przyniósł Piotr Najśw. Pannie Komunię świętą, przy czym Apostołowie ustawili się w dwóch rzędach od ołtarza aż do posłania Maryi i pochylili nisko na znak czci. Ołtarz stał nie w środku komnaty przed ogniskiem, służącym dotychczas do użytku, lecz przy ścianie na prawo; codziennie rozbierano go i na drugi dzień stawiano. Przed ołtarzem stał niewielki postument, a na nim leżały zwoje pisma. Zbliżała się chwila zaśnięcia Maryi, więc wszyscy Apostołowie zebrali się w Jej sypialni na pożegnanie; ścianę przednią odsunięto. Apostołowie ubrani byli w długie szaty, przepasane szerokimi pasami. Uczniowie i święte niewiasty zebrali się w przedniej komnacie. Maryja siedziała na posłaniu; Apostołowie przystępowali kolejno i klękali przy łożu, a Najśw. Panna modliła się nad każdym i błogosławiła go, wkładając nań ręce, złożone na krzyż. Tak samo błogosławiła uczniów i niewiasty. Jedną z tych ostatnich uściskała Maryja, gdy ta pochyliła się nad Nią. U Piotra widziałam zwój pisma w ręku, gdy zbliżał się do łoża. — Po udzieleniu błogosławieństwa przemówiła Maryja do wszystkich, spełniając polecenie Jezusa, dane Jej w Betanii. Janowi dała Maryja rozporządzenie, co do pogrzebania Jej zwłok. Poleciła mu również, by po Jej śmierci darował Jej szaty służebnej i drugiej dziewicy, która przychodziła czasem Jej posługiwać. — Widziałam, jak Maryja pokazywała palcem ku owej szafie, czy przepierzeniu, gdzie schowane były szaty, a służebna otwarła drzwi i zamknęła na powrót.
Śmierć, pogrzeb i wniebowzięcie Najświętszej Panny
Otworzono potem modlitewnik i ustawiono w nim ołtarz przed krzyżem, stojącym w tabernakulum. Na ołtarzu postawiono płonące świece, a Piotr przystąpił do odprawiania Mszy świętej w ten sam sposób, jak i przedtem odprawiał Mszę w kościele przy sadzawce Betesda. Przez całą Mszę siedziała Maryja na posłaniu. Piotr był ubrany w albę, pallium, mieniące się czerwonym i białym kolorem, i swój wielki płaszcz; czterej asystujący mu Apostołowie mieli na sobie także szaty obrzędowe. — Przyjąwszy sam Komunię świętą, podał Piotr i innym Najśw. Sakrament. Podczas Mszy św. przybył Filip, spieszący prosto z Egiptu. Płacząc rzewnie, przyjął błogosławieństwo Najśw. Panny, a potem spożył osobno Komunię świętą. Maryi zaniósł Piotr Najśw. Sakrament w owym krzyżu o pięciu schowkach. Jan niósł za nim na czaszy kielich z Krwią Przenajświętszą. Kielich to był mały, barwy białej, jakby lany z masy jakiej, kształtem podobny był do kielicha, w którym Jezus konsekrował wino przy ostatniej wieczerzy; nóżka była tak krótka, że tylko dwoma palcami można ją było ująć. Tadeusz niósł przed nimi małą kadzielnicę. Najpierw udzielił Piotr Najświętszej Pannie Sakramentu Ostatniego Namaszczenia w zupełnie podobny sposób, jak to się odbywa teraz. — Następnie podał Jej Komunię świętą, którą Maryja spożywała wyprostowana, nie opierając się; zaraz jednak potem opadła na poduszkę i dopiero po krótkiej modlitwie, odmówionej przez Apostołów, podniosła się znowu, ale nie tak już wysoko, by przyjąć Krew Przenajświętszą z kielicha, podanego Jej przez Jana. Po Komunii nic już nie mówiła Maryja. Leżała spokojnie, zwróciwszy oczy w górę; twarz Jej uśmiechnięta była i kwitnąca, jak za czasów młodości. Wtem ujrzałam cudowne zjawisko. Znikła mi z oczu powała sypialni, lampa zdawała mi się wisieć wolno w powietrzu, szeroka struga światła unosiła się od ciała Maryi w górę ku niebiańskiej Jerozolimie, ku Tronowi Trójcy Przenajświętszej. Po obu bokach tej smugi widać było świetliste obłoczki, z pośród których przezierały twarze Aniołów. Maryja wzniosła z utęsknieniem ręce ku tej niebiańskiej Jerozolimie, ciało Jej uniosło się wraz z całym okryciem ponad posłanie, z ciała zaś zdawała się występować dusza w postaci świetlistej, wyciągającej także ręce w górę. Dwa chóry Aniołów złączyły się w jedno pod tą postacią i uniosły Ją ze sobą w górę, oddzielając od ciała, które martwe już opadło na posłanie z rękoma, skrzyżowanymi na piersiach. Duszy Maryi wyszło naprzeciw mnóstwo dusz Świętych, między którymi poznałam dusze Józefa, Anny, Joachima, Jana Chrzciciela, Zachariasza i Elżbiety. W ich orszaku uniosła się dusza Maryi ku Swemu Boskiemu Synowi, którego rany błyszczały jeszcze wspanialszym światłem, niż blask Go otaczający. On zaś przyjął Ją radośnie i oddał Jej zaraz berło władzy nad całym kręgiem ziemskim. Równocześnie ujrzałam ku wielkiej radości, że wielka ilość dusz, uwolnionych z czyśćca, spieszyła za Maryją do nieba; dowiedziałam się zarazem, i to na pewno, że corocznie w święto Wniebowzięcia Najśw. Panny uzyska wielu Jej czcicieli uwolnienie z mąk czyśćcowych. Piotr i Jan musieli także widzieć tę chwałę i tryumf Najśw. duszy Maryi, bo stali zapatrzeni w niebo, podczas gdy inni Apostołowie klęczeli pochyleni ku ziemi, toż samo uczniowie i niewiasty. Zwłoki Najświętszej Panny spoczywały na posłaniu, blaskiem otoczone; oczy były zamknięte, ręce złożone na krzyż na piersiach. Maryja umarła o godzinie dziewiątej według rachuby żydowskiej, podobnie jak Jezus na krzyżu. Przekonawszy się, że śmierć nastąpiła rzeczywiście, nakryły niewiasty święte zwłoki całunem; odstawiły na bok i pozakrywały wszystkie sprzęty w domu, tak samo i ognisko. Następnie same pobrały zasłony na twarz i zebrawszy się w przedniej komnacie, modliły się wspólnie, to klęcząc, to siedząc. Apostołowie także, nakrywszy głowy szalem, noszonym na szyi, ustawili się w porządku do wspólnej modlitwy, dwóch zaś uklękło, jeden w głowach, drugi w nogach przy łożu Maryi na cichą modlitwę. Zmieniali się tak przy łożu cztery razy na dzień. Także „Drogi Krzyżowej" nie zaniedbali Apostołowie odprawić. Andrzej i Maciej zajęli się zaraz przysposobieniem grobu; obrano na to ową grotę, w której Maryja i Jan urządzili stację grobu Chrystusa. Grota nie była tak wielka, jak grób Jezusa; wysoka była najwyżej na chłopa. Wkoło groty był ogródek, ogrodzony żerdkami. Ze wzgórka schodziło się w dół do groty. W głębi znajdowało się łoże grobowe z kamienia, podobne do wąskiego ołtarza, w którym było wyżłobienie kształtu owiniętego ciała; w miejscu, gdzie miała spocząć głowa, było małe podwyższenie. Na pobliskim wzgórku obok groty była stacja Kalwarii. Nie stał tam krzyż osobny, tylko w kamieniu był wyżłobiony. Andrzej z wielką gorliwością pracował nad przysposobieniem grobu Maryi; przed grobowcem umieścił lekkie drzwi. Tymczasem niewiasty, między którymi widziałam córkę Weroniki i matkę Jana Marka, zajęły się balsamowaniem świętego ciała Maryi według przepisów żydowskich. Naznosiły korzeni różnych i świeżych ziół w wazonach, poczym za-mknęły drzwi wejściowe, jak również drzwi od przedniej komnaty, zapaliły światła i wzięły się do roboty. Rozebrały zupełnie namiocik sypialny Najśw. Panny, by mieć więcej miejsca. Nie składano go już więcej na powrót, owszem zaraz po pogrzebie usunęła służebna także przepierzenie, gdzie schowane były suknie, i uprzątnęła to wszystko z komnaty. Pozostawiono tylko ołtarz przed krzyżem w modlitewniku Maryi, a tak cała komnata przemieniła się w małą kapliczkę, gdzie modlili się Apostołowie i składali Najświętszą bezkrwawą Ofiarę. Podczas gdy niewiasty zajęte były koło świętych zwłok, odmawiali Apostołowie modły chóralne, częścią w przedniej komnacie, częścią z zewnątrz domu. — Niewiasty święte balsamowały z największym nabożeństwem i czcią ciało Maryi w ten sam sposób, jak balsamowano Najświętsze Ciało Jezusa. Zdjęły zwłoki z łoża śmierci wraz z całym okryciem i złożyły je w długi kosz, wyścielony suknami tak grubo, że ciało wystawało ponad kraj kosza. Święte Ciało wydawało się nadzwyczaj suche, bielutkie, blaskiem otoczone, a tak lekkie, jakby w tych powiciach nic nie było; więc też z łatwością przychodziło niewiastom dźwigać je. Lica były świeżutkie, jaśniejące. Niewiasty poucinały bujne loki włosów, by schować je sobie na pamiątkę, poczym obłożyły całe ciało korzeniami i ziołami, najwięcej wkoło szyi i głowy, koło ramion i pod pachami. Zanim owinięto tak przygotowane zwłoki w białe całuny, odprawił Piotr przy ołtarzu modlitewnika bezkrwawą Ofiarę i podał wszystkim Apostołom Komunię świętą. Następnie przystąpili Piotr i Jan do zwłok, ubrani w swe płaszcze obrzędowe. Jan trzymał w ręku naczynie z Olejem świętym, a Piotr, modląc się i maczając w nim palce, pomazał olejem na krzyż czoło, ręce i nogi Maryi, poczym niewiasty owinęły zwłoki zupełnie w całuny. Na głowę włożyły Maryi wieńce z białych, czerwonych i niebieskich kwiatów, jako godło Jej dziewictwa; twarz przykryły przejrzystą chustą, przez którą widać było oblicze Maryi, okolone wieńcem kwiatów. Nogi, obłożone ziołami, także można było rozpoznać przez przejrzyste okrycie. Owinięte ręce skrzyżowane były na piersi. Tak przygotowane ciało złożono do trumny z bielutkiego drzewa i przykryto szczelnie przylegającym, obłączastym wiekiem, które przymocowano do trumny trzema szarymi taśmami. Trumnę ułożono na marach, podobnych do hamaka, lub wiszącej kołyski, przyczepionej na rzemykach do drążków. Obrzęd ten cały odbywał się z rozrzewniającą uroczystością. Żałość i smutek widać było na wszystkich twarzach, smutek więcej zewnętrzny i więcej ludzki, niż przy pogrzebie Jezusa. Wtenczas przytłumiała ludzkie uczucie smutku święta trwoga i cześć i groza tajemna. Wyruszył wreszcie orszak żałobny do groty, oddalonej stąd o pół godziny drogi. Piotr i Jan wynieśli trumnę na rękach przed drzwi, przed domem włożyli trumnę na powrót na nosze i wzięli na barki. Sześciu Apostołów niosło mary, zmieniając się na przemian; reszta Apostołów szła przed trumną, za trumna zaś postępowały święte niewiasty. Niesiono także kilka kaganków na żerdziach. Przybywszy przed grotę, postawili Apostołowie mary na ziemi. Czterech Apostołów wniosło trumnę do wnętrza i postawili ją w zagłębieniu grobowca, potem wszyscy wchodzili pojedynczo do groty, klękali przed świętymi zwłokami i modlili się krótko, cześć im oddając i żegnając się z nimi. Następnie zastawiono grobowiec od dołu aż do sklepiającej się łukowato ściany tylnej zasłoną z plecionki. Przed wejściem do groty wykopano rów i posadzono weń gęsto krzewy, częścią kwitnące jeszcze, częścią pokryte już jagodami, że można było wejść do groty tylko bokiem przez zarośla. Zaraz tej samej nocy po pogrzebie nastąpiło cudowne wniebowzięcie Najświętszej Panny. W ogródku przed grotą modlili się w nocy Apostołowie i święte niewiasty, i śpiewali psalmy. Wtem spuściła się z góry na grotę szeroka smuga świetlna, a w niej w trzech kołach trzy chóry Aniołów, w pośrodku zaś nich jaśniejąca dusza Najświętszej Panny. Przed Nią szedł Jej Boski Syn z jaśniejącymi znakami ran na rękach i nogach. Oblicza Aniołów w środkowej glorii wkoło duszy Najświętszej Panny, wydawały się jak oblicza malutkich dzieci, w drugim kole — jak oblicza dzieci sześcio - lub ośmioletnich, w trzecim, najdalszym — jak oblicza młodzieńców. Twarze tylko znać było wyraźnie, reszta postaci rozpływała się w blasku przejrzystym. Wewnątrz groty w grobie otaczał głowę Najświętszej Panny jakby wieńcem chór duchów błogosławionych. Nie wiem, czy i o ile obecni widzieli to wszystko, ale widziałam, że z osłupieniem i czcią spoglądali w górę, lub wstrząśnięci, rzucali się twarzą na ziemię. — Cudowne zjawisko zniżało się nad grotę, stając się coraz wyraźniejszym, a poza nim ciągnął się szlak świetlisty aż ku niebieskiej Jerozolimie. Najświętsza dusza Maryi, minąwszy Jezusa, przeniknęła przez skałę do grobu i wzniosła się zaraz na powrót wraz z świętem ciałem Maryi przemienionym już i jaśniejącym, poczym cały ten niebiański, cudowny orszak uniósł się w górę ku niebiańskiej Jerozolimie w przybytki wiecznej szczęśliwości. Na drugi dzień odmawiali właśnie Apostołowie modlitwy chóralne, gdy przybył Tomasz z dwoma towarzyszami. Jednym z nich był uczeń Jonatan Eleazar, drugi był sługą Tomasza, a i pochodził z najdalszego kraju świętach Trzech Królów. Tomasz zasmucił się ogromnie, dowiedziawszy się, że już złożono Najświętszą Pannę do grobu. Płakał rzewnie i nie mógł się uspokoić z żalu, że tak późno przybył. Wśród łez gorzkich uklęknął z Jonatanem, na tym miejscu, gdzie najświętsza dusza Maryi rozstała się z ciałem; długo klęczał także przed ołtarzem. Apostołowie nie przerywali sobie modlitw za przyjściem Tomasza, dopiero, ukończywszy śpiewy chóralne, zebrali się wkoło niego, podnieśli go z ziemi, ściskali i pocieszali; podano zaraz jemu i towarzyszom posiłek, składający się z chleba, miodu i napoju w małych kubkach. Tomasz pragnął przede wszystkim ujrzeć jeszcze raz zwłoki Najświętszej Panny, więc wzięto kagańce i udano się z nim do grobu. Dwaj uczniowie odchylili zarośla, a Tomasz, Eleazar i Jan weszli do groty, modląc się chwilę przed trumną. Trumna stała na tyle wysoko, że można ją było łatwo otworzyć. Jan ściągnął trzy taśmy, przytrzymujące wieko, zdjął wieko na bok, i oto, ku wielkiemu zdumieniu, ujrzeli próżne całuny, ułożone w zupełnym porządku, jak okrywały przedtem zwłoki. Tylko na miejscu, gdzie była twarz, usunięte było przykrycie i na piersiach nieco otworzone. Opaski z rąk leżały w porządku, lekko rozsunięte. Apostołowie wznieśli ręce w osłupieniu, a Jan zawołał:" „Niema Jej już tu!" — Wbiegli inni do groty, zaczęli płakać i modlić się, wznosząc w górę ręce, to znów rzucali się na ziemię, powoli jednak zaczynali pojmować, co się stało, wspomniawszy na widzenie, jakie mieli zeszłej nocy. Wreszcie zabrali Apostołowie wszystkie całuny i trumnę jako relikwie i szli do domu, przez całą drogę krzyżową modląc się i śpiewając psalmy. Gdy powrócili do domu, umieścił Jan całuny na składanym stoliku przed ołtarzem. Apostołowie modlili się, a Piotr stanął osobno, jak gdyby rozpamiętywał jakąś tajemnicę. Następnie odprawił Piotr przed ołtarzem w modlitewniku Maryi Mszę świętą, podczas której Apostołowie stali rzędem za nim, modląc się i śpiewając. Niewiasty słuchały Mszy świętej, stojąc w drzwiach i przy murze koło ogniska. Młody sługa Tomasza, ochrzczony już, był cudzoziemcem; cerę miał brunatną, oczy małe, wystające kości policzkowe, nos i czoło wpadnięte. Był zupełnie niewinny i potulny. Robił wszystko, co chciano, stawał, lub siadał, gdziekolwiek i mu kazano, patrzał w tę stronę, gdzie mu polecono, a uśmiechał się do każdego. Gdy Tomasz płakał, płakał i on; teraz pozostał już na zawsze przy Tomaszu. Widziałam raz, jak wlókł wielkie kamienie do kapliczki, którą Tomasz budował. Przez czas swego tu pobytu zbierali się często Apostołowie i uczniowie razem, i opowiadali sobie przygody, przebyte w podróżach. Przed rozejściem się w obce kraje zasypali Apostołowie ziemia wejście do groty, w której mieścił się grób Maryi. Za to z drugiej strony zrobili niski chodnik do tylnej ściany groty i wykuli otwór w ścianie, przez który można było grób widzieć. O chodniku tym wiedziały prócz nich tylko św. niewiasty. Nad grotą wystawili kapliczkę z drzewa i plecionki, a ściany kapliczki obili matami i kobiercami, w kapliczce zaś ustawili mały ołtarz z kamienia. Za ołtarzem rozwieszone było płótno, na którym wyszyty był, czy wyhaftowany, wizerunek Najśw. Panny, ubranej w szaty świąteczne. Ogródek przed grobem i w ogóle całą drogę krzyżowa upiększono znacznie. Komnatę, w której mieścił się modlitewnik Maryi i Jej , sypialnia, zamieniono na formalny kościółek. Służebna Maryi mieszkała nadal w przedniej komnacie; a dla potrzeb duchowych, mieszkających w osadzie wiernych zostawiono dwóch uczniów.
Po raz ostatni odprawiono w domku Maryi uroczyste nabożeństwo, poczym Apostołowie rozeszli się w różne strony, wśród łez rzewnych na pożegnanie się uściskawszy. Od czasu do czasu pojawiał się tu który z Apostołów, lub uczniów, by pomodlić się w domku Maryi. Na pamiątkę i ku czci Najśw. Panny stawiali wierni w wielu miejscowościach kościółki, naśladujące kształtem Jej domek. Drogę krzyżową i grób Jej zwiedzali przez długi czas pobożni chrześcijanie.