Rescued - Rozdział 4, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)


0x01 graphic

Rozdział 4

Bella

Wyszłam z biologii najszybciej jak się dało. Kiedy opuszczałam salę, byłam świadoma jego wzorku na sobie. Czułam się jak skończona idiotka. Jak mogłam pomyśleć, że Edward chce ze mną porozmawiać o tym, co się zdarzyło miedzy nami na stołówce? Nie było nic do wyjaśniania! Za to sprawa z Tanyą owszem była ważna! Nie wiedziałam czy chce mi się krzyczeć czy płakać.

- Hej Bello! - zawołała radośnie Alice doganiając mnie. Kochałam ją, ale w tym momencie jej radosny nastrój przyprawiał mnie o mdłość. Mimowolnie się skrzywiłam. - Ej co jest? - zapytała zdziwiona.

- Nic. Przejdzie mi. - wymamrotałam.

- Bells, przestań! Jesteś koszmarnym kłamcą, wiesz o tym doskonale. Mamy teraz razem wf, więc i tak się wszystkiego dowiem. Pytanie brzmi czy będę musiała to z ciebie wyciągnąć na siłę, czy sama mi powiesz. Wybieraj. - skoro Chochlik tak stawiał sprawę, to raczej nie miałam wyboru. Westchnęłam i powiedziałam:

- Ok, powiem ci wszystko. Ale pod warunkiem, że trener nie każe nam już pierwszego dnia w coś grać.

- Spokojnie. Jak by co, to już moja w tym głowa żebyśmy dzisiejsze zajęcia przesiedziały. - mrugnęła do mnie. Musiałam się uśmiechnąć. W jej towarzystwie nawet największy ponurak nie wytrzymał by 5 minut bez uśmiechu.

Ruszyłyśmy do szatni. Całą drogę milczałam i zastanawiałam się, co w ogóle mam jej powiedzieć. W przebieralni okazało się, że nie musimy zakładać strojów gimnastycznych. Ulżyło mi. Trener Clapp chciał nas dzisiaj zapoznać z zasadami jakiejś nowej gry. Równie dobrze mogłam pogadać z Alice, skoro i tak nie umiałabym tych zasad zastosować w praktyce. Na sali Chochlik zaciągnął mnie w takie miejsce na trybunach, żeby nikt nie mógł podsłuchać o czym rozmawiamy.

- Dobra Bello, co się stało? - od razu spytała Alice, kiedy była pewna że nikt nas nie słyszy. Znowu westchnęłam. Nadal nie wiedziałam, co powiedzieć.

- Nie wiem od czego właściwie zacząć... - stwierdziłam.

- Proponuję, żebyś zaczęła od samego początku. - zachęcała mnie Alice.

- Chodzi o Edwarda. - wymamrotałam i od razu się zaczerwieniłam.

- Wiedziałam! - prawie krzyknęła. Przyłożyłam palec do ust, żeby jej pokazać że ma być cicho. - No dobra, co tym razem mój braciszek zmalował? Na stołówce wyglądaliście tak, uroczo. - westchnęła.

- A wiesz czemu wyglądaliśmy, jak ty to powiedziałaś: UROCZO?

- Bo Edward dzięki mojemu dzisiejszemu strojowi postanowił działać? - zapytała uradowana. Przewróciłam oczami. Cała Alice.

- Nie. Rozmawialiśmy o Tanyi. - mina jej zrzedła, a z pomiędzy warg wyrwało jej się ciche: - Aha.

- Powiedziałam mu jak długo ona już za nim chodzi i że kręci się koło niego w czasie lunchu. Był zaskoczony.

- Jak to zaskoczony? Wiem że on jej nie widzi, ale chyba może jakoś wyczuć jej obecność? - zapytała skołowana.

- Właśnie o to chodzi. On nie zdawał sobie sprawy z jej obecności. Miał do mnie pretensje, że mu wcześniej o tym nie powiedziałam.

- Co za gbur! Za kogo on się uważa?! - prawie wrzasnęła Alice.

- Spokojnie. Jak się zorientował, że to co powiedział sprawiło mi przykrość zaczął mnie pocieszać. Dlatego znaleźliście nas w stołówce w takiej sytuacji. - odparłam.

- Czyli wszystko powinno być porządku. - wydedukował Chochlik po chwili namysłu. - Więc czemu jesteś smutna?

- Widzisz ja i Edward mamy biologię razem. - przytaknęła na znak zgody. - Myślałam, że uda nam się porozmawiać na temat tego co między nami zaszło w bufecie. Nie wiem jak to wyglądało, ze strony obserwatorów, ale ta chwila wydawała mi się bardzo... - nie mogłam znaleźć słowa.

- Romantyczna, uczuciowa? - podsunęła Alice. Pokiwałam głową. - Bello, kochanie. Tak właśnie to wyglądało.

- On chyba tak tego nie odbiera. - pokręciłam głową.

- Na jakiej podstawie wyciągnęłaś taki, a nie inny wniosek?

- Po wejściu do klasy stwierdził, że musimy porozmawiać na osobności...

- No widzisz! Coś źle zrozumiałaś. - przerwała mi w połowie zdania.

- Nie, Alice. On chciał rozmawiać w cztery oczy, żeby nikt nie mógł podsłuchać, że gadamy o Tanyi. - skończyłam swoją przemowę. Popatrzyłam na przyjaciółkę. Na jej twarzy malowało się ogromne zdziwienie.

- Chciał rozmawiać o Tanyi?! - wyszeptała. Pokiwałam po raz kolejny głową. - Co za skończony bałwan! Ja już sobie z nim pogadam! - stwierdziła i zaczęła wyrzucać z siebie przekleństwa z prędkością karabinu maszynowego.

- Alice! - krzyknęłam potrząsając jej rękę, żeby zwrócić jej uwagę. - Daj spokój. Po prostu jak zwykle podchodzę do tego zbyt poważnie. Przejdzie mi. - przywołałam na swoja twarz wymuszony uśmiech.

- Nawet tak nie myśl Bells! Już ja coś wymyślę, zobaczysz! - powiedziała i pociągnęła mnie w kierunku szatni.

- Przecież lekcja się jeszcze sie skończyła. - zwróciłam jej uwagę.

- Jesteś pewna? - zapytała rozbawiona. Odwróciłam się i faktycznie! Nikogo już nie było na sali. Wzięłyśmy swoje rzeczy. Po wyjściu przez główne drzwi budynku szkoły, zatrzymałam się.

- Ja chyba pójdę dzisiaj na nogach. - przekazałam Alice i ruszyłam.

- Ani mi się waż! - krzyknęła, biorąc mnie pod ramię i prowadząc w kierunku srebrnego Volvo. - Pojedziesz z nami tak jak rano. A o osiemnastej przyjadę do ciebie i będziesz u mnie nocowała. - już chciałam otworzyć usta i jej powiedzieć, że to nie jest najlepszy pomysł, kiedy Chochlik kontynuował. - Nie dyskutuj! Masz być gotowa kiedy po ciebie przyjadę. Teraz musimy jechać, bo mam sprawę do załatwienia. - jej oczy niebezpiecznie zalśniły.

Wsiadłyśmy do samochodu. Wpatrywałam się w szybę i milczałam. Myślałam, że Alice jak zwykle rozpocznie swój monolog, ale nie. Włączyła tylko jakąś płytę i siedziała cicho. Kątem oka zerkałam na Edwarda. Jego czoło było zmarszczone, a spojrzenie utkwione w drodze. Kiedy dojechaliśmy pod mój dom, wymamrotałam ciche podziękowania i wysiadłam. Nie oglądając się za siebie, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Poszłam na górę do pokoju. Rzuciłam torbę na krzesło i związałam włosy w kitkę. Nie było sensu się przebierać skoro, Alice miała za kilka godzin po mnie przyjechać. Pogrzebałam w szufladach i rzuciłam na łóżko wszystkie potrzebne rzeczy na dzisiejsze nocowanie. Kiedy byłam już spakowana, ruszyłam do kuchni. Wzięłam się za przygotowanie jakiegoś obiadu dla mnie i Charliego. Będąc małą, byłam zmuszona do jedzenia „specjałów” taty. Mając osiem lat, zaczęłam się buntować i próbowałam przysadzać jakieś proste potrawy. Oprócz tego często byłam gościem u Cullenów, więc miałam okazję podglądać Esme przy pracy w kuchni. Jest ona najlepszą kucharką jaką znam. Postanowiłam przegotować zwyczajny stek oraz sałatkę. Kiedy wszystko już było gotowe, usiadłam przy kuchennym stole i zagłębiłam się w lekturze „Dumy i uprzedzenia”. Nie miałam nic zadane, więc tylko to zostało mi do roboty. Nawet nie wiem kiedy upłynęła godzina i usłyszałam szuranie kół na podjeździe. Chwile potem otworzyły się drzwi wejściowe.

- Hej tato! - zwołałam, nakładając jedzenie na talerze.

- Cześć Bells. Jak w szkole? - czemu rodzice muszą zadawać takie pytania?

- W porządku. - odpowiedziałam jak najbardziej naturalnym tonem i podałam mu obiad.

- Dziękuję córeczko.

- Nie ma za co. - jedliśmy w ciszy. Ojciec nie należał do osób gadatliwych i miał problem w ufaniu ludziom. Nie wiem czy było to spowodowane zawodem który wykonywał, czy raczej tym że moja mam go zostawiła. I to dwa razy. Najpierw rozwód, potem jej śmierć.

- Tato, będę dzisiaj nocowała u Alice. - poinformowałam Charliego, kiedy on wygodnie rozsiadał się na kanapie w salonie.

- Znowu? - spytał zdziwiony. Wzruszyłam ramionami.

- Czy ktoś potrafi odmówić Alice?- było to oczywiście pytanie retoryczne. Charlie też zaczął się śmiać. - Zaraz wracam. - poszłam na górę po torbę, którą miałam zabrać do Cullenów. Potem wróciłam na dół i usiadłam z tatą w salonie. Była 16:30, więc do przyjazdu Chochlika miałam jeszcze czas. Oglądał jakiś mecz futbolu, a ja starałam się jak najlepiej udawać zainteresowanie. Najważniejsze było samo spędzanie ze sobą czasu. Od katastrofy był moją jedyną rodziną. Nie odzywaliśmy się zbyt wiele, głównie żeby skomentować grę (to znaczy on dawał opinie, a ja po prostu mu przytakiwałam).

Równo o osiemnastej pod mój dom podjechało żółte Porsche Carrera 911. Alice zatrąbiła. Pożegnałam się z tatą, wzięłam torbę i ruszyłam w do samochodu.

- Alice, ja naprawdę uważam, że to nie jest dobry pomysł. - marudziłam, sadowiąc się na miejscu pasażera.

- Przestań jęczeć Bello! Od jutra pewnie zaczną nam zadawać w szkole głupie zadania, będą sprawdziany i nie wspomnę nawet o pytaniu. Nie wiem jak ty, ale ja chcę jeszcze dzisiaj trochę poszaleć. A ty młoda damo, czy tego chcesz czy nie też będziesz musiała! - podsumowała Alice i ruszyła w kierunku swojego domu. Ryknęłyśmy śmiechem. Do mojej przyjaciółki ani trochę nie pasował surowy ton, jakim posłużyła się przed chwilą. W drodze słuchałyśmy 3OH!3 & Katy Perry - Starstrukk. Mimo tego, że nie umiałam śpiewać przyłączyłam się do Chochlika próbując gwizdać. Może to jednak nie będzie taki zły wieczór?

Edward

Właśnie skończyłem rozmowę z moim gościem, na temat Seleny i Garretta. Stefano wspomniał mi o kilku rzeczach na temat brata. Jedną z nich było informacja, że 3 lata temu rozpoczął studia w Oxfordzie. Powiedział również, że jak uda mu się coś dowiedzieć zaraz mnie poinformuje. Kiedy zostałem sam moim największym marzeniem było wreszcie odpocząć. Kierowałem się w kierunku wieży z zamiarem włączenia jakiejś dobrej muzyki aby móc się zrelaksować, gdy do pokoju wpadła Alice.

- Możesz mi powiedzieć, co ty sobie myślałeś?! - krzyczała, idąc w moim kierunku.

- Nie bardzo. Biorąc pod uwagę, że nie wiem o co ci chodzi. - odparłem, próbując zachować powagę. Moja siostra była taka zabawna gdy się złościła. Chochlik rozsiadł się wygodnie na moim dywanie. - Może mnie łaskawie oświecisz?

- Edward, co to była za sytuacja na stołówce między tobą a Bellą? - Alice zawsze była bezpośrednia i waliła prawdę prosto w oczy.

- A o to ci chodzi. To nic takiego. - stwierdziłem nie patrząc na nią.

- Braciszku, takie kity to ty możesz wciskać komuś innemu, ale nie mnie. Gadaj. - zarządzała.

- Serio to nic takiego. Nie było was, więc chciałem wykorzystać sytuację i porozmawiać z nią w cztery oczy. - wymamrotałem. Gorzej niż na spowiedzi.

- Tyle to ja wiem. Ty mi lepiej powiedź czemu Bella była smutna. - maglowała mnie dalej.

- A skąd ja mam niby wiedzieć?

- Oj, wydaje mi się, że ty już doskonale wiesz. - popatrzyłem na nią zaskoczony. - Edward, byłam tutaj jakieś 20 minut temu, ale z kimś rozmawiałeś. Usłyszałem tylko imię Stefano Salvatore i od razu zrozumiałam. - wywróciła oczami.

- Ale co? - spytałem skołowany. Prychnęła.

- Braciszku, powiedz szczerze. Nie masz pojęcia kim on jest? - przytaknąłem. I tak z nią nie wygram. - Stefano należał do rodziny, która stworzyła wytwórnię muzyczną „Eclipse”. Chyba na twoich półkach znajdzie się kilka płyt z niej pochodzącej. - uśmiechnęła się triumfalnie. Czemu ona zawsze wszystko wie?

- I co w związku z tym?

- Mianowicie to, że Stefano zginął w wypadku samochodowym jakiś tydzień temu. Wszystkie telewizje i fora internetowa o tym trąbiły, bo po odejściu swojego ojca na emeryturę miał zostać prezesem firmy. Teraz nie wiadomo kto ją przejmie bo najstarszy syn Salvatorów, Garrett, zajęty jest życiem studenckim i nikt nie wie co się z nim dokładnie dzieje. - zakończyła Alice. Musze przyznać, że jej wiedza na ten temat była niewiarygodna. - Oznacza, to że rozmawiałeś z jego duchem i zanim odeszłam od drzwi usłyszałam jeszcze imię Belli. Czyli dyskutowaliście na jej temat. - Alice znowu się uśmiechnęła. Odetchnąłem i spróbowałem coś powiedzieć.

- Owszem rozmawiałem z nim, ale ta wzmianka o Belli była krótka...

- Krótka, nie krótka. Na pewno dała ci do myślenia z tego co usłyszałam. - pokazała mi język jak pięciolatka. - Skoro już mamy tą rozmowę za sobą, mogę cię poinformować, że Bella będzie u nas dzisiaj nocować. - starałem się zachować kamienną twarz. Po tym co powiedział mi Stefano, jej pobyt tutaj nie będzie taki sam jak wcześniej. Przynajmniej nie dla mnie. - O 18 po nią jadę, więc masz jeszcze czas żeby wszystko poukładać sobie w głowie braciszku. - pocałowała mnie w policzek i tyle ją wiedziałem.

Postanowiłem wziąć szybki prysznic. Odkręciłem wodę tak, żeby miała odpowiednia temperaturę. Był to najlepszy sposób na odprężenie się po całym dniu. Po wyjściu z kabiny ubrałem moje ulubione spodnie dresowe i zielony T-shirt. Włosy zostawiłem mokre. Wysiliłem się tylko i przeczesałem je dłonią. Powlokłem się z powrotem do pokoju i włączyłem płytę z utworami Vanessy Mae. To jak ta artystka grała na skrzypcach było niesamowite. Chciałbym przynajmniej w połowie tak dobrze grać na fortepianie. Ułożyłem się wygodnie na łóżku wsłuchując w „Contradanzę”. Nawet nie wiem kiedy usnąłem.

Kiedy się obudziłem była już ciemno. Popatrzyłem na zegarek. Siódma wieczorem. Zaświeciłem światło i wstałem z zamieram pójścia do kuchni po coś do picia. Schodząc piętro niżej usłyszałem piski i śmiechu z pokoju Alice. Tylko nie to kurwa, pomyślałem. Czy ona i Jazz nie mogli by się trochę opanować? Najszybciej jak mogłem skierowałem się na dół, gdzie w salonie spotkała mnie niespodzianka.

- Jasper, co ty tutaj robisz?! - wrzasnąłem, patrząc na kumpla szeroko otwartymi oczami.

- Koleś o co Ci chodzi? - spytał zdziwiony.

- Człowieku, skoro ty jesteś tutaj, to kto jest u Alice?! - zapytałem. On popatrzył na Emmetta, który właśnie przestał skakać po kanałach i zainteresował się naszą rozmową. Obaj wybuchli śmiechem.

- Edward... - w końcu wychrypiał Jazz, próbując się uspokoić. - Na górze jest z nią Rose i Bella. - wytrzeszczyłem oczy.

- Chłopaki ja nie chce nic mówić, ale te odgłosy dochodzące z ich pokoju... - obydwaj momentalnie się uspokoili. Na ich twarzach malowało się zdezorientowanie.

- Stary, o czym ty do cholery mówisz? - krzyknął Em zrywając się ze swojego miejsca.

- Wiecie co, nie mam zamiaru wam tego tłumaczyć. Sami chodźcie zobaczyć. - po cichu weszliśmy po schodach na pierwsze piętro. Jak tylko zbliżyliśmy się do pokoju Chochlika usłyszeliśmy śmiechy.

- Edward, tobie się chyba coś zdawało... - zaczął Jasper i już chciał wracać oglądać telewizję kiedy zza zamkniętych drzwi usłyszeliśmy głośnie:

- Ahhhh!

- Ja pierdolę, to Rose! - Emmett doskoczyło do drzwi i próbował je otworzyć. - Rosalie, kochanie! Otwieraj!

Z pomieszczenie dobiegał teraz głośny śmiech. Zastanawiałem się czy moja twarz wyglądała tak samo jak chłopaków. Po chwili drzwi się uchyliły. Pokazała się w nich Rose. Miała na sobie tylko szlafrok.

- Czy możemy się do cholery dowiedzieć co się tutaj dzieje! - ryknął Em. Rose zachichotała i spokojnym głosem powiedziała:

- Babski wieczór. - następnie mrugnęła do Emmetta.

- A można wiedzieć co jest motywem przewodnim tego babskiego wieczoru?- interesował się Jazz.

- Braciszku to chyba nie wasza sprawa. Poza tym, z tego co mi wiadomo macie na dole pusty salon i plazmę tylko dla siebie. I to przez całą noc, bo Esme i Carlisle pojechali na jakiś bankiet. - stwierdziła Rosalie. Już miała zamknąć drzwi, kiedy powiedziała. - Za godzinkę do was zejdziemy. - tyle ją widzieliśmy. Zrezygnowani wróciliśmy do salonu. Em dołączył do nas po chwili niosąc po piwie dla każdego.

- Co prawda jutro idziemy do szkoły, ale jedno nam nie zaszkodzi. Tym bardziej po tym czego byliśmy świadkami. - wzięliśmy od niego butelki i pokiwaliśmy z Jasperem głowami.

- Ale co one tam robią!? - spytał w końcu Jazz, po długim milczeniu. Wziąłem łyka i odpowiedziałem.

- Chłopaki nie mam zielonego pojęcia, ale kurwa chciałbym się dowiedzieć.

Mimo tego, że na kanale sportowym leciał właśnie mecz baseballu, każdy z nas wpatrywał się w niego tak jakby go nie widział. Nasze myśli były skierowane piętro wyżej gdzie nasze dziewczyny... Zaraz jakie nasze? Ich. Dokładniej Ema i Jazza.

Co się dzisiaj ze mną dzieje? Pomyśleć, że od rana tyle się zdarzyło. Duch, Bella, duch, Bella, duch i teraz znowu Bella. Akurat na jej obecność nie mogę narzekać. Szczerze jestem z tego powodu... Szczęśliwy? Cholera jedna głupia, niebieska bluzka może tak człowieka z równowagi wytrącić. Co ja właściwie do niej czuje? Na to pytanie nie potrafię jeszcze odpowiedzieć.

Moje rozmyślania zostały przerwane przez głosy na schodach. Ja i chłopaki odruchowo odwróciliśmy się w tamtym kierunku. Nie wiem jak oni, ale cholera dobrze że ja siedziałem. Dziewczyny stanęły uśmiechnięte jak gdyby nigdy nic. Nie wiem jak dokładnie wyglądała Alice i Rose, bo całą moją uwagę pochłonęła Bella. Moja szczeka to chyba uderzyła o podłogę. Nie wspominając już o ślinotoku Miała na sobie zieloną koszulkę nocną na cieniutkich ramiączkach. Sięgała do połowy ud ale mimo tego miała rozcięcie. Czarna koronka oblekała cały jej dół oraz dekolt, który sprawiał że chciałem się patrzyć tylko na niego. Jednak oderwałem wzrok od tej części ciała, aby spojrzeć na twarz i odpłynąłem. Jej policzki było leciutko zaróżowione, a oczy błyszczały. Brązowe loki okalały twarz i spływały kaskadami na ramiona.

- I co sądzicie chłopaki? - zapytała uwodzicielskim głosem Rose i podeszła do Emmetta. Ten z trudem przełkną ślinę. Koleś był w poważnych tarapatach.

- Ładnie. - wydukał Misiek obejmując dziewczynę w tali.

- Tylko ładnie? - zagruchała Alice i skierowała się w kierunku Jaspera. Ten również ledwo mówił.

- Cudownie. - no i oczywiście Chochlik rzucił się w ramiona mojego kumpla. Bella nadal stała i nie wiedziała co z sobą zrobić. Kurwa, raz się żyje! Powiedziałem sobie i ruszyłem w jej kierunku. Stanąłem przed nią i popatrzyłem w te wspaniałe oczy. Isabella nie spuściła wzroku ale jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Kochałem to. Podszedłem jeszcze bliżej. Po raz drugi tego dnia wziąłem jej dłoń w swoją i wymruczałem do ucha:

- Wyglądasz olśniewająco. - poczułem jak przebiega ją dreszcz. Wzięła głęboki wdech i odpowiedziała:

- Dzięki. - było to najseksowniejsze ”dzięki” jakie w życiu usłyszałem.

- No to co chłopaki, może oglądniemy jakiś film? - zaproponowała Alice. Delikatnie odsunąłem się od Belli i nie puszczając jej dłoni pociągnąłem ja na kanapę.

- W porządku. Jestem za „Posłańcami”. - skomentowała Rosalie sadowiąc się na kolanach Ema, który żeby stłumić jęk ukrył twarz w jej włosach. Nie zazdroszczę mu. Siedzenie dwie godziny z „problemem” raczej nie będzie przyjemne. Moja siostrzyczka odpaliła film i zgasiła światło. Potem wygodnie usadowiła się na drugim końcu kanapy wtulając w Jazza. Popatrzyłem na złączone dłonie moje i Belli. Pochyliłem się w jej kierunku i wyszeptałem:

- Jak będziesz się bała możesz się przytulić. - dziewczyna podniosła głowę i zamknęła mnie w swoim spojrzeniu. Na jej ustach malował się przepiękny uśmiech.

- A co z trzymaniem za rękę, kiedy będę się bać? - zapytała unosząc nieznacznie brwi.

- To było dawno. Pora na nowe sposoby walki za strachem. - posłałem w jej kierunku uśmiech. Ona tylko skinęła głową i odwróciła w kierunku telewizora.

Kiedy na ekranie pojawiły się pierwsze sceny, które mogły uchodzić za przerażające Bella faktycznie się we mnie wtuliła. Opuściłem głowę i wdychałem jej cudowny zapach włosów. Nawet nie wiem kiedy skończył się film i Alice zaświeciła światło. Co tak szybko?

- Dobrze moi drodzy. Jutro musimy wcześnie wstać, więc pora się zmywać. Dobranoc wszystkim. - pożegnała się Alice, ciągnąć Jaspera za sobą.

- To my też już pójdziemy. Prawda Em? - zapytała Rose. Emmett tylko pokiwał głową. Czyli z tego wynika, że jego i Jazza męka zostanie niedługo przerwana. Z moją niestety tak nie będzie więc muszę się stąd szybko zmyć i wziąć kolejny prysznic. Już chciałem wstać kiedy zorientowałem się, że Bella usnęła. Kurde, to było mega słodkie. Najdelikatniej jak tylko potrafiłem podniosłem ją i położyłem na sofie. Wziąłem jeden koc i ją przykryłem. Zgasiłem światło i poszedłem na górę równocześnie zatykając uszy. Nie chciałem nic słyszeć. Wziąłem upragniony prysznic nie omieszkując sobie ulżyć. Bella dzisiaj miała ogromny wpływ na mnie. Ubrałem na siebie czarne bokserki. Postanowiłem jeszcze zejść na dół po szklankę wody. Oczywiście starałem się nie usłyszeć żadnych dźwięków z pokojów mojego rodzeństwa. Zaświeciłem małą lampkę i prawie dostałem zawału.

- Przestraszyłaś mnie. - powiedziałem. Bella siedziała przy kuchennym stole ze szklanką mleka. - Czemu nie śpisz?

Nie odpowiedziała od razu. Uparcie miała spuszczony wzrok. Usiadłem na krześle obok niej.

- Po pierwsze koszmary. Nie chcę o nich rozmawiać. - wydukała i wolno podniosła wzrok. - A po drugie nie mam gdzie spać.

- Nie masz gdzie spać? - spytałem zdziwiony. Przytuliła policzek do ramienia.

- Tak się składa, że Alice nie preferuję trójkątów. - na to stwierdzenia oboje zaczęliśmy się śmieć. - A podobno to miał być babski wieczór. - wymamrotała cicho.

- Nie przejmuj się. Możesz spać u mnie. - czy ja właśnie to powiedziałem?

- Spać... u... ciebie? - widać było, że była w szoku. Zresztą ja też. Czy mój mózg już w ogóle przestał pracować?

- W sumie nie widzę problemu.

- Dobrze. - szepnęła Bella. Gdy wstawała jej piżamka się podwinęła. Boże chroń ją i mnie. Zauważyłem, że nie patrzy na mnie. Szedłem za nią więc miałem idealny widok na podziwianie jej nóg. Na szczęście wszelkie jęki już ustały. Dotarliśmy do mojego pokoju i zamknąłem cicho drzwi. Już miałem włączyć światło, kiedy wpadłem na Bellę.

- Przepraszam. - wymamrotaliśmy równocześnie. Zaczęliśmy się śmiać, a z powodu naszej bliskości miałem możliwość poczucia jej gorącego ciała. Moje oczy zaczęły się przyzwyczajać do ciemności więc mogłem wreszcie ją zobaczyć. Głowę miała spuszczoną. Podniosłem ją, a następnie schowałem za ucho zbłąkany kosmyk włosów. Zauważyłem, że przymknęła powieki.

- Bello...

- Tak. - wyszeptała, patrząc mi głęboko w oczy.

- Musimy porozmawiać. - zauważyłem, że jej spojrzenie zrobiło się jakieś smutne. Chciała pochylić głowę ale jej na to nie pozwoliłem. Zaczęła uciekać wzrokiem.

- Racja. Tanya.

- Nie, Bello. - popatrzyła na mnie. - O nas.

- O nas? - spytała zdziwiona. Pokiwałem głową. - Ale co masz dokładnie na myśli?

- Ktoś dzisiaj powiedział mi coś co mi się nie spodobało.

- To znaczy?

- Czemu uważasz, że nic do ciebie nie czuję? - Bella patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

- A jest inaczej? - powiedział cichutko.

- Isabello, nie wiem co to dokładnie jest, ale na pewno nie jesteś mi obojętna. Nie wiem jak to się dalej ułoży... - odpowiedziałem obejmując ją obiema rękami w tali.

- Edwardzie, ty też nie jesteś mi obojętny. - wyszeptała, przykładając swoją maleńką dłoń do mojego policzka. - Nie przejmujmy się co będzie później. Liczy się teraz.

- Też tak uważam.

Pochyliłem się i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Bella westchnęła. Chciałem się odsunąć, ale ona zarzuciła mi ręce na szyję i znowu złączyła nasze wargi. Nie protestowałem. Baaa. Ja się nie mogłem powstrzymać. Jej usta były takie ciepłe i miękkie. Znowu trafiłem do nieba.

Bella

Podróż do domu Cullenów upłynęła nam na śmiechu i głośnym śpiewaniu piosenek. Dokładniej mówiąc, Chochlik śpiewał, a ja udawałm że umiem. Alice zaparkowała na podjeździe koło czarnego Mitsubishi.

- Al, czyj to samochód? - zapytałam.

- Jaspera. - jej oczy momentalnie zalśniły. - Miał przywieść Rose na nasz babski wieczór, bo ona nie chciała jutro jechać do szkoły swoim BMW.

- Aha, czyli nie będziemy tylko my dwie. Super. - uśmiechnęłam się. Wieczór sam na sam z Chochlikiem może być naprawdę nie do wytrzymania. Trudno ją zmęczyć i powstrzymać, kiedy ma jakieś zwariowane pomysły.

W salonie przed telewizorem siedziała Rosalie, razem z Emmettem i Jazzem. Zauważyłam, że nie ma z nimi mojego ulubieńca.

- Gdzie macie Edwarda? - spytała Alice. Dzięki temu moja ciekawość zostanie zaspokojona.

- Byłem u niego kilkanaście minut temu i spał. - odpowiedział Jazz, podchodząc do swojej dziewczyny i dał jej całusa. Ta jednak szybko odsunęła się od niego. Widać, że był zaskoczony.

- Kochanie, jak się teraz od ciebie nie odsunę, to nie będę potrafiła iść na górę z dziewczynami. Zobaczymy się później. - pocałował go, a potem wskazała na mnie i Rose. - Dziewczyny, zapraszam do mojego pokoju.

Jak tylko Alice otworzyła drzwi swojego królestwa, miałam ochotę stamtąd uciec. Na jej toaletce było więcej przyborów kosmetycznych niż zwykle, a to oznaczała...

- Tylko nie to! - wyszeptałam i zaczęłam się cofać w kierunku drzwi.

- Bello, nie dramatyzuj. Zajmiemy się tylko: złuszczaniem, nawilżaniem, regulacją brwi, depilacją, manicure, pedicure i oczywiście włosami. - wyliczała, a ja coraz szerzej otwierałam oczy.

- Tylko... - wydukałam w końcu.

- Bells daj spokój, każda dziewczyna powinna od czasu do czasu zadbać o swój piękny wygląd. - powiedziała Rosalie i zaczęła przeglądać lakiery do paznokci. - Al, jak myślisz który lepszy. Czerwień dżungli, czy krwista czerwień?

- Chyba bardziej będzie pasować czerwień dżungli. - odpowiedział Chochlik po chwili namysłu. Ja tam nie wiedział żadnej różnicy pomiędzy obydwoma. Usiadłam na łóżku i chciałam zacząć wyjmować swoje rzeczy, kiedy ktoś wyrwał mi torbę.

- Ej! To moje. - próbowałam odebrać moją własność Alice, ale ta nie puszczała.

- Bello, to nie będzie ci potrzebne.

- Jak to nie będzie? To w czym niby mam spać?

- W tym. - stwierdziła Rose i rzuciła czymś we mnie. Odruchowo chciałam to złapać. Oczywiście ledwo mi się to udało. Rozłożyłam materiał i momentalnie poczerniałam.

- Zwariowałyście?! - wrzasnęłam. W rękach miałam króciutką, zielona koszulkę nocną. Co prawda była śliczna, ale nie dla mnie. - Nie włożę tego.

- A właśnie, że włożysz! - powiedział Alice i pociągnęła mnie w kierunku łazienki. - Weź prysznic i ubierz to. Potem ja i Rose zajmiemy się resztą.

- Ale... - zaczęłam.

- Żadnego ALE! Śmigaj!

No tak. Z Al nie ma co się kłócić. W pomieszczeni czekał już na mnie biały, puchowy ręcznik i kosmetyki do kąpieli. Ustawiałem odpowiednią temperaturę wody. Nie siedziałam długo pod prysznicem. Wyszłam i założyłam ten nieszczęsny skraweczek materiału. Nawet nie chwiałam jeszcze myśleć, co ta Diablica wymyśliła. Na pewno jakiś iście szatański plan. Kiedy weszłam z powrotem do pokoju, zobaczyłam Chochlika ubranego w śliczną czarną koronkową koszulkę, a Rose w czerwoną. Szczerze obie piżamki zakrywała jeszcze mniej ciała niż moja. Alice właśnie kończyła malować paznokcie przyjaciółce.

- No nareszcie! - krzyknęła Alice, gdy mnie zobaczyła. - Siadaj. - wskazała miejsce obok Rose na łóżku.

- Ok, Bells. Ze mną już Chochlik skończył więc twoja kolej. - odparła, dmuchając na świeżo malowane paznokcie, aby szybciej wyschły.

- Dziewczyny, możecie mi powiedzieć po co to wszystko? - zapytałam, nieco zirytowana.

- Ponieważ mojemu idiotycznemu bratu, trzeba większego szoku żeby zaczął działać. Zastosujemy więc terapię wstrząsową. - odpowiedział spokojnie Alice, biorąc do ręki plastry z woskiem.

- Terapia wstrząsowa? - czy ona zwariowała?!

- Oj Bello. Nie dla ciebie, tylko dla tego głąba. Jak cię za kilkadziesiąt minut zobaczy, to nie będzie mógł uchować swojego przyjaciela w spodniach. - zachichotała, a ja się momentalnie zaczerwieniałam.

- Alice wiesz, że nie o to mi chodzi. Szczerze to mi to nawet przez myśl nie przeszło. - skomentowałam. - Nie jestem wami.

Chochlik wywrócił oczami i zaczął przyklejać plaster do mojej nogi.

- Al, nie rób tego. - prosiłam, ale ona tylko się uśmiechnęła i ...

- Ałaaa! - wrzasnąłem.

- Bello, przestań. Jak już chcesz krzyczeć, to coś bardziej odpowiedniego. - odparła Rosalie sadowiąc się wygodnie koło mnie.

- A jak ja niby mam krzyczeć, skoro to tak strasznie boli? - spytałam sarkastycznie.

- Może coś w stylu... - chwila ciszy i... - Ohhhh!

Zarówno ona jak i Alice wybuchły głośnym śmiechem. Nie trzeba było długo czekać, żeby Chochlik jej zawtórowała.

- Ahhh!

- Ludzie! Was chyba pogięło! - rzekłam starając się jak najlepiej ukryć swoje zażenowanie.

- Daj spokój Bells. Nie rozumiesz? - zapytała Al.

- Niby czego?

- Na dole siedzą nasi chłopcy i jestem więcej niż pewna, że prędzej czy później któryś z nich się tu przepląta. Po prostu chcemy się z nimi trochę podrażnić. - odparła krótko Rosalie, jak by komentowała pogodę. Może faktycznie coś w tym było?

- No dobra, ale ja tak nie potrafię... - wymamrotałam, rumieniąc się jeszcze bardziej.

- Umiesz, tylko musisz trochę potrenować. - stwierdziła Alice i zabrała się za przeklejanie następnego plastra. - Zrobimy tak. Będziemy „krzyczeć” zaraz z Tobą. Będzie raźniej.

- I weselej. - podsumowała Rose.

- Ok. - powiedziałam niepewnie. I się zaczęło. Ohhh, ahhh, uhhh i jeszcze inne mniej cenzuralne słowa. Po kilku minutach się już nawet trochę do tego przyzwyczaiłam i śmiałem się do łez. Kiedy depilacja się zakończyła Alice zajęła się moimi paznokciami u rąk, a Rose u stóp.

- Dobra Bella, a teraz czas porozmawiać o twoich urodzinach. - skrzywiłam się. - Nie marudź. Tak sobie pomyślałam, że zamiast wieczoru filmowego, możemy pojechać do Port Angeles na imprezę, co ty na to?

- Alice wiesz, że ja nie lubię czegoś takiego. Wy będziecie się bawić z Emmettem i Jasperem, a ja zostanę na lodzie. - odpowiedziałam.

- Bello gwarantuje ci, że po dzisiejszym wieczorze nie będziesz sama. - mruknęła Al.

- Posłuchaj skoro Edward nie zwracał na mnie uwagi przez te wszystkie lata, to jedna głupia koszulka tego nie zmieni. - takie właśnie miałam zadnie na ten temat.

- Isabello zaufaj mi, po dzisiejszym wieczorze to się zmieni.

- Ahhh! - krzyknęła niespodzianie Rose, co spowodowało że razem z Alice wybuchłyśmy śmiechem.

- Rosalie kochani! Otwieraj! - rozległo się walnie do drzwi. Popatrzyłyśmy jedna na drugą i jeszcze bardziej zaczęłyśmy się śmiech.

- Rose, chyba twój plan wypalił! - powiedział Alice, chwytając się za brzuch w nadziei, że uspokoi to atak. Rose wstała i założyła na siebie szlafroki mrugnęła do nas porozumiewawczo. Uchyliła drzwi i od razu usłyszałyśmy:

- Czy możemy się do cholery dowiedzieć, co się tutaj dzieje!

Rzuciłam w Alice poduszką, żeby się uspokoiła, bo aktualnie wiła się po podłodze, próbując opanować śmiech

- Babski wieczór. - odpowiedział Rose głosem przesiąkniętym seksem. Boże ta dziewczyna jest niesamowita.

- A można wiedzieć, co jest motywem przewodnim tego „babskiego wieczoru”?- usłyszałam głos Jazza. Alice podniosła się z podłogi i po cichutki podeszła do Rosalie, ale tak żeby chłopaki jej nie widzieli.

- Braciszku to chyba nie wasza sprawa. Poza tym, z tego co mi wiadomo macie na dole pusty salon i plazmę, tylko dla siebie. I to przez całą noc, bo Esme i Carlisle pojechali na jakiś bankiet. Rose zrobiła krótką przerwę i wymruczała. - Za godzinkę do was zejdziemy. - po tych słowach zamknęła drzwi. Odczekałyśmy chwile nasłuchując czy chłopaki opuścili piętro, po czym znowu ryknęłyśmy śmiechem.

- Musze przyznać, to było boskie! - powiedziałam, kiedy wreszcie ostatni chichot wydostał się z moich ust.

- Wiem, ale teraz trzeba skończyć przygotowanie i zejść na dół tak jak obiecałam.

W taki oto sposób Rose i Alice zaczęły maltretować moje włosy. Po półgodzinie byłam gotowa. Miałam na sobie zielona koszulkę z czarną koronką. Loki luźno spływały po moich plecach, a na twarzy lekki makijaż. Wyszłyśmy z pokoju cichutko i zaczęłyśmy schodzić po schodach.

- Pamiętajcie. Macie być seksowne, seksowne i jeszcze raz seksowne. - szepnęła Alice, zanim dotarłyśmy na sam dół. W salonie chłopaki zamiast wpatrywać się w ekran, byli odwróceni w naszym kierunku. Musieli usłyszeć jak zmierzałyśmy na dół. Popatrzyłam na Edwarda. Miał szeroko otwarte usta i dzikie ogienki w oczach. Oczywiście oblałam się rumieńcami.

- I co sądzicie chłopaki? - zapytał uwodzicielskim głosem Rose i podeszła do Emmetta. Kurde też bym tak chciała, pomyślałam.

- Ładnie. - usłyszałam jak dukał Em, po czym ją przytulił.

- Tylko ładnie? - spytała Alice i wiedziałam, że to pytanie jest skierowane do Jazza.

- Cudownie. - odpowiedział jej chłopak, a Chochlik w podskokach pobiegł w jego kierunku.

Stałam osłupiała i nie wiedziałam co mam robić. Przecież nie jestem dziewczyną Edward, żeby coś takiego zrobić. Zauważyłam, że właśnie podnosi się z kanapy i idzie w moim kierunku. Oddech przyspieszył, a serce zaczęło galopować. Stanął przede mną i popatrzył głęboko w oczy. Czułam wypieki na twarzy. Po chwili ujął moją dłoń w swoja i wyszeptał mi do ucha:

- Wyglądasz olśniewająco. - poczułem jak przebiega mnie dreszcz. Myśl, myśl, myśl. Alice powiedziała, że masz być seksowna. Wzięłam głęboki w oddech i odpowiedziałam.

- Dzięki. - miałam nadzieję, że zabrzmiało to chociaż w połowie tak seksownie jak u Rose.

- No to co chłopaki, może oglądniemy jakiś film? - usłyszałam głos Al. Wtedy Edward odsunął się ode mnie. Myślałam, że wróci na swoje miejsce. I owszem zrobił to, ale ciągnąc mnie za sobą.

- W porządku. Jestem za „Posłańcami”. - zaproponowała Rosalie. Jakoś mało mnie interesowo, co to za film. Nie docierały do mnie żadne sygnału z zewnątrz. Skupiłam się na Edwardzie i jego dotyku. Nagle przeszył mnie przyjemny dreszcz, kiedy usłyszałam szept.

- Jak będziesz się bała, możesz się przytulić. - podniosłam głowę, żeby zobaczyć wyraz jego twarzy. Dopiero teraz zorientowali się, że światło jest zgaszone. Równie cicho, jak on przedtem powiedziałam:

- A co z trzymaniem za rękę, kiedy będę się bać? - Edward posłał w moim kierunku jeden ze swoich olśniewających uśmiechów. Gdybym nie siedziała, kolana na pewno by się pode mną ugięły.

- To było dawno. Pora na nowe sposoby walki za strachem. - pokiwałam tylko głowa na znak zgody i odwróciłam wzrok na ekran. Po chwili wtuliłam się w Edwarda, tak jak mi powiedział. Wdychałam jego cudowny zapach i napawałam się uczuciem jego silnych ramion obejmujących mnie. Nawet nie wiem kiedy usnęłam. Przebudziłam się z koszmaru i zorientowałam się że jestem sama. Ktoś przykrył mnie kocem. Wstałam i poszłam do kuchni, po coś do picia. Zawsze tak robiłam. Siadłam w ciemnościach przy kuchennym stole, razem ze szklanką mleka. Nagle zaświeciło się światło. Okazało się, że o Edward.

- Przestraszyłaś mnie. - powiedział. - Czemu nie śpisz?

Nie odpowiedziałam od razu. Za bardzo zafascynował mnie jego widok. Nie miał na sobie nic oprócz czarnych bokserek. W końcu odpowiedziałam.

- Po pierwsze koszmary. Nie chcę o nich rozmawiać. - ok, to jest jeden powód, ale przydał by się jakiś jeszcze. Pamiętaj słowa Alice. Co by tu wymyślić. No właśnie Chochlik .- A po drugie, nie mam gdzie spać.

Popatrzyła na mnie zdziwiony.

- Nie masz gdzie spać?

- Tak się składa, że Alice nie preferuję trójkątów. - wypaliłam i zaczęłam się śmiać, a Edward razem ze mną. - A podobno to miał być babski wieczór. - wyszeptałam, tak aby mnie nie usłyszał.

- Nie przejmuj się. Możesz spać u mnie. - stop! Czy Edward właśnie mi zaproponował nocleg u siebie w pokoju?!

- Spać... u... ciebie? - wydukałam, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.

- W sumie nie widzę problemu. - rzekł. Skoro on tak stawia sprawę, to nie mam zamiaru z niej nie skorzystać.

- Dobrze. - wyszeptałam i zaczęłam wstawać. Na górę szłam pierwsza, a Edward za mną. Otworzyłam drzwi i weszłam do pokoju. Panowały w nim egipskie ciemności. Chciałam się cofnąć, aby się o coś nie potknąć. Skończyło się na tym, że wpadłam na Edwarda.

- Przepraszam. - wymamrotaliśmy równocześnie i zaczęliśmy się śmiać. Byłam tak blisko niego, ze czułam nagą, gorącą skórę pod rękami. Z powodu ciemności nie wiedział jego twarzy, więc prawdopodobnie utkwiłam wzrok w jego klatce piersiowej. Edward podniósł moją twarz do góry.

- Bello... - powiedział, równocześnie wkładając jeden zbłąkany kosmyk za moje ucho. Zatonęłam w jego magnetycznym spojrzeniu. Udało mi sie tylko wyszeptać „Tak”.

- Musimy porozmawiać. - już dzisiaj słyszałam te słowa. Spuściłam wzrok, bo głowy nie mogłam. Czułam, że znowu ogarnia mnie smutek.

- Racja. Tanya. - mruknęłam.

- Nie Bello. - nie? Znowu zwróciłam wzrok na jego twarz. - O nas.

- O nas? - spytałam zszokowana. On chce rozmawiać o nas? Nie rozumiem. Edward tylko pokiwał głową. - Ale co masz dokładnie na myśli?

- Ktoś dzisiaj powiedział mi coś, co mi się nie spodobało. - nie wiedziałam o co mu chodzi.

- To znaczy?

- Czemu uważasz, że nic do ciebie nie czuję? - skąd on o tym wiedział?! Przecież mówiłam o tym tylko Alice, a ona na pewno by mu tego nie powtórzyła.

- A jest inaczej? - powiedziałam cichutko. On objął mnie obiema rękami w tali i rzekł:

- Isabello, nie wiem co to dokładnie jest, ale na pewno nie jesteś mi obojętna. Nie wiem jak to się dalej ułoży... - OMG! Czy on właśnie powiedział, to co mi się wydaje, że powiedział?! Popatrzyłam w jego piękne zielone oczy i pod wpływem chwili wyszeptałam.

- Edwardzie ty też nie jesteś mi obojętny. - pogłaskałam go po policzku. Tak długo o tym marzyłam. - Nie przejmujmy się co będzie później. Liczy się teraz.

- Też tak uważam.

Pochylił się, a ja instynktownie podniosłam głowę do góry. Pocałunek było niewinny i słodki. Mimo tego westchnęłam z przyjemności. Poczułam że chce odsunąć się ode mnie, więc zarzuciłam mu ręce na szyje i wplotłam dłonie w jego cudowne włosy. Całował mnie coraz namiętniej, a ja potrafiłam tylko się tym cieszyć. Jego usta na moich. Jego dłonie obejmujące mnie. Po raz pierwszy chciałam więcej...



Wyszukiwarka