zapewnia środki finansowania, zazwyczaj wyznaczając podmiot kupujący, aby dziaial w imieniu klienta. Ze strony podaży natomiast organizacje publiczne albo non-profit walczą o klientelę.
Mimo iż tego typu cwasi-rynki były silnie krytykowane przez lewicę, Le Grand broni stojącej za nimi zasady. Różne wysuwane przez niego propozycje mają w zamierzeniu służyć zabezpieczeniu korzyści płynących z rynku, w szczególności upodmiotowieniu konsumentów, poprzez osłabianie niektórych najbardziej drastycznych konsekwencji, jakie pociąga za sobą pełne urynkowienie, zwłaszcza ogromnych nierówności w bogactwie i posiadanej władzy. Uważa on, iż możliwe jest skonstruowanie mechanizmów, które zabezpieczą jednocześnie interesy rycerzy i nikczemników. „To może zostać osiągnięte", stwierdza (Le Grand 2003: 168), „poprzez system oferujący osobistą (lub instytucjonalną) nagrodę za działania postrzegane w kategoriach korzyści dla użytkowników, ale za które nagrody nie są na tyle wielkie, aby całkowicie wyeliminować poczucie osobistego poświęcenia kojarzonego z tak rozumianym działaniem". Zarówno egoiści, jak altruiści zachęceni będą do podejmowania tych samych pożądanych działań dla dobra konsumentów. Zarządzane właściwie, gwasi-rynki stanowią formę doux commerce publique (patrz rozdział 1, strona 27). Mają w ten sposób znaczne zasługi w promowaniu szacunku dla ludzi, których los zależy od systemów opieki społecznej.
Racjonalny wybór i racjonalność instrumentalna
Rynkowy populizm i rynkowy fundamentalizm są dwoma ideologiami regularnie wykorzystywanymi dla legitymizacji polityki deregulacji, prywatyzacji i trudności ekonomicznych sektora publicznego. Ich odpowiednikiem i pomocnikiem w sferze akademickiej jest teoria racjonalnego wyboru. Podobnie jak one, teoria ta także jest kontrowersyjna.
Teoria racjonalnego wyboru posiada szereg definiujących ją charakterystyk, spośród których dwie wydają się najważniejsze. Po pierwsze, opiera się ona na metodologicznym indywidualizmie
78
- zasadzie mówiącej, że zjawiska społeczne mogą i powinny byćj redukowane do właściwości pojedynczych ludzkich istnień.'' Przedsiębiorstwa, związki zawodowe, rządy oraz państwo naro- . dowe są abstrakcjami: z tego punktu widzenia społeczeństwo \ nie jest niczym więcej jak sumą jego indywidualnych członków. ' Wywodzi się z tego charakterystyczne dla ekonomistów oparcie się na statystykach zbiorowości. Po drugie, teoria racjonalnego wyboru utrzymuje, że ludzie zawsze działają aby osiągnąć własne cele w najbardziej efektywny sposób ze względu na swoje preferencje i posiadaną wiedzę. Wzięte razem, te dwie właściwości oznaczają, iż porządek społeczny nie jest kwestią zwyczaju, tradycji albo podzielanych wartości, ale równowagą wytwo- ' rzoną przez niezliczoną liczbę wzajemnych dostosowań kalku-lujących i racjonalnie zorientowanych jednostek.
Wielu dotychczasowych komentatorów zwracało uwagę na istotną polaryzację stanowisk zwolenników teorii racjonalnego wyboru i jej przeciwników. Jest to także swoista przepaść mię-1 dzydyscyplinarna, z ekonomią w charakterze bastionu teorii ra-; cjonalnego wyboru i innymi naukami społecznymi jako jej kry-tykami. Każdy poszukujący kompromisu, jak choćby Beckford (2000), musi zachować ogromną ostrożność. Mimo iż ma on rację twierdząc, że w tym konflikcie strony walczą z karykaturami swoich oponentów, wojna ta ma w rzeczywistości realny wymiar. Teoria racjonalnego wyboru buduje abstrakcyjne modele teoretyczne bezwstydnie oparte na brutalnie upraszczających założeniach, wywodząc twierdzenia z aksjomatów i bez cienia wątpliwości zapewniając o ich potencjale przewidywania. Inne odmiany teorii społecznej są zazwyczaj bardziej eklektyczne i niepoukładane, kładą nacisk na osobliwości społecznych i kulturowych kontekstów, są indukcyjne a nie dedukcyjne i strzegą się zapewnień o możliwościach wnioskowania w przyszłość. Różnica ta jest zgrabnie wyjaskrawiona poprzez przeciwstawienie sobie „czystych modeli" ekonomicznych i „brudnych rąk" socjologii (Hirsch i in. 1996).
Teoria racjonalnego wyboru nie jest jednak homogeniczna. Goldthorpe (1998) zaprezentował trzy wymiary, w jakich można jego zdaniem umieścić różne odmiany tej teorii.
79
Silna/obiektywna czy słaba/subiektywna racj onalność?
Niewielu zwolenników teorii racjonalnego wyboru uważa, że cele aktorów muszą być racjonalne. Zamiast tego przyjmują oni, iż cele te są po prostu dane i traktują racjonalność jako stosującą się do środków obieranych przez ludzi dla ich realizacji. Neoklasyczna teoria ekonomiczna utrzymuje zazwyczaj, iż aktorzy posiadają doskonałą znajomość wszystkich istotnych informacji dostępnych w obiegu, a więc dokonują oni obiektywnie optymalnego wyboru środków. Niektórzy ekonomiści, a także większość praktyków teorii racjonalnego wyboru, przyjmują słabszą wersję racjonalności, zakładającą, iż aktorzy kierują się subiektywnie istotnymi przesłankami dla podjęcia decyzji, ale nie znajdują się wcale w posiadaniu doskonałej wiedzy.
Sytuacyjna czy proceduralna racjonalność?
Popularna ekonomia postrzega racjonalność jako logiczną reakcję na sytuację. Nie interesuje jej psychologia podejmowania decyzji w żadnej postaci. Teoretycy przyjmujący subiekty-wistyczną perspektywę racjonalności okazują zazwyczaj większe zainteresowanie psychicznymi mechanizmami powstawania właściwej zdaniem jednostki decyzji. Co ciekawe, Goldthor-pe często podkreśla, iż sytuacyjne podejście do racjonalności jest dla socjologii znacznie bardziej produktywne, a socjologowie nie powinni zagłębiać się w procesy psychologiczne ani stany umysłu. Jak zobaczymy w rozdziale trzecim, wykluczy to możliwość wzięcia pod uwagę wielu socjo-psychologicznych badań na temat ludzkiej „irracjonalności", których wyniki mają ogromnie ważne implikacje dla socjologicznej krytyki społeczeństwa rynkowego.
Ogólna czy szczegółowa teoria działania?
Jednym z podejść do teorii racjonalnego wyboru jest traktowanie jej jako znajdującej zastosowanie jedynie do ograniczonego obszaru życia społecznego, jak choćby zaspokajanie własnych potrzeb materialnych poprzez rynkową wymianę gospodarczą.
Większość zwolenników teorii racjonalnego wyboru nie jest
zadowolona z prób ograniczenia ich ambicji do „ekonomii" jako izolowanej dziedziny. Teoria racjonalnego wyboru ma prawdziwie imperialistyczne zapędy; jej zwolennicy chcieliby skolonizować całe nauki społeczne, co wyjątkowo dobrze widać w pracy Gary'ego S. Beckera, Ekonomiczna teoria zachowań ludzkich (1990/1976). Praca ta dotyczy winy i kary; małżeństwa, płodności i rodziny; alokacji zasobów czasu pomiędzy pracą a wypoczynkiem; mechanizmów działania demokracji i dyskryminacji ze względu na „rasę". Zdaniem Beckera ekonomiczne podejście do wszystkich sfer ludzkiej aktywności jest wyjątkowo owocne. Oferuje on teoretyczne ramy, o których marzyli - ale nigdy ich nie znaleźli - wielcy społeczni teoretycy, jak Comte (w pozytywizmie), Marks (w socjalizmie) albo Bentham (w utylitary-zmie). Żaden aspekt życia, nawet sfera sacrum, nie leży poza zasięgiem teorii racjonalnego wyboru, co pokazują Stark i Bain-bridge w swojej Teorii religii (A Theory of Religion, 1987).
Goldthorpe opowiada się za wariantem teorii racjonalnego wyboru, który byłby szczegółowy, a nie ogólny. Mimo to uważa on, że jest to teoria „uprzywilejowana": „nie jako jedna teoria działania wśród innych, ale ta teoria, od której powinny zaczynać się wszystkie próby wyjaśniania działań społecznych i której powinny się jak najdłużej trzymać" (Goldthorpe 1998: 184). Nie wydaje się jednak, aby ten kompromis mógł zainteresować przeciwników teorii racjonalnego wyboru, ponieważ reprezentuje zaledwie lekko zmiękczoną wersję imperializmu.
Krytycy teorii racjonalnego wyboru uważają także za absurdalną przedstawianą przez nią wizję człowieczeństwa znaną jako homo oeconomicus albo „człowiek ekonomiczny". Z doświadczenia i introspekcji wiemy, że racjonalna kalkulacja stanowi jedynie jeden z aspektów kondycji człowieka. Problem ten dostrzegał także Max Weber. Wiele naszych działań powodowanych jest emocjami, niektóre z nich to wyuczone zachowania, a przyczyną jeszcze innych są ideały polityczne, etyczne albo religijne, które mogą z kolei prowadzić do zachowań o charakterze altruistycznym.
Orędownicy teorii racjonalnego wyboru obrali sobie dwie zasadnicze strategie obrony przed zarzutem o jednowymiaro-wość ich teoretycznego modelu jednostki. Po pierwsze, homo oeconomicus jest obrazem prawdziwym, nawet jeżeli trudno
80
81
nam się z tym pogodzić. Jest tak, gdyż wysokie ideały, osobiste przywiązanie, a nawet altruizm zakorzenione są w egoistycznym interesie. Jest to uzasadnienie imperialistycznych ambicji teorii racjonalnego wyboru, ale stanowisko to z łatwością może popaść w tautologie. Wybór działania altruistycznego pokazuje jedynie, iż altruizm jest dla nas źródłem satysfakcji, a więc altruizm jest egoizmem, itd. Egoistyczny charakter ludzkiego działania przestaje być zdaniem empirycznym, a staje się prawdziwy jedynie z definicji. Jak podsumowują Slater i Tonkiss (2001: 61), „si omnia nulla: jeżeli tłumaczy wszystko, to nie tłumaczy niczego".
Drugą linią obrony adwokatów teorii racjonalnego wyboru jest twierdzenie, iż jest ona prawdziwa, ponieważ dostarcza dość dokładnych prognoz. Nie ważne więc, czy mówi ona prawdę o ludzkiej psychice - ważne, że działa. Jej opisowa dokładność jest nieważna. Zamiast tego, interesuje ją tylko potencjał prognozowania. W filozofii nauki stanowisko to określane jest jako instru-mentalizm. Przyjmowane przez naukę całości, takie jak neutrina albo kwarki, nie są „prawdziwe", ale są teoretycznymi pojęciami pomagającymi w wyjaśnianiu i prognozowaniu. Klasycznym przykładem takiego stanowiska w ekonomii są Eseje z ekonomii pozytywnej (Essays in Positive Economics, M. Friedman 1953). \ Krytykowanie teorii racjonalnego wyboru na podstawie zarzutu o „nierealistyczność" jej założeń stanowi niezrozumienie kategorii teoretycznych. Z tego punktu widzenia - do którego wrócimy jeszcze w rozdziale trzecim - abstrakcyjna jakość teorii racjonalnego wyboru nie stanowi defektu, ale jest źródłem jej chwały.
Teoria racjonalnego wyboru zakłada, że światem społecznym rządzi zasada nazwana kiedyś przez Webera Zweckratio-nalitàt, co tłumaczy się zazwyczaj jako racjonalność celową bądź instrumentalną. Weber pisał (1964/1922):
„Działanie jest racjonalnie zorientowane na system odrębnych pojedynczych celów (zweckrational), kiedy cel, środki i drugorzędne rezultaty są wszystkie zważone i racjonalnie wzięte pod uwagę. Zakłada to racjonalne rozważenie alternatywnych środków osiągania celów, relacji celu do innych możliwych rezultatów zastosowania takich środków, i wreszcie względnej
82
wartości różnych możliwych rezultatów. Decyzja o podjęciu działania, w emocjonalnym albo tradycyjnym znaczeniu, jest więc z tym typem niezgodna".
Działanie instrumentalne opiera się na racjonalnej kalkula-cji najlepszych środków do osiągnięcia danego celu. Jak tłuma- ! czy Weber, jest ono niezgodne z działaniami wywodzącymi się z reakcji emocjonalnych oraz działaniem w zgodności z konkretnymi wymaganiami tradycji. Nie jest to też zgodne z działaniem zorientowanym na wartości, które Weber określił jako Wertra-tionalitat i które zakłada „świadomą wiarę w absolutną wartość jakiegoś etycznego, estetycznego, religijnego albo innego zachowania, całkowicie ze względu na nie i niezależnie od jakichkolwiek perspektyw zewnętrznego wobec niego sukcesu" (Weber 1964/1922: 115).
Działanie zorientowane na wartości jest zawsze motywowane spełnieniem bezwarunkowych wymagań. W odróżnieniu od działania instrumentalno-racjonalnego, nie są w nim istotne koszty ani konsekwencje, co oznacza, że w skrajnych przypadkach może ono przyjąć formę altruistycznego poświęcenia, ale także bezlitosnych, nieludzkich działań dogmatyków, fanatyków i terrorystów. Można więc przyjąć, iż do pewnego stopnia działanie instrumentalno-racjonalne, jakkolwiek nieheroiczne i egoistyczne by nie było, jest przynajmniej relatywnie niegroźne. W swoim słowniku ekonomii Black (1997: 136-137) definiuje „człowieka ekonomicznego" w następujący sposób:
„Osoba, która jest całkowicie samolubna i absolutnie racjonalna. Podczas gdy taka osoba w czystej formie stanowi karykaturę spotykaną jedynie w modelach ekonomicznych, istnieje wystarczająco dużo elementów tej postawy u wystarczającej liczby ludzi, aby uczynić modele ekonomiczne relewantnymi do prawdziwego życia. Prawdziwi ludzie są na wiele sposobów zarówno lepsi, jak i gorsi aniżeli człowiek ekonomiczny. Człowiek ekonomiczny może przestrzegać prawa ze względu na kary grożące mu w razie złapania i robić interesy mając na względzie wyłącznie własną reputację, ale jest on wolny od złej woli i oporu wobec zmiany".
83
Weber i jego intelektualni spadkobiercy przyjmują mniej korzystny pogląd na instrumentalną racjonalność aktorów ekonomicznych. Najlepszym przykładem jest Jùrgen Habermas, który często podkreśla amoralną naturę instrumentalnej racjonalności oraz fakt, że staje się ona w naszym życiu dominująca - mówiąc jego własnymi słowami, „kolonizuje ona świat życia". Nowoczesne społeczeństwa są coraz bardziej technokratyczne.
Jedną z najlepszych prac krytycznych przeciwko instrumentalnej racjonalności jest druzgocząca analiza Holocaustu autorstwa Zygmunta Baumana (1992/1989). Jego tezy stanowią zarazem krytykę optymistycznego poglądu, iż historia Europy począwszy od Oświecenia jest pasmem zwycięstw rozumu nad zabobonami. Odrzuca on wielkie historyczne narracje, jak choćby obietnicę ujarzmienia naszej zwierzęcej natury przez psychoanalizę albo twierdzenie, iż marksizm jest nauką o wyzwalaniu się spod ucisku.
Holocaust nie był dla Baumana atawistycznym powrotem do barbarzyństwa. Ostateczne Rozwiązanie nie polegało na rekrutacji psychopatów i uwolnieniu tkwiących w masie sił irracjonalnej brutalności. Sukces Holocaustu nie wywodził się z mobilizacji nienawiści, ale z neutralizacji ludzkich uczuć. Ludzie -sprawcy, współuczestnicy, świadkowie i ofiary - znajdowali się w sytuacji przymuszającej ich do instrumentalnej racjonalności. Musieli nieprzerwanie dokonywać wyborów: jak ocalić siebie, czy można ocalić innych, a jeżeli tak, to których, ilu i co ryzykując? Bauman wspomina pewien charakterystyczny epizod. Czternastu więźniów obozu koncentracyjnego w Sobiborze zostało pojmanych przy próbie ucieczki. Przed rozstrzelaniem zmuszono każdego z nich do wskazania innej osoby z obozu, która umrze razem z nimi. Odmówili. Komendant obozu stwierdził, że jeżeli tego nie zrobią, to on sam wybierze pięćdziesiąt osób do rozstrzelania. Skazańcy wybrali; Bauman nie próbuje jednak nawet spekulować na temat kryteriów, jakimi mogli się ewentualnie kierować. Oto właśnie sytuacja z prawdziwego życia, powtarzająca się w nieskończonej liczbie wariantów w całej Trzeciej Rzeszy - wybory o życiu i śmierci poddane instrumentalnie racjonalnej kalkulacji.
Zygmunt Bauman podkreśla nowoczesny charakter nazistowskiego rasizmu. Sam antysemityzm ma oczywiście dwa tysiące lat historii w różnych kulturach chrześcijańskich. Żydzi zabili Jezusa Chrystusa, ale mogli uzyskać rozgrzeszenie, przechodząc na chrześcijaństwo. W nazizmie to nie judaizm był jednak istotną kwestią. Było nią Żydostwo. Wynurzenia samego Hitlera ubrane były w metafory choroby, infekcji, zarobaczenia, zgnilizny i zarazy. Żydzi stanowili bakterie, wirusy i szkodliwe drobnoustroje. Holocaust wyewoluował w ten sposób w projekt oczyszczenia świata z robactwa i szkodników. Jak uważa Bauman, wyobrażenie „rasy" legitymizowało projekt ludobójstwa. „Rasowa" niższość skonstruowana była jako nieuleczalna plaga, którą należało zniszczyć zanim się rozprzestrzeni. Ostateczne Rozwiązanie opierało się na charakterystycznie nowoczesnych koncepcjach naukowych, włączając w to medyczne metafory zdrowia, patologii, higieny, warunków sanitarnych i chirurgii. Antysemityzm w nazistowskich Niemczech stanowił formę inżynierii społecznej na drodze do wypaczonej utopii.
Tezę Baumana najcelniej chyba skrytykował Yehuda Bauer (2002). Uważa on, iż Bauman niedostatecznie uwypukla rolę odegraną w nazistowskich Niemczech przez antysemicką ideologię. To prawda, że większość Niemców nie była morderczymi antysemitami. Jednak wielu z nich podzielało „powściągliwy" czy też „umiarkowany" antysemityzm i z zadowoleniem obserwowało, jak Żydzi stopniowo tracą władzę i wpływy w niemiec- i kim społeczeństwie. Taka forma antysemityzmu nie była wcale żadną niemiecką specyfiką, była bowiem powszechna w całej Europie. Charakterystyczne dla Niemiec było przejęcie władzy przez nazistowską elitę zabójczo antysemickich pseudo-intelek-tualistów, kierujących się fałszywą naukową definicją „rasy" i wypaczoną wizją „rasowo" czystej Rzeszy. Wspierało ich w tym wielu przedstawicieli naukowej, zawodowej i kulturalnej inteligencji. Ludobójczy antysemityzm przyszedł z „góry", ale nie , byłby w stanie zatriumfować bez oddolnego, „powściągliwego" I poparcia.
Bauer pokazuje także, że nazistowska biurokracja była w rzeczywistości zbiorowiskiem niekompetentnych, nieefektywnych i skłóconych ze sobą frakcji. Nie podważa to jednak
84
85
w istotny sposób wywodów Baumana. Instrumentalna racjonalność biurokracji - kalkulującej, ograniczonej zasadami i beznamiętnej - nie gwarantuje wcale jej efektywności. Jednak zasadnicza oś wywodu Baumana nie ma wiele wspólnego z efektywnością. Chodzi raczej o podkreślenie nowoczesnego charakteru Holocaustu, odejście od wyjaśniania ograniczającego jego istotność poprzez prezentowanie go jako zjawiska stricte niemieckiego albo jako przykładu długotrwałej niechęci chrześcijaństwa wobec Żydów. Bauman nakłania nas do spojrzenia na Holocaust z pewnej niewygodnej i przerażającej perspektywy. Pisze on, iż „cała »zawartość« Holocaustu - wszystkie te składniki, które były niezbędne, by stał się on możliwy, były normalne (...) w sensie pełnej zgodności z tym wszystkim, co wiemy o naszej cywilizacji: z jej duchem, jej priorytetami, jej immanentną wizją świata i jej koncepcją właściwych dróg łączenia ludzkiego szczęścia z doskonałym modelem społeczeństwa" (Bauman 1992/1989: 8).
Weber uznawał nowoczesną, racjonalnie zorganizowaną demokrację za instytucjonalny nośnik instrumentalnej racjonalności. Napędzana jest ona racjonalnym duchem - duchem technicznej wydajności, dobrego projektowania, przestrzegania zasad, hierarchii, stosowania w praktyce osiągnięć obiektywnej nauki i przeniesienia wartości do dziedziny subiektywnej podmiotowości. Podobnie jak w teorii racjonalnego wyboru, cele aktorów nie są przez biurokrację kwestionowane, ale traktowane jako dane: całą koncentrację i wysiłek poświęca się środkom potrzebnym do ich osiągnięcia. Stąd też największa ironia: nawet, kiedy wojna była już przegrana, a wojska Hitlera stopniowo traciły infrastrukturę, zaopatrzenie i posiłki, biurokratyczna machina Holocaustu realizowała dalej założenia planu eliminacji Żydów z imperium, które już prawie nie istniało.
Przeciwnicy teorii racjonalnego wyboru powinni poważniej potraktować biurokrację. Jest ona przecież konstytutywną częścią społecznej rzeczywistości, którą teoria ta próbuje wyjaśniać. Wielu ustawodawców i administracyjnych doradców szkoliło się w oparciu o teorię racjonalnego wyboru i próbuje -przynajmniej po części - stosować ją w praktyce. Celem takiego działania jest osłabienie zbiorowej solidarności i wspieranie indywidualizmu (Archer i Tritter 2000: 15). Decyzyjni urzędnicy
uzbrojeni w teorię racjonalnego wyboru poszukują liczbowych ' wskaźników indywidualnych sukcesów i produktywności. W świecie pracy doprowadziło to do wytworzenia aparatu oceny, obierania celów, monitoringu, premii za rezultaty oraz destrukcji kolektywnego negocjowania warunków pracy. Jak ujmuje to Bourdieu, są to „metody racjonalnej kontroli, które narzucając nadmierne wydatki na pracę (...) łączą się w celu osłabienia lub zniszczenia kolektywnych odniesień i solidarności" (Bourdieu 1998b: 97-98).
Książka ta opiera się na założeniu, że - jak zwięźle ujmuje to w innym miejscu Beckford (2000: 229) - życie społeczne i kulturowe w zaawansowanych społeczeństwach przemysłowych wyewoluowało w symbiotyczny związek z panującymi obecnie teoriami nauk społecznych, ponieważ wszystkie one zostały ukształtowane przez siły, które doprowadziły do narodzin różnych form nowoczesności, w tym także jej niejednoznaczności i wewnętrznych sprzeczności". Jeżeli chcemy badać współczesne rozumienie indywidualności, racjonalności, wolności, wyboru, nowoczesności i rynku, to konieczna jest krytyczna analiza teorii racjonalnego wyboru - „wielkiej teorii apogeum nowoczesności" (Archer i Tritter 2000: 1).
Jeżeli mamy do czynienia z wojną totalną pomiędzy teorią racjonalnego wyboru a jej przeciwnikami, to pytanie, na które niewątpliwie trzeba znaleźć odpowiedź, brzmi: „Po której stronie się znajdujemy?". Po stronie rynku czy przeciwko niemu? Wydaje się, że neutralność nie jest możliwa. A jednak w tej sytuacji zawiera się pewien głęboki paradoks. Z jednej strony rynek triumfuje: rynki rozrosły się i pokryły cały glob; jedyna urzeczywistniona alternatywa dla kapitalistycznej gospodarki rynkowej, czyli komunizm, upadła z kretesem; marksizm wydaje się wyczerpany; neoliberalne rządy zaprowadziły rynkowe zasady w sektorach dotychczas od nich izolowanych; rynkowy populizm stanowi dominującą ideologię kapitalistycznych społeczeństw; rynkowy fundamentalizm został natomiast skutecznie narzucony Trzeciemu Światu i społeczeństwom znajdującym się w stanie postkomunistycznej transformacji; ekonomia rządzi i dzieli w świecie nauk społecznych - udało jej się nawet przeniknąć na wskroś największego wroga, jakim była socjologia.
86
87
Z drugiej strony, rynek napotyka zaciekły opór: ze strony ruchów antyglobalistycznych, Zielonych, lewicy; ze strony społeczeństw skrzywdzonych przez zalecenia rynkowych fundamentalistów oraz ze strony wszystkich tych, którzy przeciwstawiają się sprowadzaniu człowieka do homo oeconomicus. Teoria racjonalnego wyboru ma tę ciekawą właściwość, że jest jednocześnie imperialistyczna i ikonoklastyczna. Ekonomiści muszą wciąż przekonywać innych, że koordynacja poprzez wzajemne dostosowywanie - koordynacja pozbawiona koordynatora - jest możliwa, a nie jedynie pożądana. Paradoksalnie wiara w rynek jest jednocześnie ugruntowaną ortodoksją i podziemną herezją.
Niepowodzenie rynku
Większość zwolenników wolnego rynku dopuszcza możliwość odniesienia przez niego porażki. Z ich perspektywy rynek załamuje się wtedy, gdy funkcjonuje znacznie gorzej niż by mógł. Rynek może albo nie wytwarzać dóbr i usług, na które istnieje duże zapotrzebowanie, albo lokować zasoby w nieefektywny sposób.
Dla myślicieli podchodzących do rynku sceptycznie niepowodzenie rynku jest dowodem na to, że nie sprawdza się on wcale we wszystkich społecznych sytuacjach. Jednak jego zwolennicy wyciągają zupełnie inne wnioski: przyczyna załamywania się rynku nie tkwi w nim samym, ale w pewnych jego „niedoskonałościach". Z powodu owych „niedoskonałości" pewne rynki mogą się załamać, ale rynek jako ideał pozostaje w tej sytuacji nietknięty.
Nie tylko interpretacja załamania się rynku jest sporna - nawet identyfikacja przykładów rynkowych załamań nie jest jednoznaczna, co doskonale widać w wielu podręcznikach ekonomii. Jest tak, ponieważ niepowodzenie rynku ma dla jego zwolenników wyjątkowo wąskie znaczenie. Zachodzi ono, kiedy ceny przestają odzwierciedlać pełne koszty społeczne i korzyści z działalności. Załamanie się rynku oznacza niedostateczną wydajność gospodarczą, a więc stan gospodarki, w którym nikomu nie może dziać się lepiej bez pogorszenia sytuacji innej osoby (tzw optimum Pareto). Nie oznacza to jednak sytuacji, która byłaby oceniona jako społecznie, politycznie i etycznie niepożądana.
Weźmy na przykład zagadnienie tzw. dóbr społecznie pożądanych (merit goods). Są to dobra i usługi, których konsumpcję uważa się za przynoszącą korzyści całości społeczeństwa. Ludzie powinni mieć obowiązek, przede wszystkim moralny, ich konsumowania. Istnieje obawa, że jeżeli da się ludziom w tej kwestii wolność, to wielu z nich będzie ten obowiązek zaniedbywać. Standardowym przykładem takiego dobra jest edukacja. Młodsi ludzie mogą chcieć porzucić szkołę jak najszybciej, aby znaleźć sobie pełnowymiarowe zatrudnienie. Cel ten może być wspierany przez ich rodziców, zwłaszcza tych posiadających własną działalność gospodarczą. Mogą oni potrzebować pomocy albo pragnąć przyuczyć dzieci do przejęcia po nich tej działalności. Stanowisko, iż niektóre dzieci - zwłaszcza dziewczynki - potrzebują jedynie elementarnej edukacji (czytania, pisania i arytmetyki) ma trochę populistyczny charakter. Uświadomienie sobie, iż edukacja jest dobrem społecznie pożądanym prowadzi do prawnego zobowiązania ludzi na całym świecie, niezależnie od ich własnej woli, do zapewnienia swoim dzieciom edukacji przynajmniej do chwili osiągnięcia przez nie przyjętego w danym kraju wieku opuszczania szkoły.
Jedynie najbardziej skrajni orędownicy wolnego rynku będą argumentować przeciwko obowiązkowej edukacji. Mimo to wiele przykładów konfliktów co do treści tej edukacji na poziomie narodowym oraz spory o pożytki płynące z wyższego wykształcenia pokazują, że rozumienie edukacji w kategoriach dobra społecznie pożądanego nie jest wcale tak powszechne, jak być powinno. Sama koncepcja społecznie pożądanych dóbr narusza j> zasadę konsumenckiej suwerenności. Obrońcy wolnego rynku obawiają się, iż mogą one usprawiedliwić narzucanie przez polityczne elity prymatu własnej, „wysokiej" kultury lub podejmowanie przez nie prób wpływania na to, w jaki sposób masy wiodą swoje życie. Jak uważają, jest to prosta droga do groteskowej polityki dofinansowywania ekstrawaganckich oper, na bilety do których stać tylko tych najbardziej zamożnych. Dla zwolenników wolnego rynku dobra społecznie pożądane są po prostu przykładem pozytywnych kosztów zewnętrznych - a te, jak zobaczymy za chwilę, mogą być doskonale produkowane i podtrzymywane w ramach wolnorynkowej rzeczywistości.
SS
89
Jeszcze bardziej kontrowersyjna jest kwestia skrajności bogactwa i biedy. Kiedy kraje takie jak Stany Zjednoczone albo Wielka Brytania ostatecznie obrały neoliberalny kurs w gospodarce w ostatnich dwóch dekadach ubiegłego stulecia, rozbieżności w bogactwie i przychodach zaczęły drastycznie wzrastać Podobnie jak w przypadku społecznie pożądanych dóbr, niektórzy zwolennicy wolnego rynku gotowi są potraktować taką sytuację jako częściowe chociaż niepowodzenie systemu rynkowego inni są jednak zupełnie odmiennego zdania. Zagadnienie to było, o czym pisałem już wielokrotnie w rozdziale pierwszym tej książki, zasadniczym tematem rozważań Adama Smitha zawartych w Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów. ■ Nowoczesne społeczeństwa handlowe wytwarzają znacznie większe nierówności niż na przykład system feudalny -ale ogromnej większości ludzi wiedzie się znacznie lepiej w wolnorynkowej rzeczywistości. Nierówności są ceną, jaką trzeba zapłacić za wydajność gospodarczą i wolność. Pokazują one nie tyle porażkę modelu rynkowego, co odniesiony przez niego sukces Oprócz kontrowersji wokół dóbr społecznie pożądanych i nierówności, w literaturze ekonomicznej znaleźć można cztery dodatkowe przyczyny nieskuteczności rynku: monopol brak przepływu informacji, koszty zewnętrzne i dobra publiczne. Jednak nawet tutaj pojawiają się wątpliwości dotyczące samej natury tych problemów. Tam, gdzie zostały one rozpoznane, zasadniczą kwestią pozostaje decyzja, czy podążać z czy przeciw-ko rynkowej naturze.
Monopol
Adam Smith ujmuje sprawę monopolu z klasyczną prostotą: Monopoliści, utrzymując stale niedostateczną podaż na rynku i'nie zaspokajając popytu efektywnego, mogą zbywać swoje towary po cenie o wiele wyższej od naturalnej i zwiększać swoje dochody, które stanowią bądź płace, bądź zyski znacznie wyższe od ich stopy naturalnej" (Smith 1954/1776, t.l: 79-80). Do efektywnego funkcjonowania rynek potrzebuje suwerenności konsumentów ponieważ Jedynym zadaniem i celem wszelkiej produkcji jest konsumpcja" (Smith 1954/1776, t.2: 355). W jednym ze swych słynnych zdań Smith stwierdza, iz przedsiębiorstwa zawsze będą
dążyć do ograniczenia konkurencji: „Rzadko się zdarza, by spo- i tkanie ludzi tego samego zawodu, nawet tylko dla zabawy czy rozrywki, kończyło się inaczej, jak zmową cenową przeciwko ogółowi lub jakimś układem co do podniesienia cen" (Smith 1954/1776, t.l: 169).
Tam, gdzie jeden dostawca bierze w posiadanie cały rynek (monopol) albo gdzie kilku z nich udaje się go przejąć poprzez istotne ograniczenie konkurencji (oligopol), dobra i usługi nie będą produkowane w wystarczających ilościach, a ich cena będzie utrzymywała się na sztucznie wysokim poziomie. Siła monopolu wywodzi się stąd, iż zapotrzebowanie na jego produkty nie jest elastyczne. Pozwala to na podnoszenie cen bez istotnego spadku sprzedaży. W warunkach braku konkurencji ze strony nowych przedsiębiorstw na rynku koszty wciąż rosną. Monopole występują przeciwko interesowi publicznemu, ponieważ działają one ze szkodą dla konsumentów.
Brak asymetrii informacji
Aby rynki funkcjonowały efektywnie, ludzie muszą posia- ; dać pełną wiedzę na temat kupowanych albo sprzedawanych i przez siebie dóbr i usług. W rzeczywistości nie jest to możliwe w przypadku żadnego z nich - informacja nie jest nigdy całkowita. Mamy natomiast często do czynienia z istotną asymetrią, czyli sytuacją, w której sprzedawcy wiedzą znacznie więcej niż kupujący albo odwrotnie.
Rynek profesjonalnych usług podawany jest często za przy
kład sytuacji, w której asymetria informacji faworyzuje usługo
dawców. Zwykli ludzie nie mogą po prostu przyswoić sobie
ogromnej wiedzy posiadanej przez lekarzy, prawników, księgo
wych, etc. Może to doprowadzić do sytuacji, w której członkowie
takiej specjalistycznej grupy zawodowej wykorzystają sytuację,
żądając ogromnych opłat za usługi niskiej jakości i w gruncie
rzeczy po prostu niepotrzebne. Co, poza ewentualnym przywią- i
zaniem do etyki zawodowej, może powstrzymać ich przed wyko- f
rzystywaniem klientów? /
Jeżeli konsumenci nie dysponują wystarczającą ilością infor- , macji, na których mogliby oprzeć swoje rynkowe postanowienia, to gorsze dobra i usługi wyprą te znacznie wyższej jakości.
90
91
Słynnym przykładem tego typu sytuacji jest analizowany przez Akerlofa (1970) rynek używanych samochodów. Sprzedawcy wiedzą naprawdę wiele na temat historii danego pojazdu, w tym to, czy był on porządny, czy też bez przerwy się psuł. Kupujący nie będą jednak w stanie odróżnić dobrego samochodu od złego na miejscu zakupu - dowiedzą się tego dopiero dzięki szczęśliwemu bądź nieszczęśliwemu późniejszemu doświadczeniu. Jeżeli kupujący nie mają tak naprawdę żadnej możliwości określenia jakości danego samochodu, to ceny wszystkich samochodów będą takie same. Sprzedawca porządnego auta nie będzie mógł zażądać za niego wyższej ceny, a ktoś sprzedający grata nie będzie miał powodu do jej znacznego opuszczenia. Tak więc dobre samochody sprzedawane będą poniżej swej realnej wartości, a złe znacznie powyżej ich rzeczywistej rynkowej ceny. Posiadacze dobrych samochodów nie będą się ich pozbywać, a posiadacze gruchotów będą chcieli sprzedać je jak najszybciej. Złe samochody wyprą te w dobrym stanie.
Przemysł ubezpieczeniowy dostarcza także szeregu przykładów asymetrii, w których kupujący mają informacyjną przewagę nad sprzedającymi. Jeżeli ubezpieczenie jest tak samo dostępne dla wszystkich, to najbardziej atrakcyjne jest ono dla właścicieli aut najbardziej narażonych na różne postacie ryzyka, ponieważ to właśnie oni będą mieli z niego największe korzyści. Ubezpieczenie zdrowotne będzie najbardziej atrakcyjne dla ludzi o szwankującym zdrowiu. Ludzie zdrowi będą dopłacać do leczenia chorych. W interesie ludzi o dobrym zdrowiu jest unikanie nieselektywnych ubezpieczeń i wynegocjowanie lepszych warunków u specjalistycznego ubezpieczyciela przeprowadzającego wstępne badania medyczne.
Koszty zewnętrzne
Wydajność gospodarcza wymaga, aby producenci ponosili całkowite koszty produkcji, a ich klienci cieszyli się wszystkimi korzyściami z konsumpcji. Koszty i zyski są „zinternalizowane" w obrębie wymian pomiędzy sprzedającymi a kupującymi. Zasoby wykorzystywane są efektywnie, ponieważ koszty społeczne i korzyści z działalności całkowicie odzwierciedlone są przez wyznaczoną cenę. Koszty zewnętrzne pojawiają się natomiast
wtedy, kiedy tak nie jest, czyli kiedy różne „trzecie strony" są pokrzywdzone bądź niesłusznie wynagrodzone w wyniku transakcji pomiędzy innymi kupującymi i sprzedającymi.
Negatywny koszt zewnętrzny występuje, gdy producenci bądź konsumenci są w stanie przenieść część kosztów swojej działalności na innych - np. wtedy, kiedy producenci samochodów unikają ponoszenia pełnych kosztów przyrostu zatłoczenia na drogach albo zanieczyszczania środowiska. Koszty zewnętrzne nie przejawiają się w cenach, więc dobra mają niższą niż oczekiwana cenę, nienaturalnie wielki jest popyt i równie zwiększona sprzedaż; z punktu widzenia gospodarczej wydajności samochody będą zbyt tanie i będzie ich zwyczajnie za dużo.
Natomiast pozytywne koszty zewnętrzne pojawiają się, gdy producenci lub konsumenci nie mogą cieszyć się pełnymi korzyściami z podejmowanej przez siebie działalności - w zamian za to korzyści odnoszą inni ludzie, którzy nie ponoszą z tego tytułu żadnych kosztów. Jeżeli 93% populacji zaszczepiono przeciwko różyczce i śwince, to cała ona cieszy się „zbiorową odpornością". Dlatego też pozostałe 7% nie musi ponosić konsekwencji w postaci ubocznych skutków szczepienia, ale może „przejechać się na gapę" wysiłkiem swoich współobywateli. Zyski zewnętrzne nie są odzwierciedlane w cenach, więc dobra są za drogie, a podaż i popyt są znacznie poniżej oczekiwań. W dzisiejszej Wielkiej Brytanii poziom zaszczepienia przeciwko różyczce i śwince, ze względu na ewentualne niekorzystne skutki uboczne, spadł poniżej poziomu 93% wymaganego do uznania „zbiorowej odporności".
Dobra publiczne
Gospodarka rynkowa radzi sobie najlepiej z dobrami, które niektórzy ekonomiści określają jako „normalne". Jest to całe spektrum przedmiotów, znajdujących się zazwyczaj w sprzedaży w nowoczesnej gospodarce, np. banany i kamery wideo, książki i hamburgery, pistolety i masło. Konsumenci nabywają je po wyznaczonej cenie i stają się ich prawowitymi właścicielami. To, co czynią z nimi później, zależy całkowicie od nich samych, ograniczonych oczywiście prawem. Tak więc konsument, który wyrzucił
92
93
hamburgera z obrzydzenia albo w proteście przeciwko kulturowemu imperializmowi, z ekonomicznego punktu widzenia także go skonsumował.
Dobra normalne mają dwie zasadnicze właściwości. Są wyłączne, co oznacza, że można zabronić innym ludziom korzystania z nich. Banan, którego kupiłem, jest moją wyłączną własnością i tylko ja mam prawo zdecydować o tym, w jaki sposób zostanie wykorzystany. Dobra normalne są także konkurencyjne w tym sensie, że ilość konsumowana przez jedną osobę ogranicza ilość, jaką mogą skonsumować inni - „właśnie kupiłem ostatnie kilka bananów w sklepie z owocami".
Dobra publiczne stanowią dokładne przeciwieństwo dóbr normalnych. Są niewyłączne, tj. po ich zapewnieniu nikt już nie może nikomu zabronić innym korzystania z nich. Chodzi przykładowo o czyste powietrze albo obronę narodową. Niewyłączne dobra stanowią wspólną własność - żadna osoba prywatna, organizacja albo kraj nie ma prawa do ich własności. W warunkach wolnego rynku pojawia się zazwyczaj tendencja do ich nadużywania. Ziemia jest szybko wyjaławiana a środowisko poddane degradacji. Dobra publiczne są także niekonkurencyjne - to, że ktoś z nich korzysta, nie oznacza, że nie mogą z nich korzystać także inni, przynajmniej do momentu osiągnięcia jakiegoś rodzaju punktu krytycznego. Instytucje takie jak galerie sztuki, muzea, parki, drogi i mosty nie są konkurencyjne ani wyłączne. Ludzie mogą płacić za ich używanie, ale mogą także uznać, że nie warto, i będzie to miało wyłącznie efekt wykluczenia biedniejszych. W takim przypadku wspólne dobro nie będzie dostatecznie używane. Wielu ludzi podkreśla, że aby tego uniknąć powinny one być darmowe - albo, używając właściwego języka analizy ekonomicznej, powinna być pobierana zerowa opłata na miejscu zakupu. W jaki sposób może je więc sprzedawać prywatne przedsiębiorstwo? Gdyby pozostawić je wyłącznie rynkowi, dobra publiczne miałyby zbyt małą podaż albo nie miałyby jej w ogóle. Zamiast tego są one zazwyczaj finansowane przez opodatkowanie bądź altruistyczną i dobrowolną działalność.
Zaprzeczanie niepowodzeniom rynku: w obronie monopolu
Dobra społecznie pożądane i nierówności społeczne nie muszą wcale oznaczać porażki rynku. Jednak co z monopolem? Klasyczne prace Adama Smitha i niezliczone podręczniki ekonomiczne podkreślają często rzekomo oczywisty fakt, iż monopole są po prostu antykonkurencyjne. Monopoliści mogą osiągać niebotyczne zyski i - ochraniani przed konkurencją - mogą bez względu na wszystko zalewać rynek produktami albo usługami podrzędnej jakości. Monopol stanowi zasadniczą przyczynę niepowodzenia rynku.
Poznaliśmy jednak także przeciwny argument rynkowych populistów: że przedsiębiorstwa i ich produkty osiągają na danym rynku dominację, ponieważ konsumenci oddają na nie głosy w swoich zakupach. Zgodnie z sentencją wygłoszoną kiedyś przez Emersona, przedsiębiorstwa te skonstruowały „lepszą pułapkę na myszy". W interpretacji tej kampanie przeciwko koncentracji władzy na rynku mają podłoże ideologiczne, ponieważ opierają się na wrogości populistów wobec dużego biznesu.
Kwestia ta analizowana jest przez Borka w książce The Antitrust Paradox (1993). Według niego, prawodawstwo antymonopolowe służy społecznie słusznym celom jedynie wtedy, kiedy promuje konkurencję i wolny dostęp do otwartych rynków. Maksymalizacja dobrobytu konsumenta stanowi jedyny prawomocny cel antymonopolowych praw w wolnym społeczeństwie. Odejście od tej zasady doprowadziło do wplątania sądownictwa w polityczną aktywność, w którą w ogóle nie powinno się ono angażować. Przykładowo: jeżeli jakaś korporacja cieszy się rynkową dominacją z powodu wewnętrznego wzrostu, to nie powinna być karana przez sądy - nie można mylić biznesowej efektywności i opierającego się na niej sukcesu ze sztucznymi barierami w dostępie do danego rynku oraz nieuczciwą przewagą konkurencyjną. Prawodawstwo antymonopolowe, zaprojektowane dla powstrzymania wielkiego biznesu przed działaniem na niekorzyść konsumentów, doprowadza zdaniem Borka bardzo często do sytuacji, w której służy wyłącznie obronie i dofinansowywaniu małych, ale często także po prostu niewydajnych
94
95
przedsiębiorstw. To właśnie do tego paradoksu odwołuje się on w tytule swojej książki. Idzie on jednak stanowczo dalej, uważając, iż przypadki antymonopolowych interwencji stanowią w gruncie rzeczy mikrokosmos walki w obronie liberalnych społeczeństw kapitalistycznych przed ich antyrynkowymi, egalita-rystycznymi wrogami.
Skomplikowaną obronę monopolu przeprowadzają dwaj amerykańscy ekonomiści, Stanley Leibowitz i Stephen Margo-lis. Analizując liczbowe dowody w licznych przypadkach wyraźnej porażki rynku, uważają oni, iż fakty nie tłumaczą wcale odgórnych rynkowych interwencji. Jeden ze spektakularnych przykładów dotyczy działań podjętych przez Departament Sprawiedliwości USA przeciwko firmie Microsoft. Leibowitz i Margolis (2001) uważają, że dominacja Microsoftu na rynku edytorów tekstu i aplikacji kalkulacyjnych nie wywodzi się z nadużywania przez tę korporację monopolu władzy, ale ze zwyczajnej wyższości jej oprogramowania nad jakimkolwiek innym. Microsoft cieszy się zasłużonym prawie-monopolem, który zawdzięcza cenowej konkurencyjności. Wejście Microsoftu na poszczególne rynki oprogramowania powodowało natychmiastowy i drastyczny spadek cen. A kiedy osiągnął on już dominującą pozycję, ceny wcale nie przestawały spadać.
„Seryjny monopol", w którym firmy walczą o kontrolę nad całym rynkiem, jest charakterystyczny dla nowych technologii informacyjnych. Paradygmatycznym przykładem takiej sytuacji jest oprogramowanie komputerowe. W 1986 roku WordPerfect był najpopularniejszym edytorem tekstu, z udziałem w rynku na poziomie lekko poniżej 20%. Zaraz za nim znajdował się poprzedni lider, program WordStar. W roku 1990 pozycja WordPerfect (z udziałem rzędu 50%) wydawała się już niezagrożona. Zaczynał powoli dominować na komputerach w korporacjach, w recenzjach oprogramowania i opiniach indywidualnych użytkowników. Jednak zaledwie sześć lat później, WordPerfect właściwie zniknął z powierzchni ziemi za sprawą Microsoft Word for Windows, który błyskawicznie przejął aż 90% rynku komputerowych edytorów tekstu.
Przyczyny tej transformacji nie były, jeżeli wierzyć Leibo-witzowi i Margolisowi, zagadkowe. Do lat dziewięćdziesiątych
komputery osobiste pracowały na podstawie systemu MS-DOS, który zmuszał użytkowników do zapamiętania szeregu komend i skrótów klawiszowych, zupełnie jakby byli naukowcami albo matematykami dokonującymi kalkulacji na ogromnej maszynie obliczeniowej. Pojawienie się Windowsa stanowiło w świecie osobistych komputerów prawdziwą rewolucję. Użytkownicy klikali na ikony i przeglądali zawartość twardych dysków za pomocą myszki, bez konieczności wpisywania skomplikowanych komend albo szukania odpowiedzi w przepastnych podręcznikach obsługi. Kiedy MS-DOS ustąpił miejsca systemowi Windows, przez branżę komputerową przelała się zupełnie nowa fala konkurencji. WordPerfect Corporation zadziałała bardzo wolno, a wczesna wersja WordPerfect dla systemu Windows była znacznie gorsza niż Microsoft Word, co pokazują niemalże wszystkie ówczesne recenzje oprogramowania. Microsoft wyprodukował także doskonały komputerowy arkusz kalkulacyjny pod nazwą Microsoft Excel, który załączył wraz z programem Word do licencjowanego pakietu Office, czyniąc go tym samym wyjątkowo atrakcyjnym dla klientów korporacyjnych.
Krytycznym punktem analizy Leibowitza i Margolisa jest twierdzenie, iż Microsoft posiadł podstawową wiedzę istotną dla prawdziwego seryjnego monopolu. Nawet posiadając dominujący udział w rynku, nadal martwi się o potencjalnych konkurentów. Z przykładu WordPerfect Microsoft wyciągnął słuszny wniosek, że zachowania właściwe dla podręcznikowego monopolisty - podnoszenie cen dla wykorzystania rynkowej dominacji albo niechęć do innowacji z racji braku poważnej konkurencji - nie jest skuteczne w świecie rozwijających się w zatrważającym tempie technologii informacyjnych. Czujność Microsoftu na działania istniejących i potencjalnych konkurentów, a nie rzeczywisty monopol tej korporacji, tłumaczy, czemu nigdy nie utraciła ona raz zdobytej rynkowej pozycji.
Dla Leibowitza i Margolisa przypadek Microsoftu jest tylko najnowszym przykładem współczesnych mitów na temat nieskuteczności i niepowodzenia rynku. Inne słynne przykłady to klawiatura o układzie QWERTY oraz zwycięstwo formatu VHS w świecie wideo nad formatem Beta.
96
97
Zgodnie z legendą, układ QWERTY, opatentowany w 1868 roku, został oryginalnie zaprojektowany dla powstrzymania sekretarek przed pisaniem tak szybko, że klawisze wzajemnie się blokowały. Powstały jednak później znacznie wydajniejsze klawiatury, ale żadna z nich nie odniosła znaczącego sukcesu. QWERTY szybko zdominowało rynek i żaden inny układ nie mógł się z nim mierzyć. Przez ponad stulecie setki milionów ludzi korzystały z tego gorszego od innych projektu - czy na pewno nie jest to niepowodzenie rynku?
Jeżeli chodzi o taśmę VHS, to miejska legenda głosi, że format Beta był technologicznie rzecz biorąc po prostu doskonalszy. Zwycięstwo formatu VHS jest dziełem zręcznego marketingu; szybko zdominował on rynek, ponieważ wypełnił punkty sprzedaży i wypożyczalnie. Ludzie wybrali VHS, ponieważ format ten był wówczas liderem rynku. Chcieli szerokiego wyboru filmów do kupienia i wypożyczenia oraz żeby wymieniać się kasetami ze znajomymi. Natomiast w przypadku klawiatury QWERTY, konsumenci zostali zamknięci w świecie słabszej technologii, ponieważ byli już w nim wszyscy inni.
Oba te przypadki nie są jednak dla Leibowitza i Margolisa prawomocnie dowiedzionymi przykładami rynkowego niepowodzenia. QWERTY nie jest ich zdaniem technologią gorszą od jakiejkolwiek innej; nie istnieją żadne metodologicznie poprawne doświadczenia, dowodzące wyższości jakiegokolwiek formatu układu klawiatury nad QWERTY. Beta nie była natomiast wcale lepsza od VHS; recenzje z okresu zdobywania rynkowej dominacji przez ten drugi format wyraźnie pokazują, że różnica między nimi była niewielka. Beta pojawiła się na rynku jako pierwsza, co powinno zapewnić jej automatyczną przewagę. Zasadniczą sprawą przemilczaną przez przytoczoną wcześniej legendę jest to, że Sony Corporation postawiło w produkcji Bety na jej niewielki rozmiar i przenośność, podczas gdy korporacja Matsushita zaprojektowała taśmę VHS tak, aby miała najdłuższy możliwy czas odtwarzania. Sony popełniło błąd, a Matsushita miała rację - ludziom zależało bardziej na długości taśmy niż jej przenośnym charakterze. Rynek nie zawiódł, ale po raz kolejny odniósł sukces.
Oba te przykłady budzą poważne wątpliwości co do niepowodzenia rynku. Sugerują, iż konsumenci rzadko, jeżeli w ogóle, „zamykani" są w świecie gorszych technologii w wyniku przypadkowości historii. Zasadnicza przyczyna takiego stanu rzeczy leży w mechanizmie rynkowym. Rynek jest miejscem, w którym maksymalizujący korzyści przedsiębiorcy i maksymalizujący użyteczność konsumenci wypracowują konsensus. Przedsiębiorcy pragną wyprodukować lepsze pułapki na myszy, konsumenci chcą je nabywać, a pośrednicy zbliżyć ich do siebie. Nie stanie się tak jedynie w centralnie planowanej gospodarce.
Pracę Leibowitza i Margolisa można odczytać jako gwałtowny sprzeciw wobec lewicowego myślenia o rynku. Lewicowi intelektualiści mogą z niechęcią przyjmować, iż postęp nie dzieje się poprzez urzeczywistnianie ich własnych zaleceń na temat idealnego społeczeństwa, ale dzięki pozostawieniu go wzajemnemu dostosowywaniu się przedsiębiorców i konsumentów. Leibowitz i Margolis krytykują także innych ekonomistów za ich rzekomy brak wiary w prawdziwość rynków, czy też ich rzeczywisty, fizyczny wymiar. Jak widzieliśmy przed chwilą, rynek - przynajmniej taki, na którym panuje idealna konkurencja -stał się abstrakcyjnym stanem teoretycznym, paradoksalnie pozbawionym konkurencyjności. Broniąc systemu rynkowego, Leibowitz i Margolis nakierowują nas na społeczną rzeczywistość poszczególnych rynków. W tym sensie wywodzą się oni z tradycji „austriackiej" myśli ekonomicznej, podobnie jak Friedrich Hayek, którego prace omawialiśmy w rozdziale pierwszym.
Rynek stanowi dla Leibowitza i Margolisa, podobnie jak dla Hayeka, arenę interakcji przedsiębiorców i konsumentów działających dla wspólnej korzyści. Co ciekawe, podejście to traktuje nowoczesną korporację jak zwykłego przedsiębiorcę, którego dobra i usługi nabywane są przez konsumentów. Ignoruje ono jednak fakt, iż wielu z nas znajduje się wobec korporacji nie tylko w relacji konsumenckiej, ale także pracowniczej. Korzystam z programu Microsoft Word przygotowując tekst tej książki. Z mojej perspektywy przyczyna jest jednoznaczna - Leibowitz i Margolis wcale jej nie podają. Nie wybrałem Worda, ponieważ uważam go za najlepszy komputerowy edytor tekstu dostępny na rynku. Osobiście wiele z jego właściwości uważam za irytujące.
UH
99
Wolałem WordPerfect. Piszę w programie Microsoftu ponieważ mój uniwersytet, podobnie jak większość pozostałych, wybrał go na standardowe oprogramowanie całej uczelni. Zostałem poinstruowany, aby w całej oficjalnej komunikacji w obrębie i w imieniu uniwersytetu korzystać z Microsoft Word for Windows - narzuca mi się nawet czcionkę (co promuje korporacyjną tożsamość tej wyższej uczelni). Biorąc pod uwagę takie wymogi - koszty, które poniósłbym zmieniając oprogramowanie, są zbyt wysokie. W efekcie zostałem zmuszony do porzucenia WordPerfect. Uniwersytet, który sam jest korporacją, zachował się zupełnie jak mój agent - podjął za mnie decyzję. Leibowitz i Margolis mogą dowodzić, że interes korporacji, w której jestem zatrudniony, i mój własny to jedno i to samo. Namawiam jednak czytelników do zastanowienia się, czy tak jest na przykład w ich życiu.
Rozwiązania oparte na rynku: ochrona środowiska
Czy kapitalistyczny wolny rynek umożliwia ochronę środowiska ku radości nadchodzących pokoleń? Czy kapitalizm może być zielony?
Oczywista odpowiedź na te pytania jest negatywna. Degradacja środowiska wydaje się nieuchronną konsekwencją kapitalistycznego dążenia do zysku. Rozwiązanie tej kwestii musi być dramatyczną polityczną interwencją w obronie naszej planety przed spustoszeniami nieokiełznanego rynku.
Za Saundersem (1995: 52-76) możemy wyróżnić trzy odrębne podejścia do problematyki wykorzystywania rynku do generowania rozwiązań korzystnych dla środowiska. Pierwszym z nich jest wykorzystanie potencjału tzw. zielonego konsumery-zmu. Jeżeli istnieje popyt na produkty i usługi przyjazne środowisku, to przedsiębiorcy będą konkurować między sobą w ich dostarczaniu. Pod koniec dwudziestego wieku mieliśmy do czynienia z wieloma odnoszącymi sukces przedsięwzięciami opartymi na tym zjawisku, np. uczciwym handlem kawą i herbatą, produkowaniem przyjaznych naturze środków czystości
i kosmetyków, które nie były wcześniej testowane na zwierzętach, produkcją organiczną i biodynamiczną, wytwarzaniem ekologicznych opakowań, promowaniem programów segregacji śmieci w gospodarstwach domowych, etycznymi i ekologicznymi inwestycjami, coraz częstszym montowaniem w pojazdach jak najoszczędniejszych silników, odnawialnymi źródłami energii oraz - w przypadku produktów, którym brakowało tych właściwości - dużymi konsumenckimi bojkotami. „Zielone" organizacje konsumenckie dążyły do podniesienia ekologicznej świadomości i rozpowszechnienia obiektywnych informacji na temat przyjaznych środowisku produktów.
Zielony konsumeryzm w oczywisty sposób przystaje do koncepcji wolnego rynku. Problem stanowią jego ograniczenia. Ekologiczne produkty zajęły miejsce w rynkowej niszy, ponieważ nie wszyscy konsumenci są w stanie pogodzić się z ich wyższą ceną. Korporacje afiszują się z ekologicznymi certyfikatami, ale może się w tym kryć pewien element pozorowania - ekologiczne jajka na przykład opierają się na przedstawianym wizerunku kur spacerujących po idyllicznym rolnym gospodarstwie. Jednak obraz ten może być równie dobrze fałszywy, a konsumenci mogą mieć poważne trudności w zorientowaniu się, co jest prawdziwe, a co nie. Zielony konsumeryzm może mieć zaledwie lekki odcień zielonego, co pokazuje znakomicie rynek „przyjaznych środowisku" funduszy inwestycyjnych, spośród których część lokuje pieniądze według zasady Jak najlepiej", kupując przykładowo akcje rafinerii, która najmniej ze wszystkich niszczy naturalne środowisko. Wreszcie, zielona konsumpcja jest ostatecznie po prostu konsumpcją. Uczciwy handel kawą nie odbywa się wcale pod hasłem, że powinniśmy spożywać jej mniej niż spożywamy. Jeżeli zaś przywiązanie do środowiska oznacza odrzucenie „fetyszu wzrostu gospodarczego" (Hamilton, C. 2004) i zmniejszenie poziomu konsumpcji, to zielony konsumeryzm nie stanowi wcale znaczącego rozwiązania.
Drugim opartym na rynku podejściem jest zachęcanie rządów do wykorzystywania systemu cenowego dla promocji działań przyjaznych środowisku. Mogą one na przykład wprowadzić opłaty za dostęp do zasobów, które były dotychczas subsydiowane albo darmowe. Opłaty na autostradach i mostach oraz podatki
100
101
motoryzacyjne za przeciążenie miast stanowią efektywny sposób na ograniczenie korków, ponieważ zachęcają one konsumentów niechętnych tym opłatom do poszukiwania okrężnych dróg, korzystania z transportu publicznego albo poruszania się na rowerze bądź pieszo.
Jako przykład drugiego z tych podejść Saunders przytacza politykę obniżania podatków na benzynę bezołowiową w większości krajów Zachodniej Europy w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Konsumenci zaczęli używać pozbawionego ołowiu paliwa bardzo szybko, a koncerny produkujące samochody, chcąc sprostać ich wymaganiom, zaprzestawały stopniowo produkcji pojazdów wymagających benzyny ołowiowej. Żadnych regulacji i żadnej biurokracji: działający we własnym interesie konsumenci i producenci doprowadzili do pożądanej zmiany społecznej błyskawicznie i niesamowicie efektywnie właśnie dzięki mechanizmowi cenowemu. Niewielu kierowców jeździ dziś starszymi samochodami wymagającymi drogiej benzyny ołowiowej. Ale co to oznacza z perspektywy rynkowej? Konsument zanieczyszczający środowisko przynajmniej płacił. Ostateczne rozwiązanie zaproponował sam rynek. Była nim benzyna spełniająca wymogi starszych pojazdów, a jednak tańsza i pozbawiona zawartości ołowiu.
Trzecim opartym na rynku rozwiązaniem problemu ochrony środowiska jest naniesienie - tam, gdzie to tylko możliwe - praw własności na dobra publiczne. Najbardziej kontrowersyjną dziś techniką jest korzystanie z wymienialnych pozwoleń na zanieczyszczanie środowiska. Odpowiednia władza - rząd, agencja międzynarodowa - decyduje, na jaki policzalny wskaźnik zanieczyszczeń może przystać. Każde przedsiębiorstwo (albo państwo) ma prawo zanieczyszczać środowisko do pewnego limitu i w wypadku jego przekroczenia musi zapłacić znaczącą karę. Kluczową innowacją jest w tym przypadku uczynienie tych praw do zanieczyszczania wymienialnymi. Przedsiębiorstwa będące w stanie ograniczyć emisję zanieczyszczeń mają możliwość odsprzedania swych praw przedsiębiorstwom, dla których jest to niemożliwe, np. z przyczyn finansowych. Prawa te oznaczają, iż najmniejszy koszt, czyli najefektywniejsze rozwiązanie zostanie osiągnięte poprzez pożądaną całościową redukcję zanieczyszczeń:
102
przesiębiorstwo A ograniczy emisję i zarobi na sprzedaży praw przedsiębiorstwu B, które będzie wciąż zanieczyszczać, ale zapłaci za to wysoką cenę. Oba poradzą sobie znacznie lepiej, niż gdyby kazać im w równym stopniu ograniczyć emisję zanieczyszczeń. Ostatecznie osiągnięty zostanie pożądany efekt, tyle że w znacznie efektywniejszy sposób. Określenie, czy jest to przekonujące rozwiązanie problemu zanieczyszczenia środowiska, stanowi być może najprawdziwszy sprawdzian naszej postawy wobec rynku.
„Jest" i „powinien być": rynek jako ideologia
Każda z trzech analizowanych w tym rozdziale ideologii kładzie nacisk na inne zestawienie rynkowych korzyści pokazanych w Tabeli 1.1 (str. 40). Rynkowy populizm wyróżnia wybór, suwerenność konsumencką oraz wolność: próbuje pokazać rynki jako na wskroś demokratyczne. Hipoteza efektywnego rynku stawia na dynamizm i dobrobyt jako bezpośredni skutek działania rynku: rynki są bardziej efektywne aniżeli jakikolwiek inny system produkcji, dystrybucji albo wymiany. Rynkowy fundamentalizm kładzie natomiast nacisk na dobrobyt i wolność: rynek stanowi w tym ujęciu dobre społeczeństwo w działaniu; pokonał wszystkich swoich przeciwników, a „koniec historii" jest na wyciągnięcie ręki.
A w jaki sposób te prorynkowe ideologie odnoszą się do wyzwań i problemów pokazanych w drugiej kolumnie tej tabeli? Fetyszyzm towarowy, dehumanizacja i hegemonia odrzucane są jako obsesje intelektualistów, którzy czują się urażeni ograniczoną rolą, jaką daje im rynek, i próbują chronić własne zasoby kapitału kulturowego przez oczernianie rynkowych produktów oraz tych, którzy je konsumują. Władza korporacji nie jest natomiast - jak można się tego było spodziewać - akceptowana jako konieczny element zaawansowanych systemów rynkowych, ale przedstawiana jako podlegająca całkowicie woli populacji. Wreszcie, nierówności traktowane są jako prawomocne następstwo podejmowanych wyborów, skutek dobrobytu i cena wolności.
103
Charakterystyczną cechą prorynkowych ideologii jest sposób, w jaki traktują one porażki rynków na różnych frontach. Pomimo przyznania, iż porażka bądź załamanie rynku są możliwe, postrzegają je one jako rzadkie zjawisko, powodowane czynnikami zewnętrznymi - niedoskonałościami wynikającymi zazwyczaj z wtrącania się w rynek przez rządy poszczególnych państw. Co więcej, załamanie się rynku definiowane jest w specyficzny sposób: pojawia się, gdy rynek traci „gospodarczą efektywność" w rozumieniu neoklasycznej ekonomii.
Neoklasyczna ekonomia operuje zestawem logicznie powiązanych koncepcji, jak choćby efektywność gospodarcza, optimum Pareto, doskonała konkurencja, niedoskonałości rynku oraz załamanie. Tworzą one razem dedukcyjny system, który jest wyjątkowo spójny i głuchy na zewnętrzną krytykę. Stawia on charakterystyczne pytanie: czy jesteś z nami, czy przeciwko nam?
Wiele zasadniczych pojęć używanych w analizie rynku w uderzający sposób opiera się na wartościach i wartościowaniu: gospodarcza efektywność, optimum Pareto, doskonała konkurencja. Czy mądre albo etyczne jest występowanie przeciwko doskonałości albo optimum? Podejście na każdym kroku podkreślające swoją niezależność od wartości nasycone jest wartościującymi pojęciami. Znosi jednocześnie różnicę pomiędzy analizą a zaleceniem. Chcąc wyjaśnić tę sprzeczność możemy posłużyć się pracą Mary Douglas (1966), która interpretuje rynek w kategoriach wierzeń na temat czystości i zagrożenia. Rynek reprezentuje czystość w sensie porządku społecznego i społecznej spójności. Zagraża mu zanieczyszczenie, a więc siły niejednoznaczności, zamętu i nieporządku. Czystość i zagrożenie, porządek i chaos: otoczka racjonalności w teoriach nie jest w stanie wyeliminować emocjonalnie naładowanego symbolizmu.
W miarę ewolucji myślenia o rynku, wyraźna, a później dominująca stała się tendencja do uciekania w abstrakcję. Zilustrować ją można śledząc koncepcję doskonałej konkurencji. Dla Adama Smitha i współczesnych mu myślicieli, jak pokazuje Backhouse (2002: 327), „konkurencja stanowiła pewien proces: ludzie konkurowali z innymi w ten sam sposób, w jaki konie walczą ze sobą na wyścigowym torze". Konkurencja oznaczała
wysiłek i rywalizację, podobnie jak w myśleniu większości ludzi żyjących współcześnie. Dokładnie tego ujęcia brakuje w sytuacji znanej ekonomistom jako konkurencja doskonała - teoretycznym stanie rzeczy, w którym alokacja zasobów jest optymalna, a władza nad rynkiem całkowicie nieobecna. W warunkach doskonałej konkurencji każde z przedsiębiorstw jest na tyle niewielkie w stosunku do całości rynku, że nie istnieje żadna możliwość wpływania przez nie na kształtowanie się cen. Musi po prostu podporządkować się cenom ustalanym przez wzajemną relację popytu i podaży. Paradoksalnie, przedsiębiorstwa na idealnie konkurencyjnym rynku nie mają żadnych przesłanek, aby podejmować działania opierające się na konkurencyjności. Literatura zajmująca się tematyką rynku przejawia tendencję do zlewania ze sobą trzech rzeczy: opisu rzeczywistego mechanizmu funkcjonowania rynku, wytwarzania abstrakcyjnych modeli analitycznych i zalecania, w jaki sposób wymiany społeczne powinny wyglądać. Zlewają się tu ze sobą jest, gdyby {powinno być. W literaturze ekonomicznej priorytet przyznaje się analizie, zalecenia stanowią rodzaj imperatywu politycznego, a opis rynkowej rzeczywistości znajduje się na dalekim trzecim miejscu. Prawdopodobieństwo analizy i zalecenia przesłania nasze doświadczenie społecznych interakcji na różnorodnych targowiskach. Rynki mogą, co prawda, być niebezpieczne i ryzykowne, więc niech kupujący się strzeże. Ale niech strzeże się także sprzedawca, ponieważ zakurzone płótno znalezione na poddaszu może równie dobrze być pędzla Buregela. Mimo tego ryzyka, a być może właśnie z jego powodu, rynki konotują wolność, autonomię, wybór, innowację, bogactwo, kolor, charakter, tożsamość, tradycję i trwanie. Stanowią pozytywne przeciwieństwo hierarchii i biurokracji. Wizerunek rynku jako teoretycznego konstruktu i politycznego programu zależy jednak mimo wszystko od naszych bezpośrednich doświadczeń społecznej rzeczywistości rynków.
104