Upiorne oblicze chrześcijaństwa, religia


Upiorne oblicze chrześcijaństwa [1].Mity i oszustwa biblijne(2 -str 14)

Autor tekstu: Lloyd Graham

Fragment "Deceptions and Myths of the Bible"

Tak, aby założyć religie nie wystarczy bazować na ludzkiej ignorancji. Trzeba być również nieuczciwym, okrutnym i gotowym do przelewu krwi.

(...)

Zapanowała ideologia, która doprowadziła do zniszczenia starożytnej mądrości opartej na wiedzy o Rzeczywistości. Biblijna nauka odebrała człowiekowi wszelką wiedzę o Przyczynowości, która uczyła m.in. skąd pochodzi źródło prawdy, skąd biorą się kataklizmy; ponadto uczyła człowieka hierarchii wartości moralnych i uświadamiała mu sens jego własnego istnienia. A przecież te ogromne siły przyrody od wieków niszczą ludzkie istnienia i ludzkie dzieła (Warto zwrócić tutaj uwagę w jak ostrej sprzeczności z tym stoi wypowiedz Jezusa, że „bez woli ojca który jest w niebie nawet wróbelek nie spadnie na ziemie" lub „wszystkie włosy na naszej głowie są (przez Boga) policzone" - dop. tłum.). Jedynym „ojcem" człowieka jest prawo naturalne, a ono nie jest nawet świadome tego co stwarza. Jak wiec może ono przebaczać człowiekowi jego winy? Nie dość, że uczyniło człowieka z natury istotą nieoświeconą i niecywilizowaną to ma jeszcze robić mu wyrzuty za jego złe postępki? (Tutaj Graham nie ma zupełnie racji. Jedni ludzie już rodzą się oświeceni i cywilizowani, inni ciemni. Właśnie to zastanawia mnie od dłuższego czasu. Czy należy doszukiwać się tutaj skutków reinkarnacji? — dop. tłum.) Gdyby ten nie znający metafizyki Chrystus znał prawo Przyczynowości, to sformułowałby swojąmodlitwę przed męczeńską śmierciąakurat odwrotnie „Człowieku, przebacz Bogu, bo nie wie, co czyni" (Warto zwrócić tutaj uwagę w jak ostrej sprzeczności z tym stoi wypowiedz Jezusa, że „bez woli Ojca, który jest w niebie nawet wróbelek nie spadnie na ziemię" lub „wszystkie włosy na naszej głowie są (przez Boga) policzone" — dop. tłum.)

Wszystko, co żyje na tym świecie potwierdza słuszność tego tragicznego faktu. A wiec pytajmy się: Czy człowiek może wybaczyć Bogu jego okrucieństwo ? zamiast: Czy Bóg przebaczy człowiekowi jego grzechy ? Teoria, że to człowiek spowodował swoje własne cierpienie poprzez „grzech pierworodny" to kpina z realiów życia. Ten „grzech" popełnił Bóg przez stworzenie materii — źródła zła. Bóg nie cierpi za swoje grzechy, lecz skazuje na cierpienia człowieka.

Współczucie dla cierpiących może obudzić się w nas dopiero wtedy, gdy ujrzymy ślepe, cierpiące masy ludzkie — ofiary Pierwotnej Przyczyny nie znającej miłości i miłosierdzia.

Inni nauczyciele nie dali się nabrać na takie teorie. Budda ponoć przejrzał naturę Boga i zdumiewał się nad jego okrucieństwem. „Jeśli Bóg — mówił — toleruje ten bezmiar zła i cierpienia na świecie, to nie może być istota dobra, a jeśli nie może temu złu zaradzić, to nie może nazywać się Bogiem". Jeśli ewangelie mówią prawdę, że Chrystus był wysłannikiem Boga na Ziemie, to należałoby stwierdzić, że zamiast uznać cierpienie człowieka i okrutną obojętność na nie ze strony Boga za fakt, jeszcze bardziej powiększył przepaść pomiędzy człowiekiem a sobą, mówiąc "Nikt nie jest dobry tylko Bóg (czytaj Ja)"

Zważywszy więc, że Bóg jest bezwzględną, bezlitosną Mocą Stwórczą, człowiek nie jest objęty jakimkolwiek nakazem kochania Go, ponieważ właśnie od niej pochodzi jego cierpienie i barbarzyńska natura. Czyż można nazwać cywilizowanym pokolenie ludzkości które wydaje miliardy dolarów na produkcję środków zagłady, zamykając jednocześnie szpitale i szkoły z braku funduszy, które pozwala połowie mieszkańców świata przymierać z głodu podczas gdy druga połowa cierpi na rożne choroby spowodowane przejadaniem się ? Czyż można nazwać cywilizowanym pokolenie które zatruwa powietrze, wodę i glebę, które nie zna różnicy pomiędzy mitologią a historią i nie wie po co w ogóle istnieje? Taki świat nie jest autentyczny. Przypomina on raczej folwark zwierzęcy. (Nie na próżno Bertrand Russell mówił, że ten świat chyba stworzył diabeł kiedy Bóg spał. Więc jeśli jutro trzęsienie ziemi nawiedzi twoje miasto lub okolice, nie mów że to pomsta Boża za grzechy ludzkie — dop. tłum.) Jeśli człowiek chce uciec od tej Mocy, to powinien nie tylko przestać ją miłować, lecz starać się jej przeciwstawić i ujarzmić ją (głównie przy pomocy osiągnięć naukowych — dop. tłum.)

Ludzkie poszukiwania prawdy, nadziei, pokoju, dążenia do zbudowania świata opartego na prawach i porządku — czymże są w swej istocie jak nie wysiłkami człowieka aby zabić w sobie samym tego okrutnego zwierza ? Za co zresztą miałby kochać tę moc ? Szkopuł w tym, że właściwie wcale jej nie kocha, tylko udaje. A to z kolei niechybnie prowadzi do zakłamania. A potem nasi nauczyciele zastanawiają się, dlaczego jesteśmy tacy nieuczciwi jedni wobec drugich.

Żaden człowiek nie kocha Boga, a ten, kto mówi, że Go kocha „kłamcą jest i prawdy w nim nie masz". Nie można bowiem kochać tego czego się nie zna, a żaden człowiek nie zna Boga religii.

Chrystus powiedział, a raczej przypomniał słowa Jahwe „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego". Ale nie możesz Go miłować, i nawet nie próbuj. Błąd tkwi tutaj w słowie „Miłuj", które należałoby zastąpić zwrotem „Okazuj dobrą wolę..." lub „Bądź życzliwy wobec...", zaś pozbawiona emocji życzliwość lub dobra wola jest owocem nie miłości, lecz oświecenia.

Jezus nie napomknął ani słowem o tych okrutnych siłach Boga, z którymi biedny człowiek musi się zmagać (właściwie napomknął w kontekście wieży, która zawaliła się i zabiła wielu ludzi; tyle, że skomentował ten wypadek w typowo „kapłański" sposób — „I wy tak poginiecie, jeśli pokutować nie będziecie" — dop. tłum.). Pochwalił tylko dziecinną niewinność (a raczej naiwność) i równie dziecinną, naiwną wiarę i ufność w zrządzenia Opatrzności Bożej. Dlatego z jego właśnie winy wiele ludzkiej pracy i energii poszło właściwie na marne, na pogoń za wiatrem.

A nieświadoma charakteru Przyczynowości ludzkość ściągnęła na siebie te okrutne siły „boskie"; stad mamy wojny bratobójcze i inne nieszczęścia. Prawdziwy Zbawiciel uczyłby człowieka, że jego wrogiem jest nie jego równie potrzebujący pomocy brat lub bliźni, lecz jego wojowniczy Ojciec — lub nazwijmy to, Natura.

Ale biblijny Zbawiciel postępował wprost przeciwnie, uczył człowieka, że jedynie ów Ojciec jest dobry, zatem należy go kochać i czcić. Nic więc dziwnego, że wciąż jesteśmy z natury barbarzyńscy, tyle czasu i pieniędzy poświęciliśmy na wojny i zbrojenia zamiast na budowę lepszego świata. A co ów Zbawiciel świata ma do powiedzenia na ten temat? Coś całkiem odwrotnego. Zamiast objawić nam nasze przeznaczenie w tym całym Stworzeniu, mówi nam: „nie troszczcie się o nic, bo wasz Ojciec Niebieski zna wasze potrzeby zanim poprosicie go o cokolwiek" — doskonały przykład źródła, z którego bierze się, między innymi, to poczucie „fałszywego bezpieczeństwa", w którym od dawna żyjemy. Innymi słowy, mówi on: nie troszczcie się o własne dobro, a ów „niebieski ojciec" pozwoli wam umrzeć z głodu, nie troszczcie się o zdrowie i higienę, a wykończą was te śmiertelne pasożyty (zarazki i bakterie wyprodukowane przez) waszego Niebieskiego Tatę, nie troszczcie się o sprawiedliwość ekonomiczną, a staniecie się niewolnikami przemysłowymi, nie troszczcie się o sprawiedliwość polityczną a będziecie mieli następną wojnę światową.

Troska o te sprawy to wyłącznie nasz interes, a stan obecnego świata mówi sam za siebie, jakie są skutki zawierzania tych spraw Bogu — ciągłe modlitwy o pokój i nigdy nie kończące się wojny, zło wybrane demokratycznie i osadzone na tronie, a sprawiedliwość posłana na krzyż; uczciwi biedują a krętacze bogacą się; nasi dobroczyńcy żyją w trudzie isamotności, a bogate pasożyty lenią się i hulają. I to jest zrządzenie „Świętej Opatrzności" w którą każe się nam wierzyć.

Cała rola Boga w życiu każdego człowieka rozpoczyna się od chwili poczęcia w łonie matki, a kończy się kiedy osiąga on dojrzałość fizyczną, czyli gdy kończy się budowa ludzkiego ciała. Potem Bóg odpoczywa od swojego dzieła, podobnie jak odpoczął On po budowie swojego własnego ciała, czyli stworzeniu nieba i ziemi.

Stworzył On świat ludzi mających nowe, konkretne potrzeby; potrzeby o których on, Stwórca, nic nie wie; dlatego człowiek i tylko człowiek może te potrzeby zaspokoić. To właśnie jest podstawowa prawda o człowieku, którą zakrył przed nami ów Chrystus, a raczej ci którzy wykreowali go dla swoich własnych korzyści. A dlaczego to zrobili? Bo potrzebne im były słabe, bezwolne, posłuszne masy, pozbawione inicjatywy i zdane na wole nieba. Pomimo współczesnych osiągnięć naukowych nie możemy jakoś uwolnić się od tego typu nauk. Przykładem tego może być cytat z jednej z naszych amerykańskich gazet:

„Oznacza to po prostu, że Bóg zniża się i sam wykonuje całą robotę. Zresztą musi, bo my jesteśmy bezradni, bo każdy nasz wysiłek, aby zbawić się naszymi dobrymi uczynkami jest równoznaczny z bluźnierstwem, bałwochwalstwem, arogancją, zarozumiałością, czyli najgorszym rodzajem grzechów". Jeśli Chrystus naprawdę uczył takich rzeczy, to był burzycielem ustanowionego przez swojego Ojca planu, jakim jest Ewolucja. My, twórcy podstaw racjonalnego myślenia, moralności i mogący stworzyć kiedyś prawdziwie „boskie" urządzenia, trudziliśmy się na próżno, bo nasz Ojciec znał nasze potrzeby zanim Go o coś poprosiliśmy.

Taką nauką Chrystus odwiódł ludzkość od naturalnego porządku rzeczy i posiał chaos, odwrócił uwagę człowieka od Rzeczywistości, przez co człowiek zmarnował dwa tysiące lat przez wiarę w odpoczynek na laurach w niebie. Jeśli taki nauczyciel naprawdę żył i głosił światutaką naukę, to Mani nie mylił się mówiąc, że „był to demon"; Antychryst, w każdym razie — narzędzie kapłanów. Bo tylko i wyłącznie im potrzebna była taka fałszywa filozofia i teologia. Nie można dokonywać porównań rzeczy zupełnie odmiennych z natury. Ludzki ojciec i syn są porównywalni, obaj są istotami moralnymi i skromnymi; kosmiczny Ojciec i Syn są również porównywalni — obaj są niemoralnymi, nieświadomymi swojego działania mocami. Obie te pary są wiec zupełnie do siebie niepodobne.

Prawdziwy Chrystus wiedziałby o tym; wiedziałby również, że kosmiczny Ojciec i Syn uciekli razem i razem uwikłali się w materię. Wiedziałby przede wszystkim, że to właśnie był „grzech pierworodny", a wszystkie inne grzechy są tylko tego następstwem. Gdyby Chrystus wiedział o tym i tak uczył, chrześcijaństwo na pewno nie miałoby racji bytu, bo nawet największy prostak zrozumiałby raz na zawsze, że grzechy człowieka są w istocie grzechami Boga w człowieku.

Tylko Ewolucja może pokonać „grzech" Inwolucji — stworzenie materii, źródła zła. Jaka więc jest obiektywna wartość tej przewrotnej nauki o grzechu pierworodnym ?

Kluczem do zrozumienia sedna sprawy jest tutaj słowo słońce, a nie syn. (W języku angielskim pierwsze słowo pisze się „sun" a drugie „son", lecz oba wymawia się identycznie — dop. tłum.) Kiedy mityczny Apollo, słońce, został wyrzucony z kraju, pasł trzody króla Admetusa.

W obecnym wiekuzwanym erą „oświecenia", miliony ludzi ciągle wierzy, że to Bóg, a nie słońce, rządzi atmosferą ziemską, czyli ustala pogodę. Ale nasze prognozy pogody są niczym innym jak wynikiem aktualnego położenia naszej planety względem słońca. W podobny sposób miliony ludzi wierzy, że to Bóg stworzył ten świat. Ale „stwórcą" tego świata jest nie Bóg, lecz Słońce, w dodatku nie nasze Słońce, które jest planetą w znacznym stopniu przez nas zbadaną. Słońce jest niejako transformatorem przemieniającym energię kosmiczną w materię chemiczną — „skrzepniętą" energię.

Stworzenie świata jest procesem metafizycznym, a przeciętny, współczesny człowiek — „produkt" naszej chrześcijańskiej kultury — nie nauczył się dotąd sztuki metafizycznego myślenia i nie może tego procesu nijak pojąć. Słońca są stworzycielami światów w kosmosie, a nie bogowie. Starożytni wiedzieli o tym i właśnie na tej podstawie oddawali cześć Słońcu. Ale Słońce jest w istocie piekłem na niebie. Jest to kosmiczny „infernus" którego okrutna energia przechodzi wszelkie ludzkie pojecie. A kto, lub co jest ofiarą odbierającą te straszliwe siły emanujące ze Słońca, te straszliwe energie wyrzucane z niego? Oczywiście planety. To są właśnie owe „świnie" nad którymi Słońce znęca się. I na motywach takich właśnie mitów zrodziła się ewangeliczna opowieść o wygnaniu przez Jezusa demonów z człowieka i posłania ich w świnie. Zatem nasza planeta jest niejako kosmicznym smokiem; smokiem z którego wnętrza bucha ogień. I stąd mamy eksplozje wulkanów. Czy naprawdę inteligentny Stwórca musiał się tyle natrudzić, aby stworzyć coś aż tak niedoskonałego? Nic dziwnego, że ów wcielony w postać ludzką Stwórca zapłakał, jak mówi ewangelia. Pewnie płakał, bo widział wszędzie wokół walkę o byt, samotność dusz i w końcu śmierć, której nie da się nikomu uniknąć.

Babilońskie i sumeryjskie mity stworzenia mówią o tym, w jaki sposób kobiety-stworzycielki - Isztar i Innana — zstępowały z wyżyn królestwa ducha na płaszczyznę materii. Trasa ich podroży dzieliła się na siedem etapów i było na niej siedem bram. Przy każdej bramie każda z nich traciła po jednym klejnocie lub jednej części swojej odzieży. Kiedy wreszcie dotarły do siódmej, ostatniej bramy (królestwa materii) okazało się, że były całkiem nagie. I z takich właśnie mitów o przemianie ducha w materię wzięła się biblijna opowieść o pierwszych nagich ludziach w ogrodzie Eden.

Proces stworzenia rozpoczynał się więc na górze (płaszczyźnie ducha) i posuwał się ku dołowi, gęstej materii. Egipcjanie twierdzą, że Wielkie Piramidy — symbole religijne ich przodków — zbudowane zostały w kształcie mającym ten proces obrazować. Teoria, że człowiek musi cierpieć, że nie ma na to rady, zaś Przyczyna powinna pozostać święta i czysta jak łza, to straszny błąd kapłanów który trzeba koniecznie obalić.

Chrześcijanie i Żydzi przypisali wszelkie możliwe cnoty moralne Stworzycielowi bezdusznej, bezmyślnej materii, ukrywając w ten sposób prawdziwy charakter Przyczynowości, a co za tym idzie — sens naszego życia. Kiedy duch stał się materią, stał się złem, lub źródłem zła. Słowo „Diabolos" oznacza strącony z płaszczyzny ducha do poziomu gęstej materii. Grecy i Rzymianie wiedzieli o tym.Wiedzieli również o tym, że pożądliwość człowieka — korzeń zła na tym świecie, bierze się z układów gwiezdnych. (Podobnie mówił Russell - „skąd wzięła się teoria o pięknie i harmonii w przyrodzie i we wszechświecie? Dzięki teleskopom wiemy że kosmos jest zbiorowiskiem wielkich "pieców". Gwiazdy wybuchają i spalają inne, położone w ich sąsiedztwie ciała niebieskie", oraz „zwierzęta zabijają inne i zjadają je, a w całej przyrodzie panuje okrutne prawo przemocy i znęcania się nad gatunkiem słabszym" — dop.tlum.)

W opowieści o kuszeniu Jezusa jest coś, na co warto zwrócić uwagę. Czytamy że szatan zaoferował Jezusowi świat i wszystko co się w nim znajduje. Ale jak mógłby zaproponować mu taki „towar" gdyby nie był jego właścicielem? W tym właśnie tkwi sedno sprawy. Szatan to właśnie materia, i cała jej energia. Cała ta opowieść to po prostu alegoria potwierdzająca nasze podstawowe założenie, a mianowicie, że nieożywiony świat materii wraz ze swoją energią pełni rolę dominującą, że genetyczna świadomość jest „nieczynna i uśpiona". Jedyną „świadomością" tutaj jest coś, coma charakter epigenetyczny, ale jak widać, to „coś" jest wciąż niezdolne do kontrolowania tych okrutnych, niszczycielskich mocy. Tylko w taki sposób można wytłumaczyć dlaczego nasz urojony Bóg miłości i litości patrzy obojętnie jak te siły niszczą nas, istoty ludzkie.

Nasi księża i kaznodzieje biorą przypowieść o synu marnotrawnym dosłownie, i uczą nas, że oni są tymi posłusznymi ojcu, czyli Bogu, synami, a my jesteśmy synami marnotrawnymi. Ale widzimy, że jest akurat odwrotnie — oni są synami marnotrawnymi, ludźmi odartymi z poczucia rzeczywistości i karmiącymi się pomyjami mitologii przerobionej w historie. To oni muszą powrócić do źródła Prawdy i błagać o przebaczenie, nie Boga, lecz ludzkość. Wola Boża to właśnie to, co widzimyw naturze na każdym kroku — prawo dżungli.

Gdybyśmy uznali nasze obserwacje świata przyrody za wolę Stwórcy i przyjęli je za normy ludzkiego zachowania, wówczas moglibyśmy usprawiedliwić nawet największe okrucieństwa najbardziej złych ludzi, bo bylibyśmy święcie przekonani, że znęcanie się silnych nad słabymi jest wyraźną intencją Opatrzności. (Naziści byli dobrymi obserwatorami świata natury i z niej czerpali wzorce dla siebie — dop. tłum.) Nawet najbardziej naiwne, naciągnięte teorie dobra wymyślone przez fanatycznych filozofów lub religiantów nie są w stanie zmienić obrazu Natury, tak, aby robiła ona wrażenie dzieła istoty dobrej i wszechmogącej. I podobnie myślał Budda, o czym wspomniałem wcześniej. Tennyson powiedział: „Natura dostarcza nam tyle złych snów. Czy dlatego że toczy ona wojnę z Bogiem ?". Wcale nie. Wojna toczy się tylko pomiędzy Naturą a fałszywą koncepcją Boga. „Bij, zabij, bo jak nie, sam będziesz zabity" takie jestprawo Natury, i tym samym... wolą Bożą.

Człowiek będzie padał ofiarą tej okrutnej woli Natury dopóty, dopóki będzie nieświadomy jej istoty i charakteru. „Niech się dzieje wola nieba, wola nieba, wola nieba" - wołali często zbrodniarze wojenni. I mieli rację. Bóg przyzwala na wszystko, do czego człowiek posuwa się w swojej głupocie.

Mityczny Bóg jest duchową „Linią Maginota" — daje pociechę i dobre samopoczucie kiedy wszystko układa się w naszym życiu, lecz okazuje się całkiem zawodny w czasie nieszczęść, wojen. W czasie wojny żołnierze po obu stronach barykady modlą się często do tego samego Boga, ale Bóg jakoś dziwnie sprzyja temu kto ma najpotężniejsze działo i najcelniej strzela.

W sprawach etyki i porządku społecznego ów Pan Natury nie ma żadnego interesu. Sami powinniśmy budować nasz moralny świat i mieszkać w nim. Widzimy wiec, że zadaniem człowieka jest dążenie do czegoś biegunowo przeciwnego temu czego uczy Chrystus i chrześcijaństwo, mianowicie, ucieczka od woli Bożej jak najdalej, zamiast czynienie jej. (Dlatego chyba David Spangler pisał, że szatan i Chrystus to jedna i ta sama siła poruszająca się pozornie w dwu przeciwnych kierunkach — dop. tłum.). Naszą „wolną wolę" powinniśmy więc wykorzystywać do całkowitego uwolnienia się od dominacji genetycznej energii, zwierzęcych instynktów. Jaka jest wiec definicja prawdy? Czym ona jest? Aby znaleźć odpowiedz na to pytanie powinniśmy poznać jej źródło. Jest nim Rzeczywistość. Ale właśnie tę Rzeczywistość, źródło prawdy, sfałszowały pisma kapłanów. Widzimy więc, że Bóg nie jest Prawdą. Bóg jest Rzeczywistością; a Prawdą dla człowieka jest stopień jej znajomości. Twórcy biblijnych, kosmicznych „faktów życia" w ogóle nie znali się na kosmologii, zatem nie mogli popisać się swoją znajomością tematu wobec nie mniej niż oni ciemnych mas. Świadomi swojej ignorancji w tej dziedzinie, zasugerowali nas licznymi opowieściami o cudach. Moralność i mądrość nie przyszły od Chrystusa. Wprost przeciwnie — nauka tego Chrystusa została zaczerpnięta z obyczajowości i nauk dobrze znanych ludziom mu współczesnym. Możemy zatem pokusić się o stwierdzenie, że człowiek sam jest moralnym Chrystusem. Miłość, litość, sprawiedliwość i prawda to jego własne dzieci. Jaki jest zatem sens wprowadzania podziałów na wiary w Zbawców ludzkości, przyczepiania im etykietek typu „chrześcijanie, judaiści, buddyści, muzułmanie" i przeciwstawianie jednych drugim ? Nazwijmy te osiągnięcia ludzkimi cnotami i poprzestańmy na tym. Sekciarskie podziały to wielkie zło na tym świecie — to źródło fanatyzmu, nienawiści i uprzedzeń człowieka do człowieka. Podziały etniczne da się wytrzymać dopóty, dopóki nie pojawią się na dokładkę podziały sekciarskie. W piecu życia można przetopić wszelkie ideologie z kategorii „izmów" oprócz religijnego fanatyzmu. A ta ostatnia zbudowana została nie na fundamencie faktów, lecz fikcji, wiary w rzeczy cudowne i nadprzyrodzone, co doprowadzało do znieczulenia umysłu ludzkiego na to co racjonalne, a w konsekwencji do chaosu i wojen. Jeśli więc chcemy uczynić moralność siłą świata w którym żyjemy, to musimy oczyścić go z mitycznych Bogów i Zbawców ludzkości. Bo człowiek jest twórcą wszelkich bożków, wynalazca wszelkich abstrakcji, autorem wszelkich praw, miarą wszystkiego od „a" do "z", i okiem ziemi.

Kaznodzieje uczą, że „objawiona prawda" Biblii jest w pełni wystarczającą duchową literaturą jaka jest nam potrzebna do zbawienia. Ale widzimy że bez literatury innych kultur i religii nie można odczytać Biblii w sposób właściwy. A Kościół jest instytucją otaczająca wszelką troską Boga, a nie człowieka. Człowiek niewiele liczy się dla Kościoła. Powiedz coś przeciwko takiemu czy innemu człowiekowi, a kościół rzadko kiedy na to zareaguje. Ale spróbuj powiedzieć coś przeciwko jego Bogu, to zaraz skoczy ci do oczu cała armia zakapturzonych mnichów. Nasi absolwenci kursów biblijnych zostali wprowadzeni w błąd ponieważ studiowali „słowo Boże", a nie dzieła Boże jakim jest Rzeczywistość, źródło prawdy.

Możemy zabawić się w proroków i przepowiedzieć, że świat zrozumie w końcu, że Żydzi nie byli najbardziej oświeconym ze wszystkich ludów starożytnych narodem, lecz najbardziej fanatycznie zacietrzewionym w swoim błędzie. (Wiedzieli o tym najlepiej Rzymianie w I wieku n.e. w okresie powstań żydowskich — dop. tłum.). Czysty, prosty monoteizm żydowski jest rezultatem ich nieznajomości złożoności kosmosu. Jahwe uratował trzech Żydów z pieca ognistego rozpalonego przez króla Nabuchodonozora, lecz nie mógł jakoś uratować trzech milionów Żydów z komór gazowych. I taki Bóg jest dla Żydów do dzisiaj obiektem ich kultu.

Możemy przepowiedzieć również, że nie dalej niż za kilkadziesiąt lat, cała Biblia — Stary i Nowy Testament — zostanie powszechnie uznana wreszcie za to czym jest naprawdę — jedno wielkie, wielotomowe oszustwo kapłanów. Nie znając kompletnie idei Przyczynowości, kapłani ubrali okrutne Prawo Naturalne w majestat boski, przez co nałożyli nieoświeconemu człowiekowi klapki na oczy, każąc mu oddawać temu Prawu boską cześć, zamiast zachęcać go do poświęcania czasu i energii na ujarzmianie tej straszliwej siły w sobie. Jedynie tą drogą można wytłumaczyć zło natury ludzkiej — przez upatrywanie go w pierworodnym źródle, nie w wyimaginowanym grzechu pierworodnym. Grecy, w odróżnieniu od Żydów, wystrzegali się pokusy obracania mitologii w historie. Różnica pomiędzy hebrajskimi a pogańskimi mitologami polegała na tym, że ci ostatni dążyli do zachowania prawdy i oświecenia człowieka poprzez nauki o porządku nieba, czyli znaki zodiakalne. Specjalnie pisali swoje opowieści w sposób taki, aby żaden normalny człowiek nie nabrał się na nie. Celowo nie nadawali swoim mitom cech prawdopodobieństwa, a swoich bogów przedstawiali jako istoty niemoralne, aby nikt nie pokusił się o założenie jakiejś religii bazując na tych źródłach. Nie mówili że przechadzali się i rozmawiali z Zeusem, lub że otrzymywali od niego polecenie pisania o tym wszystkim. Nie mówili że skłania ich do tego jakieś boskie objawienie lub inspiracja. Pisali z dziecinną wręcz prostotą opowieści które mogą, co najwyżej, oczarować, ale nie są na tyle prawdopodobne aby mogły uwieść ludzkie serca.

Ale pisma żydowskie uwiodły aż pół świata, i to do jakiego stopnia ! Na dowód tego przytoczę tekst który zawiera niemało uproszczeń, ale i sporą dozę prawdy, dlatego godny jest uwagi. W roku 1928 opublikował go „Century Magazine". Jego autorem jest Żyd o nazwisku Ravage:

"Nie zdajecie sobie sprawy z ogromu naszej winy wobec was. My jesteśmy intruzami, mącicielami i wywrotowcami. Odebraliśmy wam wasz naturalny świat, wasze idee, wasze przeznaczenie i wydaliśmy na nie wyrok potępienia. Roznieciliśmy pierwsze iskry które doprowadziły do wybuchu nie tylko ostatniej wielkiej wojny (chodzi o I wojnę światową — dop. tłum.) lecz niemal wszystkich waszych wojen i rewolucji; nie tylko tej w Rosji lecz każdej większej rewolucji w waszej historii. Posialiśmy niezgodę i zamęt w waszym życiu, zarówno politycznym jak i osobistym. Nadal to czynimy i nikt nie wie czy lub kiedy przestaniemy to czynić. Nasze przypowieści i legendy są świętymi naukami które przekazujecie waszym dzieciom przez pieśni i lekcje religii. Wasze psałterze i modlitewniki są wypełnione naszymi poematami. Historia naszego narodu stała się nieodłączną częścią programów edukacyjnych szkół w których kształcicie waszych pastorów, księży i naukowców. Nasi królowie, politycy, prorocy i wojownicy są waszymi bohaterami. Nasz stary, mały kraj jest waszą Ziemią Świętą. Nasza narodowa literatura jest waszą Biblią Świętą. Myśli i nauki naszych ludzi zakorzeniły się w wasze tradycje i obyczaje tak głęboko, że nikt z was nie może uchodzić dzisiaj za człowieka wykształconego, jeśli nie jest obeznany z naszym narodowym dziedzictwem. Żydowscy rzemieślnicy i rybacy są waszymi nauczycielami i świętymi. Na ich cześć wznieśliście przeliczne katedry i stworzyliście niezliczoną ilość obrazów i figur. Żydowska panna stała się waszym ideałem macierzyństwa i cnoty niewieściej. Żydowski buntowniczy prorok jest centralną postacią waszej religii. Oczyściliśmy wasz świat z bałwanów, zburzyliśmy wasze narodowe dziedzictwo, aby dać wam w zamian naszego boga i nasze tradycje (ale znamy już pochodzenie ich boga i tradycji — dop. tłum.). Nie znajdziecie w historii świata przykładu podboju i zwycięstwa, które choć w części byłoby porównywalne z tym, jakie my, Żydzi, odnieśliśmy nad wami."

Warto jednak wiedzieć co elity intelektualne tamtych czasów mówiły na temat młodej religii chrześcijańskiej:

„Śmiertelny zabobon" — Tacyt. „Nowa wiara jest przewrotnym, absurdalnym zabobonem" — Pliniusz. Jeśli więc przywódcy ludu byli takimi ignorantami i naiwniakami, to co można powiedzieć o szarych masach?Lecky pisze że „pod względem edukacji był to okres ciemnoty jakiej nie znała dotąd historia". „Do ich gmin należeli głównie ludzie biedni i niewykształceni, odczuwający jakąś wewnętrzną potrzebę przyjęcia ewangelii; ludzie, których niska pozycja społeczna była czymś co najczęściej wytykali im ich wrogowie żywiący wyraźną niechęć do tej nowej religii" — pisał G.P. Fisher. Celsus z kolei mówił o nich „Tylko plebs, prostacy, głupi niewolnicy, kobiety i dzieci dają się na tę wiarę nawrócić", oraz „Prostackie, służalcze masy, które dotąd były niemal zupełnie lekceważone przez ludzi naszej greko-romańskiej kultury, wdarły się na scenę naszego życia". Hodges pisał na temat Celsusa: „Miał do nich niechęć za ich ubóstwo i ignorancję. Robili wrażenie zarozumialców i impertynentów, którzy chcieli być nauczycielami, chociaż nigdy nie chodzili do szkoły". „Nie będę siedział w zgromadzeniu na którym gęsi i żurawie bełkotliwie ujadają jedne na drugich" — Św. Grzegorz Nazianzus. „Wielu chrześcijan (zapewne pod wpływem listów Pawła — dop. tłum.) zaczęło zabawiać się spirytyzmem i magią pochodzącą z greckich misteriów, przez co wielu z nich zbzikowało i nie odzyskało dotąd równowagi i trzeźwości psychicznej" — G.R.S. Mead. „Oberwało im się nieźle. Pełno nieszczęść spadło na nich w postaci wojen i prześladowań" — pisał dalej Lecky. „Pierwsi chrześcijanie byli ludźmi których arogancja była wprost proporcjonalna do ich ignorancji" — Massey. A Julian, który starał się znaleźć sposób na obudzenie ich z głupoty, załamał w końcu ręce i powiedział: „...najdziksze bestie nie zachowują się często tak drapieżnie wobec ludzi jak chrześcijanie wobec siebie nawzajem." Innym znów razem powiedział: „nie ma bardziej dzikiej bestii niż rozgniewany teolog". „Zabobon pusty i szalony" — Swetoniusz. Wszystkie te fakty nasi apologeci zakamuflowali, a nasi wprowadzeni w błąd kaznodzieje, nauczyciele, dramaturdzy i scenarzyści prezentują tych pierwszych chrześcijan jako święte stadko, walczące i umierające za jedyną

prawdziwą wiarę. Zaś tych prawdziwie świętych prezentują jako ciemnych pogan. Współczesny wciąż nie zorientowany w temacie świat traktuje te opinie jako pogański bunt przeciwko „światłości świata", nie wiedząc, że były one w istocie ostrzeżeniami i przepowiedniami duchowej klęski nas wszystkich. Widzimy więc, że pierwsi chrześcijanie byli prześladowani nie za głoszenie dobrej nowiny, lecz za odgrzebywanie starych absurdów, starych mitów i okrywanie ich płaszczykiem historii. Pojawił się któryś już z kolei „Syn Boży", poczęty i narodzony w sposób cudowny z dziewicy, jako trzecia cześć Trójcy i wędrowny kaznodzieja z Galilei. Nic dziwnego że Porfiriusz nazwał to „bezczelnym, barbarzyńskim bluźnierstwem". Jednak banda fanatyków zwanych chrześcijanami domagała się uznania takiej religii, co dla wielu współczesnych było czymś równoznacznym z nawrotem do ciemnoty z okresu przedpotopowego.

Nie powinno było dojść do tego, ale niestety doszło. Noc kulturowa ogarnęła całą Europę. Wielowiekowy dorobek mędrców potępiono i spalono publicznie ich księgi — „światłość świata" zatriumfowała, a oko rozumu oślepło.

A co się tyczy spraw seksu, wiemy że zdaniem wielu religiantów ta „masowa produkcja" ma odbywać się na prawym łożu, w przeciwnym razie jest grzechem. Tylko słowa księdza wybełkotane podczas ceremonii ślubnej czynią grzech cnotą. Jeśli seks ma służyć tylko prokreacji (według prawa Bożego), to dlaczego pożądanie seksualne budzi się w człowieku milion razy w jego życiu? Jeśli stosunki cielesne mają odbywać się tylko w łożnicy małżeńskiej, to dlaczego popęd seksualny rozwija się w wieku dwunastu, a nie dwudziestu lat. Właśnie ten za młody, jak na naszą obyczajowość wiek, jest męką i tragedią naszej młodzieży i cywilizacji. U niektórych, ów popęd seksualny jest tak silny, że czyni z młodego człowieka mordercę i gwałciciela. Takie przestępstwa oczywiście nazwiemy złem, ale na źródło z którego one pochodzą nie powiemy nigdy marnego słowa.

Paweł oburza się w swoich listach na „zmysł ciała" jako źródło zła i pożądliwości. Ale żaden święty jakoś nie zrozumiał dotąd, że wola ciała jest to w istocie wola Boża. Seks jest to kosmiczna żądza działająca w człowieku, astralne źródło pożądania przyjmujące formę biologiczną. W sferze natury, biologicznego życia, właśnie ono jest „stwórca", a jedynym celem tej siły jest płodzenie, rozmnażanie się, i to za wszelką cenę. A to, czy akty jakie towarzysza temu rozmnażaniu odbywają się na prawym lub nieprawym łożu, najmniej tego „stwórcę" obchodzi.

Uczono nas,że stworzona materia jest zła, ale jej Stwórca jest istotą dobrą, nieskończoną i wszechobecną, że jest On sprawiedliwy i że sprawiedliwość rządzi wszechświatem. Co za nonsens! We wszechświecie nie panuje żadna sprawiedliwość. Panują w nim tylko bezwzględne prawa. Nie ma też w nim wszechobecnego dobra, tylko ponure, bezkresne galaktyki. Cokolwiek istnieje, istnieje tylko z konieczności, a nie ze zrządzenia świętej Opatrzności; a wszystko co żyje cierpi, z powodu prawa nieświętej Przyczynowości. Nasz świat jest pełen cierpienia, tragedii, chorób i kataklizmów, a my wciąż szukamy przyczyny tego status quo, słusznie odrzucając wyjaśnienia oferowane nam przez religie.

W opowieści o kuszeniu Jezusa zawarte jest coś, na co warto zwrócić uwagę. Czytamy tam że szatan zaoferował Jezusowi świat i wszystko co w nim się znajduje. Ale jak mógłby zaproponować mu taki „towar" gdyby nie był jego właścicielem? W tym właśnie tkwi sedno sprawy. Szatan to właśnie materia i cała jej energia. Cała ta opowieść to po prostu alegoria potwierdzająca nasze podstawowe założenie, a mianowicie, że nieożywiony świat materii wraz ze swoją energią pełni rolę dominującą, że genetyczna świadomość jest „nieczynna i uśpiona".

Jedyną „świadomością" tutaj jest coś, coma charakter epigenetyczny, ale jak widać, to „coś" jest wciąż niezdolne do kontrolowania tych okrutnych, niszczycielskich mocy. Tylko w taki sposób można wytłumaczyć dlaczego nasz urojony Bóg miłości i litości patrzy obojętnie jak te siły niszczą nas, istoty ludzkie.

Ani chrześcijaństwo jako religia, ani Kościół nie datują się od tak zwanych „czasów Jezusa", a nawet od I wieku n.e. Są to dzieła kapłanów z III i IV wieku, którzy kreując je, czerpali całymi garściami ze źródeł pogańskich aby doprowadzić je do tego czym są one dzisiaj. Fakt, że to wszystko oparte było na nieznajomości ezoterycznego sensu treści tych materiałów źródłowych świadczy o poziomie inteligencjiautorów tych dzieł. Warto zastanowić się w tym miejscu: dlaczego tak się stało, że gdy tylko zakończył się przedchrześcijański okres kultury greko-romańskiej,poziom inteligencji przeciętnego człowieka spadł do tak niskiego poziomu, że ów czysto mityczny Chrystus uznany został za postać historyczną i opokę nowej religii (Jezus jako postać historyczna prawdopodobnie istniał, tyle że istotnie, nie był to ten sam Jezus co Pawłowy Chrystus wiary, którego Kościół uznał za osobę Trójcy — dop. tłum.)

Trzeba wziąć pod uwagę, że w trzecim wieku cała nauka, filozofia i mitologia grecka zniknęła, została w znacznej części spalona w ogniu, a Rzym ostał się jako główne mocarstwo świata. Ale Rzymianie różnili się od Greków, i to znacznie. Przede wszystkim, brakowało im helleńskiej miłości do nauki, nie obchodziła ich zbytnio filozofia, nawet wypędzili filozofów ze swojego królestwa. Potęga była ich bogiem, a wojna i podbój innych ludów ich „fachem". Kiedy więc Imperium osłabło i w końcu upadło, jego mieszkańcy nie mieli żadnego wewnętrznego światła przyświecającego im drogę, żadnej siły wewnętrznej zdolnej ich podtrzymać na odpowiednim poziomie. Niewielka była grupa żyjących jeszcze intelektualistów. Masy coraz głębiej pogrążały się w biedzie i niedostatku, nie tylko intelektualnym, lecz także moralnym. Dlatego stały się łatwym łupem dla kapłanów. W tym właśnie sęk, że czynnik ekonomiczny odegrał w tym wszystkim największą rolę, co zresztą można zauważyć nawet w naszym współczesnym świecie. Zauważmy, że wszystkie ruchy społeczne nastawione są głównie na walkę o sprawy materialno-bytowe, co ma szczególne znaczenie w przypadku genezy chrześcijaństwa. Szare masy zawsze bardziej zainteresowane są sprawami bytowymi aniżeli filozofią, zwłaszcza masy, które nigdy nie miały dostępu do filozofii. Kiedy więc upadł rzymski dobrobyt i rosła w siłę biedota, ludzie szukali jakiegoś wyjścia, jakiegoś „Nowego układu". Chrześcijaństwo zaoferowało im takowy układ, a głodne masy chętnie na niego poszły. Chrześcijaństwo było niejako komunizmem owych czasów, a chrześcijanie byli „wywrotowcami", jak pierwsi komuniści np. w Anglii. Pytanie inkwizytorów XX wieku brzmiało do niedawna „Czy jesteś lub byłeś komunistom?". W owych czasach pytano oskarżonych podczas procesów: „Czy jesteś lub byłeś chrześcijaninem ?". Rzymianie tradycyjnie kpili sobie z wszystkich religii. Kiedy jednak fanatyzm religijny spotęgował frustrację mas walczących o sprawy materialne, owi „wywrotowcy" stali się groźni i swój bunt i niezadowolenie zaczęli demonstrować przez podpalanie obiektów w mieście. I oczywiście byli karani, nie tyle za pożary, które rozniecali, co za pesymizm wobec życia i wrogość wobec rodzaju ludzkiego. I tacy ludzie przeszli do historii jako święci męczennicy za wiarę...

Takie było ekonomiczno-społeczne podłożepierwotnego chrześcijaństwa i żaden obiektywny historyk temu nie zaprzeczy. Ale jest jeszcze drugie podłoże, o którym prawie nikt nie wie, bo chrześcijaństwo nałożyło światu klapki na oczy. Chodzi o zanik u ludzi zdolności abstrakcyjnego myślenia — cechy tak powszechnej w okresie przedchrześcijańskiego oświecenia. Głównie dzięki tym dwóm czynnikom — społecznemu i intelektualnemu chrześcijaństwo zdobyło siłę przebicia.

Tylko duchowa ignorancja jaką rozwinęła się z takich właśnie powodów była przyczyną powszechnego uznania mitycznej symboliki za Boży plan zbawienia. Tylko miernota umysłowa mogła uwierzyć w takie rzeczy jak niepokalane poczęcie, narodzenie z dziewicy, przemienienie Pańskie czy zmartwychwstanie. Są to przecież tylko symboliczne określenia, odnoszące się wyłącznie do Twórczej Zasady. A ile czasu i energii, ile milionów kazań i stron papieru zmarnowano na propagowanie tych nienaturalnych, nie dających się udowodnić rzeczy! A wszystko przez nieznajomość idei Rzeczywistości. Wiedząc o tym, powinniśmy zacząć domagać się odrzucenia rzeczy niesprawdzalnych i absurdalnych z logicznego punktu widzenia. Kiedy zrobimy ten pierwszy krok to może w pełni zrozumiemy dlaczego takie rzeczy są nikomu niepotrzebne do życia. Przyjmij coś tylko jako hipotezę, a szybko zrobią ci wodę z mózgu.

Nie tylko ewangelie i listy apostolskie, lecz cały Nowy Testament to nic innego jak misterna przeróbka dzieł Dawnych Mędrców dokonana przez kapłanów na ich własny użytek. Czy naprawdę tak trudno zauważyć, że te potworne „dzieła Boże" nie są odzwierciedleniem boskiej mądrości, lecz tylko dowodem i następstwem ślepych ruchów jednego z ciał niebieskich i okrutnych sil przyrody? Gdyby ten świat był dziełem Doskonałości, to sam byłby doskonały, nie wyłączając nas samych... Ale jest on, niestety, tylko „nie dokończonym" dziełem Boga. A dokończenie go jest naszym zadaniem. „Życie jest darem natury, lecz piękne życie jest darem mądrości" — mawiali Grecy.

Chrześcijańskie średniowiecze

A teraz, gdy chrześcijaństwo zostało już solidnie zorganizowane, co widzimy ? Czy królestwo Boże na ziemi ? Wprost przeciwnie. Degradacje moralną i intelektualną jakiej nie znała dotąd ludzkość. Lecky pisze: „Ojcowie Kościoła są zgodni co do tego, że dwa wieki po śmierci Konstantyna to okres powszechnego występku i rozpusty". A dwa następne nie były wcale lepsze. Biskup Grzegorz z Toursu opisuje te wieki jako jeden z najczarniejszych rozdziałów całej historii ludzkości. A Gibbon tak to komentuje: "Trudno byłoby gdziekolwiek znaleźć więcej występku i mniej cnoty. A co się tyczy wieku V, Salvianus, kościelny historyk pisał: "Czyż chrześcijaństwo, poza bardzo nielicznymi wyjątkami, nie jest w istocie jednym wielkim bagnem nieprawości? Iluż znajdziesz w Kościele ludzi, którzy nie są pijakami, cudzołożnikami, wszetecznikami, hazardzistami, grabieżcami, mordercami, lub sumą tego wszystkiego ? A mówi się, że chrześcijaństwo oczyściło świat, uwolniło go od grzechu pogańskiego i utorowało drogę do prawdziwej cywilizacji ?

Jest to przecież nauka Kościoła. Co się, tyczy upadku cesarstwa rzymskiego Kościół mówi, że zbawieni i uświęceni chrześcijanie nie ponoszą odpowiedzialności za te tragedie, że zniszczyły go pogańskie hordy barbarzyńców, którzy napadli na to chrześcijańskie imperium. Dopiero potem — mówią księża — moralność i oświata upadły całkowicie. Ale nie mówią nam, że ci okrutni barbarzyńcy byli również chrześcijanami. Sto lat wcześniej biskup Ulfilas ofiarował tym ludom Biblię gotycką i przyjęli chrześcijaństwo. W dniu napadu na imperium byli to w większości chrześcijańscy konwertyci — pisze Myers w „Historii starożytnej", /str. 576/. Nie był to więc napad barbarzyńskich pogan na cywilizowanych chrześcijan, lecz barbarzyńskich chrześcijan na ćwierćcywilizowanych chrześcijan. A z obu tych grup morale tych pierwszych były wyższe. Niemoralność to przecież nic innego jak cywilizowany występek, a im wyższa cywilizacja, tym bardziej wyrafinowane są jej występki. W książce „Morale Germanów" historyk Tacyt zawstydził Rzymian, udowadniając im, że ich najeźdźcy są, ludźmi bardziej moralnymi od nich (Tak naprawdę nic nie udowodnił — Tacyt nie bardzo znał obyczaje Germanów, przeceniał ich kulturę — przyp.). Zaś Hodglein w książce „Italia i jej najeźdźcy" /Italy and its Invaders/ nazwał tych Wandali Armią Purytanów, podobnie zresztą jak Salvianus. Ten ostatni pisał również, iż owi najeźdźcy byli zgorszeni skandalicznymi obyczajami obywateli chrześcijańskiego imperium. Wandale byli ciemni, dlatego agresywni, ale Kościół zwalił na nich zbyt dużą część winy za chaos do jakiego sam doprowadził imperium. Draper pisze: „To nie Gotowie, Wandale, Mormani (??? — przyp.) czy Saraceni lecz papieże i ich siostrzeńcy doprowadzili chrześcijański Rzym do ruiny. W taki sposób ciemne mroki chrześcijańskiej nocy spowiły Europę w VII, VIII i X wieku. Jest to praktycznie pusta karta historii Europy; nic szczególnego nie wydarzyło sięw tym okresie. Niemniej, był to najbardziej płodny okres jeśli chodzi o "produkcję" świętych. Widzimy więc skąd biorą się święci — wynurzają się cichaczem jak cienie z mroków nocy ignorancji, strachu i przesądów — dzieci trzech szarych jednookich wiedźm; oko wiary. Compayre pisał: "Kiedy zamknięto pogańskie szkoły, chrześcijaństwo nie otworzyło innych, i w V wieku ciemności egipskie ogarnęły Europę. Cały dorobek kulturowy Greków i Rzymian wyrzucono na śmietnik. Jedynie owi barbarzyńcy, których Kościół przedstawia w swoich kronikach jako ludy ucywilizowane przez niego, czynili wtedy wysiłki w kierunku podniesienia poziomu szkolnictwa.

Biskup Brown w książce „Bankructwo chrześcijańskiego supernaturalizmu" pisze „Kościół katolicki chełpi się tym, że jego biskupi i mnisi podtrzymywali płomień światła nauki przez cały okres tej kulturowej nocy (str. 102). Istotnie podtrzymywali go, ale tylko dla siebie, i to w konkretnym celu, mianowicie takim, aby było ono pomocą w sprawowaniu władzy. Dokładnie z tego względu trzymali ten płomień z dala od szarych mas; ci nie umieli czytać i pisać".

Niemniej, nauka i oświata kwitły wtedy wszędzie, z wyjątkiem chrześcijańskiej Europy. W okresie gdy 99 procent chrześcijan nie umiało czytać i pisać, na przykład mauretańskie miasto Kordova miało 800 szkol publicznych, i nawet wśród mauretańskich chłopów trudno było wtedy napotkać niepiśmiennego człowieka. Roger Bacon /1214 — l294/, wynalazca aparatu fotograficznego, zegara, teleskopu, soczewki, prochu i silnika parowego, spędził 14 lat w więzieniu jako czarownik i heretyk. Pierwsze eksperymenty Faradaya z elektrycznością księża uważali za diabelski wynalazek, za zjawisko podobne do piorunów, oznaczające gniew boży.

Ogłupiałych chrześcijan przez 1000 lat uczono, wzorując się na naukach św. Augustyna, że wszystkie choroby chrześcijan pochodzą od diabła, który prześladuje nawet niemowlęta, a szczególnie atakuje nowoochrzczonych ludzi. Nic więc dziwnego, że epidemia goniła epidemię, przeciętna żywotność człowieka wynosiła wtedy 21 lat, a ludność Europy nie podwoiła się przez cale 1000 lat. Ludziom potrzebna była po prostu nauka, wiedza, i władza nad naturą, jaką ta nauka daje. Ale sprzeciwiał się temu właśnie Kościół katolicki. On bowiem wiedział najlepiej, że ignorancja jest matką, dewocji i podporą Kościoła. W okresie Renesansu sytuacja znacznie poprawiła się. Ale czym był właściwie Renesans jak nie powrotem do epoki oświecenia przedchrześcijańskiego. To właśnie wydźwignęło nieco chrześcijaństwo. Poziomu tego nie osiągnęło ono własnym wysiłkiem. Hasło „godność człowieka" przeniknęło do chrześcijaństwa dopiero w okresie Odrodzenia. „Przedtem uczono, ze niedola ludzka jest karą za grzech" — pisze Reinhold Niebuhr.

A mimo to, słyszy się, że chrześcijaństwo położyło kres pogańskiej niewoli, dzięki czemu przywróciło przeciętnemu człowiekowi godność. Ale ono nie zniosło niewolnictwa, uczyniło z człowieka chłopa pańszczyźnianego (to proces bardziej skomplikowany i stosunkowo mało mający wspólnego z religią — przyp.). A kim był chłop pańszczyźniany w średniowieczu jak nie zwykłym niewolnikiem ? Grecki lub rzymski niewolnik miał określone prawa (ciekawym jakie ? może w początkach republiki, później był rzeczą — przyp.), natomiast chłop nie miał ich wcale (zależy w jakiej części Europy — przyp.) — nawet prawa do własnej żony w noc poślubna - „le droit de Seigneur !" (ius primae noctis - nie wszędzie występowało — przyp.). Na przykład Antoniusz Felix, o którym jest wzmianka w Dziejach Apostolskich był niewolnikiem (był wyzwoleńcem, czyli „był byłym niewolnikiem" — przyp.), a jednak został mianowany prokuratorem Judei za panowania.

Klaudiusza, poślubił córkę Marka Antoniego, a potem córkę Heroda Agryppy I — Druzyllę. Kościół nie tylko tolerował średniowieczne niewolnictwo, lecz sam je praktykował. W okresie feudalnym hierarchowie Kościoła mieli 14 tysięcy chłopów pańszczyźnianych jako swoich podwładnych. Położenie ich było pożałowania godne — byli niepiśmienni, żyli w brudzie i umierali na uleczalne choroby.

Dla zachowania pozorów Kościół zawsze czynił coś dla biednych, ale nigdy, w całej swej długiej historii nie podjął starań, aby podnieść ludzkość z ubóstwa. Montesquieu (/lata 1689 — 1755/, humanitarny aktywista społeczny i agnostyk prześladowany był za to, że sprzeciwiał się niewolnictwu i metodom tortur. Jego książka „O duchu praw" została potępiona i znalazła się na Indeksie. A niewolnictwo murzynów? Kościół wcale nie sprzeciwiał się temu, wręcz popierał w imię tego co święte. Na przykład, rząd hiszpański podpisał Deklaracje Niewolnictwa w imieniu Trójcy Przenajświętszej. W owych czasach niewolnictwo, podobnie jak ospa, było wolą Bożą, bo tak uczyła Biblia. Czyż Noe nie powiedział: „Niech będzie przeklęty Cham i całe jego nasienie, niech będzie sługą sług wszystkich swoich braci" ? Winę za nielegalny podbój Afryki i obu Ameryk ponosi w sporej części Kościół katolicki. Nic dziwnego, że współcześni północnoamerykańscy Indianie mówią otwarcie „Chrześcijaństwo było środkiem ludobójstwa", bo niszcząc ludność tubylczą biali najeźdźcy ewidentnie podpierali się chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo dopiero po 17 wiekach swego istnienia zaczęło dostrzegać zło w systemie niewolniczym. W czasach Jezusa niewolnictwo kwitło wszędzie, ale on nawet nie próbował z nim walczyć. W kontekście swoich przypowieści używał tylko eufemizmu „niegodny sługa".

Kto, na przykład, widział zło w kolonializmie XVIII wieku lub segregacji rasowej wieku XIX ? Wtedy akceptowano jeszcze działalność Inkwizycji i egzekwowano wyroki śmierci przez ukrzyżowanie.

Weźmy pod uwagę inną zasługę jaką chrześcijaństwo głośno sobie przypisuje - religia ta zmiękczyła pogańskie serce, uczyniła nas mniej brutalnymi, okrutnymi i wojowniczymi ludźmi. Ale gdzie można znaleźć w historii przykłady większego okrucieństwa i barbarzyństwa aniżeli wśród chrześcijańskich krzyżowców w Palestynie lub chrześcijańskich konkwistadorów - zdobywców Nowego Świata? Dla swojego Boga i złota łupili narody i niszczyli miasta. Noc św.. Bartłomieja to przykład bezmyślnego barbarzyństwa jakiego nie zanotowano wcześniej w żadnych kronikach — pisze Draper. Zamordowano wtedy 10 tysięcy protestantów (w samym Paryżu - przyp.), a papież Grzegorz VIII otrzymał gratulacje za te masakrę. Ale nie na tym się skończyło. W liście adresowanym do króla Karola IX papież przekazał mu swe chrześcijańskie podziękowanie za to, w następujących słowach: „Cieszymy się z wami, że z pomocą Bożą oczyściliśmy świat z tych nędznych heretyków".

Podobny los spotkał albigensów, templariuszy (ze strony króla Francji - przyp.), do czego dodam 10 milionów ofiar Inkwizycji z których około 32 tysiące osób posłano na podpałkę. „Tak okropne warunki panują w tych czasach', wołał Pagliarici, `że mało który chrześcijanin umiera we własnym łóżku". Chrystusowe królestwo niebios przybrało wtedy oblicze Piekła Dantego na ziemi. Święci sadyści Świętej Inkwizycji mieli ręce pełne roboty. Niemniej, były to czasy eleganckich manier i gładkiej mowy — kultury o dwóch twarzach, wewnętrznej i zewnętrznej. Szatą kociej finezji starano się okryć świńska naturę. Historia średniowiecza ukazuje nam świat pełen szarmanckich manier, rycerskich honorów, przypudrowanych twarzy, kolorowych peruk, oraz niewolnictwa i złupionych narodów.

Były również święte wojny krzyżowe o mityczny grób. Z krzyżami w rękach i okrzykami „wola Boża!" miliony głupców w Chrystusie, w tym 60 tysięcy dzieci, szło na śmierć. W imieniu miłosiernego Chrystusa popełniali zbrodnie straszliwe. Lukrecjusz, jeden z przywódców wyprawy krzyżowej pisał do papieża Urbana II następujące słowa: „Spójrz Waść do jak paskudnych czynów religia skłania ludzi". Po odczytaniu tego listu cały świat chrześcijański hucznie celebrował zwycięstwo krzyżowców.

Jeśli religia nie nakłania nas dzisiaj do zabijania, to nie jest to jej zasługa. Jest to zasługa oświecenia i nauki, której religia przez długi czas sprzeciwiała się. Po sześciu krwawych walkach owi „głupcy w Chrystusie", odebrali wreszcie Nieświętą Ziemię jej prawowitym właścicielom. W jakim celu ?

Encyklopedia Britannica tak to podsumowuje "Był to okres 88 lat rządów feudalnych, które upadły równie szybko jak objęły władzę, nie pozostawiając po sobie niczego, prócz ruin zamków i kościołów, kilku nazw miejsc, i trwałą nienawiść miejscowych ludów arabskich do chrześcijan. Od czasów Konstantyna, czyli IV wieku, 3 miliony ludzi straciło życie w wojnach krzyżowych o odebranie muzułmanom grobu Jezusa, 10 milionów doprowadziła do śmierci Inkwizycja, 14 milionów zginęło w wojnach chrześcijańskich XIX wieku. A ile ofiar pochłonęły dwie ostatnie wojny światowe w których brały udział głównie narody chrześcijańskie? Takie jest dziedzictwo pozostawione nam przez Księcia Pokoju. Nie ufajcie wiec książętom, zwłaszcza tym w sutannach !

Przyznaję, że argumentacja jaką niniejszym prezentuję jest jednostronnyrn spojrzeniem na sprawę, jedną stroną medalu. Do pisania w ten sposób skłania mnie świadomość, że miliony wprowadzonych w błąd dusz na całym świecie permanentnie maluje tylko te druga, „różowa'' stronę tejże historii, i przedstawia ją wielu podobnym sobie naiwniakom jako jedyny, wierny i pełny obraz historii Kościoła. Uważam, że obie strony medalu są jednakowo ważne, i powinny być powszechnie znane, nie tylko ze względu na potrzebę utrwalenia prawdy historycznej, lecz również na tych, którzy żyją w duchowej niewoli narzuconej im przez oszukańcze autorytety. Tysiąc lat kościelnych zbrodni i korupcji przedstawia się jako okres w którym było paru nieudanych papieży. Co się tyczy nieuczciwości Kościoła w podejściu do historii, to chyba w żadnej dziedzinie nie jest ona tak rażąca jak w przypadku papiestwa, a ściślej, wybielania papieży. "Oni nie maczali palców w tych wszystkich zbrodniach' - uczą księża. `Nie dało się uniknąć palenia heretyków, była to konieczność podyktowana sytuacją owych czasów, a uczty papieży i biskupów nie były biesiadami, lecz niewinnymi rozrywkami". Wszyscy, z wyjątkiem trzech papieży (a było ich w sumie 261), których nie dało się nijak wybielić, byli dobrymi, wielkimi, dzielnymi ludźmi. Ale współczesne źródła historyczne przeczą temu, a nie są to bynajmniej podania pisarzy wrogo usposobionych do Kościoła, lecz w większości papieży i kardynałów, takich jak: Wiktor II, Pius II, kardynał Baroniusz, biskup Liutprand, ojciec Salvianus, oraz kościelnych historyków — św. Milmana, Gerberta, Bucharda, Guicciardniego, Vacandarda, Drapera, i innych. Są to przecież kościelne autorytety, a zarazem kronikarze opisujący ciemną, haniebną stronę tejże historii. W owych Ciemnych Wiekach Średnich Namiestnicy Chrystusa mordowali się w takim tempie, że w ciągu 12 lat zmieniali się na urzędzie 10 razy (lata 891 — 903), a 40 razy w okresie liczącym niewiele ponad 100 1at. Dwóch siostrzeńców papieża Leona III, chcąc pozbyć się go i zdobyć jego urząd, wynajęli morderców żeby go uśmiercili. Ale gdy zobaczyli że nie zabili go całkiem, wtedy sami zawlekli nieodbitego wuja do klasztoru i dokończyli mokrą robotę.

Czy jest to historia zmyślona przez wrogów Kościoła? Bynajmniej ! Pisze o tym katolicki biograf, sługa Kościoła. Po 14 wiekach morale chrześcijan tak upadły, pisze Pius II, iż prawie żaden książę Italii nie jest dzieckiem prawego loża. To samo dotyczyło książąt Kościoła. Ale największe zło miało dopiero pojawić się w postaci rodu Borgiów, gdzie na czoło wysuwa się sylwetka Rodryga. Kreaturę tą dobrze opisał historyk Guicciardini. Dlaczego o tego typu sprawach nie pisze się tak samo jak o zasługach dobrych papieży? Dlaczego katolikom mówi się, że „syckiemu winien ten diabeł Luter który doprowadził do Reformacji", a nie tacy właśnie przedstawiciele Kościoła ?

Mity i oszustwa biblijne (2)

Autor tekstu: Lloyd Graham

Fragment „Deceptions and Myths of the Bible"

Biblia nie jest „słowem Bożym", lecz zbiorem zapożyczeń ze źródeł pogańskich. Historia Edenu i Adama i Ewy jest wzięta ze źródeł babilońskich; a opowieść o potopie jest niejako streszczeniem około... czterystu innych na ten temat. Arka Noego i góra Ararat mają swoje odpowiedniki w kilkudziesięciu innych mitach o potopie. Nawet imiona synów Noego zostały skopiowane. Podobnie ma się sprawa z ofiarą Izaaka, sadem króla Salomona w sprawie sporu o dziecko czy opowieścią o Samsonie obalającym gołymi rękami słupy potężnej budowli.

Mojżesz wykreowany jest na wzór syryjskiego Mizesa, a biblijne prawa opracowane są w znacznym stopniu na baziekodeksu Hammurabiego. Biblijny Mesjasz pochodzi od egipskiego zbawiciela Mahdiego, a niektóre wersety biblijne są słowo w słowo ściągnięte z pism egipskich. Pomiędzy Jezusem a egipskim Horusem Gerald Massey naliczył 137 podobieństw, oraz setki podobieństw pomiędzy Chrystusem a Kriszną.

Według Wulgaty, tetragram YHWH ma oznaczać „Ego sum qui sum", czyli „Jestem który jestem", i dla wygody wymawiamy to słowo „Jahwe". Ale wszystkie świątynie egipskie miały na ścianach wypisane słowa „Nuk Pu Nuk" - „Jestem który jestem". Hindusi mieli swoje „Tat Twam Asi" "Jestem który", a Persowie „Ahmi Yat Ahmi".

Imię „Adam" nie jest pochodzenia hebrajskiego. O Adamie mówią pisma chaldejskie, znacznie starsze od hebrajskich. Znane było ono również Babilończykom. Na babilońskich tablicach glinianych George Smith znalazł opowieść o stworzeniu świata niczym nie różniącą się w treści od wersji biblijnej. Według niej, pierwszemu człowiekowi na imię było Adamu. Zaś według hinduskich „Proroctw" Ramutsariara - księgi starszej od Biblii o dwa tysiące lat, pierwszemu mężczyźnie na imię było Adama, a pierwszej kobiecie — Heva. Opowieść ta jest również niemal dosłowną kopią hebrajskiej wersji stworzenia.

Wielu ludzi uważa Mojżesza za postać równie autentyczną jak Cezara czy Aleksandra. Jeśli więc naprawdę istniał, to dlaczego historia nie ma o nim nic do powiedzenia. Nie ma o nim najmniejszej wzmianki w jakichkolwiek źródłach, z wyjątkiem żydowskich. Imię „Mojżesz" jest pochodzenia egipskiego i pochodzi od egipskich słów „mo" czyli „woda", i „uses", uratowany, wzięty z wody. Arabia, Syria i Fenicja również miały swoich Mojżeszów, a raczej Mizesów, bo tak wymawiano to imię w tych krajach. Pewien hymn do Bachusa mówi, że ów Mizes został uratowany, znaleziono go pływającego na wodzie w drewnianej „kołysce". Egipski Ozyrys został również włożony do kufra lub trumny i puszczony na wodę, zdany na łaskę lub niełaskę fal.

Nawet słowo „Sabat" nie pochodzi z języka hebrajskiego, lecz z babilońskiego „Sabattu", czyli dzień odpocznienia, które Babilończycy obchodzilijako swoje święto znacznie wcześniej niż Żydzi. Trudno jednak dociec dlaczego Żydzi zapożyczyli właśnie to babilońskie święto Sabattu. „Pomysł obchodzenia dnia siódmego jako dnia odpoczynku od pracy narodził się w Babilonii. Co do tego nie ma wątpliwości" pisze profesor Langdon. I nie ma wątpliwości co do tego,że niemal wszystkie swoje metafizyczne pojęcia Żydzi zapożyczyli od innych, starszych kultur. W Biblii czytamy że „zbawienie jest z Żydów" (według słów Jezusa), ale okazuje się że sam judaizm nie jest „z Żydów".

Wielu niedouczonych chrześcijan wierzy w to, że tylko ich Zbawiciel poniósł męczeńską śmierć na krzyżu, nie mając pojęcia o tym, że co najmniej szesnastu innych zmarło w taki właśnie sposób.

Oto lista:

Jezus — Nazaret

Kryszna — India

Sakia — India

Iva — Nepal

Indra — Tybet

Mitra — Persja (bardzo popularny w czasach początków chrześcijaństwa był głównym konkurentem „naszego" Zbawiciela, miał się urodzić 25 grudnia! — przyp.)

Tammuz — Babilonia

Criti — Chaldea

Attis — Frygia

Baili — Orissa

Thules — Egipt

Orontes — Egipt

Zbawiciel z Witoba — Telingonese

Odin — Skandynawia

Hesus — zbawiciel Druidów celtyckich (ukrzyżowany jako baranek, który miał zgładzić grzechy świata — przyp.)

Quetzalcoatl(Quexalcote) — Meksyk (ukrzyżowany w 587 r. przed Chr., został przybity razem z dwoma innymi złoczyńcami do krzyża, zmartwychwstały drugiego dnia — przyp.)

Zatem krzyż nie jest symbolem chrześcijańskiego pochodzenia. Jest on znakiem uniwersalnym. Można go spotkać często na ścianach starożytnych budowli — pogańskich świątyń, na dawnych tablicach i dziełach sztuki.

Paweł mówi „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, tenże sam i na wieki", a autor Apokalipsy św.. Jana „Jam (Jezus) jest alfą i omegą, początek i koniec". Zaś Vishnu mówi „Jam jest początkiem, środkiem i końcem wszystkich rzeczy istniejących", a egipski Horus — „Jam jest dniem wczorajszym, dzisiejszym i jutrzejszym".

Wystarczy przeczytać choćby historię Herkulesa, Mitry i Bachusa aby zrozumieć pogańsko-mistyczne źródło całej tej opowieści o Jezusie. Herkules również narodził się z dziewicy której na imię było Alcmene. Ojcem jego był bóg Zeus, a jego koleje życia są prawie takie same jak Jezusa.

E.E. Gold napisał o perskim bogu Mitrze: „Wstępuje do komór śmierci po to, aby powstać w pełnej chwale światłości i mocy dla wiecznego zbawienia człowieka". O Bachusie zwanym przez Eurypidesa „Bachusem, synem Bożym" profesor Wilder pisze: „dla swoich naśladowców był personifikacją świata natury i świata sprawiedliwości, z uzdrowieniem na swoich skrzydłach. Narodzony z ziemskiej niewiasty, wyprowadził ją z krainy śmierci i przeniósł do królestwa niebieskiego aby była godna wszelkiej chwały".

Opowieść o wskrzeszeniu Łazarza to jedno z największych oszustw biblijnych. Jej pochodzenia znów należy szukać w Egipcie. Jezus, Zbawiciel z Judei, poszedł do Betanii wzbudzić z martwych swojego przyjaciela Łazarza, podobnie jak egipski Zbawiciel Horus poszedł do Bethanu wskrzesić swojego ojca. Następnie, imiona Maria, Marta i Łazarz również pochodzą z Egiptu. We wspomnianej opowieści egipskiej występują imiona kobiet Meri i Merti, które maja brata El-Azar-usa. Widzimy wiec w jaki sposób egipski El-Azar-us stal się żydowskim Łazarzem. Słowo Bethanu oznacza „dom Boga", w tym przypadku chodziło o egipskiego boga Anu. Widzimy znów skąd wzięło się w języku

żydowskim słowo „Beth" i cala ta biblijna opowieść.

Natomiast ewangeliczna opowieść o wskrzeszeniu córki Jaira pochodzi z Indii. W Hari-Purana czytamy o tym jak Kryszna (Chrishna) wzbudził z martwych młodą dziewczynę. Według tego hinduskiego mitu była to Kalavatti, córka Angashuna. Po jej śmierci żałobnicy zebrali się aby ją opłakiwać. W przekładzie Jacolliota brzmi ona następująco:

„...nagle wielki szum rozległ się w całym pałacu i słychać było słowa tysiąckrotnie powtarzane "Pacya pitarum; pacya gurum!" — „Ojcze, Mistrzu!". Wtedy Kryszna podszedł, uśmiechnął się i oparł na ramieniu Arjuna. — Mistrzu — zawołał Angashuna rzucając mu się do stop i zalewając je łzami. — Spójrz na moją biedną córkę — po czym wskazał na ciało Kalavatti złożone na macie... Dlaczego płaczesz - zapytał Kryszna łagodnie. — Czy nie widzisz ze śpi? Zobacz że się rusza. Kalavatti ! Powstań i chodź!

Gdy tylko Kryszna wypowiedział te słowa, oddech, ciepło, ruch i życie zaczęły wstępować powoli w to młode ciało. Młoda istota, posłuszna rozkazowi owego półboga, wstała na własne nogi i podeszła do swoich bliskich i znajomych. Lecz tłum zdumiał się i zawołał: „To jest bóg, bo śmierć nie jest dla niego czymś więcej niż snem".

Według meksykańskiej religii, wysłannik z nieba obwieścił dziewicy Sochequetzal, że pocznie w sposób niepokalany i urodzi Quetzalcoatla. I podobnie jak Gabriel ogłosił Maryi przyjście na świat Jezusa, tak Bodhisat zapowiedział Mai, matce Buddy, narodzenie jej syna. Oba imiona — Mai i Maryja, pochodzą od wspólnego rdzenia oznaczającego „woda". Żona Mojżesza również miała na imię Miriam. I rzeczywiście, imię Maryja pojawia się w wielu postaciach w rożnych kulturach i zawsze jest nim nazwana matka zbawców świata. Oto przykłady:

Matka — Syn-zbawca

Maria — Jezus

Maia — Budda

Maia — Hermes

Maya — Agnis

Myrrha — Adonis

Maya Maria — Sommona Cadom (syjamski zbawca)

Mariama — Kryszna

Wszystkie te Maryje oznaczają jedno — Planetę-Matkę, a katolicka Matka Boska nie stanowi tu żadnego wyjątku.

Widzimy więc, że ta opowieść o zwiastowaniu przez anioła narodzin dziecka nie jest bynajmniej wyłącznie chrześcijańskiego pochodzenia. Wszystkie pogańskie ziemie-matki były zabierane do nieba przez swoich boskich synów, aby objąć tam władzę jako „Matka Boża", „Królowa Nieba", itd. Alcmene, matka Herkulesa wstąpiła w obłoki i stała się Królową Nieba. Podobnie Semele została zabrana do nieba przez swojego syna Bachusa zwanego „Synem Bożym", aby panować jako Królowa Wszechświata przed którą „cale piekło drży". Pallas Atena nazywana była „jedyną Matką Bożą" oraz „Królową Nieba". Żydzi w Egipcie też oddawali cześć Królowej Nieba jakieś 600 lat przed narodzeniem się biblijnej Maryi, matki Jezusa. W Babilonii, z kolei, była Isztar-Królowa Nieba, a modlitwa do niej brzmiała następująco:

„Królowo Nieba i Ziemi, która przyjmujesz modlitwy, wysłuchujesz próśb i błagań, miłosierna bogini kochająca sprawiedliwość; Spójrz na mnie, o Pani, i zwróć się do mnie, tak aby serce sługi twego zostało pokrzepione".

Czy bardzo rożni się ta modlitwa od katolickich litanii do Najświętszej Marii Panny ? (Zatem uwaga Polacy — zwłaszcza pielgrzymi na Jasną Górę — „Królowej Anielskiej śpiewajmy"! — dop. tłum.)

Jakim wiec cudem Biblia może być objawieniem danym Żydom przez Boga? Masy wiernych nigdy nie czytają tych innych źródeł, a księża i pastorzy którzy je znają, milczą na ten temat. Zresztą niewiele tych źródeł zachowało się, bo poniszczyli je fanatyczni bibliści. Starożytni Żydzi mieli jednak dostęp do wielu z nich, o czym niewielu z nas pamięta. W roku 125 n.e. Św. Ireneusz powiedział, ze za jego czasów istniała ogromna ilość ewangelii. Zachowały się i dotarły do nas tylko te, które kapłani chcieli wykorzystać do własnych celów; resztę poniszczyli. Aby pojąć istotę sprawy, czytelnik musi wiedzieć, że całe kapłańskie zrzeszenia konspiracyjne starannie redagowały i dobierały teksty biblijne przez dłuższy czas. Według ich teorii Chrystus był stworzycielem świata, uznającym biblijna teorię stworzenia za prawdziwą. Ale Bóg nie jest nawet źródłem miłości, lecz tylko źródłem życia; miłość nie jest bowiem darem, lecz owocem z wielkim trudem i mozołem osiągniętym w wyniku powolnego procesu ewolucyjnego życia, do tego owocem dość świeżym.

Boska dwoistośc.

Dla tych, którzy ze zdumieniem obserwują panoszenie się zła, cierpienia, niesprawiedliwości i wszelkich nikczemnych cech ludzkich, łamiących zasadę „solidaryzmu społecznego”, dedykowana jest ta garść refleksji, starająca się udzielić zadawalającej odpowiedzi, lecz nie ferować „prawdy absolutnej”, na ten bulwersujący, lecz niejasny, temat.

Kim zatem jest, w swej istocie, starotestamentowy Jahwe i jego chrześcijański odpowiednik, Bóg Ojciec? Na pewno nie jest to uosobienie „kosmicznej miłości”, ani też doskonałej sprawiedliwości, zaś dużo bliżej mu do wizerunku orientalnego satrapy, który kocha poddanych za bezgraniczne posłuszeństwo i fanatyczne oddanie. Jest to zatem archetyp ziemskiej postawy męskiej dominacji i przemocy, mizoginizmu i nietolerancji, który przez manewr socjotechniczny kapłanów „wniebowstąpił” i przybrał postać potężnej, choć nieobliczalnej postaci boskiej, która liczy się z atrakcyjnością konkurentów („produktów” innych tradycji kapłańskich), więc zastrzega kategorycznie: „nie będziesz miał innych bogów przede mną”. Nawet w Biblii chrześcijan, a więc w tekście spreparowanym, znajdujemy w  „Księdze Hioba” dokładny i bezwstydny opis działania „Spółki Akcyjnej God&Devil”, która testuje w sposób okrutny i cyniczny „Męża sprawiedliwego”, jego bezgraniczne oddanie i zaufanie do „Pana Zastępów” (a w zasadzie czystą głupotę człowieka bezkrytycznego, a fanatycznie religijnego). Wyłania się z niej przerażający obraz „braterskiej” współpracy pomiędzy Bogiem, a Szatanem, którzy w swym „panopticum” zabawiają się perwersyjnie zmanipulowanym i pozbawionym zdrowego rozsądku człowiekiem, robiąc z niego żałosną marionetkę, poruszaną nitkami ich sadystycznych kaprysów. Nic bardziej odpychającego i podważającego boskie kwalifikacje moralne, ba, nawet degradujące owo „kosmiczne monstrum” do roli demona, nie można sobie wyobrazić!  Ale to jeszcze nie wszystkie tropy wiodące do rozwikłania tej biblijnej zagadki!

W „kanonicznej” Biblii często znajdują się odnośniki do starych ksiąg żydowskich, które nie zostały, z pewnych, zrozumiałych, powodów, włączone do chrześcijańskiego kanonu. Na przykład „Księga Jubileuszy” i „Księga Henocha” nie  należą do tych, które zostały doń włączone, bo zbyt jawnie odkrywały prawdziwe oblicze Jahwe. Kolejną księgą, którą wielokrotnie wspomina się w Sta rym Testamencie, chociażby w księgach Jozuego i Samuela, jest Księga Jaszara. Tak więc, pomimo jej bezspornego znacze nia nie została ona włączona do Starego Testamentu, aby nie zaciemniać w oczach „maluczkich” obrazu „Dobrego Ojca”. Jeszcze dwie inne Księgi cytowane są na kartach Biblii, a konkretnie: „Księga Liczb” powołuje się na „Księgę Wojen Jehowy”, zaś „Księga Izajasza” odsyła nas do „Księgi Jehowy”. Co to więc za „wyklęte” księgi? Skoro są wymieniane w Sta rym Testamencie, to znaczy, że go chronologicznie poprzedzają i wszys tkie są cytowane z powodu ich faktograficznej ważkości. Dlaczego więc chrześcijańscy redaktorzy uznali za konieczne usunięcie ich w czasie preparowania spójnego ideologicznie kanonu Księgi nowej wiary?

Dlaczego biblijny Bóg Hebraj czyków był istotą tak „niespójną teologicznie”, tak ambiwalentną, kiedy, bez żadnych logicznych uzasadnień, na przemian, to prowadził „lud wybrany”, poddając go próbom i cierpieniom, sprowadzając nań plagi i katastrofy, a od czasu do czasu, w sposób niepojęty, też dla kaprysu pewnie, ukazywał zupełnie odmienne, pełne litości ob licze. Odpowiedź na ten dylemat może być jedynie wynikiem analizy porównawczej religii żydowskiej i religii sąsiednich ludów starożytnego, Bliskiego Wschodu. A wynika z nich taki wniosek: choć obecnie obie religie, żydowska i chrześcijańska, uzna ją „Jednego Boga”, początkowo występowała znaczna różnica w kompetencjach i moralnych kwalifikacjach pomiędzy Jahwe i Adonem. Były to w rzeczywistości dwa różne bóstwa, pokrewne istotom boskim ludów sąsiednich. Boga, którego imię było niewymawialne, nazywano „El Szaddai” („Jestem tym, który jest”, słowem tym, ponoć, zwrócił się bóg do Mojżesza na górze Synaj) co oznacza też „Wyniosła Góra”, a był tradycyjnie bogiem burzy, gniewu i zemsty. Jego niebieskim „zmienikiem”, o przeciwnym charakterze, był bóg, którego zwano Panem lub Adonem, a był on bogiem żyzności, płodności i mądrości, a więc sprzyjającym ludzkiej pomyślności ziemskiej. Warto przypomnieć, że wśród podbitych Kanaanejczyków bogowie ci nosili odpowiednio imiona: „El” i „Baal”, które były dokład nymi odpowiednikami żydowskich określeń: „Wyniosła Góra” i „Pan”. W chrześcijańskich, współczesnych bibliach określenia „Bóg” i „Pan” używane są wymiennie, jakby dotyczyły jednej i tej samej postaci. Jest to oczywista manipulacja, likwidująca stary, „trefny” politeizm (zastąpiony paradoksalnym, dla deklarowanej idei monoteizmu, dogmatem o Trójcy Świętej). Taka operacja była jednak brzemienna w skutki. „Importowana” do Europy z Bliskiego Wschodu, ubrana w „jedynie prawdziwe” szaty teologicznej doktryny, dwoista istota boska zachowała podskórnie swój charakter i nieobliczalność, a więc skutki jej oddziaływania na ludzką podświadomość, były takie, jak koń z „Nowych Aten” księdza Chmielowskiego, czyli każdy je widział i częściej się przerażał, niż był zbudowany. Ale jeszcze trochę genetycznych dygresji, aby zrozumieć, jak i w jakim celu „plemię jaszczurcze” czyli kapłani stworzyli boga ku bojaźni motłochu i swemu wyniesieniu ponad lud...

W starożytnej „dwójcy” jedna z biegunowych, bliźniaczych postaci była bogiem mściwym, nienawidzącym ludzi, sadystycznym manipulatorem, drugi zaś bogiem o charakterze „soc jalnym”, orędownikiem ludzi i ich przymierza z naturą. Ze starych, izraelskich zapisków wynika, iż przez cały patriarchalny okres „Naród wybrany” czcił z oddaniem Adona, czyli Pana, lecz przy każdej okazji El Szaddai, czyli okrutny bóg burzy, Jehowa, brał odwet w postaci epidemii, burz, głodu i ogólnej destrukcji społecznej. Biblia podaje wprost, że około roku 600 p.n.e. Jerozolima została zniszczona z rozkazu Jehowy, a dziesiątki tysięcy niewinnych jej mieszkańców dostały się do babilońskiej niewo li, dlatego tylko, że ich król, potomek Dawida, poważył się wznieść w świątyni ołtarz na cześć Baala, czyli Adona, boga łagodnego i miłosiernego. Tak więc nie na mocy idei poszukiwania prawdy, lecz z czystej kalkulacji i instynktu samozachowawczego, w czasie niewoli babilońskiej Izraelici ostatecznie dali za wygraną i przestali się modlić do „jasnej” postaci boskiej, zaś zdecydowali się poddać władzy „Boga Gniewu” i zreformowali swą religię z logicznego, choć w istocie irracjonalnego stra chu przed jego karą.

W tym to czasie po raz pierwszy pojawiło się imię „boga jedynego”, Jehowa. Dla uzmysłowienia sobie czasu owej teologicznej transformacji sprecyzujmy, iż było to tylko 500 lat przed Jezusem. Nie był to czas tak odległy, aby w pamięci ludzkiej nie pozostał wizerunek, drugiego, „wygnanego” boga, a więc można się domyślić do kogo Jezus mówił: Abba, czyli „Ojcze”. Prawdziwa linia przekazu jezusowej Ewangelii, czyli „Dobrej Nowiny”, mówi nam o tej zapomnianej, lecz dobrej i miłosiernej, istocie boskiej, „Ojcu Niebieskim”, bo przecież jakąż „dobrą nowiną” może być oznajmienie, iż naszym „metafizycznym mecenasem” jest nieobliczalny, zawistny i okrutny demon, podszywający się pod wizerunek „Niebieskiego Ojca”? Rabi Joszua ben Josef był w sposób oczywisty reformatorem judaizmu, „kacerzem” podważającym wartość instytucji kapłaństwa, a przywracającym wyznawcy kontakt ze metafizycznym źródłem prawdziwej wiary i ludzkiej solidarności. Podważał porządek „tego świata”, a więc zginął. Kontynuuję więc tropienie śladów rzeczywistej istoty Boga chrześcijan.

Otóż dwóch głównych, przeciwstaw nych bogów Izraela, El Szaddaia i Adona, znanych było na owym obszarze, choć w różnych religiach, pod nazwami: El i Baal (Kanaaan), Teszub i Telipinu (Hetyci), Bel i Ea (Asyria i Babilon), czy Aryman i Ormuzd (Ahura Mazda) w Iranie — wszystko są to nazwy o charakterze „kompetencyjnym”, określającym charakter bogów i patronat nad żywiołami natury, a nie ich imiona własne. Ich zagadka pochodzenia i pokrewieństwa jest znana religiozanawcom, więc warto ją tu przedstawić. Ich protoplastami byli więc starożytni bogowie Sumeru, prawdziwej kolebki ludzkiej kultury duchowej. Sumeryjskie teksty, już 3700 lat p.n.e. wymieniają tych bogów. Wszystkie one mówią zgodnie, że owi bogowie byli braćmi. W Sumerze bóg burzy, protoplasta Jehowy, nazywany był „Enlil”, co znaczyło dokładnie „Władca Gór”, zaś jego brat, choć odmiennych obyczajów, opiekuńczy Pan Natury, od którego wywodzi się Adon, nazywany był „Enki”, czyli „pierwowzór, prototyp”, a więc ten, na którego „obraz i podobieństwo” stworzony został człowiek. Prawy i rozumny człowiek, a nie ksenofob, sadysta i łupieżca...

Odnalezione, starożytne syryjskie manuskrypty powiadają nam, że to właśnie Enlil, bóg gniewny, spowodował Potop, a także zniszczył „ogniem niebieskim” Ur i Babilon (także Sodomę i Gomorę), a jego obsesją było zwalczanie naturalnej potrzeby kształcenia się, oświecenia umysłu i rozwoju rodzaju ludzkiego. Teksty sumeryjskie podają wprost, że to Enlil zrównał z zie mią Sodomę i Gomorę nad Martwym Morzem, lecz nie dlatego, że były to siedliska nieprawości i wyuzdania, ale dlatego że były to ośrodki mądrości i nauczania, co zupełnie w innym świetle przedstawia, ów opacznie przez nas interpretowany, mit. Jego bliźniaczym zaprzeczeniem był Enki, który mimo „knowań i dywersji” swego brata, nagrodził Sumerów dostępem do Drzewa Wiedzy i Drzewa Życia, czyli do prawdziwych źródeł poznania. Jego też dziełem było opracowanie strategii ratunku przed Potopem i stworzenie „archetypów wiedzy” czyli „Tablic Przeznaczenia”, które określić też można, jako tablice praw naukowych, a które stały się inspiracją pierwszych szkół wtajemniczonych w Egipcie, 3200 lat p.n.e. I w ten to sposób kontynuowana była sztafeta wtajemniczenia w wiedzę prawdziwą. Niestety, dostępną elitom i nie zawsze skierowana pro publico bono.

Tak więc, krótkowzrocznie nie bacząc na dramatyczną genealogię boską, Kościół Chrześcijański przyjął Jehowę, z całym „dobrodziejstwem inwentarza”, nazywając go po prostu „Bogiem” i godząc się (mało tego, wiedząc jaką ma to moc oddziaływania na ludzkie umysły) na jego wizerunek „synobójcy”, oddającego „w pacht” ziemię Szatanowi, zaś hipotetycznie obdarzonym wolną wolą ludziom, a de facto zaś bezwolnym wobec teologicznych uzurpacji, gotującego wieczysty ogień piekielny, a nade wszystko zamykającego oczy na cierpienia i śmierć niewinnych, zabijanych w wojnach, rzeziach i pogromach, nie mówiąc już o zarazach i klęskach żywiołowych. Tak więc wszystkie społeczne i wielkoduszne aspekty Adona zostały odrzucone, podobnie jak zdarzyło się to w Izraelu podczas niewoli babilońskiej. Obie religie zaczęły więc opierać się na wierze w siewcę strachu i obawie przed jego nieuniknioną karą. Po dzień dzisiejszy ich wyznawcy określani są jako żyjący w „bojaźni bożej”. A ile jest warta wiara, budowana na strachu, lecz z przyzwoleniem na agresję wobec wyznań odmiennych, możemy stwierdzić mając „oczy szeroko otwarte”.

Więc jeśli ktoś przypuszcza, że zło świata jest wynikiem demoralizacji ludzkiej, powszechnej „degrengolady” moralnej wynikłej z ulegania podszeptom szatana, to jest w grubym błędzie. Bo to właśnie nie kto inny, a Jahwe, bóg burzy, gniewu, zawiści i ksenofobii, tak manipuluje (za pomocą retoryki swych kapłanów) umysłami ludzi, że jedyną wartością ich egzystencji staje się pęd do bogacenia, ślepota na niedolę bliźnich, nienawiść do innowierców, pogarda dla słabych i ułomnych, a nad wszystko podły egoizm w zabieganiu o własny „bilet do nieba” tylko za to, że będąc łajdakiem, oddaje się „jedynie słuszną cześć” właściwemu „Panu”. A „po owocach go poznajemy”, a więc boga burzy (aktualnie „Pustynnej Burzy”), boga ognia (ognia znad Hiroszimy i Nagasaki, a także Drezna, Hamburga, Warszawy, Stalingradu), porażającego gniewem rzesze niewinnych (w krematoriach Oświęcimia i śmiercionośnych kopalniach uranu Kołymy), wywierającego swą „straszliwa zemstę” na „pogrążonych w ciemnościach” (tych 35.000 nieszczęśników umierających dziennie z głodu w Afryce i Azji), szczujących swych otumanionych wyznawców na wszelkich „obcych” (nacjonalizm, antysemityzm, neofaszyzm, fundamentalizm muzułmański), odbierającego kobiecie status partnera mężczyzny, a czyniącego ją zabawką i obiektem wyzysku, jako istotę, z boskiego nakazu, będącą „we wszystkim mu posłuszną”, zaś obdarzającego amoralnie swych „prawowiernych wyznawców” (bankierów, przemysłowców, szefów koncernów, polityków, generałów i kapłanów) dobrami ziemskimi i wyniesieniem ponad motłoch.

Tak to objawia się, bezwstydnie i cynicznie, kto jest „dzieckiem bożym”, a kto już za życia skazany na strącenie w „czeluści otchłani”. Więc dlaczego nie jest to dla „statystów spektaklu” jasne, jak słońce? Bo umysłami milionów włada Jahwe (także jego mutacja, Allach), a więc wróg ludzkiej solidarności, wiedzy, godności i autonomii, a pan stada „bezwolnych wołów”, harujących w kapłańskich i królewskich (państwowych) folwarkach. „Pan Zastępów” prowadzący na rzeź armie „mięsa armatniego” w celu grabienia bogactwa innych, tępienia innowierców i zdobywania „przestrzeni życiowej” dla wybranych narodów. Tyle miejsca w owym panopticum nieprawości na przesłanie Jezusa „kochaj bliźniego swego, jak siebie samego”, jak dla słonia w pudełku od zapałek. Taki jest oto plon władzy i chwały jego po nasze czasy. A więc jak długo jeszcze?         



Wyszukiwarka