Tygodnik Powszechny Biogenetyczne bitwy
|
|
|
Przeszkody na drodze klonowania człowieka są znaczne |
|
Największą przeszkodą etyczno-moralną w pracach biogenetycznych, o której się pisze w amerykańskiej prasie naukowej i którą zajmują się Kościoły, Papież, a ostatnio także Kongres, jest używanie do doświadczeń komórek embrionalnych, blastocystów czy komórek macierzystych. |
|
|
|
|
|
W powstałej kilkadziesiąt lat temu "Podróży XXI" Ijona Tichego pisałem o ontogenezie odwracalnej, czyli o wstrzymywaniu i cofaniu rozwoju płodowego, i o "technologii retroembrionalizacyjnej". "Ubocznym produktem tej techniki - to już cytat dosłowny - była klonacja, czyli pobudzanie do rozwinięcia się w normalny organizm dowolnych komórek, wziętych z żywego ciała, na przykład z nosa, pięty, nabłonka jamy ustnej itp.".
Dziś mówi się już, i nie jest to science fiction, o cofaniu zróżnicowanej już komórki do stanu embrionalnego. Pojawiło się pojęcie dewolucji; udało się też wyhodować pisklęta kurze, które mają zawiązki ostrokończystych ząbków jak u dinozaurów - bo to faza wcześniejsza, przodkowie ptaków starsi o zaledwie pięćdziesiąt milionów lat... |
To tylko jeden z ruchów na ogromnej biogenetycznej szachownicy, kolejne z pól bitewnych ostatnio otwartych. Ci, którzy prowadzą badania, są pełni optymizmu, a równocześnie, jak zawsze, towarzyszą temu głosy ostrzegawcze i pesymistycznie. Uczony nazwiskiem Chargaff już dwadzieścia pięć lat temu ostrzegał przed eksperymentami biogenetycznymi. Mnie się zawsze zdawało, że czas na takie eksperymenty przyjdzie niestety nieuchronnie. Obietnice rychłego i ostatecznego zwalczenia raka oraz innych strasznych chorób uważam przy tym za pochopne. Do ich realizacji wciąż daleko, mówi się teraz za to o nowym typie tak zwanej molekularnej farmakodynamiki, o produkowaniu lekarstw na bazie molekularnej, adresowanych do konkretnych organów. Będą one mieć wąską ogniskową, by adresatem danego leku stał się tylko mięsień sercowy albo tylko nerki.
Postępy w dziedzinie genetyki i bioinżynierii idą wykładniczo, co mnie zdumiewa i równocześnie przyprawia o kłopoty: nie zdążę się doczytać jednego, a już za tydzień jesteśmy trochę dalej, tymczasem na biurku rośnie stos pism jeszcze nie otwartych. A "Science" czy "Nature" przynoszą wiadomości ze wszystkich frontów nauki. Ze względu na wysoką złożoność badanych procesów nad każdym takim projektem siedzi kilkanaście albo kilkadziesiąt osób. Charakterystyczne przy tym, że ich nazwiska są rozmaitego brzmienia i pochodzenia; Ameryka stała się wielką pompą, która wciąga uczonych z całego świata. Praca posuwa się żwawo i angażowane są w nią ogromne środki, a jeżeli nawet prezydent Stanów Zjednoczonych odetnie częściowo dopływ federalnych pieniędzy, od razu znajdą się chętni - wielkie konsorcja - by w te badania inwestować, choćby z powodu przeklętego moim zdaniem zwyczaju patentowania fragmentów genomu człowieka.
Czy będą przy tym ludzkie ofiary? Obawiam się, że będą. Ludzkich ofiar na świecie zawsze było strasznie dużo. A mój głos i tak jest jak pisk myszy pod kanapą - nie ma najmniejszego znaczenia.