W. Bion Second Thoughts
R 5 Rozróżnianie (różnicowanie) psychotycznych osobowości od
niepsychotycznych.
Tematem tego artykułu jest fakt, że rozróżnianie psychotycznych od nie-psychotycznych osobowości zależy od bardzo nieznacznego rozszczepienia całej tej części osobowości, która jest związana ze świadomością wewnętrznej i zewnętrznej rzeczywistości, oraz wydalenie tych fragmentów w taki sposób, że stają się istotną częścią swoich obiektów lub pochłaniają je. Opiszę, z pewnymi szczegółami, ten proces i poddam dyskusji jego konsekwencje oraz to, jak one wpływają na leczenie.
Wnioski zostały wyciągnięte w analitycznym leczeniu schizofrenicznych pacjentów i zostały one przeze mnie przetestowane w praktyce. Proszę o zwrócenie na nie uwagi, gdyż doprowadziły do takiego rozwoju u moich pacjentów, który jest analitycznie znaczący i nie można go pomylić, ani z remisją (dobrze znaną psychiatrom), ani z tą klasą popraw, których nie sposób odnieść do podanych interpretacji, czy też do jakiejkolwiek spójnej zasadniczej części psychoanalitycznej teorii. Jestem przekonany, że te poprawy, które dostrzegłem zasługują na psycho-analityczne prześledzenie.
Rozjaśnienie pewnych niezrozumiałości (zaciemnień), które nurtują całość analitycznego podejścia do psychotycznych pacjentów, zawdzięczam głównie trzem pracom. Jako że są one kluczowe dla zrozumienia tego, co nastąpi, przypomnę je. Pierwsza z nich to freudowski opis aparatu psychicznego (na który powoływałem się w swoim referacie na London Congress w 1953), powołanego do aktywności przez wymogi zasady rzeczywistości, a w szczególności tej jej części, która dotyczy świadomości powiązanej z narządami zmysłowymi. Druga, to opis przeżywanego w fantazji niemowlęcia sadystycznego ataku na pierś podczas schizo-paranoidalnej fazy, dokonany przez Melanie Klein. Trzecia, to odkrycie przez Melanie Klein projekcyjnej identyfikacji. Poprzez ten mechanizm pacjent odszczepia część swojej osobowości i projektuje ją na obiekt, któremu zostaje ona przydzielona. Czasami jako prześladowca, opuszcza psychikę, od której została odszczepiona, odpowiednio ją zubażając.
Załóżmy, że przypisuję rozwój schizofrenii wyłącznie pewnym mechanizmom poza osobowością, która ich używa. Wyliczę teraz to, co uważam za warunki wstępne dla tych mechanizmów, na których chcę skupić swoją uwagę. Otoczenie jest jednym z nich, lecz nie będę się nim teraz zajmować, oraz osobowość, która musi przejawiać cztery kluczowe cechy. Są to: tak znacząca przewaga destruktywnych impulsów, że nawet miłosne impulsy zostają pokryte destruktywnymi i przemienione w sadystyczne; nienawiść wymierzona przeciw rzeczywistości, tak zewnętrznej, jak i wewnętrznej, obejmuje ona też wszystko to, co zmierza w kierunku zdawania sobie z nich sprawy, ich świadomości; strach przed bezpośrednio zagrażającą anihilacją, i w końcu, niedojrzałość oraz przyśpieszone (nagłe, pośpieszne) formowanie relacji z obiektem, pośród których czołową jest przeniesienie, a jego słabość pozostaje w znaczącym kontraście z uporczywością jego trwania. Niedojrzałość, nikłość i uporczywość są patognomoniczne i mają znaczące pochodzenie, nie decydują jednak, u schizofreników, pomiędzy instynktami życia i śmierci.
Zanim rozważę mechanizmy, jakie nagle wyłoniły się z tych charakterystyk muszę krótko rozprawić się z kilkoma punktami dotyczącymi przeniesienia. Związek z analitykiem jest niedojrzały, pośpieszny i wyjątkowo zależnościowy wówczas, gdy pacjent pod naciskiem swoich instynktów życia i śmierci rozszerza kontakt; dwa konkurujące strumienie zjawisk stają się tu widoczne. Pierwszy, rozszczepienie swojej osobowości i projekcja tych fragmentów na analityka (projekcyjna identyfikacja) stają się nadaktywne, wraz z wynikającymi z nich stanami splątaniowymi, takimi jak opisał je Rosenfeld. Drugi, psychiczna i wszelka inna aktywność, poprzez którą starają się wyrazić dominujące impulsy (są to instynkty życia lub śmierci), nagle staje się narażona na zniekształcenia przez przejściowo podporządkowane impulsy. Dręczony przez zniekształcenia i dążący do ucieczki ze stanów splątania, pacjent powraca do ograniczonej relacji. Oscylacje pomiędzy próbą rozszerzenia kontaktu a próbą ograniczenia go trwają przez cały okres analizy.
Powracamy teraz do tych charakterystyk, które wymieniłem jako inherentne osobowości schizofrenicznej. One konstytuują to wyposażenie, które zapewnia, że jego właściciel będzie się rozwijał poprzez schizo-paranoidalną i depresyjną fazę w sposób znacząco różny od kogoś nie wyposażonego w nie. Różnice zasadzają się w tym, że taka kombinacja właściwości prowadzi do bardzo niewielkich fragmentacji osobowości, szczególnie aparatu świadomości realności, który został opisany przez Freuda, jako ten, który wchodzi do akcji na rozkaz zasady rzeczywistości, oraz na masywnej projekcji tych fragmentów osobowości na zewnętrzne obiekty.
Opisałem niektóre aspekty tych teorii w moim referacie na Międzynarodowym Kongresie 1953, kiedy mówiłem o skojarzeniu depresyjnej pozycji z rozwojem myślenia werbalnego i o znaczeniu tego skojarzenia dla świadomości wewnętrznej i zewnętrznej rzeczywistości. W tym artykule zajmę się tym samym, tylko na znacznie wcześniejszym etapie, mianowicie na początku życia pacjenta. Zmagam się z fenomenami w schizoidalno-paranoidalnej pozycji, które są ostatecznie kojarzone z niedojrzałością, nieprecyzyjnością werbalnego myślenia. Jak to rzeczywiście jest, okaże się, mam nadzieję, wkrótce.
Należałoby teraz szczegółowiej rozpatrzyć te teorie Freuda i Melanie Klein, do których odwoływałem się wcześniej. Cytując swoje sformułowania w artykule o „Nerwicach i psychozach”, Freud zdefiniował jeden z rysów odróżniających nerwice od psychoz w następujący sposób: „ w tej pierwszej (nerwicy, przyp. tłum.) ego, poprzez swoje poddanie i wierność zasadzie realności, wypiera część id (życie instynktu), podczas, gdy w psychozach to samo ego, w służbie id, wycofuje siebie z jakiejś części rzeczywistości”. Zakładam, że kiedy Freud mówi o wierności ego wobec rzeczywistości, to mówi o tych postępach, które opisał, jako następujące wraz z instytucją zasady rzeczywistości. Pisze on: „nowe wymogi sprawiają, że sukcesja adaptacji psychicznego aparatu staje się konieczna, którą z kolei, ze względu na niewystarczającą wiedzę możemy tylko pobieżnie wyszczególnić. Następnie wymienia: wzrastające znaczenie organów zmysłowych zwróconych do zewnętrznego świata, oraz świadomości związanej z nimi; uwaga, którą nazywa specjalną funkcją, jaka musi przeszukiwać świat zewnętrzny, ażeby jego dane mogły stać się znajome, zanim jakaś wewnętrzna, paląca potrzeba mogłaby się pojawić; system oznaczania (system znaków), którego zadaniem miałoby być przechowywanie rezultatów czasowej aktywności świadomości, którą on (Freud; przyp. tłum.) opisuje jako część tego, co my nazywamy pamięcią; ocenianie, które musiałoby zadecydować, czy konkretna myśl, idea jest prawdziwa bądź fałszywa; zastosowanie ruchowego wyładowania w przypadku odpowiadającej mu zmiany realnych okoliczności, a nie po prostu w celu odciążenia psychicznego aparatu od narastającego bodźca; i w końcu myślenie, które, jak twierdzi Freud, pozwala na tolerowanie frustracji, jaka jest nieodparcie powiązana z działaniem poprzez swoją specyfikę, jako eksperymentalna droga działania. Wkrótce okaże się, jak bardzo rozciągnąłem funkcję i wagę myślenia, ale poza tym przyjąłem klasyfikację funkcji ego, domniemaną przez Freuda i przedstawioną przez niego jako stabilizującą tą część osobowości, której dotyczy mój artykuł. To się dobrze zgadza z moim doświadczeniem klinicznym.
Dokonam dwóch modyfikacji w opisie Freuda, po to by przybliżyć go do faktów. Nie sądzę, a przynajmniej w przypadku tych pacjentów, których można spotkać w terapii analitycznej, że ego kiedykolwiek jest całkowicie wycofane z rzeczywistości. Powiedziałbym raczej, że jego kontakt z realnością jest zamaskowany przez dominację, w zachowaniu i myśleniu pacjenta, omnipotentnej fantazji, która ma zniszczyć zarówno rzeczywistość jak i jej świadomość, i w ten sposób osiągnąć stan, który nie jest, ani życiem, ani śmiercią. Skoro kontakt z rzeczywistością nigdy nie jest całkowicie utracony, to zjawiska, które zwykle kojarzą się z nerwicami są zawsze obecne i służą temu, by skomplikować analizę poprzez samą swoją obecność w materiale psychotycznym. Od tego faktu, zatrzymania przez ego kontaktu z rzeczywistością, zależy istnienie niepsychotycznej osobowości, równolegle z, lecz zaciemnionego przez, osobowością psychotyczną.
Moja druga modyfikacja polega na stwierdzeniu, że wycofanie się z realności jest iluzją, nie faktem, i wynika z zastosowania projekcyjnej identyfikacji wobec psychicznych aparatów wymienionym przez Freuda. Dominacja tych fantazji jest tak wielka, że staje się dla pacjenta jasne, iż nie jest to fantazja lecz fakt, a pacjent działa tak, jak gdyby jego percepcyjne organy były rozszczepione na bardzo małe fragmenty i wyprojektowane na jego obiekty.
Rezultatem tych modyfikacji jest pewna konkluzja, stwierdzająca, że pacjenci, wystarczająco chorzy, aby uznać ich za psychotycznych, pomieszczają w swojej psychice tą część osobowości, która staje się ofiarą dla różnych neurotycznych mechanizmów, z którymi zapoznała nas psycho-analiza, oraz psychotyczną część osobowości, dominującą nad niepsychotyczną (częścią; przyp. tłum.) do tego stopnia, że ta ostatnia, pozostająca w negatywnym sąsiedztwie dla tej pierwszej, jest zupełnie zamazana, niewyraźna.
Jednym z korelatów nienawistnego stosunku do realności, na który zwrócił uwagę Freud, jest psychotyczna fantazja małego dziecka związana z sadystycznym atakiem na pierś, Melanie Klein opisała go jako część fazy schizo-paranoidalnej. Chciałbym podkreślić, że w tej fazie psychotyk rozszczepia swoje obiekty i równocześnie całą tą część osobowości, jaka jest odpowiedzialna za zdawanie sobie sprawy z rzeczywistości, znienawidzonej przez niego, na szalenie drobne fragmenty, ponieważ to jest właśnie to, co się zasadniczo przyczynia do poczucia przez psychotyka niemożności odbudowania swoich obiektów i swojego ego. Rezultatem tych rozszczepiających ataków jest już na samym początku zagrożenie dla wszystkich tych cech osobowości, które pewnego dnia powinny zapewnić podstawy dla intuicyjnego rozumienia siebie i innych. Wszystkie te funkcje, które Freud opisał jako będące, na późniejszych etapach, rozwojową odpowiedzią na regułę rzeczywistości, czyli: świadomość wrażeń zmysłowych, uwaga, pamięć, ocenianie i myślenie, wniosły przeciwko sobie, w takiej niedojrzałej formie, jaką mogą tylko posiadać na samym początku życia, sadystyczne rozszczepiające, wyjaławiające te ataki, które prowadzą do ich drobnej fragmentacji i wyrzucenia poza obrąb osobowości, w celu penetrowania obiektów. W fantazji pacjenta wyrzucone cząstki ego żyją swoim niezależnym i niekontrolowanym życiem, albo pomieszczane przez, albo same pomieszczające zewnętrzne obiekty. One kontynuują swoje funkcjonowanie, jak gdyby porządek, któremu podlegają służył jedynie wzrostowi ich liczebności i prowokowaniu ich wrogości wobec psychiki, która je odrzuca. W konsekwencji pacjent czuje się otoczony dziwacznymi obiektami, których naturę powinienem teraz opisać.
Każda cząstka jest odczuwana, jako coś co składa się z realnego obiektu, który jest odzwierciedlony w tym kawałku osobowości, jaka go pochłonęła. Natura takiej pełnej cząstki będzie zależała częściowo od charakteru prawdziwego obiektu, dajmy na to gramofonu, a częściowo od charakteru części osobowości, jaka obejmuje go. Jeśli część osobowości jest związana ze wzrokiem, to grający gramofon będzie odbierany przez pacjenta jako obserwujący go, gdy ze słuchem, to grający gramofon będzie odczuwany jako słuchający pacjenta. Obiekt, złoszcząc się na bycie pochłoniętym, pęcznieje, pokrywa, oraz kontroluje część osobowości, która go obejmuje: w tej mierze owa cząstka osobowości stała się rzeczą. Ponieważ te cząstki są tym, od czego zależy użycie ich przez pacjenta jako prototypów myśli, idei - potem do formowania matrycy, z której powinny wytrysnąć słowa - to pokrycie kawałka osobowości przez zawarty w niej, ale kontrolujący ją, obiekt może prowadzić pacjenta do poczucia, że słowa są faktycznie tymi rzeczami, które nazywają i może w ten sposób dołączyć się do splątania, opisanego przez Segal, że wyrasta na gruncie tego, iż pacjent równoważy a nie symbolizuje. Fakt używania przez pacjentów dziwnych obiektów, po to, aby osiągnąć myślenie prowadzi nas teraz do nowego problemu. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że jeden z obiektów pacjenta, poprzez użycie rozszczepiania i projekcyjnej identyfikacji, pozbawia go świadomości rzeczywistości, to stanie się jasne, że mógłby on uzyskać maksimum oderwania od rzeczywistości wraz z największą ekonomią wysiłku, gdyby umiał on ciskać te destrukcyjne ataki na połączenie, czymkolwiek ono jest, pomiędzy wrażeniami sensualnymi, zmysłowymi a świadomością. W moim wykładzie na Międzynarodowy Kongres w 1953, pokazałem, że świadomość psychicznej rzeczywistości zależy od rozwoju zdolności do werbalnego myślenia, którego podstawy są związane z pozycją depresyjną. Niemożliwe jest podążenie teraz w tym kierunku. Odsyłam Państwa do artykułu Melanie Klein z 1930r. „Znaczenie formowania symbolu w rozwoju ego” i do artykułu Hanny Segal przedstawionego British Psychological Society w 1955r. Segal pokazuje w nim wagę formowania symbolu i bada jego powiązania z myśleniem werbalnym, oraz reparacyjnymi tendencjami (drives), zwykle kojarzonymi z wcześniejszymi etapami tej samej opowieści. Jestem przekonany, że owa szkoda, która staje się dużo bardziej widoczna w pozycji depresyjnej została, de facto, zapoczątkowana w pozycji schizo-paranoidalnej, kiedy to powinny zostać położone podwaliny prymitywnego myślenia, ale nie są, z powodu nadaktywności rozszczepienia i projekcyjnej identyfikacji.
Freud przypisuje myśleniu funkcję, która zapewnia środki do powstrzymywania działania. Ale podtrzymuje, że „to jest możliwe, iż myślenie było pierwotnie nieświadome aż dotąd, dopóki nie uniosło się ponad same wyobrażenia i nie przekształciło w relację pomiędzy przedmiotem (obiektem) a wrażeniami, oraz zostało wyposażone w następne jakości, które są percypowalne dla świadomości jedynie poprzez ich powiązanie ze słownymi szlakami pamięciowymi”. Moje doświadczenia poprowadziły mnie od przypuszczenia, że pewien rodzaj myślenia, związany z tym, co nazwalibyśmy raczej ideografią i wzrokiem niż słowami czy słuchem, istnieje na samym początku. To myślenie zależy od zdolności do równoważenia introjekcji i projekcji obiektów oraz, przede wszystkim, zdawania sobie z nich sprawy (świadomości ich). To się dzieje w ramach zdolności (pojemności) tej niepsychotycznej części osobowości, częściowo przez wzgląd na rozszczepienie i usunięcie (wyrzucenie) aparatu świadomości, co już opisałem do tej pory, a częściowo z powodów, do których chciałbym teraz przejść.
Dzięki działaniu niepsychotycznej części osobowości pacjent jest świadomy tego, że introjekcja prowadzi do formowania się nieświadomego myślenia, o których Freud mówi, że jest „zwrócone na relacje pomiędzy wrażeniami z obiektu ”; ja jestem przekonanym, że to nieświadome myślenie, które Freud opisuje, jako skierowane na związki pomiędzy wrażeniami z obiektu, że ono jest właśnie odpowiedzialne za „świadomość przyłączoną do” odczucia wrażenia. Jestem umocniony w tym przekonaniu dzięki stwierdzeniu przez Freuda, dwanaście lat później, w artykule o „Ego i id”. Pisze w nim „że pytanie: „jak rzeczy stają się świadome?” może zostać postawione w korzystniejszej postaci, jak na przykład: „jak rzeczy stają się przedświadome?” A odpowiedź byłaby następująca: „poprzez wchodzenie w związki z werbalnymi obrazami, które z nimi korespondują (im odpowiadają)”. W moim artykule (1953) zaznaczyłem, że werbalne myślenie jest powiązane ze świadomością psychicznej rzeczywistości; jestem przekonany, że to dotyczy również wczesnego przedwerbalnego myślenia, o jakim teraz mówię. W świetle tego, co do tej pory powiedziałem o psychotycznych atakach na cały mentalny aparat, jaki prowadzi do świadomości wewnętrznej i zewnętrznej rzeczywistości, należy się spodziewać, że zastosowanie projekcyjnej identyfikacji byłoby szczególnie surowe wobec myślenia (jakiegokolwiek rodzaju), które przekształciło się na związki pomiędzy wrażeniami obiektu. Jeśli, bowiem, te powiązania mogłyby zostać oddzielone, oderwane, albo (co trochę lepiej) nigdy nie ukute, wtedy świadomość rzeczywistości zostałaby zniszczona, nawet jeśli rzeczywistość sama nie. Chociaż faktycznie robota zniszczenia jest już w połowie zrobiona, wówczas gdy materiał, z którego myśl jest ukuwana, staje się niedostępny dla psychotycznej części osobowości. Dzieje się tak, ponieważ wypieranie projekcji i introjekcji projekcyjną identyfikacją pozostawia ją tylko z tymi dziwacznymi obiektami, które opisywałem.
W gruncie rzeczy, nie tylko prymitywne myślenie jest atakowane za to, że łączy ono odczucie wrażeń rzeczywistości ze świadomością ale również, dzięki psychotycznemu nad wyposażeniu (overendowment) w destruktywność, procesy rozszczepienne są rozciągane na połączenia wewnątrz samych procesów myślowych. Jak implikuje Freud w zdaniu dotyczącym myśli zwróconej na (przekształconej w) relacje pomiędzy wrażeniami obiektu, ta prymitywna ideograficzna matryca, z której bierze swój początek myślenie zawiera wewnątrz samej siebie ogniwa, połączenia pomiędzy jedną ideografią a drugą. One wszystkie są atakowane, aż (do tego momentu, gdy) w końcu dwa obiekty nie będą mogły się zetknąć, w taki sposób, który pozostawi każdy z nich wraz z jego wewnętrznymi, głębokimi właściwościami nietkniętym i nadal zdolnym, poprzez ich połączenie, koniunkcję, do wytworzenia nowego mentalnego obiektu. Konsekwentnie, formowanie symboli, które zależy - w swoim terapeutycznym efekcie - od takiej umiejętności scalania dwóch obiektów, aby ich podobieństwo jest oczywiste, a różnica pomiędzy nimi nie zostaje osłabiona, staje się teraz trudne. Na jeszcze późniejszym etapie rezultat rozszczepiających ataków jest widoczny w odmowie wypowiedzi, jako zasady wiązania słów. To ostatnie nie oznacza, że obiekty nie mogą zostać złączone; co pokażę później, gdy będzie mowa o takich skupiskach, jakie są w żadnym wypadku nie prawdziwe. Dalej, skoro to - co - łączy jest nie tylko rozdrobnione lecz także wyprojektowane na obiekty, po to by połączyć pozostałe dziwaczne obiekty, wówczas pacjent czuje się otoczony przez drobne ogniwa, które będąc teraz z pewnym okrucieństwem wdrożone, tak też okrutnie wiążą ze sobą obiekty.
Konkludując mój opis fragmentacji ego i jego wyrzucenia na i w okolice jego obiektów, muszę powiedzieć, że jestem przekonany, iż procesy, które opisałem przed chwilą są centralnym czynnikiem w różnicowaniu psychotycznej od niepsychotycznej części osobowości (w tej mierze, w jakiej taki czynnik może zostać izolowany bez zniekształcenia). Ma to miejsce na samym początku życia pacjenta. Sadystyczne ataki na ego i na matrycę myślenia, wraz z projekcyjną identyfikacją fragmentów, czynią to oczywistym, że z tego punktu istnieje rozszerzająca się dywergencja pomiędzy psychotycznymi a niepsychotycznymi częściami osobowości, aż w końcu przepaść pomiędzy nimi jest odczuwana jako nie do przekroczenia.
Konsekwencje dla pacjenta są tego typu, że teraz porusza się on nie w świecie marzeń, lecz w świecie obiektów, które zwykle są wyposażeniem, umeblowaniem jego świata marzeń. Jego zmysłowe wrażenia wydają się cierpieć na jakiś rodzaj kalectwa, które byłoby odpowiednie, gdyby zostały one zaatakowane (tak jak pierś jest przeżywana jako atakowana w sadystycznych fantazjach niemowlęcia). Pacjent czuje się uwięziony w tym stanie umysłu, jaki osiągnął i niezdolny do ucieczki z niego, ponieważ odczuwa on nieobecność aparatu świadomości rzeczywistości, który jest zarówno kluczem do ucieczki, jak i kluczem do wolności, do której on chce uciec. Poczucie uwięzienia jest podsycane przez zagrażającą obecność wyrzuconych fragmentów, wewnątrz których ruchu planetarnego jest on uwięziony. Te obiekty, prymitywne choć złożone, mają w sobie coś z właściwości, które w niepsychotycznych osobowościach są dla niej osobliwe, analne obiekty, poczucia, idee i superego.
Różnorodność tych obiektów, zależna od zmysłu, przez który są pokryte, chroni bardziej niż taka pobieżna wskazówka, jaką podałem, dotycząca trybu ich pochodzenia. Reakcja tych obiektów na treść dla ideograficznego myślenia prowadzi pacjenta do pomieszania prawdziwych realnych obiektów z prymitywnymi myślami, ideami i w ten sposób (prowadzi; przyp. tłum.) do splątania, jeśli są one posłuszne prawom nauk naturalnych, a nie prawom regulującym mentalne funkcjonowanie. Jeśli on (pacjent, p.t.) pragnie przywrócić jakiś z tych obiektów poprzez próbę odbudowania ego, a w analizie czuje się on przymuszony do uczynienia takiej próby, musi przywrócić je poprzez odwrotną projekcyjną identyfikację i tą drogą, jaką były one wyrzucane. Bez względu na to, czy czuje on, że jeden z tych obiektów został mu przywrócony poprzez analityka, czy czuje, że wziął go sam do swojego wnętrza, zawsze odczuwa to wejście jako gwałt. Najwyższy stopień do jakiego doprowadził on rozszczepienie obiektów i ego czyni jakąkolwiek próbę syntezy ryzykowną. Co więcej, ponieważ pozbawił się tego, co łączy, zdolność pacjenta do artykulacji (metody dostępnej syntezie) jest ułomna; potrafi on zagęścić ale nie może połączyć, potrafi zlać ale nie umie wyrazić. Zdolność do zespolenia zdaje się nieustannie maleć i stawać jeszcze niklejsza, niż wówczas, gdy została usunięta (tak dzieje się ze wszystkimi wyrzucone cząstkami). Jakiekolwiek zespojenie (jeśli w ogóle ma miejsce) dokonywane jest z zemsty, co jest wyraźnie w opozycji do tego, co pacjent sobie życzy w tej chwili. W ciągu analizy ten proces zagęszczania czy skupiania traci trochę ze swojej złośliwości i wówczas wyrastają nowe problemy.
Muszę teraz zwrócić Państwa uwagę na sprawę, która wymaga osobnego artykułu i dlatego nie może być tu gruntownie omówiona. Nie zupełnie wprost, w moim opisie stwierdzam, że psychotyczna osobowość, czy też część osobowości, używa rozszczepiania i projekcyjnej identyfikacji jako substytutu wyparcia. Tam, gdzie niepsychotyczna osobowość ucieka się do wypierania (jako środka urywania pewnych umysłowych trendów: zarówno pochodzących ze świadomości, jaki i innych form manifestowania i aktywności), tam psychotyczna część dokonuje prób pozbycia się aparatu, od którego zależy przeprowadzanie przez psychikę wyparcia; nieświadomość zdaje się być zastąpiona przez świat fantazyjnego wypodażenia.
Chciałbym tutaj przedstawić faktyczną sesję; jest to kliniczne doświadczenie oparte raczej o te (wymienione wyżej) teorie, niż opis doświadczenia, na którym te teorie zostały opisane. Mam nadzieje, że jestem w stanie wskazać materiał z poprzednich sesji, jaki doprowadził mnie do zinterpretowania tego tak, jak to zrobiłem. Jest to sesja z pacjentem, który pozostawał ze mną w analizie już od sześciu lat. Raz tylko spóźnił się o całe czterdzieści pięć minut, ale nigdy nie opuścił żadnej sesji. Sesje nigdy nie były przeciągane. Tego poranka pacjent przybył kwadrans spóźniony i położył się na leżance. Przez jakiś czas kręcił się z boku na bok, pozornie próbując się ułożyć wygodnie. Na końcu powiedział: „Nie sądzę, że coś dzisiaj zrobię. Powinienem zadzwonić do mojej matki.” Przerwał na moment i potem rzekł: „Nie; przypuszczałem, że to tak będzie.” Nastąpiła dłuższa przerwa; potem, „Nic tylko świńskie sprawy i zapachy”. Krótka przerwa. „Myślę, że straciłem wzrok”. Jakieś dwadzieścia pięć minut minęło, tu dałem interpretację, lecz zanim ją powtórzę, to muszę omówić wcześniejszy materiał, jaki, mam nadzieję, uczyni moją interwencję zrozumiałą.
Kiedy pacjent manewrował na leżance, obserwowałem coś, co było mi dobrze znane. Pięć lat wcześniej wyjaśnił mi, że jego lekarz radzi mu zoperować wyrostek i można było przypuszczać, że to dyskomfort wywołany wyrostkiem wymuszał to moszczenie się. Jednakże było to oczywiste, że znacznie więcej się na tą sytuację składało niż tylko wyrostek, czy racjonalna aktywność skierowana na zwiększenie swojego komfortu fizycznego. Czasami pytałem go, co te ruchy oznaczają, a on odpowiadał: „Nic”. W końcu powiedział: „Nie wiem”. Poczułem, że to „nic” było cienko pokrytym zaproszeniem pod moim adresem do tego, bym pilnował swojego własnego nosa, jak również zaprzeczeniem czegoś bardzo niedobrego. Nie przestawałem, przez dni i tygodnie, obserwować jego ruchów. Poręcz była umiejscowiona blisko jego prawej kieszeni; wygiął kręgosłup - zapewne seksualny gest w tym miejscu? Zapalniczka wypadła mu z kieszeni. Podniesie ją ? Tak. Nie, pewnie nie. A jednak, podniósł. Podniósł ją włożył do kieszeni przez chusteczkę. Nagle deszcz monet posypał się po sofie na podłogę. Pacjent leżał spokojnie i czekał. Jego postawa być może wyrażała to, jak niemądrym było podniesienie zapalniczki. To, wydaje się spowodowało ten deszcz monet. On czekał, ostrożnie, wytrzymale. W końcu zrobił uwagę, którą przytoczyłem. To przypomniało mi jego opisy (nie przedstawione na jednej sesji, lecz tworzone przez wiele miesięcy) torturujących go manewrów, podchodów, przez jakie musiał przechodzić zanim udał się do ubikacji, czy zszedł na dół na śniadanie, czy też zanim zatelefonował do matki. Użytecznym było przywołać wiele wolnych skojarzeń, które mogły być a' propos jego zachowania z dzisiejszego, czy jakiegoś innego poranka. Ale to były moje skojarzenia, a kiedyś, gdy próbowałem wykorzystać taki materiał w interpretacji, oto jaką odpowiedź mi dał. Jedna z interpretacji spotkała się z pewnym sukcesem. Wskazałem, że odczuwał on prawie to samo w związku z tymi ruchami, co w związku ze snem, jaki mi opowiedział - nie miał żadnych myśli związanych z tym snem i żadnych myśli związanych z tymi ruchami. ”Tak”, zgodził się, „właśnie tak było”. „A jednak”, odpowiedziałem, „raz miałeś pomysł na to; myślałeś, że to jest wyrostek”. „To nie było nic takiego”, odpowiedział i potem zamilknął, nieomal nieśmiale, pewnie sprawdzał, czy kupiłem to. Tak więc, „Nic, tak naprawdę, nie było tym wyrostkiem”, powiedziałem. „Nie mam pojęcia”, odparł, „Tylko wyrostek”. Czułem, że to jego „nie ma pojęcia” było bardzo podobne do tego „żadnych myśli” co do snu, czy ruchów, lecz dalej - przynajmniej na tej na tej sesji - nie potrafiłem już pójść. W tym względzie ruchy i sny były ładnymi przykładami zniekształconych prób współpracy, co również wykazałem pacjentowi.
Może się wam wydawać, jak zresztą często mnie się wydawało, że oglądam serię miniaturowych teatralnych przedstawień; przygotowywanie do karmienia, kąpania, czy zmianę pieluszek, bądź też seksualne ukojenie. Dużo częściej, można powiedzieć, to przedstawienie było konglomeratem kawałków wielu tych scen. Było to takie wrażenie, które doprowadziło mnie w końcu do przypuszczenia, że oglądam ideomotoryczną aktywność, która jest środkiem wyrażenia myśli bez nazywania jej. Od tego już tylko mały krok do potraktowania tego, jako aktywności - którą Freud opisał - charakterystycznej dla dominacji zasady przyjemności. Ponieważ pacjent (jako, że do tej pory obserwujemy psychotyczne fenomeny) nie potrafił działać w odpowiedzi na zewnętrzną realność, przestawiał on więc ten rodzaj motorycznego rozładowania, o którym Freud powiedział, że pod panowaniem zasady przyjemności „służy odciążeniu aparatu psychicznego od narastającego bodźca, a przeprowadzając to zadanie wysyła inerwację do wnętrza ciała (wyraz twarzy, ekspresja emocji)”. To wrażenie wróciło do mnie, gdy pacjent powiedział: „nie spodziewam się, że zrobię dziś cokolwiek”. To był znak odnoszący się do prawdopodobieństwa wytworzenia przez niego jakiegokolwiek materiału do interpretacji albo, równie dobrze, mogło się to odnosić do prawdopodobieństwa dokonania przeze mnie interpretacji. „Powinienem był zadzwonić do matki” mogło znaczyć, że jego klęska tutaj, była doświadczana przez niego, jako kara pod postacią niemożności dokonania dalszej analizy. To także znaczyło, że jego matka wiedziała by co z tym zrobić, ona potrafiłaby wydobyć skojarzenia z niego, czy interpretacje ze mnie. To coś zależało od tego, co jego matka znaczy dla niego, ale w tym miejscu byłem kompletnie pogubiony. Pojawiła się ona w analizie jako prosta kobieta należąca do klasy robotniczej, która musiała pójść do pracy z powodu rodziny, ten obraz był wzbogacony przez pacjenta pewnego rodzaju przekonaniem, jakie cechowało jego stwierdzenia, że jego rodzina była niesamowicie bogata. Zostało mi łaskawie udzielone przelotne spojrzenie na nią, jako na kobietę z tak niewyobrażalną ilością społecznych zaangażowań, że bardzo niewiele czasu pozostawało jej na zaspokojenie potrzeb pacjenta, który był jej najstarszym synem, jej najstarszej córki (dwa lata starszej do pacjenta), czy pozostałej rodziny. Mówił o niej, jeśli cokolwiek tak niewyartykułowanego może być wzięte jako mowa, jako o pozbawionej zdrowego rozsądku czy kultury osobistej, chociaż mającej w zwyczaju odwiedzać światowej sławy galerie sztuki. Został mi też podsunięty wniosek, że wychowywanie przez nią dzieci było dyletanckie, nieświadome i bardzo pracowite. Mogę powiedzieć, że w czasie, gdy to piszę, wiedziałem o jego realnej matce niewiele więcej niż mogłaby wiedzieć osoba, która się pozbyła swojego ego, w sposób typowy dla osobowości psychotycznych. Niemniej jednak to było tylko moje wrażenie, jakich wiele, a które tutaj muszę pominąć, i na nim oparłem swoje interpretacje. Pacjent odpowiadał na nie otwartym odrzuceniem, jako na albo nieprzystawalne (bo nieprawidłowe), lub właściwe ale nieodpowiednio wywnioskowane, w których zapewne musiałem posłużyć się jego umysłem (a dokładnie) jego zdolnością do kontaktu z rzeczywistością - bez jego zgody. Okaże się później, że pacjent wyrażał przez to swoje zazdrosne zaprzeczanie moim wglądom, intuicjom.
Kiedy pacjent po przerwie powiedział, że wiedział, iż to będzie tak wyglądało, poczułem, że najprawdopodobniej to ja byłem tym, który miałby nie zrobić nic więcej na tej sesji, a jego matka miała być osobą lub rzeczą, która mogła by umożliwić mu poradzenie sobie ze mną w bardziej zadowalający sposób. To wrażenie zostało wzmocnione przez następne skojarzenie.
Jeśli przywołane przeze mnie teorie są poprawne, to wówczas każdy równie chory jak był mój pacjent, ma do rozwiązania dwa główne problemy; jeden odnoszący się do jego niepsychotycznej części osobowości, i drugi do psychotycznej. Z tym konkretnie pacjentem, i w przypadku tego stanu rzeczy, psychotyczna osobowość i jej problemy ciągle zaciemniały niepsychotyczną część osobowości i związane z nią dylematy. Niemniej jednak, co mam nadzieję pokazać, te ostatnie dały się w treści rozróżnić. Niepsychotyczna część osobowości była zajęta neurotycznym problemem, czyli problemem skupionym na rozwiązaniu konfliktu pomiędzy ideami (myślami) a emocjami wywołanymi przez operacje ego. Psychotyczna część natomiast, była zajęta problemem naprawienia ego, a klucz do tego leżał w obawie pacjenta przed oślepnięciem. Ponieważ to psychotyczny problem zasłaniał resztę radziłem sobie z nim, biorąc najpierw jego ostatnie skojarzenie. Powiedziałem mu, że te wszystkie świńskie rzeczy i zapachy w jego odczuciu były moimi produktami, do których wyprodukowania (w jego mniemaniu) zmusił mnie on sam; i że według jego odczucia, zostałem zmuszony przez niego do defekacji tymi rzeczami, włączając w to wzrok, który wcisnął we mnie.
Pacjent szarpał się konwulsyjnie i zauważyłem, że ostrożnie przeszukuje powietrze wokół siebie. Zgodnie z tym powiedziałem, że czuje się otoczony przez złe, śmierdzące fragmenty siebie włączając w to jego wzrok, który wydawało mu się, że wypędził ze swojego odbytu. Odpowiedział: „Nic nie widzę”. Powiedziałem mu wtedy, że poczuł, iż stracił wzrok i zdolność do rozmawiania ze swoją matką, czy ze mną, wówczas gdy pozbył się tych zdolności, ażeby ominąć ból.
W tej ostatniej interpretacji posłużyłem się sesją sprzed wielu miesięcy, na której pacjent skarżył się, że analiza jest torturą, pamięciową torturą. Pokazałem mu wówczas, że kiedy on czuje ból, uobecniony na obecnej sesji przez konwulsyjne szarpnięcia, uniewrażliwia się na niego poprzez pozbawienie się ze swojej pamięci wszystkiego, co mogłoby mu unaocznić ból. Pacjent: „Moja głowa jest rozdarta; może moje ciemne okulary.” Jakieś pięć miesięcy wcześniej włożyłem ciemne okulary; ten fakt nie wzbudził żadnej reakcji aż do tego dnia; stanie się to mniej zaskakujące, gdy rozpatrzymy to, że nosząc ciemne okulary byłem przez niego odczuwany jako jeden z tych obiektów, do jakich się odnosiłem opisując mu los tych wyrzuconych fragmentów ego. Wyjaśniłem wcześniej, że psychotyczna osobowość wydaje się oczekiwać na pojawienie się odpowiedniego zdarzenia zanim poczuje, że jest w posiadaniu odpowiedniego ideografu, służącego porozumiewaniu się ze sobą samą i z innymi. I odwrotnie, inne zdarzenia, które mogą mieć bezpośrednie znaczenie dla niepsychotycznej osobowości, są pomijane ponieważ odbierane są, jako znaczące tylko jako ideografy nie służące bezzwłocznym potrzebom. W obecnym przykładzie, problem wywołany włożeniem przeze mnie przyciemnianych okularów, został zamazany w niepsychotycznej części osobowości, bowiem psychotyczna część była dominująca; a dla niej to zdarzenie było zaledwie znaczące jako ideograf, dla którego ona nie miała żadnej pilnej potrzeby. Kiedy w końcu ten fakt narzucił się w analizie, ukazał się jako coś w rodzaju opóźnionej reakcji, lecz takie spojrzenie jest zależne od założenia, że skojarzenie z ciemnymi okularami jest wyrazem neurotycznego konfliktu w niepsychotycznej części osobowości. W rzeczywistości było to, jak później pokażę, mobilizacją ideografu potrzebnego psychotycznej części po to, ażeby bezzwłocznie naprawić ego, uszkodzone przez masywną projekcyjną identyfikację. Takie narzucanie się faktu, który zwykle przechodzi bez rozgłosu, musi być uwzględniane jako znaczące nie z powodu tego, że jego pojawienie się jest opóźnione lecz dlatego, że jest dowodem aktywności w psychotycznej części osobowości. Zakładając, więc, że przyciemnione okulary są tutaj werbalnym komunikatem ideografu, konieczne staje się tutaj określenie interpretacji ideografu. Powinienem chyba streścić dowody, jakie mam w swoim posiadaniu, mam jednak obawy przed ryzykiem niezrozumiałości tej ewidencji. Okulary zawierały w sobie aluzję do butelki dziecka. Były dwie pary okularów, czy butelek, tak więc przypomina to piersi. Były ciemne, ponieważ dawał wyraz swojemu niezadowoleniu i był zły. Były ze szkła, ażeby odpłacić mu za próbę zobaczenia przez nie wówczas, kiedy one były piersiami. Były ciemne, ponieważ potrzebował on ciemności, ażeby w międzyczasie śledzić rodziców. Były ciemne, ponieważ wziął on butelkę, nie po to, aby dostać mleko, lecz po to, by zobaczyć, co robią rodzice. Były one ciemne, ponieważ on połknął je, zamiast po prostu wypić mleko, które było w środku. I były one ciemne, gdyż jasne, dobre obiekty stały się czarne i śmierdzące w środku nich. Wszystkie te atrybuty musiały zostać osiągnięte dzięki operacjom niepsychotycznej części osobowości. Dodatkowo, wraz z tymi cechami występowały odnoszące się do nich, jako część ego wyrzuconego przez projekcyjną identyfikację, mianowicie: ich nienawiść, która jest częścią pacjenta, a której on zaprzecza. Wykorzystując nawarstwienie analitycznego doświadczenia i ciągle koncentrując się na problemie psychotycznym, czyli potrzebie reparacji ego żeby stanąć w obliczu wymogów zewnętrznej sytuacji, powiedziałem:
Analityk: Twój wzrok wrócił do ciebie lecz rozszczepił twoją głowę; czujesz, że to jest bardzo zły wzrok z powodu tego, co mu zrobiłeś.
Pacjent: (ruszając się w bólu, jak gdyby chroniąc swoje tylne, analne rejony). Nic
Analityk: Zdaje się, że to twoje tylne wyjście.
Pacjent: Moralne skurcze.
Powiedziałem mu, że odczuwał swój wzrok, ciemne okulary, jako sumienie karzące go częściowo za pozbawienie się ich, aby uniknąć bólu, częściowo za to, że użył ich do śledzenia mnie i swoich rodziców. Nie odczuwałem, że zrobiłem coś właściwego dla zwartości skojarzeń. Da się zauważyć, że nie byłem w stanie zaoferować mu ani jednej sugestii co do tego, co mogło stymulować w nim takie reakcje. To nic dziwnego, ponieważ mocuję się z problemem psychotycznym, a skoro problem psychotyczny (jako przeciwstawny problemowi nie-psychotycznemu) odnosi się dokładnie do niszczenia całego tego mentalnego aparatu, który prowadzi do świadomości bodźców z rzeczywistości, to natura czy nawet istnienie takiego bodźca mogło być nie zauważone. Jednakże następna uwaga pacjenta pokazała to.
Pacjent: Koniec tygodnia; nie wiem jak ja go przetrwam.
To jest przykładem, w jaki sposób pacjent czuł, że naprawił swoją zdolność do kontaktowania się i w ten sposób mógł mi powiedzieć, co się działo w jego głowie. To był jak na razie fenomen znajomy mu i nie interpretowałem tego. Zamiast interpretacji -powiedziałem:
Analityk: Czujesz, że będziesz musiał umieć podążać dalej beze mnie, ale żeby dokonać tego, co czujesz musisz być w stanie dostrzec to, co dzieje się wokół ciebie, a nawet umieć porozumieć się ze mną, być zdolnym do kontaktu ze mną na odległość, tak jak to robisz ze swoją matką, gdy dzwonisz do niej; tak więc próbowałeś uzyskać ponownie swoją zdolność do widzenia i do gburowatego odpowiadania mi.
Pacjent: Wspaniała (brilliant) interpretacja. ( Z niespodziewanym wstrząsem) O Boże!
Analityk: Czujesz, że widzisz i rozumiesz już teraz wszystko, ale to, co widzisz jest tak lśniące (brilliant) że powoduje to silny ból.
Pacjent (zaciskając pięści i ujawniając napięcie i lęk): Nienawidzę cię.
Analityk: Kiedy widzisz, to to, co widzisz - przerwę weekend'ową i wszystkie rzeczy, które zwykle śledzisz w ciemnościach - napełnia cię nienawiścią i podziwem wobec mnie.
Jestem przekonany, że w tym momencie odbudowa ego oznacza, że pacjent napotyka na niepsychotyczny problem, rozwiązanie neurotycznych konfliktów. To zostało wzmocnione przez reakcje w następnych tygodniach, kiedy pokazywał on swoją niezdolność do tolerowania neurotycznych konfliktów stymulowanego przez rzeczywistość i przez jego próbę rozwiązania ich poprzez projekcyjną identyfikację. Po tym będą następować próby użycia mnie jako jego ego, lęki, co do jego choroby umysłowej, dalej próby naprawienia swojego ego i powrotu do rzeczywistości oraz nerwicy; i taki cykl będzie się powtarzał.
Opisałem tą część sesji tak szczegółowo, ponieważ można posłużyć się nią jako ilustracją wielu kwestii nie przeciążając czytelnika licznymi przykładami skojarzeń i interpretacji. Niestety musiałem wyrzucić uderzający i dramatyczny materiał, gdyż włączenie go bez dodania całej tej przytłaczającej masy opisów codziennej, przyziemnej analizy z jej ładunkiem jej czystej niezrozumiałości, błędów, rzeczy im podobnych, stworzyło by całkowicie niejasny i mylący obraz. Jednocześnie nie chciałbym za żadną cenę zostawić jakiejkolwiek wątpliwości, że w mojej opinii podejście, które opisuję jest tym, które doprowadziło do znaczących rezultatów. Zmiana, jaka zaszła w tym pacjencie podczas tych tygodni, kiedy mogłem przedstawić międzygrę, jest tej wagi i tego rodzaju, że każdy analityk uzna ją za godną miana psychoanalitycznej poprawy. Zachowanie pacjenta uległo złagodzeniu: jego ekspresja nie jest już tak pełna napięcia. Zawsze na początku i na końcu sesji spotyka mój wzrok i ani nie unika go, ani nie skupia wzroku poza mną, tak jak gdybym był powierzchnia lustra, przed którym odgrywał on próby jakiegoś wewnętrznego dramatu, co było dla niego powszechnym jego dziwactwem i co pozwoliło mi często uświadamiać sobie, że nie byłem dla niego realną osobą. Niestety, nie jest łatwo opisać te fenomeny i nie będę zatrzymywał się nad próbami dokonania tego; ponieważ chcę skierować uwagę na poprawę, która dla mnie była i bywa nadal w przypadku innych pacjentów zarówno zaskakująca, jak i wprawiająca w zakłopotanie. Ponieważ dotyka to głównego tematu tego artykułu, mogę poradzić sobie z tym wracając do teoretycznej dyskusji, którą przerwałem po to, aby przedstawić moje kliniczne doświadczenie.
Jeśli werbalne myślenie jest tym, które syntetyzuje i wyraża wrażenia, i poprzez to jest kluczowe dla świadomości zewnętrznej i wewnętrznej rzeczywistości, to należy się spodziewać, że będzie podlegało (lub umknie w toku analizy) destrukcyjnemu rozszczepieniu i projekcyjnej identyfikacji. Opisywałem zapoczątkowanie werbalnego myślenia jako przynależące do okresu pozycji depresyjnej. Jednak depresja, która jest odpowiada tej fazie, sama w sobie jest czymś, czemu psychotyczna osobowość sprzeciwia się i dlatego rozwój werbalnego myślenia zostaje zaatakowany, jego niedawno i niekompletnie uformowane elementy zostają wyrzucone z osobowości poprzez projekcyjną identyfikację, jak tylko depresja się pojawia. Segal w swoim artykule na Międzynarodowy Kongres w 1955 opisała sposób, w jaki psychika radzi sobie z depresją; odwołałbym się do tego opisu, jako do trafnego dla tej części pozycji depresyjnej, którą tutaj włączyłem do dyskusji na temat rozwoju werbalnego myślenia. Jednakże powiedziałem, że już nawet we wcześniejszej fazie, paranoidalno-schizoidalnej pozycji, procesy myślowe, które powinny się rozwijać zostają niszczone. Na tym etapie nie można w ogóle postawić pytania o myślenie werbalne, lecz jedynie o zaczątki prymitywnego myślenia prewerbalnego. Masywna projekcyjna identyfikacja, na tym poziomie, zapobiega gładkiej introjekcji czy asymilacji zmysłowych wrażeń, i w ten sposób odmawia osobowości podstawowej bazy, na której przed - werbalna myśl może kontynuować swój rozwój. Co więcej, nie tylko myślenie, jako coś co stanowi łącze, jest atakowane; również czynniki, które składają się na spójność myślenia podlegają podobnemu atakowi, tak, że ostatecznie elementy myślenia, tak zwane jednostki, z jakich myśl jest utworzona nie mogą być wyrażone. Rozwój myślenia werbalnego jest w ten sposób narażony zarówno poprzez nieustanne ataki opisane przeze mnie jako typowe dla depresyjnej pozycji, jak i poprzez fakt długiej historii ataków na myśl wszelkiego rodzaju, która je poprzedza.
Próba myślenia, jaka jest centralną częścią całego procesu naprawy ego, obejmuje użycie prymitywnych prewerbalnych jego odmian, które to odznaczają się zniekształceniami i projekcyjną identyfikacją. To oznacza, że wyrzucone części ego, oraz ich nawarstwienie, muszą być sprowadzone z powrotem pod kontrolę, a co za tym idzie w obręb osobowości. Projekcyjna identyfikacja jest wtedy odwrócona i te obiekty, są przywracane tymi samymi szlakami, którymi zostały wyrzucone. Wyraził to jeden z pacjentów mówiąc, że musi myśleć za pomocą jelit, a nie mózgu; i potwierdził trafność swojego opisu poprawiając mnie przy następnej okazji, kiedy mówiłem o pochłanianiu przez niego czegoś poprzez połykanie tego; jelita nie połykają, powiedział wówczas. Ażeby przywrócić je, te obiekty muszą zostać zagęszczone, streszczone. Zawdzięczając wrogości zaprzeczoną funkcję artykułowania, obiekty mogą być zespojone wyłącznie nieprawidłowo, lub skupione. Sugeruję, że w moim klinicznym przykładzie ciemne okulary były przykładem takiego właśnie skupienia dziwacznych obiektów, które było produktem projekcyjnej identyfikacji ego.
International Journal of Psycho-Analysis, Vol. 38, Parts 3-4, 1975.
Występuje tu gra słów; w języku angielskim słowo brilliant można tłumaczyć dwojako: jako wspaniały, oraz lśniący. W języku polskim można by to oddać za pomocą pary wyrazów: błyskotliwa i błyszczące.
1
1
1
Krakowskie Centrum Psychodynamiczne