Ołtarz i jego ozdoba, Ciekawe wiadomości


Msza święta jest to Przenajświętsza Ofiara Nowego i wiecznego Przymierza Bożego z ludźmi, w której Jezus Chrystus, raz jeden na wszystkie wieki życie swoje ofiarowawszy niegdyś na krzyżu za zbawienie świata, teraz niepojęcie utajony pod postaciami chleba i wina, złączony mistycznie z całą społecznością Kościoła swego świętego, ofiarę swoją krzyżową bezkrwawym sposobem ponawia przez posługę kapłana na uwielbienie Boga, za grzechy nasze i na uproszenie nam łask do zbawienia potrzebnych. Witamy na stronie poświęconej Mszy świętej w tradycyjnym (klasycznym) rycie rzymskim. Jej liturgia wywodzi się z czasów apostolskich, zaś od VI w. pozostaje w zasadzie niezmieniona. Na polecenie Soboru Trydenckiego (1545-1563) Papież św. Pius V skodyfikował i ujednolicił istniejący obrządek — stąd nazwy "Msza trydencka", czy "ryt trydencki". W 1570 r. Papież św. Pius V bullą "Quo Primum" zezwolił po wsze czasy każdemu kapłanowi rzymskokatolickiemu na odprawianie Mszy w tradycyjnym rycie rzymskim (trydenckim), bez narażania się na jakiekolwiek kary kościelne. Bulla ta obowiązuje na zawsze i nigdy nie może być zniesiona, dlatego używamy określenia Msza święta Wszechczasów. Prawo kapłanów do celebracji Mszy św. w rycie klasycznym potwierdził Papież Benedykt XVI w motu proprio "Summorum Pontificum". Wola Papieża napotyka niestety na opór wynikający z niezrozumienia znaczenia tradycyjnej liturgii dla Kościoła. Sekretarz Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Jego Ekscelencja abp Albert Malcolm Ranjith pisze na ten temat: ...motu proprio Summorum Pontificum dotyczące liturgii trydenckiej jest owocem głębokich refleksji naszego Papieża na temat misji Kościoła. Nikt nam - obleczonym w kościelne purpury i szkarłaty - nie dał prawa bycia nieposłusznymi oraz pozbawiania motu proprio znaczenia poprzez nasze własne drobne "przepisiki". Nawet, jeśli są one dziełem konferencji episkopatów. Nawet biskupi nie mają takiego prawa. Kościół ma być posłuszny temu, co mówi Papież. Jeśli nie stosujemy się do tej zasady, pozwalamy szatanowi stać się jego narzędziami. Narzędziami diabła i nikogo innego. To prowadzi do rozłamu w Kościele i powstrzymuje jego misję. Nie wolno nam tracić i marnować czasu. Zachęcamy do podjęcia wysiłku, aby poznać i pokochać tę liturgię "najpiękniejszą po tej stronie Nieba”

Msza św. jest ofiarą

Na każdym miejscu poświęcają i ofiarują imieniu memu ofiarę czystą, bo wielkie jest imię moje między narody, mówi Pan zastępów

Malach 1, 11

Wielkiego dzieła dokonał Chrystus Pan na górze Kalwarii. Siebie samego ofiarował Ojcu Niebieskiemu jako kapłan najwyższy za grzechy świata.

Otchłań piekła zamknięta, a otwarte podwoje niebios. Zdjęte przekleństwo z ziemi, wyrzeczone w raju a z nieba rozlany na świat obfity strumień zmiłowania Pańskiego - z niewoli szatana powołani ludzie do godności synów Bożych - z synów gniewu i potępienia mają się stać uczestnikami wiecznego szczęścia.

Cóż większego mógł sobie człowiek życzyć nadto? Czy mógł dostąpić czegoś zaszczytniejszego? Miłosierdzie Twoje Panie, jest ponad ludzkie pojęcie!

Przez śmierć Twego Syna wykonało się dzieło naszego odkupienia, wypełniły się proroctwa Starego Zakonu, urzeczywistniły figury, skończyły się ofiary starozakonne, jak kończy się noc, gdy słońce ukazuje rozjaśnione swoje oblicze. Najlepszym wyrazem tego, jak ze śmiercią Chrystusa Pana straciły znaczenie ofiary dawne, które antycypowały ofiarę Baranka Niepokalanego na krzyżu, jak Stary Zakon przygotowujący do Nowego, stracił swoje posłannictwo, jest rozdarcie się przy śmierci Pana Jezusa, zasłony w świątyni jerozolimskiej, poza którą kryły się najświętsze rzeczy starozakonne. To, co miał najświętszego, wszystkie ofiary i ceremonie straciły swą wartość, gdy Bóg-człowiek złożył ze siebie ofiarę doskonałą za żywot świata.

Ale, czy po spełnieniu tej ofiary miały już ustać ofiary inne? Czy już po tej ofierze miał zginąć na; zawsze ten najdoskonalszy sposób chwalenia Pana Boga, jakim jest składanie ofiary? Nie - moi drodzy. Sam rozum odrzuca podobne przypuszczenie - co więcej, że ono zupełnie fałszywe, to nam okazuje Objawienie Boże zachowane w Piśmie św. i Tradycji, wreszcie cała starożytność chrześcijańska, tak przez usta swych świętych, jak i przez pomniki swoje uczy, że Chrystus Pan, Zakon przez siebie założony nie zostawił bez ofiary.

Dlatego dzisiaj przypomnę wam przy pomocy Bożej tę prawdę, że w Kościele Chrystusowym jest ofiara prawdziwa, składająca się z Ciała i Krwi Pana Jezusa czyli Msza św.

Człowiek, jak wiadomo, jest istotą zmysłowo-duchową. Jako taki, ma wielbić Pana Boga i wewnętrznie i na zewnątrz. Skoro zaś sama natura człowieka wymaga tej czci Bożej zewnętrznej, toć trudno przypuścić, żeby Pan Bóg, który „wszystko urządza wdzięcznie”, jak mówi Mędrzec Pański, pozbawił człowieka tego, żeby Mu oddawał cześć i na zewnątrz.

A czym tę cześć okaże najdoskonalej? Niczym innym, jak mówiłem w poprzednich naukach, tylko ofiarą.

W Starym Zakonie ofiary były podstawą czci Bożej, więc i Nowy Zakon bez ofiary być nie może. W Starym Zakonie były ofiary krwawe i bezkrwawe. Pierwsze przedstawiały krwawą ofiarę Nowego Zakonu na krzyżu; cóż zaś mają przedstawiać ofiary bezkrwawe, jeśli w Kościele Chrystusowym nie będzie także ofiary bezkrwawej? Codzienne ofiary starozakonne wskazywały na przyszłą ofiarę krzyżową i przez wzgląd na nią jednały łaski ludowi wybranemu. Czyż więc nie stosowna, by po dokonaniu ofiary na krzyżu, również ofiary codzienne przypominały nam śmierć Boga-człowieka dla nas poniesioną i przez wzgląd na nią jednały nam błogosławieństwo niebios?

Najmilsi! sam zdrowy rozum mówi, że Nowy Zakon jako najdoskonalszy pośród religii, musi mieć i ofiarę najdoskonalszą i ta ofiara Nowego Zakonu musi być w ścisłym związku z ofiarą dokonaną na krzyżu. Bo jeśli starozakonne ofiary przedobrażały ofiarę krzyżową i z niej czerpały swoją moc, to i w Nowym Zakonie mają ofiary zawdzięczać swoją moc zasługom na krzyżu i tę samą ofiarę krzyżową powinny przedstawiać. O tyle zaś doskonalej mają tę ofiarę krzyżową przedstawiać, o ile Zakon Nowy jest doskonalszym od Starego. Niemożliwe by to zaś było, gdyby w Kościele Chrystusowym nie były ofiarowane istotnie Ciało i Krew Pana Jezusa.

Ale tu już rozum ludzki ustaje. On się tu waha i pyta, jak to możliwe, by Syn Boży, który raz umarł na krzyżu, jeszcze codziennie ofiarował za nas Ciało i Krew Swoją?

Moi drodzy, co niemożliwym u ludzi, to jest możliwe u Boga. Pan Bóg w wszechmocy Swojej uczynił co chciał na niebie i ziemi. On Sam poucza nas przez swoich posłów, że istotnie chce się dla nas ofiarować pod postacią chleba i wina na naszych ołtarzach.

Psalmista Dawid widzi Go w duchu i pisze o Nim: „Ty jesteś kapłanem na wieki według porządku Melchizedecha” (Ps 59, 4). Św. Paweł ap., w liście do żydów powtarza te same słowa (Żyd 7, 17). Więc musi zachodzić jakieś podobieństwo między Melchizedechem a Chrystusem Panem, i to podobieństwo musi się odnosić do godności kapłańskiej, I jest ono w istocie. Melchizedech, król Salemu a zarazem kapłan, ofiarował Panu Bogu chleb i wino, jak mówiłem w pierwszej nauce. Chrystus Pan złożył podobną ofiarę Ojcu swemu przy ostatniej wieczerzy. O ile jednak przedmiot jest doskonalszym od obrazu, o tyle doskonalszą musi być ofiara Pana Jezusa od ofiary Melchizedecha. Istotnie też Boski Zbawiciel nasz ofiarował nie sam chleb i wino, ale pod ich postacią Ciało i Krew swoją.

Uważcie dalej, że Pismo św. nazywa Pana Jezusa nie tylko kapłanem według porządku Melchizedecha, ale kapłanem według jego porządku na wieki. A więc do końca świata ma Chrystus Pan składać ofiarę - po wszystkie dni ma ofiarować Ojcu swemu Ciało i Krew swoją pod postacią chleba i wina, po wszystkie dni ma istnieć w Jego Kościele ofiara bezkrwawa Ciała i Krwi Pańskiej, czyli ofiara Mszy św.

Nie mam chęci do was, mówi Pan Bóg, jak czytamy u proroka Malachiasza, i daru nie przyjmę z ręki waszej, bo od wschodu słońca aż do zachodu, wielkie jest imię moje między narody a na każdym miejscu poświęcają imieniu memu ofiarę czystą, bo wielkie jest imię moje (Malach 1, 10).

Msza św. jest zatem istotną, prawdziwą ofiarą. Pan Bóg przyrzeka nie przyjąć już ofiar z rąk kapłanów starozakonnych, a więc odrzuca te ofiary. Natomiast mówi o ofierze, która ma być składana od wschodu słońca do zachodu pośród ludów wierzących, na każdym miejscu. Cóż to za ofiara? Może to mowa o modlitwie, umartwieniu lub tp. ofierze serca? Nie - moi drodzy. Tą ofiarą nie może być inna, tylko ofiara Mszy św. Bo zapytam, która ofiara oprócz Mszy św. odprawia się wśród ludzi wierzących, na każdym miejscu, która jest czystszą nad Mszę św., gdzie się ofiaruje Najczystszy, Niepokalany Baranek? Wszak ze względu na tę ofiarę domaga się Kościół i od sług swoich zupełnej czystości, świętości.

A teraz najmilsi, przenieśmy się na chwilę duchem do wieczernika w Jerozolimie.

Gdy Boski Zbawiciel miał odejść z tej ziemi, miłość Jego pałała tym samem pragnieniem, jakie żywi miłość ludzka w chwili rozstania. Lecz On może wszystko, czego pożąda, bo jest wszechmocny. Pragnął, żeby pomimo odejścia, Jego Bosko-ludzka obecność na ziemi nie ustawała, a łączność cielesno-duchowa z ludzkością trwała w dalszym ciągu. Pragnął zostawić po sobie pamiątkę, któraby nie była tylko czczą figurą, lecz prawdą i rzeczywistością w całej pełni, pragnął zostawić pomnik swojej miłości, który by nie tylko uprzytomniał Jego ofiarę z siebie, ale złożoną przez Niego ofiarę stale ponawiał i czynił obecną. Pragnął zostawić Sakrament, w którym On sam z ciałem i duszą, bóstwem i człowieczeństwem na wielu miejscach jest jednocześnie obecny, w którym chce przy nas pozostać, a nie tylko przy nas, lecz i w nas. Tego pragnęła miłość Jego, a ponieważ jest wszechmocną, mogła to pragnienie urzeczywistnić.

Miłość połączyła się tutaj z wszechmocą a oboje powołują do bytu Przenajświętszy Sakrament przez swe twórcze słowa: „To jest Ciało moje, to jest Krew moja” i przez rozkaz dany apostołom: „To czyńcie na moją pamiątkę”.

Ewangelista św. Łukasz opisuje nam ustanowienie tego Najświętszego Sakramentu w te słowa: Boski Zbawiciel przy ostatniej wieczerzy wziął chleb, dzięki czynił i łamał i dał uczniom swoim, mówiąc: „To jest Ciało moje, które się za was dawa” (Łk 22, 19). Komu się daje? Panu Bogu na ofiarę.

Św. Paweł np. w liście do Koryntian słowa przeistoczenia tak podaje: „To jest Ciało moje, które się za was łamie” (I Kor 11, 24; tekst grecki). Rozumie się więc o obecnej ofierze, a łamać Ciało Pana Jezusa o tyle tylko można, o ile znajduje się pod postacią chleba.

Mówi dalej ewangelista, że wziął Pan Jezus i kielich, mówiąc: „Ten jest kielich nowy testament we Krwi mojej, który za was wylany będzie” (Łk 22, 20), a św. Mateusz dodaje: „na odpuszczenie grzechów” (Mt 26, 28). Tymi słowami oznacza Pan Jezus ofiarę, bo cóż innego ma oznaczać wylanie krwi za kogoś i to ku odpuszczeniu grzechów? Z tych słów Pana Jezusa widać jasno i to, że ma na myśli nie tylko ofiarę na krzyżu, ale i ofiarę w wieczerniku, bo mówi o Krwi swojej w kielichu, który trzymał w ręku.

W wieczerniku zatem ofiarował Pan Jezus Ciało i Krew swoją. Tu się spełniło to, co przyrzekł przy innej sposobności: „Chleb, który Ja dam, jest Ciało moje za żywot świata” (J 6, 52). Jakże więc wielka, niepojęta dobroć Twoja, o Panie! Nie tylko apostołom, którzy dla Ciebie opuścili wszystko, dajesz swe Ciało, ale i nas nędznych chcesz tym chlebem anielskim zasilać, bo przy ostatniej wieczerzy powiedziałeś do nich i ich następców: „To czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22, 19). Podobnie jak ja, mówi Pan Jezus, tak i wy czyńcie tj. przemieniajcie mocą moją, w moim imieniu, chleb i wino w Ciało i Krew moją i ofiarujcie to Ojcu mojemu dla Jego czci a pożytkowi ludzi. Ofiarujcie od wschodu słońca aż do zachodu, we wszystkich czasach, bo wielkie jest imię moje między narody. I odtąd odprawia się ta ofiara Mszy św. i odprawiać się będzie do końca świata.

Mszę św. odprawiali z rozkazu Pana Jezusa apostołowie, po nich odprawiają ich następcy: biskupi i kapłani.

Św. Paweł ap. pisze w liście do żydów: „Mamy ołtarz, z którego nie mają mocy jeść, którzy przybytkowi służą” (Żyd 13, 10). Gdzie zaś ołtarz, tam koniecznie ofiary domyślać się trzeba. Rozumie więc apostoł żydów, którzy w pożywaniu ofiar chrześcijańskich uczestniczyć nie mogą. Cóż to za ofiara? Nie mówi tego o ofierze na krzyżu, bo z niej ani żydzi ani chrześcijanie pożywać nie mogli, była to więc ofiara Mszy św., która się na ołtarzu składa i w Komunii św. jako pokarm daje.

Wszyscy Ojcowie Kościoła mówią o tej ofierze. Przytoczę tylko słowa św. Ireneusza:

Ofiarą Nowego Przymierza jest święta Wieczerza. Ustanowił ją Jezus Chrystus jako sakrament a zarazem jako ofiarę. Gdy On o chlebie powiedział: To jest Ciało woje a o winie: To jest Krew moja, to nas nauczył, że to jest ofiara Nowego Przymierza, którą Kościół od apostołów przyjąwszy, Bogu na całym świecie składa1.

Tę ofiarę przedstawiają nam i najdawniejsze obrazy. W katakumbach rzymskich św. Kaliksta, widać tę ofiarę przodków naszych, pierwszych chrześcijan. Na ścianie nad kamieniem, na którym składano ofiary, namalowany jest stół trójnożny, na nim spoczywa chleb i ryba. Błogosławi je kapłan - na nim stoi w modlącej postawie niewiasta. Żeby lepiej wyrazić znaczenie tego obrazu, wymalowana jest na przeciwnej ścianie ofiara Abrahama. Łatwo z tego poznać, że ten obraz przedstawia naszą naukę o Mszy św. Owa niewiasta na obrazie, oznacza matkę naszą Kościół św., w którego imieniu kapłan błogosławi chleb, wymawia cudowne słowa przeistoczenia i w ten sposób przemienia go w Ciało i Krew Pana Jezusa, którego oznacza na tym obrazie ryba, bo pierwsi chrześcijanie przedstawiali Pana Jezusa pod godłem ryby, dlatego, że litery w greckim języku icJnV na nazwę ryby składają: Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel.

Na ołtarzach tedy naszych jest po przeistoczeniu sam Pan Jezus, chociaż widzimy tylko postać chleba i wina. Ofiara zaś Izaaka przypomina, że kapłan Nowego Zakonu czyniąc to, co Pan Jezus rozkazał czynić w wieczerniku, czyli przemieniając chleb i wino w Ciało i Krew Jego, sprawuje istotną ofiarę, ale ofiarę bezkrwawą jak Abraham, który nie przelał krwi swego syna Izaaka.

Drodzy moi, nie będę się dłużej rozwodził nad tym, że w Nowym Zakonie Msza św. jest bezkrwawą ofiarą Pana Jezusa, bo widzicie z dzisiejszej nauki, że ją ustanowił sam Pan Jezus, że ją sprawowali apostołowie, że uczestniczyli w niej pierwsi chrześcijanie. Nam tylko wielbić Pana Boga, że należymy do tego Kościoła, który tę ofiarę codziennie sprawuje. O, jakaż miłość powinna rozpalić serce nasze na widok miłości Pana Jezusa! Zanim serce Jego pogrążyło się w morzu boleści i cierpień, wybucha ogniem miłości ku ludziom przy ostatniej wieczerzy. W tej chwili, gdy ci ludzie silą się w swej złości na zbrodnie, gdy Go zdradza Jego uczeń Judasz, On największą miłość okazuje ludziom, daje moc nad sobą, zostawia siebie na pokarm i przez wszystkie dni aż do skończenia świata zostanie z nami pod postacią chleba. I któż tę dobroć wypowie? Kto pojmie to upokorzenie, że Bóg siedzący po prawicy Ojca, chce z nami zostawać pod postacią chleba?

Na potwierdzenie tego, niech posłuży zdarzenie, o jakiem czytamy w Rocznikach Przenajświętszego Sakramentu2). W r. 1263 pewien kapłan niemiecki pobożny i cnotliwy, dręczony był pokusami co do rzeczywistej, prawdziwej obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Prosił on często Pana Boga o uwolnienie go od tych pokus i szukając ratunku, postanowił udać się do źródła światła i prawdy, które Pan Bóg postanowił na stolicy Piotrowej. Wybrał się więc do Rzymu, ale Pan Jezus wysłuchał go pierwej, zanim stanął u celu swej podróży. Przybywszy do Bolseno, małego miasteczka w diecezji Orvieto, odprawił Mszę św. w kościele św. Krystyny. A oto w chwili podniesienia Hostii, widzi w ręku prawdziwe Ciało oblane Krwią i Krew Najświętszą spływającą obficie na korporał, a każda jej kropla przedstawiała Oblicze Chrystusowe cudnej piękności.

Można sobie wyobrazić przerażenie owego kapłana... Prawie na pół umarły ze wzruszenia, nie miał już siły dokończyć Mszy św. i złożywszy Hostię i korporał do tabernakulum, pośpieszył do stóp Ojca Św. Urbana IV, który był natenczas w Orvieto, prosząc o rozgrzeszenie za wątpliwość przeciw wierze. Ojciec Święty nakazał przynieść do Orvieto Najświętszą Hostię i korporał. Złożono go uroczyście w kościele katedralnym, gdzie dotąd czczony jest od wiernych, którzy tam wiele łask otrzymują.

Wyryty na marmurze opis tego cudu stwierdza jego prawdziwość i podaje do wiadomości następnym pokoleniom.

Najmilsi, jak słonecznik zwraca się do słońca, które mu daje światło i ciepło, tak zwracajmy się wszyscy do tego Słońca na ołtarzach naszych, do Boskiego Zbawcy, ofiarującego się za nas we Mszy św. a znajdziemy tam światło i ciepło dla dusz naszych, zasłużymy sobie na Jego błogosławieństwo w życiu doczesnym, a kiedyś weźmie nas Pan Jezus na gody wieczne w Królestwie swoim, gdzie Go już nie pod zasłoną chleba, ale twarzą w twarz oglądać będziemy. Amen.

Ofiara Mszy św.

Idźmy i ofiarujmy Bogu naszemu!

Wyjśc 5, 8

Najmilsi w Panu!

Celem człowieka na ziemi jest: poznanie Pana Boga, umiłowanie Go nade wszystko i wierna Jemu służba. Nagrodą za to - zbawienie duszy.

Ciało człowieka w proch się rozsypie, a dusza wiecznie żyć będzie. Dlatego ostrzega Boski Zbawiciel: „Co pomoże człowiekowi, jeśliby cały świat zyskał, a na duszy swej poniósł szkodę? Szukajcież tedy najprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydano” (Mt 16, 26; 6, 33).

Gdzie na ziemi jest to Królestwo Boże? W Kościele Chrystusowym! Oto matka nasza duchowna, która od przyjścia naszego na świat bierze nas w swoją opiekę. Ona zaś doradza, wychowuje, troszczy się o wszelkie dobro nasze, a przede wszystkim o zbawienie naszej duszy, o wieczność naszą szczęśliwą.

Temu Kościołowi, tej Oblubienicy swojej, przyrzekł Pan Jezus nie tylko pomoc i błogosławieństwo, ale i obecność swoją po wszystkie dni aż do skończenia świata. Jaka to obecność? Przecież jako Bóg jest wszędzie obecny, zawsze z nami będzie - Boski Zbawiciel został z nami nie tylko z Bóstwem swoim, ale i z człowieczeństwem. Ustanowił Najświętszy Sakrament, żeby był i pokarmem naszym i ofiarą.

W wieczerniku w Jerozolimie, przed męką i śmiercią, ustanowił ten Sakrament, przemieniając chleb i wino w Ciało i Krew swoją.

Chcąc zostać z nami do końca świata z Bóstwem i człowieczeństwem, dał władzę apostołom i ich następcom: biskupom i kapłanom, czynić to samo w Jego imieniu.

Gdzie się dzisiaj dokonuje to przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pańską? We Mszy św. O tej ofierze Nowego Zakonu mówić wam będę w kilkunastu naukach, bo „ze wszystkich strat i szkód na świecie, nie ma większej, niżeli nieznajomość tej Najświętszej Ofiary”1.

W dzisiejszej nauce dam pojęcie ofiary w obszerniejszym i ściślejszym znaczeniu.

Psalmista Dawid nazywa ofiarą serce skruszone: „Ofiara Bogu duch strapiony, serca skruszonego i uniżonego Boże nie wzgardzisz” (Ps 50, 19).

Św. Paweł apostoł pisze w liście do Rzymian: „Proszę was tedy bracia przez miłosierdzie Boże, abyście wydawali ciała wasze ofiarą żywą, świętą, przyjemną Bogu, rozumną służbę waszą” (Rzym 12, 1). Więc wyrzeczenie się przyjemności ciała, owszem, jego umartwienie jest także ofiarą.

W tym znaczeniu ofiara całopalna złożona Panu Bogu to życie ludzi sprawiedliwych poświęcone chwale Bożej, życie wśród walk i trudów, pokutne i cnotliwe.

Taką jedną ofiarą było życie Pana Jezusa, pełne upokorzeń i cierpień, śmierć zaś Jego była w całym znaczeniu słowa właściwą ofiarą.

O istocie tej ofiary chcę mówić, bo umartwienie ciała, modlitwa, jałmużna, wyrzeczenie się wszystkiego dla Pana Boga jest wprawdzie ofiarą, ale w szerszym znaczeniu. Ofiara we właściwym znaczeniu jest to dar widzialny, zewnętrzny, który niszcząc, składa kapłan prawowity samemu Bogu na uznanie najwyższej Jego władzy nad wszystkim stworzeniem2.

Zastanówmy się bliżej nad tym określeniem.

Ofiara jest to dar widzialny, zewnętrzny, złożony Panu Bogu. Św. Tomasz z Akwinu mówi, że „wszystko, co najlepsze, ma być dane Bogu”3. Najlepszym zaś i najdroższym przedmiotem w świecie zmysłowym jest życie ludzkie, dlatego to Chrystus Pan, składając Ojcu swojemu najdoskonalszą ofiarę, poświęcił życie swoje za życie świata.

Z wyjątkiem tej jednej ofiary, nie chciał Pan Bóg ofiar z ludzkiego życia, zadowolił się ofiarą serca, okazaną na zewnątrz. Nakazał mianowicie, żeby Mu składano ofiary z rzeczy, które służą do utrzymania lub uprzyjemnienia życia człowieka, przedmioty w swoim rodzaju najdoskonalsze, a w ten sposób mające przedstawiać przy ofierze poniekąd życie ludzkie.

W Starym Zakonie nakazał, żeby zwierzęta, przeznaczone na ofiarę, były zdrowe, bez skazy, tak też i inne rzeczy. Za zaniedbanie tego przepisu czyni kapłanom wyrzuty: „Ofiarujecie na ołtarzu moim chleb zmazany a mówicie: czemeśmy Cię zmazali? Tym, że mówicie: stół Pański wzgardzony jest. Jeśli ofiarujecie ślepe na ofiarę, azali nie źle jest? I jeśli ofiarujecie chrome i chore, azali nie źle jest? Ofiaruj to książęciu twemu, jeśli mu się podoba, albo jeśli przyjmie oblicze twoje, mówi Pan zastępów” (Mal 1, 7-8).

Ofiarę ma składać kapłan prawowity. Więc ofiara i kapłan to nieodłączne pojęcia. Zatem natura ofiary, jako aktu publicznej czci Bożej, sprawowanej na korzyść i w imieniu pewnego społeczeństwa, domaga się, żeby ją spełniał ten, kto ma odpowiednią ku temu władzę i pełnomocnictwo. Pan Bóg wzywa i przeznacza tych, co Mu mają służyć i składać ofiary, jak to czynił w Starym Zakonie, a że ofiara jest i publiczną służbą Bożą, więc powinna być ustanowiona powagą publiczną. Jak złoto czy srebro lub inny kruszec nie może uchodzić za pieniądz, monetę, jeśli nie ma na sobie godła, publicznego, np. wizerunku monarchy, prezydenta państwa itp., tak dar, złożony prywatnie, nie ma cechy ofiary, chociaż sam w sobie może mieć wartość.

Do istoty ofiary nie wystarcza jednak złożyć Panu Bogu jakiś dar - ten dar trzeba zniszczyć. W Starym Zakonie składano na ofiarę zwierzęta, owoce, mąkę, kadzidło i niszczono je ogniem, a wino wylewano przed ołtarzem.

Jakiż powód i cel tego niszczenia? Uznanie najwyższego i najświętszego majestatu Bożego, Jego najwyższej władzy, a naszej zupełnej od Niego zależności. Pan Bóg jest źródłem, z którego wszystko pochodzi i do którego wszystko wracać musi, aby, jak mówi apostoł św. Paweł: „Bóg był wszystko we wszystkich” (Kor 15, 28).

Jemu należy się od nas cześć najwyższa, bo On posiada wszystkie doskonałości bez miary i liczby. „Straszliwy Pan i bardzo wielki i dziwna moc Jego, mówi mędrzec Pański, a cóż jest człowiek, że pamiętasz o nim, albo syn człowieczy, że go nawiedzasz?- wszyscy ludzie ziemia i popiół” (Ekli 43, 31).

Jakże nie wielbić Stwórcy naszego! On Panem życia i śmierci wszystkich istot! Człowiek zależny od Niego, Jemu ma być poddanym, uległym, gotowym każdej chwili oddać Mu życie swoje. Czymże zaś lepiej możemy wyrazić cześć Panu Bogu, a naszą zupełną zależność od Niego, jeśli nie zniszczeniem ofiary? Przez nie okazujemy, że przedmiot, dla Niego zniszczony, ma przedstawiać gotowość serca naszego do ofiary z naszego życia, bo mówi św. Augustyn, że „ofiara widzialna jest świętym znakiem ofiary niewidzialnej”4.

I to jest pierwszorzędny cel ofiary: uwielbienie Boga.

Z tym celem łączą się trzy inne. Składając Panu Bogu ofiarę, uznając Jego wszechmoc i dobroć, poczuwamy się do dziękczynienia za otrzymane łaski, i to jest ofiara dziękczynna. Wyznając znowu, że z góry, od Ojca światłości, pochodzi wszelki dar dobry, prosimy Go o udzielenie tych darów, których potrzebę tak bardzo odczuwamy na ziemi, i to jest ofiara błagalna.

Wreszcie widząc, że nie możemy się godnie zbliżyć do Pana Boga, bo ustawicznie obrażamy Go grzechami, a w ustach grzesznika nie ma chwały Bożej, musimy więc koniecznie pojednać się z Panem Bogiem, i to jest ofiara przebłagania.

A teraz zapytajmy, jak dawno istnieją ofiary, odkąd zaczęto je składać Panu Bogu? Na to odpowiem, że ofiara jest tak dawna, jak dawno istnieje człowiek.

Po utracie raju, dwaj synowie pierwszych rodziców naszych: Kain i Abel, składają ofiarę z płodów ziemi i z pierworodnych trzód. Potem Noe po wyjściu z arki buduje ołtarz i składa ofiarę z części zwierząt, które ocalił z potopu. Dalej Abraham, gdy na rozkaz Boży wychodził z ojczyzny i od rodziny i z domu ojca swego, a szedł do ziemi, którą mu Pan ukaże, zbudował także ołtarz i wzywał imienia Bożego. Pomiędzy ofiarami, składanymi przez tego świętego patriarchę, jedna nade wszystko godna jest szczególnej uwagi z powodu niewysłowionej tajemnicy, której była tak wyraźną figurą, tj. ofiary Mszy św. Sam Bóg doświadczał Abrahama. Kazał mu zabić na ofiarę najmilszego jego syna, jedynaka Izaaka. Abraham nie wahał się. Wiarą żywą zrozumiał, że Pan Bóg potrafi wskrzesić tego syna, by spełnił to, co obiecał, że on będzie ojcem licznego potomstwa. Ale Pan Bóg, który nie oszczędził własnego Syna i wydał Go na śmierć za nas wszystkich, nie przyjmuje ofiar z ludzi; widząc posłuszeństwo świętego patriarchy, wstrzymał cios, który miał zadać Abraham synowi i dał mu baranka, którego patriarcha ofiarował w miejsce syna. Kogo przedstawiał ten baranek, który uwiązł za rogi w cierniu? Mówi św. Augustyn, że Pana Jezusa uwieńczonego cierniową koroną przed swoją śmiercią na krzyżu.

W tym czasie widzimy także szczególną ofiarę i zasługującą na wielką uwagę, to jest ofiarę Melchizedecha, króla Salemu. Pismo św. raz tylko o nim wspomina w I Księdze Mojżeszowej (Rodz 14, 18), gdzie występuje on jako „kapłan Boga najwyższego”, ofiarując Mu chleb i wino, które rozdzielił potem między Abrahama i jego wojowników, wracających po zwycięstwie odniesionym nad pięcioma królami, którzy wystąpili przeciw Sodomie. Melchizedech błogosławił Abrahama i otrzymał od niego dziesięcinę ze wszystkiej zdobyczy.

Ponieważ Pismo św. mówi o nim tylko przy tej okoliczności, a nie wspomina zgoła ani o jego pochodzeniu, ani o jego śmierci, przedstawia nam go, według uwagi św. Pawła apostoła, jako nie mającego ani ojca ani matki, ani rodowodu, ani początku, ani końca dni swoich, i jako posiadającego sam jeden kapłaństwo, którego nie odziedziczył po nikim, chciał Pan Bóg w osobie tego wielkiego męża dać zaraz w pierwszych czasach najdoskonalszą figurę Jezusa Chrystusa, obiecanego Odkupiciela. Melchizedech był kapłanem i królem pokoju, tak Chrystus Pan jest kapłanem wiekuistym, królem prawdziwego pokoju, który przyniósł na ziemię i źródłem wszelkiej sprawiedliwości. Izaak i Jakub wznosili także ołtarze i składali ofiary.

Patriarcha Job, który swymi cnotami zasłużył na to, że sam Bóg dał mu chwalebne świadectwo, iż nie ma mu podobnego na ziemi, ofiarował całopalenia za każde ze swoich dziatek, lękając się, żeby się nie dopuściły jakiego grzechu, „by snadź nie zgrzeszyli synowie moi” (Job 1, 5).

Z upływem czasu zapomnieli ludzie o Stworzycielu swoim i przenieśli na nikczemne stworzenia cześć należną samemu Bogu - ale wśród głębokich ciemności, które ich otaczały, zachowali ofiary. Ziemię pokryły ołtarze - jedne wzniesione bałwanom i duchom nieczystym, drugie daleko w mniejszej liczbie, Bogu prawdziwemu. Tak wszędzie znajdujemy ofiary, gdziekolwiek natrafiamy na jaki ślad religii, na jakiekolwiek wyobrażenie o bóstwie; wszędzie widzimy świątynie i ołtarze, kapłanów i ofiary.

Jeśli więc wszystkie narody, tak różne między sobą prawami, obyczajami, samym nawet wyobrażeniem o Bogu, uznały jednozgodnie konieczność ofiary, gdy nawet ci, którzy trzymali się słabego światełka swego rozumu, jak ci, których oświeciła światłość objawienia, składali ofiary, czy nie jest to oczywistym dowodem, że ofiara jest istotną częścią religii?

Miłe były Panu Bogu ofiary w wybranym ludzie izraelskim. Pan Bóg wyzwoliwszy ten lud z niewoli egipskiej za pośrednictwem Mojżesza, zaprowadził go na pustynię, gdzie mu ogłosił swoje prawo. Wydał potem rozkazy Mojżeszowi o ustanowieniu czci religijnej, jakiej wymagał od Izraelitów, i przepisał mu w najdrobniejszych szczegółach porządek obrzędów i ofiar, które chciał, aby ten lud zachowywał aż do przyjścia Mesjasza.

Mojżesz wziął się ochoczo do wykonania rozkazów Pańskich - zbudował przybytek według wzoru, jaki mu dał Pan Bóg. W tym przybytku, pokrytym rozmaitymi skórami, apostoł św. Paweł zwraca naszą uwagę na dwie główne jego części: „miejsce święte” i „święte świętych”, przedzielone jedno od drugiego kosztowną zasłoną. W „miejscu świętym” był lichtarz złoty o siedmiu ramionach, chleby pokładne i ołtarz złoty wonności. W „świętym świętych” umieszczona była arka przymierza pod skrzydłami cherubów, cała pokryta złotem wewnątrz i zewnątrz. W niej chowano dwie tablice kamienne, na których wyryte było prawo Boże. Było tu także naczynie napełnione manną, którą żywił Pan Bóg Izraelitów na puszczy, i różdżka Aarona, która cudownie zakwitła, jako wieczny znak powołania jego i potomków na najwyższe kapłaństwo. Na ubłagalni w obłoku pokrywającym arkę wydawał Pan Bóg swoje wyroki, dlatego uważana była za tron Boży. Ofiary, które według rozkazu Pana Boga składano w przybytku, były dwojakiego rodzaju: krwawe i bezkrwawe.

Do ofiar krwawych należały zwierzęta i ptactwo, jak: woły, owce, kozy, gołębie i wróble - do bezkrwawych: wino, oliwa, mąka i kadzidło, które dodawano prawie zawsze do ofiar krwawych. Najpowszechniejszą była tzw. ofiara całopalna. Składano ją codziennie z baranków. Rano ofiarowano jednego baranka, wieczorem drugiego.

Ofiara bezkrwawa, którą czyniono także codziennie, składała się z kadzidła, przygotowanego według przepisu samego Pana Boga. Kapłan zapalał je rano i wieczór ogniem świętym, na złotym ołtarzu, który stał w miejscu świętem naprzeciw zasłony. Ten ogień święty zstąpił z nieba po poświęceniu Aarona i kapłani byli obowiązani utrzymywać go pod karą śmierci. Najmilsi, któż tu nie widzi tego prawdziwego obrazu ofiary Nowego Zakonu: Mszy świętej?

Drugą szczególną ofiarą u żydów był baranek wielkanocny.

W dniu dziesiątym miesiąca Nizan wybierano w każdym domu baranka rocznego bez zmazy. Czternastego dnia zabijano go z wieczora. Krwią jego namazywano podwoje i próg drzwi, mięso pieczono i pożywano z przaśnym chlebem i polną sałatą, resztki spalano w ogniu. Pożywający tego baranka opasywali biodra swoje, na nogach mieli obuwie, a w rękach laski, na pamiątkę wyjścia z niewoli egipskiej. I to jest obraz Boskiego Zbawcy, który jako Baranek wielkanocny, przez śmierć swoją na krzyżu, wyprowadził nas z niewoli grzechu, szatana i piekła.

Trzecia szczególna ofiara była w święto przebłagania.

W tym dniu wchodził arcykapłan do miejsca „świętego świętych” w świątyni. Przed wejściem ofiarował cielę za grzechy swoje i rodziny, nadto baranka na całopalenie. Następnie ubierał się w szaty lniane zwykłych kapłanów i przyjmował od ludu dwa kozły, na które rzucano los. Ten, na którego los wypadł, był zabijany na ofiarę Panu Bogu za grzechy ludu. Potem wziął arcykapłan kadzielnicę, wszedł do miejsca najświętszego i nałożył wonne kadzidło - wyszedłszy stamtąd wziął krew z cielęcia i kozła i pokropił nią siedem razy naprzeciw ubłagalni nad skrzynią przymierza. Oczyściwszy w ten sposób świątynię i ołtarz od przestępstwa i wszystkich grzechów synów izraelskich, wkładał ręce na głowę drugiego żyjącego kozła, wyznawał wszystkie nieprawości, występki i grzechy synów izraelskich i wypuścił go przez człowieka do tego przygotowanego na pustynię, gdzieby był pożarty przez dzikie zwierzęta, i tym sposobem stał się ofiarą przebłagalną za lud, ponosząc karę za jego grzechy (Kapł 16, 3-25).

Najmilsi, widzicie z dzisiejszej nauki, że wszystkie narody miały i mają swoje ofiary. Jeśli zaś szczególniej ofiary Starego Zakonu były tak liczne i przepisane przez samego Boga, jeśli one były tylko cieniem, obrazem ofiary nowej, to czymże jest ta ofiara chrześcijan-katolików, tego narodu, który ma jedynie prawdziwą ofiarę? Tę ofiarę poznamy za łaską Bożą w następnych naukach. Ludzie słuchający Mszy św. zdają się, jakby stali przed jakąś wielką górą, która wewnątrz pełna jest czystego złota, a oni się nie znają na jej wartości, nie mają odpowiednich narzędzi i nie wiedzą, jak się zabrać do wydobycia tych skarbów - stoją bezradni i bezczynni - odchodzą biedni, jak byli przedtem. Ich trzeba pouczyć, co to jest Msza św. i jak z niej korzystać.

Dzisiaj złóżcie Panu Bogu w tej świątyni ofiarę z serc waszych; przyrzeczcie poświęcić życie swoje dla Niego i za Niego, abyście kiedyś byli w tej krainie, gdzie chwała Trójcy Najświętszej rozbrzmiewa po wszystkie wieki. Amen.

Msza św. jest słońcem religii katolickiej

Oto Zbawiciel twój idzie, oto zapłata Jego z Nim, a dzieło Jego przed Nim.

Iz 62, 11

Kościół katolicki to wielki zakład zbawienia, który Pan Jezus założył dla wszystkich ludzi i po wszystkie czasy. Zadaniem więc jego i posłannictwem jest prowadzić dalej dzieło odkupienia Chrys­tusowe­go, przez nawracanie i ratunek wszystkich narodów. Pan Bóg chce, jak mówi św. Paweł apostoł, aby wszyscy ludzie przez Kościół i w Kościele otrzymywali światło niebiańskie i życie, przyszli ku uznaniu prawdy i byli zbawieni (1 Tym 2, 4). W tym celu jest i pozostanie Pan Bóg w tym Kościele, w nim żyje i działać będzie do końca świata. A jak niegdyś odkupił ludzkość przez krwawą ofiarę na krzyżu, tak dzisiaj prowadzi to dzieło odkupienia przede wszystkim przez bezkrwawą ofiarę Mszy św.

Tę ofiarę widział w duchu prorok Izajasz i napisał te słowa: „Oto Zbawiciel twój idzie, oto zapłata Jego z Nim, a dzieło Jego przed Nim”.

Syn Boży przychodzi do nas w czasie Mszy św. na ołtarz, żeby się za nas ofiarować - a gdzie On obecny z Bóstwem i człowieczeństwem swoim, tam jest i dzie­ło i zapłata dokonanego przez Niego od­kupienia.

Msza św. jest powtórzeniem całego życia nasze­go Zbawiciela - ona jest słońcem naszego nabożeń­stwa, rozlewającym światło dokoła, bo powtarza wszystkie cuda i tajemnice Jego życia - ona tronem miłosierdzia, skąd Pan Jezus rozdaje swe łaski. Z ra­dością tedy wskazuję na ołtarze, na które zstępuje Pan Jezus i powtarzam słowa proroka: „Oto Zbawi­ciel twój idzie, oto zapłata Jego z Nim, a dzieło Jego przed Nim”.

O Jezu! który codziennie powtarzasz na ołtarzu najwznioślejsze tajemnice swego życia i rozdzielasz hojnie swe łaski, otwórz oczy naszej duszy, byśmy Cię coraz więcej poznawali i ze Mszy św. korzystali.

Chciał Boski Zbawiciel, by ofiara Mszy św. była pamiątką Jego bolesnej męki i śmierci - chciał przez nią przypominać nam codziennie swoją nieograniczoną miłość i wartość dusz naszych, nabytych za wielką cenę Krwi Jego najświętszej.

Oddzielna konsekracja chleba i wina uwidacznia zmysłom naszym śmierć Zbawiciela, bo gdy krew od­dziela się od ciała, koniecznie śmierć nastąpić musi.

W ofierze krzyżowej jedne tajemnice zbawienia miały swój początek, inne koniec. Otóż i w ofierze Mszy św., która jest bezkrwawym powtórzeniem ofia­ry krzyżowej, muszą być widoczne i inne tajemnice z życia naszego Zbawiciela.

Istotnie tak jest, bo komuż przyjście Pana Jezusa na ołtarz pod lichą drobiną chleba nie przypomina pierwszego Jego przyjścia na świat w Betlejem w po­staci słabego dziecięcia? Jak tam, tak i tutaj ukrywa Bóg-człowiek świetność swojego majestatu - jak w Betlejem, tak i na ołtarzu ma prawdziwych wielbi­cieli i złośliwych Herodów, którzy Go znieważają.

Któż patrząc dalej na Zbawiciela ukrytego pod osłoną chleba i wina, jak ofiaruje się Bogu Ojcu za nas, jak jest powolnym rozkazowi kapłana, jak dozwala ze sobą czynić, co kapłan zechce, nie uprzytomni sobie znowu Jego życia ukrytego w Nazarecie, gdzie był poddanym i posłusznym Najświętszej Matce i Opiekunowi św. Józefowi? To życie ukryte, ciche, pokorne, pełne modlitwy i ofiary prowadzić będzie pod tymi postaciami eucharystycznymi do końca świa­ta dla chwały Bożej i zbawienia ludzkości. Po wyj­ściu z Nazaretu rozpoczął swój urząd nauczycielski. Idzie na świat wzywać ludzi do swojej owczarni - chce ich nauczyć w niej, jak trzeba starać się o niebo. We Mszy św. osobiście nie mówi, ale poucza nas o tym w lekcjach i ewangeliach. W tej ofierze widać i Jego życie chwalebne. Jest tu Jego zmartwych­wsta­nie i wniebowstąpienie.

Jak niegdyś zmartwychwstały ukazywał się swo­im i oznajmiał im błogą pociechę: „Pokój mój daję wam, nie jako daje świat, Ja wam daję, niech się nie trwoży serce wasze, ani się lęka” (J 14, 27), tak dzisiaj we Mszy św. jest na ołtarzu z ciałem swoim uwielbionym, które już nie podlega cierpie­niom, ale pokazuje na nim blizny ran swoich, które wziął do nieba i powtarza: ,,Pokój mój daję wam, jakiego świat wam dać nie może” - tu nas pociesza, błogosławi, darzy łaską swoją.

Ale we Mszy św. jest On nie tylko ofiarą i na­uczycielem; jest tu i kapłanem, bo sam ze siebie skła­da tę ofiarę; jest i królem, bo przychodzi do serc na­szych w Komunii św., by nas wziąć w swoje posiada­nie, by panować jako książę pokoju, rozszerzyć i utrwa­lić królestwo prawdy i łaski.

Oto życie ukryte Pana Jezusa we Mszy św. - ży­cie najgłębszego poniżenia i najwyższej chwały. We Mszy św. przychodzi Pan Jezus po to, po co się naro­dził w stajence betlejemskiej. „Oto zapłata Jego z Nim”. Niemowlęciem przyszedł na ziemię, więc Je­go najwierniejsi słudzy aniołowie zwiastowali cel te­go przyjścia, śpiewając nad stajenką: „Chwała na wy­sokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łk 2, 14).

Oto podwójny cel Jego przyjścia na świat. Przez śmierć krzyżową uwielbił Ojca swego, okazując Jego bezwzględną sprawiedliwość, dla której przebłagania potrzeba było tak wielkiej ofiary, a zarazem Jego do­broć niepojętą, że Syna swojego daje za żywot świa­ta. Przez krzyż ludziom wysłużył łaski i pokój.

To podwójne dzieło, uwielbienia Boga i zbawie­nia świata, poruczył Pan Jezus swemu Kościołowi do skończenia świata. I spełnia je Kościół św. przez różne akty, otaczając je rozmaitymi ceremoniami i ob­rządkami. Co do piękności i blasku tych ceremonii stoi Kościół św. ustrojony w najcenniejsze klejnoty jako oblubienica przy boku Boskiego oblubieńca, stoi jak królowa po prawicy Jego w ubiorze złotym, oto­czona rozmaitością (2 Kor 11, 2; Ps 44, 10). Najjaśniejszym klejnotem w jej stroju, najpiękniejszą ozdobą jest przenajświętsza ofiara Mszy św.

Wszystkie obrzędy kościelne są pełne głębokiego znaczenia, ale Msza św. jest ich koroną, z niej czerpią siłę i namaszczenie.

I nie jest trudno się o tym przekonać. Wielbimy Pa­na Boga, dziękujemy Mu za dobrodziejstwa głównie przez modlitwę; ale czymże są nasze modlitwy w po­równaniu z tą czcią niezmierną, z tym nieskończonym dziękczynieniem, jakie się najwyższemu Bogu należą? O, jak mdłe, jak niedoskonałe wszystko, co od nas po­chodzi! Jak bluszcz wije się po ziemi, o własnej sile wznieść się nie zdoła, ale gdy obejmie drzewo szybko pnie się w górę, tak i my o własnych siłach nie zdo­łamy się podnieść aż do tronu Bożego, ale oparci na naszym Panu, który zstępuje do nas we Mszy św. wszystko zdołamy. On nas wzniesie w górę, wzniesie do nieba.

Godną najwyższego majestatu Bożego nieskoń­czoną cześć oddajemy Panu Bogu jedynie przez ofia­rę Mszy św. Gdyby miliony światów złączyło się w jeden potężny chór, to jeszcze nie oddadzą Panu Bogu czci godnej, takiej, jaką Mu oddaje jedna tylko Msza św., w której ofiara i kapłan są nieskończonej wartości, bo jest to sam Pan Jezus.

Wie o tym dobrze rządzony przez Ducha Świętego Ko­ściół, dlatego rozpamiętując najwznioślejsze pa­miątki z dzieła odkupienia świata, wielbi dobroć Bo­żą, dziękuje za Jego miłosierdzie właśnie przez spra­wowanie Mszy św. W najmilsze ze świąt: Boże Na­rodzenie, dozwala na uwielbienie i dziękczynienie Panu Bogu za to, że Słowo Jego stało się Ciałem, odprawiać kapłanom aż trzy Msze św., zaś w posępny Wielki Piątek niejako zapomina o tym najcenniejszym klej­nocie, o kielichu zbawienia, bo ze Zbawicielem pije z kielicha goryczy. I nic dziwnego, że i wierni Ko­ścioła katolickiego wszystko, co czynią i oddają na służbę Bożą, dają to przede wszystkim dla godnego uczczenia i uświetnienia Mszy św. Bo pytam, na co powstają te kościoły, gdzie wiedza ludzka sili się na ich piękność czy to budową, czy malarstwem, czy bo­gactwem? Na co te ołtarze zdobne? Na co złote i srebr­ne naczynia, na co te kosztowne ubiory? Dlaczego pło­ną świece na ołtarzu, na co te kwiaty żywe, pachnące, na co ta woń kadzidła? Dla Ciebie to Boże, który przychodzisz w czasie Mszy św. na nasze ołtarze.

Prawda, i innowiercy budują świątynie, i piękne - ale dla kogo? To zbory protestanckie, to żydow­skie synagogi lub inne tzw. „domy modlitwy”, bo tam nie ma Ciała i Krwi Pańskiej; to nie jest świątynia Boża. A cóż powiedzieć o lożach masońskich, gdzie ludzie oddają cześć szatanowi!

Najmilsi! Popatrzmy jeszcze, o ile Msza św. jest najobfitszym środkiem łask. Wprawdzie Msza św. wprost grzechów nie gładzi, wprost nie zlewa na nas łaski uświęcającej, bo na to ustanowione są sakramenty św., ale działanie Mszy św. jest jednak o tyle bardziej dobroczynne, że nie odnosi się tylko do wyjed­nania pewnej łaski i dla jednej tylko osoby, ale roz­ciąga się na wielu, owszem na wszystkich i wyjednuje, jeśli nie bezpośrednio, to przynajmniej pośrednio, wszystkie możliwe dobrodziejstwa Boże. O ileż jed­nak czerpią z ofiary Mszy św. sakramenty św. moc swoją? Sakramenty możemy nazwać strumieniami, rze­kami, przez które płyną do nas łaski wysłużone śmier­cią Pana Jezusa. Ponieważ zaś Msza św. jest powtó­rzeniem ofiary krzyżowej, ponieważ ma tego samego kapłana i ten sam dar zewnętrzny, który był w ofierze krzyżowej, słusznie tedy można powiedzieć, że ofiara Mszy św. jest źródłem łask sakramentalnych, jest słońcem łask, którego promienie łamią się w sakra­mentach św. w siedmiokolorową tęczę, łączącą jako łuk pokoju niebo z ziemią.

Ten stosunek sakramentów św. do ofiary Chry­stusa Pana wyrażony jest przez to, że z przebitego bo­ku Zbawiciela na krzyżu wypłynęła krew i woda. Ta woda przedstawiała wodę chrztu św., który ob­mywa i oczyszcza z grzechu, zaś Krew Chrystusa Pana wskazywała na Krew Jego w Sakramencie Oł­tarza, którym żywi i umacnia dusze nasze na żywot wieczny. Te dwa sakramenty obejmują i inne, bo chrzest św. jest ich początkiem, a Eucharystia dokoń­czeniem - stąd widzimy, że sakramenty św. czerpią moc swoją z ofiary Mszy św.

Oprócz sakramentów św. mamy w Kościele Chry­stusowym i sakramentalia. Jak sama nazwa wskazuje, mają one wprawdzie podobieństwo z sakramentami św., jednak co do istoty różnią się od nich. Są to tak­że środki służące do uświęcenia, ale daleko w mniej­szym stopniu i w inny sposób niż sakramenty św.

Ustanowił je Kościół św., a jako Boski zakład zbawienia, wziął ten Kościół moc od Chrystusa Pa­na, by udzielać błogosławieństwa odkupienia nie tylko ludziom, ale i całej przyrodzie. Wiemy, że „całe stworzenie, jak mówi apostoł, będzie wyswobodzone z niewolnictwa skażenia na wolność chwały synów Bożych, że wszystko stworzenie wzdycha i jako ro­dząca boleje aż dotąd” (Rzym 8, 21-22).

To przemienienie natury dokonane będzie zupeł­nie dopiero przy końcu czasów, ale i teraz już Kościół św. w pewnej mierze ucisza to wzdychanie stwo­rzenia przez pośrednictwo sakramentaliów, gdy przy­najmniej z niektórych stworzonych przedmiotów wy­dala wszystko złe i szkodliwe, uduchawia je i uświęca.

Wyłącza mianowicie niektóre rzeczy przeznaczo­ne do służby Bożej, poświęca je i jedynie ku czci Bo­żej oddaje. Wszystkim przedmiotom, wziętym ze świa­ta, a które potrzebne są przy uroczystości Najświęt­szej Ofiary i przy udzielaniu św. sakramentów, musi być dana pewna świętość, bo one wzięte ze świata uległego grzechowi, są same mu poddane, a przecież nie byłoby odpowiednie, żeby coś skalanego było w zetknięciu z najświętszym.

Błogosławi dalej Kościół św. i poświęca i inne rzeczy, jak np. chleb, wino, owoce, służące do osobi­stego użytku wiernych. Na co to czyni? Bo idzie za przykładem Pana Jezusa, „aby tym, którzy miłują Boga, wszystko pomagało do dobrego i żeby na wszelkie stworzenia błogosławieństwo Boże spływa­ło” (Rzym 8, 28).

Przez błogosławieństwo swoje uwalnia on te przedmioty od wpływu złego ducha i sprawia to, że ludzie bez szkody dla siebie i ze zbawiennym pożyt­kiem używać ich mogą.

Wreszcie błogosławi i poświęca rozmaite inne przedmioty, by całe Królestwo przyrody zagarnąć pod swoją władzę, jak łaskę odkupienia zanosi do wszyst­kich krajów, by przez pośrednictwo sakramentów św. pojednał z Panem Bogiem i uświęcił wszystkie ludy.

Podobnie więc jak sakramenty św., tak i sakramentalia są w łączności z Najświętszą Ofiarą źró­dłem błogosławieństw, z którego w pewnej mierze czerpią moc zbawienną, bo na ołtarzu płynie dalej ta Krew i woda, jaka płynęła na krzyżu, a w jej nur­tach oczyszcza się i odnawia cały świat.

Najmilsi, Msza św. przedstawia nam, jak słysze­liście, całe życie Pana Jezusa, od żłóbka betlejemskiego aż do śmierci krzyżowej i do Jego wniebowstą­pienia. We Mszy św. spełnia nasz Zbawiciel potrójny urząd, przez nią oddajemy Panu Bogu cześć i dzięki Mu należne i dla siebie wysługujemy obfite łaski. Ona jest duszą całej służby Bożej, sercem sakramen­tów św., słońcem religii katolickiej, a stąd jej zawsze świeża siła, która pociąga wszystkie katolickie serca i gromadzi ludy katolickie około swoich ołtarzy.

Już z brzaskiem dnia wschodzi w Kościołach naszych zorza poranna. Dzwony zwołują na świętą ofiarę. I nic dziwnego, że jeszcze wielu, wielu katoli­ków umie ją cenić. Nie mówię o tych, którzy z obo­wiązku przychodzą na Mszę św. w niedziele i świę­ta, ale o tych, którzy jej słuchają i w dzień powszed­ni. Ci zrozumieli, że jak jałmużna nie zuboży człowie­ka, tak Msza św. nie opóźni - oni pojęli, jak wiel­kie łaski dla duszy i ciała daje ta ofiara. Jeśli jednak chcemy te łaski czerpać, nie wystarczy tylko jej słu­chać, ale nam trzeba przede wszystkim czystości su­mienia, bo Pan Bóg patrzy na serce czyste. W czy­stości się kocha, bo chciał, by Matka Jego była dzie­wicą i na zawsze dziewicą została - za opiekuna wziął dziewiczego św. Józefa. Szczególniejszym przywilejem swej miłości zaszczycał czystych, jak takie­go św. Jana ewangelistę, bo jemu jednemu pozwolił przy ostatniej wieczerzy spocząć na swoich piersiach. Po uroczystości Bożego Narodzenia, obchodzimy świę­to dziewiczego diakona św. Szczepana, potem świę­tych Niewiniątek. Oto przestroga dla nas, jak czyste mają być myśli i uczucia nasze w czasie Mszy św., gdy Chrystus Pan rodzi się na ołtarzach naszych. Dla czy­stości sumienia nie żałujmy żadnej pracy. Kto ją stra­cił, niechże zaraz pojedna się z Panem Bogiem i od­tąd czuwa pilnie nad sobą. „Błogosławieni czystego serca, mówi Pan Jezus, bo oni Boga oglądają”. Oglądać Go będą nie tylko tu na ziemi ofiarującego się we Mszy św., ale oglądają Go twarzą w twarz w Królestwie niebieskim. Amen.

Ołtarz i jego ozdoba

Wynijdę do ołtarza Bożego Ps 42, 4

Czytamy w Piśmie św. Starego Zakonu, że syn patriarchy Izaaka, Jakub, kiedy podstępem otrzymał błogosławieństwo pierworództwa od swojego ojca, uszedł przed gniewem starszego brata Ezawa do ziemi Haran. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Jakub chciał spocząć. Wziął tedy jeden z kamieni, które leżały, podłożył pod głowę i zasnął na tym miejscu, do którego doszedł.

We śnie widział drabinę stojącą na ziemi, której wierzchołek dosięgał nieba, a aniołowie wstępowali i schodzili po niej. Na szczycie tej drabiny stał Pan Bóg i mówił do niego: „Jam jest Pan Bóg Abrahama ojca twego, i Bóg Izaaka; ziemię, na której śpisz, dam tobie i nasieniu twemu; w tobie i w nasieniu twoim będą błogosławione wszystkie pokolenia ziemi; i będę stróżem twoim, gdziekolwiek pójdziesz i przywrócę cię do tej ziemi i nie opuszczę, aż wypełnię wszystko, com powiedział”.

Gdy się Jakub ocknął ze snu, zawołał: „Zaprawdę, Pan jest na tym miejscu, a jam nie wiedział. O jakże to miejsce straszne, nic tu nie jest innego, tylko dom Boży i brama niebieska”.

Z brzaskiem słońca wstał Jakub z tego miejsca, wziął kamień, który podłożył pod głowę, nalał na niego oliwy i postawił go na pamiątkę tego widzenia, aby w powrocie mógł na tym miejscu rozważać dobroć Boga - miejsce to nazwał: domem Bożym (Rodz 28, 10-22).

To zdarzenie, wskazuje nam na Kościół św., a w nim na ofiarę Mszy św.

Jak patriarcha Jakub widział we śnie drabinę sięgającą ku niebu, na niej aniołów i Pana Boga, który mu błogosławił i wszystkim pokoleniom ziemi, tak w Kościele św. wstępują z Jego ołtarzy aniołowie do nieba, zanosząc nasze modlitwy i schodzą na powrót, przynosząc nam błogosławieństwo Boże. Tu spełnia Pan Bóg to, co przyrzekł niegdyś Jakubowi; tu przez ofiarę Mszy św. zlewa na wszystkie pokolenia swoje łaski.

Więc i my powtórzyć możemy: zaprawdę miejsce to święte, na którym obecnie stoimy, to nic innego, jeno dom Boży i brama niebios.

Najmilsi! w naukach dotychczasowych przyglądaliśmy się, że tak powiem, z daleka ofierze Mszy św. Zachwycał nas widok upokorzonego Boga-człowieka, podziwialiśmy te wielkie korzyści, jakimi nas darzy Msza św.; odtąd przypatrywać się będziemy bliżej tej ofierze i rozważać wszystkie jej części.

Dzisiaj przyglądniemy się ołtarzowi, na którym kapłan odprawia Mszę św.

Do sprawowania Najświętszej Ofiary konieczne jest jakieś miejsce. To miejsce nazywamy powszechnie: ołtarzem. Pierwszym i najczcigodniejszym takim ołtarzem, na którym sam Boski Zbawiciel odprawił i ustanowił Najświętszą Ofiarę, był stół drewniany we wieczerniku, który przechowuje Kościół św. do dziś dnia, w kaplicy Najświętszego Sakramentu w bazylice lateraneńskiej w Rzymie.

W tym kościele wmurowana jest w wielkim ołtarzu i płyta wierzchnia stołu, także drewniana, na którym odprawiał Mszę św. książę apostołów, św. Piotr. Papież, św. Sylwester I, nakazał stawiać ołtarze z kamienia - do VI jednak wieku utrzymał się gdzieniegdzie zwyczaj odprawiania Mszy św. na drewnianych stołach, przeważnie jednak wznoszono już kamienne ołtarze, a najchętniej odprawiano Mszę św. na płytach kamiennych, ukrywających groby św. Męczenników.

Dzisiaj obowiązuje prawo kościelne, by ołtarz, zwłaszcza ta część jego, na której spoczywa hostia i kielich, były kamienne.

Ołtarze są dwojakie: stałe i przenośne. Ołtarz stały składa się z trzech części: podstawy, która jest albo wmurowana albo składa się z małych filarków - na podstawie spoczywa jedna płyta kamienna przez całą długość ołtarza i ta jest drugą jego częścią, a trzecią jest grób, czyli otwór, na złożenie relikwii świętych Pańskich. Bywa on albo w samej płycie kamiennej, albo w podstawie ołtarza pod płytą.

O wiele prostszym jest ołtarz przenośny, bo składa się z płyty kamiennej małej (zwykle z marmuru), ale na której mogłaby się wygodnie pomieścić hostia i kielich. W otworze tej płyty zamknięte są relikwie i taką płytę można i na inne miejsce przenosić.

Najważniejszą częścią w każdym ołtarzu jest właśnie ten grób z relikwiami, bo bez niego nie można Mszy św. odprawiać. Grób ten ma oznaczać, że z tej ofiary spłynęła na świętych Pańskich moc i męstwo do zupełnego oddania się Panu Bogu; że jak św. Męczennicy naśladowali Pana Jezusa swoim życiem i śmiercią, tak też z Nim najbliżej obcują w chwale niebiańskiej.

Ołtarze w kościołach naszych mają wiele znaczeń symbolicznych. Przypominają one ten ołtarz, na którym składał ofiarę Melchizedech; przypominają kamień Jakuba, o którym słyszeliście dzisiaj, przypominają także ołtarze starozakonne i przedstawiają krzyż, bo Chrystus Pan na ołtarzu ponawia ofiarę krzyżową; wskazują one i na tron miłosierdzia, na którym zasiada Pan Jezus między synami ludzkimi. Przede wszystkim zaś ołtarz wyobraża samego Pana Jezusa, przez którego i w którym jedynie zanieść możemy Panu Bogu przyjemne ofiary i modły.

Dla tego znaczenia symbolicznego, jakie przywiązuje Kościół św. do ołtarza, główna jego część składa się z jednej tylko płyty, na oznaczenie, że Pan Jezus jest naszym jedynym Zbawcą. Ta płyta jest kamienna, bo Chrystus Pan jest kamieniem węgielnym, na którym wspiera się cała nasza religia, jest skałą, z której jak niegdyś Izraelitom na puszczy, tak nam płyną obfite zdroje łask.

Ołtarz okrywa się potrójnym obrusem, z których wierzchni ma sięgać z boków ołtarza do posadzki względnie stopni. Te obrusy jak i korporał, na którym bezpośrednio kładzie się hostię i patenę, również i palka, którą przykrywa się kielich, powinny być białe i z lnianej materii. Zapytać możecie, czy nie byłaby odpowiedniejszą droższa materia dla okazania większej czci Najświętszemu Sakramentowi? Nie, bo bielizna lniana przypomina nam owo prześcieradło białe, lniane, czyste, w które był owinięty Pan Jezus po złożeniu z krzyża, przypomina i te pieluszki, w które Go okryła N.M.Panna w stajence betlejemskiej, bo zapewne dla ubóstwa na cenniejszą materię zdobyć się nie mogła. Przypomina nam wreszcie, jak to Boski Zbawiciel stał się dla nas ubogim, byśmy Jego ubóstwem byli bogatymi i wzywa nas do starania się o ubóstwo ducha czyli pokorę.

Materia ta ma jeszcze inne znaczenie. Wiadomo wam, moi drodzy, w jaki sposób bieli się płótno lniane - że pod wpływem promieni słonecznych i polewania wodą nabiera ono coraz więcej świeżości i białości. Tu głęboka dla nas nauka, jak to zwolna, przez ciągłą pracę nad zepsutą naturą, przez krzyżowanie naszego ciała, nabywamy białości cnót, stajemy się godnymi dziećmi Pana Jezusa. Oprócz potrójnego obrusa, ma być na ołtarzu w czasie odprawiania Mszy św. krzyż z wizerunkiem Pana Jezusa, do którego w niektórych częściach Mszy św. ma kapłan kierować wzrok swój błagalny.

Widok tego czcigodnego znaku ma nam przypominać, że Msza św. jest pamiątką ofiary krzyżowej. Rzut oka na obraz cierpiącego za nas Zbawiciela zdoła zawsze, a zwłaszcza wśród Mszy św., obudzić w sercu naszym uczucia miłości i uwielbienia. Ileż to z krzyża czerpali po wszystkie czasy święci Pańscy zachęty do cierpliwości, pokory, do gorliwości o zbawienie duszy! Św. Bernard nazywał krzyż: wyższą mądrością, swoją biblioteką. Św. Filip Benitius błagał otaczających go przy śmierci: „Dajcie mi moją książkę”. Nie rozumiano go zrazu, ale gdy mu podano krzyż, on tuląc go do piersi, wołał z rozczuleniem: „Tak! to moja księga, w niej czytałem przez całe życie, w niej chcę też zamknąć mego ducha”.

Najmilsi! obyśmy to i my umieli czytać w tej księdze, obyśmy ze spokojem znosili przynajmniej te drobne, codzienne krzyże, przykrości. Od Zbawiciela ukrzyżowanego uczmy się wszelkich cnót, nie żałujmy żadnych trudów, nie wahajmy się przed żadną ofiarą dla przypodobania się Panu Bogu, bo, jeśli współ-cierpimy ze Zbawicielem, z Nim też kiedyś będziemy się weselili.

Na ołtarzu widzimy dalej świece. Przypominają one czasy prześladowania, wśród których w ciemnych katakumbach składano przy świetle Najświętszą Ofiarę - więcej jednak przedstawiają nam tę „światłość świata”, jaka jest na ołtarzu w czasie Mszy św., tj. Boskiego Zbawcę.

Tam świeci jasno światło Jego nauki. O niej mówi prorok Izajasz: „Lud, który chodził w ciemności, ujrzał światłość wielką, mieszkającym w krainie cienia śmierci, światłość im weszła” (Izaj 9, 2).

Tam światło Jego przykładu. „Jam jest światłość świata, mówi Pan Jezus, kto za mną idzie, nie chodzi w ciemności, ale będzie miał światłość żywota” (J 8, 12).

Tam światło Jego łaski i natchnienia, jakimi nas oświeca Duch Święty.

Tam światło Jego chwały. O niej mówi św. Jan Ewangelista w Księdze Objawienia: „A miasto (niebieskie Jeruzalem) nie potrzebuje słońca ani księżyca, aby świeciły w nim, albowiem jasność Boża oświeciła je, a świeca jego jest Baranek” (Apok 21, 23).

Świeczniki (lichtarze), na których spoczywają świece, oznaczają czyste święte człowieczeństwo Pana Jezusa; wosk, na który pracują dziewicze pszczoły, przypomina Jego nieskończenie doskonałą duszę, a płomień świecy Jego pełne chwały Bóstwo.

Widać jeszcze na ołtarzu trzy tablice zwane kanonami (prawidłami), na których podane są modlitwy dla wygody celebransa, by ulżyć jego pamięci lub szukania i odczytywania ich ze mszału.

Wreszcie widać tam i kwiaty żywe albo sztuczne.

„Trzy rzeczy zostawił nam Pan Bóg w raju, mawiał św. Franciszek Borgiasz, jedna, to: pełne prostoty i szczerości oko dziecięcia, druga: uśmiechające się do nas na błękicie niebios gwiazdy, a trzecia to: powabne, tchnące niewinnością kwiaty”. Na widok kwiatów, które na człowieku bezmyślnym nie robią żadnego wrażenia, święci Pańscy rozpalali się gorącą miłością ku Panu Bogu. Z ich piękności wnosili o dobroci i piękności Boga, kruszyli się w sercu za swe przekroczenia i wyrzucali sobie swoją opieszałość, niewdzięczność względem Pana Boga.

Obyśmy to, drodzy moi, chcieli zrozumieć mowę kwiatów, obyśmy przez rozpamiętywanie wszystkich dóbr widzialnych, podnosili się, według napomnienia św. Pawła Apostoła, do poznania i pokochania dóbr niewidzialnych, niebieskich! Jak piękne kwiaty wyrastają z ziemi rodzącej ciernie i głogi, pod wpływem światła słonecznego i deszczu, tak pod wpływem łaski Bożej i nasza natura, jakkolwiek przez grzech skażona, może wydawać piękne cnót kwiaty.

Najmilsi! mówiłem, że ołtarz przedstawia nam Chrystusa Pana - stąd my jesteśmy niejako ścianami, żywymi kamieniami w świątyni duchowej Kościoła św. Nikomu niech się dziwne nie wydaje to twierdzenie, bo św. Paweł Apostoł nazywa nas świątynią Bożą. Jak więc ściany nie oddalają się od ołtarza, tak i my nie oddalajmy się nigdy od naszego Pana. Do ołtarza śpieszmy we wszelkich potrzebach naszych.

Ołtarz, na którym spoczywa Zbawiciel pod postacią chleba, jest miejscem najczcigodniejszym na ziemi, jest rajem dla dusz bogobojnych. Ileż to ludzi stroskanych, wątpiących w miłosierdzie Boskie, znalazło tutaj wśród ciszy kościoła, wśród tajemniczego cienia, przy blasku wiecznej lampki, w bliskości Oblubieńca dusz ludzkich, błogą pociechę wśród zawodów, ochłodę wśród znojów żywota; ilu uczuło tu przedsmak rozkoszy niebiańskich!

Tu Jezus Chrystus rozbił swój namiot, skąd tryska obficie źródło pociechy, błogiego spokoju i szczęścia; tu On czuje rozkosz z przebywania z synami ludzkimi.

Ale, czy my czujemy tę radość, że możemy być w Jego bliskości? czy chętnie śpieszymy na Mszę św.? czy owszem, wiele dni upłynie, a my Go nie chcemy widzieć pod zasłoną chleba, może mówimy, że nie mamy Go o co prosić?

O! jeśli sumienie nie czyni nam wyrzutów, jeśli daje odpowiedź dobrą, to znak, że jeszcze wierzymy w Jego obecność pośród nas. A jeśli tak, to nie zostawiajmy tego Więźnia miłości osamotnionego. Szukamy towarzystwa ludzi, dlaczegóż nie szukamy tego najlepszego towarzysza, przyjaciela naszego, który przychodzi do nas codziennie na ołtarz, pragnie z nami rozmawiać, chce nasze prośby wysłuchiwać, chce nas obdarzać swoimi łaskami?

Więc ile możności śpieszmy na Mszę św., w czasie tej ofiary patrząc na wizerunek ukrzyżowanego Zbawiciela, wołajmy do Niego z głębokości serca: „Jako pragnie jeleń do źródeł wody, tak pragnie dusza moja do Ciebie, Boże” (Ps 41, 2). Amen.



Wyszukiwarka