JAK ROZMAWIAĆ O ŚMIERCI
Justyna Dąbrowska, psycholog
Nie umiemy o niej mówić. Unikamy tego tematu nawet w myślach, w rozmowach z innymi dorosłymi, a zwłaszcza z naszymi dziećmi.
Stosujemy naiwną taktykę, która zakłada, że jeżeli się o czymś nie mówi, to tego nie ma. W języku codziennym używamy eufemizmów: "ptaszek zasnął", "babcia odeszła", "pieska już z nami nie ma".
Kultura, w której żyjemy i która kształtuje nasze postawy, afirmuje młodość, a zaprzecza starości. Telewizja, reklamy, kolorowe czasopisma ukazują nam świat bez chorób, starzenia się i śmierci. Nie ma w nim też cierpienia, które wiąże się z przemijaniem, ze stratą kogoś najbliższego. Jest walka ze zmarszczkami, ze smutkami i wszystkim, co może przypominać o upływającym czasie.
Śmierć, jeżeli się pojawia, to w odrealnionej, komiksowej formie - kreskówkach, grach komputerowych, filmach akcji. To często śmierć na niby: wielokrotna, odwracalna, nieprawdziwa. Skoro nie godzimy się na przemijanie, tym bardziej nie możemy pogodzić się z istnieniem śmierci. Kiedyś ludzie rodzili się w domach i tam też umierali. Narodziny i śmierć były w naturalny sposób obecne w życiu codziennym, można się było z nimi spokojnie i powoli oswajać, co nie oznacza, że nie towarzyszyły im burzliwe, czasem wstrząsające przeżycia. Świadkami tych przeżyć były również dzieci. To brzmi drastycznie, ale uczyły się w ten sposób, czym jest śmierć.
Lęk jest w nas
Dzisiaj prawie wszyscy rodzą się w szpitalnej instytucji i tam też umierają. Mało komu przy śmierci towarzyszą bliscy. Umiera się najczęściej w samotności, w poczuciu opuszczenia. Jeśli nasi rodzice chronili nas przed smutkiem, nie mieliśmy w dzieciństwie (a często i w młodości) okazji, by towarzyszyć bliskim w zmaganiu się z żałobą, a w dorosłym życiu panicznie unikamy stykania się z umieraniem i robimy wszystko, żeby tylko nie musieć mówić ani myśleć o śmierci.
Kultura wzmacnia to, co w nas i tak tkwi. Lęk przed śmiercią jest przecież zrozumiały. To jedyna rzecz, o której wiemy, że na pewno nam się przydarzy i że nie da się jej uniknąć. Nikt nie wie, co dzieje się potem. Nawet ci, których wiara jest mocna i głęboka, przeżywają niepewność przed przeprowadzką do wieczności.
Wielu z nas przeraża wizja nieodwołalnego końca, pustki, niebytu. Ten lęk odciska piętno na naszym zachowaniu. Płyniemy w nurcie życia jak w wartkiej rzece, a jednocześnie próbujemy się kurczowo przytrzymywać brzegu. Chwytamy się przedmiotów materialnych, otaczamy się nimi w nadziei, że dadzą nam poczucie bezpieczeństwa. Choć jak mówi chińskie przysłowie, "nie zabierzemy złota ze sobą do grobu", gromadzenie dóbr pozwala nam wierzyć, że nie przeminiemy. To powszechne złudzenie.
CZY DZIECI POTRZEBUJĄ ROZMÓW NA TEMAT ŚMIERCI?
Agnieszka Tyszka
Jesień skłania do zadumy - nad życiem, czasem, przemijaniem, śmiercią. Dziecko też na swój sposób przeżywa zamieranie świata. Dostrzega bezlistne drzewo, nieżywego motyla, uschnięte kwiaty w ogrodzie. Rodzą się pytania, które nie powinny pozostać bez odpowiedzi.
Unikanie tematu
Rozmawianie z dzieckiem o śmierci nie jest łatwe. Wielu rodziców stara się omijać bolesny i trudny temat. Dzieci dowiadują się więc, że ptaszek, który wypadł z gniazdka i leży bez ruchu na ścieżce - tylko zasnął, że babcia, która umarła - wyjechała bardzo daleko i nie można jej odwiedzić. Bajki podlegają cenzurze - obecne w nich motywy śmierci są przez rodziców łagodzone lub pomijane. Chomik czy świnka morska, które naturalną koleją rzeczy pewnego dnia odchodzą, zostają błyskawicznie zastąpione uderzająco podobnym zwierzątkiem, żeby dziecko niczego nie zauważyło.
Rodzice robią to wszystko w dobrej wierze. Chcą ustrzec dziecko przed brutalną prawdą o tym, że śmierć istnieje i nieuchronnie czeka każde żywe stworzenie.
Unikanie tego tematu podszyte jest często strachem. My, dorośli, niechętnie myślimy o śmierci. Tak jest bezpieczniej i wygodniej - jakby niepamięć była w stanie ochronić nas i nasze dzieci przed tym, co nie do uniknięcia.
Nie mogę rozmawiać z córką o śmierci. Trudno przecież mówić o czymś, z czym sama nie daję sobie rady. Nie ma we mnie zgody na przemijanie, nie umiem o tym spokojnie myśleć. I nie chcę. Nie teraz.
Anna, mama Agnieszki
Śmierć jest potrzebna do spotkania się z Bogiem. Joasia (10 lat)
Ludzie muszą umierać, żeby na ziemi nie było tłoczno. Tak już jest. Julia (8 lat)
Trudne pytania
Rozmijanie się z prawdą nie sprawi, że śmierć zniknie z naszego życia. Jest jego częścią i maluch prędzej czy później się o tym dowie. Dzieci zresztą w naturalny sposób starają się same oswoić z umieraniem. Pytają nas, dlaczego biedronka się nie rusza, czemu drzewa tracą liście, czy dziadek już zawsze będzie mieszkał w szpitalu? Pojawia się także pełne lęku pytanie: "Czy ty i tata kiedyś umrzecie?".
Czasem trudno pojąć, skąd w radosnym, pełnym energii maluchu bierze się potrzeba rozmawiania o śmierci. Ale ona jest i nie wolno jej lekceważyć. Gdy dziecko pyta, przytulmy je i spróbujmy mu wytłumaczyć wszystko, jak umiemy najlepiej. To nic, że słowa przychodzą z trudem, że chce nam się płakać, gdy maluch prosi: "Ale obiecaj mi, że umrzemy razem" albo protestuje: "Ja nie chcę iść sam do nieba!".
Nie ma jednego, uniwersalnego sposobu rozmawiania o śmierci. Uniwersalne wydaje się jedynie to, żeby nie kłamać i nie udawać, że problem nie istnieje. Unikanie tematu rodzi w wyobraźni dziecka rozmaite fantazje. I zaczyna bać się zmarłego wujka, z którym nie wiadomo co się stało, bo nikt dorosły nie chce o tym mówić. Albo unika jak ognia cmentarzy, bo dokładnie nie wiadomo, co się dzieje ze zmarłymi. Tak rodzą się lęki, z którymi dziecku trudno się uporać. Lepsza jest prawda, choćby najsmutniejsza.
Moja czteroletnia, wesoła i pogodna córeczka zaczęła wieczorem płakać. Przytuliła się do mnie mocno i powiedziała: "Nie chcę, żebyś umarła, obiecaj, że nie umrzesz". Wpadłam w panikę, myślałam, że ma jakieś przeczucia, że coś się stanie. Zmusiłam się, by jej wytłumaczyć, że to niemożliwe. Płakałyśmy razem. Magda, mama Tosi
Śmierć jest smutna. Już nie zobaczę dziadka. Ale pocieszające jest to, że on poszedł do nieba i jest bezpieczny, bo nie przyjdzie tam żaden zły człowiek i nic mu nie zrobi. Źli ludzie nie idą do nieba. Zosia (8 lat)
Jak rozmawiać
Rodzice mogą powiedzieć dziecku o śmierci tylko to, co sami o niej myślą, w co sami wierzą. Warto się nad tym zastanowić, zanim jeszcze padnie pierwsze pyta nie. Bo dzieci potrafią zapytać o krzyż postawiony przy drodze w miejscu, gdzie ktoś zginął, czy o klepsydrę naklejoną na drzwiach klatki schodowej.
Dobrą okazją do rozmowy jest pierwszy listopada. W wielu rodzinach panuje zwyczaj odwiedzania grobów bliskich i przyjaciół. Dla dzieci to wielkie przeżycie. Chętnie zapalają świeczki, sprzątają, układają krzyże z kasztanów i przyniesione kwiaty.
Warto wtedy porozmawiać - o naszych zmarłych, o rodzinnych korzeniach, o tym, jak nam jest smutno bez naszych bliskich, jak byli dla nas ważni, co po sobie zostawili. To jedyny w swoim rodzaju czas dla rozmów o przemijaniu. Nie trzeba się ich bać. Są dzieciom potrzebne.
Mam opory przed ciąganiem dzieci na cmentarz pierwszego listopada. Po co im to potrzebne? To przecież takie ponure święto. I te pytania, które mogą zadawać - o groby, o zmarłych... To zbyt trudne. Ewa, mama Mateusza
Dzieci powinny odwiedzać swoich przodków na cmentarzu, nawet jak jest brzydka pogoda, bo kiedyś dzieci też umrą i będą chciały, żeby ktoś ich odwiedził. Poza tym cmentarz to jedyne miejsce, gdzie mo1żna spotkać przodków. Joasia (10 lat)
Przeżywanie żałoby
W szczególnej sytuacji jest dziecko, które bezpośrednio zetknęło się ze śmiercią, zwłaszcza jeśli umarł ktoś bliski, z kim żyło pod jednym dachem. To trudne do ogarnięcia i przeżycia.
Dorośli powinni wiedzieć, że kilkulatek przeżywający żałobę nie przywdzieje czarnego stroju i nie będzie od rana do nocy siedzieć i płakać. Może biegać, śmiać się, hałaśliwie bawić. Trzeba to przyjąć, choć nijak się ma do naszego, dorosłego sposobu przeżywania śmierci.
Dobrze jest towarzyszyć dziecku w żałobie: wspólnie płakać, przytulać, wspominać zmarłą osobę, pisać do niej listy, zapalać świeczki na grobie. Trzeba mu pozwolić mówić o tym, co przeżywa. Trudno słuchać, ale dziecko potrzebuje słuchacza, z którym może przeżywać smutek, złość, rozpacz, żal.
Nie wyrażona żałoba, pytania pozostawione bez odpowiedzi - zamrażają dziecięce uczucia, czasem na całe życie. Tak dzieje się wtedy, gdy śmierć bliskiej osoby staje się tematem tabu. Nikt nic nie mówi, nikt nie płacze, tak jakby nic się nie stało, a przecież zmiana jest widoczna i bolesna. Dziecko tego nie rozumie, ale milczy, bo inni też milczą. Czasem milczeniu towarzyszy poczucie winy ("babcia mówiła, że to ją wpędzi do grobu, no i umarła, pewnie to ja ją wpędziłam swoimi grymasami").
Wielu dorosłych dopiero podczas psychoterapii staje oko w oko z dawną, dziecięcą żałobą, z którą byli pozostawieni sami. Często jej cień kładzie się na ich życiu przez długie lata - lękiem, niepewnością, samotnością, cierpieniem, którego przyczyny sobie nie uświadamiali.
Mój najmłodszy brat umarł podczas porodu. Miałam wtedy dziewięć lat i z rozpaczy i bezsilności wyrwałam wszystkie kwiaty w ogrodzie. Nie miały prawa kwitnąć, kiedy mój braciszek nie żył. Tata pogroził mi pasem. Nie rozumiał, dlaczego to zrobiłam. Krysia, mama Adama
Kiedy umarł mój dziadek, bardzo płakałem. Potem wyciąłem z gazety takie karteczki, gdzie było o nim napisane. Będę je zawsze miał schowane, żeby pamiętać o dziadku. Antoś (7 lat)
Pożegnanie
Czy dziecko powinno uczestniczyć w pogrzebie? Małe raczej nie. Jeśli ma jednak siedem, osiem lat warto, by pożegnało odchodzącą osobę (pod warunkiem że jest mu ona naprawdę bliska). Podczas kościelnej ceremonii będzie jednak potrzebować opieki i wsparcia dorosłej, znajomej osoby. Kogoś, kto nie straci głowy w ogólnym zamieszaniu, przytuli, potrzyma za rękę, odpowie na pytania. Lepiej nie zabierać potem dziecka na cmentarz - ta część uroczystości dla wszystkich szczególnie bolesna, dla niego może okazać się zbyt trudna do zniesienia. Grób zmarłego można odwiedzić przy innej okazji, nie chodzi przecież o to, by ukrywać jego istnienie.
JAK POMÓC DZIECKU PRZEŻYĆ ŻAŁOBĘ
Katarzyna Kamińska
Katarzyna Kamińska, psycholog, prowadzi grupy wsparcia dla osób w żałobie
Kiedy umrze ktoś bliski, dziecko cierpi nie mniej niż dorosły. Nie rozumie, co się stało (ale czuje, że coś niezwykłego i zatrważającego). Nie mogąc zrozumieć, przeżywa niepokój i mnóstwo wątpliwości.
Niepokój narasta, a smutek coraz trudniej unieść, bo dorośli, zajęci sobą, nie zwracają na nie uwagi. Znikła gdzieś radość i beztroska, wszyscy pozamykali się w sobie i stronią od innych. Zastanówmy się, co też może czuć dziecko.
Tata gdzieś wyjechał.
Czasami wyjeżdża na kilka dni. Szkoda, że akurat teraz, bo z nim jest tak fajnie, można go o wszystko zapytać i on zawsze odpowie. A z mamą tak się nie da. Jak spytać: „Gdzie jest tatuś?”, mówi: „Wyjechał” i wybucha płaczem. Czemu tak strasznie płacze? Przecież tatuś nieraz wyjeżdżał, a potem wracał. Dziwni ci dorośli. A może płacze dlatego, że to mama chciała wyjechać, a wyjechał tata. Ostatnio mówiła, że jest nami bardzo zmęczona i że chciałaby trochę od nas odpocząć. Że nigdy nie sprzątamy po sobie i ona musi wszystko robić. Pójdę posprzątać mój pokój, może się trochę ucieszy.
Tyle osób przyszło nas odwiedzić - i ciocia, i wujek, i dziadkowie. Nigdy nie przychodzą wszyscy razem. Ale rozmawiają tylko z mamą. Mówią, żeby się nie martwiła, że da sobie radę, że jej pomogą. Ciocia wzięła mnie na kolana i zaczęła mi tłumaczyć, że tatuś musiał wyjechać (przecież wiem), że nie będzie go bardzo długo (ile to jest „bardzo długo”?), że może już nigdy nie wróci. Jak to nie wróci? Dlaczego miałby nie wracać? Przecież nas kocha. Przecież jest naszym tatą. Jak spadłem z roweru, zaraz był przy mnie. A kiedy byłem chory, powiedział, żebym się nie martwił, bo on jest ze mną. Tyle razy mówił, że zawsze mogę na niego liczyć. Więc to nieprawda, co ta ciocia mówi. Mama też nieraz mówi: „Jak będziesz oglądał tak długo telewizję, to nie będę cię kochać”, a na drugi dzień, jak ją pytam, czy mnie jeszcze kocha, to się śmieje i mówi: „No pewnie, głuptasie, jak mogłabym cię nie kochać”. No i bądź tu człowieku mądry. Ciocia pewnie tak samo. Jutro powie, że jestem głuptas i że tata wróci, tylko że miał dużo spraw do załatwienia. Dni mijają,
a tata nie wraca...
Mama cały czas smutna, nawet nie ma co z nią rozmawiać, bo jak tylko ktoś powie coś o tacie, to zaraz wybucha płaczem. To już w ogóle o nim nie mówię. Tylko myślę: Dlaczego nie wrócił? Może był na mnie zły? Pewnie o to, że zrobiłem taki bałagan w jego narzędziach. I nie wyczyściłem roweru. I w ogóle ostatnio byłem taki niegrzeczny. To wszystko moja wina - teraz mama płacze, a taty nie ma. Jestem niedobrym chłopcem i dlatego tata odszedł. Musiał być bardzo zły, bo nawet się ze mną nie pożegnał...
Rozmawiajmy z dziećmi o śmierci
Nie tylko wtedy, kiedy dotknie naszą rodzinę. Pokazujmy, że śmierć jest naturalną koleją losu, częścią życia. Umieramy, ponieważ żyjemy. Żyjemy, i dlatego umrzemy. Tak jak wszyscy. Tak jak wszystko - kwiaty, drzewa, zwierzęta.
Rozmawiać to nie znaczy dawać gotowe odpowiedzi. Pytania, które zadają dzieci - co to jest śmierć? dlaczego ludzie umierają? co się z nimi potem dzieje? - spędzają sen z oczu filozofom. Nie musimy mieć na nie gotowych odpowiedzi. Możemy podzielić się z dzieckiem swoimi wątpliwościami: "Ludzie różnie próbują sobie tłumaczyć śmierć, ale nikt nie wie na pewno, co dzieje się potem. Ja myślę, że... A ty jak myślisz?".
Gdy odejdzie ktoś bliski,
porozmawiajmy z dzieckiem o tym, co się stało. Powiedzmy mu, że ta osoba umarła, że nigdy już nie wróci. Nie próbujmy omijać tej kwestii, licząc na to, że samo się domyśli. Ani nie zasłaniajmy się tym, że jest za małe, żeby zrozumieć. Ono rozumie znacznie więcej, niż się nam wydaje, tyle że na swój sposób.
Mówmy prawdę. Dziecko niełatwo oszukać. Może udawać, że wierzy w to, co mówimy, ale w głębi duszy czuje, że coś jest nie tak. I traci do nas zaufanie.
Pozwólmy dziecku pożegnać się ze zmarłym. To bardzo ważne. Jeżeli nie było okazji, żeby to zrobić przed śmiercią, zabierzmy je na pogrzeb i pomóżmy mu rozstać się z bliską osobą - podziękować za to, co było, przeprosić, wybaczyć i pozwolić odejść. W domu może napisać do niej list albo narysować swój smutek.
Dziecko do piątego roku życia nie rozumie jeszcze, na czym polega przemijanie, czym jest czas. Trudno mu pojąć, że śmierć jest zjawiskiem nieodwracalnym. Umrzeć to dla niego tak, jakby zasnąć. A potem się obudzić. Po powrocie z pogrzebu może pytać: kiedy ciocia Basia wróci? Trzeba mu jasno i wiele razy powtarzać: ciocia nie wróci, bo nie żyje. Kiedy ktoś umrze, nigdy już nie wraca. Dziecko nie dowierza, bo przecież w bajkach zmarli ożywają, a w filmach ktoś do kogoś strzela, a on się podnosi i idzie dalej. Więc śmierć to trochę takie udawanie. Jestem. Znikam. A po chwili wracam.
Między piątym a dziesiątym rokiem życia dziecko zaczyna rozumieć, że śmierć jest nieodwracalna, ale nie odnosi jej jeszcze do siebie. Wie, że umierają ludzie starzy. I zazwyczaj wyobraża sobie śmierć konkretnie - jako anioła z białymi skrzydłami albo kostuchę z kosą.
Starsze dzieci podchodzą do śmierci właściwie tak jak dorośli
Rozmawiać to nie tylko mówić, ale i słuchać. Słuchajmy tego, co dziecko chce nam powiedzieć, może nieporadnie i nieskładnie, bo dla niego to też trudne, chociaż czasem może mówić zadziwiająco jasno i zrozumiale. Bądźmy gotowi słuchać w każdej chwili, a nie tylko w czasie specjalnie przeznaczonym na rozmowę.
Rozmawiać to znaczy również okazywać emocje. Nie udawajmy, że jest nam wesoło, kiedy w środku wszystko płacze. I pozwólmy dziecku wyrażać swoje uczucia. Nie bójmy się ich. Stłumione musiałyby w końcu wybuchnąć - w agresywnym zachowaniu, napadach lęku, niechęci do życia. Dziecko może odczuwać żal, ale także niepokój, lęk, złość, rozdrażnienie, zazdrość, a nawet radość czy ulgę. Nazywajmy jego przeżycia ("widzę, że jesteś smutny") - w ten sposób pomożemy mu je uporządkować.
Dziecko uczy się rozpoznawać i wyrażać własne uczucia wtedy, gdy dorośli nie kryją się ze swoimi. Nie ma nic złego w tym, że płaczemy razem z dzieckiem. To może nas tylko do siebie zbliżyć.
Jeżeli jest nam bardzo ciężko i nie potrafimy rozmawiać z dzieckiem, poprośmy o pomoc kogoś z rodziny czy przyjaciół. Najważniejsze, żeby nie zostawiać dziecka bez oparcia. Trzeba zapewniać go o naszej miłości, o tym, że go nie opuścimy. To ma dla niego ogromne znaczenie, zwłaszcza teraz, gdy jego poczucie bezpieczeństwa zostało poważnie zachwiane.
Uważajmy na słowa
Nie mówmy dziecku, że:
• śmierć jest karą za to, że ktoś się źle zachowywał;
• pan Bóg zabrał mamę, bo tak bardzo ją kochał;
• pan Bóg zabiera do siebie młode i niewinne istoty;
• tata żyje teraz na cmentarzu;
• teraz ono zastąpi mamusię i będzie panią domu.
GDZIE ŻYJĄ ZMARLI?
Katarzyna Kamińska
Katarzyna Kamińska, psycholog, pracuje w Verbum - Centrum Pomocy Psychologicznej w Katowicach oraz z osobami w żałobie i z umierającymi
W naszej kulturze nie mówi się o śmierci. Kiedy pytają o nią dzieci, odpowiadamy im często wykrętnie. Ale to tylko otwiera drogę do fantastycznych rojeń, nieraz bardziej przerażających niż rzeczywistość.
Siedziałam w samolocie obok pięcioletniej może dziewczynki, która przez cały czas siedziała z noskiem przyciśniętym do szyby. Wreszcie jej mama spytała:
- Na co tak patrzysz, córeczko?
- Patrzę, czy tu gdzieś babci nie zobaczę.
- Ale przecież babcia umarła.
- No właśnie dlatego. Wszyscy mówili, że poszła do nieba, no to jej szukam.
Śmierć. Powszednia jak narodziny, ale trudno ogarnąć ją rozumem. Nawet nam, dorosłym, a co dopiero dziecku, które myśli bardzo konkretnie. Potrzeba wielu lat, by w pełni uchwyciło tak abstrakcyjne pojęcia, jak: "istnienie", "przemijanie", "nigdy" i "na zawsze".
Pojąć to, co nieodwracalne
Przez pierwsze lata swego życia dziecko chłonie świat głównie zmysłami. Bardziej czuje, niż myśli. Doskonale odbiera nastrój i emocje otaczających je osób. Czuje, czy są one przyjemne, czy nie. Spokojne czy pełne lęku. Przyjazne czy gniewne. I czy ma się bać tego, co dzieje się wokół, czy też może się czuć bezpiecznie. Kiedy ktoś w rodzinie umiera, nagle wszyscy smucą się, płaczą. Dwu-, trzylatek nie rozumie, dlaczego, ale udziela mu się niepokój i przygnębienie rodziców, może okazywać strach, bronić się przed zaśnięciem albo budzić w nocy.
Czterolatek ma już pewne wyobrażenie, czym jest śmierć. Wie, że mama czasami wyjeżdża i jej nie ma. Ze śmiercią jest tak samo. Ktoś wyjeżdża i go nie ma. Ale potem mama wraca. Ze śmiercią pewnie jest tak samo. Kiedy wróci ciocia Basia? - pyta dziecko po powrocie z pogrzebu. Rodziców przyprawia to o rozpacz - ono niczego nie rozumie!
Rozumie, ale po swojemu. Dziecku w tym wieku śmierć wydaje się czymś odwracalnym. Jak wyjazd lub zapadnięcie w sen. Ktoś zasnął i za chwilę się obudzi. Jak śpiąca królewna, która spała sto lat, a wystarczył pocałunek księcia, by się zbudziła. Rycerz wyjechał na wojnę, mówili, że zginął, a on wrócił. A w tym wspaniałym, kolorowym świecie, na który mama nie pozwala zbyt długo patrzeć, ludzie strzelają do siebie, zabijają się, a po chwili wstają i dalej żyją. W kościele ksiądz mówił, że zmarli żyją w niebie. Babcia zawsze wieczorem każe się pomodlić za dziadka, który jest w niebie. Jest. To znaczy może wrócić.
Dla czterolatka śmierć nie jest więc zdarzeniem ostatecznym, które kładzie kres życiu. Ona zmienia tylko sposób życia. Po śmierci żyje się dalej, tyle że inaczej. I dziecko zastanawia się, jak też to życie zmarłych wygląda: Gdzie mieszkają? Czy jedzą to, co my? Czy oglądają telewizję? Śmierć nie tylko jest odwracalna, ale można jej także uniknąć. Wystarczy uważać albo mieć szczęście i wszystko będzie dobrze. Bo śmierć to tylko przypadek - ktoś cię wepchnął do dziury albo samolot zepsuł się i spadł.
Pięciolatek już wie, że śmierci odwrócić się nie da. Nieżywe zwierzątka, jakie widuje na spacerze, są zimne, nie ruszają się i nie zaczynają od nowa biegać. Śmierć powoli staje się czymś ostatecznym i nieuchronnym. Dziecko wie już, że umrze babcia, bo jest stara, umrze ciocia, bo jest chora, ale nie uważa, by miało to dotyczyć jego i jego kolegów. Dlatego nie boi się śmierci (chyba że ktoś go nią straszył) i ma do niej podejście rzeczowe. Może więc zapytać, z czego zrobiona jest trumna i czy babci nie będzie w niej za ciasno, kiedy będzie się chciała przewrócić.
Wyobraźnia pracuje
Ciekawe, że rozmawiając z dzieckiem o śmierci, dorośli, którzy zazwyczaj urealniają jego wizje, nagle zachowują się inaczej. Sami używają baśniowych określeń i zeufemizowanych zwrotów. Z ich ust padają słowa, które dziwnie pasują do świata dziecka, tylko nie wiadomo dlaczego tak się denerwują, kiedy ono chce później o coś dopytać.
Wujek zasnął. To kiedy się obudzi?
Sąsiad odszedł. Dokąd? I kiedy wróci?
Zniknął. Pewnie ma czarodziejską pelerynę jak Harry Potter i zaraz go tu ujrzymy.
Kiedy dyrektor ze smutkiem oznajmił na apelu: Straciliśmy naszą panią pielęgniarkę, nazajutrz dostał od uczniów list: Proszę się nie martwić, my ją znajdziemy.
Te wszystkie niewinne w naszym mniemaniu wyrażenia mają jakoś oswoić i obłaskawić bezlitosną śmierć. Ale dziecko nie potrafi zrozumieć zawartej w nich przenośni. Bierze je całkiem dosłownie. I uzupełnia o własne treści, co wynika z właściwego mu egocentryzmu. Małe dziecko jest bowiem głęboko przekonane, że to ono jest centrum wszechświata, że życie kręci się wokół niego, a różne rzeczy dzieją się wskutek jego myśli, uczuć czy działań.
Tatuś wyjechał i długo go nie będzie. Dlaczego się ze mną nie pożegnał? Gdzie wyjechał? Kiedy wróci? Chyba był na mnie zły, że tak nagle wyjechał bez pożegnania.
Mama umarła, ponieważ była chora. Tata też nieraz choruje. Ja też umrę, jak się rozchoruję?
Poszedł do nieba. Ciekawe jak? Trumnę włożyli do ziemi, a on poszedł do nieba, dziwne. Może spadnie z deszczem.
Tacie w niebie jest bardzo dobrze. A mnie tu smutno bez niego. Dlaczego o mnie nie pomyślał? Też bym chciał umrzeć.
Bóg zabrał mamę do siebie, bo tak bardzo ją kocha. Jak mógł to zrobić? Ja też ją kocham. I jest mi teraz bardzo smutno. To znaczy, ze Bóg jest niedobry.
A wujek żyje teraz na cmentarzu.
Jak wygląda życie na cmentarzu, dowiedziałam się z zasłyszanej przypadkiem rozmowy dwóch chłopców osieroconych przez ojców. Mniejszy rysował swój dom i objaśniał większemu:
- Mama siedzi cały czas w fotelu i płacze. O, tu jest duża kałuża. A mój tata mieszka w lodówce, na półce z serem.
Na to starszy:
- Ee, to mu zimno. Mój mieszka na cmentarzu. Tam to mają życie! W dzień im trochę ciemno, jak leżą w trumnie, ale wieczorem, jak wyjdą, to już lepiej widać. Po to się im lampki pali. W dzień nie wychodzą, bo za dużo ludzi, ale w nocy to mają imprezy. Robią sobie grilla. A jak wypiją za dużo piwa, to śpiewają. I zawsze jest pani dyrektor. I policjanci, co kierują ruchem, żeby się nie zderzyli, bo jest mało miejsca. Ale w ogóle to jest fajowo.
Najlepsza jest prawda
Rozmawiajmy z dziećmi o śmierci. Na takie rozmowy nigdy nie jest za wcześnie, pod warunkiem że robimy to w sposób naturalny, objaśniając to, co niesie życie. Opadłe liście, zwiędły kwiatek, martwy żuk, ptaszek, który wypadł z gniazda - na tych przykładach łatwo dziecku pokazać, że śmierć stanowi część życia, że jest z nim nierozłącznie związana. Że wszystko, co się narodziło, rośnie, dojrzewa, umiera i że jest to najbardziej naturalna rzecz pod słońcem.
Dziecko chłonie świat wszystkimi zmysłami i jest go ciekawe. Nie ma tylu uprzedzeń i lęków, co dorośli. Nie boi się śmierci. To dorośli się jej boją i zarażają je swoim strachem. Mówmy więc do niego prostym, zrozumiałym językiem: "Nie żyje. Nie bije mu serce, nie oddycha, nie chodzi, nie porusza rękami". I chociaż małe dziecko nie potrafi zrozumieć nieodwracalności tego faktu, powtarzajmy mu, że zmarli nie wracają. Nie żyją, więc nie mogą wrócić.
A kiedy umrze ktoś bliski, porozmawiajmy o tym z dzieckiem. Wytłumaczmy mu, jak to się stało. Żeby mu nawet przez myśl nie przeszło, że ta śmierć mogła mieć jakiś związek z tym, co ono pomyślało, zrobiło czy powiedziało. Nie straszmy duchami, które przychodzą nocą. Nie używajmy eufemizmów, które czynią zamęt w dziecięcym umyśle i zamiast uspokajać - niepokoją. Mówmy dziecku prawdę.
BEZ TABU
Iwona Jędrzejewska
Wywiad z Pernillą Stalfelt, szwedzką autorką książek dla dzieci.
Z dziećmi powinniśmy rozmawiać o wszystkim, co nas otacza, co jest częścią życia.
Jesteś autorką książek, które podejmują trudne i wstydliwe tematy. Nie unikasz spraw poważnych, drastycznych, kontrowersyjnych. "Mała książka o kupie", która niedawno trafiła do księgarń, będzie szokująca dla wielu polskich rodziców. Dlaczego dzieci powinny czytać o kupie?
Uważam, że dzieci mają prawo czytać o większości spraw, które są częścią życia i świata. Napisałam i zilustrowałam książki o śmierci, miłości, rozmnażaniu i przemocy. Dlaczego kupa miałaby być wyjątkiem? Przecież chodzi tu o ciało i o fizjologię. Wszyscy jemy, pijemy, a potem musimy pozbyć się tego, czego ciało nie przyswoiło. Siusiamy, robimy kupę i dziwi mnie, że takie codzienne potrzeby dotyczące wszystkich żywych istot, mogą kogoś szokować. Dla dzieci w Szwecji sprawy fizjologii są czymś bardzo naturalnym. Uważają wręcz, że kupa i bąki są zabawne. Myślę, że warto wspierać ten typ humoru i namawiać dzieci, by zgłębiały temat i bliżej badały sprawę. Dlatego książka o kupie pomyślana jest jako rodzaj badania, które prowokuje do stawiania dalszych pytań.
Jak książka została przyjęta w Szwecji?
Można jej używać jako pomocy w tzw. treningu czystości, czyli w nauce przechodzenia od pieluszki do nocniczka. Wielu psychologów w Szwecji poleca tę książkę dzieciom, które mają z tym problemy. Daje ona dzieciom rodzaj potwierdzenia ich fizjologii. Traktuje o sprawach, które są dla nich wyzwaniem. Podobno odbierana jest przez dzieci jako bardzo zabawna. Dzieci śmieją się, chichoczą, a czasem może i czerwienią. I nie ma w tym nic niebezpiecznego. W Szwecji sprzedano ponad 120.000 egzemplarzy tej książki! Wiem, że została dobrze przyjęta również w Holandii, Danii, Norwegii i Hiszpanii. Teraz jadę do Rosji, ciekawa jestem, jakie tam będą reakcje.
Dorośli, którzy oglądają Twoje książki w Polsce, są albo pełni entuzjazmu, albo niechęci. Wielu jest negatywnie nastawionych i deklaruje, że "Małej książki o kupie" nigdy nie pokaże swojemu dziecku. Jak myślisz, dlaczego?
Prawdopodobnie się boją... Ważne jest, by choć na chwilę odważyć się i rozluźnić pancerz kontroli w relacji z dzieckiem. Pozwólmy sobie na nowe wyzwania. Moje książki są pisane i ilustrowane w duchu demokracji - uważam, że dzieci są tak samo wartościowe jak my, dorośli. Dzieci to też członkowie społeczeństwa, mają pełne prawo do wiedzy; pełne prawo do tego, by ich wysłuchano. Polska wydaje się być społeczeństwem, w którym dzieci wychowuje się raczej autorytarnie... Sądzę, że lektura takich książek, jak np. "Książka o kupie" może tę sztywność relacji choć trochę zmiękczyć. Moje książki są pełne humoru, i nawet jeśli kogoś wystraszy ich tematyka, to jeśli je jednak przeczyta, przekona się, że nie są takie straszne.
Czy zgodzisz się, że śmierć jest tematem, którego unikamy w rozmowach z dziećmi jak ognia?
Sądzę, że za często wyklucza się dzieci z żałoby po ich bliskich. A to najgorsze, co można zrobić. Dzieci pozostawione są same sobie, ze swoimi myślami i tęsknotą za zmarłym. Kiedy jakąś ważną relację przerywa śmierć, to jest oczywiste, że tę stratę trzeba jakoś przepracować. W książce o śmierci daję dzieciom szansę, by zaczęły lepiej rozumieć śmierć na poziomie intelektualnym, ale i praktycznym. Książka jest rzeczowa i pozbawiona dramatyzmu. W Szwecji coraz częściej dzieci uczestniczą w pogrzebie, by móc pożegnać się z dziadkiem, babcią czy rodzeństwem. Książka konkretyzuje śmierć: mówi o tym, co się dzieje i co robimy, gdy ktoś umrze. To ważne oswoić się ze śmiercią, kiedy jeszcze żyjemy. Śmierć to przecież nic innego jak koniec życia. Książkę zaplanowałam tak, by była otwarta na różne wyobrażenia o tym, co nas czeka potem. Chodzi o to, by dzieci mogły filozofować, dyskutować o tym, jak postrzegana jest śmierć również w innych kulturach.
Dlaczego tak boimy się rozmawiać z dziećmi o śmierci?
Może dlatego, że wtedy sami przeżywamy smutek i rozpacz, co chwieje naszym poczuciem bezpieczeństwa. Dlatego często uważamy, że dzieci tym bardziej nie będą umiały sobie z tym poradzić. Lepiej, żeby zamiast tego bawiły się i nie zaprzątały sobie głowy takimi problemami. Ja jednak uważam, że jest dokładnie odwrotnie. Dzieci będą się czuły bezpieczniejsze, gdy pozwolimy im zrozumieć sprawy ostateczne, kiedy będą w nich uczestniczyć i dzielić je z nami. Świadomość to przecież najbezpieczniejszy sposób na oswojenie lęku.
Jak ty rozmawiasz o śmierci ze swoimi dziećmi?
Mam 4,5-letnią córeczkę. Jej ukochana babcia zmarła latem ubiegłego roku. Moja córeczka bardzo często odwiedzała babcię w szpitalu w ostatnim okresie jej choroby. Była na pogrzebie i uczestniczyła w likwidowaniu domu babci. To oczywiście nie ukoiło tęsknoty za babcią, ale na pewno było jej łatwiej pojąć, że już jej nie ma i nigdy nie będzie. Przeczytałyśmy razem moją książkę o śmierci i myślę, że to bardzo pomogło w przygotowaniu córeczki do pogrzebu.
Czy dzieci boją się śmierci w równym stopniu co dorośli?
Nie, chyba nie. Choć oczywiście każde dziecko reaguje inaczej. Na przykład mój siostrzeniec, który ma cztery lata wpadł w czarną rozpacz, kiedy zobaczył na ulicy przejechaną mysz. Był naprawdę niepocieszony. Teraz nie opuszcza rodziców na krok z lęku, że coś im się stanie i może ich stracić. W takich sytuacjach książka o śmierci może być bardzo przydatna. Również dlatego, że można ją łatwo zamknąć i odstawić na półkę, gdy mamy dość myślenia o śmierci.
Trzecia z twoich książek to "Mała książka o przemocy". W szwedzkich szkołach i przedszkolach wszelkie przejawy przemocy są surowo zabronione i zwalczane z wielką stanowczością. Szwedzkie dzieci nauczyły się reagować bardzo negatywnie na najmniejszą choćby oznakę mobbingu. Po co więc w Szwecji książka o przemocy?
Szwedzkie dzieci nie różnią się niczym od swoich kolegów z innych krajów. Zdolność do przemocy jest w każdym z nas i dobrze, żeby dzieci miały tego świadomość. Myślę, że większość dzieci uderzyła kogoś w złości, nie myśląc w ogóle o tym, że jest to jakaś forma przemocy. Program antymobbingowy w szwedzkich szkołach okazał się, o ile wiem, bardzo efektywny. Nie mniej jednak mobbing wciąż się zdarza, również w szwedzkich szkołach. Dlatego myślę, że książka o przemocy i w tym kontekście może okazać się przydatna.
Czy twoje książki dzieci powinny czytać razem z rodzicami?
Oczywiście każdemu dziecku może pasować coś innego i trzeba wyczuć, co jest dla niego najlepsze. W ogóle myślę, że wspólne czytanie książek może być bardzo twórcze. Można razem śmiać się albo nawet wylać trochę łez. Starsze dzieci mogą czytać moje książki same albo z koleżanką czy kolegą.
Czy chciałabyś, aby twoje książki prowokowały rodziców do rozmów z dziećmi o trudnych sprawach?
Nie chcę nikogo prowokować, raczej zapraszać do przemyśleń, wspólnego filozofowania z dziećmi. Należy rozmawiać o wszystkim, co nas otacza, co jest częścią życia. Rozmowa przynosi ulgę. Nawet największe potwory w świetle dziennym stają się niegroźnymi ludkami. Otwartość buduje wspólnotę i szczerość. Moje książki są nie tylko dla dzieci, jednak to dziecko i jego świat jest punktem wyjścia.
Czy nie dziwi cię, że nie mamy nic przeciwko temu, aby dzieci oglądały filmy rysunkowe pełne przemocy, a tak ostro oponujemy, gdy w telewizji pojawi się choć trochę seksu?
Zgadzam się. To dziwne, że książka, która definiuje przemoc i pomaga ją zrozumieć, budzi dyskusję, podczas gdy w telewizji dzieci oglądają choćby taki film jak "Tom i Jerry", który jest pełen przemocy, i nie budzi to w rodzicach niepokoju. Myślę, że to ogromny problem w naszej kulturze, zasługujący na bezustanną debatę. Jeśli zaś chodzi o seks, to myślę, że czynienie z niego tematu tabu jest zdecydowanie szkodliwe. Zdaję sobie jednak sprawę, że moja opinia na ten temat mogłaby być w Polsce bardzo niepopularna.
Pernilla Stalfelt pisze i ilustruje książki dla dzieci. W Polsce ukazały się: "Mała książka o śmierci", "Mała książka o przemocy", a ostatnio "Mała książka o kupie".
Niechętnie rozmawiamy z dziećmi o śmierci.
Bo śmierć to temat tabu. Mamy wrażanie, że rozmawiając o śmierci, możemy ją wywołać, a unikając tego tematu, "wymykamy się" jej. Rodzice obawiają się, że rozmowa o śmierci jest niebezpieczna dla psychiki dziecka, że może wpłynąć destrukcyjnie na jego rozwój. Ale dzieci pytają o śmierć, tak jak pytają o życie. Jak się umiera? Co się dzieje z ciałem po śmierci? To tak samo ważne pytanie jak: "Skąd się wziąłem?".
KIEDY UMRZESZ, TE BUTY BĘDĄ MOJE
Z Jolantą Zbrożek, psychologiem klinicznym, byłym kierownikiem Pracowni Psychologii Klinicznej Dzieci i Młodzieży w Szpitalu nr 3 AM w Warszawie, rozmawia Larysa Michalska-Guidon
Niechętnie rozmawiamy z dziećmi o śmierci. Bo śmierć to temat tabu. Mamy wrażanie, że rozmawiając o śmierci, możemy ją wywołać, a unikając tego tematu, "wymykamy się" jej.
No i pada to trudne pytanie - co robić?
Trzeba dać się dziecku prowadzić. Wystarczy uważnie słuchać, co w takich pytaniach tkwi. Pewna trzyletnia dziewczynka, stojąc w przedpokoju, powiedziała do matki: "Kiedy umrzesz, te wszystkie buty będą moje?". W tym pytaniu nie chodziło o buty, tylko o to, czy matka w ogóle kiedyś umrze i jak to będzie. W pytaniach dzieci dominuje lęk przed opuszczeniem. Na pytanie: "Mamo, czy ty umrzesz?", trzeba odpowiedzieć: 'Tak, kiedyś umrę, pewnie za wiele lat, kiedy będziesz już dorosłym człowiekiem i sam sobie poradzisz w życiu. Ale teraz jestem przy tobie'. Niestety, rodzice wciąż izolują dzieci od takich wydarzeń jak ciężka choroba w rodzinie. Jeśli ten chory później umiera, dziecko jest do jego śmierci nieprzygotowane. Bywa i tak, że śmierć kogoś bliskiego jest ukrywana. To na pewno nie służy dziecku.
Czy zatem trzeba zabrać dziecko do szpitala do umierającej babci?
Naturalnie! Dziś śmierć jest wszędzie, w filmach, gazetach czy grach komputerowych, a jednocześnie coraz dalej. Śmierć dzieje się gdzie indziej. Szczególnie widać to w miastach - zanikają rodziny wielopokoleniowe, umiera się poza domem, samotnie. A ciężką chorobą i umieraniem zajmują się specjaliści: lekarze, pielęgniarki, wreszcie pracownicy domu pogrzebowego. Na wsi do śmierci podchodzi się naturalniej. Któregoś dnia weszłam do szpitalnej sali, w której leżał ciężko chory na białaczkę chłopiec. Pochodził z małej mazowieckiej wsi. Przy łóżku stała jego matka z centymetrem i dokładnie go mierzyła. 'Przepraszam, co pani robi?' - zapytałam. 'Jak to co? Powiedzieli mi, że chłopak umrze, to trumnę muszę zamówić'. Chłopak zresztą nie umarł. Dziś ma pewnie 20 lat.
W jakim wieku dziecko zdaje sobie sprawę, że jest śmiertelne?
Kiedy ma około dziewięciu-dziesięciu lat. Dziecko myśli o śmierci jako o zjawisku biologicznym. Wie, że śmierć jest ostatnim etapem życia. Bardzo malutkie dzieci, do trzech lat, nie potrafią odróżnić życia od śmierci. Nie rozumieją, że osoba, której nie ma w ich pobliżu, istnieje wtedy gdzie indziej. To dlatego niemowlęta płaczą, gdy matka wychodzi z domu lub znika za drzwiami żłobka. Cztero-pięciolatki starają się znaleźć wytłumaczenie. Dziadek pojechał do szpitala, bo się pokłócił z babcią, a nie dlatego, że był chory na serce. Wiele dzieci w tym wieku myśli, że umierają tylko ludzie starsi, a śmierć nie jest dla nich definitywna. Kojarzy im się z wyjazdem.
Nie wyprowadzamy ich z błędu, mówiąc, że dziadek "odszedł" albo "wyruszył w daleką podróż".
Boimy się słowa "umarł" i używamy eufemizmów. Myślimy, że chronimy dziecko, a tak naprawdę chronimy siebie, bo sami nie jesteśmy w stanie przyjąć do wiadomości śmierci bliskiej osoby. Ale mówiąc pięciolatkowi, że dziadek "odszedł" czy "wyruszył w daleką podróż", wprowadzamy go w błąd. W końcu zapyta, kiedy dziadek wróci, bo będzie na niego czekał. Potem odkrycie prawdy może być bardzo trudne. Szczególnie że dziecko poczuje się oszukane przez bliskich, którym ufa. A już na pewno nie powinno się mówić, że np. dziadek "zasnął". Często po śmierci najbliższych dzieci reagują zaburzeniami psychosomatycznymi i mogą mieć kłopoty z zasypianiem.
W jaki jeszcze sposób dzieci przeżywają żałobę?
Po śmierci bliskiej osoby są często przygnębione i zamknięte w sobie, dlatego ważne jest, aby im wtedy towarzyszyć - wysłuchać albo chociaż wspólnie pomilczeć. Jeśli natomiast jakaś choroba w rodzinie była przed dzieckiem ukrywana lub gdy śmierć nastąpiła niespodziewanie, dzieci długo nie mogą sobie z nią poradzić. Czasem mają poczucie winy wobec zmarłego - tatuś umarł, bo byłem niegrzeczny. W pierwszej chwili na wiadomość o śmierci kogoś bliskiego często zaprzeczają temu, co słyszą. 'To nieprawda. Przecież dziadek umówił się ze mną na lody'. Starsze dzieci mogą być agresywne, czasem mają pretensje do zmarłego, że "sobie" po prostu umarł. Natomiast u młodszych często występuje regresja - cofają się do poprzednich etapów rozwoju. Małe dziecko, które już mówiło, nagle przestaje mówić. Albo zaczyna się moczyć. Objawy psychosomatyczne mogą pojawiać się przez dłuższy czas. Jeśli jednak trwają dłużej niż trzy miesiące, trzeba skorzystać z pomocy psychologa.
Czy najtrudniejsza jest śmierć mamy lub taty?
Tak, to najbardziej traumatyczne przeżycie, które zawsze pozostawia ranę w psychice. Przede wszystkim dziecko traci wówczas poczucie bezpieczeństwa, które jest podstawową potrzebą. Najtragiczniejsza jest zawsze śmierć matki. W psychoanalizie matka jest uważana za postać, która chroni nas przed własną śmiercią. Tracąc matkę, dziecko zbliża się więc do granicy własnej śmiertelności. Poza tym rodzice zajmują w życiu dzieci miejsce centralne. Gdy umiera któreś z nich, dziecko traci model, na podstawie którego może się dalej kształtować. Największym szokiem jest zawsze nagła śmierć. Zajmuję się teraz dwojgiem dzieci, których matka zginęła w wypadku drogowym. Młodszy chłopiec wciąż pyta zaprzyjaźnione z rodziną kobiety: 'Czy będziesz naszą nową mamą?'. Natomiast starsze dziecko zupełnie się zamknęło i nie pozwala nikomu na poruszanie tego tematu. Często za śmiercią jednego z rodziców stoi ogromny żal i pretensja do rodzica, które przeżyło, że nie zapobiegło temu, co się stało. A bywa też i tak, że dzieci, które przeżyły śmierć rodziców w wypadku, chcą być później lekarzami, pielęgniarkami, policjantami. Te plany wyrażają potrzebę panowania nad wydarzeniami, kontrolowania życia i śmierci.
A kiedy umiera brat lub siostra?
To też ogromnie trudne, ale z innego powodu. Gdy np. któreś dziecko w rodzinie jest przewlekle chore, jego choroba absorbuje rodziców przez długie miesiące lub lata. Dziecko zdrowe pozostaje wtedy często odsunięte na dalszy plan. Czuje się opuszczone i zaniedbane. Zdarza się więc, że chciałoby, żeby brat zmarł, bo ma nadzieję, że mama przestanie wreszcie przesiadywać w szpitalu, wróci do domu i wszystko będzie jak dawniej. Kiedy chory brat rzeczywiście umiera, u zdrowego dziecka pojawia się poczucie winy, bo ma wrażenie, że wywołało tę śmierć swoimi myślami. Poza tym gdy w rodzinieumiera jedno dziecko, to, które pozostało, zostaje często otoczone ciasnym parasolem ochronnym, pod którym niełatwo jest żyć. Bywa też odwrotnie. Kiedyś pracowałam z dziewczynką, której brat zmarł po ciężkiej chorobie. Matka nie mogła pogodzić się z tą śmiercią, całe dnie spędzała na cmentarzu i zupełnie odsunęła od siebie córkę. Ta dziewczynka nie tylko straciła brata, ale też symbolicznie straciła matkę.
Czy zabierać dziecko na pogrzeb?
Oczywiście! Bez tego nie można się pożegnać, a temu głównie służy pogrzeb. Jeśli dziecko kochało dziadka, a na dzień pogrzebu zostało odesłane do cioci, ma później w życiu dziurę. Najlepiej je zapytać, czy chce uczestniczyć w ceremonii. Ma przecież prawo odmówić. Jeśli jednak zabieramy dzieci na pogrzeb, trzeba je wcześniej do tego przygotować, opowiedzieć, jak wygląda taka uroczystość. Można zaproponować dziecku, by przygotowało jakąś pamiątkę. Może zechce zostawić dziadkowi rysunek albo położyć kwiatek na grobie babci. Jeśli natomiast dziecko nie chce nawet zbliżyć się do trumny, nie wolno go do tego zmuszać. A już absolutnie wykluczone jest naleganie, aby pocałowało babcię czy wujka. Spotykałam wielu dorosłych, dla których takie doświadczenie z dzieciństwa okazało się traumatyczne. Rodzice zostawiają dzieci w domu, bo boją się własnych reakcji. Nie chcą, by ich dzieci widziały, że płaczą. Ale płacz jest naturalny i potrzebny. Oczyszcza, daje ujście emocjom, nie należy go ukrywać.
Może rodzice boją się, że dziecko zacznie biegać po kościele. Wydaje im się to niestosowne.
Być może. Bo niby tu pogrzeb, wszyscy są smutni, a nasz Jaś biega po cmentarzu i depcze kwiatki. A niech biega! W ten sposób odreagowuje napięcie. I nawet jeśli wygląda na niewzruszonego, chodzi między grobami i zbiera kamienie, trzeba mu na to pozwolić. To naturalne zachowanie dziecka. W domu pewnie wyjmie te kamyki z kieszeni i starannie je schowa. Nawet małe dzieci powinno się zabierać na pogrzeby. Ich obecność pomaga dorosłym. Niemowlę, które zaczyna płakać w trakcie ceremonii, daje głośno do zrozumienia, że życie toczy się dalej.