Nad Niemnem - streszczenie
Tom I
Rozdział I
Z kościoła wracają dwie kobiety: Justyna Orzelska, dwudziestokilkuletnia, skromnie ubrana lecz piękna krewna Korczyńskich oraz Marta Korczyńska - czterdziestoośmioletnia, brzydka, wyniszczona ciągłą pracą w Korczynie. Justyna trzyma w rękach bukiet kwiatów. Kobiety mija powóz, w którym jedzie Bolesław Kirło z Teofilem Różycem, krewnym swojej żony. Mężczyźni żartują sobie z obu pań. Kobiety rozmawiają o sytuacji Justyny, mieszkającej w dworku Korczyńskich. Marta zarzuca młodszej krewnej bycie “melancholiczką” i “dumną księżniczką”, radzi jej stroić się i “mizdrzyć do kawalerów”. Justyna nie chce jednak takiego życia, chce żyć po swojemu.
Marta zwraca jej uwagę na to, że zmieniła się po historii z Zygmuntem Korczyńskim. Justyna twierdzi, że już nic do owego mężczyzny nie czuje. Kobiety mija kolejny wóz - tym razem prosty, drabiniasty. Prowadzi go przystojny, trzydziestoletni Janek Bohatyrowicz, odwożący z kościoła kilkanaście wiejskich kobiet. Marta serdecznie pozdrawia jadących i przypomina sobie zamierzchłe czasy, kiedy to między dworem Korczyńskich i zaściankiem Bohatyrowiczów panowały zażyłe stosunki. Wtedy Bohatyrowiczowie - ojciec Janka, Jerzy i stryj jego, Anzelm, bywali we dworze i razem z Korczyńskimi zasiadali do stołu. Marta szczególnie ciepło wspomina Anzelma, z którym śpiewała w duecie. Janek jadąc na wozie zaczyna śpiewać pieśń zaczynającą się od słów Ty pójdziesz górą, ty pójdziesz górą, a ja doliną, Justyna mu wtóruje.
Rozdział II
Rozdział rozpoczyna się opisem korczyńskiego dworu. W jednym z pokoi, bardzo elegancko urządzonych, rozmawiają cztery osoby - żona gospodarza domu, Benedykta, Emilia Korczyńska, jej przyjaciółka Teresa Plińska oraz Bolesław Kirło i Teofil Różyc. Mężczyźni rozmawiają o spotkaniu w drodze z kościoła Marty i Justyny, są wyraźnie zainteresowani urodą tej drugiej. Kirło zachowuje się dość swobodnie, flirtuje dla żarty z onieśmielona Teresą. Emilia - jak zwykle - narzeka na swoje zdrowie, czuje zbliżającego się globusa i migrenę.
W pewnym momencie do gabinetu Emilii wchodzi Benedykt, zaniepokojony tym, że dzieci, pobierające nauki poza domem, jeszcze nie przyjechały do Korczyna na wakacyjny odpoczynek. Benedykt zwraca uwagę żonie, że w gabinecie jest duszno i że powinno się otworzyć okno, Emilia twierdzi jednak, że świeże powietrze szkodzi jej na zdrowie. Benedykt rozmawia z Różycem, posiadającym duży majątek, o sposobie prowadzenia gospodarstwa. Kirło ubolewa nad złym stanem zdrowia Emilii o obiecuje jakoś ją dzisiaj jeszcze rozweselić. Do zebranych w gabinecie z wnętrza domu zaczęły dochodzić odgłosy skrzypiec. Okazało się, że w swoim pokoju na piętrze gra na skrzypcach Orzelski, ojciec Justyny. Kirło dla zabawy ściąga siłą na dół do salonu ubranego jedynie w szlafrok starca i na oczach wszystkich stroi sobie z niego żarty. W jednej chwili Justyna wybawia ojca z opresji i odprowadza na górę do swojego pokoju.
Różyc jest zachwycony postępkiem Justyny, jej sposobem zachowania i aparycją. Rozmawia z Emilią na temat chorób i uśmierzania bólu i twierdzi, że jedynym lekarstwem, dającym ukojenie jest morfina. Nagle w salonie pojawia się Marta i obwieszcza, że dzieci Korczyńskich (dwudziestoletni Witold i czternastoletnia Leonia) przyjechały. Wszyscy witają ich serdecznie.
Różyc i Kirło rozmawiają o Justynie - jest ona biedna, bez wielkiego posagu. Zdaniem Kirły ma ogromny temperament, jest “dumna jak księżniczka i zła jak szerszeń”. Mężczyźni rozmawiają także o romansie Justyny z jej kuzynem, Zygmuntem Korczyńskim.
Justyna w swoim pokoju usiłuje przekonać swojego ojca, aby nie dawał się upokarzać Kirle. Orzelski jest jednak osobą bezradną, łatwo ustępującą i podporządkowującą się innym. Justyna patrzy w okno i widzi w oddali Janka Bohatyrowicza, śpiewającego pięknie jakąś pieśń.
Rozdział III
W tym rozdziale narrator wyjaśnia kilka kwestii związanych z przeszłością bohaterów powieści. Stanisław Korczyński miał czworo dzieci: Andrzeja, Dominika, Benedykta i Jadwigę. Stary Korczyński miał spory majątek, a mimo to kładł duży nacisk na edukację swoich dzieci - wszyscy jego trzej synowie kształcili się w akademii wileńskiej. Korczyński przeznaczył majątek najmłodszemu synowi - Benedyktowi, a najstarszego Andrzeja osadził na nabytym przez siebie folwarku. Tym dwóm polecił utrzymywanie siostry oraz Dominika, który w dalekim mieście studiował prawo. Jadwiga wyszła za mąż za hrabiego Darzeckiego, Benedykt osiadł w Korczynie wraz z Dominikiem, który zakończył już studia, Andrzej gospodarował na folwarku. Dodatkowo Benedykt sprowadził do siebie Martę Korczyńską, od dzieciństwa sierotę wychowywaną przez jego rodziców.
Młoda wtedy i piękna Marta ogromnie ożywiała Korczyn swoją ochoczą pracą i radością. Trzej bracia żyli ze sobą w zgodzie, a połączył ich udział w powstaniu styczniowym 1863 roku. Andrzej Korczyński oraz jego przyjaciel, Jerzy Bohatyrowicz zginęli w powstaniu, osierocając swoich synów - Zygmunta Korczyńskiego oraz Janka Bohatyrowicza. Życie Benedykta skupiało się wokół prac gospodarskich. Nie mogła tego zrozumieć jego żona Emilia. Brakowało jej w małżeństwie romantycznych uniesień, twierdziła, że Benedykt zmienił się znacznie od dnia ich ślubu. Podczas pewnej rozmowy małżonkowie umówili się, że Benedykt będzie się zajmował gospodarstwem, a Emilia będzie otrzymywać od niego odpowiednią kwotę z posagu, jaki wniosła w to małżeństwo, aby móc urządzić sobie pokój tak jak chce i kupować to, na co będzie mieć ochotę. Emilia i Benedykt nie rozumieli się wcale.
Dominik, przebywający na stałe w Rosji, namawiał Benedykta, aby zostawił Korczyn i przeniósł się do niego. Benedykt jednak, przywiązany ogromnie do polskiej ziemi, nie zgodził się na to.
Rozdział IV
Najważniejszym wydarzeniem towarzyskim korczyńskiego dworku były imieniny pani Emilii, przypadające w ostatnim dniu czerwca. Zjeżdżało się wtedy do Korczyna sporo gości, tak też stało się w tym roku. Na imieniny przybyli: wdowa po Andrzeju Korczyńskim wraz z synem Zygmuntem i jego młodziutką żoną-Francuzką Klotyldą, Jadwiga Darzecka z mężem i córkami, Kirło, Orzelski z Justyną oraz Różyc. Zygmunt i Różyc rozmawiają o nudzie związanej z mieszkaniem na takim odludziu.
Do ich rozmowy włącza się Witold, młody entuzjasta wprowadzania innowacji w gospodarowaniu, pragnący dowiedzieć się od Różyca czegoś na temat sposobu prowadzenia przez niego gospodarstwa. Różyc zbywa jednak młodzieńca półsłówkami. Benedykt zaś opowiada gościom o swoim koszmarnym śnie, kiedy to obce wojska miały najechać na Korczyn, oraz o procesie o ziemię z Bohatyrowiczami. Niespodziewanie na przyjęciu pojawia się Kirłowa z dziećmi, do tej pory nie bywająca często na spotkaniach towarzyskich, tak zajęta domem. Witold jest szczególnie zainteresowany córką Kirłów, Marynią, rozmawia z nią bardzo serdecznie. Różyc próbuje namówić Kirłową, aby zaprosiła go kiedyś do siebie i zupełnie “przypadkowo” zaprosiła wtedy także Justynę. Tymczasem do Justyny przysiada się Zygmunt, pragnący odnowić dawną znajomość, chcący widzieć w Justynie “siostrę i przyjaciółkę”. Justyna zdecydowanie odmawia. Z zaniepokojeniem przygląda się tym dwojgu młodziutka żona Zygmunta, Klotylda, bardzo w nim zakochana i zazdrosna o Justynę. Dodatkowo jeszcze Różyc mizdrzy się do Justyny. Justyna bardzo wzburzona śmiałymi propozycjami Zygmunta oraz zachowaniem Różyca opuszcza salon i szuka pocieszenia u Marty, ale ta zdenerwowana rozbiciem przez służącą karafki tylko się na dziewczynę denerwuje.
Rozdział V
Justyna wybiegła z domu i skierowała się w kierunku pola. Szła dróżką wśród zbóż, nie myśląc o tym, gdzie ją ta dróżka zaprowadzi. Czuła się upokorzona sytuacją zaistniałą podczas imienin pani Emilii oraz wspominała swoje dotychczasowe życie. Kiedy była kilkunastoletnią panną, a jej matka była umierająca, jej ojciec nawiązał romans z jej nauczycielką francuskiego.
Po śmierci matki zamieszkała z ojcem w Korczynie, otoczona troskliwą opieka Benedykta i Andrzejowej. Zakochał się w niej Zygmunt, przeżyła z nim wiele romantycznych chwil. Gdy Zygmunt oświadczył matce, że chce ożenić się z Justyną, ta nie zgodziła się ze względu na złe wykształcenie i pozycję społeczną wybranki syna. Zygmunt zaś sam nie był pewien, czy chce ożenić się z Justyną, postanowił wyjechać do Monachium i wrócił stamtąd po dwóch latach z żoną Klotyldą. Całe to zajście było dla Justyny na początku ciosem, który wtrącił ją w rozpacz, a potem policzkiem, pod którym uczuła, że jest dumna i nie da tak sobą sponiewierać. Zapomniała już o Zygmuncie, jednak gdy zaczął z nią rozmowę w salonie, dawne wspomnienia powróciły.
Rozmyślając tak Justyna cały czas szła przez pole i nagle natrafiła na Janka Bohatyrowicza, śpiewającego i pracującego przy pługu. Między młodymi zawiązała się rozmowa - wspominali w niej Martę, stryja Janka, Anzelma. Justyna zwierzyła się Jankowi z tego, że smutno jej było we dworze na balu. Okazało się, że Janek zna Justynę z widzenia i uważa ją za nieszczęśliwą. W pewnym momencie na polu pojawiła się Jadwiga Domuntówna, z wyraźnym zainteresowaniem w oczach patrząca na Janka. Po jej odejściu chłopak wyjaśnił, ze Jadwiga żyje na gospodarstwie sama z dziadkiem Jakubem, który po odejściu od niego żony trochę zwariował.
Janek zaprowadził Justynę do zagrody Bohatyrowiczów. Tam dziewczyna poznała Anzelma oraz Fabiana. Fabian to zagorzały przeciwnik Benedykta w walce o ziemię, sądzi się z nim już od lat i nie myśli ustąpić. Justyna rozmawia z Anzelmem o Marcie - o tym, że teraz bardzo dużo pracuje w Korczynie. Anzelm wzdycha nad tym i z rezygnacją mówi: “A lękała się pracy…” Justyna bardzo nie chce wracać do Korczyna na bal i na wieść, że Anzelm i Janek wybierają się na mogiłę Jana i Cecylii, postanawia iść tam razem z nimi.
Rozdział VI
Anzelm, Janek i Justyna wyszli do wsi. Przechodzili obok chaty Jakuba Domunta, któremu wydawało się, że po jego żonę przybywa Pacenko, aby ją uprowadzić. Jego wnuczka, Jadwiga przekonuje go, że Pacenko dawno umarł i babcia też dawno umarła. Dopiero po zapewnieniu Anzelma, że tak jest w istocie, dziadunio uspokaja się.
Trójka towarzyszy skierowała się w stronę mogiły Jana i Cecylii. Weszli na stromy pagórek, gdzie znajdowała się mogiła. Na krzyżu widniał napis: JAN I CECYLIA ROK 1549. Memento mori (łac. Pamiętaj o śmierci). Anzelm zaczął opowiadać historię pary.
Przybyli oni na te tereny z Polski około stu lat po przyjęciu przez Litwę chrześcijaństwa, pragnąc schronić się w puszczy z wiadomego tylko sobie powodu. Puszczę tę wykarczowali, posiali zboże, zbudowali dom. Ludzie z okolicznych chat lgnęli do nich, uczyli się od nich wszelkiego rzemiosła i zostawali już z nimi. W ten sposób powstała dobrze prosperująca osada, gdzie wszyscy żyli w dobrobycie, zgodzie i harmonii, a Jan i Cecylia dochowali się sześciu synów i sześciu córek. Gdy pewnego razu w borach litewskich odbywał polowanie król Zygmunt August i zobaczył, czego dokonała niesamowita para, nadał im tytuł szlachecki i od ich bohaterstwa w pracy nazwał Bohatyrowiczami.
Tom II
Rozdział I
W Olszynce, majątku Kirłów, Kirłowa ma pełne ręce roboty przy gospodarstwie, dodatkowo musi jeszcze doglądać młodszych z szóstki dzieci. Przyjechał do niej z wizytą jej kuzyn, Różyc. Kirłowa ma do niego wiele sympatii, ale potępia jego postępowanie - gonienie za zachodnimi nowinkami, nałóg zażywania morfiny oraz pragnienie “zbałamucenia” Justyny.
Kirłowa radzi kuzynowi ożenienie się z Orzelską. Różyc składa jej atrakcyjną propozycję: z racji, że nie ma czasu zajmować się swoimi włościami na Wołoszczyźnie, chce uczynić tam rządcą Kirłę. Kirłowa bardzo by tego chciała, ponieważ taka posada przysporzyłaby im sporo dochodu i pozwoliła kształcić synów, nie zgadza się jednak. Argumentuje Różycowi, że jej mąż nie nadaje się do prowadzenia interesów, że jest to wprawdzie człowiek poczciwy i dobry, ale nie jest w stanie długo wysiedzieć w domu, gospodarstwo w ogóle go nie interesuje, w domu wszystko musi robić ona sama. W odpowiedzi na te argumenty Różyc proponuje Kirłowej sfinansowanie edukacji jej synów. Kirłowa jest bardzo wdzięczna kuzynowi i obiecuje przyjechać kiedyś na Wołoszczyznę, aby porozmawiać z nim jeszcze na temat jego ożenku z Justyną.
Rozdział II
W Korczynie Emilia bardzo zachorowała, nagle dostała ataku nerwów. Wezwano lekarza, który zalecił jej odpoczynek na świeżym powietrzu i dał kilka recept. Przy okazji usłyszał kasłanie Marty i stwierdził, że pomoc przydałaby się bardziej jej niż pani Emilii, Marta jednak nie chciała zgodzić się na żadną interwencje lekarską.
Tymczasem do Benedykta przybył jego szwagier Darzecki z córkami, domagając się wypłacenia posagu swojej żony. Benedykt próbował przekonać go, że taki wydatek byłby w tej chwili dla majątku korczyńskiego zgubny w skutkach i prosił o możliwość wpłacenia połowy sumy. Darzecki nie chciał się jednak na to zgodzić, dając jako powód konieczność zakupienia odpowiednich sprzętów i ubiorów na wyprawkę dla jednej z jego córek.
Podczas rozmowy mężczyzn córki Darzeckiego spędzały czas z Leonią, wyrażając negatywne opinie dotyczące wystroju salonu. Leonia za namową małych Darzeckich zaczęła przekonywać ojca do zmiany wystroju salonu, co kosztowałoby niemało. Po wyjściu Darzeckich Witold pokłócił się z ojcem o jego zachowanie w stosunku do szwagra oraz sposób wychowywania Leonii. Młody pozytywista twierdził, że ojciec był w stosunku do Darzeckiego “nadskakującym i pokornym”, a Leonia jest wychowywana na “lalkę i światową srokę”. Stary Korczyński oburzył się krnąbrnością syna i bardzo się z nim pokłócił.
Do dworu korczyńskiego przyjechał Kirło, oznajmiając pani Emilii i Teresie, że Różyc jest wielce zainteresowany Teresą i że może nawet ożeni się mimo różnic pochodzenia i majątku. Naiwna Teresa uwierzyła temu żartowi, zaczęła stroić się i mieć nadzieję na zamążpójście z bogatym kawalerem. Kirło śmiejąc się z naiwności tej starej panny oświadczył pani Emilii, że wszystkie te informacje tyczą się oczywiście nie Teresy, lecz Justyny.
Justyna, usłyszawszy wieści od Kirły, siedziała w swoim pokoju i rozmyślała. To, co mówił Kirło mogło być prawdą - sama przecież zauważyła zainteresowanie Różyca swoją osobą. Nie cieszyło to jednak Justyny wcale. Przeczytała list otrzymany od Zygmunta, w którym dawny kochanek wyrażał pragnienie odnowienia ich przyjaźni i rozmowy sam na sam. Do listu Zygmunt dołączył tom wierszy Musseta, które przed kilkoma laty kochankowie czytali wspólnie z wypiekami na twarzy. Teraz jednak te wiersze nie wzruszały Justyny, co więcej, miała zupełnie inne poglądy na miłość. Przypomniała sobie historię Jana i Cecylii i pomyślała: “Nie, nie! Kochać nie jest to wątpić o sobie i o drugich ani czuć się gardzoną, zdradzaną… Kochać to ufać i w dwa serca naraz spoglądać jak w czyste zwierciadła, razem iść drogą długą i czystą, a u jej końca móc dwa swe imiona wypisać złotem przywiązania niezłomnego i zwyciężonych wspólnie postrachów życia…”. Mając te myśli w głowie Justyna wzięła list od Zygmunta i podarła go na drobne kawałki.
Rozdział III
W wiosce Bohatyrowiczów rozpoczęły się żniwa. Wszyscy mieszkańcy pracowali razem, każdy na swoim fragmencie pola. Żniwa był to czas wyjątkowy - po pierwsze przez to, że wszyscy pracowali wspólnie, po drugie dlatego, że każdy chciał wtedy pokazać się od jak najlepszej strony - wszyscy mężczyźni ubierali się w śnieżnobiałe, świeżo uprane koszule, a kobiety w jaskraworóżowe kaftany. W żniwach uczestniczyła także Justyna, pracując na poletku Bohatyrowiczów wraz z Jankiem i jego matką, Starzyńską. Kobieta po śmierci ojca Janka, Jerzego, wyszła za mąż po raz kolejny i z drugim mężem miała córkę Antolkę. Gdy dziesięć lat po ślubie jej drugi mąż także zmarł, znalazła sobie trzeciego - Starzyna. Mąż jej był wdowcem i sam miał szóstkę dzieci, dlatego Starzyńska oddała Antolkę pod opiekę dorosłego już wtedy Janka. Starzyńska - ku niezadowoleniu Janka - zaczęła opowiadać o jego niegdysiejszych planach co do Jadwigi Domuntówny: jak to “był taki czas, że pomiędzy nimi zaczynało się już kochanie…”
Justyna żęła sierpem tak jak inni, mimo że nie była stosownie ubrana, ponieważ miała na sobie gorset. Podczas żęcia doszło do kłótni Fabiana z Ładyszem o to, do kogo należy fragment pola. Skończyło się na bójce. Widząc to Justyna już miała zamiar odejść, ale uświadomiła sobie, że wszędzie, zarówno w Korczynie jak i tutaj, dzieją się rzeczy złe i dobre, a jedyną różnicą jest forma. Zawtórował jej aluzyjnie Jan, mówiąc: “Jedyna różnica w formie… czyli że wszelakie charaktery wszelako bywają objawiane; u jednych pięknie, u drugich brzydko… ale to jest forma, czyli powierzchowność i znikomość, a prawdziwy walor człowieka w tym, co on we środku ma…”
Na polu pojawił się Witold, bardzo rad z pracy Justyny wśród mieszkańców wsi. Jak się okazało, Witold od swojego przyjazdu do Korczyna regularnie odwiedza wieś, doradzając jej mieszkańcom w wielu sprawach. Jedynie do chaty Anzelma nie odważył się do tej pory przyjść, sądząc, że stryj Janka nie chce syna Benedykta Korczyńskiego widzieć. Za zaproszeniem Janka chłopiec zdecydował się jednak Anzelma odwiedzić. Stary był bardzo zdziwiony tym, że syn Benedykta - tego, który nie interesuje się sprawami uboższej szlachty - jest tak zaangażowany w poprawienie bytu mieszkańców wsi. Anzelm zauważył także ogromne podobieństwo Witolda do jego stryja Andrzeja, który to przyjaźnił się z Jerzym Bohatyrowiczem i zginął wraz z nim w powstaniu. Anzelm pokazał chłopcu książki z klasyki literatury polskiej, którymi obdarował Jerzego Andrzej.
Rozdział IV
Jan i Justyna płyną czółnem po Niemnie, aby odwiedzić Mogiłę powstańców. Wzruszony Janek opowiada Justynie o tym, jak powstańcy ruszali w tym miejscu do walk. Wtedy to właśnie ostatni raz widział ojca. Po odejściu powstańców, w gronie których byli Anzelm i Jerzy Bohatyrowicze oraz Andrzej i Dominik Korczyńscy, mieszkańcy wsi przez kilka dni wsłuchiwali się w odgłosy, dobiegające z pola walki. Po jakimś czasie do wioski wpadł ranny Anzelm oznajmiając, że Jerzy i Andrzej nie żyją. Ośmioletni wtedy Janek pobiegł do dworu i przekazał tę wieść Benedyktowi.
Justyna bardzo wzruszyła się opowieścią Janka. Do tej pory ani piękna muzyka, ani wiersze, ani romantyczne chwile spędzone z Zygmuntem nie dostarczyły jej tak ogromnych wzruszeń jak ta prosta opowieść. Justyna uświadomiła sobie, jak bardzo nie podoba się jej jej dotychczasowe życie - życie na łasce innych, nie pracując, zupełnie bez celu. Wszystkie te swoje przemyślenia przedstawiła Jankowi, który bardzo dobrze jej sytuację zrozumiał. Przyznał się też, że już od jakiegoś czasu zauważył, że Justyna jest bardzo nieszczęśliwa, obserwował ją w kościele i przy wielu innych okazjach i widząc jej smutek pragnął jakoś jemu zaradzić. W odpowiedzi na tak osobiste zwierzenia Justyny Jan także zaczął opowiadać o swoich zgryzotach - jak to mieszkańcy wsi kłócą się o każdy morg ziemi i jaka to często przez to panuje między nimi niezgoda.
Zaczęło zbierać się na burzę. Janek kazał Justynie szybko opuścić mogiłę i oboje udali się w kierunku czółna. Gdy płynęli, dopadła ich ulewa i wyszli na drugi brzeg zmoknięci. Janek delikatnie dotknął mokrych, rozpuszczonych włosów Justyny i zachwycił się ich pięknem. Oboje udali się do chaty Anzelma.
Rozdział V
Justyna w chacie Anzelma rozmawia z gospodarzem. Anzelm dziwi się, że Justyna żęła wczoraj ze wszystkimi, a dziś była z Jankiem na Mogile. Justyna przepędziła miło czas w Anzelmowej chacie, wesoło rozmawiając z rodziną Bohatyrowiczów. Zgodziła się być druhną na weseli Elżusi, córki Fabiana. Anzelm opowiedział Justynie o troskach swojego życia, także o miłości do Marty - miłości, która nie miała szczęśliwego zakończenia, ponieważ Marta nie chciała wyjść za mąż za Anzelma, chociaż kochała go. Pogodny nastrój przerwało wejście Jadwigi Domuntówny z dziadkiem. Dziewczyna z zazdrością patrzyła na Janka i Justynę, wesoło rozmawiających razem. Parokrotnie w sposób cięty odezwała się do Justyny, a potem obrażona opuściła chatę Anzelma. Justyna wróciła do Korczyna i zaczęła rozmawiać z Martą. Marta zaczęła krytykować Justynę, mówiąc, że jeśli będzie interesować się takim chłopem jak Janek, to przeleci jej koło nosa bogaty książę - Różyc. Opowiadała, że dzisiaj Różyca wprawdzie nie było, ale była za to Kirłowa, która rozmawiała z Martą na temat zamążpójścia Justyny z Różycem. Marta była przekonana, że dla Justyny Różyc to świetna partia i że na pewno chce wyjść za niego. Justyna nie przerywała długiego monologu ciotki, po chwili tylko spytała, dlaczego nie chciała ona wyjść za Anzelma. Marta zmieszała się na te słowa, ale po chwili odpowiedziała, że bała się ludzkiego śmiechu i pracy. Justyna opowiedziała Marcie, jak to Anzelm często ją wspomina. Stara ze wzruszeniem przyjęła tę wiadomość.
Tom III
Rozdział I
Rozdział ten zaczyna się od opisu charakteru i dziejów Andrzejowej Korczyńskiej. Przed trzydziestoma laty wyszła ona za mąż z wielkiej miłości za Andrzeja, gdy zaś po krótkim małżeństwie została wdową, ani na moment nie zniosła żałoby i nie chciała myśleć o małżeństwie. Była osobą bardzo dystyngowaną, pochodziła z wyższych sfer i o ile w większości spraw rozumiała się z mężem świetnie, o tyle jego zbratania się z ludem chłopskim zrozumieć nie mogła. Po śmierci męża wszystkie uczucia przelała na syna Zygmunta, który rósł chowany pod kloszem, miał osobistych nauczycieli i był bardzo rozpieszczany przez matkę.
Andrzejowa święcie wierzyła w ogromny talent malarski syna, jednak do tej pory Zygmunt nie osiągnął wielkich sukcesów na gruncie malarskim. Już od dwóch lat mieszkał wraz z matką i żoną Klotyldą w Osowcach. Andrzejowa z przerażeniem patrzyła na odtrącanie Klotyldy przez Zygmunta i co chwila odkrywała, że on jej nie kocha. Zygmunt zaś rzeczywiście był Klotyldą znudzony i zachowywał się wobec niej bardzo chłodno, mimo (a może właśnie dzięki) jej ogromnemu w nim zakochaniu i dziecięcej wręcz szczebiotliwości.
Po zjedzonym z matką i Klotyldą śniadaniu Zygmunt pogrążył się w lekturze. Nagle zauważył leżący na stole trzeci tom Musseta - ten sam, który ofiarował był Justynie. Zygmunt gorączkowo szukał w książce odpowiedzi na swój list, który wysłał do Justyny, albo choćby na znaczące podkreślenie jakiegoś miejsca w książce. Nic jednak nie znalazł i oznajmił Klotyldzie, że jedzie do Korczyna porozmawiać o interesach z Benedyktem. Klotylda jednak domyśliła się, że pojechał zobaczyć się z Justyną.
Rozdział II
Witold i Justyna wracają z Bohatyrowicz do Korczyna i rozmawiają o zmianach, jakie zaszły w życiu i światopoglądzie Justyny. Witold natyka się na swojego zdenerwowanego ojca narzekającego na chłopa, który nieumiejętnie posługując się żniwiarką - popsuł ją. Młody Korczyński załagodził sytuację, pouczył chłopa, jak powinno się z maszyną obchodzić i pocieszył, że jutro razem ją naprawią. Benedykt podziękował synowi za pomoc, ale skrytykował jego ideały, uważając je za zupełnie nieprzystające do życia. Ojciec z synem bardzo się pokłócili i rozstali w gniewie.
W samym Korczynie zaś bawił Kirło, wychwalający Różyca - jego charakter, serce, nazwisko, koligacje arystokratyczne i zwłaszcza majątek. Witold spytał się Justyny, czy ma zamiar wyjść za te “dziurawe sito”, dziewczyna dała odpowiedź wymijającą.
Do dworu korczyńskiego przybyła Elżusia oznajmiając w imieniu ojca, że bardzo chętnie będzie widzieć Justynę i Witolda na swoim weselu. Rodzeństwo stryjeczne zostało zaproszone do zagrody Fabiana, który przyjął ich z wielką grzecznością i gościnnością. W tym czasie był u Fabiana narzeczony Elżusi, Franciszek Jaśmont z małżonkiem matki Jana - panem Starzyńskim. W międzyczasie przybył do Fabiana także Michał, adorator Antolki z wiadomością, że Janek na spotkanie nie przyjdzie, ponieważ przedłużyło mu się koszenie siana i będzie nocował na łące. Na wieść o tym Justyna bardzo posmutniała.
Po powrocie do Korczyna Witold miał rozmowę z Benedyktem. Ojciec prosił syna, aby uprosił u Darzeckiej darowanie Benedyktowego długu. Witold jednak nie zgodził się, ponieważ wiązałoby się to z zyskiwaniem przychylności Darzeckich, których młodzian nie szanował. Korczyńscy po raz kolejny się pokłócili i czuli się wobec tej sytuacji bezradni - nie potrafili znaleźć wspólnego języka, nie potrafili się porozumieć.
Zygmunt przyjechał do Korczyna i przyszedł do pokoju Justyny. Spytał się jej, czy rzeczywiście ma zamiar wyjść za mąż za Różyca i wyznał jej miłość, padając do nóg i chcąc całować ręce. Zaproponował jej zamieszkanie w Osowcach i bycie jego muzą. Justyna cofnęła się przed nim i bardzo się oburzyła na taką propozycję. Przekonywała Zygmunta, że to, co do niej czuje, to nie jest miłość, ale jedynie romans, i że nie ma zamiaru unieszczęśliwiać jego żony, Klotyldy oraz poniżać się przez ciągłe oszukiwanie innych i samej siebie. Oświadczyła mu, że teraz przedmiotem jej marzeń jest ktoś inny. Na pytanie Zygmunta, czy jest to Różyc, odpowiedziała: “Być może”.
Zagniewany Zygmunt odjechał z Korczyna i od razu po powrocie poszedł zobaczyć się z matką. Przeprowadził z nią długą rozmowę, w której próbował ją przekonać do sprzedania Osowiec i wyjechania wraz z nim za granicę. Andrzejowa nie mogła wierzyć własnym uszom - jej syn zachęcał ją, aby porzuciła tę ziemię, która od lat była w posiadaniu jej rodziny, którą ona tak bardzo kochała. Andrzejowa z przerażeniem odkryła, że jej syn nikogo tak naprawdę nie kocha - ani Klotyldy, ani Justyny, tylko ciągle goni za nowymi wrażeniami. Jeszcze boleśniejsze było dla niej, gdy Zygmunt oświadczył, że jego zdaniem owa “żałoba narodowa”, ciągłe wspominanie dziejów przeszłości jest głupstwem, że należy patrzeć w przyszłość i korzystać ze zdobyczy cywilizacji. Gdy Zygmunt otwarcie przyznał, że jego zdaniem jego ojciec był szaleńcem, Andrzejowa nie wytrzymała i kazała mu wyjść z pokoju. Potem długo płakała i biła się w piersi za to, że rozpieszczając własne dziecko wychowała je tak, że teraz nie szanuje ono tego, co szanował i za co zginął jego ojciec.
Rozdział III
W domu Fabiana panowało ogromne ożywienie, związane z przygotowaniami do wesela Elżusi. Zebrała się ogromna liczba ludzi, także Justyna jako pierwsza druhna, Witold z Marynią Kirlanką i długo przekonywana do przyjścia Marta. Wesele przebiegało w atmosferze zabawy i radości. Marta po dwudziestu trzech latach po raz pierwszy widziała Anzelma i rozmawiała z nim przyjaźnie, podobnie jak z resztą Bohatyrowiczów. Ze wzruszeniem przypominała sobie “stare czasy”, kiedy to często bywała w zaścianku. W pewnym momencie na weselu pojawiła się spóźniona Jadwiga Domuntówna z dziadkiem. Wystroiła się bardzo - specjalnie dla Janka. Janek jednak nie zwracał na nią uwagi i prawie całe wesele rozmawiał z Justyną. Widząc parę szeptającą do siebie i zachwyconą sobą, rzuciła między nimi kamieniem. Reszta towarzystwa oburzyła się, ale Janek załagodził sytuację twierdząc, że Jadwiga tylko dla żartu kamieniem w niego rzuciła.
Janek tłumaczył się Justynie ze swojego związku z Jadwigą. Mówił, że nigdy między nimi nic nie było, tylko ona swoim kochaniem bardzo go dręczyła. Może gdyby nikogo innego w życiu nie spotkał, to by się z nią ożenił, ale teraz sytuacja przedstawiała się trochę inaczej…
Fabian zaś prosił Witolda o wielką przysługę. Jego adwokat w procesie z Benedyktem przegapił termin złożenia apelacji, w związku z czym Bohatyrowiczowie przegrali i musieli teraz zapłacić olbrzymią kwotę tysiąca rubli. Było to ponad ich możliwości finansowe. Fabian przyznał się, że rzeczywiście niesłusznie się z Korczyńskim procesował i był zbyt hardy, ale znalazł mapę, na której wyraźnie jest nakreślone, że ziemia o którą się kłócili do Bohatyrowiczów należy. Fabian zwrócił uwagę Witoldowi, że zgoda między zaściankiem a dworem byłaby korzystna dla wszystkich - Benedyktowi nie zabrakłoby rąk do pracy, a Bohatyrowicze by na tym zarobili. Witold mimo początkowej niechęci do rozmowy z ojcem na ten temat obiecał pomóc.
Rozdział IV
Był późny wieczór, Benedykt nie spał w swoim gabinecie, rozmyślając nad listem, otrzymanym przed chwilą od Dominika. Witold przyszedł do niego porozmawiać na temat prośby Bohatyrowiczów. Przekonywał ojca, że Bohatyrowicze nie są tacy źli, że Benedykt niesprawiedliwie ich ocenia i że pragną oni zgody z nim. Wyłożył ojcu także swoje przekonania dotyczące konieczności panowania zgody między ludźmi, braterskiej pomocy i solidarności. Benedykt nazywał Witolda wariatem, ale przypomniał sobie, że w młodości był takim samym jak on, że jemu przyświecały takie same ideały, tylko twarde życie wyparło je z jego świadomości. Nazwał Witolda “powracającą falą” - ta fala, która uniosła kiedyś jego i jego braci do wzięcia udziału w powstaniu, teraz powraca w pragnieniu budowania wspólnego dobra przez jego syna. Obiecał, że Bohatyrowiczom dług daruje, bo rzeczywiście nie są w stanie oni wypłacić aż tak dużej kwoty. Ojciec i syn pogodzili się, padli sobie w ramiona i postanowili pojechać następnego dnia razem na Mogiłę powstańczą.
Witold wrócił na wesele w domu Fabiana i oznajmił wszystkim radosną nowinę. Wesele dobiegało już końca. Jadwiga pogodziła się z Jankiem, nawzajem życzyli sobie szczęścia. Potem Janek z Justyną udali się nad Niemen, gdzie podziwiali piękne widoki i przyrzekli sobie być razem.
Rozdział V
Następnego dnia przyjechał do Korczyna Kirło z żoną z wiadomością, że Różyc prosi o rękę panny Justyny. Pani Emilia, Teresa oraz Kirłowie zachwycali się przyszłym mężem i szansą, jaka wynika z owego ożenku dla Justyny. Justyna jednak, ku zdziwieniu wszystkich, oświadczyła, że nie może wyjść za Różyca, ponieważ od wczoraj jest zaręczona z Jankiem Bohatyrowiczem, kocha go i wie, że jest kochana. Większość zgromadzonych była oburzona, Benedykt jednak zgodził się z wyborem Justyny, a Kirłowa nawet ten wybór pochwaliła. Marta zaś przyszła do Benedykta z prośbą, aby pozwolił jej zamieszkać z Justyną u Bohatyrowiczów, ponieważ jest już stara i może w Korczynie niepotrzebna. Benedykt zdecydowanie zaprzeczył i powiedział jej, że bez niej nie poradziłby sobie w gospodarstwie i że jest mu niezbędna, że dzieci bardzo ją kochają i że życzy on sobie, by u niego została. Marta ucieszyła się na te słowa i postanowiła zostać w Korczynie.Benedykt z Witoldem i Justyną udali się do chaty Anzelma i Jana. Jan przypadł do Benedykta i pocałował go w rękę. “Syn Jerzego?” Spytał się Benedykt. Z głębi chaty odezwał się głos Anzelma: “Tego sa… samego, który z bratem pańskim w jednej mogile spoczywa!”
Charakterystyka rodziny Korczyńskich
Mieszkańcy Korczyna należą do średniej szlachty. Głową rodziny jest Benedykt Korczyński. Jest to mężczyzna w średnim wieku, zmęczony nieustanną walką o utrzymanie rodowego majątku, represjami władz carskich po upadku powstania styczniowego oraz troskami życia codziennego. W młodości był idealistą, ukończył szkołę agronomiczną i po powrocie do domu chciał zająć się wdrażaniem nowoczesnych metod rolniczych, lecz szybko przekonał się, że ambitne plany są zupełnie nierealne i wręcz niemożliwe do zrealizowania.
Przytłoczony mnożącymi się problemami, osamotniony w swym działaniu, zapomniał o młodzieńczych ideałach, o które walczyli jego bracia. Jest dobrym gospodarzem, kochającym rodową ziemię, lecz nie ma odpowiedniego wsparcia ze strony bliskich sobie ludzi. Żona nie rozumie jego dążeń i życiowych aspiracji, nie okazuje mu wyrozumiałości i ma o wszystko pretensje. Benedykt nie potrafi również znaleźć wspólnego języka z synem, Witoldem, który wypomina mu, iż nie wykazuje chęci pogodzenia się z Bohatyrowiczami i nie potrafi należycie traktować mieszkańców zaścianka, przez co nie cieszy się wśród nich dobrą opinią.
Ostatecznie Korczyński przypomina sobie wspólne ideały, które przed laty zjednoczyły dwór z zaściankiem i godzi się z Anzelmem, rezygnując ze spłaty zasądzonej kary. Żoną Benedykta jest Emilia, kobieta żyjąca we własnym świecie, który kreuje na podstawie przeczytanych romansów, znudzona życiem na wsi i izolująca się od świata zewnętrznego. To typowa hipochondryczka i egoistka, nastawiona na zaspokajanie własnych potrzeb i przyjemności, nie wykazująca chęci do jakiejkolwiek pracy. Wiedzie próżniaczy tryb życia, nie stara się zrozumieć postępowania ani poglądów męża, którego postrzega jako prostaka, niezdolnego do wzniosłych i romantycznych uniesień. Emilia i Benedykt, pomimo, iż żyją pod jednym dachem, oddalili się od siebie i nic ich nie łączy.
Obowiązki pani domu wypełnia Marta Korczyńska, uboga krewna Benedykta, stara panna, która w młodości odrzuciła miłość Anzelma Bohatyrowicza, obawiając się ciężkiej pracy i kpin ze strony rodziny. Pod maską cynizmu kryje wrodzoną dobroć, wrażliwość i ciepło. To ona zajęła się wychowaniem dzieci Benedykta, które darzą ją szczerą miłością i szacunkiem. Marta prowadzi gospodarstwo Korczyńskich, czując się dzięki temu potrzebną. Benedykt szanuje ją i ceni jej pracę, wiedząc, że zawsze może liczyć na wsparcie kobiety. Reprezentantem młodego pokolenia jest syn Emilii i Benedykta, Witold. Jest on studentem nauk agronomicznych i chętnie obcuje z chłopami, którzy cenią go za rady, dotyczące nowoczesnego prowadzenia gospodarstwa. Witold jest zwolennikiem równości społecznej, co doprowadziło go do konfliktu z ojcem. Nie rozumie uporu Benedykta w sporze z Bohatyrowiczami i pragnie, aby między zaściankiem a dworem zapanowała zgoda.
Pani Andrzejowa Korczyńska i jej syn, Zygmunt, należą do zamożnej szlachty. W odróżnieniu od rodziny Benedykta żyją w dostatku, nie martwiąc się o swój byt. Pani Andrzejowa od śmierci męża nosi żałobną suknie i żyje wspomnieniami wielkiej miłości, jaka łączyła ją z Andrzejem. Po stracie męża skupiła się przede wszystkim na wychowywaniu ich jedynego syna, zaspokajając wszystkie jego zachcianki. Doskonale rozumiała poglądy i potrzeby męża, zawsze wspierała go w jego dążeniach, lecz sama nie potrafiła przełamać swej niechęci do chłopów. Jako matka poniosła klęskę - okazało się, że nie zdołała wychować Zygmunta na człowieka prawego, przywiązanego do narodowej tradycji i szanującego pamięć ojca. Zygmunt wyrósł na egoistę i kosmopolitę, gardzącego wszystkim, co polskie i uważającego ojca za szaleńca. Rodzina Korczyńskich nie podlega jednoznacznej ocenie. Należą do niej zarówno bohaterowie pozytywni, kierujący się wyższymi wartościami, do których można zaliczyć Benedykta, Martę i Witolda, jak i typowi „pasożyci”, skupiający się wyłącznie na zaspokajaniu własnych przyjemności, jak Emilia i Zygmunt.
Charakterystyka Zygmunta Korczyńskiego
Zygmunt Korczyński jest jedynym synem Andrzeja, najstarszego brata Benedykta, który poległ w czasie walk powstańczych. Po tragicznej śmierci ojca, jego wychowaniem zajęła się matka, zapewniając mu należyte wykształcenie i spełniając każdy jego kaprys. Pobierał nauki u najlepszych nauczycieli, a pani Andrzejowa utwierdziła go w przekonaniu, że jest wybrańcem losu i wyrasta ponad przeciętność. Przez wiele lat kształcił się za granicą i wrócił do rodowych Osowców, przywożąc młodziutką żonę, Klotyldę.
Zygmunt ma około trzydziestu lat, jest przystojnym brunetem o bladej, chmurnej twarzy i pięknych, piwnych oczach w podłużnej oprawie. Ubiera się wytwornie, zgodnie z panującą modą. Jest mężczyzną zmanierowanym, kierującym się egoistycznymi pobudkami i mającym o sobie wysokie mniemanie. Zagraniczne wojaże uczyniły z niego kosmopolitę, gardzącego wszystkim, co polskie, wiejskie i chłopskie. Nie szanuje pamięci ojca, którego uważa za szaleńca, narodowej tradycji ani nie jest emocjonalnie związany z rodową ziemią. Uważa, że jego życie powinno składać się z samych przyjemności, a inni powinni skupiać na nim całą swoją uwagę i otaczać go uwielbieniem. Pobyt na prowincji szybko nudzi go i napawa obrzydzeniem. Uważa się za niespełnionego artystę, obdarzonego wyjątkowymi zdolnościami, lecz ogarniętego twórczą niemocą.
Zygmunt jest mężczyzną, niezdolnym do prawdziwych i szczerych uczuć. Ignoruje żonę, która darzy go bezgraniczną miłością, jest zupełnie obojętny na jej potrzeby i nie poczuwa się do odpowiedzialności za swoje małżeństwo. Znudzony, pragnie odzyskać miłość Justyny i bez skrupułów proponuje jej, aby została jego kochanką. Nie potrafi również szanować swej matki, zarzucając jej, że zmusza go do życia w atmosferze wspomnień o ojcu. Podczas rozmowy z panią Andrzejową pokazuje swe prawdziwe oblicze - człowieka cynicznego, aroganckiego i oschłego. Pragnie sprzedać rodowe Osowce, nie zważając na uczucia matki i usiłując przekonać ją do sprzedaży majątku.
Zygmunt Korczyński jest postacią negatywną, gardzącą ludźmi i wzbudzającą niechęć. To człowiek obojętny wobec otoczenia, znudzony życiem i nastawiony wyłącznie na zaspokajanie własnych potrzeb.
Obraz powstania styczniowego w „Nad Niemnem”
Akcja powieści Elizy Orzeszkowej rozgrywa się ponad dwadzieścia lat po wybuchu i klęsce powstania styczniowego. W pamięci bohaterów, jak i samej autorki, jest to jednak wydarzenie wciąż żywe, determinujące ich świat oraz mające ogromny wpływ na ich decyzje i sposób postępowania. Pod tym względem powstanie, ukazane w retrospekcjach i poprzez symbole, odgrywa w „Nad Niemnem” znaczącą rolę.
Powstanie styczniowe było doniosłym i wstrząsającym przeżyciem dla całego pokolenia, z którego później ukształtowali się polscy pozytywiści. Ich program i twórczość literacka stały się odpowiedzią na klęskę walk niepodległościowych w 1863 roku i na późniejsze represje zaborcy. Powstanie wpłynęło również na życie i twórczość Orzeszkowej, o czym świadczą jej słowa w liście do M. Dubieckiego:
Moment ten wywarł na całą przyszłość moją wpływ decydujący. Od niego padła mi na duszę powaga i nigdy całkowicie nie wygasająca żałość, która mię na zawsze odtrąciła od świata blasku, zabaw i pustych wesołości. Ten moment wzniecił we mnie pragnienie służenia Ojczyźnie według miary sił i natury mych zdolności; od jego ognia i od jego łez powstała we mnie ambicja przyniesienia choćby małej cegiełki do tego ratunkowego mostu, po którym naród przejść miał nad szeroko rozwartą pod nim otchłanią. Przyszły potem zwątpienia różne, lecz o idei miłości Ojczyzny i o obowiązku służenia jej nie zwątpiłam nigdy; przyszły potem różne bóle, lecz żaden nie dorównał bólowi nad jej nieszczęściem; przychodziły szeregiem przydługim różne pomysły pisarskie, lecz nie było śród nich ani jednego, który by, jak z pierwszego źródła, nie wytrysnął z myśli o Ojczyźnie. To wszystko uczynił ze mną i we mnie rok 1863. Gdyby nie jego młot i dłuto, losy moje byłyby najpewniej inne i prawdopodobnie nie byłabym autorką. |
W dniu wybuchu powstania styczniowego Eliza Orzeszkowa miała niespełna dwadzieścia lat. Już wówczas aktywnie interesowała się sprawami publicznymi, uczestnicząc w rozmowach i dyskusjach na tematy istotne dla narodu polskiego. Była obecna w chwili, w której Romuald Traugutt obejmował dowództwo nad oddziałami powstańczymi. W trakcie walk niepodległościowych pełniła funkcję łączniczki, przewoziła pocztę oraz pomagała w zdobywaniu żywności dla powstańców. Po upadku powstania przez pewien czas ukrywała w swym dworze Traugutta i narażając własne życie przewiozła go do Warszawy. W latach następnych była świadkiem srogich represji zaborcy. Echa tych doświadczeń i obserwacji można odnaleźć w „Nad Niemnem”.
Pamięć o powstaniu styczniowym, ze względu na cenzurę, ukryta została dzięki użyciu języka ezopowego, pełnego symbolicznych odniesień do tych ważnych wydarzeń w dziejach narodu polskiego. Akcja „Nad Niemnem” rozgrywa się w dwóch czasach. Pierwszy z nich to lata osiemdziesiąte XIX wieku, w których żyją bohaterowie dzieła. Drugi, określany mianem czasu mitycznego, jest utrwalony i wciąż żywy w pamięci tych, którzy przeżyli walki wyzwoleńcze i wyraźnie determinuje ich aktualne życie. W popowstaniowej rzeczywistości egzystują dwa pokolenia Polaków. Do pierwszego należą: Benedykt i Dominik Korczyńscy, Andrzejowa Korczyńska, Marta i Emilia, Kirłowie i Darzeccy oraz Anzelm Bohatyrowicz. Dla nich powstanie styczniowe było ważnym i przełomowym przeżyciem i na zawsze pozostało w ich wspomnieniach. Reprezentantami drugiej, młodszej, generacji są: Witold Korczyński, Jan Bohatyrowicz, Justyna Orzelska i Zygmunt. Dorastali oni w czasach represji zaborcy po klęsce powstania i choć sami nie byli świadkami krwawych walk, to również miały one wpływ na ich życiowe wybory.
Powstanie styczniowe bezpośrednio zdeterminowało życie rówieśników Benedykta. W roku 1863 Andrzej, Dominik i Benedykt Korczyńscy oraz Jerzy i Anzelm Bohatyrowiczowie brali czynny udział w przygotowaniach do walk i żywo interesowali się sprawami narodowymi. Łączyły ich wspólne idee demokratyczne, które zatarły różnice stanowe między ziemiaństwem a zaściankiem i zjednoczyły ich w dążeniu do tego samego celu. Ramię w ramię walczyli w powstaniu, w którym polegli Jerzy i Andrzej, spoczywając w jednej mogile w głębi nadniemeńskiego lasu. Obraz tragicznych walk narodowowyzwoleńczych wyłania się ze wspomnień tych, którzy je przeżyli oraz z opowiadań Anzelma Bohatyrowicza.
Klęska powstania wpłynęła na dalsze dzieje bohaterów powieści. Dominik dostał się do niewoli i z biegiem lat wyrzekł się swej narodowości i języka ojczystego, robiąc karierę w carskiej administracji. Anzelm podupadł na zdrowiu i pogrążył się w melancholii, rozpamiętując klęskę narodu i własną, ponieważ ze względu na niskie pochodzenie społeczne został odrzucony przez ukochaną kobietę. Benedykt utracił dwóch braci i to na niego spadł trudny obowiązek utrzymania rodowego majątku. Początkowo co prawda stała się szerzyć oświatę, lecz przytłoczony drastycznymi rozporządzeniami zaborcy, wycofał się ze swej działalności i popadł w stagnację. Nadrzędnym celem swojego życia uczynił zachowanie gospodarstwa, w czym widział możliwość przetrwania własnego narodu. Wraz z upływem czasu czuł się coraz bardziej osamotniony i zgorzkniały. Klęska powstania zniszczyła również nic porozumienia pomiędzy ziemiaństwem a szlachtą zagrodową, doprowadzając do konfliktu Korczyńskich z Bohatyrowiczami.
Powstanie odcisnęło również piętno na życiu bohaterek powieści Elizy Orzeszkowej. Marta odrzuciła miłość Anzelma, obawiając się kpin krewnych i ciężkiej pracy na roli. Stała się przez to rozgoryczoną, nieszczęśliwą kobietą, wspierającą brata w utrzymaniu rodowej ziemi. Emilia Korczyńska odizolowała się od świata zewnętrznego i stworzyła swój własny, niezwykle hermetyczny i ograniczony do ścian salonu. Dla wdowy po Andrzeju Korczyńskim pamięć o powstaniu stała się świętą i wiązała się z bolesnymi wspomnieniami o utraconej miłości. Kobieta zawsze starała się okazywać zrozumienie dla poglądów męża, a po jego tragicznej śmierci postanowiła dochować wierności jego ideałom, przekazując je jedynemu synowi. W porę nie zauważyła jednak, że rozpieszczony i zmanierowany Zygmunt tak naprawdę nie zna historii swego narodu i gardzi powstańczą tradycją, która pozbawiła go rodowego dziedzictwa.
Młode pokolenie bohaterów „Nad Niemnem” nie uczestniczyło bezpośrednio w walce o niepodległość Polski, lecz powstanie styczniowe wywarło znaczący wpływ także na ich losy i życiowe decyzje. Jan Bohatyrowicz, syn Jerzego, w roku 1863 był małym chłopcem, żegnającym ojca odchodzącego do powstańczego oddziału. Doskonale zapamiętał serdeczną przyjaźń, łączącą jego ojca z Korczyńskimi. Po klęsce powstania był świadkiem powrotu Anzelma do domu. To on zaniósł wiadomość o tragicznych losach Andrzeja i Dominika do dworu i widział rozpacza Andrzejowej i Benedykta. Przeżycia te sprawiły, że przedwcześnie dojrzał emocjonalnie i jako jeden z nielicznych czcił pamięć o poległych, odwiedzając Mogiłę.
To właśnie Jan opowiedział Justynie o krwawych wydarzeniach, które rozegrały się w nadniemeńskim lesie. Dla Orzelskiej znajomość z mieszkańcami zaścianka stała się przełomowym momentem jej życia. Dzięki niej poznała prawdziwą wartość pracy, odnalazła sens swej egzystencji i uświadomiła sobie znaczenie spraw narodowych oraz nauczyła się szacunku wobec tradycji. Najbardziej świadomym dziedzictwa powstania był Witold Korczyński. Syn Benedykta nie potrafił zrozumieć postawy ojca, sądząc, iż zapomniał on o ideałach, w imię których polegli Andrzej i Jerzy. Doskonale znał wartość demokratyzmu, odczuwał potrzebę interesowania się sprawami ludu i szerzenia oświaty. Był gotów do poniesienia największej ofiary dla ojczyzny i jej wolności. Wyrazicielem słów potępienia dla postania był Zygmunt Korczyński, który nie odczuwał wspólnoty z własnym narodem. Pragnął wyjechać za granicę i namawiał matkę do sprzedaży majątku. Dla niego udział ojca w powstaniu był czynem szaleńca, zupełnie pozbawionym sensu, za który konsekwencje musiał ponieść on, jako syn powstańca. Symboliczny charakter ma powstańcza Mogiła w głębi nadniemeńskiego lasu, w której spoczywają Jerzy i Andrzej wraz z czterdziestoma towarzyszami broni. Bezimienny grób, odwiedzany sporadycznie i w tajemnicy przez Benedykta i Andrzejową, jest świadectwem bohaterstwa powstańców i przypomina o ideałach, w imię których walczyli i zginęli. Jest pamięcią o takich wartościach, jak: wolność, walka, równość społeczna, demokratyzm i współpraca, które zawsze powinny być najważniejszym priorytetem dla Polaków. Wartościom tym pozostali wierni Bohatyrowiczowie, którzy bez względu na zakaz władz carskich opiekują się Mogiłą.
Eliza Orzeszkowa ukazała w „Nad Niemnem” społeczeństwo okaleczone klęską powstania styczniowego, zastraszone represjami zaborcy i pozbawione możliwości swobodnego wyrażania własnych myśli i przekonań. Liczne odwołania do czas walk narodowowyzwoleńczych i rozbudzonych nadziei, wskazują, że jest to czas nadal żywy w pamięci tych, którzy przeżyli powstanie i determinujący ich aktualne życie. Z powieści wyłania się wyidealizowany obraz powstania, którego idee powinny stanowić wzór dla tych, którym przyszło żyć w trudnej dla narodu polskiego rzeczywistości. W odczuciu większości bohaterów utworu jest to czas święty, przechowywany w pamięci jako najwyższa wartość.
8