świetlicki, OPRACOWANIA


Tobół Marcina Świetlickiego.

Karolina Pospiszil

Nie było mnie i teraz też nie jestem w stanie

stwierdzić wyraźnie, że wyraźnie jestem.

Marcin Świetlicki: Tobół

Ameryko, dałaś mi niewiele.

O całe niebo mniej niż ci się zdaje.

O całe niebo mniej niż poetom śląskim.

Kilka pomówień, trochę papierosów,

nieco muzyki. Wczoraj poleciałem

ze stołka barowego w „Klubie Kulturalnym”

i mam łuk brwiowy, choć na zewnątrz nic

nie widać, wewnątrz obolały.

Ameryko, Kanado. Trochę wychowały

ście i Andrzeja Sosnowskiego, który

niewyjaśnionym impulsem kierowany, był

tu wczoraj i w ostatecznej scenie dał

mi swe klusze od mieszkania w

Wwie, bo mi się zdawało, że swoje

klucze krakowskie zgubiłem, a nie

zgubiłem, lecz Monice dałem

wcześniej i oto scena powrotu, gdy się

Andrzej Sosnowski zapodział, a ja jego kluczem

próbuje swoje drzwi otworzyć, Ameryko, i

w końcu po prostu dzwonię, Ameryko, i

otwiera mi Monika.

I nie mów o beatnikach, bo jestem zazdrosny

a nie wdzięczny, albowiem wdzięczność jest mi obca

jak i beatnicy, Ameryko, dziś

jest luty dziewięćdziesiąt osiem,

jestem niezmiernie słodko trzeźwym

tobołem.

I - Ameryko - dałaś Boba Hassa,

zabieraj sobie Boba Hassa.

Dość uświęconych grafomanów tu mam,

trochę skończyły się żarty.

A jutro piłem. Barman przekazuje

prezencik (anonimowy) - foliowy i czarny

worek na śmieci, z martwą choinka i kartką

o treści - STYCZEŃ, PORA ŚMIERCI

CHOINEK (żarcik). Coraz bardziej zdradzam

(w przeszłości).

Budzi mnie

but z rozwianymi sznurowadłami, wywalonym

językiem.

Patrzy mi w oczy. Kopniak w głowę i

słońce.

Dzisiaj Tadeusz Pióro opowiada mi

telefonicznie swą warszawską wersję.

Andrzej Sosnowski jeszcze nie dojechał.

Jest w „Zwisie” z M. Baranem. Jadą do Warszawy

za chwilę, a ja nie, ja jestem

w pracy, ja jestem w pracy, bo wczoraj nie byłem,

bo nie wstałem ze stołka, raz ze stołka spadłem,

spadłem, ale nie po to, żeby się poczołgać

do kulturalno-społeczno-katolickiej pracy.

Do tego Paweł (wkurwia mnie ostatnio

to imię niesłychanie, przepraszam cię, Pawle)

- więc P. Dunin- Wąsowicz opowiada mi

dramatyczne spotkanie z W. Wenclem,

który mu zdradził, że Świetlicki jednak

ma prawo do istnienia i pisania, zaś

młoda poezja śląska raczej nie ma.

Więc jestem Ocalony! Ameryko! Rosjo!

W ogóle najazd Warszawy na Kraków.

We wtorek Varga i wieczór autorski,

na którym T. Kunz zadał mu pytanie,

którego żaden autor najprawdopodobniej

nigdy nie słyszał w takiej sytuacji.

Pytanie brzmiało: masz dziewczynę? A

śledzie i wódka potem.

Popłynąłem. Zaś środa

pod znakiem Sosnowskiego.

Dzisiaj Bratkowscy. Ale dziś spokojnie.

Tak, Ameryko. Mały koniak i

maleńka śliwowica.

W ogóle myślę, że nie jest to uraz,

to pulsowanie w okolicach łuku

brwiowego przecież nie świadczy o niczym.

Twoje kliniki nich mnie nie przyjmują,

Ameryko. Tylko jeden lekarz

na jedno życie (jest nim doktor Dyduch).

Popatrz, Moniko. Ten wiersz zaludniają

głównie mężczyźni. Takie heroiczne

czasy nastały. To dopiero dzisiaj

Pędzel przypomniał mi upadek ze

stołka przy barze w „Kulturalnym”, prawdę

mówiąc - to wcześniej

nie znałem źródła bólu,

nie byłem pewien.

Jak brzmi słowo „przekora” po angielsku więc?

Wczoraj mi Andrzej podał ostateczną wersję

na „a”, lecz nie pamiętam, kiedyś jeszcze raz

zapytam, to przyjemne.

Jest to rodzaj kaca,

kiedy się człowiek wzrusza przy reklamach i

znów Ocalony jestem.

I budzi mnie but z rozwianymi sznurowadłami, wywalonym językiem.

Patrzy mi w oczy. Kopniak w głowę i

słońce.

A spałem w strachu, że to źle, że śpię.

Budziłem się co godzinę na granicy krzyku.

Spałem w strachu, że mnie złe ma i

nie puszcza. Śniła się pustynia

i przezroczystość. Śniło się, że idę

i spotykam, i mówię: dzień dobry,

a państwo mi: dzień dobry odpowiada i

śnił mi się banał, koszmar.

A teraz pełne słońce, buty świecą błotem

jeszcze poznańskim, kiedy był tam tobół?

wiele, wiele dni temu!

Pełne słońce, kilka jakby psich

włosów na jednym z rękawów toboła,

dziurawa kieszeń.

Dziurawa kieszeń, cokolwiek się tam

umieści - ulatuje. Jest to jedna z

tobolich zabaw.

Dziurawa kieszeń, druga kieszeń przez to

przepełniona tym niczym, co stanowi o

osobowości, Ameryko, o

osobowości.

[tom: Pieśni profana].

Prosta historia: byłem, upiłem się, spadłem ze stołka, pomieszały mi się zdarzenia i postaci, fragmenty wierszy, złośliwości, porachunki z poetami śląskimi i Wenclem, który z nadmorskiego miasta feruje wyroki o „być albo nie być” innych twórców, pijackie rozmowy, kac, urwany film, zapamiętane epizody, (nie)wyjaśnialny ból głowy. Ot, towarzyski wierszyk, zapewne dobrze funkcjonujący w środowisku znajomych poety Ś. Jednak spod tej warstwy wychodzi on - Tobół. Najpierw tożsamy z „ja” mówiącym wiersza, potem obcy... Gdzieś między prostą historią a Tobołem czai się gra z Ginsbergiem i O'Harą, Różewiczem i… Świetlickim. Subtelna gra utkana z aluzji, cytatów, trawestacji znanych motywów.

Wiele dzieje się w tym tekście, jednak sama fabuła wiersza wydaje się nie być istotna. Ważniejsze są postaci w niej występujące. Niektóre, jak Andrzej Sosnowski, Marcin Baran czy Krzysztof Varga zdają się być wymienione tylko dla celów towarzyskich. Ciekawsze są „poetyckie porachunki”, czyli stosunek Świetlickiego do tzw. poetów śląskich, Wojciecha Wencla czy - współczesnej poezji amerykańskiej. Śląska grupa poetycka „Na dziko”, uważana jest za naśladowczą wobec niektórych poetów związanych niegdyś z „bruLionem” , określanych mianem personistów czy o'harystów, w tym Świetlickiego i Podsiadły. Tak samo, jak ich poprzednicy, „Na Dziko” opowiada się za poezją indywidualną i prywatną. Jak zaznaczał Paweł Dunin - Wąsowicz, z tej prywatności w wierszach poetów śląskich nic, prócz nudy, nie wynika. Przypuszczam, że Marcin Świetlicki ma podobne zdanie, stąd jego ironiczne konstatacje:

Ameryko, dałaś mi niewiele.

[…]

O całe niebo mniej niż poetom śląskim.

[…]

P Dunin- Wąsowicz opowiada mi

dramatyczne spotkanie z W. Wenclem,

który mu zdradził, że Świetlicki jednak

ma prawo do istnienia i pisania, zaś

młoda poezja śląska raczej nie ma.

Wojciech Wencel pojawia się w tym wierszu nie bez przyczyny i nie pierwszy raz poeta Ś. poświęca mu uwagę. Najpierw jednak należy kilka spraw wyjaśnić. Wojciech Wencel, neoklasycysta związany z „Frondą”, w 1995 roku w ankiecie „Kresów” określił Świetlickiego mianem pomysłodawcy szczególnej odmiany literatury dla młodzieży, mówił też, że problemy Świetlickiego to problemy Mariuszów i Patryków z trzeciej klasy ogólniaków. Repliką na tę wypowiedź był wiersz Specyficzna odmiana literatury dla młodzieży z tomu Trzecia połowa, w którym pada propozycja zamieszkania w kącie jakiejś katedry. Tutaj jednak poglądy gdańskiego poety ewoluowały, przynajmniej według Świetlickiego, swą niechęć i dezaprobatę zwrócił w stronę „młodej poezji śląskiej”…

Dialog ze współczesną poezją amerykańską rozgrywa się głównie na dwóch płaszczyznach: formy tekstu i jego tematyki. Najwidoczniejszy jest związek Toboła z Ameryką Allana Ginsberga, jednego z czołowych przedstawicieli beatników - oba utwory wykorzystują formę monologu, powtarzają się w nich jednakowe apostrofy (Ameryko! […] Ameryko! Rosjo!), wykorzystują podobne środki stylistyczne: anafory, przerzutnie, występują w nich kolokwializmy i wulgaryzmy. Jednak Świetlicki pisze:

[Ameryko] I nie mów o beatnikach, bo jestem zazdrosny

a nie wdzięczny, albowiem wdzięczność jest mi obca

jak i beatnicy […]

Wydaje się, że polski poeta jest krytycznie nastawiony do dorobku pierwszych literackich krytyków konsumpcjonizmu, którzy buntowali się przeciw wtłoczeniu ich w okres prosperity amerykańskiej gospodarki i w bierne zadowolenie z siebie części społeczeństwa amerykańskiego, […] zostali uznani za szaleńców, którzy ostentacyjnie przeciwstawiają się swojej ojczyźnie, uciekając w narkotyki, seks, szukając nowych religii i ignorując praworządne społeczeństwo.

Poniekąd blisko temu tekstowi - przez jego wyraźny autobiografizm oraz wielość okoliczników czasu i miejsca - do poezji szkoły nowojorskiej, a ściślej - poezji Franka O'Hary. Wiele cech łączy Tobół i utwory amerykańskiego poety: obrazki, zdarzenia i przedmioty opisywane językiem ulicy, nazwiska przyjaciół, kochanków, bliższych i dalszych znajomych i wreszcie ja - ustawione w samym centrum poezji, wszechobecne i wszędobylskie. A jeśli czytać cały tekst przez tradycję amerykańską, można znaleźć analogie między postacią toboła a wydrążonymi ludźmi Eliota… Jednak coś zgrzyta, coś się nie zgadza: pewna regularność, szczególnie ostatnich czterech strof, autobiografizm - ale z elementami refleksji, wydrążony, ale inny przecież od bohaterów The Hollow Men, tobół. Zdaje się, że te nawiązania - tak widoczne już przy pierwszym czytaniu - mają na celu grę nie tylko z twórczością wymienionych poetów, ale też (przede wszystkim?) z krytycznym czytelnikiem; są polemiką z włożeniem poezji Świetlickiego do szufladki pod tytułem „o'haryzm” .

W tekście wymieniony jest z imienia i nazwiska tylko jeden amerykański twórca - Robert Hass - poeta, eseista i krytyk; jego poezja była tłumaczona na język polski m.in. przez Czesława Miłosza, który był głównym popularyzatorem tej twórczości, raczej nie lubianej przez Świetlickiego:

I - Ameryko - dałaś Boba Hassa,

zabieraj sobie Boba Hassa.

Dość uświęconych grafomanów tu mam […]

Przywołanie tego nazwiska może być nie tylko wynikiem braku aprobaty dla poetyki Amerykanina, ale także sprzeciwem wobec przemożnego wpływu Noblisty (czy ogólniej - Starych i Wielkich Poetów) na kształtowanie opinii czytelników i krytyków literackich.

Świetlicki zmaga się też z jednym z najważniejszych powojennych pisarzy polskich i jego podręcznikowym już tekstem - mowa o Tadeuszu Różewiczu i Ocalonym. Poeta Ś. mówi o sobie jako o ocalonym, nawet dwa razy, ale w zupełnie innych realiach i kontekście:

[…]P. Dunin- Wąsowicz opowiada mi

dramatyczne spotkanie z W. Wenclem,

który mu zdradził, że Świetlicki jednak

ma prawo do istnienia i pisania, zaś

młoda poezja śląska raczej nie ma.

Więc jestem Ocalony! Ameryko! Rosjo!

[…]

Jak brzmi słowo „przekora” po angielsku więc?

Wczoraj mi Andrzej podał ostateczną wersję

na „a”, lecz nie pamiętam, kiedyś jeszcze raz

zapytam, to przyjemne.

Jest to rodzaj kaca,

kiedy się człowiek wzrusza przy reklamach i

znów Ocalony jestem.

Zdaje się, że Świetlicki nie chce być w ogonie komety poezji Różewicza, dlatego też ośmiesza, trywializuje naznaczone już powagą słowo - (niemal) symbol. Odbrązawia i łączy je z niewolnymi od patosu ginsbergowskimi wykrzyknieniami czy jeszcze banalniejszym kacem.

Widmo parodii krąży nad Tobołem i widoczne jest nie tylko w krytyczno - parodystycznym stosunku do wzorca (jednego ze sztandarowych tekstów beatników) ale też do jego wartości - wiersz Ginsberga jest nasycony ideowością, Świetlickiemu bardzo daleko do jakichkolwiek deklaracji. Mamy tu do czynienia z ironicznym naśladowaniem najbardziej wyrazistych, rozpoznawalnych cech Ameryki, i umieszczaniem ich w innym, obcym dla poezji beatników, kontekście - a więc z parodią rozumianą jako stylizację. Taką samą sytuację można zaobserwować w przypadku odniesienia do poetyki szkoły nowojorskiej - tutaj Świetlicki wykorzystuje okoliczniki czasu i miejsca, podaje nazwiska uczestników sytuacji itd., odnosząc się jednocześnie do tych charakterystycznych cech wierszy nowojorczyków z dystansem.

Jednak najwięcej w tym utworze jest odniesień do innych tekstów samego autora. Czasem są to frazy obecne w wierszach umieszczonych w tomach późniejszych, tak jest np. w przypadku Delikatnienia - trudno ustalić, czy pojawia się w nim trochę przekształcony cytat z Toboła czy w Tobole cytat z Delikatnienia. Zakładam jednak, że autor nie pisał wierszy do szuflady i w Tobole pojawiło się kilka rozwiniętych później pomysłów. Można znaleźć także odniesienia do utworów z tomów wcześniejszych - tak dzieje się w przypadku wiersza Styczeń. Pora śmierci choinek, wykorzystanego jako element groteskowego żartu.

W omawianym tekście znajdują się także przetworzone fragmenty Franka Chrzonszcza. Być może wielość takich nawiązań ma ustawić Świetlickiego w szeregu z innymi poetami, których przywołuje (Ginsberg, O'Hara, Różewicz, Hass) - byłaby to dosyć buńczuczna nobilitacja, wejście w krąg już powszechnie i od dawna uznanych pisarzy. Z drugiej strony może ten zabieg miałby być manifestem indywidualności - nasycenie wiersza własnymi tekstami - w większej mierze niż innych poetów- miało na celu wyróżnienie Świetlickiego.

Poeta Ś. czerpie też z codziennej komunikacji, z języka mediów i ulicy. Sięga po kicz (jestem niezmiernie słodko trzeźwym tobołem) i teksty kultury elitarnej. Celowo tworzy wiersz niejednoznaczny, niedookreślony - konglomerat tekstów, zdarzeń i przemyśleń. Wykorzystuje tutaj, zdefiniowaną przez Susan Sontag, estetykę kampu - formę estetycznego zaangażowania po stronie nieokreśloności, tworzy też wydarzenia i obiekty heterogeniczne, niespójne, otwarte, które nie pozwalają się jednoznacznie zdefiniować, a tym samym wymykają się władzy arbitralnej, oficjalnej kultury, będąc zakłóceniem w jej porządku.

Kluczową postacią tego wiersza jest Tobół, z którym początkowo „ja” mówiące wiersza się utożsamia: jestem niezmiernie słodko trzeźwym tobołem, potem mówi o nim wyłącznie w 3 os. lp.:

A teraz pełen słońce, buty świecą błotem

jeszcze poznańskim, kiedy był tam tobół?

wiele, wiele dni temu!

[…] kilka jakby psich

włosów na jednym z rękawów toboła […]

- jak o kimś z zewnątrz, kimś obcym. Warto zwrócić uwagę na użycie w dopełniaczu lp. końcówki fleksyjnej charakterystycznej dla rodzaju męskoosobowego („-a”) zamiast prawidłowej końcówki rodzaju męsknonieżywotnego (-„u”) - taka błędna odmiana może być fleksyjnym środkiem personalizacji.

Dosyć ważny dla wyjaśnienia istoty toboła wydaje się motyw snu i przebudzenia - jedyna strofa, która powtarza się, traktuje właśnie o przebudzeniu:

I budzi mnie but z rozwianymi sznurowadłami, wywalonym językiem.

Patrzy mi w oczy. Kopniak w głowę i

słońce.

Jest to przebudzenie gwałtowne i zapewne bolesne, jednak wiąże się z jakimś olśnieniem czy przejściem w inny świat - na co wskazuje, częsta w poezji Świetlickiego, figura słońca. Być może tobół egzystuje właśnie we śnie lub - uwalnia się wtedy, gdy umysł sprawujący pieczę nad nim traci kontrolę, stąd luki w pamięci i pytanie, gdzie był tobół. Na takie właśnie „życie” toboła wskazuje wiersz Noc z tomu Nieczynny:

A ja śpię […] i śni mi się tobół

wędrujący przez miasto […].

Tobół - jeszcze tak nie nazwany - pojawia się w Postępach, gdzie mowa o kabłąku, embrionie. Podmiot mówiący tego wiersza wypowiada też dosyć istotną kwestię:

nie rzucam cienia, jestem w cieniu,

jestem cieniem, na kacu, na mchu, embrion, ja,

zredukowany i redukujący

- obraz ten poniekąd przypomina obecną w ponowoczesnej kulturze postać cyborga, którego ciało nie jest w pełni ludzkie, bo przetwarzane w procesie nieustającej konsumpcji. Zdaje się, że tobół jest wynikiem przeciwnego procesu - sprzeciwu wobec konsumpcji i proponowanych przez reklamę, media, wzorców tożsamości. Julita Czarnecka w szkicu o metaforze cyborga zaznacza: dzisiaj same jednostki muszą przyjąć autodefinicję, ale żeby to zrobić, najpierw muszą ją stworzyć. Pomysłów na kreację poszukują najczęściej w kreowanych przez mass - media sposobach życia […]. Rynek zapewnia szeroką paletę możliwości nabywania przeróżnych modeli tożsamości […]. Świetlicki na przekór wybiera bezkształtną, nieatrakcyjną postać - ale tylko na chwilę, z takim „buntem” też się nie identyfikuje, dystansuje się od wykreowanego przez siebie toboła (o czym świadczy użycie 3 os. lp). Staje też w opozycji do zjawiska wizualizacji tożsamości, która zostaje zredukowana do kreowanego przez media wizerunku ciała; opisując siebie - toboła poeta ironicznie używa słów jakby wyjętych z reklamy: jestem niezmiernie słodko trzeźwym tobołem. Skoro obecnie mass media tworzą tożsamość czy „worek z tożsamościami do wyboru”, nie dziwi zdanie:

druga kieszeń przez to

przepełniona tym niczym, co stanowi o

osobowości, Ameryko[…].

Zwroty do Ameryki, oprócz oczywistego odwołania do wiersza Ginsberga, niosą także inne znaczenie; wszak ten kraj jest uważany za „ojczyznę” konsumpcjonizmu, a wszelkie jego negatywne przejawy bywają nazywane amerykanizacją.

Tobół mógłby być także, co nie wyklucza powyższych rozważań, protezą tożsamościową, z której czerpie osobowość, by móc funkcjonować w ponowoczesnym świecie. Jak zaznacza Aleksandra Kunce, protezy te są zauważalne w swej sztuczności, zawieszone […], przepoczwarzone. Tytułowy bohater wiersza wydaje się podlegać także, opisanemu przez wyżej wymienioną badaczkę, ruchowi tożsamościowemu i zbieractwu fragmentów życia - stąd w tekście taka chaotyczność, fragmentaryczność relacji oraz wielość postaci, okoliczników czasu i miejsca w nim występujących: […]ruch tożsamości / nie-tożsamości odbywa się poprzez obfitość rzeczy, które ją / nie-ją tworzą - nieustanny nadmiar. Z drugiej zaś strony taki ruch tożsamości charakteryzuje się ubóstwem tego, czym jest / nie jest tożsamość siebie - które nie jest w stanie powołać scalonego „ja”. Droga do opisu tożsamości / nie-tożsamości człowieka prowadzi poprzez ornamenty, poprzez to, czym się obrasta w toku życia, poprzez nieustanny brak wszystkiego, co mogłoby naprowadzić na siebie. Jest się rozpisanym poprzez działania, jest się w natłoku czegoś, jest się przepełnionym nie- sobą […]. Z tych okruchów zdarzeń i myśli tożsamość kreuje siebie, w nich szuka tego, co może ją ukonstytuować. Jednak owe elementy mieszają się - przeszłość wkracza w przyszłość: A jutro piłem. Barman przekazuje/ prezencik […], sen w jawę, teksty różnych autorów w wiersz.

Nie sądzę, by Tobół był, jak chce Przemysław Czapliński, egzystencją ekstremalnie i wszechstronnie sceptyczną, wydrążoną z nadziei, nie znajdującą oparcia ani w sobie ani poza sobą. Oczywiście wtedy można by wpisać ten wiersz w bogatą tradycję mówienia o „wydrążonych ludziach”, jednak ciekawsze wydaje mi się odczytanie Toboła jako utworu traktującego, przynajmniej po części, o poszukiwaniu tożsamości we współczesnym świecie. W ostatnich czterech strofach wiersza, przez swoją regularna budowę wyróżnionych na tle całego tekstu, tobół pojawia się jako istota pozbawiona osobowości - tożsamości:

A teraz pełne słońce, buty świecą błotem

jeszcze poznańskim, kiedy był tam tobół?

wiele, wiele dni temu!

Pełne słońce, kilka jakby psich

włosów na jednym z rękawów toboła,

dziurawa kieszeń.

Dziurawa kieszeń, cokolwiek się tam

umieści - ulatuje. Jest to jedna z

tobolich zabaw.

Dziurawa kieszeń, druga kieszeń przez to

przepełniona tym niczym, co stanowi o

osobowości, Ameryko, o

osobowości.

Tobola zabawa polega na wrzucaniu czegoś do dziurawej kieszeni po to, by wypadło - co swoją drogą przypomina omówione wyżej „zbieractwo”, które w tym wypadku jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Tobół - zdegradowany do pozycji bytu pozbawionego osobowości przywodzi na myśl innych bohaterów wierszy Świetlickiego - tych z Drugiej pieśni profana:

[…]Jak zwierzęta.

[…]Z tylko jedną ambicją: zasnąć

W cieple

i z Porannej parafii:

Dumnie sierść zwierząt domowych noszona

na ubraniach człowieczych, uzezwierzęcenie ładne i delikatne,

zwierzenia przezsenne.

Tobół wydaje się poniekąd być właśnie takim niemal bezmyślnym stworzeniem. Nawet forma pytania: kiedy był tam tobół? przypomina zwrot do dziecka czy nawet zwierzęcia, jakby pytający nie oczekiwał odpowiedzi.

Tobół powrócił - i to w wielkim, niemalże hollywoodzkim stylu we wspomnianym już wierszu Noc:

[…]

Tobół powraca! Wielki, w wielkim stylu

powrót toboła! Tobół, co wysiada

z pociągu i do centrum się udaje, w centrum

nic nie znajduje, kilka odrobinę

znajomych twarzy, ale nieprzyjaznych

na tyle, by iść dalej, nie przysiadać się.

A ja śpię w międzyczasie i śni mi się tobół

wędrujący przez miasto. A tobół wędruje

przez miasto rzeczywiście, lecz o rzeczywistość

nie będziemy się spierać. Zdarzenia ostatnich

dni całkowicie moje blade pojęcia

na temat rzeczywistości obaliły. Wiecznie

powracający tobół. Wiecznie rozedrganą

trasą. Tobół powraca! A ja śpię i ruszam

nogami przez sen.

[…]

Sam fakt, że tobół nie jest jednorazowym bohaterem, jest znaczący. Powraca wciąż, ponieważ ciągle tożsamość próbuje się ukonstytuować - ale w innych warunkach niż poprzednio, bez przyjaznych twarzy wokół. Znowu podróżuje - tym razem jego droga jest mniej konkretna, znajdująca się po raz kolejny na granicy tego, co rzeczywiste i nierzeczywiste, rodem z sennej mary. Świetlicki już w ogóle nie utożsamia się z tobołem, traktuje go jako coś nieodłącznego (przynajmniej we śnie), ale obcego. Wykrzyknienia Tobół powraca! Wielki, w wielkim stylu/powrót toboła! przypominają hasła reklamowe filmów sensacyjnych klasy B - a więc także do języka tego wiersza wkradła się kultura masowa ze swoim sposobem mówienia.

Prosta historia z podwójnym dnem - płaszczyzna towarzyska okazała się być jedynie wstępem do dalszych odczytań. Historia zmagania się z brakiem osobowości i próba przeciwstawienia się Wielkim i Uznanym Postaciom Literatury. Jej główny bohater - tobół to efekt uboczny poszukiwania tożsamości, wynik nie znalezienia odpowiedniego wzorca, niedookreślony i zagadkowy. To obywatel postnowoczesności, który szuka i działa, a gdy nie znajduje, nie potrafi stworzyć swojej osobowości, wycofuje się na granice świadomości, by tam kontynuować swoją podróż wiecznie rozedrganą trasą. Maszeruje przez miasta, pomiędzy ludźmi i z ludźmi, przez jawę i sen z wciąż dziurawymi kieszeniami.

Aneks.

Marcin Świetlicki: Noc.

Jest księga zaklęć, ale się wyrazy

zatarły, znikły. Są niejasne ślady,

ale wstyd sprawdzać. Dawno nie otwarta

leży w szufladzie. Zasypiając staram

się ją zobaczyć w jej pierwotnej formie.

Bo były czasy, lata bohaterskie,

kiedy się stało w słońcu, w samym centrum,

w południe, celnie wymierzając język

w sam środek, w sedno. A teraz się budzę

tuż po zaśnięciu. Budzę się i nie wiem.

Szukam tej księgi, choć w szufladzie leży

tu nieopodal. Szukam jej w pamięci.

Szukam jej w sobie. Wszystkie konstytucje

razem zebrane jej nie dorównują,

są martwym światłem, nie konstytuują.

Mówię litery. Mówię szyfrem, który

dawno klucz stracił. Były takie czasy,

kiedy sam byłem kluczem, byłem szyfrem.

Budzę się, nie wiem. Zasypiając byłem

tutaj, gdzie indziej.

Pytam:

którędy uszło życie?

Pytam:

którędy?

Ludzie w autach, ludzie na przedmieściach, ludzie w bramach, ludzie

w wózeczkach, w ciemniach, ludzie w trzecim akcie, ludzie w izbach

chorych, w zamkniętych sklepach, ludzie w opałach, upałach i łachach,

ludzie w potrzebie, w przeciągach, w porzeczkach, w przestworzach,

ludzie w proteście, ludzie na wyborach, ludzie na tapecie, ludzie

ludziom, nie mam po co wychodzić z domu.

Pytam:

którędy uszło życie?

Którędy?

-pytam.

Tobół powraca! Wielki, w wielkim stylu

powrót toboła! Tobół, co wysiada

z pociągu i do centrum się udaje, w centrum

nic nie znajduje, kilka odrobinę

znajomych twarzy, ale nieprzyjaznych

na tyle, by iść dalej, nie przysiadać się.

A ja śpię w międzyczasie i śni mi się tobół

wędrujący przez miasto. A tobół wędruje

przez miasto rzeczywiście, lecz o rzeczywistość

nie będziemy się spierać. Zdarzenia ostatnich

dni całkowicie moje blade pojęcia

na temat rzeczywistości obaliły. Wiecznie

powracający tobół. Wiecznie rozedrganą

trasą. Tobół powraca! A ja śpię i ruszam

nogami przez sen.

Chaotycznie niezborne sprzecznie rozbrajająco

układy ciał dusz rozpad rozmydlony

obraz to komiks który trzeba oglądać od środka

we wszystkie strony wszystko się psuje od środka

same czarne obrazki same puste dymki

sam to sobie przetłumacz to nie jest twój język

to esperanto brajlem to noc jest i nie wierz

w to co mówię i nie wierz że to mówię ja

to mówi radio północ mówi radio przepaść

to mówi radio nigdzie mówi radio strach

nie będzie wiadomości nie będzie prognozy

pogody będzie jeden jednoznaczny hymn

[tom: Nieczynny]

Bibliografia:

Marcin Świetlicki: Tobół. [W:] Tegoż: Wiersze wyprane. Legnica 2002.

Przemysław Czapliński, Piotr Śliwiński: Bieg bez przeszkód? „Kontrapunkt. Magazyn Kulturalny Tygodnika Powszechnego” 1998 nr 13/14.

Przemysław Czapliński, Piotr Śliwiński: Literatura polska 1987 - 1998. [W:] Tychże: Literatura polska 1976 - 1998. Przewodnik po prozie i poezji. Kraków 1999.

Izolda Kiec, Rafał Grupiński: Niebawem spadnie błoto. Poznań 1997.

Jarosław Klejnocki, Jerzy Sosnowski: Chwilowe zawieszenie broni. Zarys twórczości tzw. pokolenia „bruLionu” (1986-1996). Warszawa 1996.

Julian Kornhauser: Po festiwalu złudzeń. „Tygodnik Powszechny” 2000 nr 6.

Anna Legeżyńska: Przemiany świadomości poetyckiej w latach 90. http://www.wtk.poznan.pl/Orw/Archiwum/20001019/Legezynska.html [dostęp: 28 kwietnia 2007].

Tomasz Majeran: Czerwiec - pora dla świerszczy niebezpieczna (kilka uwag o wierszach Marcina Świetlickiego). „Nowy Nurt” 1994 nr 17.

Parnas Bis. Słownik literatury polskiej urodzonej po 1960 roku. Oprac. P.Dunin - Wąsowicz, K.Varga. Warszawa 1995.

Marian Stala: Coś się skończyło, nic się nie chce zacząć. „Tygodnik Powszechny” 2000 nr 4.

M. Cieślak: „To moja pora lunchu, więc idę na spacer”, czyli o ja w poezji Franka O'Hary. „Podteksty” 2007 nr 1.

Julita Czarnecka: Metafora cyborga - wpływ konsumpcji na jakość życia i budowanie tożsamości. [W:] Konsumpcja - istotny wymiar globalizacji kulturowej. Red. A. Jawłowska, M. Kempny. Warszawa 2005.

Aleksandra Kunce: Zlokalizować tożsamość. [W:] Dylematy wielokulturowości. Red. W. Kalaga. Kraków 2004.

A. Mizerka: O publicznym wizerunku Manueli Gretkowskiej i estetyce kampu. „Podteksty” 2006 nr 1.

A. Pietrasz: Przełomy w życiu i poezji Allena Ginsberga. „Podteksty” 2007 nr 1.

P. Dunin - Wąsowicz już bardzo wyczerpująco wyjaśnił kto jest kim w Tobole, omówił także wymieniane w wierszu miejsca. Zob. http://www.darta.art.pl/raster/literatur/tobol_paviq.htm [dostęp 21 kwietnia 2007].

Także dla wyraźnego, autobiograficznego zarysowania sytuacji.

Z racji na duży autobiografizm tekstu i na potrzeby tej częsci interpretacji, utożsamiam (chwilowo) Świetlickiego z ja mówiącym wiersza.

W jej skład wchodzą: Maciej Melecki, Bartłomiej Majzel, Krzysztof Siwczyk, Grzegorz Olszański i Radosław Kobierski, do grupy należał też Wojciech Kuczok.

O'haryzm - pojęcie wymyślone przez Krzysztofa Koehlera. Zob. K. Koehler: O'haryzm. „bruLion” 1990, nr 14-15, s. 141 - 142.

http://www.darta.art.pl/raster/literatur/tobol_paviq.htm [dostęp: 21 kwietnia 2007].

O młodych klasycystach zob.: K. Maliszewski: Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy. „Nowy Nurt”, 1995, nr 19, s. 1, 7, 11.

Cyt. „Kresy” 1995, nr 1, s. 185 - 186.

M. Świetlicki: Specyficzna odmiana literatury dla młodzieży. [W:] Tegoż: Trzecia połowa.

Por. Tytuł esejów Wencla: W. Wencel: Zamieszkać w katedrze.

Niepoprawna odmiana jest celowa, o czym piszę później.

Monolog rozumiem jako wypowiedź stanowiącą formę sprawozdania z przeżyć wewnętrznych, myśli i doznań osoby mówiącej, o wyrazistym nacechowaniu subiektywno-uczuciowym, podporządkowaną funkcji ekspresywnej. Dominantą znaczeniową jest „ja” mówiące, uwidocznione wprost w formach gramatycznych przekazu. Zob. Słownik terminów literackich. Red. J. Sławiński. Wrocław 1998, s. 293 - 294.

Cyt. A. Pietrasz: Przełomy w życiu i poezji Allena Ginsberga. „Podteksty” 2007, nr 1.

Ciekawie o potrzebie lokowania niemalże wszystkiego pisze A. Kunce w szkicu Zlokalizować tożsamość: Pochłania nas umiejscawianie: siebie, innych, zdarzeń, rzeczy. To nie tylko ważny imperatyw psychologiczny, ale nade wszystko istotny kulturowo, gdyż wtedy staje się widowiskowy, potwierdzony społecznie, ujęty w hierarchie wartości, obrośnięty standardami zachowań i myśli. zob. A. Kunce: Zlokalizować tożsamość. [W:] Dylematy wielokulturowości. Red. W. Kalaga. Kraków 2004, s. 75 - 95.

Główni twórcy „szkoły nowojorskiej”: Frank O'Hara, John Ashbery, Kenneth Koch i James Schuyler. Zob. „Literatura na świecie”, 1986, nr 7.

Cyt. M. Cieślak: „To moja pora lunchu, więc idę na spacer”, czyli o ja w poezji Franka O'Hary. „Podteksty” 2007, nr 1.

Jak zaznacza Marta Cieślak, poezja O'Hary nie przynosi ani psychologicznie pogłębionego obrazu jej podmiotu mówiącego, ani dogłębnych analiz zawartych w niej zdarzeń i sytuacji. Mimo że ja jest wszędzie i że elementy autobiografii to prawdopodobnie najważniejsze źródło opisywanych historii […]. Zob. M. Cieślak: „To moja pora…

Polski wybór wierszy tego autora został wydany w 1997 r. Zob. R. Hass: Zbierając jeżyny. Kraków 1997.

Por. […]Ameryko, kiedy skończymy wojnę ludzi ?/ Pieprz się sama swoją bombą atomową./[…] Kiedy staniesz się warta miliona twych trockistów?/ Ameryko, czemu twe biblioteki są pełne łez?/ Ameryko, kiedy wyślesz swe jajka do Indii ?/Niedobrze mi od twych obłąkanych potrzeb./ Kiedy będę mógł dostać w supermarkecie to co potrzebuję tylko za/ piękne oczy ?/ […] Wydaje mi się, że jestem Ameryką/ […] Pomijam moje więzienia i miliony pokrzywdzonych, co żyją w moich/ doniczkach oświetlonych pięcioma setkami słońc./ […] To prawda nie chcę służyć w armii ani pracować przy tokarce fabryki części/ precyzyjnych. I tak jestem krótkowidzem oraz psychopatą./ Ameryko, zakasuję me pedalskie rękawy. Cyt. za: A. Ginsberg: Ameryko. [W:] Tegoż: Utwory poetyckie. Kraków 1984, s. 25 - 29.

Zob. R. Nycz: Parodia i pastisz. Z dziejów pojęć artystycznych w świadomości literackiej XX wieku. [W:] Tegoż: Tekstowy świat. Warszawa 1995, s. 151 - 188. O parodii rozumianej jako stylizację zob. tamże, s. 155 - 157.

M. Świetlicki: Delikatnienie.[W:] Tegoż: Czynny do odwołania. Wołowiec 2001. Por. cytat z Delikatnienia: Nazbyt sentymentalny/ jestem na kacu./ To słynny stan, kiedy byle reklama/ zmusza do płaczu i z Toboła: Jest to rodzaj kaca/ kiedy się człowiek wzrusza przy reklamach.

Zob. M. Świetlicki: Styczeń. Pora śmierci choinek.[W:] Tegoż: Zimne kraje. Warszawa 2000.

Kopniak między oczy./ But z rozwiązanymi sznurowadłami./Światło latarki w oczy. Tekst piosenki z płyty Świetlików: Wieprze.

Cyt. za: A. Mizerka: O publicznym wizerunku Manueli Gretkowskiej i estetyce kampu. „Podteksty” 2006, nr 1.

Obraz człowieka - toboła pojawił się już wcześniej w polskiej poezji - w wierszu Andrzeja Bursy Rankiem w parku: […] dyskretnie skręcam w boczną aleję/ idzie jakiś/ tobół tobół dźwiga/ pac…z toboła wypada ucięta noga kobieca/ tego już za wiele […]. Cyt. A. Bursa: Rankiem w parku. [W:] Tegoż:….Trudno ustalić, czy Świetlicki zaczerpnął pomysł z tego wiersza; warto jednak zaznaczyć, że badacze, w tym Anna Legezyńska, zauważają w poezji tzw. pokolenia bruLionu inspiracje Wojaczkiem i Bursą. Zob. A. Legezyńska: Przemiany świadomości poetyckiej w latach 90. http://www.wtk.poznan.pl/Orw/Archiwum/20001019/index.html [dostęp: 20 kwietnia 2007].

To samo dzieje się we wspomnianym już wierszu Andrzeja Bursy.

M. Świetlicki: Noc. [W:] Tegoż: Nieczynny. Warszawa 2003.

Zob. M. Świetlicki: Postępy. [W:] Tegoż: Pieśni profana. Wołowiec 1998.

Cyt. J. Czarnecka: Metafora cyborga - wpływ konsumpcji na jakość życia i budowanie tożsamości. [W:] Konsumpcja - istotny wymiar globalizacji kulturowej. Red. A. Jawłowska, M. Kempny. Warszawa 2005, s. 117.

Być może tobół jest nie tyle wynikiem antykonsumpcji, ile odpadkiem, produktem ubocznym konsumpcji właśnie. Jednak ta ścieżka interpretacyjna wydaje się być mniej zasadna od głównej, przyjętej w niniejszej pracy.

Zob. J. Czarnecka: Metafora cyborga - wpływ konsumpcji …

Tamże, s. 118.

O wizualizacji tożsamości zob. J. Czarnecka: Metafora cyborga…, s. 121.

U Świetlickiego pojawiał się już ten problem, Zob. M. Świetlicki: Mc Donald's. [W:] Tegoż: Wiersze wyprane. Legnica 2002.

Protezy tożsamościowe są sztuczne, zastępcze, mają dać ulgę powracającej obsesji zmagania się z tożsamością. Zob. A. Kunce: Zlokalizować..., s. 88.

Tamże, s. 88.

Tamże, s. 88 - 89.

Patrz: P. Czapliński, P. Śliwński: Bieg bez przeszkód? „Magazyn Kulturalny Tygodnika Powszechnego” 1998, nr 13/14.

M. Świetlicki: Druga pieśń profana. [W:] Tegoż: Pieśni profana. Wołowiec 1998..

M. Świetlicki: Poranna parafia.[W:] Tegoż: 49 wierszy o wódce i papierosach. Wrocław 2004.

Cały tekst wiersza umieszczam w aneksie.

18



Wyszukiwarka