9.trembecki, LEKTURY, Oświecenie


Utwory prozą:

REGULUS

TRAGEDIA PROZĄ W 3 AKTACH

OSOBY DRAMATU:

Regulus

Amilkar - poseł afrykański

Manlius - konsul rzymski

Licinius - trybun ludu

Marcja - żona Regulusa

Publiusz - syn Regulusa, senator

Tantilius, Papilia - małe dzieci Regulusa

Barce - dama kartagińska w niewoli rzymskiej, dawniej Amilkarowi zaręczona, w której się Publiusz zakochał.

Pospólstwo rzymski, cyzli sud, senat rzymski, żołnierze rzymscy, żołnierze kartagińscy

Przed samym utworem następuje taki oto fragment - zacytuję cały:

„Czas nie wystarcza do czynienia uwag nad każdym miejscem tej tragedii, ani też ona tego nie jest godna. W ogólności jednak to powiedzieć można, iż autor celu swego nie chybił, jeżeli sobie zamierzył malować nam Regulusa jako prostaka i czystego wariata, którego by na czas jaki Bonifratellom trzeba poruczyć. Jeśli jego żonę chciał porównać z mieszczkami z Zakroczyna, a jego dzieci z dziećmi po ulicy tu biegającymi. Małe dzieci nigdy nawet poematów tego rodzaju wprowadzane być nie powinny; jeden tylko znam przykład, w tragedii Ines De Castro, który się udał. Ale znać, że jego nasz pisarz nie czytał. Ficta voluptatis causa sint proxima verris. Od tego przykazania nigdy się nie godzi odstąpić, ale widać, że to prawo było pisarzowi nieznajome. O sztuce teatralnej żadnego w myśli nie ma wyobrażenia. Rozmowy tu są bardzo pospolite, ani poruszenia, ani przekonania sprawić w nikim nie mogące. Styl nie tylko familiarny, ale niski aż do podłości. Praw, zwyczajów i obyczajów rzymskich nieświadomość. Interesowanie żadne. Portrety osób wielkimi zwanych liche i śmieszne. Związku nie masz. Teatrum się często odmienia. Scena zostaje próżną. Osoby przychodzą nie wiedzieć po co i odchodzą nie wiedzieć czemu. Spektator nie mógłby zgadnąć, kto z kim mówi, gdy osoby nie są mianowane. Poseł kartagiński do starosty ryczywolskiego trochę podobny. Koniec początkowi nierówny. Owa zgoła nie podobna by mi było i połowy tego przeczytać, gdyby nie z rozkazu. Nie mogę wyjść z podziwienia, czemu nasz autor z Liwiusza albo z Horacjusza nie przepisał przyczyn, które Regulusa determinowały, ale raczej wolał nowe wymyślić, które aż do znudzenia repetuje. Bo Regulus jego przed każdym z osobna wszystko jedno powtarza, zapominając, że spektator nie odchodząc od sceny już to słyszał kilka razy.”

Dalej następuje sam dramat - ale w bardzo ciekawy sposób pisany. Nie będę go streszczał, jeno przepiszę:

„SYNOPSIS

AKT PIERWSZY

SCENA I

Licinius trybun pyta się żony ubogiego Regulusa, co ona porabia na rynku między pospólstwem, przeciwko godności swojej. Ta odpowiada, że czeka na konsula, chcąc go prosić, aby pomyślił o uwolnieniu jej męża, który od pięciu lat jest w niewoli u Kartagińczyków. Licinius donosi jej, że konsul nie jest Regulusa przyjacielem.

SCENA II

Konsul odchodzi. Marcja uprasza go w interesie męża. On odpowiada, iż obaczy, co z tym czynić.

SCENA III

Marcja sama, żali się, jak umie, na tę niepweność.

SCENA IV

Barce oznajmia Marcji, że poseł afrykański przyjechał i z nim jej mąż. Ona nie wierzy. Publiusz przybiega i powiada toż samo, ona jako mężczyźnie jemu wierzy. I potem chce iść do domu dla przygotowania małych dzieci do przywitania ojca. Publiusz na to pozwala.

SCENA V

Barce dowiaduje się od Publiusza, że ten poseł zowie się Amilkar, a zatem blednieje. Stąd Publiusz zgadywa, że to musi być jej dawny kochanek. Nie czekając więc od tej swojej amantki żadnej eksplikacji odchodzi.

SCENA VI

Barce bardzo się raduje, że jej amant przyjachał i z tej radości odchodzi ze sceny zapomniawszy, że ją pustkami zostawia.

SCENA VII

Senatorowie zasiadają z konsulem, dwa krzesła zostawiwszy próżne, jedno dla posła, drugie dla Regulusa. Zaczyna się walka grzeczności. Konsul prosi Regulusa siedzieć, ten nie chce. Drugi raz go prosi, ten i drugi raz nie chce. Na to konsul rzymski mądrze zakrzyknął: Tak wielką cnotę któż kiedy widział! Publiusz stoi, ociec mu każe siedzieć, ten nie chce. Ociec mu drugi raz każe, ten dopiero siada. Amilkar ma mowę krótką niezgrabną do przeświętnego senatu, w której o zamianę niewolników dopomina się. Regulus się jej przeciwi, dając za racją, że Rzeczpospolita na tej zamianie szkodowałaby, ponieważ niewolnicy rzymscy w Kartaginie są obdarci, i od kajdan nogi mają obrażone. A niewolnicy kartagińscy w Rzymie będąc lepiej traktowani pospasali się i gdyby byli oddani, powiększyliby siły nieprzyjaciół. Ta więc zamiana byłaby hańbą i nieznośnym dla całego Rzymu wstydem. Zgromadzony senat, z uczniów Pitagory podobno złożony, ani słowa nie mówi. Konsul tylko przekładania czyni Regulusowi, ale ten trwa w zdaniu i repetuje kilkakrotnie, co już powiedział.

SCENA VIII

Marcha z rociągnionymi rękoma bieży witać kochanego męża i prosi go do domu, on tam iść nie chce, tylko do posła, jako jego niewolnik, i chwali się przed żoną, że jest cnotliwy.

SCENA IX

Barce przychodzi. Poseł się jej pyta: jak się masz? We dwóch słowach jej powiada, że ugoda o zamianę nie doszła, i bywaj zdrowa, moja kochanko.

SCENA X

Barce przekłada Marcji, że trzeba, aby z sobą wzięła dwoje dzieci niewiniątek, to ich płacz potrafi zmiękczyć Regulusa, poczciwego staruszka.

SCENA XI

Że zamiana nie nastąpiła, Barce chce lamentować, ale nie umie, za czym odkłada to do dalszego czasu.

AKT II

SCENA I

Regulus zaleca Publiuszowi, aby zdanie jego utrzymywał w senacie; dowodzi mu, że nie jest z rozumu obranym i owszem, chwali się, że w cnocie postępuje. Publiusz powiada, że tego nie słyszał, aby się kiedy syn do zguby ojca przykładał. Regulus tedy każe mu być pierwszym dla innych przykładem. Publiusz się z tego wymawia i odchodzi.

SCENA II

Konsul przeszdłszy z żołnierzami do Regulusa mówi: pozwól niezwyciężony rycerzu, abym cię serdecznie uściskał. Regulus nie pozwala, po dziesiąty raz dając za racją, że jest niewolnikiem. Konsul wyznaje poufale, że dawniej jego sławy zazdrościł, ale teraz jest mu przyjaznym i coś boskiego w nim upatruje. Dziękuje mu za to Regulus, po czym następuje uprzykrzona repetycja morału Regulusa, po którym wysłuchanym konsul obiecuje pracować, aby Rzymieanie zamiany nie czynili.

SCENA III

Liciniusz Regulosowi, nie wiem czemu, donosi, że z jego żoną biega po senatorach prosząc,, aby na zamianę przystali. Regulus go o to strofuje, swój morał powtarza i odchodzi, nie wiem dokąd.


SCENA IV

Liciniusz opowiada Marcji, że Regulus nie przyjął wdzięcznie ich o siebie starania. Postanawiają jednak usłużyć mu mimo jego woli.

SCENA V

Marcja sama z sobą rozmawia i oznajmuje sobie, że podsłuchała z kąta rozmowy męża swego z Liciniuszem. Żali się, że i ona i dzieci sierotami zostaną, i przesiębierze rezolucję z tymi małymi dziećmi pójść do męża. Tymczasem scenę zostawia próżną; która przez skryte sądy boskie, nie wiem dlaczego, w ogród się przemiania.


SCENA VI

Regulus w tym ogrodzie ma sam do siebie mowę zachęcającą się do zguby. Ale postrzegłszy Marcją zaczyna milczeć.

SCENA VII

i ciekawa dla nowości


Marcja zaleca dzieciom, aby wyraziły przed ojcem te prośby i płakania, których w domu ich uczyła. Tu długi, a może i nudny, spór następuje, gdyż dzieci żadną miarą wierzyć nie chcą, że to jest ich ociec. Ale uważając go starym i brzydkim, utrzymują, e ich matka po to tylko sprowadziła, aby ich dziadem straszyć. Po licznych tego rodzaju kontrowersjach Regulus pyta, czyje to są dzieci; a gdy mu powiedziano, że jego, płacze. Dzieci zaś po tym płaczu poznawszy, że to ich ociec, zbliżają się do niego i płaczą także. Ociec pyta: czergo płaczecie? Dzieci obracają się do matki i mówią: Matko! Matko! Zapomnieliśmy, co mamy mówić. Marcja im tedy dyktuje: Sieroctwo nasze, w którym nas, ojcze, zostawić myślisz, opłakujemy. Dzieci mówią znowu do ojca: Sieroctwo nasze, w którym nas, ojcze, zostawić myślisz, opłakujemy. Regulus więc z tymi dziećmi, które się dziada boją, rozumuje o ojczyźnie, a potem z matką każe im iść do domu.

SCENA VIII

Publiusz donosi Regulusowi, że senat na zamianę nie przystaje; Regulus z tego kontent, wybiera się odchodzić. Publiusz mdleje, ociec mu mówi, żeby nie mdlał i odchodzi.

SCENA IX

Zostawszy sam tylko Publiusz przychodzi do siebie i zaśmiela się dyskursem, aby mężnie stratę ojca znosił. Nadchodzi matka i różne osoby, po jednej, z przerywką.

Marcja chce iść za Regulusem, syn jej nie puszcza, aby ojcu nie przeszkadzała odjazdu. Poseł to tłumaczy, że Publiusz zakochawszy się w Barce, nie życzy sobie zamian, i aby mu się została, woli ojca na śmierć wydać. Publiusz się protestuje, iż lubo się kocha w Barce, jednak nie uszczerbił jej honoru, choć się o tym różne plotki rozniosły. I na oczyszczenie siebie chce ją posłowi gratis ustąpić. Barce się raduje. Co w złym humor Publiusza wprawia, który przy tej okazji posła grubymi słowy łaje. Ten równym tonem odpowiada. I jeszcze, i znowu jeszcze. W tym się rozchodzą, ani pobiwszy, ani się pogodziwszy. Co kto słyszał, to jego.

SCENA X

Poseł kartagiński, zapominając krzywdy w słowach sobie uczynionej, a mając tylko baczność na Publiusza generozją (który mu jego amantkę oddawał) nie chce mu w niej ustąpić i mówi do przytomnych: Chociem cudzoziemiec, rzymskiej cnoty dam dowód. Odchodzi tedy myśląc zatrzymać Regulusa przy życiu i wolności.

SCENA XI

Marcja Barce powiada, że Liciniusz obiecał jej, iż pospólstwo podburzy, aby gwałtem zatrzymało Regulusa; ale wątpi, aby to do skutku przyjść mogło. Barce ukrzepia ją w nadziei.

SCENA XII

Barce zostawszy sama także powątpiewa i to pamiętne i pełne prawdy mówi aksjoma: Puścić się na los niepewny z życiem i szczęściem jest jedno, co być śmierci ofiarą.

AKT III

SCENA I

Regulus (za którym straż afrykańska chodzi) tęschni, że jeszcze nie wyjachał. Konsul go pociesza. Regulus według zwyczaju powtarza dawne swoje moralizacje, to jest locos communes.

SCENA II

Publiusz przybiegłszy przestrzega ojca, iż lud buntuje się, aby go z Rzymu nie wypuścił, a tymczasem poszedł do kościoła słuchać w tej materii wyroku bogów. Regulus chce zaraz wyjachać, ale konsul radzi mu, aby się zatrzymał, który on wprzód ludu przeciwiącego się nie uśmierzy.


SCENA III

Regulus mówi Publiuszowi, aby i on także poszedł lud uśmierzać, czego ten podejmuje się.

SCENA IV

Poseł obiecuje Regulusowi wartę swoję od niego oddalić, aby mu dał sposobność uciec i skryć się. Regulus nie przyjmuje tej propozycji. Poseł rozkazuje warcie odejść. Regulus przykazuje, aby o nie odstępowała, i powiada, że Rzymianie tak kochają honor, że dla niego z najboleśniejszych katuszy się śmieją. Poseł za pogardę swej ofiary obiecuje się nad nim zemścić w Arfryce.

SCENA V

Regulus jeszcze raz żonie powiada, że do Afryki musi powrócić, bo inaczej popełniłby krzywoprzysięstwo.

SCENA VI

Publiusz oznajmuje, iż lud uzbroiwszy się zastąpił od portu, aby nie wypuścić Regulusa, który powtarzania swoje powtarzając powiada, iż koniecznie wyjedzie. Wreszcie i żona przystaje na to (podobno dlatego, że był stary, ubogi i brzydki, jako świadczą wyrazy tej przedniej tragedii), Regulus odchodzi do portu.

SCENA VII

Marcja opowiada Barce (któa, nie wiem czemu, się została, dla kogo i gdzie się podzieje), że już przystała na śmierć męża, bo ta będzie dla niej chwałą.


SCENA VIII

Barce sama, dziwuje się, że dla chwały odstąpiono i jej, i Regulusa. Potem gdzieś odchodzi, scenę zostawiwszy próżną.

SCENA IX

Teatrum reprezentuje statki, w które wsiadać mają. Od nich przeciął drogę lud rzymski uzbrojony, mając trybuna na czele. Naprzeciw nim wyszedł z żołnierzami konsul. Sprzeczka licha konsula z trybunem, ten każe puścić Regulusa, ten nie każe Trybun do szabli, lud się porywa do broni (Trzeba jeszcze było dołożyć: do karabinów)

SCENA X i ostatnia

Niesfatygowany Regulus, już tyle razy powtarzane moralizacje obraca do ludu, który broń składa i przepuszcza go do statków, wsiada więc i od lądu odbija.”

[KRASOPISTWO]

Trochę bezsensowne rozważania; wszystko kończy się tym, że według autora winno się wywalać z sylab „stwo” literkę „w” - tak ładniej dla jego uszu brzmi.

POKARMY

Najpierw autor wymienia „pokarmy najlepsze” (cała masa tworów - wymienię 10: wół, skop, sarna, jeleń, kogut, kapłon, uplarda, indyk, bażant, kuropatwa), potem „dobre mniej” (jałowica, krowa, owca, jagnię, cielęcina, flaki bydlęce, mózg, wymiona, koza), „bardzo podejrzane” (krew bydlęca, łoś, niedźwiedź, skóry bydlęce, kawiar i wszelkie ikry, łosoś, minogi, wizyna, rodzaje gołębi, leszcz), „szkodliwe” (łoje, sadła, słoniny, szmalce, pekeflejsze, wędliny, marynaty, ryby suszone, ikry z minogów, ryby solone).

Następnie autor charakteryzuje wybrane pokarmy; są to - wół (wyborna potrawa, lepsze mięso pieczone albo duszone, aniżeli gotowane), pszenica (najważniejszy pokarm, bo potrafi sama wyżywić każdego, chleb z niej ma być „gruntem stołu”), ryż (dobry i pożywny), czosnek (bardzo śmierdzący), żyto (gorsze od pszenicy, daje ból głowy), kawa (nie wpływa na zdrowie), wino (pijaństwo, które większością nieszczęść jest przyczyną), ogórki (niedobry i niezdrowy), melon (jeszcze gorszy od ogórka), grzyby leśne (jedne wyborne, drugie trujące), świnia (najmniej kosztuje jej utrzymanie, a można wiele dobrego mięsa z niej otrzymać).

UTWORY O NIEPEWNYM AUTORSTWIE

OPIS KOBIET

Autor wspomina o tym, że kobiety kuszą, choć udają niewinne; głaszczą wtedy, gdy ranią; pociski ich śmiertelne, choć śmierć to piękna; kobiety kusiły nawet bogów; kobiety są źródłem smutków i radości mężczyzn; dają życie, choć dla nich sto razy się umiera.

SPOWIEDŹ

Autor mówi Hijacyńcie, by nie spowiadała się ze swych grzechów u księdza, który jeno czeka na usłyszenie jej grzechów (związanych zresztą z przykazaniem „nie cudzołóż'). Niby nie chcą słuchać i wstydzą się tego, co słyszą, lecz słuchają. Proponuje, by wyspowiadała się przed nim - mimo, że nie ma mocy kapłańskiej, to jednak przebaczy winę - „tylko nieładnym pokora przystoi”. Wie, że jej skrucha jest prawdziwa, jednak prosi ją, by nie przestawała grzeszyć - bo ludzie będą ją kiedyś winić za to, że nie sprowadziła na innych mężczyzn szczęścia („możeszli taić nieużytecznie tylu pieszczot składy?”). Wie, że kobieta nie grzeszy obżarstwem, czy pijaństwem - jej usta „do zacniejszej rozkoszy natura przeznacza”. Prosi również, by nie obrażała się na kawalera, który walczył o jej względy - to nie jego wina, że jej niezrównanej urodzie uległ. Na koniec autor „odpuszcza” jej wszystkie grzechy.

MIŁOŚĆ PRZENIKAJĄCA

„Delikatna jest miłość, prędko ranę czuje.

Ta na sercu zadana policzki farbuje;

Sama jedynie wszystkie sekreta przenika,

Kiedy choć potajemnie przyjaciela tyka”

KUR I KOKOSZKA

„Spodobał sobie kur młodziuchną kurę

I z niej wymagał pragnień swoich skutku.

Chociaż był miły przez dźwięk i posturę,

Uczciwość lękać kazała się smutku.

Więc rzecze kokosz: „Gdy skończym robotę,

Zapiejesz, we wsi całej będzie słychać;

Stąd bym odniosła okrutną sromotę,

Musząc za ten czyn z wstydu niewczas wzdychać”

„Ach! niepotrzebna bojaźni przezorność,

Ja jestem kurem, który honor lubię,

Jeżeli z ciebie tę uczynię dworność,

Sądzę się za to, niechaj życie zgubię!”

Potem poprzysiągł, uwolnił z lękania

I świeżo gdaczkę czule wychrobotał:

Dotrzymał słowa, wstrzymał się od piania,

Ale skrzydłami tylko zatrzepotał...”

NA REPREZENTACJĘ W PUŁAWACH OPERY KNIAŹNINA „MATKA SPARTANKA”

„Matka Spartanka” - patriotyczna opera Kniaźnina, do której muzykę dorobił W Lessel, wystawiona była w Puławach w czerwcu 1786 roku, kiedy do ks Adama Czartoryskiego zjechali po sejmie, a więc po 13 listopada, wodzowie magnackiej opozycji: Szczęsny Potocki i hetman Branicki. Piękny to przykład wewnętrznych sprzeczności w ideologii Puław - heroiczna opera w stylu rzymskim i zjazd wielkich feudałów.

Autor wspomina o tym, że opera była wspaniała - muzyka genialna, aktorzy wyśmienici... Na początku myślał, że to jeno dla rozrywki opera powstała - potem doszedł do wniosku, że uczucia patriotyczne rozpala. Chciałby, by „Matkę Spartankę” można by wystawiać w całym kraju.

PRZEKŁADY

Wspomnę jedynie, co m.ini. autor przełożył:

Wergiliusz - „Eneida”

Horacjusz - „List do Augusta”

Tasso - „Jerozolima Wyzwolona”

Spencer - „Miłość Niemowlę”

Wolter - „Syn Marnotrawny”, „Sierota Chiński”

SOFIJÓWKA

Ktoś już kiedyś opracował dobrze ten utwór - dlatego posłużę się jego opracowaniem, bo na pewno o wiele lepsze od mojego jest. Owym człekiem był Adam Mickiewicz. Oto jego opracowanie „Sofijówki”:

Poezja opisowa na pierwszą uwagę zdaje się być łatwiejszą od innych rodzajów, bo główną część dzieła, rzecz jego, samo nastręcza przyrodzenie, zostawując tylko talentowi poetyckiemu rozkład przedmiotu i stosowne wydanie. Ale ta łatwość jest tylko pozorną, bo rzeczywiście niełatwe do zwalczenia spotykają się trudności. Opisując na przykład przedmioty powszedne, każdemu znajome, jakiej że potrzeba sztuki, aby je czy to zręcznym wszystkich części wystawieniem i odbiciem, czy wtrącaniem własnych myśli, postrzeżeń i ustępów podnieść, uślachetnić i barwą nowości przyodziać! W malowaniu okolic najhojniej od natury upięknionych i godnych podziwienia śliski jest nader środek między pochwałą zbyt ogólną, deklamacyjną, a dokładnym tylko, topograficznym szczegółów wyliczaniem. Dodajmy trudność utrzymania interesu tam, gdzie żadnej nic masz akcji, gdzie nic do namiętności nie przemawia, gdzie wszystkie zalety obrazu poetyckiego kończą się na doskonałej perspektywie, światłocieniu i kolorycie, a poznamy, jak wielkiego talentu, jak wysoko ukształconego smaku poema opisowe wymaga.

Wszystkie te trudności pokonał Trembecki i wszystkie połączył zalety w opisaniu Zofijówki, które uważać można za arcydzieło, stawające obok najcelniej szych poematów tego rodzaju w jakiejkolwiek literaturze. Ale chwała Trembeckiego nic kończy się na przymiotach powszechniejszych, jakich wymagać by można po każdym sztukmistrzu i po każdym dziele sztuki pięknej. Trembecki ma przymioty sobie właściwe, które jemu i jego poezji dają wyższość nad poezją i poetów spółczesnych; gdy albowiem mowa polska .poetycka charakter swój właściwy tracić zaczęła i postać przybierać obcą, francuską - Trembecki zachował,cechy złotego- wieku poezji narodowej. Kiedy naśladowanie i tłumaczenie poetów francuskich wprowadziło styl jednostajny, tak dalece, że ta jednostajność w tłumaczeniu Iliady, Raju utraconego i Georgik francuskich co do zewnętrznego wydania zaciera zupełnie różnicę charakterów między odległymi wiekami, prostotą majestatyczną zdumiewającym Grekiem, między ponurym i olbrzymim Anglikiem i wreszcie lekkim, wymuskanym Francuzem - styl Trembeckiego wypływa z natury mowy ojczystej, jest więc giętki, sposobny równie do wydania górności jak prostoty myśli i różnych w tej mierze" połączeń i odcieniów, ale zawsze właściwym sobie sposobem, nie tracąc bynajmniej piętna narodowości i oryginalnego talentu. Kiedy sztuka rymotwórcza dzisiejsza zdaje się przechodzić w sztukę wierszowania, i ubiegać się szczególniej o płynność, harmonią, połysk, rzadkie rymowanie i inne zewnętrzne ozdoby - mowa Trembeckiego potężna, z wyboru i mocy myśli zalety szukająca, bogata, rozmaita, powinna by zawstydzać i rozżalać nas, że tak ją na czerkieską przerabiamy.

Czymże się stało, że Trembecki tak się wysoko nad innych wyniósł? Oto bez wątpienia, że warunki ukształcenia się na poetę w porze swojej poznał i dopełnić ich usiłował. Bo sztukmistrze, teraz zwłaszcza, podobnie jak uczeni, znać powinni dokładnie drogę doskonalenia się swojego; inaczej talent ich łatwo albo się wykrzywi i zdziwaczy, albo spospolituje i potworne albo niedołężne, jakich zawsze pełno, będzie przymnażal płody. Trembecki był silniejszy niż zwyczaj powszechny, niż moda i opinia panująca,. Więc świeżo wprowadzona galomania nie miała wpływu na jego talent i mowę. Talenta i język klasyków starożytnych, talenta i język ojczysty wieków zygmuntowskich, poznawanie gruntowne historii, literatury i innych nauk, oto jest wszystko, z czego Trembecki pokarm talentowi swojemu wyciągnął, zdrowo go pielęgnował i po mistrzowsku kształcił. Stało się więc, że Trembecki, w mowie polskiej znalazłszy niewyczerpane skarby, umiał nimi hojnie, ale zawsze  rozsądnie zarządzać. Wskrzeszanie wyrazów niesłusznie zaniedbanych, wcielanie cudzoziemskich z języka pobratymczego, nowych tworzenie, łamanie składni, śmiałych wyrażeń j zwrotów używanie, słowem: samowolna, ale szczęśliwa nad mową władza jemu samemu właściwą być się zdaje, którą gdyby kto nie talentem i nauką, ale ślepo naśladując, zuchwałym wdzierstwem chciał osiągnąć, skaziłby język i wydał się dziwacznie; czego liczne miewamy przykłady. A jako piękności poezji Trembeckiego skutkiem są wielkich talentów, obszernej i gruntownej erudycji, połączonej ze smakiem ukształconym mianowicie na wzorach klasyków polskich dawnych i klasyków starożytnych - tak, ażeby te piękności uczuć w całej mocy, potrzeba, oprócz stosownego usposobienia, znać dokładnie dawny język, polski, a nawet języki starożytne. Dlatego to dzieje się nierzadko, że młodzi czytelnicy Trembeckiego chwalą go, łącząc tylko glos swój ad vocem populi, a niekiedy o jego poezjach dziwaczne na cudzą wiarę powtarzają zdania * ; dlatego to objaśnianie i komentowanie wszystkich pism Trembeckiego byłoby nader ważnym i użytecznym, prowadząc ku temu, iżby smak Trembeckiego mógł się stawać coraz powszechniejszym.

Tak rozległe przedsięwzięcie nie zgadza się z planem niniejszego wydania; obraliśmy więc jedno tylko dzieło, to jest Zofijówkę, która pod tym względem na szczególną ze wszech miar uwagę zasługiwać powinna. Oprócz albowiem ogólnych wyżej wytknionych zalet, przypomnijmy, iż wielką, a może najgłówniejszą poematów opisowych ozdobą jest koloryt, czyli zewnętrzne ubranie; tu wiec Trembecki miał pole rozwinienia swojej mowy poetyckiej w całej wielmoźności i blasku. Dlatego spotykamy w Zofljówcc częściej niż w innych poety naszego dziełach zwroty śmiałe i niepospolite składnie. Wiele także przywiedzionych imion i miejsc historycznych stosownego wymaga objaśnienia.

Układ poematu jest bardzo naturalny i prosty. Po ogólnym powitaniu ziemi ukraińskiej (do w. 40) i krótkiej pochwale Potockiego (od w. 41), który w owym kraju nad wszystkich ''obywateli wyższość w sobie niesie", poeta schodzi do opisania ogrodu Potockich, jako okolicy szczególnie Ukrainę zdobiącej. Wymyśliwszy zdarzenie dające początek założeniu Zofijówki (od w. 53 do 100) przebiega następnie wszystkie jej części, gaiki (w. 117), groty (w.121 i 126), ogląda skałę (w. 133 do 152), drzewa zasadzone na pamiątkę zmarłych dzieci (w. 153 do 168), mostem wstępuje do chłodniku, kędy niegdyś Pelej zdybal Tetydę (ustęp od 183 do 234), przez kanał podziemny (od 237 do 258) płynie do wyspy "AntiCirce", której cudowne wymienia własności (do wiersza 290). Czerpając z przezroczystego strumienia (w. 295) dziwi się nad szaleństwem ludzi, którzy mając tak zdrowy i posilny napój wolą ukracać sobie życie mocnymi trunkami; wszakże troskliwością rządu nałóg ten zgubny coraz staje się rzadszym; stąd poeta cieszy się nadzieją, że wkrótce pospólstwo ukraińskie, lepiej oświecone, wyrówna przodkom swoim, którzy niegdyś z mądrości u postronnych słynęli. (Ustęp o mędrcach północnych, od w. 337 do 352.) Od strumienia udaje się na pobliskie miejsce, zwane szkołą ateńską (w. 356), gdzie słucha rozprawiających mędrców (ustęp od 367 do 454), nareszcie, obejrzawszy pomnik grobowy (od 469 do 492), kaskadę (do 506), kończy ogólną pochwałą ogrodu zawierającego tyle piękności i apostrofą do Zofii Potockiej (od w. 517 do końca), której pamiątce okolica ta poświęcona i od której przyjęła nazwanie.

Uważać wypada, iż oprócz wmieszanych stosownych ustępów dla rozmaitości, samo to przechodzenie z miejsca na miejsce okazuje wielką sztukę poety, który pprowadzając niejako za sobą czytelnika, martwemu obrazowi życie i ruch nadał; a wśród mnogich opisów, opowiadań, wtrąconych zdań i uwag, każdy szczegół tak naturalnie wypływa z poprzedzającego i wiąże się z następnym, iżby rzec można słowami samegoż poety: "Nie przypadkiem, porządnym wszystko idzie lądem" (w. 384).

 

* W pochwale Krasickiego przez Stanisława Potockiego czytamy, iż Trembecki, lubo w poezjach swoich często wznosi się wysoko, częściej jednak spada. Wyrok ten powtarzano w różnych pismach; żaden przecież krytyk nic raczył nam pokazać, gdzie mianowicie dostnegł owych wielkich upadków Trembeckiego.

BAJKI

JELEŃ PRZEGLĄDAJĄCY SIĘ

Jeleń cieszył się ze swych wspaniałych rogów, ale żałował, że ma takie długie, chude, nieproporcjonalne nogi. Jednakże kiedy zaatakowały go ogary, okazały się, że długie nogi pomogły mu uciec - jednakże strasznie zawadzały potężne rogi, które plątały się w poszyciu leśnym. Przez to niemalże został zagryziony przez psy myśliwskie, lecz jakimś cudem udało mu się uciec. Na koniec morał:

„Kto kocha w rzeczach piękność i zysków się wstydzi,

Częstokroć się takimi pięknościami zgubi,

Jak ten jeleń, co swymi nogami się brzydzi,

A szkodą ozdobę lubi”

PIELGRZYM I OSIEŁ

Pewien osobnik wracał z zakupów z Rzymu na nowo nabytym ośle. Nagle zaatakował ich rozbójnik. Pielgrzym rzucił się do ucieczki, jednakże osioł nie chciał z nim iść, argumentując, że przecież to wszystko jedno, u kogo będzie pracował. Morał:

„Och! Niech kto chce, co chce gada,

A ja zaś stąd sobie wnoszę,

Że czasem jeździec więcej bywa głupi,

Niż bydlę, na którym siada”

LIS KUSY

Stary, szczwany lis był królem polowań na zające. Pewnego jednak razu zaatakowali go myśliwy. Uciekł pogoni, lecz postradał w tym boju ogon. Zaczął zastanawiać się, jakby tu tę wadę zamaskować - w końcu wpadł na pewien koncept. Kiedy odbyła się rada lisów, zaproponował, by wszystkie lisy ucięły sobie ogony - bo przecież do niczego nie są potrzebne, jeno brudzą się. Jeden z lisów rzekł, że owszem, mogą sobie ogony uciąć, niech jednak ten wpierw pokaże własny. Kiedy okazało się, że jest bez ogona, wszystkie inne lisy zaczęły się śmiać. Czemu? Otóż:

„Szpetność się jego okazała jawna:

Tajemne części nie miały zasłony.

Lisy więc noszą ogony,

Jak nosiły z dawien dawna.”

PSZCZOŁY

W jednym ulu w lesie żyły pszczoły, które rządziły się niczym w Rzeczpospolitej. Żyły dobrze i dostatnio, nie znając wojny. Wśród nich znalazła się jednak w końcu pszczoła - morderczyni, która wbiła żądło w kark innej pszczółce. Obie oddały ducha. Rzekł więc król pszczeli do swych poddanych:

„Zatrudniajcie się pracą, będzie mi to miło;

Róbcie miód, bo wam z tym błogo,

Lecz nie kąsajcie nikogo,

Żeby was to nie zgubiło.”

WIERSZE RÓŻNE

EPITALAMION DORANTOWI I KLIMENIE

CZYLI

MIŁOŚĆ STATECZNA

Dorant jest szczęśliwy, żaden frasunek go nie niepokoi, gdyż się zakochał. Jest szczęśliwy, lecz z drugiej strony - nie może zaznać spokoju. W końcu rusza do swej ukochanej. Znalazł ją w sypialni. Następnie, po spędzeniu wspólnej nocy, autor życzy im, by ich uciechy były trwałe, „noce zawsze zdają się małe”, a ich miłość żeby nie wygasła.

NA PORTRET
KSIĘŻNY ADAMOWEJ CZARTORYSKIEJ

Autor rozwodzi się nad urodą księżnej i na tym, że jej mąż musi być bardzo szczęśliwy. Wspomina jednak o tym, że mimo tego, że artysta doskonale oddał jej fizyczne piękno, to jednak żadne farby nie są w stanie oddać piękna jej duszy.

DO NAGŁOWSKIEGO

Autor zwraca się do swego przyjaciela, tłumacza Woltera. Życzy mu wszystkiego dobrego, jest pewien, że długo będzie żyć. Boleje nad tym, że stracił ukochaną, lecz daje mu radę:

„Pomocy zatem krzepliwej siły,

Od mego szukaj patrona,

Niech mu twa muza hymny zanuci,

Jak czyni pobożna rzesza;

On twoim nerwom żywość przywróci,

Wszakże umarłych on wskrzesza”

KUPIDO POKORNY

ANAKREONTYK

Poeta każe odejść Kupidynowi, grożąc mu pobiciem. Ten na to zareagował smutkiem i niemalże się rozpłakał. Rzekł, że skoro uważa, że zasłużył, to chętnie da się pobić. Podmiot liryczny waha się jednak - wzruszył się postawą chłopca. Chcąc jednak uratować honor, zerwał z krzaczka róż małą gałązką i nią uderzył Kupida, uważając przy tym, by nie uderzyć za mocno.

DO JENERAŁOWEJ WITTOWEJ

PRZEJEŻDŻAJĄCEJ Z MĘŻEM

PRZEZ WARSZAWĘ DO WÓD SPASKICH

Autor zwraca się do niej „śliczna Zofijo!” (Jenerałowa Wittowa to Zofia Clavone, żona Szczęsnego Potockiego). Przyrównuje Kamieniec, do którego przyjechała generałowa, do Troi. Ona też upadła dlatego, że w jej murach znalazła się piękna kobieta. Poeta trochę żałuje, że nie ma już bogów greckich - bo zapewne zobaczyliby, jak Zeus do niej przychodzi, uległszy jej wdziękom. Na koniec życzy jej wszystkiego dobrego i jest pewien, że inne narody, które odwiedzi, będą ją tak samo ubóstwiać i cenić.

WŁASNOŚĆ SOLI

Sól attycką Trembecki poważa, kopalnej zaś nie gani. Następnie zastanawia się, skąd się wzięła sól. Wspomina wiele wierzeń i legend. W końcu pisze, że to ludzie ją sprowadzają na swe stoły. Sól jest wspaniałą przyprawą, wszyscy ją kochają - tak ludzie, jak i zwierzęta. Najbardziej poleca ją kobietom, gdyż „ona je rozpłodni, przez nią męże ojcostwa stawają się godni”. Następnie wyraża swe zdanie, że to sól pomogła ludziom w rozwoju cywilizacji - bo Kolumb nie odkryłby Ameryki, nie mając na pokładach swych statków tego smakołyku.

DO FR DION KNIAŹNINA

To odpowiedź Trembeckiego na odę Kniaźnina, w której poeta puławski, porównując Trembeckiego z Naruszewiczem, przyznaje mu pierwszeństwo. Trembecki w swym utworze troszkę krytykuje Kniaźnina za chęć osądzenia „muz”; co gorsza, przyjmuje postawę asekurancką, nie zaznaczając wyraźnie, który jego zdaniem poeta lepszym jest. Trembecki konkluduje:

„Niech ma pierwszeństwo dawniejszy poeta,

Myśli on górno, wyraża się sztucznie,

Dość będzie dla mnie wysoka zaleta,

Jeśli mnie wliczy między swoje ucznie”

BALON

Autor rozwodzi się nad tym urządzeniem, wspominając Ikara, który również wzbił się w przestworza. Uważa, że to balon jest symbolem ludzkiej pychy. Wszyscy ludzie, czy władcy, czy kmiecie, żyją na ziemi, nie w przestworzach. Dochodzi do wniosku, że to umiejętność latania to jedynie mrzonka - ludzie nie będą latać. Umysł ludzki wędruje daleko, wymyślając różnorakie koncepty - lecz to jedynie marzenia. Na koniec jednak przyznaje, że człowiek pokonał wiele trudności i wiele ciekawych rzeczy stworzył.

DO SZACOWNEGO POETY BIELAWSKIEGO

ZGODA

Autor zwraca się do swej konkurenta w sztuce poetyckiej, Bielawskiego, proponując zgodę. Wspomina, że ostatnie wiersze Bielawskiego mu się podobały; widział go nawet na ulicy, chciał przeprosić, lecz jakoś nie wyszło. Pisze, że nie jest tak wielkim poetą jak Bielawski - prosi o wpuszczenie pod jego skrzydła. Potem chce, by ten poprawiał jego wiersze. Uważa, że Niemcewicz jest nikim przy Bielawskim. Oczywiście cały utwór ma charakter ironiczny...

WIERSZE W MATERIACH POLITYCZNYCH

ODA NIE DO DRUKU
ALE W RĘKOPIŚMIE MAJĄCA BYĆ OFIAROWANA
J O KS J M P B P PODCZAS WYJAZDU JEGO

Wiersz dla Jerzego Michała Poniatowskiego, biskupa płockiego, brata króla Poniatowskiego. Autor opisuje przyjazd biskupa, rzecze, że w jego osobie łączą się dobre czyny i święte myśli. Przedstawia go jako idealnego pasterza, który swym przykładem poprowadzi ludzi ku życiu wiecznemu. Ma nadzieję, że pod jego władaniem „światło się rozumu rozszerzy”. Autor wspomina, że do tej pory wielu kapłanów zatraciła się w gromadzeniu bogactw, zapominając o swym posłannictwie. Potem wspomina o upadku pogańskich bóstw i o to, że

„Wiek osimnasty ze wszech religij wygładza,

Co się z danym od Boga rozumem nie zgadza,

My dla twojej miłości, powolne owieczki,

Będziem wierzyć... choćby w bajeczki”

Potem znowu chwali biskupa i kończy tak:

„Hej, gdyby mi Opatrzność dała do wyboru,

Którego bym z tych więcej pożądał honoru,

Niźli z ukrwawionego tryumfować świata,

Wolałbym mieć takiego brata!”

ODA

NA RUINĘ ZAKONU JEZUITÓW

Wiersz opowiada o rozwiązaniu zakonu jezuitów. Autor wspomina bogactwa zakonu, które teraz odbierze Kościół - to jak zdrada przyjaciela. Opisuje żałość całego świata i smutek nad rozwiązanym zakonem. Jednakże tak naprawdę Trembecki ironizuje. Wspomina, że nawet Chiny i Ameryka płaczą nad tą stratą. Kościół opierał się jeno na jezuitach, którzy nieśli wszędzie dobrą nowinę i byli ogółem wspaniali, nie podnieśli na nikogo ręki. Na koniec Trembecki pisze:

„Jeżeli wiersz mój czasy potomne

Przypadkiem będą czytały,

Przyznają, że te pochwały skromne,

Cienia pochlebstwa nie miały,

Ani fanatyzm grzał moje skronie,

Słuszność szeptała, co piszę,

Dzisiaj bezstronnych o tym zakonie,

Mówiących za mną usłyszę”

L'IMPROMPTU

Rzeczpospolita umarła; nikt nie chciał w to wierzyć, lecz to prawda. Jednakże Jan August Poniatowski i Ksawery Branicki pokazali, że Polska jeszcze żywa. Branicki wygłosił płomienną mowę, w której gwałtownie wystąpił przeciw podziałowi Polski. Rozczulony król natychmiast zaprosił go na obiad czwartkowy.

DO NAJAŚNIEJSZEGO PANA

Wiersz powstał z okazji powrotu Poniatowskiego z Rosji. Na początku oczywiście wymienia przymioty władcy. Potem wspomina o tym, że wrócił z dalekich stron, wracając z misji, która miała na celu dobro Polski. Wszyscy radują się z jego powrotu - nawet natura. Następnie zapewnia o oddaniu ludu. Wspomina o upadku obyczajów w Polsce, o tym, że zdegenerowani Polacy muszą odpokutować za grzechy swe i swych przodków; jednakże to Poniatowski łagodził widmo zagłady, wiszące nad narodem; to on był ich pociechą. Następnie znów wspomina o jego mądrości i sprawiedliwości. Pisze, że głupi Polacy w końcu zmądrzeli i pod jego berłem są w stanie „zgon przedkładać szlachetny nad żywot nikczemny”. Ma nadzieję, że kiedyś sąsiedzi kraju będą sprawiedliwsi. Krew przelana za ojczyznę poszła na marne. Na koniec rzecze, że Poniatowski przyniósł im święty i wieczny pokój między narodami.

DO KOMARZEWSKIEGO

JENERAŁA

Trembecki chce gloryfikować Komarzewskiego, głównego dowodzącego sił Rzeczpospolitej (tak naprawdę, to znowu ironia). Poeta opisuje niegdysiejszy świat; wszystko było wspólne, w końcu jednak człowiek zaczął się zastanawiać, co jest jego. Doszło do pierwszych sporów. Ludzie zaczęli wyrywać sobie dobra. Dlatego uważa, że wojna ważnym rzemiosłem jest - może nawet najważniejszym. A jako, że Komarzewski jest głównym dowodzącym - zapewne też jest najważniejszą osobą w Rzeczypospolitej. Na koniec pisze, że dzięki reformom Komarzewskiego wojsko polskie wzrosło w siłę.

KAZANIE DO KAZNODZIEJÓW

Z POWODU KAZANIA ADWENTOWEGO

KS WITOSZYŃSKIEGO

W KAPLICY KRÓLEWSKIEJ 1788 ROKU MIANEGO

Ksiądz Witoszyński był nadwornym kapłanem Poniatowskiego. Trembecki mówi, że ksiądz nie powinien mieszać się do polityki - jeśli księża zaczną to robić, to inni ludzie może powinni iść za nich odprawiać msze? Księża powinni zająć się smutnymi i zrozpaczonymi ludźmi, nie polityką. Niech odprawiają płomienne kazania, które nauczą, jak należy żyć. Jeśli już będą chcieli coś opowiedzieć na temat polityki, niech będą obiektywni, niech nie dadzą się ponieść emocjom. Na koniec tłumaczy się, że wcale nie krytykuje Kościoła; jedynie z miłości troszkę ich upomina, lecz nie ma na myśli nic złego - chce, by było lepiej.

HYMN DO APOLLINA

Autor zwraca się do Apollina, najważniejszego z bogów, dziękując mu za szczodrość. Bez Apollina cała natura byłaby martwa, świat bez wilgoci i ciepła by był. Cały świat dzięki niemu żyje. Wspomina o Repninie, prosi Apollina, by mu pomógł; temu człowiekowi, który cierpiał dla ojczyzny. Niech teraz jego cierpienie zostanie odjęte.



Wyszukiwarka