Mity Sumeryjskie(1), ►►►►►Pomoce naukowe, CIEKAWOSTKI


SUMER

Na początku wszechrzeczy istniał tylko jeden bezkształtny praocean. Działo się to przed stworzeniem świata i ziemskich zbiorników wody. Praoceanu nie przenikał bodaj najsłabszy promyk światła. Hen, aż po najdalsze krańce wszechświata, przelewały się bezkresne fale, wieczyste, nie znające stwórcy, którego praocean nie potrzebował, sam bowiem był boskim początkiem i stwórcą wszystkiego na świecie. Był przepotężną boginią Nammu, zwaną w Babilonie Tiamat, „matką rodzicielką nieba i ziemi”. Słusznie korna i wdzięczna myśl Sumera zwraca się z matczynym mianem do Nammu. Bo oto w mroku praoceanu utworzyła się kosmiczna góra Niebo-Ziemia, An-Ki. Niebo objął we władanie bóg An, ziemią zaopiekowała się bogini Ki. Objęli się mocnym uściskiem, a wokół nich w górze, w dole, z boków, słowem wszędzie szumiał wieczny ocean. Z pierwszego związku nieba i ziemi narodził się Enlil, bóg powietrza. Młody, silny bóg zapragnął nieskrępowanej przestrzeni i swobody ruchów. Ciasno mu było i niewygodnie pomiędzy ściśle splecionymi ciałami rodziców. Poruszył więc swą matkę Ki, podczas, gdy An dźwignął samodzielnie nieboskłon. Pomiędzy płaski krąg ziemi i twardą kopułę niebios wtargnął świeży ożywczy wiatr. Dokonało się oddzielenie męskiego nieba od żeńskiej ziemi. Zjawili się teraz inni bogowie. Enlilowi powiła Enkiego - władcę ziemskich wód, sama Nammu, a może Ki, bo co do tego nie było zgody. Pojawiła się również Inanna, bogini miłości, tak później popularna Isztar-Asztarte . boga An otoczył wianuszek dziatwy zwanej Annunaki. Całe niebo i ziemię zamieszkali bogowie. Oni to założyli pierwsze ziemskie, a wdzięczni mieszkańcy umieli wypłacać się bogom-założycielom żarliwym i wyłącznym kultem. Te pierwsze wydarzenia musiały się dziać, niestety, w ponurych ciemnościach. Pod kopułą niebios nie jaśniało żadne światło. Aby zaradzić kłopotliwej sytuacji, bóg powietrza Enlil postanowił wraz z jedną z wybranek serca zrodzić jasnego Nannę - bladoświetlisty księżyc. A oto historia tej błogosławionej miłości.

Wśród boskich mieszkańców miasta Nippur, założonego przez Enlila, błyszczała urodą młodziutka Ninlil. Ambitna matka, dumna z urody dziewicy, postanowiła wydać ją za boga, patrona miasta, Enlila. Trzeba było jedynie ułatwić pierwsze spotkanie młodych. Resztę pozostawiła kobiecemu sprytowi córki. Zwróciła się więc do Ninlil tymi słowy: „W czystym strumieniu wykąp się córko, w czystym strumieniu, Ninlil. Promiennooki bóg będzie przechadzał się brzegiem i ujrzy cię na pewno”. Posłuszna córka ochoczo usłuchała tej rady. Pobiegła nad strumień i zanurzyła się w przejrzyste fale. Przechadzający się nadbrzeżem Enlil nie pozostał nieczuły i z miejsca nawiązał zalotną rozmowę, jednak nieśmiałe dziewczę wymijająco odpowiedziało na propozycję „me usta są zbyt małe i nie umieją całować...”. Niezrażony, a nawet zachęcony tym miękkim oporem Enlil wezwał swego nieodstępnego powiernika i opowiedział mu o swojej miłości od pierwszego wejrzenia. Zaradny Nusku postarał się natychmiast o łódź. Enlil wypłynął na środek rzeki, pochwycił w objęcia kąpiącą się i uczynił ją matką nowego boga, bladoświetlistego Nanny.

Zuchwały i gwałtowny czyn wzbudziło ogólne zgorszenie wśród pozostałych bóstw. Nie bacząc na to, że Enlil był ich przełożonym jako najstarszy syn boga An, osądzili go surowo i ogłosili bezwzględny wyrok: „Enlilu, bezwstydniku idź precz z miasta”. I Enlil musiał iść na wygnanie do wyznaczonego mu podziemia. Panował tam jeszcze taki sam mrok, jak na całym świecie. Sklepieniem była tu płaska od spodu tarcza ziemi, w dole toczył zaś swe wody bezkresny praocean. Ninlil nie opuściła swego kochanka w ciężkiej dobie. Wiernie, choć ociężale kroczyła jego śladem: utrudniał jej ruchy owoc namiętnego spotkania na rzece - Nanna. Enlil stąpa powoli z opuszczonym czołem, zatopiony w głębokiej, przykrej zadumie. Oto jego syn, ten który miał roztaczać promienny blask po sklepieniu niebios, ma teraz wegetować w mrokach podziemia. Z winy ojca będzie musiał zamienić światło na ciemność. Przenigdy. Zasady panujące w podziemiu są jednak surowe i bezwzględne. Nikomu nie wolno wyjść na powierzchnię tarczy ziemskiej, jeżeli nie pozostawi w podziemiu swego zastępcy. Otóż w przystępie ojcowskiej miłości bóg Enlil postanawia zastawić nie jednego, ale trzech zastępców, aby tylko ocalić nie narodzonego jeszcze pierworodnego syna. W tym celu wyprzedza swą z trudem posuwającą się za nim nieodstępną małżonkę i przybiera na się kształt strażnika podziemnej bramy. W tej postaci wita nadchodzącą Ninlil, uprowadza ją do sypialni i jako mąż- niemąż czyni ją matką Nergala, który w ten sposób jeszcze przed poczęciem został przeznaczony do roli bóstwa podziemnego. Postępuje tak jeszcze dwukrotnie, przeobrażając się kolejno w strażnika podziemnej rzeki i w przewoźnika. Zamiast jednego Nanny zostawi pod ziemią trójkę nowych bóstw.

W tej sytuacji nikt nie mógł kwestionować prawa Nanny do opuszczenia podziemia. Uwolniony bóg księżyca wzniósł się bez przeszkód na sklepienie niebios i rozpromienił świat nie znanym dotąd blaskiem. Wszyscy przyjrzeli wreszcie się uważnie światu i sobie. Z czasem pojawi się tu również bóg słońca Utu, syn Nanny, jeszcze potężniejszy niż jego rodzic.

Od chwili pojawienia się światła bogowie mogli wieść wygodniejsze życie. Mieli już zboże i inne pożyteczne rośliny, lecz nie umieli wykorzystać tych bogactw. Obcy ich podniebieniu był smak chleba, obca skórze jakakolwiek odzież. Rośliny jedli na surowo, niby owoce, wodę zaś pili wprost z rowu. Twardy los dokuczył przede wszystkim młodym boginiom. Zaczęły użalać się władcy ziemskich wód Enkiemu na swą nagość i głód, domagać się służby, której zapobiegliwe starania uwolniłyby piękne panie od przyziemnych trosk i pozwoliłyby oddawać się lepszym zajęciom. Enki ma pod swą pieczą prawa „me”, więc powinien zaradzić ciężkim warunkom. Bóg miał mocny sen, a może po prostu nie kwapił się z wysłuchaniem całej litanii skarg. Dobudziła go dopiero matka, dostojna Nammu. Po krótkim namyśle, wspomagany przez matkę-ziemię Ninhursag (dawna Ki), nabrał w dłonie gliny i ulepił boskokształtne stworzenia. „Niech zagospodarują ziemię korzystając z dobrodziejstw bogini zbóż Asznan i boga bydła Lahara. Niech w pocie czoła uprawiają pola, niech wypiekają smakowity chleb. Niech hodują liczne trzody owiec, kóz i wołów, gromadzą zapasy tłustej śmietany i żółtego masła. Niech tkają białe szaty, niech wznoszą wyniosłe świątynie. Niech dostarczają nieśmiertelnym bogom dachu nad głową, jadła i napoju. Oto jedyny cel istnienia. Życie sług bogów będzie ciągle zagrożone i niepewne. Niech w niewczesnej pysze nie myślą nawet o takim skarbie jak wolna wola. Tylko bogowie wydają rozkazy, ludzie mają pokornie pochylić głowy i pełnić ślepo dostojną wolę.

Dzieło stworzenia zostało w ten sposób ukończone. Wieńczyło je powołanie do życia nędznych sług bożych - ludzi. Dumny Enki zaprosił bogów na uroczyste przyjęcie. W nastroju ogólnego wesela przodowali bohaterowie dnia, twórcy ludzi, Enki z matką-ziemią Ninhursag. Nie szczędzili sobie mocnych napojów. Usposobiona krotochwilnie bogini zaczerpnęła nieco gliny i ulepiła sześć rodzajów nienormalnych osobników. Była tam między innymi niepłodna kobieta, eunuch i ślepiec. Enki przepowiedział ich przyszłe losy i ulitowawszy się nad ich dolą nakarmił całą czeredę chlebem i zapewnił im miejsce w społeczeństwie. Oto dlaczego wśród ludzi zdarzają się osobniki kalekie od urodzenia.

W odpowiedzi na wyczyn Ninhursag sam Enki zapragnął stworzyć coś nowego, czego jeszcze na świecie nie widziano. Niestety, było to dzieło nieudane. Powstała istota słaba na ciele i umyśle, bezsilny starzec. Mimo to Enki uprosił Ninhursag, aby nie poskąpiła i temu nieszczęśnikowi chleba. Chociaż bogini przemawiała dobrotliwie i ofiarowała pożywienie, dziwny stwór nie umiał jej ani odpowiedzieć, ani jeść ani sięgnąć po strawę. Nie mógł ani stać, ani siedzieć, ani ugiąć kolan. Zniecierpliwiona bogini rzuciła przekleństwo na Enkiego za stworzenie czegoś tak nędznego, a zawstydzony bóg przyznał się pokornie do winy. Istnieje też podanie, że bezsilny i zgrzybiały starzec przyprawił o wstyd także i boginię. Kiedy Enki zażądał aby Ninhursag z kolei przepowiedziała przyszłość jego wytworowi, podobnie jak on uczynił ich sześciu kalekom, bogini nie umiała się wywiązać się z tego zadania. Na szczęście nie wszyscy ludzie byli tak nieudani. Ogromna większość odznaczała się zdrowiem i normalnymi zmysłami. W interesie samych bogów leżało przecież, by pod opieką pracowitego człowieka ziemia zakwitła urodzajem.

Zdarzyło się jednak, że bogowie nie byli zadowoleni z dzieła rąk Enkiego i Ninhursag. Raz nawet do tego stopnia oburzyły ich grzechy i zbrodnie rodzaju ludzkiego, iż postanowili, co prawda niejednogłośnie, wygubić doszczętnie całe to plemię. Wśród grzeszników znalazł się jeden sprawiedliwy. Był to król Ziusudra (zwany potem przez Akadów Utnapisztim, a przez Hebrajczyków Noe), pokorny i pełen bojaźni bożej. Cnotliwemu władcy bóg Enki polecił zbudować dla siebie i swojej rodziny potężną łódź, która ocali go w momencie bliskiego kataklizmu. Sumeryjski Noe dokładnie spełnił wolę najmądrzejszego z bogów, stróża nieodwracalnych praw „me”. Przyszłość pokazała, że pośpiech był tu konieczny. Oto nagle zadęły jednocześnie wszystkie wiatry, a spienione masy morskich wód runęły na pola, miasta i św`01-+-iątynie. Siedem dni i siedem nocy kłębiły się bałwany tam, gdzie tak niedawno jeszcze szemrały kłosy zbóż, wznosiły się dachy domów i zręby wyniosłych pałaców. Jedna, jedyna olbrzymia łódź Ziusiudry miotana wichrem i kołysana falami potopu przetrwała te nieszczęsne dni.

Wreszcie rozpogodziło się niebo i zajaśniał słoneczny Utu. Ziusiudra pokłonił mu się z najwyższą czcią i pokorą oraz złożył w ofierze wołu i owce z ocalonego na łodzi dobytku. Bogowie wyładowali już gniew na zniszczeniu ziemi. Nieśmiertelni postanowili obsypać teraz łaskami przedstawiciela wymarłego gatunku. Obdarowali go wiecznym życiem, a na miejsce zamieszkania przeznaczono mu cudowną krainę Dilmun, skąd wschodzi słońce. Potomkowie cudownego Ziusiudry znów zaludnili ziemię i nigdy już nie narazili się bogom tak, jak na swoje nieszczęście zrobili ich poprzednicy. Największym dobroczyńcą odnowionego plemienia ludzkiego stał się nie tyle, bóg ziemskich wód Enki, ile bóg powietrza Enlil, jego dostojny ojciec. Przypadła mu w udziale rola cywilizatora ludzi, ich wychowawcy i nauczyciela techniki. Bez jego udziału: „żadne miasto nie powstanie, nie będą położone fundamenty... ani król wzniesiony, ani zrodzony wielki kapłan... nie mogą morskie ryby złożyć ikry w trzcinowych zaroślach. Ani niebieskie ptaki budować gniazd na rozległej ziemi. Ani wędrujące niebem chmury uronić swej wilgoci. Rośliny i trawa, chwała dolin, nie byłyby urosły. Na polach i łąkach nie zakwitłyby bogate złoża. Nie dostarczyłyby owocu drzewa z górskich zarośli...”. Tak głoszą spisane na glinianych tabliczkach teksty Sumerów.`

Enlil jako pierwszy na świecie ujął w dłoń motykę. Nie byle jaka to była motyka: cała ze szczerego złota, ostrze miała z lapis lazuli, zęby z rogów jednorożnych wołów. Enlil wręczył to narzędzie asystującym mu z podziwem Anunakom, licznej dziatwie boga nieba An. Ci uczcili wynalazcę dziękczynnymi modłami i przekazali motykę „czarnogłowemu ludowi sumeryjskiemu. Pod dotknięcie nowego narzędzia zazieleniły się pola uprawne, z biegiem czasu coraz bardziej rozległe. Bóg powietrza nie skąpił dalszych dowodów życzliwości. Ofiarował przeróżne rodzaje drzew i zbóż, pragnąc zapewnić Sumerowi powszechny dobrobyt. W tym dziele pomagali Enlilowi dwaj boscy bracia: Emesz - bóg pory suchej (lata) i Enten - bóg pory deszczowej (zimy). Wywiązawszy się ze swych rozlicznych sezonowych obowiązków udali się kiedyś do miasta Nippur, by złożyć dziękczynne ofiary ojcu Enlilowi Emesz - bóg upalnej pory roku, dźwigał domową i dziką zwierzynę, ptactwo, naręcza zbóż i kwiatów. W koszu Entena - boga zimnego okresu, błyszczało złoto i srebro, skrzyły się drogie kamienie, mieniła się rybia łuska, na ramieniu zaś ciążyły mu drwa na opał. Obaj bracia spotkali się przed drzwiami świątyni. Spojrzał Emesz na braterskie dary i począł chełpić się wyższością. Ale i Enten pragnął współzawodniczyć o tytuł „rolnika bogów” i nie pozostał mu dłużny w odpowiedzi. Spór się wciąż zaostrzał; wreszcie zwaśnieni bracia wezwali na sędziego ojca Enlila. Bóg powietrza przywykły do roli rozjemcy powaśnionych stron, po krótkim namyśle spór rozstrzygnął, przyznając zwycięstwo i tytuł rolnika bogów Entenowi, bogu pory deszczowej. Pokonany brat nie okazał zbrodniczej zawziętości Kaina. Wręcz przeciwnie, ugiął kolana przed triumfatorem dnia, a potem odwiedził go obładowany nektarem, winem i piwem. Pogodzeni bracia zasiedli do przyjacielskiej uczty, a gospodarz obsypał gościa złotem, srebrem i lapis lazuli. W radosnym nastroju wznosili toast za toastem. Tymczasem bóg - cywilizator Enlil przemierzał nadrzeczną krainę Sumeru, hojnie rozdzielając urodzaj i błogosławieństwo. Podkreślał zaszczytną rolę, jaką spełniał lud sumeryjski w rozpowszechnianiu boskich praw, sławił go jako posiadacza prawdziwej nauki. Pozdrowił stolicę Ur, życząc jej „aby mogła się wznieść na wyżyny nieba”. Równie łaskawy okazał się bóg dla „Czarnej góry”, czyli kraju Nelucha, tj. terenów na południu, na pograniczu dawnego Iranu i Pakistanu. Błogosławił jej drzewa i trzciny, woły i ptaki, złoto i srebro, brąz i miedź oraz opalonych mieszkańców. Nie zapomniał też odwiedzić Eufratu i tygrysu. Napełnił je lśniącą wodą, ożywił rybami i powierzył opiece specjalnych bóstw. Różne inne bóstwa miały zaopiekować się wiatrami, kanałami i rowami nawadniającymi, zbożem, suszarniami cegły, budowlami, roślinnością i równinną zwierzyną. W końcu stajnie i owczarnie powierzył bogu Dumuziemu, zwanemu później przez Babilończyków Tamuzem.

Syn Enlila, bóg ziemskich wód Enki, za przykładem ojca nie chciał się oddawać bezczynności. Wzniósł ze złota, srebra i lapis lazuli wspaniałą rezydencję w mieście Eridu, które pływało na falach Eufratu, jak przystało na siedzibę boga wód. Ambitne dzieło architektoniczne było dokonane. Enki postanowił teraz na chwilę spocząć w nadbrzeżnych trzcinach. Tymczasem nadbrzeżem spacerowała właśnie bogini Ninhursag. Boginie nie starzeją się nigdy i czcigodna matka bogów i babka Enkiego wyglądała wciąż wieżo niczym młoda dziewczyna. Enki popatrzył na nią z zachwytem. Zapytał jeszcze tylko swego powiernika Isimuda, czy wypada, by pocałował piękną boginię. Doradca nie dostrzegł w tej zachciance, skierowanej ku własnej babce, niczego zdrożnego. (Wśród bóstw sumeryjskich koligacje rodzinne były mgliste i trudno się było zorientować, kto jest właściwie matką, a kto synem. Może wszyscy bogowie są dziećmi An i Ki-Ninhursag?) Enki nie dopatrywał się w swych uczuciach grzechu kazirodztwa i zachęcony słowami Isimuda wskoczył do lodzi, popychanej pomyślnym wiatrem. Młody bóg podpłynął do Ninhursag, chwycił ją w objęcia nie szczędząc pocałunków ni namiętnych pieszczot. Minęło zaledwie dziewięć dni. Dla bogini każdy z nich miał długość miesiąca i oto zrodziła się nowa bogini. Nie sprawiła przy porodzie najmniejszego cierpienia. Wzbudziła od razu pożądanie Enkiego i została przezeń poślubioną Po dziewięciu dniach przyszła na świat nowa bogini. I tę pokochał Enki, stając się po raz trzeci szczęśliwym ojcem. W ten sposób poślubił kolejno swoją babkę, córkę i wnuczkę. Owocem ostatniego stosunku z wnuczką i trzecim błyskawicznym pokoleniem była Uttu, opiekunka roślin Przed kwietną boginią stanęła czcigodna Ninhursag i udzieliła dziewczynie wielu skutecznych rad. Dziewczątko potrzebowało ich bardzo, stanęło przecież w obliczu pradziadka, ojca i kandydata na oblubieńca w jednej osobie. Uttu usłuchała wszystkich pouczeń i nie przejmując się rodzinnym galimatiasem została żoną boga ziemskich wód, Enkiego. Przerwała dalsze wewnątrzrodzinne związki męża w ten sposób, że zamiast córki powiła mu osiem rodzajów roślin.

I znów, jak po pracach cywilizacyjnych, Enki zapragnął odpoczynku po poczwórnym małżeństwie. Wyciągnął się wygodnie pośród bagnisk nadrzecznych. Wtem spostrzegł nie widzianą dotąd roślinę i spytał nieodstępnego Isimuda o jej nazwę. Powiernik natychmiast przyniósł roślinę swemu panu. Ten, niewiele myśląc, pożarł ją wiedziony karygodnym łakomstwem. Proceder powtórzył się jeszcze siedem razy i ostatnia z nowo narodzonych roślin uległa zagładzie. Ośmiokrotne bezprzykładne obżarstwo Enkiego, którego ofiarą padło własne potomstwo, oburzyło do głębi Ninhursag. Czuła się odpowiedzialna za tę sprawę. "Dopóki nie umrze, dopóty nie spojrzę na niego okiem życia" - tak brzmiał wyrok urażonej bogini. A Enki wyraźnie osłabł i zachorował po spożyciu ośmiu roślin Ból dokuczał mu aż w ośmiu partiach ciała. Dolegała mu szczęka, bóg świdrował w zębach, ból ogarniał ramię, dawało znać o sobie obolałe Zebro. Żalił się głośno, a strapieni bogowie, pokryci żałobnym pyłem, nie wiedzieli, w jaki sposób dopomóc pierwszemu choremu bogu. Ogarniały ich smutne myśli Przekonali się, że ich los, chociaż są istotami nieśmiertelnymi, nie jest wolny od trosk i fizycznego bólu. Grożą im, jak widać po Enkim, rany i cierpienia, trapią choroby. Kto wie, czy i śmierć nie zdoła ich dosięgnąć...

Nikt nie wiedział , jak pomóc choremu. Wreszcie pewien chytry lisek, znęcony nadzieją sutej nagrody, zdecydował się sprowadzić zagniewaną Ninhursag. Ona jedna może uleczyć cierpiącego i oddalić odeń widmo śmierci Misja powiodła się i oto bogini pochyla się nad niedomagającym Enkim. Puściwszy w niepamięć dawną urazę dopytuje się troskliwie co mu dolega. Dla wyleczenia każdego chorego organu stwarza ad hoc opiekuńczą boginię (imię każdej z nich zawiera w swym oryginalnym brzmieniu nazwę odpowiedniego narządu). Jedna ma pielęgnować i wyleczyć zęby, druga - szczękę, inna - ramię, wreszcie bogini Ninti ma się zająć chorym żebrem. Osobliwe miano nosi to bóstwo. Słowo "ti" znaczy w języku Sumerów zarówno "żebro" jak i "dawać życie". Tedy Ninti to Pani żebra i Pani-dawczyni życia. Być może dlatego biblijna Ewa, dawczyni życia, powstała z Zebra swego małżonka, chociaż w języku hebrajskim, podobnie jak w wcześniej u Akadów , znikła już gra słów Pod troskliwą opieką aż ośmiu boskich lekarek Enki szybko powrócił do zdrowia i odzyskał pełnię dawnych sił. Mógł teraz znów bez przeszkód oddawać się odpowiedzialnym obowiązkom przechowywania i strzeżenia boskich praw "me".

Boskie prawa "me" odgrywały ważną rolę. Rządziły one światem od dnia jego powstania i zapewniały mu trwanie. Kierowały też losami ludzi i całą ich cywilizacją. Zawierały określenia różnych instytucji, obrzędów, postaw umysłowych i emocjonalnych, wierzeń i obrzędów. Boskie prawa "me" były fundamentem cywilizacji wykwitłej w kraju Sumerów. Rozumiała to dobrze piękna bogini miłości Inanna, późniejsza Isztar-Asztarte. Była ona opiekunką miasta Uruk i jako dobra gospodyni pragnęła zapewnić swej siedzibie świetność Uruk powinien awansować na centrum kulturalne całej krainy Sumerów. Nie było to łatwe zadanie, wielu konkurentów stawało na przeszkodzie. Każdy gród posiadał opiekuńcze bóstwo, które zaklęte w bryłę posągu kultowego przyjmowało hołdy, a jeszcze częściej błagania w chwilach ciężkich dla mieszkańców An, bóg nieba, władał miastem Uruk, Enlil upodobał sobie Nippur, Nanna opiekował się starym grodem Ur, słoneczny Utu rezydował w Larsa, wreszcie bóg ziemskich wód Enki obrał sobie pływającą siedzibę w Eridu. Tam też przechowywał boskie prawa. Otóż ambitna Inanna postanowiła za wszelką cenę zawładnąć cennymi prawami "me" i przewieźć je do własnego miasta Uruk. W ten sposób miałaby zapewnioną znajomość przyszłości i wszystkie związane z tym "jasnowidztwem" korzyści.

Pewnego dnia Enki usłyszał jakieś kroki zbliżające się do jego siedziby w Eridu. Przez swego pomocnika, wiernego Isimuda, zapytał, kto przybywa. Uradowany wiadomością, iż gościem tym ma być urocza Inanna, rozkazał natychmiast, by przyjąć ją ze wszystkimi należnymi jej honorami. Niezawodny Isimud wypełnił pilnie pana i oto para bóstw zasiadł a do uroczystej wieczerzy. Na świętym stole rozłożono smakowite owsiane ciastka, obficie posmarowane masłem, w delikatnych naczyniach błyszczała źródlana woda. Mile chłodziła spieczone wargi Inanny, znużonej długą wędrówką We wspaniałym pucharze, rzezanym na kształt lwiego oblicza, perliło się daktylowe wino. Urocza i zalotna bogini zachęcała a gospodarza do coraz to nowych toastów. Robiła wszystko, aby wprowadzić go w jak najlepszy humor. Podochocony Enki ofiarował pięknej współbiesiadniczce królewską koronę, tron, potem berło, wyniosłą świątynię...Inanna przyjmowała dary z zachęcającym uśmiechem i czekała na dalsze podarunki. Gospodarz rychło strącił zupełnie głowę pod urokiem bogini i pod wpływem wypitego wina. Zaczął wręczać Inannie kolejno wszystkie powierzone jego pieczy boskie ustawy "me". W bezgranicznej hojności doszedł aż do pełnej setki, a wreszcie skłonił się na stół! biesiadny i zapadł w głęboki sen. Sprytna Inanna tylko na to czekała Nie tracąc ani chwili czasu załadowała bezcenną zdobycz do lodzi i odpłynęła Spiesznie w kierunku ukochanego Uruk. Piękną boginią miotały sprzeczne uczucia: pierś jej przepełniała duma i radość z dokonania tak trudnego dzieła, ale i trwożyła myśl, jakie to niebezpieczeństwa mogą grozić w dalekiej podróży z Eridu do Uruk i co czyhać może w siedmiu kolejnych portach.

Jakże słuszne okazały się obawy bogini. Oto w Eridu Enki zbudził się z pijackiej drzemki i ze zdumieniem i przerażeniem stwierdził brak boskich praw na ich stałym miejscu. Ogarnięty paniką zapytał Isimuda o powód tej niezwykłej straty. Powiernik przypomniał swemu panu wizytę uroczej Inanny, wesołą ucztę i jego karygodną hojność Bóg ziemskich wód postanowił natychmiast naprawić swój niewybaczalny błąd. Podtrzymywała go na duchu jedna, jedyna myśl, że jeszcze nie wszystko stracone, bowiem bogini Inanna dotarła dopiero do pierwszego z siedmiu portów. Enki wysłał więc spiesznie wiernego Isimuda, przydając mu do pomocy wielką gromadę straszliwych morskich potworów, by pochwycił łódź i odebrał boskie prawa "me". stanąwszy przed obliczem uroczej Inanny, Isimud zwrócił się do bogini miłości grzecznie, ale stanowczo : "Mój król rzekł do mnie, sam Enki rzekł do mnie : «Zezwalam Inannie iść do Uruk, lecz przywieź mi z powrotem Łódź Nieba do Eridu»". Bogini udaje oburzenie. Jakże to , Enki cofa swój dar, lamie własne słowo boskie? Widać przysięgał fałszywie I oto ona, Inanna, ma wracać pieszo z pustymi rękami? Nigdy. Mimo sprzeciwów bogini macki morskich straszydeł już oplatają Łódź Nieba napełnioną prawami "me". W rozpaczy bogini wzywa swego niezawodnego powiernika, Ninszubura. "Przybądź mój wierny towarzyszu Inanny [...], mój zwiastunie miłych słów, mój głosicielu słów prawdy, Ty którego ręka nigdy nie chybia, którego stopy nigdy nie chybiają. Ocal Łódź Nieba i ofiarowane Inannie boskie prawa". Nie zawiodła się bogini i tym razem. Ninszubur mężnie stanął w jej obronie i ciosami miecza przepędził precz gromadę potworów. Sześć razy próbowały zawładnąć łodzią i sześć razy wierny towarzysz Inanny dał im skuteczny odpór. W triumfie dotarła Inanna do swego Uruk i tam poczęła uroczyście wyładowywać jedno po drugim boskie prawa. Mieszkańcy Uruk szaleli z zachwytu. Słowa dziękczynnej modlitwy przeplatały się z okrzykami radości i entuzjazmu na ulicach wielkiego miasta. Boskie oblicze bogini promieniało dumą i zwycięstwem.

Zmienne Są jednak koleje losu i nawet życie bóstw nie jest łatwe. Nie zawsze szczęście miało się uśmiechać do uroczej bogini. Czekało ją jeszcze wiele gorzkich jak piołun doświadczeń i upokorzeń. Pewnego pięknego letniego dnia Inanna przemierzyła cale niebo i przeszła całą ziemię. Znużona wędrówką i skwarem południa ujrzała nagle cienisty sad, obrzeżony szeregiem rozłożystych drzew. Z westchnieniem ulgi ułożyła się na chłodnej trawie, ukołysana do snu monotonnym szmerem listowia. Nie wiedziała, że zza ogrodzenia śledziła ją para czarnych, namiętnych młodzieńczych oczu właściciela tego rozkosznego zakątka. Młody ogrodnik miał początkowo w swej pracy same niepowodzenia. Suchy, gorący wiatry pustynny nawiewał bezustannie sypki pyl z okolicznych wzgórz. Rośliny więdły i schły pomimo ciągłego podlewania i troskliwej opieki. Ale młodzieniec nie poddawał się łatwo zniechęceniu. Po uważnych obserwacjach, głębokim namyśle i nauce boskich praw wpadł na znakomity pomysł Wzdłuż grządek zasadził szeregi rozłożystych drzew. Ich gałęzie rzucały na wschodzące roślinki opiekuńczy cień od rana aż do zmierzchu. Pod ich to osłoną spoczywała teraz utrudzona wędrowniczka, ponętna i bezbronna. Namiętny młodzieniec nie oparł się swiętokradczej zachciance. Całował usta uśpionej i bezkarnie sycił się jej wdziękami... Ustąpiły cienie nocy, promienny Utu wzniósł się na wyżyny nieboskłonu Przebudziła się Inanna i ze zgrozą uświadomiła sobie gwałt, którego padła ofiarą tej nocy. Miotając się we wstydzie i gniewie postanowiła spuścić straszliwe plagi na kraj, znaleźć i srogo ukarać niecnego uwodziciela. Napełniła krwią wszystkie studnie w całym kraju, wszystkie zarośla i ogrody kraju nasyciła krwią. Gdy służebnice czerpały wodą ze studzien, w wiadrach czerwieniła się złowroga posoka. I nie odnalazła gniewna bogini winowajcy. Wiele tajemnic ukrywa się nawet przed oczyma bogów : i nieśmiertelni stają się czasem bezradni wobec przeciwności losu. Tymczasem występny młodzian za radą ojca, któremu zwierzył się ze zbrodni, opuścił rodzinne strony i zniknął pośród licznej rzeszy mieszkańców któregoś z miast w centrum kraju sumeryjskiego. Nie pomogła w odnalezieniu go ani druga plaga w postaci niszczycielskich wiatrów i burz, ani też i trzecia.

Wreszcie gniew bogini minął i zapomniała o swej krzywdzie. Miała teraz co innego na myśli Oto dwóch boskich zalotników ubiegało się o jej rękę Bogini łaskawszym okiem spozierała na rolnika Enkimdu, lecz bóg słońca Utu wstawił się do siostry za pasterzem Dumuzim. Piękny pasterz też nie czekał biernie na rozwój wypadków Z oburzeniem wołał: "czyż rolnik jest czymś lepszym ode mnie? On ma szaty białe i czarne , lecz ja posiadam różnobarwne futra zwierząt hodowlanych. On ma piwo, chleb, fasolą , lecz ja ma świeżutkie mleko, smakowite żółte sery i tłustą śmietanę. W czymże on lepszy ode mnie?" Przekonana Inanna uśmiechnęła się obiecująco do przystojnego pasterza, ten zaś promieniejąc dumą przechadzał się wyniośle nadbrzeżem rzeki i z góry potraktował spotkanego przypadkiem Enkimdu Bóg rolników okazał się łagodny i pojednawczy, jak najdalszy od myśli o utarczce ze zwycięskim rywalem. Dobrodusznie zezwalał mu na wypas trzód na swych żyznych łąkach, nie bronił nawet zwierzętom szczypać kłosów zbóż, nie odpędzał spragnionych koźląt i jagniąt od wody z kanałów Ułagodzony Dumuzi wyciągnął prawicę do rolnika z propozycją braterskiej przyjaźni i zaprosił go na ucztę weselną. Spełniając liczne toasty życzył Enkimdu młodej parze szczęśliwego i zgodnego pożycia. Nastrój panował tak pogodny i pojednawczy, jak podczas uczty Emesza, boga lata, i Entena, boga zimy.

Nie spełniły się jednak szczere życzenia Enkimdu. Gorzko miał przeklinać Dumuzi chwilę, w której postanowił starać się o Inanny. W mrokach podziemnego świata miał powtarzać sobie nie raz, ale setki razy, że nie ma gorszego nieszczęścia niż nadmiernie ambitna i pyszna żona. Inannie nie wystarczała władza nad niebem i ziemią. Zwróciła nienasycony wzrok ku cieniom podziemia, gdzie rządziła jej starsza siostra, posępna Ereszkigal, porwana i uprowadzona tam ongiś przez potwora Kur. Jakże by to .było pięknie rozciągnąć swe panowanie i na te ponure rejony. Wprawdzie Ereszkigal była nieubłaganym wrogiem swej irytująco promiennej młodszej siostry , wprawdzie słusznie podziemie zwą "Krainą bez powrotu", ale Inanna mimo obaw chce zaryzykować tę wyprawę. Przedtem jednak przedsiębierze przezornie niezbędne środki ostrożności "Wierny Ninszuburze - zwraca bogini do swego powiernika - jeżeli po trzech dniach nie wrócę z podziemia, udasz się o pomoc do miasta Nippur, do boga Enlila. Jeżeli odmówi, udasz się o pomoc do miasta Ur, do boga Nanny. Jeżeli i on zawiedzie, śpiesz bez zwłoki do miasta Eridu, kędy Enki, ojciec wszelkiej wiedzy, posiada życiodajne jadło i życiodajną wodę. A teraz żegnaj i pomnij na me słowa". Strojna w królewskie szaty, lśniąc od złota i drogich kamieni, Inanna puka do bramy podziemia kutej w lazurytowej górze. ,,otwórz bramę - woła dumnie - tylko ja jedna pragnę wejść". "Kimże ty jesteś, odpowiedz proszę" - brzmi odpowiedź strażnika. "Jam królowa niebios, miejsca kędy wschodzi słońce". Na następne pytanie o cel przybycia Inanna odpowiada wykrętnie, że pragnie wziąć udział w obrzędach pogrzebowych ku czci małżonka Ereszkigal. Odźwierna w obawie przed odpowiedzialnością pozostawia niezwykłego gościa przed bramą, a sam bieży z wieścią do swej groźnej władczyni Posępną Ereszkigal porywa wściekłość na zuchwalstwo siostry. Wedrzeć się tak bezczelnie do jej państwa? Czyż nie dość Inannie słonecznego świata? Szatańska myśl przemyka po głowie królowej podziemia, posępnej Ereszkigal Stłumić do czasu swój gniew, by tym skuteczniej upokorzyć przeciwniczkę. I już widzi oczyma wyobraźni, jak naga i bezbronna siostra staje przed jej tronem i pada na klęczki u jej stóp. Na rozkaz pani, Neti, główny odźwierny, odsuwa z chrzęstem rygle z siedmiu wierzei i wprowadza przybywającą ze światła w mrok podziemia. W pierwszej bramie zdejmuje z jej skroni królewski diadem. "Czemu to czynisz?" - pyta zaniepokojona bogini. "Zamilcz Inanno, prawa podziemia Są przemądre. o Inanno, nie sprzeciwiaj się zwyczaj om podziemnego świata" . W drugiej bramie odźwierny odbiera bogini miłości berło i odpina lazurytowy pas. I znów pada trwożne pytanie: "Czemu to czynisz?" "Zamilcz Inanno, nie sprzeciwiaj się zwyczajom podziemnego świata" - rozlega się identyczna odpowiedź. Na progu trzeciej bramy Neti rozpina na szyi bogini lazurytową kolię, w czwartej zabiera dwa drogie kamienie, skrzące się na jej piersiach, w piątej zsuwa z ręki złocisty pierścień, w szóstej odpina połyskliwy napierśnik Serce Inanny trzepoce teraz z trwogi, jak ryba wyjęta z wody. Oto i siódma, ostatnia brama stoi otworem. Nieubłagany strażnik zbliża się i obnaża boginię z jej wspaniałych szat niewieścich "Czemu to czynisz?" - wola znowu Inanna, a w tonie jej głosu obok lęku dosłuchać się można i kobiecego wstydu. I po raz siódmy słyszy tę samą bezlitosną, wymijającą odpowiedź. Ale już na wyniosłym tronie zasiada posępna Ereszkigal w otoczeniu siedmiu sędziów Anunnaki. Naga piękność krainy słońca pada na kolana i wznosi niespokojny wzrok ku siostrze. Ereszkigal zwraca na nią nieubłagane oczy, oczy śmierci, wypowiada gniewne słowo i uznaje ją winną. Trup Inanny osuwa się bezwładnie na posadzkę. Zwłoki jej zawiesza się na haku ku tym sromotniejszej hańbie.

Minęły trzy dni na ziemi bez wieści o Inannie. Wierny Ninszubur podąża do Enlila. ,,o ojcze Enlilu, nie pozwól by Twą córkę zamordowano w podziemnym świecie. Nie zezwól, by Twój szlachetny metal pokrył pyl podziemnego świata, nie zezwól , by Twój wspaniały lazuryt rozbił kamieniarz w proch, nie zezwól, by drwal porąbał drzewo bukszpanowe, nie zezwól, by dziewczęca Inanna znalazła śmierć w podziemnej stronie" .Odmówił jednak pomocy Enlil, zawiódł nadzieje także i jasny Nanna. Ostatnia ucieczka w przemądrym Enki, strażniku praw "me". Na szczęście potężny bóg niepomny dawnych porachunków z Inanną wziął sobie do serca rozpaczliwy los bogini. Wydłubał brud zza czerwono pomalowanego paznokcia i utworzył dwa rodzaje dziwnych stworzeń. Jednym wręczył jadło życia, drugim powierzył wodę życia. Tak wyposażonych wysłanników skierował do podziemia, by odzyskali ciało Inanny i je wskrzesili. Nic wolno im tylko przyjmować wody ni ziaren zboża ofiarowanych w podziemiu. Syta zemsty Ereszkigal wydala bez sprzeciwu zwłoki pokonanej rywalki, żałując potem swej hojności Bo oto jedne stwory spryskały ją wodą życia, inne nakarmiły jadłem życia. Inanna podniosła się cała i zdrowa. Lecz nie wolno nikomu bezkarnie opuścić podziemnej krainy. Nawet dla bogów nie ma tu wyjątków. I oni, aby stąd wyjść, muszą pozostawić kogoś w zastępstwie. Postąpił tak ongiś Enlil, by ocalić syna Nannę i teraz dla Inanny również nie może być żadnego ustępstwa. Bogini opuszcza podziemie warunkowo. Znów jej promienne oczy cieszy blask słońca, ale niby senne koszmary towarzyszą jej na każdym kroku małe i duże demony. Jeśli nie znajdzie zastępcy, porwą ją znów w nienawistną mrocznię. Odwiedza tedy bogini różne miasta, wywołując trwogę bóstw opiekuńczych swoją nieprzyjemną propozycją i groźnym orszakiem. Nagabywani bogowie odziani w zgrzebne , pokutne szaty rzucaj ą się w proch do stóp Inanny. Pokornie żebrzą łaski. Sercu bogini nieobca jest litość. Każe demonom cofnąć chciwe szpony i ratuje zagrożone bóstwa ziemi i nieba. A oto złowrogi orszak zbliża się już do siedziby Dumuziego. Małżonkowi Inanny, wybrańcowi jej serca, nic przystoi witać małżonki w pozie kornego błagalnika. Jeszcze bardziej się wyprostowuje na wyniosłym tronie w całym przepychu królewskich szat. Urażona w swej dumie bogini spogląda na Dumuziego "okiem Śmierci" i nie powstrzymuje już gwałtowności demonów . Krwiożercze szpony chwytaj ą za ręce i nogi boga-Pasterza. Dumuzi wznosi pozieleniałą z trwogi twarz ku niebu. Wzywa na pomoc słonecznego Utu: "Jam mężem Twej siostry, ocal mnie ze szponów demonów. Niech me ręce i nogi zamienią się w węże, bym mógł się wyślizgnąć z ich morderczych uścisków". Daremne są wezwania o litość i wstawiennictwo. Już zatrzasnęły się za nim głucho wrota "kraju bez powrotu". Nie będzie już nigdy pasał swych trzód wśród soczystej zieleni. A jak na ironię, późniejsze ludy ujścia Tygrysu i Eufratu będą sadzić, że to właśnie dla jego ratunku zaryzykowała Inanna niebezpieczną wyprawę do podziemnej krainy. Powstanie nawet wielka babilońska epopeja narodowa o zejściu Isztar do podziemia dla ratowania zmarłego małżonka Tammuza, gdy w rzeczywistości to właśnie Dumuzi padł łupem nienasyconej ambicji pięknej małżonki . Tak oto Inanna straciła małżonka za cenę ucieczki z podziemia.

Nie koniec tu jednak jej nieszczęść i strapień. Nawet przelotne i błahe zachcianki krzyżował przekorny los. Piękna wdówka zainteresowała się oto największym spośród śmiertelników, niezwyciężonym bohaterem Gilgameszem. Był on ziemskim władcą grodu Uruk, tak jak ona, Inanną, boską władczynią tego miasta. Bogini nosiła w piersi przekonanie, iż jej uczucie może tylko zachwycić i napełnić dumą każdego z ludzi. Zwróciła się tedy bez żadnych ceregieli do Gilgamesza z zapewnieniem miłości. Przedstawiła mu również listę darów i zaszczytów, które miały się stać udziałem szczęśliwego kochanka. Jednak przeliczyła się. Bohater urażony tak bezceremonialnym i protekcjonalnym zachowaniem się bogini odrzucił bez wahania jej miłość i prezenty. Wystarczały mu całkowicie względy pięknych śmiertelniczek z Uruk. Była to podwójna zniewaga wobec Inanny: wobec bogini i wobec kobiety. Długo myślała, jak ukarać zuchwałego króla Uruk. Postanowiła zesłać na kraj Niebieskiego Byka, którego zadaniem będzie siać wokół śmierć i zniszczenie. Początkowo bóg nieba An nie chciał zatwierdzić tego planu, ale nalegania rozgniewanej bogini przezwyciężyły jego skrupuły Prześladowani przez Niebieskiego Byka mieszkańcy Uruk zwrócili się o ratunek do swego dzielnego władcy. Nie wahał się ani chwili i natychmiast staną do walki z potworem. Sekundował mu, jak zawsze, nieodstępny towarzysz, ukochany przyjaciel Enkidu. Niedługo trwały śmiertelne zmagania. Niebieski Byk padł martwy, a mieszkańcy Uruk znów mogli sławić swego zwycięskiego władcę. Nie spełniła się zemsta Inanny. Ale chyba i przeznaczenie, wypisane w księgach "me" zadecydowało o zgodzie pomiędzy boginią i bohaterem, jakiego jeszcze świat nie widział.

Zdarzyło się, że Inanna ujrzała kiedyś podczas przechadzki małą wierzbą unoszoną ku morzu falami Eufratu. Wyłowiła drzewko z wody i posądziła je w swym ogrodzie w Uruk. Będzie miała z niego drewno na tron i loże. Pod troskliwym staraniem bogini wierzba rozrosła się bujnie, lecz nie było sposobu jej ścięcia U podnóża drzewa obrał sobie siedzibę "wąż, co nie zna czarów", w koronie złośliwe ptaszysko Zu wychowywało swe młode, pośrodku zaś wybudowała schronienie demonica Lilith. Wesoła zazwyczaj Inanna roniła gorzkie łzy. Tak marzyła o posiadaniu pięknego tronu i wygodnego łoża, a tu przewrotne potwory usadowiły się broniąc dostępu do wierzby. I tu wkroczył ze swym silnym ramieniem Gilgamesz. Nie żywił, jak widać, urazy do swej niefortunnej uwodzicielki, a potem prześladowczyni. Odziewała go potężna zbroja, której nie dźwignąłby zwykły człowiek. Jeden błysk siekiery i oto u stóp wierzby padł martwy wąż. Nie czekając na swą kolej odfrunął w górskie pustkowia ptak Zu wraz z pisklętami Złośliwa Lilith uszła na pustkowia i uroczyska, które odtąd nawiedza. Zrąbanie wierzby nie przedstawiało już żadnych trudności. Pod ciosami drwali z Uruk padło ogromne drzewo, a bogini-patronka miasta mogła wreszcie cieszyć się wymarzonymi sprzętami. Wdzięczna Inanna z resztek wierzbowego pnia wyrzeźbiła własnoręcznie bęben i pałeczki i wręczyła je bohaterowi na pamiątkę dokonanego przezeń dzieła oraz dla zatarcia dawnych nieporozumień. Niezmiernie cenił sobie Gilgamesz boski dar. Niestety, pewnego pechowego dnia oba przedmioty wpadły przez szparę w skorupie ziemskiej aż na samo dno podziemia. Gilgamesz sięgał ręką, a później nogą, ale nie mógł w żaden sposób wydobyć swej zguby. Zrozpaczony upadł u bram podziemia i dal upust łzom. Dostrzegł to wierny Enkidu i postanowił bez wahania pocieszyć przyjaciela. Nie przerażała go perspektywa wyprawy do "kraju bez powrotu", byle tylko Gilgamesz odzyskał swój bęben i pałeczki. Król Uruk zgodził się na ten plan, ale przezornie udzielił przyjacielowi różnych cennych rad. Udając się do podziemia nie należy wkładać czystej odzieży, namaszczać się oliwą, nosić laski lub sandałów. Wszystko to wzbudza gniew umarłych, którzy są pozbawieni tych rzeczy. Nie wolno całować ukochanej żony ni zmarłego syna, ani też podnieść ręki na wrogów. Niestety, Enkidu nie usłuchał dobrych rad i uczynił wszystko akurat na odwrót, niż to zalecił mu doświadczony przyjaciel... Z dziką radością chwyciły go w szpony złośliwe demony i nie wypuściły już na ziemię. Rozpacz przepełniła nie znające trwogi serce Gilgamesza.

Nie odzyskał ulubionych skarbów, a co gorsza, utrącił wypróbowanego przyjaciela. Błagał tedy boga Enlila o ratunek dla nieszczęsnego Enkidu. Nie usłuchał bóg powietrza prośby bohatera, więc Gilgamesz zwrócił się do mądrego Enkiego. Ten nakazał słonecznemu Utu otworzyć szparę w skorupie ziemskiej , przez którą mógłby się prześlizgnąć cień uwięzionego Enkidu. Nareszcie przyjaciele mogli sobie paść w objęcia. Enkidu zaś opowiedział niezwłocznie towarzyszowi o wszystkim, co ujrzał w posępnej krainie. Nikogo nie dziwiła radość Gilgamesza z odzyskania ukochanego przyjaciela. Wszak to obaj razem pokonali Niebieskiego Byka, zesłanego przez Inannę. Obaj brali niegdyś udział w wyprawie po święte cedry. A była to niezwykła wyprawa. Ciekawe Są okoliczności, w jakich do niej doszło. Można by sadzić, że władca potężnego grodu Uruk, bohater otoczony sławą i zaszczytami, pędzi życie w niczym nie zamąconej radości Ze nie ma chmur na nieboskłonie jego życia. A jednak tak nie było Gilgamesz oprócz potężnego ciała posiada też głęboki umyśl, skłonny do refleksji, jakie nie trapiły innych jemu współczesnych. Ciężko mu było się pogodzić z myślą o czekającej go śmierci, nieubłaganej i nieodwracalnej. Skoro jednak jego ciało zostało skazane na unicestwienie, niech choć w sławie u potomnych zostawi niezatarty ślad po swym krótkim istnieniu. Musi więc dokonać jakiegoś heroicznego dzieła, na które nie ważył się dotychczas żaden śmiałek. Zetnie oto cedry,. rosnące w Krainie Życia poza siedmioma górami i zbuduje z nich przybytek boży w rodzinnym Uruk. Przed tak niebezpieczną wyprawą prosił Gilgamesz o pomoc jasnego Utu, władcę cedrowego kraju. Słoneczny bóg odradza początkowo Gilgameszowi zuchwale przedsięwzięcie. Kogóż jednak nie wzruszy takie błaganie bohatera: .

o Utu, w mym mieście umierają ludzie, a serca żyjących

gniecie smutek.

Giną ludzie, jakże ciężkie jest serce.

Spoglądałem poprzez mury,

Widziałem martwe ciała a unoszone falami rzeki.

I mnie też, mnie także czeka ten los. zaprawdę tak jest.

Człowiek, choćby najwyższy, niezdolen sięgnąć niebios,

Człowiek, choćby największy, niezdolen pokryć ziemi.

Zanim więc nieodwracalny los nie złoży mnie w grobie

Pragnę dotrzeć do owej krainy i wsławić swe imię

w stronach, gdzie są sławne imiona. i ja pragnę wsławić moje.

Ulitował się nad żalącym się bohaterem Utu. Zamknął w górskiej pieczarze siedem demonów, by wiatrem, burzą i ulewą nie utrudniały wyprawy. Gilgamesz przystąpił raźnie do werbowania swej drużyny. Przyjmował jedynie takich śmiałków, których żadne serdeczne więzy nie łączyły z krajem, których odwagi nie osłabiała myśl o porzuconym domu rodzinnym ni o stęsknionej matce , oczekującej z niepokojem wieści od syna. Padały co najtwardsze drzewa. Będą z nich dzidy dla wojowników. Huczały młoty kujące puklerze z brązu. Pod przewodem Gilgamesza i nieodłącznego Enkidu pięćdziesięciu śmiałków przebyło już siedem gór. Blisko celu wyprawy zapadł bohater w głęboki sen. Trudno go dobudzić Wreszcie już otrzeźwiony, z nowym zapałem składa przysięgę na imię matki Ninsun i ojca Lugalbandy, że wkroczy do Krainy Życia i nie wstrzyma go w tym ani człowiek, ani bóg. Nie słucha Enkidu, który zwraca mu uwagę na groźnego strażnika cedrów, smokokształtnego Humbabę. Straszliwe oko potwora śledzi ich istotnie z cedrowej warowni nadgranicznej. I dostrzega, jak nieustraszony Gilgamesz sam jeden wyrywa z korzeniami pierwsze drzewo i rzuca je do obciosania swym rodakom. Już siedem pni cedrowych spoczywa u stóp góry, a zuchwały wódz atakuje Humbabę w jego własnej siedzibie. W serce potwora wsączyla się po raz pierwszy trwoga. Nie stawia oporu, śle modły o ratunek do Utu. Zaklina Gilgamesza w imię żywota w niebie, w imię żywota na ziemi i w imię żywota w podziemiu o litość nad pokonanym. Ujęty pokorą król zwraca się o radę do przyjaciela:

O Enkidu, pozwól schwytanemu ptakowi powrócić do gniazda,

Pozwól schwytanemu mężowi powrócić na łono matki.

Przezorny towarzysz odradza mu pobłażliwość dla Humbaby.

Jeśli schwytany ptak powróci do swego gniazda,

Jeśli schwytany mąż powróci na łono matki,

Ty sam nie powrócisz do grodu własnej matki, która Cię narodziła

Daremnie Humbaba w odpowiedzi na tę radę nazwał Enkidu przekupnym nędznikiem. Potężnym ciosem w kark bohater pozbawił smoka życia. A w wielkim Uruk wzniosła się dumnie świątynia ze świętych cedrów. Imienia bohatera Gilgamesza nie zasnuje już nigdy mrok przyszłych tysiącleci. Będzie nadal żywe w potężnym królestwie Babilonu i żaden inny heros nie będzie się mógł z nim porównać Późniejsi poeci babilońscy i asyryjscy niezależnie od własnych mitów powiążą sumeryjskie pieśni w jeden wielki poemat epiczny, dodadzą nowe semickie wątki, rozwiną inne, a całość zamkną pięknym, chociaż dogłębnie pesymistycznym akordem. Po stracie przyjaciela, którego w dziewięć dni zmiotła choroba, zesłana przez bogów jako kara za zabójstwo Humbaby, Gilgamesz popadł w smutek. Los Enkidu stanie się nieodwołalnie i jego losem oto myśl nie dająca mu do tej chwili spokoju. Skoro świt postanowił nieodwołalnie udać się na poszukiwanie jedynego człowieka, któremu udało się zdobyć nieśmiertelność, starca Utnapisztim. Po długiej, palnej niebezpieczeństw podróży dotarł wreszcie bohater do krańca świata. Oczom wędrowca ukazała się gigantycznych rozmiarów góra, z podwójnym szczytem sięgającym słońca, z podstawą nurzającą się w samym dnie piekieł U stóp góry pełnili straż ni to ludzie, ni to skorpiony. strzegli wejścia do dwunastomilowego tunelu, kędy wolno wchodzić jedynie słońcu Nieustraszona postawa i zdecydowanie Gilgamesza zrobiły swoje. Bohater zwyciężył i opór strażników, i mroki podziemnego lochu. Cudny widok przedstawia się oczom przybysza w nagrodę za sforsowanie przeszkody. Oto zaczarowany ogród, gdzie drogie kamienie okrywające gałęzie drzew skrzą się w promieniach boga słońca Gospodarz uroczego zakątka osobiście prosi gościa, by pozostał wśród tych wspaniałości i zaniechał nieosiągalnego celu nieśmiertelności.

Lecz Gilgamesz bez żalu porzucił ów ziemski raj w pogoni za mirażem wiecznego życia. Znużony daleką drogą poprosił o schronienie właścicielkę wielkiej gospody. Zwierzył się jej ze swych ambitnych planów. Daremnie niewiasta z całą życzliwością starała się odwieść marzyciela od skazanych z góry na niepowodzenie poszukiwań. Niech lepiej je, pije I cieszy się życiem, bo tylko po to został stworzony. Skoro jednak jest aż tak uparty, niech spróbuje szczęścia, bo oto nadarza się rzadka sposobność Właśnie bawi u niej w gospodzie przewoźnik Utnapisztima. Może zgodzi się przewieźć śmiałka przez ocean śmierci do swego dalekiego władcy Przewoźnik nie odmawia; stawia tylko jeden warunek. Gilgamesz musi się zaopatrzyć aż w sto dwadzieścia zapasowych wioseł. Każde z nich po zanurzeniu w wodach śmierci trzeba będzie natychmiast precz odrzucić, gdyż nawet jedna kropla tej wody działa morderczo. Po wielodniowej podróży zabrakło już wioseł , lecz pomysłowy bohater wpadł na myśl, by jako żagla użyć swej koszuli. Zdziwił się niepomiernie na widok dziwnej łodzi i dziwnego żeglarza oczekujący na brzegu sędziwy Utnapisztim. Łagodnie tłumaczy przybyszowi, że cel, za którym tak nieustraszenie goni poprzez lądy i rozlewiska morskie, jest jedynie czczym mamidłem On sam, Utnapisztim, żyć będzie wiecznie nie dzięki sekretowi nieśmiertelności, a jedynie na skutek zgoła wyjątkowej łaski bogów . Nie powtórzy się już ona nigdy i dla nikogo. Na dowód prawdy swych słów opowiada własne dzieje. Przypominają one do złudzenia losy sumeryjskiego Noego, Ziusudry. Kończą się malowniczym obrazem gołębicy, jaskółki i kruka wypuszczanych kolejno, by sprawdzić, czy tęcza rozpięta nad górą rzeczywiście zwiastuje koniec potopu. Zwątpienie zmogło wreszcie nieustraszone dotąd serce wielkiego Gilgamesza. Rację miął bóg słońca, rację mieli ludzie-skorpiony, rację miała gospodyni. Nigdy, przenigdy nie da się osiągnąć nieśmiertelności Zbawienny sen przerwał czarne myśli nieszczęsnego śmiertelnika. I nie opuścił go przez sześc. dni i siedem nocy. Z pobłażliwym uśmiechem rzekł wtedy starzec Utnapisztim do swej małżonki: "Ten oto człowiek marzył o nieśmiertelności, a nie może nawet obyć się bez takiej marnej rzeczy jak sen. Piecz, żono, co dzień po bochenku chleba i kładź obok śpiącego Po obudzeniu się nie zaprzeczy kłamliwym ludzkim zwyczajem, Ze nie poddał się słabości utraty czucia. Będzie miął dowód prawdy naszych słów".

I tak się też stało Zbudził się Gilgamesz pewny, że nie spal ani chwili. A oto obok niego leży sześc. bochenków chleba, jeden suchy jak kamień, drugi jak ze skóry, trzeci wilgotny, czwarty okryty plamami białej pleśni, która pojawiać się zaczyna i na piątym. Tylko ostatni błyszczy świeżą skórką. Był to dowód upływu sześciu dni od chwili jego zaśnięcia Po tym upokorzeniu gotował się Gilgamesz z rezygnacją do powrotnej drogi. Już stawiał stopę na pokładzie łodzi, gdy litościwa staruszka zwróciła się do mażą z prośbą, by nie puszczał gościa z pustymi rękami. Tak daleką drogę przebył, tylu straszliwym niebezpieczeństwom dzielnie stawił czoło Należy mu się nagroda. Dał posłuch Utnapisztim prośbie żony i zdradził Gilgameszowi pewien sekret. Nie da on wprawdzie pełnej nieśmiertelności, ale bodaj jej namiastką - ponowną młodość W głębinach wód morskich kryje się cudowna roślina o ostrych kolcach. Kto ją posiądzie i włoży do ust, zazna po raz drugi wesela młodości. Nieustraszony bohater rzucił się bez namysłu w odmęty, obciążywszy uprzednio stopy ciężkimi kamieniami. Nie bacząc na ostre kolce, kalecząc boleśnie ciało, chwycił Gilgamesz zaczarowaną roślinę. Teraz on i wszyscy mieszkańcy Uruk nie zaznają już nigdy goryczy starości. Przebył bohater szczęśliwie złowrogie morze. Z radosną nadzieją w sercu podążał pieszo do Uruk. Słońce już kłoniło swą głową ku zachodowi, gdy umęczony mozolnym marszem spoczął Gilgamesz u przeczystego źródła. Zrzucił wędrowne szaty i użyczył znużonemu ciału rozkoszy chłodnej kąpieli. Ledwo jednak odwrócił się plecami, ze zdroju wynurzył się łeb węża znęconego aromatem rośliny Gad uniósł bezcenną zdobycz, zrzucił starą skórę i odzyskał młodość Gorzkie łzy napłynęły do oczu niezwyciężonego bohatera. Zdawał sobie dobrze sprawę z niepowetowanej straty. Wkrótce podniósł się Gilgamesz z ziemi, pogodzony już wewnętrznie ze swym losem, losem wszystkich bez wyjątku ludzi. Z pochyloną głową udał się pełen cichej rezygnacji ku rodzinnemu miastu Uruk.

I Taką oto mądrą i piękną opowieść o sumeryjskim bohaterze powtarzano sobie w państwie babilońskim nad falami Eufratu i Tygrysu, gdy dawno już lęgło w gruzach najstarsze państwo "czarnoglowego ludu" Sumerów. Mity okazały się żywotniejsze niż władza i potęga ) państwowa. Nie zginęły też w mroku niepamięci czczone przed wiekami bóstwa sumeryjskie. Wiele z nich zmieniło swoje imiona, lecz otaczała je wciąż niezmienna cześć Tyle tylko, że w nadrzecznej krainie upadały jedne, a wznosiły się inne państwa i w coraz to innych językach płynęły ku bogom modlitwy wiernych. W państwie babilońskim bóg nieba An dostał nazwę Anu, Enlil Bel, Enki - Ea, Inanna - Isztar, Dumuzi - Tammuz... A i mityczne ich losy przedstawiano sobie teraz nieco inaczej , chociaż ogólne zarysy pozostały nie zmienione. Ciekawe jest porównanie na przykład kosmogonii Babilończyków z drugiego tysiąclecia p.n.e. z sumeryjskimi wyobrażeniami o początku świata. W zestawieniu z wierzeniami łagodniejszych Sumerów znacznie tu więcej zgiełku, zapachu przelanej krwi i powikłań. Na początku były tylko wody, zmieszane pospołu słodkie wody rzeczne i słone morskie. Słodkimi wodami władał Apsu, słonymi jego małżonka Tiamat. Pierwsza para bóstw zrodziła dwie olbrzymie istoty Lahmu i Lahamu, ci zaś z kolei dali życie Anszarowi, władcy tego, co w górze i Kiszar, władczyni tego, co w dole. Dopiero trzecie pokolenie zrodziło ojca nieba Anu. a ten dał życie bogu Ea przewyższającemu mądrością i potęgą wszystkich, którzy byli przed nim. Teraz dopiero od Ea zaczęła się szybko mnożyć boska rodzina, niewiele wcześniej niż w Japonii, gdzie rodzicielami kroci bóstw stało się dopiero siódme pokolenie w postaci Idzanagiego i Idzanami. Liczny przychówek począł zadręczać swym młodzieńczym niepokojem pierwszą parę bóstw Apsu i Tiamat. Tiamat znosiła z poddaniem ten stan rzeczy , natomiast jej małżonek okazał się mniej wyrozumiały. Mimo sprzeciwu żony, podżegany przez doradcę, przebiegłego karła Mummu, postanowił wygubić wszystkich swoich potomków i odzyskać utracony spokój. Wieść niczym grom uderzyła w bogów. Na myśl o grożącej im nieuchronnej i powszechnej zagładzie, rozpacz ogarnęła wszystkich potomków. Zachowywali się jednak jak ludzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie Jedni padali sobie nawzajem w objęcia, szukając ukojenia w potoku łez, inni pędzili na oślep przed siebie napełniając krzykiem sklepienie niebios. Tylko Ea zachował równowagę. Bystry obserwator, przewidział z góry ten stan rzeczy i miał już w zapasie odpowiedni ratunek. Z najniewinniejszą miną poczęstował czarą napoju prapradziada Apsu i jago doradcę Mummu. Zaczarowany płyn wprawił ich natychmiast w narkotyczny sen. Nie zadrżała nawet prawica Ea, gdy zdzierał szaty, koronę i aureolę ze swego przodka i gdy wymierzał morderczy cios. Mummu zaś znalazł się w głębi ciemnicy. Zwycięski Ea pomyślał teraz o godach weselnych z boginią Damkiną.

Rychło potem we wspanialej umajonej zielenią komnacie nowo wzniesionego pałacu narodził się Marduk, przyszły opiekun najpotężniejszego miasta świata, Babilonu. Wyglądał od razu po urodzeniu imponująco. Zdobiło go czworo oczu, a z ust buchał mu ogień. Majestatyczna postać jaśniała blaskiem , przewyższającym jasność dziesięciu bóstw razem wziętych. Szkoda, Ze ten potężny bóg był we wczesnej młodości tak zuchwały i nieposkromiony. Młodzieńcze psoty polegające na wiązaniu wiatrów na jednym sznurze czy krępowaniu smoka-strażnika niebios zniechęcały do niego wszystkich boskich przodków i kuzynów. Gdy w wybrykach zaczął przebierać wszelką miarę, udano się do prarodzicielki Tiamat z prośbą o pomoc przeciw Mardukowi. Niebaczni! Nic wiedzieli, że rozpętają stokroć niebezpieczniejsze siły. Tiamat wpadła w szał wojenny. Rusz).la do boju potężna bogini. W blasku płomieni tłoczyła się u jej stóp ciżba stworzonych ad och potworów prześcigających się w sposobach szczerzenia jadowitych zębisk. W ich żyłach zamiast krwi przelewała się trucizna, a w sercach płonęła żądzą mordu i zniszczenia. Wiódł te dzikie zastępy straszliwy Kingu, nowy małżonek Tiamat. Całe szczęście w nieszczęściu, że przezorny Ea i tym razem przewidział niebezpieczeństwo grożące wszystkim bogom, a zwłaszcza jego ukochanemu synowi, Mardukowi. Nikt jednak nie odważył się stawić czoła nawale potworów, nikt prócz nieustraszonego Marduka Przerażeni bogowie pospiesznie złożyli najwyższą władzę w młodzieńcze ręce i uwieńczyli czoło syna boga A królewskim diademem. Krótkie były przygotowania Marduka do boju z rozjuszoną Tiamat. Chwycił jedną dłonią ciężką maczugę i sieć, drugą wonną gałązką dla ochrony przed smrodem Tiamat i jej tłuszczy, a usta kazał sobie wymalować ochrą na czerwono w obronie przed czarami. Tak uzbrojony wsiadł śmiało do swojego burzowego rydwanu. Wściekła Tiamat rzuciła się na swego potomka z rozdziawioną paszczęką zionąc straszliwymi przekleństwami. W ręku Marduka mignęła ogromna sieć i skrępowana bogini runęła jak powalona kłoda na ziemię. Huragan, naturalny sprzymierzeniec młodego zwycięzcy, wdarł się natychmiast pomiędzy rozwarte szczęki, a celna strzała Marduka dosięgła przez gardło i żołądek serca prapraprababki. Śmierć przewodniczki boju rzuciła cień trwogi na jej sprzymierzeńców. Bez oporu dali się rozbroić i zakuć w kajdany. Marduk oplatał wszystkich swą siecią i cisnął na wieki w głębiny ziemi. Jedenastkę najgroźniejszych potworów zwycięzca tak długo deptał nogami, aż opuściła ich wszelka duma i stali się łagodni jak oswojone zwierzęta Kingu musiał zapłacić za udział w walce utratą przywileju nieśmiertelności. Nie da się opisać radości bogów , w na wieść o unicestwieniu straszliwych potworów. Marduk nie miął czasu na przyjmowanie gratulacji i dziękczynnych darów, bo już go czekały nowe, twórcze zadania. Koniec Tiamat stał się początkiem nowej, kierowanej przez niego ery. Marduk chwycił w mocarne dłonie rozdziawione w śmiertelnym grymasie szczęki Tiamat i rozerwał jej ciało na dwie części Jedną uniósł wysoko w górę , aż zwisła jako sklepienie niebieskie, drugą, jako skorupę ziemską, zakryły szumiące fale oceanu. Władzę nad niebem przekazał dziadkowi Anu, nad powietrzem Belowi, nad wodami podziemnymi bogu Ea. Nie sprzeniewierzył się tym sposobem odwiecznym sumeryjskim tradycjom. Marduk wyznaczył teraz zakres działania i pozostałym bóstwom.

Teraz wzniósł oczy ku niebu : stworzył gwiazdy, by błyszczały jak klejnoty w mroku nocy, i wyznaczył im drogę. Otworzył bramę, przez którą rankiem wschodzi słońce i drugą na zachodzie, kędy o zmierzchu udaje się ono na spoczynek. Ku bezchmurnemu nieboskłonowi, jaśniejącemu w dzień słonecznym blaskiem, a mieniącemu się nieprzeliczonymi gwiazdami w nocy, miały się potem często zwracać oczy ludzi, czytających przyszłość Spoglądać mieli tam jak na kartę, na której wypisane jest przeznaczenie. Zgodni byli i w tym Babilończycy z Sumerami. Wierzyli, iż wszystko, co się dzieje na niebie, jest obrazem tego, co się stanie na ziemi. Uważali ciała niebieskie za postaci wielkich bóstw. Każde z nich miało swą gwiazdę czy planetę i swój dzień w siedmiodniowym tygodniu. Ślady tego przydziału dni do dziś są żywe, poprzez łacinę, w wielu językach europejskich, np. francuskim, angielskim, niemieckim. I tak: .niedziela przypadła w udziale słońcu Szamaszowi (łac. Solis dies), poniedziałek - księżycowi Sinowi (łac. Lunae dies), wtorek - podziemnemu Nergalowi (łac. Martis dies), środa - gońcowi Nabu (Mercuri dies), czwartek - Mardukowi (Jovis dies), piątek - jutrzence Isztar (Veneris dies), sobota - planecie Saturnowi Ninurcie (Saturni dies).Tak więc boskie planety, Słońce i Księżyc, miały wyznaczać przyszłe losy stworzeń, które jeszcze wtedy nie zostały powołane do życia. Ale i to miało nastąpić w niedalekiej przyszłości Podobnie jak u Sumerów, tak i u Babilończyków delikatni bogowie nie mieli najmniejszej ochoty do wykonywania ordynarnych i pospolitych czynności dla zachowania cennego życia. Zwrócili się więc do Marduka, by uwolnił ich od tych przyziemnych trosk, postarawszy się o zdyscyplinowanych i zapobiegliwych służących Za radą praktycznego Ea król bogów postanowił ulepić bosko kształtnego karzełka z krwi i kości jednego z pokonanych świeżo wrogów. Los padł na Kingu, prowodyra buntowników, pozbawionego już zresztą nieśmiertelnosci. Jego ciało dostarczyło tworzywa dla pierwszego człowieka, przeznaczonego przed narodzeniem do roli pokornego sługi bóstw. Zachwyceni nieśmiertelni w dowód wdzięczności wznieśli w ciągu trzech lat ziemską rezydencję dla Swego króla. Strzeliły w górę dumne mury Babilonu (Babilani - oznacza Bramę Bogów), zwieńczone świątynią dla najpotężniejszego bóstwa, pogromcy Tiamat. I tu w każde święto noworoczne zbiera się cały panteon, by oddać hołd wszechwładnemu Mardukowi i z jego ogniem ziejących ust usłyszeć zapowiedź przyszłych przeznaczeń świata.



Wyszukiwarka