KAZANIA PASYJNE - 03, HOMILETYKA


WIECZNE I NIEPRZEMIJAJĄCE KAPŁAŃSTWO CHRYSTUSA

On zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1,21)

Jezus, ponieważ trwa na wieki, ma kapłaństwo

nieprzemijające. Przeto zbawiać na wieki może

całkowicie tych, którzy przez niego zbliżają

się całkowicie do Boga, bo żyje by się

wstawiać za nami” (Hbr 7,24n).

  1. Człowiek wchodzi na drogę nieposłuszeństwa Bogu, przez to:

    1. wykopuje przepaść między sobą, a Bogiem,

    2. popada w niewolę szatana i grzechu.

      1. Tęskni za pojednaniem i o nie się modli.

      2. Chrystus pośrednik dokonuje pojednania:

    1. góra Kuszenia

    2. góra Golgoty i staje się Kapłanem na wieki.

4) Chrystus daje udział w swym kapłaństwie.

By zrozumieć choć trochę Chrystusowe wiekuiste kapłaństwo, musimy odwołać się do człowieka, bo każdy kapłan jest "z ludzi wzięty i dla ludzi postawiony". Odwołać się musimy do człowieka pierwszego, do Adama i Ewy. Był on najwspa­nialszym dziełem Boga wśród stworzeń ziemi. Miał żyć w przyjaźni, "zażyłości" z Bogiem. Miał żyć w harmonii ze światem przyrody. Miało mu to zapewnić szczęście na ziemi, a po jakimś czasie radość wieczną w niebie. Miał spełnić tylko jeden warunek: pełne zaufania posłuszeństwo Bogu, a nie szukanie szczęścia na własnych ludzkich drogach.

W ich szczęście wmieszał się szatan: Idźcie ku szczęściu swoimi drogami. Macie rozum, wolną wolę. Dorównacie Bogu sta­nowiąc sami co jest dobre, a co złe: „Będziecie jako bogowie, znając (rozsądzając) co jest dobre a co złe” (Rdz 3,5).

    1. Wyciągnął Adam rękę po zakazany owoc. Wszedł na ścieżki ukazane mu przez szatana. Pogardził Bożym planem. I wnet zoba­czył pustkę, w jakiej się znalazł, spostrzegł, że stracił Boga, raj, że jest "nagi", a pomiędzy nim a Bogiem "zionie przepaść" (Łk 19,26) nie do przebycia. Taką straszliwą przepaść wykopał grzech Adama między człowiekiem a Bogiem, że o własnych siłach z niej się wydźwignąć nie może. Taką przepaść nie do pokonania wykopał również grzech aniołów. Świadczą o tym surowe słowa św. Piotra, że Bóg wydał aniołów, którzy zgrzeszyli do ciemnych lochów, by tam byli zachowani na sad (2P 2,4).

    2. I jeszcze coś więcej. W Halberstadt jest Średniowieczne malowidło. Adam i Ewa prowadzeni siłą na łańcuchu przez diabła, grającego na skrzypcach jakąś melodyjkę. To obraz metody szatana, który uwodzi człowieka melodyjką obiecanek, a zakuwa w kajdany grzechu, których koniec jest w jego łapie. I tak nie do przebycia dla człowieka jest ta przepaść wykopana przez grzech, tak nie do zerwania są te kajdany, nie do przełamania ta niewola.

Pomyślicie, że tak było z grzechem w raju. Nie! Każdy grzech, kopie tę ogromną otchłań miedzy Bogiem a grzesznikiem, Każdy grzech zakłada obrożę („każdy kto grzeszy, staje się niewolnikiem grzechu” J 8,34), a szatan i świat wymyślają coraz to nowe melo­dyjki pokus.

Ludzie zakosztowawszy grzechu, zawsze pragnęli powrotu do Boga, bo niewola grzechu była coraz bardziej dokuczliwa. Szukali wyzwolenia, szukali bliskości Boga. Przez całą swą historię ludzkość śpiewa pieśń o swoim wyzwoleniu od zła i powrocie do Boga. I Ży­dzi i poganie: "Obyś rozdarł niebiosa i przyszedł, na ciebie czekają wyspy (najdalsze krańce świata)". W tym celu płoną stosy ofiar, w tym celu kapłani wznoszą ręce i modły. Bóg też nie pozostaje niemy. Pociesza i podnosi ich na duchu proroctwami.

Wreszcie pojawia się na świecie Jezus Chrystus. Ten, o któ­rym Bóg powiedział: „Ty jesteś kapłanem na wieki”.

Nie mamy w języku polskim szczęśliwego słowa na określenie kapłana. W języku łacińskim, teologicznym i liturgicznym używa się słowa pontifex, czyli taki, który pontes fecit. Taki, który buduje „mosty” między Bogiem a ludzkością, między niebem a ziemią. To taki, który zasypuje tę nieszczęsną otchłań, jaką grzech wykopał między człowiekiem a Bogiem, to ten, który rozrywa kajdany nie­woli z obrazu w Halberstadt. Rozumiemy teraz okrzyk radości Apostoła: Chrystus pojednał nas z Bogiem i nam zostawił posługę jednania.

Pojednał nas z Bogiem. Idzie nad Jordan, gdzie gromadzą się pokutnicy przy Janie Chrzcicielu. I on, który grzechu nie uczynił, staje w szeregu grzeszników. Żąda od Jana chrztu pokuty, „aby się dokonała wszelka sprawiedliwość”. Pokutę, którą Jezus bierze na siebie w symbolicznym chrzcie w Jordanie, rozpocznie na pustyni postem, a dopełni ją w całości na Krzyżu. Tą POKUTĄ OFIARĄ zasypie przepaść, jaką grzech wykopał, rozerwie kajdany, jakie grzech nałożył.

Chrystus przyjmując tę pokutę jest reprezentantem całej ludz­kości: „Bóg włożył na niego nieprawość nas wszystkich..., On obar­czył się naszym cierpieniem..., został przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy..., w Jego ranach jest nasze zdrowie”. Arcykapłan Starego przymierza nosił efod, tabliczkę na piersiach z 12 szlachetnymi kamieniami, na których były wypisane imiona poszczególnych pokoleń Izraela na znak, że jest ich reprezentantem przed Bogiem. Chrystus jest przed Bogiem reprezentantem, pośred­nikiem nas wszystkich.

Po Chrzcie pokuty Jezus udaje się na pustynię. Pokazują dziś to miejsce i nazywają je górą Kuszenia. Jezus cierpi tam udrękę ciała w postaci głodu. Męka głodu może trwać do 70 dni.. Cierpienia wielkie, kiedy z braku pożywienia zaczynają się rozkładać tkanki poszczególnych narządów. Deforma­cji ulega i stan psychiczny człowieka, tak że trafiają się nie­odpowiedzialne wypadki kanibalizmu. Do tego trzeba u Chrystusa dodać udrękę ducha za sprawą pokus szatańskich: Zamień te kamyki na chleb, przecież możesz... Oddam Ci trochę majątku, będziesz miał pozycję, ludzi biednych nie lubią... Nie, nie musisz zstępować z nieba na skrzydłach Cherubinów, wystarczy, że anio­łowie zniosą Ciebie z pinakla świątyni, a ludzie będą Cię mieć za wysłannika nieba... Szatan, że tak się wyrażę, morduje Pana Jezusa, by stał się Mesjaszem nie na drodze posłuszeństwa Woli Ojca nie­bieskiego, ale na drogach własnej woli, a wbrew Ojcu niebieskiemu. Ale już tu Chrystus powtarza, to co w Ogrójcu powie głośno: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. Adam wszedł na drogę samowoli i ściągnął na ludzkość potępienie, Chrystus na drodze posłuszeństwa woli Ojca niebieskiego przynosi pojednanie i zba­wienie.

POKUTĘ-OFIARĘ Chrystus kończy na Kalwarii. Pomyślmy i porównajmy. Na pustyni tkanki ciała wyniszczone głodem. Tutaj rozorane narzędziami Męki. Non est in eo sanitas". Nie ma w Nim zdrowego miejsca. Na pustyni Chrystus usunął pokusę chleba. Tu rezygnuje nawet z wina zmieszanego z mirrą, które dawano ska­zańcom, by nieco znieczulić męki zawiśnięcia na Krzyżu. Na pustyni odsunął bogactwa dawane mu przez kusiciela, tu zabierają mu nawet płaszcz i suknię, a jedyną własność - Swoją Matkę - oddaje za matkę grzesznej, ale odkupionej ludzkości. Na pustyni osta­tecznie kusiciel Go opuścił, tu mu do końca towarzyszą bezmyślni kaci, zbrodniarze i szydercy.

Bracia i Siostry.

Stajemy zdumieni. POKUTA - bez ulgi. ODDANIE SIĘ woli Ojca bez reszty. OFIARA zupełna. Prawdziwy, wiekuisty Kapłan - PONTIFEX. POJEDNAŁ ludzkość z Bogiem za największą cenę. Na zawsze ZASYPAŁ tę otchłań, jaką grzech wykopał między Stwórcą, a stworzeniem. POKRUSZYŁ te szatańskie kajdany wiecznego potępienia. ON - NAJWYŻSZY I WIEKUISTY KAPŁAN.

Ale na koniec trzeba dopowiedzieć to, co już było wzmian­kowane. Chrystus pojednał nas z Bogiem, ale również zostawił nam posługę jednania. Z Jego Kapłaństwa wypłynęło sakramentalne kapłaństwo, kapłaństwo służebne, urząd jednania grzeszników z Bogiem. In persona Christi. Mocą Chrystusa Boga - Człowieka. Jednają się ludzie, narody: Serbia, Czeczenia, Izrael z Arabami, Tutsi z Hutu..., za pośrednictwem polityków. Rozkojarzony dzisiejszy człowiek szuka pojednania z samym sobą przy pomocy różnych technik i terapeutów. Cóż to wszystko znaczy wobec pojednania z Bogiem? Tu nie wystarczy polityk, psycholog, tera­peuta. Tu potrzebny kapłan. Kto policzy tych zmarzniętych ludzi, którzy w mrozach i śniegach szli na spotkanie z kapłanem?. Kto policzy te rozgrzeszenia i spowiedzi udzielane pod pryczami obozów? Słyszałem, że ludzie wypisywali przed śmiercią grzechy na pakunkowym papierze z myślą, że ktoś to zaniesie do księdza i ksiądz rozgrzeszy. W jednym szpitalu spowiadał się człowiek, który krzywdził Kościół. Ktoś na sali mówi: Przymknijcie drzwi, bo „on” się będzie spowiadał. A on na to. Nie zamykajcie. Niech ludzie widzą, że tacy też się spowiadają. Na przykładzie tego człowieka widać, jak słuszne jest powiedzenie któregoś z Ojców kościoła: „Nad czym się diabeł napracował przez lata, w jednym momencie ginie pod kapłańską mocą”.

A mimo wszystko świat nienawidzi kapłanów. Kapłani się tym nie martwią: świat was będzie nienawidził, ale wiedzcie, że mnie wcześniej nienawidził. Nienawidzi ich świat, ten świat w znaczeniu biblijnym. Nienawidzi ich piekło, bo moc kapłańska niszczy w sekundzie to, nad czym piekło lata pracowało. Im świętszy kapłan, tym większa nienawiść do niego. Mamy przykłady: Kolbe, Popiełuszko, Niedzielak, Zych, Mień. Na koniec, jako przestrogę dla was - słowa Pisma św. „Kto się was dotknie, dotyka źrenicy oka mego” (Zach. 2, 12) - mówi Bóg. UDERZASZ KAPŁANA, RANISZ BOGA W NAJCZULSZE MIEJSCE. Ale księże, nie wszystkich kapłanów mamy dobrych. Tak. Bo nie z nieba przychodzą, ale tego mniej czy bardziej grzesznego świata. Podobno też jest tak, że mamy takich, na jakich zasługujemy. Warto pomyśleć. Czy jesteśmy nadal godni świętych i dobrych kapłanów na miarę Kolbego, Wojtyły, Wyszyńskiego, więzionych, prześladowanych.

NAJDOSKONALSZA OFIARA

On jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy;

nie tylko nasze, ale i całego świata” (I J 2, 2).

Albowiem od wschodu słońca, aż do zachodu,

wielkie będzie moje imię między narodami

i na każdym miejscu składana będzie

imieniowi memu ofiara czysta” (Mai l, 11 ).

  1. Ofiary potrzebą człowieka.

  2. Ofiara-Wyniszczenie się Chrystusa:

  1. Trwa na wieki wyjęta spod praw czasu.

  2. Mimo przeciwności.

  3. Nasze zadania.

Na poprzednim kazaniu rozważaliśmy o Chrystusie jako o naj­wyższym i wiekuistym kapłanie. Chrystus przyjąwszy chrzest pokuty, głosi Ewangelię pokuty, i tej pokuty dokonuje i zarazem dokonuje pojednania człowieka z Bogiem. Staje się tym „pomostem” -PONTIFEX - Pojednaniem i nam zostawia posługę jednania - kap­łaństwo.

Z kapłaństwem związany jest ołtarz i ofiara. Pisma św. podaje: „Każdy kapłan z ludu wzięty, dla ludzi postawiony, aby składał dary i ofiary za grzechy” (Hbr 5,1). Uświadommy sobie, na czym polega ofiara, czym ona jest. Jest to spalenie, zniszczenie jakiejś rzeczy dla uznania najwyższej mocy i władzy Boga, tego, że Bóg jest absolutnym Panem wszystkiego.

Człowiek zawsze poczuwał się do ofiar: „Z czym stanę przed Panem i pokłonię się Bogu wysokiemu? Czy stanę przed nim z ofia­rą całopalną, z cielętami rocznymi?. Czy Pan się zadowoli tysiącami baranów i miriadami potoków z oliwy? Czy trzeba, bym wydał pier­worodnego mego za mój występek, - owoc łona mego za grzech mej duszy?” (Mich 6,6-8). Z tego pięknego tekstu Pisma św. widać wpisaną w człowieka potrzebę ofiar dla Boga, a zarazem ich nie­doskonałość wobec Jego wielkiego Majestatu. Dlatego prorok Micheasz zapowiada ofiarę tak czystą, tak wielką, jak wielkie jest Imię Boga wśród narodów. Tą Ofiarą to Eucharystia, to jego Ciało za nas wydane, to jego Krew za nas przelana. „Całopalenia nie podobały się Tobie, aleś mi przygotował ciało... Oto idę pełnić wolę Twoją” - mówi Chrystus (por. Ps 40,7 i Hbr 10,7). Z tego Ciała i z tej Krwi czyni Chrystus Ofiarę.

Patrzmy na tę Ofiarę - Wyniszczenie Chrystusa. W Koronce do Miłosierdzia Bożego S. Faustyny odmawiamy słowa: „Ojcze Przedwieczny ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Znawcy przedmiotu zwracają uwagę na głębię teologiczną tych słów (Ks. I. Różycki). Wyniszczone Ciało Chrystusa od krwawego potu w Ogrójcu. A potem: pojmanie, skrę­powania, popychanie, kopniaki, policzkowanie, biczowanie, ukoronowanie cierniem. Następnie ciężar krzyża wysysa ostatnie zasoby sił, Jezus wyniszczony upada. Przygwożdżenie do krzyża i trzygodzinne konanie. I jakby pieczęć na to wszystko - przebicie Boku. Połączone z tym udręczenie duszy. Chrystus przeżywa bo­wiem zdradę, sprzedanie, zaparcie się Piotra, ucieczkę uczniów, oplucie, posądzenie o bluźnierstwo, fałszywe oskarżenia, niespra­wiedliwy wyrok, szykany i drwiny, nawet w chwili największej męki konania. By Ofiara Chrystusa była w pełni doskonała, niebo za­chowuje milczenie. Zwraca się Chrystus do Swego Ojca: „Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mego”. A Bóg milczy. Dramatyczne i niepojęte dla nas milczenie Ojca wobec konającego Jego umi­łowanego Syna wyrywa z ust Jezusa słowa skargi: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”. W tym opuszczeniu wyzionął ducha. Starty za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła nań chłosta zbawienna dla nas. W jego ranach jest nasze zdrowie. Ciało ma być wrzucone tam, gdzie wrzuca się ciała zbrodniarzy. Ratuje je Józef z Arymatei i Nikodem.

Ofiara najdoskonalsza. Wyniszczenie, opuszczenie, samotność. Mam od dawna notatkę, nie wiem z jakiego źródła: „Bez wątpienia ofiara Chrystusa polegała na samotnym cierpieniu, na Jego opusz­czeniu przez Ojca i ludzi”. To On ofiaruje się za nas, dla nas i z nami, albo raczej my z Nim. Bo wtedy uczynił z nas „wieczysty dar” dla Ojca.

I ta ofiara Chrystusa nie przemija, ale trwa. Bóg niejako „wyjmuje ją spod praw czasu”. Dokonuje się na naszych ołtarzach, „od wschodu, aż do zachodu” nieustannie. "Ilekroć bowiem spoży­wacie ten Chleb, albo pijecie Kielich, śmierć Pana głosicie, aż przyj­dzie" (l Kor 11,26). Składa ją każdy kapłan na mocy sakramental­nego kapłaństwa, ofiarując na ołtarzu Chrystusa pod postaciami Chleba i Wina. Wraz z kapłanem składamy ją i my, jesteśmy bo­wiem królestwem kapłanów (l p.2,5 i 9), a zjednoczeni z Nim, jako winnym szczepem, sami stajemy się Ofiarą, "wieczystym darem" dla Boga.

Znany wam jest z opisów cud św. Januarego. W kościelnym skarbcu w Neapolu przechowywane są dwie hermetycznie zamknię­te ampułki z krwią męczennika św. Januarego oraz w osobnym relikwiarzu głowa tegoż świętego. Co roku 19 września, w dzień św. Januarego, biskup na oczach tysięcy Neapolitańczyków przybliża ampułkę z krwią świętego do relikwii głowy. Wtedy krew w tych ampułkach traci swoją krzepliwość, staje się płynna i świeża. "Burzy się" w ampułkach. Było to zjawisko wiele razy badane naukowo

i nie ma naukowego wytłumaczenia. Dlatego zwane jest cudem św. Januarego. A na naszych ołtarzach też żywa ofiara, świeże Ciało, świeża Krew. Zmysły zawodzą, ale wiara wystarczy. Rok Kongresu Eucharystycznego winien pogłębić i ożywić tę wiarę.

  1. Ale jak szatan zawsze uderzał w kapłanów, tak zawsze uderza w ołtarz i Ofiarę. Ale jak Bóg ujmuje się za kapłanami, tak też za ołtarzem i Ofiarą. Gdy w Średniowieczu szerzyły się błędy Berengariusza, wtedy Bóg dokonał cudu w Bolsano. Z przełamanej białej Hostii na ołtarzu polała się prawdziwa krew. W1529 r. kiedy szerzyły się błędy Lutra i Kalwina, Ekolampadius - kronikarz, napisał w Bazylei po łacinie "Missa in Basilea expiravit" "Msza w Bazylei wymarła". Nie wymarła, przecież Pan Jezus powiedział, że ten Chleb spożywać będziemy i kielich pić będziemy, aż do czasu, "kiedy On przyjdzie", (l Kor 15, 26)

Czasy, które my pamiętamy też były czasami burzenia ołtarzy, by zamarła Ofiara Mszy św. Ile kościołów, ile cerkwi legło w gruzach. Ale również żaden wiek nie wybudował tyle ołtarzy. Dziwnych ołtarzy. Ołtarzem stawała się obozowa prycza, prze­wrócone pudło, ścięta w tajdze kłoda drzewa. Różne też były w tych czasach tabernakula. Blaszane, szmaciane, papierowe. Nawet mydlane. Przecież w kawałkach mydła przemycano często Komunię św. Bo Ofiara będzie sprawowana, "aż On przyjdzie".

  1. Zechciejmy, ze zrozumieniem i pietyzmem uczestniczyć w każdej Mszy św. Ofiara Mszy św. jest najdoskonalszym uwiel­bieniem Boga. Wielbił swego Ojca Chrystus modlitwą, głoszeniem Słowa, ukazywaniem mocy Bożej w cudach. Ale największe uwiel­bienie złożył przez wyniszczenie samego Siebie. Ten Sam, poza granicami ludzkich zmysłów, swoje wyniszczenie składa swemu Ojcu w każdej "Mszy św. Zastanawiał się Prorok (Mich 6,6-8) czy Boga uwielbi należycie tysiącami baranów i miriadami potoków z oliwy, czy uwielbi Boga należycie przez ofiarę swego pierworodnego. I oto uwielbiony jest Bóg przez ofiarę swego pierworodnego Syna Jezusa Chrystusa, a on "ofiarowan jest, bo sam chciał". Czym więc naj­lepiej Boga uwielbić? Tylko Ofiarą Mszy św.

Ofiara Mszy św. jest Ofiarą najbardziej owocną dla świata i ludzkości. Bóg Ojciec "wydał" swego Syna jako ofiarę prze­błagalną, a wraz z nim wszystko nam darował. Jeżeli samego Syna nam darował, "jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować" (Rzym 8,32). Wzrusza nas kapłanów sytuacja, gdy ktoś wcześnie rano nas budzi i prosi: o odprawienie Mszę św. wymie­niając różne dramaty swego życia, (np.: bo już kona. Niech Bóg zbawi jego duszę.) A czy ty prosiłeś kiedy o Mszę św. o zbawienie Twojej duszy? A wiedz, że często takie Msze się odprawiają. To przecież najwyższe dobro.

Zechciejcie zrozumieć też i to, że my winniśmy stawać się ofiarą. Jest książeczka pt. "Z powrotem do Mszy św." Maedera. Wynotowałem stamtąd takie zdanie: "Mieliście odwagę budować ołtarze, miejcie odwagę stawać się ofiarą". Ofiary nie unikniemy. Samo życie domaga się od nas ofiary. Nie wynaleziono życia bez ofiary. Bez ofiary nie ma kawałka chleba, nie ma rzemiosła, nie ma przemysłu, nie ma życia gospodarczego, nie ma postępu, nie ma wiedzy, nie ma bezpieczeństwa i porządku; nie ma macierzyństwa i ojcostwa, nie ma kapłaństwa, nie ma zbawienia. Nie ma niczego. Kochani. Świat ku lepszemu idzie nie drogą używania i luksusu, ale drogą ofiary.

Nie wyrzucajmy również z naszego słownictwa słowa "ofiara". Świat chce to słowo wyeliminować. Nie zastępujmy tego chrześ­cijańskiego słowa nowomową. Bo już w chrześcijaństwie nie ma ofiary, tylko sponsorowanie, dotowanie, donacja. Już by może trzeba było księgi liturgiczne poprawić, byśmy się nie modlili za ofiarodawców, dobrodziejów, fundatorów, ale za sponsorów, dona­torów. Biblia ma swój język. Liturgia też. Nie upodobniajcie się do świata. Nie ulegajmy nowomowie, bo co za tym się kryje. Ukryta pełzająca laicyzacja. Synowie tego świata roztropni są jak węże, ale my bądźmy prości jako gołębice.

Nie bójmy się ofiary. Ona jest częścią ludzkiej doli, gwarancją zbawienia. I żyjmy blisko Ofiary Mszy świętej.


POKARM MOCNYCH

Ciało moje jest prawdziwym pokarmem,

a Krew moja jest prawdziwym napojem” (J 5,5).

"Jak ja żyję przez Ojca, tak ten,

kto mnie spożywa, będzie żył przeze mnie" (J 66,57).

  1. Wymowa (symbolika) chleba.

  2. Chrystus z wielkim szacunkiem odnosi się do chleba i zapowiada Chleb życia.

  3. Zostaje pod postaciami chleba i wina, by być pokarmem dającym życie.

  4. By człowiek wytrwał w życiu bożym (w łasce).

  5. By miał siłę oprzeć się złu.

Nasze kazania pasyjne w tym roku koncentrują się na Osobie Jezusa Chrystusa w Eucharystii. Nawiązujemy do czekającego nas Kongresu Eucharystycznego i do hasła pierwszego z trzech lat przygotowania na Trzecie Tysiąclecie. Rozważaliśmy Chrystusa, jako Najwyższego Kapłana i jako najdoskonalszą ofiarę. Kap­łaństwo Chrystusa i Jego Ofiara trwają wiecznie, nie jako martwa pamiątka, ale w całej swej żywotności. Chrystus jako kapłan zawsze pośredniczy u Ojca i zawsze za nas się ofiaruje.

  1. Ale możemy zapytać: dlaczego Eucharystia jest pod postaciami chleba i wina.

Kochani. Kiedyś ktoś po raz pierwszy rozpalił ogień. Zaraz uznał go człowiek pierwotny za wielki dar boży. Kiedyś ktoś po raz pierwszy upiekł chleb, też dar boży, - przecież do teraz tak się go nazywa. Ogień i chleb uznaje CZŁOWIEK JAKO WIELKIE DARY Boże. Święty ogień płonie w historii na wielu ołtarzach. Tak samo składany jest Bogu ofiarny chleb. Niedostatek chleba od­czytywany jest jako kara Boża, obfitość, jako Jego błogosławieńs­two. Ten zwyczajny chleb jest dla pierwotnego człowieka nie tylko tym, czym się żywi, ale i tym, co Bogu ofiaruje. Od Boga go ma i Bogu go składa, by uznać go Panem. Czy nie piękne są słowa we Mszy św.. "Błogosławiony jesteś Panie Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi pracy rąk ludzkich. Tobie go przynosimy...". Popatrz na kawałek chleba. Co się na niego składa: Hojność Boża, Rodzicielska moc ziemi i Praca człowieka.

Majestat chleba powiększało jeszcze przekonanie, że w nim są siły witalne potrzebne do życia. Stąd płynął wielki szacunek dla chleba zwłaszcza u Semitów. W czasie wojen oszczędzano piece do wypieku chleba, niczym święte były naczynia, w których rozczyniało się chleb. Stąd i zwyczaj u niektórych plemion, że chleba nie wolno było krajać, tylko go łamano, przez szacunek dla daru Bożego i tej siły witalnej, jaką człowiekowi dawał.

  1. Jezus z szacunkiem odnosi się do chleba.

Przez 30 lat ciężko w Nazarecie na ten chleb pracuje. Gdy mu podano chleb przed rozmnożeniem, wznosi oczy ku niebu (gest dziękczynienia), błogo­sławi, łamie, rozdaje. A po nakarmieniu rzeszy troszczy się o ułomki, które zostały. Ale nie na tym wyczerpała się dobroć i wspaniałość Jezusa Chrystusa. Chce uczynić chleb swoim Ciałem i wino swoją Krwią.

Zapowiada to wiele razy: "Szukacie mnie boście jedli chleb... starajcie się o pokarm, który nie ginie, ale który trwa na żywot wieczny, a który da wam Syn człowieczy", "Jam jest Chleb żywy, który z nieba zstąpił, kto pożywa tego chleb, żyć będzie na wieki", Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest praw­dziwym napojem". "Jak ja żyję przez Ojca, tak i ten kto mnie spożywa będzie żył przeze mnie" (cytaty z Ew. J r.6).

  1. Zapowiedź tę realizuje Chrystus w Wieczerniku w Wielki Czwartek.

"Sala usłana", długi stół, rodzaj tapczanów, pieczony cały baranek, przaśny chleb, wino, gorzkie zioła, sosy. To świętowanie Paschy, a Pascha to wyzwalające przejście Pana, które ich uwolniło z niewoli egipskiej i pozwoliło przejść przez Morze Czerwone. "Pragnieniem wielkim pożądałem tę Paschę spożyć z wami, zanim będę cierpiał" (Łk 22,15) - powiada Pan Jezus. Potem umywa nogi aktem wielkiej pokory (czynność niewolników). Wyjawia zdrajcę, Judasz odchodzi w ciemność i już do światłości nigdy nie wróci.

Pozostało jeszcze odmówienie Hallelu, czyli uwielbienie Boga psalmami. Przed tą właśnie modlitwą Chrystus bierze chleb, bło­gosławi, rozdaje: "Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje", a potem wino ze słowami: "Bierzcie i pijcie, to jest Krew Moja...". To Ciało, które będzie wydane, ta krew, która będzie wylana na odpuszczenie grzechów. To nie baranek spożyty przed chwilą był Ucztą, ale ten Chleb i to Wino jest Ucztą. Spełniło się to, o co sprzeczali się parę miesięcy temu uczniowie: "jak On może nam dać ciało swoje na po­karm?". Może. Pod osłoną Chleba. I rzeczywiście daje. "Ciało moje jest prawdziwym pokarmem", pokarmem, który będzie dawał, i pod­trzymywał w człowieku życie: "Kto mnie spożywa, będzie żył przeze mnie".

Bracia. Człowiek ma żyć nie tylko jednym życiem, ma w sobie nie tylko jedno życie. Jedno życie ma wymiar czasowy, drugie po­nadczasowy, wymiar wieczny: Kto pożywa tego chleba, będzie żył na wieki", w Bożej wiecznej szczęśliwości. W wymiarze doczesnym człowiek żyje dzięki pokarmowi. Spożywając Chleb Eucharystyczny ma możliwość życia wiecznego. Życia w wymiarze nadprzyrodzo­nym i wiecznym. My to w Katechizmie wyrażamy bardzo prosto: Ma możliwość życia w łasce uświęcającej, ma możliwość bycia dzieckiem Bożym, ma możliwość zbawienia wiecznego: "Jak ja żyję

przez Ojca, tak ten kto mnie spożywa będzie żył przeze mnie" (J 6,57). Życie łaski uświęcającej, życie nadprzyrodzone, życie dziecka Bożego, podtrzymuje w nas Boża moc zawarta w Eucha­rystii. "Obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale się jeszcze nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to ujawni, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest" (l J 3,2), To życie Boże zachowane dzięki Eucharystii życia łaski uświęcającej przemieni się kiedyś w uszczęśliwiające widzenie Boga.

  1. Wytrwanie więc w łasce uświęcającej to istotne zadanie człowieka.

"Co pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał..." A związek życia w łasce uświęcające z Eucharystią jest oczywisty: "Kto mnie spożywa, będzie żył przeze mnie". A ze stanem łaski uświęcającej łączy się nasze zbawienia, nasze uszczęśliwiające widzenie Boga po śmierci.

Rozumiały to pierwsze wieki. Eucharystia była dla nich Ofiarą i Pokarmem. Potem stała się Obecnością i Adoracją. Istnieje piękna legenda, że w okresie kiedy niewiele ludzi przystępowało do Komunii św. (sob.Lat.IV), do wspaniałej średniowiecznej katedry przyszła dusza, która ten świat opuściła w okresie prześladowań, kiedy Komunia św. była codziennym pokarmem chrześcijan. Dziwi­ła się wielkiemu tłumowi ludzi, pięknej liturgii, muzyce, śpiewom. Radowała się, że tak uroczyście sprawowana jest Eucharystia. Ale gdy przyszedł moment Komunii św. i widziała, że nieliczni spożyli Ciało Pańskie, - ogarnęło ją przerażenie. Kiedy kapłan skończył, poszła do niego i z przerażeniem zapytała: Czy ci wszyscy są wy­klęci? Tak, bo w jej czasach tylko wyklęci i publiczni grzesznicy wstrzymywali się od Eucharystii. Jak świat potrafił zapomnieć o Komunii św.. Fenomon Zachodu, gdzie wszyscy obecni przyjmują Eucharystię, trzeba odczytać w kontekście ich uświadomienia reli­gijnego i słów św. Pawła: kto komunikuje niegodnie to "sąd sobie je i pije". Coraz liczniejsze Komunie św. trzeba jednak odczytać jako zapowiedź odrodzenia życia religijnego.

Nasza cywilizacja, jak każdy widzi, nosi znamiona cywilizacji śmierci. Ludzie przyzwyczaili się patrzeć na trupy. Nie robi na nikim wrażenia, że w TV codziennie widzimy kilka trupów, że na oczach świata dokonuje się masakry setek i tysięcy ludzi, że biała śmierć w fartuchach lekarskich zbiera coraz większe żniwo. Gdy piszę te słowa (6.1.) TV donosi, że dwie koleżanki zabiły swoją rówieśniczkę 14-letnią dziewczynkę koło Wrocławia nad brzegami Ślęzy. Na drugi dzień się przyznały. Przesłuchujący policjant zabija 19-letniego przesłuchiwanego. Podobnie i w dziedzinie łaski. Jak do "trupów", tak przyzwyczaił się świat do grzechu ciężkiego. Znieczu­lica, zdeprawowane sumienia, relatywizm moralny, laicyzacja odbie­rają nam odczucie tego "sacrum" w duszy. Św. Blanka napominała swego syna (choć był królem) "wolałabym cię widzieć w śmiertelnej koszuli, niż w grzechu ciężkim". Jakie wyczulenie na życie w łasce było u takich rodzin, jak św. Jana Bosko, św. Piusa X, św. Domi­nika Savio, św. Marii Goretti, bł. Karoliny Kózka, Ks. Jerzego Popiełuszki. Oczy tylko otworzyć a przykładów znajdziemy dość. Ale wszystkie te rodziny, to rodziny eucharystyczne. A dla was może ważniejszy makijaż, strój, sylwetka, niż godność dziecka Bożego, stan łaski uświęcającej.

  1. Dzisiejsza ludzkość ma problem z energią.

Ma nadmiar ener­gii i boi się jej. Szuka tzw. energii bezpiecznej. Ale ciekawe; pomimo że człowiek ma do dyspozycji potężną energię jądrową, chemiczną, biologiczną sam duchowo czuje się karłem. Nie może się oprzeć złu. Powstają coraz to nowe struktury zła (aborcja, antykoncepcja, eutanazja, ograniczanie praw jednostki, rodziny, bezstresowe wychowanie, antywy chowani e i twarde prawa biznesu, reklamy, brak należytej osłony socjalnej. Nie ma walki ze złem. Jest tylko jego racjonalizacja (usprawiedliwianie). Duchową stronę człowieka zalał marazm. Trzeba nowej energii. I reformatorom, i uciśnionym. Wielka jest dzisiaj potęga szatana i zła. Jakie anti­dotum, jakie lekarstwo, jakie witaminy, jakie szczepionki? Eucharystia. Ojcowie Kościoła zwracają uwagę na jeden bardzo is­totny szczegół. Gdy spożywamy zwyczajny chleb, asymilujemy go w siebie. Gdy przyjmujemy Chrystusa On nas w siebie asymiluje. Ale to ma być częsta Komunia św., nie masówka na Święta i uroczystości. Przykładów możemy szukać wśród rodzin katolickich, mło­dzieży, ruchów, zwłaszcza wśród członków ruchu charyzmatycznego. Wielkie zadania przed nami. Ale piękne i szczytne. Jeszcze raz posłuchaj słów Chrystusa: "Kto mnie spożywa, będzie żył przeze mnie".


BRATERSKA UCZTA

"Jeden jest wasz Nauczyciel,

a wy "wszyscy braćmi jesteście" (Mt 23,8).

"Błogosławieni, którzy są wezwani

na ucztę Baranka" (Ap 19,10).

        1. Społeczna wymowa chleba.

        2. Gesty braterskiej miłości Chrystusa przed Ucztą Eucharys­tyczną - umycie nóg - przyjacielski gest wobec Judasza.

        3. Uczta Eucharystyczna - Uczta braterskiej miłości.

        4. Owoce braterskiej Uczty.

Grzech odwrócił człowieka od Boga, ale człowiek nie przestał szukać Boga, a Bóg też go nie opuścił. Zesłał Pośrednika, Arcy­kapłana Jezusa Chrystusa. Chrystus przez najdoskonalszą Ofiarę pojednał człowieka z Bogiem, przywrócił mu synostwo boże, dał mu Pokarm Mocnych, by nie ustał w drodze ku swemu szczytnemu przeznaczeniu. W tych słowach można streścić nasze poprzednie trzy rozważania.

Dziś zwróćmy uwagę na społeczny wymiar Eucharystii. W tym aspekcie Eucharystia jest często zwana braterską Ucztą.

  1. Chleb jest tak wielkim darem Bożym, że nabiera wymiaru społecznego. Jest po to, by dzielić się nim z innymi. Pierwszy upieczony przed wiekami chleb nie był spożyty egoistycznie. Był podzielony, był rozłamany. Obrazki z mass mediów przedstawiające pierwotnego człowieka walczącego o znaleziony owoc, kość, skórę, ogień to często obrazki z krzywego zwierciadła. Pierwotny człowiek był istotą społeczną, może nawet bardziej niż dziś. Dzielono więc wtedy chleb jak i dziś, między członków rodziny, dzielono z gośćmi, wędrowcami. Chleb nabiera wymiaru społecznego, staje się symbo­lem miłości bratniej. Dzielenie się chlebem, przywitanie się chle­bem, staje się znakiem, że nie czuje się wrogości, nie kryje się podstępu, nie ma się złych zamiarów.

Wróćmy do naszych rozważań, do Wieczernika, do Ostatniej Wieczerzy. Ważność tej chwili zna tylko Jezus. Apostołów też wy­pełniają jakieś przeczucia, bo Jezus coraz wyraźniej i częściej mówi o odejściu, o Męce. Ale przed Jego odejściem braterska Eucharys­tyczna Uczta.

  1. Ale przed ucztą dwa wspaniałe braterskie, więcej nawet niż braterskie, gesty Jezusa. Jeden wobec Apostołów, drugi wobec sa­mego Judasza.

Umycie nóg Apostołów. Była to czynność wykonywana przez niewolników. To musiało zaszokować Apostołów. Piotr wybucha: "Panie, Ty chcesz mi nogi umyć", "Przenigdy nie będziesz mi nóg umywał". Piotrze! Nie gardź posługą Pana, nie kieruj się na swoje ścieżki. Zgubisz się, nie idąc za Panem. "Nie będziesz miał cząstki ze mną" - odpowiada delikatnie Jezus. Moje i twoje drogi się roz­miną. Zrozumiał Piotr. "Panie nie tylko nogi... ale i całego" (uJr.13). Jezus kolejno podchodził do wszystkich, a kończąc obrzęd powiedział: "Czy rozumiecie, co Warn uczyniłem? Wy mnie nazywacie Nauczycielem i Panem... Jeżeli więc ja, Nauczyciel i Pan, umyłem wam nogi, to i wyście powinni nawzajem sobie nogi umy­wać" (J 13,12nn). Tu Chrystus swoim przykładem ilustruje słowa powiedziane jako motto tego kazania: "Jeden jest Wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Bo tylko taka postawa braterstwa jest właściwą postawą przy Uczcie Eucharystycznej, na którą czekają. Na Uczcie Eucharystycznej nie ma sługi, pana podwładnego władcy. Nikt nie jest większy, ani mniejszy, bo "wszyscy są czymś jednym w Chrystusie" (Gal 3,28).

Przyjacielski gest wobec Judasza. Jezus zasiadł za stołem. Wyczuwa zdrajcę, zna jego zamiary. Co ma dla niego? Potępienie, odrzucenie, przekleństwa. Tak by uczynił świat ze zdrajcą. Jezus delikatnie zdrajcę wyjawia. "Ten komu podam chleb umaczany w misie, ten mnie zdradzi". I podaje kawałeczek chleba Judaszowi. Ogół poważnych autorów utrzymuje, że Jezus podał Judaszowi chleb wprost do ust, a nie do ręki. Był to wyróżniający przyjacielski, braterski gest. G. Ricciotti (s. 425) opowiada, że dziś jeszcze w krajach arabskich, gospodarz, nie zawsze czystą ręką, daje przy­byszowi chleb wprost do ust, jako gest honoru, uznania, wyróż­nienia, braterstwa. Podanie Judaszowi kromeczki chleba wprost do ust stanowiło wspaniały boski gest umiłowania, pojednania i wy­baczenia. "Idź pojednaj się z bratem, a potem ofiaruj dar twój" -tak kiedyś powiedział Jezus. Tak pragnie, by Judasz się z nim pojednał i czyni ten tradycyjny gest z kawałkiem chleba. Czy go Judasz zrozumiał? Raczej tak. Dlaczego na niego nie odpowiedział, ale zaraz wyszedł? Ewangelista mówi, że była już noc. Poszedł w ciemność i już do światłości nie wrócił. Zostali tylko ci, których łączy braterska miłość a z Chrystusem też więzy miłości i przyjaźni, "już was nie nazywam sługami, ale przyjaciółmi" - mówi do nich.

  1. stanowią jedność, braterską wspólnotę, której przewodniczy umiłowany Nauczyciel. Zespoleni z Mistrzem, zespoleni ze sobą. Zespolenie to osiąga apogeum, pełnię, kiedy Chrystus podaje im kawałki Chleba ze słowami: "Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje", kiedy podaje im kielich z winem i ze słowami: "Bierzcie i pijcie, to jest kielich Krwi mojej, która będzie wylana na odpuszczenie grze­chów". Łączy ich teraz nie tylko miłość, poczucie braterstwa. Ale łączy ich jeden, ten sam Chrystus w nich cudownie realnie obecny. Słowa przytoczone na początku kazania, że "jeden jest Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi", są za słabe na ten moment. Tu jest coś wię­cej jak braterska wspólnota. I tak jest przy każdej Uczcie Eucha­rystycznej, tak jest przy każdej Komunii św. Zespolenie nawet nie mocą braterstwa, ale mocą Ciała i Krwi Pańskiej.

  1. I czy takie zespolenie nie wyda owoców? Owszem zaowo­cuje. Chrystus nie opuszcza wieczernika, ale zostaje z Apostołami. Modli się z nimi, by oni te owoce braterskiej Uczty zrozumieli przyjęli.

Pierwszym zasadniczym owocem jest miłość, czyli Nowe przy­kazanie. Zaraz po Wieczerzy Chrystus mówi do nich: "Przykazanie nowe daję Warn, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak ja was umiłowałem" (J 13,24). Miłość nie na miarę ludzką, ale na miarę Chrystusa. Przykazanie nowe i wielkie. Moc do jego wykonania jest w Eucharystii.

Historia zna przykłady takiej miłości. Zarysujmy niektóre sylwetki. Adam Chmielowski (św. Brat Albert) powiedział sobie kiedyś, że stołu nie naprawia się z góry, ale trzeba wleźć pod stół, by widzieć, co jest do naprawienia. I wszedł w krakowską biedotę. On, człowiek wykształcony za granicą, inteligent, artysta. "Matko -woła Siostra Miłosierdzia do Matki Teresy z Kalkuty - dziś moje ręce przez cały dzień dotykały Chrystusa. Była to praca w slumsach, pielęgnowała tych, których świat odrzucił, a z którymi utożsamia się Chrystus. Kochasz mnie, jak mnie kochasz to tu wróć - mówi umys­łowo upośledzony pod Paryżem do Jana Yaniera. I wrócił. Zostawił marynarkę, profesurę na uniwersytecie w Toronto. Stał się założy­cielem "Arche", zajmującej się umysłowo upośledzonymi. "Ja chcę iść za niego do bunkra" - wypowiada trudną decyzję o. M. Kolbe. Oto owoce bratniej Uczty - Eucharystii. A "przykazanie nowe... przestało być zbiorem przepisów, a stało się naglącym wymogiem; kto nie miłuje braci nie jest chrześcijaninem" (z osób. zapisków).

Owocem braterskiej uczty ma być jedność. Słuchajmy Chrystusa w Wieczerniku: "Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu uwierzą we mnie, aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty Ojcze we mnie, a Ja w Tobie" (J 17, 20). Jednoczącą rolę Eucharystii bardzo wyraźnie dostrzegali Ojcowie Kościoła. Z ich czasów pochodzi to porównanie, jak chleb łączy ziaren wiele, a wino kropel wiele tak nas w Eucharystii łączy Jezus Chrystus. Kościół i Eucharystia łączyły Europę przez wiele wieków. Kongresy Eucharystyczne, światowe Dni Młodzieży organizowane przez Ojca św. dają wyraz temu, jak naprawdę Eucharystia jest i może stać się w dzisiejszych czasach siłą rodzącą braterstwo. Na Kongresie Eucharystycznym widać, że Eucharystia jest braterską Ucztą i jak pomaga do zbratania ludów.

Bo jedności nie zbuduje się czołgami, siłą, ideologią, fałszem, pychą, uciskiem, ale miłością, prawdą, wolnością. A te wartości przynosi Jezus Eucharystyczny. Przed paru laty Eucharystia zgro­madziła dwa narody, niemiecki i polski, dwóch ich przywódców: Ta­deusza Mazowieckiego i Helmuta Kohla. Niechby coraz częściej Eucharystia łączyła nie tylko prostaczków, ale i mężów stanu. Dlaczego się niektórzy boją i krytykują Msze i ołtarze polowe, obecność na nich mężów stanu, polityków, wojska. Dlaczego nie­którym nie podobają się kaplice i tabernakula w gmachach pub­licznych, lotniskach, dworcach. Nie tylko stoły konferencyjne są światu potrzebne, ale przede wszystkim stoły Eucharystyczne.

I wreszcie. Owocem braterskiej Uczty Eucharystycznej jest pokój. W Wieczerniku Chrystus mówi: "Pokój zostawiam wam, po­kój mój daję Wam. Nie tak jak daje świat, ja wam daję" (J 14, 27). Wojny to największe utrapienie ludzkości. Jak ludzkość pragnie, by już nigdy pociski nie rozdzierały niebios, nie burzyły domów i za­kładów pracy. By pociski nie rozdzierały ludzkich ciał, nie siały strachu, nędzy, cierpień, śmierci. Jak ludzkość pragnie pokoju. Ale pokój wypracowany przy stołach konferencyjnych jest nietrwały. Pokój musi się narodzić w sercu człowieka. Pokój musi się narodzić z takich wartości, jak braterstwo, solidarność, dialog, ugodowość, pokora. A te wartości otrzymamy przez Eucharystię, zwłaszcza ducha braterstwa, podstawę pokoju. I znowu w swoich notatkach mam mocne i ciekawe zdanie: "Dopóki ludzie nie będą się posilali Chlebem Eucharystycznym, nie będą mogli jeść ziemskiego chleba w pokoju i zawsze będą przeżywali głód".

Krążymy myślami po dużym świecie, a może w Twojej rodzinie brak braterstwa, miłości, jedności, pokoju. Chcesz zmienić, czytasz książki, pytasz o radę. Może ingerował lekarz, psychiatra. Czy zrozumiałeś, czego Ci potrzeba? Braterskiej Uczty. Tam idź i pro­wadź innych.


ZADATEK WIECZNEJ CHWAŁY

"W domu Ojca mego jest mieszkań wiele...

Idę przygotować wam miejsce'" (J14, 2).

"Przekazuję wam królestwo, jako mnie przekazał je

mój Ojciec, abyście mogli jeść i pić przy moim stole,

w moim królestwie i sądzić 12 pokoleń Izraela" (Łk22,30).

  1. Eschatologiczna symbolika uczty w Piśmie św.

  2. Uczta w Betanii przed pogrzebem Jezusa.

  3. Eschatologiczny wymiar Wieczernika i Golgoty.

  4. Nasza droga na Ucztę w niebie przez Eucharystię i Krzyż.

  5. Troska o ostatnie chwile życia.

Jesteśmy w naszych rozważaniach stale w Wieczerniku, przy Eucharystii, przy Chrystusie naszym Pośredniku. Zwróćmy dzisiaj uwagę na specjalnie nastrojowy moment podczas Ostatniej Wie­czerzy. Jest już po spożyciu Baranka. Dziwne oczekiwanie, co teraz uczyni Chrystus. I Nastrój ten wyraził św. Jan słowami: "Jezus wiedząc, że nadeszła godzina Jego przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował... wiedząc, że Ojciec dał mu wszystko w ręce i że od Boga wyszedł i do Boga wraca, wstał od wieczerzy i złożył szaty..." (J 13,1 nn). Tekst ten świadczy wyraźnie, że Jezus jest świadomi tego, że wraca już do Ojca, od którego wyszedł. Wraca przez Wieczernik i Golgotę. Przez Ucztę Eucharystyczną Wieczernika i krwawą Ofiarę Krzyża.

  1. Uczta w Piśmie św. jest bardzo często symbolem szczęścia w niebie. Takim obrazem posługuje się już prorok Daniel, kiedy zapowiada, że Bóg przygotuje ucztę na Górze z wybornych pokar­mów i napojów, dla wszystkich narodów, zedrze całun z ich twarzy, otrze oczy z łez i raz na zawsze zniszczy śmierć.

Jezus bierze udział w ucztach, ale są one dla niego odskocznią, by nakierować myśli biesiadników na ucztowanie w Jego królestwie. Pomijając liczne przykłady zwróćmy uwagę na ucztę u "pewnego przywódcy faryzeuszy" (Łk r.14). Zaleca Pan Jezus na tej uczcie bezinteresowność: zaproś ubogich, ułomnych, chromych, niewi­domych. I jeden z obecnych uchwycił sedno rzeczy, że uczta ziemska jest obrazem niebieskiej i wykrzyknął: "Szczęśliwy ten, który będzie ucztował w królestwie Bożym" (Łk 14,15). Korzysta z tego Jezus, że sprawy weszły na eschatologię (rzeczy ostateczne), opowiada wspaniałą przypowieść o królu, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał swoje sługi, aby zaproszonych zwołali na ucztę (Mt r.22 i Łk r.15). Oni zaczęli się wymawiać, jeden kupił pole i poszedł oglądać, inny kupił woły i poszedł je wypróbować, inny znowu sam pojął żonę i też nie mógł przyjść. Wtedy król wy­daje zaproszenie uniwersalne, które ma być ogłoszone na rozstaj­nych drogach. Na uczcie sala się wypełniła. Ale jednego spotkał tragiczny los. Nie dokonał rytualnego obmycia i nie ubrał ry­tualnego stroju. Pan kazał go związać i wyrzucić na zewnątrz.

Opowiadając tę przypowieść Chrystus daje do zrozumienia, że wszyscy, cała ludzkość jest powołana na ucztę jego królestwa w nie­bie. Zaproszenie do ucztowania z Bogiem w wieczności jest uniwer­salne. Ale trzeba się poddać obmyciu z grzechów i trzeba przyjąć szatę synostwa Bożego, szatę "godową" łaski uświęcającej.

  1. Gdy mówimy o tym, jak przez uczty ziemskie wskazywał Jezus na ucztowanie w jego królestwie, nie możemy pominąć uczty w Betanii, na sześć dni przed śmiercią Chrystusa. Zasiadają tam sami jego przyjaciele, zwłaszcza wskrzeszony Łazarz, Marta i Maria. Maria składa Jezusowi największy dar, łzy miłości klęcząc u stóp Pana Jezusa. Dar drogocennego olejku (roczny zarobek robotnika) wylanego na głowę i nogi. Czyn godny pochwały, a spotkała ją przykrość: "Na co taka strata, można to było sprzedać i rozdać ubogim". Tylko Judasz mógł się tak odezwać. Jezus bierze ją w obronę. Ja odchodzę, Ona to uczyniła na mój pogrzeb. Ubodzy wśród was zostają. Pożegnalna uczta, pełna eschatologicznego nastroju.

  1. Uczta Wieczernika. Wielkie Misterium. Wielka Tajemnica. Styka się tu przede wszystkim Stary i Nowy Testament. Styka się "FIGURA" z "RZECZYWISTOŚCIĄ". Baranek, którego spożywa­ją to jeszcze Figura. Chleb i Wino, Ciało i Krew Pańska, Eucha­rystia, którą też spożywają, to już Nowy Testament, to już nie figura ale Rzeczywistość. Pierwsza Eucharystyczna Uczta. Pierwszy raz spożywa człowiek Ciało i pije Krew Pańską. Ale równocześnie tu w Wieczerniku jest zapowiedź Uczty w wieczności. Chrystus bowiem mówi: "Odtąd nie będę pił z tego owocu winnego krzewu, aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Ojca mego" (Mt 26,29). Nie tu jest więc koniec Uczty, - będzie jej zakończenie, będzie jej "PEŁNIA" w królestwie Ojca niebieskiego. Baranek wiel­kanocny był zapowiedzią Eucharystii, Eucharystia jest zapowiedzą Uczty w królestwie niebieskim. "Przekazuję wam królestwo, abyście mogli jeść i pić przy moim stole, w moim królestwie" - te słowa też wypowiedział Pan Jezus we Wieczerniku.

Znamienny moment w historii zbawienia: styk trzech Rzeczy­wistości: Starego Testamentu (Baranek Paschalny), Nowego Tes­tamentu (Ciało i Krew Pańska) i Rzeczywistości Eschatologicznej (pić będziecie Kielich nowy w królestwie moim).

Ofiara Golgoty. Chrystus wraca do swojego Ojca i przez Krzyż. Prawda o Eucharystii objawia się nam w pełni tylko w świetle (w relacji do) Chrystusowego Krzyża. A Ten Krzyż Chrystusa, ten Krzyż w pełni wzięty dla naszego zbawienia, to nie tylko moment trzech godzin przygwożdżenia do Drzewa. To cale wyniszczenie Chrystusa od momentu stania się "Synem człowieczym": aż do mo­mentu złożenia Go w grobie.

Kochani. Skłońmy głowę przed Tajemnicą. Czy mógłby tak wy­niszczyć samego siebie zostając naszym pokarmem pod postaciami Chleba i Wina, gdyby nie wyniszczył siebie na Krzyżu, na tym ogromnym Krzyżu trzydziestu trzech lat swego ziemskiego życia. Nie mógłby stać się dla nas Ucztą, gdyby wcześniej nie oddał siebie całej grzesznej ludzkości, a potem żołnierzom, katom, oprawcom. "On się nam daje cały" na ogromnym Krzyżu ziemskiego życia i w małej białej Hostii. I w ten sposób przez Wieczernik przez Golgotę wraca do Ojca, by nam przygotować mieszkanie i ucztę: "W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Powiedziałbym wam, gdyby było inaczej. Idę przecież przygotować wam miejsce", "abyście mogli jeść i pić w królestwie Ojca mego".

  1. Mamy mieszkanie. Mamy "dom nie ręką ludzką uczyniony", mamy wiekuisty Wieczernik i przygotowaną Ucztę. Tylko musimy tam powrócić. Mówię: powrócić, - bo od Boga wyszliśmy. "Każdego z nas Bóg chciał dla niego samego" (WAT. II). Jaki też ma być ten nasz powrót do Ojca niebieskiego. Przez Wieczernik i przez Krzyż: "Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie". Przez Eucharystię i przez Krzyż Chrystusa i ten krzyż osobisty.

Zrobił na czytelnikach wrażenie artykuł z "Gościa Niedziel­nego" (z 8.III.1987) opisujący śmierć poety francuskiego Walerego Paul. Kiedy przed śmiercią objawiał niepokój swemu przyjacielowi przed tym, co go czeka po śmierci, ten powiedział do niego: Czego się boisz, przecież wiesz, że tam nic nie ma. Ciekawie się wtedy ten odezwał: Boję się pierwszych piętnastu dni po śmierci... a potem wyraźnie, boję się diabła i jego wideł.

Kochani. Nie diabeł i widły, ale mieszkań wiele i uczta. Jak w życiu mamy sobie cenić Eucharystię, która jest zadatkiem, przedsmakiem Uczty w niebie. Jak cenić sobie dar obmycia z grzechów i dar szaty godowej, dar łaski uświęcającej.

Nie sposób pominąć tutaj milczeniem Judasza, który wyszedł, który pogardził wieczernikową Ucztą. Ewangelista zauważa, że była to noc. Judasz odszedł w ciemność, na własną zgubę. Do światłości, do Jezusa już nigdy nie wrócił. Tu muszę wyznać szczerze, że jestem pełen obawy o tych, którzy gdy ksiądz powie od ołtarza: "Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Baranka", odwracają się tyłem i wychodzą, bo w ich mniemaniu już "zaliczyli" Mszę św. Czy nie przeraża was los Judasza, który też nie dotrwał do końca Ostatniej Wieczerzy, bo też własne interesy go wabiły. Trzeba dotrwać do końca, trzeba się posilić Eucharystią, nie zostawiać jej dzieciom i starym babciom.

Tak więc z woli Chrystusa jest nierozerwalny związek między Eucharystią, a życiem wiecznym. "Jam jest Chleb żywy... Kto spoży­wa tego chleba, będzie żył na wieki". Eucharystia od najwcześ­niejszych wieków jest zwana "drzewem żywota" (życia). Jak owoce drzewa życia miały dawać ludziom nieśmiertelność, tak Eucharystia zapewnia nam też życie wieczne, bo jest rozpoczęciem tej uczty, która czeka zbawionych. Sw. Jan Chryzostorn pięknie powiada, że "dotykanie szat Pana Jezusa już uzdrawiało, tak spożywanie Jego Ciała zapewnia nam nieśmiertelność".

Wracamy do Ojca przez Wieczernik (Eucharystię), ale i też przez Golgotę. Przez Krzyż Chrystusa będziemy zbawieni, ale również i przez swój własny, przez własną Golgotę. Wiele jest Kalwarii na świecie, najważniejsza ta w Jerozolimie. Jest Zebrzydowska, Pacławska... Ale można powiedzieć, że tyle jest Kalwarii, ile jest ludzi. Bo każdy ma swoją Kalwarię, swój własny krzyż. Ale przez Wieczernik i Kalwarię idzie się do nieba. Jest bardzo wymowny obraz. Przedstawia zgliszcza, dopalający się dom. Jest zimna noc. Matka tuli pod chustą maleńkie dzieci. Opodal tarzający się po ziemi mąż dopija z flaszki resztę wódki. Jak taki obraz byście podpisali? Malarz podpisał: "Bądź Wola Twoja". Jakże smutna Kalwaria tej kobiety. Ale ona ją przyjęła. Ona Bogu powie­działa "Tak". Tragicznym by było nie skosztować uczty w królestwie niebieskim ("zaprawdę powiadam Warn. Oni nie skosztują uczty mojej"). Nic więc innego nie zostaje, jak nawiedzać Wieczernik nie judaszowskim sposobem, ale rzeczywiście się w nim posilać oraz wytrwać na kalwarii swego życia. Waszego wspólnego i częstego spotykania wraz z Jezusem na Jego uczcie wszystkim wam życzę.


WIĘZIEŃ MIŁOŚCI

"A oto ja jestem z wami po wszystkie dni,

aż do skończenia świata" (Mt 28, 20)

"Przyjdźcie do mnie wszyscy,

którzy pracujecie i obciążeni jesteście,

a ja was pokrzepię" (Mt 11, 28).

  1. Znieważone Oblicze Chrystusa.

  2. Samotność w Ciemnicy.

  3. Ludzkie samotności.

  4. Tabernakulum pociechą i mocą.

W dzisiejszym rozważaniu obejmijmy myślą wszystkie taberna­kula świata. Obecny w nich jest Jezus Chrystus, który jest Kap­łanem, Ofiarą, Pokarmem. Gdy Go przyjmujemy zapewniamy, so­bie udział w wiekuistej i Uczcie Jego królestwa "abyście jedli i pili ze mną w moim królestwie", - jak sam powiedział.

Rozważając na tych Gorzkich Żalach Mękę Pańską zwróćmy uwagę na znieważanie oblicza (twarzy) Chrystusa, zwłaszcza w Ciemnicy, w której był zamknięty.

  1. Nie wiemy, kto pierwszy uderzył w twarz Jezusa. Nie wiemy, kto pierwszy Go opluł. Może to już uczynili ci, którzy pojmali Jezusa w Ogrójcu. Ale już Ewangelie świadczą, że sługa Annasza wymierzył Jezusowi bolesny policzek. "Czemu mnie bijesz. Jeślim źle powiedział, daj świadectwo o złym, a jak dobrze, to czemu mnie bijesz" (J 18,23) spokojnie odpowiedział Jezus.

Ale prawdziwe policzkowanie Pana Jezusa zaczęło się, gdy Chrystus przed Kajfaszem wyznał, że jest Synem Bożym. Prawo ży­dowskie pozwalało bluźniercę policzkować. Wtedy na pulpicie, z którego czytano słowa Prawa i Proroków, rozciągano zwój Pisma św. Na pulpicie nakrytym tym zwojem kładziono jednym policzkiem twarz bluźniercy, a drugi był odsłonięty do bicia. I przygważdżającymi do pulpitu uderzeniami pięścią policzkowano oplu­wano, wśród szykan. Zaczęli to czynić dostojni faryzeusze i uczeni w Piśmie członkowie Sanhedrynu. A kiedy oni nasycili swą niena­wiść, oddano Chrystusa w ręce służby i żołnierzy, by zaprowadzili Go na resztę nocy do Ciemnicy.

I tu rozpoczęła się brutalna zabawa. Żołnierze i służba rozochoceni tym co widzieli na sali sądowej, zawiązali Jezusowi oczy. Być może nie mogli znieść Jego boskiego wzroku. Kiedy nie krępują ich zasłonięte szmatą oczy Pana Jezusa rozpoczynają prostą zabawę. Plucie i policzkowanie. Co gorsze, co bardziej poniża. Zapytana młodzież była zdania, że bardziej poniża godność czło­wieka oplucie. Znieważanie Oblicza Jezusa. Brudna szmata zakrywa oczy, twarz opuchnięta, obolała, krew pomieszana z plwocinami. Do tego dochodzi szydzenie słowne. Ewangelie tak to opisują: "wtedy zaczęli pluć na twarz Jego i bić Go pięściami; inni zaś bili Go po twarzy szydząc: Mesjaszu, prorokuj nam, kto Cię uderzył" (Mt 26,67; Mk 14,65).

  1. Kiedy się nasycili, napaśli swe oczy widokiem Umęczonego, zatrzasnęli drzwi Ciemnicy i Chrystus pozostał Sam. Może milsze dla niego były te grube zimne mury, niż pełne zawiści ludzkie serca. W Polsce mamy zwyczaj urządzanie nie tylko Grobu Pańskiego, ale i Ciemnicy na pamiątkę tego więzienia Pana Jezusa przez resztę nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek. Przez adorację w Ciemnicy pragniemy wynagrodzić te zniewagi Jego Oblicza i również samotność, w jakiej pozostał przez resztę nocy. Samotność Jezusa. Opuszczenie. Nie ma w tej chwili Jezus nikogo przy sobie. Nie ma kto podać chusty do otarcia twarzy z krwi i plwocin, spoj­rzeć, pocieszyć. Doznaje wtedy udręki samotności i opuszczenia.

  1. Dlaczego Jezus tę samotność na siebie dopuścił. Dlaczego chciał doznać samotności więziennych murów, samotności czło­wieka zamknionego na klucz. Aby nas ludzi od samotności ratować, by być lekarstwem na ludzką samotność. Dzisiaj znane jest szeroko zjawisko społecznej samotności, wyobcowania człowieka. Ludzie mieszkają w blokach, chodzą w tłumie, ale są samotni. Nawet w rodzinach. Ile jest żalów: Ja już nie mam ojca, matki, dziecka, sąsiada. Wielu ludzi nosi w sobie przerażającą samotność. Osamot­niony człowiek wpada w depresyjne stany psychiczne, melancholię, podejrzliwość, a nawet porywa się na własne życie. Chcąc się uchronić od tej samotności ludzie hodują pieski, kotki, szukają hobby.

  1. Ale na tę samotność Chrystus zostawił nam lekarstwo. Sam doznał samotności, wie co to jest samotność zwłaszcza połączona z wrogością. Sam powiedział: "Nie zostawię was sierotami"; "Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata. Tym le­karstwem jest On sam w tabernakulum. Ciemnica w lochach pałacu arcykapłańskiego jest jakby pierwszym tabernakulum świata. Tam w tej Ciemnicy Jezus stał się więźniem i jest więźniem naszych tabernakulów po wszystkie czasy. Nam na pociechę, na osłodę naszej samotności, byśmy w ciężkich chwilach nie byli sami.

Mniej więcej przed stu laty otwarto we Francji testament Ks. Segeur. Pierwsze zdania brzmiały: Zawsze dziękuję Bogu za dwie rzeczy. Że jestem ślepy i że mam w swoim mieszkaniu Najśw. Sakrament. Ociemniał jako młody kapłan. Do tego był malarzem. Dotknięty kalectwem prosił pap. Piusa X, by mu pozwolił mieć w swoim mieszkaniu Najśw. Sakrament. "Na pociechę". Gdy pozwo­lenie otrzymał kazał na tabernakulum umieścić napis "In conso-lationem" - "Na pociechę". W jego osamotnieniu pociechą stał się mu Chrystus. Wielki pisarz kościelny Tertulian pisze: "Chrystus w Najświętszym Sakramencie może nam dać pociechy więcej jak ca­ły świat". Śpiewamy z rozrzewnieniem nieraz "Pójdź do Jezusa do Niebios bram, w Nim tylko szukać pociechy nam". Czyżby słowa tak umiłowanej pieśni były puste? A jak wiele mówią słowa innej pieś­ni: "Ponad tysiące lat szczęścia ziemskiego, przy Twych ołtarzach lepszy jeden dzień". Czy rzeczywiście szukałeś już kiedyś tam pociechy.

Doświadczenie również uczy, że z tabernakulum coś promie­niuje, coś emanuje, coś co może zmienić człowieka. Paul Claudel, Francuz, pisarz, dramaturg, polityk (był wiele razy ambasadorem), zbierający oklaski na scenach za swoje dramaty, - przed taberna­kulum, przeżył swe wielkie nawrócenie. Było to 1886 r. Wstąpił do katedry Notre Dame w Paryżu. Przed tabernakulum śpiewał chór dziewczynek. Przyszło odczucie nieziemskiej rzeczywistości, wew­nętrzne nawrócenie, przemiana. Od tego momentu czy jako dyp­lomata, czy prywatna osoba zawsze był rano na Mszy św., a po południu na nawiedzeniu Najśw. Sakramentu. Za naszych czasów takiego nawrócenia przed tabernakulum doznał A. Frossard. W cza­sie spaceru z przyjacielem wstąpił do kościoła, też w Paryżu. Był wystawiony Najśw. Sakrament, grupka ludzi śpiewała Nieszpory. Kolana same mu się obsunęły. Przeżycie to zaowocowało książką "Bóg istnieje - spotkałem Go". Został słynnym pisarzem i przyja­cielem Jana Pawła II. Ks. Jerzy Popiełuszko jako żołnierz na przepustce wracał do koszar przed 21, Czas przepustki wykorzys­tywał na modlitwę przed tabernakulum. Zakonnicy Mali Bracia Karola de Foucould na swoje pustelnie na Saharze zabierają monstrancję, by stale być w promieniach Eucharystii. Siostry Miłosierdzia Matki Teresy z Kalkuty pomimo ciężkiej pracy, odprawiają codziennie wieczorem godzinną adorację, na kolanach bez ław i klęczników. Mnożą się dzisiaj kościoły mające stałe wystawienie Najśw. Sakramentu. I ludzi adorujących coraz więcej. Tak się rodzą ludzie napromieniowani Bogiem, wielcy i mali, ucze­ni i prości. Napromieniowani mocą Bożą. A takich potrzeba.

Dziś o promieniowaniu mówi się dużo. Jest promieniowanie lecznicze i jest promieniowanie, które zabija. Czyż nie boimy się skutków Czernobyla, czyż nie przestrzegają nas przed "dziurą ozonową" i promieniowaniem kosmicznym. Promieniowanie jest wyzwaniem dla dzisiejszej ludzkości.

Wielkim wyzwaniem jest również promieniowanie zła. Najgor­sze promieniowanie. Niemożliwe do zneutralizowania. Promie­niowanie Czernobyla otoczyli betonowym bunkrem. W "Gościu Niedzielnym" (28.111.93) jest artykuł pod wymownym tytułem: "Naród w świńskim chlewie". Przytaczam dosłownie: "Bariery wsty­du obniżają się. Żądza mordowania burzy wszelkie granice. W wal­ce o klientelę przemysł mediów, przede wszystkim zaś kino i tele­wizja prywatna, stawiają bez skrupułów na nieprzyzwoitość i prze­moc. Krytycy kultury użalają się na przerażające brutalizowanie społeczeństw i zapowiadają stan klęski moralnej. Życie współczesne jest cieplarnią, w której hoduje się najniższe instynkty, a nowi "bohaterowie" fabrykowani są przez media wyłącznie do niepoha­mowanego i wyuzdanego samo urzeczywistniania". Można dalej wy­czytać, że największe zło to samowola dla seksualizmu, przemocy i agresji. Seks, alkohol, narkotyki, przemoc, cwaniactwo, lenistwo, cynizm, brak idealizmu, krytyka każdej wartości, brak dyscypliny, samowola. To owoce promieniowania, zła zwłaszcza z mas mediów. Wielkie zadanie dla katolickiego świata zrównoważyć promieniowa­nie zła emanacją Bożej mocy z tabernakulum. Trzeba przebywać w cieniu tabernakulum (Ks. Jan Bochenek). Dramaturg i polityk Claudel powiedział, że źle jest na świecie, "bo brak jest poczucia zależności i brak adoracji". Brak zależności tzn. człowiek wynosi siebie ponad prawo, ponad Dekalog, nawet ponad Boga (traktuje Boga instrumentalnie; ma go wysłuchiwać i koniec).

Brak adoracji, bo człowiek nie chce "wystawić się" na działanie Boga, Jego sakramentalnych mocy. Niech się mnożą kościoły nie­ustających adoracji, ale przede wszystkim my sami siebie, nasze wnętrza otwórzmy na to boskie promieniowanie z tabernakulum na częstych prywatnych nawiedzeniach Najśw. Sakramentu.


ZWYCIĘŻONA NIENAWIŚĆ

(na Wielki Piątek)

"Po tym poznają,

żeście uczniami moimi,

jeśli miłość mieć będziecie

jeden ku drugiemu" (J 13, 35 )

  1. Czym darzą ludzie Jezusa w drodze na Krzyż.

  2. Czym Jezus na krzyżu darzy ludzi. '

  3. Szansa odnowy świata:

Wita Jezus ostatni dzień swego ziemskiego życia w Ciemnicy. Osamotniony, opuszczony, spoliczkowany. Wie, że stanie się "więźniem" tabernakulów świata, aby był lekarstwem, jak rozważaliśmy ostatnio, na różne ludzkie samotności.

  1. W ten Piątek wraz ze świtaniem rozpocznie się wędrówka Jezusa na Kalwarię. Zatrzymywać się będzie tylko przed ludzkimi trybunałami, ludzkimi sądami. Wlec Go tam będą ludzie: faryzeusze, uczeni w Piśmie, skryby, sługusy, pospólstwo, wszyscy owładnięci nienawiścią. Bo cała ta droga od Ciemnicy, aż po Kalwarię, to walka nienawiści z miłością i nienawiść nie spocznie, dopóki miłość nie zawiśnie na Krzyżu. Ale! Ale kto ostatecznie zwycięży?

Pierwszy przystanek w wędrówce na Krzyż miał Jezus u Piłata. Piłat, jako namiestnik musi Chrystusa osądzić i wydać wyrok. Wytaczają więc przed Piłatem oskarżenia: "Spotkaliśmy go jak podburzał nasz naród, zakazywał płacić podatki, mówił, że jest Mesjaszem-Królem" (Łk 23,2); "Gdyby on nie był złoczyńcą, nie wydalibyśmy go tobie" (J 18,30). Ale jak na razie - nic u Piłata nie wskórali. Piłat dowiedziawszy się, że Jezus jest Galilejczykiem - odsyła Jezusa do Heroda.

Kolejny drugi przystanek i kolejny sąd ma miejsce u Heroda. Herod też nie wydaje wyroku. Czy nie chciał brać na siebie "krwi tego sprawiedliwego", czy po prostu chciał zrobić żydom na złość, bo ich nie lubił i nimi gardził? A nienawistni - jak mówi Pismo św. -"arcykapłani i uczeni w Piśmie stali tam i oskarżali go gwałtownie". Herod tylko ponaśmiewał się z Jezusa wspólnie z żołnierzami, kazał go odziać w białą szatę na wyszydzenie i odesłać z powrotem do Piłata. Kolejna próba wymuszenia wyroku spełzła na niczym.

Po raz trzeci W drodze na Golgotę Jezus zatrzymuje się w pretorium Piłata. Nienawistny tłum żąda wyroku śmierci. Pilnowany przez zawistnych faryzeuszy Piłat po raz drugi próbuje uwolnić Jezusa przez porównanie z Barabaszem. A Barabasz był "osławio­nym więźniem" (Mt 27,16). Ale od czego jest nienawiść, która udzieliła się tłumowi. Tłum więc woła o uwolnienie Barabasza, a ukrzyżowanie Jezusa. Z nienawiścią w sercu do Galilejczyka "wy­krzyczeli" wolność dla zbrodniarza, a okrutną śmierć dla Nie­winnego.

I jeszcze jeden, czwarty, ostatni już przystanek i ostatni sąd na Golgotę. Tu na tym sądzie zapadnie wyrok. Ostatni i najbardziej bolesny przystanek, bo na nim zadano Jezusowi najwięcej ran, najwięcej Krwi tu zostało wylane. Na tym przystanku bowiem do­konuje się biczowanie, cierniem ukoronowanie, okrycie na pohań­bienie czerwonym żołnierskim płaszczem, ukazanie Jezusa ludowi, słynne "Oto człowiek" i zapadnie wyrok.

Niewielu porywa się, by opisać te męki, opisują raczej narzędzia tortur, prymitywizm oprawców. Wobec przeogromnych mąk biczowania i cierniem ukoronowania świat raczej zachowuje milczenie, adorację, kontemplację. Po ubiczowaniu i cierniem ukoronowaniu rozegrał się największy dramat. Piłat wyprowadził Pana Jezusa w czerwonym płaszczu, z trzciną w ręce "na ganek" i pokazał go ludowi ze słowami; "Oto człowiek". Przypuszczał, że tłum oniemieje z wrażenia i poruszony litością będzie głosował za uwolnieniem. Niestety. Oniemiał nie tłum, ale Piłat słysząc krzyki: "Na krzyż, na krzyż z Nim". Umywa ręce, wydaje wyrok. Złość, nie­nawiść przekroczyła tu wszelkie granice i odniosła tryumf. MIŁOŚĆ będzie przygwożdżona do krzyża.

Dlaczego wyliczyłem te cztery przystanki w Jezusowej drodze Wielkiego Piątku? Bo na każdym odbywał się sąd nad Jezusem i na każdym mógł być uwolniony. Piłat już za pierwszym razem mógł tego dokonać. Mógł i Herod, tym bardziej, że nie czuł nienawiści do Jezusa, ale ciekawość do "proroka i jego nauki". Tłum powinien uwolnić Jezusa, który "leczył ich choroby", a nie Barabasza "złoczyńcę". I czwarta szansa zmarnowana. Zaślepieni nienawiścią nie widzą ran, cierniowej korony, płaszcza, trzciny, nie widzą "człowieka". Nie zdobędą się na słowa litości, ale na zawistne "strać", "ukrzyżuj". I wyrok zapadł. A nienawiść jeszcze nie spoczęła. Pójdzie na Golgotę, by gdy Ciało będzie przygwożdżone sycić się widokiem mąk, cieszyć się własnym tryumfem i wyszydzać ukrzy­żowaną Miłość.

  1. A co Jezus ma w odpowiedzi na tę ludzką nienawiść.

Przebaczenie i modlitwę. Ledwo się krzyż podniósł w górę i na­prężyły się wszystkie członki Jezusa, oczy jego ogarnęły prześla­dowców - obdarowuje ich przebaczeniem i modlitwą "Ojcze, prze­bacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23,34). Są to pierwsze słowa Jezusa na Krzyżu.

Ile razy Jezus uczył o przebaczeniu. Kazał sobie przebaczać: "Przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu, aby także Ojciec wasz który jest w niebie przebaczył wam" (Ef 4,32). Kazał też modlić się o przebaczenie: "Przebacz nam nasze grzechy, jako..." Obecnie na krzyżu daje przykład takiego przebaczenia. Bo tylko z przebaczenia rodzi się dobro (tu najwyższe - zbawienie), a nie z zemsty, nie­nawiści, walki, odwetu.

Jezu! Dzięki Ci za przykład, dzięki Ci za słowa przebaczenia. Z tronu Twojego Krzyża niech będą dla mnie najświętszym pra­wem.

Jezus zostawia ludzkości największy dar, - swoją Matkę. "Niewiasto oto syn twój... Synu oto Matka twoja" (J 19,27). Uczył Jezus, że nieprzyjacielowi nie tylko trzeba przebaczyć. Trzeba mu zostawić dar: "Jeśli nieprzyjaciel twój cierpi głód, nakarm go..." (Rzym 12,19). Jakiż dar może jeszcze dać ukrzyżowany Jezus. Pła­szcz już pocięli, suknię zabrał ten, który wygrał w kości. Została mu Istota najbliższa. Jego Matka. I ją oddaje ludzkości za Matkę, a tym samym siebie za brata: "Ty im będziesz matką, a oni przez to będą moimi braćmi.

Chrystusie, bracie mój, bracie wszystkich Twoich wrogów.

Dzięki ci za dar synostwa wobec Twojej Matki i dar braterstwa z Tobą.

Daje ludzkości otwarte niebo. Dziwne, że do jego wrogów do­łączyli się również i współukrzyżowani: "Złorzeczyli mu nawet złoczyńcy, którzy z nim byli ukrzyżowani" (Mt 17,44). Jeden z nich nawróciwszy się, mówi: Panie, pomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa", a Jezus odpowiada "Dziś będziesz ze mną w raju"(Łk 23,42). I Jezus oddał ducha. Idzie do Ojca, nic w gronie aniołów, ale z łotrem, grzesznikiem, niczym ze znalezioną owieczką. Czy tylko łotrowi otworzyło się niebo?. Wszystkim, nawet grzesz­nikom, wrogom Chrystusa, jeśli przed śmiercią zdołają jak "dobry" łotr przyjęć łaskę nawrócenia. Chrystusie, daj mi łaskę nawrócenia i uczyń mnie jak tego łotra nawróconego towarzyszem Twoim na drodze do Ojca niebies­kiego.



Wyszukiwarka