POGRĄŻENI W SZAROŚCI
Opowiadanie jest sequelem do ZAGUBIONEGO SERCA.
Tytuł i link do oryginału: SURRENDER THE GREY
Autor: Emma Grant
Fandom: HP
Beta: Lasair i narumon :*
Korekta językowa: Lasair :***
Rating: NC-17
Para: Harry Potter/Draco Malfoy
Gatunek: romans, akcja, przygoda
Zgoda: jest
Ostrzeżenie: poza seksem nic „złego” się nie dzieje
Kanon: cóż, a komuś jest on do szczęścia potrzebny?
PROLOG
— Witaj, Draco.
Draco Malfoy zamarł, słysząc blisko siebie ten wyniosły i zimny głos. Taki, jakim go zapamiętał. Obrócił się i mocniej zacisnął wokół siebie poły zimowego płaszcza. Przywołał na twarz swój najbardziej ironiczny uśmieszek.
— Ojcze. Jak zawsze, miło cię widzieć.
— To już rok, odkąd ostatni raz mieliśmy tę przyjemność. Uciekasz przede mną. — Lucjusz potrząsnął głową, jak gdyby upominał niegrzeczne dziecko. Wyglądał dokładnie tak, jak w jego wspomnieniach.
Draco wyciągnął papierosa ze znajdującej się w kieszeni paczki i zapalił go machnięciem ręki. Spojrzał na twarz ojca, ale nie doczekał się żadnej reakcji na ten pokaz użycia magii bezróżdżkowej. Zaciągnął się głęboko i dmuchnął dymem w stronę Lucjusza.
— Złapanie mnie zajęło ci wieki.
— Jak widzę, ciągle chcesz popełnić samobójstwo. — Lucjusz machnięciem ozdobionej pierścieniami dłoni rozwiał unoszący się wokół niego dym. — Przyszedłem, żeby złożyć ci ofertę. Sugeruję, abyś wysłuchał mnie bardzo uważnie.
— Też się cieszę, że cię widzę, ojcze — wymamrotał Draco. Bardzo chciałby palić teraz skręta, zamiast papierosa. Na taka rozmowę czuł się zdecydowanie zbyt trzeźwy.
Lucjusz zignorował jego komentarz.
— Zwróciło moją uwagę, że jesteś związany z Harrym Potterem, który teraz przebywa w San Francisco.
— Nie masz pojęcia, o czym mówisz.
— Ale wiem, kiedy kłamiesz. Zawsze wiedziałem.
— Dlaczego obchodzi cię, kogo pieprzę? — Draco uniósł papierosa do ust.
— Jeśli chodzi o kogoś takiego, jak Potter, nie mogę udawać ślepego na perwersje mojego syna.
Draco uśmiechnął się złośliwie.
— Nie możesz znieść myśli, że rozkładam nogi przed Chłopcem, Który Przeżył?
Twarz Lucjusza zachmurzyła się, ale już po chwili mężczyzna zmusił się do chłodnego uśmiechu.
— Zapewne rozumiesz, jak ważny jest Potter. Wszystko zależy od tego, czy pozostanie pod wpływem zaklęcia tłumiącego w Ministerstwie Magii. Przebywa już w San Francisco zdecydowanie zbyt długo.
— Wkrótce wyjedzie — odpowiedział Draco. — To nie stanowi problemu. W poniedziałek wróci do ministerstwa i pracy pod czujnym okiem twoich marionetek.
Uśmieszek Lucjusza był istnym studium samokontroli.
— Jestem tu, aby złożyć ci ofertę, Draco. Do tej pory nie zrobiłeś nic, poza zwalczaniem moich prób odbudowy naszych stosunków...
— Ponieważ uparcie nazywałeś mnie przed matką zwyrodnialcem, obciągaczem kutasów, pedałem, dupodajką...
— ...ale jestem skłonny do jeszcze jednego wysiłku — kontynuował Lucjusz napiętym głosem. — Nie możemy dopuścić, aby Potter po raz kolejny wyrwał się spod naszych wpływów. Świat nie jest jeszcze gotowy na poznanie planów Czarnego Pana.
— I dlatego powinienem ci pomóc? Nie chcesz mi nawet powiedzieć, na czym te plany polegają. — Draco rzucił na chodnik niedopałek papierosa i zgniótł go obcasem buta.
Lucjusz postąpił krok do przodu, uniósł ubraną w czarną rękawiczkę dłoń i przesunął palcem po policzku syna.
— Wszystko we właściwym czasie, chłopcze. Jest coś, co chciałbym, abyś zrobił.
Draco nie cofnął się. Skrzyżował spojrzenie z chłodnym wzrokiem ojca.
— Nie zmieniłem zdania. Nie mam zamiaru...
— Wszystko, o co teraz proszę, to abyś pomógł w schwytaniu Pottera — przerwał mu Lucjusz. — Wiemy, gdzie jest. Złapiemy go bez problemu, ale jesteś nam potrzebny, żeby go kontrolować i nakłonić do współpracy.
Draco odwrócił się i w zamyśleniu zacisnął usta. Prawdę mówiąc, grał na zwłokę.
— Mogę cię zapewnić, że on wkrótce wróci do Wielkiej Brytanii — powiedział. — Sam go tam zabiorę, a potem... — Zaczerpnął ostrożnie powietrza. — Potem rozważę ponownie twoją ofertę.
Lucjusz uniósł brew.
— Moją ofertę?
— Nie zmuszaj mnie, abym się powtarzał, ojcze — odparł Draco, usilnie starając się utrzymać spokojny ton głosu. — Wątpię, aby twój ograniczony umysł mógł znieść wizję szczegółów.
— Mimo że doceniam twój entuzjazm — Lucjusz spuścił wzrok — nie będzie on już potrzebny. Plany się zmieniły. Nie potrzebujemy już twoich usług. — Draco zacisnął zęby. To była jego jedyna karta przetargowa. — Jedyne, czego od ciebie chcemy, to żebyś pomógł w pojmaniu Pottera. Zrobimy to dzisiaj w nocy. Kiedy będziemy go mieli, skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle.
Lucjusz pochylił się do przodu i pocałował syna w policzek. Draco poczuł na skórze zimny dotyk warg i opanował pragnienie, aby zadrżeć. Uśmiech ojca był chłodny. Przyglądał się synowi jeszcze przez chwilę, a potem odwrócił się i odszedł.
Draco poczekał, aż mężczyzna zniknie z zasięgu wzroku, po czym, przerażony, oparł czoło o ścianę najbliższego budynku. Musiał dokonać wyboru — takiego, który, jak miał nadzieję, da mu wystarczająco dużo czasu.
Draco usiadł gwałtownie na łóżku. Serce biło mu jak szalone, a buzująca w żyłach adrenalina sprawiła, że momentalnie się przebudził. Przycisnął dłonie do czoła.
Był w Londynie. Tamto już się skończyło. Ojciec nie dopadł Harry'ego. Wszystko było w porządku.
Materac obok niego ugiął się. Poczuł, jak ciepła ręka musnęła jego udo, więc obrócił głowę. Ciemne włosy Harry'ego, zaledwie widocznego spod kołdry, sterczały we wszystkich kierunkach. Draco zsunął nogi z łóżka, wahając się, czy zostawić jego ciepło. W pokoju panował okropny chłód.
— Draco? — usłyszał ciche mruczenie. — Dobrze się czujesz?
— Tak — szepnął. W ciągu ostatniego tygodnia miał koszmary kilka razy i zawsze śniło mu się to samo. Dokładnie identyczna rozmowa pomiędzy nim i ojcem, której rezultatu nie był w stanie zmienić. Podobnie, jak nie mógł pozbyć się wrażenia, że to jeszcze nie koniec.
Wstał i poszedł do kuchni Harry'ego. Szklanka wody, którą wypił, w zasadzie nie pomogła, ale przynajmniej miał pretekst, aby wyjść z łóżka i opóźnić moment powrotu do snu. Już drugi raz spał w mieszkaniu Pottera — być może to był powód jego niepokoju.
Skorzystał jeszcze z toalety i wślizgnął się z powrotem pod kołdrę. Harry obrócił się na drugą stronę, będąc teraz zwróconym do niego plecami i pochrapywał cicho. Draco zapatrzył się w sufit w nadziei, że może jednak nie uda mu się zasnąć.
ROZDZIAŁ I
21 lutego, 2004: sobota
Kiedy Draco się obudził, w powietrzu unosił się silny aromat kawy. Mężczyzna przesunął się pod kołdrą, nie chcąc jeszcze wstawać. Ciepło pościeli dodawało otuchy, a przez zasłony przesączało się delikatne światło. Tę część poranka lubił najbardziej. Wczesny świt, zanim będzie musiał wstać. Dzisiaj jednak była sobota, więc cieszył się, że będzie mógł spać do woli.
— Kawy?
Draco otworzył oczy i zobaczył pochylającego się nad nim Harry'ego — bez koszuli, rozczochranego, z parującym kubkiem w ręce. Przymknął powieki. Potter chyba nie oczekiwał, że wstanie właśnie teraz.
— Mmm... a może potrzebujesz motywacji, aby się obudzić? — Chłodna ręka wsunęła się pod kołdrę i pogłaskała jego udo. Draco pisnął i przekręcił się na drugą stronę. — Widzę, że humor ci z rana dopisuje — zażartował Harry. Draco usłyszał dźwięk odkładanego na pobliski stolik kubka i poczuł, że Potter wślizguje się do łóżka. Musiał zdjąć spodnie od piżamy, bo jego członek napierał na udo Draco. — W porządku, jeśli chcesz, możesz spać. Mnie to nie przeszkadza. — Zimna dłoń odnalazła jego biodro, a potem złapała miękkiego penisa. Draco zastanawiał się, czy nie zaprotestować, ale zrezygnował, gdyż wargi Harry'ego łaskotały jego szyję, a chłodne palce głaskały erekcję.
— Dzień dobry — powiedział, stając się pobudzony wbrew zamiarom powrotu do snu. Przeklęte palce Harry'ego. — Masz zimne ręce. — Potter zanurkował pod kołdrę i sekundę później penis Draco znalazł się w jego ustach. — Och, Boże. — Malfoy wciągnął gwałtownie powietrze i otworzył oczy. Potter nie zrobił tego od owej pamiętnej nocy w San Francisco, jak mu się wydawało, odległej o długie miesiące. W zasadzie Draco zaczął się zastanawiać, czy jeszcze kiedykolwiek to się powtórzy. — Jak miło — szepnął i odsunął kołdrę, aby Harry miał czym oddychać.
— Świetnie — powiedział Potter, uwalniając na moment usta, ale zaraz ponownie wsunął w nie penisa. Zdaniem Draco, stosunek ten był wyjątkowo niedbały, ale fakt, że robił mu to Harry rekompensował wszystko z nawiązką.
— Och... to coś z językiem... Rób tak jeszcze. — Harry zaczął poruszać się powoli, niespiesznie, ssąc penisa Draco w spokojnym tempie. Jego język wirował wokół główki, podczas gdy dłoń złapała podstawę erekcji. Draco zacisnął mocno dłonie nad głową i westchnął. — Fantastycznie.
Harry przez dłuższy czas utrzymywał powolny i stabilny rytm. Draco mógłby leżeć tak godzinami, z delikatnie ssanym penisem, jądrami pieszczonymi przez niewprawne palce i śliną spływającą w dół jego erekcji. W końcu ruchy Harry'ego stały sie trochę nieskoordynowane, pewnie dlatego, że zaczynała boleć go szczęka. Będą musieli popracować nad jego wytrzymałością.
— Chcesz, żebym skończył?
— Tak — chrząknął Harry. Nawet jego głos brzmiał na zmęczony.
— Włóż palce...
Potter rozsunął mu uda i Draco poczuł jeden mokry opuszek sondujący jego wejście. Zadrżał, czując bolesne draśnięcie. Musi uprzedzić Harry'ego, żeby dokładniej obcinał paznokcie. Ale teraz, jeśli będzie ostrożny... — Zegnij palec i potrzyj... — Harry odnalazł odpowiednie miejsce, w efekcie czego Draco gwałtownie zaczerpnął powietrza. — Och, właśnie tak... ssij mocniej... Boże... — Palec Pottera naciskał na jego prostatę, usta pracowały intensywniej i oczy Draco praktycznie obróciły się w głąb czaszki.
Gdy przebiegła przez niego fala orgazmu, jego słowa stały się niezrozumiałe. Harry zesztywniał, gdy Draco doszedł, a potem zamarł w kompletnym bezruchu. Malfoy założył, że kończenie w ustach jest świetnym pomysłem, ale, być może, powinni wcześniej o tym porozmawiać. Niestety, było już za późno.
— Boże, Harry — powiedział, ignorując fakt, że Potter niezgrabnie obejmował wargami jego penisa, najwidoczniej próbując zdecydować, co zrobić z nasieniem. Draco nie otwierał oczu, dopóki nie wydało mu się, że Harry zdołał przełknąć. — Było cudownie.
— Cieszę się — odparł Potter i usiadł obok niego. Draco uniósł powieki. Usta Harry'ego były wilgotne i obrzmiałe, a twarz zaczerwieniona. Jego twarda erekcja muskała mu udo.
Draco uśmiechnął się.
— Mam zwrócić przysługę?
Niewytłumaczalnie, Potter się zarumienił.
— Nie, naprawdę nie musisz.
— Żartujesz? — Draco roześmiał się głośno, ale zaraz zrozumiał, że Harry wcale nie udawał. Objął dłońmi jego twarz i przyciągnął go do pocałunku. — Chcę sprawić, że dojdziesz — szepnął tuż przy jego wargach. — Powiedz, czego sobie życzysz.
Harry jęknął mu prosto w usta i wsunął kolano między uda. Wyciągnął rękę po leżącą na brzegu łóżka różdżkę.
Potter był zaskoczony, kiedy dowiedział się, jak wiele zaklęć może być pomocnych przy seksie analnym: nawilżające, antywirusowe, rozciągające, oczyszczające. Noc wcześniej Draco wsunął czubek swojej różdżki do jego tyłka i wymamrotał zaklęcie, które sprawiło, że oczy Harry'ego rozwarły się wręcz komicznie.
Teraz Potter je powtórzył, dotykając wejścia Draco samym koniuszkiem różdżki.
— Nie tak, musisz ją włożyć do środka — szepnął Malfoy, rozsuwając nogi trochę szerzej. — Inaczej tylko... — Harry wsunął w niego różdżkę na kilka dobrych centymetrów i Draco zaczerpnął gwałtownie powietrza. — Ostrożnie!
— Przepraszam — mruknął Harry. — Jak głęboko?
— Tak jest dobrze. Właściwie to nieco perwersyjne.
Potter zachichotał i szepnął:
— Elutus.*
Czując przepływ magii, Draco nie mógł się powstrzymać i zamknął oczy. Zaklęcie to było dla niego jak element gry wstępnej, prezerwatywy i mugolskie nawilżacze nie mogły z tym konkurować.
Harry wsunął różdżkę odrobinę głębiej, po czym wycofał ją powoli. Po chwili ponownie wsunął do środka.
— Chcesz, żebym przestał? — zapytał.
Draco uśmiechnął się.
— Podoba ci się pieprzenie mnie swoją różdżką, prawda?
— Tak — odparł Potter, nie odrywając oczu od miejsca między udami Malfoya.
— Dlaczego?
— Nie wiem. Pewnie dlatego, że ogólnie podoba mi się pomysł pieprzenia ciebie.
— Mnie też podoba się pomysł pieprzenia ciebie — powiedział Draco, unosząc brew.
Policzki Pottera przybrały ujmująco różowy kolor.
— Wiem. — Harry uciekł spojrzeniem.
— To nie musi boleć.
— Jasne, powtarzaj mi to. — Harry wyjął różdżkę z tyłka Draco i skierował ją na swojego penisa. — Madefio** — powiedział i spojrzał na kochanka, na jego pociemniałe i szeroko otwarte oczy. — Wszystko w porządku?
Draco nie kontynuował tematu, uśmiechając się w zamian.
— Jak mnie chcesz?
Harry, ku uldze Malfoya, odwzajemnił uśmiech.
— Może na czworakach?
— A co powiesz na to? — zapytał Draco, odwracając się na brzuch. — W ten sposób będzie dużo ciaśniej.
Poczuł, jak Harry klęka nad nim okrakiem, a mokry czubek jego penisa wciska mu się między pośladki. Zmusił się do odprężenia. Potter wtargnął w niego jednym płynnym ruchem. Był na tyle duży, że przez chwilę bolało, ale doznanie nie było całkiem nieprzyjemne — mocne rozciągnięcie, wypełnienie, nacisk na interesujące miejsca.
— Boże, naprawdę ciasno — jęknął Harry. — Jesteś taki ciepły, cieplejszy niż... — przerwał i zaczął się poruszać.
Draco ucieszył się, że Potter nie skończył zdania. Zamiast tego skupił się na uczuciu, jak Harry przesuwa się tam i z powrotem, na płynnym ruchu penisa wewnątrz siebie, na dźwięku oddechu kochanka nad sobą.
— Dobrze ci? — spytał Potter.
— Mmm... tak — mruknął Draco. — Jest cudownie. — Nie zamierzał dojść drugi raz i miał nadzieję, że Harry tego nie oczekuje.
Na szczęście Potter wydawał się wystarczająco bliski własnego orgazmu, aby interesować się czymkolwiek innym. Draco skupił się na zaciskaniu mięśni zgodnie z rytmem pchnięć partnera, aż ten w końcu, oddychając ciężko, opadł na jego plecy, żeby się uspokoić.
Draco chciał tak przez chwilę pozostać: z penisem Harry'ego w sobie, jego ciężarem wgniatającym go w materac, światłem słońca igrającym na pościeli. Potter jednak pokręcił się trochę, wysunął z niego i wstał z łóżka. Draco westchnął. Jego tyłek był teraz niewygodnie rozluźniony i mokry, do tego był w tym uczuciu osamotniony. Jeśli nauczył się czegoś w ubiegłym tygodniu, to właśnie tego, że Harry nie był typem, który po stosunku lubi się przytulać.
Nie otwierał oczu, łudząc się, iż jeśli pozostanie nieruchomy, Potter wróci. Usłyszał, jak otwierają się drzwi łazienki, a potem szum wody. Zastanowił się, czy powinien poczuć się urażony, że pierwszą rzeczą, jakiej Harry chciał po seksie, było zmycie wszelkich jego śladów. Do tego był teraz zimny — kołdra została zepchnięta na podłogę. Uniósł się, aby jej poszukać i podrapał się po brzuchu.
— Dobrze, że wstałeś — powiedział Harry, stojąc w wejściu do łazienki. — Jeśli chcesz, możesz wziąć prysznic pierwszy.
Draco czuł, jak jego wargi nadymają się.
— Nie wstaję.
— Jest dziewiąta trzydzieści.
— No i?
— Mamy być u Hermiony o dziesiątej.
Draco zamknął oczy i opadł z powrotem na materac. Śniadanie. Zupełnie zapomniał.
— Musimy iść?
Nastała chwila ciszy.
— Ona na nas czeka.
— Ona czeka na ciebie. Ja nie zostałem zaproszony.
— Oczywiście, że tak — zapewnił Harry.
— Fakt, że stałem obok, kiedy cię zapraszała, wcale nie znaczy, że zaprosiła także mnie.
— Powiedziała was obu — odciął się Potter. W jego głosie pobrzmiewało zdenerwowanie. Draco otworzył oczy i zobaczył, że Harry stoi oparty o framugę, z rękami skrzyżowanymi na nagiej piersi. — Jak mogłaby zaprosić tylko mnie, widząc, że stoisz tuż przed nią?
— Ponieważ mnie nienawidzi — mruknął Draco, wiedząc, że przegrywa w dyskusji i będąc gotowym, w razie konieczności, uciec się do dziecinnych argumentów.
Harry westchnął.
— Wcale nie, ona tylko... nie miała okazji cię poznać.
— Powinienem iść do domu — odparł Draco. — Manny na pewno się martwi.
— Myślę, że Manny potrafi się domyślić, gdzie jesteś — powiedział Harry. — Wiedział, że wczoraj wieczorem wychodzimy razem. Powiedziałeś mu to przy obiedzie i kazałeś nie czekać. — Wargi Harry'ego wykrzywiły się w uśmiechu.
Draco spojrzał w sufit. Nie miał szans na wygraną. Może jednak, w jakiś sposób, uda mu się obrócić sytuację na swoją korzyść.
— Co dostanę, jeśli z tobą pójdę?
Potter wydał z siebie coś na kształt parsknięcia.
— Moją dozgonną wdzięczność.
Draco przetoczył się na bok i uśmiechnął do Harry'ego w sposób, który, miał nadzieję, wyglądał na ujmujący.
— Nie chcę iść na śniadanie z Granger i jej potomstwem Weasley, ale zrobię to... za pewną cenę. — Skrzywił sugestywnie usta.
Na wargach Pottera pojawił się sarkastyczny uśmiech. Draco zdążył go już polubić.
— Tobie zawsze chodzi o seks.
— Czy ja powiedziałem cokolwiek o seksie? — Draco przybrał niewinny wyraz twarzy.
Harry wywrócił oczami, ale było to tylko pozą, bo usilnie próbował się nie roześmiać.
— Dzisiaj wieczorem i tak planowałem znowu cię pieprzyć. Czego chcesz poza tym?
— Och, jestem pewien, że coś wymyślę.
— Oczywiście, jasne — westchnął Harry. — A teraz weź prysznic, dobrze?
***
O dziesiątej dziesięć wyszli z kominka w mieszkaniu Hermiony Granger. Draco otrzepał się z kurzu, próbując nie marszczyć brwi. Dopiero co wyczyścił ubranie zaklęciem Chłoszczyść, ponieważ miał je na sobie już drugi dzień, a dzięki nieumiejętności zakładania przez Granger uroków odkurzających, musiał zrobić to ponownie.
Harry wydawał się nieporuszony z powodu pokrywającej go cienkiej warstwy popiołu.
— Hermiona?
Draco rozejrzał się wokół i uświadomił sobie, że dom wygląda na pusty. Pełen nadziei zwrócił się do Harry'ego.
— Być może zapomniała. Ciągle możemy pójść do tej miłej, małej kawiarenki...
Głośny, dochodzący z góry huk sprawił, że obaj spojrzeli na sufit. Minutę później Granger-Weasley, jak przypominał mu Harry, zawsze potem dodając: „ale mów do niej Hermiona, dobrze?”, zeszła po schodach, zawinięta w pomiętą szatę i z wyrazem twarzy zbliżonym do przerażenia.
— Hej — powiedziała, zagryzając dolną wargę. — Tak mi przykro, zaspałam. Włączę ekspres.
— Dobrze się czujesz? — zapytał Harry.
— Tak, tak — odparła, nie patrząc na nich i ruszyła w stronę kuchni. — Miałam nastawić budzik, ale wyleciało mi z głowy i... — Szklany pojemnik z kawą wyślizgnął jej się z rąk i rozbił o podłogę. — Do diabła!
— Nic się nie stało, Hermiono — powiedział Harry, podchodząc bliżej i dotykając jej ręki. — Jesteś pewna, że wszystko z tobą w porządku?
— Tak. Ja tylko... Gdzie moja różdżka?
— Nic się nie stało — powtórzył Harry i wyjął z kurtki własną różdżkę. Skierował ją na stos szklanych kawałków. — Reparo. — rzucił. — Gdzie dzieci?
Hermiona podniosła z podłogi naprawiony słoik i wzięła głęboki oddech.
— Molly zabrała je na weekend. — Nabrała łyżką zmielonej kawy i wsypała ją do mugolskiego ekspresu, po czym wlała wody do pojemnika. — Robi tak od czasu do czasu, żeby dać mi chwilę dla siebie. — Zaległa niezręczna cisza, w czasie której Hermiona skończyła nastawiać ekspres i włączyła go. Odwróciła się do nich i chyba dopiero wtedy dostrzegła Draco. — Dzień dobry — powiedziała beznamiętnym głosem.
Draco zmusił się do uśmiechu.
— Jak dotychczas. Nie chcemy robić problemu. W sumie moglibyśmy pójść...
— Nonsens — warknęła, teraz już z miną pełną determinacji. — Po prostu zjemy śniadanie odrobinę później. — Wskazała na kanapę. — Proszę, czujcie się jak u siebie. Ja pójdę się ubrać — dodała i deportowała się z cichym dźwiękiem.
— Wygląda na to, że przyszliśmy w niewłaściwym momencie — rozważał Draco. — A ty się bałeś, że się spóźnimy.
Harry zmarszczył brwi.
— Ona ma zwykle wszystko gotowe, zanim się zjawię. Coś musi być nie w porządku.
Malfoy usiadł na kanapie.
— Słyszałeś, weekend bez dzieci. Pewnie nieczęsto ma okazję się wyspać.
Potter zajął miejsce obok Draco, opierając się o jego ramię.
— Tak sądzę. Ale mówiłem ci, że się ciebie spodziewa. — Szturchnął go łokciem.
— Chyba że dobrze ukryła zaskoczenie.
— Robi nawet dla ciebie kawę. Nie wiedziałem, że w ogóle ma ekspres. Czyż to nie miłe?
Draco spojrzał na niego groźnie.
— To w niczym nie zmienia naszej umowy, wiesz?
— Zobaczymy. Ale i tak masz się zachowywać.
— To akurat nie było częścią umowy.
— Naprawdę? — Uśmiech Harry'ego był wspaniały i Draco poczuł niewielkie ukłucie w żołądku. Potter patrzył na niego niemal zapraszająco, więc pochylił się, aby go pocałować.
— Ups. Nie zwracajcie na mnie uwagi. — Hermiona pojawiła się ponownie, tym razem ubrana w dżinsy i spraną koszulkę FCUK. Gęste włosy miała zarzucone do tyłu.
Harry odsunął się od Draco.
— Możemy pomóc?
— Nie, nie — powiedziała Hermiona. — Zaraz wszystko nastawię i będziemy mogli napić się kawy. — Wskazała różdżką na lodówkę, potem na kilka szafek i wymruczała zaklęcia. Różne przedmioty przeleciały wokół kuchni, tuż nad jej głową, z niebezpieczną prędkością: jajka wybiły się na patelnię i zaczęły się smażyć, dwie kromki chleba pożeglowały do tostera, a kilka następnych ustawiło się w kolejce, czekając cierpliwie na swoją kolej. Puszka pieczonej fasolki otworzyła się i opróżniła swoją zawartość do czekającego garnka, a talerze i sztućce ułożyły się starannie na stole. Hermiona machnęła różdżką w stronę ekspresu i dzbanek posłusznie nalał kawy do trzech kubków, które pojawiły się obok niego. Zabrała je do salonu, a dzbanuszek ze śmietanką i cukierniczka podążyły za nią.
— Zrobione — powiedziała. Wręczyła gościom kubki i usiadła na krześle.
— Nieźle — pochwalił Draco. Nigdy w życiu jeszcze nie widział, aby ktoś skoordynował tak wiele zaklęć kulinarnych. — To było imponujące.
Hermiona zdawała się nie wiedzieć, co zrobić z tym komplementem.
— Powinieneś zobaczyć, jak zmieniam pieluchy. Dobrze się wczoraj bawiliście?
Harry zarumienił się i nagle zaczął wykazywać wielkie zainteresowanie dodawaniem cukru i śmietanki do swojej kawy.
— Tak — odpowiedział Draco, odwracając się, aby spojrzeć na Hermionę. — Mieliśmy cudowną kolację. Najlepsze curry, jakie jadłem od wieków.
Kobieta zaśmiała się.
— Harry zna wszystkie najlepsze indyjskie restauracje. — Zerknęła na przyjaciela, ale odwróciła wzrok, kiedy zrozumiała, że ciągle jeszcze nie pozbył się zakłopotania. Draco rozejrzał się dokoła, aby znaleźć nowy temat do rozmowy, lecz jego umysł okazał się zadziwiająco pusty. — Przyzwyczaiłeś się już do zmiany czasu? — zapytała Hermiona, unosząc kubek do ust.
— Staram się — odparł Draco. Był zaskoczony, widząc ją w niedzielę na Heathrow. Oczywiście, bał się okropnie. Nie wiedział, czy gdy tylko się pojawi nie zostanie ogłuszony, choć Manny zapewniał, że do tego nie dopuści. Hermiona jednak zareagowała na jego pojawienie się spokojnie i nawet odprowadziła go do hotelu.
Harry odchrząknął, przerywając ciszę.
— A ty... jak spędziłaś wieczór?
— Dzień dobry — usłyszeli. Odwrócili się i zobaczyli schodzącego ze schodów Manny'ego.
Draco uśmiechnął się do swojej kawy.
— Masz odpowiedź na swoje pytanie.
Manny rzucił mu oszołomione spojrzenie, kiedy przemierzał pokój, aby stanąć obok czerwieniącej się kobiety.
— Jakie pytanie?
— Kawy? — zapytała Hermiona, wstając i zderzając się w efekcie z Mannym.
— Jasne — odparł mężczyzna i siadł obok Draco na kanapie.
Manny również miał na sobie to samo ubranie, co wczoraj na spotkaniu, a jego włosy były zupełnie rozczochrane. Draco oparł się pragnieniu, aby mu dokuczyć i tylko się uśmiechnął. Manny odwzajemnił uśmiech i uniósł brwi. Była to znana Malfoyowi mina, znacząca: „Co za noc!”
— Aż tak dobrze, co? — zapytał.
Harry szturchnął go, ale Draco go zignorował.
Hermiona pojawiła się po chwili, wydając się odrobinę bardziej opanowana. Wręczyła Manny'emu kubek i ponownie usiadła na swoim krześle.
— Jeden z nas powinien prawdopodobnie pojawić się dzisiaj w mieszkaniu i podlać kwiaty — zażartował Draco.
Manny roześmiał się.
— Och, wątpię, aby zwiędły w ciągu jednego dnia.
— Nie wiem, niektóre z nich są raczej kapryśne. — Manny zachichotał, ale Draco był boleśnie świadomy, że są jedynymi osobami, które całą sytuację postrzegają jako zabawną. Harry ponownie wbił spojrzenie w kubek z kawą, a Hermiona studiowała swoje paznokcie. Westchnął tak dramatycznie, jak tylko potrafił. — Dobra, powiem to, skoro nikt inny nie chce. — Gdy wszyscy na niego spojrzeli, kiwnął głową w stronę Harry'ego. — On pieprzył mnie zeszłej nocy i, żeby być szczerym, drugi raz rano. — Odwrócił głowę od Pottera, gapiącego się na niego z otwartymi ustami. — Manny pieprzył wczoraj ją i pewnie wyprawiali też inne rzeczy, o których nie będziemy dyskutować. Kiedy tu przyszliśmy, prawdopodobnie byli w trakcie. — Hermiona jęknęła cicho i zarumieniła się jeszcze bardziej. Draco zwrócił się teraz do Manny'ego, który zagryzał wargę, próbując się nie roześmiać. — My pieprzyliśmy się regularnie. I nieważne, jaka jest prawda, każdy myśli, że Harry i Hermiona robili to samo w szkole. — Draco ruchem ręki zatrzymał chcącego zaprotestować Pottera. — Sedno w tym, że każdy z nas uprawiał seks z każdym i wszyscy o tym wiemy. Już za późno, żeby się tym przejmować. — Harry wzruszył ramionami, po raz kolejny wbijając wzrok w swoją kawę. Hermiona zachichotała, rzucając ukradkowe spojrzenie Manny'emu. Draco nie mógł się opanować. — Czyli robiliście to, kiedy przyszliśmy?
Łokieć Pottera po raz drugi wbił się w jego bok, ale zignorował to. Hermiona z uśmiechem skinęła głową. Innej odpowiedzi Draco nie potrzebował.
***
— I myślę, że do treningu opierania się zaklęciu tłumiącemu powinniśmy włączyć więcej urzędników — powiedziała Hermiona, splatając dłonie nad pustym talerzem. — Zaklęcie wpływa na wszystkich, więc nie rozumiem, dlaczego pracownicy niżsi rangą mieliby zostać wykluczeni.
— Jednocześnie poradzimy sobie tylko z ograniczoną liczbą ludzi — sprzeciwił się Manny. — Według planu mamy wyszkolić wyższe kadry, które potem zajmą się swoimi podwładnymi.
Hermiona potrząsnęła głową.
— Nie jestem przekonana, czy do tego dojdzie. Połowa z nich nawet nie wierzy, że to prawda.
Draco czuł, jak zaciska mu się szczęka. Jemu, oczywiście, nie wierzyli. Wiedział, że to z powodów osobistych. I jeśli tu zostanie, zawsze tak będzie.
— To nie jest łatwe — powiedział Harry. Malfoy uniósł wzrok, aby spotkać jego oczy, ale Potter unikał jego spojrzenia. — Bass jednak wierzy, a pracownicy są mu lojalni.
— Ale Fallin nie wierzy — rzuciła Hermiona i zmrużyła oczy. — A Bass nie będzie sprzeciwiał się Ministrowi Magii.— Brwi Harry'ego uniosły się, na co przyjaciółka westchnęła. — Nie wściekaj się, uważam, że Bass jest świetnym facetem i wspaniałym szefem, ale za bardzo pozwala Fallinowi wtrącać się w swoją pracę.
— I Bass pozwoli Fallinowi wziąć za to odpowiedzialność, gdy już dowiedziemy, że mamy rację — powiedział Harry. — To ważne, Hermiono. Udowadnia, że śmierciożercy manipulują ministerstwem pod nosem samego ministra. Oczywiście sprzeciwi się, aby te informacje pojawiły się w gazetach.
Draco parsknął i wszyscy spojrzeli na niego.
— Myślisz, że gazety dowiedzą się czegokolwiek, nawet jeśli udowodnimy, że mamy rację? Ciężko mi uwierzyć, że brytyjska czarodziejska prasa zmieniła się aż tak bardzo w ciągu pięciu lat.
Harry westchnął i odsunął się od stołu. Wyglądał na zmęczonego.
— Nie, nie zmieniła się.
— Robisz jakieś postępy w samodzielnym opieraniu się tłumiącemu zaklęciu? — zapytał Manny.
Potter wzruszył ramionami.
— Tak, pomogło mi, że na jakiś czas wyjechałem. Nie wiedziałbym, jakie to skomplikowane, gdybym nie poczuł różnicy.
— Nie jest łatwo je zablokować — powiedział Draco łagodnym głosem. — Może nie aż tak trudno, jak Imperiusa, ale podobnie.
— Ale to jednak coś, czego muszę być stale świadomy. — Harry westchnął. — Stawianie oporu zaklęciu wyczerpuje i przeszkadza w koncentracji.
— Właśnie na tym polega jego działanie. Manny i ja również musimy się bardzo starać, aby mu się oprzeć.
— To nie to samo. Nie spędzacie tyle czasu w ministerstwie.
Draco opanował impuls rozdrażnienia. Był niemal zaskoczony zmiennym nastrojem Pottera w ciągu ostatniego tygodnia. W San Francisco nie wydawał się taki ponury. Był sympatyczny, pewny siebie, silny, a nawet czarująco zaborczy. Lubił to w swoich chłopakach. To on w związku był tym żądnym uwagi i kapryśnym. Dla drugiej osoby o takim charakterze nie było już miejsca.
Teraz naprawdę, naprawdę potrzebował papierosa.
Hermiona odsunęła się od stołu i rzuciła kilka zaklęć. Talerze poszybowały do kuchni, potrącając się, aby znaleźć miejsce w mugolskiej zmywarce. Draco zaczął doceniać te urządzenia, kiedy mieszkał w Stanach, ale jeszcze nigdy nie widział jednego z nich w domu brytyjskiego czarodzieja.
Harry patrzył przed siebie przez długą chwilę, po czym przeprosił, wstał od stołu i zniknął w łazience.
— Co mu tak naprawdę jest? — zapytała Hermiona, gdy przyjaciel znalazł sie poza zasięgiem jej głosu.
Draco wzruszył ramionami. Nie czuł się wygodnie, rozmawiając z kimś o Harrym. Manny na szczęście zrozumiał sygnał i rozproszył kobietę, wyciągając rękę i chowając zabłąkany kosmyk włosów za jej ucho. Hermiona odwróciła się do niego i pocałowali się.
Malfoya ogarnęła emocja, jakiej nie doświadczył już od dłuższego czasu. Manny szepnął kilka słów, których nie dało sie dokładne usłyszeć i Hermiona zachichotała. Draco zacisnął zęby i zamknął oczy.
Nie czuł zazdrości. Oczywiście kiedyś był w Mannym Padilli zupełnie, całkowicie i do szaleństwa zakochany. Uczciwie mówiąc, pewnie już zawsze będzie miał do tego mężczyzny sentyment. Starał się nie pamiętać, jak bolało, kiedy Manny powiedział mu, że to się nie uda i nie, nie odwzajemnia jego uczuć. Wspomnienie chwili, gdy Draco wypowiedział te dwa słowa, wbrew woli przepłynęło przez jego umysł.
Czyjeś dłonie nacisnęły lekko na jego ramiona od tylu. Draco poczuł na policzku wargi Harry'ego. Otworzył oczy i zobaczył, że wszyscy na nich patrzą. Manny pochylił głowę i posłał mu figlarny uśmiech. Draco zmusił się, aby go odwzajemnić i złapał Pottera za rękę.
Harry był kimś, kogo mógłby pokochać. Uważał też — miał nadzieję, wierzył w to — że Harry, wbrew przeszłości, również mógłby go pokochać. W rzeczywistości dla tej nadziei zaryzykował wszystko.
Potter uścisnął jego dłoń.
— Dziękujemy za śniadanie, Hermiono — powiedział.
Malfoy opanował pragnienie, aby wywrócić oczami w niewymownym geście. Potter miał wiele „mężowskich” nawyków i w ciągu ostatniego tygodnia zaczął je na Draco stosować. W pewien sposób było to urocze, ale czasami także irytujące.
— Było miło i, dla odmiany, cicho — odparła Hermiona z uśmiechem. — Prawie sie boję, co będzie, jak te małe diabły wrócą do domu.
— Koniec z seksem na stole w salonie, co? — zażartował Draco. Oczy Manny'ego na moment otwarły się szeroko, po czym mężczyzna zaczerwienił się i uciekł spojrzeniem.
— Taa... Więc... — wymamrotał Harry, puszczając rękę Draco.
O cholera! Wcale nie chciał przywoływać wspomnienia owej nocy, kilka tygodni temu, kiedy udało mu się namówić Manny'ego na jeszcze jeden numerek. Mimo to miło było widzieć, że ciągle jest w stanie zawstydzić byłego kochanka i wywołać w Harrym zazdrość. Uśmiechnął się szeroko.
Hermiona, nieświadoma napięcia, zwichrzyła Manny'emu włosy.
— Z pewnością miałam na myśli coś wygodniejszego. — Ruszyli w stronę kominka, gdzie Hermiona, ku zdziwieniu Draco, pocałowała go w oba policzki. Zignorowała jego minę i podeszła do Harry'ego. — Draco, potrafisz rzucić prawidłowo Depilo, prawda? — zapytała, zmrużonymi oczami przyglądając się twarzy przyjaciela.
— Oczywiście — odparł Malfoy.
— To dobrze — powiedziała i pocałowała Harry'ego delikatnie w usta. — Ktoś musi o niego dbać.
W odpowiedzi Potter zrobił obrażoną minę, ale się nie odezwał.
— Będziesz wieczorem w domu? — spytał Manny.
Draco wzruszył ramionami.
— Harry zarezerwował stolik na kolację. Nie wiem, co będziemy robić później.
Manny, słysząc te słowa, uniósł brew i uśmiechnął się, za co Hermiona szturchnęła go łokciem i wywróciła oczami.
***
Zanim podjął decyzję, Draco przez długą chwilę przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze.
— Dissimulo.*** — Obraz w lustrze zamigotał, przekształcił się, pociemniał i już po chwili Malfoy patrzył na siebie zupełnie innymi oczami. Uśmiechnął się. Harry'emu na pewno się spodoba. — Jestem gotowy! — zawołał. Wyszedł z łazienki i roześmiał się na widok miny kochanka.
— No, no — powiedział Harry, wyraźnie starając się nie gapić.
— Wyglądam dobrze?
— Tak — odparł Potter, krzywiąc wargi w uśmiechu.
Draco zawsze rzucał na siebie zaklęcie kamuflujące, kiedy wychodzili w miejsca publiczne i każdego wieczoru wybierał coś innego. Dzisiaj był wyjątkowo przystojnym, czarnoskórym mężczyzną, z krótkimi dredami na całej głowie. Zrobił krok do przodu i uśmiechnął się do Harry'ego uwodzicielsko.
— Chodź tu. — Potter zagryzł wargę i wyciągnął rękę, aby dotknąć jego twarzy, a potem go pocałował. Pieszczota była bardzo przyjemna. Nieustannie przyprawiała Draco o szybsze bicie serca. Gdzie Harry nauczył się tak całować?
— To zawsze jest takie dziwne — szepnął Harry tuż przy wargach Draco. — W dotyku jesteś jak ty, ale nie wyglądasz jak ty. — Potter położył ręce na jego głowie i uniósł spojrzenie. Widział szorstkie sploty, ale pod palcami czuł miękkie włosy Malfoya. Zamrugał z zaskoczenia, na co Draco się roześmiał.
— Nie mów mi, że nie lubisz urozmaiceń.
Potter wzruszył ramionami i pociągnął go w stronę drzwi.
— Chodźmy.
Z Sutherland Avenue skierowali się do stacji metra. Idąc, Draco skorzystał z okazji i zapalił papierosa, ignorując znaczące spojrzenie Pottera. Wiedział, że Harry chce, aby rzucił palenie. I chciał to zrobić, ale jego życie było teraz trochę za bardzo stresujące. I, jak na razie, Harry nie nalegał.
Spacer wzdłuż Warwick Avenue, w zimny, sobotni wieczór, okazał się całkiem przyjemny. Słońce zaszło już kilka godzin temu i ulica była bardzo cicha. Kilkoro ludzi, ubranych ciepło z powodu wilgotnej, zimowej pogody, zmierzało w tym samym kierunku, co oni. Draco zaciągnął się głęboko, przymykając oczy w reakcji na uspokajające działanie nikotyny. Nie był w stanie zrozumieć, w jaki sposób udało mu się uzależnić od tego mugolskiego świństwa. Być może ojciec, mówiąc o jego samobójczych skłonnościach, miał rację.
Skorzystali z linii Bakerloo do stacji Oxford Cirrus, gdzie przesiedli się, aby dotrzeć na Tottenham Court Road. Pracując w Nowym Jorku, Draco spędzał sporo czasu podróżując mugolskimi środkami transportu, ale nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jechał metrem. Wszystko wydawało mu się znajome, ale w sposób, jakby o tym śnił — długie ruchome schody, tłumy, śmieszne reklamy wzdłuż peronów. Doznanie sprawiło, że poczuł się niespokojny.
Kiedy ponownie wyszli na powierzchnię, zaczęło mżyć. Mimo pogody Oxford Street okazała się pełna ludzi i musieli lawirować, aby ominąć szczególnie zatłoczone miejsca. Harry pokierował ich tak, że opuścili ulicę i ruszyli w stronę Soho Square.
— Nie byłem tu od wieków — zauważył Draco, rozglądając się wokół. — Wzdłuż Greek Street było kilka fantastycznych pubów.
— Nadal są — odparł Harry, prowadząc go na sam koniec Greek Street. — I właśnie tutaj jemy kolację.
Draco uniósł wzrok ponad wejście do restauracji, gdzie widniała nazwa „The Gay Hussar”.**** Zerknął na Pottera z uniesioną brwią.
— Jak trafnie.
— Peggy, asystentka Hermiony, musiała pociągnąć za kilka sznurków, żeby dostać rezerwację w tak krótkim czasie.
Draco parsknął.
— Myślę, że także potrzebuję osobistego asystenta.
W środku restauracja okazała się ciepła i kameralna, a każdy stolik był odseparowany od innych. Posadzono ich w pobliżu wąskich schodów i wręczono im menu.
Draco spojrzał na ciągnące się od podłogi do sufitu półki z książkami.
— Jak znalazłeś to miejsce?
— Brat Rona, Charlie, uwielbiał tę restaurację. — Harry uśmiechnął się i rozejrzał po niewielkiej sali. — Powiedział, że serwowane posiłki są tu najbliższe tym z rumuńskich restauracji z domowym jedzeniem.
— Coś do picia? — zapytał kelner. Był to duży, dobrze ubrany mężczyzna, mówiący z akcentem, który podkreślał wschodnioeuropejski charakter restauracji.
— Możesz wybrać wino? — zapytał Harry, nie unosząc wzroku znad swojego menu.
Draco uśmiechnął się. Potter wybrał wino na ich pierwszej oficjalnej randce na początku tygodnia, skutkiem czego dostali butelkę Amarone w parze z owocami morza, co okazało się katastrofalne. Malfoy naprawdę go wtedy wyśmiał, jęcząc w fałszywej ekstazie przy każdym łyku. Odtąd przy kolacji to on dokonywał wyboru. Dzisiaj wskazał na liście Bordeaux z późnego zbioru, na co kelner kiwnął głową i odszedł.
— Zupa wiśniowa? — zastanawiał się Draco, analizując listę dań.
— Jest niezła — odparł Harry. — Smakuje trochę jak jogurt.
Pięć minut później złożyli zamówienia i sączyli wino. Malfoy po cichu rzucił wokół ich stolika zaklęcie izolujące. Mugole ciągle mogli słyszeć głosy, ale ich rozmowa brzmiała dla innych na niewiarygodnie nudną.
— Więc, jak myślisz, jak długo Manny posuwa Granger? — zapytał Draco znad swojego kieliszka. Harry wydał z siebie dźwięk, jak gdyby się dławił i otworzył usta. — Przepraszam, Hermionę.
Usta Pottera zamknęły się, a potem znowu otworzyły, ale nie wydobyło się z nich ani jedno słowo.
— To chyba nie nasza sprawa, co? — powiedział wreszcie.
— Myślę, że od poniedziałku — ciągnął Draco. — Przez cały tydzień był irytująco radosny.
— Być może jest po prostu szczęśliwy — sprzeciwił się Harry. — Być może naprawdę ją lubi.
Draco miał już na końcu języka pytanie, o czym świadczyć może zmienny nastrój Harry'ego, jaki okazywał przez cały tydzień, ale zdołał się powstrzymać.
— Nie wiem. Regularny seks także mógłby uczynić go szczęśliwym.
Harry uśmiechnął się, jak gdyby wbrew własnej woli i zmienił temat.
Kelner ustawił między nimi misę z rybnymi kluseczkami, obdarzając ich przy tym dziwnym wzrokiem. Draco zlustrował pomieszczenie i zauważył ciekawskie spojrzenia więcej niż kilku osób.
— Chyba zaklęcie izolujące nie działa — szepnął, podnosząc widelec. — Ludzie się gapią.
Harry także rozejrzał się dokoła.
— Zauważyłeś, że jesteś tu jedynym czarnoskórym?
— Wiesz, pewnie jesteśmy tutaj także jedynymi homoseksualistami — powiedział Malfoy i nałożył sobie kluskę na talerz. Harry nie odpowiedział, więc Draco uniósł wzrok i zobaczył, jak jego kochanek wpatruje się w swoją porcję z dziwnym wyrazem na twarzy. — Nie rzucamy się w oczy. A może tak? — Draco posłał mu długie spojrzenie i zjadł kluskę.
— Myślę o zaklęciu tłumiącym — odezwał się wreszcie Harry. Przejechał opuszkiem palca po brzegu kieliszka. — Być może pomogłoby, gdybym wiedział więcej o tym, jak ono działa.
Draco zacisnął wargi.
— Harry...
— Wiem — powiedział Potter, nawet nie podnosząc wzroku. — I wiem też, że rozumiesz więcej, niż pozwoliłeś mi wierzyć.
Malfoy westchnął. Prawdę mówiąc, o samym zaklęciu nie wiedział niczego, co mogłoby być przydatne. O tym, o czym wiedział naprawdę, udało mu się dotychczas ujawnić tak mało, jak to możliwe i nie zamierzał tego zmieniać. Wmawiał sobie, że to dla dobra Harry'ego. No dobrze, głównie dla dobra Draco, co oznaczało to samo, przynajmniej według jego rozumowania.
— Wiem tylko tyle, ile już ci powiedziałem — odparł, skupiając się na swoim kieliszku. — Radzisz sobie świetnie, Harry. Lepiej, niż się spodziewałem.
— Jak na kogoś z wielką dziurą w pamięci? — Ton głosu Pottera był nienaturalny. — Nie masz pojęcia, jak to jest.
— Skąd wiesz, że nie? — odciął się Draco i natychmiast pożałował swoich słów. Nie chciał tego powiedzieć lub po prostu się nie zastanowił. Pogrzebał widelcem w swoim jedzeniu, mając nadzieję, że Harry odpuści temat.
Co też się stało, ku uldze Draco.
— Jak długo mieszkałeś w Nowym Jorku?
— Kilka lat — odparł Malfoy. — Wystarczająco, aby dość dobrze poznać miasto.
— Czyli byłeś tam jedenastego września?
Draco popatrzył na Harry'ego.
— Tak, miałem mieszkanie w East Village, więc całkiem blisko. To było straszne, ponieważ ciągle napotykaliśmy... — urwał i wbił wzrok w swój talerz. Prawie powiedział coś, co nie było odpowiednim tematem na rozmowę przy kolacji. — No i... A co najdziwniejsze, czułem przy tym coś w rodzaju déjà vu.
Harry kiwnął głową.
— Podobnie, jak każdy tutaj. To się stało niedługo po ataku śmierciożerców na Pokątną.
Draco zmarszczył brwi.
— Co?
— Nie słyszałeś? — spytał Harry z niedowierzaniem. Napił się wina i potrząsnął głową. — Zginęło ponad pięćdziesiąt osób, a jedna trzecia sklepów została zniszczona.
— Nic o tym nie wiem — odparł Draco, czując dziwne sensacje w żołądku. — Byłeś tam?
Harry otwarł usta, ale zaraz je zamknął.
— Nie — powiedział w końcu. — Dowiedziałem się później, że pomagałem w sprzątaniu i nawet wyciągnąłem kilku ludzi spod gruzów, ale niczego nie pamiętam. Dotąd sądziłem, że tylko zablokowałem wspomnienia, ale... Myślisz, że to wszystko się ze sobą łączy?
— Nie wiem — odpowiedział Malfoy. W ciągu ostatnich dni nie czuł się jak ktoś, kto cokolwiek wie.
Harry przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, zanim ponownie zmienił temat. Draco starał się nie wyglądać na kogoś, komu ulżyło.
Trochę więcej niż godzinę później wyszli z restauracji z przyjemnie pełnymi żołądkami, obaj zdecydowanie bardziej odprężeni. Draco oparł się pragnieniu zapalenia papierosa — nie chciał burzyć delikatnej równowagi, jaką osiągnęli rozmawiając o quidditchu. W zamian skupił się na tym, co zrobić z resztą wieczoru.
— Moglibyśmy pójść do jednego z klubów na Leicester Square. Albo do mnie, jesteśmy już prawie na miejscu. — Uwaga Pottera została przykuta przez mijającą ich parę transwestytów, więc Draco musiał powtórzyć sugestię.
— Nie wiem, czy mam ochotę na kluby. A co z Mannym?
Malfoy wzruszył ramionami.
— Pewnie ciągle jest u Hermiony i wyprawia z nią niegodziwe rzeczy, korzystając z nieobecności dzieci. — Potter, ku lekkiemu rozczarowaniu Draco, nie dał się sprowokować. — Jeśli tam będzie, możemy użyć kominka i udać się do ciebie. Choć on i tak nie miałby nic przeciwko.
Potter uśmiechnął się.
— Co najważniejsze, twoje mieszkanie jest bliżej
Draco ujął Harry'ego za rękę i kiedy ten się nie sprzeciwił, splótł ich palce razem. Ruszyli wzdłuż Greek Street prowadzącej do Shaftesbury Avenue. Chodnik wokół nich pełen był młodych ludzi w różnych stadiach upojenia alkoholowego. Dwie chichoczące dziewczyny, mijając ich, potrąciły Draco, który zdusił w sobie rozdrażnienie.
— Harry? To ty? — odezwała się jedna z owej nieszczęsnej pary, wbijając w Pottera oczy. Jej towarzyszka również się odwróciła, a na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
— Harry Potter! O mój Boże!
Harry puścił rękę Draco.
— Susan, Hanna — powiedział, lekko pobladły. — Nie widziałem was od wieków.
Malfoy zmrużył oczy, patrząc na stojące przed nim kobiety. Jedna miała twarz otoczoną kręconymi, jasnymi włosami, wystającymi spod obcisłej, wełnianej czapki w jaskrawych kolorach. Druga z nich ubrana była w spódnicę zdecydowanie za krótką, jak na panującą teraz pogodę. Obie uśmiechały się promiennie do Harry'ego.
— Wyglądasz świetnie — powiedziała blondynka — Susan? — podchodząc bliżej. Draco nigdy w Hogwarcie nie poświęcał zbyt wielkiej uwagi dziewczętom, a już szczególnie tym, które nie należały do jego domu. Wszystkie Puchonki wyglądały przecież podobnie: pucułowate policzki i pusty wyraz twarzy.
— Jakie masz plany na dzisiejszy wieczór? — zapytała Hanna, patrząc na Draco z zaciekawieniem.
Malfoy wiedział, że nie mogą go rozpoznać, widziały tylko to, na co pozwalało zaklęcie. Opanował szeroki, szyderczy uśmiech. Sytuacja mogła być zabawna.
Potter rzucił w jego kierunku kolejne nerwowe spojrzenie.
— Mmm... nic szczególnego... Wiecie...
Dziewczyny wpatrywały się w niego uparcie i Draco musiał się powstrzymać, żeby nie zrobić jakiegoś złośliwego komentarza. W zamian uśmiechnął się i najlepiej, jak potrafił, zamarkował teksański akcent Manny'ego:
— Hej, jestem Derek Malone. Skoro Potter to zbyt wielka pierdoła, żeby mnie przedstawić, muszę to robić sam.
Obie dziewczyny odwróciły się w jego stronę. Draco wyciągnął rękę, którą po kolei potrząsnęły. Nastał moment przepysznej niezgrabności, podczas którego Malfoy tylko się uśmiechał.
— Ty... jesteś Amerykaninem? — zapytała Hanna.
Ha!
— Tak — odparł Draco, ignorując łokieć Harry'ego, trącający jego bok. — Przyleciałem na urlop i spotkałem Pottera kilka nocy temu. Pokazuje mi ciekawe miejsca, wiecie, kluby, bary, lokale, do których chodzą chłopcy. — Uniósł sugestywnie brew, na co oczy Susan otwarły się szeroko. — Właśnie byliśmy... Auu! — Łokieć Harry'ego wbił mu się w żebra na tyle mocno, żeby zostawić siniaka.
— Właśnie skończyliśmy kolację — powiedział Potter, brzmiąc, jak gdyby dostał skurczu szczęki. Na Draco nawet nie spojrzał.
— Och, my dopiero co wyszłyśmy — powiedziała Hanna, ciągle patrząc to na jednego, to na drugiego. — Powinniśmy gdzieś razem pójść.
— Tak, byłoby świetnie przez chwilę pogadać — dodała Susan. — Dawno się nie widzieliśmy, a Cho mówiła... — Słowa Susan zostały przerwane szturchnięciem, jakie zaserwowała jej koleżanka. Dziewczyna zarumieniła się. — To znaczy...
— Chyba że macie jakieś plany — skończyła Hanna, posyłając towarzyszce miażdżące spojrzenie.
Draco uśmiechnął się złośliwie.
— Mamy plany, Harry?
Wyraz twarzy Pottera był zupełnie obojętny.
— Nie wiem. Mamy?
Draco się skrzywił. Chciał jedynie dokuczyć Potterowi. Tylko trochę, nie miał zamiaru wywoływać kłótni.
— Może innym razem — powiedziała Susan, przerywając pełną napięcia ciszę. — Wyślij mi kiedyś sowę. — Uśmiechnęła się i pochyliła głowę, przez co włosy opadły jej na ramiona, a wiatr, jak na zawołanie, zmierzwił jasne loki.
— To... jasne, pewnie — zająknął się Harry. — Miło było was spotkać. — Draco jeszcze nigdy nie widział go aż tak zakłopotanego.
Hanna i Susan odwróciły się i odeszły. Obejrzały się raz za siebie i zaczęły szeptać jedna do drugiej.
— Nie sądzę, żeby mnie rozpoznały — powiedział Draco. Miał nadzieję, że nie przesadził. Zwracanie na siebie uwagi nie było najlepszym pomysłem, chciał jedynie pożartować.
Poczekał chwilę, aż Harry coś powie, ale ten po prostu ruszył przed siebie.
— Och, do... — Musiał pobiec, aby go dogonić. — Harry! Co, do kurwy nędzy, się z tobą dzieje?
Potter parsknął, patrząc prosto przed siebie. Draco poczuł pokusę, aby stanąć i zostać w tyle, jednak powlókł się za Harrym do mieszkania na Dean Street, które dzielił z Mannym. Dzielnica była tej nocy wyjątkowo ożywiona, ulice pełne ludzi idących do pubów lub wracających z nich, wszyscy uśmiechnięci i rozbawieni. Wszyscy oprócz nich.
Przy drzwiach do budynku Harry przepuścił go, żeby mógł je otworzyć, a potem poszedł za nim po schodach. Nawet gdy stanęli przed wejściem do mieszkania, nie odezwał się ani słowem. Pokoje okazały się ciemne i ciche, ani śladu Manny'ego. Draco zapalił światło i ruszył do kuchni po coś do picia. Czuł, że będzie tego potrzebował.
W przelocie dojrzał swoje odbicie w kuchennym oknie — ciągle był, oczywiście, ucharakteryzowany. Wyszeptał kilka słów, aby zlikwidować działanie zaklęcia i pełen obaw patrzył, jak odzyskuje swoją własną twarz.
Nie znosił jej. Była za wąska, a skóra zbyt blada. Wyglądał delikatnie, dużo bardziej, niż rzeczywiście był. Przez całe życie ludzie powtarzali mu, że jest atrakcyjny, ale nie miał pewności, czy w to wierzył.
Kiedy wrócił z kuchni, z kilkoma piwami w ręce, Potter siedział na kanapie, patrząc na swoje dłonie.
— Przepraszam — powiedział. Harry zawsze przepraszał pierwszy i Draco bardzo to w nim lubił. Wręczył mu butelkę i czekał na wyjaśnienia. W ciągu ostatniego tygodnia nauczył się, że w takich sytuacjach najlepiej milczeć. Potter i tak mu się ze wszystkiego wyspowiada. — Ja tylko... — Harry westchnął i przebiegł palcami przez włosy. — Ciągle się do tego przyzwyczajam. — Odstawił nietknięte piwo na stolik stojący przy kanapie.
— Przyzwyczajasz do czego? — zapytał Draco.
— Wiem, że jestem idiotą, przepraszam. — Ukrył twarz w dłoniach. — Myślałem, że jeśli ludzie zobaczą mnie z mężczyzną, wszystko będzie w porządku, ale... Domyślam się, że to będzie trochę trudniejsze, niż sądziłem.
Więc o to chodziło. Harry puścił jego rękę, gdy tylko dziewczyny ich zobaczyły, a Draco niczego wtedy nie skojarzył. Poczuł, jak zaciska mu się szczęka.
— Ty... Ale z ciebie kretyn. Boże, Harry. — Spuścił wzrok, bojąc się powiedzieć cokolwiek, przestraszony cisnących mu się na usta słów. Kiedy dotarła do niego prawda, poczuł skurcze w żołądku. Wiedział, że to się stanie. Mimo wszystko, Harry nie był gejem. Do cholery, patrzył na Susan Bones, jakby myślał, że jest śliczna i właśnie dlatego puścił jego rękę i rzucał mu pełne wyrzutu spojrzenia, gdy Draco mówił o odwiedzaniu klubów dla chłopców i... — Kurwa! — rzucił i wszedł do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.
To się nie wydarzyło. Nie pokonał całej tej drogi i nie zaryzykował dla Harry'ego wszystkiego tylko po to, aby ten zdecydował, że mimo wszystko mężczyźni go nie interesują. Zaszokowany, usiadł na łóżku.
Miał wszystkiego dosyć. Potrzeba nikotyny, która go opanowała, była niemal tak samo przytłaczająca, jak emocje zalegające w jego wnętrzu. I pomyśleć, że właśnie dla Harry'ego nie palił tyle godzin.
Usłyszał delikatne stukanie w drzwi, ale zignorował je. Opadł na łóżko i naciągnął na twarz poduszkę. Jeśli dałby Harry'emu wejść, na pewno powiedziałby coś, czego nie powinien. Właśnie teraz nie mógł pozwolić sobie na wrażliwość. Potter miał nad nim zbyt wiele władzy i Draco nie był gotowy, aby pogodzić się z wiedzą, że Harry może zrezygnować. Lepiej będzie, jeśli to przeczeka.
Jednak musiał wyjść na papierosa. Po jaką cholerę dał się namówić Manny'emu na wynajęcie mieszkania, w którym nie można było palić?
Kolejne uderzenia. Zastanowił się, czy nie kazać Harry'emu się odpieprzyć.
Drzwi się otwarły i moment później materac się ugiął. Draco poczuł, jak Harry bierze go za rękę.
— Zostaw mnie w spokoju — wymamrotał spod poduszki.
Jego dłoń została podniesiona, a potem pocałowana. A raczej ugryziona, żeby być dokładnym. Język wkradł się między jego palce, a po chwili jeden z nich znalazł się w ciepłych ustach. Draco starał się nie jęknąć, w zamian skupiając się na własnym gniewie.
— Przepraszam — powiedział Harry, wypuszczając jego palec. — Pozwól mi jakoś temu zaradzić
Koszula Draco została uniesiona. Skórę najpierw musnął oddech Harry'ego, a potem Draco poczuł delikatne pocałunki. Nie ruszył się, ciągle dociskając do siebie poduszkę. Opanował pragnienie, aby wpleść palce we włosy Pottera.
Harry przytulił twarz do jego brzucha i pozostał tam, wzdychając.
— Jesteś dla mnie ważny. Wiesz o tym, prawda?
Draco uśmiechnął się ironicznie pod poduszką.
— Nie musisz mi tego powtarzać. Nie jestem dziewczyną.
Ręka Harry'ego ułożyła się łagodnie na jego pachwinie i lekko ścisnęła penisa.
— Wiem, że nie jesteś. — Dłoń zaczęła się poruszać.
Malfoy zaczerpnął powietrza i wyciągnął ramiona nad głowę. Dłoń Harry'ego nerwowo szarpnęła za zapięcie jego spodni, a potem wsunęła się pod ich materiał. Te palce zawsze były trochę zimne, ale Draco lubił kontrasty.
Jego penis stał się twardy już po kilku łagodnych ruchach. Harry uwolnił jego erekcję ze spodni i pocałował sam czubek penisa, zanim wsunął go do ust.
Dwa stosunki oralne w ciągu jednego dnia. Malfoy nie mógł nic poradzić na to, że ucieszył się z takiego obrotu sprawy. Język Harry'ego wirował, podczas gdy jego wargi lekko ssały i Draco westchnął z powodu zalewającej go przyjemności. Pogłaskał kochanka po włosach i zepchnął poduszkę z twarzy.
— Powinieneś częściej wyprowadzać mnie z równowagi.
Potter odsunął się, aby zaczerpnąć powietrza.
— Przynajmniej w tym jestem dobry — powiedział z uśmiechem. Wszedł na łóżko i rozciągnął się na Draco. — Wybaczysz mi?
Malfoy zmarszczył brwi. Pieszczoty nie wymażą jego gniewu czy wątpliwości. Ale napierający na niego penis Pottera był twardy, a usta tak blisko. Za żadną cenę nie miał zamiaru odepchnąć kochanka.
Podciągnął się do góry, aby pocałować Harry'ego i po chwili ponownie został przygnieciony do materaca. Potter nerwowo szarpnął za swoje dżinsy, spychając je tak daleko, jak tylko dał radę bez przerywania pocałunku. Draco wydostał się z własnych spodni, obrócił na bok i zarzucił nogę na Harry'ego. Potter zrozumiał aluzję i położył się na plecach, więc Draco mógł otoczyć udami jego biodra i sięgnąć ręką, aby docisnąć ich erekcje do siebie.
Z ocierającymi się o siebie w dłoni Malfoya penisami i rozchylonymi szeroko ustami, jak gdyby w ten sposób chcieli dać ujście frustracji, obaj osiągnęli orgazm bardzo szybko.
Po wszystkim nie rozmawiali ze sobą. Ślizgon wyszeptał zaklęcie, aby wyczyścić ich z nasienia i ułożył się obok kochanka, zamykając oczy. Potter wykonał gest, jakby chciał go przytulić, ale Malfoy nie miał na to nastroju. Harry szybko pogrążył się we śnie i Draco, licząc jego oddechy, także zasnął.
***
*czyścić, umyć
**nawilżyć, namoczyć
***udawanie, ukrywanie
****restauracja nie jest gejowska, słowo „gay” w języku angielskim oznacza zarówno „homoseksualista”, jak i „wesoły, zabawny, kolorowy”
***** OBRAZEK
KONIEC ROZDZIAŁU I