Rescued - Rozdział 7, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)


0x08 graphic

Rozdział 7

Bella

Zostałam obudzona przez dotyk ust na moim karku. Instynktownie przybliżyłam się do Edwarda. Nie udało mi się ukryć pomruku zadowolenia. Mój chłopak zachichotał. Obrócił mnie tak, abym mogła zobaczyć jego twarz. Sam podpierał swoją głowę na dłoni.

- Dzień dobry. - wyszeptał i złożył na moich wargach delikatny pocałunek.

- Po takiej pobudce zawsze. - uśmiechnęłam się. W ciszy wpatrywaliśmy się w siebie. Kiedy on głaskał mnie po policzku, ja za wszelką cenę próbowałam nie rozpłynąć się pod wpływem jego dotyku.

- Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś cholernie piękna? - powiedział z iskierkami w oczach. Poczułam znajome ciepło na policzkach. Oczywiście Edward posłał w moim kierunku ten uwielbiany przeze mnie zawadiacki uśmiech.

- Coś mi się tam obiło o uszy. - stwierdziłam posyłając mu półuśmieszek. - Wiesz, ty też jesteś niczego sobie. - wypaliłam zanim zdążyłam się potrzymać.

Na ten komplement mój Boski poruszył uwodzicielsko brwiami, po czym obejmując mnie w talii wciągnął mnie na siebie. Wypuściłam gwałtownie powietrze czując pod sobą jego napięte mięśnie brzucha. Moje dłonie wylądowały na jego nagiej klatce piersiowej. Oczywiście zaczerwieniłam się jeszcze bardziej niż wcześniej. Niezdarnie próbowałam się wygodniej usadowić na jego ciele kiedy on jęknął. Momentalnie przestałam, kiedy poczułam coś napierającego na mój tyłek. Byłam lekko oszołomiona. No dobra, może nie lekko. Bardzo! Ok., widziałam jak na niego działam, ale poczucie tego na własnej skórze to już zupełnie inna historia. Edward przymknął oczy. Nie wiedziałam jak mam się teraz zachować. Miałam w tym takie same doświadczenie jak w lotach kosmicznych. Czyli żadne!! W końcu, po raz drugi delikatnie poruszyłam moim ciałem. Jego reakcja była natychmiastowa. Otworzył powieki i gwałtownie przyciągnął mnie do siebie. Usta mojego chłopaka jeszcze nigdy nie były tak zachłanne. Przez moje ciało przeszedł dreszcz i mimowolnie jęknęłam. Sprawiło to, że Edward przejechał językiem po moich wargach prosząc o dostęp. Kiedy nasze języki ocierały się o siebie, nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam błądzić dłońmi po jego cudowniej klatce piersiowej. Mój Boski po raz kolejny jęknął i chwytając mnie za tyłek obrócił nas tak, że teraz to ja znajdowałam się pod nim. Pisnęłam. Kiedy popatrzyłam w jego oczy, zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco niż przedtem. Były czarne z pożądania. Edward całował mnie po obojczykach, szyi. W tym samym czasie jego dłonie błądziły po moich żebrach, najpierw przez materiał koszulki. Później ją podwinął i mogłam poczuć jego parzący dotyk na mojej skórze. Instynktownie moje plecy wygięły się w łuk. Wplątałam swoje palce w jego miękkie włosy przyciskając jego usta jeszcze bliżej mojego ciała...

- Wy dwoje! Cokolwiek robicie przestańcie! - usłyszeliśmy walenie do drzwi i głos Alice. Edward oderwał się od mojej szyi i z głośnym westchnieniem opadł na łóżko obok mnie.

- Alice! Idź do diabła! - krzyknęłam rzucając poduszką w drzwi. Usłyszałam głośny chichot mojego chłopaka. Zawstydzona swoim zachowaniem schowałam się pod pościelą.

- Isabello Marie Swan! - wrzasnął Chochlik - Za 10 minut masz się zameldować w moim pokoju. Jeżeli się nie pojawisz, poproszę Emmetta, żeby wyważył drzwi. Na pewno nie będzie miał nic przeciwko. - po tych słowach usłyszałam jak odchodzi. Nagle Edward pojawił się pod przykryciem.

- Możesz się przede mną nie ukrywać? - zamruczał, patrząc mi głęboko w oczy. Ich kolor na powrót stał się soczyście zielony. - Jeszcze się na ciebie nie napatrzyłem. - kontynuował, gładząc mnie równocześnie po policzku. Westchnęłam i przymykając oczy wtuliłam się w jego dłoń.

- Wiesz jakby się to mogło skończyć gdyby twoja siostra w porę nie zainterweniowała? - spytałam, nadal trzymając powieki zamknięte.

- Tak, wiem. - odpowiedział Edward. - Ale tylko wtedy, gdybyś naprawdę tego chciała.

- Nie jestem pewna. - przyznałam. Strasznie się bałam, jak on na te słowa zareaguje.

- Kochanie, popatrz na mnie. - zamruczał, a ja posłuchałam. - Zrozum, że ja do niczego cię nie zmuszam. Ta decyzja musi być podjęta przez nas, a nie przez nasze hormony. - zachichotał. Uśmiechnęłam się delikatnie.

- Jeszcze o tym porozmawiamy. - stwierdziłam, a potem z westchnieniem zaczęłam wyplątywać się z pościeli. Mój chłopak popatrzył na mnie zaskoczony.

- Możesz mi powiedzieć gdzie się wybierasz? - zapytał, chwytając mnie w tali i próbując ponownie wciągnąć mnie do łóżka.

- Do mojego drugiego chłopaka. - rzuciłam sarkastycznie. - No przecież przed pięcioma minutami była tutaj Alice. Naprawdę nie chcę, żeby twój pokój pozbył się drzwi.

- A tam drzwi. Wolę ich nie mieć i zostawić sobie ciebie w pokoju. - rzucił, uśmiechając się przy tym zawadiacko.

- A ja bym wolała, żeby kiedy kolejny raz się u ciebie zjawię drzwi były w zawiasach. - kłóciłam się, równocześnie wstając z łóżka. Edward zrobił minę rozkapryszonego dziecka. - Proszę cię! Już bez tego trudno mi jest opuścić twój pokój. - pożaliłam się.

- Naprawdę? - dopytywał z ogromnym uśmiechem na swoich idealnych ustach. Przewróciłam oczami.

- Oczywiście, że tak. - potwierdziłam, po czym pochyliłam się żeby dać mu całusa. - Im szybciej zjawię się u Chochlika, tym szybciej mnie wypuści. - przynajmniej mam taką nadzieję, pomyślałam. Rzuciłam jeszcze jeden spojrzenie na mojego cudownego faceta i wyszłam z pokoju.

- Będę na ciebie czekał. - usłyszałam jak krzyczy do mnie na pożegnanie. Oparłam się o drzwi i odetchnęłam.

- Łał. Myślałam, że nie zobaczę cię przez najbliższe kilka godzin. - podskoczyłam, chwytając się za serce.

- Alice, ale mnie wystraszyłaś. - powiedziałam, próbując wyrównać swój oddech. - Przecież sama przyszłaś po mnie, zapomniałaś?

- No tak, ale myślałam, że jednak zostaniesz z moim bratem w pokoju i się zabarykadujecie. - stwierdziła.

- Szczerze mówiąc, to przeraziła mnie wizja Ema rozwalającego drzwi. - skrzywiłam się, wyobrażając sobie mnie i Edwarda splecionych ze sobą, w momencie kiedy nagle drzwi jego pokoju zostają gwałtownie otwarte. Chochlik zaczął się śmiać. Popatrzyłam na nią zaskoczona. - Z czego się tak śmiejesz?!

- Z tego... - mówiła, a raczej próbowała. - Widzisz jest dziewiąta rano i do tego niedziela. Oprócz tego Emmett wczoraj naprawdę dużo wypił, a potem miał jeszcze prawdopodobnie sesję gimnastyczną z Rose. Więc nie ma takiej siły na niebie i ziemi, żeby zwlekł się z łóżka nie wcześniej niż o trzeciej popołudniu. - wyszczerzyła się do mnie, a mi opadła szczęka. To oznacza...

- Alice! Podpuściłaś mnie! - wrzasnęłam.

- Przepraszam. - popatrzyła na mnie tymi swoimi smutnymi oczami. - Jasper musiał pojechać do domu na jakieś trzy godzinki, więc zostałam sama.

Westchnęłam. Nie mogłam się na nią gniewać, nawet jakbym bardzo chciała. Za bardzo ją kochałam. Włócząc nogami podeszłam w jej kierunku.

- W porządku, wybaczę ci. - stwierdziłam. - Ale tylko pod jednym warunkiem. - jej usta wygięły się w podkówkę. Uggg. Nie cierpiałam kiedy tak robiła, czułam się wtedy taka... bezradna. - Nie przeginaj. I tak powinnam być na ciebie wściekła, za to że wyciągnęłaś mnie z łóżka twojego brata.

- No wiem, wiem. - przyznała się, a w jej głosie mogłam wyczuć skruchę. - Jaki jest ten warunek?

Uśmiechnęłam się do niej.

- Będziemy leżeć w twoim pokoju zajadając się popcornem i lodami. Oglądając jakąś komedię romantyczną. - zażądałam. Chochlik tylko zaczął skakać i krzyczeć.

- Dziękuję! Dziękuję! Jak tylko pojawi się Jazz, to będziesz mogła wrócić do Edwarda. - stwierdziła, ciągnąc mnie na dół.

- Czyli jestem ci potrzebna tylko wtedy kiedy nie ma Jaspera?! - spytałam, udając zszokowaną. - Nawet nie wiesz jak mnie ranią twoje słowa. - złapałam się za serce. Ta tylko popatrzyła na mnie jak na wariatkę po czym obie zaczęłyśmy się głośno śmiać.

- Wiesz przecież, że to nie jest prawda. - powiedziała, kiedy dotarłyśmy do kuchni.

-Wiem? - zapytałam, uśmiechając się do niej serdecznie.

- A idź mi! - wymamrotała śmiejąc się i ruszyła do lodówki.

- Widzę, że od rana jesteście w dobrych nastrojach dziewczynki. - do kuchni weszła Esme. Pocałowała każdą z nas w czoło.

- Dzień dobry mamo! (Dzień dobry Esme!) - powiedziałyśmy z Alice w tym samym momencie, co spowodowało kolejny atak śmiechu z naszej strony.

- Cieszę się, że dopisuje wam humor. Coś mi się wydaje, że jak w końcu Emmett się tu pojawi, to w takim nie będzie. - pokręciła głową. - Ale to już jego problem. Chcecie coś specjalnego na śniadanie?

- Gofry?! - zaproponował z entuzjazmem Chochlik.

- Bello? - Esme opatrzyła na mnie.

- Jestem za. - odpowiedziałam. - Mogę pomóc? - spytałam. Bardzo lubiłam gotować, a już w szczególności z nią.

- Oczywiście. - wstałam, żeby wziąć od niej fartuszek. Dopiero wtedy zorientowałam się, że nadal mam na sobie koszulkę i bokserki Edwarda. Moje policzki stanęły w płomieniach, a jedyne o czym w tej chwili marzyłam to zapaść się pod ziemię. Esme zauważyła moja nagła zmianę nastroju.

- Bello, coś nie tak? - jej głos był pełen niepokoju. Przełknęłam. W tym samym czasie Alice wygrzebała się z lodówki, popatrzyła na mnie i zaczęła się śmiać.

- Już ci mamo wytłumaczę. - popatrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami. Co ona kombinuje? - Wczoraj przez „przypadek” zapomniałam zapakować Belli do torby piżamę, więc Edward musiał jej pożyczyć coś do spania. - wyszczerzyła się do mnie. - Czy o to chodzi Bello? - skinęłam jedynie głową. Dawno nie czułam się tak zażenowana. Esme uśmiechnęła się do mnie serdecznie.

- Bello, nie masz się czym przejmować. Znam swoją córkę. - popatrzyła na Alice. - Na jej pomysły nikt, ani nic nie poradzi. Po prostu się już przyzwyczaiłam. - Chochlik pokazał mi język. Po słowach , które przed chwila usłyszałam poczułam się lepiej. - A tak między nami to jestem mile zaskoczona. - popatrzyłam na nią zdziwiona. - Znając mojego syna, cieszę się, że Edward dał ci tak długą koszulkę. - obie zaczęły się śmiać, a ja po pierwszym szoku przyłączyłam się do nich. Kto by pomyślał, że Esme może mieć takie spokojne podejście do tego wszystkiego.

- Wydawało mi się czy słyszałem swoje imię? - do kuchni wszedł Edward. Był ubrany w szare spodnie dresowe i biały T-shirt. Włosy oczywiście tworzyły jeden, wielki, seksowny nieład.

- Cześć mamo. - przywitał się, całując ją w czoło.

- Dzień dobry Edwardzie.

- Witam wredną siostrę. - posłała w kierunku Alice złośliwy uśmieszek.

- A ja marudnego braciszka. - skwitowała, po czym zajęła się wyjmowaniem miski na popcorn z szafki.

- Z tobą się już chyba witałem? - wyszeptał mi do ucha, oplatając mnie rękami w talii. Wyjrzałam za niego sprawdzając, czy jego mama na nas patrzy. O dziwo Esme pieczołowicie przygotowywała wszystkie składniki potrzebne do gofrów, tym samym dając nam chwilę prywatność. Stanęłam na palcach, żeby móc wyszeptać mu do ucha:

- O ile dobrze pamiętam nasze przywianie do teraz by się nie skończyło, gdyby nie twoja siostra więc bądź dla niej milszy. - odsunęłam się tylko po to, żeby szybciutko cmoknąć go w usta i wyplątałam się z jego uścisku. - A teraz wybacz, ale muszę pomóc przy śniadaniu.

Esme przygotowywała ciasto na gofry, więc ja zrobiłam bitą śmietanę oraz polewę czekoladową. Przyjemnie było patrzeć na zajadającego Edwarda. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. W pewnym momencie trochę polewy skapło mi z talerza na blat. Zebrałam płyn palcem z powierzchni i najzwyczajniej w świecie go zlizałam. Wtedy usłyszałam ciche warknięcie. Podniosłam wzrok. Oczy mojego chłopka pociemniały, równie mocno jak dzisiaj rano. Zaczerwieniłam się pojmując co właśnie zrobiłam. Szybko wyciągnęłam palec z ust i rozejrzałam się czy mojego nieplanowanego przedstawieni nie zauważyła Esme lub Alice. Na szczęście obie były pochłonięte w dyskusji i jedzeniu. Odetchnęłam z ulga i z powrotem skupiłam swoją uwagę na moim Boskim. Już chciał coś powiedzieć, kiedy jego komórka zadzwoniła.

- To Jasper. - powiedział i odebrał telefon. Popatrzyłam na Alice, ale ta tylko wzruszyła ramionami.

- Ok., będę za 15 minut. - po tych słowach Edward się rozłączył.

- Wszystko w porządku z Jazzem? - zapytała Al, patrząc na swojego brata.

- Tak, tak. Nie przejmuj się siostrzyczko. To taka nasza męska sprawa. - mrugnął do niej. - Mamo dziękuję za śniadanie. - powiedział Esme, po czym podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. - Tobie też kochanie. Porozmawiamy o tym później.

Po tych słowach poszedł na górę. Moja twarz zapłonęła, jak tylko sobie wyobraziłam jak ta rozmowa może wyglądać. Ja i Chochlik pomogłyśmy posprzątać cały bałagan po gotowaniu. Potem przygotowałyśmy sobie popcorn i wyciągnęłyśmy lody czekoladowe z zamrażalnika. Zapytacie jak to jest możliwe, że po zjedzeniu takiego śniadania nadal możemy coś w siebie wepchnąć? Odpowiedź jest prosta. Same nie znamy odpowiedzi. Z gotowym prowiantem poszłyśmy do pokoju Alice.

- No to co oglądamy? - spytałam.

- Co powiesz na „Plan B” z Jennifer Lopez? - zaproponowała, przeglądając filmy na komputerze.

- Jak dla mnie może być. - stwierdziłam, sadowiąc się na wygodnym łóżku mojej przyjaciółki. Jej pokój był dwa razy większy niż Edwarda, a do tego za jednymi z trzech par drzwi w jej królestwie mieściła się największa garderoba jaką w życiu widziałam. Łazienka też nie była niczego sobie. W pokoju dominowała czerń, biel i fiolet. Lubiłam tu przebywać. Chochlik podłączył komputer do swojej ogromnej plazmy na ścianie po czym z pilotem w dłoni usadowił się koło mnie.

- Miło czasami posiedzieć tylko z dziewczyną. - stwierdziła Alice, kiedy na ekranie pojawiły się napisy.

- Masz rację. - przyznałam, pakując popcorn do swoich ust.

- Bello...?

- Tak...?

- Czy ja naprawdę wam dzisiaj rano w czymś przeszkodziłam? - spytała biorąc ode mnie łyżeczkę do lodów.

- Można tak powiedzieć... - odpowiedziałam cicho, intensywnie wpatrując się w telewizor.

- A w czym dokładnie? - dopytywał Chochlik, z ogromnym uśmiechem. Trochę się speszyłam.

- Powiem tak. Jak byś nam nie przeszkodziła to mogłabym się pożegnać ze swoim dziewictwem. - powiedziałam na wydechu, czerwieniąc się przy tym wściekle.

- Aż tak?! - krzyknęła po chwili Al. Pokiwałam głową i niepewnie na nią popatrzyłam. - Pytanie brzmi czy cieszysz się, że wam przerwałam czy nie?

- To nie jest takie proste. - wymamrotałam.

- To jest bardzo proste. - stwierdziła Alice. - Powiedz, co czułaś kiedy zapukałam do drzwi?

- Chyba kiedy załomotałaś. - poprawiłam ją. Przewróciła tylko oczami. - Na początku byłam rozdrażniona. W końcu nie bez powodu walnęłam tą poduszką w drzwi. - skomentowałam. - Potem przyszła trzeźwa ocena sytuacji i mi ulżyło. - Chochlik pokiwał głową ze zrozumieniem. - Ale to nie tak, że ja tego nie chce zrobić. Po prostu nie jestem na to gotowa! - krzyknęłam, pozbywając się tym samym frustracji która się we mnie zgromadziła.

- Bello, ale ja to rozumiem. Przecież mnie i Jazzowi zajęło chyba rok zanim zdecydowaliśmy się na ten krok. - otworzyłam szeroko oczy.

- Rok? - wyszeptałam.

- A może dłużej. - wzruszyła ramionami. - To nie ma teraz znaczenia.

- Ja po prostu jeszcze nie przyzwyczaiłam się do myśli, że on jest naprawdę mój. A co dopiero, że mógłby być mój też w ten sposób. - paplałam trzy po trzy.

- Nie przejmuj się jakoś to będzie. - pocieszyła mnie Al, przesuwając w moim kierunku pudełko z lodami. - Chcesz trochę?

- Bardzo śmieszne. - odparłam, biorąc dużą łyżkę tego cudownego przysmaku. Ktoś kto wymyślił czekoladowe lody powinien mieć zbudowany pomnik.

Przez następną godzinę opychałyśmy się z Chochlikiem lodami i popcornem. Między „Planem B”, a „Brzydką prawdą” Alice dostała sms-a od Jaspera, że nie wrócą z Edwardem wcześniej niż o czternastej. Nie pozostawało nam nic innego jak cierpliwie czekać na naszych chłopaków.

Edward

Wiecie co jest najwspanialszym uczuciem na świecie? Trzymanie w ramionach kobiety którą kochacie. Tak, kochacie. Kiedy tak wpatrywałem się w jej uśpioną twarz, moje serce radośnie biło w piersi. Jasper miał racje. Jak przez tak długi czas nie zauważałem uczuć, które żywiłem do tej wspaniałej brunetki.

- Edward. - usłyszałem ciche westchnienie, kiedy Bella przewróciła się na bok tak, że jej plecy przytulały się teraz do mojej klatki piersiowej. Uśmiechnąłem się i odsunąłem się od niej na tyle, aby móc pocałować jej kark. Kiedy nie przyniosło to zamierzonego rezultatu zacząłem składać pocałunki wzdłuż jej pięknej szyi i powrotem do karku. W końcu moja piękna się przebudziła, równocześnie przyciskając swój słodki tyłeczek do mnie. Zachichotałem. Objąłem ją w talii tak, by móc ją obrócić na plecy. Jej oczy były jeszcze lekko przymknięte, jakby nie całkiem się obudziła.

- Dzień dobry. - wyszeptałem i pochyliłem się, aby móc złożyć pocałunek na tych wspaniałych ustach. Bella otworzyła szerzej oczy i powiedziała:

- Po takiej pobudce zawsze. - wpatrywałem się intensywnie w jej czekoladowe oczy. Jej policzki oczywiście zostały pokryte rumieńcami. Błądziłem po nich palcami, zachwycając się ich ciepłem. Włosy Belli były rozrzucone na poduszce, a oczy lśniły nieodgadnionym blaskiem.

- Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś cholernie piękna? - wymruczałem, nie przestając głaskać ją po twarzy. Oczywiście mój efekt został osiągnięty. Jej policzki stały się gorętsze. Uśmiechnąłem się na to doznanie.

- Coś mi się tam obiło o uszy. - stwierdziła, po czym dodała: - Wiesz, ty też jesteś niczego sobie. - na te słowa zadziornie poruszyłem brwiami i mocniej trzymając ją w talii wciągnąłem ją na siebie. W pierwszym odruchu Bella wydawała się zmieszana i poczułem jakby próbowała zmienić pozycję. Jęknąłem. Tyłeczek mojej dziewczyny otarł się o Ediego. Przymknąłem oczy równocześnie chwytając ją dłońmi za biodra. Mój umysł krzyczał: Nie ruszaj się!”. Natomiast ciało: „Zrób tak jeszcze raz!”. Byłem rozdarty. I wtedy Bella podjęła za mnie decyzję. Nie wiem czy świadomie, ale podjęła. Jej kolejny ruch spowodował wybuch. Przyciągnąłem ją do siebie łącząc nasze wargi w pocałunku. Z jej ust uleciał jęk. To tylko bardziej mnie rozochociło. Chciałem poczuć smak mojej Pięknej w ustach. Przechyliłem głowę, aby mieć jeszcze lepszy dostęp do jej narządu smaku. Czułem jej dotyk na mojej nagiej piersi, co spowodowało u mnie kolejny jęk. Chwyciłem jej cudowną dupcię w moje ręce i ją delikatnie ścisnąłem. Pisnęła kiedy przewróciłem nas tak, że to ona leżała teraz pode mną. Jej oddech był urwany, a usta lekko zaróżowione.

- Pamiętasz co ci obiecałem w sms-ie?- z trudem powiedziałem, po czym zaatakowałem jej nagie ciało ustami. Bella wiła się, więc aby jej to uniemożliwić położyłem dłonie na jej żebrach. Kiedy to zrobiłem nie mogłem się powstrzymać i zacząłem błądzić nimi po jej ciele. Najpierw poznawałem jej ciało przez koszulkę, lecz później błądziłem już nimi po jej gładkiej skórze. Niespodziewanie Isabella wplątała swoje palce w moje włosy przyciągając mnie bliżej do swojej szyi, a jej plecy wygięły się w łuk przyciskając jej klatkę piersiowej do mojej. Wtedy właśnie usłyszałem walenie do drzwi.

- Wy dwoje! Cokolwiek robicie przestańcie! - krzyknęła moja przeklęta siostra. Miałem ochotę otworzyć drzwi i czymś w nią rzucić. Ubiegła mnie Bella biorąc jedną z poduszek i posyłając ją w kierunku drzwi z informacją dla Chochlika:

- Alice! Idź do diabła! - zachichotałem. A myślałem, że to ja jestem rozpalony i napalony.

- Isabello Marie Swan! Za 10 minut masz się zameldować w moim pokoju. Jeżeli się nie pojawisz, poproszę Emmetta, żeby wyważył drzwi. Na pewno nie będzie miał nic przeciwko. - zagroziła Al, a moja śliczna w tym czasie schowała się pod pościelą. Kiedy tylko upewniłem się, że moja siostra sobie poszła zanurkowałem pod kołdrę. Uniosłem ją na tyle, by móc podziwiać zaczernioną twarz Isabelli.

- Możesz się przede mną nie ukrywać? Jeszcze się na ciebie nie napatrzyłem. - pogłaskałem ją po policzku. Uwielbiałem jej rumieńce. Po chwili moja Piękna wtuliła policzek w moją dłoń, przymykając oczy.

- Wiesz jakby się to mogło skończyć gdyby twoja siostra w porę nie zainterweniowała?- spytała nadal trzymając swoje powieki zamknięte.

- Tak, wiem. Ale tylko wtedy, gdybyś naprawdę tego chciała. -powiedziałem to szczerze. Najważniejszą rzeczą dla mnie jest sama obecność Belli przy mnie. Nic innego się nie liczy.

- Nie jestem pewna. - wyszeptała po chwili milczenia. Z całą pewnością mogłem stwierdzić, że się stresuje swoją odpowiedzią.

- Kochanie, popatrz na mnie. - poprosiłem. Po chwili jej oczy powoli się otwarły. - Zrozum, że ja do niczego cię nie zmuszam. Ta decyzja musi być podjęta przez nas, a nie przez nasze hormony. -zachichotałem. Czasami słowa wylatujące z moich ust zadziwiały mnie samego. Na szczęście udało mi się rozładować napiętą sytuację.

- Jeszcze o tym porozmawiamy. - odparła Bella i zaczęła wyplątywać się z pościeli. Popatrzyłem na nią zdziwiony. Złapałem ją w talii i próbowałem z powrotem ulokować ją w moich ramionach.

- Możesz mi powiedzieć gdzie się wybierasz?

- Do mojego drugiego chłopaka. No przecież, przed pięcioma minutami była tutaj Alice. Naprawdę nie chcę, żeby twój pokój pozbył się drzwi. - jej głos aż ociekał sarkazmem.

- A tam drzwi. Wolę ich nie mieć i zostawić sobie ciebie w pokoju. - wymruczałem uśmiechając się do niej w nadziei, że jednak zmieni zdanie i pozwoli Emmettowi rozwalić drzwi.

- A ja bym wolała, żeby kiedy kolejny raz się u ciebie zjawię drzwi były w zawiasach. - odpowiedziała. W mojej głowie zaczęły się pojawiać baaaardzo brudne myśli. Zrobiłem jedną z min Alice w nadziei, że to zadziała i Bella jednak zostanie u mnie w pokoju.

- Proszę cię! Już bez tego trudno mi jest opuścić twój pokój. - żaliła się, patrząc na mnie tymi swoimi oczyskami.

- Naprawdę? - zapytałem. Musiałem się z nią podroczyć. Jak się denerwowała była taka seksowna. Isabella tylko przewróciła oczami, wymamrotała: „Oczywiście, że tak.”. Cmoknęła mnie w usta, powiedziała coś jeszcze, że im szybciej zjawi się u Al tym szybciej wróci i wyszła.

- Będę na ciebie czekał. - krzyknąłem za nią, po czym ruszyłem do łazienki wziąć szybki prysznic. Dopiero teraz do mnie dotarło, jaki jestem głody. Włożyłem dresowe spodnie i jakąś koszulkę, po czym ruszyłem do kuchni. Schodząc po schodach usłyszałem swoje imię. Zaskoczony zorientowałem się, że w kuchni znajdują się wszystkie kobiety mojego życia.

- Cześć mamo. - pocałowałem ją w czoło. To już było takie moje przyzwyczajenie. - Witam wredną siostrę. - przywitałem się z Alice, ale tak naprawdę miałem ochotę powiedzieć: Nie mogłaś zapukać jakąś godzinę później!

- A ja marudnego braciszka. - podsumowała i wróciła do grzebania w szafkach. Następnie podszedłem do mojej dziewczyny oplatając ja rękami w talii, wyszeptałem do ucha:

- Z tobą się już chyba witałem?

- O ile dobrze pamiętam nasze przywitanie do teraz by się nie skończyło, gdyby nie twoja siostra, więc bądź dla niej milszy. - zszokowany jej wypowiedzią nie zdążyłem nawet zareagować na jej pocałunek. - A teraz wybacz, ale muszę pomóc przy śniadaniu.

Co mogłem zrobić? Rozsiadłem się wygodnie przy kuchennym stole i patrzyłem jak moja Piękna pomaga w kuchni. Nadal miała na sobie moją koszulkę, więc przez te kilka minut mogłem w spokoju podziwiać jej zajebiste nogi. Kurwa, jak ta dziewczyna na mnie działa! Wreszcie dostałem swoją porcję gofrów z bitą śmietaną i polewa czekoladową. Jadłem, od czasu do czasu patrząc na Bellę. I nagle się to stało. Widziałem to jak na zwolnionym filmie. Odrobina sosu skapała na blat. Bella wzięła go na palec, potem wsadzając go do ust zlizała cały płyn. Cicho warknąłem. To zwróciło jej uwagę. Powoli podniosła wzrok i kiedy zrozumiała co zrobiła, oczywiście cholernie się zarumieniła. Nagle mój telefon zadzwonił, popatrzyłem na wyświetlacz.

- To Jasper. - powiedziałem i odebrałem.

- Co jest? - spytałem. Zauważyłem, że Al i Bells wymieniają spojrzenia.

- Stary potrzebuje twojej pomocy. Dzisiaj jest rocznica moja i Alice, a prezent mi się przed oczami rozwala! Człowieku ratuj! - błagał Jazz.

- Ok, będę za 15 minut. - zakończyłem rozmowę. Alice oczywiście chciała wiedzieć, czy wszystko w początku. Zapewniłem ją, że tak. Podziękowałem za śniadanie, pożegnałem się z Isabellą i pomknąłem na górę. Jak kumpel jest w potrzebie, to trzeba go ratować. Wiem, że on zrobiłby dla mnie to samo. Przebrałem się w jakieś wygodne jeansy, chwyciłem kluczyki i ruszyłem do garażu. Po pięciu minutach byłem u Jazza. Drzwi od garażu były otwarte, więc od razu tam poszedłem.

- Jasper, jesteś tu? - krzyknąłem rozglądając się po pomieszczeniu.

- Edward tutaj! - odkrzyknął. Stał przy żółtym Porsche Alice.

- No to co się dzieje Jazz? - zapytałem.

- Stary przysłali mi dzisiaj nowe kołpaki do samochodu Al. Zamówiłem je specjalnie dla niej. Wiesz wasz herb rodowy, plus taki akcent związany z naszą dwójką. - opowiadał, robiąc się coraz bardziej zestresowany. - Rose miała je dzisiaj wymienić, ale oczywiście wczoraj z Emmettem za bardzo zabalowali i nie ma szans, żeby ją dzisiaj tutaj zaciągnąć. A muszę to zrobić dzisiaj! Stary, błagam weź mi z tym pomóż, bo za cholerę nie dam sobie rady.

Po raz pierwszy widziałem Jaspera takiego zdenerwowanego. Zawsze był mistrzem opanowania i często bywało tak, że to on nas uspokajał a nie na odwrót. Najwidoczniej nastał wreszcie ten dzień kiedy zamieniliśmy się rolami.

- Ok, zrobimy wszystko jak należy. - zapewniłem go. - Przywlecz tutaj te kołpaki.

Tak więc zaczęła się mozolna praca przy samochodzie. Ktoś by powiedział, że przy takim aucie jak Porsche najlepiej nic nie tykać, ale dzięki temu że od lat przyjaźniłem się z maniaczką samochodów -Rozalie- wiedziałem o nich więcej niż nie jeden mechanik (nie chwaląc się).

- Jazz jak ty wpadłeś na taki pomysł na prezent?

- No nie do końca sam na niego wpadłem. Kiedyś jak oglądaliśmy z Alice telewizję w jakimś programie było coś o tuningowaniu samochodów, no i tam wspominali o kołpakach, karoserii i tak dalej. - mówił. - W pewnym momencie Al powiedziała, że też by chciała coś zrobić z tym swoim cudeńkiem, tylko nie ma pomysłu co. Tak więc podchwyciłem pomysł. - wzruszył ramionami, jakby to nie było nic wielkiego.

- Kto zaprojektował ten ekstra wzór? - dopytywałem patrząc na srebrny herb Cullenów, z dodatkiem ozdobnych liter, prawdopodobnie inicjałów jego i Alice. Pomysł był naprawdę oryginalny. Sam chciałbym mieć coś podobnego przy swoim Volvo.

- A kiedyś wieczorem wziąłem kawałek kartki, ołówek i tak jakoś samo wyszło. - Jasper naprawdę był skromny.

- Jasper coś mi się widzi, że jak ona to zobaczy to nie będziesz mógł się od niej odgonić. - uśmiechnąłem się do niego porozumiewawczo.

- Edward, a jak myślisz o co mi chodziło? - posłał w moim kierunku znaczące spojrzenie. Podniosłem do góry ręce w oznace poddania.

- Ok stary, to już twoja sprawa. Naprawę nie chcę znać waszych intymnych szczegółów.

Tak więc przez następne kilka godzin intensywnie pracowaliśmy przy autku Alice. Po zakończeniu wymiany kołpaków, umyliśmy Porsche aby lśniło jak nowe. Przez cały czas prowadziliśmy luźna rozmowę, nie skupiając się na żadnym temacie za bardzo, do momentu aż poruszyliśmy sprawę mojego związku z Bellą.

- Człowieku przyznaj się, to coś poważnego? - spytał Jazz, pozbywając się smaru z dłoni.

- Czy ja wiem? Chyba tak... - wymamrotałem nie patrząc w jego kierunku.

- Przestań pieprzyć! Widzę jak na nią patrzysz. - skomentował Jasper, posyłając mi to swoje badawcze spojrzeniu.

- Mogę kurwa wiedzieć, co jest takiego niesamowitego w moim spojrzeniu?- zapytałem. - Ja tam niczego nie zauważyłem.

- Bo jesteś zaślepiony przez miłość. - odparł spokojnie mój kumpel. Popatrzyłem na niego zaskoczony. Ja się pytam czy to jest aż takie oczywiste dla wszystkich wokół tylko nie dla mnie? Dopiero dzisiaj do mnie dotarło co czuję do tej drobnej brunetki, a on wiedział o tym... No właśnie od kiedy?

- Jazz, a tak w ogóle to kiedy się zorientowałeś, że ja ją kocham?

- Czy ja wiem? To w sumie już było widać kilka miesięcy temu. - pokręciłem głową na swoją głupotę. Już miałem coś powiedzieć kiedy Jasper nagle się triumfalnie uśmiechnął i wypalił: - Więc się przyznajesz, że ja kochasz?! - krzyknął, patrząc wyczekująco w moją stronę. Poczułem nagle dziwną suchość w gardle, więc tylko niezgrabnie pokiwałem głową. - Powiedziałeś już jej to?

- Powiedziałem co? - spytałem skołowany.

- Że Ziemia jest okrągła! - skitował. - To że ją kochasz, kretynie. - odparł kręcąc głową na moją głupotę.

- Nie. - odparłem szczerze. - Nie było jeszcze ku temu okazji. A poza tym nie mam pewności, czy ona czuje to samo. - odparłem, tym samym wypowiadając męczącą mnie sprawę. Jazz popatrzył na mnie jak na kretyna.

- O kurwa! Ty naprawdę jesteś ślepy, wiesz?! - podsumował. - Bella chyba od początku waszej znajomości patrzy na ciebie takim rozmarzonym wzrokiem. Jak mogłeś tego nie zauważyć, serio stary. To jest żałosne. - skomentował kręcąc głową.

- Ja pierdolę, to nie mogłeś mi tego powiedzieć wcześniej Jazz?! - warknąłem.

- A co ja jestem twoja matka? - naigrywał się. Wypuściłem gwałtownie powietrze i złapałem się za nasadę nosa.

- Dobra, to teraz musisz mi pomóc coś wymyślić, żeby wynagrodzić Belli tą moją głupotę. - rzekłem po chwili namysłu.

- To musi być coś naprawdę ekstra. I oczywiście musisz jej powiedzieć co czujesz. - powiedział Jasper.

Taa. Niestety Jazz znowu ma rację. Wygląda na to, że czeka mnie ciężki tydzień.

- Ok. Samochód skończony. Chyba możemy już jechać do mnie. - uśmiechnąłem się do kumpla. On wsiadł do Porsche, a ja do mojego Volvo. Już nie mogę się doczekać reakcji Al na niespodziankę.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rescued - Rozdział 6, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
Rescued - Rozdział 2, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
Rescued - Rozdział 5, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
Rescued - Rozdział 8, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
Rescued - Rozdział 3, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
Rescued - Prolog i 1 rozdział, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
Rescued - Rozdział 9, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
Rescued - Rozdział 4, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
Wybranka Ognia - rozdział 5, &Krąg&, 01. Wybranka Ognia, WERSJA DOC
Wybranka Ognia - rozdziały 0-3, &Krąg&, 01. Wybranka Ognia, WERSJA DOC
Wybranka Ognia - rozdział 4, &Krąg&, 01. Wybranka Ognia, WERSJA DOC
Rozdział 3, --NA ROZSTAJU-- FF, na rozstaju wersja w wordzie
Rozdział VII (2), &Krąg&, 01. Wybranka Ognia, WERSJA DOC
cesja-do-zawieszenia-wersja-13-2-06, prowadzenie i zakładanie firmy
prolog, &Przeklęta Róża&, WERSJA DOC
PRAWO BUDOWLANE wersja doc
Łącznik zawieszenia hydro doc
Blessing in disguise Rozdzial 5, Fanfiction, Blessing in disguise zawieszony na czas nie określony,

więcej podobnych podstron