Pamiętnik z powsyania warszawskiego-opr, HLP III rok


M. Białoszewski Pamiętnik z powstania warszawskiego - opracowanie

Geneza utworu

Pamiętnik z powstania warszawskiego został wydany w 1970 roku. Autor zaczął pisać tę książkę w 1967 r., czyli dwadzieścia trzy lata po upadku powstania. Jest to opowieść o zagładzie Warszawy podczas powstania, prowadzona z perspektywy cywila. Autor nazywa powstanie warszawskie „drugim”, oddając hołd „pierwszemu” - powstaniu w getcie żydowskim. Miron Białoszewski tak mówi o swojej książce: To wszystko zresztą zupełnie jest tak jakby jednym złudzeniem. Strasznie oklepane powiedzenie. Ale tylko to mi pasuje. Do tego, co wtedy się odczuwało. Bo nie trzeba było być aż poetą, żeby troiło się w głowie. A jeżeli mało piszę o wrażeniach. I zwyczajnym językiem wszystko. Tak jakby nigdy nic. Albo nie wchodzę w siebie prawie, czyli jestem jakby od wierzchu. To tylko dlatego, że inaczej się nie da. Że zresztą tak to siebie się czuło. I w ogóle to jest jedyny sposób, zresztą nie sztucznie wykombinowany, ale jedyny właśnie naturalny. Przekazania tego wszystkiego. Przez dwadzieścia lat nie mogłem o tym pisać. Chociaż tak chciałem. I gadałem. O powstaniu. Tylu ludziom. Różnym. Po ileś razy. I ciągle myślałem, że mam to powstanie opisać, ale jakoś przecież opisać{rozstrzelone}. A nie wiedziałem przecież, że właśnie te gadania przez dwadzieścia lat - bo gadam o tym przez dwadzieścia lat - bo to jest największe przeżycie mojego życia, takie zamknięte - że właśnie te gadania, ten to sposób nadaje się jako jedyny do opisania powstania

Pamiętnik... jest dokumentem zarówno faktów, jak i osobistych oraz zbiorowych odczuć, przeżyć, doświadczeń. Autor mówi, że nie mógł wcześniej wydać Pamiętnika..., ponieważ jego relacje nie odpowiadały cenzurze. Wydawano po wojnie książki o heroizmie powstańców, o wspaniałych dniach walki z wrogiem niemieckim. Białoszewski pamięta zupełnie inną historię, pozbawioną czasem piękna, patosu, bohaterstwa ludzkiego. Miron przeżył powstanie jako człowiek nie związany z żadną organizacją walczącą. Miał on zarówno wzniosłe, jak i przyziemne potrzeby, obracał się wśród odważnych, ale i tchórzliwych ludzi, był świadkiem wydarzeń napawających dumą, ale też i wstydem.

Taka książka ukazała się w trudnym dla Polski momencie. Lata 70 to czas zawirowań społecznych: Grudzień 1970 i wydarzenia w Stoczni Gdańskiej, nasilenie represji władzy na grupach opozycyjnych, czas nowomowy. Powstawanie Pamiętnikaw takim właśnie czasie nabiera nowego znaczenia dla literatury, a także dla świadomości społecznej. Ciekawy był sposób powstawania książki. Owa „gadanina” Białoszewskiego nie wzięła się z nikąd. Autor nagrywał swoje opowieści na taśmę, po czym jego przyjaciele spisywali teksty Pamiętnika....

Czas i miejsce akcji

Białoszewski zawiera w utworze czas od l sierpnia do 2 października 1944 r., czyli całe powstanie, a także tydzień od 2 do 9 października 1944 r. Jednak między wersami kryją się wspomnienia z wcześniejszych lat wojny, z okresu życia przedwojennego poety, a także wybiegania w przyszłość, do lat 60. Pamiętnikobejmuje losy Mirona i jego rodziny w Warszawie od wybuchu do upadku powstania. Następnie opisany jest wyjazd Białoszewskiego wraz z ojcem z obozu przejściowego w Pruszkowie do Łambinowic, a następnie Opola - 9 października 1944. Halina udała się wtedy do Wiednia. Ostatnie zdanie utworu brzmi: Warszawę zobaczyłem w lutym 1945 roku.

Czas w utworze jest w miarę możliwości ściśle określany przez narratora. Miron stara się dobrze przypomnieć sobie, czy jest dzień, czy noc, kiedy opowiada kolejne zdarzenia. Narrator stwierdza, że podczas powstania, kiedy cała Warszawa płonęła i tonęła w dymie, pyle i huku, trudno było nieraz zorientować się w porze dnia, a nawet w dacie. Łatwiej autorowi mówić szczegółowo o miejscach. Zawsze podany jest dokładny adres, wygląd miejsc: budynków, ruin, piwnic, przejść podziemnych, ulic. Białoszewski pamięta je bardzo dokładnie. Często opisuje on szczegóły, jakby miał przed sobą fotografie z tamtych dni. Narracja - w której wyróżnia się dbałość o czas i miejsce - sprawia, że czytelnik łatwo może wyobrazić sobie tamtą rzeczywistość, a nawet wczuć się w sytuacje bohaterów pokazane w książce. Sam Białoszewski podkreśla, że były to wydarzenia, które najbardziej oddziałały na jego życie.

Sposób przedstawienia zdarzeń

Białoszewski mówi o swoim sposobie pisarskim jako o „gadaniu”. Pamiętnik... napisany jest językiem żywym, dynamicznym, pełnym pourywanych zdań. Jest to metoda artysty na odtworzenie atmosfery czasu nieustannego zagrożenia śmiercią. W książce znajdujemy opisy ucieczki, przebywania w schronach, poszukiwania pożywienia, ratowania rannych, rozmów cywili. Chwile te były udziałem samego Białoszewskiego. Utwór przełamuje tendencje panujące w literaturze totalitarnego państwa lat 70.

Zdarzenia ukazane są w czasie teraźniejszym, a więc dzieją się jakby w trakcie czytania, przed oczami odbiorców. Białoszewski dąży do szczegółu - mówi o konkretnych adresach, porze dnia, wymienia osoby z imienia i nazwiska (często używa skrótów). Ataki Niemców, akcje powstańców, działania cywili nie są opisywane jako strategiczne ruchy wojsk. W zasadzie brak w Pamiętniku sformułowań wojskowych. Narracja nasycona jest indywidualizmem autora. Jednocześnie Miron-narrator zachowuje dystans do Mirona-uczestnika zdarzeń. Oznacza to, że autor nie wnika w głąb siebie, nie analizuje swoich zachowań, nie stara się zdominować sobą całej opowieści. Narrator stawia siebie sprzed dwudziestu trzech lat na równi z innymi bohaterami - rodziną, przyjaciółmi.

Za pomocą potocznego języka autor przedstawia potoczność życia cywili. Zwyczajne momenty poszczególnych dni tygodnia dowodzą, że nie sposób pozbyć się naturalnych odruchów, własnych cech charakteru, skłonności, rozmaitych potrzeb, marzeń - nawet w czasie wojny. Ludzie starają się zachować normalność. Białoszewski dąży do prawdy - nie szuka wzniosłości, ale opisuje to, co widzi, czyli zwyczajnych ludzi postawionych w sytuacji najtrudniejszej próby

Bohaterowie

W Pamiętniku z powstania warszawskiego bohaterami są:

 narrator,

 poszczególne osoby, towarzyszące narratorowi i wymienione z imienia,

 kilka osób wymienionych z nazwiska, które albo wykazały się heroiczną walką przeciw Niemcom, albo też zachowywały się dziwacznie wobec tragedii zagłady Warszawy,

 zbiorowość ludności cywilnej Warszawy,

 powstańcy warszawscy,

 Niemcy (pod tym pojęciem kryją się też Ukraińcy, różne oddziały niemieckiej armii, jak Wermacht, Gestapo; ogólnie - okupanci),

 Żydzi, jako grupa ze wspomnień narratora o powstaniu w getcie.

Narrator nie opisuje wyglądu postaci, charakteru, ulubionych zajęć. Informacje o ludziach, nawet wymienionych z imienia i nazwiska, nawet towarzyszących Mironowi w dniach powstania i w całym życiu - są ograniczone do potrzebnego minimum. Oznacza to, że liczą się zachowania, drobne gesty postaci, kilka słów lub relacji, które najbardziej zachowały się w pamięci opisującego.

Narrator - Miron Białoszewski. Warszawiak. Z książki wiemy, że w momencie wybuchu powstania ma 22 lata. Jego rodzice rozeszli się. Przed powstaniem Miron mieszka z Mamą na Chłodnej 40. Przenosi się następnie do mieszkań przyjaciół (Ireny, Swena), znajomych (m.in. na Nowogrodzkiej, Wilczej), do mieszkania Ojca na Chmielnej 32, a także tuła się wraz z bliskimi po obcych piwnicach na Starówce i Śródmieściu. Po upadku powstania w październiku 44 roku zostaje wywieziony do Pruszkowa, stąd do obozu pracy w Łambinowicach, a dalej do Opola, skąd ucieka wraz z Ojcem do Częstochowy. Do Warszawy Białoszewski wraca w lutym 1945 r.

Miron studiuje polonistykę na tajnych kompletach. Podczas powstania stale uczy się, docenia wartość książek, papieru, ołówka. Tworzy poemat i dramat, z którego fragmentami zapoznaje przyjaciół. Najbardziej jest związany z Haliną, Swenem, Ireną P., swoją rodziną. Miron nie należy do żadnej organizacji podziemnej Warszawy. Jego zadania w powstaniu to przede wszystkim opieka nad rodziną. Miron stara się o bezpieczne kryjówki dla najbliższych, organizuje jedzenie, wodę, pomaga przy przenoszeniu rannych, budowaniu barykad. Czasem musi wybrać własne życie niż pomoc innym. Taka jest tragiczna rzeczywistość powstania.

O wyglądzie narratora niewiele wiadomo. Miron w ogóle nie skupia się na powierzchowności. Woli opisać piękno najbliższej zabytkowej kamienicy, atmosferę, czy też zachowania swoje i innych ludzi. Wiadomo tylko, że narrator jest chudy, że ma jedno ubranie, które bardzo się niszczy, a o które trzeba dbać, bo o ubrania trudno. Jest to człowiek wrażliwy, inteligentny, dojrzały mimo młodego wieku. Doskonale zna miasto, nie tylko jeśli chodzi o topografię. Miron zna warszawiaków, zna się na ludziach. Opisuje ich zachowania z jak największym obiektywizmem, nie ubarwia zdarzeń, ani nie ujmuje nikomu. Pokazuje codzienność w warszawskim piekle - kiedy ludność jest dosłownie wykańczana, kiedy wszystko, co dla ludzi coś znaczyło (rodziny, domy, bliskie sercu miejsca w stolicy - budynki, w których się uczono, bawiono, leczono) ulega destrukcji, kiedy panuje strach i nieustanne zaszczucie śmiercią. Miron nie unika też opisu sytuacji, których się po wojnie bardzo wstydził, m.in. kiedy myśli o zdjęciu obrączki z palca zmarłej kobiety, żeby dostać za to jedzenie dla rodziny lub też gdy modli się o nalot, by nie pomagać przy pochówku Niemców. Białoszewski jest człowiekiem szczerym, dąży do prawdy, mimo że jest ona trudna i bolesna.


Matka Mirona zajmuje się podczas wojny szyciem. Zocha, kochanka Ojca, oskarża ją o życie z teściem, czyli ojcem Ojca Mirona. Małżeństwo rozpadło się. Mama Mirona jest osobą ciepłą, pracowitą. Niewiele mówi w narracji Pamiętnika. Zajmuje się gotowaniem i opieką nad synem i jego przyjaciółmi z uniwersytetu. Mieszka z nią Żydówka, Stefa. Obie kobiety, po rozłące z Mironem pierwszego dnia powstania dostają się do niewoli. Rozbierają barykadę, potem są gnane przez stosy trupów ulicami stolicy, następnie Niemcy wywożą Mamę, Babu Stefu i ciotkę Józię do Pruszkowa. Stąd zostają one wywiezione do Głogowa. Z Mamą utrzymują dobre relacje siostry byłego męża Sabina i Nanka. Matka Mirona ponownie wychodzi za mąż. Przez Zochę, jest nazywana „świętą kobitą”.

Ojciec Mirona, Zenon Białoszewski, jest przedwojennym pocztowcem. Bierze udział w oblężeniu i odbiciu Poczty Głównej. Jest w AK. Zajmuje się organizacją podrobionych dokumentów dla powstańców, Żydów, cywili warszawskich i nie tylko. Pomaga mu Zocha i Halina. Ojciec robi różne interesy, które polegają na zdobyciu dla rodziny podstawowych artykułów: raz udaje mu się dostać kosz zgniłych ziemniaków (rarytas w czasie okupacji), innym razem choinkę na święta. Organizuje żywność powstańcom. Ojciec ma kochankę, Zochę. Po rozejściu się z matką Mirona mieszka n Chmielnej 32, u Zochy i Haliny. To tu zatrzymają się Miron, Zbyszek i Swen po wyjściu z kanałów. Po powstaniu Ojciec wraz z Mironem dostają się przez Pruszków o obozu pracy w Łambinowicach, a następnie do Opola, skąd uciekają do Częstochowy. Potem Zenon Białoszewski wyjeżdża z Warszawy do Gdańska wraz z Zochą. Jego siostry i Matka Mirona sądzą, że po siedemnastu latach związku z Zochą Zenek się z nią wreszcie ożeni. Tymczasem Białoszewski wraca do Warszawy w 1945 r. i żeni się z Walą. Siostry - Sabina i Nanka - uczestniczą w uroczystości ślubnej, ale potem zrywają kontakt.

Nanka, Sabina - siostry Zenona Białoszewskiego. Nanka uchodzi za ostoję spokoju i łagodności. Jedyny raz, o którym Miron wie, kiedy Nanka wybuchła gniewem, był po przyjściu Zochy do mieszkania na Lesznie. Nanka pogoniła Zochę szczotką. W sporze rodzinnym była najwidoczniej po stronie Matki Mirona. Innym razem, gdy sama pokłóciła się z mężem, Michałem, i usłyszała słowa: Żeby cię, cholero, pierwsza bomba zabiła wybiegła na ulicę mimo ostrzału. Wiele lat nie odzywała się z Michałem, który jeszcze po wojnie długo szukał żony i prosił o przebaczenie. W końcu Nanka i Michał schodzą się z powrotem. Nanka była razem z Matką Mirona w Głogowie. Chodziła w drewniakach po 15 km dziennie w jedną stronę do pracy. Przed wojną potrafiła zrezygnować z pójścia do zwykłej pracy, gdy ją buty uwierały. Po powrocie z obozu Nankę przyjmuje jakby nigdy nic Zocha. Narrator pyta retorycznie: więc czy trzeba było wojny na to? I powstania? Ruszenia narodu? Na te wicewersaszczotki, wspaniałomyślności? Nie wiem. One też nie wiedzą. Obie ciotki - Nanka i Sabina -opiekują się Mironem, utrzymują kontakt z Mamą. Podczas powstania zajmują się kuchnią, jak większość kobiet.

Babu Stefu - Żydówka, Miron mówi, że daleko spokrewniona z Białoszewskimi. Sprowadzona do mieszkania na Chłodnej przez Ojca. Pomagała w kuchni, była pod opieką Mamy Mirona i z nią trzymała się najchętniej. Miron bardzo lubił Babu Stefu i zresztą to on nadał jej takie imię. Stefa miała dokumenty po zmarłej Zofii Romanowskiej. Była odważna i stosowała zasadę „najciemniej pod latarnią” - jeździła tramwajem przeznaczonym dla Niemców, chodziła dumnie po ulicach i chwaliła się swoim niemieckim akcentem. W pewien sposób imponowała młodemu Mironowi swoją odwagą i uporem w życiu. Ukrywała się u Białoszewskich do 44 roku, kiedy dozorczyni zasugerowała Matce Mirona, że wie o jej pochodzeniu. Stefa dostała się do więzienia, bo ktoś podrzucił jej do torby gwiazdę Dawida. Powstańcy odbili ją i znów wróciła do Mirona i jego Matki. Wywieziona po upadku powstania do Głogowa. Dzięki zarobionym pieniądzom udaje się do Szwecji, a stąd do Ameryki, gdzie spędza resztę życia.

Swen jest przyjacielem Mirona. Obaj przeżywają powstanie organizując jedzenie, pomagając powstańcom w przenoszeniu rannych kanałami. Obaj interesują się literaturą i sztuką. Kiedy widzą zrujnowaną stolicę po upadku powstania płaczą, nie wstydzą się głośnych łez. Swen i Miron przez wiele dni ukrywają się w jednym schronie. Na Rynakach gotuje Mama Swena, którą narrator darzy szacunkiem, jak swoją własną Matkę. Gdy Swena przysypują gruzy po wybuchu bomby, zostaje uratowany dzięki pomocy najbliższych. Po powstaniu, kierowany przeczuciem Swen wyskoczył wraz kolegą z pociągu, wiozącego warszawiaków do Niemiec na roboty. Jeszcze w granicach Guberni, pod Opocznem, dostają się obaj do wsi. Tu cudownym trafem jest już Mama Swena, Celina i Lusia.

Irena P., Staszek - koledzy Mirona z tajnych kompletów polonistycznych. Organizują w czasie wojny wieczorki literackie, konkursy, czytanie własnych utworów, odgrywanie dramatów, m.in. Wyspiańskiego.

Halina - mieszka razem z Zochą i Ojcem Mirona na Chmielnej. Narrator wyraża się o niej z wyjątkową czułością. Kiedy ma przebyć drogę kanałami, Miron wyznaje, że tęskni do Haliny. Świadomość spotkania jej i Ojca w Śródmieściu dodaje narratorowi otuchy i nadziei. Miron, kiedy dociera do mieszkania na Chmielnej, jest jeszcze cały brudny. Wszyscy - Miron, Swen i Zbyszek - są wygłodniali, wychudzeni, zmęczeni do granic. Na Starówce nie było żywności, miejsc do spania, droga kanałami wycieńczyła chłopaków. Miron składa Halinie pocałunek. Dziewczyna opiekuje się przybyłymi - szykuje jedzenie, kąpiel, łóżka, ubrania. Halina pomaga Ojcu Mirona w załatwianiu dokumentów dla Polaków

Powstańcy opisani są przez narratora tak: W ogóle powstańcy. Się pokazali. W poniemieckim - co popadło: hełmie, butach, z byle czym w ręku - dobrze, jak strzelało. Miron jako jeden z tysięcy cywili zauważa na ulicach grupy lub pojedyncze osoby, zakradające się pod niemieckie czołgi, wachy, grupki strażników. Powstańcy organizują ataki na strategiczne punkty miasta, przejęte przez Niemców - odbijają m.in. więzienie, szpital, budynek PKO. Jednak w walce powstańców dominuje chaos. Tylko Śródmieście zachowuje podstawowe reguły życia wojskowego, jest najlepiej zorganizowane. Walki powstańców trwają we wszystkich dzielnicach miasta. Dowodzący i walczący kontaktują się dzięki łącznikom - dziewczynom i małym chłopcom, przemierzającym kilometry kanałów. Do powstańców należą też sanitariusze, zapewniający opiekę medyczną i pomoc rannym, których z dnia na dzień przybywa. Tragiczna sytuacja powstańców pogłębiona jest brakiem broni. Alianckie zrzuty broni i żywności nie docierają do stanowisk powstańczych. Wiatr znosi je na stronę niemiecką. Najmłodsi powstańcy to harcerze. Halina opowiada o jednym chłopcu, który siedział ukryty gdzieś na rogu Złotej i walił w czołgi butelkami z benzyną. Kilka rozwalił, dopóki nie zginął. Miron i jego kolega Zbyszek chcą się przyłączyć do powstania, ale dowództwo nie przyjmuje z braku broni.

Niemcy i żołnierze innych narodowości walczących pod znakiem hitlerowskiej Rzeszy, pokazani są przez narratora jako sprawcy warszawskiego piekła. Bezwzględni mordercy podpalają kamienice z cywilami, wyrzucają chorych przez okna szpitali, dobijają rannych, gnają Polaków przed czołgami po to, aby powstańcy strzelali w swoich albo wycofywali się. Armia niemiecka dysponowała wielką ilością najlepszego sprzętu wojennego: bombowce, czołgi, miotacze ognia, granatniki, pojazdy rozrzucające bomby („grube berty”, „szafy”, „krowy”). Nie brakowało im amunicji i broni. Dokonywali zniszczenia kolejnych dzielnic Warszawy siejąc strach i śmierć wśród żołnierzy i cywili polskich. Największym bestialstwem charakteryzowali się Ukraińcy. Miron opisuje wyjście warszawiaków po upadku powstania. Kolumny ludzi strzeżone były przez Wermachtowców. Ci okazują się sympatyczni, życzliwi. Rozdają Polkom warzywa, wyrwane przy drodze. Nie zmienia to jednak faktu, że Niemcy zrujnowali nie tylko miasto Warszawę, Polskę, dokonali pacyfikacji Żydów, ale zniszczyli wszelkie ludzkie wartości w wojnie, odebrali wielu ludziom jedyną nadzieję i sens życia. Wspomnienia wojenne tych, którzy przeżyli, naznaczą całe dalsze życie.

Żydzi są narodem tragicznym, którego historia i tradycja wzbudza u Mirona ogromny szacunek, ale jednocześnie rodzi niezrozumienie. Narrator z przerażeniem wspomina powstanie w getcie i akcję likwidacji getta warszawskiego. To w tych momentach Miron rozważa o ludzkim cierpieniu w ogóle, o masowej zagładzie i sprowadzenia ludzi do poziomu przedmiotów, a właściwie śmieci. Przykład Babu Stefu pokazuje, że tylko szczęście może ocalić życie Żyda. Pomocą losowi było samozaparcie Stefy, spryt, zorganizowanie pieniędzy na wykup siebie, znajomość niemieckiego, brawura i zwyczajne brnięcie na przód. Niezbędna była też pomoc Polaków.

Narracja

Narrator jest jednocześnie uczestnikiem opisywanych zdarzeń i nazywa siebie Mironem Białoszewskim. Zachowany zostaje schemat pamiętnika, który ma opowiadać o losach autora. Pierwszoosobowa narracja jest relacją z wydarzeń kolejnych 63 dni powstania warszawskiego oraz jednego tygodnia po powstaniu. W ten sposób zawarte są losy rodziny Białoszewskich, która przeżyła wojnę w Warszawie, a potem na wywózce do różnych miast Polski i nie tylko. Narrator przyznaje, że o niektórych rzeczach dowiedział się dopiero po wojnie, czasem z relacji innych

świadków, czasem z filmów (np. o tym, że Niemcy nie tylko wrzucali granaty do włazów do kanałów, ale też zostawiali je otwarte, otoczone kolczastymi drutami, na których wisiały miny i granaty).

Oprócz barwnego, nasyconego szczegółami materii i emocjami, opisu narrator zajmuje się refleksją. Zadaje filozoficzne pytania o sens śmierci przez masakrę, o zasadność ogromu zła, jakie sieją Niemcy w stolicy i w ogóle na świecie. Miron próbuje zrozumieć historię - zarówno swoją indywidualną, swojej rodziny, jak i powszechną. Pyta często o momenty, które nie dawały się wytłumaczyć - kiedy np. ktoś szczęśliwie uszedł z życiem, albo gdy rodzina odnalazła się przez dziwaczny zbieg okoliczności.

Narrator angażuje się w pomoc powstańcom, ale tak jak wszyscy cywile skupia swoje działanie na trosce o własne życie, o rodzinę, o najbliższych. Wojna doprowadza do zminimalizowania potrzeb ludzkich, nawet do granicy fizjologii. Świadomość głodu, choroby, kalectwa, śmierci - uruchamiają w człowieku podstawowe instynkty. Do rangi wielkiego wydarzenia, niemal religijnego urastają wtedy koncerty, czytanie własnych poetyckich zapisków oraz zwyczajnych wiadomości z gazetki powstańczej.

Jaki to gatunek?

Tytułowy pamiętnik dobrze oddaje rodzaj formy gatunkowej, jaką jest książka Białoszewskiego. Są jednak badacze (M. Głowiński), którzy uważają, że bliżej temu utworowi do dziennika intymnego niż do pamiętnika. Utwór Mirona Białoszewskiego jest prozatorską relacją o wydarzeniach, których autor był uczestnikiem. Białoszewski spędził lata wojny w Warszawie. Podczas powstania w 1944 r. był jako cywil w ogniu walki między powstańcami a Niemcami. Jest to podstawowa cecha pamiętnika. Zdarzenia relacjonowane są w kolejności chronologicznej, choć czasem zostaje ona zaburzona. Narrator wprowadza jednak pewien czasowy porządek w opowieści.

Pozostaje sprawa dystansu czasowego. W typowym pamiętniku powinien być on zachowany. Białoszewski stosuje raczej konstrukcje z dziennika intymnego. Opowiada o wydarzeniach dzień po dniu i to w czasie teraźniejszym. Pamiętnik Białoszewskiego pozbawiony jest ścisłych ram tematycznych i czasowych. Czasem powstanie pozostaje w tle albo w ogóle znika z relacji, kiedy narrator mówi o sobie, swojej rodzinie, jakimś szczególe architektury czy historii. Mimo że autor nie skupia się na swoim życiu, ale oddaje losy wszystkich warszawiaków, to jednak występują w książce fragmenty o charakterze filozoficznym, indywidualnym, intymnym - tak jak w dzienniku.

Język

Język utworu jest potoczny. Białoszewski nazywa tok narracji „gadaniną” i rzeczywiście jego książka zbliża się raczej do prozy mówionej niż pisanej. Specyficzną cechą tego języka jest chaotyczny, urywany, poszarpany tok wypowiedzi. Białoszewski stosuje równoważniki zdań, zdania krótkie, proste, konstrukcje jednowyrazowe (sam podmiot, samo orzeczenie, pojedyncze słowo). Tekst jest bogaty w neologizmy, wyrazy dźwiękonaśladowcze, formy typu: „robiło się” i zakończone na -no, -to. Występują nawet wyrażenia wulgarne, kiedy narrator przytacza fragmenty rozmów i kłótni bohaterów. Liczne są powtórzenia słów lub całych konstrukcji. Występuje wiele fragmentów wierszowanych: pieśni religijne, piosenki wojenne, warszawskie szlagiery. Oto przykłady wyrazów dźwiękonaśladowczych z tekstu Pamiętnika: wiuwiuuuwijuuuuu (odgłos miotaczy ognia), kha... kha... kha... (nakręcanie „szafy”). Częste są też skróty, zwłaszcza nazwisk bohaterów: ciotka Uff., pani Ad., pan Szu. Ponadto pojawiają się liczne równoważniki zdań oraz niepoprawność językowa.

Reakcje dotyczące losów warszawiaków

Przed powstaniem Warszawa nie była tak intensywnie bombardowana. Ludzie żyli jeszcze w mieszkaniach. Kiedy 1 sierpnia 1944 r. zaczęto strzelać do Niemców, zorganizowane grupy powstańców atakowały wroga, budowały barykady i próbowały wydrzeć Niemcom jak najwięcej z okupowanej Warszawy - wtedy to Niemcy rozpoczęli masakrę ludności miejskiej i totalną dewastację stolicy. Miasto zaczęto równać z ziemią. Cywile schodzili coraz to niżej, aż do piwnic, a potem do kanałów. Uciekający z bombardowanych domów ludzie brali ze sobą cokolwiek, a czasem w pośpiechu zostawiali wszystko w mieszkaniach. Wciąż widziało się trupy, słyszało o śmierci sąsiadów, bliskich. Powstańcy i dołączający do różnych akcji cywile bronili Warszawy własnymi ciałami.

Cała Warszawa walczyła. Zbrojni odpierali ataki Niemców, cywile walczyli o zachowanie przy życiu siebie i najbliższych. Instynkt życia czasem zanikał, czasami ludzie mówili „wszystko mi jedno” albo „co ma być, to będzie”. Wiele osób porywało się bohaterskie czyny, m.in. zwalanie drutów tramwajowych pod czołgi, obrzucanie czołgów butelkami z benzyną przez dzieci, przenoszenie rannych pod barykadami, walka z wachami - właściwie samobójcza. Niektórzy nie potrafili odnaleźć w tej tragicznej sytuacji resztek człowieczeństwa. Nagminne były kradzieże zmarłych na ulicach, rabunki żywności. Nie wszystkie kobiety broniły swojego honoru (np. w obozach niemieckich, jak opowiadała Mironowi Halina). Do widoku gruzów, spalonych domów, zniszczonych ulic, resztek ludzkich ciał i różnych przedmiotów dochodził widok i swąd ekskrementów. Z miasta pouciekały zwierzęta, ponieważ w obliczu głodu ludzie jedli nawet psy i koty.

W schronach panowała atmosfera strachu i odliczanie bomb. Wszyscy zadawali sobie wieczne pytania - „czy tym razem uderzy w nas, czy nie?”, „czy przeżyjemy?”. Liczyła się każda chwila życia, a z drugiej strony Miron mówi, że żyło się jakby w złudzeniu, jak we śnie albo jakimś transie. Cywile przenosili się z miejsca na miejsce. Kiedy schron stawał się coraz mniej bezpieczny, wędrowało się pod inny adres. W wielu miejscach powstały wykopy, aby można było się ukryć. Brakowało żywności, wody, ubrań - choć autor Pamiętnika wspomina potworne upały tamtego lata. Ludzie bardziej lub mniej sobie bliscy byli stłoczeni w piwnicach. Trzeba było organizować jedzenie i wodę - z opuszczonych mieszkań, z rur wysadzonych przez bomby

Narrator opisuje zwyczajne czynności, jak umycie całego ciała (po wyjściu z kanałów), najedzenie się (w domu Ojca na Chmielnej, u babki Frani), ostrzyżenie włosów (u jedynego fryzjera w Śródmieściu) - jako wielkie wydarzenia, wielkie przeżycia, coś niezwykłego i prawie cudownego. Świadczy to o tym, do jakich poziomów ludzkiej egzystencji zostali sprowadzeni uczestnicy powstania, ludzie w czasie wojny. Ludność warszawska ulegała coraz częściej rozgoryczeniu, że inne części Polski nie odpowiedziały na powstanie. Żal i złość kierowano też w stronę innych narodów, a zwłaszcza Rosjan, którzy zatrzymali ofensywę na Wiśle i pozwolili Niemcom dokończyć pacyfikację stolicy. Kobiety, które nie mają już z czego zrobić jedzenia, nie mają już sił na modlitwy i wyczekiwanie wieści z frontu, nawołują do poddania się.

Wraz z końcem powstania, 2 października 1944 r., okazuje się, że tułaczka warszawiaków ma trwać nadal. Następuje segregacja ludności. Wiele rodzin jest porozdzielanych. Wśród warszawiaków znajdują się ci o pochodzeniu żydowskim. Rodzina Białoszewskich pomaga w ukryciu tego faktu w przypadku Stefy.

Ludność Warszawy opuszcza miasto zrównane właściwie z ziemią. Do 50% zniszczeń od 1939 r. dochodzi po 63 dniach powstania kolejne 40%. Ze stolicy nie zostaje właściwie nic. Miron i jego przyjaciel Swen nie kryją łez. Niektórzy warszawiacy, po wyjściu ze schronów, tracą zmysły. Życie w powstaniu mogło być możliwe tylko dzięki ludzkiej solidarności, akceptacji samych siebie, wsparciu wzajemnym i trosce o rodzinę. Dlaczego takie wydarzenie miało miejsce w historii? Dlaczego świat dopuścił do śmierci tylu tysięcy ludzi i zrujnowania normalnego życia tych, którzy przetrwali? Te pytania narrator pozostawia już odbiorcom książki.

Przesłanie utworu

Pamiętnik z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego jest książką o szczególnym znaczeniu dla twórczości Białoszewskiego, dla współczesnej literatury polskiej, dla budowania ogólnej wiedzy o powstaniu przez nowe pokolenia Polaków.

W latach 70., kiedy ukazuje się książka, Białoszewski jest przede wszystkim poetą i dramaturgiem (lub w ogóle człowiekiem związanym z teatrem). Jako niezwykła osobowość literacka odznacza się chęcią izolacji zarówno od światka literackiego, jak i od tendencji współczesnego życia w różnych, nie tylko literackich przejawach (głównie politycznych). Białoszewski zawsze był artystą walczącym o indywidualny język i formę, o przywrócenie prymatu prawdy w dziele literackim. Decyduje się spisać to, co inspirowało całą jego filozofię - jako człowieka i poety.

Wydarzenia powstania warszawskiego zapisały się nie tylko w pamięci Białoszewskiego, ale przede wszystkim w jego sercu. Pisarz mówi o zdarzeniach z 1944 r. jako o największych przeżyciach w całym jego życiu. Ślad powstania - doświadczenia śmierci, bombardowań, wiecznej tułaczki w ukryciu i strachu, przejście kanałami z rannym na plecach - wszystko to nie pozwala Białoszewskiemu milczeć. Dzięki temu autor odkrywa nowy sposób wyrazu - prozę. Odtąd tomy narracyjne zastąpią tomiki poetyckie. Białoszewski ujawnia się jako opowiadacz historii.

Dla współczesnej literatury Pamiętnik otworzył nowe drogi. Język Białoszewskiego, pełen chaosu, pourywanych konstrukcji, neologizmów, skrótów, stał się dla pisarzy inspiracją. Białoszewski stawia dewizę pisania o zwyczajności w sposób zwyczajny, najbliższy rzeczywistości. A ta przecież nie jest uładzona, zawarta w jakichś ramach. Rzeczywistość wojny i warszawskiego piekła w 44 roku wymaga wręcz od utworu podobnej formy - stąd naśladowanie dźwięków, szarpany tok wypowiedzi. Białoszewski daje przykład literatury nowoczesnej i wysokiej. Krytyka od razu wpisała tę książkę w listę największych polskich osiągnięć literackich XX wieku.

Dla świadomości historycznej Polaków Pamiętnik z powstania warszawskiego przysłużył się odświeżoną wizją powstania. Autor, sam cywil i uczestnik zdarzeń, pokazał nie walkę na barykadach i heroiczne znoszenie tortur w niemieckich więzieniach. Przedmiotem opisu jest życie zwyczajnych ludzi, ukrywających się w piwnicach, zaszczutych strachem przed śmiercią, odliczających swoje dni i nie myślących logicznie w obliczu nadciągających czołgów i samolotów z bombami. Białoszewski dąży do prawdy - nie tylko indywidualnej, ale i zbiorowej. Odbrązowienie pomnika powstańca nie następuje jednocześnie z kretesem. Mironowi nie chodzi o odejmowanie komuś zasług. Autor upomina się natomiast o szarych, zwykłych ludzi, którzy znaleźli się w piekle walczącej, ale ginącej powoli Warszawy. Ponadto towarzyszyło im poczucie samotności i opuszczenia przez resztę narodu i cały świat.

Postawa M. Białoszewskiego

Kiedy wybucha powstanie Miron ma 22 lata. Nie należy do AK ani żadnej organizacji powstańczej. Jest przeciętnym cywilem, kierującym się pragnieniem przetrwania wraz całą swoją rodziną. Jego czynny udział w walkach to pomoc w budowaniu barykad, przenosinach rannego pod ostrzałem, przejście kanałami z ciężko rannym porucznikiem na plecach. Miron jest najbardziej potrzebny rodzinie - ryzykując życie, zbiera rozsypane suchary, chodzi po wodę, organizuje jedzenie. Wraz z przyjaciółmi podtrzymuje pracę nad sobą - urządza czytanie literatury francuskiej, wciąż pisze poemat, robi konkurs literacki. Zdarzają się też sytuacje, w których strach paraliżuje narratora. Podczas drugiej wyprawy po mąkę Miron ucieka zostawiając worek. Innym razem, w momencie segregacji przez Niemców, narrator celowo oddala się od rodziny, żeby uniknąć wywózki.

Miron jest człowiekiem wrażliwym na sztukę, na piękno rodzinnego miasta. Czule traktuje Halinę i swoją Matkę. Zresztą nigdy nie pisze „Mama” z małej litery. Jednocześnie jest to człowiek zdolny do trzeźwej oceny sytuacji i opisu ludzkich zachowań. Jego wypowiedzi są przede wszystkim szczere i konkretne.

M. Białoszewski Pamiętnik z powstania warszawskiego - streszczenie

Jest wtorek, 1 sierpnia 1944 r. „Święto słoneczników”, jak mówi narrator - Miron - wychodzący ze swego domu na Chłodnej 40. Trwa wojna. Ale dzień jest ruchliwy. Widać tramwaje, przebijające się przez chmury słońce. Za chwilę okazuje się, że narracja toczy się w 1967 r. Miron leży na tapczanie, cały, żywy, wolny, w dobrym stanie i humorze. Rozpoczynająca się opowieść będzie splotem wspomnień autora sprzed dwudziestu trzech lat.

Tego dnia matka wysłała Mirona po chleb na ul. Staszica. W drodze powrotnej narrator zauważa zamieszanie. Wie o godzinie „W”, czyli 17 po południu. Ale już wcześniej Polacy napadają na Niemców. W pewnym momencie słychać „Hurraaa!”. Rozpoczyna się powstanie warszawskie. Narrator jest wraz z koleżanką z polonistyki na tajnym uniwersytecie, Ireną P. Z okien jej domu widzą pierwszego powstańca. A wiesz, Mironku, że ja bym się mu oddała - mówi Irena. W mieszkaniu jest narrator, Irena, Staszek. Matka Ireny nie wróciła z miasta. Młodzi jedzą kolację, rozmawiają o książkach (Rabelais), idą spać. Słychać deszcz, terkot karabinów, bliższe i dalsze wybuchy. Następnego dnia wszyscy zabrali się do budowania barykad. Powstańców opisuje narrator tak: W ogóle powstańcy. Się pokazali. W poniemieckim - co popadło: hełmie, butach, z byle czym w ręku - dobrze, jak strzelało. Z kamienic niemieckich, zwanych wachami, wrogowie strzelali z wszystkich pięter. Bardzo trudno było zdobyć taką kamienicę, powstrzymać ogień kierowany na Polaków. Budowano barykady wszędzie, nawet niedaleko wach. Czołgi łatwo przejeżdżały przez drewniane konstrukcje, więc Polacy zaczęli wyrywać płyty chodnikowe, zbierać cegły z ruin po wybuchach. Każdy materiał liczył się na barykadę i każde ręce do pomocy. Tramwajarze organizowali łomy. Hasło „do schronu” oznaczało zejście do zwyczajnej piwnicy, w której tłumnie przeczekiwano naloty bombowców. Podczas budowania jednaj z barykad powstańcy przewrócili kiosk z papierosami. Znalazł się nawet ktoś, kto chciwie zaczął zbierać pudełka. Ludzie podnoszą rumor na ten widok.

2 i 3 sierpnia są bardzo niespokojne. Powstańcy wraz z cywilami budują barykady, kują piwnice i podziemne korytarze. Ktoś zatknął polską flagę w bramie na Chłodnej, pan Hanneberg zrywa druty tramwajowe, aby przeszkodzić czołgom w natarciu. Na Woli pogrom sieją Ukraińcy. Niemcy robią z cywili żywe tarcze, prowadząc złapanych przed czołgami po to, aby powstańcy się wycofywali. Kiedy biorą narratora do pomocy przy pochówku ciał Niemców, Miron wstydzi się swoich myśli, ale chce w nich nalotu, nie chce mieć kontaktu ze zwłokami, nie chce pomagać. Mówi: Biorą mnie do pomocy. Wstydzę się wymówić. Ale życzę sobie w tej chwili nalotu, żeby to zrobili za mnie. I jest.

W drodze do domu na Chłodnej Miron widzi harcerzy z butelkami z benzyną. W mieszkaniu zastaje matkę i Babu Stefu, Żydówkę, która była sublokatorką Białoszewskich. Narrator opowiada o swojej rodzinie. Babu Stefu żyła z rodziną Mirona najpierw w mieszkaniu Ojca, a potem u Mirona i jego Matki. Niemcy nie zauważali pochodzenia żydowskiego kobiety, bo Babu Stefu zawsze paradowała chwaląc się językiem niemieckim na ulicy, jeżdżąc w wagonie tramwajowym dla Niemców. Przejęła nazwisko zmarłej Zofii Romanowskiej. Któregoś dnia zniknęła ze względu na nieufność dozorczyni. Dostała się do więzienia, bo ktoś podrzucił żydowską opaskę do jej torebki. Teraz została odbita przez powstańców.

Miron wspomina jak wraz z kilkoma przyjaciółmi - Swenem, Haliną, Ireną, Staszkiem - robił jeden z wieczorków patriotyczno-literackich. W programie było m.in. Wesele Wyspiańskiego. Mimo że narrator narzekał na swą grę, Wojtkowi, koledze z tajnego uniwersytetu, sztuka się bardzo podobała.

Podczas wojny ludzie starają się zachować pozory normalności. Wciąż trwa walka o jedzenie. Nawet koszyk zgniłych kartofli jest cenną zdobyczą. Żywność jest na kartki. Ojciec załatwia kartki na nazwiska bliskich zmarłych. Ale jest to na porządku dziennym w rzeczywistości wojennej. Którejś zimy, 42 lub 43 roku, Ojciec zdobywa choinkę. Rodzina narzeka, że to zwykła sosna.

Miron ciągle widzi zbombardowane miejsca, które kojarzą się mu z ciepłymi wspomnieniami, m.in. szkoła na Lesznie, w której przed wojną narrator widział szopkę. Teraz wynoszą stąd trupy, szkoła jest zrujnowana. Narratorowi braknie słów, by opisać swoje wzruszenie.

5 sierpnia: Z pakami, tobołami. Latają. Ci do bramy. Ci z bramy. Ci do Ogrodowej prez dziurę. Tamci z Ogrodowej do nas. Nagle zamieszanie. Straszny krzyk. Jakieś zawirowanie tłumu. Coś niosą. Kogoś... Kładą. Trupy? Krzyk. Czyj? Ludzie schodzą coraz niżej, do piwnic. Miron, jeśli chce kogoś odwiedzić, zastaje już wszystkich w piwnicach. Ludzie gromadzą się ciasno - krewni, sąsiedzi, znajomi, przypadkowi ludzie z ulicy. Starają się zachować ciszę. Kobiety martwią się o dzieci. Panuje atmosfera modlitwy i nasłuchiwanie odgłosów bomb. 6 sierpnia ktoś krzyknął, że powstanie upadło. Wszyscy się poruszyli, nie rozumieli dlaczego. Po chwili zdementowano plotkę. Powstanie trwa nadal.

Wzmaga się praca zespołowa cywili. Co chwila narrator słyszy wezwania: Kto do gaszenia?, Kto do odgrzebywania zasypanych?, Gasić bomby!, Kto pomoże nieść rannego?.
Działa już gazetka powstańcza. Ale wtedy nikt nie jest w stanie doliczyć się ofiar. Ludzie wciąż kopią pod ziemią przejścia do kolejnych piwnic. Miron wraz z towarzyszami przenosi się pod różne adresy. Życie cywili odbywa się pod ziemią. Dochodzą tylko wiadomości o tym, co Niemcy zbombardowali na powierzchni, jak przesuwa się linia obrony powstańców. Spośród faszystów największe spustoszenie sieją Ukraińcy. Wszyscy się ich boją. Polacy są rozstrzeliwani, podpalani w domach, chorzy wyrzucani żywcem w okien szpitali. W 1964 lub 65 roku ustalono, że w dniach 5 i 6 sierpnia zabito kilkadziesiąt tysięcy osób na samej Woli. Miron pomaga sanitariuszce przenieść ranną kobietę pod inny adres. Szpital powstańców mieści się w gmachu Sądów. Panuje tu chaos, płacz, wielki pośpiech, bo przybywa rannych.
Ludność przemieszcza się coraz bliżej Starówki. Wszyscy rozważają jak się dostać na Pragę, bo: na Żerań-Jabłonnę. A tam już w Jabłonnie Rosjanie.

Miron orientuje się, że zabrał Mamie klucze od domu na Chłodnej. Chce się tam dostać, bo martwi się o rodzinę. Powstańcy zatrzymują narratora. Chłodną opanowali już Niemcy. Teraz więc Miron postanawia przeprawić się razem z Ireną i jej koleżankami na Rybaki, gdzie jest przyjaciel narratora, Swen. Na Rybakach (Starówka) panuje spokój. Swen, jego narzeczona, Matka Swena, ciotka, Zbyszek, pani Ad. z córką śpią w piwnicy, kiedy narrator i jego znajome docierają na miejsce.

Ukryci cywile ciągle śledzą, co się dzieje na powierzchni. Docierają gazetki powstańcze, wydawane przez AK i AL. Kobiety gotują na prowizorycznych kuchniach z cegieł, mężczyźni i starsze dzieci zdobywają jedzenie. Biega się po wodę tam, gdzie akurat pękła rura od wystrzału. Słucha się radia. Nie jest ważne czy ludzie się znają, czy nie. Jeśli ktoś dochodzi, znajduje się kawałek miejsca dla każdego. Jest upał - zarówno od bomb, miotaczy ognia, tłumu i ścisku w schronach, jak też z powodu gorącego lata. Wszędzie, gdzie tylko jest fragment ziemi, kwitną ziemniaki zasadzone po wybuchu wojny.

Odczytywanie z gazetki bądź wygłaszanie wiadomości z frontu odbywa się z tak wielkim namaszczeniem, jak odprawianie mszy św. 7 sierpnia okazuje się, że przepłynięcie Wisły jest niemożliwe. Ciągle odbywa się tam ostrzał. Narrator przypomina sobie, jak żałował swojej nieobecności w Warszawie w drugiej połowie września 39 roku. Miało wtedy miejsce słynne 12-godzinne bombardowanie miasta (25 września). Teraz, kiedy Miron jest w centrum zdarzeń, pragnąłby stąd uciec jak najdalej.

Kolejne relacje narratora dotyczą zabawnych sytuacji wśród znajomych. Celinka z koleżanką chodziły codziennie do pracy w Ośrodku Zdrowia na Parysowie. Ich zapał i chęć pracy nie mogły być jednak zrealizowane. Ośrodek zbombardowano po kilku dniach. Wiele osób korzysta z pomocy sióstr sakramentek podczas powstania. Wydają one darmowe obiady przy ul. Starej. Akcja trwa do około 13 sierpnia. Autor dzieli się swoją wiedzą na temat zgromadzeń zakonnych, kościołów, zabytkowych bram - mówi o stylu architektonicznym, o detalach zdobiących wnętrza i frontony.

W połowie sierpnia są jeszcze w rękach powstańców duże części: Mokotowa, Żoliborza, Czerniakowa, Powiśla, Śródmieścia. Łączność „górą” jest coraz trudniejsza, więc powstańcy i łącznicy (dziewczyny i mali chłopcy) schodzą do kanałów. Niemcy jednak zajmują wodociągi, elektrownię, Stawki (tu były zapasy żywności). Sytuacja w stolicy jest coraz gorsza. Miron wpada na pomysł chodzenia na spacery i wraz ze Swenem zwiedzają kolejne piwnice i wykopane w ziemi schrony. Po jednym z silniejszych bomabardowań, rodzina Mirona i Swena chce przenieść się do tunelu pod jedną z kamienic, gdzie schroniła się ciotka Trocińska. Panowały tu jednak przeciągi i niskie temperatury. Wszyscy przenoszą się znów do piwnic. Ułożono litanię, którą szybko zaczęły modlić się i inne schrony: Od bomb i samolotów - wybaw nas, Panie, Od czołgów i goliatów - wybaw nas, Panie, Od pocisków i granatów - wybaw nas, Panie, Od miotaczy min - wybaw nas, Panie, Od pożarów i spalenia żywcem - wybaw nas, Panie....

15 sierpnia Rosjanie zdobywają Pragę. Na Wiśle zatrzymuje się jednak front wschodni. Armia Czerwona nie włącza się w powstanie. Alianci organizują zrzuty broni dla powstańców, lecz niewiele z wysłanych samolotów dociera nad Wa-wę, do rąk Polaków. Niemcy wprowadzają do walki nową broń („V”). W piwnicach powstają kolejne szpitale. Przybywa ciężko rannych, ludzie coraz częściej nie wracają do swoich bliskich w schronach. Mirona męczy świadomość, że zabrał przez przypadek klucze od domu Matki. Odwiedza więc rodzinę na Bielańskiej 16, by dowiedzieć się czegoś. Mieszka tu ciotka Limpcia (Olimpia) i Babka Frania (kuzynka Matki Mirona).

Narrator przytacza słowa piosenki, śpiewanej w tamtych dniach przez wielu, wprowadza fragmenty wierszy. Wciąż powtarza się naśladowanie przez Białoszewskiego odgłosów bomb, miotaczy, wybuchów, świstu granatów, np. wh...sz...wh rzsz...wh...sz; wijuuu; kha... kha... kha. Miron i Swen muszą robić wypady na miasto, do różnych mieszkań, w poszukiwaniu jedzenia, głównie mąki, ziemniaków, kaszy. Kiedy po uroczystej mszy z okazji Maryjnego Święta 15 sierpnia, Niemcy bombardują sakramentki, siostry rozdają z klasztoru wszystko dla cywili, zwłaszcza jedzenie i zwierzęta. Wcześniej ukryte za kratami siostry klauzulowe, stają się teraz działaczkami, sanitariuszkami.

W schronach jednak nadzieja upada. Kobiety nawołują do poddania się. Gazetki z 17 sierpnia donoszą o zbombardowaniu katedry przez Niemców. Miron wraz z rodziną i bliskimi Swena postanawiają przenieść się do sakramentek, a potem do piwnic bliżej Miodowej. Panuje chaos, w którą stronę iść, gdzie się ukryć, bo ciągle wybuchają bomby. Wysypują się suchary, które Miron zbiera z narażeniem życia. Wreszcie udaje się znaleźć jakieś miejsce na Miodowej. Jest to piwnica spalonego przed pięcioma dniami domu Izby Rzemieślniczej, Miodowa 14. Pachnie pożarem. Narrator pamięta taki zapach z 39 roku. Długo czuć, że dom się palił, chyba ponad pięć lat. Dziwne jest to, że nie spaliły się zupełnie fotele. Na jednym z filarów wisi krzyż z Chrystusem. Teraz podczas nalotów wszyscy chowają się we framudze. Ludzie nauczyli się, że tylko one są niezniszczalne, zostają najdłużej - to najbezpieczniejsze miejsce, tak samo jak filary. Po każdym trafieniu gdzieś blisko kryjówki sypie się tynk, pył, kurz. Czasem wpada nawet do jedzenia, ale to nikomu nie przeszkadza. Mama Swena wysyła Mirona po jakieś naczynia. Narrator wychodzi ze schronu i odnajduje w jednym z mieszkań filiżanki. Okazuje się, że tuż po wyjściu Mirona gorący odłamek bomby trafił w miejsce, gdzie narrator wcześniej siedział.

Miron, Lusia i Swen robią konkurs literacki. Na skrawkach papieru, ołówkami, piszą młodzi tekst na wybrany temat. Odmierzają czas. Co chwila biegną do framugi, by potem znów kontynuować pracę. Potem jak zawsze w schronie: modlitwa, różaniec, pranie koszul od pyłu i dla schłodzenia się.

Cywile liczą uderzenia bomb. Raz dochodzi nawet do 123. Słychać nadjeżdżające czołgi i „szafy”, czyli miotacze min, miotacze ognia, granatniki. Schron staje się coraz bardziej ażurowy, bo po każdym uderzeniu w okolicy - na Miodowej, Kapitulnej, od Krakowskiego - sypie się coś z konstrukcji domu. Ubywa jedzenia. Teraz Mama Swena przygotowuje dla wszystkich tylko jeden posiłek dziennie - z resztek kaszy. Suchary, nazbierane przez kobietę też powoli się kończą. Miron chce przeczytać Swenowi swój poemat. Przyjaciele odkładają to jednak na później, bo trzeba zdobyć wodę.

Na Rybaki przychodzi rodzina z ciotką, która wciąż jęczy z bólu po poparzeniach w pożarze. Wszyscy z czasem uciszają ciotkę. Kobieta staje się uciążliwa zwłaszcza nocami. Nowe kobiety robią jedzenie dla siebie. Reszta nie ma tego za złe. W pewnym momencie narrator stwierdza: Chciałem powiedzieć, że na Starówce nie miało się już co pogarszać. Ale nieprawda. To pogarszanie się właśnie nie miało dna. Okazywało się zawsze, że może być jeszcze gorzej. I jeszcze gorzej. Ludzie czekają na wysadzenie mostów, ale one są nadal. Długo trzyma się Kolumna Zygmunta, stoi kościół św. Floriana na Pradze i cerkiew. Narrator wspomina ulubione melodie psalmów, przypomina sobie tekst nieszporów, na które uwielbiał chodzić przed wojną. Nagle teksty liturgiczne nabierają nowego znaczenia. Warszawa kojarzy się Mironowi z Jerozolimą, o którą walczą pokolenia, i której strzeże lub od której odwraca się Bóg starożytnych Izraelitów. Jest coraz więcej problemów z wodą. Miron często udaje się na ulice w jej poszukiwaniu. Pewnego dnia umiera obolała od poparzeń ciotka. Rodzina wynosi ją przed kamienicę, ale jest ciągły ostrzał. Niepochowane ciało zostaje na zewnątrz, co zdarza się dość często na ulicach.

Podczas jednej z wypraw po wodę Miron znajduje arkusze papieru kancelaryjnego. Jest to jedna z cenniejszych zdobyczy i powód do prawdziwej radości dla narratora. Miron opowiada, jak 31 sierpnia 200 ludzi z batalionu „Chrobry” wróciło do swej kryjówki po akcji. Powstańcy odpoczywali nocą, gdy nagle uderzyła w ich piwnicę bomba. Nalot zabił wszystkich prócz czworga czy pięciorga ludzi. W 1946 r. Miron, pracujący później jako dziennikarz przy ekshumacji zwłok, będzie świadkiem wydobywania spod gruzów nóg, rąk, skrawków ubrań tych żołnierzy.

1 września Matka Swena, zajmująca się kuchnią, ogłasza wykończenie się zapasów żywności. Miron przyznaje się, że wraz ze Zbyszkiem pomyślał nawet o zabraniu obrączki zmarłej kobiety, siedzącej nadal przed wejściem do piwnicy.

Narrator często wraca myślami do pierwszego września 1939 r. Wspomina dobrą pogodę i dziwne przeczucie, towarzyszące mu od lat właśnie pierwszego września. Tego dnia 1944 roku okazało się, że Stare Miasto broni się ostatkiem sił, że Niemcy tłumią powstanie. Po wejściu wroga na Freta ogłoszono kapitulację Starówki. Było mało czasu na ewakuację, bo Niemcy mieli niszczyć schrony granatami. Miron, Zbyszek i Swen zgłosili się do pomocy przy transporcie rannego kanałami do Śródmieścia. Tu Miron ma rodzinę - Ojca, Zochę (drugą, nieślubną żonę Ojca), Halinę. Kobiety z Rybaków, zwłaszcza Matka i ciotka Swena żegnają młodych z płaczem i wielką czułością. Miron nigdy przedtem ani później nie przeżył takiego rozstania z kimś. We trzech udają się do punktu zbornego, gdzie są umówieni z sanitariuszem Heniem.

Kanały podniecały wszystkich. W punkcie zbornym, czyli szpitalu za placem Krasińskich panuje bieganina. Wszyscy są rozemocjonowani. Ranny, którego Miron wraz z kolegami ma przenosić, jest postrzelony w dziewięciu miejscach. Trudno będzie ukryć przed strażnikami włazu do kanału, że jego stan jest ciężki. Ciężko ranni mają być zostawieni w szpitalu. Miron przypomina sobie książkę Victora Hugo, opisującą podobne przejście z rannym kanałami Paryża. Teraz Śródmieście zdaje się narratorowi tak odległe jak sam Paryż od Warszawy.

Najpierw narrator musi przedrzeć się wraz z rannym i innymi powstańcami przez ulice Starówki. Wejście do kanałów jest przy barykadzie na Miodowej. Ludzie pełzają, czołgają się, ciągną rannych po ziemi. Ostatni widok na powierzchni to kościół Garnizonowy. Zaraz potem Miron z powstańcem uwieszonym na plecach znajduje się w tunelu. Kanał jest wypełniony tak zwaną wodą do pół łydki. Tu w kanale odgłosy walki są bardzo przytłumione. Jest właściwie cisza, słychać tylko wydłużone głuche u-uu - uuuu - uu - uu - u i chlupotanie kroków. Ludzi jest cały rząd w kanale, na całej długości od Starówki do Śródmieścia. Szepty idących rozchodzą się tu jak w muszli albo studni. Na owalnych ścianach widać oznakowania kredą - nazwy ulic, strzałki, napisy. Przed zwartą grupą powstańców idzie sanitariuszka ze świecą. Trzeba bardzo ostrożnie przechodzić pod otwartymi włazami. Niemcy mogą zauważyć przechodzących, rzucić granat. Droga do Krakowskiego Przedmieścia zdaje się Mironowi bardzo długa. Trudno jest określić czas, jaki już upłynął. Co jakiś czas Miron oddaje rannego na plecy Zbyszka lub Swena. Powstaniec błaga o wodę, chce się napić tej z kanału. Sanitariuszka ratuje sytuację kostką cukru. Miron wciąż stara się podtrzymać chorego na duchu. Ściany są oślizgłe, pokryte grubą warstwą zielonej mazi. Nie można się zatrzymać na chwilę ani oprzeć. Wszystkim jest już coraz trudniej, ale nagle okazuje się, że pochód wkracza w Nowy Świat. Wyjście na Wareckiej już niedaleko. Przy wychodzeniu z kanału trzeba było czekać. Przed grupą Mirona szedł dwustuosobowy konwój „Parasola”. Okazuje się, że nie tylko Miron niósł rannego na plecach. Za tych pozostawionych, zwłaszcza rannych żołnierzy wszyscy czują się winni. Przy wyjściu pomaga Mironowi dwóch ludzi. Narrator jest wyczerpany. Chorego zabierają na nosze sanitariuszki

Miron, Swen i Zbyszek udają się na Chmielną 32, do Ojca Mirona. Narrator był umówiony z Haliną na 1 sierpnia, a dziś jest miesiąc później - 1 września. Wszyscy trzej są zaskoczeni, kiedy dozorca informuje, że rodzina śpi w mieszkaniu, a nie w schronie w piwnicy. Okazuje się, ze w Śródmieściu panują w miarę normalne warunki. Jest woda, jest jedzenie, świeże ubrania. Obudzona pocałunkiem Mirona Halina zaraz zajmuje się przybyłymi. Przybyli z kanału muszą się przede wszystkim umyć i zjeść. Ludzie jedzą podczas wojny właściwie wszystko, byle kalorycznie - np. makaron okraszony smalcem.

Trwają rozmowy o aktualnych wydarzeniach. Ojciec, Zenek, jest w AK, Zocha ma kuchnię na kwaterze. Przybyli ze Starówki dowiadują się o liniach frontu w Warszawie, że za Marszałkowską jest gorzej, że tu u nich ataki Niemców są przewidywalne, że dowództwo AK mieści się w gmachu PKO na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, że są rozkazy. Ojciec Mirona, Zenek należy do AK. Nie poświęca się jednak bez potrzeby, sam decyduje, kiedy przyznać się do służby, a kiedy udać, że się nie jest w AK. W Śródmieściu panują w miarę ścisłe reguły wojskowe. Dowództwo stara się utrzymać maksymalną dyscyplinę dzielnicy. Trzeba znać hasło i odzew, które zmieniają się codziennie. Powstańcy zatrzymują przechodniów do prac publicznych - kopań, kuż, barykad, legitymują po zmroku. Dlatego też przybyli ze Starówki muszą znaleźć sobie tu pracę. Miron zastanawia się z Haliną nad przystąpieniem do powstania, podobno niechętnie przyjmują nowych, ponieważ brakuje powstańcom broni.

W tym momencie sytuacja powstania jest tragiczna. Niemcy zbombardowali Wolę, Starówkę, inne dzielnice. Ocalała prawie jedna trzecia Śródmieścia z pozorami porządku. Z dowództwem AK i gazetką pięciominutowa „Rzeczpospolita Śródmieścia”. Niemcy zapuszczają się i tutaj, robią naloty, wpadają z czołgami na niektóre ulice. Ojciec i Halina opowiadają o bohaterskich Polakach, którzy odpierają ataki wroga - o smarkaczu, który butelkami z benzyną zniszczył kilka czołgów; o rodzinie, która mimo kilkakrotnych próśb upierała się, że nie wyjdzie z piwnicy swego domu i zginęła; o kobiecie, która dzięki lamentowaniu na ulicy otrzymała pomoc w przenosinach noszy z jej rannym synem, Jankiem Markiewiczem. Po wojnie Irena P. opowiada Mironowi o koncercie szopenowskim, granym przez Woytowicza w kawiarni na Nowym Świecie. Muzyka rozlegała się na ulicy pomimo nalotu. Pianista nie przerywał, nikt ze słuchaczy nie reagował na bomby. Halina mówi, jak w kinie „Apollo” wyświetla się film dokumentalny z walk w kościele Świętego Krzyża.

3 września narrator znów wraca myślami do tego samego dnia sprzed pięciu lat. W 1939 r. ktoś śpiewał na ulicach Warszawy „Marsyliankę”, bo Francja i Anglia przystąpiły do wojny. Teraz, w 1944 r., Miron urządza odczyt swego poematu, napisanego w schronie na Rybakach oraz początku dramatu o powstaniu. Wśród słuchaczy są Halina, Zbyszek i Swen. Na ulicach wciąż przybywa ciał zmarłych. Nie chowa się ich już, tylko pali na stosach z powodu zagrożenia epidemią. Miron, tak jak większość cywili, zaczyna chorować na wymioty i biegunkę. Nie wiem, czy najpierw zaczęło się bombardowanie, czy wielka sraczka - mówi narrator. 4 września Ojciec każe Mironowi i Swenowi leżeć w łóżku, ale przez ciągłe naloty i zbieganie do piwnic jest to niemożliwe. Miron opowiada o swoim Ojcu. Jest to miłośnik zwierząt, w ogóle człowiek życzliwy dla życia, świata i ludzi. Przedwojenny pocztowiec zajmuje się podczas okupacji podrabianiem podpisów niemieckich i wyrabianiem fałszywych dokumentów Polakom. Załatwia ausweisy. Pomaga mu w tym Zocha, która przebiera się, udaje seplenienie, aby zdobywać pieczątki u Niemców. Jednego dnia w 1940 r., kiedy zaczynają się łapanki i jeżdżą po Warszawie słynne budy łapankowe, Ojciec Białoszewskiego długo patrzy na Leszno, gdzie właśnie trwa łapanka. Zenek Białoszewski pomaga przy zdobyciu Poczty Głównej, organizuje później wyprawę po cukier dla powstańców.

4 września 1944 r. upada Powiśle. Miron spotyka jakiegoś pana z oberwanym policzkiem. Przypomina go sobie także po wojnie, kiedy rany prawie już nie widać i policzek jest z powrotem zrośnięty. W nocy z 6 na 7 września wszyscy postanawiają się przenieść w bezpieczniejsze miejsce, tzn. na Nowogrodzką, do Mięcia, kolegi Ojca. Miron i jego rodzina biorą najpotrzebniejsze rzeczy do walizek, koty zostają w piwnicy. Miron wraz z Ojcem odwiedzają przyjaciela Mirona, Zdzisława Śliwierskiego z Żurawiej 6, po czym wszyscy udają się do znajomych na Wilczą 21. Mieszka tu rodzina Wojów, pani Jadwiga i pan Stanisław, znajomi Ojca. Jadwiga zajmuje się szyciem mundurów dla żołnierzy. W tym czasie Swen znajduje na Żurawiej Dankę, łączniczkę w AK, która nadaje zaszyfrowane komunikaty przez radio. Swen przenosi się do niej. Zbyszek natomiast chce zaciągnąć się do grupy powstańców i za zgodą pani Rybkowskiej cała grupa wprowadza się na parter w jej mieszkaniu. W niedzielę odbywa się na Wilczej uroczysta msza św. Ze spowiedzią powszechną

W rodzinie państwa Wojów są dzieci, które bawią się w czołgi i wojnę. Narrator pamięta momenty najbardziej błahe, prozaiczne, przyziemne potrzeby dzieci i dorosłych. Miron mówi w pewnym momencie, że śmierć była zasadą w tamtych dniach, największą możliwością. Prawie jedyną i stawia dramatyczne pytania o sprawiedliwość śmierci, o jakiekolwiek logiczne uzasadnienia masakry na ludziach oraz czy należy ratować wołających o pomoc pod gruzami, skoro naraża się tym samym własne życie, a wobec tego kto powinien zająć się taką pomocą... W gruzach zbombardowanego domu znalazł się również Swen, ale zostaje odkopany i wyciągnięty. Miron z innymi ukrywa się w piwnicy kamienicy Kleina, która ma sześć pięter i jest nadzieją dla wszystkich. Podczas wypadów po wodę, jedzenie, za potrzebami fizjologicznymi Miron spotyka różnych znajomych, słynną Wawę, Leonarda, Wojciecha Bąka, Frania hrabiego Ż. i innych

Z 9 na 10 września ma miejsce pierwszy nalot Sowietów na niemieckie dzielnice. Za kilka dni, z 13 na 14 września, pojawia się kukurużnik - sowiecki dwupłatowiec. Słychać odgłosy z frontu, walkę wojsk Hitlera i Rosjan. Zrzucane są suchary i broń. Trwają walki w Parku Skaryszewskim i przy praskim wejściu na most kolejowy. Wreszcie Niemcy ustępują z Pragi. 18 września nadlatują Amerykanie. Zrzucają na kolorowych spadochronach broń, bandaże, książki, ale niestety wiatr znosi je na stronę niemiecką. Niemcy zwiększają siłę ataków. Padają Sielce i Marymont.

Miron opowiada o Nance i Michale, którzy pokłócili się na Lesznie podczas powstania. Michał powiedział: Żeby cię, cholero, pierwsza bomba zabiła! i Nanka wyszła od razu na ulicę. Po wojnie długo nie mogli się wzajem odnaleźć. Nanka zamieszkała u Sabiny. Dopiero po wielu staraniach Michała wybaczyła mu i wrócili do siebie. Już po wojnie Miron dowie się, że jego Mamę i Stefę złapali Niemcy, gnali przed czołgiem wśród masy trupów ulicami Warszawy. Kobiety zostały wywiezione do Pruszkowa, a potem Głogowa na roboty.

Jest rok 1945. Pomiędzy kobietami dochodzi do kłótni. Wychodzą na jaw osobiste zadry i zdrady: między Ojcem, Mamą Mirona, Zochą, Sabiną. Narrator z wściekłości kopie prowizoryczną kuchnię, dopiero po tym wrzaski kobiet milkną. W 1945 r. Ojciec wyjeżdża z Zochą do Gdańska, po powrocie do Warszawy żeni się z Walą. Jego siostry Nanka i Sabina nadal utrzymują wtedy kontakt z Matką Mirona. Mama narratora także wychodzi za mąż. Z Ojcem pozostaje w życzliwych relacjach.

Mironowi udaje się znaleźć fryzjera. Płaci mu, czuje się odnowiony, wraca do swoich schronowych rodzin. Narrator przypomina sobie, jak w 39 roku poszedł do fryzjera pierwszy raz na golenie. Pamięta ten dzień jako postrzyżyny. Miron wspomina, jak dostał bochenek chleba, potem kostkę cukru, jak wybrał się z Ojcem i Swenem po zboże, bo były już niemieckie przydziały pszenicy w młynie na Prostej.

Dzielnice Warszawy padają kolejno: 23 września - Czerniaków i Powiśle południowe, 27 września - Mokotów, 30 września skapitulował Żoliborz. Resztkami sił broni się Śródmieście. Niewiele pomogły desanty wojsk radzieckich na przyczółku czerniakowskim, na Żoliborzu. Zaczyna się plaga wszawicy wśród warszawiaków. Rozwija się handel wymienny, dzięki zbożu. Pieniądze nie mają teraz żadnej wartości. Ludzie wpadają powoli w obłęd, np. pan Szu na cały głos śpiewa Godzinki, zachowuje się jak obłąkany. Miron i Swen wychodzą na miasto, w stronę Chmielnej. Kiedy widzą same gruzy, ruiny, trupy, zniszczoną doszczętnie Warszawę, w ich oczach pojawiają się łzy, a słowa stają w gardle.

Rano 2 października 1944 r. odgłosy walki cichną. Ogłoszono kapitulację. Ludność cywilna ma opuścić miasto do 9 października. Powstańcy składają broń. Ludzie zdolni do pracy mają być wywiezieni na roboty do Rzeszy. Wszyscy wychodzą z kryjówek. Panuje atmosfera rezygnacji i chaos. Ludzie szukają się nawzajem, pytają, pilnują swoich rzeczy, bo wszystko staje się cenne. Ci, którzy nie mogą pracować będą rozwiezieni po Guberni.

Bliscy Mirona zostawiają w piwnicy dokumenty, zapiski poety i aparat fotograficzny. Inne rzeczy, schowane w starych schronach nigdy nie będą odnalezione. Ludzie gromadzą się na Marszałkowskiej, siadają rodzinami na tobołkach, czekają. Miron spotyka swojego kolegę Żyda, Kubę, wraz z rodziną. Pani Trafna, która jest razem z rodziną Mirona, również jest Żydówką, ale wszyscy ryzykują, aby Niemcy się nie zorientowali. Najgorszym losem był obóz koncentracyjny. Mąż cioci Limpci trafił do Oświęcimia. Kobieta dostała po wojnie puszkę z prochami. Narrator opowiada o cudownym odnalezieniu się Swena z rodziną. Podczas wychodzenia ze schronów zgubili się w tłumie. Swena i młodego Szu. Niemcy wywozili na roboty do Rzeszy, ale młodzi mężczyźni uciekli z pociągu jeszcze w granicach Guberni. Dotarli do wsi, wchodzą do domu, a tam jest Mama, Ciotka Uff, Celina i Lusia z panią Rym. Miron, Ojciec, Zocha, Halina zostają wraz z innymi przewiezieni do przejściowego obozu w Pruszkowie. Narrator nie może uwolnić się do skojarzeń z Zaduszkami. Metafora dnia Wszystkich Świętych towarzyszy opisowi podróży i wychodzenia fal ludzi, jak z cmentarza.

Rodzina Mirona staje do selekcji 6 października. Miron i Halina boją się rozdzielenia. Stacha na własną prośbę jedzie z młodszymi na roboty - Halina gra jej córkę. Wreszcie wszyscy zostają zaryglowani w świńskich wagonach. Pociąg rusza w kierunku obozu w Łambinowicach na Dolnym Śląsku. W obozie są jeńcy różnych narodowości, niektórzy od 1939 r. Starsi jeńcy pomagają nowoprzybyłym w codziennych czynnościach. Francuzi mówią, że wiedzieli o powstaniu warszawskim już od 1 sierpnia. Następuje kontrola czystości, zwłaszcza jeśli chodzi o wszy. Kobiety myją się grupowo w obecności Ukraińców. Miron jest zaskoczony opowieścią Haliny o tym, że nie wszystkie Polki odnosiły się ze wstrętem do wrogów. Niektóre umawiały się z żołnierzami na randki. W obozie śpi się na wiórach, pod namiotami. Ludzie religijni, zwłaszcza Rosjanie śpiewają starocerkiewne nieszpory. Polacy dbają o rozrywki kulturalne, ktoś recytuje teksty Wiecha, ktoś inny gra na skrzypcach koncert Wieniawskiego. Podczas burzy jeńcy robią wypady za druty po warzywa rosnące niedaleko.
Z Łambinowic rozsyła się więźniów do innych miast. Miron z Ojcem wybierają Opole z zamiarem ucieczki do Częstochowy, Halina decyduje się na Wiedeń. 9 października wszyscy bliscy Mirona opuszczają obóz przejściowy. 11 listopada, po miesiącu pracy jako pomocnicy murarzy przy rozbudowie gazowni w Oppeln obaj Białoszewscy uciekają do Częstochowy, gdzie czeka na nich Swen ze swoją Mamą. Do Warszawy Miron powróci w lutym 1945 r.

13



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lao che Powstanie warszawskie, HLP III rok
ROK 1984, HLP III rok
Witkacy, HLP III rok
HLP III,?ROK
Dwudziestolecie a Młoda Polska 1, filologia polska, HLP, III rok (po 1918)
Biedni Polacy patrzą na getto 14, filologia polska, HLP, III rok (po 1918)
OBCY, HLP III rok
Nałkowska Z. - Granica (opracowanie BN I 20), filologia polska, HLP, III rok (po 1918)
15. Zagłada (Krall, filologia polska, HLP, III rok (po 1918)
Literatura współczesna stresazczenia, opracowania1 ~$miętnik z powsyania warszawskiego opr

więcej podobnych podstron