KAZANIA PASYJNE - Bóg jest Miłością, HOMILETYKA


KAZANIA PASYJNE

Wiele jest zamieszania wokół miłości. Owo zamieszanie było od zawsze i nie jest wymysłem współczesnych pokoleń. I nie trzeba się tym przerażać. Istnieje jednak pilna potrzeba odnowy rozumienia i praktykowania miłości. Czy jest to możliwe? Odnowa ma szansę pod warunkiem, że chrześcijanie zwrócą się ku Ewangelii, dadzą jej posłuch i nie zwątpią, że z jej kart mówi do nich Jezus, Bóg, który jest miłością. To bowiem, co On mówi o miłości, różni się od tego, co o niej mówi świat i ci, którzy mu ulegają. A takich, co widać po faktach, jest większość. Tylko i wyłącznie słowo Chrystusa może odnowić chrześcijańskie pojmowanie i praktykowanie w świecie miłości. Jedną z okazji ku temu są nabożeństwa zwane Gorzkimi żalami i związane z nimi medytacje nad męką Pańską. W zbawczej męce Jezusa objawiona została tajemnica miłości. Objawiona w sposób przekonujący, bo w nieprzerwanym ciągu czynów. Człowieka bowiem bardziej przekonuje to, co ktoś czyni niż to, co w danej rzeczy mówi. Uosobieniem ewangelicznie pojmowanej miłości jest Ten, który jest miłością, Jezus. Rozważaniami pasyjnymi o miłości możemy włączyć się w pracę duchową Kościoła w Polsce, który w bieżącym, 2010 roku, skupia się wokół prawdy: „Bądźmy świadkami Miłości”. Mamy zatem okazję wnieść w to religijne dzieło nasz osobisty wkład. Jesteśmy do tego zaproszeni i zobowiązani.

Poniższe rozważania nie są gotowymi do wygłoszenia kazaniami pasyjnymi. Należy je traktować jedynie jako szkice, przyczynki, okruch Bożych myśli wziętych z Ewangelii i jakoś związanych z ziemskim życiem. Autor ma nadzieję, że dopomogą one w przeprowadzeniu osobistej medytacji nad fenomenem chrześcijańskiej miłości. A tylko echo niniejszych myśli da się słyszeć w medytacji nad miłością, prowadzonej w określonej wspólnocie. I o takie przyjęcie i spożytkowanie owych szkiców z wdzięcznością prosi ich autor.

1. Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem

Tajemnica miłości

Święty Jan Ewangelista, głęboko wprowadzony w tajemnice Boże, pisze: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością.” (J 4,7-8). A święty Augustyn, wyjaśniając te słowa, dodaje: „Miłość jest Bogiem, bo jest z Boga”. Bóg jest miłością! Co do tej prawdy nikt nie może mieć najmniejszych wątpliwości, oczywiście jeśli wierzy, a swoją wiarę buduje na ufnym słuchaniu Boga. Bóg bowiem osobiście objawił tę prawdę. A On zawsze mówi prawdę. I nie musi tego udowadniać. Prawdy, za którą się umiera, nie potrzeba uwierzytelniać. Dobra wola i odporność na uprzedzenia pomagają w przyjęciu jej za swoją.

Nie może nie kochać

Jakie są zatem skutki faktu: „Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem?” Bóg, który jest miłością, nie może nie kochać! On musi kochać wszystko, co stworzył. A więc wszystko i wszystkich, i mimo wszystko. Kocha niewątpliwie sprawiedliwych, czyli ludzi starających się pełnić Jego wolę. Ale kocha także tych, którzy Jego nie kochają. I są Jego ukrytymi lub jawnymi wrogami. Kocha zatem tych, którzy walczą z krzyżem - czytelnym dla wszystkich znakiem Jego miłości do ludzkości, a tolerancję i laickość państwa lansują na religię obowiązującą współczesnego człowieka. Kocha polityków dążących do wyrugowania Kościoła z życia publicznego. Kocha biegających po prokuraturze i domagających się sądowego zakazu dla cudów. Miłuje uważających, że ocena z religii na świadectwie szkolnym uczniów wierzących jest zagrożeniem i krzywdą wyrządzana uczniom niewierzącym, bo utrudnia im rozwój osobisty i zajęcie godnego miejsca w strukturach europejskich. Bóg kocha także uciekających od lat przed ludzką i boską sprawiedliwością. Kocha nieuznających swych grzechów i lekceważących nawrócenie, pokutę i zadośćuczynienie. Kocha wykorzystujących swoją wysoką pozycję w państwie do niecnych interesów. Kocha przestępców chronionych przez ludzi wpływowych. Bóg, który jest miłością, nie może nie kochać. Musi kochać i kocha!

Mocne referencje

Prawda, że Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem pociąga także określone skutki dla człowieka. W tych prostych zdaniach zawierają się najlepsze referencje, jakie może otrzymać miłość. Z takimi listami polecającymi miłość powinna znaleźć w życiu każdego człowieka godne, czyli naczelne i najwyższe miejsce. Powinna cieszyć się jego pełnym zaufaniem i trwałym szacunkiem. Być wartością przedkładaną ponad wszystkie inne wartości. Wartością, dla której człowiek gotów jest poświęcić wszystko, łącznie z własnym życiem, byleby tylko ją posiadać, zachować, żyć nią, dzielić z innymi i zabrać stąd do wieczności, do źródła, z którego wypływa. W fakcie, że Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem ukryta jest także najwyższa pochwała, jaką można wygłosić na cześć miłości. Pochwała zapadająca zarówno w pamięć, jak i w serce, czyli dająca nadzieję na to, że słyszący ją człowiek zapragnie miłości i pozostanie jej wierny już na zawsze.

Nie wolność, lecz miłość

Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem. Prawda ta rozstrzyga spór o porządek wartości. Jednoznacznie wskazuje, że to nie wolność, lecz miłość jest królową wartości. Miłości, a nie wolności podlegają wszystkie pozostałe wartości. A zatem nie o wolność, lecz o miłość należy przede wszystkim się ubiegać. Ona nadaje pozostałym wartościom właściwą treść i kształt. Wielu jednak nadal uważa, a utwierdzają ich w tym przekonaniu rozmaite autorytety, że wolność jest najwyższą wartością. Skutki owego błędnego przeświadczenia są opłakane. Najtragiczniejszym jest ten, że ludzie niszczą miłość w imię zachowania wolności zamiast poświęcić wolność w imię obrony i zachowania miłości. Jezus poświęca swoją wolność dla miłości. Dlaczego? Dlatego, że wiara bez miłości jest złudzeniem i jest martwa. Nadzieja bez miłości jest pustą obietnicą, na której nie można polegać. Obowiązki bez miłości są ciężarem nie do uniesienia. Życie rodzinne obozem koncentracyjnym. Powołanie kapłańskie czy zakonne zawodem. Modlitwa bez miłości autoterapią. Wolność bez miłości staje się samowolą, chaosem i destrukcją. Ciężarem nie do udźwignięcia. Wręcz przekleństwem. Polska, po latach niewoli, odzyskała wolność, ale zagubiła miłość. Promowanie w czasach niewoli wolności kosztem miłości, wydaje zawsze złe owoce. I tak jest obecnie. Wolność bez miłości staje się niewolą.

Jezus, przychodząc na świat, chociaż wysoko ceni wolność człowieka, nie pragnął niczego innego dla ludzi jak tylko miłości. Dlatego gorąco poleca miłość w słowach: Umiłowani, „miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga”. On wręcz nakazuje miłość, pozornie unieważniając prawo człowieka do wolności, gdy mówi: „Będziesz miłował siebie… bliźnich… Boga!„ Oczywiście owo unieważnienie prawa do wolności jest tylko pozorne, ponieważ dopiero miłość daje pełną i trwałą wolność człowiekowi. Ten zatem kto kocha, ten jest prawdziwie wolny. Miłość jest wolnością, bo jest zjednoczeniem z wolnym Bogiem.

Gwarancja wieczności

Prawda, że Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem przynosi ludziom znakomitą wiadomość. Miłość nigdy nie zaginie. Ona jest wieczna. Ten więc, kto buduje siebie i swe życie na miłości, buduje na Bogu. Jest zatem wieczny, niezniszczalny. Dlatego nie musi obawiać się doczesności. Nie ma w niej bowiem takiego przeciwnika, któryby zdołał go pokonać nieodwracalnie. Miłość, będąc istotą jego życia, czyni go niezwyciężonym wewnętrznie i zewnętrznie. Zło nie jest w stanie wedrzeć się do jego sumienia, stać jego panem i wydawać rozkazy co ma, a czego nie ma czynić. Miłość gwarantuje, że pośród ataków zła, Bóg nadal pozostaje władcą ludzkiego sumienia i sprawuje w sposób niezawisły swe rządy. Taki człowiek jest nie tylko niewygodny, ale i groźny dla ludzi zniewolonych przez zło, bo nie ulega manii poprawności politycznej i postępuje według imperatywów miłości. Czy tego chce, czy nie chce, staje się znakiem sprzeciwu w środowisku. Pełni rolę ewangelicznego kamienia, o który potykają się wyzuci z wiary, nadziei oraz miłości. W jego dłoniach miłość staje się najskuteczniejszą bronią w walce z każdego rodzaju złem. A włada nią z wprawą żołnierza elitarnej jednostki. Miłością czyni zło bezsilnym. Człowiek oddany bez reszty boskiej miłości jest pewien swojego wiecznego losu. Może żyć na ziemi w pewności, że w wieczności będzie zaznawał bliskości z Bogiem, który jest miłością.

Bóg nie może nie kochać. A człowiek powinien zrozumieć, że nie ma na ziemi nic ważniejszego do zrobienia, jak miłować. Bóg bowiem jest miłością, a miłość jest Bogiem. W tym tygodniu Wielkiego Postu można by sprawdzić, na jakim miejscu w prywatnej hierarchii wartości umieściliśmy miłość. Czy na pierwszym?2.

2. Miłość jest naśladowaniem

Miłość nie potrzebuje odnowy

Niektórzy mówią, że miłość potrzebuje odnowy! Nic bardziej mylącego i groźnego dla religijnego i moralnego życia człowieka. Owo stwierdzenie jest bowiem niezgodne z Objawieniem Bożym, które wyraźnie mówi: „Bóg jest miłością.” (1 J 4,4-8). Ani Bóg Ojciec, ani Jezus, Syn Boga, ani Duch Święty nie potrzebują jakiejkolwiek rewaloryzacji. Bóg jest bowiem wieczny, niezmienny i niezniszczalny. On się nie starzeje. Czas nie jest groźny dla Niego. Nie dosięgają Go żywioły przyrody. Również siły złego nie mają wpływu na Jego kondycję. Odnowy potrzebują natomiast wybrani na świadków prawdy, że „Bóg jest miłością”. Restauracji potrzebuje ich sumienie. W sumieniu bowiem wierzący przyjmują miłość Bożą w darze. Staje się ona ich miłością. I od tego momentu mogą, jeśli tylko zechcą, obdarowywać miłością bez wyjątku wszystkich ludzi. Odświeżenia potrzebuje również sposób składania świadectwa o miłości chrześcijan do całego świata.

Potrzeba odnowy sumienia i świadectwa

Aby u chrześcijan polskich nastąpiła odnowa sumień i świadectwa o miłości, niezbędne jest ponowne, uważne wsłuchanie w Ewangelię. Wsłuchanie się z wiarą w to, co o miłości mówi sam Bóg, który jest miłością. Mądrość nakazuje poznawać prawdę o miłości wprost od jej Autora, a nie z drugiej, nawet dobrze poinformowanej, ręki. Każdy bowiem z ludzi ma jakieś swoje, pod wpływem tego świata, bardziej lub mniej wypaczone wyobrażenie miłości. Każdy ma też jakiś swój sposób jej okazywania. Każdy podąża tutaj za wskazaniami swego sumienia. I tak dla wielu miłość sprowadza się do uczucia. Uczucia zmieniają się szybciej niż pogoda. Przemijają jak błyskawica. I rzadko kiedy powracają. Skutkiem tego wraz ze zmianą i ulotnością nastrojów zmieniałaby się i kończyła miłość. Uczucia bez wątpienia towarzyszą miłości. Nie są jednak duszą miłości, bo miłość cechuje niezmienność i to, że nigdy się nie kończy. Ona jest wieczna.

Dla innych miłość kojarzy się z przyjemnością. Przyjemność w nadmiarze budzi wstręt i odrzuca. Miłość odpychająca od siebie jest więc fałszywą miłością. Prawdziwa miłość bowiem nigdy nie odrzuca, lecz zawsze przyciąga. Im więcej się jej spożywa, tym więcej jej się pragnie. Tęsknota za nią towarzyszy ludziom aż do grobowej deski. Przyjemność nie może być zatem sercem miłości. Jeszcze inni miłość kojarzą przede wszystkim z cierpieniem. Jest faktem, że ono zawsze jest obecna przy miłości. A nawet jest jednym z mierników jej autentyczności. Nie stanowi natomiast istoty miłości. Cierpienie ma swój początek, ma i swój kres. W którymś momencie odchodzi, by już więcej nie powrócić. Towarzyszy miłości na ziemi, ale nie w niebie. Tam miłość jest w pełni wolna od cierpienia. Nierzadko miłość kojarzy się wyłącznie z seksem. Nagminnie myśli się i mówi: „miłość to seks”. Skutecznie w tym błędnym przekonaniu utwierdzają chrześcijan media. Utożsamiają miłość z seksem zbuntowanym wobec prawa i reguł, którym jest podporządkowany z woli Stwórcy. Skutki owego „wyzwolenia” seksualnego są tragiczne. Miłość bowiem kojarzy się z samowolą i dowolnością. Przez takie myślenie utożsamiana jest również z dewiacjami seksualnymi niszczącymi człowieka, z którymi ona nie ma nic wspólnego. Oczywistym jest, że w miłości małżeńskiej ważna jest wzajemna, intymna relacja mężczyzny i kobiety. Jedność przekazująca życie nowej ludzkiej osobie. Ale i w małżeńskiej miłość to o wiele więcej niż pożycie seksualne. Sprowadzenie miłości małżeńskiej wyłącznie do intymnego pożycia oznaczałoby niemożność zabrania jej do wieczności. Ewangelia zaś uczy, że miłość towarzyszy ludziom aż poza grób. W wieczności miłość małżeńska pozbawiona jest jednak swego ziemskiego, seksualnego wyrazu. Tam, w królestwie Bożym, jest on już ludziom niepotrzebny i do niczego nieprzydatny. Bardzo często miłość kojarzy się z zapewnieniem bytu, wykształcenia, odpoczynku i rozrywki tym, za których jest się odpowiedzialnym. Sprowadza się ją wyłącznie do dawania innym tego, co się im należy w wymiarze cielesnym. W codziennym zabieganiu, w terrorze pracy, w dążeniu do egoistycznej samorealizacji niemała grupa ludzi utożsamia miłość wyłącznie ze świadczeniem materialnym na rzecz bliskich. Świadczenia materialnego na najwyższym, wręcz luksusowym poziomie. Niewątpliwie w autentycznej miłości niezbędne jest dawanie drugim. Bez opanowania umiejętności dawania nie sposób wejść na drogę miłości. Od dawania faktycznie rozpoczyna się wędrówka szlakiem miłości. Jeśli się nie umie i nie chce dawać, to nigdy nie będzie się kochać. To jakby stało się przy drogowskazie wskazującym szlak miłości, ale nie wyruszyło na niego. I tak może upłynąć całe życie. Brak miłości rozpoznaje się po skąpstwie i chciwości. Trzeba jednak pamiętać, że miłości nie wolno sprowadzać wyłącznie do dawania. A jednak tak się dzieje. Słyszymy bowiem wręcz na co dzień rozpaczliwe wyznania: „Jak mogą mówić, że ich nie kocham. Przecież wypruwam sobie żyły, by wszystko mieli. Zabiegam o wszystkie ich potrzeby i je hojnie zaspokajam! Czy im czegoś brakowało i brakuje?” Czym zatem jest miłość? Posłuchajmy, co o niej mówi Bóg, który jest miłością!

Czym zatem jest miłość

„Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, ze Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło, przepasał się nim. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi, i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. (…) A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, i rzekł do nich: «Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować»” (J 13,1nn).

Skupiający na sobie uwagę, a nawet szokujący czyn Jezusa dokonany w czasie ostatniej wieczerzy ma swoje znaczenie. Jezus dokonał obmycia nóg uczniów na kilkanaście godzin przed swoją śmiercią. Jest to więc czyn o charakterze ostatniej woli, testamentu. A więc zobowiązujący wszystkich wyznawców Chrystusowych do liczenia się z nim w codziennym życiu.

Czytających opis owego wydarzenia, ujmuje przede wszystkim pokora Jezusa. Bóg myje nogi człowiekowi. Większy mniejszemu. Pan słudze. Nauczyciel uczniowi. Zamożny biednemu. Jezus postępuje odwrotnie niż jest to przyjęte w świecie i Kościele. Ludzie ulegający wpływom tego świata powiedzą: takie postępowanie jest paradoksalne, przeczące zdrowemu rozsądkowi, przeciwstawiające się powszechnie uznawanym przekonaniom i praktyce. Pamiętać jednak trzeba, że to nie Jego postępowanie jest paradoksalne. To postępowanie świata i niektórych chrześcijan jest paradoksalne, bo sprzeczne z wolą Boża i miłością. Jezusowe jest normalne. Rozumie to ten, kto kocha. Ludzi autentycznie wielkich, bo zamożnych w miłość poznaje się po pokorze. Ludzi pozornie wielkich, bo ubogich w miłość poznaje się po pysze! Pokora jest przyjaciółką miłości. Pycha jest jej śmiertelnym wrogiem. Pokora pomaga miłości w rozwijaniu człowieka. Pycha nie dopuszcza miłości do człowieka. Ona go z niej okrada. Okrada po to, by ją unicestwić.

Jest rzeczą oczywistą, że człowiek nie jest w stanie osiągnąć za życia na ziemi pełnej doskonałości. Nie ma takiego momentu, w którym nie byłby większym lub mniejszym dłużnikiem Pana Boga. Dłużnikiem niezdolnym do spłacenia długu i zasługującego z tego powodu na srogą karę. I to niekoniecznie ze złej woli, bagatelizowania grzechu, z braku szacunku dla Ojca z nieba, z lekceważącego odniesienia do boskiego prawa, czy zdania Kościoła. Zło kładzie się cieniem na człowieka z faktu przebywania tu na ziemi. Ziemi, na której dobro i zło sąsiadują ze sobą tak blisko, jak pszenica z kąkolem. Rosną splecione ze sobą tak ściśle, że nie sposób od razu odróżnić, gdzie jest dobro, a gdzie zło. W ziemskiej rzeczywistości, niezależnie od tego, czy człowiek tego chce, czy nie chce, coś ze zła obecnego w świecie do niego przylega. Człowiek potrzebuje udoskonalenia z pomocą Boga. Potrzebuje, by Pan uwolnił go od zła, którym pobrudził go świat. Świat, w którym żyje, starając się uczciwie wypełniać wolę Najwyższego. Obmycie nóg uzmysławia nam zatem prawdę, że miłość polega na pokornym dopomaganiu innym w uwalnianiu się od zła. Dopomaganiu im w osiągnięciu doskonałość, czyli świętości.

Jakie zatem jest główne zalecenie przekazane nam przez Chrystusa obmywającego nogi swych uczniów odnośnie do miłości? Miłość polega na pokornym naśladowaniu Jezusa. „Jeżeli Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nogi nawzajem umywać nogi. Kto naśladuje Jezusa, ten prawdziwie kocha”. Kochać to naśladować Jezusa.

Dbając o miłość, zadajmy sobie pytania płynące z dzisiejszego rozważania. Jakie jest moje osobiste rozumienie miłości? Czy moja miłość do siebie i do innych polega na naśladowaniu Jezusa?

3. Miłość jest posłuszeństwem

Modlitwa aktem miłości

Czym jest miłość? Zapytajmy Boga, który jest miłością. Odpowiedz znajdziemy w Ewangelii. Dlatego pójdziemy dziś z Chrystusem do ogrodu Getsemani. Z wydarzeń, jakie tam zaszły, a szczególnie z Chrystusowej rozmowy z Ojcem z nieba, wyprowadzimy następne cechy prawdziwej miłości. Dlaczego z tych wydarzeń, dlaczego z modlitwy Jezusa? Powód jest jeden. Wydarzenia z ogrodu Oliwnego, a także modlitwa, jaka miała w nim miejsce, są niczym innym jak aktem miłości wzajemnej zachodzącej pomiędzy Bogiem Ojcem i Bogiem Synem, Jezusem. Skupiając szczególną uwagę na modlitwie Jezusa, spróbujemy rozpoznać, co stanowi jądro miłości Boga do człowieka i człowieka do Boga.

Modlitwa z Getsemani

A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: «Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił». Wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie!». I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby - jeśli to możliwe - ominęła Go ta godzina. I mówił: «Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie!». Potem wrócił i zastał ich śpiących. Rzekł do Piotra: «Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe». Odszedł znowu i modlił się, powtarzając te same słowa. Gdy wrócił zastał ich śpiących, gdyż oczy ich były snem zmorzone, i nie wiedzieli, co Mu odpowiedzieć. Gdy przyszedł po raz trzeci, rzekł do nich: «Śpicie dalej i odpoczywacie? Dosyć! Przyszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy oto zbliża się mój zdrajca»” (Mk 14,32-42).

Sekrety boskiej miłości

„A kiedy przyszli”. W tajemnicę miłości nie można wejść na własną rękę. W tę tajemnicę wchodzi się zawsze pod opieką przewodnika. Jest nim wyłącznie Jezus, Syn Boga. Nie można też jej poznać samotnie, w izolacji od innych, lecz zawsze w grupie. Miłości nie wolno i nie da oddzielić się od jedności ze wspólnotą. Prawa tego nie da się ominąć. Miłość bez więzi ze wspólnotą jest tylko egoizmem.

„Usiądźcie tutaj… Wziął z sobą Piotra, Jakuba, Jana”. Bóg wprowadza ludzi w tajemnicę miłości zawsze we wspólnocie, ale każdego z osobna, indywidualnie. Jednych wcześniej, drugich później. Jednych od razu wprowadza w jej głąb, innych stopniowo wdraża w jej arkana. Nikogo tym jednak nie krzywdzi. Czym podyktowane jest owo zróżnicowanie? Nakazuje ją odpowiedzialność za człowieka. Bóg doskonale wie, kto ile zdoła udźwignąć z obowiązków miłości. Miłość bowiem jest odpowiedzialnością za sprawy boskie i ludzkie. A każdej odpowiedzialności nieodłącznie towarzyszy różnorakie, rozciągnięte w czasie cierpienie.

„I odszedłszy nieco dalej”. Miłość jest niezgłębiona. Każdy przeżywa ją na poziomie, na który zgodził się być wprowadzonym. Im człowiek głębiej pozwala się wprowadzać w boską miłość, tym bardziej jest samotny. Jest taki poziom miłości, na którym pozostaje się już sam na sam z Bogiem. Tylko Bóg i człowiek. I nikogo poza nimi. O takiej miłości się nie rozmawia, nie pisze o niej i nie drukuje wspomnień. Miłość jest świętą wartością.

„Począł drżeć i odczuwać trwogę. Smutna jest moja dusza”. Miłość obejmuje całego człowieka. Zarówno jego duszę, jak i ciało. Miłość jest najwyższą wartością, mądrością, pięknem, mocą, szczęściem. Tak wielką, że człowiek cierpi już na samą myśl, że jest ona niedostrzegana, bagatelizowana, trywializowana, niszczona na rozmaite sposoby i odrzucana przez tych, którym ją Bóg ofiarował. Przez takie cierpienie przeszedł Jezus w Getsemani, wiedząc, że Jego miłość do ludzi potwierdzona na krzyżu, będzie przez nich zbagatelizowana i marnowana w każdym pokoleniu aż do końca tego świata.

„Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe”. Miłość, w którą człowieka wprowadza Bóg, skupiona jest zawsze na osobie Boga, a nie na człowieku, który ją otrzymuje w darze. Dzięki temu człowiek poznaje Boga i Jego wolę. Poznaje w atmosferze czułej szczerości. Prostolinijności wolnej od podstępu, od niedopowiedzeń, dyplomacji, tolerancji, kompromisów, poprawności politycznej i kościelnej. Dzięki temu nie boi się wypowiedzieć przed Bogiem własnego zdania, ujawnić swoich oczekiwań i zamiarów.

„Zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co ja chcę, ale to, co Ty niech, się stanie (Łk 14,36). Miłość Boga do człowieka jest czynem. Bóg bowiem objawia człowiekowi swoją świętą i nieomylną wolę. Jest to proces wymagający czasu. Człowiek bowiem ma swoje wizje, modele i marzenia dotyczące miłości. Stanowią one przeszkody w przyjęciu prawdziwej miłości. Upływ czasu niezbędny jest i do tego, by słowo boskiej woli dotarło do człowieka. Zostało zapamiętane, wszechstronnie przemyślane i zapisane na zawsze w sumieniu. Musi bowiem zostać zamienione przez człowieka w czyn zgodny z poznaną i przyjętą wolą Najwyższego. Specyfiką ewangelicznie rozumianej miłości jest fakt, że człowiek winien podporządkować się woli Boga, z góry wyrażając na nią zgodę. Z góry, to znaczy, zanim ją w pełni zdoła usłyszeć i zrozumieć. Czy tak wolno? W stosunku do ludzi nie wolno tak postępować, ale nie w odniesieniu do Boga, który jest miłością. Miłość bowiem nikim nie manipuluje i zawsze dąży do udzielania miłującemu najwyższego dobra.

„Śpicie dalej i odpoczywacie? Dosyć!” Bóg przynagla człowieka do miłości. Pokazuje, że deklaracja miłości nie jest miłością. Miłość ma miejsce dopiero wówczas, gdy staje się czynem i to nierzadko okupionym wyrzeczeniami, cierpieniami, a nawet ofiarą z życia. Opieszałość w miłości ściąga na człowieka upomnienia Boga. Wyrzuty nasycone goryczą, rozczarowaniem, obawą o los człowieka, gniewem miarkowanym miłością. Bóg ostrzega, że od miłości nie można wziąć urlopu. Nie ma też, Jego zdaniem, okoliczności pozwalających człowiekowi zwolnić się, choćby na moment, z obowiązku miłowania. Kochać trzeba nieustannie!

„Przyszła godzina. Wstańcie, chodźmy oto zbliża się mój zdrajca”. Miłość nie jest słuchaniem Boga dla samego słuchania. Słuchanie jest nieodzowne. Pozwala bowiem wstąpić na drogę miłości. Nie jest jednak pełną i dojrzałą miłością. Dopiero wówczas, gdy słuchający Boga zamieni każde Jego słowo w zgodny z nim czyn, wówczas miłość objawia się w całej swej pełni i pięknie. Bóg, który jest miłością, bierze w posiadanie człowieka. Otacza go i wypełnia sobą. Miłość Boga staje się miłością człowieka. Mądrość Boga staje się mądrością człowieka. Wolność Boga staje się wolnością miłującego Go. Wszechmoc Boga zostaje oddana do dyspozycji miłującego i czyni go niezwyciężonym dla wszelkiego zła.

Może ktoś zapytać

Może pojawić się wątpliwość, czy dobrze odczytaliśmy przesłanie z ogrodu Getsemani. Dla większości ludzi to, co się w nim działo, kojarzy się wyłącznie z cierpieniami Jezusa. Wątpliwość ową usuwa Święty Jan Ewangelista. Pisząc o tajemnicy miłości, stwierdza co następuje: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje” (J 14,21). I obszerniej: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś swoje życie oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali” (J 15,12-17).

Miłość w życiu człowieka jest zatem niczym innym, jak tylko poznawaniem i wypełnianiem świętej i nieomylnej woli Boga wobec siebie samego, względem innych i wobec Najwyższego. W świetle medytacji z zeszłego tygodnia i obecnej, Chrystusowa definicja miłości jest następująca: Miłość jest naśladowaniem Jezusa w pełnieniu woli Boga. Mówiąc krótko: jest posłuszeństwem Bogu we wszystkim i wobec wszystkich. Warto zatem pytać samego siebie: Czy moja miłość do siebie, do innych i do Ojca z nieba zasadza się na spełnianiu Jego woli?

4. Wrogowie i sojusznicy miłości

Miłość ma swoich zaciekłych wrogów, ma też swoich wiernych sojuszników. Łatwo ich rozpoznać. Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem, a więc wszyscy wrogowie Boga są wrogami miłości, a każdy przyjaciel Boga jest także przyjacielem miłości. Wrogowie i sojusznicy miłości nie odstępują jej ani na krok. Ona zawsze pojawia się w ich towarzystwie. Są także z miłością w drodze, jaką Jezus odbywa na tej ziemi, od poczęcia i narodzenia w Betlejem, aż po śmierć na wzgórzu Golgoty, złożenie w grobie, Zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Sojusznicy i wrogowie byli z Nim, gdy z wieczernika podążał z grupą uczniów do ogrodu Getsemani. Wrogowie miłości, nie mogąc pokonać Jezusa, który jest miłością, ostrze ataku skierowali ku Jego uczniom, uderzyli celnie i odnieśli zwycięstwo. Zdejmijmy im maski i nazwijmy ich po imieniu.

W drodze z Wieczernika do ogrodu Getsemani

„Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej. Wtedy Jezus im rzekł: «Wszyscy zwątpicie we Mnie. Jest bowiem napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei». Na to rzekł Mu Piotr: «Choćby wszyscy zwątpili, ale nie ja!». Odpowiedział mu Jezus: «Zaprawdę, powiadam ci: dzisiaj, tej nocy, zanim kogut dwa razy zapieje, ty trzy razy się Mnie wyprzesz». Lecz on tym bardziej zapewniał: «Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie». I wszyscy tak samo mówili” (Mk 14,26-31).

Zasłuchani w Jezusa, głusi na diabła

Sojusznikiem miłości jest Ewangelia, czyli Chrystus. Dzięki medytacji nad Nią otwiera się przed człowiekiem nieograniczone poznanie Boga, który jest miłością. Człowiek zyskuje dostęp do Jego tworzącej miłość woli. Jeśli człowiek rozważa Dobra Nowinę konsekwentnie i wytrwale, jeśli czyni tak bez przymusu, jeśli nie wątpi, że zgłębiając Słowo Boże coraz wyraźniej słyszy mówiącego do siebie Jezusa, jeśli nie podważa prawdziwości owych słów, jak czynili to uczniowie Pana w drodze na Górę Oliwną, jeśli własnego, ludzkiego, słowa nie stawiają wyżej nad słowo Boże, to dzięki posłudze Jezusa żyjącego w Ewangelii, to rodzi się w nim miłość. Jeśli medytujący nad Ewangelią stara się zapamiętać wszystko, co usłyszy od Boga, jeśli stara się poznane prawdy rozumieć zgodnie z intencjami mówiącego, jeśli ze słowa Bożego wyprowadzi konkretne wzorce i prawa, jeśli na stałe umieszcza je w sumieniu jako obowiązujące, jeśli gorliwie przystępuje do ich zastosowania w życiu osobistym i społecznym, jeśli je wykonuje rzetelnie, jeśli na zawsze pozostaje im wierny, to niewątpliwie zanurzy się w miłości. A miłość go otoczy podobnie, jak ocean otacza ze wszystkich stron rybę. I wypełni go podobnie, jak ocean wypełnia rybę. Miłość będzie go karmiła, jak ocean karmi rybę. Bowiem otoczy i wypełni go Bóg, który jest miłością. Człowiek będzie nieustannie postępował w miłości. Ona będzie istotą i jedynym bogactwem jego życia. Wraz z miłością niechybnie przyjdzie do człowieka szczęście. Każda modlitewna medytacja nad Ewangelią, czyli wsłuchanie się w mówiącego Boga, coraz głębiej zanurza w miłość i powoduje nieustanny wzrost w miłości.

Wrogiem nieprzejednanym miłości jest lekceważenie medytacji nad Biblią, a szczególnie nad Ewangelią. Miłość, którą otrzymuje się w darze od Boga za pośrednictwem słowa, nie ma wówczas najmniejszych szans narodzić się w duszy człowieka, rozwinąć, działać. Miłość bowiem poczyna się w człowieku i trwa dzięki przyjęciu i zagospodarowaniu słowa Bożego. Człowiek, choć nie zdaje sobie na co dzień z tego sprawy, nie potrafi żyć nie dając posłuchu innej osobie. Ma do wyboru słuchanie Boga i jego sług, albo słuchanie szatana i jego niewolników. Wybór należy do człowieka. Uczniowie Jezusa dopóki słuchają Mistrza wzrastają w miłości. Kiedy przestają Go słuchać, a zaczynają słuchać siebie, karleją w miłości i tracą ją całkowicie. Myślą tak, jak myśli świat znajdujący się pod wpływem złego. Stawiają swoje słowo nad słowo Boga. Ufają swemu słowu, a nie ufają słowu Boga! Wszyscy zwątpicie - mówi Bóg! Ja nie - odpowiada Piotr! Co za brak wiary i miłości. Trzy razy się mnie wyprzesz - mówi Bóg! Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie - twierdzi na przekór Bogu, człowiek. Co za brak wiary i miłości.

Zdani na Ducha Świętego, odrzucający szatana

Kolejnym sojusznikiem miłości jest łaska Boża. Nie sposób usłyszeć i pojąć, mówiącego do Kościoła Jezusa, tylko z pomocą rozumu. I byłoby to bardzo niebezpieczne. Można genialnie poznać treść świętych Ksiąg. Być biblijnym erudytą.. Można, po wieloletnich studiach, wszystko wiedzieć o Biblii i być wziętym wykładowcą, a mimo to nigdy nie usłyszeć z Ewangelii mówiącego do ludzi Boga! Aby ten głos usłyszeć i zrozumieć, przeżyć w sobie i wcielić w czyn, a następnie przekazywać innym potrzebna jest łaska.

Uczniowie, uciekający po śmierci Jezusa z Jerozolimy do Emaus, znali Objawienie Boże. Wychowani i edukowani na Starym Testamencie byli ekspertami w tej dziedzinie. Doskonale znali także Nowy Testament. Znali go z pierwszej ręki, bezpośrednio od samego Jezusa. Byli przecież Jego uczniami. A mimo to niczego nie rozumieli Objawienia Bożego. Świadczy o tym ich wypowiedź pełna zawodu, żalu i nieukrywanej pretensji do Mistrza i do samych siebie: „A myśmy się spodziewali”. Dopiero łaska zrozumienia, udzielona im przez Jezusa w długiej rozmowie, otwarła przed nimi podwoje boskiej mądrości, wiary, nadziei i miłości! Na nowo stworzyła im szansę na życie w miłości.

Bóg nikomu, z wyjątkiem pysznych, nie odmawia łaski rozumienia Ewangelii, bowiem wszystkich chce zbawić. Aby człowiek tę łaskę mógł przyjąć winien spełnić kilka warunków: szanować Boga, ufać Chrystusowi, trwać w jedności z Kościołem, nie lekceważyć duchowieństwa, pozostawać w zgodzie i jedności z innymi ludźmi (patrz: Mk 4,10-13). Zlekceważenie tych warunków uniemożliwia otrzymania łaski usłyszenia i zrozumienia Boga mówiącego z Pisma Świętego.

Łaskę rozumienia: „Wtedy oświecił ich umysł, aby rozumieli Pisma” (Łk 24,45) przekazuje ludziom Duch Święty. On zatem jest kolejnym sojusznikiem miłości. Sojusznikiem, z którym warto pozostawać w stałym kontakcie. Jest to konieczne również z innego względu, a mianowicie szatan również rozmyśla nad Pismem Świętym. Zna je na wylot i posługuje się nim, aby odwieść człowieka od miłości. Widać to wyraźnie w kuszeniu Jezusa (patrz: Łk 4,1-13). Zna je, ale nie rozumie. Nie słysząc mówiącego Boga interpretuje je błędnie, po swojemu, głupio. Skutkiem tego błędnie też stosuje. Dąży do tego, by jego, a nie Jezusowy, głos był słyszany z Ewangelii. Tak było i tak jest po dzień dzisiejszy. Szatan jest wrogiem słowa Bożego, a zatem jest wrogiem Boga, który jest miłością. Jest potężnym przeciwnikiem miłości. I o tym nie wolno nam zapominać ani na moment.

Uczniowie Jezusa, zamiast oponować wobec ostrzeżeń Mistrza, winni byli poprosić Go o łaskę ich pokornego zrozumienia i przyjęcia. Powinni byli poprosić o łaskę rozeznania, co powinni zrobić po dopuszczeniu się tak haniebnych czynów, aby na powrót zanurzyć się w Miłość, z której się wyzuli. Lecz nie uczynili tego.

Mądrzy wiarą i pokorą, odporni na niewiarę i pychę

Sojusznikami miłości są wiara i pokora, wrogami niewiara i pycha. Miłość jest darem od Boga,. Nie otrzyma jej ten, kto nie wierzy w Boga i Bogu. Chodzi oczywiście o wiarę pojmowana i praktykowaną wedle kryteriów Ewangelii. A więc wiarę, w której człowiek nie tylko nie wątpi w istnienie Boga, ale Tego uznaje za swego Pana, któremu bezgranicznie ufa. Słucha go i wykonuje Jego rozkazy natychmiast i bezwarunkowo (patrz Mt 7, 21-27). Chodzi zatem o wiarę nie ograniczającą się do słownych deklaracji, czy też sprowadzającą się do pielęgnowania chrześcijańskiej obrzędowości łącznie z liturgią. Rzecz idzie o wiarę przeżywaną w głębi duszy, a ujawniająca się na zewnątrz przez żelazne posłuszeństwo wobec Boga. Wiarę obfitą w czyny zgodne z wolą Najwyższego. Najważniejszym owocem wiary jest zrodzona z niej miłość. Miłość jest wykładnikiem autentyczności wiary. Ten, kto prawdziwie wierzy, ten kocha. A kto nie kocha, ten na pewno nie wierzy.

Aby prawdziwie wierzyć i kochać niezbędna jest pokora. Dlaczego pokora? Pokora zawsze towarzyszy posłuszeństwu. A posłuszeństwo jest jądrem wiary i miłości. Jest zatem na stałe związana z tymi cnotami. Bóg wysoko ceni pokorę. Kocha pokornego człowieka. Pokora skłania Boga do obcowania z człowiekiem, a człowieka uzdalnia do współpracy z Bogiem. Pokora otwiera na łaskę. Wyposaża w siłę Bożą. Dzięki tej sile człowiek pokonuje każda pokusę i grzech, a więc pokonuje księcia pychy - szatana. Żywym przykładem roli pokory w życiu człowieka jest Maryja, Matka Jezusa.

Czymże zatem jest pokora? Posłużmy się jej najprostszym, ale celnym rozumieniem. Pokora jest trwaniem w zależności od Boga i w służebności wobec człowieka. Jak się rodzi w człowieku? Poczyna się z poznania przez człowieka prawdy o sobie samym. Poznania własnej ograniczoności, wręcz nicości. Jeśli ktoś pozna, że jest nikim, to niechybnie zda sobie sprawę, że bez pomocy Boga nic nie może, że jest niezdolny do czegokolwiek. Dzięki uświadomieniu sobie swej całkowitej zależności od Boga przyjmuje postawę sługi, a nawet niewolnika, wobec innych ludzi. Pokora, jako zależność od Boga, otwiera na miłość, bo Bóg jest miłością. Uczniowie Jezusa nie byli pokorni. Stąd już w drodze z Wieczernika do ogrodu Oliwnego utracili wiarę i miłość. Ich zachowanie jest tego dowodem. Miejsce tych miłych Bogu cnót zajęła w ich sumieniach niewiara i pycha.

Bóg nienawidzi pychy. Nic nie jest Mu tak wstrętne jak niewiara i pycha. Człowiek pyszny wynosi się ponad Boga. Rozrywa więzy zależności. Swoje zdanie stawia nad słowa Boga. Próbuje zmusić Boga do uznania woli człowieczej za boską. Wypowiada posłuszeństwo Bogu i posługiwanie ludziom. Staje się despotycznym tyranem dla innych. Myśli, że sam da sobie radę we wszystkim. Bóg sprzeciwia się niewierzącym i pysznym - uczy Ewangelia. Pycha i niewiara, stanowią główną przyczynę oddalenia się od Boga i utraty miłości. Miłość jest tam, gdzie jest pokora. Nie ma jej tam, gdzie jest pycha. Pozostaje nam zakończyć to rozważanie pytaniem: Jacy są wrogowie i sojusznicy mojej miłości?5.

5. Miłość jest z Boga

Darmowy dar

Miłości nie da się kupić, ani pożyczyć. Nie ma bowiem takiej waluty, za którą można by ją nabyć. Nie istnieje też bank, w którym by była zdeponowana. Miłości nie potrafią skonstruować najgenialniejsi inżynierowie. Znajduje się poza ich możliwościami. Miłości nie da się uzgodnić ani przy okrągłym, ani przy innym stole. Wszelkie negocjacje w sprawie miłości skazane są z góry na niepowodzenie. Nie ma bowiem takiego negocjatora, który by potrafił doprowadzić strony do miłości wzajemnej. Nie ma też notariusza i wieczystych ksiąg, któryby gwarantowały trwałość i niezmienność owej umowy. Jej także nie da się ani wyprosić, ani wyżebrać. Skomlenie o miłość zabija miłość zanim się pojawi. Świadczy jednak o wielkiej i bolesnej tęsknocie, pragnieniu i głodzie miłości. I nie ma w tym nic zdrożnego i nagannego. Błagający o miłość zasługuje na delikatność i szacunek. Jest bowiem człowiekiem o sercu wrażliwym na wielkie, najszlachetniejsze wartości.

„Miłość jest z Boga” (1 J 4,7), mówi Święty Jan Ewangelista. Można zatem jedynie otrzymać od Niego w bezinteresownym darze. Bóg nikomu tego daru nie odmawia. Daje go wraz z darem wiary i nadziei. Daje każdemu w chwili poczęcia, a potem przez wszystkie lata ziemskiego życia człowieka podtrzymuje, rozwija, uszlachetnia, prowadzi do pełnej dojrzałości. „My miłujemy Boga, ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował” (1 J 4,19). Chociaż dar miłości otrzymuje się nieprzerwanie od Boga, to jednak trzeba o niego codziennie prosić. Ubiegać się na modlitwie po to, aby o nim pamiętać i cenić go ponad wszystko. Gdybyśmy prosili każdego dnia o miłość, to nikt z wierzących nie skarżyłby się, że nikt go nie kocha i że on nikogo nie miłuje. Oba bowiem oświadczenia są niezgodne z prawdą. Można powiedzieć, że są oszczerstwem rzucanym w twarz miłującego Boga. Winniśmy również za obdarowanie miłością codziennie dziękować.

Miłość jest jak rzeka

Miłość jest z Boga. Bóg jest źródłem i dawcą miłości. Ona w Nim bierze swój początek i ogarnia cały wszechświat i każdego człowieka. Można ją zatem porównać do rzeki wypływającej z jednego źródła. Rzeki, której brzegów nie dojrzy się, a głębokości nie zmierzy. Rzeki, której początek oraz koniec spowija i strzeże tajemnica. Rzeka miłości nigdy nie wysycha. Obca jest jej zmienność poziomów. On zawsze jest ten sam. Wody rzeki miłości nie niosą śmierci, lecz wyłącznie życie. Ona żywi, nigdy nie truje tych, którzy z niej piją. Jest krystalicznie czysta. Obcy jest jej podstęp i zdrada. Wolna jest od wirów. Cechuje ją łagodność kojąca duszę. Można wstępować w nią bezpiecznie. Rzece miłości nie trzeba płacić. Ona służy bezinteresownie. Nie trzeba jej szukać. Jest wszędzie. W tej rzece spotkać można wszystkich. Niezależnie od wyznawanej wiary, narodowości, miejsca zamieszkania, czy czasów, w jakich żyli. Rzeka miłości ma niezwykłe właściwości. Ona leczy z każdej dolegliwości. Żyjąc nie na brzegu, lecz w rzece miłości, z każdym można się porozumieć i współdziałać w jedności, zgodzie i pokoju.

Jak w każdej, tak i w tej rzece, istnieją rozmaite nurty. Jest ich tysiące. Nikt nie potrafi jednak dokładnie ich policzyć. Dzięki temu nie ma takiego człowieka, któryby zanurzywszy się w niej, nie czuł się kochanym i nie byłby zdolny kochać każdego bez wyjątku człowieka, jakiego spotka w swym życiu. Każdego przyjmie i obejmie swymi tkliwymi, lecz wymagającymi falami. Chrystus jest ową rzeką miłości. Duch Święty jest tym, który do niej prowadzi i w niej zanurza. Dobrze byłoby przypomnieć wszystkie nurty miłości. Nie jest to jednak możliwe uczynić w tak krótkim rozważaniu. Wymieńmy więc tylko dwa spośród wielu z nich.

Nurt miłości braterskiej

Ludziom nie potrzeba mówić, że jest się chrześcijaninem. Można milczeć, ale żyć wedle Ewangelii, czyli miłując braci. I wówczas wszyscy rozpoznają w nas uczniów i braci Pana. Miłość braterska jest bowiem znakiem rozpoznawczym uczniów Chrystusa. Znakiem czytelnym dla wszystkich, bo wyrażającym się w konkretnym czynie. A czyny są bardziej przekonywujące niż słowa.

Miłość braterska tworzy trwałą wspólnotę. Napełnia wszelkimi dobrami. Czyni ją sprawną w działaniu. Zdolną podjąć i wykonać nawet najtrudniejsze, po ludzku sadząc, niewykonalne zadania. W miłości braterskiej ma bowiem miejsce niezwykła rzecz, a mianowicie dokonuje się połączenie sił, wymiana i uzupełnianie się zdolności, zastępowanie w pracy na rzecz wspólnego dzieła, skupienie środków materialnych, wspieranie uczuciowe, poczucie wzajemnej odpowiedzialności za drugich i za prowadzone wspólnie lub indywidualnie dzieło.

Miłość braterska staje się udziałem tych, którzy zafascynowali się osobą Jezusa i zapragnęli stać się Jego braćmi lub siostrami. On nie pozostał obojętny na tę tęsknotę. Wyszedł jej naprzeciw. W Ewangelii czytamy porywającą wypowiedź Chrystusa: „I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wole Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką»” (Mk 3,34). A zatem przez posłuszeństwo woli Bożej stajemy się braćmi Chrystusa. A poprzez Niego stajemy się braćmi wszystkich tych, którzy również żyją w posłuszeństwie Bogu. Chrystus czyni nas braćmi i scala w braterską wspólnotę. I to braterstwo i ta wspólnota nie jest ideą, lecz faktem. Należy go zatem traktować dosłownie.

Miłość braterską cechuje szacunek na najwyższym poziomie. Ludzie szanują się nawzajem ze względu na braterstwo z Chrystusem. Pamiętają, że nie mogą uchybić temu, który jest bratem Jezusa. W tej miłości każdy stara się naśladować Jezusa szanującego nawet swoich wrogów. Miłość braterska jest pewnym i niezbitym dowodem obecności Jezusa we wspólnocie wierzących. Zgodnie z zapewnieniem Pana: „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20).

Miłość braterska ma zawsze na uwadze dobro drugiego. Z całych sił unika wszystkiego, co mogłoby drugiego zubożyć, lub uczynić gorszym. Cechuje ją zatem cierpliwość, szczerość wolna od podejrzeń, łagodność, wyciszenie, miłosierdzie uprzedzające. Cechuje ją pokój i niezmienna życzliwość. Wszelkie sprawy podejmuje się i prowadzi przez Chrystusa i w Chrystusie. Dzięki temu możliwe jest godne współżycie i twórcza współpraca z całym światem. Brak tych przymiotów podaje w wątpliwość istnienie prawdziwej miłości braterskiej.

W miłości braterskiej wszyscy są równi. Nie ma miejsca na wyłączność, mafijność, korporacyjność, koteryjność, sekciarstwo, partykularyzm. Miłość braterską rozdaje się po równo. Nie jest ważnym pochodzenie, wykształcenie, wykonywana praca, stopień zamożności, uplasowanie w hierarchii zawodowej czy społecznej. Nieistotna jest osobowość jednostki, ilość i jakość dobra wnoszonego do wspólnoty. Dzięki zniesieniu tych różnic, jakżeż ważnych dla tego świata, możliwe jest życie we wspólnocie w rodzinnej atmosferze zaufania i bliskości.

W miłości braterskiej istotna jest wzajemna odpowiedzialność i współprzeżywanie wszystkiego. Radości brata są radościami pozostałych. Również i jego smutki podzielają inni. Jego sukcesy wszyscy zapisują na swoich kontach, podobnie jak jego klęski. Jego mądrość jest mądrością wszystkich, ale także i jego głupotę muszą z nim dzielić. Cierpieć z jej powodu i zrobić wszystko, by go z niej uwolnić. I skutecznie razem podążać drogą zbawienia.

Codziennym przejawem miłości braterskiej jest wrażliwość na potrzeby innych ludzi, zdolność wczuwania się w ich sytuację i spieszenie im z konkretną pomocą. Pomocą stosowną do sytuacji, a zgodną z wolą Boga.

Znakomitą ilustracją miłości braterskiej i braterskiej wspólnoty jest wydarzenie, jakie miało miejsce pod krzyżem Jezusa Chrystusa: „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra matki jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął ją do siebie” (J 19, 25-27).

Nurt miłości bliźniego

Miłość bliźniego zawsze jest związana z miłością Boga. Boga, który pragnie zbawienia wszystkich ludzi. Sprowadza się ona zatem do zabiegania nie tylko o własne zbawienie, ale i o zbawienie bliźnich. Objawia się więc w trosce o duszę człowieka i jego pośmiertny los.

W tej miłości bliźnim dla miłującego jest każdy człowiek. Patrząc na drugiego człowieka, myśli on wedle wskazania Ewangelii i nie pyta, kim on jest dla niego, lecz pamięta, że on jest jego bliźnim. Jest nim niezależnie od jego nastawienia do miłującego go. Niezależnie od tego, jaką wyznaje wiarę, jakie ma preferencje seksualne, za kim w polityce obstaje itp.

Miłość bliźniego cechuje stabilność i wierność. Upływ czasu, dramatyczne wydarzenia, rozłąka i inne niedogodności nie zwalniają z tej miłości. Czy jest to możliwe? Niewątpliwie jest możliwe, ale pod warunkiem, że człowiek rzeczywiście naśladuje Jezusa niewzruszonego w miłości. Cechuje ją także służebność, a nawet ofiarność. Dobro bliźniego w tej miłości stawia się ponad własne.

Miłość bliźniego jest trudna i dlatego jest znakomitą szkołą charakterów. Dzięki niej rozwój duchowy jest prawdziwy, a jego owoce są trwałe. Wbrew pozorom w tej miłości jest miejsce nie tylko na sprawy wieczne - ducha, ale i na doczesne, czyli sprawy ciała. Ta miłość docenia gościnność, dobroczynność i inne czyny miłosierne. I jest w tym szczodra. Kieruje się tym posługiwaniu zasadą: służąc bliźnim, służę Jezusowi. Ale zachowuje wyznaczony jej porządek działania, a mianowicie na pierwszym miejscu miłość ta stawia sprawy duchowe, a po nich dopiero sprawy materialne. I tego porządku nie burzy.

Znakomitym wyrazem tej miłości jest postawa Chrystusa umierającego na krzyżu. „Gdy przyszli na miejsce zwane «Czaszką», ukrzyżowali tam jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej jego stronie. Jezus zaś mówił: «Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią»” (Łk 23,33-34). Lecz drugi (ze złoczyńców) dodał: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Jezus mu odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju»”(Łk 23, 40-43).

Koniecznie trzeba się zastanowić nad dwoma pytaniami. Oto one. Czy znam nurty miłości w boskiej rzece miłości? Czy zanurzam siebie i innych w nurcie miłości odpowiadającym mojej i innych sytuacji i potrzebie?6.

6. Probierze miłości

Sprawdzaj, aby nie przegrać

Nic gorszego niż złudzenia. Również w miłości można ulec złudzeniom. Ewangelia nakazuje więc systematycznie badać stan żywionej przez siebie miłości w każdym jej nurcie. Podobnie jak każe sprawdzać autentyczność wyznawanej wiary, żywionej nadziei, pielęgnowanej pokory, zachowywanej czystości, świadczonej szczodrze dobroczynności, nabywanej mądrości i każdej innej cnoty. Czy potrafimy na co dzień sprawdzać jaki jest poziom i jakość naszej miłości do siebie, do bliźnich a zatem, i do Boga? Czy zdołamy za każdym razem jasno sobie odpowiedzieć, że nasza miłość nie trwa w bezruchu, albo że nie cofa się, lecz jest w ciągłym rozwoju ku doskonałości? Jaką miarą trzeba się posługiwać, by otrzymywać prawdziwy wynik?

Jezus podaje trzy probierze, dzięki którym człowiek może rozeznać: Czy wszedł już na drogę miłości, czy jego miłość dojrzewa oraz czy miłość osiągnęła doskonałość.

Początek przygody miłości

Początki życiowej, a więc doczesnej i wiecznej przygody miłości są prozaiczne. Nikt chyba się nie spodziewał, że takie. Miłość otrzymana w darze od Boga zaczyna żyć i kształtować człowieka wówczas, gdy ten zdecyduje się na dawanie. Dawanie innym wszystkiego, czym dysponuje. Dawanie począwszy od wartości materialnych, poprzez intelektualne aż po duchowe, a skończywszy na daniu siebie, łącznie ze swoim życiem. Oczywiście oddanie za innych życia jest szczytowym wyrazem doskonałości w miłowaniu. Do takiego wyrazu nie dorośnie jednak ten, kto nie nauczy się dzielić z innymi swoim ludzkim mało, czyli tym, co posiada i kim sam jest. Wskazanie Ewangelii nie pozostawia najmniejszych wątpliwości: „Jeśliby ktoś posiadał na świecie majątek i wiedział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga?” (1J 3,17) Jeśli zatem ktoś ma i może dawać, a nie daje, to jest to znakiem, że nie kocha.

Warto w tym miejscu wspomnieć spotkanie Jezusa z bogatym człowiekiem, który mimo swej zamożności starał się budować swe życie na zaufaniu do Boga. Zwrócił się on do Jezusa z pytaniem: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Mk 10,17-31). Jezus swoim zwyczajem odpowiedział krótko: Nie czyń zła! I kochaj! A wyraził to w słowach: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!”. Miłuj, czyli przyjdź i chodź za Mną! Ale ta przygoda miłości zaczyna się od nabycia sztuki dzielenia się z innymi wszystkim, co się ma i to bez reszty: „sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim”. A zostanie ci dana miłość, którą jest Bóg i która jest Bogiem: „a będziesz miał skarb w niebie”.

Tak, prawdę mówiąc przytoczone dowody, są zbędne. Dowodem wystarczającym, że miłość rozpoczyna się od dawania bez reszty jest sam Jezus. Objawienie mówi: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, ze syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Należy pamiętać, że za tym aktem poszły inne akty dawania się Jezusa zarówno Ojcu z nieba, jak i ludziom. Nie sposób ich wyliczyć. Na szczęście zostały zapisane w Ewangeliach i warto je znać, by prawdziwie wejść na drogę miłości. Apogeum dawania się Jezusa jest Jego zbawcza śmierć na krzyżu. Jest to także najwyższy wyraz miłości Bożej do ludzkości. „Ojcze, w twoje ręce, powierzam (daję) ducha mego” (Łk 23,46).

A zatem, aby rzeczywiście wejść na drogę boskiej miłości, należy zdecydować się na dawanie! Nie ma innej rady. Naśladowanie Jezusa jest i w tym względzie normą nie do obejścia.

Miara postępu w miłości

Miłość otrzymana w darze od Boga wymaga pielęgnacji i ochrony, by mogła wzrastać, krzepnąć i dojrzewać ku pełni. Po czym można rozeznać, że miłość zdąża do tego celu? Zagadkę rozwiązują słowa Chrystusa wypowiedziane w agonii. Są to słowa modlitwy, a zatem wiarygodne, modlitwa wyklucza kłamstwo. Można okłamywać siebie, ale nie Boga. Jezus modli się: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,43). Treść Chrystusowej rozmowy z Ojcem jest jednoznaczna. Chrystus kocha wszystkich swoich nieprzyjaciół i prosi dla nich o miłosierdzie, i o zbawienie. Wstawiam się za nimi osobiście. Wstawia się Ten, którego zabijają! Czytelne jest również przesłanie skierowane do nas. Oto ono. Stosunek do wrogów i nieprzyjaciół jest miarą naszego postępu w miłości! Nasza miłość jest dojrzała wówczas, jeśli kochamy nieprzyjaciół.

Mimo że chrześcijaństwo od ponad dwóch tysięcy lat ewangelizuje świat, to jednak wciąż słychać pytanie, również w Kościele, na czym polega miłość nieprzyjaciół. Ewangelia odpowiada na to pytanie krótko i rzeczowo. Miłość do nieprzyjaciół polega na stworzeniu wokół wrogów takiej atmosfery, w której opamiętają się i nawrócą. Aby taka atmosfera powstała, konieczne jest podejmowanie kilku działań. Przede wszystkim niezbędne jest zachowanie łączności z nieprzyjaciółmi. A więc niezrywanie jedności z nimi, i to bez względu na koszty, jakie z tego powodu przyjdzie ponieść. „Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoja szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię ktoś, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące” (Mt 5,39-41).

Zachowując więź z nieprzyjaciółmi, nie wolno wobec nich działać na własną rękę. Każde takie działanie należy uzgadniać z Ojcem z nieba. Tylko On wie, co dalej trzeba robić, by wyzwolić ich ze zła nieprzyjaźni i wrogości, i skierować na drogi pokoju i miłości. „Módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5,44).

Miłość nieprzyjaciół zaistnieje, jeśli na akty wrogości konsekwentnie odpowiada się dobrem. Oczywiście dobrem nie czynionym wedle własnego uznania, ale zawsze zgodnym z wolą Boga. I co więcej, miłość nieprzyjaciół wymaga ubiegania się u Boga o błogosławieństwo dla nieprzyjaciół. A więc, aby i On obdarował ich swymi szczególnymi dobrodziejstwami. „Dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają” (Łk 6,27-28).

Jaki jest cel owych życzliwych działań składających się na miłość nieprzyjaciół? Celem tym jest dopomożenie im w przemienieniu się z nieprzyjaciół w braci Boga i ludzi. Miłujemy ich zatem po to, by zostali uwolnieni od zła, w jakie są uwikłani. Bez ich przyzwolenia nie jest to jednak możliwe nawet dla Wszechmogącego Boga.

Miłość nieprzyjaciół jest miarą postępu w miłości. W tej miłości również naśladujemy Chrystusa. Innego, poza wskazanym przez Niego sposobem miłowania wrogów, nie ma i nie będzie. A zatem należy Go kopiować

Miłość, która osiągnęła doskonałość

Jak rozpoznać, że nasza miłość osiągnęła doskonałość? Taką miarą jest stosunek człowieka do swojej śmierci. Jeśli człowiek się jej lęka, to znak, że jego miłość nie jest jeszcze dojrzała. Jeśli natomiast lęku już nie ma, to znak, że miłość osiągnęła zamierzoną przez Boga doskonałość. Święty Jan Ewangelista pisze bowiem: „Na tym polega w nas doskonała miłość, że mamy ufność na dzień sądu, ponieważ jakim jest On (Jezus) sam, takimi i my jesteśmy na tym świecie” (1 J 4,17). W jaki zatem sposób możemy uwolnić miłość od lęku?

Wszyscy bardzo dobrze pamiętamy tę religijną prawdę: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, którzy za dobro wynagradza, a za zło karze”. Lękamy się kary za zło, za grzechy, jakie popełniliśmy. Świadomość popełnionego zła mąci lękiem naszą miłość. Napełnia nas trwogą przed śmiercią i Sądem Ostatecznym. Cóż wobec tych faktów można jeszcze zrobić? Bóg radzi, by z jednej strony liczyć na miłosierdzie Boże. Jeśli szczerze poprosimy, to On gotów jest nam nie tyle prolongować spłatę grzesznych długów, co cały ten dług darować. A następnie, w duchu wiary i wdzięczności, winniśmy za okazane miłosierdzie gorliwie praktykować miłosierdzie wobec bliźnich. Miłosierdzie pełne, czyli obejmujące fizyczne i duchowe potrzeby bliźnich. A z drugiej strony należy mądrze spożytkować ów lęk! A zatem jak? Zacząć szanować Boga, czyli przestać grzeszyć. Zaś zyskaną w ten sposób energię i czas obrócić na czynienie dobra. Dobra podyktowanego miłością i wyrastającego z miłości. Wolność od zła, zasobność w miłosierdzie i dobre uczynki usuwa lęk. A miejsce lęku w miłości zajmuje radość. Człowiek jest gotów stawić się na boskim sądzie. Uwolniona od lęku miłość osiągała doskonałość. I dzięki temu nie tylko jest się gotowym na śmierć, ale wręcz się jej pragnie i o nią prosi Boga na modlitwie. Wówczas z przekonaniem wypowiada się słowa: „Ojcze, przyjdź królestwo Twoje”. A w chwili śmierci naśladuje umierającego z miłości do Ojca i ludzkości, Jezusa. Umierającego w miłości wolnej od lęku, a pełnej radości z dokonanego zbawienia.

Zapytajmy zatem samych siebie: Czy na co dzień kontrolujemy naszą miłość z pomocą objawionych probierzy? Czyńmy to dla własnego dobra. I róbmy co w naszej mocy, aby na boskim sądzie rozliczano nas nie z grzechów, ale wyłącznie z miłości.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bóg jest miłością wychowującą, Psychologia
Bóg jest miłością
KAZANIA PASYJNE - Znak sprzeciwu i uwielbienia, HOMILETYKA
Bóg jest miłością na ziemi
Bóg Jest Miłością - koniec czasów - kontemplacja Boga
04 Bóg jest miłością
KAZANIA PASYJNE - Być uczniem Jezusa, HOMILETYKA
Bóg jest miłością, religijne
BOG JEST MILOSCIA
94 Bóg jest miłością
Bóg jest miłością
1 Jana 4 w 8 BÓG JEST MIŁOŚCIĄ
7 Bóg jest miłością
Ich troje Bóg jest miłością
26 27 Bóg jest miłością Gloria Patri Orientalis
bog jest miloscia
Bóg jest miłością
Bóg jest miłością

więcej podobnych podstron