«ŚLICZNA PODRÓŻ» SŁOWACKIEGO NA WSCHÓD (1836-1837) - 1
Nie trudno pojąc pobudki podróży romantycznego poety do Grecji, Egiptu i Jerozolimy rozpatrując jej tło ogólne.
Grecja po długim, krwawym powstaniu od kilku lat cieszyła się wolnością niepodległego królestwa. Postępujące od schyłku XVIII w. odrodzenie ducha narodowego Greków szło w parze z budzącym się w Europie filhellenizmem. Hellada, na swój sposób ojczyzna kulturalnego Europejczyka, teraz spowita w uroki poezji Brona i refleksyjnych opisów François R. Chateaubrianda - stawała się modnym celem podróży. Wczesny romantyzm był zarazem kolejnym Odrodzeniem antyku, zwłaszcza greckiego, które rozwijało się jako neohellenizm. Grecja szczególnie mogła ciekawić Słowackiego, syna Euzebiusza, filologa klasycznego, grecysty i translatora. Juliusz od chłopięctwa, od lat studiów w świetnym liceum krzemienieckim, nasiąkał wiedza o dziejach i kulturze Hellady, szczególnie mocno, jako cale tamto pokolenie.
Również Egipt zażywał sławy starożytnej krainy na nowo odkrytej dzięki wyprawie Bonapartego przez Champolliona. Było już po odkopaniu kamienia z Rossety i po rozszyfrowaniu hieroglifów. Upłynęło kilka lat od tryumfalnej nilowej przeprawy przez Egipt - Champolliona i Rosseliniego, dwóch ludzi, na których arabscy Egipcjanie patrzyli z czcią i podziwem jako tych, którzy posiedli tajemnice świętych znaków, umieją czytać pismo starych kamieni. Zbiory Luwru zapełniały się staroegipskimi zabytkami. Istniał już zalążek Muzeum Egipskiego w Kairze. Zostały ogłoszone podstawowe dla egiptologii dzieła Champolliona. Sam autor od 1832 r. spoczywał na paryskim Per Lachaise, pod obeliskiem, na którym widnieje samo tylko nazwisko, lecz w Europie wyodrębniona od orientalistyki egiptologia wkroczyła na drogę samodzielnego rozwoju. Sam zaś Egipt pod rządami Muhammada-Mehmeda Alego szeroko się otwierał na Europę. Zaciekawiał i przestawał być tylko etapem pobożnej pielgrzymki do Jerozolimy - jako kraina ucieczki i schronienia świętej Rodziny lecz stawał się fascynującym celem samym w sobie.
Do Jerozolimy od wieków, jako centrum świata, naznaczonej męką i Zmartwychwstaniem Chrystusa, miejsca narodzin Kościoła, od stuleci ciągnęły pielgrzymki wiernych z całego chrześcijaństwa. Zahamował je wiek XVIII. Gdy zgasło stulecie oświeconego niedowiarstwa, które zamknął sam Napoleon podpisując konkordat z papiestwem, a otworzył wiek nowy Chateaubriand swym Duchem religii chrześcijańskiej - romantyzm, który zwrócił się ku rycerskiemu średniowieczu, zwrócił się także ku religii. Wydany w Paryżu 1802 r. Duch religii chrześcijańskiej w nakładzie 4000 egz. rozszedł się błyskawicznie. Był to fakt nie notowany w dziejach księgarstwa i czytelnictwa.
Wreszcie Orient, muzułmański Wschód z cala swa wielka, bogata, egzotyczna kultura - wabił jako romantyczna moda. Wśród Polaków ta moda miała swe dawniejsze tradycje, wynikające z bezpośrednich kontaktów z Orda i Krymem. Zamiłowanie polskiej szlachty i magnatów do damasceńskiej broni i koni arabskich wyprzedzało znacznie wiek XIX. Zaś poszukując u Słowackiego źródeł tego orientalizujacego romantyzmu warto może zwrócić uwagę na osnuta już za życia romantyczna legenda postać Wacława Rzewuskiego Emira. Ten magnat z Podola, miłośnik i hodowca koni czystej arabskiej krwi, śmiało i ryzykownie podróżujący przez góry Azji Mniejszej i pustyni Arabii, zaprzyjaźniony z beduinami, żyjący wedle ich zwyczajów - w dzieciństwie Słowackiego mieszkał w Krzemieńcu. Przyjaźnił się z Tadeuszem Czackim, łożył na Liceum, słuchał egzaminów publicznych wychowanków tej szkoły oraz przerażał i zachwycał swa brawurowa jazda konna. Nie mógł nie żnąc się Rzewuski z profesorem Euzebiuszem Słowackim. A wcześniejszym niz. wschodnia podróż Juliusza świadectwem fascynacji Emirem jest pyszna Duma o Wacławie Rzewuskim. Trzeba w końcu wziąć pod uwagę samoświadomość ormiańskiej genealogii poety.
Wreszcie literatura europejska, a ściślej francuska, dysponowała dwoma dziełami literatury podróżniczej, które wyznaczały szlaki romantycznych wędrówek na wschód i pobożnych pielgrzymek do Jerozolimy. To ogłoszona 1811 r. po raz pierwszy Itinéraire de Paris r Jérusalem (Podróż z Paryża do Jerozolimy) w 4 tomach autora Ducha wiary chrześcijańskiej oraz wydane w 1836 r. Voyage en Orient, impressions, pensées et paysages (Wrażenia, myśli, krajobrazy i wspomnienia z podróży na Wschód) twórcy francuskiego romantyzmu Alfonsa de Lamartina.
Chateaubriand tak zaczyna swa książkę: «Gdy w roku 1806 zamierzałem odbyć podróż na Wschód , Jerozolima w zupełna niepamięć popadła. Wiek niedowiarstwa zatrącił pamięć o kolebce naszej religii (...) Wyobraźnia tworzyła sobie tysięczne przeszkody i niebezpieczeństwa na drodze do świętego grodu. Odważyłem się na te podróż i spotkało mnie to, co każdego spotyka, kto śmiało idzie wprost do przedmiotu, co go utworzył. Widziadło znikło. Przebyłem Morze Śródziemne bez żadnych ważnych przypadków. Odszukałem Spartę, zwiedziłem Ateny. Oddałem cześć Jerozolimie, podziwiałem Aleksandrie, oglądałem ruiny Kartaginy i po widowisku tylu grodów, wypocząłem pośród zwalisk Alhambry. Położyłem wiec te niewielka zasługę, żem rozpoczął zawód i z przyjemnością patrzałem jak wielu wstąpiło w moje ślady. Praca moja posłużyła za przewodnika mnóstwu podróżnym».
Lamartin o cale pokolenie mlodszy od Chateaubrianda, w 1832 r. wyprawil sie w 18-miesieczna podróz na Wschód. Wedrowal przez Grecje, Liban, Syrie, Palestyne, poznal Bejrut, Mekke, Medyne, Damaszek, Jerozolime, Konstantynopol i ówczesna europejska czesc Turcji. Caly ten swiat Islamu maluje Lamartin w barwach niezwykle ponętnych, bez cienia grozy i z niebywała sympatia. Beduini - synowie pustyni są grzeczni, życzliwi, opiekuńczy, a wirujący derwisze fascynujący. Z wdzięcznością wspomina wszystkich tych ludzi Wschodu, którzy mu przewodniczyli, służyli, strzegli, doglądali jak bracia swego brata i którzy w czasie niezliczonych przemian losu tej długiej podróży «na ziemi obcej dowodzili, ze każda religia ma swa boska moralność (...), ze wszyscy ludzie maja uczucie tego co jest sprawiedliwe, pięknem i dobrem - zmiennymi głoskami wyryte w swoich sercach dłonią Przedwiecznego». Tak kończy Lamartine swe 4-tomowe Wrażenia ... z podróży na Wschód, w których okazał się tyleż poeta i myślicielem co uczonym erudyta.
Szlaki wiec były przetarte. Przed Słowackim, po zwaliskach dawnych kultur i cywilizacji - kroczyli Chateaubriand i Lamartin.
W istocie, książki te w odmiennej sytuacji politycznej Grecji po uzyskaniu niepodległości i europeizującego się Egiptu pod rządami Mehmeda Alego pociągnęły wielu na szlaki wschodniej włóczęgi, a zarazem pobożnej pielgrzymki. Chateaubriand wyznaje, ze motyw jego podróży był wprawdzie naukowy, poznawczy, ale nade wszystko była to pobożna pielgrzymka. To samo Lamartin gorliwie przekonując np. o autentyczności miejsc świętych w Jerozolimie. Również Słowacki nazwie swa wędrówkę «moja pobożna podróż».
Bezpośrednie motywy podróży Słowackiego są znane. Krewni, w których towarzystwie właśnie ostatnio w Rzymie i Neapolu przebywał, gorąco odradzali. Przyjaciele zaś zręcznie i skutecznie namawiali, udzielając mu na ten czas pożyczki. Słowacki wyznaje, ze myśl podróży na Wschód nurtowała go od dawna, projekt od dawna robiony, kilkakrotnie odrzucany, jako zbyt straszny, wreszcie doszedł do skutku. Kusiciele Słowackiego to Zenon Brzozowski i Aleksander Holynski. Brzozowski (1806-1887) o trzy lata starszy od Slowackiego, wychowanek krzemienickiego liceum znal sie z Juliuszem od lat szkolnych ale przyjazn zaciesnili dopiero w Rzymie r. 1836, za to ich matki byly przyjaciólkami. Brzozowski mial wiele wyjatkowo szlachetnych cech. Filantrop, uwalnial chlopów w swych dobrach i innych do tego namawial. Gorliwie wspomagal artystów i literatów (on to Slowackiemu pozyczyl w rublach równowartosc 1000 franków francuskich). Zywo interesowal sie hodowla koni. To wlasnie interes zakupu koni arabskich, prócz checi odbycia romantycznej podrózy, byl motywem wyjazdu na Wschód. Aleksander Holynski (1816-1893) zas mlodszy od Slowackiego lat 7, podolski szlachcic, po powstaniu emigrowal. Wiele podrózowal. Ze Slowackim zaprzyjaznil sie we Wloszech. Namawial go do podrózy na Wschód, gdzie ze swym starszym bratem Stefanem wybieral sie wlasnie z pobudek romantycznych, jak tez dla zakupu koni do swej stadniny.
Wyjechal niespodziewanie. Krasinski straciwszy Slowackiego z oczu, dowiedziawszy sie wreszcie, ze powedrowal na Wschód, martwil sie o Jula, by mu to na zdrowiu nie zaszkodzilo, «bo nie dlugowieczny», a w koncu dodal, ze to tchórz z dusza awanturnika. 26-letni Slowacki, którego kapiele morskie w Sorento wyczerpywaly, rzeczywiscie byl slabowity. Jednak sam w ostatnim przed wyjazdem liscie do matki pisal: «spodziewam sie, ze ta podróz bedzie mi uzyteczna - chocby tylko ustalila moc charakteru potrzebnego do przedsiewziecia i wykonania rzeczy polaczonych z trudami znacznymi, to juz dosyc bede mial z niej korzysci, a potem z sercem pelnym pamiatek i obrazów wróce». Jak zobaczymy, nie zawiódl sam siebie i wrócil jako poeta, jako czlowiek bogatszy.
Prócz namów przyjaciól elementem, który mógl przewazyc szale byly ksiazki. Oto wlasnie Didot w Paryzu 1836 r. wydal Wrazenia... Lamartina. Równoczesnie ksiazka ukazala sie w Mediolanie po wlosku. Slowacki expressis verbis zdradzal sie z lektury Lamartina. Ksiazka mogla zachecac do ukladania planów podrózy, a czego tu nie znalazl, bo Lamartin nie byl w Egipcie, to mial u Chateaubrianda. Ponadto w 1836 r. ukazal sie, posmiertnie, tom I obszernego dziela Champolliona: Monuments de L'Egipte et de la Nubie. Ustalona trasa podrózy miala wiesc przez Grecje, Egipt, Syrie do Palestyny. Pierwszym etapem byla Grecja.
GRECJA
Slowacki z Brzozowskim ruszyli z Neapolu przez Apulie do Otranto 24 sierpnia 1836 r. Bracia Holynscy wyjechali wczesniej. W Otranto nasi podrózni spóznili sie na statek. Czekali do 2 wrzesnia. Teraz wsiedli na marny zaglowiec «San Spiridione». Przed wyplynieciem Slowacki pisal do Matki: «... nie moge sobie wytlumaczyc dlaczego z takim smutnym zapalem rzucam sie w swiat nieznajomy, pelen niebezpieczenstw... w Grecji rozboje, ... w Egipcie zaraza». Slowacki zabral w droge drewniany sekretarzyk podrózny, pióro, zeszyt na notatki oraz olówek i album rysunkowy. 4 wrzesnia przyplyneli do Korfu. Tu Slowacki zetknal sie z greckim poeta Salomosem, autorem znanego mu Hymnu do Wolnosci. Po czterech dniach oczekiwania, w czasie których rysowal fortalicja wyspy - poplyneli do Patras na Peloponezie. Plyneli kolo Laukady, legendarnej skaly, z której Safona miala skoczyc do morza oraz obok upamietnionej smiercia Byrona Missolongi.
W Patras odwiedzil Slowacki bohatera powstania narodowego Greków, starego Kanarisa. Dalej, wynajawszy tragarzy i przewodników, konno udali sie wzdluz pólnocnego brzegu Peloponezu do Nauplion. W tym nadmorskim miescie jeszcze dwa lata wstecz byla siedziba pierwszego rzadu i pierwszego króla odrodzonej Grecji.
Po drodze niezbyt goscinnie przyjmowani byli w prawoslawnym klasztorze Megaspilleon. Mnisi admirowali cara, wedrowcy zas byli Polakami, a Slowacki na francuskim paszporcie. Dalej przez Argolide: Argos z cyklopowymi murami, 19 wrzesnia dotarli do Myken. Dopiero w 40 lat pózniej zjawi sie tu Schlieman i opromieni to miejsce odkryciem zlota Atrydów. Jednak przeciez Mykeny spowite w homerowa legende grodu Atrydów i ponurych, krwawych dziejów tego rodu, opowiedzianych przez Ajschylosa w Orestei - przyciagaly uwage juz wczesniej. Cyklopowe mury twierdzy wzbudzaly groze i podziw, choc slawna lwia brama, zasypana rumowiskiem tysiacleci ledwo wystawala ponad powierzchnie swa dumna ozdoba w postaci dwu lwic wspinajacych sie na kolumne. Znajdujacy sie nieopodal, na zewnatrz zamkowych murów slawny grób Agamemnona albo Skarbiec Atrydów, tez nie przypominal dzisiejszego stanu. Wiodacy don korytarz i brama do polowy byly zasypane, choc juz na poczatku XIX wieku zdolano tu odkryc troche zlotych przedmiotów. Mykeny, a wlasciwie ów grób Agamemnona byl pierwszym mocnym przezyciem Slowackiego w czasie tej podrózy. Pisal o tym w liscie do Matki, rysowal i nade wszystko napisal slawny wiersz, który wlaczyl do poematu dygresyjnego: Podróz do Ziemi Swietej z Neapolu jako poczatek Piesni VIII. W miejscu legendarnego grobu bohatera spod Troi, na tle dziejów starozytnej Grecji, grobów Termopil i Heronei rozwaza nieszczesne fata wlasnego narodu. Te smutna pamiec Ojczyzny poniesie Slowacki przez caly czas podrózy.
19 wrzesnia byli w Koryncie, nazajutrz w Atenach, gdzie zatrzymali sie tydzien, dniem i przy ksiezycu zwiedzajac i kontemplujac zabytkowe ruiny. Lord Elgin, ku oburzeniu Byrona, zdolal byl juz obedrzec Partenon na Akropolu z plaskorzezb Fidiasza i przewiezc do Britisch Muzeum w Londynie. Ateny wtedy byly wlasciwie niezabudowanym pustkowiem, nietknietym lopata archeologa. Mloda Grecja poczatkowo zamierzala nawet ulokowac stolice swego królestwa w nadmorskim, tetniacym kurortowym zyciem Nauplion. Przed Atenami wrazenie wywarla na Slowackim slawna zwycieska bitwa morska Greków z Persami (w 480 r. p.n.e.) blekitna zatoka Salaminy.
Aby dostac sie do Egiptu musieli udac sie na wyspe Siros, skad odplywaly statki do Aleksandrii. Tu z powodu niepomyslnych wiatrów czekali cale dwa tygodnie. Gdy Slowacki umiejac sobie samemu wystarczyc napisal cala Piesn I i III swej poetyckiej relacji z podrózy, jego towarzysz Brzozowski nudzil sie i irytowal. Wreszcie wyplyneli. Slowacki w swym Raptularzu lakonicznie notuje: «Syra - kamienie - wicher - podróz morska - brzegi znikaja - mgla - stada bocianów - pod Aleksandria zachód slonca - Hymn». Pod koniec tej tygodniowej podrózy morskiej, «sto mil przed brzegiem i sto mil od brzegu» pod Aleksandria poeta-pielgrzym, poeta-tulacz napisal slawny Hymn o zachodzie slonca: Smutno mi Boze... Najczystszy to przyklad liryki religijnej uderzajacej w ton prywatnej modlitwy pelnej tesknoty do kraju i przeswiadczenia o znikomosci czlowieczej egzystencji. Trudno uwierzyc, iz jest to utwór 26-letniego czlowieka.
EGIPT
W Aleksandrii Slowacki z Brzozowskim zatrzymali sie w hotelu Pod Zlotym Orlem na tydzien. Tu pierwsze zetkniecie z arabskim wschodem, natlok wrazen: Egipcjanki z czarami na glowach, zebracy..., na oslach kobiety, wielblady z woda..., muzyka arabska - slowem wir obrazów. Zwiedzili katakumby za miastem, staneli pod kolumna Pompejusza i zlozyli wizyte wicekrólowi Egiptu Mehmedowi Alemu.
Byl to Albanczyk, który w czasie egipskiej kampanii Napoleona walczyl jako dowódca Albanczyków armii tureckiej. Gdy po odejsciu Francuzów Kair stal sie widownia antytureckich zaburzen, pomoglo to Alemu ujac wladze i uzyskac od sultana godnosc namiestnicza. Sprytny, ambitny, okrutny - rozprawiwszy sie z Mamelukami, którzy od XIII w. sprawowali rzeczywista wladze w Egipcie - usunal zasadnicza przeszkode w swych rzadach. Korzystajac z talentu wojskowego syna i slabosci militarnej panstwa otomanskiego zawojowal znaczna czesc Pólwyspu Arabskiego, Sudan, Syrie, Palestyne i Cylicje. Sprytnie ukladal stosunki z Francja i Rosja. Otworzyl Egipt dla wplywów europejskich. Ten analfabeta byl wielkim reformatorem wszystkich dziedzin zycia Egiptu, który wydzwignal do roli samodzielnego panstwa i hegemona w swiecie arabskim. Z takim to wladca nowego Egiptu rozmawiali Slowacki i Brzozowski. Dziwnym zbiegiem okolicznosci wlasnie w tych pazdziernikowych dniach 1836 r. na Placu Concorde w Paryzu inz. Lebas stawial wielki obelisk przyholowany z Luksoru jako dar Mehmeda dla króla Ludwika Filipa: Francja popierala poczynania Mehmeda, uwazajac go za wicekróla Egiptu, jako swojej strefy wplywów w Sultanacie. Wicekról przyjal naszych podrózników «bardzo grzecznie, posadzil ich obok siebie i... bawil rozmowa» o przemianach jakie zaprowadzil. Na Slowackim jednak wizyta ta nie wywarla wiekszego wrazenia gdyz dowiadujemy sie o niej jedynie ze wspomnienia Brzozowskiego zapisanego przez jego siostre Ksawere Grocholska.
28 pazdziernika ruszyli Nilem do Kairu. Slowacki w swym albumie rysowal pejzaze znad brzegów wielkiej rzeki. Finezyjne minarety meczetów, smutne palmowe gaje, stare koptyjskie klasztory, egipskie wioski - siedliska fellachów, lodzie zaglowe u brzegu. Rysowal zreszta przez caly czas tej podrózy, a do Matki pisal: «Sliczna podróz, rysowalem wiele, slowa bowiem byly niedostateczne do wydania wszystkiego co uderzalo w oczy». Przyplynawszy do Kairu w Raptularzu notowal: «Kair - studnia Józefa - targ niewolników - ladna Abisynka - meczety - targ», wiec zgielk, handel uliczny, wiec byl w Cytadeli, gdzie w XIV wiecznym Al Nasr, najpiekniejszym z meczetów calego arabskiego swiata jest legendarna studnia Józefa, której miala uzywac Swieta Rodzina w czasie ucieczki do Egiptu. Drugi meczet, tzw. alabastrowy, wzorowany na bizantynskim byl wlasnie w budowie. Zapewne tez odwiedzil Slowacki slawny meczet Al Azhar, przy którym znajduje sie stary uniwersytet muzulmanski, gdzie ucza medycyny i prawa a nade wszystko teologii. A do Matki pisze: «Przybylem lódka do Kairu. Pyszne miasto, piramidy z daleka widac... pelno lasów palmowych..., przedmiescia w ogrodach». Nazajutrz na malych osiolkach wybrali sie do olbrzymich piramid. Tam Slowacki zauwazyl krotochwilnosc tej dysproporcji.
Piramidy w Giza na zachodnim, pustynnym brzegu Nilu, grobowce faraonów IV dynastii, pomniki okresu starego panstwa - sprzed pieciu bez mala tysiecy lat, juz w starozytnosci uznane za cud swiata, te swiete góry uformowane geometrycznie z milionów olbrzymich piaskowcowych bloków, symbole trwania - zachwycaly i wzbudzaly refleksje od dawna. Dla Slowackiego tez najwyrazniej doswiadczenie piramid bylo mocnym przezyciem, choc do matki pisal: «... piramidy nie tak mnie zachwycily ogromem... Widzialem... piramidy, ale za to stracilem obraz, który sobie moja imaginacja o nich tworzyla». Wiec piramidy Slowackiego jakby rozczarowaly. A jednak zdaja sie temu przeczyc dwa wiersze: Piramidy i Na szczycie piramid - nalezace do cyklu Listów poetyckich z Egiptu oraz wiersz Rozmowa z piramidami.
Gdy nasi podrózni znalezli sie pod tymi niezwyklymi pomnikami: «Beduini w bialych plaszczach zbiegli sie zewszad aby nam sluzyc za przewodników i biorac za rece wciagali przez ciemne, granitem wykladane korytarze az do malych pokoików we wnetrzu piramid bedacych... Wyszedlszy z ciemnych piramid zaczalem sie drzec po kamieniach az na ich szczyt, wciagany zawsze za rece od dwóch Arabów. Bylem na szczycie najwiekszej piramidy. Cudowny widok». Wiec byl Slowacki w grobowej komorze piramidy Cheopsa i na jej szczycie. Pisze: «Szczyt Falhornu, kopula sw. Piotra, Wezuwiusz, Piramidy, byly to dla mnie jak najwyzsze galazki na drzewie, na których ja, biedny ptaszek wedrujacy, siadalem na chwile aby odetchnac».
Odkad Arabowie odarli te pomniki z gladkiej alabastrowej okladziny na budowe kairskich meczetów i odslonili spietrzenie olbrzymich piaskowcowych bloków, z których zostaly zbudowane piramidy, zwlaszcza Cheopsa stala sie celem wspinaczki pielgrzymów-turystów i zródlem zarobku Beduinów-przewodników. Slowacki nie byl pierwszym Polakiem, który wspial sie na wielka piramide. Wiemy, ze wyprzedzili go w tym inni. Tak np. Sierotka Radziwill wracajac z pielgrzymki do Ziemi Swietej przez Egipt w 1582 r. zapisal, ze piramida Cheopsa jest zbudowana «jakby na ksztalt wielkiej góry..., wchodzenie na nia jest ciezkie dla miazszosci kamienia, ale bezpieczne, wszelako sporo idac ledwom za póltorej godziny wszedl na wierzch». Szczyt piramidy juz wówczas byl sciety. Ks. Józef Drohojowski, reformata z Krakowa w 80-tych latach XVIII w. w czasie pielgrzymki do Jerozolimy zawadzil o Egipt i opisal piramidy. Równiez Jan Potocki w 1788 r. zadowolil sie tylko pelnym uniesienia ich opisem oraz rysunkiem. Za to pozostajacy w sluzbie Bonapartego porucznik, niejaki Szumlanski, uczestnik ekspedycji do Egiptu, wzial tez udzial w slawnej wyprawie naukowej sawantów do piramid i na piramide Cheopsa, skad opisal wspanialosci widoku na bezkresna pustynie, zielona doline Nilu, równine z gruzami starozytnego Memphis. Z kolei wiemy, ze gen. Henryk Dembinski, którego swietny portret pedzla Henryka Rodakowskiego wisi w krakowskich Sukiennicach, w r. 1833 bawiac u Mehmeda Alego, gdzie mial reorganizowac armie egipska dostarczajac jej czterystu polskich oficerów - emigrantów - wszedl na piramide Cheopsa i najpewniej to on wyryl tam znamienna inskrypcje: «Przekazcie wiekom pamietny dzien 29 listopada 1830».
Napis ten zauwazony przez Slowackiego, czytelny jeszcze przed I wojna swiatowa, dzis juz nie do odszukania, pomieszal uczucia poety, przypomnial, wzbudzil dojmujaca mysl o nieszczesciu Ojczyzny:
A tak myslac, po glazach oblakane oko
Padlo na jakis napis - strumien mysli opadl
Ktos dwudziesty dziewiaty przypomnial listopad
Polskim jezykiem groby Egipcjanów znaczac
Czytalem smutny - czlowiek moze pisac placzac.
Jednak w Rozmowie z piramidami final wiersza jest optymistyczniejszy:
Piramidy, czy zostala
Jeszcze jakas trumna glucha
Gdzie bym zlozyl mego ducha
Azeby Polska zmartwychwstala?
- Cierp a pracuj i badz dzielny,
Bo twój naród niesmiertelny,
My umarlych tylko znamy
A dla ducha trumn nie mamy.
Byl Slowacki pierwszym i bodaj czy nie jedynym poeta, który wprowadzil piramidy do polskiej poezji. O Sfinksie, wówczas jeszcze grzeznacym po szyje w piasku Sahary, nie wspomnial.
Skonfrontujmy doswiadczenie piramid Slowackiego z opisami tych pomników przez Chateaubrianda. Z pelnych fascynacji i zachwytów opisów Kairu Chateaubrianda wynika, iz tym co go najbardziej neci sa piramidy. Wypatrywal ich za miastem z wysokosci kairskiej Cytadeli. Pisze: «Wolalem spojrzec na zewnatrz i z murów zamku podziwiac... piramidy. Zdawalo mi sie, ze moge reka dotknac piramid a bylem od nich o cztery mile (francuskie) oddalony. Golym okiem widzialem warstwe kamieni i glowe Sfinksa wystajaca z piasku, przez perspektywe liczylem stopnie wielkiej piramidy, ... taki ogrom tych piramid».
W innym miejscu swego, tylez wykwintnego co pelnego oryginalnych mysli i poezji, dziela Chateaubriand pisze: «Przyznam sie ..., ze gdym zobaczyl piramidy samo tylko uwielbienie uczulem. Wiem, ze filozof moze narzekac albo ubolewac, myslac, ze najwiekszy pomnik jaki reka ludzka wzniesc mogla jest grobem, ale dlaczego grób mamy upatrywac w piramidzie Cheopsa? Sama tylko mase kamieni i szkielet ludzki? Uczucie nicosci, nie powodowalo czlowiekiem gdy taki grób stawial lecz przeciwnie, uczucie wlasnej niesmiertelnosci. Grób ten nie jest meta oznaczajaca koniec jednodniowego zawodu; jest on pomnikiem oznaczajacym wnijscie do zycia bez granic. Jest... wieczna brama postawiona na granicach wiecznosci». Dalej pisze: «Zblizylem sie do piramid... mialy niezmierzona wysokosc. Widac je bylo posród zielonych plantacji ryzu, biegu wody, nad wierzcholkami palm i figomorfów. Podobne byly do olbrzymich gmachów zbudowanych wsród wspanialego ogrodu ...» a «te pustynie wyobraznie w nieskonczonosc unosza». Jednak Chateaubriand nie wszedl na piramidy, ani nawet ich nie dotknal. Byla pora wylewu, wody Nilu jeszcze nie na tyle ustapily aby mozna bylo do piramid dojechac, ani tez nie byla tak wysoka aby do nich doplynac. Arabowie zgodnie twierdzili, ze trzeba czekac jeszcze trzy tygodnie lub miesiac. Na taka zwloke Chateaubriand nie mógl sobie pozwolic, «musialem wiec - pisze - ustapic koniecznosci i poprzestac na tym, ze widzialem wlasnymi oczyma piramidy, choc sie ich dotknac nie moglem. Prosilem tylko pana Caffe aby przy pierwszej sposobnosci napisal imie moje na glazach wielkich grobowców, podlug zwyczaju». Caffe byl kupcem francuskim spotkanym w Aleksandrii.
Egipt ze swymi pomnikami starozytnej cywilizacji wywolywal na wedrowcach i pielgrzymach refleksje nad czasem i przemijaniem. Kair zas z niezliczonymi meczetami, zgielkiem, halasem, handlem, awanturami i bijatykami, nedza i bogactwem, pieknem ale i odraza, ze wszystkimi swymi zapachami i odglosami - grajacy swoja role w Basniach tysiaca nocy - odpowiadal wyobrazeniom Europejczyka o miescie Wschodu. Slowacki w zupelnosci ulegl tym nastrojom.
6 listopada, pelni wrazen z Kairu i piramid, Slowacki z Brzozowskim wynajeli na miesiac lódz zaglowa z obsluga osmiu marynarzy i zaopatrzeni przez konsulat w pismo Baszy, bezpiecznie ruszyli Nilem do górnego Egiptu. Po drodze, w Denderach spotkali sie z bracmi Holynskimi, którzy wciaz ich w tej podrózy wyprzedzali i teraz wracali juz do Kairu. Wspólnie zwiedzili olbrzymia swiatynie bogini Hator z okresu ptolemejsko-rzymskiego. Slowacki po roku w liscie do Matki bedzie to wspominal: «Najwiekszy ten po piramidach gmach w zachwyceniu pograzyl. Chodzilismy miedzy kolumnami jak oczarowani... Slowem nakarmilismy oczy, serca i zamknelismy do serc dzien pamiatek tak cudowny, ze nawet przyjazn nasza miedzy nami powiekszyl». W Raptularzu, prowadzac swój lakoniczny dziennik podrózy Slowacki zas zanotowal: «... szarfa Nilu - psalmy - ksiezyc pózno wschodzacy - wieczór - czerwien zachodu... dwa sepy na bialej skale - poludnie - skwar pustyni - zurawie i bociany krzyczacym stadem siadaja obok...». Byla to jakby dyspozycja listu do Matki, w którym pisal: «... mnóstwo zurawi lecacych po blekicie, mnóstwo innych ptaków wodnych, chmury golebi unoszace sie nad wioskami, wioseczki z ziemi bite, najczesciej w lasach palmowych stojace, czasem ogromne skaly i sepy wielkosci czlowieka siedzace o zachodzie slonca na górach. Nareszcie przy Sint pierwszy krokodyl na piasku... Wszystko to tworzy teraz w imaginacji sen bardzo piekny... Mnie milo bylo polowac na piasku, rysowac szkice pomników, chatek i myslec, ze jestem w Egipcie». Po 15 dniach zeglowania w góre Nilu - 21 listopada przybili do brzegów Luksoru i Karnaku. Te dwie wówczas ubogie wioski egipskie - dzis miasta - wyrosly na poteznych ruinach starozytnych Teb, stolicy sredniego panstwa.
Karnak, wyrósl w obrebie tebanskiej swiatyni Amona wznoszonej przez 1300 lat. Wiedzie do niej dluga aleja baranioglowych sfinksów, zdobi ja kilka obelisków. Granitowe kolumny z trudem obejmuje szesciu mezczyzn. Jedna czesc swiatyni wieksza jest od sw. Piotra na Watykanie czy londynskiej katedry. Na scianach tysiace metrów kwadratowych reliefów z wyobrazeniem scen historycznych i hieroglificznych inskrypcji. W czasach Slowackiego przestrzen swiatyni zasypana byla do znacznej wysokosci rumowiskiem nim dopiero pod koniec XIX w. srodki techniczne nie pozwolily na uporzadkowanie. Widac to pograzenie kolumn w zwaliskach na rysunkach Slowackiego. Zapisal tez ruiny Tebów «przechodza wszystko ogromem». W Luksorze zas znajduje sie tebanska swiatynia boga slonca Ra, wzniesiona przez Amenchotepa III z rozmachem odpowiadajacym ambicjom imperialnym nowego panstwa. Dwa pylony przed swiatynia ufundowal Ramzes II i ozdobil je reliefami ze scena zwyciestwa nad Hetytami w bitwie pod Kadesz. Tego tez faraona wyobrazaja tronujace kolosy u wejscia do swiatyni i dwa kroczace wewnatrz. Równiez Ramzes II urzadzil dluga aleje sfinksów przed swiatynia i ustawil przed nia dwa obeliski. To wlasnie jeden z tych obelisków Mehmed Ali poslal do Paryza. Jego brak zauwazyl Slowacki piszac w rok pózniej do Matki, ze w dniu jej imienin stal «przy obelisku Luksoru, który takze teraz samotny zdaje sie tesknic po swoim rówiesniku wydartym z rodzimej ziemi i przeniesiony swiezo do Paryza... Wiec i wieze z granitu jednego wykute rozdzielaja - i ida na wygnanie!».
Z Teb starozytnym zwyczajem podrózni nasi przeprawili sie na zachodni brzeg Nilu (do dzis sa tam przeprawy), gdzie na granicy pustyni w szczerym polu stoi potezny posag slawnego Memnona i drugiego kolosa jako jedyne pozostalosci staroegipskich swiatyn.
Od rzymskich czasów bylzwyczaj przybywania do Memnona o wschodzie slonca by poslyszec jego spiew. Prawdopodobnie to wiatr w szczelinach spekanych glazów kolosa swiszczal. Wiemy, ze sam cesarz Hadrian przybyl tu o wschodzie slonca by sluchac Memnona. Kazal tez wyryc stosowna inskrypcje na nodze posagu. Slowacki rysowal Memnona i zapisal: «... najbardziej mi sie podobala statua Memnona i druga statula przy niej stojaca. Widzialem je o wschodzie slonca. Sa to olbrzymy granitowe wysokosci domu trzypietrowego siedzacy cicho na ogromnym polu, twarzami obróceni na wschód. Na nodze Memnona znajduja sie rzymskie napisy. Jeden z tych przed wiekami zmarlych wojazerów napisal "slyszalem Memnona" i slowa te w czasie terazniejszym czytane, a o tak dalekiej swiadczace przeszlosci, dziwnie zasmucaja biednego czlowieka». Uderza wyrazna zbieznosc ale i zarazem rozbieznosc tego zapisu z refleksja Chateaubrianda, który pisze: «Powinnismy wypelnic wszystkie obowiazki podróznika, jakze nam jest milo wyczytac na posagu Memnona nazwiska Rzymian, którzy slyszeli dzwiek tego posagu przy wschodzie jutrzenki. Ci Rzymianie byli jak my cudzoziemcami w ziemi Egiptu i my przeminiemy jak oni».
Nieopodal o kilka kilometrów za plecami Memnona znajdowal a sie zapomniana i jeszcze nie odkryta swiatynia Hatszepsut, Dolina królowych i królowych. Tam byla pustynia i szakale. Wedrowiec w czasach Slowackiego tam sie nie zapuszczal.
Zwiedziwszy Teby Slowacki z Brzozowskim poplyneli do pierwszej nilowej katarakty. W ten sposób dotarli do kranców starozytnego Egiptu. W drodze powrotnej raz jeszcze zatrzymali sie posród ruin Teb. Po trzydziestokilkudniowej «podrózy na Nilu» wrócili do Kairu. W cieniu kolosów Ramzesa poeta snul plan poematu o Ramzesie, którego nie rozwinal. Napisal wiersz Piesn na Nilu i jeszcze jeden króciuchny. W Albumie przybylo rysunków. Taki byl plon tej Nilowej podrózy.
DO JEROZOLIMY I DALEJ
Po pieciu dniach odpoczynku w Kairze, kupiwszy sobie namiot, wsiadlszy na wielblady, nasi podrózni - z dwoma sluzacymi i Beduinami - 15 grudnia puscili sie przez pustynie Pólwyspu Synajskiego do Jerozolimy. Wybrali szlak pólnocny, wzdluz Morza Sródziemnego, piaskami omijajac górzysta czesc pólwyspu z mozliwoscia zwiedzenia slawnego, prawoslawnego klasztoru sw. Katarzyny w miejscu «ognistego krzaka» i wejscia na góre Mojzesza. Wrazenia z pierwszego etapu tej podrózy, wielbladem przez pustynie, opisal Slowacki w liscie do Matki; wiec ciagle wsiadanie na wielblada i zsiadanie, gdy «zdaje sie, ze sie pod czlowiekiem dom wali», noc w «bialej kapliczce z kopulka» grobowcu jakiegos muzulmanskiego swietego, przy calonocnym spiewie puszczyka, «zachody slonca pyszne», krzaki cierniowe palace sie «w swiatlach zachodu i zywym ogniem» jak koronki brabanckie; przypomnienia Mojzesza, «zycie stepowe», ksiezycowe noce w namiocie pod palma, «kilka gazel skaczacych po stepie», «slady hieny», «spotkanie karawany», «samotny Beduin». Wszystko to tylko antrakty monotonii godzin pustynnej podrózy, ale w sumie to «przyjemna podróz»; «zycie takie i podróz taka ma dla Slowackiego dziwny powab. Czas byl najpiekniejszy».
Nie lada komu oddal sie Slowacki w opieke w czasie tej wedrówki. Dragomanem (od arabskiego targama - tlumaczyc) wiec tlumaczem i przewodnikiem byl Soliman, «slawny z tego i chelpliwy, ze byl kiedys tlumaczem Champolliona i Roseliniego (w czasie ich tryumfalnej podrózy przez Egipt) oraz Fresnela i wielu innych». Champolliona i Roseliniego juz znamy, Fresnela trzeba przedstawic. Fulgencjusz Fresnel (1795-1855), wybitny orientalista, arabista francuski w sluzbie dyplomatycznej Francji na Wschodzie, byl m.in. konsulem w Mekce, w pózniejszych latach (1854) przewodniczyl tez ekspedycji naukowej do Mezopotamii, badal Babilon. Otóz Soliman, «piekny Arab» opowiadal Slowackiemu «o swych dawnych panach drobne szczególy z ich podrózy», zas w ksiezycowe wieczory, siedzac u wejscia do namiotu spiewal dawne poematy arabskie, których «smutna nuta» kolysala do snu. Sam Slowacki w czasie calej tej podrózy nauczyl sie 200 arabskich slów.
W polowie drogi, 22 grudnia naszych pielgrzymów zatrzymala koniecznosc odbycia «pod kara miecza» dwunastodniowej kwarantanny pod dozorem strazy i doktora, nieopodal miasteczka El Arish. Miejscem kwarantanny byla «smutna, piaszczysta dolina miedzy dwoma palmowymi lasami, z widokiem na Morze Sródziemne». Tu spedzili Boze Narodzenie i Nowy Rok. W sama noc wigilijna, z powodu gwaltownej tropikalnej burzy z piorunami musieli sie ewakuowac z dolinki, na której nierozwaznie rozbili namiot, na sasiedni pagórek. Zas w noc sylwestrowa odczuli trzesienie ziemi, które w Syrii dotknelo wiele miast i pochlonelo wiele ofiar. W samej Tyberiadzie, która beda ogladac, zginelo 500 ludzi.
Opiekujacy sie odbywajacymi kwarantanne, doktor Steblea - emigrant z Wloch, opowiedzial Slowackiemu przejmujaca historie o Arabie, któremu podczas kwarantanny zaraza zabrala cala rodzine. Stalo sie to osnowa napisanego potem hiobowego poematu Ojciec zadzumionych. Mloda zona doktora - pani Malagamba, slawna pieknosc Wschodu, której wdziekami zachwycal sie Lamartin, wypiekala chleb naszemu poecie, choc sam przez przypadek osobiscie jej nie poznal. Tutaj tez pod namiotem napisal poeta zartobliwy wierszyk z zyczeniami noworocznymi do Zenona Brzozowskiego. Widac, jak mimo przeciwnosci Slowacki potrafil byc dzielny i nie tracic ducha. Ponadto, w czasie kwarantanny napisal Piesn VII swego poematu o tej podrózy i zaczal szkicowac Piesn VIII. Opis tych dwunastu dni przymusowego obozowania pod El Arish znajdujemy w listach do Matki i we wstepie do Ojca zadzumionych.
2 stycznia ruszyli dalej. W Gazie obserwowali zakonczenie arabskiego swieta ramadanu, w Jaffie - zabawy ludowe, ale swego dawnego kolegi - Aleksandra Spitznagla, który byl tu wicekonsulem, Slowacki juz nie zastal, gdyz ten «pojechal na greckie swieta do Jerozolimy, a stamtad mial sie udac na góre Synaj». W Rambie, z powodu deszczu zatrzymali sie. Wreszcie po dziesieciu dniach podrózy, noca z 12 na 13 stycznia 1837 r., pielgrzymi nasi staneli pod murami Jerozolimy. Slowacki pisze: «Bramy miasta zamkniete - cisza grobowa - ksiezyc - szczekanie psów, odpowiadajace na nasz stuk do bramy, niepewnosc (czy pisma, którymi sie legitymowali otworza im wejscie)... Na koniec, po dwu godzinach otwieraja sie bramy i zajezdzamy do klasztoru». Tu mialo miejsce przykre dla Slowackiego spotkanie ze Spitznaglem, który wskutek rozstroju psychicznego wkrótce tragicznie zmarl.
Jerozolima! Cel «poboznej wedrówki» Slowackiego. Jeszcze przed podróza pisal m.in.: «Pomysle o smierci na grobie Chrystusa, bede sie tam modlil o tych, których kocham...» Rzeczywiscie, nazajutrz po przyjezdzie, noc z 14 na 15 stycznia postanowil spedzic u grobu Chrystusa. Myslal o tym z przejeciem, a po fakcie wyznaje, ze noc ta zostawila mu mocne wrazenie na zawsze. Przed wieczorem zostal sam w zamknietym kosciele i rzucil sie «z placzem na kamien grobu». Czytal Biblie, która mial z soba. Rozmyslal o smierci i zmartwychwstaniu, rozmyslal o swej biednej «kuzynce», jak w liscie do Matki dla zmylenia cenzury nazwal Ojczyzne. W intencji Ojczyzny zamówil Msze sw., która odprawil ksiadz - Polak, a on sluzyl do niej, zakrywszy naprzód dwuglowego orla na lampce wotywnej sprawionej przez cara Rosji. Z przejeciem kleczal na tym «miejscu gdzie Aniol Bialy powiedzial Magdalenie "nie ma Go tu, zmartwychwstal"»- i myslal o zmartwychwstaniu Polski.
Po nocy u Grobu Swietego wrócil do klasztoru i zasnal jak dziecko utrudzone placzem. Widac, jak Slowacki w czasie tej podrózy, od grobu Agamemnona pod Mykenami, poprzez piramidy az po sam Grób Chrystusa niósl mysl o Polsce i jej losie. Ale ta pobozna wedrówka byla zródlem najglebszych osobistych przezyc poety. Bezposrednio pod wrazeniem nocy u Grobu Swietego napisal wiersz:
I porzuciwszy droge swiatowych omamien,
I wysluchawszy serca - gdy rzeklo: Jam czyste!
Tu rzucilem sie z wielka rozpacza na kamien,
Pod którym trzy dni martwy lezales o Chryste!
Skarzylem sie grobowie - a ta skarga byla
Ani przeciwko ludziom - ani przeciw Bogu...
Napisal i drugi wiersz dobitnie swiadczacy o glebokim doswiadczeniu trudów tej pielgrzymki, która jest sama istota, symbolem ziemskiego bytowania i tesknot duszy do lepszego, jasnego, zagrobnego swiata:
Czyz dla ziemskiego tutaj wojownika
Walka jest wieczna - czyliz dni czlowieka
Nie sa na ziemi jak dni najemnika?
A jako sluga odpoczynku czeka.
A robotnik czeka swej zaplaty
Tak mnie miesiace, co przynosza straty,
Dales o Boze... i stroskane noce;
A gdy poloze sie - mysle o wstaniu
I mysle tylko o predkim switaniu
I do switania sie nedzny klopoce,
A skóre moja robactwo juz stacza...
I proch jest na niej - i w kawaly pada.
Proces biologicznego obumierania i rozkladu (putrefactio), to odwieczny symbol obumierania czlowieka, istoty duchowej - dla lepszego zycia. Te niby niepozorne wiersze sa mocnym swiadectwem osobistej metamorfozy duchowej Slowackiego w czasie tej podrózy-pielgrzymki.
Odwiedzil tez Slowacki inne miejsca. Byl w Dolinie Jozafata za murami Jerozolimy. W Ogrodzie Getsemani wzial garsc ziemi na swój grób wygnanca-pielgrzyma. Byl w Nazarecie, w Betlejem sluchal mszy sw. i byl nad Morzem Martwym, Jeziorem Genezaret i nad Jordanem, w Betanii u grobu Lazarza i w Tyberiadzie. Poddal sie nastrojom tych miejsc, które napelnily jego serce «jakas prostota i swietoscia». Zachlysnal sie nadzwyczajna uroda tej swietej ziemi.
Dalej zwiedzil Damaszek i przebywszy konno sniezny Antyliban ogladal ruiny Balbeku i Palmiry, które znal z domowego albumu sztychów. Dalej «Liban, takze sniegiem przykryty przebyl[em] konno szczesliwie». 17 lutego obaj nasi wedrowcy byli w Bejrucie. Tu rozstal sie Slowacki z Brzozowskim, który dokonawszy transakcji i zakupu koni arabskich «popedzil je ziemia do Konstantynopola», gdy tymczasem Slowacki sam pozostal w Syrii dla odpoczynku. Czas od 20 lutego do 1 kwietnia spedzil w kapucynskim klasztorze Betcheba na górach Libanu, nad morzem. Bylo to miejsce piekne i pod regula zakonna czul sie dobrze. Tu odbyl pierwsza od lat spowiedz wielkanocna i przezyl Wielkanoc. Tu napisal pierwsza redakcje Anhellego. Gdy opuszczal klasztor zazdroscil zakonnikom jednostajnosci zycia. Dali mu na pozegnanie ogromna butle wina na droge. Jechal do Bejrutu, gdzie mial wsiasc na statek do Europy. W Bejrucie 40 dni przyszlo mu czekac. Spedzil je w konsulacie francuskim na przyjemnostkach zycia towarzyskiego. Tu dotrzymywal mu towarzystwa starszy z braci Holynskich - Stefan, który Slowackiego do tej podrózy namówil; mlodszy Holynski «zostal w Kairze zakochany w Arabce». Na pozegnanie, w konsulacie wydano bal na czesc poety-podróznika; «tancowano przy pozytywku» bo fortepiany wszystkie rozstrojone trzeba by bylo stad dla ustrojenia do Europy wozic. Slowacki przez towarzystwo bejruckich salonów porównywany byl do Lamartina, którego nieudana podróz tu pamietano. W koncu, w Trypolisie, ok. 10 maja wsiadl na statek i odplynal do Europy.
Podróz morska trwala 40 dni. Szczesliwie unikneli napadów korsarzy, które jeszcze zdarzaly sie u brzegów Grecji. Stada delfinów na spokojnych wodach, nuda pokladowego zycia, gra w warcaby z powracajacymi do Europy zakonnikami. W glowie wir wrazen i wspomnien z dopiero co zakonczonej tej «slicznej podrózy», «pelnej przyjemnosci i zachwycen» - i mysli o najblizszej przyszlosci.
16 czerwca, dobiwszy do Liworno we Wloszech, musial odbyc prawie miesieczna kwarantanne. Teraz napisal zartobliwy wiersz do paryskiego ksiegarza Eustachego Januszkiewicza; wiersz pelen reminiscencji z podrózy. 11 lipca zszedl na lad. Podróz byla skonczona.
Juliusz Slowacki byl jedynym z naszych romantycznych poetów, który zdobyl sie na taka podróz; wylaczajac cicha pielgrzymke Bohdana Zaleskiego do Jerozolimy w 1843 r., gdy przezywal gleboki kryzys duchowy. Pielgrzymka Zaleskiego pozostala zreszta bez echa w polskiej literaturze.
Jesli w zalozeniu samego Slowackiego podróz ta miala na celu sprawdzenie charakteru i wzmocnienie kondycji oraz jako podróz literacka - poszukiwanie wrazen i bodzców twórczych, a w koncu jako pielgrzymka poglebienie duchowe, to wszystkie te cele zostaly osiagniete.
Pisal do Matki z Bejrutu: «Szesc miesiecy wlóczylem sie jak wariat po swiecie», «jestem prawdziwie jak czlowiek powracajacy z dalekiej podrózy»; «pomimo wielu niewygód i zlych przepraw, zdrowie moje sluzylo mi przewybornie»; «dziesiec dni ciaglej sloty wytrzymywalem na koniu wedrujac ku Jerozolimie», «nie ma sie czego lekac wschodnich krajów». Przetrzymal czas kwarantanny przy przeciwnosciach pracujac literacko i nie tracac ducha. «Od wyjazdu z Kairu dwa miesiace jak jestem na koniu i dobrze mi z tym» - pisal dalej. «Przywyklem do wielu niewygód, przekonalem sie, ze obiad bez miesa obyc sie moze i ze nalezy czasem poscic. (...) Zdrowie moje prawie cudownie mi sluzy. Spalem nieraz na wilgotnej ziemi, pod namiotem, na wietrze i zdrowszy teraz jestem po tym wszystkim niz przedtem». «Dziwne bedzie bardzo dla mnie przejscie z zycia wschodniego do zwyczajów europejskich». Wiec w listach do Matki opisywal cale to «bledne zycie», z którego nareszcie byl zadowolony.
Slowacki uznaje «nad soba szczególna opieke Boga» i dziekuje Bogu, ze go spokojnie przez kraje i morza prowadzil, «i nie chcial nawet widokiem niebezpieczenstwa przerazic».
«Cala podróz byla pelna przyjemnosci i zachwycen». Wracal z niej zupelnie odarty z ubrania i pieniedzy, za caly dobytek majac dywanik w Kairze kupiony, który mu za poslanie sluzyl i szisze, czyli nagile - to jest rodzaj szklanej lulki, do palenia tytoniu.
I wracal pelen wrazen, «jak sen bardzo pieknych». W albumie rysunkowym przybylo kilkanascie szkiców.
Grecja, pelna przecudownych ruin, bardzo mu sie podobala i bardziej niz Rzym zachwycila, z kolei Egipt zatarl Grecje w jego pamieci - «nic cudowniejszego nad ruiny nad Nilem».
Niemaly tez byl literacki plon podrózy: Hymn o zachodzie slonca, Piesn na Nilu, Rozmowa z piramidami, kilka piesni poematu Podróz do Ziemi Swietej z Neapolu; listy poetyckie z Egiptu: Piramidy, Na szczycie piramid, List do Aleksandra Holynskiego oraz Piesn na Nilu, plan poematu Ramzes, wiersz noworoczny do Zenona Brzozowskiego, I redakcja Anhellego oraz zamysl Ojca zadzumionych. Nie mozna tez pominac nie ukonczonych wierszy: Czyz dla ziemskiego tutaj wojownika...; I porzuciwszy droge swiatowych omamien... Z podróza ta wiaze sie takze napisany juz w Liworno wierszyk do Eustachego Januszkiewicza.
Wreszcie reminiscencje, slady, poglosy licznych przezyc tej podrózy rozsypal autor w calej swej pózniejszej twórczosci.
Wracal Slowacki z podrózy do Jerozolimy syty wrazen, umocniony na ciele i na duchu (powrócil do praktyk religijnych), bogatszy. Owocami tej podrózy wzbogacil, urozmaicil polska kulture literacka.
Dr Mieczyslaw Rokosz (UJ Kraków)
Kaplica Grobu Chrystusa - wnetrze
Note du webmestre:
Ce texte a été récemment traduit en anglais par Anna Czechowicz, que nous remercions beaucoup. On peut lire cette traduction sur le présente site. Les volontaires pouvant traduire ce texte en français ou en toute autre langue sont priés de signaler leur disponibilité, le cas échéant, à William Wolkowski, à l'adresse que voici: zww@ccr.jussieu.fr
Merci d'avance!