Świadectwo powołania
------- --------
Dlaczego ja?
Trudno jest mówić o własnym powołaniu, ponieważ wówczas dotyka się własnej intymności, osobistej relacji Bóg- ja. Piszę to świadectwo, gdyż skoro taki człowiek jak ja - młody, nie wybitnie uzdolniony, z wioski, ze zwykłej rodziny - potrafiłem w tym świecie rozpoznać coś „dużo więcej” czyli Boga, to możesz i ty Go odnaleźć. Na swoje powołanie niczym nie zasłużyłem, ani nie wysłużył mi go nikt z moich bliskich.
Jak to się zaczęło?. Kiedy szedłem niejako pod prąd swego życia, wówczas nie myślałem, a nawet nie chciałem zostać księdzem. Szukałem jakiegoś przeciwstawienia się, buntu przeciw temu światu, jego niesprawiedliwości. Sądziłem też, że Kościół jest staroświecki i nie dla młodego człowieka. Uważałem, że przemówienia Jana Pawła II nie są kierowane do mnie. Bóg działał jednak, przyłączył się do mnie, chociaż podążałem w przeciwnym kierunku. Pragnął mnie najpierw zrozumieć, mój ból, moje rewolucyjne nastawienie, a potem zaczął wyjaśniać Pisma. Dziwnym trafem natknąłem się na Ewangelię Mateusza (5, 1- 12), na słynne osiem błogosławieństw. Wówczas pomyślałem, że nie ma większego oburzenia na ten świat, większego sprzeciwu wobec niego, i że żadna inna ideologia, subkultura mi tego nie da. Zacząłem więcej czytać Pismo Święte, interesować się Kościołem, wtedy też przemówił do mnie „nasz” Papież, lecz inaczej, bo swoją postawą w cierpieniu i śmierci, wtedy Bóg postawił też na mojej drodze mądrych księży. Ja jednak nadal nie pragnąłem kapłaństwa. Aż pewnego razu przeczytałem w Ewangelii Świętego Jana tekst Jezusowego mandatum. Nie potrafiłem pojąć tej miłości. Bóg dokonuje czynności upokarzającej, obmywa uczniom nogi, staje się Sługą. Tak przecież nikt dziś nie robi, żaden mój idol, autorytet z kolorowych czasopism i filmów. Rozpoczęła się moja walka z Bogiem. Walczyłem długo z Nim, chciałem mieć rodzinę: kochającą żonę, dzieci, a Ty Boże? To nieludzkie - mówiłem; aż ten fragment pokazał mi, że jest miłość większa, miłość doskonalsza, wyłączna, bez której nawet jeśli będę miał żonę, to nie będę do końca kochał, że bez miłości Boga miłość ludzka znudzi się, wypali, przemieni w niechęć, nie pokona czasu i przeciwności. To właśnie Chrystus przez mękę i śmierć rozerwał granice naszej miłości, wyswobodził z niemożności kochania do końca, teraz możemy kochać po niebo. Takie rozumienie miłości było dla mnie wezwaniem do kapłaństwa, ale może być dla każdego wezwaniem do podążenia za Jezusem.
Minęło już kilka lat od tamtego wyboru i nadal chcę, choć wiem już lepiej czym jest moje powołanie, znam jego plusy i minusy, wiem czego ono ode mnie wymaga, dokąd mnie prowadzi. Wewnętrznie bardzo chcę, bo raz dotknąwszy miłości Boga nie mogę o niej zapomnieć, nie potrafię nie chcieć jej więcej.
Kleryk Adam
Chciałem być DJ-em...
Kiedy mówimy o powołaniu do kapłaństwa, najbardziej przemawia świadectwo, dlatego chciałbym przedstawić swoją drogę, która zawiodła mnie do seminarium duchownego.
Gdy byłem jeszcze w łonie mojej matki moje życie było zagrożone, ale dzięki Opatrzności Bożej i modlitwie do Matki Bożej ze strony mojej mamy urodziłem się zdrowy i w siódmym tygodniu życia przyjąłem sakrament chrztu świętego. Żartuję sobie czasem z kolegami, że wówczas Bóg mnie ocalił, ale w zamian dał mi pewne zadanie do wykonania. Z opowiadań mojej mamy wynika, że moje oczy od maleńkiego były zwrócone ku Bogu. Pierwsze „moje ziarno” powołania sięga już I Komunii Świętej, którą przyjąłem w Poznaniu w parafii pod wezwaniem św. Rodziny i wtedy w moim sercu zrodziło się pytanie: „kim są chłopcy stojący obok kapłana w czasie Mszy Świętej?”. Byli to oczywiście ministranci. Bardzo chciałem zostać jednym z nich i być blisko Chrystusa i tak się stało! Było to dla mnie wielkie przeżycie, a także radość z tego, że mogłem przystąpić do ołtarza Bożego! Ministrantem byłem 12 lat, zdobywając poszczególne stopnie ministranckie.
Kolejnym bardzo ważnym etapem w moim życiu było podjęcie nauki w szkole średniej-naukę podejmowałem w Ostrowie Wielkopolskim w Zespole Szkół Transportowo-Elektrycznych. Cały okres szkoły średniej stawiałem sobie pytanie: „Kim chciałbym zostać w przyszłości?”. Jako młody chłopak miałem wtedy wybrane dwie drogi, które pragnąłem realizować w swoim życiu: najpierw myślałem, aby zostać DJ-em i podjąć pracę w jednej z ostrowskich dyskotek. Może pojawi się tu pytanie: dlaczego akurat to miejsce? Głównym powodem były moje zainteresowania tego rodzaju muzyką, która fascynowała mnie przez cały okres szkoły średniej. Jako druga droga, pojawiło się we mnie pragnienie wstąpienia do seminarium. Przez cały okres szkoły średniej w każdy weekend chodziłem i jeździłem do różnych dyskotek, myśląc, że spełnię swoje życiowe marzenie zostania DJ-em. Lecz ze swojego nabytego doświadczenia zastanawiałem się: czy ta droga ma jakikolwiek sens, widząc tak jak ja młodych bawiących się na dyskotece i jak do wielu czynności podchodzą trochę lekkomyślnie. Mam tu na myśli nadużywanie alkoholu, branie narkotyków, a także inne rzeczy, które mają miejsce na parkingach przy dyskotece, a nawet na pobliskim cmentarzu. Dlatego stwierdziłem, że to chyba nie jest droga dla mnie. W końcu przyszedł czas przedmaturalny, a także ponowna myśl: kim chciałbym zostać w przyszłości? Otóż przed samą maturą wybrałem się z dziś już ś.p. ks. Romanem Sroczyńskim na nocne czuwanie do Częstochowy. Długo modliłem się przed jasnogórskim obrazem Królowej Polski w tej intencji. Wtedy w moim sercu zrodziła się ta ostateczna decyzja o mojej drodze życiowej - chcę pójść za Chrystusem - pragnę całe swoje życie oddać właśnie Jemu, chcę Mu służyć i wszystkim ludziom, których On postawi na mojej drodze prowadzącej do kapłaństwa.
I tak się stało! Pamiętam dobrze dzień 18 czerwca 2004 roku, kiedy złożyłem dokumenty w WSD w Kaliszu. Obecnie jestem na 4 roku. Interesuje mnie i zachwyca postać Matki Najświętszej, a w szczególności Jej objawienia, które miały i mają miejsce w zakątkach naszej ziemi. Tą bliskość Matki Bożej doświadczam w Ruchu Światło-Życie. Każdego dnia kontempluję tajemnice Jej życia na Różańcu.
kleryk Tomasz