Jim Morrison - Wiersze 1966 - 1971, Jim Morrison poezja


JIM MORRISON

POEMS 1966 - 1971

Tłumaczenie Artur Brodowicz

Wiersze 1966-1971 - Jim Morrison

Otwieranie kufra

- Chwila wewnętrznej wolności

gdy umysł otwiera się i

ukazuje się niezmierzony wszechświat

duszy pozostaje błąkać się

w oszołomieniu i zmieszaniu szukając

to tu to tam nauczycieli i przyjaciół

Chwila wolności

gdy więzień

mruży oczy w słońcu

niczym kret

ze swej nory

pierwsza podróż dziecka

z dala od domu

Ta chwila wolności

LAmerica

Chłodne metody naszej władczyni

LAmerica

Ulotny świat

LAmerica

Szybkie zjednoczenie dusz i

porozumienie

LAmerica

szmaragdy w szkle

LAmerica

reflektory o zmierzchu

LAmerica

kamieniste ulice o bladym świcie

LAmerica

obleczona wygnaniem

LAmerica

szybkie bicie dumnego serca

LAmerica

oczy jak dwudziestolatki

LAmerica

ulotne marzenie

LAmerica

serce z kamienia

LAmerica

żołnierski los

LAmerica

chmury i walki

LAmerica

jak jastrząb

już od początku potępiona

LAmerica

>> To właśnie taką ją poznałem

LAmerica

samotną i zimną

LAmerica

zawziętą, tak

LAmerica

od samego początku <<

Potem koniec.

W drogę.

Poprzez dzikie pustkowie.

Omijaj granicę.

wchodzi na scenę:

Okrwawione buty. śmiercionośna burza

Mika. Bóg w niebie

Gdzie ona jest?

Czy widzieliście ją państwo?

Czy ktoś widział tę dziewczynę?

zdjęcie (wyświetlone)

Ona jest moją siostrą.

Panie i panowie.

proszę uważnie śledzić te słowa i wydarzenia

to wasza ostatnia szansa, nasza ostatnia nadzieja.

W tym łonie czy grobie jesteśmy wolni od

zgiełku ulic.

Szaleństwo czarnej gorączki

nie przeniknie przez te drzwi

Moi przyjaciele i ja pochodzimy z

odległego Arden gdzie tańce i

nowa muzyka

zwolennicy przyłączają się wszędzie

do naszej procesji.

opowieści o królach, bogach, wojownikach

i kochankach dyndających jak

klejnoty dla waszej taniej uciechy

Ja to ja!

Czy możecie to zrozumieć.

Moje ciało jest prawdziwe.

Moje ręce - jakże wprawne ich ruchy

Zrównoważone niczym zwinnych demonów

Moje włosy tak zmierzwione i poskręcane w bólu

Skóra mej twarzy - proszę uszczypnąć policzki

Mój płonący język- miecz

tryska wysłowionymi ognistymi muchami

Istnieję naprawdę.

Jestem człowiekiem.

Ale nie jestem zwykłym mężczyzną

Nie nie nie

Co tutaj robisz?

Czego chcesz?

Muzyki?

Możemy zagrać muzykę.

Ale ty chcesz więcej.

Pragniesz czegoś, kogoś nowego.

Mam rację?

Oczywiście, że mam.

Wiem, czego chcesz

Pragniesz ekstazy

Pożądania i snów.

Rzeczy niezupełnie takich jakimi się wydają

Prowadzę cię tędy, on ciągnie w drugą stronę

Nie śpiewam dla wyimaginowanej dziewczyny

Mówię do ciebie, mojego ja.

Stwórzmy świat od nowa.

Pałac poczęcia płonie.

Spójrz. Patrz jak płonie

Ogrzej się przy rozgrzanych do białości węglach.

Zbyt młody jesteś by być starym

Nie trzeba ci tego mówić

Chcesz widzieć rzeczy takimi, jakie są.

Dokładnie wiesz co robię

Wszystko

Jestem przewodnikiem po Labiryncie

Monarcha proteuszowych wież

na tym zimnym kamiennym patio

nad żelazną mgłą

zatopiony w swych własnych śmieciach

oddycha swym własnym oddechem.

Władza

Potrafię zatrzymać bieg

ziemi. Sprawiłem, że

odjechały niebieskie samochody.

Mogę się zmiejszyć lub stać się niewidzialnym

Mogę stać się olbrzymem i dosięgnąć

najdalszych rzeczy. Mogę zmienić

bieg natury.

Mogę przenieść się dokądkolwiek w

czasie i przestrzeni.

Potrafię przywołać umarłych.

Mogę dostrzec wydarzenia w innych światach,

w najgłębszym wnętrzu mego umysłu

i umysłu innych.

Mogę

Jestem

Ludzie potrzebują ogniw łączących

pisarzy, bohaterów, gwiazd,

przywódców

Aby nadali formę życiu.

Dziecięcy statek z piasku w blasku

słońca.

Plastykowe żołnierzyki w miniaturowej

brudnej wojnie. Forty.

Rakiety w garażu.

Ceremonie, teatr, tańce

aby potwierdzić plemienne potrzeby i wspomnienia

wezwanie do kultu, jednoczące

przede wszystkim, powrót,

tęsknotę za rodziną i

magicznym bezpieczeństwem dzieciństwa.

Wielka autostrada

jest

zatłoczona

tymi, którzy kochają

i

poszukują

i

odchodzą

tak

skorymi

do

umizgów

i

zapominania.

Dzikie pustkowie

Teraz jest błogosławione

Reszta

zapamiętywana

Mężczyzna zagrabia liście na

kopiec w swym ogrodzie, stos

opiera się na grabiach

i spala go doszczętnie.

Zapach wypełnia las

dzieci przystają, czują

woń, która za parę lat

stanie się tęsknotą

Syreny

Woda

Deszcz i grzmot

Odrzutowiec z bazy

Gorący, suchy krzyk owada

Żaby, świerszcze

Drzwi otwierają się i zamykają

Rozbijane szkło

Cicha parada

Wypadek

Szmer jedwabiu, nylonu

Zraszanie suchej trawy

Ogień

Dzwony

Grzechotnik, gwizdy, kastaniety

Kosiarka

Człowiek z dobrym humorem

Wrotki i wagony

Rowery

Gdzie spotkałeś się

z diabłem - w książce

a miłością? - w pudle

noc grzechu (Upadek)

Pierwsze zbliżenie, uczucie, że

robiłeś to kiedyś przedtem

O nie, byle nie znów

Pomiędzy latami dziecięcymi, chłopięcymi

młodością

i wiekiem męskim (dojrzałością) powinny istnieć

wyraźne granice zaznaczone

próbami, śmiercią, obrzędami, rytuałami,

opowieściami, pieśniami i osądami

Mężczyźni wypływają na statkach

by uciec od grzechu i brudu miast

oglądają łożysko wieczornych gwiazd

z pokładu, na plecach

i przekraczają równik

odprawiają rytuały aby wydobyć z ziemi zmarłych

niebezpieczne inicjacje

by zaznaczyć przejście na nowe poziomy

By czuć się na krawędzi egzorcyzmu

rytuał przekroczenia

By czekać lub szukać męskości

oświecenie bronią

Zabić dzieciństwo, niewinność

w jednej chwili.

Lamerica

Szlaki handlowe

wskazówki

Wikingowie i badacze

odkrywcy

nieświadomi

mapa stanów

żyły autostrad

piękno mapy

ukryte związki

szybko zdeptane lasy

Szaleństwo w szepcie

trzask neonu

syk opon

miasto warczy

bogate rozległe i zawzięte

niczym powolny potwór

tyje

i zdycha

Anatomia rocka

1. elektryczna dzikość zstąpiła

na ludzi

w uroczy piątek.

Powietrze nasiąknęło potem

Radio nadawało,

znak władzy.

Kadzidło

paliło się tajemniczo.

Któż mógł przypuszczać, że koniec

będzie miał miejsce tutaj?

Autobus szkolny zderzył się z pociągiem.

To było skrzyżowanie.

Rtęć puściła.

Nie mogłem wstać z siedzenia

Droga była zaśmiecona

martwymi tancerzami.

Pomocy,

spóźnimy się do szkoły.

Tajemnicze drżenie pogłoski

przemknęło przez podwórze i

osłupiło nas nieświadomie

Szczyt podniecenia.

Dziewczyna rozebrała się do naga

przy maszcie.

W ubikacjach było cicho

i przyjemnie

ze słoną zielenią latryn.

Brakowało koców.

Sznury zadrżały.

Uśmiechy schlebiały

i nie dawały spokoju.

Otworzono szafki

i odkryto tajemnice.

Ach słodka muzyko.

Dzikie dźwięki w nocy

anielskie głosy syren.

Ujadanie ogromnych ogarów.

Wycie samochodowych biegów

i piski

na dzikiej drodze

gdzie opony ślizgają się i wpadają

w niebezpieczne zakręty.

Ulubione zaułki.

Przywódcy zabaw gwałcili w letnich

budynkach.

Trzymając się za ręce

i zmierzając ku niedzieli.

Te leniwe słodkie rozpaczliwe godziny.

Rytm badał drogi

dla umysłu

Dłonie wystukiwały rytm.

Klimat zmienił się niczym

widzialny taniec.

Kobiety nocy.

Cudowne sakramenty zwątpienia

poderwały się zawzięte w wybuchach

strachu i winy

w pułapce łona

poniżej

pasa bestii

Modlitwa w słowach

dźwiękach, rękach, wszystko

radosne, figlarne i

obsceniczne - w szalonym

niemowlęciu.

Starcy modlą się długimi

nosami, starymi uduchowionymi oczyma.

Młode dziewczyny modlą się,

egzotyczne hinduski w szatach,

sprawiają, że czujemy się głupcami

działając oczyma.

Zagubieni w próżności zmysłów

które przywiodły nas tutaj

Dzieci modlą się ale rzadko

czynią to wprost. Kto potrzebuje

świątyń, kanap, telewizji.

Możemy czynić to na słonecznej

podłodze z przyjaciółmi i wydawać

dźwięki, wykonywać ruchy

tak jak przychodzą. Toczyć się na

plecach, krzycząc z radości

zadowoleni z winy naszego

szaleństwa. Lepiej zachować swobodę

w modlitwie i

zdobyć szacunek

starych i mądrych noszących

te szaty. Oni znają

tajemnicę zmieniającej

umysł rzeczywistości.

"Czy kiedykolwiek widziałeś Boga?"

- mandala. Symetryczny anioł.

Czułeś? Tak. Pieprzenie. Słońce.

Słyszałeś? Muzykę. Głosy.

Dotykałeś? Zwierzę. Twoją rękę.

Smakowałeś? Krwiste mięso, kukurydzę, wodę

i wino.

Anioł mknie

Poprzez nagłe światło

Przez pokój

Duch przed nami

Za nami cień

Zawsze gdy się zatrzymujemy

Upadamy

Nikt nie wymyślił bytu

ten kto tak myśli

wystąp

Dzikie, szalone trele wróbli

budzą słońce do życia. Panują

w Królestwie świtu. Narasta chór

samochodów - potem

pieśni i młotki robotników.

Dzieci na podwórku szkolnym

setką wysokich głosów

uzupełniają muzykę miasta

>> Owego roku nastąpił

silny przypływ

energii.

Opuściłem szkolę i zamieszkałem

na plaży.

Spałem na dachu.

W nocy księżyc przybrał

twarz kobiety.

Poznałem Ducha Muzyki <<

Pojawienie się diabła

na kanale w Venice.

Biegnąc widziałem Szatana

czy Satyra podążającego obok

mnie, cielesny cień

mego tajemnego umysłu. Biegnąc,

Wiedziałem.

W dniu, gdy opuściłem plażę

Włochaty Satyr biegł

z tyłu, nieco na

prawo ode mnie.

W świętym zaćmieniu

młodzieńców

Teraz nie mogę przejść przez miasto

nie patrząc w oczy

każdemu z przechodniów. Czuję

ich wibracje przez

skórę, włosy na mym karku

- jeżą się.

Strach

Wieczna świadomość

w pustce

(sprawia, że proces i więzienie wydają się niemal

przyjazne)

Pocałunek w burzy

(Szaleniec za kierownicą

pistolet przy karku

zaludniona przestrzeń chłodnie

wygięta)

Stodoła

strych chaty

Twoja własna twarz

nieruchoma

w lustrzanym oknie

strach przed

tragicznie zimnym neonem

ubikacji

Marznę

zwierzęta

martwe

białe skrzydła

królików

szara jedwabna sarna

Kanion

Samochód statek kosmiczny

w nędznej

PRZESTRZENI

Nagle ruchy

i twoja przeszłość

ogrzewa cię

w bezdusznej

Nocy

Samotna AUTOSTRADA

Zmarznięty autostopowicz

W strachu przed Wilkami

i własnym

cieniem

Wilk

mieszkający pod skałą

zaproponował mi

bym skosztował jego chłodnej

wody.

Nie dla pluskania się czy kąpieli

Ale bym opuścił słońce

i poznał wymarłą pustynną

noc

i zimnych ludzi

którzy tam się bawią.

Aha

Chodź, teraz

kusi podróżnika

Pełnego mocy wędrowca

Ciekawego, do swego ciemnego łona

Groby szczerzą zęby

Indianie nocy

Oczy nocy

Kuszą ku Zachodowi

do burdelu, na rzeź

ku marzeniu

Mroczne marzenie o podboju

Podróż

w noc, na zachód w noc

Lamerica

Spowita w światło słońca

o nieokiełznanej żądzy

umierająca z gorączki

Zmienione kształty imperium

Inwazja szpaków

Ogromne weksle radości

Kapryśna, uparta i bierna

Poślubiona wątpieniu

Okryta wielkimi wojującymi

pomnikami chwały

Jakże cię to zmieniło

Z wolna odstręczyło

jedynie urządziło cię

Błagam cię o litość

Rozdroże

miejsce gdzie duchy

przebywają by szeptać do

ucha podróżnym i

czynić im ciekawym ich własny los

Autostopowicz pije

"Ponownie przyzywam mrocznych

ukrytych bogów krwi"

- Dlaczego nas wzywasz?

Znasz naszą cenę. Ona

nigdy się nie zmienia. Twa śmierć

obdarzy cię życiem i

uwolni cię od nędznego

losu. Jednak robi się późno.

- Gdybym mógł znów was zobaczyć

Porozmawiać z wami przejść się

chwilę w waszym towarzystwie

wypić upojny eliksir

waszych rozmów,

Myślałem

- o ocaleniu duszy już

upadłej. O osiągnięciu wytchnienia.

O zdobywaniu zielonego złota

w pirackiej wyprawie i przyniesieniu

do obozu minionej chwały.

- Gdy człowiek w pelerynie stoi przed

zatrutymi rogami i pije

czerwone zwycięstwo; żołnierz

także, ze swym trofeum

przeszytym hełmem

wędrując nad przepaścią przedziera się

do wewnętrznej łaski

- (śmiech) Dobrze więc. Czyżbyś

szydził z siebie samego?

- Nie.

- Wkrótce nasze głosy muszą stać się

jednym albo jeden z nas musi odejść.

Mocne leśne sandały

spalona geometria palce

wokół ognia

czytając historię w przyczerniałych

książkach, zdania w węglu drzewnym

w wątpliwym blasku

Płomienne drewno

Panie, poznaliśmy się w Edenie

Burzliwy czas

który przeżyliśmy

szumiał w nocnych liściach

Snajper celował w nasze okno

Kociak miauczał w wietrznym

przeszywającym powietrzu

Muszę sprawdzić

- Odnalazłeś swój głos,

przyjacielu, ponad wszystkim

szybko poznaję

mocne pewne tony

poety

czy była to kwestia

poszukiwań czy duszenia?

Jestem ciekaw

Nigdy nie rozmawialiśmy

ale witam tutaj

przy ognisku

Dziel ten posiłek

z nami

Opowiedz nam o swym życiu

i śmierci na stryczku

- Cóż na początku krzyczałem

Byłem dzieckiem wciąż żywym

Potem nic do wieku

lat pięciu

potem pory letnie i bieżnie

Szukałem dziewczyny w

barach

Nowego Meksyku

znalazłem więzienie

Prostytutka wyjrzała

ze swej celi i zobaczyła

na strupiastej ścianie

wydrapane Pieprz boga

- Pleciesz, chłopcze

Ale co zresztą

Autostrada jazzu

mrugnął okiem.

- Złapałem okazję

i jechałem przez noc

- czy widziałeś jakieś budynki

- czy widziałem...

Co robiłem

oczywiście dużo tańczyliśmy

Miała ładne biodra

Gliniarz uderzył mnie

Dosyć, więcej nie pamiętam

-Drewno dopala się

musimy iść dalej

Ogień gaśnie

usłyszymy więcej

przy następnym ołtarzu

(muzyczny przerywnik)

Drzewa

Pociąg śmierci

Amerykańska Noc

zużyliśmy 5 sągów

drewna tej zimy

- Opowiadał mi piękne historie

i miał najwspanialsze wizje

Ostatecznie był człowiekiem

naprawdę religijnym

- wiecie, lubię was chłopcy

Cholera!

(widziałem jak ten kociak

wybiega z oceanu pewnej nocy

i wpada w ogień)

Jadę do Meksyku

Do tego miasteczka na granicy, o którym

słyszalem i kupię sobie

dziewczynę przywiozę ją

tutaj i ożenię się z nią, to

prawda. Ten facet powiedział mi to.

Jego przyjaciel znał kogoś, kto

- Jesteś cudowna

Był w niej

zachowany

nieskalany

cud

niespodzianki

Otwarte

Noc jest młoda

pełna wytchnienia

Nie potrafię opisać

jej stroju

Nastręczy spełnienie niezwykłych

żądz

Wszystko o czym pomyślisz

Wszystko, by przypodobać się swemu gościowi

Syreny

Północ

kryminalna przemiana gąszczu winy

Grzechotniki gwizdy kastaniety

Zabierzcie mnie z tego gabinetu luster

Od tego brudnego szkła

Czy ty jesteś nią

Czy tak wyglądasz

Jak mogłabyś być skoro

nikt nigdy nie mógł

Poezja gniewu prostytutki

Zostawiła wiadomość na drzwiach sypialni

>> Jeśli mnie nie będzie, sprowadź mnie tu. <<

Wpadłem aby cię zobaczyć

wczoraj późnym wieczorem

Ciebie jednak nie było

niczym światła

Twa głowa leżała na podłodze

szczury grały w bilard twymi oczyma

śmierć to dobra maska

na późny wieczór

Spowija wszystkie gry w swoim cichym ogrodzie

Ale co się dzieje

gdy goście wracają

zdejmują maskę i

Proszą cię byś

wyszła

ponieważ brak ci uśmiechu

Nawet wtedy zabiorę cię

Ale ja jestem twoim przyjacielem

Oda

Nowojorskie dziewczęta

Każda ma swą własną magię

Nie ma śmierci

więc wszystko jedno

Szpan

błysk i przebaczenie

wysokie buty na guziki

czysty układ

niedbałe wychowanie

tryumf miłości

wieczna nadzieja i spełnienie

Amerykańska noc

gdyż skóra narasta

Cud ulic

wonie, smog i

pyłek egzystencji

Błyszcząca czerń

była tak całkowicie naga

zupełnie wyluzowana

Rozejrzeliśmy się wokół

przy światłach włączonych teraz

by zobaczyć naszych współpodróżnych

Jestem poruszony

niezmiernie

twymi oczyma

Jestem uderzony

piórem

twej łagodnej

riposty

Dźwięk szkła

wypowiada szybko

pogardę

I skrywa

co twe oczy pragną

wytłumaczyć

Wyglądała tak smutno we śnie

Niczym przyjazna dłoń

tuż poza zasięgiem ręki

świeca wyrzucona na

plażę

Gdy zachodzi słońce

Odwrócona bomba wodorowa

Wszystko co ludzkie

znika

z jej twarzy

Wkrótce zatonie

w spokojnym

roślinnym

mokradle

Zostań!

Moja dzika miłości!

Najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy gdy

telefon dzwoni i dzwoni. To żadna przyjemność

czuć się jak idiota - gdy

najukochańsza odeszła. Nowy cios siekierą w głowę.

Posiadanie. Kuję mój własny miecz

damasceński. Nic nie począłem z czasem.

Smarkacz na scenie zabawiający się

w rewolucję. Gdy na zewnątrz

świat czeka i roi się od groźnych band

morderców i prawdziwych szaleńców. Wyglądam

przez okno, jakby po to by powiedzieć. Jestem odważny

Kochasz mnie? Choćby przez dzisiejszą noc.

Jednorazowy występ gościnny. Pies wyje i skomle pod

szklanymi przesuwanymi drzwiami (dlaczego nie mogę

być w środku?). Kot miauczy. Silnik samochodu

wyje i wkopuje się w ziarniste podłoże - sucha

przenikliwa skarga węgla. Odkładam

książkę i zaczynam mą własną książkę.

Miłość do grubej dziewczyny.

Kiedy ONA będzie tutaj?

W mroku

W zaciemnionym pokoju

Gdzie żyliśmy i zmarli

śmieli się i płakali

duma z naszego związku

powstała tego lata

Cóż za podróż

Trzymać twą rękę

i powiedzieć gliniarzom

że nie masz 16 lat

nie uciekłaś z domu

Pijak zostawił trochę w

starej niebieskiej pustynnej

butelce

Bydlęce wrzaski

Stereotyp szczurów

ścigających po drzewach

w poszukiwaniu tłuszczu

Wtajemniczone dzieci najeżdżają na pola

i śpią w mokrej trawle

dotąd aż wybiegną psy

Jadę na Południe!

Miami

Cóż mogę jej czytać

Cóż mogę jej czytać

w niedzielny poranek

Cóż mogę zrobić by

jakoś poruszyć ją

w niedzielny poranek

Przeczytam jej nowiny o

wojnach Indian

Pełne jeźdźców w pióropuszach, krwi

i posoki

Opowieści obłaskawiania, oczarowywania

i jeszcze więcej

W niedzielny poranek

Dzikie ognie

Poszukiwanie

Zdawkowy pocałunek na pożegnanie

Niczym nasi przodkowie

Indianie

Wszyscy obawiamy się seksu

Rozpaczamy nadmiernie nad zmarłymi

Stale interesujemy się snami i wizjami

Wybuch

Grzyb

Ujawnianie

chwila kreacji (zapłodnienia)

na chwilę nawet nie przerywając śniadania

Wszystko spływa w dół i na zewnątrz, płynie

Ale ta chwila

nie ogień ani fuzja (rozszczepienie) ale moment

galaretowatego lodu, kryształu,

wegetatywnego łączenia

zlewania w chłodnym mulistym przepychu

Pękanie stali, szkła i lodu

(Chwila w barze, dzwonienie szkła, brzęk, kolizja)

niezwykły przepych

gorąco i ogień są zewnętrznymi znakami

żałosnego nieczułego łączenia

wydarzenie w pokoju

wydarzenie w przestrzeni

okręg

Magiczny rytuał

Wezwać bóstwo

duchy, demony

Szaman wzywa

>> Gdy ciemna radiowa noc... <<

Zjadamy się nawzajem.

Głos węża

Suchy syk wieku i pary

i złotych liści

stare księgi w zrujnowanych

świątyniach

kartki rozsypują się jak popiół

Nie będę przeszkadzać

Nie odejdę

Chodź, mówi łagodnie

Starzec pojawia się i

zmęczony kołysze w tańcu

pomiędzy porozrzucanymi martwymi ciałami

a one delikatnie poruszają się

Miałem Aztecką ścianę

wizji

i roztopiłem swój pokój w

słodkiej drwinie

Zamknąłem oczy, gotowy by odejść

Łagodny wiatr doniósł mi to

i skąpał mą skórę w eteru żarze

Narkotyki to zakład z twoim umysłem

Papieros przypalił

opuszki mych palców

i spadł niczym kłoda

na dywan poniżej

Moje oczy wybrały się w podróż

by odnależć dziewczynę

przykucniętą jak kot

przy sąsiedniem oknie

Moje uszy zebrały muzykę

ruchliwych ulic

Mój umysł zbuntował się jednak

na śmiech idioty

Rosnący przeraźliwy idiotyczny śmiech

witający armię

odkurzaczy

Usta wypełniają się smakiem miedzi.

Chiński papier. Zagraniczne pieniądze. Stare plakaty.

Kompas na sznurku, stół.

Moneta kręci się. Twarze.

Nasz dramat ma swoją publiczność.

Magiczna maska cienia.

Niczym wymarzony bohater, pracuje dla nas,

w naszym imieniu.

Jak blisko do ostatecznego cięcia?

Upadam. Słodka czerń.

Dziwny świat, który czeka i patrzy.

Starodawny strach przed brakiem egzystencji.

Jeśli nie ma problemu, to po co o tym wspominać

Wszystko co wypowiedziane znaczy właśnie to,

swe przeciwieństwo i wszystko inne.

Żyję. Umieram.

1. dziki drozd strachu

- Telefon dzwoni

Pukanie do drzwi.

Czas iść.

Nie.

Więzienie

ściany krzyczały poezją, chorobą i seksem,

i wewnętrznym skowytem niczym szalona maszyna

Komputer |

Twarze mężczyzn |

|

Collage na ścianie |

coś do czytania |

|

Handlarze (dealerzy) |

|

|

opuszczona w

jaskinię karaluchów

czy gryzoni

Jestem przewodnikiem po labiryncie

Złóż mi wizytę

w zielonym hotelu

Pokój 32

Będę po 21:30

Pokażę ci dziewczynę z getta

Pokażę ci płonącą studnię

Pokażę ci dziwnych ludzi

nawiedzonych, zwierzętom podobnych, na

krawędzi ewolucji

- Bój się władców którzy

kryją się między nami.

Wychodząc z budki telefonicznej, owiany

zostałem podmuchem

niesamowitości.

Szalona wiejska starucha

przyszła dokuczać starym zakątkom

miasta

Owłosione nogi z otwartymi porami.

Z jakiego bagna, spod jakiej skały

wypełzłaś, by przypomnieć

nam, co zdecydowaliśmy się

porzucić

LAmerica

Obupłciowa, płynna, szczęśliwa

Ciężka

Łatwa i jałowa

Przytłoczona słowami

Dusza z obciążoną hipoteką

Wędrowni kaznodzieje i włóczędzy delty

Towarowe wagony niebios

Nowy Orlean Nil zachód słońca

Ten kształt to samolot nad

ziemią. Żołnierz wyskakuje

ze spadochronem, pozostawia swe wnętrzności

drżące, falujące. Wygarniany

w dół, wietrzna akuszerka, wyrywany

przez świat z bogatego

brzucha, mojej metalowej matki,

zerwana lina, na dole, zmarznięty

Za pilotem podąża oko

samolotu: >> Wielkie Oko Nocy <<

Bóg na szybie przeciwwietrznej, wietrzny

wrzask, robaczany wiatr

Wleczenie.

(ukrywa się wśród kobiet

niczym bezzębny ptak)

Oparzony powietrzem

Oślepiony światłem

w

(strzał z pistoletu)

O cholera

zastrzelili go

szkarłatne wieści

(chrapliwe nieme zamieszanie

tłumu świadków)

Lotnisko

Posłaniec pod postacią żołnierza.

Zielona wełna. Stał tam,

przy samolocie.

Nowa prawda, zbyt straszna by ją znieść.

Nie wspominały o tym

starodawne znaki

ani symbole.

Ludzie spoglądali na siebie nawzajem,

w lustrze, oczy ich

dzieci.

Dlaczego to nadeszło.

Nigdzie nie było

przed tym ucieczki.

Prawda zbyt straszna by ją nazwać.

Jedynie obfitych wymiotów jęk

wysłowić móglby jego ciemne wnętrze.

Niewielu mogłoby spojrzeć na

jego twarz ze spokojem.

Większość ludzi natychmiast poddała się

jego posępnemu przyjacielskiemu terrorowi.

Liczyli na zuchwałych

lecz zobaczyli tylko zielony

płaszcz wojskowy.

Żalujcie!

Żadna ze starych rzeczy nie sprawdziła się.

Uczeń

Blizna

śmierć

Magia

Więzienie

Ogród

Schronienie

Księżniczka

żalu

Anioł pustkowia

tańczące skrzydła

zazdrości

Wezwij mnie

Jutro

Kości

Lądowanie

Złoto

Przybycie

Ulica. Stalowa siła ssąca przestrzeń.

Ciche uparte turbiny, wyjące

motory

Miasto chmur, powietrznych piratów.

Kraj tęczy i szkarłatnych niezwykłych

wysp.

Jesteśmy tutaj, przypowieści.

Milczący wspinacze.

Silnik w piersi znaczył wiele.

Potwór przebrany za kobietę, blaszana panienka

Zadrżał i odleciał

Obcięta zużyta przestrzeń

Zwariowany as

Zbierajcie

To łatwy spacerek.

Strefy koni

Stajnia plonie

Bieżnia skończyła się

Farmerzy wybiegają z

wiadrami wody

Plonie końskie ciało

Kopią w przegrody

(panika w oku konia,

która może ogarnąć i wypełnić

całe niebo).

Chmury przepływają

i opowiadają historię

o piorunie i maszcie

na wieży

Niektórzy ludzie wiedzą jak trudno

opisać żeglarzy

niedożywionym.

Głód na pokładzie

Czas, by opróżnić ładownie

Teraz na dół i wiatr w żagle

trzepot uśmiechów w eterze

przepełnionym chłodnym nocnym niepokojem

Tropikalny korytarz

Tropikalny skarb

Co zawiodło nas tak daleko do tego

łagodnego równika

Teraz potrzeba nam czegoś

i kogoś nowego

Gdy wszystko inne zawodzi

możemy wychlostać końskie oczy

i zmusić do piaczu

i snu

Francja jest 1. spęd w Nogales

Przekraczanie granicy -

kraj wiecznej młodości

rozpaczy niezrównanej

nigdzie wokół

Wiadomość z peryferi

przyzywająca nas do domu

To jest prywatna przestrzeń

nowego porządku. Potrzebujemy zbawców

by pomogli nam przetrwać podróż.

Kto teraz przyjdzie

Słuchaj tego teraz

Rozpoczęliśmy przekraczanie

Kto wie? Może źle się skończyć

Aktorzy zebrali się; natychmiast zostają

oczarowani

Ja, na przykład, jestem w ekstazie,

zachwycony.

Czy potrafię namówić cię do uśmiechu?

Nie ma teraz mądrych.

Każdy dla siebie

Chwyć swą córkę i biegnij

>> o Boże, krzyknęła,

nigdy nie wiedziałam co

to znaczy istnieć naprawdę

Myślałam, że to wszystko było żartem

Nigdy nie dopuściłam by strach,

słodycz i godność

przeniknęły do mego umysłu <<

>> Pozwól mi podejść do

okna Czarnijeźdźcy

jadą o zachodzie słońca

wracają do domu

z łupieżczych wypraw

Tawerny będą

pełne śmiechu, wina,

a później tańców,

jeszcze później

niebezpiecznych rzutów nożem

Antonio będzie tam

i ta dziwka, Blue Lady

będą grać w karty srebrną

talią i śmiać się nocą

pełne szklanki wzniesione do góry

i przelane na cześć księżyca

Jestem smutna, przepełniona smutkiem. <<

Sprzedaje wieści na rynku

Czas w hallu

Fabryczne dziewczyny

skręcają cygara

Nie wynaleziono jeszcze muzaka

Więc przeczytałem im

Z KSIĄŻKI DNI

horror z wieku gotyku

makabryczną romancę

o zarazie

w Los Angeles.

Mam wizję Ameryki

widzianej z lotu ptaka

z 28 000 stóp, lecąc szybko

Człowiek o jednym ramieniu w teksańskim

labiryncie parkingu

Spalone drzewo niczym ogromny pradawny ptak

na pustym miejscu w Fresno

Nieskończone mile korytarzy hotelowych

i wind wypełnionych ludźmi

Motel Monety Morderstwo Mania

Zmień nastrój z radości na smutek

zagraj pieśń ducha kochanie

młoda kobieta, związana, milcząca na

stole operacyjnym, bez wątpienia ciężarna

odarta, ograbiona ze swego królestwa

przedmioty zapomnienia

Narkotyki seks pijaństwo walka

powrót do świata wody

Brzuch morza

Matka człowieka

Monstrualne senne czuwanie łagodne mrowie

świata atomu

Anomia życia społecznego

jak możemy nienawidzieć, kochać czy sądzić

w morskim mrowiu świata atomów

Wszystkie jednym, jeden wszystkimi

Jakże możemy grać czy też nie grać

W jaki sposób możemy ruszyć stopą,

robić rewolucję czy pisać

Czy dom plonie? Niechże i tak będzie

świat, film wymyślany przez ludzi.

Dym unosi się przez te sale

Morderstwa mają miejsce w sypialni.

Marni aktorzy śpiewają, ptaki milczą i gruchają.

Czy to wystarczy?

Weź dwa.

każdy dzień jest podróżą przez historię

Jasne flagi

Wielka autostrada świtu

Rozciąga się na drzemkę

z jej zachłannych dłoni

spływa wybrzeże, do błądzenia

Wahanie i powątpiewanie

Szybko ukryte

O Wikingu, twe kobiety

nie mogą cię ocalić

na wielkim okręcie

Czas wzywa cię

Przychodzi po ciebie

I przyszedłem do ciebie

po pokój

I przyszedłem do ciebie

po złoto

I przyszedłem do ciebie

po kłamstwa

A ty dałaś mi gorączkę

i mądrość

i krzyki

żalu

I będziemy tutaj

następnego dnia

następnego dnia

i

jutro

Istnieje wierzenie

Dzieci Człowieczych według którego

wszystko będzie dobrze

Szukaj dalej człowieku, cichy zbawco

Weterani wojen nieobliczalna

chciwość. Szukaj dalej człowieku, cichy zbawco

Niech Bóg będzie z tobą i wybacza ci

poranna gwiazda, wonna

łąka osoba dziewczyna

Podwodospad

w dół

w dół

w dół

w dół

w dół

w dół

głęboko

poniżej

dzieci jaskiń pozwolą płonąć

swym sekretnym ogniom

Eksplozja ptaków

świt

Słońce głaszcze ściany

Stary mężczyzna wychodzi z kasyna

Młody mężczyzna czyta w przerwach

na ścieżce do ogrodu

Gorzka zima

Psy fikcji głodują

Radio zawodzi łagodnie

wzywa psy

Wciąż kilka

zwierząt pozostaje na podwórzu

Czuwamy całą noc,

rozmawiamy, palimy

Liczymy zmarłych i czekamy

do rana

Czy cieple imiona i twarze

wrócą

Czy srebrny las ma swój kres?

Wyspy Grudniowe

Gorące poranne komnaty

Nowego Dnia

Idiota budzi się (rodzi się) pierwszy

z cieniami nowej gry

mężczyżni uczyli się

w niedzielę najlepszą

mieliśmy szansę na odpoczynek

na opłakiwanie przemijającego dnia

na rozpaczanie nad śmiercią naszego

słynnego towarzysza

(ona szepcze wogrodzie

tajemne miłosne wieści,

swym przyjaciółkom, pszczołom)

Ogród byłby tutaj

po wsze czasy

Meksykański spadochroniarz

Niebieski zielony różowy

Wymyślony z jedwabiu

i rozciągnięty na trawie

Udrapowany w drzewa

Meksykańskiego Parku

Chłopcy w T-shirtach w swej

sennej sztuce

- Boję się, że został

pokaleczony nie do

rozpoznania

Słyszy jak nadchodzą i

mruczą nad jego ciałem.

Uliczna pizza.

śmieszne,

wciąż czekam na

pukanie do drzwi

tak, to się zdarza

gdy mieszkasz wśród

ludzi

Pukanie? Zepsułoby

iluzje mych marzeń

me maniery i zimną krew

Walka biednego poety

by nie wpaść w szpony

powieści, hazardu

i dziennikarstwa

Cnota ignorancji,

samooszukiwania się może być

niezbędna dla przetrwania

poety

Aktorzy muszą przekonać nas, że

są realnymi postaciami

Nie możemy pod wpływem

przyjaciół myśleć, że gramy

Choć w powolnym są

rytmie

Me dzikie słowa

powoli zlewają się

i ryzykuję utratę

gruntu

Tak obce, wciąż

stają się bardziej dzikie

Zbadać wysokości

Burbon to przemyślny napój, przypominający

mleko odwagi, wytworną truciznę

z karaluchów i kory drzewa, liści

i skrzydeł muchy, oskrobanych z

ziemi, grubej powierzchni, menstrualne

ciecz bez wątpienia dodają swego splendoru.

To napój orła.

Dlaczego piję?

By móc pisać poezję.

Czasem gdy wszystko wiruje

a cała szpetność oddala się

w głęboki sen

Przychodzi przebudzenie

a reszta jest prawdą.

Gdy ciało niszczeje

duch rośnie w siłę.

Wybacz mi Ojcze bo wiem

co czynię.

Chcę usłyszeć ostatni poemat

ostatniego poety.

Ogniwa łączące

- Czym jest połączenie?

- Kiedy dwa ruchy, uważane

za nieskończone i wzajemnie

wykluczające się, spotykają się w jednej

chwili.

- Czasu?

- Tak.

- Czas nie istnieje

Czasu nie ma.

- Czas jest prostą plantacją.

Ogniwa łączące

Diamenty jaśniały niczym tłuczone szkło

Na ulicy w środku nocy

A na górze ściany były mokre

ich białe oczy błyszczały i lśniły

Wtem z daleka ukazał się gnom

Anioł przemknął na puszystych stopach

Bulwar stał się rzeką

Gdy oczekujące tłumy zadrżały

Byłem w motelu i patrzyłem

Z whisky w dłoni

Jej oddech był czuły, wiatr ciepły

Ktoś urodził się w pokoju

Osiągnięcie:

Wykonywać prace w obliczu

pustki

Uzyskać formę, tożsamość

Wybić się z tłumu

Życzliwość publiki

ferwor publiki

nawet zgorzkniały Poeta Szaleniec jest

klownem

Odgrywającym rolę na scenie

Zimna elektryczna muzyko

wyrządź mi krzywdę

Rozedrzyj mój umysł

swym ciemnym snem

Zimna stalowa świątynia

Zimne żywe umysły

na zaduszonym wybrzeżu

Weterani zagranicznych wojen

Jesteśmy żołnierzami

Rock & Rollowych Wojen

Czy być

wielkim perfumowanym

zwierzęciem w rozterce

umierającym pod

słodką protekcją

króli

i egzystować jak wytworne

kwiaty pod

emblematami ich

osobliwego imperium

czy też ze zwykłą beztroską

wiarą

wymierzyć im policzek, odkryć ich karty

napluć na los i oddać piekłu

płomienie z nawiązką

umierając godnie

moglibyśmy żyć jak

niewinne trolle

mnożyć nasze uciechy

i wytknąć środkowy palec

bogom w naszych własnych

sypialniach

raczej, być może,

może

wydostańmy się, kurwa, na

otwartą przestrzeń,

nadymając tryumfalnie

przepysznie, kończąc ich.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jim Morrison Wiersze 1966 1971 [PL]
Jim Morrison Wiersze 1966 1971 [PL]
Morisson Jim Wiersze 1966 1971
Jim Morrison - Sucha woda, Jim Morrison poezja
Jim Morrison - Kiedy patrzę za siebie, Jim Morrison poezja
Jim Morrison - Taśmy z Village, Jim Morrison poezja
Jim Morrison - Władcy, Jim Morrison poezja
Dziennik poranny Wiersze 1967 1971 Stanisław Barańczak
Jim Morrison - Jamajka, Poezja
Jim Morrison - Nowe Stworzenia, Poezja
Jim Morrison - Jamajka, Poezja
Jim Morrison Władcy [PL]
Jim Morrison Władcy [PL]
Dialogi 2 Jim Morrison & Pablo Picasso ebook

więcej podobnych podstron