Pieprzony Operator z Piekla Rodem: Znudzony #1
Jestem naprawdę znudzony. Wiecie jak się można nudzić, gdy ciągle tylko praca i praca i nic ciekawego się nie dzieje. I słuchacie radia, które odbiera tylko JEDNĄ stację i zawsze jest to stacja z najmniejszą liczbą nagrań w mieście, gdzieś tak około pięciu i jednym z nich jest "You're so vain", które nie było takie złe dopóki słyszałeś je około trzech razy do roku. A za KAŻDYM razem gdy je grają, prezenter opowiada ci o Warren'ie Beaty. Z kim on się teraz zadaje i że nigdy byś się nie domyślił z kim jest teraz sam na sam i kogo kocha. I za KAŻDYM razem, gdy ktoś wspomina Warren'a Beaty, ktoś inny mówi, że kiedyś to on się zadawał z Madonną i czy widzieliście "W łóżku z..."
I WTEDY jeszcze ktoś inny mówi "Tak naprawdę to nie był Warren Beaty, to był James Taylor", a pierwsza osoba mówi: "Co, 'W łóżku z Madonną'?" i wtedy oni się śmieją tak jak wszyscy inni, a ja wyszarpuję z mojego biurka Magnum, którego tam trzymam w razie, gdyby ktoś się śmiał z dowcipów tak starych i głupich, że nie pomoże im żadna kuracja odmładzająca. I jestem pewien, że zmniejszą mi wyrok, gdybym kogoś z tego powodu przez przypadek zabił.
No, goście się już wykruszają, a pułapki się wypełniają i wszystko co mam do roboty to zrobić pełne kopie bezpieczeństwa i być może już będę mógł iść do domu.
Więc, by zmniejszyć moją nudę, biorę garść metalowych wiórów i wsypuję je z tyłu mojego terminala, aż ten nie zacznie iskrzyć i dymić (co nie trwa zbyt długo), a potem dzwonię do biura obsługi klienta i mówię o awarii urządzenia. Czasami wysyłają kogoś, kto naprawdę wie co robi, ale jest o wiele zabawniej, kiedy nie wiedzą. A to się zdarza jakieś 98 na 100 razy.
Więc serwisant przychodzi i od razu widzę, że jest NOWY, bo zdjęcie jakie ma na identyfikatorze jest naprawdę PODOBNE do niego, a nie jak u głównego inżyniera, którego zdjęcie jest czarno białe i blaszane (jest już tak stary).
Ci serwisanci zawsze ubierają się ładnie z krawatem i wszystkim, bo uważają, że klientowi łatwiej powierzyć sprzęt za miliony dolarów dobrze ubranemu gościowi *tylko* dlatego, że ma ładny krawat...
Ponieważ jest NOWY i SAM, musi być tym co się go nazywa serwisantem uspakajającym, nowy gość, którego się wysyła, żeby odpowiedzieć na wezwanie w gwarantowanym 4 godzinnym okresie (wszystko się zmienia na coraz lepsze). Twój przeciętny serwisant uspokajający zna się mniej więcej tak na komputerach jak przeciętna krowa na koszeniu trawy, a jego głównym zadaniem jest upewnić się, czy wtyczka jest dobrze włożona i czy komputer jest włączony, po czym dzwonią do biura po "CZĘŚCI". Naprawdę obeznani czasem nawet otworzą obudowę i będą udawać, że siedzą w tym przez cały czas. Ciekaw jestem, który dziś przyszedł...
- Ma pan popsuty terminal? - pyta grzecznie. Mówię mu, że tak i prowadzę go do hali maszyn.
- Który to? - spytał, zmylony faktem że tylko z jednego terminala się dymi.
- To Model Trzy. - mówię, nie dając NIC po sobie poznać.
- Aha, stary model trzeci! - mówi mądrze, nie mając pojęcia co to jest model trzeci, lub też, który to z trzech stojących terminali, co mnie zupełnie nie zaskoczyło. - Mieliśmy już dużo problemów z Modelem Trzy - mówi przytakując. - Więc co się właściwie stało? - Podstępne, ale nie wystarczająco. Nie zamierzam mu tego powiedzieć.
- Po prostu się popsuł - mówię w trybie luzaka.
- Rozumiem. Czy mógłby pan odtworzyć co pan robił, żebym mógł to sprawdzić jak już to będzie naprawione? - Bardzo Podstępne. Postanawiam dać sobie z nim spokój.
- Przepraszam, muszę iść do toalety, tam jest ten terminal. - Mówię wskazując na naszą gofrownicę.
- Ale to jest gof... - Mówi, ale się powstrzymuje. Jest początkujący, a to przecież możliwe, że jakaś firma ma linię terminali wyglądających jak gofrownice. - Przepraszam - mówi uśmiechając się - przez chwilę myślałem, że to Model Dwa! - Rozsądna wymówka, ale i tak go nie ocali.
- Co? To wcale nie wyląda na Model Dwa. TO JEST Model Dwa. - mówię wskazując na ekspres do kawy.
Wychodzę, a to znaczy, że musi go rozebrać na części, bo wie, że inaczej nie uwierzę, że nad tym pracował. Daję mu parę minut na rozłożenie części i wracam.
- Więc, jak to wygląda? - pytam jak by mi na tym zależało.
- No cóż, myślę, że to może być problem z procesorem... - mówi koncentrując się na szperaniu w rozłożonych elementach.
...koncentruje się tak bardzo, że nie zauważył jak włączam wtyczkę do sieci.
- Czy nie powinien pan mieć kabla uziemiającego? - pytam niewinnie. - Gdy myśli, że nie widzę, ukradkiem dotyka ręką kaloryfera i mówi: - Równie dobrze można się uziemić w ten sposób.
- A ryzyko porażenia prądem, gdy się nie jest połączonym szeregowo z opornikiem? - pytam nawet-jeszcze-bardziej-niewinnie
- Ach, wszystko w porządku - mówi - dopóki urządzenie nie jest włączon...
Pstryk - BZZZZZZZEEERRT! - pstryk
Dzwonię ponownie do biura obsługi klienta... To Rhonda.
- Cześć Rhonda! Wiesz, potrzebuję tu kolejnego serwisanta i nową gofrownicę. Z jakiegoś powodu ten ostatni rozebrał gofrownicę, bez wyłączenia jej z prądu. - Rhonda mnie zna. To już trzeci telefon i trzeci uspakajający serwisant.
- Jesteś prawdziwym wrzodem na dupie - mówi zdenerwowana.
- Wiesz co Rhonda, a może tak sama wpadniesz i to naprawisz, to Model Trzy...
Pieprzony Operator z Piekła Rodem u spowiedzi
Spowiadam się. Jak zwykle słyszę jak ksiądz Tim kartkuje przewodnik po grzechach starając się wynaleźć jakieś kary na ten rok.
- No - mówi - a teraz mi powiedz czy to był wielbłąd, koń, pomoc domowa, czy człowiek?
- To był człowiek, proszę księdza.
- Zobaczmy. Człowiek... - szur, szur, odezwały się przewracane kartki - Hmm. Bliski krewny, dalsza rodzina, kolega lub koleżanka z pracy, znajomy, obcy?
- Obca.
- Obca... - szur, szur, szur, szur - Tak. Głucha, niebrzydka, ładna, brzydka, niechlujna?
- Niebrzydka.
- Ile razy?
- Tylko raz.
- Pod wpływem alkoholu?
- Tak, proszę księdza.
- Ty czy ona?
- Oboje.
- Ile?
- 3 butelki taniego czerwonego wina.
- 3 butelki, ach tak, teraz pod "UŁATWIACZE". Tak teraz mi powiedz czy była przytomna, czy też nie?
- Przytomna, proszę księdza.
- Jesteś pewien?
- Tak.
- Na pewno? Nie położyłeś chyba jej na twarzy zdjęcia?
- Nie!
- Tylko sprawdzam, ostrożności nigdy za dość. A teraz to było u ciebie, u niej, w twoim samochodzie, w jej samochodzie, w sypialni rodziców, klatka schodowa, gdzie indziej?
- Gdzie indziej.
- A gdzie dokładnie?
- W windzie.
- Pomiędzy piętrami, w czasie ruchu, w czasie postoju, z pasażerami czy bez pasażerów?
- Nie pamiętam, proszę księdza.
- Ty mały obrzydliwy robaku! Mów. Na stojąco, czy na leżąco?
- Zaczęło się na stojąco.
- Rozumiem. Więc przejdźmy do Stosunków Seksualnych Numer 3. A teraz mi powiedz czy to był wielbłąd, koń, pomoc domowa, czy człowiek?...
Ojciec Tim skończył i zaczął od początku. Prawie nie było słychać, gdy zmieniał taśmy w magnetofonie...
Czekam pokornie, aż ksiądz rozważy moje grzechy. Swoją drogą to niezły z niego ****, bo wie, że obok są ze 3 wysepki ludzi podsłuchujących co zrobiłem i komu (dokładnie tak jak ja to robię, kiedy jestem na zewnątrz), a gdy szeptam do niego on do mnie mówi:
- Przepraszam Szymonie, ale nie dosłyszałem co mówiłeś.
No, a ja muszę powiedzieć "masturbowałem się, proszę księdza" cichym głosem, ale trochę głośniej niż poprzednio, a wtedy on mówi (znowu)
- Przepraszam Szymonie, ale znowu nie dosłyszałem co mówiłeś.
Więc muszę powtórzyć (trochę głośniej) "masturbowałem się, proszę księdza"
- Ach tak, rozumiem MASTURBOWAŁEŚ SIĘ! Powiedz, CZĘSTO SIĘ MASTURBUJESZ?
Teraz więc ukrywam się w konfesjonale i umieram ze wstydu, bo kiedyś będę musiał wyjść z ukrycia, a ludzie będą pokazywać dziwne ruchy rękami i uśmiechać się jakby sami tego nigdy nie robili... (To śmieszne, że gdy rozmawiam z księdzem Timem zawsze używam technicznego słownictwa - nigdy nie mówię "waliłem konia", tylko zawsze "masturbowałem się"). Siedzę więc w środku z zamiarem by stąd nigdy nie wychodzić, GDY ZDAŁEM SOBIE SPRAWĘ z tego, że jak będę tutaj siedział tak długo jak te babcie, które przychodzą spowiadać się księdzu z tego, że miały nieczyste myśli podczas oglądania "Dni naszego życia" w środę i że miały nieczyste myśli podczas oglądania "Dni naszego życia" w czwartek i że miały... (widzicie, mówiłem że podsłuchuję), to wszyscy wyjdą z kościoła gdzieś tak koło dziewiątej wieczór i będę się mógł wyślizgnąć i nikt nie będzie wiedział kim jestem (poza tymi, którzy widzieli jak wchodziłem...)
Więc zaczynam.
- Miałem nieczyste myśli podczas...
- Nie pieprz Szymon, żadnego grania na czas. Albo zaczniesz opowiadać jakieś swoje cięższe grzechy, albo wychodzisz.
No to wpadłem. Albo będę musiał zmyślać jakieś obrzydliwe czyny, albo zacisnąć zęby i zakończyć tę spowiedź i stanąć twarzą w twarz z publiką na zewnątrz jako prawdziwy członek wspólnoty, przyznający się do swoich błędów.
- No cóż, kiedyś masturbowałem żyrafę w zoo - wyszeptałem
- MASTURBOWAŁEŚ ŻYRAFĘ W ZOO! - wykrzyczał ksiądz Tim
Teraz już nie mam odwrotu.
- Robiłem zdjęcia mojej siostry i jej chłopaka.
- No, Szymon, ostrzegałem cię, żebyś nie marnował czasu. Czy chcesz spędzić pokutę w skrzyni dla grzeszników?
- Nie, proszę księdza. Robiłem im zdjęcia w sypialni...
- No, teraz lepiej. Ale nadal to nie jest żaden szczególny grzech.
- I sprzedałem je do szwedzkiego dystrybutora porno...
- Świetnie, o to mi chodziło! SPRZEDAŁEŚ ZDJĘCIA SWOJEJ SIOSTRY I JEJ CHŁOPAKA W ŁÓŻKU SZWEDZKIEMU DYSTRYBUTOROWI PORNO!!!!
Usłyszałem dźwięk wybiegających z kościoła stóp i już wiem, że moja siostra nie będzie na mnie czekać...
Muszę brnąć dalej.
- Hmm, i no... obnażałem się w miejscu publicznym.
- Nic wielkiego.
- Mojej matce...
- Ciekawe, podoba mi się!
Usiłuję się przedrzeć przez moje wspomnienia, żeby znaleźć cokolwiek co byłoby wystarczająco wstrętne, by utrzymać ciekawość księdza Tima na tyle, żeby nie wychodzić. Tak jednak myślę, że przesadziłem z tą żyrafą...
Gdy się tak zastanawiałem, spojrzałem na zdjęcie Watykanu w konfesjonale. Zauważyłem też, że na balkonie, tam gdzie powinien stać papież jest duża soczewka. Ten typ jaki jest stosowany w ukrytych kamerach.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGGGGGGGH!!!!!
No więc siedzę w konfesjonale, a ten skapcaniały ksiądz Tim ma mnie nagranego na taśmę video, wyznającego straszne zbrodnie. Tak sobie myślę, że zabicie księdza nie wpłynęło by dobrze na moje życie pozagrobowe, muszę więc pozostać twardym i grać dalej.
- No Szymonie, czy to już wszystkie grzechy jakie pamiętasz? - pyta mnie, wiedząc, że wszyscy na zewnątrz wręcz BŁAGAJĄ o coś jeszcze bardziej ohydnego, coś jak molestowanie kury grabiami... Nieważne czego ode mnie chcą, zaraz stąd wyjdę i rozwalę tą budę na kawałki, aż znajdę ukryty system video. NIEWAŻNE co się później stanie.
- Nie, proszę księdza. Więcej grzechów nie pamiętam...
- A co z indykiem i grabiami?
- To była kura i to nie byłem ja.
- Rozumiem. No to zobaczmy co my tu mamy Szymonie...
Słyszę jak stuka na kalkulatorze sumując wszystkie bzdury jakie mu nawciskałem. Będę miał szczęście jeśli pokuta skończy się na...
- No Szymonie. Gratulacje, jesteś blisko zdobycia najwyższego wyniku w tym tygodniu, wiesz ta kura i grabie wyniosły by cię na sam szczyt. Pomyśl o sławie, jesteś pewien, że nie chcesz zmienić zdania? - rozważam to patrząc w oko kamery.
- Nie, niech tak zostanie.
- Dobrze, więc nagroda za ten tydzień przypadnie mnie. Na pokutę zapisz się na kurs tańca, i masz chodzić, bez oszukiwania. Przeczytaj "Szok przyszłości", dwa razy, OD TYŁU żebyś poświęcił na to dłuższy czas i masz znowu obejrzeć "Osłaniające niebiosa" Bertolucci'ego.
- Bez obaw, może ksiądz to już uznać za zrobione.
- Jakoś się nie przejąłeś tą karą, więc myślę, że powinieneś jeszcze obejrzeć film"Nieznośna lekkość bytu dwa"
- Ma ksiądz na myśli nieznośną długość filmu. AAAAAAAAAAaaaaaaagghhh!
Wychodzę z konfesjonału. Wszyscy wydają z siebie dźwięki gdakania i wtedy zdaję sobie sprawę z tego, że to jednak nie była kamera video, tylko kamera przemysłowa podłączona do telewizora w poczekalni dla oczekujących na spowiedź. Wybieram sobie krzesło i siadam przed ekranem.
- Następny proszę! - mówię uśmiechając się.
Pracuj ciężko, graj mocno, bądź twardy.
Niezwykłe wyznania #3 : Znudzony #2 Narodziny POPR
Ciągle jestem znudzony.
No ale przynajmniej teraz radio jest wyłączone. Właśnie było w czasie dwunastej w TYM TYGODNIU powtórki "Wildfire", a dziś jest dopiero wtorek. Cholera, jak ja nienawidzę powtórek.
No w każdym bądź razie posypałem palonym wapnem ciało serwisanta, by usunąć wszelkie odciski palców, odstawiłem go do biura i zacząłem się przygotowywać na przybycie nowego.
Teraz muszę tylko poczekać na drugiego serwisanta przez kolejne 4 godziny. Nie ma klauzuli o śmierci serwisanta w książce zażaleń (ale myślę, żeby się o to zwrócić), bo chętnie powypełniał bym te rubryki. Ten co przyjdzie pewnie będzie serwisantem technicznym, to taki rodzaj, który przychodzi w poszarpanym krawacie, który został wciągnięty do drukarki bębnowej przy 3000 obrotów na minutę parę lat temu oraz ma blizny na twarzy wskazujące na to, że nie udaje mu się otworzyć drzwi na czas...
Znam ten typ...
Czekając spędziłem parę godzin na wycinaniu użytkowników i kasowaniu ich plików, czekając później, aż zadzwonią...
- Nie mogę znaleźć moich plików - odzywa się jakiś głupi głos.
- Plików? Jakich plików?
- Plików na moim koncie. Moje rozprawy, badania. Wszystko zniknęło!
- Zniknęły, ha? Pański username?
- TURGEN
- TROJAN?! JAK KONDOM?
- Nie TURGEN. T-U-R
- Aha, tak jak DURAK tylko z T na początku i GEN na końcu... W porządku zobaczymy - robię nieokreślone dźwięki klikania przesuwając ręką trupa wzdłuż i wszerz po klawiaturze. - Aha, aha - klikity, klik - Aha... - klikity, klik, klik - Aha! Nie ma pan żadnych plików
- TO JUŻ WIEM!
- Więc po co pan dzwonisz z tym do MNIE? Jak pan wiemy nie tworzymy plików , my się tylko nimi opiekujemy i wycinamy też. A te pańskie rozprawy, chyba miałeś je oddać za kilka dni...
Odkładam słuchawkę - oddzwoni. W międzyczasie zaczynam czytać nowy numer "VMS PODRĘCZNIK PIEPRZONYCH OPERATORÓW Z PIEKŁA RODEM". Czytam artykuł jaki im wysłałem o pozbywaniu się problemowych użytkowników.
"...Zmodyfikuj hasło użytkownika z minimalnej 6 na 32 litery,
daj hasłu czas wygaśnięcia na jeden dzień i ustaw je tak, by
przy każdej zmianie MUSIELI korzystać z losowania hasła (tak
by ich hasło wyglądało jak nieokreślony, niewymowny szum).
Dodaj im drugie hasło ustawione podobnie jak poprzednie, a
później poprzestawiaj im komendy tak, by jedyną działającą
było DELETE, a wszystkie inne ją uruchamiały."
Piękne. Cholera, ale jestem dobry.
Oddzwonił.
- MOJE PLIKI ZNIKNĘŁY! - krzyczy panikując
- A czy zrobił pan sobie kopie?
- Ale to wy powinniście je przecież robić! - szlocha
- Tak, rzeczywiście powninniśmy, ale ostatnio przeszliśmy na te 8 mm taśmy, a one mają ten sam rozmiar jak te w mojej kamerze, więc używam ich, by filmować seksualne swawole mojego sąsiada...
Słyszę wystrzał z rewolweru, ale do cholery jest już po piątej, więc to już nie mój problem...
Niezwykłe wyznania #4 : Wciąż narodziny Pieprzonego Operatora z Piekła Rodem... (Znudzony #3)
No więc przyszedł nowy serwisant, ale niestety poprzedniego już wynieśli, więc się nie spotkali.
Ten gościu się już zna na rzeczy (można poznać po krawacie), ale jest sprytny (żadnych blizn na twarzy), więc będę musiał być czujny.
- W czym problem? - zapytuje w typowo służbowy sposób.
- To Model Trzy - mówię (a co mi tam, poprzednio poskutkowało).
- A co to ku*wa jest Model Trzy? - spytał wytrącony z równowagi, może mnie po prostu testuje, ale decyduję się nie zdradzać. Nie zauważył, więc sobie chodzę głupio przez parę minut, a potem wskazuję mu terminal, do którego wsypałem metalowe wiórki.
- Po prostu przestał działać! - mówię (oczywiście wcześniej usuwając odkurzaczem wszystkie wióry). - No, więc w każdym bądź razie zabiera sie do otwierania pokrywy terminala i robiąc przy tym dźwięki typowe dla wyciągania płyty głównej. Postanowiłem, że mu pomogę i wskazałem na bezpiecznik, który wybuchł w zasilaczu.
- Och, niestety nie mam takich części - mam tylko całą płytę główną na wymianę. - mówi zmieszany - Jeszcze raz, gdzie był ten bezpiecznik? - Wskazuję mu go.
- Kurde! A co to robi? Wiesz, pracuję w tym samym miejscu już 6 lat i jeszcze nie widziałem żadego bezpiecznika. To zadziwiające, czego się można dowiedzieć.
- Czy mógłby mi pan jeszcze raz powiedzieć mi na jakim stanowisku pracuje? - pytam już podejrzewając odpowiedź
- Jestem szefem serwisu. - tak jak myślałem.
- Czy wie pan coś o gofrownicach?
- Coś tam wiem...
Pstryk - Fzzzzzzeeet! - pstryk
Pieprzony Operator z Piekła Rodem #1
Dziś jest dzień robienia kopii danych, więc jestem poirytowany. Bycie POPR'em jednak ma swoje zalety. Zamieniłem taśmę na NULL - to dużo bardziej ekonomiczne jeśli chodzi o mój czas, bo nie muszę co pięć minut zmieniać taśm. No i przyśpiesza to proces kopiowania, więc nie może to być takie złe? Oczywiście że nie.
Dzwoni użytkownik
- Czy wie pan dlaczego system tak powoli chodzi? - zapytuje.
- To pewnie ma coś wspólnego z... - patrzę na dzisiejszą wymówkę - ...częstotliwością zegara.
- Aha - (Nie wie o czym mówię, więc jest zadowolony) - Czy wie pan kiedy to będzie naprawione?
- Naprawione? W tej chwili na serwerze pracuje 275 osób, a jedną z nich jest pan. Nie bądź pan samolubny, wyloguj się i daj innym szansę!
- Ale ja muszę mieć wyniki moich badań na jutro i wszystko czego potrzebuję to jedna strona wydruku na drukarce laserowej...
- OCZYWIŚCIE, ŻE POTRZEBUJESZ. Po prostu sobie to często powtarzaj koleś! - odwiesiłem słuchawkę.
No i na prawdę pomyślał byś, że ludzie nauczą się nie dzwonić...
Telefon dzwoni. To będzie znowu on, wiem to. I to mnie wkurza. Zaczynam mówić zmienionym głosem
- DZIAŁ WYPŁAT!
- Och, przepraszam, pomyliłem numer.
- TAK? A czy wiesz, że pomyłki to stracone pieniądze? WIESZ? A może ci odejąć twój stracony czas, mój stracony czas i koszt tej rozmowy od twojej wypłaty! TAK WŁAŚCIWIE TO ODEJMĘ! Jak skończę z tobą TO BĘDZIESZ NAM WINIEN pieniądze! MÓW PAN JAK SIĘ NAZYWASZ I NIE KŁAM, MAM NUMER, Z KTÓREGO DZWONISZ!!!
Słyszę upuszczoną słuchawkę i tupot nóg, widocznie chce zdobyć alibi przez pobyt w dziekanacie. Wyszukuję jego username i dowiaduję się na jakim oddziale pracuje, po czym dzwonię do sekretarki dziekana.
- Halo? - odpowiada.
- CZEŚĆ, TU SZYMON, P.O.P.R., SŁUCHAJ, KIEDY TEN GOŚCIU WBIEGNIE DO TWOJEGO BIURA ZA JAKIEŚ 10 SEKUND, CZY MOŻESZ MU PRZEKAZAĆ WIADOMOŚĆ?
- Myślę, że tak... - odpowiada.
- POWIEDZ MU 'MOŻESZ UCIEKAĆ, ALE SIĘ NIE SCHOWASZ'.
- Uhm. W porządku.
- I NIE ZAPOMNIJ, ŻE NIE CHCIAŁBYM POWIEDZIEĆ WSZYSTKIM O TYM PLIKU NA TWOIM KONCIE Z TWOIMI ODPOWIEDZIAMI NA TEST MORALNEJ CZYSTOŚCI WEWNĄTRZ... - Słyszę ją, jak coś robi przy terminalu...
- NIE KŁOPOCZ SIĘ, MAM KOPIĘ. BĄDŹ DOBRĄ DZIEWCZYNKĄ I PRZEKAŻ WIADOMOŚĆ...
Szlocha, że się zgadza i odwieszam słuchawkę. Najdziwniejsze jest to, że ja po prostu zgadywałem o tym teście moralnej czystości. W każdym bądź razie zrobiłem sobie na szybko kopię, może być dobrą lekturą na późne wieczory.
W międzyczasie kopie bezpieczeństwa skończyły się robić w rekordowym czasie 2.03 sekund. Nowoczesna technologia jest wspaniała, czyż nie?
Dzwoni kolejny użytkownik.
- Potrzebuję więcej miejsca - mówi.
- Więc dlaczego się pan nie przeprowadzi do Teksasu? - pytam.
- Na moim koncie, głupcze. - Głupcze? Uhm...
- Strasznie mi przykro. - mówię głosem słodkim niczym miód - Nie całkiem załapałem. Czy mógłby pan powtórzyć jeszcze raz o co panu chodzi? - Czuję zapach strachu przechodzącego przez linię telefoniczną, ale już jest za późno, jest przegrany i wie o tym.
- Eee..., powiedziałem, że chciałbym więcej miejsca na moim koncie, proszę.
- Pewnie, proszę chwilę poczekać. - Słyszę oddech ulgi, mimo, że zasłonił sobie usta. - No i proszę, teraz ma pan mnóstwo miejsca!
- Jak dużo? - pyta.
Teraz to NAPRAWDĘ MNIE WKURZYŁ! Nie dość, że chcą więcej miejsca na dysku, to jeszcze chcą to sprawdzać, a potem mnie powrawiać jeśli nie dałem wystarczająco dużo. Powinni być szczęśliwi z tego co im daję i to wszystko!
Wracam do mojego słodkiego trybu.
- No, popatrzmy, ma pan 4 mega wolnego.
- Hura! Osiem mega w sumie, dzięki! - mówi, zadowolony ze swojej żebraczej mocy.
- Nie... - przerywam, smakując to jak dobre czerwone wino w temperaturze pokojowej i schabowym ekstra wypieczonym, by dokończyć: - 4 mega w sumie...
- Co? Ja miałem 4 mega do tej pory, jak mogę mieć 4 mega wolnego? - Nie mówię nic. To przyjdzie do niego samo.
- AaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaagggggghhhhhH!
Zabiję się. Naprawdę!
Siedzę przy biurku, gram w x-tank'a, kiedy jakiś bezmyślny dureń dzwoni do mnie przez telefon. Odbieram.
- Halo? - mówię.
- Kto tam? - głos odpowiada.
- Myślę, że ja. - mówię, zadowolony ze swoich telefonicznych zdolności.
- Ja kto?
- Czy to jest jak te kawały puk-puk? - mówię, próbując wszystkiego, by nie mnie nie zabili w grze.
Za PÓŹNO! Zabili mnie. Teraz jestem WKU-RZO-NY!
- W czym mogę służyć? - pytam grzecznie. To jeden z kluczowych sygnałów ostrzegawczych.
- Eee, chciałbym się dowiedzieć, czy jest dostępny pewien program...
- Jaki to program?
- Eee, nazywa się B-A-S-I-C. - klikity klik d-e-l b-a-s-i-c-.-e-x-e
- Nie, nie mamy tego programu. Zwykliśmy jak gdyby...
- Ah. W porządku, jest jeszcze jedna rzecz jaką chciałem wiedzieć. Czy zawartość mojego konta mogła by być skopiowana na taśmę, żebym miał trwałą kopię moich plików, by ją trzymać w domu, gdyby się zdarzyło najgorsze...
- Najgorsze?
- No, gdyby zostały skasowane, albo coś...
- SKASOWANE! Och, proszę się tym nie martwić, mamy kopie bezpieczeństwa. - jestem takim *gnojem* - Pański username? - Podał mi. Jaki idiota. Klikity klik...
- Ale pan przecież nie ma żadnych plików na swoim koncie! - Mówię, naśmiewając się z niespodzianki jaka wydostała się z moich strun głosowych.
- Ależ mam, musiał pan szukać w złym miejscu! - Więc najpierw psuje moją grę w x-tank, a *teraz* nazywa mnie kłamcą... Klikity klik...
- Och nie, popełniłem pomyłkę - mówię. - Czy on mruczał pod nosem "typowe"??!? O jejku, jej... - CHCIAŁEM POWIEDZIEĆ: Taki USERNAME nie istnieje.
- Co? - szlochanie - Musi istnieć, używałem mojego konta jeszcze dziś rano!
- Ach rozumiem, to może być problem, rano w naszym systemie był wirus. Nazywał się... eee... DE VINCI, wymazuje użytkowników, którzy pracowali i wylogowali się, gdy wirus działał.
- To nie może się zgadzać, moja dziewczyna była zalogowana, a ja teraz jestem na jej koncie!
- Jakie to konto? - Powiedział mi jej username. Niektórzy ludzie nigdy się nie nauczą... - Ach tak, jej konto było uruchomione zaraz po tym jak odkryliśmy wirusa... - klikity klik - ...straciła tylko wszystkie swoje pliki.
- Ale...
- Ale niech się pan nie martwi, mamy wszystko na taśmie.
- Och, dzięki niebiosom!!!
- Papierowej taśmie. Masz lupę i ołówek? DO ZOBACZENIA W MASZYNOWNI!!! UHAHAHAHAHAHA!!!
Jestem takim dupkiem!...
Pracuję tak ciężko, że prawie nie mam czasu, by pojechać do kina na film zanim nie powiem ludziom, że ich wydruki będą gotowe. Kolejka jest o WIEEEEELE za długa, by wydrukować (i posortować) to wszystko na czas jaki im powiedziałem, więc wywaliłem wszystkie małe projekty, aż pozostały tylko dwa i mogłem je już posortować w jednej chwili.
Później, po filmie, (a to był jeden z tych ospałych filmów Bertolucci'ego, w których to dopiero po około trzech godzinach główny bohater zostaje zabity w wizjonerskim przeżyciu) wróciłem i zrobiłem wydruki.
Czekało około 50 ludzi czekało na zewnątrz, a ja mam dwa wydruki. To mniej więcej średnia dla mnie. Myślałem, że wyciąłem ich więcej. W każdym bądź razie wyciągłem wydruki i powoooli wszedłem do środka, dotykając teczki z dużymi napisami z tyłu "KONTA DO USUNIĘCIA". Nikt nic nie mówi. Jak zwykle.
. . .
Siedzę z powrotem w Fotelu Operacyjnym, oglądając obrazy na monitorze komputera z opcją video, podpiętego przypadkowo jest podłączony do kamer rozlokowanych w biurach (zgłosiłem to do naprawy, ale spodziewana jest za parę lat), gdy zadzwonił telefon. To już drugi dzisiaj i zaczyna mnie to irytować!
- Tak? - Mówię zatrzymując obraz.
- Przypadkowo skasowałem mój C.V.! - mówi głos po drugiej stronie linii telefonicznej.
- Skasował pan? Pański username? - Powiedział. Niech to diabli, nudzi mi się. - Ach nie, to nie pan go skasował, to ja.
- Co?
- Skasowałem go. Był pełen głupot! Nie dostałeś nawet więcej niż 4- z żadnego przedmiotu!
- Hę?
- I te bzdury o byciu studentem z wymiany zagranicznej, to była twoja dziewczyna i obaj o tym wiemy!
- Ale jak?!!...
- Twoje świadectwo ze studiów. Sprawdziłem je, kłamałeś...
- Jak to pan zrob... - Zaskakuje. - To ty, nie? PIEPRZONY OPERATOR Z PIEKŁA RODEM!
- Z krwi i kości, przy telefonie i na twoim koncie... Wiesz, nie powinieneś dzwonić. A już szczególnie nie powinieneś mi podawać swego username... - klikity klik - ...ani nie powinieneś wysyłać poczty do szefa mówiąc mu co o nim myślisz w tak kwiecistych słowach...
- Ja nie wysyłałem żadnych... - klikity klik...
- Nie, nie wysyłałeś, czyż nie? Ale kto to może wiedzieć w dzisiejszych czasach? Nie martw się, bo to wszystko skończy się BARDZO szybko... - klikity klik - ...zmieniam mój username z powrotem i...
- Aaaallee... - jąka się z przerażenia.
- Żegnaj teraz - Mówię uprzejmie - masz walizki to spakowania i nowe życie do rozpoczęcia...
Odwieszam słuchawkę.
Dwie sekundy później dzwoni czerwony telefon. Podnoszę, to szef. Mamrota mi username osoby, z którą przed chwilą rozmawiałem, wspominając coś o nieprzyjemnym liście i użył słów "Wiesz co trzeba zrobić..." z kropkami na końcu i całą resztą...
Później, modyfikuję rachunek biedaka w Głównym Komputerze Energetyki Miejskiej o kilka zer, nic na to nie poradzę, ale ta myśl o braku samooceny i potwornej głupocie jaka powoduje nimi, by dzwonić... Nawet później, kiedy dodaję jego zdjęcie na szczyt listy FBI "NAJBARDZIEJ poszukiwany, uzbrojony i niebezpieczny, ZASTRZEL GDY ZOBACZYSZ", zdaję sobie sprawę, że chyba nigdy się nie dowiem. Ale życie toczy się dalej...
Kilka godzin później, widzę jak samochód komandosów SWAT, podjeżdża pod mieszkanie gościa i zdaję sobie sprawę, że jednak nie toczy się dla wszystkich...
Ale jutro będzie kolejny dzień... Buaha, ha, ha, ha, ha.
Dziś jest czwartek i mam dobry nastrój. Dziś wypłata. Myślę sobie, że może nawet odbiorę parę telefonów. Właśnie zadzwonił.
- Godzinami próbowałem się dodzwonić! - krzyczy głos w słuchawce.
- Nie, to nie mogło trwać godzinami - odpowiadam odkładając 'Łowcę androidów' z powrotem do pudełka - to trwało raczej 114 minut. Miałem długą rozmowę z szefem, starając się zdobyć dla was, użytkowników jakieś większe udogodnienia. - trafiony, zatopiony...
- Och, przepraszam.
- W porządku, jestem tolerancyjnym człowiekiem - muszę sobie zapamiętać, żeby za parę dni zmienić jego hasło na jakiś obrzydliwy wyraz.
- A więc, chciałbym się dowiedzieć jak zmienić nazwę pliku. - O niebiosa... Chwila, dziś wypłata, nie?! Jestem w dobrym humorze.
- Nie ma sprawy. Po prostu wpisz 'rm' i nazwę pliku.
- Dzięki.
- Bez obaw.
Od tłumacza:
rm [opcje] plik usunięcie pliku lub niepustego katalogu...
Teraz jestem w NAPRAWDĘ dobrym nastroju. Myślę, że w końcu napiszę ten program, który od czasu do czasu uniemożliwiał by nagrywanie plików tym durniom.
Telefon znowu dzwoni.
- Halo?
- Witam. - odpowiadam.
- Czy to pokój operatorów?
- Tak, zgadza się. - mój głos jest słodki niczym miód
- Czy mógłby mi pan, proszę przynieść moje wydruki. Bardzo ich potrzebuję, a wydrukowały się ponad 5 minut temu.
- Pański username? - pytam. Podaje mi go, a ja zapisuję go sobie na później. - Bez obaw! - mówię i idę do drukarek.
Jest tu WIEEEEEEELKA sterta wydruków, a jego na pewno leży na samym szczycie. Biorę go, oddzielam od reszty i wylewam na niego zmywacz do plam po atramencie, przejeżdżam po nim parę razy wyładowanym wózkiem, po czym jeszcze przytrzaskuję go parę razy drzwiami od sejfu.
Po prostu pięknie.
- Oto pański wydruk, przepraszam za opóźnienie, ale mamy problemy z drukarkami. - Rzuca okiem i zaczyna kląć.
- Czy mogę to wydrukować jeszcze raz? - pyta się mnie zmartwiony.
- Pewnie, że pan może, ale nic nie obiecuję, drukarki są dziś trochę nie w formie.
- To czy w takim razie mógłbym je wydrukować na drukarce laserowej. Ta chyba działa?
- Oczywiście, że działa, ale to będzie kosztować. - mówię, udając współczucie dla tego dupka.
- Koszty są bez znaczenia. TO JEST PILNE!
Wślizguję się z powrotem do pokoju z drukarkami i wkładam do laserówki toner, który trzymam na specjalne okazje. Drukuje on grube, czarne linie przez środek kartki, a z boku wszystko jest wyblakłe. Zajęło mi sporo czasu zanim udało mi się uzyskać taki efekt na tym tonerze. Drukarka kończy i natychmiast zanoszę wydruki. Nie chcę tego przegapić!
- Ccco ssssię ssstało moim wydrukom? - wyskomlał. Jakie szczęście, że zapisałem sobie jego username. Naprawdę zaczynam rozwijać w sobie smak do tortur.
- No, nic. Znaczy się pewnie, że jest trochę poplamiony, ale ten wkład do drukarki był już używany przy wydruku 47 tysięcy stron i był uzupełniany już 17 razy. I tak jest dobry w porównaniu do niektórych jakie drukujemy. - Dupek płaci i zaczyna szlochać.
- No, nie ma co płakać! Ma pan dyskietkę z swoją pracą?
Daje mi pudełko dyskietek. Wchodzę do siebie na moment i wrzucam je wszystkie do masowej niszczarki dyskietek. Po chwili wracam.
- Przepraszam, właśnie sobie przypomniałem, moja drukarka jest w naprawie, musi je pan zabrać do drugiej części uniwersytetu, do ich drukarki. Oni to wszystko panu wydrukują. No i wczoraj kupili całkiem nowy toner.
- ŚWIETNIE!
- Bez obaw. Aha, niech pan trzyma swoje dyskietki nad głową przez całą drogę, pole magnetyczne ziemi jest dziś wyjątkowo silne.
- Hę?
- Proszę się o nic nie pytać, tylko tak zrobić.
Odchodzi trzymając ręce wysoko w górze. Cholera, czasami się nienawidzę
Nudzi mi się, więc by jakoś zabić czas, czytam sobie pocztę użytkowników. Muszę przyznać, że dzisiaj jest wyjątkowo dużo SZCZEGÓLNIE nudnej poczty, ani jednej ciekawej wiadomości. Oczekiwałem PRZYNAJMNIEJ jakiejś tajnej wzmianki o poszukiwaniu po omacku w magazynie, ale nic. Więc nudzę się, a mózg mi się wyłącza przez te same co zwykle pierdoły o jakiś operacjach u krewnych i jaka pogoda po drugiej stronie świata i inne tego rodzaju brednie.
By zmiejszyć nudę, usuwam zaproszenie na przyjęcie z poczty użytkowników i zamieszczam na tablicy ogłoszeń pod username wysłającego w rubryce starsi.samotni.z.poważnymi.trudnościami.towarzyskimi oraz robię sobię notkę w dzienniku, żeby się tam pojawić z moją kamerą. To powinien być hit!
Następne w kolejności są medyczne bazy danych, w których lekarze zakładowi przechowują bieżące historie chorób zatrudnionych osób. Przeszukuję je szybko dla haseł "kiła" i "syfilis", po czym wyniki wysyłam lokalnemu brukowcowi. Maskuję się poprzez dodanie notki do komputerowego dziennika jednego z lekarzy, na wczorajszą datę, mówiącej: "500 dolarów, med zap dla gazety". Myślę, że to powinno wystarczyć... To ostani raz, kiedy nie przesunął innych spotkań, żeby mieć czas dla mnie...
Przekładam parę taśm z półki na wózek, by zrobić wrażenie, że naprawdę ich używamy, po czym zaczynam szukać po listach archiwów ukrytych xxx-stron ze zdjęciami. Znalazłem jedną, po czym uruchomiłem proces na koncie jakiegoś użytkownika, żeby sobie je ściągnąć obciążając go kosztami. Upewniłem się jeszcze, czy jest wystarczająco dużo miejsca na jego koncie, poprzez skasowanie wszystkiego co tam miał, a nie było związane z moim procesem. Były to jakieś zwykłe bzdury typu "Ostateczne wyniki pracy doktorskiej", które w ostatnich tygodniach robią się coraz większe.
No, wracam do poczty, a nuż stanie się coś ciekawego. Włączyłem przeszukiwnie całej poczty, ustawiając słowa kluczowe na "ciąża" oraz "poufne". Wyniki umieściłem anonimowo w grupie dyskusyjnej dla wszystkich zainteresowanych.
I wtedy zanim cokolwiek udało mi się zrobić, wyłączyli prąd! I już w następnej sekundzie zadzwonił telefon.
- Słucham! - rzuciłem rozdrażniony w słuchawkę. Kojot po raz kolejny był o włos, żeby zabić strusia Pędziwiatra!
- Czy komput...
Rzucam słuchawką. To sprawa życia lub śmierci. Tak szybko, jak tylko potrafię, wyrywam kabel zasilania komputera z UPS'a i w zamian wkładam wtyczkę od telewizora. Ku*wa! Kojot Wylie znowu chybił.
W międzyczasie wszystkie alarmy wyją jak szalone z powodu wyłączających się po kolei dysków. Ale wszystko jest w porządku mój Mac i terminal są i tak podłączone do UPS'a, od tak na wszelki wypadek. No i w mojej grze w 'Dark Castle' jestem już na poziomie 'Beer Factory'.
Telefon zadzwonił, więc wyłaczyłem przełącznik na UPS'ie i już przestał dzwonić. No, a teraz muszę się wziąść za udawanie, że pracuję. Wyciągnąłem krążek i kij do hokeja i zacząłem grać sobie o ścianę. Z zewnątrz, zaglądając przez okno, wygląda to tak jak bym był wyjątkowo zajęty pracą, jak zwykle zresztą.
10 minut później włączyli prąd. Padły dwa dyski, ale co mi tam do cholery, udało mi się nie stracić życia w grze, jestem na ostatniej planszy, a w telewizji kolejne kreskówki.
Dzwoni telefon, znowu jakiś dureń (jakże jestem zdziwiony)
- Pokój operatorów, słucham - mówię udając zapracowanego
- Dzieńdobry, kiedy komp...
Odkładam słuchawkę.
Dobrze mi idzie na tej planszy, muszę tylko minąć czarownika, który rzuca we mnie zaklęciami i jestem w środku!
Telefon znowu dzoni. Biorę słuchawkę do wolnej ręki.
- Operatorzy, słucham! - wykrzykuję do słuchawki, ciągle będąc głeboko w grze.
- Straciłem moje pliki. - wyszlochał mi użytkownik do słuchawki.
- No pewnie, że pan stracił. - odpowiadam, dekoncentrując się na wystarczająco długi czas, by czarownik wysmażył mnie zaklęciami.
- Pański username? - pytam z całą słodkością na jaką mnie stać.
Powiedział, zajrzałem na jego konto i rzeczywiście, ma rację. O cholera i to nawet nie ja to zrobiłem!
No, ale nic straconego. Zmieniam jego katalog login na NULL, ścieżkę zmieniam na '.', a komendę news zmieniam tak, by z jego starego katalogu były wysyłane BARDZO brzydkie wiadomości do szefa. Zostało mi tylko wymazać ślady obecności i zniknąć.
Jest piątek, więc idę do pracy wcześniej, jeszcze nawet przed obiadem. Telefon dzwoni. Cholera!
Otwieram kalendarz na dzisiejszej wymówce. "ERUPCJE SŁONECZNE" wyziera na mnie z kartki. Naprawdę, powinienem wcześniej się przygotowywać do tych wymówek. Dwie minuty później jestem już gotowy by odebrać telefon.
- Halo?
- GDZIE PAN BYŁ, DZWONIĘ TU OD RANA?! - Nie nawidzę jak się na mnie krzyczy z rana. Zawsze wpadam wtedy w zły nastrój. Wiecie co mam na myśli.
- Ach, tak. Dziś od samego rana jest podwyższona aktywność słoneczna, a to zawsze przeszkadza elektronice... - mówię głosem słodkim, niczym miód.
- Hę? No, ale do moich przyjaciół mogłem się dodzwonić?!
- A tak, to całkiem możliwe, aktywność słoneczna jest zupełnie nieprzewidywalna w swoich skutkach. Tylko w zeszłym tygodniu niektórym użytkownikom po prostu poznikały pliki i to w czasie, gdy na nich pracowali!
- Na prawdę?
- Serio! A może chce pan, żebym sprawdził pańskie konto?
- Tak proszę, mam tam parę bardzo ważnych dla mnie rzeczy!
- W porządku, pański username... - Powiedział. Tak szczerze, to jest jak strzelanie do ryby w beczce. Z broni na słonie. Prosto w głowę.
(Czy, muszę wam pisać to całe klikity klik?.. chyba nie...)
- Ile jest plików na pana koncie? - pytam
- Hmm, no powinno być około 20 z moimi rozprawami, 10 albo coś z danymi do nich i kolejne 20 z książką jaką właśnie piszę.
- No cóż. Myślę, że udało nam się w samą porę. Zostały jeszcze dwa pliki... .cshrc i .login
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAaaaaaaaaggggggggghhhh! - Zaczął mi płakać do słuchawki, aż mnie zaczęło przewracać w żołądku.
- Czy można jeszcze coś z tym zrobić? - mówi pociągając nosem
- Dobra, ma pan może jakieś kopie bezpieczeństwa swoich plików na dyskietkach?
- Niektóre, ale sprzed paru tygodni! - odpalam masową niszczarkę dyskietek.
- Dobra, może przyjdę do pana i szybciutko przegram te dyskietki na konto, żeby można było jakoś kontynuować pracę?
- Było by świetnie, ale niestety zostawiłem wszystkie w domu. - wyszlochał - Pewnie będę musiał je sam wgrać w nocy.
- Pewnie. Ale proszę pamiętać co powiedziałem. Erupcje słoneczne mają zły wpływ na dyskietki i komputery. Najlepiej zabezpieczyć swoje dyskietki od aktywności słonecznej, żeby nie utracić danych.
- Jak to zrobić? Obwinąć ją w folię aluminiową?
- NIE! FOLIA JEST NAGORSZA! WIE PAN CO SIĘ DZIEJE Z FOLIĄ W MIKROFALÓWCE?!
- Wiem...
- Więc proszę jej nie używać. Jest tylko jeden sposób, by ochronić dyskietki przed aktywnością słoneczną...
- Jaki?
- MAGNESY! Trzeba obłożyć swoje dyski mnóstwem magnesów, słoneczne erupcje tego nie znoszą.
- Kurde! Dzięki.
- Bez obaw...
UWAGA! Naprawdę głupio mi to mówić, ale jeśli naprawdę obłożysz dysk magnesami, to będziesz potrzebował pomocy. Więc nie rób tego. To jest FIKCJA. FIK-CJA
No, W KOŃCU udało mi się zdobyć parę godzin na zjedzenie obiadu, a że NIE mogę zostawić biurka bez opieki, więc wezwałem woźnego i kazałem mu siąść na moim krześle. Powiedziałem mu, że jedyne co ma robić to upewnić się, żeby słuchawka przez przypadek nie trafiła z powrotem na widełki. Powiedział, że rozumie i już mnie nie było.
Pierwszy przystanek to bank. Zmieniam banknot 50 dolarowy na monety, po czym mówię, iż chciałbym zobaczyć stan mojego konta. Następnie wyciągam kabel zasilania z komputera kasjera. O dziwo, komputer przestaje działać. Wtedy mówię, że mi się śpieszy i czy jest tu gdzieś kierownik.
Kierownik pojawia się z nikąd i pyta w czym leży problem. Mówię, że wszystko czego chcę to dowiedzieć się jaki jest stan mojego konta. Trzymam kciuki. TAK! Znalazł kabel, włożył go i loguje się NA KONTO ADMINISTRATORA. Nadeszła chwila, na którą czekałem, udaję poślizgnięcie i upadam na ladę, rozsypując 200 monet. Kierownik ignoruje to, ale wszyscy kasjerzy zaraz po nie nurkują. Spoglądam nie obserwowany na wpisującego hasło z oszałamiającą prędkością jednego znaku na minutę kierownika. W tym tempie to... Skończył pisać. "FORSA". Skomplikowane! No to mam już coś do roboty na wieczór...
Zbliża się użytkownik, którego pamiętam z "Dnia-K(asowania) 1989". On chyba ma zamiar coś do mnie mówić!! Nawet kierownik banku kręci głową, żeby tego nie robił, ale już jest za późno, zatrzymał się.
- Przepraszam, czy mógłbyś mi powiedzieć jaki jest najlepszy komputer, żeby na nim pisać moje prace? - ?! Tak...
- Słyszałeś o komputerze Commodore 64?
- Tak?..
- Unikaj ich jak dżumy! Niewielu ludzi wie, ale komputery nie są produkowane, żeby mieć taką dużą ilość pamięci, powyżej 64 Kb, czasem nawet więcej. To prosta droga do katastrofy!
- Och!
- Spróbuj czegoś bezpiecznego i sprawdzonego. ZX81 z dwoma magnetofonami będzie doskonały, jeśli ci się go uda zdobyć. Model z 1 kilobajtem pamięci. Zapisz to sobie. I nie kupuj stacji dysków, wiesz przecież, że one zawsze nawalają, ale kasety magnetofonowe są niezniszczalne!
- Wielkie dzięki!
- Bez obaw. Możesz mi powtórzyć swój username? - Powiedział. W sam raz na Dzień-K 1992. I pomyślałbyś, że kiedyś się nauczą.
Po powrocie zastałem woźnego śpiącego przy terminalu. Zapytałem się go, czy chciałby tutaj też pracować, ale stwierdził, że sprawia mu dużą satysfakcję możliwość popędzania ludzi w toalecie...
Zaraz po odłożeniu słuchawki na widełki telefon zaczął dzwonić. Nienawidzę tego.
Odebrałem. To najgorętszy kociak jakiego kiedykolwiek spotkałem i zadażyło jej się mieć problem z komputerem! No, to lubię!
- Jak brzmi twój username? - pytam. Podaje mi go (jakbym go nie znał)
Tak szybko jak tylko potrafię czytam jej e-mail (głównie jakieś nudy), po czym przeszukuję pocztę innych, czy aby do niej nie wysyłali listów. Nic. Świetnie!
- W czym problem? - pytam czarującym głosem
- Nie mogę nagrać moich plików, coś mi się wypisuje, że nie ma miejsca.
- To żaden problem - mówię kasując wszystkich innych na tym samym dysku co ona. - Teraz powinno być w porządku...
- Jestem ci taka wdzięczna - powiedziała to tak, że ach... Muszę sobie zapamiętać, żeby jutro znowu zrobić coś z jej kontem.
- Bez obaw.
Telefon zadzwnił, zanim jeszcze dobrze odłożyłem słuchawkę.
- Wszystkie moje pliki zniknęły! - wyszlochał do mnie głos
- Kiedy to się stało? - pytam
- Przed chwilą... - mówi przez łzy
- Rozumiem. No cóż, nie martw się, do końca semestru jeszcze trzy dni i jeśli będziesz dzień i noc pracował przez ten czas, powinieneś dostać conajmniej trzy minus...
Łkał jeszcze przez moment i odłożył słuchawkę. Co za mięczak.
TELEFON ZNOWU DZWONI!
- Obraz na moim monitorze jest bardzo ciemny - mówi kobieta po drugiej stronie - Czy powinnam poruszyć pokrętłem jasności?
- NIE! - wykrzykuję - Proszę nie dotykać tego pokrętła! Czy wie pani jakie promieniowanie wychodzi z monitora, gdy się to zrobi?!!!!
- No ja... - mówi z pewną taką nieśmiałością
- PROSZĘ POSŁUCHAĆ MOJEJ RADY! - mówię do niej - Jest tylko JEDEN sposób, by poprawić ciemny ekran i tym sposobem jest podniesienie poziomu mocy sterownikom. - Słowa "podniesienie poziomu mocy" i "sterownik" podziałały na nią. Ludzie, gdy usłyszą takie słowa przechodzą do Trybu Głupola i zrobią COKOLWIEK się im powie. Mógłbym jej powiedzieć, żeby biczując się kablem zasilania po plecach, biegała nago po uczelni i pewnie by to zrobiła... Hmmm...
- Czy ma pani zapasowy kabel zasilania?
- Nie...
- Nie szkodzi, wrócimy do pomysłu z podniesieniem poziomu mocy... W porządku, teraz chcę, żeby tak szybko jak tylko pani potrafi 30 razy włączyła i wyłączyła przycisk zasilania w twoim komputerze.
- Czy mam wyjąć swoje dyskietki?
- NIE! Chce panie stracić wszystkie swoje dane!?!
- Och! NIE! W porządku... - Wsłuchuję się uważnie...
...pstryk..pstryk...pstryk.. .. .. ...pstryk. ...pstryk.. . . BUUUM!
Zadziwiające, udało jej się chyba dojść do 27 - zasilacz zwykle się pieprzy gdzieś koło 15...
- MÓJ KOMPUTER WYBUCHNĄŁ!!! - krzyczy do mnie przez linię telefoniczną
- Naprawdę? to musiał być uszkodzony zasilacz! Jakie szczęście, że dowiedzieliśmy się o tym teraz! Czy komputer jest ciągle na gwarancji?
- NIE!
- Ojej. No cóż, w takim razie najlepiej dać go do naprawy. Czy robiła pani kopie zapasowe plików?
- Tak, wczoraj na swoje konto, ale cała moja dzisiejsza praca poszła na marne!
- Co za pech. Proszę mi podać pani username, to sprawdzę, czy te kopie są w porządku.
Powiedziała...
Siedzę jak zwykle przy biurku. Dzwoni użytkownik.
- Witam, tu pokój operatorów, Szymon przy telefonie, czym mogę służyć?
- Nie mogę się dostać na moje konto. - wymruczał pod nosem użytkownik.
- Proszę mi podać pański username. - Podał. Bez obaw. Zaglądam na jego konto.
- Bez obaw, to był tylko uszkodzony plik loginu. Naprawiłem go, teraz powinien się pan już zalogować.
- Dzięki!
- Bez obaw. Życzę miłego dnia!
CO TO MA ZNACZYĆ? pytacie się siebie. Czy PIEPRZONY OPERATOR Z PIEKŁA RODEM zerwał z przeszłością? Zaprzedał się?! ZWARIOWAŁ?!!!
O nie. PIEPRZONY OPERATOR Z PIEKŁA RODEM jest obserwowany. A gdy dzieje się coś takiego, wtedy jestem również podsłuchiwany. Więc jestem miły, do czasu, aż uda mi się znaleźć założone pluskwy. To nie powinno trwać długo - wytrzymajcie to razem ze mną.
Aha, jeden w słuchawce. To zasada. Ale szef jest z rodzaju tych podstępnych, więc pewnie jest jeszcze kilka innych. Aha! I kolejny w samym telefonie i jeszcze jeden w klawiaturze. Czas na obłąkane szaleństwo rozlewania kawy. To duża robota, więc przynoszę cały dzbanek i czekam na świadka. Wchodzi Admininstrator Systemu.
- Gdzie jest mój raport? - pyta pewny siebie. Widocznie wkurzył się na to, że sam mu go wcześniej nie przyniosłem. Wróg Zidentyfikowany. Jakby to wyraził dyrektor "SZKOŁY PIEPRZONYCH OPERATORÓW Z PIEKŁA RODEM" (ja):
"Nie istnieje problem tak wielki, żeby nie mógł być rozwiązany przez wycinanie użytkowników, kasowanie ich plików, zamykanie ich kont i donoszeniu o ich PRAWDZIWYCH zarobkach urzędowi skarbowemu."
Spod dzbanka z kawą wyciągam jego wydruk, który tam wcześniej specjalnie podłożyłem. Kawa rozbryzguje się po całym telefonie i klawiaturze, które to z jakiegoś powodu były poukładane jedne na drugim.
- O kurde! - mówię udając przerażenie na twarzy. Twarz Administratora Systemu pokazuje mi, że dobrze zgadłem miejsca podłożenia pluskiew.
- Nie myśl, że ci to ujdzie na sucho! - wycedził przez zęby i wyszedł trzaskając drzwiami.
Włączam podgląd sieci Ethernet i spoglądam na pliki jakie wychodzą z jego komputera.
Aha! Pismo z upoważnieniem zerwania mojego kontraktu, przechodzi do drukarki laserowej w biurze Dyrektora. Robię w nim kilka drobnych zmian i puszczam go do celu przeznaczenia. Po czym uruchamiam mój malutki programik, który wiesza nasz główny komputer.
Później logując się jako zwykły użytkownik, usuwam zapis tego "brzydkiego" działania.
Następnie udaję się do pokoju połączeń sieci i wkładam wtyk słuchawki do wolnego portu RS232 w biurze Dyrektora. To zadziwiające jak prosto można podsłuchać biuro, gdy wychodzą z niego kable!
Dyrektor: Jesteś tego pewien?
Administrator: ABSOLUTNIE!
Dyrektor: I nie zmienisz zdania!
Administrator: NIGDY!
Dyrektor: W takim razie już wysyłam faks do działu kadr...
Administrator: WYŚMIENICIE!
Dwie sekundy później Administrator Systemu przychodzi do mnie rozbawiony.
- No cóż, naprawdę będzie mi ciebie brakowało Szymon... - mówi zadowolony z siebie
- Och? - odpowiadam z całą moją słodyczą i czarem - Odchodzisz?
- Nie Szymonie - odpowiada radośnie - To TY odchodzisz!
- AWANS! Wreszcie napisałeś ten list do szefa mówiąc mu jaki z niego skretyniały, śmierdzący, pedalski bandyta i odszedłeś?
- Nie...
- Jesteś tego pewien? Ten list jest znacznie lepszy od tego o moim zwolnieniu...
- Ty... - jego źrenice rozszerzyły się lekko
To jak zabijanie foki poduszką. Biegnie zatrzymać fax. Ale, że właśnie zrezygnował, (klikity klik) jego karta do drzwi już nie działa...
Amator...
Dzwoni telefon. To ten sam gościu co ostatnio.
- Teraz mogę się już dostać na moje konto, ale skończyło mi się miejsce na dysku.
- Proszę poczekać chwilę, zobaczę co się da zrobić.
klikity klik... rm -r *
Jadę do pracy i utknąłem za jakimś staruszkiem, klasycznym powolnym kierowcą z piekła rodem, u którego wskaźnik prędkości nie przekracza 30 km/h, a zakręty bierze z szybkością nie większą niż 10. Trąbie na niego, ale pewnie wyłączył swoje urządzenie, dzięki któremu w ogóle słyszy. Więc utknąłem.
Zapamiętuję jego numer rejestracyjny. Tak naprawdę, robię to 60 razy na minutę przez 15 i pół minuty. No cóż... Wygląda to na kolejny telefon do bazy danych skradzionych pojazdów i zgłoszenie go jako skradzionego przez handlarzy bronią spoza miasta...
W końcu dostaję się do pracy. Odwracam stronę kalendarza z wymówkami. "ELEKROMAGNETYCZNE PROMIENIOWANIE KOSMICZNYCH ŚMIECI". Wystarczająco dobre. Wygląda na to, że mimo wszystko dziś będzie dobry dzień.
Loguję się na "PIEPRZSIE" (moje konto pomocy wymaga jakiejś nazwy), by odebrać swoją pocztę. Są trzy nowe wiadomości, pierwsza długa na 117 linii, więc to na pewno jakiś gawędziarz. Cholera, nienawidzę takich. Zamiast powiedzieć: "Potrzebuję więcej miejsca na moim koncie" to zaczynają ci opowiadać o tym, że robią sobie te niewielkie badania jakie im kazał zrobić wykładowca i że miały być zrobione już na wczoraj i prawie udało im się je zrobić, ale ich kuzyn usunął opatrunki po świerzbie i stracił mnóstwo krwi i musiał być natychmiast zawieziony do szpitala... itd, itp. Skasowałem ten list.
Drugi list przeczytałem, ale był on nadany przez człowieka, który nie potrafi sobie poradzić z programem do poczty i wysłał pustą wiadomość i jedyne co dostajesz to same nagłówki. Odpisałem mu na nią pisząc: "Bez obaw, zrobimy to do wtorku". Mam nadzieję, że to było ważne.
Ostatnią wiadomość zostawiłem sobie na jutro, bo nudziłbym się w sobotę, gdybym kiedykolwiek musiał wtedy pracować.
Dzwoni telefon. Myślałem, że udało mi się to już załatwić!
Biorę go do wolnej ręki, tak żebym mógł włożyć pizzę do mikrofalówki.
- Tak - zgłaszam się
- Coś złego stało się z moim dyskietką startową, nie mogę zalogować się do serwera.
- Masz tą dyskietkę ze sobą?
- Pewnie!
Idę po dyskietkę, po czym wkładam ją razem z pizzą na pięć minut do mikrofalówki na "ATOMOWE-WYPALANIE".
Sześć minut później dzwoni do mnie ponownie.
- Ona ciągle nie działa, a teraz robi jakieś dziwne dźwięki i śmierdzi.
- O CHOLERA! To znowu to elektromagnetyczne promieniowanie kosmicznych śmieci!
- Naprawdę? Wydaje mi się, że słyszałem o tym! - Co za wymówka!
- Ta..., przykro mi, ale musisz sobie kupić kolejną dyskietkę.
- Och, w porządku, nie martwię się tym, stara i tak zaczynała się zużywać. Dzięki.
- Pewnie, bez obaw. I upewnij się, żeby sprawdzać swój dysk twardy naszym programem antywirusowym FDISK, gdy będziesz miał na nim dużo ważnych danych...
- Tak zrobię! Dzięki!
- Bez obaw, to moja praca!
Od tłumacza: fdisk [opcje][partycja][rozmiar][system][urządzenie] ponowny rozdział partycji na dysku, niszczący poprzedni podział razem z wszystkimi danymi na dysku
Moja gra Xcbzone strasznie wolno chodzi, więc wyciąłem całe mnóstwo procesów jakichś baz danych, które wydawały się piracić cenny czas procesora i wracam do gry. Znacznie lepiej.
Nie jest łatwo na pierwszej linii, praca, praca, praca...
Idę do kafeterii na szybką 2 godzinną przerwę na kanapkę - są tu dla mnie tacy mili. Zawsze tacy są, odkąd tej pomyłki komputera, który zarejestrował ich kucharza jako dawcę organów... Wziąłem sobie kilka puszek pepsi, kilka paczek chrupek serowych i udałem się w drogę powrotną do biura mijając po drodze laboratorium podstaw użytkowania komputerów pierwszego roku. Spojrzałem przez okno na rozpościerającą się przede mną scenę - Laboratorium pełne studentów pierwszego roku bez wykładowcy.
NO PO PROSTU MUSZĘ IM POMÓC!
Wchodzę do środka.
- Tak, zgadza się, jestem waszym tymczasowym zastępcą wykładowcy i dzisiaj odłożymy na pół godziny wasze dotychczasowe zajęcia, by nauczyć się komendy REMARK, znanej także w literaturze jako rm...
Wiecie, powinienem być nauczycielem - mam to podejście do ludzi...
Zostałem zaproszony na odczyt jako gość w sympozjum na temat "Podstawy Operacji na Komputerach", zostawiłem więc pokój sterowania w kompetentnych rękach pana Stasia, woźnego i zszedłem na dół do sali wykładowej.
Odczyt się rozpoczął i wszystko szło w porządku, później było 10 minut dla studentów, by mogli zadać "prawdziwemu operatorowi" pytania dotyczące operacji na komputerach.
Wyciągam mój notes i pióro.
- Zanim zaczniemy, proszę podawać mi swój username zanim zaczniecie zadawać mi pytania, będzie mi łatwiej dostosować wasze problemy do terminów, które lepiej zrozumiecie.
Wykładowca pochłonął tą wypowiedź, moje osobiste podejście naprawdę do niego trafiły.
- Pierwsze pytanie, ty tutaj...
- Co pan uważa o prywatności jednostek, na dzielonym systemie wielu użytkowników?
- Twój username, proszę?
- CMS1103 - (piszu pisz, skrobu skrob)
- Komputerowa Prywatność... Hmmm. To trudne pytanie. Masz na myśli coś takiego jak czytanie email'i między tobą i twoim psychologiem o tym, że nie boisz się wychodzić z ubikacji?
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGGGGGGGH!
- Och! Wygląda na to, że wyszedł - musiałem wybrać zły ten ZUPEŁNIE PRZYPADKOWY przykład. Następne pytanie. Może ty, tam...
- CMS1136. Chciałem się...
- Ach tak, 1136 jedyna osoba na uniwersytecie, która jest na liście dyskusyjnej alt.sex.podgladani.przez.marynarzy.w.ubraniach.mamusi
- To w czysto naukowych celach!
- No pewnie, że tak. Piszesz dość dużo opowiastek jak na naukowca, czyż nie?
- NNGggggAAAAAAAAAAAAAAAGGGHGH!
- Następny proszę...
...
..
Dwie minuty później sala wykładowa jest pusta.
To jest ten problem z tymi dzisiejszymi studentami, oni po prostu nie chcą się uczyć.
Wracam do pokoju sterowania, a pan Stasiu znowu zasnął przy klawiaturze. On chyba ma na oku moją pracę. Zapamiętuję sobie, żeby wejść do bazy wypłat i wykasować jego składki na ubezpieczenie zdrowotne i wypadkowe. Nie można być zbyt ostrożnym...
Odkładam słuchawkę na widełki pierwszy raz dzisiejszego popołudnia i niemal od razu zaczyna dzwonić. MAM JUŻ TEGO DOŚĆ! Przekierowywuję rozmowę na 997. To ich powinno nauczyć.
O kurde! Prawie bym już zapomniał odwrócić kolejną stronę z wymówką na dziś. "PRĄD STATYCZNY Z NYLONOWEJ BIELIZNY" Nie... Zbyt nieprawdopodobne - chociaż w niektórych przypadkach mógłbym to zastosować. Ale nie, nie będę się przemęczał. Wybiorę sobie kolejny. "PRĄD STATYCZNY Z PLASTIKOWYCH LINIJEK". No TO JEST wymówka z wyzwaniem!
Przywracam linię z powrotem do mnie, po czym przesuwam kosz tak, żeby stał na stosie wydruków - kolejna dobrze zrobiona robota. Dzwoni telefon, no może będzie większy ubaw!
- Halo?
- Dzień dobry, emmm..., w jaki sposób sprawdzić czy pliki mają poprawną nazwę?
- Po prostu wpisz 'spell' i nazwę pliku
- Dzięki
Jestem dziś jakoś cholernie miły. Szczególnie, że moja wersja komendy spell POWODUJE błędy zamiast je wykrywać. Coś jak zmiana przyjaciel na pszyjciel i vice-versa. A niech ich piekło...
Telefon dzwoni, to znowu oni.
- Coś jest nie tak z tą komendą spell.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo teraz moje pliki są popsute!
- To mi nie wygląda na 'spell'. Czy jesteś zalogowany przez swojego PC?
- Tak, ale mogę...
- Proszę, zostaw diagnostykę mnie... No, a teraz powiedz mi, czy jest gdzieś w pobliżu na biurku plastikowa linijka.
- Eeee... tak... - odpowiedział, szurając czymś po biurku
- No właśnie. Masz statyczne wzmocnienie na swoim twardym dysku, spowodowane zmianą pola elektrostatycznego wytworzonego przez linijkę - to samo co powoduje przyklejanie się do niej kawałków papieru kiedy potrzesz ją o ramie...
TRYB GŁUPOLA WŁĄCZONY
- Och. I co mogę zrobić?
- Wiesz w jaki sposób zrzuca się papier z linijki poprzez wielokrotne uderzanie nią o stół? A więc zrób to samo ze swoim pecetem. Powiedzmy 20 razy podnieś go na około 30 centymetrów ponad biurko i upuść.
- Aha. OK
łup
łup
łup
- Eeee... zgasł ekran
- Wszystko w porządku, tak się miało stać - kontynuuj. A gdy skończysz, z monitorem zrób to samo, ten prąd statyczny mógł przejść do niego po kablach.
łup
łup
łup...
Odwieszam słuchawkę. Po czym wstaję i idę na świeże powietrze ponalewać miodu do stacji dyskietek, gdy nagle jakiś gość wyglądający jak Lee Harvey Oswald podbiega do mnie i strzela, z tym że dźwięk dochodzi z pokoju operatorów i słyszę chichot byłego Zarządcy Systemu...
Później, w karetce, zdałem sobie sprawę, że zapomniałem zapytać tamtego głupka o jego username...
Potem wszystko zrobiło się czarne...
Gdy ciemność zniknęła, po tym jak wyjechaliśmy z tunelu przyszło mi na myśl, że nie jestem aż tak ranny. Chociaż może jestem. Ktoś chciał mnie z...
Umarłem.
Oczywiście prawdziwy POPR nie uważa tego za umieranie, ale raczej jako powrót do domu na wakacje.
Pięć sekund później 15 tysięcy wolt przechodzi przez moje piersi. Ci chłopcy z karetki wiedzą jak się zabawić.
PIEPRZONY OPERATOR Z PIEKŁA RODEM ŻYJE!!!
Trzy tygodnie później jestem z powrotem w pracy i czuję się wypoczęty i zrelaksowany znowu siedząc przy klawiaturze. Odpoczynek dobrze mi zrobił, czuję się *świetnie!*. Przeglądam email'e ludzi, po czym daję znać studentom, że wróciłem, poprzez spowodowanie improwizowanego zapobiegawczego zatrzymania systemu w środku laborek naciskając reset (oni to naprawdę kochają)
Przewracam kartkę z kalendarza wymówek, "GLOBALNE OCIEPLENIE" TAK, TAK, TAK! Co za powitanie!
Jest koniec miesiąca, więc te wszystkie automatyczne programy przypominające będą wszędzie rozsyłać email'e. Ustawiam zegar systemowy na 7 dni do tyłu, by mieć trochę ciszy i spokoju dla siebie, po czym wymieniam taśmę od drukarki na trzyletnią z wybitymi dziurami.
Zaczynam sortować moją zwykłą pocztę. Po znalezieniu rozrywam opakowanie Miesięcznika POPR "kill -9" i zaczynam przeglądać artykuły. Jest fajny kawałek o tym jak zrobić OS2 powolnym, nudnym i bolesnym, ale wygląda mi to dokładnie jak instrukcje instalacji... Ale, kto wie. Kieruję się prosto na dział POPR Magicy, żeby zobaczyć, czy któryś z moich artykułów został wydrukowany. Wszystkie!!! Nawet ten o kompilatorze C, który usuwa przypadkowo wybraną linię z źródła kodu programu jaki kompiluje!
Dzwoni telefon.
- Ekran mojego peceta jest pusty!!!
- To kabel zasilania - mówię
- Nie, już to sprawdziłem. Jak naciskam włącznik nic się nie dzieje!
- To kabel zasilania - mówię ponownie
- Nie, sprawdzałem go i jest włożony poprawnie. No i nie ma żadnych światełek na klawiaturze i w ogóle.
- To kabel zasilania - powtarzam
- Hej, chwileczkę! Właśnie zauważyłem, że kabel zasilania jest źle włożony!
- Kabel zasilania?
- Tak... Ojej...
- O nic się nie martw - mówię - Teraz wszystko działa w porządku?
-Tak mi się wydaję. Przepraszam, to PAN MIAŁ rację przez cały czas.
- Tak, ostatnio często nam się to zdarza, to przez obecny problem z Globalnym Ociepleniem. Powoduje on przypadkowe rozszerzanie i zwieranie, których rezultatem są powodowane temperaturą ruchy mechanizmy oparte na tarciu... - Słucham uważnie. Nic. Innymi słowy:
TRYB GŁUPOLA WŁĄCZONY...
- No, ale da się to naprawić już na stałe. - mówię
- Naprawdę? Jak?
- No cóż, to wszystko dzieje się przez osadzanie soli na metalowych stykach.
- Och!
TRYB GŁUPOLA WŁĄCZONY NIEODWOŁALNIE
- Wszystko co trzeba zrobić to wyciągnąć kabel zasilania z komputera i zanurzyć w rozcieńczonych solach mineralnych. Masz jakieś rozcieńczone sole mineralne przy sobie?
- Ach... nie?
- Spokojnie, bez obaw, po prostu włóż ją do ust. Ale najpierw wyczyścić wtyczkę, by pozbyć się bakterii, I WYŁĄCZ PRZYCISK ZASILANIA NA MONITORZE zanim ją włożysz do ust - nie chcemy przecież żadnego niemiłego wypadku!
- Aha. Ok!
Fzzzt, stuk
Odwieszam słuchawkę, gdy słyszę jak jego słuchawka uderza o podłogę. Oni wszyscy nie są warci miejsca na dysku.
Dotarłem do pracy trochę zmęczony, więc włożyłem wiązkę miedzianych drutów do gniazdka prądu trójfazowego i przełączyłem wyłącznik. Pokój pogrąża się w ciemnościach, podczas gdy wyłączniki bezpieczeństwa wyłączają się jeden po drugim i wreszcie w pokoju komputerów nastała cisza.
To lubię.
Zrzucam słuchawkę z widełek i zasuwam zasłony w oknach. Teraz jest tu *naprawdę* ciemno. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby się tutaj komuś zdarzył jakiś brzydki wypadek...
Podniosłem w ciemnościach kilka płyt podłogowych i zadzwoniłem po serwis mówiąc, że znowu serwer powybijał wyłączniki. Po czym wymieniam bezpieczniki na gwoździe i zwieram zasilanie z podłogą. Nie można po prostu mieć nadziei na wypadek, trzeba POMÓC przypadkowi.
15 minut później przyszedł serwisant i wpadł do dziury. Ledwo ułożyłem płyty podłogowe z powrotem, gdy wszedł Administrator Systemu (nowy, bardzo dbający o osobiste kontakty), mówiąc mi bym uważał, bo komuś może się stać krzywda w tych ciemnościach...
Przytakuję mówiąc, że nie możemy sobie teraz pozwolić na przerwy. Pytam go czy nie powinienem po prostu wyrzucić wyłącznika, mając nadzieję, że to nic poważnego. Myśląc o złej publice, jaką już mamy, podejmuje ostatnią decyzję w jego krótkiej karierze i mówi mi bym zaczynał.
Gdy dym już opadł, spoglądam na dymiące resztki serwera. Niezbyt ładny widok...
- Dziwne, że wyłącznik się zablokował, czyż nie? - mówię do admina, podczas gdy on pakuje swoje osobiste rzeczy ze swojego biura. - Szansa jedna na milion. Jaka szkoda, że ktoś widział co zrobiłeś i umieścił całą historię na comp.misc. Po tym całym rozgłosie wokół tej sprawy, będziesz miał szczęście, jak ci się uda zdobyć w pracę w której dadzą ci samochód z jakąkolwiek elektroniką w środku...
Wracam do maszynowni (jak pieszczotliwie nazywam salę komputerową), i wyrzucam resztę wyłączników by wszystko ożywić, po czym loguję się i zaczynam zwyczajowe kasowanie poczty użytkowników.
Zauważyłem w poczcie interesującą propozycję seksualną od naszego konsultanta do męskiej drużyny pływackiej. Wygląda na dobre motto na dzisiejszy dzień, więc umieściłem je na odpowiednim miejscu. Zmieniłem imię nadawcy na "Mięczak", a hasło na "ljkadlkajflkj", po czym dzwonię do szefa i mówię mu o podejrzanym włamaniu. Przełamanie się przez to powinno zająć przynajmniej kilka godzin. A do tego czasu wszyscy będą musieli czytać tą wiadomość...
O tym, że ktoś już czyta tą wiadomość, zdałem sobie sprawę, gdy usłyszałem strzał zza zamkniętych drzwi biura konsultanta.
Tak sobie edytuję pomoc online i zmieniam numer telefonu na ten do Administratora Systemu. Prawdopodobnie będzie się cieszył z dodatkowych telefonów w ten smutny czas...
Usłyszałem kolejny strzał i zdałem sobie sprawę, że dziś już nie odbierze żadnych telefonów.
Odłożyłem słuchawkę z powrotem na widełki, po czym spojrzałem na kartkę z dzisiejszą wymówką. "ZŁY STAN ZASILANIA". Nie, zbyt prawdopodobny. "NAPIĘCIE STATYCZNE". Jak dla mnie ciągle zbyt łatwe, ale nie chcę sobie zużyć wszystkich kartek przed końcem roku, więc zdecydowałem radzić sobie z tym co mam.
Telefon zadzwonił równocześnie z tym jak puściłem sobie film "Top Gun" na video. Zapauzowałem więc i chwyciłem słuchawkę wolną ręką.
- Wydaje mi się, że kupiłem popsutą dyskietkę
- Tak? - zastanawiam się, czy przypadkiem nie zostałem obrońcą praw konsumenta.
- No, mam dyskietkę i nie daje się jej sformatować. A wszystkie inne z pudełka się dają, więc musi być popsuta.
- No i dlaczego dzwoni pan z tym do mnie
- No, bo na pudełku jest napisane, że jest na nie gwarancja, więc jak mam dostać inną na wymianę? - aha! No oczywiście.
- No, zobaczymy. Czy jesteś pewien, że to dyskietka, a nie jakiś z problem napięciem statycznym?
- Hę?
- Napięcie statyczne, no wiesz, statyczna elektryczność przenoszona z ciebie do komputera
- Ale ja noszę na ręce pasek uziemiający!
Właśnie sobie zdałem sprawę z tego, że jestem głęboko w obcej krainie. Opaski na rękę nie są modnymi dodatkami w *mojej* części miasta...
- No oczywiście, że nosisz, ale taka opaska na rękę ma średnio 1 mega om oporności i bardzo słabe uziemienie. To czego potrzebujesz to bezpośrednie połączenie z ziemią. Chwyć się czegoś co jest właściwie uziemione.
- Coś jak stalowe biurko?
- Doskonale. A teraz, czy masz jakiś spinacz do papieru, żeby rozładować to napięcie statyczne?
- Poczekaj... Mam.
- W porządku, teraz wolną ręką wsadź spinacz z tyłu komputera przez dziurki wentylatora i dotknij nim grubego czerwonego kabla.
- Tego idącego do zasilacza?
- Dokładnie ten.
- ...Hej, a czy to nie jest ...kzzzzt!...stuk
I kolejny problem rozwiązany przez telefoniczną pomoc z piekła rodem...
Jestem zajęty pracą nad moją nową nakładką na plik skryptu loginu. Jest prawie idiotoodporna. Powiedzmy, że na przykład wyskakuje coś takiego: "Tak znaczy nie, nie znaczy tak. Skasować wszystkie pliki [T]?", zaraz po tym jak się zalogujesz.
Zaczynam się naprawdę martwić ilością włamań na konta użytkowników jakie mieliśmy w ostatnich czasach... No, ale szef się nie martwi. Jego głównym zmartwieniem wydaje się być liczba nieszczęśliwych zdarzeń na uczelni związanych z komputerami. Zwariowany świat, nieprawdaż?
Przewracam kartkę z wymówkami. "EFEKT DOPPLERA". Brzmi wystarczająco niewiarygodnie, by być wiarygodne, oczywiście przy niewielkim nakładzie pracy.
Telefon, trucizna mego życia, dzwoni.
- Witam, tu pokój operatorów, w czym mogę pomóc? - pytam pomocnym głosem
- Przepraszam, czy to technicy? - słyszę głos rozmówcy. Zadziwiająca jest liczba głuchych ludzi używających telefon. Co mi tam, nudzi mi się.
- Tak, tu technicy. - kłamię. Nixon byłby ze mnie dumny.
- Mam problem z moją stacją dyskietek, wydaje mi się, że nie działa tak jak powinna. Od czasu do czasu nie czyta dyskietek.
- Hmmm. Jak długo już pan używa tej stacji dyskietek?
- Około roku.
- Aha i jeszcze czasami działa, a czasami nie, ale coraz częściej nie działa?
- TAK!
- Taa... To wyniki magnetycznego efektu Dopplera
- Myślałem, że to dotyczy tylko światła i dźwięku.
- Tak, ale odkryto, że na kręcącej się powierzchni, takiej jak dysk, ułożenie cząstek magnetycznych zmienia się, szczególnie wtedy gdy głowica odczytująca jest stacjonarna i lekko namagnetyzowana w stosunku do dysku.
- Yyy... Aha. - TRYB GŁUPOLA WŁĄCZONY
- A więc, to co teraz trzeba zrobić to odmagnetyzować głowicę. Ma pan pętlę odmagnesowywującą głowice dyskowe?
- Emm... Nie.
- OK, w takim razie zrobimy to trudniejszym sposobem. Ma pan oryginalne dyskietki do swojego oprogramowania?
- Tak.
- Świetnie, proszę je włożyć do stacji i sformatować.
- CO?
- Bez obaw, nic im się nie stanie, przecież stacja dyskietek jest popsuta. Jedyne co się stanie to to, że oryginalne pole magnetyczne dyskietek przywróci pole magnetyczne głowicy, ponieważ te dyskietki nie były nagrane na stacji z efektem Dopplera.
- Ach, tak!
- Więc jeśli wyskoczą panu błędy zapisu z zapytaniem czy kontynuować, proszę odpowiadać tak i powtórzyć to ze wszystkimi dyskietkami. Później, by zakończyć proces demagnetyzacji, niech pan użyje dyskietki czyszczącej, która zbierze zbłąkane cząsteczki magnetyczne, przyległe do głowicy.
- Och. Dzięki.
- Proszę mi nie dziękować. TO MOJA PRACA! - odpowiadam w serdeczny sposób.
Odkładam słuchawkę, a telefon od razu dzwoni. To szef.
- Szymon, mógłbyś proszę przyjść do mojego biura?
ALARM!
Tak szybko jak tylko potrafię, naciskam klawisz paniki na naszym analizatorze sieci LAN, a będąc bardziej dokładnym jego nazwa brzmi: "Stwórz 90% przypadkowego ruchu w sieci".
- Oczywiście, chce pan żebym przyszedł w tej chwili, czy też...
Zadzwonił drugi telefon.
- SIEĆ PADŁA, WSZYSTKIE NASZE KOMPUTERY SIĘ ZAWIESIŁY! - wykrzyczał głos w słuchawce, wprost do mikrofonu słuchawki w drugiej ręce.
- Rozumiem - odpowiadam uspokajająco - Tak, widzę to na moim monitorze, to mi wygląda na uszkodzony kabel, proszę poczekać, zaraz go to naprawię.
Naciskam na przycisk "Właśnie dostaję podwyżkę" (inaczej, przerwij tworzenie ruchu w sieci) na analizatorze sieci LAN i niemal natychmiast użytkownik odkrzykuje do "mnie"
- Świetna robota, teraz wszystko działa, dzięki.
- W porządku, nie ma sprawy. Życzę miłego dnia.
Szef słyszał to wszystko, więc myślę sobie, że mimo wszystko wyprawa do jego biura nie będzie taka straszna. Mówię mu, że będę zaraz jak tylko zabezpieczę sieć i odwieszam słuchawkę. Idąc na dół do jego biura wymyśliłem nowe wyrażenie, które uszczęśliwi zarząd. Pełne Chwilowe Odłączenie. Brzmi znacznie lepiej, niż wyciągnięcie wtyczki. Tak jak Główny Wyłącznik brzmi lepiej, niż przycisk zasilania.
Doszedłem do biura szefa, a oprócz niego jest też tam kadrowy. Aha.
- Szymonie, chciałbyś zostać naszym Administratorem Systemu?
?!!!
- No cóż... Nie wiem, podoba mi się to co...
- Dodatkowo 10 tysięcy rocznie, samochód służbowy...
- Model Monaro?
- Dobrze.
- Sprzedany!
...I tak się kończy saga, tak jak się powinna skończyć w części #10.
Właśnie wszedłem do mojego biura. To mój pierwszy dzień i chcę wywrzeć dobre wrażenie, więc cała poczta do mnie ląduje w koszu. No z taką szybkością załatwiania spraw, to się dopiero nazywa bycie efektywnym!
Telefon od samego szefa - dostaje skargi na Szkolonego Pieprzonego Operatora z Piekła Rodem. Poprosiłem szefa, żeby wszystkie skargi na niego przesyłał bezpośrednio do mnie, a ja zrobię co w mojej mocy, żeby coś temu zaradzić. Po czym zadzwoniłem do operatora i umówiłem go na spotkanie ze mną.
Dwa tygodnie później, pojawia się u mnie, a ja pokazuje mu wszystkie skargi na niego jakie się do tej pory uzbierały.
- Siedemdziesiąt trzy skargi przez pierwsze trzy tygodnie twojej pracy! - wykrzyczałem - to dobrze, ale mogło być lepiej! Powinieneś dostawać co najmniej 10 skarg dziennie. CO NAJMNIEJ! No, a teraz zastanówmy się co robisz źle. Dostajesz telefon od użytkowników. Co robisz?
- Wycinam ich? - SPOPR odpowiada.
- NIE! Jak możesz dostać się do ich konta skoro nie znasz ich username? PODSTAWOWĄ rzeczą jaką powinieneś zrobić to dowiedzieć się jak brzmi username użytkownika. No, a potem co robisz?
- Wycinam ich?
- NIE! Najpierw mają ci powiedzieć dlaczego dzwonią.
- Po co?
- Bo później możesz powiedzieć, że nie wyjaśnili ci dokładnie problemu. To wspaniała obrona i działa za każdym razem. Na przykład dzwoni do mnie użytkownik z żalami. Wysłuchuję jego problemu, po czym mówię: "AHA, GDY MÓWIŁEŚ 'MÓJ PECET NIE DZIAŁA' TO ON MUSIAŁ POMYŚLEĆ, ŻE MIAŁEŚ NA MYŚLI 'JAK MOGĘ POPSUĆ MOJEGO PECETA I ZNISZCZYĆ PRACĘ MOJEGO ŻYCIA W TEJ SAMEJ CHWILI?' - TO SIĘ CIĄGLE ZDARZA!". Potem mówi do mnie coś o tym, że taka pomyłka jest niemożliwa, a ja jak mi jest przykro, po czym fałszuję kilka połączeń, a komputer centralny rejestruje jego miesięczny rachunek na kwotę równą urugwajskiemu długowi... Zrozumiano? Więc, po tym jak już wysłuchasz ich problemów to co robisz?
- Wycinam ich?
- NIE! Potem musisz podać jakąś wymówkę. Masz kalendarz z wymówkami?
- Eeee. Nie...
- A powiedziałeś, że jesteś wykwalifikowany. Masz mój. - podaję mu kalendarz, odwracając kolejną kartkę.- "ENTROPIA"... Podoba mi się. No, a gdy już podałeś wymówkę to co robisz?
- Wycinam ich?
- TAK! - (ten gościu jest zdrowo kopnięty) - A potem co?
- Odwieszam słuchawkę?
- NIE! Bo potem oddzwonią, gdy problem będzie się powtarzał. Twoim zadaniem jest zbudować taką atmosferę, by się bali do ciebie dzwonić. Jak można pracować, gdy ludzie ciągle dzwonią? Po pierwsze muszą zapłacić, za to że zadzwonili, marnując twój czas. Co ty byś zrobił?
- Skasował ich pliki?
- Tak. To na początek, ale gdy będą mieli nowe pliki mogą znowu zadzwonić. A ty chcesz by już NIGDY nie zadzwonili. Co byś zrobił?
- Obrzucę ich wyzwiskami?
- Nie. Widzę, że będę musiał ci to zademonstrować. Masz długopis z metalowym wkładem?
- Tak.
- Widzisz tam na ścianie gniazdko? Wyciągnij ten metalowy wkład i włóż go do gniazdka.
- Ale ono jest pod napięciem!
- Czy kazałbym ci to zrobić, gdyby było pod napięciem?
- Aha. - BZZZZZZZEEEEERT! ŁUP!
Oczywiście, że bym kazał.
I tak nie był wystarczająco dobry. Brak instynktu mordercy.
Przesłuchuję nowych kandydatów na operatorów, a jako Administrator Systemu z Piekła Rodem mam wysokie wymagania. A jako Niedawny Pieprzony Operator z Piekła Rodem, mam nawet jeszcze wyższe wymagania.
Wchodzi pierwszy kandydat.
- Witam. Zadam ci kilka prostych pytań by sprawdzić twoją wiedzę na temat Komputeryzacji i Sieci w odniesieniu do Operacji.
- Proszę bardzo.
- Świetnie. Pierwsze pytanie. Jaki jest najlepszy sposób by powstrzymywania jednostek od umieszczania niestosownych wiadomości na news'ach?
- Zamknąć ich konto.
- Dobrze, czy a może coś jeszcze?
- Skasować ich pliki, zmienić hasło na 'dupogłowy' i wykasować wszelkie kopie bezpieczeństwa ich konta.
- Doskonale. Co to jest "mordplik"?
- To lista użytkowników, tematów, wiadomości, które są automatycznie pomijane, tak by nie trzeba się było przegrzebywać przez te śmieci.
- Emm... Nie. Pamiętasz jak mówiłem, że miało to być w odniesieniu do Operacji. Mordplik to tak naprawdę lista nazwisk ludzi, których masz zamiar zabić.
- Aha, oczywiście.
- Nieważne. Co oznacza skrót ZSW?
- Zamknij, skasuj, wymaż.
- Dobrze. NPD?
- NIE PRÓBUJ DZWONIĆ. Slogan operatorów.
- Świetnie. NZGMS?
- Nie Zawracaj Głowy Mojemu Szefowi. Prawdopodobnie najważniejszy skrót jaki istnieje.
- Pewnie. Przychodzi do ciebie użytkownik ze skargą na to, że inny użytkownik wysyła do niego listy z seksualnymi propozycjami. Co robisz?
- Kopiuję wszystkie listy, zamykam konto tego co się skarżył (przez przypadek) i wyciągam forsę od nadawcy grożąc, że wszystko pokaże jego rodzicom.
- Dobrze. Myślę, że się świetnie nadajesz do tej pracy. Teraz chwyć się tego kabla...
- Raczej bym tego nie robił.
- Doskonale. Przeszedłeś końcowy test. Zaczynasz od jutra. Proszę wyjdź tymi drzwiami, żeby nie przeszkadzać innym kandydatom.
BZZZZZEEEERETTT!
Klamka Pod Prądem. Zawsze ich dopada. Tak sobie myślę, że to napis na drzwiach "Dział Skarg" ciągnie ich do siebie jak ćmy do światła...
Wypycham ciało przez wyjście ewakuacyjne.
- NASTĘPNY!
Nie pytajcie się jak wróciłem, po prostu wróciłem. Wystarczy powiedzieć, że zarządowi się nie podobało się jak wyciągałem informacje od klientów za pomocą elektrod. Szczególnie kiedy się to robiło teściom szefa. To była JEGO działka.
Więc znowu siedzę u siebie. Niestety oznacza to nadmiar operatorów w pokoju komputerów. Jeden z nich zatrzasnął się w sejfie na kopie bezpieczeństwa, więc problem się rozwiązał. Pukanie zamarło po kilku godzinach, więc te sejfy naprawdę *są* szczelne.
By się przywitać, wysyłam wiadomość mówiącą, że za 10 minut nastąpi wyłączenie systemu. 5 minut później wyłączam system. Kocham to robić. Patrzę jak światła twardych dysków mrugają, gdy zaczyna się faza "naprawy dysków" podczas startu systemu, gdy są kasowane wszystkie bieżące pliki. Zabawne jak to zawsze mamy mnóstwo wolnego miejsca na dyskach po restarcie systemu.
Właśnie odpaliłem Wolfenstein'a, gdy zadzwonił telefon. Co mi tam do cholery, prawie mi tego brakowało na moim poprzednim stanowisku, więc odbieram.
- Operatorzy słucham.
- TO WCALE NIE BYŁO 10 MINUT!!! - krzyczy do mnie głos w słuchawce.
- Co nie było 10 minut? - pytam grzecznie. Widzę, że sprawy się pogorszyły podczas mojej nieobecności. Zachowaj rózgę, a ukarz przez rm - r, zawsze to powtarzam.
- TO! Powiedział pan, że to będzie... - chwila przerwy - Eeee... Kto mówi?
- Operator, a kogo się pan spodziewał?
- Darren? Czy to Darren?
- Emmm, nie. Darren... Darren jest... zajęty.
- Aha. A wie pan kiedy będzie wolny?
- Prawdopodobnie gdzieś około czasu robienia kolejnych kopii zapasowych. Coś koło 2007 roku, tak mi się wydaje.
Bawi się w pytanie mnie o to czy może odzyskać swoje pliki czy nie. Pozwalam mu wisieć przez chwilę na telefonie.
- Czy to wszystko - pytam głosem słodkim niczym miód.
- Więc... NIE, nieważne.
- Pewnie, że nieważne. Czy chce pan, żebym sprawdził czy wszystko w porządku z pana plikami? - zapytuję.
- Ależ tak, proszę. Jestem nowy i nie wiem dokładnie co robić w takim przypadku.
- Oczywiście. Pański username?
Wszystko w nim krzyczy, żeby tego nie mówić. Ludzie obok niego też krzyczą, by tego nie robił.
Powiedział.
Do niektórych po prostu nic nie dociera.
- A więc, wszystkie pańskie pliki mają się świetnie.
- Tak?! Wspaniale.
Ulga w jego głosie jest przygniatająca.
>klikity klik<
- Tak. Oba pliki x-default i newsrc mają się doskonale.
- Ale... Co z moimi danymi z obserwacji?
- Słucham?
- Było około 10 plików w katalogu z badaniami. To były dane zbierane przez ostatni rok.
- No, ja tu nic takiego nie widzę. A może gdzieś były kopie bezpieczeństwa?
- Zrobiłem kopię na konto mojej dziewczyny.
- Jaki jest jej username?
- Emmm... - chwila przerwy.
Powie czy nie powie.
Powiedział.
To jak rozjechać ślimaka walcem drogowym.
>klikity klik<
- Nie, tu też nic nie ma. Aha. Chwila, jest tu jakiś plik na jej koncie, jest dość duży... Może powinien pan zalogować się na jej konto i spróbować odzyskać z niego dane...
Zlepiam około 100 plików man z pomocą dla unixa i wrzucam na konto jego dziewczyny i nazywam "rsrch.j"
- A jak się to robi?
- W porządku. Zalogował się pan już?
- Chwila... Tak już jestem.
- Dobra, teraz trzeba przepuścić ten plik przez program pocztowy, żeby usunąć ósmy bit, inaczej odzyskanie pliku najpewniej zakończy się błędem instrukcji.
TRYB GŁUPOLA WŁĄCZONY
- Więc wszystko co trzeba zrobić to napisać: "mail root < rsrch.j"
- Dzięki.
- CZEKAJ! Trzeba to napisać nosem.
- DLACZ... DLACZEGO?
Przewracam kalendarz z wymówkami i pojawia się odpowiednia wymówka: "ZAŁAMANIE NERWOWE OSPRZĘTU".
- No cóż. To przez załamanie nerwowe osprzętu. Prawdopodobnie za mocno naciskasz klawiaturę przez co zasmuciło wnętrze klawiatury. To ma coś wspólnego z łączeniami i indukcją elektromagnetyczną.
TRYB GŁUPOLA WŁĄCZONY NIEODWOŁALNIE
- Aha. OK.
- No, a teraz wpisz to 20 razy.
- Dobrze, już wpisuję.
Odwiesza słuchawkę. A ja od razu dzwonię do ochroniarzy.
- Cześć, mamy kolejnego wariata w laboratorium. Wydaje mi się, że dotyka klawiatur nosem. Może być uzbrojony.
Trzy minuty później słyszę strzały. Zamykam mu konto, w miejscu gdzie się udał i tak nie będzie mógł z niego korzystać...
Telefon znowu zadzwonił. Tym razem to moja mama.
- Witaj mamo, w czym ci pomóc?
- Szymon, mam problem w pracy, chyba szwankuje dyskietka z wszystkimi moimi danymi.
- Aha, Ok. Masz może zmywacz do paznokci i waciki?
- Tak, mam.
- Dobrze. Teraz wyciągnij dysk i wyczyść ten brązowy nalot na powierzchni. To przez niego brudzą się głowice w stacji dyskietek. Po odpowiednim wyczyszczeniu powinien zostać tylko przeźroczysty plastik.
- Aha, dzięki Szymonie.
- Nie ma za co. A tak przy okazji, pamiętasz może jak miałem 11 lat, a ty mnie nie puściłaś na noc do kolegi, na filmy video?
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Tak bez powodu...
Jest ciepłe popołudnie. Szczególnie w pracowni komputerowej. Nie wiem, może jednak powinienem włączyć klimatyzację, ale do cholery mam katar i muszę siedzieć cieple.
Przewracam kartkę z dzisiejszą wymówką. Zakłócenia magnetyczne spowodowane kartami kredytowymi. Hmmm, na tyle zamieszane, że prawdopodobne. Dzwoni telefon.
- Halo, tu pokój operatorów.
- Dzień dobry. Chciałbym dołożyć pamięć do mojego komputera. Właśnie dokupiłem nowe pamięci i chciałbym się dowiedzieć czy moglibyście mi pomóc.
- No cóż, zazwyczaj nie było by problemu, ale dziś technicy są zajęci otwieraniem sejfu na kopie bezpieczeństwa, żeby się dowiedzieć, dlaczego tak od niego śmierdzi. Ale chyba mógłby pan sam je włożyć...
- Naprawdę? Myślałem, że to niebezpieczne?
- Nieeee... to całkiem bezpieczne. Trzeba tylko pamiętać o wyjęciu ich z tych głupich plastikowych torebek. Czy słyszał pan o pamięci statycznej RAM?
- Tak...
- A może pan wie dlaczego pakują statyczną pamięć RAM w antystatyczne torebki? Dla mnie to podejrzana sprawa!!! Pańskie pamięci już mogą być uszkodzone, więc lepiej szybko wyrzucić te torebki...
TRYB GŁUPOLA WŁĄCZONY
- Aha - szur, szur - W porządku, zrobione i co dalej?
- Ok. Teraz trzeba się pozbyć tego ładunku jaki te torebki przekazały pamięciom. Chyba pan nie chce zniszczyć swojego komputera? Niech się pan pozbędzie ubrań z wełny jeśli pan takie ma i zastąpi je jakimiś z tworzyw sztucznych. Teraz trzeba trochę pochodzić po jakiejś taniej wykładzinie, przeczesać kilka razy włosy, a potem włożyć kości pamięci w grzebień, tak żeby sztywno siedziały. Następnie trzeba włączyć komputer, potem włożyć i wyciągnąć pamięci około 10 razy, żeby się rozgrzały gniazda. Potem już tylko kilka razy szybko w ponaciskać wyłącznik komputera i już powinno być wszystko dobrze.
- Dzięki!
- Nie ma sprawy, to wszystko część serwisu technicznego.
Wychodzę na obiad, w końcu już byłem w pracy przez całe 10 minut. Wychodząc zobaczyłem laboratoria studentów. Usłyszałem w jednym z nich popiskiwanie terminala i poszedłem się rozejrzeć, by na jednym z ekranów użytkownika zobaczyć mnóstwo śmieci. Albo się chciał dowiedzieć czegoś o mnie, albo podejrzeć moje konto i dostał zrzut pamięci nazwany przeze mnie ".plan". Zanim się dowie co się stanie, skończy mu się czas przydzielony na pracę przy terminalu. Co za tragiczny pech.
Gdy wróciłem z obiadu po krótkim czasie kilku godzin, zacząłem przeglądać katalog Usenet'u alt.binaries.pictures.erotica. Po zrobieniu sobie kopii wykasowałem kawałki co dłuższych obrazków. Oczywiście nagrałem je na ostatnich taśmach z kopiami bezpieczeństwa.
Teraz nadszedł czas na oglądanie taśm video, które zabrałem z wypożyczalni po wcześniejszym zrobieniu zamieszania przez wyłączenie drukarek i odłączeniu telefonu. Okazało się jednak, że ktoś podczas mojej nieobecności zabrał magnetowid z mojego pokoju...
Zrobiłem dyskretne poszukiwania pod groźbą rm -r i dowiedziałem się, że teraz w jego posiadaniu jest sekretarka. Więc poszedłem na dół i powiedziałem, że chcę go z powrotem. Okazało się, że nie mogę go ot tak wziąć, że najpierw trzeba wpisać się do KSIĄŻKI, mówiąc kiedy będzie oddane, ile taśmy przez niego przejdzie, czy będę oglądał w systemie PAL czy NTSC itd. Później wszystkie dane są wpisywane do jej osobistego komputera (którego nie mogę dotykać, bo nie należy do nas), więc w każdej chwili może sobie zrobić wydruk z danymi kto pracuje, a kto nie w naszym wydziale.
Gdy wspomniałem, że go nie mam zamiaru oddać (w końcu to ja pierwszy potraktowałem ten magnetowid młotkiem), bo to ja powinienem go mieć przez cały czas, dowiedziałem się, że to niemożliwe i muszę sobie znaleźć inne video, bo ona musie mieć do niego dostęp przez 24 godziny na dobę w razie gdyby ktoś go potrzebował. A że zabiera swojego peceta na noc do domu, nie mam co myśleć o wpisaniu fałszywych wypożyczeń. Widzę to wszystko takie jakim jest naprawdę, czyli cichą próbą dostępu do źródła władzy (Pokoju Operatorów) przez Sekretarkę z Piekła Rodem.
Zdecydowałem ten jeden raz dać sobie spokój. W końcu udaje się jej w 20% trafiać w dostarczaniu poczty, więc może nie jest taka zła.
Następnego ranka, gdzieś o 14 gdy dotarłem do pracy zastałem na biurku 3 listy o innych rzeczach "źle skatalogowanych" jako "oczekujące na naprawę" (ten pie*lony technik doniósł, żeby mieć większe szanse na zaliczenie sekretarki, wielka szkoda, nawet go lubiłem) z notką od samego szefa autoryzującą sekretarkę do śledztwa w tej sprawie. Do tego wszystkiego dołączona była jeszcze jedna notka od sekretarki, że w związku z tym potrzebuje klucza i całodobowego dostępu do Pracowni Komputerowej.
KOLEJNY RAZ okazało się, że rzeczy zostawione same sobie, robią się jeszcze gorsze. Przeszedłem więc do działania. Znalazłem kable do komputera sekretarki RS232, sieciowy i telefoniczny i wyrwałem wszystkie z gniazdek. A co tam do cholery, wyrwałem jeszcze bezpieczniki linii elektrycznej dochodzącej do jej biura i włączyłem wyrwane kabelki do gniazdka.
Kilka minut później dzwoni telefon.
- CO SIĘ STAŁO Z MOIM POKOJEM?! - wykrzyczała do mnie sekretarka.
- Pani pokojem? - odpowiadam miłym i niewinnym głosem, sprawdzając jednocześnie skąd dzwoni. Aha, na dole w korytarzu.
- Tak, MÓJ POKÓJ! Nie ma prądu i nic nie działa.
- To straszne. Co pani robiła gdy wysiadło napięcie? Może coś głupiego?
- Nie robiła NIC głupiego! Pracowałam na moim pececie! - sposób w jaki mówi "mój" pecet naprawdę zaczyna mnie wkurzać.
- Pracowała pani na swoim pececie? - odpowiadam zamyślony.
- Tak! - odburknęła.
- Ale chyba nie na własnym osobistym komputerze?
- Tak... - Jeszcze nie wie do czego zmierzam.
Teraz właśnie sprawdza się podstawowe prawo Pieprzonych Operatorów z Piekła Rodem. Pieprzony Operator z Piekła Rodem nie tylko wygrywa. Wygrać może każdy. Pieprzony Operator wygrywa i całkowicie niszczy. To się nazywa prawdziwe wygrywanie.
- Mam nadzieję, że wyłączyła pani komputer zanim zadzwoniła?
- A to dlaczego? - odburknęła trochę niepewna.
- A to dlatego, że własność prywatna nie jest objęta polisą ubezpieczeniową wydziału. A tylko Bóg wie co się mogło stać z taką delikatnym osobistym sprzętem elektronicznym jak...
Usłyszałem jak bardzo cicho odkłada słuchawkę i biegnie na swoich szpilkach do drzwi. Podczas włączania bezpieczników zastanawiam się co będę dziś oglądał na video... Ciągle przy słuchawce usłyszałem mały wybuch co pewnie oznaczało, że jej komputer się popsuł...
10 minut później zadzwonił telefon w pokoju sterowania. To sekretarka, z głosem lekko podenerwowanym. Z jej sporadycznych wybuchów udało mi się zrozumieć prośbę o podłączenie jej kabli do terminala. Spytałem się czy ma może technika, który by mógł na to spojrzeć. Odłożyła słuchawkę.
Brak poczucia humoru.
Kolejne 10 minut później zadzwonił technik z informacja, że nie działa żaden z kabli. Powiedziałem mu, że to sprawdzę, po czym podłączyłem kabel sieciowy i telefoniczny. Został tylko RS232.
Następne 10 minut później wyrwał mnie z drzemki kolejny telefon. To technik starający się być superefektywnym dla sekretarki. Mówi, że RS232 ciągle nie działa. Daję mu jakąś wymówkę, że to pewnie brudne styki na wtyczce i proszę go o założenie nowej wtyczki. Słyszę jak odciął starą wtyczkę i zaczyna odzierać izolację z kabelków zębami. Wtedy podłączam mój koniec kabla do prądu.
Po usłyszeniu w słuchawce cichnącego "ERRRRRREEEERRKKK!", problem "źle skatalogowanych" sprzętów uznałem za rozwiązany.
Kolejny problem rozwiązany przez Pieprzonego Operatora z Piekła Rodem.
To brudna, obrzydliwa, śmierdząca, psia praca, ale ktoś musi ją lubić.