JASEŁKA-Misterium w trzech aktach, konspekty, scenariusze


JASEŁKA

MISTERIUM W TRZECH AKTACH

AKT I

Osoby - Anioł, Pasterze (Maciek, Stach, Bartek, Symek, Walek, Wojtek, Kuba), Żyd.

ANIOŁ - (otwiera księgę i czyta). W owym czasie przyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się zapisać, każdy do swego miasta. Udał się też Józef z Galilei do Judei, do miasta Dawidowego zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się zapisać z poślubioną sobie Maryją, będącą w stanie odmiennym. Kiedy tam przybyli, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, dlatego, że nie było dla nich miejsca w gospodzie.

(Anioł składa księgę, a spoza kurtyny słychać śpiew kolędy: „Gdy się Chrystus rodzi”).

(Odsłania się kurtyna. Dwaj pasterze: Maciek opiera się na kiju - czuwa, Stach siedzi z pochyloną głową - śpi).

MACIEK - (Rozgląda się zaniepokojony):

Nie wiem, co się dzieje, jasne gwiazdy świecą, o północku dnieje.

(Przeciera oczy patrząc w prawą stronę za kulisy. Przysłania oczy ręką zdziwiony i przerażony).

Ojej! Słońce świeci.

(coraz bardziej wystraszony).

Jakieś wojsko z nieba leci.

(Nadsłuchuje, słychać śpiew anielskiego chóru).

Gloria In excelsis Deo.

MACIEK - Zdaje mi się, że śpiewają.

(stoi zasłuchany, ogarnia go lęk. Spogląda na Stacha i woła):

Stachu!

STACH - (strasznie zaspany): A cego?

MACIEK - Gwałtu!

STACH - Co złego?

MACIEK - Nie złeć to, tylko wdzięczne głosy!

STACH - (Obojętnie): Słuchaj.

MACIEK - W ogniu są niebiosy!

STACH - (Obojętnie): To uciekaj.

MACIEK - (Podchodzi do śpiącego i potrząsa nim): Stachu, a zbudźże się!

STACH - (ciągle nieprzytomnie): Gdzie cię niesie?

MACIEK - (potrząsa Stachem i podnosi opadającą jego głowę): Stachu, co się z tobą dzieje! Obudź się wreszcie, patrz, niebo goreje!

STACH - (Zrywa się, ale nieprzytomny kręci się w kółko i bredzi):

Daj mi sukmanę, to wskok wstanę.

O, niescęśliwa godzina, o, niescęśliwa godzina!

MACIEK - Uprzytomnij wrescie wreszcie nie bredź wiele,

Będzies miał nie smutek, lec wesele.

STACH - (przytomnieje): A kędys ta łuna, co mi o niej mówis?

MACIEK - La Boga, cyś ślepy, cy jesce nie widzis?

Przetrzyj jeno ocy, spojrzyj w prawą stronę,

Nad samym Betlejem widać wielką łonę.

STACH - (przeciera oczy, patrzy; jakby naraz oślepiony osłania wzrok rękawem):

Oj, prawdać, już widzę, ale to nie zarty,

Tyś mi prawdę mówił, ja byłem uparty.

MACIEK - (po chwili i bezradnie): Cóz więc ucyniwa?

STACH - Ja myślę, najlepiej drugich pobudziwa.

MACIEK - Pockaj jeno trochę, jesce nie choć, Stachu,

Moze nadaremno narobiłbyś strachu.

Sam sobie nie wierzę, moze mi się marzy?

Trzeba by uwazać, co się jesce zdarzy.

STACH - Ej, kigos kaduka będzies dłuzej cekał!?

Ja krzyknę na drugich, sam będę uciekał.

Cym prędzej, tym lepiej, ze bydło zajmiemy,

Bo jak się spóźnimy, do scętu zginiemy.

MACIEK - Zebyś był cierpliwy, słysałbyś śpiewanie,

Ale kiedy nie chces, niechze się tak stanie.

Idźmyz więc, wolajmys, niech wsyscy wstawają.

(Podchodzi w stronę lewej kulisy, ale zatrzymuje się i nasłuchuje. Zza sceny dochodzi cichy głos chóru). Gloria, gloria, gloria in excelsis Deo!

MACIEK- Mnie się wsystko zdaje, Janieli śpiewają.

(Śpiew ucicha, Maciek i Stach podbiegają, jeden w prawą drugi w lewą stronę kulisy).

MACIEK i STACH - (na przemian wołają):

Bartek, Symek, Walek, Wojtek, Tomek, Kuba!

Gwałtu! Wstańcie chyzo, bo nad nami zguba!

Jak porznięci śpicie i nic nie słysycie!

(Zza kulis słychać jakiś rumor).

BARTEK - A cegóz wzescyta, cóz się złego stało?

SYMEK - Cy to nasą trzodę niescęście spotkało?

WALEK - Albo się wam śni, albo dusi zmora.

WOJTEK - Mozeście tez sobie popili z wiecora?

STACH - Takci ja tez mówił, jak mnie Maciek budził.

Wstać mi się nie chciało, ledwie mnie docucił.

Myślałem, ze przez sen ten nocny maruda

Wzescy i opowiada jakieś nowe cuda.

MACIEK - (podniecony z zadyszką).

Wstawajta no bracia, a wsystko ujrzycie,

Cuda niesłychane, którym nie wierzycie.

Gdyby ciężkim młotem serce we mnie bije,

Moze żaden z nas tu jutra nie dozyje.

(Pasterze wychodzą zza kulis poprawiając swoje odzienie).

BARTEK - (przerażony): Gwałtu, niebo gore!

SYMEK - Ziemia się zapala!

WALEK - Juzze na cały świat niescęście się zwala!

WOJTEK - Uciekajwa rychło, nie ma na co tu cekać!

Dyć lepiej za wcasu, niz późno ucielać!

(Pasterze kierują się w stronę kulis, ale stają jak wryci, bo przed nimi ukazuje się Anioł).

ANIOŁ - (mówi łagodnym głosem):

Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam wielką radość, która będzie radością całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, czyli Mesjasz - Pan. A to będzie znakiem dla was: znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i złożone w żłobie.

(Anioł wychodzi na środek sceny, a za nim ustawia się chór anielski i śpiewa kolędę

„Gdy się Chrystus rodzi”).

PASTERZE - (mówią wszyscy razem): Chwała na wysokości Bogu.

ANIOŁOWIE - A na ziemi pokój ludziom dobrej woli.

(Aniołowie odchodzą za kulisy. Pasterze wstają, są jeszcze oczarowani i zapatrzeni).

MACIEK - Otóż mili bracia, samiście słyszeli, co święci janieli teraz powiedzieli.

(Pasterze ustawiają się i przechodzą za kulisy śpiewając):

Pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki!

Powitajmy Maleńkiego i Maryję, Matkę Jego!

(Powracają z przeciwnej strony kulis lub - gdy jest to możliwe - chodzą wokół sceny kontynuując kolędę i włączając widownie do śpiewu. Na końcu kuśtyka Kuba).

Witaj Jezu ukochany, od patriarchów czekany,

Od proroków ogłoszony, od narodów upragniony.

Witaj Dzieciąteczko w żłobie. Wyznajemy Boga w Tobie.

Coś się narodził tej nocy, byś nas wyrwał z czarta mocy.

(Pasterze odchodzą za kulisy, pozostaje zmęczony, kulejący Kuba. Siada na środku sceny,

ociera pot z czoła, lamentuje).

KUBA - Olaboga, olaboga! Iść dalej nie mogę, bo mnie boli noga.

(Zdejmuje but z chorej nogi, ogląda ją. Nagle rozgląda się, nadsłuchuje, łapie się za nos i mówi):

KUBA - Cóz to za aroma? Cosnek cy cebula?

(Spostrzega Żyda, który wchodzi z kozą na scenę).

KUBA - A, to diabli przynieśli arendarza Srula!

(Odsuwa się w głąb sceny. Żyd w czarnym chałacie, pantoflach, białych pończochach z jarmułką i długimi pejsami wchodzi z kozą „Turoniem”. Kozę udaje chłopiec, przykryty barwną płachtą, ale tak, że mu nogi widać. Pysk kozy jest wykonany z drewna ze zwisającym czerwonym jęzorem. Pysk jest umieszczony na kiju, który trzyma chłopiec. Żyd każe kozie paść się z boku, a sam kłania się widzom. Koza w tym czasie, zwrócona pyskiem do widowni stroi figle).

KUBA - Dokąd to mość zydowska o północku chodzi?

Jesce kozę brodatą jak psa z sobą wodzi?

ŻYD - Siulem Lajchem! Gut siabes! Witam, panie Marek!

Na Klaparz do Krakowa idę na jarmarek.

KUBA - Bóg mi cię zesłał! Na tę kozę siednę,

Do Betlejem powiezie, przed moimi będę.

ŻYD - Ny? Co sze stało takiego?

Co mnie psijdzie z tego?

KUBA - Żydzie, Mesyjas się rodzi,

Więc Go tobie przywitać się godzi.

ŻYD - A gdzie Go jest? Rad bym widzieć Tego.

Będziem witać, będziem kłaniać, jeśli co godnego.

KUBA - Zydzie, w Betlejem miastecku. Tam On lezy w złóbku na sianecku.

ŻYD - Nie pleć, głupi, czyś się upił? Idź do diabła, chłopie!

Pan tak wielki, co by robił w szopie?

KUBA - Zydzie, króle Go witają! Mirrę, złoto i kadzidło w podarunku dają.

ŻYD - Wiem ja o tym, u mnie w kramie byli. Trochę mirry i kadzidła u mnie zakupili.

KUBA - Zydzie, otóz jawnie widzis. A cemu się Mesyjasa wstydzis?

ŻYD - Ja starego Pana Boga jak najlepiej umiem,

Ale tego Maleńkiego wcale nie rozumiem.

KUBA - Zydzie, wnet ja cię naucę, jak cię z tyłu, jak cię z przodu tą pałą wymłócę.

(Kuba okłada Żyda kijem. Żyd jak może stara się umknąć. Koza przychodzi mu z pomocą

i łbem atakuje Kubę).

ŻYD - Aj, waj, gwałtu! Aj, waj, gwałtu! Albo to tu rozbój?

Co wirabiasz głupi chłopie? Pana Boga się bój!

KUBA - Daj mi dosiąść capa tego, a dostanies zielonego.

ŻYD - To jest bardzo dzikie capię! (Koza robi wszystko, o czym mówi Żyd).

Uno piskiem cięgiem kłapie, podryguje, podskakuje,

Niech pan Marek sam spróbuje … (woła na kozę):

Kim, capku - Lubaniu! Pan Marek chce jechać na tobie jak na kuniu.

KUBA - Chodź tu, capie! Pojadę na tobie jak na skapie!

ŻYD - (odsuwa się nieco): Ja nic nie mówię, ja tu tylko stoję,

A co będzie dalej, ja się o to boję.

(Kuba chce wsiąść na konia. Koza podskakuje. Kuba spada zadzierając do góry nogi).

KUBA - O ty, psia jucho, zeby cię pokręciło!

ŻYD - (śmieje się): Aj, waj! Dumer goj! Trzeba go całować w ucho.

KUBA - (grozi mu): Pocekaj, Zydzie. Nie ujdzie ci to na sucho!

ŻYD - Ny, panie Marek. Spróbuj pan od przodku.

(Kuba podchodzi do kozy i próbuje wsiąść przez łeb, ale koza bodzie go w brzuch tak, że znów spada, nakrywając się nogami).

ŻYD - Ach bestyja! Nie ma tu na ciebie kija!?

(Rozgląda się, ale nie znajduje kija; jakby się zreflektował).

KUBA - A moze to niecysta siła? (Odchodzi na stronę).

ŻYD - (z głośnym śmiechem): Aj, waj! Taki zabijaka, a boi się mojego bidlaka.

KUBA - (markotnie): Kiej zaczarowany …

ŻYD - To ja go odczaruję.

Niech pan Marek zielonego z portfela wyciąguje.

(Kuba wyjmuje portfel, grzebie w nim. Koza skacze z radości. Kuba podaje Żydowi banknot).

ŻYD - (z lekceważeniem): Ny, co to za zielone? Ja chcę taki z panem Wasingtonem.

(Koza z niecierpliwością atakuje Kubę, który ze złością wyciąga zza pazuchy węzełek, rozsupłuje go i podaje Żydowi dolara. Koza podskakuje z radości).

KUBA - O ty, krwiopijco! Mas, by cię pokręciło.

ŻYD - (z radością ogląda pod światło banknot): Sy git, panie Marek!

(Żyd podchodzi do kozy i pieszczotliwie do niej przemawia pokazując banknot):

ŻYD - Capuniu, labuniu! Widzisz ten zielony?

(Koza podskakuje z radości. Żyd całuje w pysk kozę. Kuba pluje z obrzydzeniem. Żyd udaje, że kładzie banknot kozie do pyska i chce go schować w kieszeni. Wtedy chłopiec siedzący pod nakryciem chwyta go za rękę. Żyd uderza go po łapie):

ŻYD - Siedź tam, ty paskudnik!

(Koza sierdzi się, staje dęba, beczy. Żyd znów ją całuje).

ŻYD - Nu, uno już teraz będzie spokojne!

Uno będzie jechać. Niech pan Marek wsiadnie!

KUBA - (nie dowierzając): Siadaj ty pierwsy, Zydzie …

ŻYD - Niech będzie pirsy! Ny, wio!

(Wsiada z tyłu trzymając się za ogon spleciony ze sznurka lub słomy. Kuba siada zwyczajnie, trzymając za rogi. Robią rundkę na około sceny).

KUBA - Na klapacu, na turoniu, jadę sobie jak na koniu.

ŻYD - Cymes, cymes raka jazda. Ino śmiało, panie gazda!

(chłopak pod płachtą ma już dość jazdy i ucieka Żydowi spod nóg).

ŻYD - Uj, ty łobuźnik, ja ci dam!

(Kuba nie widzi tego, że Żyd spadł i z zadowoleniem cwałuje zmierzając ku wyjściu. Nagle Żyd szarpie powłoką Turonia tak, że zostaje mu w ręku tylko ogon, a sam galopem wybiega poza kulisy).

ŻYD - (pada na ziemię): Gwałtu! Rozbój! Aj, waj!

(Podnosi się, patrzy na ogon Turonia z obrzydzeniem).

ŻYD - A tfy, coś takiego! Co mi przyjdzie z tego?

(Rzuca ogon, a sam wybiega za kulisy).

AKT II

Osoby- Anioł, Herod, Herodowa, Halabardnicy, diabeł, Hetman, Posłaniec, Kacper, Melchior, Baltazar, Arcykapłan, Żołdak I, Żołdak II, Śmierć.

(Przed kurtynę wychodzi Anioł z dzwonkiem i księgą. Dzwoni i zaczyna czytać).

ANIOŁ- Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto przybyli do Jerozolimy Mędrcy ze Wschodu i pytali: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Bo ujrzeliśmy Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy złożyć Mu pokłon”. Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima.

(Anioł kłania się i wychodzi za kurtynę i ukazuje się sala tronowa króla Heroda. Herod siedzi na tronie. Po obu jego stronach stoją dwaj Halabardnicy w zbrojach z przyłbicami i tarczami. Za tronem jest ukryty diabeł. Herod w koronie i purpurze).

HEROD - (rozparty na tronie wygłasza tyradę):

Oto jestem świata król. Tysiąc rzek, tysiąc pól w moim kraju naokoło.

Ludzi dwieście milionów, co dnia schyla czoło.

Dwieście milionów pokłonów uniżenie mi składa. Kiedy idę, lud pada.

A kto śmiało się zbliża, moc go moja poniża.

Na narodów podbicie, potrzebne mi ich życie.

Od Wschodu do Zachodu uciskam sto narodów,

A kto śmiele poczyna, głowę zaraz kat ścina.

Drżą przede mną monarchowie oraz wielcy wodzowie.

A gdy nad ludy wszystkimi będę jak Bóg niezwyciężony,

Gdy narody padną do ziemi składając mi pokłony

I zostanie wolna już droga, wtedy chwycę się Boga!

Zobaczymy, kto silniejszy. Czy On, czy ja, król najpotężniejszy!

DIABEŁ - (wychyla się zza tronu):

Dobrze, bracie cesarzu, dobrze, krwawy mocarzu,

Połączmy się razem, walczyć z Bogiem żelazem!

HEROD - (po chwili wstaje i zaczyna przechadzać się wzdłuż sceny ciągnąc przerwaną tyradę):

Otom ja sam, król Herod okrągłego świata.

Ze złotem i faworem kwitną moje lata.

Afryka, Azja i podziemne kraje, wszystko to w mojej mocy królewskiej zostaje.

Mnie hołdują na klęczkach różni Azjatowie, mieszkańcy Europy, Mongoł, Murzynowie!

(Zmęczony siada na tronie i ociera pot z czoła. Halabardnicy rytmicznie potrząsają jego tronem).

HEROD - Ale nie wiem, co się dzieje, że się tron pode mną chwieje?

(Wstaje i ogląda zaniepokojony siedzenie krzesła. Siada i mówi):

Czemu jestem niespokojny, chociaż nie ma głodu, wojny?

(Po chwili):

Hej, dworzan, feldmarszały, nucić mi tu madrygały,

Bom pogrążon w smutku cały!

HALABARDNICY - (mówią rytmicznie stukając halabardami o podłogę):

Dziś dzień, Herodzie, dziś dzień, bogaczu.

Dziś dzień wesela, ale nie płaczu!

Jak słońce świeci w słonecznym kole,

Ujrzysz rozkosze na tym padole.

HEROD - (zasępiony):

Te wasze gadania wesela nie dają,

Jeszcze w większy niepokój króla pogrążają.

(Klaszcze w dłonie. Zjawia się Hetman, salutuje).

HETMAN - (recytuje automatycznie wyuczoną formułkę):

Stoję, stoję, najjaśniejszy panie,

Na twoje rozkazanie całe wojsko stanie.

HEROD - Powiedz mi zaraz, co się w kraju dzieje,

Bo tron się dzisiaj pode mną coś chwieje.

HETMAN - Królu Herodzie, kupy ludu wrogie wolności żądają,

Pracować nie chcą, czynszu nie oddają.

Okrzyki wznoszą przeciw Herodowi,

A nawet złorzeczą Rzymu cesarzowi.

HEROD - Skąd się im w głowach bzdury takie jeżą?

Przecież króla Heroda z Rzymem nie zwyciężą.

HETMAN - Pono bunty wchodzą gdzieś z obcego kraju,

A twoi poddani posłuch temu dają.

HEROD - (władczo rozkazuje):

Kupy buntowników rozpędzać pałami,

A opornych w ciemnicy zakuć kajdanami!

HETMAN - Najjaśniejszy Herodzie i mój Panie,

Jak rozkażesz, tak ci się wnet stanie!

(Hetman zasalutowawszy odwraca się i odchodzi).

HEROD - (wielce strapiony mówi):

Oj, biada, biada mnie Herodowi, utrapionemu wielce królowi.

Żem ja takiemu czasowi złemu popadł kłopotowi.

(W tym czasie zza kulis dochodzi jakaś niezrozumiała wrzawa, wrogie głosy tłumu. Herod wyraźnie zaniepokojony słucha, halabardnicy z trwogą odsuwają się i usiłują ukryć poza tronem. Po chwili żołdacy wpędzają na scenę grupkę przerażonych pasterzy. Za nimi wchodzi zziajany Hetman).

HETMAN - Oto buntowników gromada o nowo narodzonym królu opowiada.

HEROD - (histerycznie):

Pościnać, pościnać harde im głowy,

Bo ja tu jestem królem, a nie jakiś nowy!

(Halabardnicy zbliżają się w stronę zbitych w zwartą gromadkę pasterzy).

HERODOWA - (wbiega między halabardników i wystraszonych pasterzy, mówi z wyrzutem):

Królu Herodzie, co to za rozboje?

Jakieś hałasy dochodzą aż na me pokoje!

HEROD - (nieco zmieszany, odwrócony bokiem do Herodowej, mówi):

Daruj, że przez lat tak wiele

Wyrządzam tobie jeno żałobne wesele.

(Mówiąc daje znaki Halabardnikom, by się odsunęli, ci odsuwają się o kilka kroków i stają oczekując dalszych rozkazów).

HEROD - (po chwili dumnie i wyniośle, jakby chcąc zmienić temat):

Oto ból nieużyty dręczy moją duszę,

Z przyczyny polityki przecież milczeć muszę.

HERODOWA - (klęka przed Herodem):

Żebrzę twej łaski, o panie, byś kończąc swe panowanie,

Wspominając na mnie … (Herod wzrusza ramionami),

I na syna mego, dał wolność (pokazuje na stojącą obok grupkę i na widownię),

Dla ludu swego.

(Herod odwraca się bokiem).

HERODOWA - (poczciwie):

Niech cię wielbią, niech szanują, dobroć twoją w sercach czują,

Bądź dla nich ojcem i panem.

HEROD - (przerywa wymachując z zacietrzewieniem berłem):

Dla nich mogę być tyranem!

Wolność dla motłochu tego?!

HERODOWA - Bądź rodu bohaterskiego.

(Herod odwraca się tyłem do królowej i do widowni. Herodowa widząc, że nic nie wskóra, wstaje z klęczek i z wielką godnością ociera chusteczką oczy).

HERODOWA - Więc cie żegnam, mężu drogi i opuszczam twoje progi.

Idę do swego mieszkania, w celu syna powitania. (Wychodzi).

HALABARDNICY - (triumfująco mówią):

Dziś dzień Herodzie, dziś dzień bogaczu,

Dziś dzień wesela, ale nie płaczu.

Jak słońce świeci w słonecznym kole,

Ujrzysz rozkosze na tym padole.

HEROD - (odwraca się i dostrzega stojącą gromadkę):

Jeszcze widzę tę hołotę?!

(Do Halabardników): Bierzcie się za swą robotę!

(Halabardnicy zbliżają się w stronę gromadki).

PASTERZE - (zaczynają śpiewać):

Bóg się rodzi, moc truchleje …

(Zjawia się przed nimi Anioł z mieczem, osłaniając ich przed atakującymi. Łączy się w śpiewie. Halabardnicy nieruchomieją, stojąc w miejscu).

Pan niebiosów obnażony,

Ogień krzepnie, blask ciemnieje,

Ma granice nieskończony.

(Śpiewają coraz pewniej. Anioł zachęca widownię do przyłączenia się do śpiewu).

Wzgardzony okryty chwałą;

Śmiertelny król nad wiekami,

A słowo Ciałem się stało,

I mieszkało między nami.

(Podczas ostatnich słów kolędy Pasterze z Aniołem wychodzą. Nikt im nie przeszkadza. Po chwili Halabardnicy odwracają się i chyłkiem odsuwają w drugą stronę. Herod pozostaje sam. Ze spuszczoną głową siada na tronie i z głębokim westchnieniem mówi):

HEROD - Oj, biada, biada, mnie Herodowi,

Utrapionemu wielce królowi.

(Przerywa mu głos Posłańca biegnącego przez widownię lub zza kulis).

POSŁANIEC - Najjaśniejszy monarcho-o-o-o!

(Halabardnicy powracają, Posłaniec klepie z zadyszka nie zważając na sens i na znaki przystankowe):

Pod twoimi wroty stanął ufiec Trzech Królów - złoty!

Każdy z nich ma koronę jakoby złocistą.

Każdy kroczy z dworaków przystojną asystą.

Są tam także wielbłądy i ucieszne simie,

Monstra oraz noszące nieznane nam imię.

Pierwszy z ziemi uriańskiej, drugi z Arabii,

Trzeci król ariańskiej czarnej pono przybył Etiopii.

Gęby ich tak cudaczne jakoby maszkary

Mięsopustowe przywdziali nie wiem zali czary

To są albo wesołków miejskich krotochwile …

HEROD - (wpada w ten sam ton):

Jakżekolwiek by było, podejmę ich mile.

(Poufnie do Halabardnika stojącego obok tronu):

Dziś, gdy memu imperium grozi rokosz dziki,

Trzeba mi też zażywać inszej polityki.

(Do Posłańca): Idź, sługo …

(Posłaniec nie czekając na dalsze rozkazy pędzi tam, skąd przybył. Herod woła za nim).

HEROD - … I przyprowadź ich tutaj dostojnie!

Może mi wieści niosą o jakowej wojnie!

(Wchodzą Trzej Królowie ubrani w barwne, egzotyczne kapy i korony).

KACPER - (oddając pokłon Herodowi, mówi):

Witaj, królu Herodzie, mój sąsiedzie możny,

Jestem król Orientu, Kacper, władca zbożny.

(Herod podnosi jabłko, Halabardnicy prezentują halabardy).

MELCHIOR - We mnie widzisz Melchiora, króla arabskiego

I gwiazdarza w swej wiedzy nader uczonego.

(Herod podnosi jabłko, Halabardnicy prezentują broń).

BALTAZAR - (mówi pociesznym dyszkantem):

Jestem król murzynów, czarne me oblicze

I znam, jak moi bracia, kunszta tajemnicze.

(Herod wita z groteskową uprzejmością. Halabardnicy rubasznie rechoczą. Herod ich karci).

HEROD - (przybrawszy poważną minę):

Witam władców Wschodu i arabskich włości,

A królewskiej murzynów też rad jestem mości.

Mówcie, co was przywiodło do mojego państwa?

Czy trzeba mi bronić ...

(Wstaje, z wielką czcią zdejmuje koronę z głowy), świętego pogaństwa? (Siada).

KACPER - (mówi podniośle i uroczyście):

Insze zgoła przywiodły nas do ciebie sprawy.

Myślę, że raczysz dać posłuch łaskawy.

Będzie już rok bez mała, jak na szczycie wieży,

Śledząc komet obiegi po niebieskiej ścieży,

Wpatrzony w ów świetlisty cherubinów tronus,

Ujrzałem, jako ku mnie Angelus Polonus

Spuszcza się uroczyście z wyżyny nadchmurnej

I te słowa rzekł do mnie poseł złotopióry:

„Jest w cichej Sarmacji Betlejem - Efrata,

Miasteczko niezbyt podłe, tam Salwator świata,

Emanuel, przez Pismo od wieków głoszony.

W lichej szopie, w jasełeczkach będzie narodzony.

Jest ci to Król nad króle, jest to Pan nad pany.

On z nędzy wyswobodzi nieszczęsne ziemiany,

Z pierwotnego grzechu świat wszystek wybawi,

Rajski upad męczeńskim żywotem naprawi”.

(W czasie wypowiadania proroctwa Anioła wszyscy klęczą. Po tych słowach wstają).

Co rzekłszy Anioł Pański znikł na firmamencie,

Jam zaś pielgrzymkę przysiągł odbyć święcie

Do onego miasteczka, do biedoty owej,

Kędy się ma objawić Duch Wolności Nowej!

HEROD - (podchodzi ze złością):

Co mówicie, królu Kacprze, czy żem dobrze słyszał?

Któż się tu, prócz Heroda, będzie królem pisał?

Melchiorze, Baltazarze, a skądże to wiecie,

Że król ma być zrodzon w tutejszym powiecie?

MELCHIOR - Mnie takoż był się we śnie ów Anioł pokazał

I do szopy w Betlejem pątnować rozkazał.

HEROD - (szyderczo)

Pątnowa gdzież to, jeśli łaska, jest ów król zrodzony?

Powiedzcież, abym i ja oddał mu pokłony!

(Śmieje się na całe gardło, Halabardnicy mu pomagają, zgromieni wzrokiem milkną i spode łba patrzą na monarchów).

BALTAZAR - O królu Herodzie, my sami nie wiemy,

Jeno za promieniem gwiazdy wędrujemy.

Dzisiaj gwiazda nie świeciła, więc nam droga się zgubiła.

HEROD - (wyraźnie zaniepokojony, po chwili klaszcze w dłonie, zjawia się Posłaniec):

Sprowadźcie arcykapłanów lub uczonych ludu,

By nam powiedzieli, kędy szukać cudu!

(Posłaniec wychodzi, za chwilę wprowadza arcykapłana, który niesie zwój lub wielką księgę

pod pachą).

HEROD - Arcykapłanie, który z Biblią zwykłeś chodzić,

Mów, gdzie i kiedy Mesjasz ma się zrodzić?!

ARCYKAPŁAN - (rozwija zwój lub otwiera księgę, mówi):

W Betlejem w Judei, bo tak jest napisane u Proroka:

(czyta): A ty Betlejem, ziemio Judy,

Nie jesteś zgoła najlichsze pośród głównych miast Judy,

Albowiem z ciebie wyjdzie władca,

Który będzie rządził ludem moim, Izraelem.

HEROD - (przerażony):

Ach, co ja słyszę? Jak to?

Mój poddany poniży moje berło i korony?

(Zwraca się do monarchów łagodnie, poufnie):

Udajcie się tam i wypytajcie starannie o Dzieciątko.

A gdy je znajdziecie, donieście mi,

Abym i ja mógł pójść i złożyć mu pokłon.

BALTAZAR - Idący z powrotem, powiemy ci o tem.

(Trzej Królowie wychodzą, za nimi Arcykapłan. Po chwili Herod wstaje z tronu, biegając po scenie trzyma się oburącz za głowę).

HEROD - Ha, niestety, co za trwoga duszę moją wskroś przeszywa.

Nie wiem, gdzie mam szukać wroga.

(Spogląda za kulisy). Ale hetman mój przybywa …

HETMAN - Stawam przed tobą, miłościwy panie,

Składam ci hołd mój i uszanowanie,

A choć cię widzę w okrutnej boleści,

Niosę tobie takowe wieści,

Które przerażą twą duszę i sam na nie zadrżeć muszę …

HEROD - (mówi w tym tonie, co Hetman):

Co takiego, mów mi śmiało, choćby się niebo zaćmiło,

Ty na to nie zważaj wcale, byle moim dobrem było …

HETMAN - W całym państwie twoim słynie wieść o narodzonej dziecinie.

Nie wiedzieć, z jakiej rodziny, przewyższa królewskie syny.

Okazują się w nim cudy, ma być król nad wszystkie ludy.

Nawet stanu wyższego zewsząd się zbierają

I z ludem wiejskim hołdy mu oddają.

HEROD - (lekceważąco): Słyszałem od królów, co tu u mnie byli,

Że jakąś na niebie gwiazdę zobaczyli,

Ale któż by tam słuchał bajania takiego

I pokłony składał dla dziecka małego.

HETMAN - (z przejęciem): Królu! W Betlejem mieście jest On zrodzony

I w szopie na wianeczku wonnym położony.

HEROD - Ach, co ja słyszę? Aby mój poddany poniżył moje berło i korony,

Żem się doczekał takiej niesławy.

(Zza tronu Heroda wychyla się diabeł i z radością zaciera ręce).

HEROD - (po chwili): Sługo mój wierny i hetmanie prawy,

Idź żywo, zbierz zewsząd żołnierskie orszaki.

(Diabeł wychylając się zza tronu podpowiada).

DIABEŁ - Wytnijcie wszystkie dzieci.

HEROD - Wytnijcie wszystkie dzieci i niechaj mam znaki.

DIABEŁ - Nikomu nie przepuszczajcie.

HEROD - Nikomu nie przepuszczajcie!

(Po chwili): I memu synowi pardonu nie dajcie!

(Diabeł wyraźnie uradowany zaciera ręce).

HETMAN - (salutuje wyprężony):

Idę dopełnić, panie, co kazałeś.

Za kilka godzin spać będziesz bezpiecznie,

A gdy tak wielki rozkaz wydałeś

Pamięć o nim przetrwa wiecznie!

(Herod zasiada na tronie, a Halabardnicy mówią):

HALABARDNICY - Dziś dzień Herodzie, dziś dzień bogaczu …

HEROD - (zirytowany zrywa się z tronu):

Przestańcie, przestańcie, to wasze gadanie …

Czuję, że coś strasznego wkrótce się stanie.

(Halabardnicy przestają mówić, Herod siada na tronie i zakrywa rękami twarz. Zjawia się Anioł. Halabardnicy ukrywają się za tronem).

ANIOŁ - O Herodzie, okrutniku,

Cóż za przyczyna, że Maryi Syna nie uznajesz?

Nań nastajesz? Wielka twa wina.

(Anioł odchodzi. Zjawia się diabeł. Halabardnicy wyglądają zza tronu).

DIABEŁ - Nie bój się, Herodku, jam twym przyjacielem.

Razem przecież walczymy z świata Zbawicielem.

(Herod jakby się budzi z odrętwienia. Diabeł znika).

HEROD - Sam już odchodzę od rozumu swego.

(Wpada Hetman z mieczem pomazanym czerwoną farbą).

HETMAN - Najjaśniejszy Herodzie, spełnione mandata:

Wyrżnęliśmy dziatki, co im i trzy lata!

(Wpada żołdak z obnażonym mieczem też pomazanym czerwoną farbą).

ŻOŁDAK - Już się stało zadość rozkazu twojego:

Wszystkie ścięte bachory aż, co do jednego!

ŻOŁDAK II - (wpada z mieczem, na którego końcu jest zatknięta kulka):

Na ostatek najlepsza czeka cię nowina:

Na mieczu przynoszę głowę twego syna!

(Halabardnicy z ciekawością oglądają miecz. Wpada Herodowa).

HERODOWA - (szlocha i trzymając się za głowę zawodzi):

Ach nieba, ach nieba, cóżem doczekała!

Bodajbym była nigdy tronu nie poznała!

I cóż przedstawia dzisiejsza godzina?

Oto mi z rąk wydarto najmilszego syna.

Nie mam ulgi nijakiej, próżno łez potoki

Karmią skonane serce i mój żal głęboki.

(Spostrzega Heroda, zwraca się do widzów):

To mąż?

(Zwraca się do Heroda wzburzona jeszcze bardziej):

To tyran! Kat swego dziecięcia!

Z macierzyńskiego syna wyrwał on objęcia!

(Tupie w podłogę z podniesionymi pięściami. Halabardnicy zasłaniają Heroda).

HERODOWA - (przeklina Heroda):

O, niech ten król pełen niecnoty, wstąpi w potępionych wroty!

(Wybiega. Herod siedzi na tronie trzymając się za głowę. Halabardnicy przestępują z nogi na nogę. Nie wiedzą, co z sobą począć, wreszcie bezmyślnie, nieśmiało mówią):

HALABARDNICY - Dziś dzień, Herodzie, dziś dzień …

HEROD - (zrozpaczony zrywa się z tronu):

Dość! Wynoście się, okrutni zbrodniarze!

Za te czyny niech was Bóg ukarze!

(Halabardnicy pośpiesznie opuszczają scenę. Herod pozostaje sam).

HEROD - (rozpacza): Ach, biada, biada mnie, Herodowi,

Utrapionemu wielce królowi,

Którym szczerze miłował jedynego syna,

Teraz go utraciwszy - nieszczęsna godzina!

(Tupie kilkakrotnie w podłogę).

Ach, rozstąp się ziemio, pochłoń mnie swego potępieńca piekielnego!

(Do widzów ze skruchą):

Chciała Bożego Syna zabić moja ręka, a teraz ci mię czeka piekieł sroga męka.

(Zgnębiony siada na tronie chwytając się za głowę. Po chwili wchodzi Anioł).

ANIOŁ - Koniec twego imperium zbliża się, Herodzie.

(Zza kulis wychyla się śmierć z kosą).

ŚMIERĆ - Patrzcie, patrzcie, bogacze, na te nędze wasze,

Które w grobie czekają na rozkoszne pasze.

DIABEŁ - Nie bój się, Herodku, ja twym adiutantem!

(Diabeł znika, wchodzi Anioł).

ANIOŁ - Ach, królu, królu, bój się Pana Boga,

Stoi oto koścista Śmierć u twego proga!

Nie zawierzaj koronie, nie ufaj w bogactwa,

Wszystko stanie się rychło zdobyczą robactwa.

(Anioł znika. Zza kulis wychyla się śmierć. Mówi szeptem):

ŚMIERĆ - Cza-aaa-as. Już niosą trumnę.

Pó-ó-ó-ójdź, odbierz fortunę!

Za zbrodnie tego świata czeka się hojna zapłata.

Już miotają czarci losy, chrapliwe już słychać głosy:

Na-a-a-asz wiecznie będzie!

(Brzęk, jakby ostrzenie kosy):

Pro-o-o-och, proch! Twych strojów moda,

Pro-o-o-och, proch! Twoja uroda!

Trup straszliwy na twarzy.

HEROD - (podnosi głowę, jakby się ocknął): Sam już odchodzę od rozumu swego.

DIABEŁ - (wpada jak wicher):

Ostrzę ja moje widły na ciebie, pohańcze,

I śmiertelną galardę wnet z tobą zatańczę!

(Znika, zjawia się Anioł).

ANIOŁ - Nie pora jeszcze, diable, ustąp precz, koścista.

Większa kaźń zgotowana jest dla antychrysta:

Póki żyw, niech wie o tym, jak Pan triumfuje,

Jak lud wszystek od kata odstępuje,

Korząc się przed ubóstwa świętym majestatem

W lichej szopce, gdzie Jezus biedaczynie bratem.

(Znika Anioł, zjawia się Śmierć).

ŚMIERĆ - Królu Herodzie, za twe niegodziwe słowa

Będzie ścięta twoje głowa!

Stawam przed tobą.

(Z kpinami): Monarcho potężny:

Zstępuj zaraz ze stolca swego!

Potrzebny nam jest bohater tak mężny na pokojowca dla czarta samego.

Po tom w te miejsce przybyła, abym cię na dno piekieł pogrążyła!

HEROD - (trzymając się oburącz tronu):

A śmiałabyś się porwać na króla mocnego,

Co ma wielki majestat wedle boku swego,

Baczki pełne czeroweńców, złociste korony,

Wojska, jak gwiazd na niebie, do swojej obrony?

Jako księżyc mocniejszy nad gwiazdami świeci,

Tak ja Herod na ziemi mocniejszy od śmierci.

ŚMIERĆ - Księżyc razem z gwiazdami pod moimi stopami.

(Pochyla nieco kosę i mówi dalej):

Chociaż żeś tak potężny, na nic ci to wszystko,

Musisz dać pod mą kosę swoja głowę pyszną!

HEROD - (próbuje zalotności):

Pani jasnokoścista i jak tyczka chuda,

Może mi się przebłagać luty gniew twój uda?

ŚMIERĆ - (ostrzy kosę): Dawnom tę oto brzytew, dawnom już ostrzyła,

Iżbym ciebie zbrodniarzu, do piekieł strąciła!

HEROD - (czołga się na klęczkach i żałosnym głosem stara się Śmierć udobruchać):

Ach, droga pani, wstrzymaj się w twej złości,

Dam ci złota, purpury, okryj nagie kości!

Dam ci wielkie urzędy, kosztowne bławatny,

Dam ci berło, koronę, złotogłowne szaty …

(Niemal dobrotliwie namawiając):

Weź sobie moją żonę i syneczka mego …

(Jakby wszystko chce obrócić w żart):

Ale wstydź się zabijać króla potężnego …

ŚMIERĆ - Ja się wstydzić nie umiem, to nie w mym zwyczaju,

Lecz przyjdzie tu człeczyna z wstydliwego kraju.

(Kiwa palcem w stronę kulis):

Pójdź no, Amorku, wnuczku Lucyfera,

Weź z sobą na mieszkanie tego bohatera! Nic nie pomoże!

(Herod dawszy za wygraną przysuwa się bliżej do stóp śmierci).

ŚMIERĆ - Miesiąc z gwiazdami pod moimi stopami.

(Podnosi kosę w górę).

Wyrok wypowiadam: na szyję kosę zakładam.

(Herod zdejmuje koronę i odrzuca od siebie).

ŚMIERĆ - Przez rozkaz Boski łeb ścinam królewski!

(Wymawiając ostatnie słowa udaje, że ścina Herodowi z wielkim rozmachem głowę, on spuszcza ją

i nakrywa płaszczem).

DIABEŁ - (wpada na scenę i kłuje Heroda. Herod jeszcze podryguje przesuwając się ku wyjściu. Diabeł przez całą tą scenę pokrzykuje):

Tyś to? Coś to? Zabij się! Nabij się! Powieś się!

Dawnom na ciebie ja tu czekał, ptaszka,

Choć na kwaterę do mego wujaszka!

Pójdź, pójdź do mojej szkoły, dam ci kadź gorącej smoły!

Królu Herodzie, za twe niegodziwe zbytki, pójdź do piekła, boś ty brzydki!

ŚMIERĆ - Moja dusza, twoje ciało!

DIABEŁ - (ciągnie Heroda w swoją stronę):

Cóż ci się zachciało?! Moja dusza, twoje ciało!

ŚMIERĆ - (ciągnie Heroda w swoją stronę): Moja dusza, twoje ciało!

DIABEŁ - Moja dusza, moje ciało!

(W czasie sprzeczki wywlekają Heroda za kulisy. Po chwili wraca Śmierć, siada na tronie).

ŚMIERĆ - O, jak jest nędzny ten żywot człowieka,

Ledwie się narodzi, a już grób go czeka.

Śmierć nie ma względu - wszystkich tego świata zarówno zmiata.

Otom ci purpurata z tronu wysadziła,

Sama się będę berłem królewskim bawiła.

Wszelki, co walczy albo rządzi złotem, legnie pokotem!

DIABEŁ - (wraca i mówi):

A cóżeś tu zasiadła, ty chudokoścista?

Coś się tak wybieliła, coś tak bardzo czysta?

Ja Heroda następca, mnie ten tron przystoi,

Groźniejsze moje widły od kośnicy twojej!

ŚMIERĆ - Po co się mamy wadzić, po co procesować?

Przecież wspólnie nasz urząd możemy sprawować.

(Na ucho): Wolałbym, wierzaj aśćka, co tu wiele gwarzyć,

Pobożniejsze persony w moim kotle smażyć.

ŚMIERĆ - (z oburzeniem):

Rzecz to ci niebywała i niedozwolona

Żeby w piekle cnotliwa gorzała persona!

Duszy zbożnej po śmierci rosą śliczne pierza

I pod postacią Anioła w górne leci dzwierza.

DIABEŁ - (machnął ręką):

Ano, panienko łaskawa, widzę, trudna z tobą sprawa.

Poniechajmy swarów, sprzeczek, puśćmy lepiej się w taneczek.

(Diabeł porywa Śmierć do tańca).

AKT III

Osoby: Anioł, Maryja, Józef, Pasterze, Kacper, Melchior, Baltazar, Mieszko, Jagiełło, Sobieski, Gwiazdor.

(Anioł odsłania kurtynę. Dekoracja przedstawia stajenkę. W głębi żłóbek z Dzieciątkiem, nad którym stoi pochylona Maryja, obok Józef z pastorałem).

(Zza sceny dochodzi śpiew Pasterzy. Pasterze wchodzą śpiewając).

PASTERZE - (śpiewają):

Do szopy, hej pasterze, do szopy, bo tam cud:

Syn Boży w żłobie leży, by zbawić ludzki ród.

Śpiewajcie, Aniołowie, Pasterze, grajcie Mu,

Kłaniajcie się Królowie, nie budźcie Go ze snu.

PASTERZ I - Padnijmy na kolana. (Pasterze klękają).

To Dziecię, to nasz Bóg.

Witajmy swego Pana, wdzięczności złóżmy dług.

(Wszyscy): Śpiewajcie, Aniołowie, Pasterze, grajcie Mu.

Kłaniajcie się Królowie, nie budźcie Go ze snu.

PASTERZ I - O, Boże niepojęty, kto pojmie miłość Twą?

Na sianie wśród bydlęty masz tron i służbę swą.

WSZYSCY - Śpiewajcie, Aniołowie, Pasterze, grajcie Mu.

Kłaniajcie się Królowie, nie budźcie Go ze snu.

(Jeden z Pasterzy mówi):

PASTERZ - W tej kolędzie, kto dziś będzie, każdy się ucieszy,

A kto co ma podarować, niechaj prędko śpieszy

Dać dary z tej miary dla Pana małego,

By nabył po śmierci zbawienia wiecznego.

Kuba stary przyniósł dary masła na talerzu.

(Kuba podchodzi do żłóbka i klękając składa dar).

Wojtek parę gołąbeczków takich jeszcze w pierzu.

(Wojtek podchodzi do żłóbka i klękając składa dar).

Wziął Tomek gomołek i jajeczko gęsie.

(Tomek składa dar. Pozostali pasterze za nim).

A Bartek nie miał co dać, dobre chęci niesie.

CHÓR - (śpiewa): Mędrcy świata, monarchowie,

Gdzie śpiesznie dążycie?

Powiedzcież nam, Trzej Królowie,

(Trzej Królowie wchodzą włączając się do śpiewu):

Chcemy widzieć Dziecię.

WSZYSCY - Ono w żłobie nie ma tronu i berła nie dzierży …

TRZEJ KRÓLOWIE - A proroctwo Jego zgonu już się w świecie szerzy.

(Trzej Królowie ustawiają się przed żłóbkiem i z pokorą w głosie mówią).

KACPER - Bądź pozdrowion, Królu nowy, Synu Boży, Jezu miły,

Racz na nas dzisiaj łaskaw być, a poganami się nie brzydzić.

MELCHIOR - Oto masz mirrę i złoto, kadzidło też, prosimy za to:

Racz się z nami rozmawiać, a swe rączki dać całować.

BALTAZAR - Bowiem znamy Twoje państwo, choć widzimy też ubóstwo,

Iżeś Ty jest Bóg prawdziwy, z Panny czystej narodzony.

TRZEJ KRÓLOWIE - (razem): Maryjo, Matuchno Jego, Tyś Panna wieku wszelkiego,

Podajże nam Syna Twego, Jezusa najmilszego.

KACPER - (podchodzi z darami. Klęka przed żłóbkiem i mówi):

Panienko Jasna, przez dalekie lądy, prowadziliśmy ładowne wielbłądy;

Perło Urjańska, przyjmij perły czyste, owoce morza, konchy przezroczyste,

Oto Ci morze hołd powinny składa. Kroplami pereł do nóg Twoich pada.

(Wstaje i odchodzi. Jego miejsce zajmuje Melchior).

MELCHIOR - (mówi): Złoto prawdziwe, przyjmij, prosim o to,

Owoce ziemi, najprzedniejsze złoto.

Ziemia Ci brzęczy pieśnią swą, kruszcem słońca

I do nóg Twoich pada jaśniejąca.

(Składa dar, nisko się kłania, wstaje i odchodzi. Jego miejsce zajmuje Baltazar).

BALTAZAR - (mówi): Lilio przeczysta, oto lilie białe

Tobie, Anielska Maryjo, niosę chwałę.

Kwiaty z drzewa pękające rano

Składają hołdy przez woń kadzidlaną.

(Skłania się nisko uderzając czołem o podłogę, podnosi się i odchodzi na bok. Wchodzą trzej królowie z Polski. Są to: Mieszko I, Władysław Jagiełło, Jan III Sobieski).

RAZEM - (mówią): Za Mędrcami idziemy, dary też niesiemy,

My z polskiej krainy wierne Twoje syny.

MIESZKO - Jam Mieszko, książę Polan, gnę się do twych kolan,

Przywiodłem swój lud pogański do wiary chrześcijańskiej.

JAGIEŁŁO - Ja Litwę ochrzciłem, z koroną złączyłem,

A potęgę i dumę Krzyżaków upokorzyłem u stóp Twoich i Polaków.

SOBIESKI - Pod Wiedeń przybyłem bronić chrześcijaństwa

I tam zobaczyłem, jak mocą polskiego oręża

Bóg Turków zwycięża.

(Królowie kolejno podchodzą do żłóbka i na kolanach składają przyniesione dary).

MIESZKO - (składając dar mówi): Z puszcz polskiego księstwa

Miód pszczeli przynoszę Ci szczerze

Prosząc byś memu ludowi

(Wskazuje na scenę i widownię): Dał siłę wytrwania w katolickiej wierze.

(Wstaje i ze złożonymi rękami modli się słowami prastarej kolędy).

MIESZKO - Zdrów bądź, Jezu maluśki, jenżeś Król niebieski.

O Dzieciątko sławetne, wielmi bardzo śliczne;

Słońce sprawiedliwości, świeco wszelkiej prawdy,

Boże wielkiej miłości, mocności naszej wiary.

(Skłania się nisko i odchodzi. Do żłobka podchodzi Jagiełło, klęka i składa dary mówiąc).

JAGIEŁŁO - Ja składam Jadwigi klejnoty

I spod Grunwaldu miecz - symbol męstwa,

Prosząc, byś tym Polakom użyczyła cnoty …

(Wskazuje na scenę i widownię): Mądrości i wiary w możliwość zwycięstwa.

(Wstaje i ze złożonymi rękami odmawia modlitwę).

JAGIEŁŁO - Zdrów bądź też bardzo dziwny, wszechmocny i śliczny,

Cudowny i miłosny, a wszystkim łaskawy,

O Dzieciątko nadobne i wielmi ochotne,

O, Syneczku, rozkoszny, nam bardzo przyjemny.

(Chyli się w pokłonie i odchodzi tam gdzie stoi Mieszko. Do żłóbka podchodzi Sobieski. Klęka i składając dar mówi):

SOBIESKI - A ja jak niegdyś przed odsieczą Wiednia

Proszę Cię, Panno Niebiańska, byś wspierała mój naród …

(Wskazuje na scenę i widownię): Tarczą chrześcijaństwa.

(Wstaje, pochyla się w ukłonie, jakby zamyśla się i po chwili wypowiada słowa modlitwy).

SOBIESKI - Tyś rzęsą duszy mojej, nad wszystko żądliwy,

Tyś początek szlachetny, o Boże wcielony.

Przeto Dziecię najmilsze, k nam przyjdź, nie przedłużaj.

Samoć, samoć co rychlej, nam się nie oddalaj.

(Podchodzi do Mieszka i Jagiełły i razem odmawiają modlitwę).

MIESZKO, JAGIEŁŁO, SOBIESKI - (mówią ze złożonymi rękami):

Prosimy Cię, Kryste Panie, racz dać zmiłowanie,

Daj nam swoją miłość Boską, którąś raczył wlać w serca tym Mędrcom.

Abyśmy wierzyli i Ciebie szukali,

Przyciągaj nas Duchem k sobie, byśmy żyli z tobą w niebie. Amen.

(Po chwili chór Aniołów zaczyna śpiewać).

CHÓR - Cicha noc, święta noc, pokój niesie ludziom wszem …

A u żłóbka Matka Święta czuwa sama uśmiechnięta

Nad Dzieciątka snem, nad Dzieciątka snem.

Cicha noc, święta noc, narodzony Boży Syn.

Pan wielkiego majestatu, niesie dziś całemu światu

Odkupienie win, odkupienie win.

(Po chwili na przód sceny wychodzi kolędnik z gwiazdą, kłania się nisko i mówi).

GWIAZDOR - Za kolędę dziękujemy.

Zdrowia, szczęścia wam życzymy, abyście nam długo żyli,

Z narodzenia Pana się cieszyli.

O naszych jasełkach rozpowiadali, coście tu dziś oglądali.

Jako Panna święta dziatki małe w dom przyjmujcie,

Życiem nowym się radujcie.

A tym, co w niedoli lub cierpią niedostatki

Nieście jako ci Pasterze szczere z serca datki.

Bądźcie Państwo weseli, jako w niebie Anieli.

NA TEN NOWY ROK!

WSZYSCY - (kłaniając się nisko): NA TEN NOWY ROK!

(Wszyscy wychodzą na scenę, kłaniają się i rozpoczynają kolędę).

WSZYSCY - Nie było miejsca dla Ciebie w Betlejem w żadnej gospodzie,

Więc narodziłeś się Jezu w stajni, ubóstwie i żłobie.

Nie było miejsca, choć szedłeś jako Zbawiciel na ziemię,

By wyrwać z jarzma niewoli nieszczęsne Adama plemię.

A dzisiaj czemu wśród ludzi tyle łez, jęków, katuszy,

Bo nie ma miejsca dla Ciebie w niejednej człowieczej duszy.

5



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
OTO JA JESTEM Z WAMI-Misterium Męki Pańskiej, konspekty, scenariusze
MISTERIUM MĘKI PAŃSKIEJ, konspekty, scenariusze
OTO JA JESTEM Z WAMI-Misterium Męki Pańskiej, konspekty, scenariusze
JASEŁKA-scenariusz (Szk.P.), konspekty, scenariusze
MISTERIUM dla młodzieży na BOŻE NARODZENIE, konspekty, scenariusze
Misterium 2007, konspekty, scenariusze
misterium2006, konspekty, scenariusze
Scenariusz Misterium paschalnego na Wielki Tydzień, konspekty, scenariusze
zabawa karn., konspekty, scenariusze
+Scenariusz-Jaselka wieczor wigilijny 14, teatr, scenariusze
CZYSTOSC TO ZDROWIE, Konspekty,scenariusze inscenizacje CZ 1
ZABAWA MATEMATYCZNA -DODAWANIE I ODEJMOWANIE LICZB .DWUCYFROWYCH KOLOROWANIE, MATERIAŁY DO ZAJĘĆ, KO

więcej podobnych podstron