Forever Yours, Fan Fiction, Beyblade


Forever Yours 

Na Zawsze Twój

Żegnaj na zawsze, małe złamane serce
Spuszczone oczy, samotność życia
Cokolwiek w sercu mym chodzi będzie chodzić w pojedynkę

Ciągłe oczekiwanie na duszę doskonałą
Nie rozmyta sceneria na zawsze stracona

Żadnej miłości we mnie
Żadnych oczu by zobaczyć niebiosa poza mną
Mój czas jednak nadejdzie
Więc na zawsze będę twój

Nightwish - "Forever Yours" - Century Child


Był to już późny wieczór. Na ulicach małego miasteczka w Rosji, robiło się coraz mniej tłoczno. Środek zimy, oznaczał bardzo mroźne noce. Temperatura obniżała się wraz z upływającymi godzinami. Zaczął prószyć śnieg białe płatki lądowały na nie osłoniętej czuprynie chłopaka. Widocznie mu to nie przeszkadzało. Powoli szedł uliczkami, patrząc przed siebie. Czasem dał kilka drobnych monet, żebrzącym ludziom. Dobrze wiedział, że o tej porze, ciężko jest im żyć. Zapiął wreszcie kurtkę. Dopiero teraz zimno zaczęło dawać się mu we znaki.
-Dobry człowieku - zaczepił go jakiś pijaczek. - Daj troszkę, na coś mocniejszego...
Chłopak spojrzał tylko na niego swoimi bordowymi oczami i odszedł, nie zwracając na obelgi człeczyny. Śnieg zaczął sypać coraz gęściej. Chłopak postanowił wrócić do siebie. Już przyzwyczaił się do myśli, że wchodząc do domu słyszy tylko ciszę. Kiedyś było inaczej. Gdy wracał, witał go gwar głosów. Jego kumpel imieniem Takao, zawsze zasypywał pytaniami, gdzie był i co robił. Blond chłopaczek zawsze zmuszał go do uśmiechania. Tak, Max wieczny optymista. Kyojyu, można powiedzieć komputerowy maniak, ciągle siedział przy swoim laptopie, i coś konsultował z Dizzy. Tylko jedna osoba nie zawracała mu niepotrzebnie głowy. Rei, chłopak o złotych, kocich oczach. Kai lubił go chyba najbardziej ze wszystkich. A on sam, Kai, samotnik, postrzegany jako osoba nie posiadająca innych uczuć niż pragnienie siły, teraz idzie uliczkami rosyjskiego miasteczka. Sam. Po mistrzostwach drużyna rozdzieliła się. Teraz on łazi bezczynnie po mieście, sam nie wiedząc czemu tu jest. Szedł teraz parkiem. Najkrótsza droga do domu. Na noc zapowiadała się zamieć. O tej porze nikogo w parku nie było. Nikogo? Kai dostrzegł skuloną osobę na zdezelowanej ławeczce. Miała na sobie bardzo lekkie ubranie, na pewno nie na taką pogodę, jaka jest teraz. Koło ławki stała średniej wielkości torba. Owy osobnik miał naciągnięty kaptur na głowę, więc bordowooki nie dostrzegł jego twarzy.
"On może zamarznąć tutaj" pomyślał Kai podszedł do nieznajomego.
Szturchnął go lekko. Brak jakiejkolwiek reakcji. Spróbował ponownie. Nieznajomy poruszył się. Podniósł głowę i spojrzał na Kaia.
-Rei... co ty tu robisz?
-Kai... - szepnął Rei. - Przyjechałem... Chciałem się z tobą zobaczyć i o coś zapytać...
-Dobra, dobra - przerwał mu Kai, widząc, że przyjaciel jest wyczerpany.- Najpierw to musisz się ogrzać i coś zjeść.
-Jak zwykle zimny i konkretny - uśmiechnął się słabo Rei.
-Jesteś w stanie iść?
-Mam taką nadzieję - odparł kociooki i powoli wstał.
Lecz o mało się nie przewrócił. Ale nie chodzi tu o zmęczenie, ale o śliski chodnik. Przed upadkiem uchronił go Kai. Będąc blisko przyjaciela, Rei dopiero teraz odczuł, że jest mu przeraźliwie zimno.
-Odczepisz się wreszcie? - zapytał Kai, daremnie usiłując być opryskliwy.
-Zimno... - powiedział Rei, już ciszej, przybliżając się do Kaia.
-Rei... - Kai nie mógł się zdobyć na chamską odzywkę. - Ile ty już tu siedzisz?
-Od rana... - Rei teraz już całkowicie, przytulił się do bordowookiego.
-Jakiś ty głupi... - szepnął Kai i zdjął z siebie kurtkę.
-Zgłupiałeś? Teraz ty chcesz zamarznąć?
-Jestem przyzwyczajony. Załóż ją.
Rei posłusznie ubrał kurtkę. Była puszysta i ciepła.
-Idziemy. Mieszkam niedaleko...
Ruszyli dróżkami w parku. Kociooki mimo, iż miał kurtkę nadal trzymał się blisko Kaia. W kurtce było mu ciepło, natomiast obecność i bliskość Kaia, grzała jego wnętrze, jego serce.
Szczęknął zamek w drzwiach do mieszkania Kaia. Było ono w jednym z niewielu, szarych bloków. Mieszkanko Kaia nie było duże. Pokój gościnny był żółty, lecz kolor dawno już wyblakł. Stała tam duża, rozkładana kanapa, stary podniszczony telewizor. Zasłonki przy oknach były lekko zapleśniałe.
-Zaniosę ci torbę do pokoju, a ty usiądź - powiedział Kai. - Przyniosę jakąś bluzę dla ciebie.
Chłopak zniknął za drzwiami po prawej stronie. Rei zdjął kurtkę Kaia i rozglądnął się. Widać było, że Kai mieszka sam.
-Mam ci wysłać zaproszenie? - Kai wrócił.
-Dlaczego?
-Mówiłem, żebyś usiadł. Jeszcze na chwilę cię zostawię, zrobię coś do picia - bordowooki podał granatowa bluzę Reiowi. - Masz. W tym będzie ci cieplej.
Gdy Kai zniknął w kuchni, Rei przycupnął na kanapie. Naciągnął na siebie bluzę. Czuł się nieswojo w cudzym ubraniu. Był zdziwiony, ale jednocześnie cieszył się, ze Kai się nim zaopiekował.
"On jednak nie jest taki zimny, jak niektórzy sądzą" pomyślał Rei.
Kai wrócił z dwoma kubkami i przysiadł się do Reia.
-Proszę - wręczył przyjacielowi kubek. - Mam tylko herbatę i niestety pusta lodówkę.
-Nic się nie stało...
-Myślałem, że jesteś w Chinach, ze swoją dawną drużyną. Co cię tu przywiało? - zapytał Kai.
Kociooki nie odpowiedział. Sączył powoli herbatę. Ta reakcja zdziwiła Kaia. Rei zawsze był rozmowny. Obaj zamilkli. Bordowooki postanowił zmienić temat.
-Rei, zwolnię ci swoje łóżko. Ja mogę spać na kanapie. Rei?
Kociooki nie odpowiedział. Zasnął. Kai wyjął mu z rąk kubek z resztką herbaty i po cichu rozłożył kanapę. Ze swojego pokoju wziął kołdrę i poduszkę. Położył głowę Reia na poduszce i przykrył go. Jeszcze chwilę patrzył na przyjaciela. Tak ładnie wyglądał, kiedy spał. Kai usiadł na fotelu obok, wciąż patrząc na Reia. W końcu sam zasnął.

Ranek. Zza okna dobiegają codzienne odgłosy. Przejeżdża wielki i głośny spychacz. Tej nocy spadło wiele śniegu. Woźni klną na młodych, że się obijają i to oni, starzy ludzie, muszę odgarniać śnieg z chodników przed blokami. Kai otworzył oczy. Rei jeszcze spał. Bordowooki podniósł się z fotela i przeciągnął. Spojrzał na zegarek. Była 7:30. poszedł do małej obskurnej łazienki. Potłuczone kafelki, zatkana wanna, z lekka zardzewiała umywalka, a nad nią lustro i szafeczka. W dalszym kącie ubikacja. Kai spojrzał w lustro. Patrzyła na niego jego własna twarz. Nie zmienił się zbytnio przez te dwa lata. Poprzednio zimne, nie znoszące sprzeciwu i infantylności oczy, teraz wyrażają samotność, znudzenie czy też zmęczenie. Ale tli się też w nich pozytywne uczucie. Radość. Dlaczego? Teraz już nie jest sam. Rei jest przy nim...
Na 9 miał iść do pracy. Pomagał przekładać i przenosić pudła w magazynie obok największego sklepu w mieście. Postanowił iść po coś na śniadanie, a potem do pracodawcy. Chciał wziąć dzień wolny, by pomóc Reiowi zadomowić się. Wyszedł z łazienki. Kociooki przewrócił się na drugi bok. Kai chwycił portfel, narzucił kurtkę i wyszedł. Powietrze było mroźne. Świeżo ośnieżone drzewa wyglądały naprawdę pięknie, połyskując w delikatnych promieniach porannego słońca. Kai wszedł do pobliskiego sklepiku. Zadzwonił dzwonek przy drzwiach, a sprzedawca wyłonił się z zaplecza. Kai kupił kilka bułek, masło, ser i mleko. Sprzedawca znał chłopaka i dał mu jeszcze za darmo małe opakowanie kawy. Bordowooki ruszył do swojego miejsca pracy. Miał szczęście. Jego pracodawca, właściciel sklepu i magazynu, właśnie nadzorował rozładunek towaru.
-Hiwatari, co tu robisz tak wcześnie? - zawołał.
-Chciałem mieć dzisiaj dzień wolny - powiedział wprost chłopak.
-A kto będzie pracował?
-Tylko jeden dzień. Przyjechał do mnie przyjaciel.
-Dobra, dobra... Ale jutro to odrabiasz!
Kai nie protestował. Jutro czekała go praca do późnej nocy. Wrócił do domu. Poszedł do kuchni. Uprzątnąwszy wszystko ze stołu, przygotował śniadania. Wtem do kuchni wszedł Rei.
-Dzień dobry- zwołał chłopak, a potem potężnie ziewnął.
-Cześć. Siadaj i jedz - zaprosił go Kai.
-Nieźle ci się tu powodzi - zaczął Rei.
-Czy ja wiem... Jakoś leci...
-Mieszkanko...
-Na inne mnie na razie nie stać...
-Chciałem powiedzieć, że jest fajne. Trzeba tylko je odświeżyć. Pracujesz gdzieś?
-Tak, w magazynie. Marna z tego kasa, ale na życie jak widać starcza...
Rozmowa się urwała. Kai nie śmiał zapytać jak się Reiowi wiedzie. Mimo, iż kociooki się uśmiechał, widać było w jego oczach smutek. Cos go najwyraźniej gnębiło.
-Rei, wszystko w porządku?
-Tak, dlaczego pytasz?
-Nie okłamuj mnie. Coś cię gnębi...
-Nie będę ci moimi problemami głowy zawracał. Już wystarczy, że bez zapowiedzi zwaliłem ci się do domu...
Kai nie wiedział jak ma zareagować. Nie potrafił zdobyć się na powiedzenie Reiowi, że jego zjawienie się tutaj wcale mu nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie.
-Wszystko mi się pokomplikowało - powiedział nagle Rei. - Może to wyolbrzymiam, ale wszystko mi się wali...
Głos mu się załamał. Kaia zdziwiło to wyznanie. Rei, chłopak zawsze uśmiechnięty, mający duże grono przyjaciół, dziewczynę, dom, teraz mówi, że wszystko się wali. Kai przestawił swoje krzesło do krzesła przyjaciela.
-Dlaczego? Co się stało? - spytał.
-Sam nie wiem - kociooki zwiesił głowę. - Mariah nagle odeszła do innego chłopaka, Lee wyjechał razem z Kevinem i Garym. Znikli bez śladu. Wszyscy, co się mną opiekowali, byli ze mną, znikli. Mieszkańcy wioski i okolic krzywo na mnie patrzą...
-Ale Mariah chyba nadal jest twoją przyjaciółką?
-Wyjechała do stanów wraz z tym nowym. Teraz wszyscy myślą, że sława uderzyła mi do głowy. Nie wiem, dlaczego tak sądzą. Zachowywałem się tak jak zawsze, ale oni...
-To jak udało ci się tam mieszkać?
-Starałem się to ignorować. Pokazać, że jestem nadal taki, jaki byłem przed wyjazdem. Nie udało się. Wyjechałem.
-Tylko dlaczego akurat tutaj. Przecież... Przecież Takao jest twoim przyjacielem. Przyjąłby cię...
-Tak, ale nie zrozumiałby. Dlatego przyjechałem do ciebie. Miałem nadzieję, że mnie nie wyrzucisz i chociaż postarasz się mnie zrozumieć. Tyle lat byłeś samotny... - Rei spojrzał na Kaia. W jego kocich oczach pojawiły się łzy.
-Ja cię Rei dobrze rozumiem - odparł Kai.
Reakcja Reia była niespodziewana. Rzucił się on Kaiowi na szyję. Teraz po policzkach obficie spływały mu łzy.
-Jestem teraz sam - wydukał przez łzy.
-Nie Rei, nie jesteś sam... Ja... Ja będę z tobą... Jesteś moim przyjacielem... - bordowookiemu zrobiło się żal Reia. Pogładził go niepewnie po głowie. -Wypłacz się... będzie ci lżej...
Po paru minutach Rei uspokoił się i spojrzał na kolegę.
-Jesteś inny, niż pozostali cię postrzegali...
-To znaczy?
-Potrafisz pokazać uczucia, zawsze potrafiłeś, tylko inni tego nie dostrzegali. Jesteś... Naprawdę dobrym przyjacielem.
Szczerość Reia wzbudziła w Kaiu małe zakłopotanie. Nie był wstanie nie odpowiedzieć. Wpatrywał się tylko w złote, kocie oczy przyjaciela, czując, że może powierzyć mu wszystko. Chciał też umieć być szczerym, tak jak on. Umieć pokazać prawdziwą radość. Cieszyć się życiem. Chciał się tego nauczyć, chciałby rei mu w tym pomógł... nie ważne w jaki sposób...

Godziny tego dnia mijały bardzo powoli. Kai zupełnie zapomniał powiedzieć Reiowi, że jutro go zostawi. Uparł się jednak, by kociooki siedział w łóżku.
-Ale dlaczego?- protestował Rei.
-Bo nie chcę byś się rozchorował. Nie mam pieniędzy na leki - odparł sucho Kai.
-Umrę z nudów...
-Dobra, możesz się przenieść na kanapę, będziesz miał telewizor...
-Nie matkuj mi. I tak będę robić co chce...
-Możliwe, ale tylko wtedy, kiedy mnie nie będzie...
-Czyli nigdy...
-Nie... Ja przecież pracuję... Jutro odrabiam dzisiejszy dzień, pewnie wrócę późno...
-Aha...
Po tej wymianie zdań obaj zamilkli. Właśnie siedzieli w największym z pokoi. Gdzieś w kuchni grało radio. Zza okna dobiegał codzienny zgiełk. Milczenie przerwał Rei.
-A jeśli będę zdrowy, będę mógł wyjść?
-Jak będziesz zdrowy...
I znowu cisza. Dlaczego brak jest tematu. Drażniło ich to. Kai wyszedł do kuchni. Rei wyciągnął się na całej długości kanapy i przykrył kołdrą. Chciał zasnąć. Zamknął oczy. Skrzypienie podłogi, poinformowało, iż Kai wrócił.
-Rei, śpisz?
-Jeszcze nie - odpowiedział chłopak.
-Nie wiem czy ci to będzie smakować, ale wypij. Rozgrzeje cię... - Kai podał mu kubek.
-Co to jest?
-Polecił mi to stary aptekarz. Mleko z miodem. Miodu trochę mi zostało...
-Dzięki...
Reszta dnia upłynęła w podobny sposób. Krótka rozmowa poprzedzana i kończąca się milczeniem. Nastała noc. Kai miał dziwny sen. Było mu w nim ciepło i przyjemnie. Nie potrafił stwierdzić gdzie dokładnie jest. Nagle przed nim pojawił się Rei. Uśmiechał się. Nie był już smutny i przygnębiony. Podszedł do Kaia. Objął go w pasie. Kai patrzył prosto w złote oczy. Oczy wypełnione jakimś uczuciem, którego nie rozumiał. Obudził się.
-Znowu czegoś nie rozumiem - szepnął do siebie, gapiąc się w sufit. - Co to było za uczucie. Chciałbym je poznać, chciałbym je mieć...
Przymknął powieki. Znów oczami wyobraźni zobaczył Reia.
"Dlaczego on?" zapytał się w myślach Kai i z tym pytaniem zasnął.

Kai zerwał się z łóżka już o szóstej. Wciągnął na siebie świeże ubranie i wyszedł do sklepu. Mała piekarnia była już otwarta.
-Dzień dobry, panie Hiwatari! - powitał go z uśmiechem sprzedawca. - Wcześnie dziś na nogach.
-Zawsze tak wstaję, ale nie miałem po co iść do pana - odparł Kai.
-A teraz?
-Przyjechał do mnie przyjaciel, a ja chcę być wcześniej w pracy...
-To co podać?
-Może kilka bułek i chleb.
-Już podaje - człowiek wręczył pieczywo chłopakowi i coś jeszcze. - Świeżutkie drożdżówki, za darmo rzecz jasna.
-Pan nie musi - Kai uśmiechnął się.
-Ależ proszę pana. Jest pan stałym klientem i w dodatku takim miłym.
Kai zapłacił i pożegnał się ze sprzedawca. Wracając przypomniał sobie, jego słowa i uśmiechnął się pod nosem. W tym miasteczku wszyscy go znali i zdawali się lubić. Nikt nie znał jego drugiej strony charakteru.
-Dzień dobry - powiedział do jakiejś starszej pani.
-A dzień dobry chłopcze - odparła staruszka.- Słyszałam od piekarza, że masz gościa. Proszę - wręczyła mu dwie butelki. - To od mojej znajomej. Ma gospodarstwo za miastem. Świeżutkie mleko.
-Dziękuje pani - odparł Kai uśmiechając się nieznacznie.
Wrócił do domu. Rei jeszcze spał. Postawił zakupy na stole i przeszedł cicho przez pokój po dokumenty. Spojrzał przez ramię na kociookiego. Widząc uśpiona twarz przyjaciela, zalała go fala ciepła. Poczuł wielką chęć pogładzenia tej twarzy. Opanował się jednak, choć nadal nie mógł oderwać od niego wzroku. W końcu się do tego zmusił. Na kartce papieru naskrobał kilka słów i położył ją w widocznym miejscu. Cicho zatrzasnął drzwi i ruszył do pracy.
Rei obudził się dość późno. Przeciągnął się i zerknął na zegar na ścianie. Było już południe. Wstał i ruszył do kuchni. Na stole zauważył kartkę. Poznał pismo Kaia.
"Jestem w pracy i chyba wrócę późno". Nic więcej. Rei rozejrzał się.
-Chyba przydałoby się śniadanie - powiedział do siebie.
Nie musiał przetrząsać całej kuchni w poszukiwaniu jedzenia. Wreszcie zrobił sobie spore śniadanie. Teraz miał dylemat. Co on będzie robił cały dzień?
-Wypadałoby w tym mieszkanki trochę posprzątać.
Jak powiedział tak zrobił. Znalazł jakieś stare szmaty i środki czystości. Postanowił zacząć od dużego pokoju.
-Najchętniej pozbyłbym się tych zasłonek...
Rei wlazł na parapet i zaczął ściągać zasłonki. Kurzyło się z nich strasznie i Rei co chwile kichał. Po krótkiej walce z żabkami przy karniszu, ruszył do łazienki.
-Nie mogę, ale syf - wzdrygnął się Rei, wrzucając do wanny zasłonki. Zatkał ją kurkiem i napuścił wody. Poszukał tez proszku.
-No jasne, że jest. Przecież w brudnych ciuchach nie będzie chodził... - uśmiechnął się do siebie kociooki.
Zostawił zasłonki w wodzie i poszedł trochę pościerać kurzy.
Ze sprzątaniem dużego pokoju, kuchni i łazienki zeszło mu do późnego popołudnia. Zjadł w miedzy czasie sobie jakiś mały obiad. Został teraz pokój Kaia. Rei zawahał się. Nie wiedział czy mu wolno. W końcu wszedł. Ku jego zdumieniu pokój był nawet zadbany. Przy ścianie stało łóżko, pod oknem biurko i krzesło. Uwagę Reia przykuł zeszyt lezący na biurku. Chwila wahania.
"Cudzych rzeczy się nie rusza" pomyślał Rei, ale już miał zeszyt w ręce.
Czekało go zaskoczenie. Były to zapiski Kaia, Coś w rodzaju pamiętnika. Rei nie czytał go, ale jego spojrzenie padło na krótką notkę pod wczorajszą datą.
"Jest już późno... Właściwie jest środek nocy. Nie mogę spać, a wszystko przez ten sen. Nie potrafię go zrozumieć, ale mam wrażenie, że... może się sprawdzić. Dziwny zbieg okoliczności... przyjeżdża Rei, a potem ten sen, a w nim znowu on... Cieszę się, ze on tu jest. Nie czuję już tej przytłaczającej samotności. Szkoda, że on jest smutny... Tak lubię... patrzeć na ten uśmiech, taki szczery... lubię na niego patrzeć, chyba dlatego, że sam nie potrafię tak się uśmiechnąć... chciałbym tego się nauczyć...".
Rei odłożył zeszyt. Kai prowadzi takie zapiski? I cieszy się z jego obecności... Kociooki nie wiedział, co ze sobą zrobić. Żałował, że to przeczytał... Ale w końcu postanowił. Zostanie tutaj z Kaiem. Kai chce się uśmiechać? A więc on zrobi wszystko, żeby mu pomóc. Teraz jego życie nie jest ważne. Teraz chce by Kai był szczęśliwy...

Było już dobrze po pierwszej w nocy, gdy Kai wrócił. Chłopak był bardzo zmęczony. Nie chciał jednak zrezygnować z pracy. Teraz mieszka z nim Rei, o niego trzeba zadbać. Ku jego zdumieniu Rei nie spał. Siedział na kanapie przy wątłym świetle małej lampki. Gdy wszedł Kai, kociooki odwrócił głowę. Bordowooki uśmiechnął się nieznacznie.
-Dlaczego nie śpisz?
-Czekałem na ciebie... Chciałem porozmawiać...
-O czym? - Kai przysiadł się.
-Nie gniewaj się, ale kiedy sprzątałem...
-Sprzątałeś?
-Tak, twoje mieszkanie było zaniedbane. Wiem, że nie masz kasy, ale kurze można wytrzeć, ale nie o tym chciałem ci powiedzieć...
-A o czym?
-Kai widziałem ten zeszyt na twoim biurku i...
-Czytałeś? - zapytał z lekką paniką w głosie Kai.
-Tylko notkę z wczorajszego dnia...
Kai zamarł. Nie wiedział czy ma krzyczeć, czy zrobić coś innego.
-Przepraszam... nie chciałem... i... tak się zastanawiałem czy... mogę ci pomóc...
-Nikt już mi nie pomoże, jest już za późno, Rei... ale mimo wszystko dzięki...
-Nie jest za późno! - zaprotestował chłopak.
Kai schylił głowę. Rei... tak szczerze chce pomóc... Poczuł jak bierze jego dłonie w swoje.
-Jest jeszcze szansa.. wystarczy, że będziemy działać razem.. rozumiesz? Teraz nie jesteś samotny, mimo iż tak uważasz... przecież jestem z tobą...
-Rei...
Kai patrzył w złote oczy. Nie był w stanie powiedzieć co czuje, czego pragnie. Chciałby mieć kogoś bliskiego, kogoś, kto zawsze pocieszy, będzie z nim w trudnych chwilach... Jednak Rei, wiedział czego jest mu brak...
-Kai... ty chcesz mieć tą drugą osobę... chcesz ją kochać i być przez nią kochany...
-Tak- szepnął chłopak. - Tylko ja nie wiem czy potrafię...
-Potrafisz, każdy potrafi... - Rei był już bardzo blisko. - Tego się nie nauczysz... Kieruj się sercem...
-Nie, Rei...
Kai wstał. Wyjął swoje ręce z dłoni Reia. W oczach Reia pojawiły się łzy. Bordowooki udał się do swojego pokoju i zamknął drzwi. Kociooki przełknął łzy...
-I w tym jest twój problem Kai... boisz się, że nie potrafisz... nie chcesz nawet spróbować... chcę ci pomóc... jesteś dla mnie bardzo ważny... nie zostawiaj mnie...
Kai w swoim pokoju patrzył w okno. Nie wiedział dlaczego, ale... po jego policzkach płynęły pojedyncze łzy...
-Rei przepraszam - szepnął . - Proszę... nie zostawiaj mnie...

Evanescence - Fall Into You
Wydaje się tak odległa
Podążałem tą drogą
Tylko po to żeby przekonać się, że się kończy
Jest jedna rzecz, którą wiem
Nie zdołam zrobić tego sam
Ponieważ jestem zbyt słaby
By wstać o własnych siłach
Gdy Ty jesteś wszystkim, czego mi potrzeba
Więc mnie prowadź
Wskazuj drogę
Trzymaj mnie
Ukrywaj mnie
I kochaj
Całym sobą
I z wszystkim, co robisz
Usłysz mnie
Weź mnie
Trzymaj mnie
Złam mnie
Po prostu napełnij mnie
Gdy zapadam się w Tobie
Złap mnie, gdy upadam
Przez cały ten czas czułem się taki samotny
Zatracając się w mej rozpaczy
Z ramionami pełnymi miłości
Będziesz czekał, by mnie wypuścić
Na każdym kroku będziesz ze mną
Ponieważ jestem zbyt słaby
By wstać o własnych siłach
Gdy Ty jesteś wszystkim, czego mi potrzeba
Więc mnie prowadź
Wskazuj drogę
Trzymaj mnie
Ukrywaj mnie
I kochaj
Całym sobą
I z wszystkim, co robisz
Usłysz mnie
Weź mnie
Trzymaj mnie
Złam mnie
Po prostu napełnij mnie

Następnego dnia, gdy Rei otworzył oczy nigdzie nie było już Kaia. Chłopaka ogarnął smutek. Jednak podpadł Kaiowi. Czuł się nie fair. Nie powinien czytać tych zapisków. Nie powinien był tak się zachować wobec niego, wczoraj wieczorem. Ale czuł też żal. Żal, iż Kai nawet nie chciał spróbować. Wstał i podszedł do okna. Zima była w pełni. Stwierdził, że nie lubi tej pory roku. Zima kojarzyła mu się ze smutkiem, z wymieraniem. Ale teraz odczuł, że to też czas snu. Na wiosnę wszystko odżywa. Cała przyroda. Wiosna to też wspaniały czas na miłość.
"Dlaczego pomyślałem o miłości?" - pomyślał Rei. Lecz nagle to pojął. Przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Przypomniał sobie twarz Kaia. Taką smutną i zrezygnowaną. Chciał zobaczyć na niej kiedyś uśmiech. Stwierdził, że nie powinien się poddawać. Musi przekroczyć tą barierę, którą się Kai otacza. Tylko co mu w tym pomoże? Przecież nie Kai. On boi się ujawniać uczucia. Tak, pomoże mu uczucie, które teraz odsłoniła mgła. Bał się je nazwać, ale wiedział, że ono mu pomoże.
Postanowił poczekać na Kaia. Cały dzień myślał nad słowami przeprosin.
Tym razem Kai wrócił wcześniej. Nawet nie spojrzał na przyjaciela. Rei nie zmuszał go. Przynajmniej na razie. Bordowooki poszedł do kuchni coś zjeść. Za 15 minut wracał do pokoju.
-Kai, zaczekaj, Musze to wyjaśnić. Kai, proszę....
-Nie ma co wyjaśniać. Ciekawość rzecz ludzka... nie winię cię...
-Kai... ja naprawdę chcę, byś nauczył się uśmiechać.
Kai odwrócił głowę. Potem ruszył do pokoju. Rei zerwał się z miejsca. Chwycił o za nadgarstek, przyciągnął do siebie i wyszeptał:
-Najpierw mówisz, że chcesz... a teraz odrzucasz moją pomoc? Dlaczego to robisz?
-Rei... ja naprawdę tego chcę... chcę żebyś ty... ale ja nie będę potrafił.
-A ty znowu swoje - westchnął Rei i przytulił się do przyjaciela.
Kai zesztywniał. Serce biło mu jak oszalałe. Jednak Rei, nadal chce mu pomóc. Mimo wszystko. Mimo, iż wczoraj tę pomoc odrzucił.
-Rei.. dlaczego to robisz? - wykrztusił.
-To głos serca... I chęć pomocy przyjacielowi, który jest mi tak bliski...
Rei mówił to, co dyktuje mu serce. Chciał, aby pierwszym krokiem, by pomóc Kaiowi, powinna być szczerość wobec niego. Wiedział, że może ona czasem zaboleć, lub tak jak teraz, zaskoczyć. Teraz pragnął tylko jednego. By Kai go nie odtrącił, żeby chociaż spróbował odwzajemnić gest.
"Czego on oczekuje? Co chce zyskać"- zastanawiał się Kai. Tak bardzo chciał też objąć Reia, lecz był jakiś niewidzialny hamulec. Kai zadrżał. Nie był do dreszcz zimna, przeciwnie było to przyjemne uczucie. Dotąd spięty, teraz się rozluźniał. Zamknął oczy. Jego ręce same oplotły Reia. Teraz, gdy odniósł to małe zwycięstwo, postanowił, że będzie starał się dalej. Dla NIEGO....
Następny dzień. Już wieczór. Przez okno wpada nikłe światło księżyca. Rei znów czeka na Kaia. Martwi się.
"Kai za dużo pracuje" pomyślał.
Kai i on wreszcie normalnie rozmawiali. Kai postanowił zapomnieć o incydencie z zeszytem. Rei na samą myśl o swoim przyjacielowi, czuł fale ciepła. Jak się ucieszył, kiedy wczoraj on go objął. Towarzyszyło temu również uczucie bezpieczeństwa. Te silne ramiona, będące również delikatnymi. Chciał się w nich znaleźć jeszcze raz. Drzwi cicho się otwarły.
-Jak zwykle nie śpisz?
-Tak...
-Rei nie czekaj na mnie, wyśpij się porządnie...
-Słuchaj Kai, ty się przepracowujesz....
-Musze pracować. Chyba nie chcesz chodzić głodny.
-Pracujesz na nas dwóch. Też muszę sobie pracę znaleźć...
-Marudzisz - Kai ziewnął. - Idę się umyć...
Kai zniknął w łazience. Myśli Reia biegły swoją drogą. Nie starał się ich powstrzymać. Bał się nazwać do uczucie. Wiedział co to jest, ale starał się je odrzucić. Przecież to było niemożliwe. Tak bardzo tego chciał, ale wiedział, iż to będzie niespełnione marzenie. Istniała iskierka nadziei. Może Kai... nie, nawet nie chciał o tym myśleć... choć tak go to bolało... Cieszył się jednak tym, co miał. Kai nie wyrzucił go z domu, opiekuje się nim... Ray podszedł do okna. Spojrzał na rozgwieżdżone niebo i zamyślił się....

Nightwish - Gethsemane
Jeszcze jedna opowieść o niekończących się marzeniach
Twe oczy, były mym rajem
Twój uśmiech mym wschodem słońca.

Kai wyszedł po dziesięciu minutach. Uśmiechnął delikatnie do Reia, powiedział "Dobranoc" i zniknął w sowim pokoju. Rei położył się na kanapie. Zasnął dość szybko.

Nastała sobota. Reia obudził drażniący odgłos dzwoniącego telefonu. Nie miał ochoty otwierać oczu. Z ulgą usłyszał, iż Kai wstał i odebrał, przerywając nieprzyjemny dźwięk.
-Słucham... a dzień dobry panu... tak słucham... to dobra propozycja.. tak jest u mnie...
Kai zniknął z przenośną słuchawką od telefonu w kuchni. Zwrócił się do Reia.
-Mam dobrą wiadomość.
-O co chodzi?
-Dzwonił pan Dickenson i zaproponował nam wyjazd nad morze...
-Morze? Super, ja kocham morze!
-Czekaj to nie wszystko. Mieliśmy jechać razem z całą resztą drużyną, ale ja podałem inny pomysł...
Rei zamarł w oczekiwaniu.
-Spytałem się czy nie ma gdzieś odludnego miejsca i... takowe jest. Jego mały domek niedaleko plaży... niewielki kawałek jest prywatny i nikt oprócz nas nie będzie miał tam wstępu..
-Powiedziałeś nas? - na twarzy Reia rozlał się coraz większy uśmiech.- Morze, własna plaża?
-Tak..
-Jak się cieszę!
Rei w przypływie radości rzucił się Kaiowi na szyję ciągle krzycząc jak strasznie się cieszy. Kai tylko się uśmiechał, ale w końcu zaśmiał się cicho...
-I ty mi mówisz, że nie potrafisz się śmiać...

Nastał dzień wyjazdu. Rei już dawno nie spał. Kai cieszył się w duchu, że jego przyjaciel jest wreszcie w dobrym nastroju.
-Rei zaczekaj chwilkę - zawołał za nim Kai.
-Co? - kociooki odwrócił się uśmiechając.
-Dam ci moja kurtkę jak będzie iść na autobus na lotnisko.
-A ty? Przecież jest zimno...
-Przyzwyczaiłem się, założę ciepłą bluzę i to mi wystarczy...
-Kai, nie musisz, naprawdę...
-Muszę. Koniec rozmowy... - powiedział Kai i poszedł po swoją torbę.
Za kilkanaście minut obaj byli gotowi. Rei jeszcze starał się wykłócić o kurtkę, ale Kai nie ustąpił. Przeszli przez miasteczko na dworzec autobusowy. Przechodnie przyglądali się z ciekawością Reiowi. Nie wiedząc czemu, rozeszła się wieść, iż u Kaia mieszka jego przyjaciel. Nikt go jednak nigdy nie widział. Teraz jednak wyżej wymieniony, pojawił się i budził zainteresowanie. Na szczęście szybko doszli na dworzec i nie musieli długo czekać na autobus. Teraz czekała ich długa podróż do portu...
Rei nie liczył upływających godzin, choć mijały bardzo wolno. Większość czasu przespał. Obudził się, gdy po podróży samolotem do Japonii, a potem busem dotarli do portu. Chłopak poczuł wreszcie ciepłe promienie słońca. Mógł oddać kurtkę Kaiowi i cieszyć się ciepłem. Czekał na nich luksusowy statek. Pasażerowie, najwidoczniej zamożni, stali przy kontroli. Chłopcy ustawili się w ogonku. Wreszcie znaleźli się na pokładzie i ruszyli do swoich kajut. Rei był zachwycony i nie ukrywał tego. Kai tylko delikatnie się uśmiechał widząc radość przyjaciela. Ruszyli w drogę. Założony czas podróży: dwa dni.
Nie wiadomo skąd, pojawiły się chmury. Nie rozpętał się jednak sztorm, ale i tak pagoda nie pozwalała na spacerowanie po pokładzie. Rei leżał na łóżku i gapił się bezmyślnie w sufit. Kai czytał jakąś książkę. Kociooki nie mógł znieść tej ciszy. Ale też nie mógł już wytrzymać z ukrywaniem tego, co czuje. Wiedział, że Kai może go odtrącić. Że to może zakończyć ich przyjaźń. Ale trzymając to w sobie, czuje się naprawdę źle. Ma ochotę krzyczeć. Nie potrafi pozbyć się tego uczucia. Postanowił sobie jednak "teraz albo nigdy". Kai zorientował się , że ciągle patrzy tylko w jedno miejsce na stronie. Nie był w stanie skupić się na treści. Wciąż myślał o Reiu. O jego spontanicznych reakcjach. Kiedy Rei uwiesił się jego szyi, przepełniało go miłe uczucie. Radość? Tak chyba radość... i bliskość. Ale to inne... to, które towarzyszy mu od jakiegoś czasu. Nie umiał, lub nie chciał go nazwać. Chciał o tym porozmawiać. Tylko znowu się bał. Nie chciał stracić przyjaciela... Nie musiał długo się namyślać. Rei sam zaczął rozmowę...
-To nie może tak być, ja tak dalej nie mogę żyć...
-O czym mówisz?
-Mówię o tym co czuję - Rei usiadł obok Kaia.
-Dziwne, ja też chciałbym porozmawiać...
Zamilkli. Deszcz cicho bębnił w szyby. Wygrywał smutną melodię. Rei znów odezwał się pierwszy.
-Ja wiem, co czuję, lecz zdaje sobie sprawę, że...
-To tak nie może być - dokończył Kai, któremu serce coraz mocniej biło w piersi. Domyślał się co Rei chce powiedzieć.
- Ale błagam Rei, nie mów. Nie teraz, nie dzisiaj...
-Tak... Jeszcze za wcześnie, ale pozwól... - Rei przybliżył się do przyjaciela. Ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie.
-Rei, na co mam pozwolić?
Kociooki nie odpowiedział. Położył dłoń na policzku Kaia. Ten jednak odsunął się delikatnie. Rei opuścił rękę, która przed chwilą zawisła w powietrzu. Bordowooki zrozumiał, że nie postąpił słusznie. Drżąca ręką ujął dłoń Reia. Kociooki z wahaniem znów się przysunął bliżej. Tak bardzo pragnął to zrobić, ale w tej chwili brakło mu odwagi. Kai również wyglądał na zdezorientowanego.
Milczenie...
Krople deszczu...
Usta zatknęły się...
Minuta...
Koniec...
Rei wrócił na swoje łóżko, Kai położył się na swoim. Kociooki odwrócił się tyłem do przyjaciela. Nie chciał by ten znów widział łzy w jego oczach. Nie teraz... Ale nadal pragnął być przy nim. Wiedział, że potrzebuje on osoby, która by go kochała...


Evanescence - Listen to the rain
(...)
Czy nie mogli zostać dla Ciebie nie mającego więcej czasu
Otwórz oczy na miłość wokół Ciebie
Możesz poczuć, że jesteś sam
Ale ja nadal jestem tutaj z Tobą
Możesz robić to, o czym śnisz
Pamiętaj tylko żeby słuchać deszczu
(...)

Był to już późny wieczór. Właściwie, nikt nie zdawałby sobie z tego sprawy, gdyż przez chmur na niebie były wciąż ponuro. Krople deszczu, jak łzy, spływały po szybie. I nie tylko one. Po policzku kociookiego chłopca, również toczyły się słone krople. Rei teraz żałował, że pocałował Kaia. Miał wrażenie, że to koniec tej przyjaźni. W ogóle wszystkiego. Znów zostanie sam. Kai zostanie sam... i nigdy się już nie uśmiechnie. Wtulił głowę w poduszkę. Starał się udawać, że śpi, mimo iż szloch delikatnie wstrząsał jego ciałem. Myślał, że Kai tego nie zauważy. Mylił się. Kai cały czas go obserwował. Od chwili pocałunku.
-Znowu płaczesz - szepnął. - Tym razem przeze mnie... Myślisz, że wszyscy cię krzywdzą, nawet twój przyjaciel...
Rei nie odpowiedział.
-Rei, proszę, powiedz coś...
Nadal nic. Kai wstał ze swojego łóżka i usiadł obok przyjaciela. Zawahał się przez chwilę, po czym położył mu rękę na ramieniu. Rei nadal nie chciał na niego spojrzeć.
-Rei...
-Zniszczyłem wszystko, prawda? - spytał cicho. - Przez jakąś głupotę... co mnie podkusiło...?
-Nie wiem, o czym mówisz. Co miałeś zniszczyć?
-Naszą przyjaźń. Przez to, co zrobiłem...
Kai umilkł. Chciał powiedzieć Reiowi, iż nic się nie zmieniło. Że nie ma mu za złe, iż ten go pocałował. Nie potrafił się przyznać, że w tym momencie czuł się szczęśliwy. Pierwszy raz, naprawdę szczęśliwy.
-Rei, nadal jesteś moim przyjacielem - powiedział w końcu nieśmiało niebieskowłosy.
Kociooki wreszcie się odwrócił. W smutnych, zapłakanych oczach, pojawiła się malutka iskierka radości.
-Naprawdę?
-Tak...
Rei usiadł obok Kaia. Nie widział, co ma dalej mówić. Siedzieli tak w ciszy, słuchając deszczu. Rei chciał objąć Kaia, lecz bał się jego reakcji. Kai chciał być po prostu blisko swojego przyjaciela. Chciał... znów poczuć jego usta na swoich. Przestraszył się tej myśli. Ale nadal chciał uczynić jakiś gest wobec Reia, mówiący, iż on nie jest mu obojętny. Zdecydował się. Ujął swoją dłonią dłoń Reia. Powoli, nieco niepewnie. Kociooki delikatnie ją uścisnął. Spojrzeli sobie w oczy... Chcieli ten czas na wyspie spędzić najlepiej jak potrafią. Cieszyć się każdą chwilą... Cieszyć się sobą i tym, co ich zaczęło łączyć...
Nagle, Rei posmutniał. Spuścił głowę...
-Nie, Kai, tak nie może być, to nigdy nie powinno się nawet zacząć... Nie, Kai... nie mogę... przepraszam...
Rei wyszedł szybki krokiem. Ruszył na pokład. Kai ruszył bez wahania za nim. Miał przeczucie... złe przeczucie...
Rei stał na pokładzie. Opierał się o barierkę i patrzył jak krople deszczy rozbijają się o lekko falującą wodę. Zauważył, że Kai zmierza w jego stronę. Nie chciał teraz rozmawiać. Ruszył w przeciwną stronę. Nagle poślizną się, stracił równowagę. Upadając uderzył tyłem głowy o metalową barierkę. Gwiazdy zamigotały mu przed oczami. Poczuł straszny ból. Jedyne, co widział ostatnie, to przerażoną twarz Kaia.

Kai widząc upadającego przyjaciela natychmiast do niego ruszył. Pomimo, iż się ślizgał, dotarł tam po kilku sekundach. Rei tylko spojrzał nieprzytomnie na Kaia, a potem zamknął oczy. Bordowooki miał pustkę w głowie. Wołać o pomoc? A jeśli będzie za późno, kiedy ona przybędzie? Jeszcze chwila wahania... Kai delikatnie wziął Reia na ręce. Bał się, że może pogorszyć jeszcze jego stan. Powoli udał się do kajuty. Miał cichą nadzieję, że nikogo nie spotka na drodze. Nie chciał tego teraz. Jednak droga powrotna była pusta. Po chwili znalazł się w jasnym i ciepłym pomieszczeniu. Położył przemoczonego Reia na jego łóżku. Sam szybko ściągnął mokre ubranie i wziął ręcznik. Pochylił się na Reiem, ale nadal nie wiedział co ma robić.
-Rei? - zaczął cicho. - Rei, obudź się...
Kai nie pozwolił by ogarnęła go panika. To było akurat najmniej potrzebne.
-Rei, proszę..
Krople wody spływały z czarnych włosów. Poduszka była już przemoczona. Upływały następne minuty. Kai wciąż wpatrywał się w przyjaciela, licząc na jakikolwiek znak.
Nagle Rei cichutko jęknął.
-Rei, słyszysz mnie? Rei, odpowiedz!
-Kai?
-Ma... martwiłem się...
-Ty?
-Rei, wszystko w porządku?
-Chyba tak... tylko... głowa mnie boli...
-Musiałeś się mocno uderzyć... pomóc ci usiąść?
-Jeśli możesz...
Kai drżącą ręką podtrzymał przyjaciela.
-Jesteś cały mokry, przyniosę ci suche ubranie...
-Dzięki...
Po kilku minutach Kai wrócił. Położył ubranie Reia na łóżku.
-Czy...
-Nie... poradzę sobie...
Kai odszedł do swojego łóżka i usiadł. Zdziwił się, że był bliski zaoferowanie pomocy przy przebraniu. Ale najbardziej zdziwiło go to, że miał wrażenie, iż się zaczerwienił. Przecież to nic takiego, pomóc komuś się przebrać. Ale teraz, gdy... No właśnie. Teraz. Teraz jest wszystko inaczej, wszystko się zmieniło...
Rei zauważył, iż Kai jest zamyślony i ma dość strapiona minę.
-Coś się stało Kai? - spytał spokojnie.
-Nie... to znaczy....
-Rozumiem...
-Nie, nie rozumiesz...
-Nie sprzeczaj się ze mną... Mam wrażenie, że z tobą dzieje się, to samo, co ze mną...
-Nie rozumiem...
-Nie potrafisz nazwać teraz uczuć... Lub tez się boisz...
Kai nie odpowiedział, ale Rei wiedział już wszystko. Domyślał się też, że Kai nigdy się do tego nie przyzna.
-Bo... - zaczął Kai, ale Rei mu przerwał.
-Bo tak nie może być, prawda?
-Tak...
I znów ta cisza. Bywa zabójcza, bywa wspaniała, ale teraz jest męcząca. Jak zwykle gdy braknie słów, choć chce się tyle powiedzieć.
-Dlaczego, nie rozumiem samego siebie?
-Ty nie chcesz zrozumieć...
-Może...
Kai usiadł obok Reia. Teraz pragnął jego obecności. Nic więcej. Chciał znów poczuć, iż nie jest samotny. Rei jakby go zrozumiał, dlatego objął go ramieniem. Lecz bordowooki przestraszył się, że znów dojdzie to tego, co wcześniej, gdy byli tak blisko siebie. Targały nim tak bardzo sprzeczne uczucia. Wielka chęć bycia blisko Reia z jednej strony, a z drugiej strach, przed przyszłością.
Rei patrzył na Kaia bez słowa. Niebieskowłosy miał opuszczoną głowę. Koci chłopiec, domyślał się, co Kai teraz przeżywa.
-Nie zrobię nic, czego byś nie chciał... - szepnął.
-Ja już nie wiem, czego chcę... - Kai zdjął ręką przyjaciela i położył się na plecach.
Gapił się bezmyślnie w sufit. Jego serce wołało "Zrób coś, powiedz co czujesz", ale Kai nie umiał go słuchać. Przymknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył, zobaczył twarz Reia nad sobą. Była coraz bliżej. Chciał ją odsunąć, lecz ku jego zdziwieniu nie mógł tego zrobić. Teraz tylko czekał. Widział złote oczy przyjaciela, w których pojawił się niepewność.
Przymknął powieki...
Poczuł, jak usta Reia, łączą się z jego ustami...
Teraz chciał, by ta chwila trwała w nieskończoność...
Usta rozdzieliły się, ale Kai nie chciał przerwać tej chwili...
Odważył się... po raz pierwszy raz w życiu...
Z bijącym sercem, pocałował Reia...
Krople deszczu, coraz ciszej uderzające o szybę...
Zza chmur wyłaniają się pierwsze gwiazdy...
Obaj chłopcy zasnęli obok siebie...

Nastał ranek. Za kilka godzin mieli dopłynąć na miejsce. Przez okno wpadał delikatne promienie słońca. Czarne włosy Reia, delikatnie błyszczały w tym świetle. Kai obudził się jako pierwszy. Usiadł na łóżku. Cichutko, by nie zbudzić kociookiego. Te wszystkie obawy, wahania... Czemu właśnie to on musiał mieć takie problemy?! Czemu to on jest człowiekiem, który boi się własnych uczuć?! No czemu?! Przecież... zawsze chciał mieć kogoś bliskiego... Zawsze chciał poznać uczucie zwane miłością... Ale teraz, gdy może mieć przyjaciela, nawet kogoś więcej, on musi się bać! Ten głupi strach! Uczucie, które czuł przez całe swoje życie! Nawet teraz, kiedy jakoś mu się ułożyło, musi je odczuwać! Miał już tego dość!
Rei otworzył oczy. Zobaczył smutną twarz kolegi. Ale tym razem, oprócz smutku, była na niej złość. Oddech bordowookiego też był jakiś inny. Nie taki spokojny, równomierny jak zazwyczaj. Był szybki i przerywany. Chłopak usiadł. Położył dłoń na ramieniu kolegi. Tamten gwałtownie odwrócił się. Zobaczył te złote oczy. Była w nich troska. Jednak on wypatrzył jeszcze smutek, cierpienie... Ale... czemu on miałby odczuwać takie emocje...? Przecież miał wszystko...
- Coś cię trapi?
Odpowiedziało mu przeczące pokiwanie głową. Jednak czarnowłosy mu niedowierzał. Wiedział, że coś jest nie tak. Czuł to. Czuł to w sercu.
Popatrzył prosto w oczy Kaia. One też były inne niż zwykle. Już nie były puste - wypełniało je cierpienie i ból.
Martwiło go to, martwiło go to bardzo.
- Kai, nie wierzę ci... - wyszeptał.
- To uwierz...
- Ale nie mogę...
Zapanowała cisza. Żaden nic nie powiedział, nie wiedział co. Nie umiał dobrać słów. Wreszcie czarnowłosy się odezwał.
- Jeśli nie kłamiesz, to spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że nic ci nie jest. Wtedy uwierzę.
Odpowiedziało mu milczenie.
- No, czekam...
Nie było odpowiedzi. Spuścił tylko głowę. Rei westchnął. Usiadł blisko przyjaciela. Tamten znów spojrzał na niego. Po jego policzku spływała samotna łza. Została ona otarta ręką Chińczyka. Uśmiechnął się delikatnie. Wyraz jego twarzy był taki delikatny... Jak matki, która próbuje uspokoić swoje dziecko. W oczach była troska, smutek... Ale... czemu się smucił...? Tego Kai nie rozumiał, nie umiał zrozumieć.
Zdjął rękę przyjaciela ze swojego ramienia. Bał się, ze to, co kiedyś się stało, może się powtórzyć. A tego nie chciał. Złote oczy popatrzyły na niego ze zdziwieniem. On odwrócił od niech wzrok. Nie mógł w nie patrzeć, nie teraz.
- Kai, ja... ja rozumiem...
Znów ich spojrzenia się spotkały.
- A jeśli nawet nie rozumiem, to staram się to zrobić... - ciągnął dalej. - Wiedz, że nie jesteś sam, nawet, jak ci się tak zdaje. Możesz sobie wmawiać, co chcesz, ale i tak nigdy nie będziesz sam. Zawsze masz... masz... mnie... - zbliżył się jeszcze bardziej do niego.
Kai wzdrygnął się lekko. Poczuł, że Rei położył mu ręce na ramionach i powoli przyciąga do siebie. Po chwili mocno przytulił go do siebie. Oplótł go swoimi ciepłymi ramionami.
-Nie bój się... Ja ci nic nie zrobię... chcę ci tylko pomóc... Kai, proszę... spróbuj mi zaufać... Daj mi tą jedną szansę...
Nie usłyszał odpowiedzi. I się o nią nie upominał. Wystarczyło mu to, że niebieskowłosy go nie odtrącił. Siedział spokojnie i dał się mu przytulić...
Statek dobił do brzegu wysepki. Na ląd wysypało się mnóstwo ludzi. Rei i Kai również zeszli na ląd, rozglądając się niepewnie. Lecz zaraz podszedł do nich jakiś człowiek.
-Rei Kon i Kai Hiwatari? Pan Dickenson poinformował mnie, że przyjeżdżacie. Mam za zadanie zawieźć was do domku.
Obaj chłopacy ruszyli do samochodu wraz z ich przewodnikiem. Po dwóch godzinach jazdy, ich oczom ukazał się mały domek. Jego zewnętrzne ściany miały barwę kremową, która ładnie wyglądała na tle zielonych drzew. Weszli po marmurowych schodkach do środka. Otworzyli drzwi. Pomieszczenie było bardzo dobrze i elegancko urządzone. Wszystkie były oczywiście jasne. Z wielkiej sypialni wychodził balkon z którego było widać...
-Morze! - krzyknął uradowany Rei, delikatnie wychylając się za barierkę. - Tu jest cudownie prawda Kai?
-Tak... - odparł.
Jednak chłopak nie patrzył na krajobraz. Obserwował uśmiechniętego Reia. Przyglądał się jak jego oczy błyszczą teraz radością. Jak ślicznie wygląda na tle widoku z balkonu. Nie starał się powstrzymywać tych myśli. One dawały mu radość i spokój. Czuł, że teraz może być naprawdę szczęśliwy. I wiedział, że przez te kilka dni, nastąpi wiele zmian w życiu jego i Reia...

Poranek, to według niektórych najpiękniejsza pora dnia. Delikatne promienie słońca, budzą uśpioną przyrodę. Podobnie było na małej wyspie. Do wielkiego pokoju wpadały świetliste promienie. Jednak nie było tu dwójki chłopców. Na łóżku spał tylko czarnowłosy. Materac drugiego chłopca był ładnie złożony. Kai był w kuchni. Miał dobry humor. Dlaczego? To przez wczorajszy wieczór. Był tak wspaniały, tak szczęśliwy... Rei nie dał za wygraną, nauczył Kaia śmiać się.. Cieszyć się życiem... Bordowooki czuł, że ma dług wdzięczności wobec przyjaciela. Dzisiaj, Kai wpadł na pomysł by zrobić śniadanie. Chciał choć raz Reia wyręczyć. Z robieniem jedzenia, szło mu średnio. Po nieudanych próbach zrobienia czegoś wystawnego, ugotował jajka na miękko, pokroił trochę chleba i zaparzył herbatę.
Wszystko położył na tacy. Wszedł cicho do pokoju i położył metalowy przedmiot na stoliku, który znajdował się tuż przy łóżku.
Złotooki pokręcił nosem. Poczuł przyjemną woń. Podniósł delikatnie jedną powiekę. I co zobaczył? Kaia, pochylającego się nad nim. Otworzył oczy. Zamrugał szybko kilka razy. Patrzył na niebieskowłosego zdziwiony. Jego oczy błyszczały, nie były takie jak zwykle. Tańczyły w nich małe iskierki radości. Usta zdobił uśmiech. Ale niewymuszony. On był szczery, prawdziwy.
- Cześć, śpiochu. Dobrze się spało? - spytał Kai.
- Eee?
- Chyba się jeszcze nie rozbudziłeś...
Rei zerknął na niego przymulonym wzrokiem. Miał rację. Jeszcze się nie obudził do końca. Tak mu ciepło było w łóżeczku. Tak wygodnie i przytulnie... Jak w ramionach mamy... Nie chciał wracać do rzeczywistości. Tak mu było dobrze. Lecz nagle, znów poczuł tą woń. Wzrok przeniósł na stoliczek. Jajka... herbata... chleb... Dobra, zbyt wykwintne śniadanko to nie było, ale liczą się chęci.
- To... dla mnie? - wymamrotał.
- Aha.
Ale po co...? Sam bym sobie zrobił... I tobie przy okazji też, no...
-Drobnostka... nie musisz ciągle robić za nas dwóch... Nie jestem dzieckiem, poradzę sobie przecież...
-Nie nazwałem i nigdy nie nazwę dzieckiem. Robię śniadania dla ciebie, bo to sprawia mi przyjemność...
-Ale ja czuję, że traktujesz mnie jak dziecko! - Kai delikatnie podniósł głos.
-Może lepiej było wczoraj, gdy się do siebie nie odzywaliśmy - Rei odsunął tacę z jedzeniem.
-Co ja ci zrobiłem?
-Nic...
-Dobra... - Kai odwrócił się w stronę drzwi. - Skoro tak ci na tym zależy, nie ma sprawy... Nie będę się odzywał... - powiedział chłopak i wyszedł z pokoju.
-Kai... - w oczach Reia pojawiły się łzy. - Ja nie chciałem...
To była pierwsza kłótnia chłopaków od pewnego czasu. Nie było to raczej wrzeszczenie na siebie. Ale taka spokojna wymiana zdań, była najgorsza. Lepiej wykrzyczeć całą złość i żal, zamiast tłumić go w sobie. Rei to wiedział. Zdawał sobie sprawę, iż uraził Kaia. On się tak starał. Jeszcze wczoraj było tak wspaniale....
-Muszę go znaleźć... Przeprosić... - szepnął do siebie.
Ubrał się praktycznie w biegu i tak samo zjadł śniadanie. Wybiegł przed dom. Kaia nigdzie nie było w pobliżu. Ruszył szybki krokiem dalej.
W ciągu paru godzi obszedł przedmieścia. Lecz nie było ani śladu przyjaciela. Pozostała jeszcze "ich" plaża. Kociooki nie miał jednak nadziei, iż tam go znajdzie. Był jednak w błędzie. Kai siedział na piasku i spoglądał na delikatnie falujący błękitny ocean. Rei zbliżył się cicho. Usiadł obok. Kai nie reagował. Czarnowłosy zrezygnowany chciał wstać, ale Kai chwycił go za rękę i przyciągnął do siebie.
Rei nie spodziewając się takiej reakcji, pociągnięty wielką siła, przygniótł Kaia. Patrzyli sobie w oczy.
-Ja...
-Nie... to ja cię przepraszam...
-Nie masz za co...
-N...
-Nie zaczynaj, proszę - Kai przerwał przyjacielowi.
Obaj zamilkli. Rei poczuł, jak robi mu się gorąco. Był tak blisko Kaia. Żadnej odległości, pomiędzy nimi. Kociookiemu zaczęło mocniej bić serce. Gdy Kai go pocałował, bez wahania odwzajemnił pocałunek, który był inny niż zwykle. Bardziej namiętny...
-Rei, do czego to zmierza? - szepnął Kai, gdy ich usta na chwile się rozłączyły.
-Nie wiem, ale... Ja... - Rei wplótł palce w niebieskie kosmyki i znów namiętniej pocałował Kaia.
Kai mimo chęci postania przy przyjacielu, delikatnie go odsunął...
-Rei...
-Wiem, że tak nie może być, ale ja... Naprawdę, ja...
-Wiem, co chcesz powiedzieć...
W końcu obaj podnieśli się na nogi i ruszyli do domku. Wiedzieli i czuli, iż to, co się przed chwilą zdarzyło, ma wielki wpływ na to, co obaj już w myślach nazywają miłością. Lecz nie nadszedł jeszcze czas, by to wyznać...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jesień to piękny czas, Fan Fiction, Beyblade
T R E N I N G, Fan Fiction, Beyblade
Oko za oko, Fan Fiction, Beyblade
Światełko na końcu tunelu, Fan Fiction, Beyblade
Księżyc, Fan Fiction, Beyblade
Kociak, Fan Fiction, Beyblade
Droga do nikąd, Fan Fiction, Beyblade
Jak ja kocham cię, Fan Fiction, Beyblade
Pociąg do miłości, Fan Fiction, Beyblade
nocą, Fan Fiction, Beyblade
Bez ciebie znikam, Fan Fiction, Beyblade
Festiwal Gwiazd, Fan Fiction, Beyblade
BARIERA, Fan Fiction, Beyblade
Mogę w to uwierzyć, Fan Fiction, Beyblade
Przyciąganie, Fan Fiction, Beyblade
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Zagubiona, Fan Fiction, Zagubiona miłość, #Rozdziały#
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron