5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana


Rozdział trzeci

Zawsze jest pierwszy raz

Ci, co pożądanie poskramiają, czynią tak, bo pożądanie ich tyle jest słabe, że się daje poskromić.

- William Blake, "Zaślubiny Nieba i Piekła"



W swojej pelerynie i praktycznie pustym zamku Harry nie miał najmniejszych kłopotów, by dostać się do lochu - choć zawsze istniało ryzyko, że łomot jego serca wyjawi jego obecność temu, kto znajdzie się w pobliżu. Aczkolwiek, oceniając ciche, zimne korytarze, które go otaczały, jedyną osobą w pobliżu prawdopodobnie był sam Snape. Na tę myśl serce Harry'ego znów podskoczyło.

Zatrzymał się najpierw przed salą lekcyjną, by sprawdzić, czy Snape wciąż może przygotowuje się do nowego semestru, ale drzwi były zamknięte i nie dobiegało zza nich żadne światło. Zostawało więc biuro, za którym znajdowały się... kwatery Snape'a. Uspokajając się i próbując nie myśleć o tym, co stało się, gdy ostatnim razem pukał w te drzwi, Harry uderzył najciszej, jak mógł, w stare, twarde drewno. Upłynęła chwila, potem dwie; gdy Harry zaczynał już odczuwać w dołku coś nieprzyjemnego, drzwi otworzyły się cicho.

Nikogo za nimi nie było. Harry zamrugał i wsunął się do ciemnego gabinetu, zastanawiając się, czy Snape rzeczywiście tam jest, być może sam w pelerynie-niewidce. Wtedy na tyłach biura zobaczył zamknięte drzwi, zza których dochodził przyćmiony blask. Komnaty Snape'a. Wziął się w garść i cicho zamknął drzwi za sobą, po raz ostatni sprawdzając korytarz, by być absolutnie pewnym, że nie pałętają się po nim Filch czy Irytek; nikt inny nie powinien tej nocy grasować po lochach.

Zapukał do drugich drzwi równie cicho jak do pierwszych. "Wejdź" zawołał krótko Snape z drugiej strony. Harry wziął głęboki oddech, wyprostował ramiona i wszedł.

Zamknął za sobą drzwi, a potem rozejrzał się wokół z ciekawością. Snape siedział przy małym stoliku, z książką w ręce, naprzeciw ognia huczącego na palenisku. Jedyne wolne w pomieszczeniu krzesło stało po drugiej stronie stołu; ogromny regał na książki, wypełniony grubymi, starymi tomami, ozdabiał przeciwległą ścianę. Ogień był jedynym źródłem światła w pomieszczeniu, co sprawiało, że kąty ginęły w długich, niemal żyjących cieniach.

Pogrążony w inspekcji Harry nieco się przestraszył, słysząc warknięcie Snape'a:

- Na miłość boską, zdejmij to z siebie.

Ups. Cały czas był w pelerynie.

- Przepraszam - wymamrotał, szybko ściągając kaptur. - Zapomniałem, że... przepraszam. Um, cześć.

- Całość, jeśli łaska - powiedział sucho Snape. - To kłopotliwe rozmawiać z pozbawioną ciała głową.

Grzebiąc palcami przy zapięciu, Harry był bliski jąkania się, gdy poczuł przypływ inspiracji.

- No nie wiem. Prawie Bezgłowy Nick byłby zazdrosny.

Teraz, gdy mówił do Snape'a bezpośrednio, pozwolił sobie na porządne spojrzenie na swego... nauczyciela? Przyjaciela? Nie, niezupełnie przyjaciela, ale... Harry zatrzymał się, próbując to rozwikłać, i po prostu spojrzał. Snape ubrany był w swoją zwykłą czerń, jego cienkie palce ciut za mocno ściskały książkę. W blasku ognia sprawiał wrażenie jeszcze bardziej odpychającego, a jego oczy były raczej jak ciemne otwory. Harry zadrżał, ale nie był pewien, czy to z obawy, czy z wyczekiwania.

Wyglądało, że Snape ma na stoliku dzbanek czegoś i dwie filiżanki. Harry próbował nie parsknąć. Miły wieczór przy herbacie ze Snape'em w jego lochu - rok temu o tej porze zaśmiałby się na samą myśl. Kierując się jego spojrzeniem, Snape z rozdrażnieniem machnął dłonią i powiedział:

- No, siadaj.

Harry usiadł.

I popatrzył na Snape'a z oczekiwaniem.

Mistrz eliksirów westchnął ciężko, wywrócił oczami i nalał Harry'emu herbaty, pytając z jadowitą słodyczą:

- Jedną kostkę czy dwie?

- Tylko jedną - powiedział Harry, nie będąc w stanie powstrzymać uśmiechu. - Wiem, że ty nie słodzisz.

- Jakże dobra jest pamięć dziecka - stwierdził Snape, a Harry zmrużył oczy na słowo "dziecko".

- Tak. Wydaje mi się, że tak. - Poczuł iskrzący gniew i stłumił go, świadom, że częściowo bierze się on z nerwów. Nie pozwoli Snape'owi dokuczać sobie, nie tego wieczoru. Szukając czegoś, co nie byłoby ripostą, wyrzucił z siebie pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy; pytanie, jakie mu się nasunęło przy rozpakowywaniu bagażu. - Eliksir, który przysłałeś mi na urodziny... Um, jak długo zachowuje ważność?

Snape uniósł brwi, popychając filiżankę Harry'ego przez stół, jakby nie chcąc, by ich palce się spotkały. Harry zanotował tę obserwację w głowie.

- Somniesperus? Chcesz powiedzieć, że jeszcze go nie użyłeś?

Harry potrząsnął głową.

- Miałem nadzieję zostawić go sobie na czas, kiedy będę go potrzebował. - Spróbował się uśmiechnąć. - Na przykład egzaminy.

Snape przybrał zamyślony wyraz twarzy.

- Można go przechowywać stosunkowo długo - powiedział w końcu. - Były przypadki, że składowano go przez dwa lata i wciąż był dobry, jeśli został poprawnie przyrządzony. Twój powinien być w porządku. Ale zrobiłem go, byś go użył, nie tylko patrzył się na niego.

Harry próbował się nie rumienić. Kiedy tylko miał okazję, rzucał ukradkowe spojrzenia na różany płyn wirujący tak hipnotyzująco we fiolce. Był okropnie ciekawy, ale coś - znów ten cichy głosik - wciąż mu mówiło jeszcze nie, jeszcze nie. Może Snape rzeczywiście potrafił odczytywać jego myśli?

- Użyję - zapewnił mistrza eliksirów. - Po prostu chciałem wiedzieć. Ehm, myślę, że będzie miło się przekonać. Aha... jeszcze raz dziękuję. - Znów poczuł natchnienie. - Przy okazji, kiedy ty masz urodziny?

Brwi uniosły się raz jeszcze.

- W grudniu - powiedział Snape nieco ostro, biorąc łyk herbaty i najwyraźniej nie chcąc ujawnić niczego więcej.

- Och. Przykro mi - rzucił Harry współczująco.

Snape mrugnął.

- Co?

- Podejrzewam, że ludzie się wymigują w kwestii prezentów: próbują dać ci coś na urodziny i na gwiazdkę naraz.

Ciemne oczy obrzuciły go przenikliwym spojrzeniem.

- Nie dostaję dużo prezentów - oznajmił sztywno Snape - a nawet gdyby, to piąty grudnia jest wystarczająco daleko... - Znów zamrugał, zaciskając usta i wpatrując się w herbatę, jakby z wściekłością na samego siebie.

Harry tym razem naprawdę musiał się postarać, by ukryć uśmieszek.

- Cóż, dwadzieścia dni, podejrzewam, że masz rację - powiedział beztrosko i nabrał łyk herbaty. To się robiło zabawne. - Dziękuję za herbatę, jest naprawdę dobra. Hej, czy to przypadkiem nie ta miętowa, którą dyrektor...

- To jedyny gatunek - stwierdził Snape przez zaciśnięte zęby - jaki znajduje się obecnie w spiżarni. Zaczyna mi się od niej robić niedobrze. - Pociągnął kolejny łyk, znów patrząc w filiżankę.

- Och... - odrzekł Harry, lekko zdziwiony tą niechęcią, jaką Snape przejawiał w stosunku do tego, nieszkodliwego przecież napoju. - Przykro mi. Ja właściwie nawet ją lubię, a zazwyczaj nienawidzę herbaty... - Urwał świadom, że straci tą czasową przewagę, jeśli da się ponieść nerwom i zacznie paplać. Zamiast tego nabrał kolejny, powolny łyk, zamykając oczy... i powróciło spontaniczne wspomnienie tego, jak przed miesiącami usta Snape'a smakowały tą herbatą. Jego krocze drgnęło i Harry odstawił filiżankę, zanim mógł się zdradzić, wylewając herbatę lub coś takiego.

Spojrzał ponownie na tą zamkniętą twarz i spostrzegł, że jego wzrok kieruje się do kształtu cienkich warg, mocno zaciśniętych i obrysowanych blaskiem ognia. Zupełnie nagle poczuł, że pragnie kolejnego pocałunku. Strasznie go pragnie. Ostatnim razem, gdy to się stało, po prostu sięgnął i go wziął, z dość satysfakcjonującym rezultatem, ale teraz Snape wyglądał o wiele mniej przystępnie. Schwytany pomiędzy pożądanie i zakłopotanie, Harry złapał dolną wargę zębami, aż gwałtownie gasnąca, racjonalna część jego umysłu zagwizdała.

Wszystko dziś wieczorem - stół z krzesłami naprzeciw siebie, cholerna herbata, nawet sam Snape ze swą drażliwością i gadkami o "dziecku" - było ustawione, by utrzymać Harry'ego na dystans. Ale co to, do cholery, oznaczało? Wiedział, że Snape go pragnie, prawda? Pomijając jego własną niepewność, fakty były faktami, i te dwa niesamowite pocałunki zdecydowanie za tym przemawiały. Jeśli więc Snape tego pragnął, ale jednocześnie wciąż nie wziął, to... musiał uważać, że to naprawdę złe. A w takim przypadku, czy nie byłoby ze strony Harry'ego nieetyczne, próbując go do czegoś popchnąć? O ile, oczywiście... o ile Snape nie czekał, aż Harry przyjdzie do niego.

Jego oczy tym razem niemal desperacko ogarnęły spojrzeniem tę pokrytą cieniem twarz, szukając wskazówek. Tam - lekkie rozbieganie oczu. Lekka trudność w oddychaniu. Dłoń bardzo mocno zaciśnięta na nieszczęsnej filiżance.

Naprawdę byli straszni w pogawędkach, on i Snape.

Wstał z krzesła i powoli okrążył stół. Snape nie spuszczał z niego wzroku, choć jednocześnie nie poruszył się. Nawet ledwo wydawał się oddychać. Harry zatrzymał się przed krzesłem Snape'a i wyciągnął drżącą dłoń, by musnąć palcem zapadnięty policzek; Snape gwałtownie nabrał powietrza i chwycił dłoń, odciągając ją od twarzy, ale nie puszczając jej. Ciężko przełknąwszy i dziwiąc się własnej śmiałości, Harry powoli osunął się na dół, aż siedział okrakiem na kolanach mistrza eliksirów. Oczy Snape'a znowu miały ten wyraz oszołomienia, jedna ręka wciąż ściskała dłoń Harry'ego, druga zacisnęła się na oparciu krzesła, aż zbielały knykcie.

- Proszę - wyszeptał Harry. - Musisz mi powiedzieć... czy tego... - przesunął palcami po palcach Snape'a w delikatnej pieszczocie - czy tego pragniesz... - Jego serce zaczęło tłuc się tak mocno, że bolało go w piersi.

Snape zamknął oczy, a jego grdyka podskoczyła, gdy przełknął.

- Czego pragnę - zachrypiał, nie poruszając się - a co mogę mieć to dwie różne sprawy.

Jeśli przedtem serce Harry'ego się tłukło, teraz radośnie przeszło w najwyższy bieg. Naprawdę tego chce, zaśpiewał jego mózg, naprawdę...

- Możesz to mieć - powiedział cicho, podnosząc wolną dłoń, by dotknąć tych cienkich ust.

Snape nie otworzył oczu, ale delikatne drżenie przebiegło przez jego ciało. Jego wargi poruszyły się powoli pod palcami Harry'ego.

- Ja...

- Tylko pocałunek - szepnął Harry głosem ochrypłym, gdy nazwał już swe pragnienie. - Tyle już robiliśmy, prawda? - Pochylił się i lekko musnął wargami czoło Snape'a, i tym razem zadrżeli obaj. - To... to nic nie zaszkodzi... - Delikatny pocałunek w policzek. - Tylko jeden. A potem... jeśli chcesz... pójdę. Pój...

Zapach mężczyzny przyprawiał go o zawroty głowy, ta mieszanina migdałów i Snape'a, i czegoś jeszcze - erekcji, rozpoznał to po tych wszystkich razach tego lata, gdy sam tym pachniał. Gorąco między ich ciałami sprawiało, że kręciło mu się w głowie. Z pewnym więc oszołomionym zaskoczeniem poczuł koniuszki palców, ciepłe od herbaty, które nagle chwyciły jego podbródek i pociągnęły jego twarz w dół i do przodu, druga dłoń objęła tył jego głowy, i wtedy to się stało.

O Boże. Harry powiedziałby to głośno, gdyby jego usta nie były zajęte. Tak, dokładnie tak to zapamiętał, smak herbaty i szorstka miękkość tego języka, który wsunął się między jego wargi. Zacisnął powieki i zanurzył się w pocałunek w drżącym uniesieniu, owijając uwolnione ręce wokół szyi Snape'a, czując, że dłonie mężczyzny opuszczają jego twarz i przesuwają się - jedna owija go w pasie, druga wokół ramion, ostro przyciągając go bliżej. I te usta. Nie był w stanie nadążyć. W jednej chwili Snape łaskotał jego podniebienie, następnie wycofał się, by łagodnie ugryźć go w dolną wargę (zupełnie jak Harry zrobił wcześniej sam), a potem wrócił i ich języki poruszały się zgodnie długim, powolnym poślizgiem, który sprawił, że biodra Harry'ego wiły się bezradnie. Już był podniecony, a w tej pozycji, w jakiej byli, Snape musiał to czuć, szczególnie po sposobie, w jaki Harry się wiercił. Nie pozwól mu przestać, błagał, ktokolwiek mógł go słuchać, jeszcze nie, jeszcze nie, proszę...

Snape jednakże nie przejawiał żadnych znaków przerwy; Harry'ego obietnica "tylko jednego pocałunku" wydawała się ulotnić z umysłów ich obu. Jeden pocałunek rozpłynął się w drugi, w trzeci, w czwarty, a potem Harry stracił rachubę - prawdopodobnie dlatego, że w ogóle zapomniał, jak się liczy. Zamiast tego jego umysł skupił się na gorącej dłoni, która przemieściła się z jego talii i, przesuwając się w dół i w górę jego pleców, wśliznęła pod koszulę i po raz pierwszy dotknęła jego skóry, przemierzając lekko palcem wzdłuż kręgosłupa. Harry zadrżał i cicho jęknął, zapominając, by oddychać przez nos (jak radziła książka), odrywając usta, by zaczerpnąć powietrza. Palce były tak ciepłe i... i gdyby odchylił głowę do tyłu jak teraz, może Snape mógłby pocałować jego szyję, jak ostatnim... o, tak, właśnie tak. Przez jedną dręczącą sekundę czuł gorący dotyk warg u podstawy szyi, a potem zdumiewająco ostre szczypnięcie; wtedy wargi utworzyły krąg i zaczęły łagodnie ssać. Dłonie Harry'ego chwyciły kurczowo okryte czernią ramiona, palce zacisnęły się na materiale szaty Snape'a i wydał cichy okrzyk, a jego biodra znów się szarpnęły.

Dłonie Snape'a przesunęły się na biodra Harry'ego i Harry zesztywniał, czekając, aż zacisną się i zmuszą go, by się nie ruszał, jak ostatnim razem; co stało się zamiast tego, niemal przywiodło go do krzyku. Snape nieco rozsunął swoje nogi pod Harrym, następnie gwałtownie opuścił, a ich biodra otarły się o siebie. Harry czuł, że oddech dusi go i zgrzyta w gardle, gdy te silne dłonie poruszały nim powoli, w górę i w dół, po jednakowo twardej wypukłości, co niemal doprowadzało go do szaleństwa nawet pomimo tylu warstw ubrania. Naprawdę krzyknął, gdy dłonie przesunęły się z bioder, by objąć jego pośladki, lekko ściskając i sprawiając, że świat zawirował przed oczami.

To było cholernie - o Boże tak, proszę, zrób to znów - niesamowite. Jak by to było bez ubrania? Nie potrafił sobie wyobrazić. Harry obrócił głowę na bok, a potem znów w dół, do ust Snape'a po kolejny pocałunek, unosząc dłonie, by objąć twarz mistrza eliksirów, i spróbował tym razem choć trochę przejąć inicjatywę, mając nadzieję, że już chwycił, o co chodzi. Oceniając po drugim, konwulsyjnym ściśnięciu pośladków, tak było w istocie. Jego dłonie opadły w dół i zaczęły się zmagać z pierwszym guzikiem na kołnierzyku Snape'a, potem z drugim, potem z trzecim, potem...

Dobry Boże, ile guzików może mieć na sobie jeden człowiek? Harry przerwał pocałunek i popatrzył z niepokojem na najwyraźniej nieskończoną linię tych rzeczy, która ciągnęła się w dół na przodzie czarnego, przypominającego garnitur... tego czegoś, co Snape zawsze nosił pod swą szatą. Zajmie mu to godziny z prędkością, z jaką grzebały się jego niezdarne, gorące palce. Snape, z zaczerwienionymi i zaczynającymi sinieć ustami, spojrzał na niego w oszołomieniu.

- Co...?

- Pomóż - wyrzucił z siebie Harry, ciągnąc w wytłumaczeniu za czwarty guzik i wskazując w dół na resztę. Ciemne oczy zaczęły się rozjaśniać. O, do diabła, to był zły ruch, gdyż oczywiście dawał Snape'owi czas, by się przegrupować i pomyśleć.

- Harry - wychrypiał i Harry nie mógł się powstrzymać, by nie zadrżeć na to słowo - jesteś pewien... pomyśl bardzo ostrożnie...

- Jestem pewien - odpowiedział żarliwie Harry, i był. - To znaczy... nie jestem gotów, by robić, um, niektóre rzeczy, ale... ale inne chcę robić - skradł kolejny pocałunek z tych dyszących ust - właśnie teraz...

- Musisz mi powiedzieć - przerwał Snape przez zaciśnięte zęby - na co dokładnie jesteś gotów.

Harry czuł, że jego twarz płonie trzema odcieniami czerwieni. Och, nie chciał się teraz zatrzymywać i odbywać tej konwersacji. Był cały rozdział o "nieprzyzwoitych rozmowach", ale miał całkowitą pewność, że w życiu nie będzie mógł...

- Chcę, byś mnie dotykał - wykrztusił. - Chcę dotykać ciebie. Chcę, pragnę... Chcę, byśmy mieli o-orgazm... - Naprawdę to powiedział?

Wnioskując z nagłego żaru w oczach Snape'a, naprawdę. Został pociągnięty do kolejnego pocałunku i Harry z wdzięcznością porzucił niezdarne słowa na rzecz dotyku, z wahaniem przesuwając ręce w dół i w górę piersi mężczyzny, czując pod dłońmi gwałtowne bicie serca Snape'a.

Pocałunek dobiegł końca i Snape wyszeptał tajemniczo w jego ucho:

- Chcesz mieć orgazm? Mój drogi panie Potter - Miękkie ugryzienie z boku szyi Harry'ego - mogę ci to obiecać. - Lekko dmuchnął na wilgotną plamkę na skórze, sprawiając, że Harry zakwilił i znów się powiercił. - Ale to nie miejsce... prawda? - Następne ukąszenie.

Harry nie był tego taki pewien. Kolejne otarcie bioder i to może być dokładnie to miejsce. Odpowiedział kolejnym kwileniem, zdumiony, że dźwięk ten wydobył się z jego ust zupełnie bez jego woli. Ostatni uścisk na pośladkach, gorący wydech na jego szyi i Snape szepnął głosem człowieka, który powziął decyzję:

- Wstań.

Z zawrotami głowy Harry podniósł się, zbyt świadomy swej erekcji, która wisiała ciężko i niezręcznie między nogami... która dziwnie nie zmalała, gdy Snape obrzucił ją z krzesła płonącym spojrzeniem, zanim sam wstał.

Pierwszy raz całowali się na stojąco.

Od tego momentu był to dziwaczny, pełen potknięć taniec tyłem w kierunku sypialni, Harry przyczepiony do Snape'a jak rzep, próbując nie być bezwładnym ciężarem, ale był zupełnie bezradny, gdy Snape pomiędzy długimi, gorącymi pocałunkami skradał szybkie, przelotne dotknięcia. (Harry był z tego zadowolony - zastanawiał się, jak człowiek dostaje się do sypialni kochanka: czy po prostu idzie się za nim, czy trzyma się za ręce, czy jak? To podejście było o wiele bardziej zadowalające.) W jednym momencie musieli się zatrzymać i oprzeć się o framugę, by Snape mógł przez głowę ściągnąć koszulę Harry'ego, podczas gdy Harry dotarł do ostatniego guzika, zostawił kamizelkę odpiętą i odsłonił białą koszulę pod spodem.

- Wiesz - wybełkotał, myślą wracając do, ze wszystkich miejsc, kolejki po wodę podczas Mistrzostw Świata i starego Archiego ubranego w mugolską koszulę nocną - nie wszyscy czarodzieje noszą tyle ubrań co ty...

- Zapamiętam to sobie - wydusił Snape, zatrzymując się, by popatrzeć na nagą pierś Harry'ego, i wyślizgując się z kamizelki.

Na moment jego oczy złagodniały, a potem wciągnął Harry'ego w zdumiewająco delikatny pocałunek, lekko oblizując zmaltretowane usta. Po dzikich pocałunkach chwilę wcześniej Harry był zdumiony tą różnicą odczuć; to wywoływało o wiele powolniejszy, delikatniejszy żar rozpełzający się po całym ciele, i zadrżał, obejmując ramionami swego kochanka i trzęsąc się z powodu gorąca ciała, zwiększonego teraz, kiedy pozbyli się kilku warstw ubrania. Gdyby Snape zdjął koszulę... wtedy naprawdę dowiedziałby się, jak to jest, dowiedziałby się, jak to jest czuć skórę kogoś innego na całym sobie... Myśl ta była ekscytująca niemal nie do zniesienia i jęknął, a jego spodnie stały się jeszcze bardziej niewygodne.

Snape oddalił ich od framugi i Harry, wciąż go całując, czuł, że jego własne stopy robią kilka kroków w tył, aż jego uda na coś wpadły i usiadł ciężko na brzegu łóżka, niemal się z niego ześlizgując. Snape bez problemu złapał go za talię i popchnął na materac, samemu wspinając się i majacząc nad Harrym, a jego oczy ogarniały leżące na wznak ciało niemal obłąkanym spojrzeniem - choć ciężko było powiedzieć. Było tu nieco ciemniej, palenisko mniejsze, a okulary Harry'ego nieco przekrzywione przez pospieszne zdejmowanie koszuli. Były następną rzeczą, którą Snape zdjął i położył na nocnym stoliku, i pole widzenia Harry'ego momentalnie się zamgliło. Nie pomyślał o tym wcześniej.

Oczywiście, stwierdził niecałe dwie sekundy później, gdy gorąca dłoń leniwie przesunęła się w dół jego piersi i brzucha, i tak nie był w stanie utrzymać oczu otwartych przez dłuższy czas. Dwa długie palce wśliznęły się pod pasek spodni i uniósł biodra z cichym okrzykiem, znów otwierając oczy, by mgliście ujrzeć na twarzy Snape'a coś, co wyglądało jak uśmieszek. Wtedy te palce pociągnęły za rozporek i znów zapomniał, jak się myśli, zapomniał wszystko, gdy jego sztruksy zostały delikatnie ściągnięte na uda, ich szorstki dotyk pieszczotą nie do zniesienia dla gorącej skóry, a jego bielizna tak samo łagodnie (choć trochę bardziej opornie) zsunięta.

I wtedy był obnażony. Snape patrzył na... to. Nie żeby nikt inny tego wcześniej nie widział, ale nikt tak naprawdę na to nie patrzył, nie w ten sposób! Harry przełknął ciężko, jego nogi odruchowo zbliżyły się do siebie, a ręce nerwowo poruszyły w dół, by nieśmiało się okryć, ale Snape złapał dłonie, odsunął je i schylił się po kolejny długi, powolny pocałunek. Wtedy Harry poczuł jeden długi palec lekko obrysowujący jego lewy sutek i wydał cichy okrzyk. Dotyk zmienił się w delikatne szczypanie i kręcenie. Och. Czytał o tym, próbował dotykać ich raz czy dwa, ale to nie było jak... och. Jego oddech zaczął się zmieniać w szloch, gdy erekcja stała się bolesna między nogami.

- W-więcej - wydyszał w usta Snape'a, choć nie wiedział czego więcej.

Snape poruszył się, by musnąć ustami, tak bardzo lekko, podbródek Harry'ego, jego żuchwę, gardło, obojczyk, aż na dół do jego piersi. Harry wpatrywał się w ciemny sufit, mgliście świadomy ciągłego, cichego jęku, jaki dochodzi z jego gardła, nad którym absolutnie nie miał kontroli, próbując nie dojść z samych tych delikatnych pocałunków. Jego biodra wiły się, zaczynając wyprężać się w powietrze; zabłąkany podmuch wiatru prawdopodobnie mógłby go teraz wyzwolić. Jak mogło mu się wydawać, że wytrzyma? Snape nawet go nie dotknął... jeszcze się nawet nie rozebrali... a on mimo to był bliski...

Gorący, szorstki język otulił drażnioną brodawkę i Harry nagle był pewien, że zaraz umrze. Zawył, wyginając się w tył, gdy język obmywał go raz za razem, a wtedy zęby szczypnęły bardzo lekko sztywny czubek. Jedna z jego dłoni zacisnęła się w pięść na prześcieradle, a druga ślepo złapała plecy Snape'a, zatapiając palce w tkaninie koszuli.

- Proszę! - wykrztusił. - Och, proszę! Proszę...

I wtedy, o dobry Boże, poczuł, jak koniuszki palców delikatnie głaskają wilgotne wnętrza jego ud, zaledwie centymetry od jego jąder... Czuł gorąco tej dłoni.

- Podoba ci się - zamruczał mrocznie Snape, schylając się, by powołać do życia kolejną malinkę, tuż pod brodawką - w ten sposób...

- Och... och, Boże... o mój Boże... - Głowa Harry'ego zaczęła szarpać się na łóżku w tył i w przód, jego palce jeszcze mocniej wbijały się w plecy Snape'a. Był blisko, tak blisko, i tak bardzo tego chciał... Ale nie chciał tego zniszczyć, nie chciał, by tak szybko było po wszystkim, muszą zwolnić... - Proszę, jestem zbyt... jeśli mnie dotkniesz...

- Wiem - szepnął Snape na jego skórze, palce wciąż kontynuując ten absolutnie dręczący masaż. - Zastanawiam się... nawet gdybym cię nie dotknął, zrobiłbyś to dla mnie? - Znów się pochylił, by pocałować oszołomionego Harry'ego, mrucząc przy jego ustach. - To byłoby... takie proste ostatnim razem. Nie wiesz - ugryzienie - jak wielką miałem na to ochotę. Jeszcze kilka sekund i spuściłbyś się, na nas i na łóżko... - Poruszył się i pochylił, by cicho zamruczeć w ucho Harry'ego. - Gdybym tylko pozwolił ci ocierać się o mnie chwilę dłużej, dostałbym to... i Boże, jak ja tego pragnąłem...

Harry'emu znów migotało przed oczami, a jego uda drżały z wysiłku, by nie ulec i się nie wyładować.

- Ja... ja też - wycharczał.

- Więc zrób to dla mnie teraz - wyszeptał Snape i Harry zaszlochał, czując gorące łzy zbierające się w kącikach oczu. - Daj mi to, Harry. Czy jestem pierwszym, który ci to robi?

Harry mgliście wyczuł nagłą potrzebę w tym pytaniu, ale nie mógł się teraz zatrzymać, by to analizować.

- T-tak - zawołał - ale... to za wcześnie, ja...

- Będziesz szczytował więcej niż raz dzisiejszej nocy - wymruczał Snape mrocznie, gryząc płatek ucha. - Postaram się o to.

Palce przysuwały się jeszcze bliżej, milimetr po zadającym katusze milimetrze, i rozum Harry'ego wydawał ostatnie tchnienie, zanim runął w gorące szaleństwo, które go przywoływało. Och, Boże, to będzie wielkie, praktycznie to czuł w zębach, które szczękały tak mocno...

- Wszędzie... twoje ubranie...! - wykrztusił, jego biodra szarpały się i wiły niezależnie od mózgu.

Ale wyraz oczu Snape'a stał się jeszcze gorętszy i Harry niemal stracił przytomność, zarówno z obietnicy, którą skrywały, jak i napięcia trzymającego jego ciało.

- Tak - syknął cicho Snape - wszędzie. - Już nie powolne, jego palce gwałtownie ześliznęły się, by obdarzyć pieszczotą wierzch ud Harry'ego, a potem podniósł jedną dłoń i polizał jej wnętrze... zanim owinął ją pewnie wokół pulsującego członka. - Teraz.

Oczy Harry'ego zwróciły się do wnętrza czaszki. Gorący, ciasny i wilgotny uścisk Snape'a dwukrotnie może go musnął i Harry wyginał się w łuk na łóżku, dochodząc tak mocno, że właściwie krzyczał, strugi wytrysku sięgając nawet do jego podbródka. Było to tak silne, że jego nogi podciągnęły się w górę, a mięśnie jego brzucha napięły się, gdy jego ciało wygięło się wokół tej dłoni. Zro... zrobił to przy kimś innym... z powodu kogoś innego, z powodu Snape'a i nie własną ręką... Nigdy nie czuł się tak dobrze, nigdy nie dotykał się w ten sposób, głaskając przez cały czas, zamiast zatrzymać się, pozwolić, by wstrząs po wstrząsie po wstrząsie dręczył jego ciało. Słyszał swój głos w rytm pulsu:

- A...a...a...

Kiedy wreszcie zaczęło opadać i ta niesamowita dłoń odsunęła się od uwrażliwionego ciała, mięśnie Harry'ego rozpłynęły się i opadł bezwładnie, łapiąc powietrze i szlochając, przestraszony, że zemdleje. Trzęsąc się cały, jego wzrok rozmywający się i migocący z powodu łez w oczach, niemal na oślep otworzył ramiona i pociągnął Snape'a za koszulę, która istotnie nieco się zabrudziła. Nie był w stanie przetworzyć żadnej myśli, ale poczuł wyraźną ulgę, gdy dwa szczupłe ramiona owinęły się wokół niego i przyciągnęły bliżej. Harry znów przywarł do ramion kochanka, pragnąc nie trząść się tak mocno, ale nie będąc w stanie się powstrzymać.

Długie palce dotknęły jego brzucha, lekko wcierając spermę w skórę, a potem uniosły się, by Snape mógł je polizać i posmakować. Snape zamknął oczy i zadrżał; widząc to, Harry znów jęknął.

- W porządku? - spytał mroczny głos, a obok troski Harry usłyszał gorący zgrzyt. Więc Snape też czerpał z tego przyjemność? O tak... Oceniając po wybrzuszeniu, jakie przyciskało się do jego uda, Snape'owi definitywnie się to podobało.

- Tak - wydyszał w krzywiznę szyi mężczyzny, wreszcie rozluźniając śmiertelny uścisk na tych ramionach. Znów spróbował się poruszyć i odkrył, że jest nieco ograniczony przez fakt, że jego spodnie i majtki wciąż plączą się wokół jego łydek. Dzięki Bogu, był zbyt odprężony, by czuć w tej chwili zażenowanie z jakiegokolwiek powodu. Do diabła, to było... hmm, prawdopodobnie powinien powiedzieć o tym Snape'owi. - Nigdy przedtem tak tego nie czułem - wydusił i poczuł, że Snape nabiera głęboki oddech, po czym wypuszcza go z drżeniem. - Um - dodał i pociągnął za koszulę - możemy teraz dokończyć zdejmowanie tego?

Kilka sekund później jego buty zostały ściągnięte i cztery dłonie, dwie szybkie i drżące, dwie powolne i rozmarzone, zsunęły resztę jego ubrania. Wtedy ręce zajęły się guzikami koszuli Snape'a i wkrótce biała tkanina dołączyła do reszty odzieży na podłodze. Harry z fascynacją patrzył na nagą skórę; Snape nie miał dużo więcej włosów na piersi niż on sam, choć były o wiele ciemniejsze i zwężały się w cienką linię, która biegła w dół brzucha. Odkrył, że są też miękkie, gdy przesunął ostrożnie palcem w dół do pępka.

Snape syknął i następną rzeczą, jaką Harry wiedział, było, że znów leży płasko na materacu, tyle że tym razem przykryty przez ciepłe, długie ciało. I że skóra wreszcie, wreszcie dotykała jego. Dobrze, że już doszedł... tak blisko i ciepło, i...

- Ach - wydusił i rozsunął nogi, by Snape mógł ułożyć między nie biodra, obdarzając Harry'ego szybkim otarciem w brzuch.

Krótki pocałunek, który lekko oszołomił Harry'ego, i Snape sięgnął pod poduszkę, mamrocząc:

- Jedną chwilkę.

Wyciągnął różdżkę - nową, o której wspominał Harry'emu latem w jednym z listów. Harry zamrugał zmieszany. Po co mu to teraz? Zanim jego zamglony mózg osiągnął coś więcej niż to pytanie, Snape powoli machnął różdżką nad torsem Harry'ego i zamruczał:

- Abstersi.

Harry znów zamrugał, gdy szybko schnące nasienie na jego brzuchu i to, które dostało się Snape'owi, znikło. Och, cóż, to rzeczywiście mogło być kłopotem.

- Przepraszam, że zniszczyłem nastrój - mruknął Snape, odkładając różdżkę lekko tylko trzęsącą się dłonią. - Ale nie lubię... Cóż, nieważne... - I pochylił się w kolejnym, o wiele dłuższym pocałunku, zanim Harry zdążył odpowiedzieć.

To było naprawdę miłe, pomyślał Harry mgliście, przemieszczając biodra i zginając kolana, by Snape mógł się wygodniej umościć, nieśmiało przesuwając dłonie w dół i w górę kościstych pleców. Snape był szczupły - nie jak wysportowany, ale raczej jak niedożywiony. Cóż, to jest nas dwóch, pomyślał; Harry mógł wyczuć każdy wyrostek kręgosłupa, odstające łopatki... och, to chyba wrażliwe miejsce. Nieśmiało pogłaskał je jeszcze raz, został nagrodzony cichym jękiem i Snape ujął jego twarz w obie dłonie, by skraść więcej, jeszcze głębszych pocałunków. Harry gwałtownie doszedł do wniosku, że Snape naprawdę wspaniale całuje. Owszem, jego inne doświadczenia ograniczały się do Freda i George'a, ale był zupełnie pewien, że może to stwierdzić już teraz. Tak delikatne i ciepłe i wilgotne, i powolne i szybkie w tym samym czasie, i niknący smak herbaty. I ich nagie piersi ocierające się o siebie, choć Snape nie przeniósł całego ciężaru na Harry'ego, i łagodne kołysanie bioder...

Ojej. Znów się podniecał.

Oceniając po cichym dźwięku, jaki wydał Snape, on też musiał to poczuć. Harry poruszył się, nieco zawstydzony, i spróbował wyrwać się z pocałunku - choć nie był pewien, jaki rodzaj przeprosin zamierza wyjąkać - ale Snape nie pozwolił mu, zanurzając się w kolejny pocałunek, znów wydając ten mrukliwy odgłos, który sprawił, że Harry zadrżał na całym ciele. Jego ręce zaczęły się poruszać, od objęcia twarzy Harry'ego po przesuwanie się w dół i w górę po jego bokach, nie dość mocno, by łaskotać, ale wystarczająco, by jeszcze bardziej się wiercił. Jedna wystrzeliła w górę, by znów skubnąć sutek i Harry gwałtownie nabrał powietrza; wyglądało, że czas odpoczynku dobiegł końca. Druga dłoń przemieściła się na zgiętą nogę Harry'ego, z torturą gładząc lekko w górę i w dół tył jego uda, od czasu do czasu drapiąc paznokciami i wywołując za każdym razem dreszcz. Harry starał się oddać przysługę, póki jeszcze miał trochę rozumu, ponownie głaskając plecy, przesuwając dłonie, by popieścić barki... Było to nieco skomplikowane, gdy jednocześnie próbował skupić się na pocałunku... Może, gdyby spróbował...

Teraz Snape przerwał pocałunek, a na jego twarzy widniała lekka irytacja.

- Nigdy nie sądziłem, że ci to powiem - odezwał się sucho - ale za dużo myślisz. - Kciuk pogładził zaczerwieniony policzek Harry'ego. - Odpręż się.

Łatwo ci mówić, pomyślał Harry z oburzeniem, ale już był ponownie całowany, tak jak lubił najbardziej - czy Snape już to wypracował? - i nagle nie chciał się więcej kłócić. Huh. Wszystkie te walki, jakie prowadzili, a Snape, by go uciszyć, musiał jedynie... Długie palce znów musnęły jego udo i jego całe ciało szarpnęło się, umysł znów błogosławienie pusty. Och, mmm, kochał sposób, w jaki zwijał się łagodnie przy drugim człowieku, wtulony pomiędzy ciepłe ciało nad sobą i miękki materac poniżej. A najlepsze ze wszystkiego, że tym razem nikt nie mógł przyjść i im przeszkodzić... Żadnej obawy, że ktoś ich nakryje... Mieli cały czas tego świata... Wsunął dłonie z powrotem w chłodną plamę ciemnych włosów, teraz wilgotnych od potu, głaskając lekko i nawet nie myśląc o tym.

Snape jęknął i wymamrotał coś, co brzmiało jak "Lepiej", ale Harry już zapomniał, do czego się to odnosiło. Ich biodra znów się kołysały i Harry zakwilił na dotknięcie jego na pół pobudzonego członka o materiał spodni Snape'a. Jego dłoń opadła z włosów kochanka do jego pasa, ciągnąc za rażące ubranie.

- Cierpliwości - zamruczał Snape i znów potarł brodawki Harry'ego kciukiem, aż Harry zadrżał cały i jęknął.

- Nie... fair - wykrztusił Harry, wyciągając się w górę i chowając twarz w długiej, bladej krzywiźnie szyi. - Ja już... a ty nie.

- Mmm - przyznał Snape, zasysając powietrze, gdy Harry, nagle zaintrygowany swoimi własnymi badaniami, zaczął składać delikatne, eksperymentalne, pierwsze pocałunki na jego obojczyku. - To... dobrze. Znaczy się, racja. Ale dlaczego... och... chciałbyś zobaczyć mnie bez ubrania, nie mogę... tego... pojąć ach!

Harry znów lekko musnął koniuszkiem palca ciemny sutek Snape'a, czując jakby jego twarz płonęła, ale ciesząc się reakcją swego kochanka.

- Podoba ci się? - wymruczał nieśmiało. Na nieme skinienie Snape'a, dotknął jeszcze raz i lekko uszczypnął. - Um. Więcej? - spytał. Kolejne skinięcie, któremu towarzyszył haust powietrza; Harry sam ciężko przełknął, a potem pochylił się i musnął wargami jedną z kamykowatych bryłek.

Zarobił ciche, ochrypłe "Och", a po nim szybkie, objęcie dłoni na pośladkach. Zbierając się na odwagę, Harry wysunął język przy brodawce w szybkim trzepnięciu, a następnie najdelikatniej drasnął zębami sam koniuszek. Biodra Snape'a szarpnęły się. Łagodnie ugryzł raz jeszcze; potem, niepewnie, delikatnie zacisnął wargi i zaczął ssać. Snape teraz jęczał, cicho i ciągle, a on, Harry, sprawiał, że ktoś inny czuł się tak dobrze - nie po prostu ktoś inny, ale kochanek - Snape!

Może czas, by zostawić kilka własnych śladów?

Jego serce waliło i drżało, gdy Harry odsunął się od sutka i położył usta dokładnie w centrum tej szczupłej piersi. Wtedy znów zaczął ssać, nieco mocniej, drżąc z radości, gdy Snape znów jęknął. Podoba mu się to! Podoba mu się... Po kilku kolejnych chwilach ssania i lizania, i okazjonalnego skubania, Harry obdarzył go końcowym pocałunkiem i cofnął się, by ocenić swe dzieło. Proszę; pod warstwą potu i śliny błyszczał purpurowy ślad w niewyraźnym kształcie litery O. Harry rozjaśnił się.

Wówczas usłyszał dźwięk, który, mógł przysiąc, był chichotem, ale kiedy podniósł wzrok na twarz Snape'a, była ona tak ironiczna jak zawsze, jedynie nieco zaczerwieniona.

- Zdajesz sobie sprawę - wycedził mistrz eliksirów, lekko dotykając jedną z malinek na piersi Harry'ego - że będziemy musieli się ich pozbyć?

Harry'emu zrzedła mina, ale szybko odepchnął tę myśl. Może później przekona Snape'a... W końcu kto miał zobaczyć te ślady? Dopiero za tydzień będzie brał prysznic z kimś innym. A w międzyczasie... Znów pociągnął za spodnie.

- Zechciałbyś, proszę...

Westchnienie.

- Jak sobie życzysz.

Razem ściągnęli czarne, błyszczące buty, potem skarpetki; następnie Harry zabrał się do guzików spodni z takim entuzjazmem, że Snape musiał powstrzymać jego ruchliwe dłonie i pokazać mu, jak poluźnić spodnie nad erekcją, nie powodując niepotrzebnego bólu i cierpienia. Spodnie zostały zrzucone na podłogę i następną rzeczą, której dowiedział się Harry...

- Ty... nie nosisz bielizny? - spytał słabo.

- Bardzo spostrzegawczy - wymruczał Snape, opierając się na łokciach i właściwie nieco się czerwieniąc, gdy Harry otwarcie się gapił.

Nie był... zupełnie jak banan. Większy niż jego, dłuższy, cienki jak reszta Snape'a, obrzezany. W tej chwili był zaczerwieniony, niemal purpurowy na czubku, pełny i ciężki od erekcji. Harry był oszołomiony. Przeze mnie? Ja to zrobiłem? Wyciągnął drżącą dłoń, mając nadzieję i modląc się, że instynkt go poprowadzi, gdyż pamięć o jego studiach wyparowała zupełnie. Potem zawahał się i spojrzał na Snape'a przez opuszczone rzęsy.

- Mogę...?

- Czekasz na specjalne zaproszenie? - syknął Snape, oddychając szybciej niż kiedykolwiek. Harry zaczerwienił się z zażenowania i Snape dodał nieco łagodniej (choć wciąż przez zaciśnięte zęby) - Tak... chciałbym.

Próbując powstrzymać dłoń, by nie drżała, Harry dotknął twardej długości powolnymi i pewnymi swego koniuszkami palców, prowadząc je w górę i w dół, przyzwyczajając się do tekstury i zafascynowany, jak Snape gwałtownie łapie oddech. To było przyjemne, podobne, jak i niepodobne do dotykania samego siebie - bez przesuwania napletka pod palcami. I było ciepłe i twarde i... nie zdając sobie sprawy, Harry przeszedł od głaskania do kręcenia palcami wokół erekcji, widząc, że sperma zaczyna zbierać się na czubku.

Badał zaledwie przez kilka chwil, gdy Snape usiadł i sapnął "Dość", i złapał dłoń Harry'ego, odsuwając ją. Harry, który zapadł w pewien trans, przestraszony spojrzał w górę, w twarz Snape'a; ciemne oczy błyszczały, policzki były czerwone, a cienkie wargi wilgotne, jakby Snape je oblizywał. Harry sapnął i przesunął się, schylając głowę po kolejny pocałunek. Szczupłe ramiona objęły go i upadli z powrotem na materac, ale Harry ledwie to zauważył, gdyż po raz pierwszy, w końcu, obaj byli nadzy i zupełnie do siebie przyciśnięci. Harry krzyknął w usta swego kochanka, ciasno przylegając i owijając nogi wokół Snape'a, ciało szarpiące się nagle w ekstazie zmysłowych ruchów. Gorąca skóra, była wszędzie na nim i było jej tak dużo, jego penis przyciśnięty mocno do gładkości biodra, Snape'a własny członek wbijający się w jego brzuch.

Oderwał się, by zaczerpnąć oddechu.

- Och... to takie dobre... jak... - jego biodra znów się szarpnęły i jęknął, zanim mógł kontynuować - jak można przestać? Dlaczego... dlaczego ludzie... och... nie robią tego cały czas? - Bo on by za nic nie przestał. Voldemort mógłby... do diabła, Dumbledore mógłby wejść, a Harry kazałby mu spadać.

Snape nie odpowiedział, ale znów wydał ten mrukliwy odgłos, przesuwając palcami po karku Harry'ego i było to tak niewiarygodnie przyjemne. Harry odrzucił głowę do tyłu, jecząc o więcej, szlochając głośno, gdy druga dłoń zaczęła głaskać małymi, pajęczymi dotknięciami jego krzyż, niezupełnie dotykając pośladków. To było... tak czułe... nigdy nie wiedział... tak, tak, kilka ostrych, gorących ugryzień w gardło, to było doskonałe...

Snape przerwał skubanie, westchnął i znów zanurzył twarz w jego szyi.

- Tak reagujący - wymruczał gardłowym głosem - Zastanawiałem się, czy...

Potem przestał mówić, ale zanim nagle zaciekawiony Harry nakłonił go, by kontynuował, zaczął głaskać członek Harry'ego. Harry po raz kolejny wbił paznokcie w plecy Snape'a, tym razem napotykając gołe ciało, ale jego kochanek wydawał się nie mieć nic przeciwko. Całe ciało Harry'ego wygięło się w łuk, gdy zaczął się trząść; pieszczoty były teraz inne, nastawione, by go podrażnić, nie rozładować, i działało to znakomicie. W ten sposób też nigdy siebie nie dotykał, tak lekko. Figlarne palce zsunęły się niżej, by z rozmysłem pogłaskać jego jądra, i Harry znów zaszlochał.

- Dobrze? - szepnął Snape i Harry praktycznie słyszał uśmieszek, ale nie był w stanie wziąć odwetu. Nie pamiętał nawet własnego imienia.

Nagle zrobiło się o wiele gorzej. Albo lepiej, zależnie od punktu widzenia. Snape przerwał przyprawiające o szaleństwo głaskanie, ale znów zaczął całować jego pierś. Tym razem nie zatrzymał się na sutkach, ale zmierzał w dół jasnego, gładkiego brzucha Harry'ego, zatrzymując się na wrażliwych miejscach, które znalazły już jego dłonie. Harry wiercił się i jęczał, gdy jego pępek był lizany, i niemal zlewitował się z łóżka, gdy Snape pochylił się, by schować twarz w zagłębieniu jednego z bioder. O Panie, on... czy, czy Snape naprawdę zamierzał...

Gorący oddech zatrzymał się dokładnie ponad pulsującą erekcją i po kilku chwilach bezczynności, Harry drżąc uniósł się na łokciach, by zobaczyć, co się dzieje. Ku swemu zdziwieniu, gdy napotkał te ciemne oczy, one... migotały? Cóż, dobra, może nie migotały, ale definitywnie był w nich jakiś psotny wyraz, do którego, Harry nawet nie śnił, by Snape był zdolny. Rzeczy, których się uczysz, gdy jesteś nagi.

- No i? - cicho spytał aksamitny głos, z być może najlżejszym zabarwieniem złośliwości. - Mogę?

Oddech Harry'ego zadrżał i zamarł w piersi, gdy tylko skinął gorączkowo, czując, że jego oczy są wielkie jak talerze.

Wargi Snape'a drgnęły.

- Usiądź.

- C-co? - wychrypiał Harry, ale posłuchał, choć kolejny ciepły powiew oddechu nad jego penisem sprawił, że było mu nieco trudno poruszać się należycie. Kiedy już siedział, Snape mruknął - Przesuń się - i Harry przesunął się, podniecony i zdezorientowany, by usiąść na brzegu łóżka.

Wtedy Snape zsunął się z łóżka i, Boże, ukląkł przed Harrym, którego umysł nagle przestał pracować. Snape znów chwycił jego biodra silnymi dłońmi i trzymał je pewnie. Gdy Harry walczył, by nie stracić przytomności albo znów nie dojść, albo jedno i drugie, mistrz eliksirów pochylił się i przycisnął usta w delikatnym pocałunku na jednym z ud. Przez jedną, pełną udręki chwilę jego blady policzek musnął erekcję Harry'ego, a potem się odsunął.

- Spróbuj się nie ruszać - wyszeptał i przycisnął gorący język do czubka członka Harry'ego, powoli kierując do w dół.

Harry coś krzyknął. Nie był pewien co, ale nie było to ważne. Ważne było, że Snape bardzo mocno trzymał jego biodra, co było dobrą sprawą, gdyż na dotyk tego języka podskakiwały one bez jego woli. Szorstki i gorący, i wilgotny, i tak doskonały. Wzdłuż do podstawy... i z powrotem w górę, tak powoli i bez pośpiechu, wedle upodobania, a Harry nie mógł się poruszyć, i był bliski całkowitej utraty zmysłów... Jego ręce złapały i zacisnęły się na prześcieradłach, a potem uniosły się z drżeniem, by pogładzić włosy Snape'a. Obraz ciemnej głowy poruszającej się pomiędzy jego nogami był wystarczający, by go rozładować, i Harry musiał zamknąć oczy, próbując skoncentrować się na miękkich kosmykach włosów, przesuwających się między jego palcami.

Wtedy język się cofnął, a powietrze ochłodziło jego rozpalone ciało na ułamek sekundy... zanim czubek zanurzył się w ciepłej wilgoci. Harry zawył, jego dłonie zacisnęły się z okrucieństwem, zanim odzyskał wystarczająco rozumu, by je zabrać, wpychając jedną pięść do ust, by znów nie krzyknąć. Snape nie wydawał się przejmować obcesowym traktowaniem, chociaż rzeczywiście przerwał, by sięgnąć i odsunąć dłoń Harry'ego z jego ust.

- Nikogo tu nie ma - wydyszał, jego twarz zaczerwieniona, a oczy zaszklone. - Rób tyle hałasu, ile ci się podoba... Chcę cię słyszeć... - I nim Harry wrócił choć do połowy świadomości, opuścił głowę i znów otwarł usta, przesuwając miękkie wargi i język powoli w górę i w dół po trzonie. Harry usłyszał kolejne wycie, dobywające się z jego gardła, ale nie był w stanie zrobić nic, by je powstrzymać; a poza tym, jeśli hałasowanie gwarantowało, że Snape będzie kontynuował i nigdy, nigdy nie przestanie, Harry mógł krzyczeć na cały zamek. Jak długo będzie trzeba.

Wtedy Snape przestał się przesuwać i zaczął ssać, i nie było więcej kwestią, czy Harry ma być głośno czy nie, ale ile hałasu jest w stanie zrobić. Jego ciało pochyliło się do przodu ponad ciemną głowę przy jego kolanach, krótki, ostry okrzyk przebił powietrze, gdy to ciepłe ssanie, pogrążające się jeszcze bardziej w jego członek, wydawało się wyciągać z niego orgazm. Wreszcie, jak przez mgłę przypominając sobie coś, o czym czytał, Harry uczynił przelotny gest dobrego wychowania i wyjęczał:

- To... ja... już...

Snape zwiększył uścisk na biodrze Harry'ego do tego stopnia, że później będą siniaki, i zamiast się odsunąć, cicho zamruczał. Drżenia wokół jego erekcji niemal posłały Harry'ego w stratosferę, a jego gardło zachrypło od krzyku i tym razem świat naprawdę na chwilę pociemniał. Nie myślał, po ostatnim razie, że było możliwe dochodzić w ten sposób...

Kiedy otworzył oczy, do jego ust przyciskano szklankę i automatycznie wypił, cokolwiek w niej było. Okazało się, że woda, a jej chłód złagodził drapanie w gardle. Spojrzał niewyraźnym wzrokiem na Snape'a, gdy mistrz eliksirów sam wziął łyk. Harry zaczerwienił się, rozpoznając białą smugę na podbródku Snape'a. Wciąż nie mógł do końca uwierzyć, że to wszystko się stało, ale ujrzenie tego z pewnością pomogło.

- Zamierza ci to wejść w nawyk? - spytał sucho Snape, odstawiając szklankę na szafkę, i usiadł obok Harry'ego, po raz kolejny biorąc go w ramiona. - Mam na myśli mdlenie?

Harry zaczerwienił się jeszcze bardziej.

- Nie zemdlałem - powiedział, broniąc się. - Tylko...eee.

Snape sprawiał wrażenie lekko rozbawionego - to znaczy dopóki nie zajrzało się głębiej w jego oczy i nie dostrzegło ognia, który wciąż się tam tlił. Harry z pewnym zażenowaniem zdał sobie sprawę, że zaniedbał swego kochanka; sam dwa razy doszedł, ale ledwie dotknął Snape'a. Nie żeby miał wiele okazji, ale mimo wszystko. Nie chciał być samolubem.

Jego oczy przesunęły się wzdłuż wąskiej piersi, teraz błyszczącej od potu, do miejsca, gdzie ciężki penis opierał się o jego udo. Polizał usta, ledwo słysząc, jak Snape ostro nabiera powietrza. Czy powinien... Ale naprawdę nie wiedział, jak... Może lepiej po prostu zapytać.

- Co byś chciał? - spytał, czując się absurdalnie nieśmiało, biorąc pod uwagę, że byli nadzy i się obejmowali.

Snape ciężko przełknął.

- Ja... ee. Nie. Jeśli nie... nie powinieneś się zmuszać do... - Lekko się zatrząsł.

Harry spróbował nie przewracać oczami i udało mu się.

- Nie zmuszam się.

Wywinął się z uścisku Snape'a tak, że teraz mógł przyjrzeć się ciału obok, teraz rozłożonemu i nagiemu na łóżku; po raz pierwszy myślał wystarczająco spójnie, by je ocenić, choć Snape wiercił się i nie wydawał się czuć zupełnie swobodnie pod taką analizą. Zmusił się, by oderwać oczy od penisa, choć był on niezaprzeczalnie fascynujący, i popatrzył za to na cały obraz. Ciemne, ciemne... W przytłumionym świetle oczy i włosy Snape'a wydawały się być częścią cieni, a jego twarz wyglądała bardziej na oliwkową niż ziemistą. Skóra jego ciała była zadziwiająco blada, niemal w kolorze śmietanki, i Harry zauważył z pewnym zdumieniem, że jedynie jego twarz i dłonie były żółtawe - zaskakujące stopniowanie barw. Oczywiście, te ciemne szaty zwykle pokrywały całą resztę - czy ziemista cera to efekt działania słońca? Pomijając fakt, że rzadko na nie wychodził... Może to wpływ wszystkich tych par eliksirów albo czegoś.

Nagle coś przyszło mu na myśl i przesunął się w tył.

- Obróć się. Chcę ją zobaczyć. Twoją bliznę.

Ku jego zdziwieniu Snape pobladł, a jego oczy zwęziły się z gniewem. Syknął:

- Już ją widziałeś. Myślałem, że jeden raz wystarczy.

Harry mrugnął.

- No, tak, ale wtedy to było raczej... rażące. I nie byłem w stanie jej ocenić. - Pociągnął niecierpliwie za kostkę Snape'a. - No już, przekręć nogę, daj spojrzeć.

W mgnieniu oka twarz Snape'a przeszła z wściekłości w dezorientację.

- No... nogę?

- Tak, nogę, a co innego? - spytał niecierpliwie Harry. Dlaczego Snape patrzył na niego, jakby do nosa właził mu pufek? Wówczas dotarło do niego i skrzywił się na własną głupotę, patrząc przepraszająco na Snape'a. - ...Och. Pomyślałeś... Nie. Nie chcę zobaczyć... Znaku. Masz rację. Już go widziałem... Nie prosiłbym o to.

Wiedział, że tam jest, wyczekująco blady i spokojny na tej cienkiej ręce, niemal niewidoczny, łatwy do przegapienia, jeśli się nie przyglądało. Ale teraz prawdopodobnie nie czas na to. Może nigdy. Snape nie był już śmierciożercą, nawet nie szpiegiem i Harry wiedział to lepiej niż cokolwiek innego, szczególnie po ostatnim semestrze.

Nie żeby nie zżerała go ciekawość odnośnie wielu rzeczy dotyczących tego Znaku Śmierci, ale... nie teraz, Potter!

- Więc o co, na niebiosa - spytał cierpko Snape - ci chodzi?

Harry westchnął.

- Blizna na twojej nodze. Z pierwszego roku. Wiesz... kiedy Puszek cię ugryzł.

- Jakbym mógł kiedykolwiek zapomnieć to żarłoczne monst... Puszek?

Gdy Snape gapił się na niego, Harry'emu udało się rozsunąć jego nogi i obejrzeć cienkie, białe linie wewnątrz łydki Snape'a.

- Puszek - powtórzył spokojnie i zaszokował ich obu, pochylając się i składając delikatny pocałunek na bliźnie. Na dole, przy kostkach włosy na nogach Snape'a były ciemniejsze, bardziej szorstkie i ocierały się o wargi Harry'ego we wcale przyjemny sposób, gdy muskał je w górę i w dół. To jakoś pasowało... pomagało uświadomić Harry'emu, w jak wielu rzeczach się mylił. Nie próbował zdobyć Kamienia. Chciał powstrzymać Quirrella. By chronić nas wszystkich... także mnie.

Czas, by mu podziękować.

Harry nie był pewien, dlaczego ta myśl tak go podnieciła, ale było cholernie dobrą sprawą, że już dwa razy doszedł. Podniósł głowę i spojrzał gorączkowo na Snape'a, który wydawał się nieco rozmazany, gdy patrzyło się na niego bez okularów, a potem znów przesunął się po długim ciele, rozkoszując się uczuciem, w jaki ich skóra przyciskała się do siebie, i gwałtownie nabierając powietrza, gdy jego brzuch otarł się o gorący członek. Pochylił się, by pocałować Snape'a, drżąc, gdy długie ramiona objęły go i mocno przytuliły. Żar. Ciepło. Spraw, by było mu dobrze.

Niechętnie oderwał usta, słysząc z przyjemnością, jak Snape sapnął w proteście, a dreszcze, jakie przebiegały z góry na dół przez długie ciało poniżej niego, bardzo mu się podobały.

- Twoja kolej - powiedział, próbując znów się nie czerwienić, i pocałował długą szyję. Jego palce zaczęły lekko błądzić po żebrach i brzuchu, gdy cicho zamruczał w szyję, i pochylił się, by znów przycisnąć usta do jednej z malinek na piersi Snape'a. - Czego pragniesz? - spytał znów, ale Snape tylko jęknął i sprawiał wrażenie zmieszanego.

Cóż, to było miłe i pochlebiało mu, ale nie dawało wielu wskazówek. Harry nabrał głęboki oddech i zdecydował się działać. Snape powie mu, jeśli zrobi coś źle, tego był pewien. Znów pocałował malinkę, próbując uspokoić nerwowe drżenie, i zaczął całować ścieżkę schodzącą po szczupłym brzuchu. Snape musiał zdać sobie sprawę z jego zamierzeń, gdyż znów jęknął. Harry doszedł do pępka i na chwilę oderwał swoją uwagę, obracając językiem wewnątrz i mrugając na słoną, puszystą teksturę. Snape chwycił gwałtownie oddech. To było zabawne. Harry znów przesuwał się w pocałunkach ku dołowi.

I wtedy... Przypomnij sobie banany! Harry spróbował nie roześmiać się histerycznie na wspomnienie wakacyjnych studiów, które teraz wydawały się takie nieodpowiednie. Śmiech... nie byłby teraz dobrą rzeczą. Panując nad nerwami najlepiej, jak mógł, Harry znów sięgnął do członka, nerwowo oblizując wargi. Pogłaskał go kilka razy opuszkami palców, zaznajamiając się ze strukturą, z gorącem. Smakował sam siebie, latem, kilka razy... na koniuszku migotała kropla płynu. Delikatnie nabrał ją na palec i podniósł do ust, słysząc, że natężony oddech Snape'a przechodzi w dyszenie. Smakowało gorzko, nieco inaczej od jego własnego i prawdopodobnie zajmie trochę czasu, zanim się przyzwyczai. Czuł, że jego usta są jak papier ścierny, a jego język za duży, no i nigdy przedtem nie zdawał sobie sprawy, jakie ostre i niezręczne są jego zęby...

Harry pochylił się i liznął koniuszek członka, zanim mógł więcej o tym myśleć. Ostry krzyk rozdarł powietrze i zamknął oczy z rozkoszy. Fellatio może nie smakowało wspaniale, ale to brzmiało przyjemnie. A teraz wiedział, że również jest przyjemne. Upajająca była świadomość, że Snape odczuwa teraz to samo, co Harry przedtem... cudownie wiedzieć, jak dobre to może być z własnego doświadczenia. Postarał się przystosować do lepkiej, słonej goryczy i polizał ostrożnie całą główkę, a potem wzdłuż trzonu, szybko wysuwając język, gdzie smak był mniej ostry. Biodra Snape'a poruszały się pod nim niespokojnie i próbował przytrzymać kochanka dłońmi, ale nie był w stanie. Przerwał lizanie na chwilę i powiedział z irytacją:

- Nie ruszaj się.

- Próbuję. Nie mogę - sapnął Snape. - Och...

- No, bo... - wydziobiesz mi tym oko. Och, nie, nie mógł tego powiedzieć. Zaśmiałby się i wszystko by przepadło. Więc Harry zagryzł wargi, oblizał je i zabrał się do dzieła ponownie, otwierając usta nad czubkiem i ostrożnie ssąc. Czy tak było dobrze? Całe ciało Snape'a zadrżało, a jego głowa opadła do tyłu z otwartymi ustami, więc prawdopodobnie było dobrze. Harry possał znów i znów, pamiętając, by użyć rąk w tych miejscach, do których nie mógł sięgnąć ustami. Delikatnie... bądź delikatny...

- Mocniej - zachrypiał Snape.

... bądź mniej delikatny. Harry pamiętał, jak dobrze czuł to silne ssanie, i postarał się, jak mógł, by je powielić, bardzo uważając na zęby. Naprawdę ciężko było się nie ślinić. Potrzeba mu dużo praktyki. Miejmy nadzieję, że Snape nie będzie miał nic przeciwko. Harry otwarł usta szerzej i rozluźnił gardło, jak ćwiczył całe lato, ale wciąż nie mógł sięgnąć wiele dalej. Wtedy zaczął ssać mocniej.

- Och!

To brzmiało pozytywnie. Ale zanim Harry zarejestrował cokolwiek innego, silne palce zanurzyły się w jego włosy i pociągnęły w górę... Coś robił źle? Uwolnił członek z ust, teraz wilgotnych i połyskujących od śliny i nasienia, i próbował nie krzywić warg na ostry smak. - Blisko - sapnął Snape i Harry skinął głową z wdzięcznością, trzymając dłonie pewnie owinięte wokół erekcji, i znów pocałował Snape'a w pierś. Po prostu jeszcze się nie przyzwyczaił - przełykać, fuj. Nad tym też będzie musiał popracować. Ale koniec końców to zrobi, zdecydował stanowczo, ponieważ było mu tak dobrze, gdy Snape robił to jemu, i chciał zwrócić przysługę, chciał, by Snape krzyczał jego imię. Utrzymując ręką stały rytm, poczuł, że dłoń jego kochanka obejmuje tył jego głowy i przyciąga go do kolejnego płonącego pocałunku. Och, to było dobre. Pocałunki Snape'a mogły go stopić niczym wosk.

Ich usta powoli rozdzieliły się z cichym odgłosem, biodra Snape'a poruszały się teraz równo z dłonią Harry'ego i Harry spojrzał na niego zamglonymi, przymkniętymi oczami.

- Kocham sposób, w jaki mnie całujesz - powiedział z rozmarzeniem głosem chrapliwym w jego własnych uszach.

Oczy Snape'a rozszerzyły się; potem jego chude biodra szarpnęły się raz i drugi, i doszedł z ochrypłym jękiem, ściskając plecy Harry'ego i zamykając oczy. Harry patrzył zafascynowany, jak szczupła twarz nabiera wyrazu przyjemności tak intensywnego, że wyglądał jak ból - czy on tak wyglądał? Zdumiewające, cudowne widzieć, jak ta chłodna, zamknięta twarz staje się łagodna, jak zapada się w niebaczną rozkosz, nawet jeśli tylko na kilka minut... I ja tego dokonałem, pomyślał Harry, niezmiernie z siebie dumny. Ja mu to zrobiłem...

Wreszcie spazmy Snape'a ucichły, po tym, jak dokładnie pokrył ich obu białą mazią. Ani trochę Harry'emu to nie przeszkadzało, ale wiedział, że Snape'owi owszem, więc wręczył mu różdżkę. Snape wymamrotał ciche "Abstersi", nieporządek zniknął, a potem opadł z powrotem na materac, pociągając za sobą Harry'ego.

Przez kilka chwil po tym leżeli wciąż ciasno objęci i dyszący. Harry sennie wpatrywał się w sufit, zastanawiając się z roztargnieniem, czy jeszcze kiedyś będzie się ruszał, ale niezbyt o to dbał. Nigdy w życiu nie był tak usatysfakcjonowany.

Miał nadzieję, że Snape czuje tak samo, pomyślał, znów zatapiając palce w czarną czuprynę włosów spoczywającą na jego ramieniu. Snape wydawał się cały czas przychodzić do siebie po orgazmie, co było, miał nadzieję, dobrym znakiem. Wyglądało, że skończyli, przynajmniej na razie, ale jego kochanek nic jeszcze nie powiedział.

Harry wciąż trzymał jedną dłoń w ciemnych włosach, a drugiej pozwolił wędrować w dół przez zdumiewająco miękki obszar skóry, który pokrywał wystające łopatki Snape'a. Miękko i ciepło. Tak, z ogniem wciąż płonącym na palenisku i całym żarem, jakie sami produkowali, to łóżko było teraz rozgrzanym miejscem.

...Łóżko. Harry mrugnął, zdając sobie po raz pierwszy sprawę, że od momentu, gdy weszli, nie zatrzymał się, by obejrzeć pokój. Był zbyt zajęty ważniejszymi sprawami. Teraz powoli obracał głowę na różne strony, jego niedoskonały wzrok chwytał kilka drobiazgów, jakie tam były: szafka nocna, sekretarzyk, pokryte zwojami, książkami i piórami biurko, raczej wytarty dywanik przed kominkiem. Samo łóżko było wystarczająco duże, by dwie osoby mogły na nim wygodnie przewracać, ale wyglądało na bardzo stare i nie miało wokół zasłon. Po lewej były kolejne drzwi, prowadzące przypuszczalnie do łazienki. I tyle.

Harry popadł w zdumienie, wciąż głaskając Snape'a, którego oddech zaczął się w końcu wyrównywać. Jak na człowieka, który był podobno bogaty, Snape nie wydawał się mieć wielu ładnych rzeczy. Nawet jego szaty, choć w dobrym stanie, wyglądały na kilkuletnie. A przecież, z tego, co słyszał w Norze, Snape'owie zawsze byli w istocie bardzo bogaci - może nawet bogatsi, dowiedział się ze złą radością, niż Malfoyowie. (Ron, oczywiście, był o wiele mniej zadowolony.) Na co więc Snape wydawał wszystkie pieniądze? W zasięgu wzroku nie było jednej luksusowej rzeczy. Może kupował dużo składników do eliksirów albo coś? Ale nie, czy szkoła za to nie płaciła? A może wszystkie te ładne rzeczy były w tamtym domu i teraz je stracił?

Harry w myślach potrząsnął głową. Kolejna tajemnica. Jak wszystko inne dotyczące Snape'a.

Snape. Po raz pierwszy tej nocy nazwisko sprawiło, że Harry się na nim zatrzymał. Po tym wieczorze, po tych wszystkich rzeczach, jakie razem zrobili, czy nie byłoby właściwsze...

Harry zdobył się na odwagę razem z głębokim oddechem.

- Um... Severusie? - spytał niepewnie, wdzięczny, że jego głos nie zrobił niczego zawstydzającego.

Snape wreszcie spojrzał w górę, unosząc głowę z piersi Harry'ego i jedną wyzywającą brew. Wyraz jego oczu był ciężki do odczytania.

- Mogę cię tak nazywać, prawda? Czy mogę cię tak nazywać? - spytał Harry, nagle czując się bardzo głupio. Cóż, jeśli Snape powie, że nie, wtedy będzie miał zupełnie jasny obraz tego, dokąd zmierza ta znajomość.

Proszę, powiedz tak. Proszę.

- Myślę, że tak - wycedził Snape i Harry rozluźnił się tak nagle, że jego kochanek nie mógł nie zauważyć i wygiął usta w uśmiechu. - Ale to wszystko, niech cię zapewnię.

Harry mrugnął.

- Wszystko?

- Wszystko, jak możesz mnie nazywać - Snape... nie, Severus... cholera, trochę mu to zajmie... sprecyzował. - Nie "Sev". Nie "Russ". Żadne inne odrażające odmiany sylab pośrodku.

Harry zmarszczył brwi.

- Odmia... co, jak "Ever"?

- Widzę, że chwytasz - powiedział sucho Sna... Severus. - Tak się składa, że lubię moje imię, jakie jest.

- Ja też - zamyślił się Harry. Tak naprawdę nigdy przedtem się nad tym nie zastanawiał, ale teraz rzeczywiście Severus wydawało się całkiem miłym imieniem. Nieco dziwnym, gdy wyrosło się pośród mugoli, ale nie bardziej niż Syriusz, Remus czy nawet Hermiona, która urodziła się w mugolskiej rodzinie. Wydawało się być starym, dostojnym imieniem. I pasowało do Snape'a. - Okej. - Obrócił się wygodnie na plecy i uśmiechnął się. - Jakieś inne generalne zasady?

Nie powinien być zdziwiony, gdy Severus odpowiedział poważnie:

- Tak. I to dużo. I musisz mnie uważnie słuchać, kiedy mówię, panie Potter, że są to zasady, których nie można złamać.

Harry poruszył się niespokojnie, czując się nagle nieswojo.

- Um. Czy możesz tak mnie tu nie nazywać?

- W porządku. To jedna z nich. Tutaj nazywamy się imionami i nigdzie więcej. Nigdy poza tym mieszkaniem i oczywiście nigdy przy innych ludziach.

- Wiem to - powiedział Harry, lekko urażony. Szczerze, nie był taki głupi.

- Jestem tego pewien - stwierdził Severus z czymś, co brzmiało niezwykle jak cierpliwość. Dla niego, w każdym razie. - A będzie bardzo łatwo zapomnieć albo pomylić. Nie obrażam twojej inteligencji, Harry. Przynajmniej nie tym razem - dodał niemal niesłyszalnie, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać. Harry wywrócił oczami. - Ale jeśli nie będziesz o tym stale pamiętał, na pewno ci się pomiesza. Jak i mnie. A mogę cię zapewnić, że taka pomyłka nie przejdzie niezauważona.

- W porządku - odparł Harry, już surowo zaczynając rozdzielać w głowie. Severus tutaj, Snape tam. Severus tutaj, Snape tam. Severus miał rację... Gdyby Ron kiedykolwiek usłyszał imię Snape'a z ust Harry'ego, choćby raz, Harry miałby wiele do tłumaczenia. A gdyby Severus nazwał Harry'ego jego imieniem, byłoby tak samo. - Będę. Znaczy się będę pamiętał.

- Mam taką nadzieję - powiedział Severus nieco surowo. - Harry... Nie potrafię tego wystarczająco podkreślić... - Umilkł, a jego brwi się ściągnęły. - Nigdy. Jeśli... jeśli chcesz to kontynuować... i to kolejna rzecz, musisz mi powiedzieć, czy chcesz, czy nie... wówczas nikt nie może się dowiedzieć.

Harry skinął głową, ciężko przełykając. W ciągu tego lata jakoś udało mu się prawie zapomnieć, jak poważna jest ich sytuacja. A teraz stało to przed jego oczami. Severus dawał mu okazję, by zawrócić, gdy wciąż był czas - ale on nie zamierzał jej wykorzystać.

- Rozumiem - oznajmił. - I chcę kontynuować. Eee, jeśli ty też chcesz, oczywiście.

Severus wreszcie odsunął się i przewrócił na plecy, patrząc na cienie migocące na suficie. Milczał przez tak długi czas, że żołądek Harry'ego zaczął się nieco skręcać.

- Musisz wiedzieć - powiedział po chwili - że jest to bez wątpienia absolutnie najgłupsza rzecz, jaką zrobiłem w ciągu wielu ostatnich lat. Gdybym usiadł i pomyślał przez kilka godzin, wciąż byłoby mi trudno znaleźć coś głupszego niż wdanie się w romans z uczniem w ogóle, a z tobą w szczególności. - Twarz Harry'ego musiała odzwierciedlać ukłucie bólu; jedna z ciemnych brwi Snape'a uniosła się. - Nie patrz tak na mnie. Nigdy nawet się nie lubiliśmy. I nikt nie zrozumie, jeśli zaczniemy teraz. - Wtedy jego twarz złagodniała, trochę. - Nie mówię tego, by cię zranić. Musisz po prostu to zrozumieć. Co chcę powiedzieć, to... - westchnął ciężko - choć nie miałem zamiaru nigdy tego zaczynać, teraz kiedy jednak się zaczęło... - Spojrzał na Harry'ego ciemnymi, błyszczącymi oczyma. - Co się stało, to się nie odstanie. I teraz nie mam zamiaru pozwolić, by szybko się to skończyło. O ile, jak powiedziałem, nie życzysz sobie tego.

To stwierdzenie nie wróżyło dobrze Harry'emu, gdyby sobie życzył. Ale, na szczęście, nie życzył sobie. Harry przez chwilę uspokajał swe gwałtownie bijące serce. W porządku: Severus nie zamierzał wszystkiego odwołać. Ale wciąż...

- Co to znaczy, że nigdy nie miałeś zamiaru...? Więc dlaczego pozwoliłeś mi tu dzisiaj przyjść?

Severus prychnął, choć przestał patrzeć Harry'emu w oczy.

- Ponieważ jesteś małym, upartym smarkaczem, oto dlaczego. - Jego policzki nieco poczerwieniały.

Harry ugryzł się w wargę, by nie pokazać uśmiechu zadowolenia. Szczera prawda. Odważnie położył głowę na piersi Severusa.

- Dobrze - ziewnął. Jego powieki zaczęły opadać, gdy dopadło go zmęczenie. Wcześnie na nogach, by pomóc Weasleyom w pakowaniu, szalona przejażdżka motocyklem, całe popołudnie urabiał sobie ręce po łokcie ze Sprout... i oczywiście ten wieczór. Nic dziwnego, że był śmiertelnie zmęczony. - Chcę się przespać - dodał, słysząc, że jego słowa stają się niewyraźne.

- Widzę. - Czy to rozbawienie w głosie Severusa? Był zbyt zmęczony, by stwierdzić. - Wyobrażam sobie, że miałeś pracowity dzień.

- Nawet nie masz pojęcia - wymamrotał Harry, wtulając się mocniej w miękkie ciepło prześcieradeł i materaca, zadowolony, że Severus go nie odepchnął.

- Obudzę cię, gdy będziesz musiał iść. - Długie palce głaskały jego włosy. Przyjemnie. - Później porozmawiamy.

- Mumph. - To wydawało się być miłym podsumowaniem. Harry zasnął jak kamień.

* * *


Jakieś dziesięć minut później, gdy Harry spał głęboko, Severus Snape wyśliznął się z łóżka i włożył szlafrok, który wisiał na krześle przy biurku. Podniósł różdżkę z podłogi, gdzie upadła, i przez kilka sekund patrzył ze zmarszczonym nosem na pobojowisko na łóżku, w którym Harry spał tak spokojnie. Wtedy szybko machnął różdżką, znów mrucząc "Abstersi", i bałagan zniknął razem z bardzo wyraźnym zapachem.

Snape usiadł, nie na krześle, ale na dywaniku, pozwalając, by ciepło kominka padało na jego plecy. Nawet w lecie lochy stawały się zimne nocą. Nalał sobie kolejną szklankę wody i siedział teraz, popijając ją w milczeniu, poza tym nieruchomy, nie odrywając oczu od sylwetki chłopca w łóżku.

Oblizał wargi, jakby szukając na nich ostatnich śladów jakiegoś smaku. Jego oczy zamknęły się na moment, a potem znów otworzyły, błyszczące.

O czym wtedy pomyślał, nikt nie mógłby powiedzieć.

Po pełnych piętnastu minutach introspekcji Snape podniósł się z dywanika, przeciągając, aż miękkie "pop" dobiegło z jego pleców. Odstawił szklankę na biurko i, zdejmując szlafrok, odwrócił się, by znów spojrzeć na łóżko.

- Co się stało, to się nie odstanie - powtórzył cicho i wsunął się pod przykrycie, tak układając, by jego młody kochanek znów leżał blisko niego. Harry nawet nie mruknął.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
4, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
7, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
3, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
7, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
2, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana

więcej podobnych podstron