Siedzę z czołem przyklejonym do zimnej szyby i staram się wyłączyć swój mózg od myślenia. Coraz bardziej udaje mi się nad tym zapanować. Od tamtego dnia moją głowę zaprzątała tylko jedna osoba. Nadal to robi, ale ja mam dość. Wczoraj uświadomiłem sobie, gdy brałem długą, samotną kąpiel, że nie mogę otwierać ledwo zagojonych ran, by nie doprowadzić się do całkowitej destrukcji, która chyba staje się nieunikniona.
Nie! Przestań myśleć o nim! Przestań myśleć o nas! To już nie ma sensu skoro i tak nigdy więcej go nie zobaczę, nie dotknę, ani nie pocałuję! Zamknij swój umysł, Harry i nie pozwól, by obraz jego twarzy mógł przedostać się przez mur, jaki zbudowałem w ciągu ostatnich miesięcy.
Jednak ja czuję się źle z myślą, że to już koniec. Starałem się i walczyłem o jego uczucie. Z każdym dniem coraz bardziej uświadamiałem sobie, że kocham go najbardziej na świecie.
W tej rywalizacji On pokonał moich rodziców, Syriusza, Cho. Wszystkich i każdego z osobna. Stał się moją obsesją, z którą nie mogłem sobie w żaden sposób poradzić. Czułem, że jeżeli nie dojdzie do sytuacji, bym mógł go pocałować, to umrę z bólu.
Przestałem jeść, przestałem się uczyć i normalnie funkcjonować. Samo patrzenie na jego wąskie usta wykrzywione w ironicznym uśmiechu, czarne niczym dwa węgielki oczy, w których widziałem odbicie swojego smutku wypełniające moją duszę i pochłaniające całą chęć do życia, doprowadzało mnie do szału, a zarazem niszczyło. Jego widok przestał mi wystarczać. Pragnąłem dotknąć dłonią jego policzka, przejechania po nim wskazującym palcem i dotarcia do tych słodkich, bladoróżowych warg. Myślenie o tym przyprawiało mnie o nieznośne swędzenie w kroku, które narastało z wyobrażaniem sobie coraz to zuchwalszych poczynań z Severusem Snape'em. Nie chciałem od niego seksu! Marzyłem tylko o pełnym sympatii uśmiechu przeznaczonym akurat dla mnie. Chciałem, by te silne, męskie ramiona mogły rozszerzyć się w zapraszającym geście, a ja z przyjemnością przyjąłbym jego gościnę, która miała być zapieczętowaniem naszego pięknego związku trwającego całe wieki.
Zaczęło robić się coraz zimnej. Pociągnąłem nosem i oderwałem głowę od okna. Spojrzałem na krajobraz malujący się na głównej ulicy Privet Drive. Był taki sam, jak moje kilku miesięczne samopoczucie. Na zewnątrz szarzało, wiatr huczał, a biedne nagie gałęzie drzew musiały mu się poddać i wirować w rytmie, jaki im narzucił. Ciemne chmury zatrzymały się wysoko ponad domem Dursley'ów. Zaczęło intensywnie padać.
Nienawidzę jesieni. Westchnąłem głęboko i postanowiłem położyć się na swoim łóżku. Teraz, kiedy rzuciłem szkołę, czuję się jeszcze bardziej samotny, ale nie mogę do niej wrócić. Każdy kąt tego zamku przypomina mi o nim. Jego miejsce przy stole nauczycielskim zajęte jest przez innego Mistrza Eliksirów. Nie. Tylko on był mistrzem i nikt nie będzie w stanie go zastąpić, a ja nie mógłbym patrzeć na kogoś innego zajmującego tę pozycję. Dlatego odszedłem, pomimo nalegania ze strony dyrektora, który zupełnie nie miał pojęcia, z jakiego powodu to robię. Musiałem mu powiedzieć prawdę i zrobiłem to. Wiem, że Severus na pewno nie chciałby, abym ujawnił chociaż rąbek naszej wspólnej tajemnicy, ale zniknięcie ze szkoły bez powiadomienia kogokolwiek o mojej decyzji wydawało się być szczeniackie i nierozsądne. Pamiętam minę dyrektora jak opowiedziałem mu całą prawdę omijając kilka ważnych dla mnie szczegółów - zupełnie niepotrzebnych dla niego. Słuchał mnie ze stoickim spokojem, po czym uśmiechnął się nikle, ale w jego oczach ujrzałem ogromne współczucie.
***
- Wiesz, że teraz nie możesz już nic zrobić - westchnął i zapytał czy chcę herbaty. Tej herbaty, którą Snape zawsze pił i najwidoczniej ją lubił. Znowu poczułem ból w okolicy klatki piersiowej. Złapałem desperacko oddech i grzecznie odmówiłem.
- Dyrektorze ja muszę stąd odejść. Nawet ten cholerny napój przypomina mi o nim! Nie zniosę tego dłużej. Chcę wrócić do mugolskiego świata i zapomnieć na zawsze - rzekłem wstając. Już miałem wyjść, gdy głos dyrektora zatrzymał mnie na chwilę.
- Wiedz, Harry, że gdziekolwiek się będziesz znajdował, nie zapomnisz o nim.
Zakląłem w myślach. Jak zwykle miał rację!
- Spróbuję. - Wyszedłem.
***
Ułożyłem się wygodnie na starym materacu należącym kiedyś do Dudley'a i założyłem ręce za głowę, patrząc się uparcie w sufit, który wydał mi się bardzo interesujący.
Nagle poczułem jak kilka czerwonych cegiełek mojego muru zaczyna się zawalać i robić miejsce zbliżającej się fali wspomnień, nad którymi tak mocno starałem się zapanować. Jęknąłem dość głośno chcąc uniemożliwić wdarcie się Severusowi do mojego umysłu. Opanowałem tę umiejętność bardzo dobrze. Dlaczego więc teraz nie daję rady...?
***
Leżałem w ciemnym i pustym dormitorium cały dygocąc. Skuliłem się niczym małe dziecko starając się w jakiś sposób zmniejszyć falę dreszczy targających moim ciałem. W tej chwili naprawdę go potrzebowałem. Zostałem całkowicie sam. Inni uczniowie wyjechali na święta do swoich rodzin. Ja też mogłem. Ron namawiał mnie wielokrotnie, bym spędził tegoroczną gwiazdkę w towarzystwie jego rodziny. Odmawiałam za każdym razem, gdy mi to proponował. Nie chciałem się oddalać od Severusa, który od pewnego czasu zaczął mnie omijać najbardziej jak się dało, co oczywiście spotęgowało mój wewnętrzny ból.
Czułem, że jeżeli dzisiaj, zaraz, nie pójdę do niego i nie wykrzyczę mu w twarz wszystkiego, co zaczęło mnie trapić od kilku tygodni, to wybuchnę albo powieszę się na jego szyi.
- Idę.
Wygrzebałem się z pościeli, przesiąkniętej moimi łzami i potem. Nie zważając na swój ubiór, jakim były tylko krótkie spodenki oraz przewiewny biały podkoszulek, wyszedłem z sypialni i zszedłem spiralnymi schodami do pokoju wspólnego, a następnie przeszedłem przez dziurę pod portretem Grubej Damy udając się prosto do lochów, by stanąć twarzą w twarz z moim nocnym koszmarem, a zarazem mężczyzną, którego kochałem. Wchodząc do ciemnego korytarza lekko oprzytomniałem, gdy moje nagie stopy dotknęły lodowatej posadzki. Zatrzymałem się w miejscu patrząc na oddalony o parę metrów gabinet Severusa, który zdawał się być jakby za mgłą. Przetarłem oczy i wtedy zrozumiałem, że zapomniałem zabrać ze sobą okularów. Musiałem być bardzo zdeterminowany, by wypuścić się w nocy ze swojego domu i udać się do kryjówki węża, ale tej nocy kierowało mną wielkie uczucie. Przeszedłem kilka kroków i stanąłem przed drzwiami do jego samotni. Zapukałem tylko raz, za to bardzo stanowczo. Przez kilka sekund nie słyszałem żadnego ruchu, ale po chwili coś mruknęło z drugiej strony i drzwi otworzyły się przede mną. Stanęła w nich osoba przypominająca rzeźbiony grecki posąg, który zachwycał swoim widokiem i powalał każdego na kolana. Podniosłem wzrok przeklinając siebie w duchu, że w takiej chwili nie mam przy sobie okularów.
Potter! - syknął podnosząc nieco głos. - Co ty tutaj robisz? Wiesz, że wałęsanie się o tak później porze po zamku grozi szlabanem i utratą punktów, a na twoje nieszczęście znalazłeś się przed moimi drzwiami? Twój wzrok chyba cię zawiódł. - Jak zwykle jest nieprzystępny i zimny. Tej nocy mam zamiar to w nim zmienić. Raz na zawsze.
- Profesorze, mógłbym wejść? - Pytam lekko zmieszany i wyczekuję jego odpowiedzi. Spoglądam na niego mrużąc znacząco oczy. Udaje mi się dostrzec dość kwaśny uśmiech pojawiający się na jego twarzy.
- Ty naprawdę myślisz, że cię wpuszczę do środka, Potter? Jesteś żałosny. - Prostuje się, jakby miał przywiązany do pleców kij i patrzy na mnie z wyższością.
- Błagam pana. - Nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek będę błagał o coś Snape'a, ale w tej chwili to nie miało żadnego znaczenia. Jeżeli on mnie odrzuci, skończę ze sobą. Nie będzie już słynnego Chłopca-Który-Przeżył. Od tej pory będzie nazywany Chłopcem-Który się- Zabił- -Miłości-Do-Mistrza Eliksirów.
- Ty mnie błagasz? Tak nisko upadłeś? - Kręci głową mrucząc pod nosem, co powoduje falę niesamowitego gorąca przepływającego przez moje plecy. Ubranie zaczęło się przylepiać do mojego ciała. Patrzę na niego, jak usuwa się z drogi i gestem zaprasza mnie do środka. - Nie przegapię okazji, byś mógł całkowicie się przede mną poniżyć, Potter. Wchodź.
Mam świadomość, że z każdą minutą ten człowiek próbuje mnie zniszczyć, zdeptać moją godność, ale nie poddaję się. Przyjmuję zaproszenie i wchodzę do środka gabinetu, który jest mi już dobrze znany z corocznych szlabanów, jakie odbywam w tymże pomieszczeniu.
- Czego chcesz ode mnie? - Pyta siadając w zielonkawym fotelu. Widzę, jak jego dłoń obejmuje białą filiżankę, którą przykłada do ust i wypija duszkiem jej zawartość.
- Chciałem o coś zapytać.
- Gadaj, Potter i wynoś się stąd. - Jak zwykle bardzo uprzejmy w stosunku do mnie. Patrzę jak odkłada filiżankę na stół i przywołuje do siebie imbryk idealnie pasujący do białego naczynia.
- Ja… - Przez chwilę się waham, czy zadać mu to pytanie, ale skoro już przedostałem się do jego komnat, to trudno by było je teraz opuszczać bez niczego. - …Profesorze, dlaczego pan mnie unika? - Widzę jak się spina i spogląda na mnie tymi czarnymi tunelami. Jego wzrok przebija mnie na wylot. Skóra zaczyna mnie palić od tego przenikliwego wzroku. Zaraz oszaleję! Oszaleję, albo podejdę i pocałuję go. Nie ma innej możliwości.
- Potter, unikam cię od pierwszego dnia, kiedy cię ujrzałem. Jeżeli już znasz odpowiedź na swoje mało inteligentne pytanie, to wracaj do siebie. - Jego spojrzenie z powrotem zatrzymuje się na filiżance, ale ja wiem, że nie taka miała być odpowiedź. Po prostu to wiem i uświadamiam sobie, że jeżeli przegapię okazję, by go teraz pocałować, to już nigdy tego nie zrobię.
- Nie taka ma być odpowiedź - szepczę i podchodzę do niego powoli. Te oczy znowu są skierowane na mnie.
- Co do cholery…- Niestety musiałem uciszyć ten mroczny i przyprawiający o ciarki głos swoimi ustami. Pocałowałem go i pozwoliłem sobie usiąść okrakiem na jego kolanach. Nie zepchnął mnie z siebie, a w dodatku objął swoimi ramionami. To było moje marzenie. Zostałem przez niego zaproszony i przysięgam sobie, że nigdy, przenigdy nie uda mu się mnie wyprosić. Ja sam również nie odejdę. Nigdy tego nie zrobię. Jego usta rozszerzają się znacząco, a ja przyjmuję ten gest, jako kolejne zaproszenie i wślizguję się językiem pomiędzy wargi Severusa. Czuję smak aromatycznego napoju. Od dzisiaj postanowiłem pić tylko cytrynową herbatę, by móc utrwalić sobie w pamięci cudownie kwaśne usta mojego kochanka. Duże, silne dłonie, które wdarły się pod cienki podkoszulek, dotykają moich nagich pleców, a ja syczę z podniecenia przyklejony do warg mężczyzny. W takiej chwili chciałbym, by te palce wypaliły drogę na moim kręgosłupie pozostawiając ślad do końca życia, bym mógł przeglądając się w lustrze, patrzeć na blizny przypominające mi o jego dotyku. Gryzę go specjalnie w język i zaczynam powoli. Moja erekcja daje o sobie znać. Nie zniosę dłużej tego napięcia, ale nie mam zamiaru odrywać się od tych ust. On jednak to zrobił, a ja rozpaczliwie próbuję ponownie zatopić się w nich, ale Severus odsuwa się i ściąga mnie ze swoich kolan.
- Jesteś głupi, Potter. - Przykłada palce do warg i odwraca się do mnie tyłem. Stoi tak nieruchomo przez dłuższy czas, a ja nie mogę po prostu przyglądać się jak w tej chwili walczy z samym sobą. Podchodzę do niego i obejmuję go w pasie. Kładę głowę na jego plecach i uspakajam.
- Chciałbym móc nacieszyć się pana obecnością przy moim boku.
- Nie rozumiesz! Unikałem cię, bo zauważyłem, w jaki sposób mi się zawsze przyglądałeś. Widziałem tę namiętność w twoich oczach i cierpienie, ale nie mogłem pozwolić, byś wykonał jakiś krok do przodu. Taki jak ten dzisiaj. Po cholerę tu przyszedłeś!
- Chcę być z panem - piszczę po słowach, które wypowiedział. On wiedział i nie uważał tego za coś obrzydliwego, a nawet starał się tego uniknąć, ale dla mojego dobra. Snape coś… Snape coś czuje do mnie! - Chcę być z panem! - powtarzam, a raczej wykrzykuję i zaciskam ramiona na jego talii.
- Potter! Nie możemy. Ty nic nie rozumiesz. Oboje będziemy cierpieć, jak przystaniemy na wszystko. - Słyszę w jego głosie żal. Jemu jest przykro. Zaraz zemdleję. Puszczam go i podchodzę do stołu. Opieram się o niego pośladkami i przykładam dłoń do skroni. Za dużo myśli kołacze się w mojej głowie. Za dużo pytań, na które na pewno by mi nie odpowiedział, a przynajmniej nie na większość. Wiem tylko tyle, że chcę z nim być, a on chce być ze mną. Walczyłem o niego i go zdobyłem.
- Zaszedłem tak daleko. Na cierpienie przyjdzie pora, Severusie - spoglądam na niego ukradkiem. Chyba nie powinienem nazywać go po imieniu. Na pewno by sobie tego nie życzył, a skoro on sam nadal używa mojego nazwiska, to tym bardziej powinienem zachować pewny dystans między nami.
- Pozwoliłem ci mówić do mnie na ty? - Obraca się do mnie. Spuszczam nisko głowę chcąc tym samym przeprosić za swoje złe wychowanie, ale on podchodzi do mnie i podnosi mój podbródek wysoko. Nasze spojrzenia spotykają się.
- Przepraszam - mruczę zupełnie zbity z tropu. Nie odpowiada, tylko uśmiecha się. I znowu kolejne marzenie spełnione. W moim wnętrzu zaczyna się wszystko gotować. Te uśmiechnięta usta były przeznaczone dla mnie. Severus Snape nigdy nie posłał pełnego troski uśmiechu nikomu. Mogę być nawet pewny, że za czasów swojego dzieciństwa również rzadko się uśmiechał, a teraz zrobił to być może po raz pierwszy w swoim życiu.
- Będziemy przez to cierpieć, głupi chłopcze - mówi i pochyla się nade mną, by złożyć na moich wargach namiętny pocałunek. Przytrzymuję się blatu stołu, by nie ześlizgnąć się z niego i nie upaść na podłogę. Cały sztywnieję pod dotykiem jego dłoni, które oparł na mych ramionach. Czuję jak napiera na mnie zmuszając do położenia się na stole, na którym stoi imbryk i filiżanka z cytrynową herbatą - napojem bogów, który połączony z ustami Severusa będzie moim nektarem…
Przez kolejne tygodnie spotykaliśmy się w tajemnicy przed całym światem. Kochaliśmy się, ale nie to było najważniejsze w naszym związku. Mieliśmy wiele wspólnych tematów do rozmów, które zwykle zaczynały się po kolacji w Wielkiej Sali, a kończyły późną nocą. Czasami potrafiliśmy przesiedzieć razem tylko rozmawiając. Zauważyłem, że starał się ograniczyć nasz kontakt fizyczny do minimum, ale w jego oczach dostrzegałem namiętność, jakiej nigdy w życiu nie widziałem u nikogo.
Pewnego kwietniowego wieczoru nasza wspólna więź została poddana próbie. Severus miał kolejne niebezpieczne zadanie do wykonania dla Dumbledore'a. Znowu miał udawać jednego z tych sługusów Voldermorta. Dokładnie pamiętam, jak nie chciałem go puścić. Chwyciłem za szatę i zacząłem ciągnąć w przeciwną stronę niż drzwi.
- Nie puszczę cię! - Krzyczałem jak oszalały chcąc zatrzymać go przy sobie. Wtedy odwrócił się do mnie przodem i chwycił mocno za nadgarstki. Spojrzał uważnie w moje oczy. Ja również wbiłem wzrok w jego.
- Mówiłem ci, że będziemy cierpieć, ale się uparłeś i nie chciałeś tego przerwać! - Syczy wściekły i rozluźnia ucisk. Pcha mnie na duży materac, a sam odwraca się na pięcie i wychodzi z gabinetu.
- Severusie! Wracaj! - Nie wrócił, a kilka tygodni później jakiś duży Puchacz przyniósł mi mały, poszarpany i poplamiony krwią skrawek papieru, na którym widniał krótki napis: Żegnaj, Harry. Moje cierpienie dobiegło końca, Twoje dopiero się zaczyna…
Następny dzień okazał się najgorszym w moim życiu. Podczas uczty w Wielkiej Sali dyrektor wstał od stołu, odchrząknął głośno i uciszył wszystkich swoim, wtedy mroźnym, spojrzeniem. Zapadła cisza, która po dziś dzień odbija mi się w uszach, a słowa przez niego wypowiedziane owego dnia wypalają dziurę na moim sercu.
- Wasz profesor od Eliksirów nie żyje.
***
Wygramoliłem się z łóżka. Wystarczy tych wspomnień! Dosyć wszystkiego. To życie straciło sens kilka miesięcy temu wraz z jego odejściem. Teraz pozostała cholerna pustka i tęsknota. Wiem, a raczej jestem pewien, że nie pokocham już nikogo. On był jedynym, który tak zawładnął moim sercem na zawsze. Nawet po śmierci.
Spojrzałem w stronę biurka, na którym stał kubek z zimną, cytrynową herbatą. Jego ulubioną herbatą. Powróciłeś ukochany do moich myśli. Chcę być już z tobą na całą wieczność.
Wyjąłem z kieszeni dość dużą fiolkę pełną trutki na szczury, którą ciotka Petunia faszerowała ser, by ściągnąć do niego te bogu winne stworzenia. Patrzyłem na nie, jak podchodziły do swojego przeznaczenia, a po chwili leżały już martwe na podłodze. Wystarczyło kilka kropel i było po wszystkim. Ścisnąłem buteleczkę i wlałem całą jej zawartość do herbaty. Żałosna śmierć, ale to nie ma znaczenia.
Mam taką cichą nadzieję…
Chciałbym, aby trucizna nie zepsuła smaku herbaty Severusa.
_________________
1