ROZDZIAŁ 16
Kolana królowej
Hanna i Iris siedziały przy owalnym stoliku w kafejce „Przystani Addison-Stevens” nad parującymi latte, przed nimi stały miseczki z organicznym jogurtem domowej roboty i świeżymi owocami. Zdecydowanie miały najlepszy stolik - był nie tylko najdalej od stanowiska pielęgniarek, ale także zapewniał im doskonały widok przez okno na seksownego dozorcę, który w obcisłej termicznej koszulce z długimi rękawami energicznie odgarniał śnieg z podjazdu.
- OmójBoże. Tara będzie jadła kupogody! - Iris szturchnęła Hannę.
Hanna odwróciła głowę. Tara, która siedziała z Alexis i Ruby przy tym samym stoliku, do którego dwa dni temu przysiadła się na kolację Hanna, właśnie wrzuciła do ust jagodę.
- Błeee. - wykrzyknęły Hanna i Iris unisono. Z jakiegoś powodu jagody nazywano tutaj kupogodami. Jedzenie ich uznawano za olbrzymie faux pas.
Tara przerwała jedzenie i uśmiechnęła się do nich z nadzieją.
- Hej, Hanna! Co jest błe?
- Ty. - uśmiechnęła się złośliwie Iris.
Uśmiech Tary wyparował. Na jej pyzate policzki wypłynęła czerwień. Przesunęła wzrok na Hannę, miała zgryźliwy, żądny zemsty wyraz twarzy. Hanna wyniośle się odwróciła udając, że tego nie zauważyła. Iris wstała i wyrzuciła swój jogurt do śmieci.
- Chodź, Han. Muszę ci coś pokazać. - chwyciła Hannę pod ramię.
- Gdzie idzecie? - zajęczała Tara, ale dziewczyny ją zignorowały.
Iris prychnęła pogardliwie, gdy wyszły ze stołówki i ruszyły długim korytarzem w stronę pokojów pacjentów.
- Widziałaś jej buty? Twierdzi, że to Tory Burch, ale bardziej przypominają te z dyskontu „Payless”.
Hanna prychnęła śmiechem i poczuła ukłucie poczucia winy - Tara była pierwszą dziewczynką, która się tutaj do niej odezwała. Ale nieważne. To nie jej wina, że Tara jest taka ciemna.
Zresztą towarzystwo Iris sprawiło, że pobyt Hanny w „Przystani Addison-Stevens” - albo po prostu „Przystani”, jak wszyscy ją określali - był bajeczny. Pokazała Hannie siłownię i spa, a ostatniej nocy wykradły z pomieszczenia zabiegowego mleczko do demakijażu, toniki i mleczne maseczki i zrobiły sobie nawzajem oczyszczanie twarzy. Dzisiaj rano Hanna obudziła się na gęsto tkanej pościeli, doskonale wypoczęta chyba po raz pierwszy od lat, a jej nogi, dzięki organicznym owocom i warzywom, które tu jadła, już wyglądały szczuplej.
Hanna i Iris od razu połączyła przyjaźń, godzinami rozmawiały w swoim pokoju. Iris bez ogródek przyznała, że do „Przystani” trafiła ze względu na zaburzenia odżywiania - „jedyny możliwy do przyjęcia powód, by tu być”, jak stwierdziła. Hanna szybko przyznała, że też ma problemy z jedzeniem - w sumie to była prawda. Iris, według jej własnych słów, po raz pierwszy trafiła do „Przystani”, gdy była w siódmej klasie. Przez cały tydzień nic nie jadła. Wyszła w samą porę na letnie wakacje - Hanna nie potrafiła powstrzymać się od myśli, że mniej więcej wtedy Ali zniknęła - ale na początku października mama zmusiła ją do powrotu, gdy jej waga znowu spadła. Iris była także w innych szpitalach, ale stwierdziła, że tutaj najbardziej jej się podoba.
Sama świadomość, że Iris ma zaburzenia odżywiania sprawiła, że Hanna mniej krępowała się własnych problemów. Bezpieczna w czterech ścianach swojego pokoju nie starała się kryć dziennika, który prowadziła od lata po siódmej klasie i w którym codziennie zapisywała, ile kalorii zjadła. Nie panikowała też, gdy Iris przyłapała ją, gdy próbowała się wcisnąć w dżinsy z ósmej klasy, które zabrała ze sobą i które były dla niej wskaźnikiem wzrostu lub utraty wagi. Jak się okazało, Iris także miała w szafie starą parę obcisłych dżinsów.
Jakiekolwiek „A” miał zamiary wysyłając ją tutaj, osiągnął odwrotny skutek. Co sprawiło, że Hanna wysnuła nową teorię: może „A” był po jej stronie. Może wysłał ją tutaj, by wyciągnąć ją z chaosu w Rosewood, by ochronić ją przed podpalaczem.
Teraz Hanna szła za Iris szafranowo-żółtym korytarzem do niewielkich drzwi oznaczonych jako WYJŚCIE AWARYJNE. Iris ruszyła brwiami, przyłożyła palec do ust i wcisnęła kilka cyfr na niewielkiej klawiaturze po lewej stronie klamki. Zamek ustąpił i drzwi się otworzyły. Na szczycie metalowych schodów był mały, przytulny pokoik, wystarczająco duży, by zmieściły się w nim dwa wygodne fotele. Wszystkie cztery ściany pokrywało graffiti, zdumiewające rysunki przedstawiające ludzkie twarze, wielkie, wiotkie drzewa, dwie rysunkowe sowy i mnóstwo wydrapanych wiadomości i imion. Na parapecie leżała też kontrabanda - wielki stos czasopism: „People” i „US Weekly”.
- Łał. - westchnęła Hanna.
- To moja tajna kryjówka. - Iris szerokim gestem rozrzuciła ramiona. - W tej chwili jestem jedyną osobą, która zna kombinację, żeby się tu dostać. Nie zna go nawet większość personelu, a ci, którzy znają - pozwalają mi robić, na co mam ochotę. - wzięła do ręki „People”. Na okładce, jak zwykle, była Angelina Jolie. - Ktoś je dla mnie przemyca. Jestem totalnie uzależniona. Kilka numerów mam też w szufladzie nocnego stolika. Możesz je czytać, o ile nikomu się nie wygadasz.
- Oczywiście. - odparła Hanna z szerokim uśmiechem. - Dzięki.
Iris wskazała rysunki na ścianach.
- Zrobili je poprzedni pacjenci. Prawda, że niesamowite?
Hanna pokiwała głową, chociaż widok tych wszystkich imion na ścianach wywoływał u niej pełne grozy dreszcze. Eileen. Stef. Jenny. Dlaczego się tu znaleźli? Na co cierpieli - zaburzenia jedzenia czy ADHD - łagodniejszą przyczynę przyjazdu do „Przystani”, czy może chodziło o coś o wiele bardziej przerażającego? Brat Ali, Jason, w trakcie szkoły średniej najwyraźniej bywał w podobnym szpitalu. Jego nazwisko co chwila pojawiało się w dzienniku znalezionym przez Emily podczas przyjęcia w „Radley'u” w biurze.
Dziwne było, że Ali z żadną z nich nie podzieliła się tą tajemnicą. Hanna pamiętała tylko jedno wydarzenie, gdy Ali mogła rzucić aluzję o psychicznych problemach Jasona. Na początku siódmej klasy Hanna i Ali spędzały razem niedzielne popołudnie wybierając strój na następny dzień. Gdy Ali zdejmowała sztruksowe spodnie Citizen, zadzwonił telefon. Ali odebrała i milczała. Jej usta ściągnęły się, twarz pobladła. Hanna przez słuchawkę usłyszała ochrypły, upiorny śmiech. Ali krzyknęła: „Mówię po raz ostatni - skończ z tym, ty ofiaro losu!” i się rozłączyła.
- Kto to był? - zapytała szeptem Hanna.
- Mój durny brat. - wymamrotała Ali pod nosem.
I skończyła temat. Teraz Hanna była niemal pewna, że Jason dzwonił do niej z „Radley'a” - według znalezionego przez Emily dziennika wpisywał się na kilka godzin w weekendy. Może dzwonił stamtąd do Ali, by ją nastraszyć. Palant.
Iris usadowiła się na jednym z foteli, a Hanna opadła na drugi. Obie w milczeniu wpatrywały się w bazgroły i imiona. Helena. Becky. Lindsay.
- Ciekawe, gdzie wszyscy teraz są. - powiedziała miękko Hanna.
- Kto wie. - odparła Iris zaplatając swoje blond włosy. - Chociaż słyszałam pogłoskę, że rodzice jednej z pacjentek, która miała tu być jakieś dwa tygodnie, zapomnieli o niej. Wciąż tutaj mieszka… w piwnicy.
- Nieprawda. - Hanna parsknęła śmiechem.
- Ta, pewnie nie. Ale nigdy nie wiadomo.
Iris sięgnęła pod poduszkę swojego fotela i wyciągnęła mały jednorazowy aparat owinięty w zielony papier.
- To też przemyciłam z zewnątrz. Zrobimy sobie wspólne zdjęcie?
Hanna zawahała się - ostatnie, czego chciała to dowody, że była w zakładzie dla umysłowo chorych.
- Przecież i tak go nie wywołasz. - powiedziała z rezerwą.
- Chcę wysłać ten aparat do mojego taty. - Iris spuściła oczy. - Chociaż nie otwiera listów ode mnie. - jej dolna warga zadrżała. - Kiedyś byliśmy ze sobą bardzo blisko, ale potem przyjął tą super stresującą pracę jako dziekan medycyny w jakimś głupim szpitalu. Nie ma już dla mnie czasu. A teraz, kiedy tu jestem… - wzruszyła ramionami. - Nie istnieję dla niego.
- Mój tata jest taki sam. - westchnęła Hanna, zdumiona, że także to je łączyło. - Kiedyś rozmawiałam z nim o wszystkim, ale potem wyprowadził się i zaczął spotykać z Isabel. Teraz mieszkają w moim domu, razem z idealną córeczką Isabel, Kate. - podwinęła palce u nóg. - Kate absolutnie nie robi niczego złego. Tata ma na jej punkcie totalną obsesję.
- Nie mogę uwierzyć, że twój tata wolałby kogoś od ciebie. - Iris wydawała się zbulwersowana.
- Dzięki. - odpowiedziała z wdzięcznością Hanna, wyglądając przez małe okienko poddasza na puste korty tenisowe za budynkiem. Bardzo długo wmawiała sobie, że ojciec już jej nie kocha, bo nie jest ładna i idealna. Ale Iris była idealna… a ojciec wciąż traktował ją jak śmieć. Może to nie córki stanowiły problem, tylko ojcowie.
Przepełniona wściekłością, wzięła aparat z rąk Iris i skierowała w wyciągniętej do góry ręce na siebie i Iris.
- Pokażmy wszystkim beznadziejnym ojcom świata, co o nich myślimy.
- Jasne. - powiedziała Iris i na trzy zbliżyły wykrzywiły się i uniosły środkowe palce. Hanna nacisnęła guzik.
- Super. - powiedziała Iris przewijając film i wrzucając aparat z powrotem do torebki.
Hanna usiadła na oparciu fotela, żeby siedzieć na nim wspólnie z Iris. Były wystarczająco szczupłe, żeby obie się na nim zmieścić. Pokój wypełniała woń przypominająca trochę zapach cynamonu i wyschniętego drewna.
- A jak tak w ogóle dowiedziałaś się o tym miejscu?
- Courtney podała mi kod. - powiedziała Iris zsuwając ze stóp granatowe baletki Maloles.
Hanna skubnęła kciuk. Jedyną odrobinę irytującą cechą Iris było to, że nonstop mówiła o swojej dawnej współlokatorce, Courtney, która najwyraźniej była kiedyś ważną damą w „Przystani”. W ciągu ostatniego dnia Iris opowiedzia Hannie dwanaście różnych historyjek o Courtney - Hanna, oczywiście, ich nie liczyła.
- A kiedy Courtney wyszła? - spytała tak obojętnie, jak była w stanie.
Iris opuściła jeden z kącików ust.
- Chyba w listopadzie. Nie pamiętam. - sięgnęła do metalowego kubka po niebieski marker.
- Co się z nią stało? Jest już normalna?
Iris otworzyła marker i zaczęła bazgrać po ścianie.
- Kto wie? Nie rozmawiałam z nią, odkąd wyszła.
- Czemu nie? - Hanna poczuła ukłucie triumfu.
Iris wzruszyła ramionami, pisząc po ścianie z nieobecnym wyrazem twarzy.
- Kłamała dlaczego się tu znalazła. Twierdziła, że jest tu z powodu łagodnej depresji, ale okazało się, że miała o wiele poważniejsze problemy. Dowiedziałam się dopiero później. Była równie szurnięta, co reszta tutejszych pacjentów.
O szyby okna uderzył wiatr. Hanna, by ukryć zawstydzoną minę, udała napad kaszIu. Ona też nie była do końca szczera z Iris, jeśli chodzi o powody jej pobytu tutaj - nic jej nie powiedziała o Ali, „A” czy Monie.
Iris odsunęła marker, odsłaniając to, co namalowała na ścianie. Była to staroświecka studnia życzeń z trójkątnym daszkiem i korbką. Hanna, zdumiona, zamrugała mocno. Po jej ramionach przebiegł dreszcz. Studnia była dziwnie znajoma… i zdecydowanie nie był to przypadek.
- Czemu to narysowałaś? - wyszeptała.
Iris na chwilę zamarła, jak przyłapana na gorącym uczynku. Nerwowym ruchem nałożyła z powrotem zatyczkę na marker. Serce Hanny coraz szybciej galopowało. W końcu Iris wskazała torebkę Hanny.
- Dzisiaj na komodzie leżała twoja otwarta torebka. Nie chciałam do niej zaglądać, ale to coś leżało na samym wierzchu. Co to tak w ogóle jest?
Hanna wbiła wzrok w swoją torbkę i odetchnęła głęboko. Oczywiście - to ona wszędzie nosiła ze sobą flagę Kapsuły Czasu Ali, jakby to był diament Hope, i nigdy nie spuszczała jej z oczu.
Czubkami palców dotknęła tkaniny. Faktycznie, narysowana na niej studnia życzeń była wyraźnie widoczna na wierzchu. Obok niej był dziwny symbol, którego Hanna nie potrafiła rozszyfrować - wyglądał jak przekreślona litera w okręgu, jak w znaku zakazu parkowania. Zamiast litery P było rozmazane I… albo J. Może oznaczało Jasona. Zakaz dla Jasona. Przeszły ją ciarki. Za każdym razem, gdy patrzyła na tą flagę czuła w pobliżu obecność obserwującej ją Ali. Przez chwilę niemal wydawało jej się, że wyczuwa słaby zapach jej ulubionego waniliowego mydła.
Hanna poczuła na sobie wzrok czekającej na odpowiedź Iris. Nie mów jej, rozległ się głos w jej umyśle. Jeśli powiesz jej prawdę, uzna cię za wariatkę.
- To do takiej gry w naszej szkole. - usłyszała własne nonszalanckie słowa. - Przechowuję to dla mojej przyjaciółki, Alison. - zasunęła zamek torebki i wepchnęła ją pod fotel.
Iris sprawdziła swój zegarek Movado i jęknęła.
- Cholera. Zaraz mam terapię. Co za nudziarstwo. - wyprostowała nogi i wstała.
Także Hanna się podniosła. Obie dziewczyny zeszły ciężko po schodach, przez tajemne drzwi i rozeszły się. Hanna wciąż miała napięte nerwy od widoku narysowanej studni. Miała ochotę zażyć valium i położyć się. Gdyby tylko mogła zadzwonić do Mike'a. Tęsniła za jego głosem, nawet za jego lubieżnymi uwagami. Ten zakaz telefonów był do luftu.
Właśnie otwierała drzwi do swojego pokoju, gdy ktoś za nią odchrząknął. Tara podskakiwała, jej język obrzydliwie przesuał się po aparacie.
- Och. - Hanna spojrzała z niechęcią. - Hej.
Tara ułożyła swoje dłonie na korpulentnych biodrach.
- Czyli mieszkasz razem z Iris? - wysepleniła.
- Tak. - potwierdziła Hanna. Tara była z nią, gdy Iris się jej przedstawiła. A oba imiona były wypisane na drzwiach lśniącym, złotym tuszem.
- Czyli wiesz o niej, tak?
Hanna przekręciła klucz i usłyszała otwierający się zamek.
- A co tu wiedzieć?
Tara wepchnęła ręce do kieszeni bluzy z frotte.
- Iris ma oficjalne żółte papiery. Dlatego tu jest. Nie rób nic, by ją wkurzyć. Radzę jako twoja przyjaciółka.
Hanna przez moment uważnie przyglądała się Tarze. Najpierw zrobiło jej się gorąco, po chwili - zimno. Otworzyła szeroko drzwi.
- Tara, my nie jesteśmy przyjaciółkami. - zatrzasnęła jej drzwi przed nosem. Gdy była już w środku strząsnęła napięcie z ramion. Usłyszała przez drzwi głos Tary:
- To twój pogrzeb.
Przez judasza obserwowała, jak Tara odchodzi. Nagle zdała sobie sprawę, dlaczego od samego początku odpychała Tarę. Miała taką samą przysadzistą, pulchną sylwetkę, szkaradny aparat na zębach i nijakie, brązowe włosy, co ona przed swoją przemianą w ósmej klasie. To było jak patrzenie na swoje odbicie z czasów, gdy była nieszczęśliwa, niepopularna i zagubiona. Zanim stała się piękna. Zanim stała się kimś.
Hanna usiadła na łóżku i przycisnęła palce do skroni. Jeśli Tara choć trochę przypominała ją z tamtych czasów, powód, dla którego powiedziała coś takiego o Iris stawał się oczywisty, i dlatego Hanna nie powinna to wierzyć. Tara była szaleńczo, łapczywie zazdrosna - tak, jak Hanna była zazdrosna o Ali. Spojrzała na swoje wyczerpane odbicie w lustrze po drugiej stronie pokoju i przywołała stare powiedzonko, którego Ali cały czas używała i które Hanna przejęła po jej zniknięciu. Jestem Hanna i jestem wspaniała. Dawno minęły już czasy, gdy była podobna do Tary.
Hope - diament pochodzący z Golkondy w Indiach. Uchodzi za największy barwny diament. Nieszczęśliwe losy kolejnych jego właścicieli spowodowały, że zaczęto przypisywać mu moc przynoszenia nieszczęścia. W 1958 roku jego obecnie ostatnim nabywcą został Harry Winston (słynny amerykański jubiler), który podarował go waszyngtońskiej Smithsonian Institution. Dzisiaj kamień - po ponownym oszlifowaniu - waży 45,52 karata i jest oprawiony w wisior. Wzmianka o tym diamencie pojawia się w filmie Titanic z 1997 r. kiedy to grupa profesjonalnych poszukiwaczy pragnie odnaleźć „Serce Oceanu”.
Pretty Little Liars - Heartless Bez serca
translated by: rumiko 6