Niedziela= Dzień Pański
4) Chrystus kilkakrotnie ukazywał się uczniom w tym dniu (J 20:1, 19, 26, Łk 24:1, 13, 33, 34, 36). [ŚJ w swych publikacjach nie negują, że sytuacja z J 20:26 dzieje się w niedzielę, a w "Harfie Bożej" (s.172) i ang. Strażnicy [The Watchtower] 15 XI 1961 s.677 nawet piszą o tym dniu (por. Strażnice: Rok XCVI [1975] Nr 6 s.11; Rok XCII [1971] Nr 7 s.11).] Tego dnia spotykają się oni (J 20:19, 26, Dz 2:1). O negowanym przez niektórych niedzielnym ukazaniu się Jezusa z J 20:26 Justyn Męczennik (ur.100) pisze: "Noe, wraz z innymi ludźmi w czasie potopu, to jest ze swoją żoną, trzema synami i żonami tych synów, tworzą liczbę osiem i są symbolem liczby ósmego dnia, w którym nasz Chrystus ukazał się po swoim zmartwychwstaniu, a który przez swą moc jest ciągle pierwszy" ("Dialog z Żydem Tryfonem" 138:1-2) por. pkt 34.4. i 34.5.
5) Gromadzenie się Kościoła na łamaniu chleba odbywało się w niedzielę (Dz 20:7) i zbieranie ofiar także (1Kor 16:2). NT więc nie neguje i nie zakazuje święcenia niedzieli jak to czynią ŚJ. Patrz pkt 34.8.
6) Jezus - światłość świata (J 8:12) przez swe zmartwychwstanie w niedzielę, wskazuje nam dzień, w którym Bóg stworzył światłość (Rdz 1:3). Chrystus sprawił, że od Niedzieli Wielkanocnej my stajemy się światłem świata (Mt 5:14), chodzącymi w Jego świetle.
7) Niedziela jako pierwszy dzień stworzenia, tzn. dzień pierworodny, staje się dniem zwycięstwa Syna Pierworodnego. Patrz pkt 11.
8) Ps 118:22nn. proroczo wskazywał na dzień Chrystusa: "Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym (...) Oto dzień, który Pan uczynił: radujmy się zeń i weselmy!". W Dz 4:10n. Piotr odniósł słowo "Kamień" do Jezusa mówiąc też o Jego zmartwychwstaniu, więc ten 'dzień' w którym się ono dokonało to niedziela. Tego dnia towarzyszyła Apostołom "wielka radość" (Mt 28:8, Łk 24:41, J 20:20). ŚJ mieli wiele problemów z tym wersetem i go różnie interpretowali. "Dzień" ten to:
Okres 1000-lecia ("Przyjdź Królestwo Twoje" s.373).
8 września 1922r. zjazd w Cedar Point ("Światło" t.1 s.250).
Lata od 1918r. ("Światło" t.1 s.335).
Lata pierwszego przyjścia Jezusa (ang. Strażnica [The Watchtower] 01 VIII 1952 s.465).
Lata od 1914r. (Strażnica Nr 1, 1991 s.17).
9) Chrystus przez królewski wjazd do Jerozolimy (J 12:13nn.), którego dokonał w niedzielę (J 12:1, 12, 19:31, por. Strażnica Nr 18, 2000 s.16, która to potwierdza), wskazał nam, że dzień ten symbolizuje Jego powtórne przyjście w chwale królewskiej. [ŚJ w latach 50-tych w "Upewniajcie się..." (s.62) pisali: "Dzień, w którym ludzie wymachiwali Jezusowi palmami, nie był niedzielą, lecz poniedziałkiem...". Por. jeszcze wcześniejszy pogląd Russella cytowany w rozdz. "Wielkanoc" pkt 39.1.1].
10) "Didache" (ok.90) akcentuje ważność niedzieli: "W dniu Pana, w niedzielę, gromadźcie się razem, by łamać chleb i składać dziękczynienie, a wyznawajcie ponadto wasze grzechy, aby ofiara wasza była czysta" 14:1. Ciekawe, że Strażnica Nr 3, 1992 s.19 nazywa to dzieło: "Jednym z najwcześniejszych pozabiblijnych zbiorów zasad wiary chrześcijańskiej...".
11) Justyn Męczennik (ur.100) opisując Eucharystię łączy ją z niedzielą: "W dniu zaś, zwanym Dniem Słońca odbywa się zebranie w jednym miejscu wszystkich razem, i z miast i ze wsi. Tedy czyta się Pamiętniki apostolskie albo Pisma prorockie (...) gdy modlitwa się skończy, przynoszą chleb oraz wino i wodę, a przełożony zanosi modlitwę a także dziękczynienie. (...) Ci którym się dobrze powodzi i którzy mają dobrą wolę, dają co chcą, a wszystko, co się zbierze, składa się na ręce przełożonego. On zaś roztacza opiekę nad sierotami, wdowami (...) jednym słowem - spieszy z pomocą każdemu, kto jest w potrzebie. Zgromadzenie zaś nasze dlatego odbywa się w Dniu Słońca [por. pkt 34.3.], ponieważ to pierwszy dzień, w którym Bóg przetworzył ciemności oraz materię i uczynił świat, ponieważ Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel, tego samego dnia zmartwychwstał. W przeddzień bowiem Dnia Saturna został ukrzyżowany, a nazajutrz po tym dniu, to znaczy w Dzień Słońca, objawił się apostołom i tę im podał naukę, którąśmy niniejszym Waszej przedłożyli uwadze" ("Apologia" I:67,3-7).
12) Ignacy (+107) pisze: "Tak więc nawet ludzie żyjący dawniej w starym porządku rzeczy doszli do nowej nadziei i nie zachowują już szabatu, ale obchodzą dzień Pański, w którym to przez Jezusa Chrystusa i przez śmierć Jego także i nasze życie wzeszło jak słońce" (Do Kościoła w Magnezji 9:1).
13) Wydaje się, że i poganin Pliniusz, zarządca Bitynii (ok.112) pisząc o chrześcijanach do Trajana myślał o niedzieli, gdy stwierdził: "mieli zwyczaj w określonym dniu o świcie zbierać się i śpiewać na przemian pieśń ku czci Chrystusa jako Boga...". Podobnie mówił poganin Fronton (ur.100): "W dni świąteczne gromadzą się oni razem na uczcie wraz z dziećmi..." ("Mowa w senacie" patrz "Oktawiusz" 9 Minucjusza Feliksa).
14) Interpretacja dnia Pańskiego (Ap 1:10) jako czasu od 1914r. nie była znana ani Apostołom, ani nikomu innemu, poza ŚJ. Określenie "dzień Pański" oznacza w Biblii dzień zwycięski Boga. Takim dniem dla Jezusa, naszego Boga (J 20:28), był dzień zwycięstwa nad śmiercią. Nie mają racji ŚJ gdy uczą, że określenie "dzień Pański" (Ap 1:10) musi mieć znaczenie eschatologiczne, a nie służy dla oznaczenia konkretnego dnia tzn. niedzieli. W Iz 58:13 szabat jest nazwany 'dniem Jahwe' - "jeśli nazwiesz szabat rozkoszą, a święty dzień Jahwe czcigodnym". Szabat był więc dniem świętym dla Izraelitów. Analogicznie dzień Pański jest dla ludu Chrystusowego dniem świętym i jest to niedziela (Ap 1:10). W Biblii greckiej dzień Pański jako dzień powrotu Chrystusa określony jest innymi słowami niż niedziela z Ap 1:10, czego język polski nie ukazuje. W pierwszym przypadku stosowane są słowa emera tou kyriou lub emera kyriou (1Tes 5:2, 1Kor 1:8, 5:5 por. w LXX Iz 2:12, 13:6, Ez 13:5, 30:3, Jl 2:1, 11, 3:4, Am 5:18, 20, Sof 1:14, Ml 3:23), a w drugim kyriake emera (Ap 1:10), które to określenie pada tylko jeden raz w Biblii. W pierwszym przypadku odnośnie greckiego słowa "Pański" użyto dopełniacza (dosłownie: dzień Pana), a w drugim przymiotnika (dosłownie: Pański dzień). Jan nie musiał znaleźć się w dniu eschatologicznym aby dawać wskazówki dla konkretnych kościołów jego czasów, które na dodatek znał osobiście (patrz Ap 1:11 i 2:1-3:22). Mógł to być konkretny dzień - niedziela.
Niedzielę nazwali "dniem Pańskim" też: Klemens Aleks. (ur.150) "Kobierce" VII:76,4; Ireneusz (ur.130-40) Fragm. 7; Orygenes (ur.185) "Homilie o Księdze Wyjścia" 7:5; Tertulian (ur.155) De corona 3, "O modlitwie" 23, "O chrzcie" 19; Meliton z Sardes (IIw.) "Dzień Pański"; Dionizy (IIw.) "List Dionizego do Rzymian" i "Didaskalia" (tuż po 200) 2:25,2, 2:47,1. Nawet apokryficzna "Ewangelia Piotra" (IX:35, XII:50) z ok.130-150r. oraz heretyk z IIw. Teodos (u Klemensa Aleks. [ur.150] Exerpta ex Theodoto 63,1) używa na oznaczenie niedzieli określenia "dzień Pański". Widać więc, że środowisko nie całkiem ortodoksyjne wobec nauki Kościoła, zachowało ten święty dzień. Do dziś w języku greckim niedziela jest zwana dniem Pańskim. Przy tak wielu świadectwach niekorzystnych dla ŚJ musieli oni przyznać: "Dopiero po śmierci apostołów nadano niedzieli takie znaczenie i zaczęto ją nazywać 'dniem Pańskim'. Stanowiło to element odstępstwa..." (Strażnica Nr 8, 1991 s.27). Tymczasem ŚJ nie mają żadnego dowodu dla swego wniosku. Ks.H.Pietras SJ podaje: "Być może pierwotnie mówiono tylko 'Wieczerza Pańska', jak to poświadcza Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian (11,20), a jako że spożywano ją w niedzielę, przymiotnik 'Pańska' zaczął oznaczać także sam dzień, być może dołączyło się do tego poczucie własnej odrębności i chęć przeciwstawienia się dniom świąt pogańskich, lub też jeszcze doszło eschatologiczne wyczekiwanie ostatniego 'dnia Pańskiego', czyli powtórnego przyjścia Chrystusa, czego niedziela była znakiem" ("Dzień Święty" s.13).
15) Niedzielę jako dzień zmartwychwstania Chrystusa zapowiadało kilka tekstów ST. Określenie "trzeciego dnia" w ST łączy się z podjętym przez Boga działaniem mającym wyzwolić i zbawić Jego wiernych (Rdz 22:4, 42:18, Wj 19:16, Joz 2:16, Jon 2:1, Ezd 8:15 i 32, Est 5:1, Oz 6:2). Identyczne słowa "trzeciego dnia" padają w nawiązaniu do osoby Jezusa i Jego zmartwychwstania (Mt 16:21, 17:23, 20:19, 27:63n., Mk 8:31, 9:31, 10:34, Łk 9:22, 18:33, 24:7, 21, 46, Dz 10:40, 1Kor 15:4). Przez tak częste powtarzanie przez Chrystusa formuły "trzeciego dnia", jest jasne, że dla chrześcijan niedziela stała się dniem, w którym należało upamiętniać zbawcze dzieło Boga.
34.2. Zwalczając niedzielę mówią, że jest napisane: "jeden czyni różnicę między poszczególnymi dniami, drugi uważa zaś wszystkie za równe. Niech się każdy trzyma swego przekonania" (Rz 14:5).
Odpowiedź. Rz 14:6 mówi: "Kto przestrzega pewnych dni, przestrzega ich dla Pana". Nie mówi ten fragm. - kto nie przestrzega robi to dla Pana lecz popiera tych, którzy przestrzegają dzień Pański. Inna sprawa, że wypowiedzi te mają znaczenie zgodne z kontekstem (Rz 14:2). Hbr 10:25 zaś upomina: "Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak to się stało zwyczajem niektórych". Nie jest więc prawdą, że nie istnieje w NT nakaz brania udziału w chrześcijańskim obchodzeniu niedzieli (por. pkt 34.6.). Patrz też rozdz. "Boże Narodzenie" pkt 38.1.2. ŚJ zamiast atakować niedzielę jako "dzień Pański" powinni cieszyć się, że dzięki Chrystusowi i Jego Kościołowi mogą odpocząć w ten dzień wolny od pracy. Tertulian (ur.155) o odpoczynku niedzielnym chrześcijan pisał: "w dniu zmartwychwstania Pana (...) musimy powstrzymać się od wszystkiego, co przynosi niepokój i od naszych codziennych zajęć, odkładając również nasze interesy" ("O modlitwie" 23:2) "Jeśli chodzi o odpoczynek dla ciała, masz nie tylko parę dni, ale wiele. Poganie bowiem mają tylko jeden dzień świąteczny w roku, a ty masz co osiem dni [J 20:26]" ("O bałwochwalstwie" 14:7) por. pkt. 34.4. i 34.5. (wypowiedzi Klemensa Aleks.). Nie jest więc prawdą, że cesarz Konstantyn narzucił chrześcijanom odpoczynek. On jedynie przez swe zarządzenia udogodnił to co oni praktykowali, gdy to było możliwe.
34.3. Uczą, że katolicy odeszli od prawdziwej wiary przez to, że przyjęli pogański Dzień Słońca (łac. Dies solis) tzn. niedzielę na święto. Mówią, że niedzielę wprowadził chrześcijanom w 321r. cesarz Konstantyn ("Prowadzenie rozmów..." s.304).
Odpowiedź. Chrystus, który jest Panem każdego dnia (J 13:3), jest szczególnie Panem niedzieli, w którym to dniu zwyciężył śmierć. W związku z tym nie przez przypadek Biblia nazywa Go Słońcem: "A dla was, czczących moje imię wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach" (Ml 3:20), "dzięki litości serdecznej Boga naszego. Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi" (Łk 1:78 por. 2:32, J 1:9, 8:12, Mt 17:2, Dz 26:13, Ap 1:16). NT nadaje więc Jezusowi tytuł, który zostaje odebrany nie istniejącym pogańskim bożkom (Ga 4:8, Mt 12:29). Bóg Ojciec też jest nazwany "Słońcem", co nie odbiera mu chwały: "Bo Pan Bóg jest słońcem i tarczą" (Ps 84:12), a i w Biblii ukazany jest też pogański kult słońca (2Krl 23:11, Ez 8:16). Justyn Męczennik (ur.100) pisząc do pogan "Apologię", na oznaczenie niedzieli użył określenia "Dzień Słońca", ale łączy ten dzień ze zmartwychwstaniem Jezusa (patrz pkt 34.1.11), a nie z pogańskim rytuałem. Zresztą użył też dla soboty określenie "Dzień Saturna" przez co widać, że zastosował on nazwy powszechnie stosowane przez ludzi. Tertulian (ur.155) zaś bezpośrednio nazwał niedzielę "dniem zmartwychwstania Pana" (patrz pkt 34.2.). Jeśli ŚJ łączą niedzielę ze słońcem to z ich spojrzenia może wynikać, że i Izraelici święcąc szabat myśleli o Saturnie, bo sobota była jego dniem u pogan (Carmina 1,3, Tibullus ok.30r. przed Chr.). Biblia uczy jednak czego innego (Wj 20:11, Pwt 5:15). Tak samo było z niedzielą, która miała inne znaczenie dla chrześcijan, a inne dla pogan. U pogan każdy dzień tygodnia poświęcony był jakiejś planecie-bożkowi (poniedziałek-dzień Księżyca, wtorek-dzień Marsa, środa-dzień Merkurego, czwartek-dzień Jupitera, piątek-dzień Wenus) Anthologiarum 5:10, V.Valens (ok.150). W związku z tym ŚJ, którzy uczą, że uświęcają każdy dzień mógłby ktoś postawić zarzut, że wywodzi się to z kultu pogańskiego. Nie dziwmy się, że ŚJ pomawiają nas o kult bożka Mitry związanego ze słońcem. Ten zarzut stawiali już pierwszym chrześcijanom niektórzy poganie, a odpowiadał na ich twierdzenia np. Orygenes (ur.185) "Przeciw Celsusowi" (1,9, 6,22) i Tertulian (ur.155), który pisał: "Inni (...) sądzą, że słońce jest bogiem chrześcijan, jako, że jest rzeczą znaną, iż podczas modlitwy zwracamy się na wschód [por. Łk 1:78], albo że cieszymy się w dniu słońca. (...) Praktycznie jesteście tymi, którzy do spisu tygodnia przyjęliście słońce, jako podstawę siedmiodniowego tygodnia" ("Do pogan" 1,13), "opinię mają o nas i słońce uważają za naszego boga. Może nawet do Persów będziemy zaliczeni, chociaż słońca na płótnie wymalowanego nie czcimy (...). Podobnie, jeśli dzień słońca poświęcamy radości, ale z całkiem innego powodu aniżeli ze czci dla słońca" ("Apologetyk" 16,9-11). Zaś Klemens Aleks. (ur.150) ukazuje niekonsekwencję pogan i udawadnia, że oni sami w swych pismach zapowiadają niedzielę jako "dzień Pański" ("Kobierce" V:106,1-4). Wspomniany Justyn (ur.100), który użył na oznaczenie niedzieli określenie "Dzień Słońca" polemizuje z takimi, którzy jak ŚJ, zarzucają nam, że czcimy słońce: "Jest napisane, że Bóg dopuścił kiedyś, aby słońce było czczone [2Krl 23:11, Ez 8:16], a jednak nie możecie odkryć nikogo, kto kiedykolwiek cierpiał aż na śmierć z powodu swej wiary w słońce. Możecie natomiast znaleźć ludzi z każdej narodowości, którzy dla imienia Jezusa cierpieli i dalej cierpią wszelkiego rodzaju tortury, a nie chcą się wyrzec wiary w niego. Bowiem Jego słowo prawdy i mądrość jaśnieją mocniej niż moc słońca..." ("Dialog z Żydem Tryfonem" 121:2). Zresztą jak wykazano powyżej w niedzielę była sprawowana Eucharystia, która nie miała nic wspólnego ze słońcem. E.Bianchi na temat niedzieli u pogan pisze: "Nie wydaje się jednak, aby w starożytności pogańskiej był to dzień kultu. Nawet w orientalnym kulcie Mitry, boga światłości, który z czasem zidentyfikował się w Rzymie ze Słońcem, Sol, Sol invictus, Sol invictus Mithra, Dominus Mithra, Sol invictus Dominus Mithra, dzień ten nie odznaczał się niczym szczególnym. 'Nie posiadamy żadnych danych, na podstawie których moglibyśmy powiedzieć, że dzień słońca był w I-II w. po Chr. dniem świątecznym', co więcej 'nigdy nie był to dzień kultu, nawet w religii Mitry'" ("Niedziela. Dzień Pana. Dzień Człowieka" s.122). Potwierdza to Tertulian (ur.155), który pisze: "Poganie bowiem mają tylko jeden dzień świąteczny w roku, a ty masz co osiem dni [por. J 20:26]. Weź poszczególne święta różnych narodów i policz: nie wypełnią nawet okresu Pięćdziesiątnicy" ("O bałwochwalstwie" 14:7). Dzień słońca nie miał więc żadnego wpływu na początek niedzieli u chrześcijan. "Prowadzenie rozmów..." (s.304) sugeruje, że świętowanie niedzieli wprowadzono dopiero w 321r., a Strażnica Nr 6, 1994 s.4-5, dla odmiany, mówi o IIw. Por. Strażnica Nr 4, 1993 s.28, która mówi, że "z upływem czasu" zastąpiono szabat świętowaniem niedzieli. Cesarz Konstantyn nie mógł wprowadzić chrześcijanom świętowania niedzieli w 321r., jak sądzą ŚJ ("Prowadzenie rozmów..." s.304), bo na podstawie cesarskich edyktów jeszcze w 304r. prześladowano ich za obchodzenie jej po chrześcijańsku. On zaakceptował ją tylko po 313r. i zaprzestał prześladować chrześcijan. Jedno ze świadectw dot. prześladowań jeszcze w 304r. za obchodzenie niedzieli jako dnia Pańskiego podaje: "Zatrzymani za nielegalne gromadzenie się, stają przed prokonsulem, który zarzuca im naruszanie cesarskich edyktów i celebrowanie Eucharystii w domu jednego spośród nich. Saturninus odpowiada: 'Mamy obowiązek święcić dzień Pański. To nasze prawo'. Z kolei prokonsul zwraca się do Emeritusa: 'Czy w twoim domu miały miejsce zakazane spotkania? Tak, święciliśmy dzień Pański. Dlaczego pozwoliłeś im wejść? Oni są moimi braćmi, nie mogłem im tego zabronić. Powinieneś był to uczynić. Nie mogłem tego zrobić; my nie możemy żyć bez celebrowania Wieczerzy Pańskiej'." ("Akta męczeńskie Saturninusa i innych").
34.4. Żydzi w Talmudzie potwierdzają święcenie przez pierwszych chrześcijan niedzieli: "Chrześcijaninem nazywa się ten, kto wyznaje błędną naukę tego Męża, który nakazał im aby sobie uczynili dniem świątecznym pierwszy dzień tygodnia i aby święcili dzień pierwszy po szabacie" (Aboda zara 6a). Sekta "chrześcijańska" ebionitów (Iw.) tak jak Kościół obchodziła niedzielę jako święto Pana: "przestrzegali reguł sabatu i pozostałych rygorów żydowskich, ale jednocześnie podobnie jak my święcili dzień Pański jako pamiątkę zmartwychwstania Zbawiciela" Euzebiusz (ur.260) "Historia Kościoła" III:27,5. Podobnie pisał Klemens Aleks. (ur.150) o chrześcijańskich gnostykach (I/IIw.), którzy uczyli: "Odpoczynek duchowych ludzi wypada w dniu Pana, w dniu ósmym [por. J 20:26], który jest nazwany dniem Pana [por. Ap 1:10]" ("Wypisy z Teodota" I:63,1). Por. Ireneusz (ur.130-40) w Adversus haereses 1:18,3. Widać więc, że i ci, którzy nie zgadzali się z wieloma naukami Kościoła nie śmieli odrzucić lub nie potwierdzić święcenia przez chrześcijan niedzieli jako dnia Pańskiego.
34.5. Inne pisma starochrześcijańskie o niedzieli.
"List Barnaby" (ok.130) "Przeto radośnie obchodzimy dzień ósmy [por. J 20:26], w którym Jezus zmartwychwstał" (15:9).
Dionizy (IIw.) "Dziś obchodziliśmy święty dzień Pański i czytaliśmy wasz list" ("List Dionizego do Rzymian").
Ireneusz (ur.130-40) pisząc o Wielkanocy zaznaczył, że "jest to święto ważne na równi z dniem Pańskim" (Fragm. 7).
Klemens Aleks. (ur.150) "A zatem dzień siódmy [sobota] ogłoszony został jako dzień odpoczynku oraz przez powstrzymanie się od zła stał się czasem przygotowania do dnia stanowiącego prapoczątek stworzenia świata [niedziela], stając się dla nas dniem odpoczynku, zaś istotowo to dzień samego początku świata (...) Od tego dnia świeci nam pramądrość i poznanie" ("Kobierce" VI:138,1-2); "[Chrześcijanin] wypełnia przykazanie zawarte w Ewangelii i czyni ten dzień dniem Pańskim, w którym odrzuca wszelką myśl złą (...) w ten sposób czcząc w sobie zmartwychwstanie Pana" ("Kobierce" VII:76,4).
Hipolit Rzymski (ur. przed 170) "W niedzielę biskup, jeśli może, sam rozdziela komunię..." ("Tradycja Apostolska").
Bardesanes (ur.154) "Księga ustaw regionalnych" (46) "W jakiejkolwiek krainie przebywamy wszyscy nosimy jedno imię chrześcijan, gromadzimy się w dniu Pańskim, a w oznaczonych dniach pościmy".
"Didaskalia" (tuż po 200) "Nie przedkładajcie doczesnych spraw waszego życia nad Boże słowo, ale w dniu Pańskim zostawcie wszystko i spieszcie do kościoła. Jakież usprawiedliwienie może przedstawić Bogu ten, kto w niedzielę nie udaje się na zgromadzenie dla słuchania słowa zbawienia i karmienia się pokarmem Bożym..." (2:59,2-3).
Orygenes (ur.185) "Zmartwychwstanie Pańskie obchodziliśmy nie tylko raz w roku, ale ciągle, każdego ósmego dnia [por. J 20:26]" ("Homilie o Księdze Izajasza" 5:2).
Tertulian (ur.155) w "O bałwochwalstwie" (14:7) jakby polemizował ze ŚJ: "Poganie (...) nie uznają za swoje żadnego ze świąt chrześcijańskich. Nie obchodzą z nami niedzieli ani Zesłania Ducha Św. choć je znają, gdyż boją się, by ich nie uznano za chrześcijan". Patrz też Euzebiusz (ur.265) cytowany w rozdz. "Wielkanoc" pkt 39.3.3.
34.6. Nakaz święcenia niedzieli wypływa też z przykazania danego Izraelitom: "Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić" Wj 20:8. W czasach apostolskich nie obowiązywało już święcenie soboty (Kol 2:16), bo jako dzień odpoczynku była ona tylko zapowiedzią (Kol 2:17) nowego odpoczynku w Jezusie, teraz (Mt 11:28, Hbr 4:8-11) i po śmierci (Ap 6:11, 14:13). Święcenie szabatu związane było też z liturgią Izraela (Kpł 23:1-44), która nie obowiązywała chrześcijan bo mieli oni swoją liturgię (gr. leitourgia Dz 13:2). Widać więc, że obowiązujące przykazanie święcenia dnia już w czasach apostolskich zaczęło dot. niedzieli. Słusznie więc Kościół przykazaniu temu nadał katechizmową formę "Pamiętaj abyś dzień święty święcił". Nie mają racji ŚJ ucząc, że Dekalog, więc i święcenie dnia nas nie obowiązuje ("Będziesz mógł żyć..." s.206), bo wynikałoby z tego, że chrześcijanin może kraść, cudzołożyć itd. (patrz Ap 12:17, 14:12, Jk 2:10, Mt 5:19). Jezus o odrzucających przykazania Boże powiedział: "Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji..." Mk 7:8. Por. pkt 34.2.
34.7. Uczą, że ponieważ w niektórych jęz. niedziela określana jest terminem związanym ze słońcem (np. niem. Sonntag, ang. Sunday), to tym samym czcimy tą planetę, a nie Jezusa ("Prowadzenie rozmów..." s.304).
Odpowiedź. W innych jęz. niedziela nazywana jest "dniem Pańskim" (np. franc. Dimanche, wł. Domenica, hiszp. Domingo, łac. Dies Dominica, gr. Kyriake), a w j. rosyjskim "Zmartwychwstanie" (Woskriesienie). Nazwą nie zawsze można się kierować bo np. u Izraelitów jeden z miesięcy (Tammuz) miał nazwę pogańskiego bożka Tammuza (Strażnica Nr 17, 1990 s.17; "Całe Pismo jest natchnione..." s.281; por. Ez 8:14), a nikt nie posądza Mojżesza, że czcił jego, a nie Jahwe. Podobnie jeden z chrześcijan miał na imię Hermes (Rz 16:14), a nie posądza się go, że czcił bożka Hermesa (Dz 14:12). Ciekawe czy ŚJ mieszkający w krajach, gdzie mówi się po niem. i ang. czczą słońce, używając słów Sonntag i Sunday na określenie niedzieli. Także ich kongresy kończą się przeważnie w niedzielę. Czy to ŚJ nie przeszkadza? O określeniu "Dzień Słońca" (łac. Dies solis) u Justyna Męczennika (ur.100) patrz pkt. 34.3.
Ciekawe, że w "Narody mają poznać..." (s.103) ŚJ napisali: "Oczywiście dzisiejsi religijni przedstawiciele chrześcijaństwa nie czczą słońca (...) zdają sobie sprawę, że to nie jest bóg". O co więc ŚJ chodzi?
34.8. ŚJ chcąc osłabić świadectwo dot. religijnego znaczenia niedzieli zawarte w słowach: "Niechaj pierwszego dnia tygodnia każdy z was coś odłoży według tego, co uzna za właściwe..." (1Kor 16:2) piszą: "Uczony Adolf Deissmann sugeruje, że mógł to być dzień wypłaty. Tak czy inaczej rada Pawła była praktyczna, bo w ciągu tygodnia pieniądze mogły się rozejść" (Strażnica Nr 8, 1991 s.27). Owszem, chrześcijanie mieli odłożyć pewną kwotę dosłownie "u siebie" (Biblia ŚJ wstawiła słowo "[w] domu"), ale miało to mieć miejsce właśnie w niedzielę, w którą jak wiemy z Dz 20:7 odbywało się "łamanie chleba" i ten dzień miał być tym, w którym szczególnie mieli pamiętać o potrzebujących braciach. Z Biblii nie wynika, że niedziela była dniem wypłaty, a wynika, że chrześcijanie tego dnia zbierali się (Dz 20:7). Uczony powyższy tylko "sugeruje", nie mając żadnych dowodów dla swego przypuszczenia. Justyn Męczennik (ur.100) opisując zwyczaje chrześcijan pokazał, że połączyli oni obchodzenie dnia świątecznego ze zbieraniem ofiar dla potrzebujących (patrz pkt 34.1.11) co jest praktykowane do dziś. Rada Pawła, jak inne zalecenia, miały obowiązywać wszystkich chrześcijan przez wszystkie wieki, więc nie mógł on stosować się do jakiegoś tymczasowego, charakterystycznego dla jakiegoś regionu przypuszczalnego dnia wypłaty.
O Dz 20:7 Strażnica Nr 8, 1991 s.26-7 padaje: "czytamy po prostu, że pierwszego dnia tygodnia Paweł oraz jego towarzysze podróży i chrześcijanie z Troady zebrali się na posiłek. Ponieważ Paweł miał zamiar nazajutrz wyjechać i nie widziałby się z nimi przez jakiś czas, wykorzystał tę okazję i przeciągnął mowę do późna". Widać ŚJ sugerują przypadkowość tego spotkania w niedzielę. J.Salij OP polemizując z uczonym adwentystów na temat Dz 20:7 napisał: "Otóż choćby Bacchiocchi poświęcił temu wersetowi nie dwanaście (...), ale sto dwadzieścia stron druku, nie jest w stanie zmienić tego świadectwa, który nie zaczyna się od słów: 'Ponieważ postanowiliśmy pożegnać Pawła, zebraliśmy się w pierwszym dniu po szabacie', ale brzmi w sposób znacznie bardziej dla adwentystów niewygodny: 'W pierwszym dniu po szabacie, kiedy zebraliśmy się na łamaniu chleba', itd. I żadna sofistyka tego nie zmieni, że tekst sugeruje raczej to, iż Pawła pożegnano przy okazji 'łamania chleba', jakie odbywano wówczas 'w pierwszy dzień po szabacie'." ("Poszukiwania w wierze" rozdz. 'Spór o niedzielę'). Tertulian (ur.155) pisze, że obchodzenie niedzieli pochodzi od Apostołów: "Ale powiesz, jak będziemy mogli się zebrać, w jaki sposób sprawować niedzielną uroczystość? Oczywiście tak, jak Apostołowie, ubezpieczeni wiarą, a nie pieniędzmi. (...) Wreszcie, jeżeli nie możesz urządzić zebrania za dnia, masz noc [por. Dz 20:7n.]; światło Chrystusa ją rozjaśnia" ("O ucieczce w czasie prześladowania" 14:1). Chociaż w Listach i Dziejach Apostolskich wymieniane jest wiele razy słowo "dzień" (w znaczeniu dni tygodnia np. Dz 4:3, 5, 10:9, 14:20) to jednak z nazwy nie wymienia się żadnego z nich. Tylko dni świąteczne Żydów (np. sobota [Dz 13:14] i dzień Przaśników - Dz 12:3) i chrześcijan (dzień Pięćdziesiątnicy [Dz 2:1, 20:16, 1Kor 16:8] i pierwszy dzień tygodnia czy pierwszy dzień po szabacie - 1Kor 16:2, Dz 20:7) posiadają oznaczenia w tych pismach. Widać więc, że określenia "pierwszy dzień po szabacie" czy "pierwszy dzień tygodnia" są terminami związanymi ze świątecznym charakterem niedzieli, analogicznie jak w przypadku pozostałych świątecznych dni. Russell o Dz 20:7 uczył inaczej niż dziś ŚJ: "wierni zaczęli obchodzić pamiątkę 'łamania chleba' wspólnie w pierwszym dniu tygodnia, - nie jako (...) Wieczerzę Pańską, lecz jako pamiątkę tych błogosławieństw w Emaus, kiedy Pan łamał z nimi chleb"("Nowe Stworzenie" s.471 por. s.582-3).
Jak może Księdzu wiadomo, świadkowie Jehowy zwalczają znak krzyża. Twierdzą, że jest to znak pogański, używany już na wiele wieków przed Chrystusem, zaś przyjęcie go przez chrześcijan było wielkim grzechem odstępstwa od prawdziwej wiary. Chrystus, jak głoszą, wcale nie został ukrzyżowany, ale powieszono Go na palu męki. Nie przejmowałbym się za bardzo tymi twierdzeniami, gdyby nie następujący argument przeciwko krzyżowi, który znalazłem w podarowanej przez nich książeczce: "Otaczanie czcią i adorowanie narzędzia, którego użyto do zamordowania kogoś, kogo się miłuje, przeczy zdrowemu rozsądkowi. Komu przyszłoby na myśl całować albo nosić na szyi rewolwer, którym zamordowano ukochaną osobę?" Proszę Pana, dżentelmeni nie kłócą się na temat faktów. Otóż zarówno archeologia, jak liczne starożytne zapisy na temat strasznej kary ukrzyżowania nie pozostawiają wątpliwości, że polegała ona na tym, iż ręce skazańca przybijano do belki poziomej, zaś nogi do belki pionowej.1 Zresztą czyż niewierny Tomasz nie mówi: "Dopóki na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę" (J 20,25)? A więc Pan Jezus został przybity gwoźdźmi.
W katakumbach stosunkowo rzadko spotykamy znak krzyża, częstszy jest tam na przykład znak ryby2 . Jeśli jednak zestawić razem katakumbowe znaki krzyża, okazuje się, że nie jest ich tak mało: ich reprodukcje znaleźć można między innymi we francuskim Słowniku archeologii chrześcijańskiej3 . Przypomniano tam nawet bluźnierczy rysunek, pochodzący jeszcze z okresu prześladowań, a sporządzony zapewne przez poganina, przedstawiający ukrzyżowanego osła.
Najważniejszych świadectw o krzyżu Pana Jezusa dostarczają wczesnochrześcijańskie teksty. Pochodzący jeszcze z I wieku (najpóźniej zaś z trzydziestych lat wieku II) tzw. List Barnaby, przedstawiając starotestamentalne zapowiedzi ukrzyżowania Syna Bożego, wymienia między innymi modlitwę Mojżesza podczas walki z Amalekitami (por. Wj 17,8-13): "Otóż Duch daje natchnienie sercu Mojżesza, aby uczynił wyobrażenie krzyża oraz Tego, który na nim miał cierpieć. (...) Kiedy wyciągnął ręce, Izrael miał przewagę; ilekroć zaś ręce opuszczał, Żydzi ponosili klęskę. Dlaczego? Żeby poznali, że nie mogą być zbawieni, jeśli nie będą pokładać w Nim nadziei"4 .
Musiał to być popularny motyw starochrześcijańskiej katechezy, bo pojawia się również w Dialogu św. Justyna, który poniósł śmierć męczeńską w roku 167: "Gdy lud walczył z Amalekitami, a syn Nawego o przydomku Jezus dowodził bitwą, sam Mojżesz modlił się do Boga, mając ręce z obu stron rozciągnięte, Or i Aaron podtrzymywali je przez cały dzień, aby mu ze zmęczenia nie opadły. Jeśli bowiem Mojżesz choć trochę zmieniał tę figurę, naśladującą krzyż, naród ponosił klęskę. O ile zaś trwał w tej postawie, o tyle odnoszono zwycięstwo nad Amalekiem. Ten, co zwyciężał, przez krzyż zwyciężał. Zaprawdę nie dlatego wzrastała moc ludu, że Mojżesz tak się modlił, ale dlatego, że na czele bitwy było imię Jezusa, a ponadto dlatego, że Mojżesz wyobrażał znak krzyża"5 .
Św. Justyn lubił dopatrywać się znaku krzyża w najmniej oczekiwanych szczegółach Starego Testamentu. Oto na przykład Mojżesz, błogosławiąc przed śmiercią synów Izraela, przyrównał pokolenie Efraima i Manassesa do rogów bawołu (por. Pwt 33,17). Św. Justyn nawet w rogach bawołu dopatruje się zapowiedzi krzyża, na którym miał umrzeć Zbawiciel wszystkich ludzi: "Rogi bawołu nie oznaczają nic innego, tylko kształt, czyli figurę krzyża. W krzyżu bowiem stoi pionowo jedna belka, której wierzchołek ma kształt rogu. Do niej przymocowana jest belka poprzeczna, tak że wydaje się, jak gdyby do tego jednego rogu dołączony był z każdej strony inny róg"6 . Zatem dla autora tego tekstu jest rzeczą oczywistą, iż narzędzie męki Pańskiej stanowiły dwie skrzyżowane ze sobą belki. Przypominam, że tekst został napisany przed rokiem 167.
Zapowiedź krzyża zauważa św. Justyn nawet w sposobie przyrządzania baranka paschalnego, bo pieczono go na dwóch skrzyżowanych ze sobą rożnach: "Rozkaz, by baranka pieczono w całości, jest symbolem męki krzyżowej, którą miał wycierpieć Chrystus. Baranka bowiem rozciąga się przy pieczeniu na kształt krzyża. Jeden prosty rożen przechodzi przez niego od dolnych członków aż do głowy, drugi przez grzbiet i do niego przywiązuje się nogi baranka"7 .
Inny męczennik za wiarę, żyjący w drugiej połowie II wieku, św. Ireneusz, biskup Lyonu, przypatrując się w duchu wiary dwóm rozpiętym na krzyżu ramionom Zbawiciela, będzie mówił, że On w ten sposób połączył Żydów i pogan w jeden lud Boży (Adversus haereses V, 17,4). Czyż nie o tym mówi sam Pan Jezus: "Ja, gdy z ziemi zostanę podniesiony, wszystkich przyciągnę do siebie" (J 12,32)? Czy gest przyciągania do siebie nie polega na wyciągnięciu ramion? Tymi rozciągniętymi na krzyżu ramionami obejmuje Chrystus całą ludzkość. Przejmująco mówił o tym w jednej z nauk dla przygotowujących się do chrztu św. Cyryl z Jerozolimy: "Wyciągnął ręce na krzyżu, aby objąć nimi całą ziemię. (...) Wyciągnął swe ludzkie ręce Ten, który swymi duchowymi rękami umocnił niebiosa. Przebite one zostały gwoźdźmi. Przez przybicie do krzyża i śmierć ludzkiej natury, obciążonej ludzkimi grzechami, równocześnie i grzech umarł, a my w sprawiedliwości powstaliśmy z martwych"8 .
Świadkowie Jehowy mówili Panu, że krzyż jest to znak pogański, używany już na wiele wieków przed Chrystusem. Proszę Pana, różni euhemeryści próbowali negować i dziewicze poczęcie Syna Bożego, i Jego zmartwychwstanie, i tajemnicę Trójcy Świętej, na tej tylko podstawie, że analogiczne pojęcia znajdują się w takim czy innym micie pogańskim. Czy chrześcijanin powinien czuć się z tego powodu zakłopotany? Wystarczy otworzyć się na te tajemnice wiary, zobaczyć nieco z ich niezgłębionego bogactwa i zaznać ich przemieniającej mocy, aby nie mieć wątpliwości, że podobieństwa są bardzo przypadkowe. Przypatrując się różnym postawom bałwochwalczym, na przykład kultowi koniunktury albo jakiegoś innego bożka - też zauważymy sporo podobieństw z kultem Boga prawdziwego. Rzecz w tym, że ostateczny sens obu tych postaw jest dokładnie przeciwstawny. Nie muszę chyba tego tłumaczyć.
Czy znak krzyża znany był już przed Chrystusem? Wspomniany już św. Justyn męczennik, zwracając uwagę na różne pogańskie analogie do prawd chrześcijańskich (a przypisywał te podobieństwa chytrości złego ducha), zauważa: "Nigdy jednakowoż i u żadnego z owych rzekomych synów Zeusa demony nie naśladowały ukrzyżowania."9 . Ale natychmiast rozwija mało podejmowany dzisiaj wątek, że przecież znak krzyża znany jest od początku świata, bo wpisany jest wielorako w całą otaczającą nas rzeczywistość. Znaku krzyża dopatruje się św. Justyn zarówno w locie ptaka, jak w maszcie okrętu i w ówczesnym kształcie pługa. Przede wszystkim zaś sam człowiek naznaczony jest tym znakiem, i to co najmniej dwukrotnie: kiedy w postawie wyprostowanej rozkłada ręce, a ponadto krzyż widnieje na twarzy człowieka, gdyż linia nosa przecina się z linią oczu. Tyle św. Justyn, żyjący w połowie II wieku, który oddał swoje życie za wiarę w roku 167.
Otóż weźmy na zdrowy rozsądek: Dwie przecinające się linie stanowią układ tak elementarny, że byłoby rzeczą zgoła niemożliwą, aby nie pojawiły się gdzieś w symbolice religijnej. Nie uświadamiam sobie, aby gdziekolwiek - poza chrześcijaństwem oczywiście - był to znak szczególnie popularny. Natomiast rację ma św. Justyn, że nigdy w żadnej religii nie przywiązywało się duchowego i w ogóle jakiegokolwiek znaczenia do czyjegoś ukrzyżowania. Wynika stąd, że tylko dla chrześcijan krzyż jest znakiem zbawienia przez mękę Syna Bożego oraz znakiem nadziei, że również nasze cierpienia prowadzą do chwały zmartwychwstania, jeśli otworzymy je na moc płynącą z męki Chrystusa.
Przejdźmy do pytania dla Pana najważniejszego: Dlaczego oddajemy cześć krzyżowi? Świadkowie Jehowy powiadają, że to perwersja otaczać czcią narzędzie zbrodni. Ale przecież my nie czcimy krzyża jako narzędzia zbrodni, czcimy go jako narzędzie naszego zbawienia. Gdyby zastrzelono bliską mi osobę, rewolwer byłby tylko i wyłącznie narzędziem zbrodni. Natomiast Pan Jezus umarł nie tylko dlatego, że ludzie podjęli zbrodniczą decyzję zamordowania Go. Umarł, bo sam chciał oddać za nas swoje życie, bo po to przecież przyszedł na tę ziemię: "Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja je od siebie oddaję! Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Takie przykazanie otrzymałem od Ojca mego" (J 10,17n). "Dręczono Go, gdyż sam dał się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich" - prorokuje Izajasz (53,7).
Nie tylko umarł dlatego, że sam chciał, ale również w sposób, w jaki chciał. Otóż chciał dokonać naszego zbawienia na drzewie krzyża. W ten sposób odzyskaliśmy - i to ponadobficie - utracone w raju drzewo życia. Natomiast sam kształt tego narzędzia naszego zbawienia przypomina nieustannie, że dokonało się na nim dzieło powszechnego pojednania: belka pionowa wskazuje, że na krzyżu Zbawiciel przywrócił naszą łączność z niebem, zaś rozciągnięte na krzyżu ramiona - że im więcej zwrócimy się ku Ukrzyżowanemu, tym więcej wzajemnie dla siebie będziemy braćmi i siostrami. Z kolei ciężar krzyża, tak boleśnie odczuty przez naszego Pana w drodze na Kalwarię, obrazuje straszliwy ciężar naszych grzechów.
I jeszcze pytanie ostatnie: Czy godzi się czcić krzyż, który jest tylko przedmiotem? Ale przecież, jeśli oddajemy cześć krzyżowi, to wyłącznie dlatego, że chcemy w ten sposób uczcić ukrzyżowanego na nim Zbawiciela! Podobnie jak kiedy całuję świętą Ewangelię, to przecież nie papier całuję, ale oddaję cześć słowu zbawienia, a w ostatecznym wymiarze - samemu Zbawicielowi.
PRZYPISY:
[«] Obszerną dokumentację znajdzie Pan m.in. w publikacjach: J. M. Vosté, De supplicio crucis, w: Capita selecta Evangelii secundum Joannem, Rzym 1928-1929, s. 235-245; U. Holzmeister, Crux Domini atque crucifixio quomodo ex archeologia Romana illustrentur, Rzym 1934; J. J. Collins, The Archeology of the Crucifixion, "Catholic Biblical Quarterly" 1(1939), s. 154-159.
[«] Po grecku ichtys. Pierwsze litery słów greckiej formuły "Jezus Chrystus Syn Boży Zbawiciel" tworzą po grecku ten właśnie wyraz.
[«] Dictionnaire de L'Archéologie Chrétienne et de la Liturgie, t. 3, Paris 1948, k. 3049-3059.
[«] List Barnaby 12,2n, w: Pisma Ojców Apostolskich, tłum. A. Lisiecki, Poznań 1924, s. 78
[«] Dialog z Żydem Tryfonem 90,4, w: św. Justyn, Apologia, tłum. A. Lisiecki, Poznań 1926, s. 265.
[«] Dialog z Żydem Tryfonem 91,2, w: dz. cyt., s. 266.
[«] Dialog z Żydem Tryfonem 40,3, w: dz. cyt., s. 165n.
[«] Św. Cyryl Jerozolimski, Katechezy, Warszawa 1973, s. 190.
Znak krzyża pełny swój sens uzyskuje dopiero dzięki naszemu otwarciu się na tajemnicę krzyża. Swoją zmysłową dotykalnością ułatwia zarazem nam - istotom cielesnym - otwieranie się na tę tajemnicę. Ponieważ zaś tajemnica odkupieńczego krzyża Chrystusa stanowi samo centrum wiary chrześcijańskiej, łatwo zrozumieć, dlaczego znak krzyża stał się znakiem rozpoznawczym chrześcijan i chrześcijaństwa. I więcej jeszcze: stał się symbolem chrześcijańskiego życia.
Tutaj rodzi się trudność. Nie dotyczy ona tego, że chrześcijanie używają znaku rozpoznawczego. Każda społeczność, wyodrębniająca się od innych, ma prawo do znaków tożsamości, nawet jeśli są to znaki umowne. Krzyż zaś nie jest znakiem umownym, źródłem tego znaku jest rzeczywista szubienica, do której przybito Jednorodzonego Syna Bożego, na której dokonało się odkupienie nas wszystkich. Jest zatem czymś oczywistym, że ci, którzy uwierzyli w Ukrzyżowanego Syna Bożego, mają prawo do tego znaku i że jest on dla nich nie tylko znakiem rozpoznawczym, ale i źródłem niezgłębionych treści duchowych.
Trudność jest następująca: na krzyżu zawisło Zbawienie świata, chrześcijanie zaś stanowią jedynie stosunkowo skromną część ludzkości; krzyż Chrystusa jest darem Bożym dla wszystkich ludzi, chrześcijaństwo zaś jest tylko jedną z wielu religii globu ziemskiego. Czy zatem gromadzenie się chrześcijan pod znakiem krzyża nie uruchamia mechanizmów, które utrudniają uwierzenie w Chrystusa? Przecież znak rozpoznawczy stosunkowo łatwo może być użyty przeciwko innym grupom ludzkim. Toteż postawmy sobie pytanie następujące: Jakiego znaku rozpoznawczego chrześcijanom mieć nie wolno? To, że znak krzyża rodzi w niektórych niechrześcijanach odruch odrzucenia, jest poniekąd rzeczą nieuniknioną. My, chrześcijanie, powinniśmy jednak - po pierwsze - starannie unikać używania tego znaku przeciwko komukolwiek (za wyjątkiem jednego tylko szatana, przeciwko któremu krzyż jest bronią najzupełniej stosowną). Niestety, w historii bywało różnie. Najbardziej spektakularnym wydarzeniem, w którym podniesiono krzyż przeciwko innym ludziom, były wyprawy krzyżowe - czy to przeciwko Saracenom, czy to przeciwko albigensom.
Po wtóre, powinniśmy starannie badać samych siebie, czy swoim postępowaniem nie zrażamy do krzyża tych, którzy w Chrystusa nie wierzą. W filmie Shoah znak krzyża pojawia się kilkakrotnie jako symbol świata obcego i nieżyczliwego Żydom. Jeśli ktoś sądzi, że chrześcijanie w żaden sposób nie przyczynili się do tego, iż dla wielu Żydów krzyż tak właśnie się kojarzy, niech sobie przypomni wysuwany przeciwko nim zarzut bogobójstwa czy niektóre - pamiętane jeszcze dziś przez ludzi starszych - ludowe zwyczaje Wielkiego Tygodnia. A jak musiał się kojarzyć krzyż wielu Indianom, do których wyznawcy Ukrzyżowanego Boga przyszli po to, żeby ich ograbić i zabijać?
Jednakże podnoszenie wielkich grzechów historycznych ma również swoje złe strony. Może uśpić wrażliwość na grzechy, jakie my sami popełniamy, grzechy materialnie znacznie mniejsze, którymi jednak równie skutecznie możemy utrudniać bliźnim rozpoznanie w krzyżu znaku zbawienia. Wyobraźmy sobie sytuację wręcz banalną. Oto moje postępowanie obudziło w drugim człowieku uzasadnioną odrazę moralną, a zarazem wie on, że ja jestem chrześcijaninem, może nawet w sposób ostentacyjny. Czy można mu się dziwić, że znak krzyża, do którego ja tak otwarcie się przyznaję, skojarzy mu się raczej negatywnie?
Niespełna półtora tysiąca lat temu św. Cezary z Arles tak oto upominał swoich słuchaczy, aby nie nadużywali znaku krzyża: "Cóż pomoże, jeżeli znak krzyża kładziemy na czole i na ustach, a wewnątrz w duszy mamy złożone zbrodnie i grzechy? Kto bowiem źle myśli, ten i źle mówi, źle czyni, jeśli się nie zechce poprawić, a gdy się żegna, grzech jego nie maleje, lecz się powiększa. Wielu bowiem jest takich, co idąc kraść lub cudzołożyć, jeśli się potkną, żegnają się, a jednak od złego uczynku się nie cofają; i nie wiedzą, nieszczęśni, że raczej zamykają w sobie diabły, niż by je wyrzucali" (Kazanie 131).
Otóż wyobraźmy sobie - tego tematu św. Cezary nie porusza - jak takie zachowanie może wpłynąć na kogoś niewierzącego lub nawet na chrześcijanina, nie utwierdzonego jeszcze w wierze. Ktoś mi mówił o swoim znajomym, który podczas ostatniej wojny utracił wiarę, widząc, jak gorąco ludzie się modlili podczas bombardowania i jak się zachowywali bezpośrednio potem. Niestety, również w sytuacjach znacznie bardziej zwyczajnych można zasłużyć sobie na wymówkę: "Z waszej przyczyny niewierzący bluźnią krzyżowi Chrystusa".
Powszechne znaczenie zbawcze krzyża Chrystusa zobowiązuje nas jednak do czegoś znacznie więcej, niż tylko do powstrzymania się od używania znaku krzyża przeciwko innym i do uwagi, żeby swoim postępowaniem nie wystawiać krzyżowi złego świadectwa. Przez Chrystusa i "przez krew Jego krzyża", Bóg "znów pojednał wszystko z sobą" (Kol 1,20). Zatem wiara w Chrystusa zobowiązuje do otwierania oczu na działanie tajemnicy odkupienia wśród wszystkich ludzi, nie tylko wśród chrześcijan.
Nie chodzi o to, żeby niechrześcijanom wmawiać, że choć w Chrystusa nie wierzą, to On i tak w nich działa. Chrystus jest naprawdę Odkupicielem wszystkich ludzi, przez swoją śmierć na krzyżu naprawdę "uczynił jednością" wrogie części ludzkości, "bo zburzył rozdzielający je mur - wrogość" (Ef 2,14). Toteż my, którzyśmy w Niego uwierzyli, winniśmy starać się zauważać i uszanować to Jego działanie poza widzialnymi granicami Kościoła. Czyż nie wolno bowiem nam, wierzącym w Niego, Pana wszechświata, domyślać się, że to właśnie On działa wszędzie tam, gdzie cierpienie i krzywda nie niszczą człowieka, ale przemieniane są w narzędzia dobra, gdzie ludzie jednają się ze swymi nieprzyjaciółmi albo gotowi są płacić bolesne nawet ceny, byleby nie podjąć żadnego uczestnictwa w kłamstwie czy w zadawaniu krzywdy?
Aktywna życzliwość - w imię Chrystusa i Jego krzyża - wobec wszystkich ludzi i wszystkich religii nie może, rzecz jasna, prowadzić nas do utraty naszej chrześcijańskiej i katolickiej tożsamości. Chrystus ukrzyżowany wciąż dla kogoś jest zgorszeniem, a dla kogoś innego głupstwem, dla nas zaś, wierzących w Niego, jest "mocą i mądrością Bożą" (1 Kor 1,23n). Toteż może się zdarzyć, że ta nasza wiara albo samo tylko realizowanie któregoś z ewangelicznych przykazań wzbudzi czyjąś agresję przeciw nam lub że my sami, w obliczu jakichś czysto ludzkich mniemań na temat Chrystusa lub Ewangelii, poczujemy się wezwani do złożenia Jemu i Jego nauce świadectwa naszej wiary. Chodzi jednak o to, żeby nawet wówczas, kiedy ujawnia się nasza inność w stosunku do niewierzących w Chrystusa, ani nawet wówczas, kiedy być może zostanę przez kogoś odrzucony i potępiony z powodu tej mojej inności, nie utracić aktywnej życzliwości wobec wszystkich ludzi, nieprzyjaciół nie wyłączając. Jest to logiczna konsekwencja naszej wiary, że na krzyżu Chrystus umarł za wszystkich ludzi, nie tylko za swoich wyznawców.
Jeśli zatem krzyż Chrystusa jest znakiem rozpoznawczym chrześcijan, to starannie zważajmy na to, aby nie był on znakiem naszego oddzielania się od innych. Przez swoją zbawczą śmierć Chrystus Pan okazał bowiem miłość wszystkim ludziom, a jeśli krzyż Jego ustanawia jakąś granicę, to jest to granica, oddzielająca światło od ciemności, rozłączająca to, co prowadzi do życia, od tego, co zadaje śmierć. Granica ta nie oddziela ludzi od ludzi, oddziela raczej człowieka Bożego od tego wszystkiego, co we mnie bezbożne. Mówił o tym Apostoł Paweł, że dzięki krzyżowi Chrystusa "świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata" (Ga 6,14).
Ten uniwersalny wymiar krzyża Chrystusa znakomicie dostrzegł i przedstawił Antoni Słonimski, człowiek, którego trudno przecież posądzić o chrześcijański prozelityzm. W wierszu pt. Dwie ojczyzny pisał:
W ojczyźnie twojej do obcych w wierze
Bóg się nie zniża.
Moja ojczyzna świat cały bierze
W ramiona krzyża.
Nie sposób byłoby zresztą zrozumieć wielorakie dążenia chrześcijan, aby pod znakiem krzyża umieścić każde niemal działanie, wręcz każdą chwilę życia, aby znakiem tym znaczyć każdą naszą przestrzeń, drogie osoby i szczególnie ważne przedmioty - gdyby nie stała za tym wiara, że moc krzyża Chrystusowego ogarnia całą ludzkość i cały wręcz kosmos. W Liście do Kolosan czytamy, że "przez krew Jego krzyża" jedna się z Bogiem i zaznaje pokoju nie tylko "to, co na ziemi", ale również "to, co w niebiosach" (1,20).
Stąd w najstarszych pismach patrystycznych często wyrażano ideę, że krzyżem obficie naznaczona jest - bez naszego świadomego udziału - naturalna przestrzeń człowieka, zarówno rzeczy stworzone przez Boga, jak przedmioty ukształtowane przez człowieka. "Pomyślcie tylko - powiada św. Justyn Męczennik ok. 160 roku - czy cokolwiek z tego, co jest na świecie, bez tego znaku może istnieć samo w sobie, albo w jakąkolwiek całość się składać? Przecież okręt nie zdoła pruć morza, jeśli nie sterczy w nim dumnie ów znak wyniosły, zwany żaglem. Ziemi nie da się orać bez krzyża. Kopacze i rzemieślnicy nie wykonają swej pracy bez narzędzi o tym właśnie kształcie". Co więcej, mówi Justyn, w samym kształcie ludzkiego ciała Stwórca umieścił znak krzyża, i to dwojako: "Ludzka postać niczym innym się nie różni od kształtu zwierząt nierozumnych, jak właśnie tym, że człowiek trzyma się prosto i może ręce rozciągnąć, a na twarzy jego, począwszy od czoła, widnieje nos, który zwierzętom służy do oddychania, u człowieka zaś uwydatnia znak krzyża" (Apologia I,55).
Uderza ponadto skłonność Ojców Kościoła do przedstawiania konkretnego krzyża, na którym umarł Chrystus, w wymiarach kosmicznych. I tak na przykład, zdaniem św. Ireneusza (ok. 202), Chrystus Pan, kiedy Mu rozpięto ręce na krzyżu, objął nimi i zgromadził w jedno obie rozproszone części ludzkości (Adversus haereses V,17,4). Z kolei św. Cyryl z Jerozolimy († 386) przedstawia Ukrzyżowanego jako Mocarza, który stanął na samym środku ziemi, a swoimi potężnymi rękami uchwycił jej krańce: "Rozciągnął ręce na krzyżu, aby uchwycić nimi krańce ziemi. Golgota bowiem jest środkiem ziemi. (...) Rozciągnął swe ludzkie ręce Ten, który utwierdził niebo swymi rękami duchowymi" (Katecheza 13,28).
Bliźniaczo podobną intuicję sformułowała w naszym XX wieku - być może niezależnie od Ojców Kościoła - Simone Weil. Krzyż Chrystusa jawi się jej jako kosmiczna dźwignia, mająca moc przemienić sens wszechświata: "Kiedy ciąży nad nami cały wszechświat, nic innego poza samym Bogiem nie może stanowić przeciwwagi - poza Bogiem prawdziwym, bo fałszywi bogowie, nawet nosząc imię prawdziwego, są tu bezsilni. (...) Dlatego właśnie krzyż jest wagą, na której ciało kruche i lekkie, ale które było ciałem Boga, przeważyło ciężar całego świata. Daj mi punkt oparcia, a uniosę świat. Tym punktem oparcia jest krzyż. Innego być nie może. Musi znajdować się on na przecięciu świata i tego, co nie jest światem. Krzyż jest takim właśnie przecięciem".
Wszechogarniająca moc krzyża wypełnia nie tylko kosmos, ale jest wystarczająco potężna, aby ogarnąć skutecznie każdego poszczególnego człowieka. Św. Augustyn, w swoich kazaniach i wykładach biblijnych wiele razy rozwija alegorię krzyża, który powinien wypełniać wnętrze chrześcijanina. Materią alegorii są wymiary krzyżowej szubienicy: "Krzyż jest szeroki w swojej belce poprzecznej, na której rozciągnięto ręce Wiszącego. Belka ta oznacza dobre czyny, które winna cechować właściwa miłości szerokość. Jest długi w swojej belce pionowej, sięgającej aż do ziemi. Do tej belki przymocowano plecy i nogi. Oznacza ona wytrwałość, która urzeczywistnia się przez długi czas aż do końca. Jest wysoki w swym wierzchołku, który góruje ponad belką poprzeczną. Wierzchołek zaś oznacza najwyższy cel, ku któremu winny być zwrócone wszystkie czyny. (...) Głęboki zaś jest krzyż w tej swojej części, którą jest wbity w ziemię. Jest ona wprawdzie ukryta i niewidoczna, ale właśnie z niej wznosi się to, co widoczne i wysokie. Podobnie wszystkie nasze dobra pochodzą z głębi łaski Bożej, której nie da się pojąć ani opisać" (Homilie na Ewangelię Jana 118,5).
Podkreślmy, że dla św. Augustyna nie jest to alegoria czysto dowolna. W Kazaniu 53 wykład tej alegorii Biskup Hippony poprzedza następującym stwierdzeniem: "Albowiem nie na próżno wybrał taką śmierć - Ten, w którego mocy było umrzeć lub nie poddać się śmierci. Jeśli w mocy Jego było umrzeć lub nie umrzeć, dlaczego nie mógł właśnie w ten sposób umrzeć? Nie na próżno wybrał przeto krzyż, na którym ukrzyżuje ciebie na tym świecie". Zatem cała ta kosmiczna - a zarazem potencjalnie dogłębna w każdym poszczególnym człowieku - moc krzyża wynika z konkretnej męki, jaką przyjął na siebie Syn Boży. Jest to moc obiektywna, naszą wiarą jej nie kreujemy, ale jedynie ją rozpoznajemy i na nią się otwieramy: "Jeśli znaczymy się krzyżem Pańskim, to nie ze względu na karę, jaka Panu została wymierzona, ale ze względu na powód, dla którego Pan ją poniósł. Albowiem gdyby kara miała taką moc, miałaby ją również podobna kara poniesiona przez łotrów" (Kazanie 285 2). Krótko mówiąc, moc krzyża płynie wyłącznie stąd, że umarł na nim - umarł rzeczywiście, w prawdziwym ciele i w konkretnym momencie historycznym - Syn Boży.
Krzyż jest więc nie tylko znakiem rozpoznawczym dla chrześcijan, jest centralnym symbolem wiary chrześcijańskiej. Stąd różne gesty, działania i przedmioty, określające ten symbol, wyrażają zarazem niezwykle głębokie treści duchowe, jakie w symbolu tym są zawarte.
Logicznie pierwszym działaniem tego typu jest znak krzyża kreślony na czole na samym początku życia chrześcijańskiego, mianowicie podczas udzielania sakramentu chrztu i bierzmowania. Już św. Cyprian († 258) znak ten wiąże z biblijną pieczęcią, oznaczającą przynależność do Boga i przeznaczenie do zbawienia (Do Kwiryna 2,22). Otóż ci, których opieczętowano znakiem krzyża, stali się własnością Chrystusa, toteż winni całe swoje życie umieszczać w przestrzeni Jego łaski. "Najpierw - wyjaśnia św. Cyryl w trzeciej katechezie mistagogicznej - namaszczono was na czole, abyście wolni byli od wstydu, z którym chodził wszędzie pierwszy grzeszny człowiek, i odsłoniętą twarzą jak w zwierciadle odbijali chwałę Pańską. Następnie na uszach, abyście otrzymali uszy, które słuchają Bożych tajemnic, uszy, o których powiedział Izajasz (50,4): I dał mi Pan ucho do słuchania; oraz Pan Jezus w Ewangelii: Kto ma uszy, niech słucha. Potem na nozdrzach, abyście po przyjęciu boskiej oliwy mówili: Jesteśmy wonnością Chrystusa dla Boga między tymi, którzy idą na zbawienie (2 Kor 2,15). Wreszcie na piersiach - abyście przyodziani w pancerz sprawiedliwości, stawili śmiało czoła szatańskim zakusom (Ef 6,11.14)".
Właśnie ta totalność w oddaniu się Chrystusowi, do jakiej wzywa sakrament chrztu, wyjaśnia fakt, że znak krzyża szybko stał się dla chrześcijan znakiem, mało to nawet powiedzieć, codziennym - wszedł bowiem we wszystkie zakamarki codziennego życia chrześcijanina. Serię świadectw na ten temat otwiera Tertulian: "Przy każdym kroku lub ruszeniu się z miejsca, przy każdym przyjściu i odejściu, przy wciąganiu obuwia, przy myciu się, przy stole, przy zapalaniu świateł, przy układaniu na spoczynek, przy siadaniu i przy każdej czynności dnia codziennego znaczymy czoło znakiem krzyża" (De corona 3). Z tekstu wolno wnioskować, że w chwili jego napisania w roku 211 - tak widoczna obecność krzyża w chrześcijańskim życiu codziennym była zwyczajem utrwalonym, o początkach zapewne już wówczas niepamiętnych.
Żeby nie mnożyć tu podobnych wypowiedzi, przytoczę jeszcze tylko świadectwo św. Cyryla z Jerozolimy: "Nie wstydźmy się wyznać Ukrzyżowanego! Ufnie uczyńmy znak krzyża palcami na czole i na wszystkim, na chlebie, który spożywamy, na kielichu, który pijemy, przy wejściu i wyjściu, przed snem kładąc się na spoczynek, przy wstawaniu, chodzeniu i spoczynku. Jest on wielką obroną. Nie muszą za niego płacić ubodzy, trudzić się słabi. Od Boga jest dany jako łaska. Krzyż jest znakiem wierzących, postrachem szatanów. W krzyżu triumfuje nad nimi wierny, jeżeli się nim znaczy z ufnością. Na widok krzyża przypominają sobie Ukrzyżowanego. Lękają się Tego, który smokowi starł głowę. Ceń tę pieczęć, a ponieważ jest darmo dana, tym więcej czcij Dobroczyńcę" (Katecheza 13,36).
Szczególnie przekonującym dowodem na to, że znak krzyża był bardzo często używany przez starożytnych chrześcijan, są świadectwa Ojców o odruchowym żegnaniu się w sytuacjach zgoła wierze przeciwnych. "Może gdy ich co w cyrku przestraszy - narzeka św. Augustyn na niekonsekwentnych chrześcijan - natychmiast się żegnają i stoją tam, mając na czole to, od czego odstąpili" (Objaśnienia Psalmów 50,1). Natomiast historyk Sozomen zapisał plotkę, jaką powtarzali sobie chrześcijanie, że sam Julian Apostata, "przynaglony odruchem dawniejszego nawyku, całkiem zrozumiałym u chrześcijanina zaskoczonego niebezpieczną sytuacją, sam nie wiedząc jak i kiedy, uczynił na sobie znak krzyża świętego" (Historia Kościoła V,2).
Na koniec dotknąć przynajmniej wypada wielkiego tematu znaku krzyża, uświęcającego przestrzeń chrześcijańską. Chodzi o krzyż znaczący mieszkania wyznawców Chrystusa, miejsca pracy, o krzyże przydrożne, aż po krzyże nagrobne i cmentarne, wyrażające nadzieję na zmartwychwstanie i świadczące o tej nadziei wobec żywych. Otóż wizerunek Ukrzyżowanego jest nie tylko obrazem Odkupiciela, który przez swoją śmierć otworzył nam drogę do życia wiecznego, jest również obrazem Króla, któremu winniśmy z radością poddawać całe nasze życie i przed którym staniemy - po zakończeniu naszych dni jako przed Sędzią. Królewskość Ukrzyżowanego podkreśla zarówno korona (na krucyfiksach romańskich była to wręcz korona królewska), jak umieszczane zazwyczaj na krucyfiksach oskarżenie, które doprowadziło do skazania Go na śmierć (INRI - Jesus Nasarenus Rex Judeorum; Jezus z Nazaretu, Król Żydowski). Sędziowska godność Chrystusa szczególnie wyraźnie podkreślona jest na krucyfiksach wschodnich1 .
Kiedy mowa o znaczeniu krzyżów uświęcających przestrzeń, warto może przypomnieć dwie wypowiedzi Jana Pawła II, wygłoszone podczas jego pierwszej polskiej pielgrzymki. Papież zwraca uwagę na to, że materialne przedmioty wiary są znakiem łączności pokoleń w tej samej wierze, i to znakiem poniekąd aktywnym, mającym swój udział w głoszeniu tej wiary. "Bo przecież - mówił Ojciec Święty na Błoniach Gnieźnieńskich 3 czerwca 1979 - i mury, i wieże kościelne, i krzyże przydrożne, i obrazy święte na ścianach domów i izb - wszystko to w jakiś sposób katechizuje. I od tej wielkiej syntetycznej katechezy życia: przeszłości i teraźniejszości - zależy wiara przyszłych pokoleń".
Kilka dni później, w swoim przemówieniu w Nowej Hucie, ten aspekt krzyża podkreślił Papież jeszcze dobitniej: "Tam, gdzie stawia się krzyż, powstaje znak, że dotarła już Dobra Nowina o zbawieniu człowieka przez Miłość. Tam, gdzie stawia się krzyż, powstaje znak, że rozpoczyna się ewangelizacja. Niegdyś ojcowie nasi na różnych miejscach polskiej ziemi stawiali krzyże na znak, że dotarła już do nich Ewangelia, że rozpoczęła się ewangelizacja - i że trwa nienaruszona".
Na zakończenie warto poświęcić chwilę szczególnej uwagi samemu znakowi przeżegnania się. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że streszcza się w nim sama istota wiary chrześcijańskiej i aż trudno wyjść ze zdumienia, że w tak prostym i krótkim obrzędzie mogło się zmieścić tak wiele najgłębszych treści.
Zatem - po pierwsze - gest krzyża, który wykonujemy żegnając się, wyraża naszą wiarę w Syna Bożego, który dla nas stał się człowiekiem, a na krzyżu dokonał naszego odkupienia, zaś Jego zmartwychwstanie jest dla nas obietnicą i gwarancją życia wiecznego. Innymi słowy, gest ten wyraża naszą wiarę, że mocą swojej męczeńskiej śmierci na krzyżu Chrystus Syn Boży uzdrawia nas z wszelkich zniszczeń, jakie spowodowały w nas nasze grzechy, i zwraca nas - marnotrawne dzieci swojemu Ojcu. "Za wielką cenę zostaliście nabyci, chwalcie więc Boga w waszym ciele" (1 Kor 6,20).
Po wtóre, gest krzyża wyraża ponadto naszą wiarę, że zło doznawane - choroby, nieszczęścia, krzywdy, niezrozumienie u drugich itp. - nie jest złem ostatecznym i jeśli nie można go uniknąć, należy przemieniać je w krzyż niesiony na wzór Chrystusa (por. Mt 16,24). Mówiąc inaczej, gest ten wyraża wiarę, że nasz Odkupiciel ma moc wypełniać swoją obecnością doznawane przez nas zło i przemieniać je w coś dla nas pozytywnego, w coś, co sprawia w nas dojrzewanie na życie wieczne.
Po trzecie, gestowi krzyża towarzyszy wyznanie Trójcy Świętej. Zatem wyznajemy wówczas naszą wiarę, że Bóg jest Miłością oraz że ostatecznym naszym powołaniem jest przebóstwienie, uczestnictwo w synostwie Bożym Syna Jednorodzonego i wiekuiste zjednoczenie - wraz z Nim i w Jego Duchu z Przedwiecznym Ojcem.
Po czwarte, wyznania Najświętszej Trójcy dokonujemy przez powtórzenie formuły, która została nad nami wypowiedziana w momencie chrztu. Znak krzyża przypomina zatem, że przez chrzest zostaliśmy zanurzeni w Ojcu i w Synu, i w Duchu Świętym, oraz uobecnia nam wezwanie i obietnicę, które stąd wynikają. Ponieważ zaś jest to znak właśnie krzyża, w sposób naturalny uprzytamnia nam prawdę, że "my wszyscy, którzy otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć" (Rz 6,3).
Po piąte, znak ten kreślimy na swoim ciele. Wyznajemy w ten sposób - w każdym razie winniśmy wyznawać - religijny szacunek dla swojego ciała, które Duch Święty chce przemienić w swój przybytek, wprzęgnąć w służbę dobru i doprowadzić do chwalebnego zmartwychwstania. Zwróćmy uwagę na to, że znak krzyża jest szczególnie stosownym środkiem, za pomocą którego mogę okazać swojemu ciału religijny szacunek, mimo że wciąż jeszcze mieszka w nim "stary człowiek", którego należy wraz z Chrystusem ukrzyżować (por. Rz 6,6.12; 8,23).
Wreszcie - po szóste - znak krzyża jest dla wierzących w Chrystusa skuteczną obroną przeciw szatanowi. "To, co było naszym przeciwnikiem, Bóg usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża. Po rozbrojeniu Zwierzchności i Władz, jawnie wystawił je na widowisko, powiódłszy je dzięki Niemu w triumfie" (Kol 2,14n). Ten apotropiczny sens znaku krzyża bardzo często podkreślali Ojcowie Kościoła, wydobywały go nawet niektóre teksty cytowane wyżej (zwłaszcza św. Cyryla z Jerozolimy). Przywołam tu może jeszcze wypowiedź św. Hipolita Rzymskiego († 235) - nie tylko ze względu na starożytność tego świadectwa. Mianowicie Hipolit bardzo interesująco uzasadnia, skąd się bierze tak wielka moc znaku krzyża przeciwko szatanowi - znak ten bowiem dokonuje niejako uobecnienia chrztu: "Starajcie się zawsze osłaniać swoje czoło znakiem krzyża. Jest to bowiem znak męki, dany przeciwko szatanowi, jeżeli ktoś czyni go z wiarą, a nie dla dogodzenia ludziom, ale żeby przez znajomość używać go jako pancerza. Wróg bowiem, widząc duchową cnotę wychodzącą z serca - tak jakby dokonało się jawne obmycie - drżąc poczyna uciekać, kiedy nie ustępujesz mu, a pobudzasz samego siebie [do Bożej służby]" (Tradycja apostolska 42).