Kochani, Przedstawiamy Wam wybór artykułów ze "starego" serwisu, które do tej pory nie były dostępne. Wybraliśmy te, które naszym zdaniem są najciekawsze. Życzmy miłej lektury.
Śpiący musi się przebudzić!
2012 - nowa era czy koniec świata?
2012 - Głębszy sens przemian
A mistrz rzekł do nich...
Wybierając przyszłe wcielenie
Wybaczanie - sposób na zdrowie, szczęście i sukces!
Uzdrawianie Duchem - uzdrawianie Światłem
Niektóre aspekty "inkubacji snów"
Ningtrul - wewnętrzne obrazy
Praca z lękiem i strachem
Depresje, duchowa transformacja, rozwój
Kalendarz Majów i rok 2012
Czy można świadomie chorować?
Uzdrawianie duchowe w praktyce
Rady, modlitwy, przypowieści...
Jesteśmy Istotami Boskimi
O partnerach, rozwodach i rozwoju duchowym
Śpiący musi się przebudzić!
Podobno po zamknięciu pchły w słoju, na pewien czas, skacze ona i obija się o wieko. Z czasem poznaje swoją strefę bezpieczeństwa i skacze już tylko na wysokość bezpieczną dla siebie, nie obijając się już o wieko. W momencie usunięcia wieka pchła nie jest już w stanie wyskoczyć ze słoja, jej strefa bezpieczeństwa staje się jej więzieniem...
Żyjemy we wszechświecie, w którym istnieją tylko dwa stany - miłość albo lęk, świadomość albo nieświadomość. Między jednym i drugim jest wolny wybór. Za każdym razem, kiedy natrafiamy na lęk, konfrontujemy się z naszą własną, osobistą strefą bezpieczeństwa, z naszym własnym więzieniem stworzonym przez nas samych w naszym umyśle. Nie doświadczamy bezwarunkowej miłości, gdyż można ją doświadczyć tylko i wyłącznie poprzez rezygnację z naszej strefy bezpieczeństwa.
Nasza strefa bezpieczeństwa często zbudowana jest głównie z lęku przed bólem i zranieniem, które już dawno się wydarzyło. Ból w jakiejkolwiek formie jest oznaką nierozumienia rzeczywistości. Gdyby pchła przy pierwszym uderzeniu w wieko, doświadczając go, uświadomiła sobie jego istnienie, przykre doświadczenie natychmiast zmieniłoby się w lekcję, poszerzając tym samym rozumienie i świadomość pchły. Lęk w naszym życiu odgrywa zawsze rolę strażnika chroniącego nas przed bólem i zrozumieniem prawdy. Zrozumienie zaś zawsze daje wyzwolenie i poszerzenie świadomości. Lęk pojawia się zawsze tam, gdzie jest potrzeba odcięcia nas od świadomości prawdy, której wcześniej nie zrozumieliśmy. Trwa na straży dotąd, aż będziemy na tyle silni i świadomi, by się z nim zmierzyć. Kiedy nam się to udaje, jest to znak, że spokojnie poradzimy sobie ze skarbem, który chroni. Z prawdą o rzeczywistości, której wcześniej nie potrafiliśmy przyjąć, dojrzeć i uświadomić sobie na tyle, by spokojnie zrozumieć Boską rzeczywistość i pozwolić sobie doświadczyć wszechobecnej doskonałości.
Nasze lęki pochodzą z naszej przeszłości, a nie z "Teraz". W wiecznym "Teraz" nic się nie powtarza, wszystko jest z zmienne, w ruchu, pulsuje życiem. Nasza przyszłość zaś powstaje w oparciu o nasze wybory w "Teraz". Wybraliśmy nieświadomość, by nie doświadczać tego, czego zrozumieć nie byliśmy w stanie w tamtym momencie. Zostało to wyparte do naszej podświadomości, by móc się z tym skonfrontować, jak już będziemy na tyle świadomi i gotowi, aby spokojnie poszerzyć naszą świadomość i doświadczenie o ten bardzo ważny fragment naszego istnienia. Kiedy przychodzi ten czas, gdy śpiący jest już gotów się przebudzić, nikt i nic nie jest w stanie go powstrzymać. Wszelkie przykre okoliczności, które do tej pory wypierał i tłumił nie rozumiejąc, teraz budzą go do świata Światła i Miłości, przybliżając moment doświadczenia w pełni swej Jaźni.
W moim życiu spotkałem parę osób, które naprawdę są przebudzone. Przeżywają swoje życie i naprawdę pozwalają sobie doświadczać życia takiego, jakie ono jest. Postrzegają i odbierają je w rzeczywistym stanie. Niektórzy nazywają to byciem tu i teraz. Są to naprawdę unikalne jednostki. Przebudzeni wśród śpiących. Większości z nas śni się sen, który nazywamy "życiem". Rzeczywistość snu jest dla nas tak realna i prawdziwa, iż nie uświadamiamy sobie nierealności doświadczeń i iluzji - emocji i lęków. Dopiero w momencie przebudzenia zauważamy, że to był tylko sen, a dla wielu początek prawdy o sobie i swym prawdziwym wymiarze. W momencie przebudzenia zdajemy sobie sprawę, kim naprawdę jesteśmy - a właściwie sobie przypominamy. Uświadamiamy sobie, że sen był iluzją, a my przez cały czas snu byliśmy tacy sami - od momentu zaśnięcia aż do przebudzenia.
Pięć przeszkód na drodze do przebudzenia
"Oświecenie to nie proces uczenia się czegoś nowego, lecz wyzbywania się starych przekonań i nieświadomych nawyków. Nie musimy nic robić, by wzrastać, należy jedynie przebudzić się do czegoś, co już w nas istnieje i trwa od prapoczątków."
W przebudzeniu się i odbieraniu doskonałości życia przeszkadza nam pięć elementów. Jest to fundament filozofii "Integracji Oddechem" - rozwiniętej formy Rebirthingu stworzonej przez Colina Sissona. Jednocześnie jest to część mojego życia. Po tych pięciu elementach poznaję, że właśnie zasnąłem lub nawet już dawno śnię sen sprawiedliwego :))
Przyjmijmy, że przydarza nam się jakaś sytuacja - stajemy się jej świadomi. Pierwszą naszą nawykową reakcją i jednocześnie elementem odcinającym nas od rzeczywistości jest:
Automatycznie i niemal samoistnie porównujemy nasze doświadczenie do podobnych sytuacji z przeszłości i tu już w tym momencie nas nie ma!!! Nasza świadomość zasypia w przeszłości, a to, co jest w teraz, przestaje dla nas istnieć. Całkowicie i w pełni nie doświadczamy już prawdy obecnej sytuacji, zaczynamy porównywać ją z przeszłymi doświadczeniami, które stłumiliśmy lub których pragniemy doświadczyć. Zaczynamy doświadczać uczuć i wrażeń z pamięci naszej przeszłości, a zwłaszcza tych, których się boimy, gdyż porównanie jest próbą sprawdzenia i kontroli, czy czasem już nie doświadczamy tego, czego się boimy lub czego pragniemy. Następuje kolejny etap w naszym umyśle w ciągu ułamka sekundy, to...
Osądzamy nasze doświadczenie jako złe, gdyż nie doświadczamy prawdy, a tylko stłumioną energię naszego doznania z przeszłości, które już wcześniej osądziliśmy na podstawie naszych wcześniejszych doświadczeń - i koło się zamyka. Z reguły reagujemy emocjonalnie, często strachem, gdyż przypominamy sobie doznania, które oceniliśmy jako złe, a które wywarły na nas emocjonalnie największe wrażenie i wpływ. Zastanawialiście się, dlaczego ludzie lubią oglądać horrory? Na wydarzenia "dobre" mało kiedy zwracamy uwagę, a jak już nam się udaje osiągnąć prawdziwy sukces, to od razu się boimy, by się tylko na nim nie skończyło. Następnie automatycznie pojawia się trzeci element układanki...
Stawiamy opór przed ponownym doświadczaniem tego, o czym nam przypomina obecna sytuacja, a z czym już dawno nie mamy kontaktu. Za oporem w parze idzie tłumienie i pojawia się najbardziej subtelna i trudna do zauważenia część, czyli...
Każdy z nas w życiu odgrywa jakieś role, z którymi się utożsamia. Spytasz kogoś, kim jest, to powie ci, że jest dyrektorem, ojcem, kierowcą, terapeutą itp., lecz czy naprawdę tym tylko jesteśmy? Co się z nami stanie, jak zmienimy zawód? Jeżeli mówię, że boli mnie noga, to czy rzeczywiście MNIE boli, czy tylko utożsamiam się z moim ciałem? Jeżeli jest mi smutno, to czy naprawdę tak jest, czy tylko utożsamiam się z moją sferą emocjonalną i uczuciem smutku? A jak smutek zniknie, to gdzie będzie ten smutny ja? Kiedy czuję wściekłość, bo ktoś mnie obraził, to czy jestem wściekły, bo tak rzeczywiście było, czy tylko identyfikuję się z moimi mentalnymi wyobrażeniami o sobie, w które wierzę? Czy naprawdę jestem tylko tym, w co wierzę, czy może jeszcze czymś innym?
Kiedy miałem problem ze zrozumieniem utożsamiania się, przyszła do mnie bardzo fajna opowieść dokładnie obrazująca ten aspekt:
Do Mistrza przychodzi kobieta z poważnym problemem, nie zdążyła jednak wypowiedzieć słowa, kiedy mistrz zapytał: - Kim jesteś? - Jestem Aria. - Nie pytam, jak masz na imię, ale kim jesteś? - Jestem szwaczką. - Nie pytam się, co robisz, tylko kim jesteś? - Jestem żoną Erycha. - Nie pytam, czyją żoną jesteś, ale kim jesteś? - Jestem matką moich dzieci. - Nie pytam, czyją matką jesteś, ale kim jesteś? - Jestem kobietą! - Nie pytam, jakiej płci jesteś, ale kim jesteś? Mistrz, widząc zakłopotanie kobiety, powiedział: - Jak znajdziesz odpowiedź na to pytanie, twe problemy znikną.
Podobno jesteśmy tu, by właśnie odnaleźć odpowiedź na to pytanie. Kiedy odnalazłem odpowiedź, postawiono przede mną następne pytanie: "Teraz, kiedy już wiesz, kim jesteś, czy masz na tyle odwagi, by być w pełni sobą?".
Analizowanie jest kolejną pułapką umysłu. Kiedy czegoś nie rozumiemy, to boimy się i uciekamy przed tym, wypierając to z naszej świadomości, gdyż "zrozumieć coś, znaczy zrobić to!". Tylko doświadczenie daje zrozumienie. Często myślimy, że wiedza jest potrzebna, by coś zrozumieć, lecz doświadczenie jej nie potrzebuje. Analizowanie jest próbą zrozumienia bez doświadczania prawdy na podstawie szczegółów z przeszłości, idei i wiedzy zapożyczonej od innych. Analizowanie zawsze jest sposobem ucieczki od doświadczenia i prawdy, jaką każde doświadczenie ze sobą niesie.
Wszystkie te pięć elementów mamy w pełni perfekcyjnie opanowane. Dzieją się w ciągu ułamków sekund w naszej świadomości. Obszar działania naszego ego zamyka się w tych pięciu sferach. Bez przerwy analizujemy, oceniamy, stawiamy opór, utożsamiamy się z czymś i znowu porównujemy, analizując, przez co nie możemy doświadczać i być tym, kim naprawę jesteśmy. Przestajemy być sobą i odgrywamy role. Kiedy uświadomimy sobie, że jesteśmy aktorami na scenie życia, a nie rolami, które ogrywamy, życie naprawdę stanie się proste. Pocieszające jest to, że bez względu na to, jaką rolę teraz odgrywamy - kata czy ofiarę, kalekę, sportowca, bogacza czy żebraka, osobę poblokowaną i zakompleksioną (moja ulubiona :)), satanistę czy mistrza duchowego, bez względu na te wszystkie role - MY SIĘ NIGDY NIE ZMIENIAMY, ZAWSZE JESTEŚMY W GŁĘBI SERCA SOBĄ. Tym, kim naprawdę jesteśmy. My tylko gramy na scenie życia, że tak nie jest. :))
Będąc kiedyś na pewnych warsztatach, prowadzący rozstawił siedzenia tak, jak są w samolocie, i stworzył atmosferę lotu nad Pacyfikiem. Po pewnym czasie przyjemnego lotu poinformował nas, że silniki uległy zniszczeniu i za minutę spadniemy do morza. Mamy czas, by wykonać jeden krótki telefon i powiedzieć jedno-dwa słowa. Padło szybkie pytanie: "do kogo byś zadzwonił i jakie to słowa?". Po paru minutach zapalił światło i powiedział, że nie jesteśmy w samolocie i możemy ten telefon wykonać teraz! Podniosło się parę osób i wyszło z sali (to byli ci, co zrozumieli). Ja siedziałem na swym miejscu, zmieszany, nie wiedząc, co robić - czekałem, co będzie się dalej działo (przy okazji zobaczyłem, jak reaguję, jak zachowuję się często w życiu wobec różnych sytuacji - czekam :)). Kiedy te parę osób wyszło z sali, prowadzący zwrócił się do nas z pytaniem: "proszę o podniesienie rąk te osoby, którym nie pokazała się żadna osoba, do której mogłyby zadzwonić". Nikt nie podniósł ręki. Prowadzący powiedział wtedy słowa, które głęboko zapadły mi w sercu: "Czy naprawdę potrzebują państwo aż tak ekstremalnych sytuacji w swoim życiu, by zadzwonić do osób, które kochacie?". Poraziło mnie to jak prądem. Dosłownie włosy mi się zjeżyły na karku - ZROZUMIAŁEM... Życie nie polega na asekuracji, a na działaniu w miejscach, gdzie najbardziej tego działania unikamy. Wyszedłem i zadzwoniłem do domu, by powiedzieć to, czego nigdy im dotąd nie powiedziałem...
Następna sytuacja: idziecie do lekarza i po badaniach okazuje się, że macie złośliwy nowotwór, zostało wam mniej więcej trzy miesiące życia! Szybkie pytanie: "co robicie?". Pracujecie do końca swoich dni w obecnej pracy? Czy może coś innego, co robicie? Siedzicie przez ostatnie tygodnie waszego życia w domu, czy może gdzieś jedziecie? Zostały wam tylko 3, a może nawet już tylko 2 miesiące życia! Wypisaliśmy wszystko to, co byśmy zrobili. Z reguły były to rzeczy, które zawsze chcieliśmy zrobić, bardzo przyjemne i często szalone. Nigdy nie mieliśmy na to czasu i kiedy teraz już go naprawdę nie mieliśmy, to mogliśmy w końcu pozwolić sobie na wybór pragnienia duszy. Na pozwolenie usłyszenia swoich własnych marzeń i pragnień. Pada komunikat: "Nie jesteście chorzy, jesteście zdrowi i możecie spełnić swoje marzenia". Czy naprawdę potrzebujemy aż zachorować na raka, by docenić życie?
Śpiący musi się przebudzić. Budzić się, to znaczy uświadamiać sobie, że śpimy...
2012 - nowa era czy koniec świata?
Chciałbym się z wami podzielić informacjami, jakie do mnie trafiają od paru lat, na temat zmian obecnych na Ziemi i kierunku, w jakim one prowadzą. Źródła tych informacji są różne: od moich własnych spostrzeżeń, poprzez potwierdzające moje obserwacje wglądy innych osób, które widzą energie i duchowy wymiar, po informacje, jakie dostałem od istot duchowych spotkanych tu i ówdzie "przypadkowo" na swojej drodze.
Nie jestem żadnym jasnowidzem ani wróżką, choć wskutek oczyszczania psyche, a co za tym idzie również ducha i ciała, dostrzegam czasami świat ducha. Niemniej jednak proszę, by wszystko, co tu zostało napisane, było traktowane z przymrużeniem oka - jako prognoza pogody na przyszłość, bo, jak wiadomo, człowiek omylnym jest, pogoda zmienną, a słońce i tak pięknie świeci każdego dnia, tylko że czasami za chmurami. :-)
Zanim jednak zacznę, chciałbym naświetlić pewien fakt. Wiele osób widzących energie i wymiar duchowy zaczyna mieć dostęp do różnych sfer informacji, na podstawie których widzą i przepowiadają przyszłość itp. Nie mniej jednak ich postrzeganie często jest krótkowzroczne i fragmentaryczne, a co gorsza, sfery informacji, z jakich korzystają, nie należą do najlepszej jakości. Wokół Ziemi, tak jak ja to przynajmniej postrzegam, jest wiele sfer czy też poziomów energetycznych, często nazywanych po prostu astralem. Rejony te są naszym własnym, ludzkim tworem, tzw. "nieświadomością zbiorową", czyli zbiorem wszystkich naszych myślokształtów, tendencji, czarnych wizji, lęków, wyobrażeń, pragnień, przekonań, celów, uzależnień i co tam tylko człowiek jeszcze od początku zaistnienia na Ziemi przez stulecia wykombinował i stworzył w swoim ograniczonym umyśle. Rodzaj informacji w astralu dokładnie pokazują ostatnimi laty w wiadomościach wieczornych. Osoby "widzące" często nie zaglądają poza ten obszar poziomów energii i w ten sposób to, co widzą, nie przypomina niczego więcej poza informacjami z dziennika wieczornego, czyli przegląd tragedii na Ziemi.
Świat ducha i świat materii przenikają się nawzajem, "nieświadomość zbiorowa" wpływa na świadomość ludzkości, powodując podtrzymywanie naszego stanu umysłu w sferach nieświadomości zbiorowej, co oczywiście stwarza chaos w naszym życiu codziennym. Jesteśmy czymś więcej niż tylko ciałami, a to, za co zwyczajny człowiek się dzisiaj uważa, stanowi mniej więcej 5 do 10% jego prawdziwej istoty duchowej. Nie jesteśmy świadomi tego, czym w rzeczywistości jesteśmy, nie doświadczamy w pełni prawdy o sobie i o swojej prawdziwej naturze. Im bardziej jej nie jesteśmy świadomi, tym większy wpływ ma na nas astral i jego zasób chorych informacji, wynaturzonych potrzeb i ludzkich obaw płynących z błędnego postrzegania rzeczywistości. Jesteśmy pod wpływem naszych własnych tworów z naszej własnej "nieświadomości zbiorowej", co powoduje nasze zagubienie, pomieszanie i odcięcie od Boga i jego bezgranicznej Miłości, która jak zawsze, od pradziejów jest wszechobecna. Reagujemy impulsywnie strachem i agresją, nie widzimy rzeczywistości, a tylko nasze urojenia, które pogłębiają nasz stan, i koło się zamyka. "Nieświadomość zbiorowa" działa na nas jak "plotka".
"Latem 1946 roku wzdłuż całej południowoamerykańskiej prowincji rozeszła się plotka o zagrażającym głodzie. W rzeczywistości zapowiadały się dobre zbiory, a pogoda była wprost wymarzona dla rekordowych żniw. Lecz wieść rozprzestrzeniała się z taką siłą, że tysiące farmerów porzuciło swą ziemię i skryło się w miastach. Z tego powodu zbiory się nie udały, a tysiące ludzi przymierało głodem i plotka okazała się prawdziwa".
To, co niektórzy wyczytują w astralu, może się sprawdzić, ale wcale nie musi. I dlatego cierpimy, bo nie rozumiemy przyczyny naszych stanów agresji, nastrojów depresyjnych i bólu z braku połączenia ze źródłem. Jesteśmy ofiarami naszych własnych tworów i jako ludzkość, z duchowego punktu widzenia, doświadczamy skutków naszych własnych myśli. Każde doświadczenie jest rezultatem jednej lub kilku naszych myśli, gdyż to, na czym się koncentrujemy, to w naszym życiu wzrasta. Jest to wytwór naszej własnej, ludzkiej cywilizacji, a my wszyscy jesteśmy tu na ochotnika.
Od paru lat na Ziemi notuje się coraz częstsze skoki energetyczne na poziomie duchowym. Wiąże się to z duchowym wzrostem świadomości ludzkości i coraz większym budzeniem się naszej prawdziwej natury, naszego prawdziwego duchowego wymiaru. Zwiększają się tym samym wibracje Ziemi. W 1993 r. obudził się duchowy czakram w Szklarskiej Porębie na Szrenicy (polecam do odwiedzenia, super schronisko, a czakram jest ok. 3 metrów przed głównym letnim wejściem) i z każdym rokiem jego działanie wzmaga się i poszerza zakres jego promieniowania. Teraz jego poszczególne warstwy sięgają poza Skandynawię. Jego promieniowanie harmonizuje budzenie się ducha w świecie materialnym, łagodzi mocne i często trudne zmiany, jakie wywołują w naszej duchowej egzystencji skoki energetyczne na Ziemi. Jeden z takich mocniejszych przeskoków miał miejsce w grudniu 1998 r. Wpłynęło to znacząco na życie wielu ludzi. Moja znajoma się rozwiodła, a ja usamodzielniłem i przeprowadziłem do Warszawy (nie znając tam nikogo), można by powiedzieć, że nie opierałem się fali, tylko popłynąłem na niej.
Skok świadomości duchowej wiąże się często z nagłymi dolegliwościami w rejonach ośrodków energetycznych ciała. U jednych objawia się to w ciele jako nagłe choroby, na które normalnie działające leki nagle przestają działać, a u innych objawy występują w formie ciężkich, nagłych stanów depresji, problemów ze snem, stanów rozbicia, pomieszania itp. Ostatni skok miał miejsce 2 miesiące temu, wiele ludzi wpadało w tym czasie w 40 stopniowe gorączki, trwające nawet do tygodnia, na co lekarze rozkładali ręce, twierdząc, że to nowy wirus. Wystąpiły również bóle gardła, zapalenia płuc, depresje itp.
Energia takiego przeskoku harmonizuje się w ciągu ok. od 3 do 6 miesięcy u osób poddających się zmianom przez ich dostrzeganie i rozumienie, że jest to tylko proces oczyszczania się ducha i ciała. U osób opierających się zmianom proces ten może potrwać nawet do trzech lat. Każdy skok energetyczny na Ziemi jest spowodowany wzrostem świadomości duchowej ludzi i planety, jak również podwyższeniem się częstotliwości wibracji energii na całej Ziemi, co pociąga za sobą poszerzenie się również naszej świadomości o obszar nieświadomy, czyli podświadomość. Podświadomość zawiera w sobie głównie stłumione uczucia i wyparte części nas samych z różnych okresów naszego życia.
Nasza świadomość, poszerzając się coraz bardziej o obszar stłumionych emocji, bloków i problemów, których nie chcemy widzieć w naszym życiu, w związkach partnerskich, pracy zawodowej, ciele i w nas samych, będzie stawiała opór - z punktu widzenia zwykłego człowieka, który nie dostrzega wzrostu swojej własnej świadomości i całego procesu uzdrawiania i oczyszczania się ducha, umysłu i ciała. Nie będzie dostrzegał również faktu, że to on się zmienia na lepsze, i przez to będzie postrzegał tę zmianę tak, jakby zmieniał się świat w około, a on sam - nie. Dostrzeżone zmiany będą wydawać się czymś złym, gdyż zacznie on świadomie doświadczać oczyszczających się materiałów pochodzących z jego własnej nieświadomości.
Świadomie zacznie dostrzegać i doświadczać to, co tłumił, odpychał i wypierał ze swej świadomości przez całe swoje życie, a co w rzeczywistości bardzo ograniczało jego duchową istotę i blokowało jej naturalne przejawianie się w świecie materii. Zwykły człowiek będzie doświadczał stanu oczyszczania i wzrostu swojej świadomości jako nagłą tragedię życiową i zamiast ze świadomością poddać się procesowi oczyszczania, będzie robił wszystko, by oprzeć się naturalnym zmianom i ewolucji, co praktycznie jest niemożliwe. Im bardziej będzie się opierał, tym ciężej będzie przechodził proces oczyszczania i transformacji.
Energia na Ziemi zmienia się bardzo szybko, a skoki na przełomie wieków następują po sobie coraz częściej. Zmiany zmuszają do rozwoju i przejścia ze świata zewnętrznego w świat wewnętrzny. Dla osób podążających ścieżką duchową jest to wielkie ułatwienie i wsparcie na drodze rozwoju i poszerzenia świadomości, można by powiedzieć, że z każdym dniem mamy coraz bardziej z górki, i jest to przez wielu bardzo mocno odczuwane. Z coraz większą łatwością będziemy osiągać stany duchowego bycia i postrzegania. Nasza świadomość przeniesie się do naszego duchowego, prawdziwego wymiaru, w jakim cały czas istniejemy, i z tego poziomu będziemy postrzegać świat, żyć, jeść, spać, kochać się. Nic się nie zmieni poza naszym głębszym doświadczaniem i rozumieniem życia. Nie będziemy medytować, gdyż ten stan będzie naszym naturalnym, samoutrzymującym się i o wiele głębszym stanem, na co dzień. Bardziej będzie on przypominał istnienie w wielkiej radości i doskonałej harmonii ze Stwórcą i całym wszechświatem, z naszej własnej woli niż, jak to często bywa, głębokim wyciszeniem myśli.
Co do ludzi wyznających zasadę: "Lepsze stare piekło niż nowe niebo", opierających się przemianom na świecie, a będzie takich sporo - no cóż, coraz bardziej będą mieli wrażenie, że płyną pod prąd, gdyż im bardziej będą się sprzeciwiali własnej naturze i naturalnemu biegowi ewolucji, tym mocniej będą cierpieli z powodu swojej nieświadomości i zakłamania, ograniczających ich osobisty rozwój własnej istoty, przy którym z poziomu ducha nic nie tracimy, a tylko zyskujemy. Ego jednak czasami będzie miało inne zdanie na ten temat i ludzie słabi duchem odczują to dotkliwie, a raczej ich ego to odczuje, bo duch ich będzie robił wszystko, by się wyzwolić z nieświadomości.
Okres przemian będzie postępował według kolejnych skoków energetycznych świadomości. Odbiera się, iż następny przeskok będzie miał miejsce w październiku 2005 roku. Będzie zauważalny jako okres, w którym ludzie będą doświadczać stanów pustki wewnętrznej, nicości, gdyż będzie się oczyszczać obszar nieświadomości zbiorowej związanej z tym właśnie stanem, który w dużym stopniu ogranicza duchową świadomość ludzką.
Następny skok datuje się na czerwiec roku 2009. Każdy z tych skoków jest o wiele silniejszy od poprzedniego, gdzie kulminacyjny moment ma wystąpić ok. grudnia 2012. Jest to moment całkowitego otwarcia się duchowego wymiaru, jak również wielkich zmian fizycznych planety. Ziemia jest istotą duchową i posiada świadomość, tak samo jak ludzie, ma ośrodki energetyczne, które nazywamy miejscami mocy lub czakramami.
Tak samo jak my, tak i Ziemia razem z nami przechodzi proces rozwoju i przejścia w czwarty, duchowy wymiar. Jest to naturalny proces ewolucji, jaka się dokonuje przez cały czas we wszechświecie.
Należy tu zwrócić szczególną uwagę na jeszcze jeden wielki przełom, a mianowicie w obecnych czasach, bardziej niż kiedykolwiek dotąd, zauważa się zwróconą w nasza stronę uwagę Potężnych Istot Duchowych. Ich pomoc i wsparcie wzrasta w miarę wzrostu naszej własnej świadomości i otwartości na pomoc. Obserwuje się to jako zstąpienie na ziemię niezliczonej ilości świetlistych istot duchowych, które wspierają nas i łagodzą mocne przemiany w nas samych, byśmy okres przejścia doświadczyli jak najłagodniej. W trudnych chwilach można spokojnie poprosić ich w myślach o pomoc i zrozumienie. Na pewno usłyszą. Następnie poddać się i zaufać, że właśnie się dzieje to, co dla nas jest najlepsze.
Nasza świadomość rozszerza się, czy tego chcemy, czy nie. Z czasem wszyscy coraz bardziej zaczną być świadomi duchowego wymiaru i swego istnienia również w świecie duchowym. Coraz większa liczba ludzi zacznie postrzegać świat prawdziwy takim, jakim on naprawdę jest, wraz z jego nieskończoną ilością światów i wymiarów duchowych.
Zmysły postrzegania duchowego budzą się u coraz większych rzesz ludzi. To, co kiedyś było wybrykiem natury i egzotycznymi zdolnościami pozazmysłowymi, teraz stanie się czymś naturalnym, zwykłym i powszechnym. Coraz więcej osób budzi się duchowo, a ich natura i prawdziwy wymiar w coraz większym stopniu będą się przejawiały w świecie materialnym. Świat materialny przestanie dla nas mieć znaczenie, zostawimy go tak, jak dzieci zostawiają zabawki, z których już wyrosły, a świat ducha otworzy przed nami nowe możliwości. Zaczniemy być w końcu świadomi siebie takimi, jakimi jesteśmy w pełni.
Przypomnimy sobie, skąd wyruszyliśmy, dokąd zmierzamy i jaki jest głębszy cel naszego istnienia. Dla wielu ludzi będzie to bardzo trudny i ciężki okres pod względem przywiązania do naszej niewielkiej części, jaką jest nasze ciało i EGO, a dla naszej duszy, czyli prawdziwych NAS SAMYCH - potężnym przebudzeniem, odrodzeniem i Świętą chwilą. Kolejnym etapem dla ludzkości. W miejsce bólu i niezaspokojonej nigdy dotąd wiecznej tęsknoty z powodu rozdzielenia ze Stwórcą pojawi się świadomość i doświadczenie, że rozdzielenia nigdy nie było, a istniała tylko nasza nieświadomość i brak rozumienia wielkiej prawdy o nas i naszej istocie. Wszystko stanie się jasne i proste i zrozumiemy, że wszystko to było niezbędne i potrzebne, byśmy dotarli własne tu, do tego momentu. Będą to chwile chwały, głębokiego rozumienia prawdy i niewyobrażalnego szczęścia. "Nieświadomość zbiorowa" rozpłynie się, gdyż nie będzie komu jej karmić. Śmierć fizycznego ciała będzie bardzo trudna do zrealizowania, jeżeli tylko komuś jeszcze ciało będzie potrzebne :) Zaczniemy żyć od nowa, bo narodzimy się na nowo. Przebudzimy się do czegoś, co było w nas od zawsze.
Tak jak większość z nas datuje nasze pojawienie się na tym świecie od momentu naszych narodzin fizycznych, zapominając o całym dziewięciomiesięcznym okresie ciąży, tak samo my, jako Duchowa Cywilizacja Ludzkości, w jedności będziemy postrzegać nasze życie i narodziny od momentu naszych narodzin duchowych, czyli mniej więcej od 2012 roku.
"TAM, GDZIE GĄSIENICA WIDZI KONIEC ŚWIATA, MISTRZ DOSTRZEGA MOTYLA".
2012 - Głębszy sens przemian
Przełom, który ma nastąpić w 2012 r., jest całkowicie naturalnym przejściem na wyższy poziom egzystencjalny wynikający z natury ewolucji świadomości, jaka odbywa się we wszechświecie. By bardziej naświetlić sens tego wszystkiego, postanowiłem przytoczyć modelowy obraz drogi rozwoju świadomości. Można podzielić ją na etapy lub jak niektórzy to nazywają - "obszary gęstości" czy "poziomy częstotliwości drgań" itp. Ja może zostanę przy umownym nazewnictwie - "poziom świadomości". Opis poziomów w dużej części został zaczerpnięty z książki LYSSY ROYAL pt. "MILENIUM", która parę dni temu wpadła w moje ręce. Pozwoliłem sobie się nim posłużyć, gdyż pokrywa się z moimi wiadomościami i doświadczeniami w tym zakresie.
DROGA ROZWOJU ENERGII I JEJ ŚWIADOMOŚCI
Świadomość jako punkt; materia.
Można to porównać do świadomości malutkiej cząsteczki energii, której jedynym pragnieniem i celem jest zaistnienie jako materia, bycie zauważoną i doświadczenie swego istnienia. Poza tym stanem niczego innego owa świadomość nie doświadcza i to jest jedyne, co świadomościowo ogarnia i czym jest. W jednej z moich sesji regresingu wróciłem pamięcią do momentu, kiedy byłem taką cząstką energii i bez jakiejkolwiek samoświadomości byłem tylko jednym doznaniem - pragnieniem zaistnienia. I tylko tym byłem, i niczym więcej. Pierwotne Pragnienie Człowieka - być kimś :) Jest to podstawowy poziom istnienia - stać się materią lub energią. Rozwój świadomości przebiega od postaci cząsteczki, atomu, poprzez gazy, wodę, materię i minerały, aż do ich szlachetnych odmian.
Świadomość jako linia; rozwój tożsamości grupowej lub gatunkowej.
Brak samoświadomości. Rozwój jej przebiega od prostych gatunków roślin, poprzez drzewa, prymitywne żyjątka, aż do naczelnych, gdzie zaczynają się pojawiać pierwsze oznaki samoświadomości i ego.
Świadomość objętościowa; ego; linearne postrzeganie czasu, utrata tożsamości grupowej i rozwój tożsamości jednostkowej; umiejętność zapamiętywania przeszłości i przewidywania przyszłości z zachowaniem świadomości teraźniejszości.
Na tym poziomie wyłaniają się istoty ludzkie. Poziom ten tworzy złudzenie podziału, stanowiąc zarazem wezwanie do przebudzenia. Ludzkość przechodzi obecnie okres przejściowy i wkracza powoli w obszar czwartego poziomu, co tłumaczy tak licznie zachodzące teraz gwałtowne zmiany i mnożące się wyzwania dla rasy ludzkiej. Trzeci poziom to częstotliwość najsilniejszego oddzielenia od całości i stąd właśnie płyną nauki o integracji i potrzeba wspólnoty.
POZIOM 4 (Plejadanie i inne cywilizacje 4 poziomu)
Nadświadomość; odtworzenie tożsamości grupowej bez utraty tożsamości indywidualnej; cykliczne i płynne postrzeganie czasu; percepcja wielowymiarowa i rzeczywistość wielostopniowa; trudność w zachowaniu wrogo usposobionej świadomości.
W dzisiejszych czasach na Ziemi obszar czwartego stopnia gęstości nakłada się na trzeci. Częstotliwość drgań trzeciego stopnia ulega wzmożeniu i podwyższa się, dlatego występuje u ludzi na całym świecie nasilenie problemów osobowościowych. Gdy jaźń dąży do przejścia w czwarty wymiar, muszą zostać rozwiązane konflikty wewnętrzne, a relacje z innymi - uzdrowione! W tym paśmie częstotliwości panują: odpowiedzialność za siebie, duchowa autonomia i jasność w porozumieniu się. Zanika całkowicie zdolność do ukrywania prawdy, uczuć i myśli. Jest to ostatni poziom, na którym świadomość wyraża się za pośrednictwem ciała fizycznego. Wiele cywilizacji z wyboru spędza długie okresy czasu w obrębie tej gęstości.
POZIOM 5 (Przewodnicy i Mistrzowie Duchowi)
Świadomość "ja" jako świadomość zbiorowa; stan czystej energii; brak ograniczeń czasu linearnego.
Na tym poziomie rozumna świadomość poznaje swoje dziedzictwo. To obszar mądrości. Wielu z tej dziedziny z wyboru zostaje przewodnikami duchowymi tych, którzy przebywają jeszcze w ciałach fizycznych. Na piątym poziomie istota utożsamia się ze swą duchową jaźnią i zaczyna być świadoma, kim jest w rzeczywistości, przypomina to proces przypominania. Tu po raz pierwszy występuje nakierowanie na niefizykalność. UWAGA: Przy przechodzeniu z piątego i szóstego na siódmy poziom świadomości znikają wyraziste rozgraniczenia. Ponieważ obszary te nie są nakierowane na fizykalność, podziały się zacierają.
Samoistny zakres doświadczania poziomów świadomości, który może objawić się jako świadomość zbiorowa lub zindywidualizowana, lecz mimo to wyrażająca podstawowe cechy świadomości zjednoczonej oraz nieograniczoności.
Często ten poziom nazywany jest obszarem świadomości Chrystusowej. Odpowiada ona postawom, jakich świadectwo dali Chrystus lub Budda. Na tej częstotliwości następuje całkowite przypomnienie i jednostka przyjmuje odpowiedzialność bardziej za całość niż za siebie. Proces ewolucji jaźni i całości staje się jednym i tym samym.
POZIOM 7 (Świadomość holistyczna)
Świadomość jako doświadczenie wielowymiarowe. Analogia: rozbite lustro, którego odłamki z powrotem poskładano w jedną, niemal idealną całość, lecz które zachowało pamięć o przeszłym rozdrobnieniu.
Jest to częstotliwość całkowitej jedności lub integracji. Ci, którzy wibrują na tym poziomie, stapiają się w jedno i stają się świadomą całością. Przyciągają do siebie niczym magnes istoty na niższych stopniach gęstości i nadają bieg naturalnemu dążeniu ku integracji. Wytyczają drogę do następnej oktawy doświadczenia.
Egzystencja nie polega na kolejnym przeżywaniu poszczególnych obszarów gęstości. W rzeczywistości istniejemy na wszystkich stopniach jednocześnie. Tę wielowymiarową obecność postrzega wasza dusza, lecz ego nie jest do tego zdolne. Nasza istota przenika raczej wszystkie gęstości na raz, niż ewoluuje krok po kroku. Jest tak, ponieważ poza obrębem ludzkiego doświadczenia czas nie płynie liniowo. Wszystkie doświadczenia i idee występują jednocześnie. Nie można tego zrozumieć za pomocą intelektu, gdyż intelekt opiera się na wiedzy płynącej z ego, która ma charakter linearny. Można to tylko pojąć wewnętrznymi, alinearnymi, duchowymi zmysłami. "Czas" to wytwór, który stwarza w nas wrażenie, że wykonujesz jedną rzecz po drugiej. Czas linearny pomaga nam również doświadczyć idei podziału i rozbicia, niezbędnej do nauki w trzeciej gęstości (na 3 poziomie świadomości). Gdybyśmy potrafili rozszerzyć i objąć swoją świadomością wszystkie gęstości na raz, nawiązalibyśmy kontakt z wyższą jaźnią, ze swymi przyszłymi wcieleniami. Jesteś nimi wszystkimi jednocześnie. To tylko nasze ego potrzebuje ciasnych ram rzeczywistości czasu linearnego do porządkowania swego doświadczenia. To nic złego. To po prostu nieodłączny składnik ludzkiego doświadczenia na 3 poziomie świadomości.
Szerzej o całym przejściu na czwarty poziom świadomości znajdziecie w książce "Milenium". Jeszcze jej nie czytałem, więc nie wiem, na ile wiadomości w niej zawarte są zgodne z prawdą i na jakim poziomie. To, co powyżej, jest zgodne z moimi doświadczeniami w tym rejonie.
Gorąco Pozdrawiam Wszystkich Światła i Miłości
A mistrz rzekł do nich...
W pewnym bardzo ważnym momencie mego życia ta przypowieść przyszła do mnie i nawet jak dzisiaj ją czytam, to nadal porusza jakąś część mnie...
A mistrz rzekł do nich: - Gdyby człowiek powiedział Bogu, że chce pomóc cierpiącemu światu, bez względu na cenę, jaką musiałby zapłacić, i gdyby Bóg pouczył go, jak ma to zrobić, czy człowiek ten powinien zrobić, jak mu kazano?
- Oczywiście, mistrzu! - krzyknął tłum - gdyby Bóg go o to poprosił, radością byłoby dlań znosić nawet piekielne męki!
- Bez względu na to, jakie to męki i jak trudne byłoby to zadanie?
- To honor zawisnąć, chwała do krzyża być przybitym, chwała spłonąć na stosie, jeśli tego właśnie oczekiwałby Bóg - krzyczeli wszyscy.
- A gdyby Bóg - zapytał ich mistrz - powiedział wam prosto w oczy: NAKAZUJĘ WAM, BYŚCIE NA TYM ŚWIECIE DO KOŃCA SWOICH DNI BYLI SZCZĘŚLIWI, co byście wtedy zrobili?
A tłum pogrążył się w ciszy; na zboczach gór, w dolinach, gdzie zgromadzili się wszyscy, nie było słychać ni głosu, ni dźwięku żadnego.
Richard Bach "Iluzje, czyli człowiek, który nie chciał być Mesjaszem"
"Istota ludzka jest częścią całości, którą nazywamy Wszechświatem - częścią organiczną, czasem i przestrzenią. Doświadcza ona siebie, swych myśli i uczuć, jako czegoś oddzielnego od reszty, jest to rodzaj złudzenia optycznego jej świadomości. Owo złudzenie jest dla nas rodzajem więzienia ograniczającego nas, na nasze życzenie i według naszych sympatii, do kilku bliskich nam osób. Naszym zadaniem powinno być uwolnienie się z tego więzienia".
"Cały świat, całe nasze życie i wszystko wokoło jest tylko i wyłącznie odbiciem naszego wnętrza i przejawia się zgodnie z naszymi przekonaniami i ukrytymi w podświadomości wierzeniami".
Doświadczyłem tej zasady wielokrotnie. Za każdym razem, kiedy zmieniam swoje wewnętrzne przekonanie o świecie zewnętrznym, wszechświat dostosowuje się do niego. Gdyż wszechświat zawsze mówi TAK! Potwierdza i kreuje wszystko, w co wierzymy świadomie, a zwłaszcza podświadomie.
Miałem fatalne relacje ze wszystkim i wszystkimi, a zwłaszcza z samym sobą, i to z czasem stało się kluczem do wszystkiego! Zauważyłem, że z im większą akceptacją podchodziłem do siebie - do siebie takiego, jakim jestem w pełni, na co dzień - z tym większą akceptacją inni zaczęli podchodzić do mnie. Zauważyłem, że z im większym szacunkiem podchodziłem na co dzień do siebie, tym bardziej zaczęto szanować mnie samego. Im bardziej doceniałem i ceniłem siebie, tym samym inni zaczynali mnie szanować i doceniać coraz bardziej. Mało tego! Okazało się, że dopiero wtedy ja sam tak naprawdę potrafię akceptować, szanować i cenić innych szczerze takimi, jakimi są. Tylko i wyłącznie od momentu, gdy sam siebie (w końcu!!!) zacząłem obdarzać szczerą miłością i życzliwością, potrafiłem (w końcu!!!) podchodzić do innych z życzliwością i Miłością, ze zrozumieniem. Tym samym pozwoliłem sobie doświadczać miłości innych, gdyż pomimo tego, że szczerze kochano mnie naprawdę, ja miłości tej nie odczuwałem, gdyż odgrodzony byłem ścianą nienawiści, winy i złości na siebie. Im bardziej szanujemy, kochamy i doceniamy siebie, tym bardziej potrafimy szanować, kochać i doceniać innych, i tym łatwiej nam samym jest przyjąć miłość i szacunek z zewnątrz.
Nie szanując siebie (czyli wywierając na siebie presję i zmuszając siebie do robienia rzeczy, na które nie mamy aktualnie ochoty. Zmuszając się do spełniania oczekiwań innych. Nie dając sobie tego, na co teraz mamy ochotę, bo coś musimy) oraz nie doceniając i nie kochając siebie (czyli krytykując, obwiniając, złoszcząc się na siebie w jakiejkolwiek formie), odgradzamy siebie od Miłości i, jakby tego było mało, nie pozwalamy też innym kochać siebie. Kiedy oni podchodzą do nas z miłością, my reagujemy złością, gdyż miłość uzdrawia i wypycha na powierzchnię świadomości wszystko, co staje na jej drodze - wszystko, co nią samą nie jest.
Związek Partnerski, Świadomy Związek Miłości, jest najwspanialszą rzeczą, jaka może się dwojgu ludziom przydarzyć. Pojawiająca się miłość miedzy dwojgiem ludzi wpierw zaurocza, a kiedy utrwala się, zaczyna uzdrawiać wszystko to, co w nas Miłością nie jest. Projektujemy na partnera wszelkie nasze nieuzdrowione relacje z ludźmi, jak byliśmy dziećmi i stawaliśmy się dorosłymi. Wiele razy słyszałem hasło: "mój mąż jest taki sam jak mój ojciec". A Wiola (moja żona) często pokazywała mi nieuzdrowione relacje, jakie miałem z moją matką i wiele innych. Jeżeli będziemy wystarczająco świadomi w związku, nasz partner przestanie być osobą złoszczącą nas i raniącą, a stanie się naszym Mistrzem, pokazującym nam, co jeszcze potrzebujemy uzdrowić w sobie, by czuć miłość, a nie ból i zranienie. Nie wierzę i nigdy nie uwierzę, że miłość może się w związku wypalić lub skończyć! Dla mnie jest to wierutna bzdura! A którą to głosi wielu ludzi i nawet ci, którzy szczycą się mianem trenerów rozwoju duchowego. Miłość to nie latarenka, w której nagle kończą się baterie, lecz często jest tak, że to, co podlega uzdrowieniu przez miłość w związku, a co zaczynamy odczuwać świadomie w nas samych, jest dla nas zbyt trudne i bolesne. Nie zdajemy sobie sprawy z procesu uzdrawiania, jaki w nas się dokonuje, więc wolimy wyprzeć tę część (jak zawsze zresztą), niż pozwolić płynąć miłości w nas. I w końcu przychodzi taki czas, kiedy zamiast miłości są już tylko materiały do uzdrowienia. Związek się rozpada i po raz kolejny zaczynamy proces uzdrowienia z kolejną osobą, przy której doświadczamy tych samych uczuć i zranień, aż do przebudzenia...
>>Teraz mówisz: "Ja pragnę miłości", ale usuń "JA", czyli ego, usuń "pragnę", czyli pragnienie, a okaże się, że "miłość" już jest, istnieje i czekała tu na ciebie od zawsze<<.
Wiele osób pragnie miłości, ba, tak naprawdę nie znam takiej osoby, która tej miłości miałaby wystarczająco. Spotykam wielu, którzy mają żal do wszystkich, że się ich nie kocha, nie szanuje itd. Lecz aby ten stan zmienić, wpierw należy to, czego się potrzebuje, dać sobie, a wszechświat odwzajemni to w świecie zewnętrznym łatwo, lekko i bez wysiłku :)
Wyrażamy zawsze miłość albo lęk, i to my tak naprawdę decydujemy, którego z tych uczuć chcemy doświadczać. Nie można jednocześnie doświadczać miłości i lęku. Nie potrafimy jednak doświadczać przez cały czas miłości, gdyż nie akceptujemy swoich lęków, boimy się spojrzeć poza nie. Mechanicznie, nieświadomie uciekamy, tłumiąc i wypierając je z naszej świadomości do naszej wypartej części nas, do podświadomości, tym samym odwracając się od siebie, od bardzo ważnej i istotnej części w nas, istoty, która głęboko w nas samych jest przerażona i bardzo się boi, gdyż nie rozumie. Boimy się tego, czego nie znamy i czego nie rozumiemy. Nasze lęki nigdy nie mają nic wspólnego z teraźniejszością. Pojawiają się, gdyż porównujemy i oceniamy teraźniejszość z przeszłymi naszymi doświadczeniami, które stłumiliśmy, i boimy się, że się powtórzą w TERAZ.
"Wszystkie decyzje oparte na lęku są błędne".
Wszelkie uczucia, takie jak np.: złość, wściekłość, nienawiść, żal, smutek itp., mają początek w lęku. Wszystkie emocje oceniane przez nas jako "negatywne" wywodzą się z lęku. Gdy coraz konsekwentniej kontaktujemy się ze swoimi lękami, poznając je i nawet poddając się im, z zaufaniem przyjmujemy ich istnienie i to, co się za nimi kryje - czyli jeszcze większy strach, jeszcze większe przerażenie, na które sobie nigdy dotąd jeszcze nie pozwalaliśmy. Kiedy pomimo tego wszystkiego pozwalamy sobie go doświadczyć, kiedy pozwolimy sobie się bać (bo to też jest w porządku, bo tacy też jesteśmy), to nagle następuje INTEGRACJA, pojawia się prawda, pojawia się MIŁOŚĆ i zrozumienie. W przypadku kiedy tak nie jest, to jest tylko jedna możliwość - integracja nie nastąpiła i dalej jesteśmy w opozycji i nieakceptacji danej sytuacji, swoich uczuć i lęku.
W momencie kiedy coraz bardziej zaczynamy wybierać siebie zamiast lęku, zaczynamy zmieniać jakość i naturę naszych związków z innymi ludźmi. Zmienia się nasze życie - samo z siebie - i nic nie musimy robić, by było dobrze. Nasza własna Natura Boska sama zaczyna się o nas troszczyć, gdyż wybierając siebie, wybieramy miłość, a tam gdzie jest miłość, nie ma lęku, istnieje tylko prawda i znika iluzja separacji. Wchodzimy w święte miejsce w nas samych, w którym wszyscy jesteśmy jednością.
Gdy postrzegamy, że druga osoba nas atakuje, czujemy zwykle wtedy lęk - przybieramy zazwyczaj postawę defensywną i szukamy drogi, żeby odeprzeć atak. Nikt nie zaatakuje, jeżeli najpierw nie poczuje się zagrożonym, nie poczuje lęku. Agresja ma zawsze początek w lęku. W rzeczywistości agresja jest rodzajem obrony i, jak zawsze w przypadku obrony, jej zadaniem jest ucieczka od czucia własnego lęku. Za tym wszystkim kryje się ogromna potrzeba miłości, potrzeba bycia kochanym i akceptowanym oraz paraliżujący lęk przed utratą tego stanu. W istocie atak przyczynia się do utrwalenia problemu.
Pamiętajmy, że za każdym razem, kiedy wykorzystujemy w "obronie" agresję, pierwszą ofiarą ataku jesteśmy zawsze my sami!!! Całą energię (złości i wściekłości), jaką kierujemy wobec innej osoby, wpierw doświadczamy sami, z o wiele większą mocą, niż kiedykolwiek jesteśmy w stanie wystrzelić ją w kogokolwiek. Zanim to nastąpi, wpierw z całą mocą niszczymy siebie samych.
Żeby zamiast lęku doświadczać wewnętrznego spokoju, należy przede wszystkim zmienić naszą percepcję rzeczywistości. Zamiast postrzegać, że inni nas atakują, możemy ich odebrać jako osoby czujące lęk. Tak naprawdę lęk jest wołaniem o pomoc, wołaniem i prośbą o miłość. Musimy zrozumieć, że naprawdę mamy możliwość wyboru w postrzeganiu otaczającego nas świata. To my wybieramy MIŁOŚĆ albo LĘK. Wybieramy zawsze, TU i TERAZ.
Szczególne podziękowania za natchnienie dla "INDYGO", "mani", "Lu", "PunkOtka", "rhaosa" i "Foxa".
Anioł Stróż, Przewodnik lub Opiekun Duchowy - różnie to różni nazywają. Jest to Istota Duchowa, która przemawia do ciebie cały czas, prowadzi cię i pomaga ci w drodze, jaką podjęła twoja dusza - czyli TY. Sposobów, w jaki przemawiają do nas nasi przewodnicy, jest wiele. Są to nasze niektóre myśli, czasami sen, którego symbolikę tylko my rozumiemy, książka kupiona z impulsu, film, czasami jest to specyficzne przeczucie, intuicja - wszystko, co wpływa na nas pozytywnie, często bez naszej wiedzy.
Ich działalność jest anonimowa. Dla nich święta jest nasza indywidualność i wolność osobista i choćby nie wiem co, to jej nie naruszą, za bardzo nas kochają. Ich prowadzenie ogranicza się do propozycji, byśmy poszli tą lub tamtą drogą albo czegoś nie zrobili. Zawsze są to tylko i wyłącznie propozycje dające nam wolny wybór lub czasami "coś", co naświetla nam sprawę. W natłoku myśli, nakierowani na świat zewnętrzny i przykuci do telewizora, często w ogóle nie odbieramy tych subtelnych impulsów od naszego przewodnika duchowego, a jak już odbierzemy i zauważymy, to traktujemy to jako naszą fantazję lub kolejną głupią myśl. Bez obaw, Oni to doskonale rozumieją i nie zrażają się. Nigdy!!!
Można ich porównać do kochających rodziców, którzy mają nas na oku i czasami delikatnie, z miłością zwracają nam na coś uwagę, z głębokim zrozumieniem prawdy, patrząc na nasze wielkie zaabsorbowanie zabawą w życie, przez co w ogóle ich nie zauważamy. Nie zwracają na to uwagi, gdyż wiedzą, że jesteśmy w istocie nieśmiertelni i nic nam nie grozi, a doświadczenia i eksperymenty wzbogacają nas, gdyż nieudane próby są tak samo ważne, a może nawet bardziej wzbogacające niż te, które my nazywamy udanymi doświadczeniami. Zawsze nas słyszą, podobnie jak sam Bóg. Są naszą zdrową, kochającą rodziną po tamtej stronie. Pobyt na Ziemi traktują jak chwilowe oddanie nas do przedszkola, gdzie uczymy się i rozwijamy swą jaźń. Patrzą na nasze życie z poziomu wszystkich naszych wcieleń, gdzie każde wcielenie to jeden dzień naszego życia. Widzą nasz cel i pragnienia i sprzyjają nam całkowicie. Tam, gdzie my widzimy fragmenty i rąbki prawdy, tam Oni widzą całość i pełnię. Tam, gdzie my widzimy upadek, porażkę, zło i tragedię, Oni rozumieją, że musimy czasami upadać, by nauczyć się chodzić. Gdyby nam na to nie pozwalali, nigdy byśmy nie nauczyli się chodzić i bylibyśmy kalekami do końca naszego wiecznego życia. Kochają nas miłością, którą my jesteśmy w stanie zrozumieć dopiero na ich poziomie świadomości i rozwoju. Są z nami od pradziejów i obdarzają nas wielką miłością, zawsze, bez względu na to, w co aktualnie się bawimy w szkole zwanej życiem: w satanistę, biznesmena, księdza, buddystę, wielkiego grzesznika, ateistę, protestanta, mistrza duchowego, terrorystę, mordercę czy w ofiarę rzezi niewiniątek. Nie ma to dla nich żadnego znaczenia, gdyż rzeczywista prawda o nas samych nigdy się nie zmienia, bez względu na grę, w jaką bawimy się w życiu, i jaki strój przybieramy. Kochają nas i są zawsze z nami, bez względu na to, czy to widzimy, czy też w ogóle nie zauważamy.
Jeżeli zwracamy się z prośbą, zawsze nas słuchają i pomagają, ale w taki sposób, byśmy sami nauczyli sobie radzić z każdą sytuacją i problemem. Prowadzą nas i wspierają, ale w taki sposób, byśmy nie musieli polegać na nich, lecz umieli zaufać i podążyć za samym sobą. Wskazują nam drogę, która budzi w naszym duchu moc płynącą ze zrozumienia, siłę wynikającą z delikatności, miłość z niej samej, posłuszeństwo z mądrości w rozumieniu rzeczy, cierpliwość z prostoty prawdy i wiarę z osobistego doświadczenia. Są tak spełnieni i pełni światła, cierpliwości, miłości i wyrozumiałości oraz tak tryskają radością i humorem, jak nikt na Ziemi. Oni tego się już nauczyli, my jesteśmy w trakcie i na różnych etapach pojmowania. Każdy z nas jest na najlepszej dla niego drodze, bo jeżeli byłoby coś lepszego, już dawno byśmy tego doświadczali. Możemy im zaufać i w końcu zrozumieć, z czego wynikają nasze próby zrozumienia - z tego, że niewiele rozumiemy :)
Mój znajomy, zajmujący się zawodowo "Uzdrawianiem Duchowym", opowiedział mi niedawno taką oto historię:
Pewnego razu przyszła do niego kobieta z problemami zdrowotnymi, narzekając jednocześnie, że tyle zła na tym świecie i że tak niebezpieczne są ostatnie czasy. Mój przyjaciel powiedział jej, że zło jako takie nie istnieje. Na świecie istnieje tylko i wyłącznie dobro, a że czasami coś widzimy jako złe, to tylko dlatego, że tego nie rozumiemy. Stopień cierpienia w życiu jest wprost proporcjonalny do naszego niezrozumienia rzeczy i świata. Kobieta pomarudziła mu jeszcze troszkę i poszła. Minęło ponad pół roku i ta sama kobieta wchodzi do jego gabinetu. Mój przyjaciel nie mógł uwierzyć własnym oczom - jej aura na wszystkie strony biła tak potężnym światłem, że wszystko, co się do niej zbliżało (bakterie, wirusy), zaczynało przeobrażać się w światło, wzmacniając jej aurę i ją samą. Mój przyjaciel zapytał:
- Co się stało, skąd u pani ta zamiana? Przecież wszystko, co się do pani zbliża, transformuje się i wzmacnia panią!
- No przecież nie ma zła, wszystko jest dobrem, a skoro tak, to wszystko jest dla mnie dobre i służy mojemu najlepszemu dobru. Przecież pan to doskonale wie, to co się pan tak dziwi. Wie pan, odkąd zaczęłam tak postrzegać każdy aspekt mojego życia, wszystko stało się proste i dobre, przestałam chorować i moje dolegliwości ustąpiły, bo wszystko przecież jest dobre, tylko wtedy tego nie rozumiałam. Mój lekarz był bardzo zdziwiony, jak mu to wytłumaczyłam. Prosiłam Boga, by mi pomagał zrozumieć to, czego nie rozumiem. A zresztą nawet to, że czasami nie rozumiem, to przecież też jest dobre...Wiem to. Ostatnio nawet miałam takie ciekawe doświadczenie: Idąc któregoś dnia po ulicy, widzę, jak bardzo szybko biegnie w moją stronę mężczyzna. Dolatując do mnie, nagle stanął i, zakłopotany, zapytał, czy mam 50 groszy. Nie miałam. Miałam 2 złote, więc mu je dałam. Mężczyzna stał dalej zakłopotany, po czym przyznał mi się, że chciał mnie okraść, wyrywając mi torebkę, i nie wie, dlaczego nagle stanął i poprosił o 50 groszy. Po czym zmieszany poszedł. Zresztą bardzo miły człowiek...
"Jedyne pytanie, jakie pozostaje, to nie czy dane wydarzenie jest dla nas korzystne, ale jak dużo czasu potrzebujemy, by to zrozumieć i zauważyć".
Wybierając przyszłe wcielenie - relacja z sesji regresingu
Cała historia została napisana na podstawie przypomnianych wydarzeń podczas jednej z sesji regresingu (bez użycia hipnozy i innych jakichkolwiek środków wspomagających czy też odurzających trzeźwość i przytomność umysłu!). Trzeba przyznać, że jest to jedna z ciekawszych moich sesji RG.
Oprócz zwykłych sesji regresingu prowadzi się tzw. sesje tematyczne, które robione są specjalnie, by odreagować blokady i wzorce związane z jakimś tematem. Są na przykład sesje "prenatalne", w których odreagowuje się cały szok porodowy oraz różne sensacje i nieprzyjemne doznania z dziewięciu miesięcy ciąży, mające decydujący wpływ na jakość naszego dalszego życia. Sesja tematyczna, którą tu opisuję, ma dźwięczną nazwę "Droga Życia". "Droga Życia" jest swego rodzaju nowością w regresingu. Jej celem jest odreagowanie i uwolnienie się od naszych błędnych decyzji i ograniczających okoliczności związanych z wyborem obecnego życia, co w większości przypadków znacząco zmienia koleje losu i życie.
Po wprowadzeniu się w stan regresywny z pomocą terapeuty, wróciłem pamięcią do momentu, kiedy wisiałem sobie jako "Astral" (duch) i czułem nieodzowny impuls (potrzebę), by się wcielić w życie (obecne wcielenie). Rozpoznałem znajomy stan, który towarzyszył mi przy niektórych wcześniejszych sesjach - byłem, delikatnie mówiąc, w stanie nietrzeźwym i całkowicie nieprzytomnym. Poinformowałem o tym swego terapeutę i po krótkim czasie zostałem uwolniony od stanu nietrzeźwości. Obraz się jakoś przejaśnił i wyostrzył.
Małe sprostowanie: Świadoma komunikacja słowna między klientem a terapeutą trwa przez cały czas sesji i za każdym razem, kiedy pojawiają się jakieś nieprzyjemne doświadczenia czy uczucia u uczestnika sesji, zadaniem terapeuty jest uwalnianie go od wszelkich tego typu rzeczy - prostą słowną sugestią uwalniającą. W ramach skrócenia tej historii nie będę opisywał naszego dialogu (jeżeli już, to tylko niezbędne fragmenty), a skoncentruję się jedynie na moich doświadczeniach z sesji.
Zgodnie z sugestią terapeuty cofnąłem się pamięcią do momentu, kiedy po raz pierwszy się tak właśnie nawaliłem do nieprzytomności. Pojawia się obraz i świadomość - jestem hipisem, no wiecie, dzieci-kwiaty itp. W tle słyszę utwór Simona & Garfunkela, otwieram drzwi volkswagena-ogóra, gdzie siedzą moi kumple. Przez dym z trawki i marychy prawie ich nie widać. Jestem załamany, dostałem powołanie - Wietnam. Uwalniam się od nawalenia i wszystkich nieprzyjemnych uczuć, jak wstręt do Wietnamu, wściekłość na rząd i lęk, że stamtąd nie wrócę jak kilku moich kumpli itp. Mam świadomość, że kampania przeciwko Wietnamowi jest już dość rozpowszechniona.
Przeniesienie w czasie - jestem w Wietnamie. Prze**bane! Jestem załamany, mam głęboką depresję. Nie chcę tu być, czuję swój straszny opór przed tym miejscem. Słyszę cały czas slogany, jakie pikietowaliśmy - Wolność, Miłość i Pokój. Mam obrzydzenie do zabijania. Podczas pierwszego wypadu w dżunglę, przy jakiejś drodze, wchodzę na minę i urywa mi nogi przy kolanach. Terapeuta sugeruje mi, bym sobie uświadomił swoje prawdziwe intencje w tej dżungli i zobaczył na trzeźwo i przytomnie, dlaczego doszło do takiej sytuacji. Uświadamiam sobie swoje prawdziwe, podświadome intencje. Bardzo nie chciałem być w Wietnamie. Wiedziałem, że zdrowych nie wypuszczają do domu, tylko rannych. Byłem gotów zapłacić każda cenę za wydostanie się stamtąd. "Wolę zginąć, niż zabić kogoś", więc wszedłem na minę. Oczywiście tak naprawdę, świadomie, nie miałem pojęcia o tym, że zrobiłem to specjalnie, nikt by nie zrobił, ale podświadomie często podejmujemy głupie decyzje, z których nie zdajemy sobie sprawy. W końcu podświadomość zajmuje 90% naszej świadomości (umysłu) i nie trudno się domyśleć, kto tu rządzi.
Przeniesienie w czasie - widzę siebie na łóżku szpitalnym, nie mam nóg, ale mimo tego, że ich nie mam fizycznie, to je bardzo dobrze czuję i strasznie mnie bolą. Nie mogę wytrzymać - wyję z bólu - morfina przestaje działać, zaraz podają mi drugą. Mam nikłą świadomość, że prawdopodobnie odłamki poszatkowały mi również brzuch i genitalia. Na sali jest wielu podobnych do mnie. Człowiek na łóżku szpitalnym (czyli ja) nie widzi sensu, by żyć. Nie wyobraża sobie życia na wózku inwalidzkim. Jest załamany i pragnie tylko śmierci. W gorączce cały czas przeklina życie i jego beznadzieję. Wkrótce nadchodzi śmierć.
Przeniesienie w czasie - jestem zawieszony w astralu. Czuję potrzebę, by się znowu wcielić. Jestem nawalony i nieprzytomny - przeniosłem naćpanie do tego stanu, gdyż umierałem naszpikowany morfiną. Stoję przed wyborem obecnego życia. Ogarnia mnie wielki lęk - czegoś się bardzo boję, ale nie wiem czego. Nie chcę wiedzieć. Czuję, że bronię się przed tym rękami i nogami. Poinformowałem o tym stanie mojego terapeutę, który w krótkim czasie odreagowuje mi lęki, paraliż emocjonalny i przerażenie przed tym czymś. Po odreagowaniu czuję ulgę. Tym czymś okazało się życie - bałem się życia, bałem się urodzić bez nóg, bałem się, że znowu stracę nogi - nie chcę tego! Zostaję uwolniony od paniki i wielkiego strachu przed stratą nóg - uff... już jest ok. Pojawiają się przede mną trzy filmy karmiczne. Są to trzy wersje przyszłego mego życia. Nie chcę na nie patrzeć, nie chcę wybierać, ale potrzeba jest coraz większa. Muszę się na coś zdecydować. Coś mnie "tykło", bym obejrzał pierwszy z lewej. Przeleciałem tę wersję tak szybko, jak tylko mogłem, zwracając tylko i wyłącznie uwagę na to, czy przez cały czas życia mam w nim nogi. Mam! - BIORĘ TO!!!
Zostaję uwolniony od całej nieprzytomności i naćpania oraz wszystkiego, co mnie ograniczało w tym momencie. Jestem już trzeźwy, przytomny i świadomy. Widzę wszystko jasno i wyraźnie, ale jestem sfrustrowany i zły na siebie, że wybrałem to życie tylko na podstawie "czy mam nogi", a nie patrzyłem na inne aspekty. Przyglądam się filmom karmicznym już na trzeźwo i przytomnie. Widzę je teraz wyraźnie. Od razu rzuca mi się w oczy fakt, że są ustawione w kolejności od najlepszej wersji do najgorszej. Uff... to jest najlepsza wersja - wybrałem najlepszą z trzech. Czuję zadowolenie i mam wrażenie, że trafiło mi się to jak przysłowiowej ślepej kurze ziarno. Uświadamiam sobie, że podczas wyboru tego wcielenia nie byłem sam, była przy mnie jeszcze jedna istota. Rozpoznaję ją teraz - to mój przewodnik duchowy. Jest teraz tu ze mną. Uświadamiam sobie, że to coś, co mnie "tykło", to był właśnie on. Dziękuję mu teraz bardzo, że mnie naprowadził na właściwy wybór. Przeglądam teraz film karmiczny, ten, co wybrałem - powoli. Widzę swoje narodzimy - byłem nieźle nieprzytomny, jak się urodziłem. Przewijam dalej znajome rzeczy - doświadczenia - jedne łatwe, inne trudne. Dość ciężkie dzieciństwo - widzę, jak jestem bity przez ojca, czasami do nieprzytomności. Widzę jednak, że to pozytywnie wpływa na moje dalsze życie. Kopniaki od życia były mi potrzebne, by się wydostać z psychicznej beznadziei i pragnienia śmierci. Mój stan psychiczny do 14 roku życia jest podobny do stanu z przed śmierci w poprzednim życiu - często myślałem o samobójstwie i nie widziałem sensu w życiu, często ogarniała mnie głęboka depresja i beznadzieja. Przewijam dalej. Widzę momenty, gdzie zaczynam się interesować rozwojem duchowym i psychologią. Przewijam dalej - obecne lata. Widzę, jak poznaję moją obecną żonę. Przewijam dalej. To ciekawe! Stop! Widzę, że coś tu jest nie tak. Przyglądam się temu bliżej. Mam jakieś nieczyste intencje co do mego rozwoju duchowego. Po 5 latach wegetarianizmu zaczynam jeść mięso. Widzę, jak strasznie zaniża mi to energię i powoduje wiele przykrych stresów, niechęć do medytacji, afirmowania i jakiejkolwiek pracy ze sobą. Zaczynam mieć depresje i doły! Coś jest nie tak. Przyglądam się temu, co zwróciło moją uwagę - intencje!!! - uświadamiam sobie, że to są lęki przed oświeceniem, jakieś chore wyobrażenia, że oświecenie polega na rozpuszczeniu się w niebycie itp. Informuję o moich lękach terapeutę, a on cofa mnie pamięcią do momentu, kiedy po raz pierwszy pojawiło się u mnie przekonanie, że oświecenie polega na rozpuszczeniu się w niebycie.
Przeniesienie w czasie - znajome wcielenie. Już kiedyś je odreagowywałem, ale nie pod tym względem. Jestem ascetą i jednocześnie uczniem jakiegoś guru. Z ostatniej wizyty tutaj już wiem, że facet ma nierówno pod sufitem. Siedzimy w jakiejś sali, zadymionej kadzidłami opium. Guru siedzi przed nami i w jakimś nieprzytomnym uniesieniu opowiada nam o podstawowej praktyce, jaką jest zniechęcanie się do ciała i jego potrzeb. Należy ich się wyrzec razem z ciałem i jego pokusami, gdyż dopiero wtedy dusza wzleci wolna i będzie mogła się oświecić w niebycie, gdzie na powrót złączymy się ze świadomością Buddy i tym samym rozpuścimy się w niebycie, co jest swego rodzaju wyzwoleniem i wolnością od bólu i cierpienia na Ziemi - to jedyna i najlepsza droga!
Terapeuta wypowiada formułę sugerującą mi, bym się uwolnił od całego zaślepienia, że to jedyna i najlepsza droga. Ale ja go nie słucham, bo wiem, że to naprawdę jedyna i najlepsza droga. Mój świadomy umysł wyłapuje, że to totalna bzdura, ale ja - asceta z tamtego okresu - wierzę w to całkowicie i już mam postępy w postaci gangreny, i bardzo z tego jestem dumny! Terapeuta sugeruje mi, bym sobie uświadomił, co mi obiecano za wyrzekanie się ciała i potrzeb, co mi to miało dać. Uświadamiam sobie, że wolność od trosk i bólu oraz od zachłanności na materializm i przyjemność cielesną. Pragnienia! Tak! To one powodują niezaspokojenie i przywiązują nas do koła karmy, to przez to cierpimy. Terapeuta sugeruje mi, bym zobaczył na trzeźwo i przytomnie, tak naprawdę, do czego mnie to doprowadziło. (po chwili) Straszne! W następnym wcieleniu urodziłem się jako kaleka. Moje ciało było bardzo zdeformowane. Terapeuta sugeruje, bym również zobaczył na trzeźwo i przytomnie, jak mnie to doprowadziło do oświecenia i wyzwolenia z bólu, cierpienia i całego koła karmy. Dobra, już mi wystarczy - widzę, że to beznadziejna droga powodująca jeszcze większe narastanie karmy. Proszę o odreagowanie mi tego. Po chwili zostaję uwolniony od zachłanności na wyniszczanie ciała. Widzę, jak ta intencja przyciągała w moim życiu różne choroby, wypadki i, wydawało by się niechcące, okaleczenia (zacięcie się nożem itp.). Uwalniam się od tego. Czuję wielką ulgę. Zmienia mi się świadomość stosunku do własnego ciała - zaczynam je cenić i szanować, dbać o siebie. Za sugestią terapeuty uświadamiam sobie prawdziwe intencje guru, z jakimi on nam to wszystko wmawiał, i okazuje się, że facet naprawdę w to wierzył! Terapeuta podpowiada mi, bym zobaczył, do jakiego oświecenia go to doprowadziło i w jakim miejscu energetycznym jest to jego miejsce oświecenia. Uwalniam blokady świadomości i nawalenia z tamtego okresu i dostrzegam, gdzie go to doprowadziło - w następnym wcieleniu rodzi się jako niedorozwinięty fizycznie kaleka, zresztą tak samo jak większość z nas wtedy. Dostrzegam również miejsce oświecenia - okazuje się, że to jest bardzo brzydki i niski energetycznie poziom astralny. Brrrr… dreszcze. Energia tego poziomu niemal śmierdzi! Pojawia się znowu lęk przed oświeceniem i rozpuszczeniem się w niebycie. Zostaję od niego uwolniony - czuję wielką ulgę. Sugestia terapeuty, bym zobaczył teraz na trzeźwo i przytomnie, na czym polega tak naprawdę oświecenie i jakie są jego efekty.
Teraz już rozumiem cały problem - podświadomie się bałem, że oświecenie to całkowita anihilacja w niebycie. Na początku miałem cel we własnym rozwoju - chciałem wyjść z dołów, depresji i problemów, jakie miałem ze sobą. Następnie przyszedł czas na usamodzielnienie się od rodziców i jakiś konkretny związek partnerski. Lecz kiedy wszystko to osiągnąłem, nieuchronnie zacząłem kroczyć w kierunku oświecenia (czyt. totalnej anihilacji). Mojej podświadomości zaczęło się to nie podobać, więc zaczęła robić wszystko, by do tego nie doszło. Z początku odeszła mi ochota na medytacje, które zawsze sprawiały mi przyjemność, następnie na jakąkolwiek pracę ze sobą. Samo przebywanie w świadomym związku partnerskim powoduje, że pojawiają się sytuacje, które na bieżąco trzeba oczyszczać i uzdrawiać, co z kolei powoduje rozwój świadomości i mniej bagażu (karmy). Podświadomość, nie chcąc się rozwijać, musiała doprowadzić do takich sytuacji, które by ten rozwój hamowały lub nawet zatrzymały. Zatruwanie organizmu to jedna z nich. Nagminne spędzanie wolnego czasu, po kilkanaście godzin, przed komputerem (gry) i TV to druga... itp.
Po uwolnieniu lęków od razu rozszerzyła mi się świadomość i zobaczyłem prawdziwy efekt oświecenia, czyli totalną wolność osobistą od wszelkich ograniczeń i blokad, jednocześnie totalne spełnienie na wszystkich planach i poziomach mego istnienia. No, taki cel to mi się podoba!!!
Przesuniecie w czasie - jestem znowu przy filmie karmicznym - przesuwam dalej. Rok, dwa, trzy, cztery, pięć lat po ślubie jest naprawdę fajnie. Naprawdę udane małżeństwo, ale po drodze czeka nas jeszcze wiele procesów oczyszczających naszą psychikę i podświadomość. Widzę, jak pracujemy nad sobą i ze sobą, by nam było razem naprawdę dobrze. Rozwijamy się duchowo - zawsze tak chciałem! Przewijam dalej. Widzę niejasno, wszystko zamazane. Proszę terapeutę, by mi uwolnił blokady i lęki przed zobaczeniem dalszej przyszłości. No, już lepiej. Bałem się zobaczyć swoją śmierć. Przewijam dalej. Widzę przyszłość, ale nie widzę końca. Nie rozumiem dlaczego, przecież widzę wyraźnie - to już nie są moje bloki psychiczne przed zobaczeniem, bo nic takiego nie czuję. Dostaję wyjaśnienie od mojego przewodnika duchowego. Tłumaczy mi, że wszystko widzę dobrze. Poprzez moją pracę nad sobą, pewne rzeczy zostały wyczyszczone, gdyż je uzdrowiłem, i przyszłość od tego momentu nie jest określona, jest tylko wiele opcji i rozgałęzień. Nagle widzę je wyraźniej. Tłumaczy mi, że po 40-stce wszystko zależy ode mnie i mojego nastawienia do życia, sam kreuję przyszłość - rozumiem, o co mu chodzi. Z ciekawości przechodzę na wersję średnią i najgorszą. Ups! Brak dostępu. Otrzymuję informację, że one nie są już aktywne, gdyż wybrałem pierwszą wersje. Tłumacze mojemu przewodnikowi, że jestem ciekaw tamtych i chciałbym je zobaczyć. Zostają odsłonięte. Przeglądam średnią: dzieciństwo takie sobie, nic specjalnego, poza tym, że od początku bardzo dobrze mi się wiedzie w szkole. Wracam do pierwszej wersji i patrzę, dlaczego w obecnym życiu zawsze mi szło tak beznadziejnie. Już widzę. Kopniaki od życia niezbyt pozytywnie wpływają na chęci i zdolności do nauki. No cóż, coś za coś. Wracam do średniej i przewijam dalej - wyższe studia, marketing itp. Przewijam trochę szybciej. Jestem dyrektorem jakiejś firmy. Jestem gruby i łysy. Nie podoba mi się to za bardzo - jestem strasznie poblokowany. Przez tłumienie uczuć mam wrzody na żołądku, bóle krzyża i coś z sercem - to stres. Małżeństwo takie jakieś beznamiętne. Jesteśmy ze sobą z przyzwyczajenia, ale nie czujemy miłości do siebie - żenada. Umieram na zawał między 60 a 70 rokiem życia. Zwyczajne życie szarego człowieka. Nic ciekawego.
Przechodzę do najgorszej wersji. Przewijam dość szybko. 25 lat - mam wypadek samochodowy w stanie naćpania. Tracę nogi w kolanach i jestem inwalidą na wózku inwalidzkim do końca życia. Ciężka sprawa.
Mam już trochę dość. Proszę terapeutę, by mnie wyprowadził z sesji.
Wybaczanie - sposób na zdrowie, szczęście i sukces!
Chciałbym się z wami podzielić jednym z największych i najpotężniejszych procesów uzdrawiających, jaki mi było dane przeżyć i doświadczyć w moim życiu. Wprowadził potężne, pozytywne zmiany we wszystkich sferach mego życia oraz na wszystkich planach i poziomach mojego istnienia.
Noszenie do kogoś urazy w sercu jest najbardziej wyniszczającym stanem naszego ducha.
"A Course of Miracles", lekcja 122 mówi: "Wybaczenie da ci wszystko, czego najbardziej pragniesz. Pragniesz szczęścia, daje ci go wybaczenie. Pragniesz spokoju umysłu, poczucia sensu istnienia, wartości i piękna, które góruje nad światem, czy pragniesz opieki, bezpieczeństwa i ciepła, które daje zawsze oparcie, czy pragniesz niezmąconej ciszy, głębokiego, trwałego ukojenia, wspaniałego, niezmąconego odpoczynku, zdrowia - to wszystko właśnie daje i ofiaruje ci wybaczenie."
Większość problemów i trudności w różnych sferach naszego życia, jak np.: finanse, zdrowie czy związki partnerskie, ma swoje przyczyny w nagromadzonych i stłumionych emocjach, które nie zostały wyrażone w zdrowy, bezpieczny sposób. Oceniliśmy je jako złe, przykre i bolesne dla nas. Lęk przed doświadczeniem ich spowodował, że wyparliśmy je do naszej podświadomości, by ochronić siebie przed nimi. Tłumienie ich i trzymanie w sferze nieświadomości pochłania bardzo dużo naszej energii witalnej i kosztuje wiele wysiłku, co znacznie odbija się na zdrowiu. Często pod tym, co lekarze nazywają nowotworem, ukrywa się stłumiony, wielki żal i zawzięta nienawiść.
Co daje "Proces Wybaczania"?
Samo powiedzenie: wybaczam, nic nie daje, a zwłaszcza kiedy mówimy to, by tylko powiedzieć. Nasz żal i zranienie trzymamy głęboko w sercu. Z czasem, by zapomnieć i już nie czuć, wypieramy tą cierpiącą część nas do podświadomości. Każdy trzymany przez nas żal, zranienie i pretensja jest jak cegła, która tworzy wokoło nas mur. Mur, który odgradza nas od bliskich i znieczula na miłość. Mur, który odcina nas od szczęścia, spełnienia i spokoju ducha, zamykając nas w więzieniu własnej nienawiści. Budujemy go i pielęgnujemy, gdyż boimy się, że znowu nas zranią. Odgrodzeni od wszystkiego, cierpimy w samotności. Z czasem mur jest już tak potężny, iż nie doświadczamy spoza niego nic, oprócz naszego bólu i żalu. Zaczynamy postrzegać, że mur, na który się bezustannie natykamy, to rzeczywistość i prawda o świecie poprzez pryzmat naszych żalów i zranień. Nasi bliscy stają się dla nas naszymi wrogami i osobami raniącymi nas, kiedy w rzeczywistości dotykają oni naszych zranień, gdyż one odgradzają nas od nich. Za każdym razem, kiedy doświadczamy bólu i zranienia, jest to próba wyzwolenia nas z więzienia własnych urojeń i zranień, pokazując nam, co nas ogranicza, więzi i zabija... Często nasz własny mur łączy się z osobistym murem bliskiej nam osoby. Burząc go, robimy wyrwę w murze osoby, którą kochamy, i w ten sposób istniejące dotąd podziały przestają istnieć - brat znowu staje się bratem, żona najbliższym przyjacielem, a matka i ojciec rodzicem, jakiego zawsze potrzebowaliśmy. Dlatego uważam, że "Proces Wybaczania" jest jednym z poważniejszych praktyk na ścieżce samorozwoju i samorealizacji.
Jest wiele metod wybaczania, np.: "metoda pisania listów", "Oczy Karmy" (dla ludzi lubiących rytuały), jednak często nie są one tak precyzyjne jak metoda, którą chcę wam przedstawić. "Proces Wybaczania" jest rodzajem pracy z podświadomością, gdyż tam najwięcej mamy ukrytych żalów i pretensji (o większej części z nich już dawno zapomnieliśmy, gdyż zostały stłumione i wyparte z naszej świadomości). Z wybaczaniem nieodzownie łączy się bezustanne podnoszenie samooceny. Jeżeli pracujemy nad podniesieniem swego poczucia własnej wartości, łatwiej jest nam wtedy wybaczać, a jeżeli pracujemy nad wybaczeniem, o wiele łatwiej (prawie samoistnie) podnosi się nam wtedy samoocena, co jest równie ważne jak samo wybaczanie.
Najlepiej założyć sobie gruby zeszyt, gdyż będzie trochę pisania :-) Codziennie 60 razy (To ważne! A im więcej, tym lepiej) piszemy pewne zdanie. Ja rozdzieliłem sobie po 30, rano i wieczorem. Owo cudowne zdanie brzmi mniej więcej tak: "JA, (nasze imię), wybaczam już teraz wszystko całkowicie i raz na zawsze tobie (osoba, której wybaczamy) i to, że........................... (tu wpisuje się pierwszą myśl, jaka przychodzi nam do głowy, co jej wybaczamy, niezależnie jak głupia, straszna, śmieszna, bulwersująca czy wstydliwa jest ta myśl - po prostu wpisujesz ją). Jak się nic nie pojawia, piszemy samo zdanie.
Wybaczanie powinno się kontynuować dotąd, aż przestaną pojawiać się wszelkie negatywne myśli, doznania, a na koniec po prostu powinniście czuć do tej osoby miłość. W trakcie pisania będą pojawiać się różne myśli i emocje. Zalecam w tych momentach głębszy oddech i pozwolić sobie płakać, jak zachodzi taka potrzeba.
Jest to bardzo mocny i skuteczny proces. Wymaga wiele odwagi i zaparcia. Zresztą przychodzi taki moment, że bez tego ani rusz. Standardowo należało by zacząć od matki, następnie ojcu, samemu sobie, byłym partnerom i obecnemu, rodzeństwu, Bogu... i komu tam jeszcze przyjdzie nam do głowy. Moim zdaniem jednak, jeżeli już ktoś się decyduje przejść proces wybaczania, robi to z jakiejś potrzeby, i wtedy kolejność, komu wybaczyć, a komu nie, przychodzi sama. Z wybaczaniem samemu sobie jest trochę inaczej, gdyż trudno jest wybaczyć sobie, jeśli pierwszą pojawiającą się myślą jest to, że... "jestem głupi". Wtedy z reguły podświadomość buntuje się, że głupim się po prostu jest i tyle. Takich rzeczy nie da się wybaczyć sobie, a należy wybaczyć osobom, które nam to wmówiły!
UWAGI - czyli parę ważnych rzeczy na temat "Procesu Wybaczania"
Należy pamiętać, że wszystkie negatywne myśli pojawiające się na końcu pisanego przez nas zdania są to rzeczy wychodzące z naszej podświadomości. Są to nasze rany, żale i pretensje, które zalegają w nas i zżerają nas od środka.
Wybaczamy nie po to, by wybaczyć tej osobie, ale po to, by uwolnić się od emocji i toksyn, jakie wytwarzają one w naszym organizmie, a także by żyło się nam lżej i przyjemniej.
Cały proces wybaczania NIE MA NIC WSPÓLNEGO!!! z osobą, której wybaczamy. Jest to nasz osobisty proces oczyszczania się z negatywnych emocji i uczuć, by przede wszystkim nam było lżej! Niestety prawda jest taka, że jeżeli mamy do kogoś żal lub złość, to jedyną osobą, która na tym cierpi, jesteśmy my sami. Z reguły nasz "oprawca" nie zdaje sobie często sprawy, że aż tak cierpimy.
Dobrze jest głębiej oddychać podczas pisania, a gdy wychodzą trudne rzeczy - troszkę szybciej, gdyż przez świadomy, połączony oddech uwalniamy 80% toksyn z organizmu.
Jak już przestaną się pojawiać negatywne przekonania, dobrze jest po tygodniu, a później po miesiącu, sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w pełni wybaczone i czy pojawiają się jeszcze jakieś negatywne emocje i myśli. Jeżeli nie, to gratulacje!
Często się zdarza, że jak wychodzi jakiś żal, może się on pojawiać przez następne kilka kolejnych zdań. Pozwólmy sobie to pisać, lecz uważajmy, aby nie ulec hipnotyzmowi. Objawia się on tym, że piszemy o jednym, a myślimy, co tam w telewizji leci wieczorem - takie pisanie się nie liczy. Zwróć wtedy szczególną uwagę, co piszesz, bo właśnie od tego zaczynasz uciekać, a jest to z reguły najważniejsza rzecz do uzdrowienia.
Kiedy napotkasz opory przy pisaniu, napisz wtedy coś w stylu: Uwalniam się już teraz od całej zawziętości, z jaką trzymam się tego (...), np: żalu, złości itp. W zależności co tam komu wychodzi.
Z im większą szczerością podchodzimy do siebie podczas tego procesu, tym większe efekty to daje.
Moja klientka niedawno zaczęła robić ten proces i po paru tygodniach pisania, o dziwo!, były mąż, który od dwóch lat nie utrzymywał z nią żadnych kontaktów, nagle zaczął się interesować dziećmi i nawet sam z siebie podniósł alimenty. Nagle zaczęli się dogadywać na płaszczyźnie bardziej przyjacielskiej niż wrogości, jak do tej pory.
Jest to proces, który ma wpływ na całe życie.
Kiedy uzdrawiamy relacje z: Mamą - oczyszczają się relacje ze wszystkimi kobietami w naszym życiu. Jeżeli ktoś ma problemy z żona, teściową, szefową itp. - obowiązkowo!
Ojcem - oczyszczają się relacje z wszystkimi mężczyznami w naszym życiu. Podobnie jak wyżej, plus relacje z Bogiem (po części).
Samym sobą (BARDZO WAŻNE!!!) - oczyszczają się relacje z całym niemal światem. Już się nie jest tą samą osobą co przedtem. Daje niesamowitą wolność, otwiera drogę do sukcesu i wszystkiego, czego do tej pory pragnęliśmy. Człowiek bardziej jest otwarty na miłość, a na pewno o stokroć mniej przyciąga i prowokuje innych, by go ranili. Świat i ludzie stają się bardziej przyjaźni. Wszyscy i wszystko zaczyna sprzyjać.
Partnerem, partnerką - wiadomo. Niezbędne jest, by wybaczyć również wszystkim poprzednim. Oczyszcza to przyszłe relacje i uzdrawia obecne związki niemal w magiczny sposób. :-)
Bogiem - hmm... - tę kwestię pozostawiam osobistemu osadowi i wewnętrznej potrzebie każdego. Ja osobiście wybaczałem Bogu z czystej ciekawości, jakie zmiany wywoła to w moim życiu, i byłem bardzo zaskoczony, jak wiele miałem do Niego żalów, zgryzoty i wściekłości. Nie miałem pojęcia, że w ogóle coś takiego w sobie trzymam. Dzięki temu zacząłem bardziej rozumieć, czuć i doświadczać swoją duchową stronę, a która często była później dla mnie bardzo mocnym wsparciem w ważnych i trudnych chwilach.
Jakby były jakieś pytania, jestem do usług.
Uzdrawianie Duchem - uzdrawianie Światłem
Moje spotkanie z Uzdrawianiem Duchowym zaczęło się trzy lata temu i stało się uwieńczeniem moich poszukiwań złotego środka. Ukoiło uczucie, jakie towarzyszyło mi przy różnych terapiach, praktykach duchowych i różnego rodzaju technikach, z jakimi pracowałem z samym sobą, a z czasem i z ludźmi, którzy przychodzili do mnie i prosili o pomoc.
Uczucie to zawsze gdzieś w głębi mej istoty podpowiadało mi, że to, co do tej pory poznałem, to jeszcze nie to, że gdzieś jest dla mnie coś jeszcze pełniejszego, mniej inwazyjnego i doskonalszego, a zarazem czystego duchowo - pełnego Miłości, Prostoty i Prawdy. To uczucie prowadziło mnie do wciąż nowych poszukiwań i poszerzania świadomości, w końcu napełniło się radością przy spotkaniu z "Uzdrawianiem Duchowym". A przynajmniej jest tak do teraz :)), gdyż zawsze towarzyszy mi jeszcze jedna, stała i niezmienna "świadomość", napełniająca mnie dreszczykiem emocji i pasją odkrywcy - od zawsze, bez względu na czas i miejsce, w jakim się znajdowałem, i bez względu na to, co nowego odkrywałem, pojawiała się ta sama myśl, ta sama świadomość - "To dopiero początek!". Tak też jest i teraz...
Wszystko, co napisałem poniżej, jest moim osobistym zdaniem i pewnym subiektywnym punktem widzenia i postrzegania, w którym za rok albo dwa z pewnością wiele ulegnie zmianie - miejcie to na uwadze. Pewną trudność sprawiło mi zamknięcie w słowie pisanym często bardzo subtelnych przeżyć i energii. Bardzo często miałem wrażenie, że opisując coś, czego doświadczyłem, zabijam to, określając to jakimś słowem, które tylko minimalnie opisuje daną rzecz.
UZDRAWIANIE Z POZIOMU EGO
Poziom Uzdrawiania Ego pojawia się, gdy uzdrowiciel sam ocenia, co i jak uzdrowić, na podstawie wyuczonej wiedzy, a nie wiedzy choćby odebranej z duchowego pola informacyjnego roztaczającego się wokół klienta, na podstawie której spokojnie można przeprowadzić analizę i diagnozę. Diagnoza zostaje oparta na wyuczonej wiedzy o problemie i stosowaniu technik postępowania adekwatnych do zauważalnych objawów. Dochodzi do sytuacji, w której klient z bólem fizycznym bądź emocjonalnym przychodzi po pomoc. W ciele energetycznym widać u niego zaburzenia, odbarwienia aury, braki energii itp. Uzdrowiciel, zgodnie z posiadaną wiedzą, ładuje energię tam, gdzie jej brakuje. Nie obchodzi go przyczyna zaistnienia takiego stanu. On po prostu zabiera się za łatanie dziur w aurze, doładowuje czakramy, ustawia energię człowieka tak, jak myśli, że powinno być, robiąc różne inne tego typu zabiegi, mające na celu doprowadzić ośrodki energetyczne w ciele i aurze do stanu według niego "naturalnego". Przyczyna nie zostaje uzdrowiona, więc z reguły na długo takie doenergetyzowanie nie wystarcza. Tak mniej więcej przebiega zabieg uzdrawiania u potencjalnego uzdrowiciela.
CIEMNA STRONA MOCY... (widziana z poziomu EGO)
Jak wszem i wobec wiadomo, form uzdrawiania jest tyle, co grzybów po deszczu, a z każdym rokiem jeszcze ich przybywa. Nie wspominając już o samych uzdrowicielach. Wystarczy zrobić kurs jakiejkolwiek formy bioenergoterapii - i mamy kolejnego uzdrowiciela.
W momencie kiedy zdolności bioenergoterapeutyczne nie wynikają z poziomu rozwoju duchowego, a z weekendowego kursu jakiejś tam bioenergoterapii, "uzdrowiciel" nakładający ręce, ładujący i przesyłający w chore i zbolałe miejsca energię ze swojego ciała do ciała osoby "chorej" jest w stanie "pomóc" przeważnie tylko na krótki czas i tylko tym, którzy mają niższą energię od niego samego. W bardzo wielu przypadkach energia, która jest przesyłana, bazuje na czerwonej, niskiej energii z różnorakimi zabarwieniami mentalnymi, wielorakimi myślokształtami, dążeniami i oczekiwaniami EGO oraz nie zawsze czystymi intencjami, nie wspominając już o materiale, jaki zalega w podświadomości, a który często jest również aplikowany nieświadomie osobie potrzebującej. W wielu przypadkach, nawet jeżeli intencje są szczere, dany bioenergoterapeuta nie zdaje sobie sprawy z tego, co kryje jego podświadomość, i nieświadomie dzieli się jej zawartością z osobą przychodzącą po pomoc. Mało kiedy również zdaje sobie sprawę z różnych swoich własnych nieświadomych podłączeń do różnych "bocznych" kanałów i sfer astralnych, skąd czerpie energię.
W sytuacji, kiedy do bioenergoterapeuty przychodzi osoba o wyższej energii, zostaje ona podładowana i zaburzona, jej stan na krótką chwilę częściowo się poprawia, by później diametralnie się pogorszyć. Wielu tego typu uzdrowicieli ma bardzo poważne problemy zdrowotne i emocjonalne. Podczas zabiegów szybko się meczą, gdyż nie dość, że dosłownie "wypruwają" się ze swojej własnej energii, to zdarza się często, iż mają zakodowane w podświadomości ślubowania "Bodhisatvy". Ślubowania "Bodhisatvy" polegają na świadomym tudzież często nieświadomym, wyraźnym ściąganiu z człowieka (i nie tylko) wszelkich czarnych i syfiastych energii do czakramu serca, w celu dokonania (z wielkim wysiłkiem) urojonej transformacji czarnej, ciężkiej energii na miłość (transformacja oczywiście nigdy nie następuje). Odbija się to bardzo mocno na zdrowiu klienta i nieświadomego uzdrowiciela. Osoby ze ślubowaniami "Bodhisatvy" są bardzo wyczulone na niskie emocje i energie, często również posiadają trudną do opanowania chęć niesienia pomocy innym. Zdarza się, iż można przy bioenergoterapeutach znaleźć mniejszą lub większą grupkę duchów opętujących i różne inne tego rodzaju paskudztwa, przejęte od swoich pacjentów. Czasami można spotkać duchy, które pomagają takiemu uzdrowicielowi "uzdrawiać", z czego ten jest bardzo zadowolony i czuje się wyróżniony, nieświadom ogromnej ceny, jaką za to płaci, w postaci utraty dość sporej energii na utrzymanie takiego chowanka, jak również zamkniętej drogi do dalszego rozwoju, gdyż taki chowanek karmi się energiami niższego rzędu i dlatego hamuje i nie pozwala swojemu żywicielowi tak łatwo podnieść się w wibracjach i rozwoju. Spotkałem się również z przypadkiem, kiedy jedna z "poważniejszych" uzdrowicielek polskich, szczycąca się wielkim szacunkiem i sukcesami, miała problem z synem, który mdlał co pewien czas bez żadnej przyczyny. Mimo sukcesów w swej branży była bezsilna, tak samo jak lekarze. Po głębszym zbadaniu sprawy okazało się, że sukcesy swe zawdzięczała również energii swego syna, której używała nieświadomie do uzdrawiania innych. Straszne, ale prawdziwe...
Większość różnorakich uzdrowicieli nastawiona jest, tak samo jak dzisiejsza medycyna, na usuwanie dolegliwości, a nie ich przyczyn. Manipulują energiami na czakramach, ładują i rozczesują aurę. Przypomina to remont mieszkania, zaczynając od tynku ze strony podwórka, zapominając o wnętrzu i duszy. Zapomina się o tak ważnych rzeczach jak uszanowanie wolnej woli drogi duszy i działanie tylko i wyłącznie zgodnie z najwyższym dobrem danej istoty i planem Boskim, a tego nie zna nasze "EGO", tylko nasze "Wyższe JA".
Niektórzy uzdrowiciele robią większe szkody niż niejeden lekarz. Przypomina to narzucenie na osobę potrzebującą pomocy gotowego mentalnego szablonu - wyuczonych pojęć i książkowych zagadnień, mówiących mu, gdzie jest problem i jak powinno wyglądać uzdrowienie - i na podstawie tego szablonu obcina on wszystko, co do niego nie pasuje. Proces uzdrawiania w takim przypadku przypomina bardziej gwałt i próbę zmiany człowieka z punktu widzenia własnego EGO i jego widzimisię. To, co miało być uzdrowieniem, staje się zwykłym gwałtem i manipulacją energetyczną na czakramach, polegającą na wrzuceniu mentalnych presji i programów działania, by doprowadzić stan aury, czakramów i ciała do zdrowia, a przecież stan aury, poszczególnych czakramów, jak i zdrowia zależy głównie i przede wszystkim od stanu ducha i rozwoju danej istoty. Od jej stopnia zharmonizowania z planem Boskim, własną drogą i duszą. Czakramy i aura są tylko odbiciem tego, co naprawdę jest w naszym duchu, są bezpośrednio związane z energetyką ciała, zmieniają się wraz z naszym osobistym, wewnętrznym rozwojem duchowym oraz stanem psychicznym i emocjonalnym. Same! Bez naszej jakiejkolwiek ingerencji. Nasza aura i czakramy zmieniają zabarwienie tysiące razy w ciągu dnia, są odbiciem naszego samopoczucia i duchowego poznania. Spotykam czasami osoby, które mają bardzo "ładne" czakramy i aurę tylko dlatego, iż poświęcają swojej energetyce i jej wyglądowi więcej czasu niż swojemu wnętrzu i duchowi. Niektórzy są aż tak przewrażliwieni na tym punkcie, że poprzez wizualizacje i mentalne swoje własne presje tworzą coś w rodzaju "kalki astralnej", która jest tworem mentalnym ich wyobrażeń na temat swojej aury, "świetlistych" czakramów i wysokiego stopnia własnego rozwoju. Kalka ta przysłania prawdziwy obraz czakramów. Wystarczy jednak, by taka osoba spotkała np. swojego byłego męża i w jednej chwili wszystko leży w gruzach. Życie zawsze pokazuje prawdę...
Spotyka się również "silne duchowo dusze", które specjalnie wybierają sobie trudne warunki i okoliczności narodzin i życia, gdyż ciągu jednego wcielenia są w stanie dokonać transformacji tego, co większość rozkłada sobie na dziesiątki wcieleń. Widząc takiego człowieka, możemy zobaczyć, iż stan jego aury i czakramów wcale nie świadczy o tym, że ta osoba coś sobą znaczy "duchowo" lub jest na wysokim stopniu rozwoju duchowego. Dopiero kiedy spojrzymy duchowym wzrokiem na jego istotę duchową, na niego jako całość, a nie tylko na jego psychoenergetykę, to może się okazać, iż jest to potężna Istota Duchowa.
"Mało kiedy ci wielcy rzucają się w oczy wielu. Jeszcze rzadziej ci, którzy są wielcy dla wielu, są wielcy i w duchu".
CIEMNA STRONA MOCY... (widziana z poziomu światła)
Jak wszem i wobec wiadomo, wszystko jest doskonałe i wszystko służy najwyższemu dobru :)) Nie ma zła, a wszelka ciemność, ból i cierpienie, jakie ludzie sobie fundują, pochodzi z zawężenia świadomości i przez to błędnego postrzegania, kim naprawdę jesteśmy i jaki jest prawdziwy nasz wymiar i cel tego wszystkiego.
Niekompetentni uzdrowiciele są niczym innym jak kreacją samych klientów, którzy potrzebują takiego doświadczenia, żeby móc sobie coś uświadomić i uzdrowić, albo zaszkodzić. Jest to spowodowane jakością i rodzajem naszych intencji wobec nas samych, świata, życia, rozwoju duchowego - wszystkiego. Każdą praktykę duchową można użyć tak, by przynosiła korzyści i oświecała, lub sprowadzała na manowce i zakłamywała. To, jak nam idzie, zależy od naszych prawdziwych, świadomych i podświadomych, intencji. Jedynym wyjątkiem w tej sprawie jest poddanie się opiece Wyższej Instancji, która wie, jak nas poprowadzić, byśmy wyszli na swoje, nawet jeżeli siedzimy w najgłębszym bagnie, gdzie światło nigdy nie dociera. Kiedy mamy czyste intencje wobec siebie, nawet najgorszy terapeuta czy uzdrowiciel jest w stanie nam pomóc. Nasze czyste intencje ochronią nas przed każdą szkodliwą energią. A uzdrowiciel działający z poziomu EGO, czy nawet wampir energetyczny, będzie bezsilny, jeżeli mamy wobec siebie czyste intencje. Po prostu, jeżeli się ma czyste intencje wobec siebie, życia i rozwoju duchowego, na naszej drodze nigdy nie spotkamy czegoś, co mogłoby nam zaszkodzić. Człowiek z nieczystymi intencjami, np. "z pragnieniem zniszczenia siebie", wykorzysta wszystkie drogi i możliwości, nawet najdoskonalsze techniki rozwoju duchowego, by wypełnić swój cel, zwłaszcza jeżeli intencja ta jest nieuświadomiona. Będzie potrafił tak zmanipulować wszystko i wszystkich, iż dostanie to, czego szukał. Z tego samego powodu jest również dużo szumu wobec regresingu (niehipnotycznego). Jest to potężne narzędzie do pracy z najcięższymi wzorcami i skrzywieniami umysłu i ducha. Tam, gdzie medycyna i psychiatria już dawno postawiła krzyżyk na człowieku, regresing często robi cuda, wszystko zależy od intencji klienta. Spotkałem też kilka osób, które użyły regresingu tylko i wyłącznie po to, by przypomnieć i odnowić sobie dawne, chore, niszczące zapędy, broniąc się rękami i nogami, często nawet raniąc swego regresera, by ten nie uwalniał ich od cennych dla nich urojeń, tak dalece były one dla nich prawdziwe, atrakcyjne i ważne, iż chcieli je świadomie kontynuować w obecnym życiu.
Nasze intencje wobec siebie determinują, czy dany uzdrowiciel nam pomoże, czy zaszkodzi. Człowiek, który ma intencje samozniszczenia, tak zmanipuluje podświadomie swego uzdrowiciela, iż ten, choćby nie wiem jak był dobry w swym fachu, da mu tylko taką energię, którą będzie mógł wykorzystać do zniszczenia siebie. Będzie jednak bezsilny tylko wobec jednego rodzaju uzdrowicieli, tych, którzy działają na wyższych planach duchowych i pod opieką Boga, tam bowiem podświadome manipulacje, urojenia i astralne "moce" nie mają żadnej mocy. Światło zawsze rozświetla mrok...
POZIOM EGO I POZIOM ŚWIATŁA
Żyjemy w dualnej rzeczywistości: miłość i lęk, światło i ciemność, dobro i zło, życie i śmierć, Bóg i EGO. Między jednym i drugim istnieje wolny wybór, którego dokonujemy myślą, mową i czynem. Z dotychczasowych moich doświadczeń wynika, iż można przebywać tylko w jednym stanie, nie można czuć miłości i lęku jednocześnie, być w świetle i doświadczać ciemności, być w Bogu i żyć w iluzji EGO.
Nasza świadomość oddzielenia, EGO, to nasza własna, zawężona boska świadomość. Przez brak widzenia całości, przez brak dostrzegania prawdy, z powodu poczucia oddzielenia od całości, nasza zawężona świadomość zaczyna oceniać i kierować się szczątkowym poznaniem, uznając szczątkowe i zatarte fragmenty prawdy za całość i ostateczną rzeczywistość. Bazując na pamięci pokoleń, a nie na własnym teraźniejszym poznaniu i doświadczaniu, kieruje się głównie wiedzą "innych", również zawężonych świadomości. Ego nie zdaje sobie sprawy ze swoich ograniczeń. Wierzy tylko i wyłącznie w to, czego dotknie i doświadczy, reszty nie ma, bo jej nie widać. Na podstawie tych szczątkowych informacji buduje swój świat zachowań, wierzeń i reakcji, zawężając swoją świadomość jeszcze bardziej. Kiedy pojawia się coś spoza jego zamkniętej sfery tylko sobie "znanego" świata, coś, czego nie zna i nie rozumie, ocenia jako obce (co odczuwacie, jak słyszycie, że coś jest obce i nieznane?). Wszystko, co odbieramy jako obce, rodzi strach, a to, czego się boimy, spychamy do podświadomości i uznajemy jako ZŁE!!! Tak powstała legenda o złu tego świata, o Szatanie, mocach ciemności i piekle. Wszelkie zło tego świata pochodzi z naszej zawężonej świadomości i niezrozumienia prawdy, iż wszystko jest Dobrem. Iż wszystko jest doskonałe, gdyż wszystko, co jest, to my sami. Jak byśmy się zachowywali, gdybyśmy nagle stracili pamięć i świadomość posiadania rąk? Budzimy się i nagle zdajemy sobie sprawę, że po obu stronach znanego nam ciała wiszą jakieś straszne odrosty. Pierwszą naszą reakcją byłoby, że się nam coś stało - coś nam wyrosło lub coś się do nas przyczepiło, coś wczepiło, lub nawet wgryzło się... Wasza podświadomość podałaby wam zaraz długa listę nieznanych rzeczy, których się boi, o których słyszała, że są niebezpieczne i śmiertelne.
To, czego się boimy, rządzi nami. To, co sobie uświadamiamy, nie ma już nad nami takiej mocy. To, co poznajemy, staje się naszym sprzymierzeńcem...
Poznając zawartość podświadomości, okazuje się, iż cała jest wypełniona różnymi podzielonymi osobowościami i podosobowościami. Są to jakby zagubione kawałki nas samych, wyparte, stłumione przez błędne postrzeganie i rozumienie rzeczywistości gdzieś po drodze życia. Wszystkie razem tworzą naszą iluzję, EGO. Za każdym razem, kiedy doświadczenie, które w danym momencie stawało się naszym poznaniem, nie było przez nas rozumiane, odkładaliśmy tę "nie rozumiejącą" część nas na "dolną półkę", tworząc tym samym nasz kolejny wzorzec, gdyż od tego momentu zaczynamy kontrolować nasze życie, bojąc się, by już nigdy się nie powtórzył. Poznanie daje wolność...
Jest dużo szumu wobec karmy i jej obciążającej mocy. Regresing (niehipnotyczny) dał mi bardzo czysty i świadomy wgląd w prawo karmy, jej przyczyny i skutki. Okazało się, iż karma powstaje (gromadzi się) w momencie, kiedy błędnie odbieramy, rozumiemy i postrzegamy boską rzeczywistość, a co się z tym wiąże, i doświadczenie, jakie ona ze sobą niesie. Karma znika w momencie zrozumienia "błędu" w postrzeganiu i w taki sposób nic nie tracimy z doświadczenia rzeczywistości. Doświadczenie daje "poznanie". Dzięki doświadczeniu poznajemy głębiej siebie i ostateczną prawdę. Karma to taki worek, do którego na Ziemi wkładamy nasze Wielkie Skarby, których na danym etapie doświadczenia i poznania nie byliśmy w stanie dostrzec i zrozumieć. Gromadzimy karmę, by żadne doświadczenie i szczęście płynące z poznania prawdy nigdy nas nie ominęło.
Kiedy patrzy się na wszystko z "Poziomu Światła", wszystko we wszechświecie jest doskonałe. Początkiem wszystkiego, każdego działania, zaistniałej sytuacji i ruchu we wszystkim, jest Boska Istota - "Prazasada", która jest wszystkim, co jest. Dlatego każde doświadczenie jest doskonałe i wnosi coś niepowtarzalnego i bardzo istotnego dla nas. Mamy wolną wole, która jest niezbędna do tego, by poznać siebie, by wybrać siebie. Każdy wybór jest doskonały, jest prawidłowy, jest konieczny, byśmy poznali siebie. Wszystko ma sens i prowadzi do doświadczenia prawdy o sobie i do jej odkrycia. Nic nie jest bez znaczenia i z przypadku. Wszystko jest poznaniem. Wszystko jest Bogiem w działaniu. Nie doświadczamy tego, gdyż, otoczeni iluzją zawężonej świadomości, jesteśmy w procesie poznawania. Cierpimy, gdyż nie dostrzegamy prawdy. Życie na Ziemi to tylko krótka chwilka naszego nieśmiertelnego, wiecznego życia duchowego.
Każdy problem na tej planecie wynika z braku połączenia ze źródłem. Braku istnienia w jedności ze swą duszą i Bogiem poprzez zagubienie w iluzji fałszywej osobowości, czyli EGO. Nigdy dotąd w dziejach ludzkości nie było tego widać jak teraz i nigdy wcześniej nie byliśmy tak blisko przejrzenia "iluzji oddzielenia"...
Światło i Miłość - baza wszystkiego - przenika nas bezustannie, wszystko w około promieniuje i bazuje na ich energii, jesteśmy bezustannie, od prapoczątków zanurzeni w Bogu. Istniejemy i żyjemy w Nim. Nie jesteśmy oddzieleni od Niego, gdyż poza Nim nic innego nie istnieje. Wszechświat materialny jest Jego ciałem, jedną z form przejawiania się. Wszechświat duchowy jest Jego duchem, formą doświadczania go.
W rzeczywistości istnieje tylko jedna energia, której poprzez ocenę nadajemy wibrację, zabarwienie i formę. Sama energia się nie zmienia, zmienia się forma, w jakiej się ona przejawia, i nasza uwarunkowana reakcja na nią.
Wszystko, co nas spotyka, ma za zadanie nas wzmocnić i przebudzić.
W momencie kiedy zostaje przywrócone połączenie (które de facto nigdy nie zostało przerwane), samoistnie, naturalnie następuje uzdrowienie i powrót wszystkiego do doskonałości. Życie samo zaczyna się troszczyć o nas i o wszelkie nasze potrzeby.
Uzdrawianie Duchowe nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek formą bioenergoterapii czy inną formą przekazywania energii z ciała uzdrowiciela do ciała osoby uzdrawianej. Uzdrawianie Duchowe wymaga osiągnięcia pewnego stanu ducha, który inicjuje cały proces uzdrawiania. Uzdrawianie Duchowe nie ma nic wspólnego z żadną religią czy wyznaniem. Jest czystym kontaktem z Istotą, którą wszyscy umownie nazywają Bogiem, w stanie wiary i jedności z "Tym, Który Jest", gdzie główną i jedyną Istotą uzdrawiającą i działającą jest STWÓRCA, a wszystko, co się dzieje, dzieje się tylko i wyłącznie za Jego sprawą i mocą.
UZDRAWIANIE - PIERWSZE PRÓBY I BŁĘDY
Pierwsza zasada, której musiałem się nauczyć, a raczej oduczyć, brzmiała: "Przestań robić cokolwiek, przestań uzdrawiać, przestań chcieć uzdrowić kogokolwiek i cokolwiek, a naucz się oddawać i pozwalać Bogu, by to robił. Ty tylko prosisz o to w stanie wiary i patrzysz, co się dzieje - nic więcej". I to było na początku najtrudniejsze dla mnie. Wiele osób, ze mną na czele, automatycznie działało z drugiej czakry i posyłało prośbę gdzieś tam w astral (do swojego mentalnego wyobrażenia Boga) z chęcią (pragnienie = działanie EGO) uzdrowienia danej osoby, wysyłając swoją energię nieświadomie zabarwioną różnymi myślokształtami oraz wyobrażeniami, jak powinien wyglądać i jak przebiegać cały proces uzdrawiania. Niektórzy nieświadomie próbowali astralnymi rękami naprawiać chore organy (tzw. operacje fantomowe). Wizualizowaliśmy światło, tworząc w ostateczności tylko myślokształt (obraz) światła - iluzję, co jest niepożądanym wytworem mentalnym w Uzdrawianiu Duchowym. Inni wysyłali energię swoim wyobrażeniom o danej istocie, powodując, iż tylko myślokształt o tej osobie dostawał energię. Inni uderzali tak silną i ciężką energią, że niektórzy momentalnie doświadczali zawrotów i bólów głowy oraz innych dolegliwości w ciele, pomimo tego, iż byli paroletnimi, doświadczonymi bioenergoterapeutami. Na szczęście nasz nauczyciel wszystko to widział i od razu harmonizował przykre skutki uboczne naszych praktyk, korygując nasze błędy.
Zasada druga: "Im bardziej poddajesz się i pozwalasz działać "Bogu" i istotom duchowym - które wszystkie na wyższych poziomach są zestrojone z Bogiem i działają tylko i wyłącznie na energii i wibracjach Boskiej Bezwarunkowej Miłości - a mniej działasz sam z siebie i mniej chcesz uzdrawiać z poziomu EGO, tym bardziej to działa i jest skuteczne w swym delikatnym i nieinwazyjnym działaniu, bez jakichkolwiek skutków ubocznych". Im bardziej wierzysz i ufasz, że to się dzieje, tym bardziej się to dzieje, jeżeli tylko wiara płynie z serca i z autentycznej wiary, a nie z wyobrażenia o niej. Tam, gdzie jest wiara, nie ma pytań, lęku i wątpliwości, a jest bycie i doświadczanie, które mówi samo za siebie.
Im więcej się starałem, tym bardziej mi nie wychodziło. Po paru godzinach różnych ćwiczeń, coraz bardziej zaawansowanych, dużo osób już osiągało pierwsze efekty, a mi coraz trudniej było zrobić cokolwiek. Powoli pogrążałem się w swoich ograniczeniach, których nie rozumiałem, gdyż stan jedności z Bogiem, który jest stanem wyjściowym do "Uzdrawiania Duchowego", był dla mnie czymś tak mistycznym i magicznym, niemal równającym się z samym oświeceniem, pełnym fajerwerków i głosów anielskich, iż uległem iluzji, że jest to dla mnie jeszcze nieosiągalne od tak. Powoli zauważałem iluzje, w których tkwię po same uszy. Pod koniec dnia byłem już tak przybity, że na nic nie miałem siły, nic nie rozumiałem, nic nie wiedziałem i już nic nie pojmowałem, miałem wszystkiego dość... Jedyne, na co się zdobyłem, to była wewnętrzna prośba do Boga o pomoc i zrozumienie tego wszystkiego, bo ja już nic nie rozumiałem. Takie szczere pragnienie zmęczonego już tym wszystkim człowieka. Już od dawna nie czułem się tak zagubiony i bezradny.
Zaczęły się kończące ten dzień ćwiczenia w parach. Nie byłem w stanie uzdrawiać kogokolwiek. Bałem się, że mogę zrobić komuś krzywdę w tym stanie, więc służyłem tylko za obiekt uzdrawiany. Parę osób pod czujnym okiem wykładowcy ćwiczyło na mnie (w świecie ducha nie ma ćwiczeń, wszystko dzieje się naprawdę). Kiedy "kończyła" mnie już czwarta osoba, coś się zmieniło, przez chwilę jakby zasłabłem ze świadomością: niech się dzieje wola Twoja. Doświadczyłem nagle stanu tak diametralnie różnego od wszystkiego innego, co do tej pory poznałem, iż czułem się, jakbym chodził we śnie - wszystkie doznania płynące z ciała, umysłu, EGO i ducha były jakby zwolnione i wyostrzone, mogłem swobodnie przypatrzeć się każdemu z osobna i miałem na to wystarczająco dużo czasu, by poznać każde doznanie dogłębnie, niemal przejrzeć na wylot jego źródło i odczytać jego esencję i znaczenie. W tym samym momencie wszystko stało się jasne i przejrzyste. Zrozumiałem, dlaczego działo się tak, jak się działo. Jest tylko Bóg, reszta to iluzja stworzona na potrzeby tego poznania.
Padło pytanie, gdzieś spoza mnie, z dołu, z osobowości, która wierzy, że jest Rafałem, człowiekiem, ojcem i mężem... ciałem: "Dlaczego więc tego nie doświadczam? Dlaczego jest to tylko moją wiedzą, a nie doświadczeniem?". Wiem tylko, że Bóg jest wszystkim, lecz nie doświadczam tego. Wiem, że odkąd powstał czas, jestem zanurzony w Stwórcy, lecz nie doświadczam tego. Jestem w jedności z Nim przez cały czas, dlaczego nie doświadczam tego?
Padła odpowiedź (ze strumienia światła nade mną, które się rozszerzało, obejmując mnie całego): "Bo jest to poza twoją świadomością i tym samym poza twoim poznaniem i doświadczeniem..." (Światło było wszystkim, co było, przenikało wszystko. Na jego bazie wszystko powstało, było też mną... w każdej komórce mego ciała. Znało mnie lepiej niż ja sam siebie, znało wszystko lepiej niż ktokolwiek inny. Miało wiedzę i świadomość o wszystkim, gdyż doświadczało wszystkiego TERAZ. Było i Jest Prawdą...)
Rafał zapytał ponownie: "Co mogę zrobić, by zacząć tego doświadczać?". Światło, które jest obecne podczas każdego naszego ruchu i działania, które powoduje, że serca nasze same biją, a płuca same oddychają, z którego wszyscy i wszystko jest stworzone, a którego w ogóle nie dostrzegłem nigdy wcześniej, odpowiedziało: "Doświadczasz tego, gdyż wierzysz w to, czego doświadczasz. Doświadczasz iluzji oddzielenia, bo wierzysz, że jesteś oddzielony. Wierzysz bardziej w oddzielenie, bo wydaje ci się ono bardziej rzeczywiste od połączenia, które z powodu wielu iluzji nakładających się na siebie jest dla ciebie niewidoczne i tym samym nierzeczywiste, choć prawdą ono tylko jest". Rafał: "Co mogę zrobić, by zacząć doświadczać prawdy?". Światło: "Nic nie możesz zrobić, gdyż sama potrzeba robienia czegoś, by osiągnąć coś, czego nie masz, pochodzi z iluzji braku, w którą wierzysz. Przejrzyj iluzje. Każdą iluzję. I zacznij wierzyć w prawdę. Jesteś tym, który jest. Jest tylko jedna świadomość. Doświadczacie iluzji oddzielenia, dlatego wydaje się wam, że jest was więcej niż tylko Jeden. Iluzja jest tylko iluzją. Prawda przenika wszystko i jest jedną istotą. Tym samym masz dostęp do wszystkiego, czego pragniesz, więc dlaczego pragniesz, skoro wszystkim, co pragniesz, tym jesteś? Ani ty, ani nikt inny nie jest w stanie przeszkodzić sobie w zbliżeniu się do prawdy".
Przez resztę dnia chodziłem w iluzji, zauważając ją po raz pierwszy w realu :). W 99% wszystkie uczucia, doznania i emocje, jakie pojawiały się w mojej świadomości, pochodziły z podświadomości lub nieświadomości zbiorowej. Byłem naprawdę zdrowo zaskoczony ogromem nieświadomości, w jakiej istnieję i w jaką wierzę. Poczułem się bardzo malutki - malutki, ale świadomy. Pomyślałem: "to dobry stan, by zacząć wszystko od nowa..." - to też okazało się iluzją :)).
To było chyba najtrudniejsze dla mnie i w sumie jeszcze się często zdarza, że sprawia mi dużą trudność, gdyż człowiek nie jest nigdy dobry w czymś na tyle, by nie mógł być jeszcze lepszy. Innymi słowy zawsze spotka jakąś iluzję, do której się bardzo przyzwyczaił, na której zbudował całe swoje życie, i jest mu ona tak bliska, normalna, oczywista, atrakcyjna i wyrazista, iż trudno uwierzyć, że jest nierzeczywista... Dopiero kiedy runie, kiedy obróci się w pył, co EGO widzi jako tragedię, porażkę i śmierć, tam budzi się święty duch i rodzi się szansa... święta chwila... na przejrzenie iluzji, zanim zabarykadujemy się nią ponownie i nastanie ciemność...
...słowa umysłu są tylko cieniem prawdziwej istoty doświadczenia, które przemawia wprost do serca.
Poprzez ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia, polegające na odpuszczaniu chcenia i przeszkadzającego pragnienia niesienia pomocy ze świadomości EGO, powoli odpuszczając, niektórzy z nas, ze mną na końcu, zaczęli osiągać stan "WIARY". Stan, w którym przestajesz się starać "wysyłać" (gdzieś tam daleko, do jakiegoś urojonego Boga) prośbę, przestajesz robić cokolwiek, gdyż realnie doświadczasz obecności we wszystkim "Światła" i po prostu zwracasz się do niego z prośbą o uzdrowienie danej osoby. W stanie współistnienia w Wielkiej, Bezwarunkowej Miłości z "TYM" WIESZ!!!, iż "TO" doskonale wie, po co tu jesteś i z czym przychodzisz, wie wszystko i jeszcze więcej. Wie DOSKONALE!!!, jak pomóc danej istocie i tobie w tym stanie w sposób perfekcyjny, jak przejrzeć iluzje w sposób łagodny i nieinwazyjny, zachowując jednocześnie nietykalność i świętość wolnej woli i przestrzeni osobistej, przemawiając wprost do konkretnej zagubionej jaźni i pomagając jej zrozumieć to, co zostało źle zrozumiane i wykrzywione - tym samym w pełny sposób jednocząc ją z prawdą. Jest to stan, w którym słowa "O cokolwiek prosić będziecie, będzie wam dane, zanim o to poprosicie" nabierają niewyobrażalnego znaczenia. Jest to stan, w którym nagle zdałem sobie sprawę, że cokolwiek z poziomu EGO bym wymyślił swym ograniczonym umysłem, będzie to płytkie, puste i martwe w porównaniu z żywą bezgranicznością i doskonałością tego, co strasznie ograniczamy płytkim słowem - "Bóg". Dopiero będąc w tym stanie, doświadczyłem niewyobrażalnej różnicy stanu istnienia w świadomości (ego), a stanu - nie wiem jak to nazwać - istnienia poza EGO, w "swej prawdziwej istocie duchowej". Zobaczyłem, jak "ślepa" jest myśl z poziomu EGO, że mogę i umiem pomóc komukolwiek. Przecież nie znam jego drogi, nie znam drogi jego duszy i tak naprawdę nie mam pojęcia, co jest przyczyną jego problemów. Nie znam przecież jego karmy i zamierzeń jego duszy na to życie, nie znam jego doświadczeń, jakie przeżył i jakie jeszcze mu przyjdzie w przyszłości przeżyć, nie ogarniam tego swoim umysłem, rozumem, wiedzą i gadżetami w postaci różnych zdolności parapsychicznych. Przecież w większości przypadków to właśnie te problemy i dolegliwości nakierowały nas samych na drogę ducha i rozwoju. A każda istota jest jedyna i niepowtarzalna i kroczy własną drogą, którą zna jedynie dusza i "Wszechistotność". Zrozumiałem, iż to, co w większości wydaje mi się być dobre dla mnie i innych, z punktu widzenia duchowego często wygląda wręcz odwrotnie. Poczułem pokorę... Pokorę wynikającą ze zrozumienia wielu aspektów życia, a nie z lęku czy winy... Poczułem, jaki jestem malutki w świecie ducha i jak bardzo osadzony w iluzji. I jak dobrze choć na chwilkę przejrzeć na oczy.
Jest to stan, który pojawia się, jak tylko przyjmujemy pewną postawę duchową wynikającą z przejrzenia iluzji i poznania rzeczywistości, iż wszystko jest "JEDNYM". W świadomości prawdy, w swej istocie duchowej, w zrozumieniu powoli stapiasz się z "JEDNYM - WSZYSTKIM", a dzieje się tak, gdyż rozszerza się świadomość o aspekt naszej własnej nieskalanej istoty, która jest wszystkim i wszędzie. Ma się wrażenie, jakby się rosło, jakby zza pleców coś nam wyrastało, rozszerzając się. Świadomość powoli przenosi się do rozszerzającej się istoty duchowej, ale jest to iluzja, gdyż tak naprawdę nic się nie rozszerza, a tylko obejmujemy świadomością coraz więcej siebie, coraz to większy plan naszego ducha, powoli zanika rozum i EGO. Przestajemy wiedzieć, oceniać, analizować i rozumieć na podstawie pamięci, a zaczynamy doświadczać i być. Gdyż do tej pory to właśnie EGO (w moim przypadku to, co rozumiem pod aspektem mej istoty, jaką jest Rafał), które przez cały czas podejmowało próbę zrozumienia i poznania, i to ono żyje w iluzji oddzielenia, to ono próbuje się rozwijać, oczyszczać itp. Wierzy, że jest tylko tym, bo tylko tego doświadcza.
Na początku stan jedności jest stanem, który w symbolicznym znaczeniu przypomina wejście w takie magiczne miejsce wewnątrz nas, które jest wszędzie i nigdzie. Stojąc w nim z wiarą, spokojem i zaufaniem, powoli zaczyna spływać wodospad światła, radości i łagodności, niesamowity w swej delikatności i subtelności. Ma się wrażenie unoszenia. Powoli rozum i EGO odpływa, zamieniając się miejscem z doznaniem duszy - niesamowitą radością, która powoduje rzekę łez, pojawia się niezwykła lekkość, błogość i miłość. To, co było wcześniej puste i martwe, teraz napełnia się życiem. Wszelkie rany rozpuszczają się. Tam, gdzie była tęsknota, ból i samotność, tryska teraz głębokie spełnienie, radosna błogość i szczęście... Powoli zaczyna wszystko tętnić życiem, odczuwa się wielką głębię w jedności z "TYM" i z Prawdą na bardzo osobistym, niezwykle subtelnym, wewnętrznym poziomie - poziomie ducha i duszy, tam, gdzie rozum i EGO nie istnieje. Opisując to łopatologicznie, sformułowaniami umysłu (co aż boli), następuje połączenie podświadomości, świadomości i nadświadomości. Tworzy się wtedy jedna duchowa istota, jedna świadomość, rozum i EGO znika, aspekt męski i żeński w człowieku łączy się w jedno, otwierając bramę do wszelkiego poznania i rozumienia. Całą naszą istotę zalewa potężne światło, które wypełnia wszystko, wraz z naszą karmą, wszelkimi blokami i ograniczeniami. Cała zawartość podświadomości i nieświadomości zbiorowej, która miała na nas wpływ, zostaje rozświetlona... a przynajmniej jest taka możliwość, gdyż podświadomie nie zawsze jesteśmy w stanie na tym poziomie zrobić od razu tak potężny skok w jedność z "TYM". Z czasem coraz łatwiej wybierać nam we wszystkim Boga i uwalniać się od iluzji. Coraz łatwiej poddawać wszystko z zaufaniem Bogu i zaufać z całkowitą wiarą i oddaniem, że Bóg wszystko doskonale poprowadzi. Tam, gdzie jest wiara, nie ma pytań, lęku i wątpliwości, a jest Bycie i doświadczenie, które mówi samo za siebie.
Dla Stwórcy święta jest nasza wolność - wybór należy do nas: ON czy iluzja, bezwarunkowa miłość czy cierpienie w samotności, wieczne życie w Świetle czy ciemność i śmierć w iluzji. Wybór należy do nas...
Wiedziałem, że Bóg jest Miłością, ale nie miałem pojęcia, że On naprawdę jest Potężną, Bezgraniczną Miłością, dopóki realnie i bezgranicznie nie doświadczyłem Jego miłości, dobroci, opieki i troski. Wiedziałem, że Bóg jest Bezgraniczny, ale nie miałem pojęcia, że On naprawdę był zawsze przy mnie, dopóki z każdym dniem nie zacząłem doświadczać Jego obecności we wszystkim i wszędzie. Wiedziałem, że Bóg jest Wszystkim, ale nie miałem pojęcia, co to oznacza, dopóki w jedności z Nim nie zaistniałem. Wiedziałem, że wierzę w Boga, ale nie miałem pojęcia, że wiary we mnie w ogóle nie było, dopóki nie przyszło mi z wiarą poddać się i zaufać Mu we wszystkim.
Sny są tajemniczym zjawiskiem, a nasza wiedza o nich może w rzeczywistości być bardzo iluzoryczna. Pozornie wydaje się to proste - nasz umysł tworzy sobie historyjki złożone ze wspomnień, przemyśleń i fantazji. Tylko czy aby na pewno tak jest? Badania dr. Montaque Ulmana i Stanleya Kripnera prowadzone w Laboratorium Snu brooklińskiego Centrum Medycznego im. Maimonidesa (opublikowane w "Journal of the American Society for Psychical Research" 1968) nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do tego, że w snach mogą się pojawiać treści z zewnątrz, spoza naszego umysłu. A skoro tak jest, twierdzenie, że sny są tylko wytworem naszego umysłu, jest w żaden sposób nie do utrzymania.
Dlaczego powołuję się właśnie na ich badania, a nie na setki innych badań dowodzących tego samego, prowadzonych w późniejszym okresie. Czynię tak dlatego, aby wykazać, jak trwałe potrafią być przesądy w nauce. Wyniki tych badań były znane już pół wieku temu i przez te pięćdziesiąt lat nikt nie pokusił się o stworzenie teorii snu, która uwzględniałaby te fakty. Nikt nawet nie odważył się o próbę poszerzenia szacownych teorii tak, aby w jakiś sposób te fakty w nich uwzględnić. Przypomina to sprawę z ilością nóg muchy. Przepisując teksty jednego z greckich filozofów, skryba pomylił się i podał inną liczbę nóg muchy, niż mucha ma ich w rzeczywistości, przez co niemal przez tysiąc lat uczeni powielali ten błąd. Czyż nikt nie widział muchy przez tysiąc lat? A może nikomu nie chciało się jej złapać i policzyć jej nóg? W każdym bądź razie przez tysiąc lat środowisko naukowe trzymało się błędnej koncepcji, tylko nieuczone ciemniaki i prosty lud wiedział, ile naprawdę nóg ma mucha.
Podobnie jest ze sprawą snu - tylko prości, nieuczeni ludzie wiedzą i jest dla nich zupełnie oczywiste i naturalne, że w snach pojawiają się treści z zewnątrz, podczas gdy środowisko akademickie wbrew faktom trzyma się w oczywisty sposób błędnej teorii, jakoby sny były tylko i wyłącznie wytworem umysłu śpiącego.
Dlaczego tak jest? Czyżby te środowiska, które uchodzą za motor postępu, były równocześnie największym hamulcowym postępu?
Niestety tak było, jest i będzie. W rzeczywistości, jeśli prześledzimy historię postępu, przekonamy się, że większość postępowych idei wychodziła spoza akademickich środowisk, przy czym zawsze środowiska akademickie do końca walczyły z nowymi ideami, niepasującymi do starej, zmurszałej wiedzy. Aby się o tym przekonać, wystarczy prześledzić np. losy Kopernika, Pasteura i wielu innych. Pod tym względem od średniowiecza nic się nie zmieniło, jak więc widać, środowiska akademickie nie tylko togi zachowały na pamiątkę wieków średnich.
Dlaczego jednak zwykli ludzie interesujący się snami także przechodzą do porządku dziennego nad tego typu badaniami i potrafią w jednej wypowiedzi podać wyniki tych badań, a za chwilę z przekonaniem twierdzić, że sny są tylko i wyłącznie wytworem naszych umysłów. Zdaję sobie sprawę, że burzy to fundamenty naszych wierzeń dotyczących natury snu i są to fakty nad wyraz niewygodne i niepokojące, przed którymi możemy się wzbraniać z wielu powodów. Chociażby dlatego, że przyjęcie tego do świadomości sprawia, że nasza pozornie ugruntowana i wygodna wiedza dotycząca natury snu pada w gruzy, sprawiając, że czujemy się jak dziecko we mgle. Nie potrafimy się pogodzić z tym, że szacowna wiedza naszej nauki zawodzi w tak pozornie prostej sprawie jak sny, nie potrafimy się przyznać, że nasza wiedza nie jest pełna lub co gorsze, może się mylić. Sama myśl, aby podważyć ogólnie przyjętą wiedzę, napawa nas grozą i nosi znamiona świętokradztwa, nawet jeśli dowodzą tego oczywiste fakty. Przecież moglibyśmy narazić się na śmieszność, więc w takiej sytuacji tylko dziecko mogłoby odważyć się krzyknąć: "spójrzcie, cesarz jest nagi". To bardzo smutny znak naszych czasów.
Wykażmy jednak czystą dziecięcą odwagę i przyjmijmy do wiadomości fakt, że dziewiętnastowieczna teoria, jakoby sny były tylko i wyłącznie wytworem naszych umysłów, nie zgadza się z faktami. Skoro w snach pojawiają się treści nie będące wytworem naszych umysłów, to czy cokolwiek, co pojawia się w snach, jest wytworem naszych umysłów? Może wszystko, bez wyjątku, co widzimy w snach, nie jest wytworem naszego umysłu, tylko nasz proces percepcji i interpretacji odbieranych bodźców we śnie jest do tego stopnia subiektywny, iż odnosimy mylne wrażenie, że sami kreujemy to, co postrzegamy. Wiele doznań związanych ze stanami przedsennymi wydaje się wskazywać na to, że tak w istocie jest. Szczególnie znamienne w tym względzie wydają się być doświadczenia związane ze zmienionymi stanami świadomości, obrazy hipnagogiczne i stany narkotyczne. W tych stanach zmienionej świadomości każdy bodziec docierający do nas z zewnątrz ulega przekształceniu, nadinterpretacji i subiektywizowaniu. Podobne zjawisko możemy zaobserwować u siebie w trakcie zasypiania czy półsnu, kiedy np. szum wentylatora zamienia się w warkot helikoptera, łóżko w plażę, a padający na nas strumień światła w blask reflektorów nadjeżdżającego samochodu.
To, jak przekształcą się konkretne zewnętrzne bodźce w nasze wewnętrzne obrazy, zależy od naszego nastroju, przeżyć i wielu innych czynników natury psychologicznej. Trzymając się naszego przykładu z padającym światłem, raz może to być blask jupiterów na ceremonii wręczenia nam Oskarów, innym razem lampa wrednego śledczego skierowana w naszą twarz, zależnie od nastroju i innych czynników. Pierwotnym bodźcem może tu być światło padające przez uchyloną kotarę. Niekiedy jednak bodziec może być bezpośrednio odwzorowany w naszych wewnętrznych obrazach i zwyczajnie zobaczymy okno z uchyloną kotarą.
To, w jaki sposób przekształcamy w zmienionym stanie świadomości określone bodźce, może podlegać interpretacji i wiele powiedzieć nam o osobowości postrzegającego, oczywiście tylko wtedy, jeśli bodziec w istocie uległ przekształceniu, ponieważ w przypadku bezpośredniego odbioru bodźca taka interpretacja może być całkowicie chybiona. W istocie, gdyby się nad tym głębiej zastanowić, łatwo można dostrzec, że również nasza percepcja na jawie jest w znacznej mierze subiektywna i podlega procesom interpretacji. Wyraźnie widać to w silnie nacechowanych emocjonalnie sytuacjach, w których naoczni świadkowie z pełnym przekonaniem relacjonują całkowicie odmienny przebieg wypadków, tak iż człowiek postronny może odnieść wrażenie, że relacjonują całkowicie różne zdarzenia. Podobnie dzięki zmianie nastawienia można zupełnie inaczej odebrać jakąś sytuację, co zapewne każdy zna z własnych doświadczeń. Ten proces subiektywizacji, interpretacji i oczywiście projekcji może tak przekształcić określony bodziec, że nie sposób się go dopatrzyć w produkcie końcowym, o ile się go nie zna, co szczególnie słuszne wydaje się być do przypadków percepcji w zmienionych stanach świadomości, do jakich niewątpliwie należałoby zaliczyć sen.
W zasadzie to, co do tej pory napisałem, w pełni pokrywa się z tradycyjnymi koncepcjami snu, wywodzącymi się jeszcze od Freuda. Jest tylko jeden drobiazg. We wszelkiego rodzaju interpretacji snów zawsze pomija się aspekt pierwotnego bodźca, traktując go jako element nieistotny, mimo iż dokładnie wiadomo, że bodźce natury fizycznej mogą całkowicie zdominować treść snu. I tu dochodzimy do badań, na które powołaliśmy się na początku tego artykułu. Wykazały one, że w snach przejawiają się bodźce niepochodzące bezpośrednio z otoczenia śpiących, lecz z umysłów ludzi znajdujących się daleko od nich, i oddziałują na sny tych ludzi na tyle mocno, że znając pierwotny bodziec, bez trudności można go dostrzec w snach. Ponieważ obiektami tego typu badań byli przeciętni ludzie, nie ulega wątpliwości, że jest to zjawisko powszechne. Skoro więc znaczna część treści snów u badanych osób pochodziła z przekazu innych osób biorących udział w eksperymencie, to niewątpliwie znaczna część treści naszych snów ma podobne źródło, więc nie jest wytworem naszych umysłów, tylko subiektywizowanym odbiorem obiektywnych treści.
W eksperymentach tego typu były spełnione dwa warunki: 1. Nadawca chciał przekazać określonej osobie jakąś treść. 2. Ta osoba chciała odebrać tę treść.
Można by się zastanawiać, który z tych elementów jest istotniejszy, jednak inne tego typu eksperymenty dowodzą, że w pewnych warunkach do zaistnienia przekazu wystarczy jeden z tych elementów. Jak to się ma do naszych zwykłych snów, kiedy nie nastawiamy się świadomie na odbieranie określonych treści ani nikt świadomie nie próbuje nam ich przesłać? Kluczem do określenia tej zależności jest pojęcie "świadomie". Kiedy jednak myślimy o kimś intensywnie, automatycznie koncentrujemy się na tej osobie i pierwszy warunek może zostać spełniony. Podobnie z drugim warunkiem. Kiedy zajmujemy się zagadnieniem inkubacji snów, nie sposób nie uświadomić sobie, że większość naszych snów to w większym lub mniejszym stopniu sny nieświadomie inkubowane, czyli takie, które śnimy, chcąc uzyskać określoną odpowiedź.
Nie ulega więc wątpliwości, że co najmniej znaczna część naszych snów wiąże się z odbiorem informacji z zewnątrz, podobnie jak w eksperymentach dr. Montaque Ulmana i Stanleya Kripnera. Ponieważ jednak robimy to nieświadomie, praktycznie najczęściej nie jesteśmy w stanie uświadomić sobie faktycznego znaczenia tych przekazów. Piszę "najczęściej", ponieważ od czasu do czasu to się jednak zdarza i wówczas mówimy o sennych przeczuciach, zbiegach okoliczności, które jednak są zbyt częste i zbyt precyzyjne jak na zbiegi okoliczności. Pozostaje kwestią otwartą, jaki procent naszych snów ma ten charakter, ponieważ nie znam wyników żadnych badań, które by mogły sugerować jakąś odpowiedź w tej kwestii.
Wydawałoby się, że badania dotyczące sposobu myślenia opartego na obrazach, emocjach i symbolach, charakterystyczne dla zmienionych stanów świadomości, w tym i snu, w szczególności związane ze stanami szamańskiej podróży i paranormalnego odbioru informacji, mogłyby pomóc nam uzyskać jakieś wskazówki w tej kwestii. W praktyce jednak, analizując te procesy, dochodzimy jedynie do wniosku, że występuje tu kombinacja aktywnej formy myślenia związanej z nastawieniem i interpretacją przeplatającej się z formami biernego pozyskiwania informacji, przy czym stosunek aktywnej formy do biernej może być różny, zależnie od stanu umysłu, specyfiki transu i wielu innych czynników.
Zapewne podobnie wygląda to w trakcie snu, więc w skrajnych przypadkach, w snach zdominowanych przez aktywną formę myślenia, większość treści może stanowić kreacja naszego umysłu, podczas gdy w innych snach, zdominowanych przez bierną formę myślenia, większość treści może pochodzić z zewnątrz. Zapewne można by się pokusić o określenie warunków wewnętrznych, takich jak stan umysłu, nastawienie itp., w jakich dominuje jeden lub drugi typ myślenia, i na tej podstawie podzielić sny na sny zdominowane przez wewnętrzne i zewnętrzne treści, nie to jest jednak celem naszych rozważań.
Podsumowując, możemy tylko z całą pewnością powiedzieć, że część naszych snów jest przejawem informacji pochodzących spoza naszego umysłu i na tym etapie badań nad snem musimy się tym stwierdzeniem zadowolić.
Niektóre aspekty "inkubacji snów"
Ludzie pracujący z inkubacją snów często skarżą się, że im to nie wychodzi i sny po inkubacji nie stanowią odpowiedzi na zadane pytania. Niekiedy tak jest, kiedy popełniamy błędy w technice inkubacyjnej. Częściej jednak wynika to z różnicy formy i rzeczywistej treści snów. Chciałbym zwrócić tu uwagę na ten aspekt inkubacji snów. Wydaje mi się to o tyle istotne, że większość naszych snów to nieświadomie inkubowane sny i dostrzeżenie tego aspektu jest niezbędne do zrozumienia ich prawdziwego znaczenia.
Inkubacja snów to określenie działań, których celem jest wywołanie snu na określony temat. Procedur inkubacji snu jest wiele, zainteresowanych odsyłam na moją stronę. Tutaj zamierzam zwrócić uwagę na niektóre jej aspekty.
Jak każdy zapewne zauważył, często jeśli coś nas poruszy emocjonalnie lub zaangażuje, znajduje to odbicie w naszych snach. Na tym opiera się większość metod inkubacji snów. Oczywiście nie sposób wyreżyserować snu od początku do końca, ale nadać mu kierunek można i nie jest to specjalnie trudne, jeśli się załapie, o co chodzi, i naprawdę nam na tym zależy. Od czasu do czasu to robię i jak dotąd nie miałem z tym wielkich trudności. Trudniej jest śnic coś bardzo konkretnego. Aby tego dokonać, trzeba w to włożyć więcej pracy i poświęcić na to więcej czasu, ale i to jest do zrobienia, sukces zależy od włożonej pracy i pragnienia.
Inkubacja snów jest jednak dość złożonym zagadnieniem, zaś szczególną uwagę należy przy tym zwrócić na odróżnienia formy snu od jego treści - znaczenia. Posłużę się tu przykładem: lubię grać w Herosa i kiedy sporo gram, oczywiście pojawia się to w moich snach, śnię o rycerzach, planszach, rozgrywam bitwy, bronię i zdobywam zamki. Niekiedy te sny rzeczywiście dotyczą Herosa, pomysły na nowe strategie, plansze itp., co później wykorzystuję na jawie w grze. W innych przypadkach te sny nie mają tak naprawdę nic wspólnego z Herosem. Przykładowo w jednym śnie śniło mi się, że siedzę w zamku nekromanty, przygotowując się do obrony, jednak sen ten nie miał kompletnie nic wspólnego z Herosem, co było dla mnie już w pełni jasne, kiedy go śniłem, i był to bardzo istotny dla mnie sen. Innym razem śniło mi się, że jestem swoim bohaterem z gry i poruszam się po wyspie, odwiedzając kręgi z różnego rodzaju punktami doświadczenia, typowe dla tej gry, jednak i ten sen tak naprawdę nie miał w istocie nic wspólnego z grą. To bardzo typowe dla snów - używanie dostępnych symboli do przekazania zupełnie innej treści. W przypadku świadomej inkubacji również to występuje i niekiedy zdarza się, że pozornie sen nie mający nic wspólnego z tym, o czym chcieliśmy śnić, okazuje się bardzo precyzyjną odpowiedzią na nasze inkubacyjne zapytanie. Nagminnym błędem laików jest to, że dostrzegając we śnie jakieś elementy ze zdarzeń minionego dnia, błędnie sądzą, że wiedzą, czego dotyczy sen. Podam przykład ze swoich niedawnych snów:
Śniły mi się dwa paski. W tym śnie rozumiałem ich głębokie znaczenie i dokonywałem bardzo złożonych analiz ich znaczenia i powiązań. Powtarzałem ten sen trzy razy, odkrywając bardzo istotne dla mnie elementy. Pomyślałem, że muszę to koniecznie zapamiętać, ponieważ ta wiedza otwierała wielkie horyzonty i rozwiązywała wiele problemów i niejasności. Kiedy jednak zacząłem się budzić, zapamiętałem obraz, jednak jego głębokie znaczenie w większości mi umknęło. Szybko postanowiłem zasnąć ponownie, wrócić do snu i utrwalić moje zrozumienie. Mój zamiar zakończył się powodzeniem i znów zacząłem śnić o tych pasach, śledząc całą analizę i znaczenie, tym razem bardziej skupiłem się tylko na najistotniejszych punktach, pomijając szczegóły, aby łatwiej mi było zapamiętać jego znaczenie. Niestety i tym razem po przebudzeniu większość znaczeń mi umknęła. Następnego dnia czytałem "Smoki letniego płomienia". W nocy przyśniły mi się trzy księgi magii: czarna, czerwona i biała. Zainteresowała mnie czerwona. Było w niej zapisane zaklęcie zajmujące całą stronę. Ponieważ w tym śnie zarówno zasady magii, jak i symboliczne równania opisujące zaklęcie były dla mnie jasne i oczywiste, zacząłem je analizować. Śledząc jego strukturę i zależności, byłem coraz bardziej zdumiony jego konstrukcją i działaniem. Nie przypuszczałem, że coś takiego może istnieć. Nie wnikając w szczegóły, było to nawiązanie do wcześniejszego snu i mimo użycia symbolu ksiąg magicznych, z których należy nauczyć się zaklęć, niewątpliwego nawiązania do książki, treść snu w istocie nie miała z nią nic wspólnego, lecz było kontynuacją snu z poprzedniej nocy.
Te przykłady ilustrują to, że pozorna treść snów nie musi i często nie odpowiada ich rzeczywistej treści. Kiedy więc inkubujemy sen dotyczący jakiegoś problemu i przyśni nam się sen pozornie niezwiązany z tym problemem, wcale nie musi to oznaczać, że się nam nie powiodło. Wielu ludzi oczekuje bezpośredniej, prostej odpowiedzi i często jej nie dostrzega, nie próbując wniknąć głębiej w znaczenie snu. Mam nadzieję, że to, co napisałem, może komuś pomóc w uniknięciu tego typu pomyłek.
Ningtrul - wewnętrzne obrazy
Ningtrul to tybetańska nazwa wewnętrznych obrazów, które pojawiają się, kiedy zamykamy oczy i relaksujemy się. Ze względu na fakt, iż obrazy te z reguły poprzedzają zaśnięcie, o wiele później na zachodzie nazwano je obrazami hipnagogicznymi, czyli obrazami przedsennymi.
Zależnie od stanu naszego umysłu, obrazy ningtrul mogą pojawiać się zaraz po zamknięciu oczu albo dopiero po pewnym czasie, mogą też mieć różny charakter. Mogą być to od razu złożone, wyraziste sceny lub tylko bezkształtne plamy, pojawiające się i znikające. Mogą być to obrazy pełne głębi, jak i płaskie, dwuwymiarowe, płytkie. Mogą być one jasne i wyraźne lub rozmyte i zamglone, trudne do określenia; w miarę statyczne lub bardzo dynamiczne. Obrazy ningtrul mogą obejmować wszystkie nasze zmysły.
Zależnie od wyrazistości możemy je podzielić na:
obrazy spójne i wyraźne - w których od razu widzimy konkretne, w pełni ukształtowane sceny;
obrazy niespójne, w miarę statyczne - składające się z trudnych do zidentyfikowania elementów i plam.
Spójne, wyraziste, w miarę trwałe obrazy najczęściej powstają w stanach zmęczenia fizycznego przy równocześnie dobrym stanie psychicznym oraz w pewnych sytuacjach wyciszenia, uspokojenia umysłu i harmonii emocjonalnej. Harmonia emocjonalna, wyciszenie i spokój są decydującymi czynnikami nie tylko w kwestii wyrazistości i spójności obrazów, ale także decydują o ich przestrzenności. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że struktura i wyrazistość tych obrazów jest odbiciem naszego szeroko pojętego stanu psychicznego. Jednak nie tylko nasz stan emocjonalny wpływa na strukturę tych obrazów. Istotny wpływ na nie może wywierać, i z reguły wywiera, również otoczenie. Zależność między strukturą tych obrazów i naszym stanem psychicznym pozostaje zresztą dwustronna, tzn. zmieniając ich strukturę, możemy zmienić nasz stan psychiczny. Tę zależność wykorzystuje się w pewnych typach medytacji z obrazami ningtrul lub medytacji oddziałujących silnie porządkująco na ich strukturę. Praktycznie każda forma medytacji wpływa na ich strukturę, istnieją jednak typy medytacji oddziałujące na nią bezpośrednio lub bardzo mocno. W innych typach medytacji pojawianie się obrazów stanowić może przeszkodę, którą należy przezwyciężyć. Często w obrazach ningtrul odbija się to, co wcześniej widzieliśmy, co również wykorzystuje się w różnego rodzaju medytacjach. Istnieje też szereg technik i metod pomagających wyzwolić te obrazy i uczynić je bardziej wyrazistymi. Wbrew powszechnej opinii, obrazy ningtrul nie są przypadkowe ani pozbawione sensu, o czym musiał przekonać się każdy, kto praktykował medytacje autogenne lub inne zaawansowane formy pracy z umysłem o zbliżonym charakterze. Praca z obrazami ningtrul nie jest jednak ani prosta, ani łatwa. Każdy, kto próbował się nimi bawić, wie doskonale, że jeśli spróbujemy nimi manipulować, bardzo łatwo je stracić. Jeśli zaś zbyt w nie wejdziemy, nie wiadomo kiedy zasypiamy. Nie wspominając już o tym, iż jeśli niewłaściwie się do tego zabieramy, mogą się wcale nie pojawić. Kluczem do pracy z nimi jest osiągnięcie stanu skoncentrowanego odprężenia - umiejętność doprowadzenia ciała do stanu pełnego odprężenia przy równoczesnym zachowaniu jasnego, spokojnego umysłu. Istnieje wiele sposobów osiągnięcia tego stanu, jest to jednak temat na osobną rozprawę, dlatego nie będę się tutaj na ten temat rozpisywał.
Obrazy ningtrul mogą również stać się naszą bramą do świadomego śnienia, podróży szamańskich i wielu innych doświadczeń. Z tego względu myślę, że warto zwrócić na nie uwagę.
"Sen, którego nie pojmujemy, jest jak list, którego nie otwieramy" - naucza Talmud.
Erich Fromm pisał: "Jedno nie podlega dyskusji: pogląd, że wszelkie sny są znaczące i doniosłe. Znaczące, gdyż zawierają posłanie, które możemy zrozumieć, jeśli mamy klucz do jego tłumaczenia. Doniosłe, ponieważ nie śnimy o niczym, czego waga jest znikoma, choćby nawet wyrażało się to w języku, który ukrywa znaczenie sennego posłannictwa za jakąś błahą fasadą".
Sny są źródłem naszej wewnętrznej mądrości i jednym z najistotniejszych narzędzi naszego wewnętrznego rozwoju. Wskazują nam drogę i pokazują nam, gdzie jesteśmy. Nikt, kto poważnie myśli o rozwoju wewnętrznym, nie może lekceważyć snów. Fromm, pisząc o snach, przyrównuje je do mitów, nie tylko ze względu na podobieństwo formy przekazu wewnętrznej mądrości, ale i na wagę, jakie jedne i drugie odgrywają w zrozumieniu wewnętrznej rzeczywistości.
Interpretacją snów zajmuję się od wielu, wielu lat. Przeczytałem stosy książek poświęconych tej tematyce, zapoznałem się z wieloma teoriami dotyczącymi znaczenia snów, spotkałem psychoterapeutów różnych szkół zajmujących się snami. Poznałem też wiele paranaukowych koncepcji dotyczących znaczenia marzeń sennych. Wszystko to było bardzo inspirujące intelektualnie i pożyteczne, jednak nie w pełni zadowalające.
Rozmawiając z psychoterapeutami na temat znaczeń snu, słuchając ich interpretacji marzeń sennych, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to, co mówią, jest bardziej odbiciem wyznawanej przez nich teorii połączonych z projekcjami ich umysłów niż faktycznym znaczeniem interpretowanych snów. Oczywiście jest to bardzo inspirujące i może wywierać efekt terapeutyczny, co jednak nie zmienia tego, o czym napisałem.
Niektóre sny są dość oczywiste i zrozumienie ich znaczenia nie jest trudne, inne jednak są zupełnie inne i zastosowanie do niej którejś z teorii może prowadzić, i często prowadzi, na zupełne manowce. Szczególnie słuszne wydaje się to w stosunku do niezwykłych snów cyklicznych, określanych niekiedy jako sny archetypowe, co do których wszystkie szkoły zgadzają się, że są istotne i niosą ważne przesłania. Często takie sny wydają się być z pozoru zupełnie zwyczajne, jednak ich interpretacja napotyka na wielkie przeszkody. Można oczywiście stworzyć sobie jakąś pociągającą intelektualnie koncepcję, uwierzyć w nią i przekonać do niej klienta (co często się praktykuje). Kiedy jednak całkiem uczciwie się temu przyjrzymy, pojawią się wątpliwości. Interpretacja snów jest trudną sztuką i mimo iż ogólne zasady wydają się klarowne i zrozumiałe, w praktyce napotykamy na wiele przeszkód. Wszyscy zgadzają się z tezą, że sny są przekazami symbolicznymi i aby zrozumieć przesłanie snu, należy zrozumieć znaczenie tych symboli. Na tym etapie z reguły wszystko się wykłada, ponieważ trzeba sobie jasno zdać sprawę, że symbole senne to nie są symbole uniwersalne, tylko zawsze i bez wyjątku symbole akcydentalne.
Drugim zasadniczym błędem jest analiza symboli w oderwaniu od kontekstu sennego przekazu jako całości, w szczególności zaś w oderwaniu od istoty przekazu zawartego w śnie. Symbole we śnie są podporządkowane przekazowi, jaki niesie, a nie odwrotnie. To, co piszę, wydaje się jasne i oczywiste, w praktyce jest jednak niewykonalne, ponieważ wymaga znajomości znaczenia snu, a przecież po to interpretuje się sen, aby poznać jego znaczenie. W istocie jednak śniący zna znaczenie swojego snu i używa we śnie symboli, które najlepiej mogą oddać przesłanie snu. Problem jednak w tym, że nie jest to wiedza świadoma. Tym niemniej jedyną osobą zdolną zrozumieć przesłanie snu jest sam śniący, o czym wielu interpretujących sny zdaje się zapominać. Terapeuta może tylko pomóc śniącemu zrozumieć sen, który w istocie dla terapeuty zawsze pozostanie nie do końca zrozumiany. Niestety, większość terapeutów wyznaje zgoła przeciwną opinię ;-)))
Należy również wziąć pod uwagę fakt, że śniąc, znajdujemy się w odmiennym stanie świadomości, w którym nasz sposób myślenia, rozumowania i konwencja są zupełnie odmienne niż na jawie, i to, co jasne, logiczne i klarowne na jawie, może być zupełnie chybione w kontekście naszego sennego doświadczenia. Aby więc jasno zrozumieć senne przesłanie, należałoby mieć ten sam stan świadomości, czyli znajdować się we śnie. To stwierdzenie, aczkolwiek logiczne, zdaje się do niczego nie prowadzić, bo niby jak tego dokonać i przezwyciężyć trudność zapamiętywania w odmiennych stanach świadomości. Istnieją jednak rozwiązania tego problemu. Pierwszym z tych rozwiązań jest zrozumienie snu w stanie hipnozy, drugim jest zrozumienie snu poprzez proces śnienia, trzecim poprzez odpowiedni, medytacyjny stan świadomości.
Pierwsza metoda jest dobrze znana, więc nie będę się tu na ten temat rozpisywał. Druga wymagałaby osobnego opracowania, więc na razie ją też pominę. Napiszę tu kilka słów o trzeciej metodzie.
Zacznę od tego, że każdy sen stanowi odpowiedź na jakiś nurtujący nas problem. Jest ilustracją tego problemu, w pewien sposób wskazującą nam jego złożoność oraz możliwości jego rozwiązania. Każdy zna historię snu Kekulego i zapewne z własnego doświadczenia mógłby przytoczyć sny wyraźnie potwierdzające tę zasadę. Problem jednak w tym, że najczęściej nie zdajemy sobie z tego sprawy i próbujemy zrozumieć sen, pomijając pytanie, na które stanowi on odpowiedź, podczas gdy uświadomienie sobie tego pytania stanowi klucz do jego zrozumienia. O ile w przypadku świadomie inkubowanych snów jest to łatwe, to wcale nie musi być takim w przypadku zwykłych snów. Dlatego jakąkolwiek próbę zrozumienia snów musimy zacząć w tym punkcie.
W Jodze Snu, praktykowanej w tradycji Bon, zaleca się poszukiwanie powiązań snu z wydarzeniami, myślami i emocjami z dni poprzedzających jego pojawienie się, aby odkryć to, co wpłynęło na pojawienie się takiego a nie innego snu w celu uświadomienia sobie tych zależności. Chcąc zrozumieć nasz sen, musimy postąpić podobnie. Może to być np. narastająca od wielu dni, czy nawet miesięcy, atmosfera w domu, z którą musimy coś zrobić, a może to być tok myśli, które mieliśmy przed snem, lub jakieś nietypowe wydarzenie, np. zmiana nastawienia emocjonalnego do kogoś. Co by to nie było, musimy spróbować to odkryć poprzez sytuacje, emocje czy symbole we śnie. Kiedy znajdziemy ten związek i wiemy czego dotyczy nasz sen, możemy rozpocząć medytację.
Świadome wejście w półsen poprzez stopniowe przejście z myślenia werbalnego, typowego dla stanu jawy, na myślenie emocjonalno-obrazowe, typowe dla snu, i świadomy powrót do jawy jest najlepszym sposobem zrozumienia sennego przesłania. Jest to możliwe tylko w stanie głębokiego rozluźnienia psychofizycznego, dlatego musimy pamiętać, aby zaczynać medytację właśnie od tego. Metoda, jaką tego dokonujemy, jest nieistotna. Mogą to być rozluźniające autosugestie, śledzenie oddechu czy słuchanie kojących odgłosów natury. Liczy się tylko efekt, czyli odprężenie i związane z tym wejście w zmieniony stan świadomości. Wejście w ten stan nie jest sztuką, ponieważ codziennie to robimy zasypiając. Cała sztuka polega na tym, aby się w nim utrzymać, nie przekraczając granicy snu, i łagodnie z niego powrócić, zachowując pamięć naszych półsennych rozważań. Dla początkujących bardzo użyteczne mogą być hipnotyczne nagrania, relaksująca muzyka lub proste medytacje oddechowe.
Powinniśmy znaleźć spokojne miejsce, w którym nikt nam nie będzie przeszkadzał, i dać sobie czas na refleksję. Ważne jest, abyśmy się nie spieszyli i nie ograniczali czasowo, więc lepiej nie robić tego, kiedy mamy coś zaplanowanego na później. Z tego względu najlepszą porą będzie wieczór, kiedy zakończyliśmy już nasze dzienne aktywności. Jeśli jednak nie mamy nic pilnego do zrobienia, może to być dowolna pora dnia. Liczy się tylko świadomość, że nic nas nie popędza i będziemy mogli poświęcić na to tyle czasu, ile będzie potrzeba, aby nic nas nie popędzało i nie niepokoiło.
Rozpoczynając naszą medytację, powinniśmy odprężyć się fizycznie i psychicznie, usiąść wygodnie, przymknąć oczy i pozwolić naszym myślom, wyobrażeniom, emocjom płynąć leniwie, kierując je na zrozumienie sytuacji, emocji, myśli, które zainspirowały nasz sen. Zacznijmy rozważać: dlaczego jest to dla nas istotne i co nas tak poruszyło, że było to na tyle ważne, aby przejawić się we śnie, oraz co powinniśmy w związku z tym w sobie zmienić, uświadomić odnośnie naszej postawy, naszych emocji, zachowań, myśli. Zdajmy się na emocje, wyobrażenia i skojarzenia z tym związane, aby w pełni uświadomić sobie znaczenie tego wszystkiego. Miejmy przy tym na uwadze nasz sen, z jego emocjami i obrazami. Stopniowo zauważymy, jak w trakcie naszych leniwych rozważań strumienie emocjonalne związane z refleksjami dotyczącymi tej sytuacji coraz ściślej korelują z emocjami snu i jego symboliką, rozwijając się w strumienie myśli dotyczące przesłania snu. Nasze wewnętrzne zrozumienie snu wzrasta i staje się coraz jaśniejsze. Musimy jednak być wobec siebie uczciwi i na równi otwierać się na treści i emocje pozytywne, jak i na treści i emocje nam niewygodne. W pewnym momencie zauważymy, że myślimy już tylko kategoriami emocji i obrazów i wszystko jest dla nas jasne i zrozumiałe, zaś zrozumienie tego, co powinniśmy zrobić, jest zupełnie jasne i logiczne. W tym czasie znajdujemy się już praktycznie w półśnie i umysł funkcjonuje zupełnie inaczej niż na jawie, mimo że wszystko jest dla nas oczywiste. Nie powinniśmy jednak całkowicie poddać się temu przyjemnemu stanowi, ponieważ gdyby się tak stało, niewątpliwie zasnęlibyśmy całkowicie, zapominając to wszystko, co zrozumieliśmy, mimo że w tym momencie wydaje nam się to całkowicie oczywiste. Nie powinniśmy też próbować gwałtownie wracać do pełni świadomości, ponieważ przy gwałtownym powrocie efekt byłby ten sam. Powinniśmy łagodnie powrócić do świadomości, starając się utrzymać to zrozumienie, i zaraz po tym, kiedy wszystko jeszcze jawi się jasno, powinniśmy to zapisać.
Oczywiście nie każdy sen musimy tak dogłębnie analizować i nie każdy będziemy w stanie zrozumieć. Kiedy jednak jakiś sen jest na tyle wyrazisty i jasny dla nas, że możemy to zrobić, oznacza to, że jest to ważne, więc powinniśmy spróbować pogłębić jego zrozumienie i wykorzystać go do własnego rozwoju. Ignorowanie takich snów niewątpliwie nie przyniesie nam pożytku, za to na pewno zuboży naszą osobowość, ponieważ stracimy daną nam szansę na przepracowanie czegoś, co stanowi dla nas problem. Oczywiście określony problem może znaleźć rozwiązanie na innej drodze, jednak ignorowany może rozrastać się i komplikować nam życie.
Niektórych snów nie jesteśmy w stanie zrozumieć od razu, niektóre wymagają czasu i zmiany w nas samych niezbędnych do pojęcia ich znaczenia, inne same w sobie mają wartość terapeutyczną i ich przesłanie jest innego rzędu. Zawsze jednak klucz do ich zrozumienia leży w nas samych.
Praca z lękiem i strachem - zostań szamanem
Na początku zdefiniujmy naszego hipotetycznego szamana. Jest to człowiek, który wykorzystuje rożne sposoby postrzegania świata oraz działania związane z tymi sposobami dla wprowadzania harmonii i realizacji swoich intencji.
Możemy wyróżnić cztery podstawowe formy postrzegania otaczającego nas świata:
świat fizyczny - oparty na założeniu, że wszystko jest oddzielone; ten sposób postrzegania znamy raczej wszyscy;
świat energii - oparty z kolei na założeniu, że wszystko jest połączone, nasze ciało energetyczne jest w ciągłym przepływie energii z otoczeniem; ten sposób postrzegania jest np. wykorzystywany przez bioenergoterapeutów oraz przy widzeniu aury. Zazwyczaj nieświadomie dostrzegany przez ludzi: "czuję się dziś rześki i pełen energii", "muszę podładować akumulatory", to wypowiedzi związane z postrzeganiem świata energii;
świat symboli - oparty na założeniu, że wszystko, co dostrzegamy, jest symbolem czegoś innego; ten sposób postrzegania świata znamy ze snów oraz np. wspomnień;
świat holistyczny - jest to sposób postrzegania oparty na założeniu, że cały wszechświat jest jednością; czasami jest doświadczany w chwilach wielkich wzruszeń lub strzelistej modlitwy.
Jak więc w praktyce wykorzystać te stany postrzegania? Spróbujmy "Ja" szamana wpędzić w małe rozdzielenie, tak więc szaman składa się z:
Każde z tych "Ja" to pewna postawa i zespół nawyków, które ułatwiają szamanowi działanie. Przyjrzyjmy się każdemu z nich oraz temu, jak ich trening pomaga w walce z lękiem. "Ja obserwujące" to takie nastawienie, jakie posiada dziecko badające swoje otoczenie. Używa ono wszystkich zmysłów: słuchu, spojrzenia, dotyku, węchu, smaku, czucia całym ciałem, pełnego zaangażowania w otaczającą przestrzeń. Spróbuj rozwinąć taką postawę i użyć jej do badania swojego wnętrza i otoczenia w każdej chwili swego życia. Może ci w tym pomóc medytacja Zen lub Vipassana - jest sporo lektury na ten temat. Tymczasem odnośnie szamanizmu i sposobów postrzegania - oto kilka ćwiczeń, które mogą ci w tym pomóc. Wykonuj je, kiedy masz na to ochotę. Żadne z nich nie obudzi od razu w tobie "Ja obserwującego", ale każde wykonanie to krok do sukcesu. Kolejno wykorzystują one różne sposoby postrzegania, o których była mowa. Gdy wykonasz je lub "załapiesz ich idee", łatwo wymyślisz pokrewne ćwiczenia na własne potrzeby, rozwijające te elementy, z którymi idzie ci najtrudniej.
Stań z zamkniętymi oczami na środku pokoju. Spróbuj wczuć się w swoje ciało: Jak stoisz? Które mięśnie są napięte? Jak oddychasz? Wsłuchaj się w otaczające dźwięki. W jaki sposób z zamkniętymi oczami wyczuwasz pomieszczenie? Po prostu obserwuj. Powoli otwórz oczy. Westchnij: aaaaahhhh... spróbuj zapamiętać ten stan zdziwienia i zachować go. Obserwując otoczenie: baw się swoją percepcją, przechodź od pojedynczego szczegółu do ogółu, staraj się raz widzieć kształty, a innym razem barwy, powoli przenoś uwagę pomiędzy poszczególnymi elementami. Staraj się nie tracić swojego ciała z pola uwagi, a kiedy jakiś element pochłonie cię całkowicie, spróbuj z powrotem wyczuć swoje ciało. Użyj zmysłów, poruszając się baaardzo powoli, jak mucha w smole... aż do przesady. Poruszając się w ten sposób, zacznij chodzić po pomieszczeniu, dotykać elementów, które widziałeś... jeśli możesz, to również je powąchaj, posmakuj, posłuchaj...
Stań lub usiądź na środku pomieszczenia, poobserwuj je przez chwilę i zamknij oczy. Spróbuj wczuć się w otaczającą cię energię, wyczuć swoją aurę. Nie powiem ci, jak to zrobić, zrób to po swojemu, wyczuj, jaki jest nastrój tego miejsca, jak się czuje w nim twoje ciało ... spróbuj swoją uwagą objąć całe pomieszczenie, jakbyś obserwował ekran kinowy ... Co promieniuje od otoczenia, a co z ciebie? Spróbuj wyczuć, jaka jest energia w otaczających cię przedmiotach, jaka energia stanowi ich esencję, a jaka formę ... obserwuj dynamikę tej energii, skąd i dokąd płynie... postaraj się użyć tych samych zmysłów, których używałeś wcześniej, tylko od wewnątrz ... jak z wnętrza widzisz pomieszczenie, jak je słychać? ... kieruj swoją uwagę tak, jak poprzednio to robiłeś, pomagając sobie wzrokiem. A teraz powoli zacznij się poruszać, nadal obserwując pomieszczenie i ciało, wczuj się w nie, pamiętając o odczuciu i nastawieniu "aha": Aha, zauważyłem coś. Aha, o!, coś innego... Pozwól ciału reagować na swoje odczucia, spróbuj je nawet "odtańczyć" ... spróbuj całym ciałem poczuć i przeżyć energię otoczenia ... obserwuj, jak i czy otoczenie współgra z tobą...
Stań lub usiądź na środku pomieszczenia, poobserwuj je przez chwilę i zamknij oczy. Swoimi wewnętrznymi zmysłami spróbuj odtworzyć możliwie jak najszczegółowiej otoczenie dookoła siebie. Jeśli chcesz sobie pomóc, nie przejmuj się, otwórz oczy, rozejrzyj się jeszcze raz - "aha!". Zamknij oczy i wróć do swojej rekonstrukcji. Spróbuj nawet powoli lub szybciej pochodzić po pomieszczeniu w swojej wewnętrznej wizji, tak jak robiłeś to w ćwiczeniu pierwszym (poruszaj się w wizualizacji, w rzeczywistości lepiej usiądź do tego fragmentu ćwiczenia). Otwórz oczy i zacznij badać swoim umysłem przedmioty, na które patrzysz. Spróbuj "odczytać" ich znaczenie, przeznaczenie i historię, zachowując oczywiście nastawienie "aha" i obserwując odczucia płynące z ciała. Teraz zrób jeszcze coś - coś, co robią dzieci, a my, dorośli, robimy to nieświadomie - spersonifikuj je, zacznij z nimi rozmawiać, posłuchaj, co chcą ci przekazać. Miłej zabawy - "gu ga di da da, ładny dziś dzień mamy, mój monitorku" itp. Teraz spróbuj postrzegać energię w dowolny, odpowiadający ci sposób. Z energią zrób dokładnie to samo: spróbuj odczytać jej znaczenie, przeznaczenie i historię, zachowując oczywiście nastawienie "aha" i obserwując odczucia płynące z ciała. Skupiaj się raz na pojedynczych fragmentach, a innym razem na całości... Porozmawiaj z energią, która cię otacza...
Stań lub usiądź na środku pomieszczenia, poobserwuj je przez chwilę i zamknij oczy. Spróbuj postrzegać jednocześnie energię i elementy pomieszczenia ... wczuj się w znaczenie tej energii i tego miejsca ... spróbuj się rozpłynąć ... być jednocześnie z odczuciami ciała energii i świadomością otaczających cię przedmiotów. Poczuj to wszystko wewnątrz siebie, pozwól energii płynąć przez swoje ciało i przez otoczenie ... pozwól swojemu ciału uczestniczyć w tym, tańczyć ... a ty jednocześnie obserwuj to i bądź w tym wszystkim.
A teraz przejdźmy do rzeczy. Mieliśmy te cztery sposoby postrzegania wykorzystać w pracy z lękiem. Im większą będziesz miał praktykę w poprzednich ćwiczeniach, tym łatwiej pójdzie ci teraz. Poniższe ćwiczenia służą treningowi i osłabieniu poziomu strachu. Generalnie im silniej wykształcone będziesz miał "Ja obserwujące", im bardziej aktywnie zaangażowany będziesz w eksplorację przestrzeni wewnętrznej i zewnętrznej w danej chwili, tym mniej będziesz się bał. Strach w dużej mierze bierze się z przewidywania, że wydarzy się coś strasznego, w momencie kiedy twoja uwaga związana jest z obserwacją. Symptomy strachu stają się kolejnymi odczuciami "Ja obserwującego". Może ono działać dalej lub przekazać pałeczkę do "Ja Wojownika" lub "Ja Uzdrowiciela".
Przypomnij sobie moment, w którym się bałeś. Zbuduj sobie dokładnie tę scenę, wsłuchując się w swoje odczucia, eksplorując je ... nie przekraczaj granic swoich możliwości. Jeśli masz dość, to przestań i przypomnij sobie coś, co sprawiało ci przyjemność, poświęcając swoje siły (kierując swoją energię) na budowanie tego stanu. Wróćmy do "strasznych wspomnień" - jak się czujesz? Czy twoje ciało jest pobudzone? Jaki jest ten stan pobudzenia? (Jeśli się już obserwowałeś dłuższy czas, zauważysz, że pobudzenie ciała w chwili lęku jest takie samo jak w przypadku pozytywnych bodźców.) Które mięśnie masz napięte? Jak się z tym czujesz? Spróbuj je napiąć trochę mocniej. A teraz je rozluźnij. Co teraz czujesz? Jak oddychasz? Spróbuj oddychać trochę szybciej i płycej? A teraz wolniej i głębiej? Jak się czujesz teraz? Wracaj za każdym razem do "strasznego wspomnienia". Zauważ, że kiedy masz rozluźnione mięśnie, głębszy, wolniejszy i pełniejszy oddech, łatwiej jest ci się skupić na obserwacji i fascynacji nią, lęk i strach stają się drugorzędne.
Wróć do "straszliwego wspomnienia". Tym razem spróbuj poczuć swoją energię. Co się z nią dzieje? Gdzie skupia się energia strachu? Jak ją czujesz w ciele? Skup się na obserwowaniu różnych fragmentów swojego ciała. Szukaj energii strachu w różnych miejscach: w dużym palcu u nogi, w palcach rąk, w ramionach, w głowie, przeszukuj kolejno wszystkie fragmenty swojego ciała. Gdzie mieści się energia strachu? Gdzie ją czujesz najmocniej? Spróbuj teraz badać swoją energię, pracując swoją uwagą: raz skupiając uwagę na szczegółach (np. obserwując energię głowy), a zaraz po zarejestrowaniu swoich "odczuć" przenosząc uwagę na całe ciało i aurę (otoczenie). Gdzie jest strach, gdzie działa i siedzi ta energia? Oto twoje główne pytanie. Znalazłeś już wszystkie elementy? Spróbuj wczuć się w ruch tej energii. Zatańcz z nią, odtańcz ją, pozwól jej przez siebie przepłynąć ... obserwuj swój strach i swoje wspomnienie.
Przypomnij sobie jakieś wspomnienie związane ze strachem, wczuj się w nie. Teraz spróbuj zbadać swój lęk: jak on wygląda, jaki ma kształt, jaką fakturę, jak pachnie, gdzie mieści się w ciele? Jakie to ma znaczenie, jaki sens? Spróbuj porozmawiać z tym strachem? Jak się odzywa? Co mówi? Dowiedz się od niego, po co jest? O czym ci przypomina? Zaprzyjaźnij się z nim ... Udało się? To spróbuj poprosić go, by w twojej wizji przybrał ludzką formę. Jak wygląda? Zaprzyjaźnisz się z nim? Co ty możesz zrobić dla niego? Co on dla ciebie? Dlaczego przybrał taką formę, a nie inną? Co masz zrobić, by wspierał twoją świadomość? Wróć teraz do wspomnienia, "wejdź w nie", zacznij przepytywać wszystkie elementy wspomnienia. Pytaj, co oznaczają w twoim świecie, jak możesz się z nimi zaprzyjaźnić. Wróć do obserwacji wspomnienia "z zewnątrz" siebie. Zacznij bawić się elementami wizji, zmieniaj jej elementy: barwy, kolory, zapachy. Jeśli chcesz, możesz postaciom w niej występującym zdjąć ubrania, dorobić długie uszy, królicze ogonki ... Co się dzieje w tym momencie z twoim strachem?
Przypomnij sobie swoje wspomnienie związane ze strachem, wczuj się w nie. Poczuj energię swojego strachu ... A teraz zjednocz się z nią, z jej świadomością ... i z tym, czego się boisz ... Pozwól sobie być tym wszystkim jednocześnie, poczuj się swoim lękiem. Kim jesteś? Co robisz? Pozwól swojej świadomości osiąść w tym sposobie postrzegania ... Co się dzieje z tobą? ... Jak się czujesz? Po prostu bądź tym wszystkim. Jeśli dostrzegasz jakiś aspekt lęku, którego wcześniej nie znałeś, zjednocz się z nim...
Wykonując te ćwiczenia, zauważysz, że kiedy jesteś zjednoczony z otoczeniem i ze sobą, nie ma lęku. Lęk jest tylko napięciem, biorącym się z chęci oddzielenia od tego, czego doświadczasz. Jednocześnie możesz dostrzec, że te cztery poziomy postrzegania to tylko różna intensywność przebywania w chwili obecnej i zrelaksowania swojego sposobu postrzegania. Przekonasz się, że postrzeganie świata w formie czysto fizycznej dokonuje się za sprawą ogromnego, nawykowego wysiłku w utrzymywaniu poczucia "oddzielenia" od świata i takiej percepcji.
"Ja Wojownik" to ta część "Ja", która wychodzi naprzeciw okolicznościom, daje impuls do działania i wykonuje je. Wojownik to ciekawość dziecka eksplorującego otoczenie i odruch wyciągania ręki, kiedy dostrzeże coś ciekawego. Esencją Wojownika jest współczucie - miłość do świata i życia we wszystkich jego przejawach - oraz otwarcie, empatia, pozwalające wychodzić temu światu i życiu naprzeciw. Jeśli kiedyś widziałeś jakieś niebezpieczne zdarzenie, w którym mogłeś pomóc, i odebrałeś impuls działania, chęć niesienia pomocy, to właśnie było to, twój Wojownik, niezależnie od tego, czy poszedłeś za tym impulsem, czy nie. Wojownik jest zawsze obrońcą, a jedynymi jego wrogami są strach i gniew. W celu poradzenia sobie z nimi Wojownik rozwija nieustraszoność oraz nieskazitelność. Pierwsza cecha oswaja strach powstrzymujący przed działaniem. Oswaja - czyni sprzymierzeńcem dającym siłę do działania. Druga oswaja gniew powodujący zapominanie, po co wojownik działa. Oswaja - przekształca gniew na współczucie i otwarcie, pozwalające obudzić "Ja obserwujące" i "Ja Uzdrowiciela". Przyjrzyjmy się bliżej sposobowi, w jaki wojownik oswaja strach. Trenuje on po prostu nawyk wychodzenia zdarzeniom naprzeciw bez utrzymywania zbędnych napięć. Jednym z elementów może być również medytacja Zen czy Vipassana, w której wojownik ćwiczy otwartość na bycie z tym, co się dzieje poza nim i w nim, na swoje myśli, uczucia, emocje, a nawet ból.
Stań na środku pokoju. Jeśli chcesz, włącz muzykę ... wsłuchaj się w swoje ciało ... pozwól mu rządzić ... niech zacznie tańczyć ... ty po prostu bądź ... i wspieraj je, jeśli zaczął się jakiś ruch ... kontynuuj go, jeśli się powtarza ... zacznij powtarzać go intensywniej ... jeśli jakiś fragment twojego ciała napina się, napnij go mocniej ... jeśli się rozluźnia, rozluźnij się bardziej ... jeśli oddychasz płytko, oddychaj jeszcze płycej ... jeśli głęboko, jeszcze głębiej ... jeśli boli, spotęguj ten ból ... jeśli jest niewygodnie, ustaw się jeszcze bardziej niewygodnie (tylko wybierz pokój i miejsce, w którym będzie bezpiecznie, dywan daleko od przedmiotów, o które możesz się uderzyć lub skaleczyć). Jeśli jakaś cześć ciała porusza się wolno, poruszaj się jeszcze wolniej ... jeśli szybko, jeszcze szybciej ... nie zapominaj o uczuciach i myślach ... jeśli pojawi się jakieś uczucie (nieważne jakie, "dobre czy złe"), spotęguj je ... jeśli pojawi się myśl (nawet "głupia"), powtarzaj ją ... jeśli zacząłeś coś mówić, kontynuuj to lub powtarzaj to, co zacząłeś. Jeśli czujesz się szalony, robiąc to ćwiczenie, pozwól oszaleć sobie bardziej, choć na chwilę. Wykonuj to ćwiczenie tyle razy, ile chcesz, najlepiej do zupełnego zmęczenia ... aż upadniesz ... a wtedy po prostu leż, słuchaj i obserwuj, co się z tobą dzieje.
To ćwiczenie nauczy cię, w jaki sposób sprzeczności pulsują w tobie, że spotęgowane napięcie, jeśli na to pozwolisz, przejdzie w rozluźnienie, i na odwrót, rozluźnianie wywołuje impuls napięcia ... Zrozumiesz, w jaki sposób strach i nadzieja oraz gniew i współczucie, miłość i nienawiść są ze sobą powiązane. Dzięki temu ćwiczeniu zrozumiesz, że bezpiecznie jest podążać za procesem odbioru wrażeń z ciała i życia.
Stań (lub usiądź) gdzieś na środku pokoju ... zacznij obserwować energię w sobie i poza sobą ... głównie jednak skup się na sobie ... jeśli napotykasz na jakieś dziwne energie, dziwne uczucie/odczucie skupione w jakimś punkcie, rozszerz je na całe ciało ... spróbuj nawet wyrazić je całym ciałem przez głos, ruch, postawę, oddech ... przeczesuj tak całe ciało, zwłaszcza szukając obszarów, które wyczuwasz jako zablokowane ... wzmacniaj swoją uwagą i koncentracją te napięcia jeszcze bardziej oraz spróbuj odczuć i wyrazić tę blokadę całym ciałem ... jeśli czujesz gdzieś skupienie "pozytywnej energii", rozszerz je również na całe ciało i wyraź ją ... kiedy skończysz tę pracę ze swoim ciałem, spróbuj wczuć się w otoczenie ... wszystko, czy "przyjemne", czy nie, pozytywne lub negatywne, w swoim odczuciu, wszystko przepuszczaj i wyrażaj przez całego siebie ... skup się na swoich znajomych i całym świecie ... spróbuj wyczuć energie osób i miejsc znanych ci z życia i niezależnie od tego, jak je odbierasz, poczuj i wyraź je całą swoją istotą...
Wykonując te ćwiczenie, nauczysz się, że "złe i negatywne" odczucia i energie płynące ze świata biorą się tylko i wyłącznie z twojego zablokowania, "oporu" przed ich odbieraniem i doświadczaniem.
Stań (lub usiądź) gdzieś na środku pokoju ... zamknij oczy ... wyobraź sobie, że wchodzisz do przestrzeni z twoimi demonami (tymi pozytywnymi też) i demonami świata ... Chodzi o to, co złe lub nieświadome w tobie i na świecie. Niech te postacie będą groźne, choć mogą również być świetliste ... wejdź do tych postaci ... jeśli cię atakują, poddaj się ... jeśli chcą cię zjeść, pozwól być zjedzonym ... jeśli chcą czegoś od ciebie, daj im to (przypominam, tylko w wizji :-)) ... jeśli chcą twojego ciała, emocji, czy umysłu, daj im to ... nie bój się szaleństwa ... to tylko twoja wizualizacja ... jeśli poczujesz lęk lub strach, pozwól, by stał się jeszcze jednym potworem, który znajduje się w twojej wizji przed tobą ... jeśli lękasz się śmierci, spotkaj ją w tej wizualizacji i pozwól siebie prowadzić ... zakop z nią swoje ciało ... i idź dalej. Co się dzieje? Jeśli jest pustka, niebyt, wypełnij się nią ... jeśli trapi cię lęk przed jakimś zachowaniem, zrób to w wizji ... i obserwuj, co się będzie działo dalej ... jeśli są to jakieś zwierzątka - pająki, myszy, węże, szczury, coś, czego się brzydzisz, również pójdź za tym ... daj im zjeść lub rozszarpać twoje ciało ... wypełnić je od środka itp. Korzystaj ze swojej kreatywności, ale nie forsuj się. Ćwicz w stanie otwartości, zaufania do tego, co robisz, miłości i współczucia do tych przeszkód ... jeśli coś wydaje ci się zbyt drastyczne, po prostu tego nie rób ... jeśli odczuwasz zbytni stres w ciele, popracuj z nim, nie przejmując się dalej wizją lub oddal spokojnie tę wizje od siebie ... otwórz oczy i zajmij się czymś innym.
Jeśli będziesz wykonywał to ćwiczenie, wkrótce "doświadczysz", że jesteś przestrzenią, w której wszystko pojawia się i znika bez oporu. Dobrze jest mieć już wyćwiczone "Ja obserwujące" - doświadczenia z medytacją i dość stabilny, "wyćwiczony" umysł - wtedy po prostu pójdzie ci łatwiej z zachowaniem otwartości i pozytywnego, współczującego nastawienia, ale o ile nie przekraczasz zbytnio swoich "barier" ... po prostu one poszerzą się i rozpuszczą w naturalny sposób.
Stań (lub usiądź) gdzieś na środku pokoju ... zamknij oczy ... wyobraź sobie, że wchodzisz do przestrzeni z twoimi demonami (tymi pozytywnymi też) i demonami świata ... chodzi o to, co złe lub nieświadome w tobie i na świecie. Zacznij przenosić uwagę miedzy nimi ... jednocz się z każda formą, jaką postrzegasz. W wizualizacji przyjmij formę, jaką posiadają twoje lęki, pozwól swojej świadomości być z tą forma i jej znaczeniem ... jeśli chcesz, spróbuj być jeszcze "straszniejszy", "dumniejszy", "silniejszy", "gorszy" ... baw się swoim doświadczeniem bycia jednocześnie "złym" i sobą, zachowując jednoczenie świadomość, że jesteś tym i tym ... czyli czymś więcej ... stań się owadem, wężem, szefem :-). Zjednocz się z lękiem, gniewem, śmiercią, nicością, wojną lub czymś innym. Pozwól sobie być tym ... Pomoże ci to lepiej zrozumieć naturę i zminimalizuje wewnętrzny opór przed życiem i otoczeniem.
Ćwiczenia te służą wyrobieniu sobie elastyczności i nawyku wchodzenia w proces, podążania za doświadczeniem i za jego rozwojem bez stresu.
Przyjrzyjmy się dokładniej zastosowaniu tej filozofii w pracy z lękiem.
Usiądź i przypomnij sobie sytuację związaną z lękiem, możesz również sobie ją wymyślić. A teraz wymyśl kilka jej zakończeń w sytuacji, jakbyś reagował w sposób "nieustraszony", i odtwórz sobie te doświadczenia. Odegraj swoją rolę jak w teatrze. Posłuż się nie tylko wizualizacją i wyobraźnią, ale również zachowuj się, jakbyś był aktorem grającym rolę przed publicznością (Ja obserwujące). Nie chodzi tutaj o wypracowanie sobie schematu działań. Schematy w sytuacji lękowej często służą tylko ukryciu leku, a to prowadzi do jeszcze większych napięć. Chodzi o to, byś przekonał się, że masz zdolność naturalnego reagowania w "lękoproduktywnych" sytuacjach, oraz tę zdolność wzmocnił. Jeśli ci ciężko idzie, zacznij od pozytywnych i łatwych historii i sytuacji, a później wymyślaj sobie trudniejsze scenariusze.
Ustaw się na środku pokoju ... klęknij i zwiń się w kłębek, głowę trzymając przy ziemi, zamknij oczy ... wróć do wspomnień związanych z lękiem ... poczuj lęk, napięcie zwijające cię w kłębek i powodujące odczucie "naporu/nacisku" ze strony świata, cały świat naciska, napiera na ciebie ... odczuj tę energię przyciskającą cię i utrzymującą zwiniętego ... pozwól sobie być z tym wszystkim przez chwilę ... a teraz znajdź swój środek ciężkości w rejonie brzucha ... pozwól sobie czuć ten cały nacisk świata właśnie w tym jednym punkcie ... a teraz pozwól własnej energii promieniować z tego punktu ... niech po prostu promienieje ... na ciało ... na otoczenie ... na świat ... co się dzieje z "naciskiem", jaki czułeś? Powoli, zachowując to wewnętrzne promieniowanie, wstań i otwórz oczy ... zauważ, że to promieniowanie zrobiło tylko jedno - zacząłeś wymieniać swoją energię ze światem ... pozwól sobie wczuć się w ten przepływ ... staraj się go zachować po tym ćwiczeniu. Zauważysz, że idzie ci łatwiej, kiedy jesteś skupiony na swoim środku ciężkości i kiedy pozwolisz, żeby twoje ruchy wypływały z niego ... potrenuj to.
Ćwiczenie to ma cię nauczyć nieblokowania przepływu własnej energii i podtrzymywania własnego scentrowania ("pozostawania we własnym centrum") ... łatwiej wtedy zachować uważność i znika napór, napięcie dotyczące sytuacji zewnętrznych.
Stań na środku pokoju i przypomnij lub stwórz sobie przeżycie napełniające lękiem ... a teraz zamień się miejscami ze swoim lękiem lub obiektem lęku ... odegraj swoją nową rolę ... wymyśl jej scenariusze ataku i atakuj siebie na te nowe sposoby ... odegraj to w rzeczywistości ... wczuj się w rolę lęku lub obiektu lęku ... nie hamuj swojej ekspresji ... spokojnie możesz pokonać tego drugiego (siebie) jako lęk ... Obserwuj swoje zachowanie jako wyobrażonej postaci (Ten Drugi).
Ćwiczenie to ma symbolicznie spowodować przejęcie mocy, jakiej udzielasz swojemu lękowi, i pokazać ci, w jaki sposób niektóre twoje energie manifestują się w świecie, stwarzając "przeszkody", stresujące sytuacje etc. W jaki sposób te sceny mówią do ciebie?
Usiądź na środku pokoju ... mentalnie połącz się, "zjednocz się" ze wszystkimi "nieustraszonymi" zachowaniami ludzi albo swoim realnym lub wyobrażonym bohaterem ... utrzymuj ten stan jedności i obserwuj wszystkie zachowania: pokonywanie lęku, działanie pomimo niego etc. Wykorzystaj swoją wyobraźnię do jak najgłębszego poczucia i zbadania mechanizmów nieustraszoności w tobie, w świecie i w ludziach, z którymi aktualnie jesteś zjednoczony ... poczuj naturę współczucia, współodczuwania, które skłania tych ludzi do działania. Nie chodzi tutaj o bohaterstwo czy wojnę, ale o te zachowania, kiedy ludzie radzą sobie pomimo oporu... ot, choćby wstając rano z łóżka ;-).
"Ja Uzdrowiciel" to ten fragment nas, który zmienia naszą rzeczywistość lub pozwala się jej zmienić w celu uzdrowienia i stworzenia harmonii w istniejących warunkach lub kreacji nowego doświadczenia. Jest to ten czynnik, który skłania dziecko do długotrwałego skupienia przy budowaniu domku z klocków, jak i do radosnego zburzenia tej budowli. Jest to czynnik uzdrowienia dzięki wykorzystaniu naturalnej mądrości, naszego wnętrza, procesu i świata. "Ja Uzdrowiciela" używałeś w poprzednich ćwiczeniach, np. do wizualizacji, przy pozwoleniu, by powstało w tobie jakieś doświadczenie i w całym jego procesie. To jest po prostu zdolność skupienia się "Ja obserwującego" na harmonii, uzdrowieniu czy nowym doświadczeniu, i pozwolenie, by "Ja Wojownik" zamanifestował swój proces - aktywnie wyszedł naprzeciw doświadczeniom.
Oto kilka ćwiczeń, które pomogą ci wniknąć w istotę "Ja Uzdrowiciela" i rozwinąć ją.
Stań na środku pokoju. Jeśli chcesz, włącz muzykę ... wsłuchaj się w swoje ciało ... i pokieruj nim w stronę uzdrowienia, pozwól ciału ruszać się ... wyszukuj te pozycje, w których czujesz się lepiej, i spróbuj wzmocnić swoimi ruchami to dobre samopoczucie ... dostrajaj się do nich ... zacznij również pracować po prostu nad zmianą doświadczenia ... jeśli się ruszasz, zmień ten ruch ... wolny zatrzymaj lub, wprost przeciwnie, przyspiesz ... szybki ruch zamień w wolny lub zatrzymaj ... posługuj się intuicją ... jeśli jakaś cześć ciała jest w bezruchu, zacznij nią poruszać ... jeśli pojawił się jakiś rytm, zmień go ... pamiętaj o oddechu, zmieniaj go również ... jeśli oddech spowalnia, spowolnij go bardziej ... lub wprost przeciwnie ... kieruj swoje doświadczenia, to, co robisz, w stronę lepszego, przyjemności ... jeśli stoisz, pozwól ciału powoli opadać ... jeśli siedzisz, powoli wstawaj ... baw się swoim ciałem, sposobem, w jaki je postrzegasz ... jeśli gdzieś odczuwasz smutek, poczuj radość ... jeśli radość, stonuj ją smutkiem ... podążaj za procesem powstawania w tobie wrażeń ... jeśli powstaje myśl, zamień ją na inną ... i znów w jeszcze inną ... staraj się iść w stronę "pozytywności" ... ale pozwól sobie na to tak, jak masz ochotę, ruchem wahadłowym ... przyjemne - nieprzyjemne ... zobacz, jak przeciwności potęgują doznania ... trochę kieruj, a trochę pozwól być kierowanym ... znajdź środek "napięcia woli", w którym uwaga i twoja chęć wywołują oddźwięk w organizmie ... Sensem doświadczenia jest zorientowanie się, jak twoje myśli i uczucia wpływają na organizm, i odwrotnie ... oraz to, że to ty wywołujesz te doznania ... przejęcie odpowiedzialności za to, co odczuwamy, bez poczucia obciążenia tym.
Usiądź pośrodku pokoju ... zastanów się nad swoim źródłem pozytywnej energii ... może to być uśmiech, może jakaś idea czy ideał, może jakaś wewnętrzna postać - Wyższe Ja, Bóg, Anioł, opiekun duchowy, mistrz ... symboliczna postać lub rzecz kojarząca ci się z poczuciem bezpieczeństwa i dobrocią ... lub coś, czemu mógłbyś nadać takie znaczenie ... może to być nawet myszka Miki lub pluszowy misiek ze wspomnień ... pozwól sobie wyczuć energię pochodzącą z tego źródła ... wyczuj ją ... wytwórz ją ... znasz już ten stan skupienia, w którym uwaga powoduje wytwarzanie odczuć ... pozwól, by ta energia cię wypełniała ... całe twoje ciało ... pozwól sobie odnaleźć ciemne, chore miejsca ... i wpłynąć tam tej energii, być przez nią uzdrowionym ... Poświęć na to chwilę czasu ... tyle, żebyś czuł się dobrze ... a nawet lepiej ... a teraz pozwól jej promieniować z siebie ... wypełnić najbliższą przestrzeń ... poczuj jej obecność w pomieszczeniu, jej bliskość i uzdrawiające działanie ... pozwól jej promieniować dalej, uzdrawiając świat, ludzi, znajomych i nieznajomych, zwierzęta, przedmioty etc. ... skup się na przepływającej przez ciebie uzdrawiającej energii...
W tym ćwiczeniu chodzi o to, byś nabrał pozytywnego, uzdrowicielskiego stosunku do świata. Inna sprawa, że z czasem potęguje ono zdolność uzdrawiania i rzeczywistego przekształcania energii.
Siądź z zamkniętymi oczami ... stwórz sobie teraz w wewnętrznej wizji swoje miejsce schronienia ... może to być zamek ze strażnikami ... może to być łąka pośrodku lasu ... niedźwiedzia gawra pod drzewem ... wybierz sobie takie miejsce, w którym będziesz się czuł naprawdę bezpiecznie ... poświęć chwilę na dokładność ... wczuj się dokładnie w klimat poczucia bezpieczeństwa ... a teraz zaproś tam osobę reprezentującą wyższą siłę opiekuńczą, działającą w twoim życiu (Bóg, Wyższe Ja, Opiekun czy Myszka Miki, choć raczej nie zapraszaj żadnej z osób, które znasz z realnego świata - chodzi o czystość relacji). Zaprzyjaźnij się z tą osobą ... spytaj się, co możesz robić, żeby wszystko było OK, poproś o ochronę i wsparcie w każdej chwili twojego życia ... skup się na odczuciach poczucia bezpieczeństwa, ufności i siły płynącej z przebywania w obecności tej postaci.
W tym ćwiczeniu chodzi o wypracowanie sobie odruchu-reakcji rozluźnienia się w momencie wizualizacji bezpiecznego miejsca czy postaci opiekuńczej siły. Dodatkowo, z punktu widzenia szamanizmu, takie spersonifikowane wewnętrzne siły są realnymi postaciami, od których możesz uzyskać wsparcie w codziennym życiu.
Znajdź sobie spokojne miejsce ... w wewnętrznej wizji spotkaj się z kreatywną siłą twojego świata ... poproś ją o pomoc ... i zjednocz się z nią ... zjednocz się z siłami kształtującymi rzeczywistość taką, jaka ona jest ... jeśli uważasz, że Bóg kreuje świat - zjednocz się z siłą, dzięki której to robi ... jeśli uważasz, że żywioły, zjednocz się z nimi ... jeśli uważasz, że są to prawa fizyki, zjednocz się z czymkolwiek, co uważasz za siłę kształtującą twoje otoczenie ... pozwól swojej świadomości rozszerzyć się i uwagą obejmij wszystkie zjawiska, jakie zdołasz ... ich ruch oraz przemiany ... odczuwaj swoją jedność ze światem ... odczuwaj swoje ciało obecne w jakimś miejscu ... ciała innych ludzi ... wypełnij swoją świadomością przestrzeń łączącą wszystko ... chodzi o to, byś poczuł i doświadczył jedności z czymś ponadosobowym, obecnym w całym świecie, i pozwolił sobie na doświadczanie świadomości w tej jedności.
Generalnie praktyka "Ja uzdrawiającego" polega na zaufaniu sile wyższej, mądrości zjawisk obecnych w świecie, i na współpracy z nią na różnych płaszczyznach postrzegania świata. Samo to prowadzi do poczucia "jestem czymś więcej" - "nic nie może mi zagrozić" i zmniejszenia progu naszej podatności na strach i lęk. Równocześnie rozwija się otwarcie na wszystkie elementy świata i poczucie jedności i równości z nimi.
Przyjrzyjmy się jednak działalności "Ja uzdrawiającego" skierowanego bezpośrednio na lęk i strach:
Stań na środku pokoju ... skup się na swojej chęci przezwyciężenia lęków i na swojej niezależności ... odtańcz to uczucie ... przyjmij postawy, które, jak ci się wydaje, związane są z "nieustraszonością" ... poczuj siebie w nich ... wytrenuj je sobie.
To ćwiczenie ma wzmocnić twoją zdolność pokonywania strachu poprzez zakorzenienie "hartu ducha" w fizycznych postawach.
Stań na środku pokoju ... wczuj się w ciężar swojego ciała ... poczuj, w jaki sposób ziemia je podtrzymuje ... przenoś płynnie ciężar ciała z jednej nogi na drugą ... wczuj się w swój środek ciężkości ... w sposób, w jaki ziemia przyciąga ten punkt ... a teraz przenieś uwagę na swoją energię ... pozwól jej połączyć cię z ziemią ... możesz sobie wyobrazić linię światła łączącą środek ciężkości twojego ciała z centrum Ziemi ... możesz również wspomóc się wyobrażeniem korzeni wychodzących ze stóp ... po prostu pozwól połączyć się swojej energii z energią ziemi pod swoimi stopami ... poczuj, że ziemia jak gąbka wchłania to, co szkodliwe dla ciebie ... energię strachu, gniewu, twoje własne blokady … to, co w tobie zaburzone ... pozwól temu wszystkiemu wsiąknąć w ziemię i rozpuścić się w niej ... popracuj z tym chwilę ... a teraz zacznij przenosić uwagę na energię na zewnątrz ciebie ... pozwól sobie działać jak piorunochron czy odpromiennik ... wszystko, na czym skupisz uwagę, zostaje oczyszczone ... energia przepływa przez ciebie i jest oczyszczana w ziemi ... popracuj w ten sposób nad najbliższą przestrzenią i tą trochę dalszą ... na ile jest to dla ciebie wygodne.
To ćwiczenie opiera się na założeniu, że skoro możemy zaobserwować strach, to jest w nas coś, co się boi; zazwyczaj w zależności od sposobu postrzegania problemu można nazwać tę część ciałem, podświadomością czy wewnętrznym dzieckiem ... możemy tę część określić po prostu Strachajłem.
Usiądź na środku pokoju - w wyobraźni stwórz bezpieczne miejsce ... może pochodzić z twoich wspomnień ... teraz zaproś do tego miejsca istotę reprezentującą dobroczynną siłę wyższą ... przywitaj się z nią ... poproś o opiekę, ochronę etc. ... zaprzyjaźnij się z nią ... a teraz zaproś do tego miejsca Strachajłę (lub inną postać, którą uważasz za twoje wewnętrzne źródło lęku) ... przekonaj go, że już nie musi ulegać lękowi ... skontaktuj go z istotą wyższą przebywającą razem z tobą ... doprowadź do przyjaźni tych dwóch postaci ... przekonaj istotę dobroczynną, by udzieliła i udzielała Strachajle wsparcia ... przekonaj Strachajłę, że jest dobrze chroniony i nie ma się czego bać ... może już czuć się bezpieczny.
Usiądź na środku pokoju, zamknij oczy ... zjednocz się ze wszystkimi siłami reprezentującymi uzdrowienie lub naturalne przemiany ... ze zdolnością gojenia ran wszystkich istot i siłą, wolą życia, która napędza te uzdrowienia ... zjednocz się z siłami powodującymi, że roślina rośnie i kwitnie ... że zwierzęta poruszają się ... ze zdolnością uczenia się istot ludzkich ... z cyklem przemian dnia i nocy ... energii męskiej i żeńskiej ... życia i śmierci ... użyj swojej zdolności wywoływania odczuć i odbierania ich ... pozwól po prostu przebywać swojej świadomości w tym stanie zjednoczenia.
Szamanizm opiera się na postrzeganiu, na wykształceniu "Ja obserwującego" świat wewnętrzny i zewnętrzny oraz związki zachodzące między nimi, na działaniu w tych światach ("Ja Wojownik") z jak największym zaufaniem do tego, co robisz, co odczuwasz i co się dzieje, z uczeniem się od tego, co doświadczamy ("Ja Uzdrowiciel"). Np. jeśli szaman odczuwa, że chorobę powodują szkodliwe energie czy duchy, siłami własnego "Ja" będzie starał się je usunąć lub przekształcić... lub po prostu wzmocnić pozytywne energie danej osoby - pomóc może symboliczne pokonanie choroby i stworzenie fizycznego symbolu tej pokonanej mocy dla klienta. Nie ma znaczenia w kontekście założeń szamańskich, czy robi on to dla siebie, czy dla kogoś innego. Światy wewnętrzny i zewnętrzny szamana splatają się w tańcu, którego zasady stara się on zrozumieć i obudzić w sobie zdolność świadomego uczestnictwa w nim. Częścią postrzegania świata jako jedności jest realność wewnętrznych doświadczeń, kiedy tego chcemy. Zawsze możemy znaleźć spokój i ukojenie w poczuciu oddzielenia i realności fizycznych doświadczeń. Nie chodzi tutaj o to, czy jest lepszy, czy gorszy punkt widzenia. Każdy sposób postrzegania ma swoje przeznaczenie i może być wykorzystany do uzdrowienia. Liczy się efekt - uzdrowienie, wzrost pozytywnego nastawienia, poczucia wewnętrznej siły i po prostu harmonia w świecie zewnętrznym.
Czego wszystkim szczerze życzę.
Depresje, duchowa transformacja, rozwój
Depresje? Czy to raczej Nasza Duchowa Istota pragnie przejawić się poprzez Nas?
Duchowa Transformacja, czy to bardzo boli?
Dlaczego, kiedy zaczynamy się rozwijać, nasze życie tak wariuje?
Kto kieruje tą "karuzelą" w naszym życiu?
Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania.
Depresje? Czy to raczej Nasza Duchowa Istota pragnie przejawić się poprzez Nas?
Dlaczego nieraz czujemy się tak bardzo zagubieni i pełni lęku. Mamy wtedy poczucie, że wisimy w próżni. Ani do Nieba, ani do Ziemi nie czujemy się wtedy przypisani. Coraz częściej młodzi ludzie popadają w depresje i lęki, czują, że cały świat "wali im się na głowę". Przestają uznawać wartości do tej pory tak pewne i ogólnie przyjęte przez społeczeństwo, rodzinę, grupy młodzieżowe, religie itp.
Jeszcze siłą rozpędu podporządkowują się im, ale tam gdzieś we własnym wnętrzu wiedzą, że są one dla nich nieaktualne. Często zauważają ich płytkość i powierzchowność (z całym szacunkiem dla tradycji, ale bez przesady!). Na zewnątrz nie przyznają się do tego nawet przed sobą samym. Ale ta przemiana zaczyna się już w nich, czy sobie z tego zdają sprawę, czy nie.
Jeśli więc zdajemy sobie z niej sprawę, bo przecież to, o czym piszę, dotyczy nas wszystkich, to doskonale, ponieważ wtedy możemy wytłumaczyć sobie te dziwne stany, które odczuwamy. Bunt, a jednocześnie lęk, akty odwagi i przeciwstawianie się przyjętym schematom, wzorcom płynącym z tradycji, oraz jednoczesny lęk przed ludźmi zdarzają się coraz częściej wielu z nas. Kto nie zna tej huśtawki nastrojów i emocji?
Postrzegani wtedy jesteśmy jako: znerwicowani, niezrównoważeni, opanowani przez depresje. Ale co tak naprawdę się dzieje, co to oznacza, czy to tylko depresja, czy coś innego? Może coś bardziej złożonego dzieje się na głębszych poziomach naszej istoty?
Jeśli rozejrzymy się wokoło, to stwierdzimy, że wielu młodych (i nie tylko) ludzi to odczuwa. Chcę spróbować kilka słów o tym napisać z mojego punktu widzenia, jako osoby zajmującej się uzdrawianiem poprzez Ducha.
Człowiek jest istotą bardziej złożoną, niż sądzi wielu ludzi. Jego emocje, myśli budują jego ciała subtelne. Wielu z nas przeczuwa, a inni wiedzą, że jesteśmy również, albo przede wszystkim, Istotą Boską - Wyższą Jaźnią. Jest Ona naszą najważniejszą częścią i jesteśmy nią bardziej, niż to się wydaje wielu z nas.
Z tego, co dookoła widać, najczęściej oddajemy swoją WOLĘ naszemu ego i racjonalnemu rozumowi. Oczywiście nasze ego twierdzi zupełnie coś innego: że to nasz zewnętrzny wizerunek i intelekt jest najważniejszy, że nasze ciało fizyczne i potrzeby materialne są najważniejsze, że naszym życiem powinny przede wszystkim kierować normy moralne ogólnie przyjęte przez społeczeństwo.
I takimi kryteriami kierowaliśmy się do tej pory! Ale co się dzieje, kiedy wreszcie do głosu pragnie w nas samych dojść nasze Wyższe Ja - Istota Boska? Co się dzieje z nami, kiedy gotowi jesteśmy na to, aby ona przez nas przemówiła. Zapewne musimy przejść jakąś przemianę lub nawet transformację?
Może te nasze dziwne stany związane są właśnie z tą TRANSFORMACJĄ? Ale kiedy ona następuje, kiedy jesteśmy na nią gotowi? Może nasza Dusza dała na nią zgodę na poziomie nieświadomym dla naszego rozumu? Może to wtedy zaczyna nasza Istota Duchowa coraz bardziej schodzić z poziomu duchowego i przejawiać się na poziomie naszej podświadomości, świadomości i na planie fizycznym? Jak sądzicie?
Duchowa Transformacja - czy to bardzo boli?
Kiedy gotowi jesteśmy na transformację, ponieważ z poziomu duchowego nasza Wyższa Jaźń dała na nią pozwolenie, to właśnie wtedy Duch coraz bardziej zaczyna schodzić i przejawiać się poprzez nasze ciało w naszym życiu.
Kiedy to robi, musi przejść przez podświadomość, ponieważ nie ma innej drogi. Kiedy to robi, oczyszczają się nasze wzorce mentalne, emocje i blokady energetyczne. Nasza Niższa Jaźń - podświadomość - musi zostać zharmonizowana i przygotowana, aby nastąpiło przejawienie Ducha.
Zawirowania są wówczas w nas bardzo silne i objawiają się właśnie często gwałtownymi reakcjami na poziomie naszej psychiki, oraz bardziej fizycznymi dolegliwościami, typu: bóle głowy, brak koncentracji, nerwowość, napady agresji, bezsenność, problemy z żołądkiem itp. Często pytamy się sami siebie: "Co się ze mną dzieje? Chyba wariuję, oszalałem! Wszystko, w co do tej pory wierzyłem, co było dla mnie ważne, przestało być istotne. Koledzy (dawni), imprezy, pogoń za pieniądzem, szpan, popisywanie się przed... itp.
I to jest prawda! Ponieważ dla naszej Duszy te rzeczy nie są istotne. To nie te wartości są dla naszego wewnętrznego, duchowego rozwoju ważne! Ale zanim to wszystko zrozumiemy i zaakceptujemy, a nasza Duchowa Istota przejawi się w pełni i poczujemy: PEWNOŚĆ SIEBIE, WIARĘ W SWOJE PRZEKONANIA, POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA, musi upłynąć trochę czasu.
I to ten okres zawieszenia, ta "czarna dziura", w jakiej jesteśmy, przysparza nam tyle lęku, obaw, tyle momentów, kiedy "nam wywala".
Ale kiedy zdamy sobie z tego sprawę, wtedy "demony" i nasze "strachy" może nie przestają istnieć, ale zaczynamy je oswajać, akceptować to, że mamy JASNĄ oraz CIEMNĄ stronę nas samych. Z czasem przekonamy się, że "zakopywanie" lęku przed LĘKIEM, strachu przed STRACHEM nie ma sensu, ponieważ tak naprawdę nie ma lęku i strachu. Ale następuje to dopiero wtedy, kiedy sami je rozświetlamy przez zrozumienie, wtedy dopiero widzimy, że są one po prostu pomyłką wynikającą z BRAKU ZROZUMIENIA i BŁĘDNYCH WYBORÓW, jakich kiedyś dokonaliśmy.
Dlaczego, kiedy zaczynamy się rozwijać, nasze życie tak wariuje? Dlaczego to NAS spotyka? Kto kieruje tą "karuzelą" w naszym życiu?
Mogę Was pocieszyć - to my sami o tym decydujemy. Tylko "z góry" (jeśli można to tak określić). A teraz coś pocieszającego i budującego: im jesteśmy silniejsi na poziomie duchowym, tym proces transformacji wcześniej się zaczyna.
Zawsze się mówiło, że rozwój wewnętrzny rozpoczyna się w starszym wieku. Ale teraz to jest NIEAKTUALNE. My nie możemy i nie chcemy czekać na zmianę nas samych na starość!
My jesteśmy inni, wyjątkowi i silni (choć nie wszyscy o tym wiemy). Chcemy swoją transformację rozpocząć już teraz, jesteśmy gotowi i nie mamy czasu na czekanie, tyle jest przecież do zrobienia. Nasze wyższe wibracje potrzebne są całej Ziemi, a najbardziej nam samym.
Proces, który się w nas rozpoczyna, nie trwa jednak jeden wieczór. Jest to długi proces, ale tak obliczony, abyśmy bezpiecznie przez niego przeszli, a on sam nie był taki bolesny. Jednak zdarzają się osoby, istoty bardzo silne, które często przechodzą to wyjątkowo szybko i gwałtownie.
Jednak zawsze odbywa się to za zgodą ich własnej Duszy, która przecież wie, jakimi możliwościami dysponuje istota na planie fizycznym i co może znieść. Nie raz na zewnątrz wygląda to strasznie, pełne bólu i cierpienia, jednak pamiętajmy, że posiadamy kilka poziomów nas samych.
A dla nas, patrząc na to z perspektywy planetarnej, galaktycznej, duchowej, najważniejsze jest to, co głosi i chce nasza Nadświadomość - Istota Boska. To ona czuwa nad naszym rozwojem i nigdy nie da nas skrzywdzić, bo przecież my i ona to JEDNO.
Tak więc ten proces, w którym uczestniczymy, świadczy tylko o naszej wyjątkowości, coraz częściej rozpoczynamy nasz rozwój już w wieku ...nastu lat i to jest dopiero przyspieszenie. Może więc ten artykuł niektórych z Was uspokoi i nieco wyjaśni.
Kochani, ponieważ już kilka razy na forum pojawiła się prośba, by przedstawić choćby podstawowe techniki i ćwiczenia medytacyjne, postanowiłam przygotować króciutki artykuł na ten temat. Ćwiczenia, które przedstawię, zaczerpnięte są z różnych tradycji i stanowią naprawdę niewielki zaledwie wyrywek tego, co można robić w medytacji. Niektóre z nich są ćwiczeniami bardziej relaksacyjnymi niż medytacyjnymi, a niektóre służą temu, by pozostać w kontakcie z własną energią. Temat potraktowany jest raczej swobodnie, dzięki czemu, mam nadzieję, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Ćwiczenia przedstawione są w całkowicie przypadkowej kolejności.
Oczywiście przypominam, że przed każdym ćwiczeniem należy wziąć kilka głębokich oddechów, wyciszyć się, usiąść lub położyć się w wygodnej pozycji (tu przypomnienie, uważa się, że jeśli położymy się, to raczej łatwiej będzie nam zasnąć niż medytować ;). Do ćwiczeń potrzebujemy spokojnego miejsca, gdzie nikt nam nie przeszkodzi. Jeśli ktoś lubi, to oczywiście można zapalić kadzidełko lub świecę. Po zakończonym ćwiczeniu nie powinno się od razu gwałtownie wstawać i iść do codziennych zajęć, warto poleżeć chwilkę, poprzeciągać się, spokojnie wchłonąć energię itp.
Znajdź spokojne miejsce. Usiądź na krześle w taki sposób, by stopy spoczywały na podłodze i były ustawione równolegle. Trzymaj głowę uniesioną i siedź jak najbardziej wyprostowany. Wyczuwaj, jak pośladki dotykają krzesła. Pozwól, by ręce spoczywały lekko na kolanach. Nie usztywniaj się, gdyż zniweczy to cel ćwiczenia. Zamknij oczy i skoncentruj się na oddychaniu, nie czyniąc przy tym jednak specjalnego wysiłku. Uświadomisz sobie, że wdech i wydech następuje sam. Poczujesz falę oddechu (falę pobudzenia) przechodzącą przez ciało, która płynie w górę przy wdechu i w dół przy wydechu. Pozostań skoncentrowany na tej fali, pozwalając jej wpływać coraz to głębiej do brzucha i miednicy. Aby to osiągnąć, musisz rozluźnić dolną połowę ciała, pozwalając, by brzuch wystawał do przodu, a pośladki opadały. Większość ludzi podciąga dno miednicy w górę. Czy czujesz, jak fala oddechowa płynie do samego dołu, aż do dna miednicy? Jeżeli zdołasz, pozostań przy tym ćwiczeniu przez dziesięć minut. Niech twój umysł pozostanie skoncentrowany na wdychaniu i wydychaniu powietrza, tak abyś wyczuł podstawową pulsację swego ciała. Możesz ją wyczuć całym ciałem, od stóp aż po głowę. Jeżeli ci się to uda, możesz przez moment stać się świadomy, że jesteś częścią pulsującego wszechświata. W tym momencie przekroczyłeś granicę siebie, wstępując do uniwersum.
BEZKRESNE NIEBO Z oczami na wpół zamkniętymi wyobraź sobie bezkresne niebo. Na początku wyobraź sobie, że jest ono przed tobą. Później poczuj, że jesteś równie bezkresny jak to niebo lub że sam jesteś bezkresnym niebem. Następnie całkiem zamknij oczy, zobacz i poczuj to niebo w swoim sercu. Poczuj, że jesteś uniwersalnym sercem i że jest w tobie niebo, na które medytujesz i z którym się utożsamiłeś. Twoje duchowe serce jest nieskończenie bardziej bezkresne niż niebo, tak więc z łatwością pomieści je w sobie.
SERCE - RÓŻA Wyobraź sobie kwiat w swoim sercu. Może to być np. róża. Wyobraź sobie, że jest to nie w pełni rozkwitły pączek. Po kilku minutach spróbuj wyobrazić sobie, że kwiat rozkwita płatek po płatku. Zobacz i poczuj, jak kwiat rozkwita w twoim sercu. Następnie, po pięciu minutach spróbuj poczuć, że w ogóle nie ma serca, jest w tobie tylko kwiat nazywany "sercem". Nie masz serca, tylko kwiat. Kwiat stał się twoim sercem, a serce kwiatem. Po siedmiu lub ośmiu minutach poczuj, jak ten kwiat-serce stał się twoim ciałem. Nie masz już ciała, zamiast tego od stóp do głów spowija cię woń róży. Jeśli spojrzysz na stopy, poczujesz zapach róży. Jeśli spojrzysz na kolana, poczujesz zapach róży. Jeśli spojrzysz na dłonie, poczujesz zapach róży. Gdziekolwiek nie spojrzysz, piękno, woń i czystość róży wypełniła całe twoje ciało. Kiedy poczujesz, że od stóp do głów jesteś pięknem, zapachem, czystością i zachwytem róży, to znaczy, że jesteś gotów, by złożyć siebie u Stóp Boga.
ZMYWANIE NACZYŃ Moim zdaniem pogląd, że mycie naczyń jest nieprzyjemne, może powstać tylko wtedy, kiedy ich nie zmywasz. Kiedy natomiast z podwiniętymi rękawami staniesz przy zlewie i zanurzysz ręce w ciepłej wodzie - mycie od razu staje się przyjemne. Lubię bez pośpiechu wziąć każdy talerz do ręki. Jestem wtedy w pełni świadomy talerza, wody, każdego ruchu moich rąk. Wiem, że jeśli zacznę się spieszyć, żeby szybciej przystąpić do deseru, zmywanie stanie się nieprzyjemne i niewarte przeżywania. Byłaby to niepowetowana szkoda, gdyż każda minuta i każda sekunda życia są cudem. Cudem są nawet naczynia i sam fakt, że je myję! Jeśli nie potrafię zmywać naczyń radośnie i usiłuję jak najprędzej odwalić zmywanie, aby zabrać się do deseru, to okażę się równie niezdolny do cieszenia się deserem. Z widelcem w dłoni będę rozmyślał o tym, co mam po obiedzie do zrobienia - pozbawiając się tym samym smaku, konsystencji, wyglądu, a nawet samej przyjemności jedzenia. Stale wchłaniany przez przyszłość, nie będę zdolny żyć teraźniejszością. Święta jest każda myśl i każde działanie opromienione słońcem świadomości. W jej świetle nie ma podziału na święte i świeckie. Przyznaję, że naczynia zmywam dość powoli, ale w pełni przeżywam każdą chwilę i czuję się szczęśliwy. Zmywanie naczyń jest jednocześnie środkiem i celem. Innymi słowy zmywamy nie tylko po to, żeby mieć czyste talerze, ale również po to, żeby zmywać... Myjemy naczynia po to, żeby świadomie przeżywać każdy moment mycia naczyń.
INDUKCJA KINESTETYCZNA (Uwaga! W tym ćwiczeniu gwiazdki oznaczają ilość pełnych cyklów oddechowych, które wykonuje się pomiędzy podanymi sugestiami, czyli * oznacza jeden cykl oddechowy.)
Wejdź w kontakt ze swoim oddechem. ** Z tym ruchem "tam i z powrotem", takim bezpiecznym. ** Z twoim brzuchem i klatką piersiową, która unosi się i opada. *** Za każdym wydechem pozwól sobie opaść na ziemię. *** Jakbyś chciał zostawić na niej ślad. **** Za każdym wydechem jesteś coraz cięższy. *** Uczucie łagodne, bardzo przyjemne. *** Poczuj swój splot słoneczny. *** Twój splot słoneczny jest ciepły. ** Przyjemnie ciepły. ** Jakby fontanna ciepła. ** Niech to ciepło krąży w całym twoim ciele. ***
Tutaj znajdziecie opis procedury treningu autogennego wg Schultza.
OTULANIE SIĘ ZIELENIĄ Weź 3 głębokie oddechy. Wdech, zatrzymanie, wydech. Na wydechu należy zakodować, że ciało jest rozluźnione, począwszy od głowy po końce palców u nóg. Wszystkie komórki organizmu poddają się relaksowi, szczególnie mięśnie czoła i szczęki. Przy następnym wydechu należy zakodować rozluźnienie umysłu przy pełnym utrzymaniu świadomości. Oczy są zamknięte (to pomaga początkowo w szybszym wyciszeniu i uzyskaniu pełnego rozluźnienia). Z kolei należy przywołać w wyobraźni obraz zielonej łąki i spróbować otulić się pojawiającą się zielenią. Kolor ten - równowartość 15-16 Hz - pogłębia stan relaksu, wycisza myśli, wstrzymuje emocjonalne reakcje.
MEDYTACJA LUSTRA
Praktyka lustra Oznacza, że postrzegamy świat jako lustro, i oparta jest na dwóch założeniach. 1. Zakładam, że WSZYSTKO w moim życiu jest moim odbiciem, czymś, co sam tworzę, nie ma żadnych zbiegów okoliczności i wydarzeń, które nie miałyby związku ze mną. Jeśli cokolwiek dostrzegam lub czuję, jeśli ma to na mnie jakikolwiek wpływ, to znaczy, że moja istota przyciągnęła to lub stworzyła, aby mi coś uświadomić. Gdyby jakaś część mnie nie znalazła swego odbicia, nie mógłbym jej dostrzec. Wszyscy ludzie w moim życiu są odbiciem różnych charakterów i odczuć, które istnieją we mnie. 2. Staram się, by nigdy nie potępiać siebie za odbicia, które widzę. Wiem, że nie ma nic negatywnego. Wszystko jest podarunkiem, który zbliża mnie do samoświadomości; przecież jestem tu po to, by się uczyć. Dlaczego miałbym gniewać się na siebie, kiedy dostrzegam rzeczy, których byłem nieświadomy?
Medytacja - praktyka lustra Rozluźnij się i zamknij oczy. Weź powoli kilka głębokich oddechów i udaj się do miejsca, które jest głęboko w tobie. Przywołaj na myśl osobę lub rzecz ze swojego życia i zapytaj ją/jego/je, czego jest odbiciem/co usiłuje Ci pokazać. Bądź otwarty na odpowiedź, która nadejdzie, bez względu na to, czy będą to słowa, uczucia, czy też obrazy.
WSZECHŚWIAT W TOBIE Wyobraź sobie, że jest w Tobie, a jednocześnie otacza cię potężna istota. Jest ona pełna miłości, siły i mądrości. Chroni cię, osłania, dba o ciebie oraz prowadzi cię. Jest również wesoła i rozświetlona. W miarę jak ją poznajesz i zaczynasz ufać, sprawia, że Twoje życie jest ekscytujące i radosne. Może pojawić ci się obraz, uczucie lub fizyczne doznanie, symbolizujące obecność tej wyższej istoty. Nawet jeśli nie czujesz ani nie widzisz niczego, i tak załóż, że jest w Tobie. Rozluźnij się i pozwól sobie cieszyć się myślą lub uczuciem, że wszechświat całkowicie się troszczy o ciebie. Powtarzaj sobie na głos lub w myślach następującą afirmację: "Czuję i ufam obecności wszechświata w swoim życiu".
Leżąc na wznak z zamkniętymi oczami, staraj się wyobrazić sobie, że jesteś nasiąkniętą wodą płachtą materiału, położoną na posłaniu.
Przez około 20 sekund tak wyreguluj oddech, żeby powietrze, przy minimalnym tylko ruchu klatki piersiowej, bezwiednie wpływało i wypływało nosem.
MEDYTACJA Z KAMIENIEM Postaw sobie jakieś pytanie, jakiś problem, który chciałbyś rozwiązać. Udaj się następnie na spacer w dziką okolicę i wędruj tak długo, aż jakiś kamień w szczególny sposób przyciągnie twoją uwagę. Powinien być on raczej większy, rozmiaru np. dwóch pięści. Podnieś go i usiądź w jakimś spokojnym miejscu. Wpatrując się w ten kamień, zadaj mu pytanie, z którym przyszedłeś na pustkowie. Obracając go w dłoniach, przyglądaj mu się z uwagą. Niezależnie od tego, czy uzyskasz odpowiedź, czy nie, podziękuj kamieniowi i odłóż go dokładnie w tej samej pozycji i w to samo miejsce, z którego go podniosłeś.
MEDYTACJA NA ŚWIATŁO Jednym z najlepszych ćwiczeń duchowych jest medytacja na światło. Odłóż na bok wszystkie swoje zajęcia i skoncentruj się na świetle, tak jakby Twoje życie zależało od tego.
Możesz wyobrazić sobie kolorowe światło, lecz wskazane jest światło białe, ponieważ zawiera ono w sobie wszystkie inne kolory. Biel łączy w sobie wszechmoc fioletu, spokój i prawdę błękitu, bogactwo i wieczną młodość zieleni, mądrość i wiedzę żółci, zdrowie i wigor pomarańczu oraz siłę i dynamizm czerwieni. Kiedy już naprawdę będziesz skoncentrowany na świetle i poczujesz je jako żyjącą, wibrującą, drgającą istotę, złożoną ze spokoju i spełnienia, wówczas zaczniesz być również świadomym tego, że jest ono także muzyką - tę boską muzykę nazywamy muzyką sfer - pieśnią wszystkiego, co żyje we wszechświecie. Zaczniesz wdychać aromat promieniujący ze światła.
Opracowane na podstawie następujących pozycji: Francois J. Paul-Cavallier, "Wizualizacja", Rebis, 1992. Thich Nhat Hahn, "Każdy krok niesie pokój", Jacek Santorski & Co., 1991. Sri Chinmoy, "Mediatation", Aum Publications, 1989. Alexander Lowen, "Duchowość ciała", Jacek Santorski & Co., 1990. Andrzej Skarżyński, "Antystres", Alfa, 1988. Shakti Gawain, "Creative Visualisation". Notatki własne.
Kalendarz Majów i rok 2012
Ostatnio zainteresował mnie kalendarz Majów, a konkretnie rok 2012. Jest to bardzo ciekawy temat, którym chciałbym Was zainteresować. Zapraszam wszystkich do jego zgłębienia i proszę o komentarze.
Kalendarz Majów jest jednym z najstarszych kalendarzy na świecie. Istnieje już 3 tys. lat, a być może posługiwano się nim wcześniej. Początkowo rok Majów wynosił 360 dni, z czasem wprowadzono kalendarz 365-dniowy (18 miesięcy po 20 dni oraz 5 dni dodatkowych). Dni liczono od zera. W rachubach czasu posługiwano się dwoma cyklami: 260-dniowy (tzolkin) i 365-dniowy (haab). Kombinacje obu cykli dawały okres 18 980 dni, co umożliwiało bardzo precyzyjne datowanie. Stosowano również system liczenia od pewnej daty wyjściowej, którą można w przybliżeniu ustalić na rok 8499 lub 8238 p.n.e. Kalendarz Majów był najdokładniejszym kalendarzem świata i jest bardziej zbliżony do długości roku zwrotnikowego niż kalendarz gregoriański.
21 grudnia 1999r. dał początek ostatniego 13-letniego cyklu kalendarza Majów i kończy się 21 grudnia 2012 roku. Dzień ten jest dokładnie dniem zimowego przesilenia i został określony około 2300 lat temu! Data ta z naszej perspektywy czasu jest bardzo blisko.
Dlaczego starożytni Majowie wybrali dzień 21 grudnia 2012 roku jako ostatni dzień ich kalendarza? Pierwszą myślą, jaka się nasuwa, jest koniec świata. Jednak koniec świata niekoniecznie oznacza globalny kataklizm; jedną z koncepcji jest "koniec czasu" - w momencie gdy stanie się możliwe podróżowanie w czasie, w jednej chwili kryterium czasu przestanie mieć znaczenie i zaktualizuje się cała przyszłość; nie jest to aż tak nieprawdopodobne, jak mogłoby się wydawać.
Szperając po Internecie, znalazłem wiele stron, które znacznie przybliżą Wam tę tematykę. Niestety, nie udało mi się znaleźć nic konkretnego w polskim Internecie. Poniżej podałem wybrane odsyłacze do stron angielskojęzycznych:
http://www.kachina.net/~alunajoy/2000feb.html
http://www.2012.com.au/unlimited.html
http://www.greatdreams.com/2012.htm
http://www.levity.com/eschaton/Why2012.html
Z polskich stron znalazłem http://www.gwiazdy.com.pl/35_98/18.htm, która nie mówi o samym kalendarzu Majów, ale o dacie 22 grudnia 2012, która została wyliczona w inny sposób przez Terence McKenna.
Może ktoś, chcąc wzbogacić zasoby polskiego Internetu, pokusiłby się przetłumaczyć jakiś materiał w tym temacie? Chętnych prosimy o kontakt.
Czy można świadomie chorować? Czy to pomaga w rozwoju?
Czy choroby są przypadkowe, a może coś bardzo ważnego dzieje się wtedy w nas?
Oto cytaty z książki J.Kossnera "Kalendarz Majów". Ostatnio zwróciłam na nie uwagę, ponieważ zainteresował mnie temat "świadomego chorowania":
"Choroby są nieuleczalne dopóty, dopóki postawa duchowa, odzwierciedlająca się w poziomie świadomości, nie ulegnie zmianie. Tyczy się to także tych przypadków, kiedy z pomocą medycyny przejściowo uda się stłumić objawy."
"Nasz świat często jest pogmatwany, ponieważ ego zewnętrzne chce być wiecznie zdrowe, a ego duchowe wolałoby często raczej zniknąć z tego tak nieprzychylnego dla niego świata. W ten sposób powstaje konflikt, który osłabia organizm, prowadząc do choroby. Jedyną szansą uzdrowienia tego typu chorób jest korekta świadomości - zmiana negującej życie postawy i aprobata procesu odnowy (wewnętrzne samopoznanie, rozwój wewnętrzny). I z tym właśnie problemem wiąże się obecne osłabienie systemu immunologicznego ludzkości."
Zastanawiamy się dosyć często, czemu pomimo tak wysoko rozwiniętej opieki lekarskiej, medycyny, higienicznego trybu życia, ludzkość w ostatnim okresie tak często atakowana jest przez różnego rodzaju epidemie wirusowe. Od niedawna pojawiają się również opinie o specjalnej roli epidemii, wirusów, gryp w naszym rozwoju wewnętrznym. Sama znam osoby, które twierdzą, że jeśli zaczynają chorować, to jest to znak, że ich świadomość jest gotowa na następny "krok do góry". Wtedy jedyna rzecz, którą tylko należy zrobić, to nie przeszkadzać, zgodzić się na burzę energii w naszym wnętrzu - która wymiata wszystkie stare blokady, przestarzałe systemy wierzeń i dogmaty dotyczące postrzegania świata.
Coraz częściej zdaję sobie sprawę, że sztuką jest teraz "świadome chorowanie". Osoby, które to dostrzegają, często śmieją się i mówią: "Ty wiesz, ile ja pieniędzy i czasu zaoszczędzam. Zupełnie nie chodzę do apteki i nie faszeruję się lekarstwami. A poprzez takie świadome chorowanie moje choroby skracają się o ok. 50% czasu".
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdy może od razu odrzucić lekarstwa i inne porady specjalistów, ale warto się chyba nad tym zastanowić podczas łykania naszych antybiotyków, neoanginów, apapów itp.
Może nasze ciało woła do nas: "Zmień swój sposób myślenia, przestań denerwować się niepotrzebnie, spójrz w swoje wnętrze, ponieważ ja, twoje ciało, już nie daję rady, dlatego Cię bolę. Nie zagłuszaj mojego wołania tabletkami przeciwbólowymi, ponieważ potem będzie za późno nawet na operację".
Oto następny fragment z książki "Kalendarz Majów": "Choroby niosą wielką pomoc w neutralizowaniu zakłóceń energetycznych, nasza istota musi co jakiś czas oczyścić swój organizm, dokonać swego rodzaju utylizacji odpadów. W życiu codziennym przyciągamy niczym magnes, a potem wchłaniamy jak gąbka, nieprawdopodobnie wiele pól energetycznych, które bardzo szybko osadzają się w ciałach subtelnych i, jak pasożyty, obciążają nasze pole życiowe. Pola świadomości większości osób nie są w stanie zachować czystej aury. Poza tym, codzienne negatywne formy myślowe wysyłane w przestrzeń energetyczną przez wszystkich (prawie) ludzi przyczyniają się do jej obciążenia. Z tego względu co jakiś czas konieczne jest oczyszczenie organizmu. Zadania tego podejmuje się ciało biologiczne. Najbardziej znane momenty oczyszczenia dużej populacji ludzi to wszelkiego rodzaju różne epidemie (grypy, anginy, zapalenia wirusowe itp.). Niezależnie od sensu tego rodzaju toczących się grupowo procesów, dla każdego pojedynczego przypadku istnieje indywidualne uzasadnienie przyczyny choroby. Uwalnianie blokad następuje wtedy często na wielu poziomach energetycznych, my natomiast koncentrujemy się na katarze, gorączce lub bólu gardła, ponieważ mało kto zdaje sobie sprawę z energetycznej burzy wewnątrz nas, która działa oczyszczająco. Nasze ciała uwalniają się od obciążeń wtedy całościowo, ponieważ kiedy choroba objawia się na płaszczyźnie fizycznej, proces oczyszczania obejmuje wszystkie płaszczyzny w nas".
Jak widzicie, spojrzenie na choroby może być zupełnie inne niż to, do którego się przyzwyczailiśmy. Może ktoś też zastanowi się nad następującymi pytaniami: CO TA CHOROBA DLA MNIE OZNACZA? JAKĄ WIADOMOŚĆ PRZEKAZUJE MI CIAŁO? JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE ZAPOMNIAŁEM, KIM JESTEM? DO CZEGO SŁUŻY MI TEN BÓL? Ciekawa jestem, co sądzą o tym inni?
Uzdrawianie duchowe w praktyce
Uwalnianie się od blokad energetycznych, lęków emocjonalnych oraz negatywnych wzorców mentalnych
Coraz częściej zaczynamy postrzegać człowieka jako istotę złożoną z trzech poziomów: - świadomości (EGO); - podświadomości (Niższe Ja); - nadświadomości (Wyższa Jaźń, Wyższe Ja).
Świadomością posługujemy się na co dzień i dosyć dobrze ją znamy, bo kto nie zna swojego ego?
Podświadomość to następny obszar. Jest to ta część nas, której dobrze nie znamy i z której najczęściej nie zdajemy sobie sprawy. Tak naprawdę nasze ego strzeże pilnie, abyśmy za bardzo nie wiedzieli, co tkwi w naszej podświadomości. Tylko w sytuacjach, kiedy "nerwy nam puszczają", wysypuje się niewielka część naszych lęków, emocji, agresji, i wtedy nam przysłowiowo "wywala" lub "odbija". Każdy z nas chociaż raz przeżył takie chwile, kiedy nie mógł opanować tych bardzo silnych emocji i agresji, które się z niego wylewały.
Natomiast o nadświadomości wiemy jeszcze mniej. Jest to obszar, którego nasz racjonalny umysł zupełnie nie zna. Oczywiście czytać o niej w literaturze i rozpatrywać ją intelektualnie potrafimy, ale tu chodzi o coś innego. Nie chodzi o czytanie i o zrozumienie, ale o poczucie i zjednoczenie się z nadświadomością, czyli z naszą "Duszą", bo takiego określenia najczęściej się używa.
Poczucie w sobie swojej Duszy to sprawa trudna, ale nie jest to niemożliwe. Bo kto nie zasłuchał się w swoim życiu w piękną melodię, kto nie rozmarzył się podczas pięknego zachodu słońca, kto nie rozczulił się nad śpiącym, ślicznym niemowlaczkiem. Właśnie wtedy na chwilę poczuliśmy połączenie ze swoją nadświadomością, ze swoją Duszą. Chyba każdy z nas zna takie chwile.
W ten sposób bardzo krótko opisałam trzy nasze poziomy, które składają się na naszą istotę.
Uzdrawianie duchowe jest stanem, kiedy następuje (za zgodą naszego racjonalnego umysłu) połączenie naszej podświadomości z nadświadomością, w celu zrozumienia i uporządkowania wreszcie naszych emocji (lęku, strachu, nienawiści, agresji), wzorców mentalnych (przekonania przekazane nam przez rodziców i społeczeństwo), blokad (na poziomie energetycznym), a nieraz nawet na poziomie już fizycznych dolegliwości.
Połączenie odbywa się na poziomie duchowym, czyli na poziomie naszego "Wyższego Ja".
Opieka ze strony naszej nadświadomości jest tak wielka i odczuwalna każdą cząstką naszej istoty, że za każdym razem wprowadza osoby uczestniczące w sesjach w zdumienie. Towarzyszą temu stanowi odczucia błogości i poczucia bezpieczeństwa.
To jest prawda, że pod taką opieką można uwalniać nawet "najstraszniejsze demony" z naszej podświadomości, a na koniec dostajemy jeszcze od naszej Wyższej Jaźni w prezencie mądrość i zrozumienie całego procesu doświadczeń związanego z naszymi emocjami, które właśnie uwolniliśmy.
Ale czy uwolnienie tak naprawdę jest najważniejsze? Może chodzi właśnie o tę mądrość i zrozumienie, jakie otrzymaliśmy z naszego własnego poziomu duchowego?
Człowiek jako istota duchowa i istota ziemska
Jesteśmy ludźmi i wszyscy to wiemy. Rodzimy się, uczymy, pracujemy, kochamy i prawie cały czas trwa nasze "branie się z życiem za bary". I w pewnym momencie naszego życia dowiadujemy się, że: "Jesteśmy czymś więcej niż ciałem fizycznym" (cytat z książki R.Monroe).
Tak, to prawda, jesteśmy bardzo złożonymi istotami. Zasilani jesteśmy energią ziemską i duchową na poziomach naszych ciał subtelnych. Energię ziemską czerpiemy prosto z ziemi, m.in. przez stopy, natomiast energię duchową przyjmujemy przez czakrę korony, przez czubek głowy.
Jeśli wszystko w nas jest w porządku, tzn. jeśli jesteśmy zharmonizowani wewnętrznie, to obydwie energie spotykają się zgodnie w naszym wnętrzu. Wtedy robimy spokojnie karierę i jednocześnie z przyjemnością jedziemy na urlop, np. pomedytować w pięknym miejscu.
Nie zawsze jednak tak jest ze wszystkimi ludźmi. Co mamy więc robić, kiedy z dnia na dzień dopada nas chandra, która przechodzi w depresję, kiedy nie pomagają: pozytywne myślenie, afirmacje i medytacje? W ostatnich czasach coraz częściej szukamy ratunku w: alkoholu, narkotykach, jedzeniu, czarnowidztwie, chorobach itp.
Podczas szukania ratunku i dróg wyjścia z tych stanów niektórym szczęśliwcom wpadnie do ręki książka o dziwnej treści albo oni sami wpadną na dziwną osobę. Wtedy dowiadują się, że... posiadamy oprócz ciała fizycznego jeszcze ciało energetyczne (eteryczne) oraz ciało emocjonalne i... jeszcze ciało mentalne. Każdy te rewelacje tłumaczy sobie jak może i prawie wszyscy się zgadzają, że na pewno mają gdzieś w sobie jakąś energię, odczuwają emocje i myśli też się pojawiają. To wszystko jest przez większość ludzi do przyjęcia. Ale kiedy (po jakimś czasie) dowiadujemy się, że posiadamy jeszcze inne poziomy nas samych, to sprawa zaczyna się nam wymykać spod kontroli, tzn. nasze ego zaczyna się niepokoić.
I tu naszym najlepszym przyjacielem i sprzymierzeńcem jest nadświadomość (Wyższa Jaźń). Nikt tak wspaniale nie przeprowadzi nas przez dżunglę naszych lęków ukrytych w podświadomości, jak właśnie nasza Wyższa Jaźń. Ktoś nazwał ją pięknie: Boską Istotą w nas samych. Problem polega tylko na połączeniu się z nią i, przy zachowaniu pełnej świadomości, poproszeniu o pomoc, czyli o uzdrowienie duchowe naszej podświadomości. Tym zajmuje się dziedzina zwana uzdrawianiem duchowym. Podczas uzdrawiania duchowego nadświadomość bierze w opiekę podświadomość (ładnie i prosto to brzmi, prawda?). Pomaga ona wtedy zrozumieć i uwolnić lęki, strach, nienawiść i wszystko inne, co wyhodowaliśmy w naszym wnętrzu, a co tak skrzętnie ukrywamy albo nie jesteśmy tego zupełnie świadomi.
Aby przybliżyć temat uzdrawiania duchowego, chciałabym podać kilka informacji na temat naszych ciał subtelnych. To pomoże łatwiej zrozumieć i otworzyć się na temat uzdrawiania duchowego tym osobom, które są zainteresowane.
Trzy pierwsze poziomy energetyczne są związane z naszą podświadomością (Niższym Ja). Reprezentują fizyczne, emocjonalne i mentalne doświadczenia, jakie przeżywamy podczas życia w naszym ciele fizycznym.
Poniższe opisy są relacjami osób posiadających rozwinięte postrzeganie pozazmysłowe, tzw. "jasnowidzenie".
Pierwszy poziom energetyczny - ciało eteryczne
U osób spokojnych i wrażliwych jest on delikatny, o barwie jasnoniebiesko-zielonej. U ludzi silnych i wytrzymałych jest gruby, o barwie ciemnoniebiesko-szarej. Im silniej odczuwasz swoje ciało fizyczne, im bardziej się o nie troszczysz, tym silniejszy i bardziej rozwinięty jest ten poziom twojego pola. Na nim odbierasz wszystkie uczucia fizyczne - przyjemne i nieprzyjemne. Każdy ból odczuwany na co dzień w ciele fizycznym sygnalizuje zaburzenia i blokady na pierwszym poziomie energetycznym.
Jeżeli ten poziom jest silny, będziesz miał silne, zdrowe ciało fizyczne, będziesz całym sobą odbierał związane z nim przyjemne doznania. Chodzi tu o przyjemność posiadania swojego ciała: witalność, aktywność fizyczną, kontakty seksualne, zdrowy, dobry sen. Poziom ten zarządza zmysłami: smaku, zapachu, słuchu, wzroku. Jeśli ten poziom funkcjonuje prawidłowo i nie ma w nim blokad, to sprawia, że jest on automatycznie uzupełniany energią (doładowywany). Nie musimy wtedy nawet się nad tym zastanawiać.
Jeśli pierwszy poziom jest słaby lub zablokowany, mamy po prostu słabe ciało fizyczne. Obce są nam przyjemności związane z nim. Ciało z braku działania zostaje niedoładowane. Często przejawia się to w ten sposób, że nienawidzimy np. ćwiczeń fizycznych. Możemy lubić jedzenie dla samego zmysłu smaku, ale nie dla wzmocnienia ciała. Możemy lubić muzykę, ale nie dotyk fizyczny, np. w tańcu.
Drugi poziom energetyczny - ciało emocjonalne
Drugi poziom jest odpowiedzialny za nasze odczucia wobec samego siebie. Obserwujemy na nim ruch energii związany z wszelkimi naszymi emocjami - negatywnym i pozytywnymi. Jasne barwy energii na tym poziomie są związane z pozytywnymi odczuciami wobec siebie. Ciemniejsze, brudniejsze odcienie oznaczają odczucia negatywne.
Jeśli pozwolimy swobodnie przepływać wszystkim naszym uczuciom na tym poziomie, tym pozytywnym i tym negatywnym, twoja aura tego pola będzie zrównoważona. Wtedy negatywne uczucia i negatywne energie łatwiej możemy zauważyć, przeanalizować, przekształcić i wreszcie uwolnić. Jeśli jednak zablokujemy je, czyli wyprzemy się swoich emocji o sobie samym, to wtedy zatrzymamy przepływ tej energii na drugim poziomie. Ulegnie on wtedy stagnacji i w efekcie utworzą się niedoładowane, ciemne, brudne obłoki energii odpowiadające tłumionym emocjom. Ta ciemna energia działa blokująco w różnych częściach ciała fizycznego. Powoduje blokady również na poziomie niższym, co w efekcie po pewnym czasie daje objawy bólu i choroby w ciele fizycznym.
Jeśli twój drugi poziom jest silny i naładowany, jesteś zadowolony i masz pozytywny stosunek emocjonalny w stosunku do siebie. Masz różnorodne odczucia wobec siebie i nie są one negatywne. To znaczy, że lubisz siebie, i wtedy bycie ze sobą sprawia ci przyjemność i zadowolenie. Nie potrzebujesz tłumów ludzi, którzy mają za zadanie utwierdzać cię, jaki jesteś wspaniały. Sam doskonale znasz swoją wartość.
Jeśli nasz drugi poziom jest niedoładowany i słaby, to albo nie będziemy mieli zbyt wielu odczuć na temat siebie samego, albo nie będziemy ich świadomi. Nieraz zdarza się, że ten poziom niektórzy mają silny, ale jest on ciemny i zablokowany. Jest to znak, że nienawidzą oni siebie i te energie-emocje tłumią w sobie. Ostatnio bardzo często jest to powodem depresji wielu młodych ludzi.
Trzeci poziom energetyczny - niższe ciało mentalne
Trzeci poziom jest związany z naszymi mentalnymi wzorcami albo racjonalnym światem. Ta energia jest bardziej delikatna niż na poprzednim poziomie. Jest jasna, cytrynowo-żółta i pulsuje z bardzo wysoką częstotliwością. Im jaśniejsza, tym komunikuje nam intensywniejszy przepływ procesów myślowych i tym samym stan naszego umysłu. Kiedy trzeci poziom jest zharmonizowany i zdrowy, umysł racjonalny i intuicja są zrównoważone i stanowią jedność, a my doświadczamy jasności i równowagi - czujemy, że jesteśmy na właściwym miejscu. Nasz umysł dobrze nam służy, prowadzimy aktywne życie umysłowe i lubimy się uczyć.
Gdy opisane wyżej trzy poziomy są zsynchronizowane, czujemy się bezpieczni i potrzebni. Akceptujemy siebie i wierzymy we własne siły. Jeśli jednak nasz trzeci poziom jest słaby i niedoładowany, nasz umysł będzie nas zawodził. Nie będziemy poszukującymi intelektualistami. Kiedy dodatkowo nasze emocje, z poziomu sąsiedniego, są negatywne, energia tego pola pulsuje wolniej i zmienia barwę na ciemną. Powstają wtedy "negatywne formy myślowe", których źródło jest w naszych nawykowych, negatywnych procesach myślowych. Bardzo trudno jest je zmienić.
Jeśli dwa pierwsze pola - energetyczne i emocjonalne - są słabe, a poziom mentalny silny, to będziemy raczej typem intelektualnym niż takim, który realizuje się poprzez wyrażanie emocji lub ciało fizyczne. Naszymi narzędziami będzie inteligencja i rozsądek, a nie uczucia i wrażenia. Zablokowane emocje z poziomu drugiego pobudzają w nas również negatywne myślenie na poziomie trzecim. Bardzo ważne jest zrozumienie, że naturalnym stanem energii jest ruch. Kiedy ruch na którymś z poziomów (pierwszym lub drugim) zostaje wstrzymany w celu tłumienia w sobie negatywnych emocji, część zniekształconej energii przechodzi na poziom mentalny, a wtedy nasza aktywność mentalna zostaje zniekształcona w postaci utrzymywania negatywnych form i wzorców myślowych. Zostaje wtedy silnie zaburzony również następny, czwarty poziom, odpowiedzialny za cały nasz świat związków.
Czwarty poziom energetyczny (emocji związanych ze związkami z innymi) - Wyższe Ciało Mentalne, Ciało Świetlane, Duchowe
Czwarty poziom jest pomostem łączącym świat fizyczny ze światem duchowym.
Odpowiada on za cały świat związków. Z tego poziomu wynikają nasze wzajemne stosunki z ludźmi, zwierzętami, roślinami, rzeczami, Ziemią, Słońcem, gwiazdami, czyli całym wszechświatem. Tutaj przechowujemy wszelkie nasze uczucia wobec innych. Energia poziomu czwartego przypomina barwny, różnokolorowy płyn.
Jeśli czwarty poziom jest niedoładowany, energia będzie postrzegana jako ciemny, brudny śluz, bardzo podobny do tego, który pojawia się w naszym ciele w wyniku przeziębienia. Jest on szkodliwy dla ciała fizycznego - wywołuje dyskomfort, poczucie ciężkości, wyczerpanie, ból i wreszcie chorobę.
Czwarty poziom zawiera walkę i ból, tkwiące w każdym związku, ale również może zawierać całą radość i miłość. To tylko zależy od nas, jak widzimy świat, jakie tworzymy związki emocjonalne, czyli czym promieniujemy z naszego wnętrza. Im częściej wchodzimy z kimś w kontakt emocjonalny, tym mocniejsze z nim tworzymy energetyczne więzi. Kiedy więc nawiązujemy kontakt z drugą osobą, świadomie lub nie, obfite strumienie naszych barwnych energii przenikają się wzajemnie. Rodzaj tych energetycznych więzi zależy od jakości i rodzaju świadomości, jaką ma wysyłana przez nas energia. Np. jeśli kontakt przepełniony jest miłością, pojawiają się liczne, cudowne fale miękkiej, różowej energii. Jeśli natomiast pojawi się zazdrość, energia będzie ciemna, szarozielona, śluzowata. Jeśli obecna jest namiętność, kolor różowy będzie miał odcień pomarańczowy. W wypadku gniewu fale energii będą ciemnoczerwone, ostre, szpiczaste, wnikające natarczywie w pole energetyczne partnera.
Jeśli nasz czwarty poziom będzie silny, naładowany i zdrowy, nasze relacje z innymi będą zdrowe i oparte na silnej, autentycznej więzi. Przyjaciele i rodzina będą odgrywali istotną rolę w naszym życiu. Będziemy lubili towarzystwo innych ludzi i chętnie pracowali z nimi. Miłość będzie dla nas wartością nadrzędną.
Jeśli ten poziom będzie słaby i niedoładowany, więź z innymi będzie dla nas mniej istotna. Możemy być samotnikiem i raczej nie będziemy mieli zbyt dużo intymnych związków. A te, które trwają, mogą sprawiać nam kłopoty i wywoływać wrażenie, że nie są warte ceny, jaką za nie płacimy. Możemy mieć odczucie, że ludzie nas przytłaczają. Jeśli osoby, z którymi przebywamy, będą miały czwarty poziom silniejszy od naszego, możemy mieć wrażenie, że ich energia nas przytłacza.
Od urodzenia jesteśmy połączeni "sznurami energetycznymi" z naszymi rodzicami. Sznury te rozwijają się wraz z naszym rozwojem. Odwzorowują nasze związki z ojcem i matką. Każde z nich jest dla nas modelem naszych przyszłych związków z przyszłymi naszymi partnerami życiowymi. Uzdrawianie duchowe bardzo często pomaga w zrozumieniu tych wzorców i uwolnieniu się od nich poprzez ich zrozumienie.
Trzy następne wyższe poziomy - piąty, szósty i siódmy - reprezentują nasze fizyczne, emocjonalne i mentalne doświadczenia na poziomie duchowym. Stanowią one wzorzec (matrycę) dla poziomów znajdujących się niżej, tj. pierwszym, drugim i trzecim.
Piąty poziom duchowy - płaszczyzna galaktyczna (duchowy wzorzec dla poziomu pierwszego - eterycznego)
Piąty poziom jest siedzibą świętej woli. Jest on odwzorowaniem pierwszego poziomu energetycznego. Zawiera on formę, tzw. duplikat energetyczny, naszego ciała oraz wszelkiego innego życia na Ziemi. Nazywa się go często: ewolucyjnym wzorcem życia, który przejawia się w formie.
Święta wola istnieje w nas i wszędzie wokoło. Każdy człowiek ma możliwość, czyli wolny wybór, połączyć się z nią lub nie. Jest to model wszelkiego ewolucyjnego planu ludzkości i wszechświata. Jest on żywy i stale się rozwija we wszystkim. Nieubłaganie, z żelazną konsekwencją dąży do celu, również w każdym z nas, bez względu czy chcemy, czy nie. Można powiedzieć zatem: "Czy chcemy, czy nie, i tak jesteśmy skazani na sukces (oświecenie). Niektórym tylko zajmie to o wiele więcej czasu".
Szósty poziom duchowy - Płaszczyzna Uniwersalna, Srebrna Istota (wyższe uczucia na poziomie duchowym)
Poziom ten wygląda jak opalizująca tęcza, której energia ma bardzo wysoką wibrację. Jest to poziom naszych uczuć na wyższym poziomie duchowym.
Jeśli jesteśmy świadomi tego poziomu (naszej Świętej Miłości), to bardziej rozumiemy doświadczenia płynące z całego naszego życia. Zdrowy, naładowany poziom szósty emituje promienie jasnego światła. Aura nasza wtedy może przekraczać nawet 60 cm i więcej.
Jeśli uda nam się dotrzeć do tego poziomu, efekty uzdrawiające są bardzo często zaskakujące. Przebywając na tym poziomie duchowym, odczuwamy ekstazę, radość, uniesienie, często głębokie zrozumienie.
Aby jednak to osiągnąć, należy uciszyć nasz hałaśliwy umysł. Można to uczynić poprzez: medytację, muzykę, śpiew, kontemplację itp. Kiedy przebywamy na tym poziomie, jasne światło promieniuje ze środka naszej istoty. Łączymy się wtedy z naszą Boską Istotą - Wyższym Ja. Na tym poziomie odbywa się uzdrawianie duchowe.
Jeśli ten poziom jest w nas słaby, nie mamy doświadczeń duchowych. Często jest to wynikiem odrzucenia Boga, złych doświadczeń w dzieciństwie lub wychowania opartego jedynie na poziomie racjonalnego umysłu, który nie dopuszczał istnienia poziomów duchowych.
Jeśli jednak nasz poziom szósty będzie silniejszy niż pozostałe, to może zdarzyć się, że będziemy uciekać od życia codziennego w duchowość lub swój rozwój duchowy będziemy traktować jako coś, co czyni nas lepszymi od innych. Jeśli tak będzie, musimy liczyć się z tym, że prędzej niż się tego spodziewamy, nastąpi gwałtowne przebudzenie, zwane często "sprowadzeniem na ziemię".
Widać więc, że nie możemy się wyłącznie skupiać na tym poziomie. Musi być harmonia i równowaga ze wszystkimi poziomami energetycznymi.
Siódmy poziom duchowy - Wyższe Ja (łączący wszystkie poziomy)
Poziom ten jest cały wypełniony złotymi promieniami. Mają one jeszcze wyższe wibracje niż poziom poprzedni. Przeplatają się i nadają formę naszemu ciału fizycznemu, która jednocześnie ochrania wszystko, co wewnątrz, czyli pozostałe poziomy. Siódmy poziom zapobiega wyciekom energii z naszej aury i przenikaniu niepożądanych energii z zewnętrznej przestrzeni wokół nas.
Złote promienie nadają formę całemu wszechświatu, poczynając od pojedynczej komórki naszego ciała, a skończywszy na galaktykach. Poziom ten nieraz nazywany jest poziomem Świętego Umysłu.
Kiedy jest on zdrowy i obecny w naszej świadomości (która jest wtedy zjednoczona z Wyższym Ja), a my doświadczamy go wewnątrz siebie, możemy wejść w świat uniwersalnego pola Świętego Umysłu. Daje nam to poczucie spokoju, ufności i bezpieczeństwa. Wtedy rozumiemy, że wszystko, co nas otacza i co dzieje się w naszym życiu, jest DOBREM.
Jeśli poziom ten jest silny i naładowany, będziemy bardzo twórczy, pełni nowych idei. Będziemy znali swoje miejsce w świecie i mieli silną więź ze Stwórcą. Możemy być zarówno przewodnikiem duchowym, jak i wynalazcą-naukowcem. Nasze zrozumienie na najgłębszym poziomie pozwoli nam wyjaśniać innym skomplikowane teorie istnienia świata na wielu poziomach.
Jeśli natomiast poziom siódmy będzie słaby, nie będziemy mieli wielu pomysłów. Możemy mieć wrażenie, że świat składa się z przypadkowych zdarzeń i że chaos rządzi naszym życiem. Będziemy oceniali wszystkich subiektywnie - jako złych i dobrych. Nie doznamy wtedy połączenia ze świętym, uniwersalnym umysłem, nie będziemy nawet świadomi tego, że istnieje. Nasza energia będzie często uchodziła z porozrywanej aury, co odbijać się będzie na naszym zdrowiu.
Znajdujemy nieraz wzmianki w literaturze jeszcze o ósmym i dziewiątym poziomie duchowym, które są również poziomami Wyższego Ja. Osoby jasnowidzące opisują je jako: "przejrzyste jak kryształ i zbudowane z bardzo delikatnych i wysokich wibracji".
Blokady mentalne, emocjonalne i energetyczne a problemy ze zdrowiem
Coraz częściej spotykamy się z przypadkami problemów zdrowotnych, np. kłopotów ze skórą, które ciągną się latami, a na które lekarze-specjaliści nie mogą znaleźć lekarstwa. I nie dotyczy to młodych ludzi w okresie dojrzewania, tylko osób po trzydziestce, a nawet po czterdziestce. Coraz częściej zdarza się, że tym osobom pomagają bioterapeuci posługujący się energiami. Powód zainteresowania metodami alternatywnymi jest następujący: kiedy zostały wykorzystane już wszystkie sposoby medycyny konwencjonalnej, często zastanawiamy się, czy przyczyna tych problemów nie leży gdzieś głębiej, na przykład w psychice albo na planie naszych poziomów bardziej subtelnych niż ciało fizyczne.
Oprócz ciała fizycznego człowiek posiada też bardziej subtelne ciała energetyczne i właśnie tam osoby bardziej świadome zaczynają szukać prawdziwej przyczyny swoich problemów. Ponieważ nasze ciała subtelne zbudowane są z energii o innych wibracjach niż nasze ciało fizyczne, nie są one normalnie postrzegane przez większość ludzi.
Pierwszym poziomem, który znajduje się nad ciałem fizycznym, jest ciało energetyczne (odpowiada mu czakram 1 - podstawy). Kiedy blokady powstają w 1 czakramie, na poziomie ciała fizycznego często mamy kłopoty z kręgosłupem oraz nerkami (nerki należą do obszaru 1 i 2 czakramu).
Nad nim znajduje się następny poziom, zbudowany z jeszcze bardziej subtelnej energii, zwany ciałem emocjonalnym. Odpowiada mu czakram 2 - krzyżowo-seksualny.
Poziom ten zbudowany jest z emocji i najważniejszymi z nich, które ten poziom określają, są nasze emocje do nas samych. Oznacza to, że w zależności od tego, jakimi emocjami promieniujemy, tacy sami jesteśmy i w taki sposób postrzegamy nasz świat, więc odpowiednio do tego, takich ludzi spotykasz na swojej drodze. Na zasadzie: podobne przyciąga podobne.
Sąsiedni poziom - energetyczny - również jest po pewnym czasie blokowany. Kiedy poziom drugi jest zablokowany, np. na wysokości nerek, może (chociaż nie musi) spowodować kłopoty, np. ze skórą, w różnych miejscach, w formie tzw. mokrych egzem i wyprysków ropnych.
Jeśli nasz drugi poziom jest niedoładowany i słaby, albo silny i zablokowany, wtedy następuje proces autodestrukcji, niszczenie własnego ciała. Sądzę, że na tych poziomach naszych ciał subtelnych można znaleźć przyczyny wielu schorzeń, np. bulimii i anoreksji.
Tym bardziej, że mamy jeszcze przed sobą trzeci poziom, gdzie znajduje się nasze ciało mentalne z wszystkimi naszymi myślami i wzorcami dotyczącymi nas samych i naszego życia. Poziom ten jest jeszcze bardziej subtelną energią budującą nasze ciało mentalne. Odpowiada mu czakram 3 - splotu słonecznego. Na poziomie trzeciego czakramu może wystąpić blokada: wątroby, trzustki lub woreczka żółciowego, co w efekcie może dać początki problemów, np. ze skórą, lecz już w postaci "suchej", tzn. łuszczącej się skóry, czerwonych plam lub swędzących miejsc.
Rady, modlitwy, przypowieści...
wybrała i tłumaczyła: INDYGO
5 rad - jak wzmocnić serce duchowe
Zgodnie z medycyną ajurwedyjską, serce to nie tylko zwykła pompa. Jest to również siedziba emocji. Zawiera w sobie niezwykły potencjał do kochania, odczuwania i dawania. Zawiera w sobie istotę wszechświata - podobnie jak nasionko zawiera w sobie całe drzewo. Nic dziwnego więc, że kiedy narażamy to wrażliwe serce emocjonalne na stresy codziennego życia, zaczyna drżeć z lęku i kurczy się w sobie. To efekt pragya aparadh, czy też "pomyłki intelektualnej" - tj. sytuacji, w której intelekt, przyciągnięty przez materialną świadomość i będący pod jej wpływem, traci kontakt z całością świadomości. Właśnie wtedy tracimy kontakt z samymi sobą.
Sposobem na naprawienie tej pomyłki, według Vaidya Mishra, jest pozwolić, by serce rosło i rozprzestrzeniało się, słuchać jego cichego głosu i robić, co nam podpowiada. Kiedy tak postąpimy, powoli pragya aparadh zostanie naprawiona. Ziarna wątpliwości, rozpaczy i rozczarowania wyschną i zwiędną. Ponownie staniemy się całością - w samych sobie i w kontaktach z innymi.
Vaidya Mishra dzieli się z nami pięcioma radami, co robić, by nasze serce emocjonalne było zdrowe i silne. Pamiętaj, że:
Prawdziwa miłość jest i powinna być bezwarunkowa. Daje bez zastrzeżeń.
Twoje związki z innym ludźmi będą kwitły, jeśli będziesz działać w zgodzie ze swymi najgłębszymi odczuciami i będziesz dotrzymywać zobowiązań.
Ważne jest, by doświadczyć wszystkich swoich myśli i czynów. Nie mów ani nie działaj w pośpiechu i bez zastanowienia.
Pozytywne podejście niezwykle wzmacnia związki.
Dawanie to klucz do otrzymywania.
Źródło: Maharishi Ayurveda newsletter
Cicha Modlitwa jest uznaniem Wszystkiego, Co Jest. W modlitwie tej przyznaję, że każda moja modlitwa jest wysłuchiwana przez Ducha oraz że Duch dał mi wszystko, o co kiedykolwiek prosiłem. To uznanie, że moja dusza jest całością w miłości i łasce Boga. To uznanie mojej całkowitej doskonałości i "Istności" (Is-ness). Wszystko, czego pragnę, wszystko, co chcę współtworzyć, już jest w mojej rzeczywistości. Nazywam to Cichą Modlitwą, ponieważ wiem, że moja Istota już jest pełna. Nie ma potrzeby, by o cokolwiek prosić Ducha, ponieważ to już zostało ofiarowane.
W swoim sercu akceptuję moją doskonałą Istotę. Akceptuję to, że radość, którą pragnąłem osiągnąć, już jest w moim życiu. Akceptuję to, że miłość, o którą się modliłem, już jest we mnie. Akceptuję to, że pokój, o który prosiłem, jest już moją rzeczywistością. Akceptuję to, że obfitość, której poszukiwałem, już przepełnia me życie.
W swojej prawdzie akceptuję moją doskonałą Istotę. Biorę odpowiedzialność za to, co tworzę, Oraz za wszystko, co jest w moim życiu. Uznaję, że moc Ducha jest we mnie, I wiem, że wszystkie rzeczy są takie, jakie być powinny.
W swej mądrości akceptuję moją doskonałą Istotę. Lekcje, które daje mi życie, zostały starannie wybrane przez moje "Ja" I teraz przechodzę przez nie w pełni doświadczenia. Moja ścieżka wiedzie w świętą podróż ku boskiemu celowi. Moje doświadczenia stają się częścią Wszystkiego, Co Jest.
W swej wiedzy akceptuję swą doskonałą Istotę. W tym momencie siedzę na swym złotym krześle I wiem, że Jestem aniołem światła. Spoglądam na złotą tacę - podarunek od Ducha - I wiem, że wszystkie moje pragnienia zostały już spełnione.
W miłości dla Siebie akceptuję swą doskonałą Istotę. Nie wydaję na Siebie wyroków ani nie biorę na swe barki brzemienia. Akceptuję, że wszystko w mojej przeszłości było ofiarowane w miłości. Akceptuję, że wszystko w tym momencie bierze się z miłości. Akceptuję, że wszystko w mojej przyszłości zaowocuje jeszcze większą miłością.
W swej Istocie akceptuję moją doskonałość. I tak jest.
Panie, bądź dzisiaj z nami; W nas, by nas oczyścić; Nad nami, by nas podnieść; Pod nami, by nas wesprzeć; Przed nami, by nas prowadzić; Za nami, by nas powściągać; Wokół nas, by nas chronić.
Modlitwa św. Tomasza z Akwinu (1225-1274)
Panie, Ty wiesz lepiej aniżeli ja sam, że się starzeję i pewnego dnia będę stary. Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że musze coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym; czynnym, lecz nie narzucającym się. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale Ty, Panie, wiesz, że chciałbym zachować do końca paru przyjaciół. Wyzwól mój umysł od niekończącego brnięcia w szczegóły i dodaj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy. Zamknij mi usta w przedmiocie mych niedomagań i cierpień, w miarę jak ich przybywa, a chęć wyliczania ich staje się z upływem czasu coraz słodsza. Nie proszę o łaskę rozkoszowania się opowieściami o cudzych cierpieniach, ale daj mi cierpliwość wysłuchania ich. Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć, ale proszę Cię o większą pokorę i mniej niezachwianą pewność, gdy moje wspomnienia wydają się sprzeczne z cudzymi. Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasami mogę się mylić. Zachowaj mnie miłym dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać. Nie chcę być świętym, ale zgryźliwi starcy to jeden ze szczytów osiągnięć szatana. Daj mi zdolność dostrzegania dobrych rzeczy w nieoczekiwanych miejscach i niespodziewanych zalet w ludziach. Daj mi, Panie, łaskę mówienia im o tym.
Pewien człowiek zagadnął kiedyś Boga o niebo i piekło. - Chodź, pokażę ci piekło - powiedział Bóg i zaprowadził go do sali, w której wielu ludzi siedziało wokół ogromnego kociołka z gulaszem. Wszyscy biesiadnicy wyglądali na wynędzniałych i zrozpaczonych i wydawali się głodni jak wilki. Każdy też trzymał łyżkę, jednak rączka tej łyżki była o wiele dłuższa od ramion biesiadników, toteż żaden z nich nie mógł trafić do swoich ust. Cierpienie wygłodzonych było straszliwe. - A teraz - odezwał się Bóg po chwili - pokażę ci niebo. Wkroczyli do drugiej sali, identycznej z pierwszą: był kociołek z gulaszem, byli i biesiadnicy, i te same łyżki z długachnymi rączkami... lecz tutaj wszyscy byli szczęśliwi i dobrze odżywieni. - Nie rozumiem - powiedział człowiek - skoro obie sale są identyczne, jak to możliwe, że tu każdy tryska radością, gdy tam wszyscy ledwo się trzymają? - Ach, to proste - odrzekł Bóg, uśmiechając się - tutaj nauczyli się karmić nawzajem.
Wielcy Mistrzowie duchowi często powtarzają, że istnieje tylko Wieczne Teraz. W każdej chwili mamy czas, by działać. Ten piękny wiersz, który otrzymałam ze SpiritWeb, przypomina nam o tych rzeczach, które możemy robić właśnie teraz, po to, by się rozwijać. Nie marnujmy czasu! INDYGO
Teraz jest Czas, by Zrzucić Zasłonę i Ujrzeć!
Teraz jest Czas, by Napełnić Miłością każdy Pokój, do którego Wchodzimy! Teraz jest Czas, by przekazać Miłość każdej Osobie, którą Napotkamy! Teraz jest Czas, by Przemówić Sercem! Teraz jest Czas, by Zacząć!
Teraz jest Czas, by Objąć naszą Rodzinę na Całym świecie! Teraz jest Czas, by zacząć Kochać Miłością Agape! Teraz jest Czas na Oświecenie! Teraz jest Czas, by się Rozpromienić! Teraz jest Czas!
Teraz jest Czas, by się Radować! Teraz jest Czas, by Kosmiczna Energia zaczęła Płynąć! Teraz jest Czas, by nasza Miłość Ujawniła się! Teraz jest Czas, by odzyskać naszą Osobistą Moc! Teraz jest Czas, właśnie w Tym Momencie!
Teraz jest Czas, by Być Wolnym! Teraz jest Czas, by Zrzucić Zasłonę i Ujrzeć! Teraz jest Czas, by Pamiętać, że nie tylko w grudniu okazujemy sobie Miłość! Teraz jest Czas, by Dawać i Dzielić się! Teraz jest Czas, by Troszczyć się!
Teraz jest Czas, by nasz Duch Przyspieszył! Teraz jest Czas, by Słuchać i Usłyszeć! Teraz jest Czas, by Boskie Zamiary zaczęły się Realizować! Teraz jest Czas, by Zrozumieć, Dlaczego Ta Wiadomość Została Wysłana! Teraz jest Czas, by Promienieć Jasnością! Teraz jest Właściwy Czas!
Wiersz nie tylko dla miłośników poezji
Głęboki spokój cichej Ziemi dla Ciebie, Głęboki spokój świetlistych gwiazd dla Ciebie, Głęboki spokój cieni nocy dla Ciebie, Księżyc i gwiazdy, które odwiecznie ofiarują Światło dla Ciebie.
Inspirujące teksty o miłości
Energia miłości to siła, która może zmienić najwięcej. Boska miłość to potężne narzędzie mistrzów. Wszystko widzi, niesie w sobie głębokie współczucie, a jednocześnie, jak ostry nóż, jednym cięciem potrafi przeciąć wszystkie iluzje, zniszczyć dotychczasowe przekonania, nasze ego i to, co uważaliśmy za rzeczywiste. Energia miłości porusza nas, wyrywa nas ze stagnacji i samozadowolenia oraz wypycha nas z wygodnego i ciepłego kącika w nowe obszary.
Kiedy światło zacznie naprawdę płynąć codziennie, będzie płynęło z niezrównaną siłą i zacznie się prawdziwa przemiana. Żaden kamień nie zostanie na swoim miejscu, każdy ciemny zakątek zostanie rozświetlony, otworzą się drzwi do wszystkiego, co pozostawało stłumione lub czego nie chcieliśmy widzieć. Nie ma już gdzie się ukryć, musimy stawić czoło samym sobie.
Kiedy staniemy w świetle i poddamy się mu, energia miłości oczyści nas, zaleczy rany i zmyje ból. Kiedy otworzymy drzwi, by wpuścić energię miłości i poddamy jej wszystko, co wiedzieliśmy i co nam się zdawało, że wiemy, wtedy zaleje nas jak potężna ulewa, która obmyje naszą duszę i nakarmi ducha. Kiedy już skosztujesz boskiego nektaru, możesz zacząć rodzić owoce.
Niech moc energii miłości ujawni się i pozwoli odejść wszystkiemu, co nie jest w zgodzie z miłością.
Miłość nie rozmyśla. Miłość po prostu płynie jak rzeka - czasem pogodna i oczyszczająca, a czasem gwałtowna - po to, by przenieść naszą świadomość na wyższy poziom. Nie określa się, bowiem przyjmuje wszystkie możliwe formy i przejawia się w najróżniejszych działaniach, czasem chodzi tajemnymi ścieżkami. Jest jak kwiat o wielu płatkach, które świadomość rozchyla stopniowo, warstwa po warstwie, za każdym razem, kiedy nasze serce jest czymś poruszone. W rzeczywistości to moc serca uchroniła ludzkość przed wyginięciem. To zbawcza łaska ludzkości. Nasza planeta została ocalona dzięki sile serca poszczególnych osób - prostych ludzi, lecz wielkich dusz, które kochały pomimo zła i ciemności, które je otaczały. Najlepsze, co możesz zrobić na tym świecie, to kochać.
Wielu ludzi sądzi, że materia jest tym, co wypełnia świat, lub raczej że nasz świat zbudowany jest tylko z tego, co widzimy. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że to, co nas otacza, stanowi może 5-10% tzw. energii przejawionej w materii, czyli takiej, którą możemy postrzegać - my, ludzie - swoimi zmysłami. Każdy więc zada sobie pytanie: gdzie znajduje się reszta, ok. 90%, tej nieprzejawionej energii? Otóż, otacza nas ona zewsząd.
Sami jesteśmy istotami zbudowanymi z energii - o konkretnej wibracji - i poruszamy się w przestrzeni pełnej energii o nieco innej wibracji. Najbardziej zagęszczona energia, o stosunkowo niskiej wibracji, to nasze ciało fizyczne. Jeśli ktoś czytał moje artykuły o ciałach subtelnych, to wie, że posiadamy jeszcze więcej poziomów niż tylko ciało fizyczne.
Następną częścią, którą warto opisać, są czakry, czyli twory energetyczne, o których coraz częściej ostatnio słyszymy.
Czakry są stacjami odbiorczymi, transformatorami i dystrybutorami na poziomach naszych ciał subtelnych, które przyjmują energię z przestrzeni i zasilają nią wszystkie nasze poziomy.
Każda rozwijająca się czakra odpowiada psychicznym schematom zachodzącym w życiu człowieka. Prawie wszyscy z nas blokują się na nieprzyjemne doznania, typu: emocje, myśli, i w ten sposób zatrzymują przepływ energii. To z kolei wpływa na rozwój i dojrzewanie czakr. Bardzo często uniemożliwia to osiągnięcie pełnej równowagi psychicznej przez człowieka.
Jeśli np. w dzieciństwie nieustannie byliśmy odrzucani z naszymi uczuciami, to w pewnym momencie przestaliśmy okazywać miłość. Taka reakcja spowodowała zablokowanie naszych wewnętrznych uczuć (miłości), a tym samym zatrzymaliśmy przepływ energii przez czakrę serca. Kiedy przepływ energii jest zatrzymany, rozwój czakry jest zaburzony, co po kilku latach może objawić się chorobą serca.
Poziomów jest wiele i czakr również. Każda czakra wychwytuje i przesyła energię o innej częstotliwości, odpowiednio dla każdego poziomu. Jeśli wszystko przebiega bez zakłóceń, nasze myśli, emocje oraz ciało fizyczne są zdrowe i zharmonizowane.
Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że energią są: kolory, dźwięki, muzyka, słowa, kształty, aromaty. Czyli jaki kolor ma twoje ubranie; czy siedzisz przy okrągłym, czy kwadratowym stole; jakimi zapachami - np. kwiatami - się otaczasz; jakiej słuchasz muzyki - wszystko to ma wpływ na twoje myśli, emocje i zdrowie.
Każda z czakr wychwytuje energie z kształtów, kolorów itp. charakterystyczne dla siebie i przesyła je do odpowiedniego ciała subtelnego (na odpowiedni poziom energetyczny), zasilając go. Każda ma odmienny kształt, inny kolor i wibruje z inną częstotliwością.
Jak się domyślacie, niżej położone czakry wibrują z niższą częstotliwością, położone wyżej mają wyższą wibrację, te umiejscowione najwyżej w ciele lub już poza ciałem są to czakry o niespotykanych wibracjach. Kiedy są pobudzone i pracują w pełnej harmonii z tymi niższymi, możemy przeżywać prawdziwe "odloty" (i nie musimy do odczuwania ich być zasilani z zewnątrz, wierzcie mi).
Najbardziej znane i najczęściej opisywane czakry to: cz. 1 - podstawy - muladhara (kolor czerwony); cz. 2 - seksualna - svadhisthana (k. pomarańcz); cz. 3 - splotu słonecznego - manipura (k. żółty); cz. 4 - serca - anahata (k. zieleń, róż); cz. 5 - gardła - visuddha (k. niebieski); cz. 6 - czoła (trzeciego oka) - ajna (k. indygo); cz. 7 - korony - sahasrara (k. fioletowy).
Są one położone z przodu naszego ciała. Niewiele jednak osób wie, że czakry przednie mają swoje odpowiedniki położone z tyłu ciała. Przednie i tylne muszą pracować zgodnie. Na pewno ciekawi jesteście, czym się różnią. Różnica jest zasadnicza. Przednie czakry odpowiadają za ODCZUWANIE, tylne natomiast są centrami naszej WOLI.
Opiszę to na przykładzie czakry 2, odpowiadającej za bardzo ważną dziedzinę naszego życia - seksualność. Jeśli czakra ta, np. przednia (zw. łonową), pracuje zgodnie, to możemy i potrafimy być zdolni do odbierania seksualnej i fizycznej przyjemności podczas współżycia z partnerem. Czyli "mogę i sprawia mi przyjemność uprawianie seksu". Jeśli jednak czakra przednia jest zablokowana, to nie możemy i nie potrafimy przeżywać radości ze współżycia.
Natomiast jeśli czakra 2 tylna (zw. krzyżową) jest zablokowana, jej moc seksualna i potencja będą słabe i rozczarowujące. Będziemy raczej unikali seksu. Czyli "nie chcę seksu". Jeśli czakra przednia pracuje prawidłowo, to człowiek czuje swoją seksualną siłę i nie ma żadnych problemów z używaniem jej.
Z tego powodu biorą się następujące przypadki: "Mogę uprawiać miłość, ale nie chcę" albo "Chcę uprawiać miłość, ale nie mogę", lub skrajny przypadek - "Nie mogę i nie chcę". Proste, prawda? (oczywiście, jeśli chodzi o definicję).
Jak widać, temat czakr jest ciekawy, szeroki i mam nadzieję, że opisując poszczególne czakry, może znajdziecie odpowiedzi na niektóre pytania, które wielu z was na pewno nurtują. Postaram się opisywać kolejne czakry, zaczynając od czakry podstawy (w ramach moich możliwości będę ilustrowała opisy przypadkami ze swej praktyki uzdrowicielskiej).
Poniżej podaję jedynie krótką charakterystykę, którą rozwinę szerzej w opisach poświęconych poszczególnym czakrom.
CZAKRY NASZEJ WOLI (tylne):
cz.1 - podstawy - wola życia, energia fizyczna; cz. 2 - krzyżowa - ile energii seksualnej chcę zamanifestować; cz. 3 - za splotem słonecznym - dotyczy stosunku do własnego zdrowia, zw. uzdrawiającym; cz. 4 - pomiędzy łopatkami - wola naszego ego, działanie w świecie fizycznym, szukamy tego, czego pożądamy; cz. 5 tylna - karku/szyi - twoje miejsce w społeczeństwie, twój stosunek do pracy.
CZAKRY ODCZUWANIA (przednie)
cz. 2 - łonowa - jakość i sposób przeżywania energii seksualnej; cz. 3 - splot słoneczny - radość z poznania swej roli we wszechświecie; cz. 4 - serce - ośrodek, przez który kochamy; kocham siebie i świat; cz. 5 - gardło - odpowiedzialność za siebie; sam tworzysz, co potrzebujesz;
CZAKRY POZIOMÓW WYŻSZYCH - mentalnych
cz. 6 przednia - czoło, "trzecie oko" - świat idei, myśli, koncepcji, jak pojmujesz świat; cz. 6 tylna - tył głowy - ośrodek wykonawczy wykreowanych idei przez 6 czakrę przednią; cz. 7 - korony (nad głową) - łączność ze swoją duchowością, "kosmiczna świadomość", bezpośredni kontakt z Wyższą Jaźnią.
Co się dzieje, kiedy czakry pracują odwrotnie?
Kiedy czakra jest zamknięta, większa część fizycznej witalności, siły życiowej zostaje zablokowana, a człowiek nie zaznacza wyraźnie swojej obecności na świecie. Nie jest "tutaj". Unika aktywności fizycznej, ma mało energii i może być nawet chorowity. Brakuje mu siły fizycznej.
Jeśli jest zablokowana, moc seksualna i potencja będą słabe i rozczarowujące. Nie będzie silnego popędu, raczej skłonności do unikania seksu. Będą problemy z otwarciem się na dawanie i przyjmowanie radości płynącej z fizycznego i duchowego zjednoczenia partnerów.
Czakra 3 - splotu słonecznego
Związana jest z odczuciem i zrozumieniem, gdzie jest nasze miejsce we wszechświecie. Z tego zrozumienia czerpiemy mądrość, również duchową. Co się jednak dzieje, kiedy ta czakra nie pracuje prawidłowo?
Mogą być różne rodzaje zakłóceń:
Kiedy czakra jest zamknięta, blokujemy swoje uczucia. Przy różnych doświadczeniach w życiu możemy nie odczuwać żadnych emocji (zimny i zamknięty w sobie człowiek). O uświadomieniu sobie głębszego znaczenia emocji - na subtelnych poziomach - nie może być mowy, ponieważ zamknięci jesteśmy na odczuwanie jakichkolwiek emocji i uczuć.
Kiedy czakra jest przyblokowana, często działa jak mur odgradzający naszą seksualność od serca. Czyli oddziela czakrę seksualną od czakry serca. Wtedy poziomy czakry drugiej i czwartej będą działały oddzielnie. Można to określić: "Seks bez miłości" lub "Miłość bez seksu". A przecież te dwa poziomy powinny działać razem, bo razem działają najwspanialej (tylko nie u wszystkich ludzi).
Każda czakra posiada wokoło tzw. błonę ochronną. Jeśli jest ona rozerwana, odczuwamy niekontrolowane, ekstremalne emocje. Odczuwamy wtedy zupełne zagubienie i możemy być wtedy łatwym łupem astrali.
Ośrodek splotu słonecznego odgrywa bardzo ważna rolę w tworzeniu związków w naszym życiu. Od pracy tej czakry zależy, czy mamy udane związki partnerskie, czy nie.
Jest ośrodkiem, poprzez który kochamy.
Kiedy jest zamknięta, mamy kłopoty z kochaniem poprzez ofiarowanie swojej miłości bez oczekiwania nic w zamian (mówimy tu o miłości tzw. bezwarunkowej. Jest to dla nas bardzo trudne na obecnym etapie rozwoju).
Kiedy jest zablokowana, nie umiemy rozluźniać się, ufać ludziom, kochać ich. Jesteśmy odcięci od naszego pragnienia otwarcia się na sferę duchową.
Kiedy błona ochronna czakry serca jest rozerwana, nasze emocje są niekontrolowane i nad wyraz wyolbrzymione, podobnie jak przy czakrze 3.
Jest jeszcze stan, kiedy czakra obraca się niezgodnie ze swoim prawidłowym ruchem. Wydaje się nam wtedy, że wszyscy ludzie są przeciw nam, wszystko wokoło nas będzie postrzegane jako przeszkadzające i uniemożliwiające osiągnięcia naszych celów, zamierzeń i planów. Miejsce, gdzie żyjemy, będzie postrzegane jako pełne wrogich i agresywnych ludzi i sytuacji. Mamy więc potrzebę ciągłej kontroli oraz sprawdzania się, aby przetrwać.
Poprzez tę czakrę odkrywamy, że sami tworzymy to, czego potrzebujemy. Nasze wzorce mają być poprzez to miejsce przekształcone w ufność do życzliwego i obdarzającego nas wszelkimi dobrami wszechświata. Stan czakry odzwierciedla, jak człowiek postrzega to, co świat i otoczenie kieruje w jego stronę.
Kiedy czakra jest nieczynna, wszystkich wokoło obarcza się odpowiedzialnością za swoje życie oraz wini innych za swe niepowodzenia.
Kiedy jest zablokowana, tracimy daną nam szansę wyjścia na zewnątrz, do świata, i wykreowania tego, czego tak bardzo pożądamy. Stan ten odpowiedzialny jest za osobiste przyjaźnie i dotyczy naszego miejsca w społeczeństwie (praca zawodowa, współpracownicy, szef). Na tym poziomie leży przyczyna tego, że wiele osób wokół nas gra rolę "wiecznej ofiary".
Kiedy czakra obraca się w przeciwną stronę, człowiek odrzuca wszystko, co kierowane jest do niego od ludzi, od tzw. losu. Jeśli jeszcze i czakra serca jest zablokowana, to odrzucanie wiąże się z traktowaniem wszystkich jako potencjalnych wrogów. Ponieważ tworzymy też mentalne projekcje negatywnymi oczekiwaniami, to łatwo zgadnąć, że sprawdza się wtedy maksyma: "podobne przyciąga podobne".
Czakra 6 - czoła, Trzecie Oko
Poprzez tę czakrę uczymy się najpierw wyobrażania sobie naszych koncepcji, idei, a następnie rozumienia ich. Mowa jest o ideach zarówno dotyczących naszej rzeczywistości, jak i całego wszechświata.
Kiedy czakra jest zamknięta, nie tylko nie ma twórczych pomysłów, ale nie ma siły do wprowadzania w czyn żadnych idei, nawet tych bardzo skromnych, dotyczących codziennego życia.
Kiedy czakra jest przyblokowana, człowiek ma problemy z twórczym myśleniem.
Kiedy czakra obraca się w kierunku przeciwnym, jest tendencja do tworzenia silnych negatywnych koncepcji. Tworzy się wtedy nieprawdziwe i wrogie wyobrażenia wszystkiego, co nas otacza.
Odpowiada ona za integrację wszystkich czakr na wszystkich poziomach: energetycznym, emocjonalnym, mentalnym (patrz art. o poziomach subtelnych), i przejawieniem się tej harmonii na planie ciała fizycznego jako człowiek doskonały - holistyczny.
Zablokowanie tej czakry odcina nas od naszej sfery duchowej. Tym samym pozbawieni jesteśmy "świadomości kosmicznej", jedności z naszą Wyższą Jaźnią. Poczucie, że jesteśmy jednością ze Wszystkim, odczucie pełni i spokoju oraz bezpieczeństwa są obce osobom z zamkniętą 7 czakrą. Obce im będzie poczucie sensu życia w zrozumieniu duchowym tego słowa. Będą zamknięte i zajęte jedynie ciężką walką o przetrwanie na Ziemi w sferze materii lub będą zajęte pilnowaniem i pomnażaniem swojego majątku. Jestem pewna, że osoby te nie będą czytały treści o rozwoju duchowym.
Mogę jeszcze dodać, opierając się na mojej praktyce terapeuty, że najwięcej osób ma blokady na 3 czakrze /splotu słonecznego/, zaraz za nią jest 5 czakra /gardła/, mniej jest problemów z 2 czakrą /seksualną/, z którą "ramię w ramię idzie" 4 czakra /serca/. Ostatnio jednak zauważyłam nasilające się problemy u wielu ludzi z czakrą 6 /czoła/ i 1 /podstawy/. Odpowiedzcie sobie sami, jakie spostrzeżenia się wam nasuwają w związku z tym.
Widać więc, że depresje, nerwice oraz lęki mogą mieć wiele przyczyn - na wielu obszarach. Wtedy nawet niewielka wiedza o czakrach może nam pomóc zlokalizować zablokowane miejsce, które w rezultacie będzie naszą przyczyną.
Szczegółowa charakterystyka i opis czakr pozwolą wam samym pracować nad ich odblokowaniem i wzmocnieniem. Każda czakra ma swój kolor, rodzaj muzyki, odpowiednie sylaby-mantry, kształty geometryczne, a nawet krajobrazy natury, które ją uaktywniają i odblokowują. Warto z tą wiedzą powoli się zapoznawać i na początku we własnym zakresie, ale mądrze sobie pomagać. Wtedy może wykluczymy zbyt pochopne branie tzw. "leków psychotropowych", które nie zawsze są skuteczne, lub popadanie w różne nałogi.
Jest to jednak wiedza dla mądrych i odpowiedzialnych ludzi i w niektórych wypadkach należy zacząć pracę ze sobą od wizyty u sprawdzonego i uczciwego terapeuty. Albo dobrze będziemy wiedzieli, jaki terapeuta jest nam potrzebny i w którym momencie podczas pracy ze sobą samym, albo będziemy szukali metodą "prób i błędów". Może to być masażysta-kręgarz, zielarz, bioterapeuta, psycholog lub psychiatra "nowej generacji", a może Reiki, yoga, praca z oddechem albo uzdrawianie duchowe - to ocenicie sami. Proszę pamiętać jednak, że do żadnego z energetycznych zabiegów nie możecie być przez nikogo zmuszani!!! Musi to być wasza decyzja. I to jest najważniejsze.
Żródła: B.Brenan - Dłonie pełne światła, Światło życia; K.Sherwood - Czakroterapia; S.Sharamon,B.Bagiński - Księga czakr; J.Kossner - Ja jestem innym Ty.
Jesteśmy Istotami Boskimi!
Jesteśmy Istotami Boskimi! Czy to bluźnierstwo, czy prawda?
Jeśli domyślamy się, że jesteśmy wielowymiarowymi Istotami, to zdajemy sobie sprawę, że mamy ciała na planie fizycznym i na planie energetycznym. Powoli akceptujemy również to, że posiadamy jeszcze bardziej subtelne poziomy, jak ciało emocjonalne i mentalne.
Te poziomy znamy dobrze, ale jeśli chodzi o wyższe poziomy duchowe, to znamy je mniej. Poprzez nasz rozum i ego sądzimy, że tylko ciało fizyczne się liczy i jest naszą najważniejszą częścią.
Jeśli jednak spojrzymy na to z innego punktu widzenia, to okazać się może, że tak naprawdę ciało fizyczne i nasze ego są niewielką cząstką - i to na samym końcu (tam, gdzie króluje materia) - pięknej i potężnej Istoty Duchowej.
A ta Istota to naprawdę MY, w pełnym blasku. Kiedy zdamy sobie z tego sprawę i zaczniemy wreszcie identyfikować się coraz bardziej, poprzez swój wewnętrzny rozwój, z tą Duchową Istotą, to jak myślicie, co się stanie, kiedy poprosimy Ją o pomoc dla nas samych? Czy nam odmówi pomocy? Nic podobnego. Pomoże z całej swej siły.
Ale efekt tej pomocy będzie zależał od naszego otwarcia się na naszą Boską Istotę w nas samych. Czy to bluźnierstwo? Nic podobnego! Co się więc dzieje naprawdę, kiedy prosimy o pomoc dla siebie?
Jeśli mamy małą wiarę w swoją Boską Istotę, to Ona sama może przejawić się w nas i pomóc nam tylko w ograniczonym zakresie, takim, na jaki Jej pozwalamy wielkością swojej wiary. To my sami o tym decydujemy.
Jeśli natomiast mamy wielką wiarę, to pomoc Jej będzie nieograniczona, a przejawienie się - cudowne.
"...i jeśli będziesz miał wiarę niczym ziarnko gorczycy, góry będziesz przenosił...". Może trochę pomyliłam tekst, ale skąd my to znamy? Tylko czy rozumiemy?
O partnerach, rozwodach i rozwoju duchowym
Dlaczego tyle partnerów, dziewczyn, mężów i... rozwodów w naszym życiu? Może na problemy ze związkami spróbujmy popatrzeć z innej perspektywy.
Dostajemy życie od rodziców - tak popularnie się mówi - kiedy rodzimy się i pojawiamy na tym świecie. Ale oprócz koloru oczu, włosów, kształtu uszu, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy też nie, dostajemy również od ojca i matki inne rzeczy. Dostajemy obciążenia całego pokolenia, którego reprezentantami są nasi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie itd.
Przychodząc na świat, nawet nie wiemy, że zostajemy w pewnym stopniu już na starcie "zaprogramowani". Jest ono dla nas niezbędne do odkrywania, Kim Naprawdę Jesteśmy. Ale nie o tym teraz będę pisać.
Można powiedzieć, że każdy z nas jest "obdarowany" cechami, które w pewnym stopniu nas "osłabiają". Powodują one, że np. nie jesteśmy zdolni do odczuwania bezwarunkowej miłości lub nie jesteśmy zdolni w pełni otworzyć się na nasze duchowe dziedzictwo. To samo zresztą mają nasi rodzice, ponieważ otrzymali to też od swoich rodziców itd.
Te blokady, tak mocno nas osłabiające, są przez nas nieuświadamiane. Nie wiemy o nich, ale oddziałują z ukrycia na nas tak mocno, że tak a nie inaczej postępujemy w naszym życiu. Można je porównać do "dziury" lub "wyrwy" w naszej Istocie, naszym Niższym Ja.
To ona powoduje, że w pewnym momencie naszego życia zaczynamy poszukiwać i przyciągać do siebie takich partnerów, od których (nieświadomie) będziemy podkradać to, czego sami nie posiadamy, np. emocje, energię, i zapełniać naszą "dziurę-wyrwę" w nas samych.
Mężczyzna nieposiadający wiary we własne możliwości będzie poszukiwał kobiety, od której wyciągnie to, czego mu brakuje. A kobieta, która nie może otworzyć się np. na bezwarunkową miłość, przyciągnie takiego partnera, który pozwoli okraść się z tego, czego jej brakuje.
W takich związkach, opartych na wzajemnym nieświadomym okradaniu siebie, nie ma harmonii, równowagi i partnerstwa. To jest raczej wieczne uzależnienie się jednej strony od drugiej. Kiedy więc taki związek zaczyna się rozpadać, ponieważ jedna ze stron ma już dosyć wykorzystywania, partnerzy mają kilka możliwości.
Albo oboje zaczną rozumieć, że ich problem leży w nich samych, i przestaną się oskarżać, a zwrócą uwagę na tzw. obciążenia pokoleniowe (zwane nieraz karmą pokoleniową). A jeśli poszukiwania ich będą jednocześnie połączone z rozwojem wewnętrznym, to zaczną prawdziwie uwalniać się od obciążenia, ponieważ wtedy dojdą do prawdziwej przyczyny swoich problemów w związkach.
Tylko takie zrozumienie i uświadomienie sobie karmicznego obciążenia pokoleniowego spowoduje oderwanie się od niego i możliwość tworzenia swego życia od nowa, wreszcie na swoich zasadach, a nie matki czy ojca.
Zrozumienie tego na głębszym poziomie spowoduje uwolnienie się od ciągłej potrzeby przyciągania takiego partnera, któremu możemy wykraść to, czego sami nie mamy, i vice versa.
A niestety, najczęściej scenariusz jest taki, że winą za nasze kłopoty w związkach obarczamy partnera, potem zmieniamy go, sądząc, że z nowym wszystko ulegnie poprawie. Ale swój problem zabieramy ze sobą w nowy związek. Więc nie łudźmy się, że coś się zmieni. No, może nowa dziewczyna będzie dłużej uległa albo mąż trochę mniej lub bardziej dominujący.
Takie okradanie się energetyczne, emocjonalne i mentalne na subtelnych poziomach występuje bardzo często. Zwane jest "wampiryzmem energetycznym", ale można go również nazwać emocjonalnym i mentalnym.
Życzę Wam z całego serca, aby proces zrozumienia i uwalniania następował podczas trwania związku, a nie wtedy, gdy jest już po rozstaniu lub rozwodzie.
Jest to bardzo ważny proces w naszym życiu, ponieważ jeśli nie odnajdziemy harmonii na poziomie fizycznym, emocjonalnym i mentalnym z naszym partnerem, trudno będzie nam zjednoczyć się ze Stwórcą, bo... "jak na dole, tak i na górze". I nasz rozwój duchowy nie nastąpi w pełni.
Pamiętajcie, kobieta w naszym wnętrzu to podświadomość, a mężczyzna w głębi nas to nadświadomość.
Wędrówka Szamańska - podróże w wewnętrznej wizji
"Każda myśl jest punktem wyjścia, wszystko jest połączone".
Wędrówka Szamańska, przemieszczanie umysłu w wewnętrznej wizji lub śnie, to jedna z najbardziej wszechstronnych metod szamańskich. Jest to sposób pracy, który wymaga dużej uważności i umiejętności koncentracji, ale jednocześnie pozwala na stymulowanie zmian w świecie wewnętrznym i zewnętrznym. Wymaga zaangażowania wielu zmysłów wewnętrznych, ale również je rozwija. W najprostszej formie funkcjonuje jak zdalne postrzeganie (obserwator świadomy w ciele), w rozwiniętej przypomina OBE (Out of the Body Experience, wyjście z ciała), choć na płaszczyźnie mentalnej zachowana jest niewielka świadomość ciała, a w wypadkach głębokiego transu staje się wędrówką astralną (zupełnie zanika świadomość ciała). W warunkach "głębokich wejść" odbywa się na poziomach snu (w nocy też podobno podróżujemy astralnie i mentalnie), stąd można potraktować ją jako część treningu "świadomego snu" lub trening świadomego śnienia potraktować jako przygotowanie do odbywania codziennych podróży, czyli o ile śpimy, możemy ten czas wykorzystywać.
Świat, w którym podróżujemy, to splecenie naszej wewnętrznej i zewnętrznej rzeczywistości czy, jak kto woli, świat zewnętrzny z nałożonym filtrem naszego wewnętrznego postrzegania. Gdzie jednak przebywamy, gdy podróżujemy w ramach systemu, używając raczej nieistniejących punktów odniesienia (ogród szamański, krajobrazy "bajkowe"...) - hmm, szczerze mówiąc, nie wiem. Wydaje mi się, że są trzy główne możliwości:
Znajdujemy okolicę najbardziej zbliżoną "wibracyjnie" do rejonu wyobrażonego;
"Składamy" sobie tę okolicę z elementów świata rzeczywistego, postrzegając wiele rzeczy naraz (tutaj czas i przestrzeń nie mają znaczenia);
Tworzymy sobie taki świat w przestrzeni "Pierwotnego Światła" umysłu lub/i korzystamy z jakiegoś wytworzonego przez innych świata. Albo jest to mieszanka wszystkich powyższych, albo po prostu odmiana punktu 3.
Jeśli weźmiemy to pod uwagę, wtedy opowieści o wspólnym śnie stają się realnością i to, co nazywamy rzeczywistością, może być wspólnym snem w ramach systemu/świata szamańskiego o dość skomplikowanych zasadach, zwanego rzeczywistością. Nie wiem, choć może podróże kiedyś doprowadzą mnie lub was do takiego zrozumienia. Życzę tego wszystkim serdecznie - zrozumienia, czym jest ten świat, niezależnie od tego, co jest rozwiązaniem tej zagadki.
W jakim celu się podróżuje?
Aby czegoś się dowiedzieć (o sobie lub o świecie zewnętrznym) - do tego wystarcza lekkie wejście. Po prostu obserwujemy, będąc w ciele lub poza nim, wybrany obiekt. W tym świecie nazwanie lub zwrócenie uwagi powoduje przemieszczanie się / pojawienie danego obiektu lub symbolu. O ile nie jesteśmy skoncentrowani na świecie zewnętrznym, umysł nasz naturalnie przedstawia nam nasze wnętrze. Możemy wtedy wyjść od myśli, słowa lub części ciała i za pomocą obserwacji zbadać wewnętrzne, znaczeniowe i emocjonalne powiązania w naszym świecie, dostrzec poplątania, zagrożenia w naszym ciele, emocjach i myślach. Np. może okazać się, że nasza wizja, rozpoczynająca się od banknotu, prowadzi nas do obrazu zdezelowanego samochodu czy sterty papierowych śmieci (a nieświadomie realizujemy tę wizję). Można również badać świat zewnętrzny (zaczynając od miejsca czy człowieka), doskonaląc nasze szamańskie postrzeganie. Tu nie ma ograniczeń, można wędrować po własnym ciele, ścianach, nieznanych miejscach, miastach, ale i badać wnętrze Ziemi. Nie ma ograniczeń, a wybór jest kwestią naszej wyobraźni lub potrzeby. Dowiadywanie się wcale nie musi polegać tylko na obserwacji. Można swobodnie rozmawiać z postaciami czy zwierzętami, które spotykasz, lub z samym krajobrazem (naturą). Wszystko jest świadome lub, jeśli wolisz, przedstawia fragment twojej świadomości i na zasadzie wewnętrznego dialogu dostarczy ci dodatkowych informacji.
Po to, aby coś zmienić - tutaj samo działanie umysłem w wizji powoduje wejście w głębsze stany świadomości. Wszystko, co widzimy, jest również częścią nas i częścią naszego wyobrażenia. Jeżeli zmieniając coś w podróży szamańskiej, nawet nie zmienimy rzeczywistości zewnętrznej (a jest podobno taka możliwość), to przynajmniej zmienimy swoje widzenie danej sprawy lub miejsca na pozytywniejsze (bo z taką intencją szamani wprowadzają najczęściej zmiany). Tu ty jesteś twórcą (niekoniecznie całego świata!), przynajmniej postrzegania czy uwagi; po prostu zmień wizję: dźwięki, barwy, kształty, zapach, odczucie zmysłowe, lub użyj rąk, aby wprowadzić zmiany w krajobrazie, w którym jesteś. W wędrówce obserwujesz energie w sposób dla ciebie zrozumiały lub właściwy, masz je przedstawione symbolicznie, w sposób podlegający twojej percepcji. Dokładność tego jest kwestią twojej elastyczności i otwartości na poznanie.
Po to, by czegoś doświadczyć, co w zasadzie jest mieszanką powyższych dwóch motywów i może odbywać się na dowolnym poziomie. Tutaj możesz spokojnie zmieniać kształt, stawać się, czym chcesz (kamieniem, roślinką, zwierzęciem), możesz wykonywać dowolne czynności (nawet kochać się :)). Kształt i natura nie mają tu znaczenia, możesz je dowolnie zmieniać. Cieszyć się i bawić, czymkolwiek chcesz. To twój świadomy sen i ty tu tworzysz realia.
Aby mieć większe poczucie bezpieczeństwa, podróżuje się ze Zwierzętami Mocy i Opiekunami. Poza tym zawsze ma się przy sobie jedną, wspaniałą osobowość wewnętrzną - Wyższe Ja. Ono zawsze gotowe jest ci pomóc, doradzić, zaopiekować się.
Tutaj twój lęk jest twoim wrogiem, prowadzi od razu w niezbyt przyjemne dla ciebie rejony. Zbadanie tych obszarów może ci pomóc zrozumieć mechanizmy działania tych emocji (uzdrowić je), lecz dopiero będzie to możliwe (korzystne), gdy twój opór przed doświadczaniem tych stanów będzie mały albo gdy będziesz umiał zachować stan nieidentyfikowania się z tym, czego doświadczasz lub obserwujesz. Najczęściej zetknięcie z nieprzyjemnymi obszarami kończy się... snem lub/i pobudką w ciele. To samo tyczy się zetknięć z miejscami, gdzie ciebie nie chcą (nie każdy lubi gości w swoim domu) lub gdzie ty nie chcesz wejść (z powodu oporu przed tym, czego możesz się dowiedzieć, niezgodności energetycznej z tym miejscem lub po prostu z lęku przed nieznanym). Jeśli jesteś w takiej sytuacji, "spytaj" Opiekuna/Zwierzę Mocy/Wyższe Ja/siebie albo całą sytuację lub istotę zabraniająca ci wejścia, gdzie jest tego przyczyna. Jeśli ta przyczyna leży w twoim wnętrzu, możesz zbadać i zmienić ją w dalszym ciągu podróży, następnie wrócić i już wejść bez przeszkód. Jeśli przyczyna jest poza tobą, możesz również spytać, co zrobić, aby tam wejść? Jakie są warunki? Dlaczego ciebie nie chcą? I jeśli uważasz, że cena za bilet jest przystępna (ew. baaardzo potrzebujesz tam wejść, np. dla zrealizowania takiej podróży)... po prostu zrób to (lub coś lepszego, ale odpowiadającego wyzwaniu) i wejdź. Lecz nie wchodź na siłę. Spotykasz się z nieznanym w sobie i poza sobą. Zachowuj dla tych energii szacunek. W swoim wnętrzu i poza nim jest wiele rzeczy silniejszych niż świadomy umysł. Nie ma co się ich bać (masz zawsze kotwicę w postaci ciała, w którym jesteś bezpieczny), lecz zawsze lepiej mieć przyjaciół niż nieprzyjaciół, i harmonię zamiast pomieszania.
Nasz umysł ma tendencję do błąkania się. Z reguły przemykają przez niego duże ilości myśli niezwiązanych z głównym wątkiem. Istnienie tego szumu myślowego przy przebywaniu świadomością w ciele nie przeszkadza zbytnio, gdyż jesteśmy "zakotwiczeni" w nim, natomiast podczas wędrówki powoduje zapętlenie w mrowiu przemykających obrazów, gdyż podążamy tam, gdzie zwracamy uwagę.
Pojęcie wędrówki zakłada istnienie przynajmniej 2 punktów: początkowego i końcowego. Za początkowy możemy wybrać dowolny z wewnętrznych obrazów lub korzystać z jednego ustalonego, co wydaje się korzystniejsze, gdyż wytwarza określony nawyk przechodzenia. Jeśli zazwyczaj, wchodząc w wizje, znajdowaliśmy się na pewnym poziomie rozluźnienia czy medytacji, to częste używanie tej wizji wyrabia w podświadomości odruch rozluźnienia na widok tejże scenki. Jednym ze sposobów jest używanie własnego miejsca, np. ogrodu; innym jest po prostu wejście na drogę, ścieżkę.
Strukturę, w której śnimy, możemy sobie stworzyć samemu poprzez przyjęcie pewnych założeń odnośnie "punktów kluczowych" i specjalnych miejsc albo korzystać z tego, co stworzyli inni: szamani (różne systemy, szkoły szamańskie i nie tylko) lub... artyści (obrazy, książki). Użycie jednych systemów wiedzy daje nam możliwość korzystania z "map świadomości" odkrytych przez innych, użycie drugich daje większy komfort działania. Wybieramy to, co nam się podoba, gdzie się czujemy bezpiecznie, ale jednocześnie "tracimy" powiązania z rzeczywistością. Aby je odzyskać, trzeba z początku przeznaczyć więcej czasu na rozpoznanie i ustalenie, co z czym się wiąże, o ile chcemy eksplorować naszą psychikę / świat zewnętrzny.
W ramach struktury można odkrywać lub/i tworzyć miejsca, regiony i drogi. Punkty końcowe zależą od nas samych. To niekończąca się historia - możemy każdą podróż wewnętrzną traktować osobno; możemy uznać, że wszystko, co robimy w życiu, to ta wędrówka. Z praktycznych względów daną wędrówkę możemy uznać za zakończoną, gdy pojawiły się i utrwaliły pożądane przez nas zmiany lub po prostu w momencie, gdy wracamy do realnego świata.
Hawajscy szamani wyróżniają 3 poziomy świata: Lanikeha, Kahiki i Milu.
Poziom Wyższy, Lanikeha, jest to miejsce świętości i inspiracji. Zamieszkują go bogowie, boginie i bohaterowie. Tutaj właśnie można udawać się po inspiracje i nauki wewnętrzne.
Poziom Średni, Kahiki, jest najbardziej zbliżony do rzeczywistości zewnętrznej. Doskonale nadaje się do kontaktów z nią lub zmieniania jej elementów.
Poziom niższy, Milu, to miejsce próby, w dużej części domena naszego Cienia, tłumionej zazwyczaj części naszej psychiki. Stąd pochodzą wszelkie przeszkody. Można tu znaleźć wizje dające moc, jak i te informacje, które przed sobą kryliśmy, wypieraliśmy. Wewnętrzna moc jest jedną z takich wypartych informacji (odczuć).
Ogród to stworzone przez nas miejsce, obsadzone i zaludnione tym, co uważamy za stosowne. Umieszczamy w nim np. pomocników, gospodarza, sługi, wróżki, elfy, podobające się nam kwiaty, drzewa - w sposób, jaki uważamy za odpowiedni. Jest to nasz świat, stworzony przez nas i odzwierciedlający nasze wnętrze.
Są tam elementy pasywne i aktywne, informacje i sposoby działań. Możemy w nim odnaleźć lub stworzyć symbol sprawy, z którą pracujemy, i zinterpretować go. Możemy również podążyć drogą, którą nam ten symbol otwiera - i wejść w inny wymiar wizji. Ogród znajduje się na poziomie Kahiki, a z niego możemy przedostać się do świata wyższego poprzez wspinaczkę po drzewie, drabinie lub lot przez dziurę w niebie. W świecie wyższym zazwyczaj po raz pierwszy spotyka się Zwierzęta Mocy lub inne formy Opiekunów, lecz to spokojnie można zrobić na dowolnym poziomie, gdyż wszystko jest ze sobą połączone.
Czy odbiór postaci w momencie wezwania (chęci spotkania) jest natychmiastowy, to kwestia elastyczności umysłu. Energia podąża za uwagą i w momencie koncentracji na kimś/czymś już tam jesteśmy, mamy kontakt, ta postać jest przy nas.
...jest rzeczą prostą. Relaksujesz się, zamykasz oczy lub po prostu przenosisz uwagę na widzenie, czucie wewnętrzne. Możesz skoncentrować się na wizji, która napływa, lub stworzyć tę wizję. Dla osiągnięcia głębszego wejścia pomocne jest umieszczenie w krajobrazie własnej postaci i dopiero wtedy wejście poprzez przeniesienie świadomości do nowego ciała (sprawdź, jak się w nim czujesz i co czujesz, co obserwujesz dookoła). W bardziej aktywnym podróżowaniu pomoże ci pobudzenie energii w ciele, wzmocnienie i udrożnienie kanałów. Technik tego jest bardzo wiele, najprostszą formą doenergetyzowania jest jednak wzięcie kilku głębszych oddechów.
Odbiór wrażeń w wizji znakomicie wzmacniają ćwiczenia uważności świadomości sensorycznej, czyli świadome zwracanie uwagi na bodźce dochodzące do ciebie z zewnątrz.
Podobno jest miejsce, gdzie spotykają się zazwyczaj szamani. W tradycji hawajskiej nosi ono nazwę Pa Uli (ciemnozielone urwiska skalne), choć bardziej znane jest pod samoańską nazwą Bai Hali.
Może to być miasto, uniwersytet, budowla z wieloma pokojami, wysepka z laguną. Jest to miejsce, z którego się korzysta, aby pobierać nauki, uzdrawiać i dokonywać odkryć. Spróbuj je odnaleźć, wystarczy chcieć się tam udać lub poprosić opiekuna, aby tam nas przeniósł.
Można do nich dotrzeć bezpośrednio, bez przechodzenia przez ogród lub inny punkt zaczepienia. Pamiętaj, że stykasz się z nimi, raczej odbierając energie w postaci wizji mniej lub bardziej symbolicznych (inaczej, niż gdy przebywasz w fizyczności), niech więc nie dziwią cię różnice lub brak potwierdzonego w realności zauważenia. Z reguły możesz swobodnie rozmawiać z osobami znajdującymi się tam, choć one niekoniecznie muszą być tego świadome. Cóż, umysł czyni rzeczy niezwykłe (rzeczywistość zresztą też).
Odbiór informacji od elementów wizji:
Można intuicyjnie wiedzieć, co reprezentuje lub mówi dana rzecz lub osoba. Metoda konwersacji jest tutaj mile widziana. Jeśli uważasz, że nie otrzymujesz odpowiedzi... zmyśl ją: powiedz sobie, co powiedziałbyś na miejscu tego obiektu. To działa! I rozwija twoje zdolności do komunikacji.
Autostrada lub leśna albo polna ścieżka to miejsca w Milu, którymi podróżujemy do celu. Często występują tutaj przeszkody lub niebezpieczeństwa, ale droga jest właściwym sposobem dotarcia do celu. Gdy uznajesz rzeczywistość, jaką spotykasz na wewnętrznych poziomach, za twój sen, żadne "fizyczne" niebezpieczeństwa nie są w stanie ci zagrozić; możesz się przedostać dalej, zostawiając niebezpieczne rejony za sobą; możesz jednak iść i uzdrawiać również drogę: budując mosty nad przepaściami, oswajając dzikusów, a dzikie zwierzęta karmiąc i zostawiając im olbrzymie zapasy niepsującego się pożywienia. Masz tutaj wszystkiego pod dostatkiem i możesz spokojnie dawać, wiedząc, że są nieograniczone tego możliwości.
Jeśli pracujesz z Opiekunami lub Zwierzętami Mocy, możesz spokojnie poprosić o "przeniesienie do miejsca, gdzie..." - w sytuacji, kiedy uważasz, że niepotrzebny jest wysiłek na dotarcie gdzieś. Możesz to równie dobrze zrobić samemu, gdy skoncentrujesz umysł na rozwiązaniu... Będziesz przy nim, niezależnie czy jesteś tego świadom, czy nie.
Jest to metoda podróżowania, która raczej służy uzyskiwaniu informacji - w przeciwieństwie do poprzedniej, która po prostu wzmacnia proces. Jest to jednak dobre przy odnajdywaniu punktów lub wizji wejściowych dla danego problemu.
Jeśli chcesz uzdrowić jakieś miejsce, nie ma sensu marnowanie energii na docieranie tam. Przenosisz się bezpośrednio i tam zmieniasz wizje; np. zmieniając symbole, jakie otrzymałeś jako informacje o stanie tego miejsca, lub tworząc tam światło, przekonujesz "duchy" tych pomieszczeń do przyjęcia nowego stanu, lub zmieniając w inny wymyślony przez ciebie sposób energie lub procesy, jakie tam się toczą. Liczy się proces zmiany tamtego miejsca, a nie wysiłek włożony w drogę. Choć równie dobrze możesz znaleźć drogę... którą dojdziesz do zdrowej sytuacji w tamtym miejscu.
Praca inspirowana przy udziale towarzystwa zapewnia bezpieczeństwo i poczucie bezpieczeństwa, jak również jest źródłem dodatkowych informacji.
Zazwyczaj nie dostrzegamy w pełni informacji zawartych w wizjach - są one przedstawione symbolicznie. Wizja ma strukturę holograficzną, poszczególne elementy są punktami łączącymi z następnymi informacjami. Można odczytać ich znaczenie (lub je zmienić oczywiście), jak i podążyć dalej tropem źródeł tego wszystkiego oraz poszerzonego zrozumienia.
Wszystko zależy od tego, co chcesz osiągnąć. Ograniczenia są czasem pożyteczną iluzją
Przeszkody w dotarciu do celu...
...są głównie wewnętrzne. Szamanizm hawajski podaje 7 głównych przeszkód, będących zresztą przeciwieństwem pozytywnych mocy wyrażanych przez zasady szamańskie. Są to: pouli (ignorancja), haiki (ograniczenie), hokai (zamęt), napa (ociąganie się), inaina (gniew), weli (lęk) i kanalua (zwątpienie).
Są one przeszkodami, choć ich przezwyciężenie może być celem samym w sobie...
Pozytywne nastawienie szamanizmu hawajskiego wyraża się jednak tutaj jako tendencja do rozwijania sił, zamiast zwalczania czegokolwiek (także przeszkód). I tak te negatywności są wypierane przez rozwijanie następujących biegłości szamańskich: ike (świadomość), kala (wolność), makia (skupienie), manawa (wytrwałość), aloha (miłość), mana (pewność), pono (mądrość).
Przytomne wędrowanie rozwija te zdolności, choć dla ich wzmocnienia możemy wybrać się na kolejne wycieczki.
Następuje poprzez zaśniecie, przebudzenie w rzeczywistości lub po prostu przez utratę głównego wątku z pola uwagi. Zawsze możesz wrócić do niego; jeśli jednak się przebudziłeś, lepiej zapisz szczegóły lub punkty kluczowe. Niezależnie od tego, czy wchodziłeś do tej wizji przez sen, czy z pełnej świadomości, wizja dzieje się na poziomie marzeń sennych i równie łatwo jak sen może być zapomniana. Ciekawostką jest to, że gdy wrócisz do poprzedniego stanu, pamięć ci się odblokuje i raczej bez trudu przypomnisz sobie swoje wcześniejsze działania na tym poziomie rzeczywistości.
Nie ma tutaj ograniczeń czasowych - możesz wybrać się w dowolny punkt przeszłości, teraźniejszości lub przyszłości. Pamiętaj jednak, że pracujesz z informacją zawartą w momencie teraźniejszym. Odczytujesz przeszłość po skutkach i wskazówkach zawartych w "teraz"; przyszłość odczytujesz również za pomocą interpretacji wzorów zawartych w "teraz". A te można zmienić.
Jeśli podróżujesz do miejsc, gdzie kieruje (lub kierowało) uwagę wiele osób, łatwiej wtedy trafić i odebrać ich wizje rzeczywistości. Nie dziw się niczemu, raczej spróbuj sprawdzić, dlaczego trafiłeś tam, a nie gdzie indziej. Np. jeśli chcesz zobaczyć początek wszechświata, to możliwe, że zamiast do Big Bangu, trafisz do wyłaniającego się z ciemności Edenu lub na odwrót. :)
Elastyczność systemów i tworzenie skrótów:
Elastyczność polega na tym, że zmienia się twój świat wewnętrzny, pojawiają się nowe elementy, znikają stare. Przesuwają się na przykład niektóre ścieżki, które wytyczyłeś w ogrodzie. Jednak jeśli nic się w tobie lub dookoła ciebie nie dzieje (poradź się swego Opiekuna lub gospodarza ogrodu - być może, że to zapowiedź zmian, które nastąpią), zastanów się, czy zmiany te nie są wynikiem którejś z przeszkód, a więc działania Twojego oporu. Być może chcesz przegapić coś na drodze, którą stworzyłeś, lub boisz się tego, co stanie się, gdy czegoś użyjesz - choć równie dobrze może się okazać, że masz opory przed dostrzeżeniem czegoś lub kogoś w swoim otoczeniu fizycznym. Sprawdź to, pogadaj z opiekunami, dotrzyj do źródeł lub wyrusz w podróż mającą na celu uzdrowienie tej sytuacji.
Gry, książki i filmy jako dodatkowe podróże:
Jeśli nie czujesz się na siłach, aby wyruszyć w podróż, przechodząc w nią świadomie, spróbuj sobie odbyć trening. Gry (komputerowe również), filmy, książki, w których główny bohater osiąga coś, dokonuje czegoś, to naturalne czynności rozwijające umiejętność szamańskiej wędrówki. Zwłaszcza gdy wczuwasz się w rolę.
Wykorzystaj to. Aby coś osiągnąć, zharmonizować, wystarczy zidentyfikować punkty zaczepienia odnoszące się do danego problemu, z którym pracujesz (np. przeszkody, jakie pokonuje bohater), utożsamić i rozpoznać w nich te, które dotyczą naszego życia. I koncentrować się na dążeniu tego bohatera (czyli ciebie) do przezwyciężenia ich. Energia podąża za uwagą. Ale zachowaj umiar w tym, co robisz; wybór krwawej strzelanki w momencie, gdy chcesz wspomóc harmonię w jakimś związku, to chyba nie najlepszy pomysł, choć jeśli nie widzisz w tym sprzeczności, to lepiej chyba robić coś, niż nie robić nic.
Skonsultuj się z Opiekunem lub Zwierzęciem Mocy. To, czego doświadczasz, jest pewną formą tego śnienia, więc spokojnie możesz to robić, pozostając w trójwymiarowej rzeczywistości.
Gry (niekomputerowe) i książki pomogą ci rozwinąć naturalnie zdolności do wizualizacji, zwłaszcza gdy będziesz rozwijał czy obserwował akcję na poziomie wewnętrznym. I dostarczą z pewnością wielu wrażeń i pomysłów.
Nie zapominaj, po co podróżujesz i że zmiany niekoniecznie muszą zachodzić natychmiastowo, ale nastąpić powinny. Jeśli w tobie i w twoich relacjach nie zachodzą żadne zmiany, to pora się zastanowić: nie zachodzą czy ich nie zauważasz? Dlaczego? To też może być jedna z podróży.
Jeśli podróżujesz dla doświadczeń, to i tak jest wskaźnik skuteczności - twoje zadowolenie z tego, co robisz. Ale jeśli podróżujesz samopoznawczo albo uzdrowicielsko, obecność samego tylko zadowolenia jest sygnałem ostrzegawczym. Być może przegapiasz coś istotnego w samej podróży lub może cel podróży uzdrowicielskiej jest "niewłaściwie" określony (mija się z problemem). Zbadaj i to. Bądź racjonalny i ciesz się tym, co robisz.
Powiększaj harmonię w sobie i dookoła, kochaj życie.
ALOHA, czyli Miłość, oznacza "być szczęśliwym z..." - nie zapominaj o tym również.
Warto przeczytać:
Serge Kahili King "Szaman Miejski" - studium szamanizmu hawajskiego w najlepszym wydaniu.
Martine Ashe "Szaman naszych czasów - szamańska droga ku oświeceniu" - kompletny system szamańskiego podróżowania.
Richard Webster "Podróże astralne - Jak pokonać czas i przestrzeń w doświadczeniach poza ciałem" - praktyczny podręcznik z serii "umysł bez granic", zawiera dużo wskazówek i prezentuje wyważone, praktyczne podejście.
Nevill Drury "Don Juan, Mescalito i współczesna magia" - Raczej już nie do dostania, ale zawiera masę inspirujących informacji.
Cały nasz tok myślowy opiera się na przetwarzaniu symboli. Symbole są wszystkim, co mamy. Rozejrzyjcie się po otoczeniu. To, czego doświadczacie, to zestaw impulsów nerwowych pochodzących ze zmysłów, przekształcony w wizualny symbol - w tym wypadku obraz otaczającej was przestrzeni. W podobny sposób wszystko, czego doświadczamy, jest symbolem, reprezentacją czegoś, sposobem na utrzymanie w umyśle większej ilości informacji mniejszym kosztem. Szamański światopogląd zakłada, że zmieniając symbol, zmieniamy również podmiot, którego ten symbol dotyczy. Praca z nimi jest praktycznym wykorzystaniem zasad HUNY (szamanizmu polinezyjskiego):
"świat jest taki, jaki myślisz, że jest" (IKE);
"energia podąża za uwagą" (MAKIA);
"cała moc pochodzi z wnętrza";
< zewnętrznego i wewnętrznego naszego istnienia podstaw u leżące przekonania zmieniać pozwala>
Symbole można podzielić na: wytworzone świadomie, podświadomie lub przyjęte z zewnątrz. Nie jest to podział dokładny, gdyż nasza świadomość i podświadomość są silnie ze sobą związane, zaś z innej strony patrząc, na naszą podświadomość w silny sposób wpływa otoczenie.
Symbole przyjęte z zewnątrz
Jest to najszersza kategoria, gdyż to większość z tego, co w podświadomości jest dostępne dla świadomości i nieświadomości, przyjęliśmy kiedyś od otoczenia. Cześć z tych symboli jest jednak przyjmowana poprzez świadome zaangażowanie ze strony świadomości, np. większość języka pisanego czy gwar środowiskowych, symbole astrologiczne, tarot, runy etc. Dodatkowo w niektórych szkołach ezoterycznych, buddyjskich czy magicznych stosuje się inicjacje - oprócz symboli z wyjaśnieniem, dostaje się tu energetyczny czy telepatyczny przekaz symbolu, zawierający "pierwotny" wzór energii, intencji lub zrozumienia (proces ten zazwyczaj również zachodzi przy nauczaniu bezpośrednim, w obecności nauczyciela czegokolwiek, ale gdy jest nieświadomy, zachodzi w mniejszym stopniu). Czasem symbole uzyskuje się dzięki channelingowi, "przekazom" z niewidzialnych wymiarów (albo podświadomości).
Symbole pochodzące z podświadomości
Metoda jest prosta. Parokrotnie powiedz, o co ci chodzi, i obserwuj... co się dzieje w twoim umyśle, jakie pojawiają się myśli, obrazy, dźwięki, słowa. Możesz skupić się na trzecim oku (środek czoła) czy splocie słonecznym, pępku (rejon brzucha jest utożsamiany z "miejscem" przebywania podświadomości). Symbolem od podświadomości może też być układ symboli wróżebnych w odpowiedzi na pytanie (tarot, runy, I-Ching, kamyki i inne systemy) lub wynik analizy astrologicznej, numerologicznej lub kabalistycznej. Symbolem może być po prostu dowolny obraz czegoś. Pozwól podświadomości w tym wypadku na szczerość. Jeśli jest w niej coś " negatywnego", związanego z tematem, tym lepiej, zmiany w naszym życiu będą wyraźniejsze.
Uzdrawianie lub doskonalenie symbolu
Pochodzący ze świadomości lub podświadomości symbol przekształć świadomie w coś pozytywnego lub nasyć go uzdrawiającą energią (lub pomódl się o uzdrowienie), obserwując zmiany. Nawet jeśli symbol ten wydaje ci się pozytywny lub stworzyłeś go świadomie, możesz zastosować tę metodę, wprowadzając coś w rodzaju 150% doskonałości, lepszego wzorca. Proces uzdrawiania symbolu możesz połączyć z jego świadomą kreacją.
Nie warto natomiast przekształcać symboli pochodzących z channelingu albo przekazu nauk. W większości przypadków tracą wtedy kontakt z pierwotnym źródłem.
Świadome wytworzenie symbolu
Polega na dobraniu obrazów (słów, dźwięków, ruchu, kolorów, zapachów) związanych z zadanym tematem i skomponowanie ich (zazwyczaj związane z uproszczeniem) wg jakichś zasad lub na wyczucie, np.:
"Chcę stworzyć symbol bogactwa. Dla mnie związane jest ono z takimi pojęciami jak: banknot, moneta, dom, złoto, samochód, sto tysięcy. Banknot ma kształt prostokąta, moneta - koła. Rysunek domu w najprostszej postaci składa się z prostokąta (dół dziecięcego rysunku) i trójkąta (dach tegoż rysunku). Reprezentantem samochodu może być koło kierownicy. Sto tysięcy da się przedstawić jako kółko (skrócone zera) z pionową kreską (jedynka). Hm, składam sobie to w jedno, trochę upraszczam i mam".
Inny sposób świadomego tworzenia symboli możesz znaleźć w Internecie pod nazwą sigilizacji ("tworzenie sigili") lub zrobić na własny sposób, zgodny z osobistymi preferencjami i pomysłami. Skoro mamy już symbol, to możemy go wykorzystać. Możemy wykorzystać go do energetyzacji siebie specyficzną energią związaną z bogactwem lub, wręcz przeciwnie, naenergetyzować go po to, aby oddziaływał w naszym życiu. Te dwie metody działają podobnie, jeśli chodzi o rezultaty, ale oparte są na różnych filozofiach i metodach skupienia oraz oddziaływania na świat fizyczny.
Wykorzystanie symbolu do energetyzacji
Spróbuj sobie wyobrazić, że ze stworzonego przez ciebie symbolu płynie ku tobie energia w postaci światła lub chmury miniaturowych, świetlistych symboli. Odczuj, jak dopływa do twojego ciała, wypełnia je i promieniuje na zewnątrz, tworząc świetlisty kokon wokół ciebie. Pomóż sobie oddechem, na wdechu skupiając się na wciąganiu energii, na wydechu wypromieniowując cześć z niej do tego kokonu. Rozluźnienie ciała podczas tego procesu pomoże ci wchłonąć więcej energii. Ten sposób pracy wynika z założeń, że energia istnieje we wszystkim (również w świecie mentalnym), w dodatku każda rzecz jest ściśle związana z cała twórczą energią świata ("Nie ma granic" - Kala). Nasycanie energią służy jej przejawieniu w świecie wewnętrznym i zewnętrznym.
Najprostszą metodą energetyzacji symbolu jest skupienie na nim uwagi (wynika to z zasady MAKIA). Przepływ czy generacja energii zwiększy się, jeśli się rozluźnisz. Dodatkowo pomoże intencja nadania mu siły (cała moc pochodzi z wnętrza) i głębokie oddychanie (wdech - wypełnianie się energią pochodzącą ze świata lub jej generowanie; wydech - kierowanie energii do symbolu). Opiera się to na założeniu, że energetyzowane symbole tworzą myślokształty, tworzące naszą wewnętrzną i zewnętrzną rzeczywistość.
Wymiana energii z symbolem
Czyli połączenie powyższych metod. Wzmacnia to nasz związek z symbolem i energią, jaką generuje, lub odzwierciedla i pozwala zaoszczędzić na czasie. Metodą na to jest proces oddychania nazywany piko-piko (centrum-centrum).
wdech - wciągamy energię ze świata, koncentrujemy się na sobie; wydech - wysyłamy energię do symbolu, koncentrujemy się na nim; wdech - koncentrujemy się na symbolu, na tym, jak pobiera on energię ze świata; wydech - energia symbolu płynie do nas, koncentrujemy się na sobie i odczuwanej energii.
Wykorzystanie symbolu w modlitwie Huny
W modlitwie Huny chodzi o wysłanie Wyższemu Ja, naszej kreatywnej i boskiej części (więcej o Wyższym Ja będzie później), prośby połączonej z energią. Ono, jako odpowiedzialne za kreację naszego świata, zajmie się realizacją. Procedura jest prosta:
Zrelaksuj się i pomyśl o czymś przyjemnym, dzięki temu uzyskasz kontakt.
Naenergetyzuj symbol lub przypomnij sobie naenergetyzowany wcześniej.
Zrób wdech i na wydechu wyślij (oddaj) symbol Wyższemu Ja.
Możesz Wyższe Ja wyobrazić sobie jako parometrową kulę światła znajdującą się ponad twoją głową albo świetlistą postać (unoszącą się nad głową). Po nawiązaniu kontaktu możesz "sprowadzić" Wyższe Ja przed siebie. Ponad głową znajdują się czakry (ośrodki sił wewnętrznych) najbardziej związane z energią Wyższego Ja. Jest to miejsce, gdzie odruchowo "szukamy Świętości", oczy unosząc ku górze.
Podziękuj za opiekę nad realizacją prośby i zakończ.
Dodatkowe wzmocnienie symbolu.
Dodatkowo symbol i jego działanie możemy wzmocnić, medytując (skupiając uwagę) na jego związku z twórczą, nieskończoną energią świata oraz skupiając uwagę na związku symbolu z tym, co reprezentuje. W drugim przypadku, jeśli chodzi o tematy ogólne, pomaga rozmyślanie nad sposobami wyrażania się tematu (symbolu) w konkretnych sytuacjach, znajdywanie przejawów. Jeszcze inną metodą jest błogosławienie symbolu i przedmiotów z nim związanych. Można się też modlić do Wyższego Ja, aby użyło swojej energii do naenergetyzowania symbolu. Jest subtelniejsza, potężniejsza i bardziej skuteczna. Dobrą metodą pracy z symbolami jest też rysowanie, mantrowanie i tańczenie.
Jest bardziej skomplikowanym sposobem, ale stwarzającym nowe możliwości zastosowania. Wynika z założenia, że wszystko jest świadome i czuje, a my, koncentrując na tym uwagę, dodatkowo potrafimy wzmocnić tę świadomość. Skuteczność tej metody jeszcze wzmacnia fakt, że ludzie z reguły mają dla naszej podświadomości duże znaczenie. Personifikowane symbole w naturalny sposób spotykamy w snach, wizjach i "wędrówce szamańskiej". Możemy świadomie przekształcić symbol w postać ludzką (np. symbol bogactwa w Lincolna w ubraniu wykonanym z banknotów studolarowych, nadając jej cechy, jakich się spodziewamy) lub poprosić o postać "opiekuna" związanego z danym symbolem. Możemy pracować w ten sposób z wewnętrznymi postaciami: Niższym Ja, Średnim Ja, Wyższym Ja, Personą, Cieniem, archetypami enneagramu, tarota, numerologii, astrologii, heksagramami I-Ching'u, postaciami z różnych panteonów, żywiołami, kierunkami stron świata, uzdrowicielami, nauczycielami, doradcami z zaświatów, relacjami, sytuacjami, snami, elementami natury itp.
Są symbolami, czy jak kto woli - 'nadrzędną' klasą symboli, przenikającymi zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną przestrzeń, z samej nazwy własnej. Archetypowe energie tkwią u podstaw naszej świadomości. Najczęściej łączą w sobie przeciwstawne działania - "pozytywne" w wypadku braku oporu wewnętrznego i negatywne przy jego występowaniu. Bóstwa wszystkich panteonów są reprezentantami takich energii (łączą pozytywny wpływ swoich błogosławieństw z negatywnym - w wypadku poczucia winy czy "kary bożej"). Archetypowe mogą być również sytuacje i procesy, np. uzdrawianie jest jednym z nich.
Wyższe Ja, Bóstwa, Anioły, Opiekunowie, Mistrzowie, Zwierzęta Mocy
Są przejawem archetypowych sił. Z jednej strony istnieją "realnie", z drugiej są wyłącznie naszym wytworem, projekcją wewnętrznej mocy. Wyższe Ja reprezentuje tutaj Iskrę bożą czy bezpośrednią duchową przyczynę naszego istnienia, funkcję kreującą naszej rzeczywistości. Bóstwa możemy potraktować jako aspekty Boga transcendentnego czy po prostu Wyższe Ja. Dochodząc do poziomu archetypowych energii, ciężko rozróżnić, co jest przyczyną, a co skutkiem, co było najpierw. Tutaj naprawdę wszystko ze sobą jest połączone, jest jednością w wielości. Wyższe Ja, Anioły, Opiekunowie, Mistrzowie, Zwierzęta Mocy mogą być aspektami natury naszego Wyższego Ja albo na odwrót, naprawdę ciężko powiedzieć. Jednak kontakt z nimi jest nam niezbędny do realizacji siebie na płaszczyźnie zwanej duchowością. Trzeba jednak zachować równowagę, gdyż siły te znacząco potęgują zarówno spokój, jak i emocje, grożąc skrajną euforią lub depresją w momencie, gdy pozwolimy, by rozum nie miał wpływu na nasze istnienie. Nawet Bóg czy Wyższe Ja, najbardziej pozytywne z energii, poprzez pobudzenie umysłu i tkwiących w nim energii jest w stanie wywołać "pozytywne opętanie", skrajny fanatyzm, w imię którego ginęły miliony.
Wywoływanie i przywoływanie archetypowych postaci
Jeśli chodzi o postacie, to możemy pomyśleć o nich i czekać na kontakt (wizję, odczucie). Czasem niezłą metodą, zwłaszcza jeśli chodzi o archetypowe energie, jest ujrzenie, jak wyłaniają się, wyskakują z naszego ciała lub aury (określam to jako wywołanie). Inną metodą jest dostrzeżenie i przywołanie ich z oddali. Kontakt będzie silniejszy, jeśli będziesz miał głębokie pragnienie, potrzebę skomunikowania się, i "wołał" z całego serca lub/i użyjesz symboli związanych z aspektami przywoływanej energii. Nie wywołuj niczego, z czym masz problemy (czujesz się niepewnie). Najlepiej wtedy zacząć z symbolem zdepersonifikowanym, uzdrowić go i pracować z nim nadal, aż do uzyskania pierwszych rezultatów. Wtedy dopiero zacząć od świadomej personifikacji (wizja), a dopiero na koniec przejść do wywoływania i przywoływania. Niektóre nieświadome lub zewnętrzne siły są potężne i jeśli nie czujemy się bezpiecznie, potrafią bardzo spotęgować tkwiący w nas strach lub inne emocje. Ileż to "demonów" wytworzył nasz lęk, wspierany przemożną siłą podświadomości. Dobrym rozwiązaniem jest korzystanie z mechanizmów zabezpieczających (magiczny krąg) lub towarzystwa Opiekuna, Wyższego Ja, Mistrza czy Zwierzęcia Mocy.
Rozmowa jest najprostszą z metod uzdrawiania. Dialog z postaciami w naszym wnętrzu jest praktyczną metodą uzyskiwania i integracji treści nieświadomych, służy wsparciu procesu indywidualizacji wg C. G. Junga. Pytajcie o przyczyny obecnego stanu, co robić, czego potrzeba etc. Rozum niech będzie waszym strażnikiem i przewodnikiem. Jeśli postaci te mają jakieś zadania "wykonalne", spełnijcie je, ale w wizji. Czasem warto jakąś radę zastosować w rzeczywistości (zwłaszcza jeśli rozmowa służyła uzyskaniu inspiracji), ale niezbyt często i po zastanowieniu się, w przeciwnym wypadku można mieć problemy np. w momencie, gdy zastosujecie się do jakiejś śmiesznej rady w stylu wyjdź na ulicę i zacznij strzelać. Na coś takiego (w zasadzie na każde żądanie) zareagujcie naturalnymi pytaniami: dlaczego? po co? do czego to doprowadzi? Wszelkie odpowiedzi powinny mieć jakiś realny wymiar, np. żadna z "pozytywnych" postaci nie poradzi ci przejść przez ścianę, bo jest to iluzją (chyba że podczas wędrówki szamańskiej). Jeśli dostajecie nierealne odpowiedzi, to pytajcie o przyczyny, drążcie temat, gdyż najprawdopodobniej jesteście w pobliżu tematu, który wymaga uzdrowienia, i macie do czynienia z oporem. Opór ten może się wyrażać trudem utrzymania toku myślowego, rozproszeniem, zmęczeniem czy znużeniem. Przekonajcie te osoby do udzielenia wam pomocy, nawet gdy początkowo nie chcą albo są wrogie. Będąc w świecie wizji, możecie obiecać im złote góry i... dać je, posługując się twórczą wyobraźnią. Utrzymujcie wasz umysł w spokojnej aktywności, poświęconej uzdrawianiu wnętrza. Prędzej czy później taki dialog przyniesie zmiany.
Co robić, gdy "milczą"? Proste, wymyślcie za nie odpowiedź... Na mocy drugiej zasady Huny (wszystko jest połączone) nie jesteście w stanie wymyślić nic, co nie miałoby związku z pytaniem. Z czasem będziecie mogli otrzymywać informacje od czegokolwiek i kogokolwiek.
Uzdrawianie wewnętrznych postaci
Potraktuj osobę przed tobą jako klienta do uzdrawiania. Zrób zabieg bioenergetyczny, przekaż energię z intencją uzdrowienia, módl się o to, poproś opiekuna (w sumie inny symbol), aby wykonał to za ciebie.
Proś symbole o zaprowadzenie ładu w dziedzinie, jaką reprezentują. Prośba ma być prośbą do przyjaciela, z którym pracujecie, w formie stanowczej, a nie błagania o litość. Z reguły siły, które podejrzewamy o większą niezależność od własnej świadomości, prosimy, zaś stworzonym i naładowanym świadomie możemy spokojnie rozkazywać. Stanowczość w prośbie jest po to, aby usunąć wątpliwości. Rozkazów zaś nie stosujemy ze względu na szacunek dla energii, z którymi pracujemy. Szacunek dodatkowo wzmacnia zainteresowanie podświadomości dialogiem, jego wynikiem i całym procesem, likwiduje opór.
Jest jednym z najciekawszych sposobów wypełniania się energią określonego symbolu. Polega na wczuwaniu się w postać, rozwijaniu czucia jak "to", a nawet odtańczeniu, zaśpiewaniu czy narysowaniu naszych odczuć. Prowadzi do głębokich, "mistycznych" doświadczeń, gdy pracujemy z czymś archetypowym (Bóg, Wyższe Ja, Bóstwa etc., a zresztą już pisałem :)). Zmiana zachowań przy zastosowaniu tej metody jest prosta, np.: jeśli chcesz być pewny siebie, zachowuj się i czuj się jak osoba pewna siebie. Ten sposób wynika z szamańskich praktyk 'zmiany kształtu' i potrafi wprowadzać zmiany z nieoczekiwaną siłą. Nie jednocz się więc z niczym, z czym masz negatywne skojarzenia lub emocje. Jeśli czujesz, że ci brak tego czegoś, to spróbuj zacząć od symboli własnego bezpieczeństwa i techniki oswajania się, którą opisałem przy przywoływaniu i wywoływaniu.
Jedni uważają, że są to wyłącznie wytwory naszej fantazji podsyconej lękiem, inni, że są to świadome istoty, podległe złu. Ja uważam je za archetypowe (czyli ani dobre, ani złe, występujące jednocześnie w świecie zewnętrznym i wewnętrznym) energie o "niekorzystnych" skutkach występowania. Niezależnie, czy są one wewnętrzne, czy zewnętrzne, w polu twojej świadomości całkowitą i jedyną mocą jesteś ty. Cała moc pochodzi z wnętrza i ty masz przywilej udzielania jej lub odebrania. Nie jesteś ofiarą, jeśli tego nie chcesz. Nie znajdziesz tutaj prawie żadnej "egzorcystycznej" formuły, ale wskazówki, które pomogą ci w większości sytuacji. W przypadkach występowania "demona", niezależnie od stopnia intensywności, po uświadomieniu sobie tego działania warto zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa. Możesz do tego użyć magicznego kręgu, wewnętrznego azylu czy kontaktu z WJ, Opiekunem czy Zwierzęciem Mocy. Jeśli problemowi udzielono dużej siły, warto zmienić proporcje.
Wyobraź sobie, że twój demon (wizualizowany już w spersonifikowanej postaci) maleje, a ty rośniesz. Kontynuuj to, dopóki demon nie zmaleje, a ty nie zrobisz się duży i pełen mocy. Spokojnie proś o wsparcie Wyższe Ja, odgórne interwencje są nadzwyczaj skuteczne, dodatkowo możesz jednocześnie pracować nad identyfikacją z Wyższym Ja lub Opiekunem.
Zdepersonifikuj go (np. wyobrażając sobie, że z postaci "potwora" zmienia się w jakiś przedmiot), odbierze mu to większość aktywności działania. Przekształć go w wytworzony przez siebie symbol albo poproś o to Opiekuna lub Wyższe Ja, by zrobili to za ciebie. Dalej uzdrawiaj lub przekształcaj ten symbol.
Zacznij walczyć z nim w wizji i pokonaj go (nie zapominaj, że masz przewagę). Walcz na spokojnie, ze współczuciem i szacunkiem należnym żywej istocie. W ostateczności i desperacji zabij i przekształć ciało (w postać miłą dla oka), dopiero po przekształceniu "ożywiając". Częstokroć "demon" po pokonaniu odmieni swoje oblicze i zacznie być pozytywną siłą, aktywnie cię wspierającą.
Potraktuj go jak chorą osobę, ślij uzdrawiającą energię, przekształcaj, módl się za niego. Jest to potencjalnie najsilniejsza z metod. Wezwij jego opiekuna i poproś o odprowadzenie we właściwe miejsce lub przekształcenie w odpowiednią formę. Przekup go, ofiarowując uzdrawiającą czy inną energię lub wykonanie jakiejś czynności (jeśli zechcesz spełnić jego prośbę, zrób to w wizji). Wiedz, że to ty tu jesteś mocą, rozkazuj.
Zacznij pracować nad symbolem o treści jednoznacznie pozytywnej, przeciwnej do negatywności tematu, z którym pracujesz. Zyskasz dodatkową siłę, a demon ją straci. (To w sumie ta sama energia, tylko wyrażająca się w innym aspekcie.)
Każda z dziedzin życia, każdy nałóg, uzależnienie, irracjonalne i racjonalne działanie lub czucie mają swojego demona. Warto nad nimi popracować. Niezależnie od siły i stopni świadomości, jaką dysponuje ten demon, spokojnie możesz go opanować i przekształcić. W momencie gdy czujesz niepokój podczas "zmagań", skup się na kontakcie z symbolem bezpieczeństwa i wyobraź sobie swój niepokój, jak stanowi część demona. Nie bój się, że go wzmocnisz albo cię "opęta", zaprawdę "moc jest z tobą", a dodatkowo masz bezpieczną przystań i generator mocy, stawiający cię ponad większością stworzeń, które mogą cię "nękać astralnie" - masz ciało. Jeśli sytuacja "wymyka" ci się, wstań, zjedz coś i zajmij się czymś innym, aż do odzyskania pełni spokoju. Kto powiedział, że trzeba zrobić wszystko za jednym razem?
Systemy - Szkoły - Egregory
Są związane z grupami symboli, a jednocześnie same są symbolami. Korzystanie ze spójnego systemu ma tę zaletę, że pracując z jednym symbolem, równocześnie wzmacniamy i przerabiamy resztę, zwłaszcza gdy wzmocnimy to medytacją znajdowania czy wytwarzania takich związków. Egregory systemów czy szkół zawierają dodatkowo wzmacniającą sumę energii wypływających z praktyk w długiej albo/i licznej tradycji.
Innym też możesz pomóc...
...pracując z kimś bezpośrednio lub pośrednio. Bezpośrednio pracując z klientem, poprowadź go przez proces przekształcania symboli, jednocześnie pracując nad nimi w odniesieniu do siebie (lub/i jego) lub sam zajmij się jego symbolami. Jest to łatwe, gdy klient tego oczekuje, jest otwarty lub potrzebuje(!). Nie zapominaj, że symbolami są również twoje wizje, odczucia energii, czakr, ciał subtelnych i ciała fizycznego. Wizualizacja zdrowego organu to znany motyw bioenergoterapeutyczny. Pośrednio popracujesz nad klientem, zmieniając swoją wewnętrzną wizję jego osoby, swoje przekonania odnośnie jego stanu na zewnątrz ciebie. Uzdrawiając własne przekonania, zaczniesz nieświadomie wysyłać sygnały dające jego podświadomości wybór (możesz też świadomie wysyłać mu taki lub inny sygnał). To nie narzucanie lub zmienianie kogoś, lecz spokojne powtarzanie: "stary, szanuję cię i twoje wybory, ale można inaczej", dawanie przykładu.
Jeśli pracujesz z klientem, zacznij od transformacji symboli bólu i napięcia związanego z chorobą. Ból w większości wypadków ma zabarwienie psychiczne i pracując nad jego symbolem, szybko zmniejszysz go w zauważalny sposób (nie obawiaj się personifikowania bólu). Dodatkowo klient poczuje się lepiej, zaufa ci i otworzy na dalszą część terapii.
Wszystkie ćwiczenia tutaj opisane wykonujemy jednorazowo, w czasie, jaki uznajemy za właściwy. W dłuższym okresie wykonuje się je, dopóki są potrzebne, tzn. uzyskaliśmy efekty, jakie zakładaliśmy, lub czujemy, że nie jest to dalej potrzebne, a przyda się coś innego. Zazwyczaj do opanowania czegoś, uzyskania odczuć i efektów potrzebny jest czas, choć wyniki mogą was zadziwić. Mam nadzieję, że dzięki temu zrozumiecie więcej i uzyskacie większy wpływ na swoje wewnętrzne i zewnętrzne życie.
(mały podręcznik szamańskiej, domowej psychoterapii grupowej)
Autor: Śpiący Niedźwiedź
Praca w grupie jest dobrym uzupełnieniem samodzielnej pracy nad przemianą własną (lub otaczającego świata). Grupa ma pewną magiczną zdolność wzmacniania właściwości poszczególnych osób. Można to tłumaczyć wzrostem energii (energia grupy jest większa od sumy energii poszczególnych osób), można i faktem, że jesteśmy przyzwyczajeni do życia społecznego, w związku z czym doświadczeniom z kontaktów z ludźmi nadajemy większe znaczenie niż tym z doświadczenia wewnętrznego. Tutaj będę mówił o grupach 5-10 osobowych, w mniejszych dynamika jest nieco inna, większe z kolei mają tendencję do tworzenia "podgrup" obejmujących takie grupki. Co takiego dzieje się w grupie, na co warto zwrócić uwagę?
Grupa potęguje "efekt lustra". Treści, jakie projektujemy na innych, są tu wyraźniejsze, zwłaszcza że ludzie wzmacniają je swoimi zachowaniami, nieświadomie dostrajają się do tego, jak ich postrzegamy, rozpoczynając rożnego rodzaju gierki. Taką grą może być również walka z Twoim sposobem postrzegania lub "ignorowanie" go. Rozpoznać ją można po nieadekwatności zachowań (cudzych i swoich) do sytuacji - celowego spotkania się grupy niezależnych, indywidualnych istot w obecnej chwili. Czymś, co jest niezastąpione, jeśli chodzi o grupę, jest to, że w przypadku bardzo zróżnicowanej (wiekowo, psychicznie, społecznie itd.) grupie możemy się zetknąć z szeroką gamą własnych archetypowych projekcji. Mówiąc w przenośni, mamy przed sobą w postaci grupy nasze Dziecko, Rodzica, Dorosłego, rożne własne persony, Cień, Animę i Animusa, Starego Mędrca i Wielką Matkę, a nawet obecna jest również Jaźń (jak kto woli - Wyższe Ja), choć jej działanie jest bardzo subtelne (czy aby? ;-)). W pewien sposób spotkanie z grupą to równoważnik długiego okresu samodzielnej pracy. Trzeba tylko pamiętać, że 99% tego, jak odbierasz grupę, jest twoją osobistą projekcją... no i pracować z nią w jakikolwiek znany Ci sposób.
Jest bardzo prosty - uzyskanie zmiany u jednej osoby "prowokuje" przemianę innych. Dzieje się tak zarówno dlatego, że zobaczenie przemiany dopuszcza do świadomości przekonanie o jej możliwości, jak i z tej prostej przyczyny, że grupa pracuje razem (tu można się doszukiwać synchroniczności i innych ulotnych treści, ale nie trzeba). Zaletą tego jest, że grupa jest motywatorem, inspiracją do samodzielnej pracy, nawet w momentach, kiedy ma się już jej dosyć (chociażby ze zmęczenia).
Pracując regularnie w grupach, można zauważyć, że nasze życie zaczyna się kręcić wokół grupy, co więcej, doświadczenia osób na grupie stają się podobne. Częściowo wynika to z faktu, że uczymy się dzielić interpretacjami podobnych wydarzeń z życia, zabarwiając je w dodatku tematyką pracy na grupie. A rzeczywiście jest w ten sposób, że grupy zmieniają nasze zachowanie, i co jest bardziej ulotne, nasze doświadczenia zewnętrzne. Tu jest źródło sukcesów grup pracujących nad "wewnętrzną przemianą" czy "magiczną kreacją" życia.
Ten efekt wynika ze znaczenia czy ilości energii w grupie. Twoje zachowanie w grupie odzwierciedla Twoje życie. Chcesz je zmienić? Wystarczy zmienić swoje zachowania i przekonania odnośnie grupy i pracować nad ich utrwaleniem. W cudowny sposób przeniesie się to na Twoje życie. Warto więc wkładać wysiłek w obecność i w bycie przytomnym (dorosłym?) w grupie.
Wynika z potęgowania odczuć wewnętrznych, zwłaszcza w momentach zastoju w grupie, lub Twojego oporu przed doświadczaniem tego, co się w niej dzieje. Ten efekt bierze się ze spotęgowania lęku przed samotnością, który wyniknął z ciszy, zastoju lub ze zbytniego tempa grupy. Rezultatem projekcji tych treści jest "pomniejszenie" znaczenia tego, co dzieje się w grupie i
wycofanie - chwilowe lub trwałe (odejście z grupy);
walka (o przywództwo w grupie, o pokazanie się).
Pojawia się w przypadku wychodzenia silnych treści z nieświadomości, dokonywania odkryć lub znajdowania rozwiązań. Grupa poddana częściowo efektowi nudy bierze takie treści za absolutną prawdę, zasypiając i poddając się strukturze takiego zbiorowego snu. Prowadzi to do pewnej jałowości pracy, czasem potęgowania efektu nudy, czasem jest objawem "gromadzenia" się energii w procesie i przynosi pewne przebudzenie - wzrost świadomości.
Pojawia się w momencie zgromadzenia wystarczająco dużej energii, napięcia psychicznego, najczęściej w momencie, gdy jedna osoba w czasie nudy decyduje się walczyć o przywództwo, prowadzenie. W rezultacie pojawia się napięcie i różnorodne gry w grupie. W sumie jest to zwykły proces grupowy, ale tym razem pod wysokim napięciem wynikającym z przyspieszenia. Pojawia się ogień, który może spalić. Efekt snu i nudy pojawiają się jako popioły. Albo puścić w ruch proces przemiany, grupa zbliża się do swojego progu.
Pojawiają się w momencie silnego płonięcia grupy lub wprost przeciwnie, w stanach skrajnej nudy. To wbrew pozorom indywidualne wyzwania i wymagają wzięcia odpowiedzialności za siebie, przekroczenie ich indywidualnie. Chodzi o indywidualny wysiłek włożony w uzyskanie przytomności i świadomości w grupie i w danym temacie i nikt nie jest w stanie przekroczyć ich za nas. Dla osób przekraczających próg zaczyna formować się nowe zadanie: uniknięcie wpadnięcia w pozycję racji - dominującego negatywnie Rodzica. Prowadzi to po prostu do uśpienia jednostki, jak i uwikłania części grupy w różnego rodzaju gry. Osoby, które progu nie przekroczyły, mają czasem kolejny problem na głowie. Gdy w grupie pojawił się Rodzic, muszą wychować swoje znudzone lub obrażone Dziecko. Ta faza jest dla grupy ciężka i jest znakomitym nauczycielem tolerancji i wytrwałości. Osoby, które nie wzbudzą tych cech w sobie, albo zasypiają, uciekają w nieświadomość, albo odpadają z grupy (czasem grupa się rozpada).
Czyli takie, w których dominują dziecięce aspekty osobowości. Najczęściej wyzwalają się na spotkaniach "magicznych", mają tendencję do pracy z Rodzicem, czasem manifestującym się w postaci silnego lidera lub liderów, najczęściej zresztą konkurujących. Proces tych grup prowadzi do uwolnienia Dziecka w kontekście raczej ukierunkowania energii. Negatywnym aspektem jest marnotrawienie jej na walkę z liderem. Proces dzieje się gwałtownie, zwłaszcza pod kątem emocjonalnym, kiedy lider (prowadzący) daje się wcisnąć w rolę dominującego Rodzica albo śpi w tej roli. Grupy te pozwalają dotrzeć do energii Dziecka - spontaniczności i silnej, wewnętrznej motywacji. Ukierunkowanie tej energii jest już kwestią Dorosłego, o ile się on wykształci, albo (czasami niestety) prowadzącego.
Czyli grupy, gdzie dominują rodzicielskie aspekty. Najczęściej w grupach medytacyjnych poświeconych wewnętrznej przemianie. Problemem zasadniczym jest lęk powodujący trzymanie się sztywnych zasad lub formuł. Lęk ten manifestuje się często w postaci nudy, prowadzącej do gier towarzyskich lub w przypadku zaiskrzenia tematu, wprost do pożaru. Lęk wzmacnia reakcje obronne swoich racji, utrudniając ich przemianę. Tutaj właśnie przytomność, obecność i jasne stawianie spraw umożliwiają dotarcie do Dorosłego, inaczej grupa śpi. Bardzo pozytywną cechą tych grup jest to, że się można na nich sporo dowiedzieć, chociaż ciężko się do tego przyznać... uczymy się najczęściej poprzez naśladownictwo, a nie przez rozum.
Nie spotkałem się :-), choć oczywiście zdarza się, że w grupie w kontekście sytuacyjnym budzi się czyjś Dorosły.
Są bardzo "wygodne", a ta wygoda usypia, ma tendencję do wyzwalania Dziecka i wsadzania prowadzącego w rolę Rodzica. Budzi świadomość faktu, że podstawową kwestią jest właśnie relacja dziecka z rodzicem, co łatwo zauważyć, gdyż osoby inteligentne, z silnym Rodzicem, mają tendencję do robienia z siebie pseudoliderów i rywalizowania z prowadzącym. Zaletą tych grup jest ich wygoda - odpowiedzialność za tempo prac i tematykę w sporej mierze jest przerzucona na prowadzącego.
Grupy luźne (towarzyskie, bez prowadzącego)
Zaletą jest ich swoboda i szerokość tematyczna. Kiedy grupa regularnie się spotyka, może być wspaniałym źródłem inspiracji. Ich problemem jest nuda, z której przyczyny dzieją się dziwne rzeczy: gry towarzyskie (emocjonalne i seksualne) i wybuchy płomieni (walki lub żarliwych miłości). Jest to cudowne miejsce do zaobserwowania i odzyskania "poczucia siebie" poprzez wyznaczenie granic swoich zachowań oraz zetknięcia się ze swoim lękiem (przed samotnością lub, przeciwnie, przed ludźmi).
W przypadku prowadzącego mają tendencję do wywoływania walki o władzę, czyli szybko pojawiają się pseudoliderzy. O ile następuje "detronizacja" lidera, bez prowadzącego szybko zmieniają się w grupy luźne, zresztą dziecięce. Jest to wspaniałe miejsce do pracy nad poczuciem własnej wartości i zaobserwowaniem swoich reakcji w wypadku braku uznania.
Również nie zdarzyło mi się być na grupie czysto damskiej. Znów nie wiem czemu? ;-)
Czysta rozkosz :) Napięcie psychiczne (energetyczne), wynikłe z pracy grupy, jest często interpretowane jako napięcie seksualne i emocjonalne. Stąd grupy takie to znakomite pole do odkrywania własnych projekcji i właśnie budzenia Dorosłego. Wadą tego typu grupy jest siła projekcji, co może prowadzić do dezorientacji osób mniej doświadczonych albo "zaśnięcia" w projekcjach tych bardziej... Ale te iskierki są super :-)
Gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o seks...
Zwłaszcza w grupach mieszanych (choć nie tylko) nieświadomie spora cześć osób pojawia się na grupach w celach "towarzyskich" (seksualnych i/lub emocjonalnych). Łatwo to zauważyć, gdyż po nawiązaniu związku albo zasypiają, czasami wdając się w silniejsze niż dotychczas gry, albo znikają z życia grupy.
Czyli uznanie i bycie w centrum uwagi. To pragnienie przejawia się nie tylko w postaci rywalizacji, ale również w postaci dużej ilości odkryć i pseudoprzemian (np. olśniewających wizji), które są spowodowane pragnieniem zwrócenia na siebie uwagi i w praktyce zmieniają tylko role lub formy ról granych przez te osoby. Jest to znakomite studium sposobów, w jaki tracimy własną świadomość w kontaktach z innymi i z samym sobą.
Walka o władzę przeradza się czasami w formę terroryzmu manifestującego się w postaci wybuchów emocjonalnych. Jest to rzecz o tyle ciekawa, że terrorysta w grupie to w istocie iskierka inicjująca procesy przemiany.
Pary heteroseksualne w grupach
To rzecz cudowna, zwielokrotniają i tak potężną energię grupy damsko-męskiej oraz procesy przemian. Z jednej strony są źródłem dynamiki, nadając tempo pracy, bo razem i tak pracują intensywniej niż pojedyncze jednostki. Z drugiej strony tego jest zwiększenie napięć i projekcji w grupie, zwłaszcza w momencie, kiedy para usiłuje przejąć pozycję lidera - prowadzącego.
Pary homoseksualne w grupach
Jeszcze się nie spotkałem, więc nie wiem.
Są znakomitym studium sposobu, w jaki sami siebie usypiamy, wdając się w przyjemne, miłe towarzyskie sny, szukając samopotwierdzenia z zewnątrz.
Paradoksalnie to najwięksi przyjaciele, osoby, które mają podobny charakter i umysł albo wprost przeciwnie, w zależności od treści indywidualnego Cienia. W związku z tym najłatwiej zaobserwować na ich przykładzie, jak radzimy sobie z upychaniem po kątach własnych nieświadomych treści albo w jaki sposób one później nami rządzą.
Wymaga podwójnego wysiłku, ale jest opłacalne. Grupa stanowi po prostu jeszcze bardziej dokładne odbicie, lustro prowadzącego. Jest znakomitym usypiaczem, ale równie dobrym budzikiem. Największym wyzwaniem prowadzącego jest to, że tak naprawdę niczego nie prowadzi (w momentach, kiedy tak mu się zdaje, on sam, i najczęściej grupa, śpi). Grupa i jej proces prowadzą się same, a z drugiej strony zejście z pozycji lidera powoduje dziwne reakcje osób na nudę, przy zwiększonej tendencji do nieprzytomności.
Prowadzenie grup "medytacyjnych"
Żeby było efektywne, przypomina strzelanie do celu - różnorodność tematów i praktyk powinna zbić z tropu upartych Rodziców, kierując uwagę z przekonań, wśród których się tkwi, na otaczającą rzeczywistość (Dorosły). Projekcje są tutaj bardzo silnie oddziałującą kwestią, nawet w przypadku grup zorientowanych na pracę z nimi, a raczej dopiero wtedy się zaczyna, kiedy grupa się nimi zajmuje ;-). Najgorsze, co można robić, to aktywnie się nimi zajmować z pozycji Dziecka (ja ci pomogę) lub Rodzica (ja wiem, co się z tobą dzieje), znakomicie działa natomiast obecność Dorosłego, czyli po prostu przytomna, akceptująca obecność w tym, co się dzieje.
Prowadzenie grup "magicznych"
Dla odmiany konieczna jest duża ilość informacji (Rodzic) lub siła emocjonalna (Dziecko) pod kontrolą Dorosłego. Grupy magiczne to te, chcące odmienić w cudowny sposób swoją rzeczywistość metodą oddziaływania na siebie (nagła przemiana) lub na świat (kreacja zdarzeń, rytuały, seanse uzdrowicielskie, nauki szamańskie etc.). Przy braku Dorosłego u prowadzącego, ma on tendencję do usypiania grupy (a w zasadzie głownie siebie) w snach o mocy czynienia zmian lub o realności już dokonanych. Zaletą tej formuły jest to, że w przypadku utrzymania przytomności można obudzić szybki proces przemian (oparty na ukierunkowaniu energii Dziecka) zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Wada - to duża porcja ucieczki od rzeczywistości (z czym też warto się zmierzyć).
Regularne spotkania czy "zjazdy"?
Regularne spotkania sprzyjają rzeczowej pracy i rozwijającym się projekcjom, co daje okazję dostrzeżenia funkcjonowania Dorosłego. "Zjazdy" w formie jedno- lub kilkudniowych warsztatów z jakąś intensywną praktyką są znakomitym źródłem inspiracji i ukierunkowania energii grupy. Im dłużej trwa zjazd, tym większe są mechanizmy projekcyjne pomiędzy poszczególnymi członkami. W przypadku krótkich zjazdów dominują projekcje odnośnie trenera. W ciągu tygodniowego zjazdu (w lekkiej izolacji) mechanizmy projekcyjne są naprawdę szybkie - wspaniałe źródło do obserwacji innych, a przede wszystkim rozpoznania własnych mechanizmów.
Procesy świadome (pierwotne) a procesy nieświadome (wtórne)
Zdumiewające jest, w jaki sposób procesy nieświadome, projekcyjne, współbrzmią ze świadomymi, choć czasami wydaje się, że prowadzą wprost w odwrotnym kierunku. Warto sobie zdawać sprawę, że w istocie to napięcie psychiczne między treściami i procesami świadomym a nieświadomym jest zarówno realnym motorem przemiany i dojrzewania psychicznego, jak i pewnym sposobem doświadczania własnej Jaźni. I tak naprawdę proces i cel świadomy może być dowolny, a im bardziej dotyka on w swojej celowości sfery nieświadomej, tym silniej manifestuje się odpowiedź tej drugiej.
Normalnie po to, żeby przytomniej, skuteczniej (Dorosły) żyć, rozumiejąc (Rodzic) i będąc pełnym energii i pomysłów (Dziecko). W dodatku istnieje pewien niezwykły związek pomiędzy naszym własnym procesem a otaczającym nas światem, który powoduje, że okoliczności wokół nas zmieniają się... i to na lepsze :-)
BTW. Koncepcja gier i podziału na Dziecko, Dorosłego i Rodzica pochodzi z pracy Erica Berne "W co grają ludzie", model procesu - z prac i książek Arnolda Mindella.
AstralDynamics.pl © 2002 http://www.astraldynamics.pl/
|