Rok jak żaden inny 41, HP, Rok jak żaden inny


ROZDZIAŁ 41. CZASEM POTRZEBA TYLKO CZARODZIEJA

Podczas kilku następnych dni Harry miał wrażenie, że jego nerwy są poszarpane na strzępy.

Dyrektor oznajmił, że pracownicy Czarodziejskiej Służby Rodzinie przeprowadzą z nimi wywiad, jak tylko aplikacja zostanie „dokładnie przeanalizowana”. Chłopak tymczasem marzył tylko o tym, żeby wszystko się już zakończyło. Wciąż popatrywał na pergamin przy drzwiach, mając nadzieję, że zmusi go w ten sposób do zaanonsowania wizyty gości z CSR. Każdego wieczoru, kiedy Mistrz Eliksirów wracał z zajęć, Gryfon nękał go pytaniami, czy już cokolwiek wiadomo.

Niezależnie od tego, jak bardzo Harry pragnął, by to oczekiwanie już się zakończyło, zaczynał również myśleć, ile by dał, żeby mógł cofnąć czas. Zaczynał czuć, że po prostu tonie. Kilka razy próbował nazwać Snape'a „Severusem”, ale to imię stawało chłopakowi kością w gardle. „Proszę pana” przychodziło mu dużo łatwiej - i było mniej bezczelne. Im dłużej trwało oczekiwanie na zakończenie adopcji, tym bardziej Gryfon stawał się spięty w obecności nauczyciela. Na świadomym poziomie umysłu wiedział doskonale, że było raczej niemożliwe, by Snape nagle zmienił zdanie i wycofał się. Nawet jeśli chłopak poważnie naraziłby się nauczycielowi, ten wciąż dążyłby do adopcji, przynajmniej ze względu na zaklęcie, jeśli nie na coś innego.

Harry jednak nie chciał być zaadoptowanym tylko dla potrzeb magii ochronnej, więc stąpał wokół Snape'a na paluszkach. Gryfon zaczął ciągle nosić Sals przy sobie, choć nie pokazywał jej chłopakom. Obecność węża uspokajała go i kiedy Harry czuł się szczególnie sfrustrowany, siadał sobie w jakimś kąciku i rozmawiał z nią w wężomowie. Zabawne, jak bardzo mu to pomagało. Kiedy po raz pierwszy odkrył w sobie tę zdolność, ogarnęła go zgroza. Teraz jednak zaakceptował ją jako część siebie, niezależnie od tego, czy pochodziła od Voldemorta, czy nie.

W trakcie tych rozmów dowiedział się, że Sals była ogólnie nieco przemądrzała. Rzecz jasna wężomowa to nie angielski i kiedy chciał wyjaśnić jej kwestię adopcji, stanął na tym, że Snape na razie nie jest jego ojcem, ale niebawem nim będzie. Nie miało to zbytniego sensu nawet w języku węży, ale Sals zdawała się pojmować, o co chodzi.

- Wiem, że chciałbyśśś mieć ojca - syknęła, wijąc się wokół nadgarstka chłopaka, kiedy siedział sam w salonie.

- Jeśśśli czegośśś bym chciał - oznajmił Harry - to tego, żebyśśś przessstała ssspać w kominku. Proszę, Sssals, mówiłem ci już o tym wcześśśniej. Znowu będziesz chora. Zapomniałaśśś już?

- Kamienie sssą takie ciepłe - odparł wąż. - W piwnicy było tak zimno, Harry...

Gryfon już trzy razy przyłapał Sals na drzemce w rogu kominka. Poprosił więc Snape'a, żeby przyniósł kilka kamieni. Harry umieszczał je koło paleniska, żeby się nagrzały, i na zmianę kładł je do pudełka Sals. Niestety jednak wąż nadal wolał sypiać w narożniku kominka.

Mistrz Eliksirów skomentował to nieco złośliwie, że najwyraźniej nie wszystkie kwestie sporne da się rozwiązać za pomocą negocjacji. Gryfon oczywiście wiedział doskonale, o co chodzi - w końcu wziął Sals pod swoją opiekę tak, jak Snape wziął jego - ale komentarz wprawił chłopaka w konsternację. Co miał zrobić - dać Sals szlaban, jeśli nie będzie posłuszna? Czy może nauczyciel chciał dać przez to do zrozumienia, że równie ciężko jest mu poradzić sobie z Harrym, co Harry'emu z jego pupilem?

Gryfon nie był w stanie tego odgadnąć.

Dudley też nie dodawał mu otuchy. Chłopak podchodził z entuzjazmem do całego pomysłu adopcji i uważał, że Harry zbyt mało się tym cieszy. Gryfon próbował wytłumaczyć kuzynowi, że cała ta sprawa jest bardzo skomplikowana, ale Dudley jakoś tego nie przyswajał.

- Powiedz do niego „tato” - namawiał go Dudley po kilka razy dziennie, z reguły gdy Snape był w tym samym pokoju. Chłopak mówił szeptem i był z pewnością przekonany, że Mistrz Eliksirów go nie słyszy. Tymczasem Harry myślał sobie: Snape potrafił z odległości stu kroków usłyszeć, czy wrzuciło się do kociołka jedno oko traszki czy dwa. Wątpię, by nie usłyszał tego.

Całe szczęście mężczyzna udawał, że namolne mamrotanie Dudleya nie dociera do jego uszu.

Najdziwniejszy zaś był fakt, że jedyną osobą, która w tych dniach nie działała Gryfonowi na nerwy, był Draco. Blondyn zachowywał się wprawdzie jak człowiek głęboko dotknięty - Harry zauważał to w skrzywieniu jego warg - ale najwyraźniej Ślizgon postanowił trzymać swój gniew na wodzy. Być może Snape rozmawiał z nim o kontroli impulsów. Gryfon nie mógł tego odgadnąć, wiedział jedynie, że kiedykolwiek przyszło im spędzać czas na nauce i Draco pomagał mu nadrabiać materiał i asystował przy próbach rzucania zaklęć, zachowywał się dokładnie tak samo jak wcześniej. Nadal otaczał go nimb snobizmu i zarozumiałości, ale zarazem był bardzo zaangażowany. Zaczął nawet przeglądać wypracowania Harry'ego, zanim ten przesłał je profesorom, i czasem sugerował poprawki.

Zachowywał się przy tym dokładnie tak samo, jak Hermiona, ale Gryfon stwierdził, że lepiej nie mówić tego głośno.

Przerabiali właśnie lekcję eliksirów, kiedy Malfoy oświadczył nagle: - Ktoś przyszedł.

Często tak robił. Wiedział zawsze, kiedy ktoś stał pod drzwiami, nawet jeśli nie widział zaczarowanego pergaminu.

- Skąd wiesz? - zapytał w końcu Harry.

- Zaklęcie na pergaminie sprawia, że słyszę w głowie... taki jakby brzęk - wyjaśnił Draco.

Magiczny dzwonek. Gryfon zastanawiał się, czemu czarodzieje tak wszystko sobie komplikują. Czemu nie sprawić, by „dzwonek” zabrzęczał na głos?

Ślizgon zmniejszył ogień pod kociołkiem, w którym bulgotał wywar na usuwanie kurzajek i rzucił zaklęcie czyszczące na dłonie swoje i kolegi. Podeszli do drzwi i przeczytali na pergaminie: Albus Dumbledore, Horacy Darswaithe.

- Żadnych zwierząt? - zakpił Malfoy, ignorując jęk Harry'ego. - Abrire.

***

Gryfon stwierdził, że dyrektor zachowuje się dość obcesowo. Być może starzec zareagował tak na otwarte wyznanie, że Harry mu nie ufa. Nie to, żeby chłopak zmartwił się specjalnie, kiedy Dumbledore wyszedł zaraz po przedstawieniu pana Darswaithe'a, pracownika Czarodziejskiej Służby Rodzinie.

Mężczyzna był wysoki i szczupły. Wyglądał młodo, ale już łysiał, co była zaskakujące jak na czarodzieja. Harry poczuł nagle dziwaczną potrzebę zasugerowania Darswaithe'owi, by poprosił Snape o tonik na porost włosów.

Spięty. Jestem bardzo spięty - pomyślał Gryfon i postanowił wziąć się w garść. Przeczuwał, że impertynenckie odpowiedzi nie przyczynią się do pozytywnego rozpatrzenia ich podania.

Czarodziej przez chwilę rozglądał się po salonie i skomentował:

- Bardzo tu interesująco. Byłem w Hufflepuffie i nigdy nie sądziłem, że będzie mi dane ujrzeć wnętrze prywatnych kwater profesora Snape'a. Jest tu znacznie mniej ascetycznie niż podejrzewałem.

Na wspomnienie Hufflepuffu Draco zrobił krzywą minę. Na szczęście stał za plecami mężczyzny, więc Darswaithe nic nie zauważył. Harry'emu jeszcze tego tylko było trzeba, by pracownik CSR obraził się i odmówił zakończenia adopcji. Gryfon próbował dać to Malfoyowi do zrozumienia, ale nie mógł spojrzeć na niego zbyt ostro - nie wtedy, gdy Darswaithe na niego patrzył.

- Panie Potter. - Czarodziej wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Cieszę się, że mogę pana poznać. Doprawdy, bardzo się cieszę!

Draco zaczął udawać, że się dławi, kiedy jednak Darswaithe obrócił się w jego kierunku, Ślizgon szybko przybrał znudzoną, neutralną minę.

- A, pan Malfoy. Niedawno rozpatrywaliśmy pańskie podanie. Ekstremalne okoliczności, muszę rzec. Jak się pan odnajduje jako osoba upełnoletniona?

Draco wyglądał na zupełnie obojętnego.

- Och, wszystko w porządku.

- Niezbyt to łatwe zmienić tyle rzeczy naraz - stwierdził czarodziej współczująco, potrząsając głową, jakby robił wykład komuś, kto ma odmienny punkt widzenia. - Najpierw pana rodzina, potem miejsce zamieszkania... - zakończył Darswaithe i zacmokał językiem o podniebienie.

- To było bardzo miłe ze strony Severusa, że przyjął mnie do siebie - oznajmił Draco szczerze.

- Z pewnością, z pewnością - mruknął czarodziej i wskazał kciukiem na plik papierów. - Z panem też potrzebuję porozmawiać, ale zaczniemy od pana Pottera.

Ślizgon wyprostował się i próbował udawać beztroskę, ale w jego szarych oczach odbiło się zaskoczenie.

- Wie pan o tym, że tylko Harry będzie adoptowany?

- Owszem, ale pan również tu mieszka i interesuje mnie, co ma pan do powiedzenia na ten temat.

Darswaithe obrócił się do Dudleya, zerknął w dokumenty i powiedział:

- Pan Dudley Dursley, jak sądzę? Kuzyn Harry'ego Pottera?

Gryfon położył rękę na pulchnym ramieniu chłopaka, zanim ten zaczął łkać lub bełkotać coś bez sensu.

- Tak - odparł Dudley, a jego głos nabrzmiał smutkiem. - Tak, to ja.

- Współczuję panu poniesionej straty.

Głos czarodzieja brzmiał tak zdawkowo, że Harry zaczął się dziwić. Pracownik socjalny z pewnością wiedział o okolicznościach śmierci Vernona Dursleya, gdyż zmarły miał przecież ścisły związek ze sprawą adopcji. Cóż, być może Darswaithe musiał się skupić tylko na tej kwestii.

Dudley westchnął, a jego oczy zwilgotniały, mimo że Gryfon uspokajająco głaskał go po ramieniu.

- Czy profesor Snape nie powinien tu być? - spytał Harry, by odwrócić uwagę kuzyna.

- Aktualnie przepytuje go moja koleżanka - oznajmił Darswaithe. - Takie są procedury, że przeprowadzamy dwa osobne wywiady. Nie chcemy, by jego obecność wpływała na pana odpowiedzi, i vice versa. Później będziemy rozmawiać z wami oboma.

Był w tym pewien sens, więc Harry skinął potakująco głową.

- Panie Potter, czy jest tu miejsce, w którym moglibyśmy porozmawiać na osobności?

- A, owszem. Profesor Snape zmienił zaklęcia na drzwiach swojego gabinetu, żebym mógł tam kogoś wprowadzić - mruknął Gryfon. Dzięki Mistrzowi Eliksirów drzwi otwierały się na dotyk Harry'ego i niepotrzebna była do tego magia. - Tędy.

Draco odkaszlnął. - Może chce pan powiesić pelerynę? Miałby pan ochotę na coś do picia, zanim zaczniecie?

Harry zaczerwienił się jak piwonia, zdając sobie sprawę, że powinien pierwszy o tym pomyśleć. Po prostu nie miał wprawy w byciu gospodarzem, a już z pewnością brak mu było doskonałych manier Draco. Czasami Gryfon czuł się, jakby wychowała go rodzina szympansów.

- Nie, dziękuję - odparł Darswaithe i owinął się szczelnie szatami, jakby było mu zimno, choć w mieszkaniu Snape'a panowało przyjemne ciepło. - Porozmawiam z panem później, panie Malfoy, a potem zamienię kilka słów z panem Dursleyem.

***

Kiedy tylko weszli do gabinetu, mężczyzna zdjął pelerynę, przerzucił ją przez oparcie fotela i zaczął zadawać pytania.

- Uczęszcza pan do Hogwartu od pięciu lat - powiedział Darswaithe, przykładając do pergaminu magiczne, samonapełniające pióro. - Jak by pan opisał swoją relację z profesorem Snape'em na przestrzeni tych lat?

Chłopak przygryzł dolną wargę, ale jak tylko zorientował się, że to robi, od razu przestał. Nie mógł wyglądać na zestresowanego, ale też nie mógł być zbyt entuzjastyczny w swojej opowieści.

- No cóż... Od pierwszej klasy miałem z nim lekcje eliksirów. Jest to jeden moich najgorszych przedmiotów, było więc trochę problemów. Jednak już od pierwszej klasy zaczął się o mnie troszczyć. Najpierw zaklęta miotła, potem wilkołak, a ostatnio Samhain, gdzie ocalił mnie przed samym Voldemortem. Więc... powiedziałbym, że nieźle nam się układa.

Harry spiął się, oczekując jakichś pytań, ale czarodziej mruknął tylko:

- Rozumiem. Czy omawiał pan swoją adopcję z przyjaciółmi?

- No pewnie - odrzekł Gryfon, naginając prawdę do granic możliwości. - Draco wie wszystko na ten temat.

- Tylko pan Malfoy?

- Eee... inni moi przyjaciele nie odwiedzili mnie jeszcze, odkąd ta sprawa się zaczęła - wyjaśnił Harry. Była to prawda, ale nie do końca. Chłopak nie zamierzał mówić im ani słowa, dopóki adopcja nie będzie faktem.

- Jak pan Malfoy zareagował?

Co by tu powiedzieć...

- Zanim przyzwyczaił się do tej myśli, musiało minąć trochę czasu - odparł Harry. - Nie dlatego, żeby sądził, że ja i profesor do siebie nie pasujemy, ale... cóż... zna pan jego sytuację. Rodzina właśnie go wydziedziczyła. Jest na tym punkcie trochę drażliwy.

- Hmm - mruknął Darswaithe i pisał dalej. Podniósł głowę i zerknął na chłopaka przez moment. - Jest pan w wyjątkowej sytuacji, delikatnie mówiąc. Chłopiec, Który Przeżył i profesor Snape... cóż, w pewnych kręgach nie jest tajemnicą, że nosi on Mroczny Znak. Czy ma pan pod tym względem jakieś obawy?

Gryfon wybałuszył oczy.

- Och, nie. Pewnie, że nie. Wcale nie.

Zaśmiał się nerwowo. Czy Dumbledore nie powinien tego wszystkiego wyjaśnić?

- Bez przesady - odparł Darswaithe. - Musiał się pan nad tym zastanawiać.

- Mam do profesora Snape'a absolutne zaufanie - oznajmił Harry, wyprostował się i spojrzał czarodziejowi prosto w oczy.

- Z tego, co wiem, to do niedawna - a konkretnie do Samhain - uczęszczał na spotkania śmierciożerców i służył Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.

- Owszem, uczęszczał - odparł Gryfon - ale nie służył Voldemortowi. Nie wie pan, czym naprawdę się zajmował?

Harry był już niemal gotów zakończyć rozmowę, bo coś mu się nie podobało, ale Darswaithe kiwnął głową z powagą i oznajmił:

- Och, oczywiście. Szpiegował dla jasnej strony. Tak, kilka osób w CSR ma tego świadomość. Musiałem się jednak upewnić, że pan to pojmuje. Rozumiemy się?

Manipulacja ze strony Puchona? Było to dziwne, ale Harry potaknął.

- W porządku - ciągnął Darswaithe. - Wiemy, że profesor Snape nie uczęszcza dłużej na spotkania śmierciożerców, jednak martwi nas, że Sam Wiesz Kto prawdopodobnie wciąż wzywa go przez Mroczny Znak. Jak on z tym sobie radzi?

- N...nie wiem. Jakoś sobie radzi.

- Skarżył się, że Znak go pali? Czy może wspomniał, że nie?

Gryfon poczuł, jak przeszywa go dreszcz.

- Może lepiej niech pan zapyta profesora Snape'a we własnej osobie, jeśli chce pan wiedzieć takie rzeczy.

Darswaithe napisał dłuższą notatkę. Pióro poruszało się tak ślamazarnie, że Harry chciał mu je odebrać i spisać swoją odpowiedź samemu.

- Jak się pan czuje z tym, że ukrywa on przed panem pewne rzeczy?

- A ukrywa? - odpalił Gryfon, któremu nie podobał się tok rozmowy.

- Widział pan ostatnio jego Znak?

- A co to za pytanie? - oburzył się Harry, a jego głos zabrzmiał bardziej piskliwie, niż chłopak się spodziewał. - No chyba, że nie. Profesor jest bardzo skrytą osobą. Nie ma w tym nic złego. I tak będzie dla mnie świetnym opiekunem.

Darswaithe popatrzył na Gryfona przeciągle i coś zapisał. Pewnie użył słowa „zaprzeczanie”, jak Harry ponuro się domyślał. Chłopak szybko przybrał bardziej spokojną minę i czekał na kolejne pytanie.

- Wcześniej wspomniał pan o problemach. Czy mogłyby być one powiązane z podwójną rolą, jaką profesor odgrywał tu, w Hogwarcie?

- Pewnie, że tak - odrzekł Harry, starając się brzmieć w miarę beztrosko. Z góry przygotowane wyjaśnienie okazało się przydatne. Pozwalało mu wytłumaczyć wrogość Snape'a bez odwoływania się do kwestii ich wzajemnych antypatii związanych z nazwiskiem i pochodzeniem Gryfona.

- Od jak dawna wiedział pan o tym, komu profesor Snape jest naprawdę lojalny?

- Eee... chyba od Turnieju Trójmagicznego - orzekł Harry, czując się pewniej. - Jakieś półtora roku, coś koło tego.

- Czy od tamtego czasu zdarzało się, że wątpił pan w jego lojalność?

- Nie...

Oczywiście, że chłopak obwiniał Mistrza Eliksirów za śmierć Syriusza, ale nie miał przecież racji. Akurat teraz wolał do tego nie wracać, nawet jeśli w tamtym czasie miał różne dziwne myśli o Zakonie i Snape'ie.

- Czy ma pan jakiś konkretny powód, że mu pan ufa? - spytał Darswaithe, tłumiąc dłonią ziewnięcie. Jednak spojrzenie jego oczu było ostre i czujne.

- No cóż. Pewnie. Oczywiście, że tak - odparł Gryfon, a jego pewność siebie zaczęła w szybkim tempie zanikać. Czy do tego miał się ograniczać ten wywiad - do lojalności Snape'a i Mrocznego Znaku? Pewnie, że miało to jakiś związek z adopcją, zważywszy na bliznę Harry'ego i inne kwestie - ale co z uczuciami Harry'ego, jego oczekiwaniami, spodziewanymi trudnościami? Co z jego osobistą historią i jej wpływem na zdolność do nawiązywania i podtrzymywania relacji?

Za dużo siedziałem nad tą cholerną książką - stwierdził Harry.

- Taki jak? - ciągnął Darswaithe.

- Taki jak co? - spytał Gryfon z zaskoczeniem, gdyż zupełnie stracił wątek.

- Powód, dla którego wierzy pan, że profesor Snape nie służy dłużej Sam Wiesz Komu, panie Potter - odparł czarodziej niecierpliwie.

- No, Lucjusz Malfoy porwał mnie, by Voldemort mógł mnie torturować i spalić żywcem, a profesor Snape...

- Tak, tak, wiem o tym - przerwał Darswaithe. - Pisał pan o tym w formularzu. Proszę spróbować się skupić. Jakie ma pan inne powody, by uważać, że Severus Snape jest po pana stronie, a nie po jego?

- Nie wiem, o co pan pyta - mruknął Harry, czując, jakby wzdłuż kręgosłupa spływał mu strumyczek lodowatej wody.

- Na przykład, jakie informacje przekazywał Albusowi Dumbledore'owi o działaniach Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Konkretne informacje.

W głowie chłopaka zadźwięczał dzwonek alarmowy. Zazwyczaj masz dobrą intuicję...

Harry przesunął się na krawędź krzesła.

- Eee, wie pan co... Draco mi coś wczoraj mówił, ale nie pamiętam dokładnie... Poczeka pan chwilkę?

Gryfon wstał szybko i podszedł do drzwi, kładąc na nie dłoń. Zaczęły się właśnie otwierać, kiedy Harry zobaczył, jak Darswaithe powoli zagłębia dłoń w fałdach wiszącej na oparciu fotela peleryny i wyjmuje różdżkę. Chłopak wiedział już wszystko. Popędził korytarzem wrzeszcząc:

- Draco!

Ślizgon wstał od stołu w chwili, kiedy Harry wpadł do salonu jak burza.

- Co?

Gryfon otworzył usta, kiedy usłyszał za sobą wypowiadane zaklęcie. Nie wiedział, co to za klątwa, ale intuicja, którą Snape tak w nim chwalił, kazała mu rzucić się błyskawicznie w bok. Szafirowa smuga światła przemknęła z wizgiem obok chłopaka, liznąwszy tylko jego lewą stopę. Ból był tak przeszywający, że Harry zachłysnął się.

Klątwa uderzyła w przeciwległą ścianę. Kamienie rozkruszyły się i uniósł się z nich dym.

- To! - wrzasnął Gryfon, ale Draco już reagował. Padł szczupakiem na podłogę, wyciągając w międzyczasie różdżkę i w momencie, kiedy Harry krzyknął, Ślizgon rzucał już Petrificus Totalus.

Darswaithe zastygł w bezruchu i padł twarzą na podłogę z ramionami przyciśniętymi do boków.

- Drętwota - dodał Malfoy dla pewności i obrócił mężczyznę na plecy, sprawdzając, czy jest nieprzytomny. Następnie blondyn zwrócił się do Harry'ego.

- Nic ci nie jest? - Zerknął na twarz kolegi i zbladł. - O w mordę, chyba jednak!

Pognał do kominka i wrzucił szczyptę proszku w płomienie.

- Severusie, przyjdź tutaj natychmiast! - wrzasnął i pobiegł do Harry'ego, łapiąc głośno powietrze. - Możesz oddychać? Serce ci bije? Ta klątwa przyprawia nawet dorosłych czarodziejów o poważny wstrząs! O cholera, przecież ty jesteś zielony!

- Boli mnie - stęknął Gryfon. - Jakby zmiażdżyło mi stopę. Okropnie. Ale bywało gorzej...

Do salonu wkroczył Snape, a za nim niska, korpulentna czarownica z rudymi włosami, ściągniętymi w kok. Jej szaty miały obrzydliwy wiśniowy kolor. Mistrz Eliksirów ogarnął całą scenę jednym spojrzeniem.

- Draco - rozkazał, pokazując głową w stronę czarownicy.

Harry nie pojął, o co chodzi, ale Ślizgon najwyraźniej nie miał z tym problemów. Wymierzył broń w czarownicę i zakomenderował:

- Oddaj różdżkę.

- Doprawdy! - wybuchnęła kobieta, ale Draco tylko parsknął. Magourzędniczka poddała się po chwili. Chłopak rzucił na jej różdżkę zaklęcie antyprzywołujące i oddał ją nauczycielowi.

- Cofnij się! - polecił Malfoy, wymachując bronią w sposób, jakiego Harry nigdy jeszcze u niego nie widział. Wyglądało to... chaotycznie, jakby w każdej chwili pod wpływem najmniejszej prowokacji mogła mu się wymsknąć jakaś klątwa. Gryfon nie sądził, by kontrola impulsów Draco była aż tak kiepska, pomyślał więc, że to rozmyślne działanie. Chłopak chciał zrobić wrażenie, że zaraz puszczą mu nerwy. Sztuczka najwyraźniej zadziałała, bo magourzędniczka nie kłóciła się więcej, gdy Ślizgon rozkazał:

- Stań tam, w kącie! Ruszaj się!

Snape szybko otaksował Harry'ego wzrokiem i podszedł do mężczyzny leżącego w korytarzu.

- Petrificus i Drętwota? - zapytał Malfoya, po czym zainkantował długie zaklęcie, które tylko on sam mógł cofnąć. Przez cały ten czas Draco pilnował, by czarownica nie zbliżyła się do Harry'ego.

Kiedy tylko Mistrz Eliksirów stwierdził, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, zajął się leżącym na podłodze Gryfonem.

- Wszystko w porządku - jęknął Harry przez zaciśnięte zęby, kiedy mężczyzna brał go na ręce. - Tylko moja stopa. Chyba mam w niej połamane kości. Wszystkie kości.

Snape delikatnie położył chłopaka na sofie i machnął różdżką. But i skarpetka Gryfona zniknęły. Nauczyciel uklęknął na podłodze i wycelował różdżkę w zranioną stopę Harry'ego.

- Roztrzaskane - orzekł i obrócił głowę w kierunku korytarza. - Accio Szkiele-Wzro. Accio Maść Wzmacniająca.

Chłopak musiał wypić Szkiele-Wzro, podczas gdy Mistrz Eliksirów wmasowywał maść w jego stopę. Gryfon czuł, jak kości zaczynają mu się zrastać. Nie było to zbyt bolesne - prawdopodobnie maść zawierała jakiś silny środek znieczulający. Czuł za to dziwne pulsowanie, rozchodzące się po całej stopie. Uczucie nie było przyjemne. Harry wciąż wstrzymywał oddech, aż w końcu powiedział:

- Już chyba w porządku. Proszę pana... dlaczego nie jest pan uzdrowicielem? Naprawdę zna się pan na leczeniu.

- Pomfrey zna się lepiej. Przebada cię później.

Mistrz Eliksirów zerknął na Draco.

- Co tu się wydarzyło?

- Zaatakował Harry'ego klątwą łamiącą kości! - warknął Ślizgon, a kiedy Snape rzucił mu spojrzenie, które mówiło: Przecież sam widzę, blondyn westchnął głęboko i oznajmił: - Wiem tylko, że Harry wybiegł z twojego gabinetu i zawołał mnie, a ten czarodziej wyszedł za nim, ciskając klątwami. No, jedną klątwą. Potem był mój.

- Uważam, że dyrektor musi to usłyszeć - mruknął nauczyciel, podszedł do kominka i wezwał Dumbledore'a.

Kiedy dyrektor się pojawił, Snape pozwolił czarownicy usiąść. Draco wciąż mierzył w nią różdżką, ale wydawał się być mniej spięty, kiedy miał za sobą ewentualne wsparcie w postaci dwóch doświadczonych czarodziejów.

- Co to wszystko ma znaczyć? - zapytał Mistrz Eliksirów, pochylając się nad kobietą i piorunując ją wzrokiem. - Przybyliście tu pod pretekstem przeprowadzenia wywiadu dla Czarodziejskiej Służby Rodzinie, a zaatakowaliście małoletniego? Kim naprawdę jesteście i jakie są wasze zamiary wobec mojego przyszłego syna? - Na samym końcu jego głos przeszedł w groźny ryk.

Harry zagryzł usta.

- Jestem Amaelia Thistlethorne, pracowniczka Czarodziejskiej Służby Rodzinie! - wybuchnęła czarownica. - A to Horacy Darswaithe, również z CSR! Pracujemy razem od sześciu lat! Nie mam pojęcia, co tu zaszło, ale nie wyobrażam sobie, by Horacy rzucił klątwę na jakiegokolwiek klienta, a zwłaszcza na dziecko!

- Pokaż ręce - nakazał Snape. Nie udawała, że nie rozumie. Od razu podciągnęła rękawy i odsłoniła przedramiona. Draco sprawdził nieprzytomnego czarodzieja.

- On też nie ma Znaku.

- Harry, może ty mógłbyś nam wyjaśnić, czemu pan Darswaithe cię zaatakował? - spokojnie zapytał Dumbledore.

- Ale ja nie wiem, czemu! - wykrzyknął Gryfon. - Ten wywiad był... jakiś dziwaczny. On pytał mnie tylko o profesora Snape'a i dlaczego jestem pewien, że... no...

- Kontynuuj - zachęcił dyrektor. - Panna Thistlethorne wie wszystko, co trzeba w tej sprawie wiedzieć.

- No dobra. - Chłopak przełknął ślinę. - Darswaithe wciąż próbował mnie przekonać, że profesor jest nadal śmierciożercą. Kiedy powiedziałem mu, że nie, chciał jakiegoś... nie wiem, jakby dowodu... Pytał mnie wciąż o Mroczny Znak, a już szczególnie chciał wiedzieć, co profesor przekazał Zakonowi o planach Voldemorta.

Mistrz Eliksirów spojrzał na niego ostro spod przymrużonych powiek.

- Co mu powiedziałeś?

- No, nic! Przecież nic nie wiem, racja? Ale on wciąż drążył. To wszystko brzmiało coraz dziwniej i stwierdziłem, że lepiej zawołam Draco...

- Draco - wycedził Snape powoli.

- No tak! Wiedziałem już, że będę potrzebował pomocy, a Dudley raczej by nie powstrzymał Darswaithe'a. Potrzebny mi był czarodziej! - Harry westchnął, zdając sobie sprawę z czegoś, co powinno być oczywiste już wcześniej. Malfoy był po jego stronie. Gdyby tak nie było, pomógłby Darswaithe'owi, który - niezależnie od tego, że nie miał Mrocznego Znaku - z pewnością pracował dla Voldemorta.

- Dzięki - powiedział Gryfon szczerze, patrząc Malfoyowi w oczy. - Świetnie się spisałeś.

Blondyn tylko prychnął.

- No jasne. Powinienem odbić klątwę i rzucić wokół ciebie co najmniej Protego, a nie dopuścić, by rozwalił ci nogę. Najwyraźniej wyszedłem z wprawy. Potrzebujemy twojej magii z powrotem, żebyśmy mogli się pojedynkować. - Oczy Ślizgona rozbłysły wyczekująco.

- Dzięki za wszystko - wymamrotał Harry. - A tak w ogóle, gdzie jest Dudley? - Poszedł się zdrzemnąć zaraz po tym, jak weszliście do gabinetu. Chyba był przygnębiony. - Malfoy zerknął przelotnie na czarownicę. - Ten dupek Darswaithe przypomniał mu jego niedawno zamordowanego ojca. - Draco spojrzał z powrotem na Harry'ego. - Aż dziwne, że był w stanie zasnąć.

- O, przesypiał gorsze rzeczy - palnął Harry i zarumienił się. - Eee, koszmary. Latem nie miałem eliksirów i nie mogłem rzucić zaklęć wyciszających, więc... - Wzruszył ramionami. - Nie uzyskaliśmy jednak odpowiedzi na pytanie - oświadczył Snape twardym tonem - czemu pracownik CSR miałby próbować wyciągnąć informacje na temat mojego Znaku lub Zakonu.

- Wielosokowy? - podsunął Draco.

- Niemożliwe - zaprotestowała czarownica, aczkolwiek jej głos był znacznie mniej oburzony. Historia, którą opowiedział Harry, musiała obudzić w niej wątpliwości. - Horacy i ja jechaliśmy pociągiem. Przez cały czas był ze mną i nic nie jadł ani nie pił.

- Może to pani umknęło - zastanawiał się Gryfon. - Albo dobrze się krył. A może... eee... to ulepszona formuła?

Mistrz Eliksirów pokręcił głową, co oznaczało, że wynalazek był przez niego używany tylko we własnych celach i nikt o nim nie wiedział - może poza Zakonnikami.

- Nie mogło mi umknąć - odparła czarownica. - Aczkolwiek Horacy wydawał się być dość zmęczony. W pociągu głównie drzemał, co jest do niego niepodobne...

- Imperius - oznajmiły jednocześnie trzy głosy: Snape'a, Dumbledore'a i Malfoya.

Czarownica zachłysnęła się ze zgrozy, a jej twarz poszarzała.

- O nie, na pewno nie - upierała się. - Wiedziałabym. Musiałabym coś zauważyć.

- Nie obwiniaj się, Amaelio - pocieszył ją dyrektor. - Tego praktycznie nie da się dostrzec. - Starzec obrócił się w kierunku Mistrza Eliksirów. - Jak sądzisz, jaki mieli plan?

- Dowiedzieć się, w jaki sposób wytrzymuję wezwania Voldemorta i co Zakon wie o jego działaniach - odrzekł mężczyzna szorstko. - Podejrzewam, że kiedy Harry podałby wszystkie żądane informacje lub okazałby się pod tym względem nieprzydatny, uśpiono by go, by przesłuchać Draco pod tym samym pretekstem „wywiadu rodzinnego”.

- Mówił, że ze mną też będzie rozmawiał - wtrącił Malfoy.

- To standardowa procedura - oznajmiła czarownica. - Aczkolwiek przyznaję, że pytania zadawane panu Potterowi z pewnością takie nie były. - Kobieta zmarszczyła brwi.

- A zatem Darswaithe miał wydobyć z nas tyle informacji, ile by się dało, a potem zabrać nas gdzieś przez Fiuu? - spytał Draco.

- Wspaniale, spaliłbym się na popiół!

Mistrz Eliksirów posłał Gryfonowi przelotne spojrzenie.

- Nie bądź śmieszny. Ten człowiek jest Puchonem. Wiesz, jacy oni są. Nie wyszedłby nigdzie, nie przez moje zaklęcia ochronne. Nie byłby w stanie przestąpić przez próg. Na tak niedorzeczny pomysł mógł wpaść tylko jakiś Puchon.

Dumbledore odchrząknął.

- Ach, Severusie... Powinieneś wiedzieć, mój chłopcze, że Amaelia też była w Hufflepuffie. Zanim ty przybyłeś do szkoły.

Mistrz Eliksirów wyglądał, jakby miał zamiar powiedzieć: Tak właśnie myślałem, ale zamiast tego odparł, skłaniając lekko głowę:

- Przepraszam za niefortunne sformułowanie. To skutek napięcia. Jestem pewien, że pani rozumie.

Tymczasem odezwał się Draco, a jego słowa odzwierciedliły to, co myślał Harry.

- A co to za poufałości? Równie dobrze ona też może być pod Imperiusem!

- Czemu tak sądzisz? - zapytał Dumbledore miękko.

- Bo mój ojciec zawsze lubił przesadzać! - warknął Ślizgon, odpychając się od ściany. - Chyba nie myślicie, że to Czarny Pan opracował ten plan? W jego stylu jest porywanie ludzi, żeby mógł ich osobiście przepytać, nawet jeśli traci w ten sposób przewagę. Lubi oglądać tortury. Poza tym kochany ojczulek, jak ujął to Harry, ma swoje wtyki w każdym departamencie ministerstwa, nawet pobocznych instytucjach, takich jak Służba Rodzinie. Mogę się założyć, że ktoś dowiedział się o adopcji i go powiadomił. Czy mógłby znaleźć lepszy sposób, by zinfiltrować kwatery Severusa? Przecież wszyscy wiemy, że chce mnie dostać za wszelką cenę... a tym sposobem mógłby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i dostać też Harry'ego. - Chłopak wciągnął haust powietrza i kontynuował: - Zaś co do Fiuu... wątpię, by ojciec oczekiwał, że jakiś pracownik socjalny pod wpływem Imperiusa poradzi sobie z zaklęciami ochronnymi, które nałożył Severus. Uważam więc... - Z wyciągniętą różdżką podszedł do leżącego na podłodze mężczyzny i wrócił za chwilę, lewitując kieszonkowy zegarek. - Jest na niego nałożony jakiś czar. Pewnie Portus. Mógłbym się założyć, że uaktywnia go jakieś słowo. A zanim powiesz, Severusie, że nikt nie mógłby użyć świstoklika, by przedostać się przez twoje ochrony, zauważ, iż ojciec bywał tu dostatecznie często, by mógł dokładnie się z nimi zapoznać. Poza tym z pewnością zna twoje przyzwyczajenia. - Jednym ruchem Draco lewitował zegarek w kierunku dyrektora. - Dowód w sprawie. Dla aurorów. Jeśli uda im się go aresztować i osadzić w Azkabanie na dobre, może Ślizgoni uspokoją się na tyle, bym wreszcie mógł stąd wyjść.

Snape wycelował różdżkę w dryfujący w powietrzu zegarek i wypowiedział kilka zaklęć, jedno po drugim.

- Magiczna sygnatura Lucjusza - oznajmił. - Sprytnie zakamuflowana, ale nie mam co do tego wątpliwości. Chwilowo unieszkodliwiłem świstoklik, by jakieś nieopatrzne słowo nie posłało go z powrotem w ręce jego twórcy.

Dumbledore westchnął.

- Amaelio, tak mi przykro, ale w zaistniałych okolicznościach obawiam się, iż muszę nalegać, by przesłuchali was aurorzy.

Czarownica skinęła głową.

- Rozumiem. Całe ten incydent jest skazą na naszej reputacji. Jesteśmy dumni z tego, że kierujemy się przede wszystkim dobrem dzieci. Pomyśleć, że zostaliśmy zinfiltrowani przez Sami-Wiecie-Kogo... że jeden z naszych pracowników wystawił Harry'ego Pottera na niebezpieczeństwo... - Kobieta zadrżała. - Aurorzy powinni przesłuchać cały urząd.

- Udamy się do mojego gabinetu i tam na nich zaczekamy - oznajmił Dumbledore. - Severusie, pomożesz mi z tym panem?

Oczy Snape'a zabłysły złowrogo.

- Z przyjemnością.

Dyrektor uniósł dłoń.

- W takim wypadku rezygnuję z twojej pomocy. Potrzebny jest nam żywy. Mobilicorpus.

Ciało nieprzytomnego czarodzieja uniosło się w górę i popłynęło w ślad za Dumbledore'em i Thistlethorne w stronę kominka.

Mistrz Eliksirów cofnął zaklęcie, które wcześniej rzucił na Darswaithe'a i oddał dyrektorowi różdżkę czarownicy.

- Będę czekał na dalsze informacje - oświadczył Snape i wziął hebanowe pudełko z kominka. Podsunął je Dumbledore'owi, który chwycił garść proszku...

- Czekajcie! - wrzasnął Harry, wciąż leżący na sofie. - Sals! Niech pan poszuka Sals!

- Jego wąż lubi tu spać - wyjaśnił Mistrz Eliksirów i ukląkł, zaglądając do zakamarków kominka. Gryfon usłyszał westchnienie i zobaczył, jak nauczyciel wstaje. Na jego dłoni leżał zwinięty czerwono-złoty kształt.

- Naprawdę musimy coś z tym zrobić - fuknął Snape, składając Sals na wyciągniętej dłoni chłopaka.

- Sssals! - zbeształ ją Harry. - Dlaczego byłaśśś w kominku mojego przyszłego ojca?

Wężyk uniósł małą głowę, sycząc.

- Zobaczyłam płomienie i wiedziałam, że będzie tam ciepło.

- To wężousty! - wrzasnął jakiś piskliwy głos.

- I dobry czarodziej, Amaelio - pocieszył Dumbledore czarownicę, która wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. - Przyda się mieć wężomówcę po naszej stronie, nie uważasz?

- Proszę, dyrektorze - wtrącił się Snape, podsuwając starcowi pod nos pudełko z proszkiem Fiuu.

Harry patrzył, jak trójka czarodziejów znika w płomieniach i zauważył, że ogień w kominku Snape'a miał barwę bliższą turkusowej niż szmaragdowej. Chłopak czuł się głupio, siedząc tylko w jednym bucie, więc zsunął skarpetkę i but ze stopy, pomagając sobie drugą.

- Wiele razy widziałeś skutki Imperiusa - zagaił Draco. - Jak myślisz, czy ona jest pod wpływem?

- Sprawiała wrażenie, że na temat wężoustych wyraża swoją własną opinię, a nie Voldemorta - mruknął Mistrz Eliksirów, odwracając się do Harry'ego. - Nie wydaje mi się, by była pod wpływem Imperiusa.

- Szkoda - westchnął Gryfon, prostując nogi. - Bo w takim razie możemy zapomnieć o tej całej adopcji. Nigdy nam jej nie zatwierdzi.

- Fatalnie, czyż nie? - skomentował Snape, sadowiąc się na sofie i kładąc sobie stopę chłopaka na kolanach. Palcami delikatnie obmacał uszkodzone miejsce. - Boli? Nie? A to?

- Tylko trochę - odparł Harry mimochodem. - A jeśli nic jej nie było, to naprawdę jest fatalnie. Draco celował w nią różdżką. Pan ją obraził. A teraz aurorzy będą przesłuchiwać ją i całe jej biuro. Z pewnością nie będzie skakała z radości. Myślę, że ma nas serdecznie dosyć.

- Wydajesz się być... rozczarowany?

- Kurde, nie wiem - mruknął Gryfon. - Dobra, przyzwyczaiłem się do tej myśli. Tak jakby. Głównie to chciałem, żeby to się już skończyło. Żebyśmy mogli rzucić zaklęcie ochronne. Dudley nie może tkwić tu przez wieczność.

- Zgadza się - odparł Snape nieobecnie, jakby myślał o czymś zupełnie innym.

- Jeśli kogoś będzie miała dosyć, to mnie - wycedził Draco. - Wy nie macie się o co martwić. Znaczy, zastanówcie się chwilę. To Puchonka! Sentymentalna w stu procentach. - Zatrząsł się ostentacyjnie i dodał złośliwie: - Jaka szkoda, że wywar na usuwanie kurzajek warzył się za długo i trzeba się go będzie pozbyć. Przydałby się jej. Zauważyliście jej szyję?

Harry sięgnął do tyłu i poprawił poduszki tak, by mógł spocząć na nich wygodniej.

- Czasem wydaje mi się, że wy, Ślizgoni, nienawidzicie Puchonów bardziej niż Gryfonów.

Draco roześmiał się.

- Och, przecież nas tak łatwo rozszyfrować. Harry, my nienawidzimy wszystkich. Krukoni są tak obrzydliwie inteligentni - Severus naprawdę powinien być Krukonem, ale Tiara sądziła chyba, że w Slytherinie będzie z niego więcej pożytku - a Gryfoni są tak idiotycznie odważni, że to aż niedorzeczne. Zero sprytu. A Puchoni utopią cię w swoich łzach, jeśli nie będziesz uważał. Tak czy siak, widziała ciebie i Severusa razem i z pewnością zauważyła, że jej zdanie obchodziło go tyle, co nic, kiedy coś ci zagroziło. Jego najwyższymi priorytetami było twoje zdrowie i bezpieczeństwo. Kurde, przecież nawet zajął się twoim zwierzakiem! Sądzę raczej, że Thistlethorne napisze w papierach same pozytywne rzeczy.

Malfoy usiadł na krześle obok i zaczął nieobecnie oglądać swoje paznokcie.

Gryfon obrócił się na bok i spojrzał koledze w twarz.

- Ja... ja chyba powinienem ci naprawdę podziękować...

Szarosrebrne oczy Draco błysnęły zaskoczeniem.

- Już to zrobiłeś.

Snape eleganckim ruchem wstał z sofy, uważając, by nie urazić stopy Gryfona.

- Harry ma przymus dziękowania ludziom. Chyba będziemy się musieli do tego przyzwyczaić.

Chłopak nie wiedział, co takiego strasznego było w dziękowaniu. Może Ślizgoni brali wszystko tak, jakby im się należało, ale on taki nie był. Dursleyowie wbili mu do głowy, że nie zasługiwał na nic od nikogo i on w to uwierzył po tych wszystkich latach, kiedy kazali mu spać w schowku i nie dawali nigdy prezentów na święta ani na urodziny. W takim razie Snape mógł mieć nieco racji, że ów przymus dziękowania ludziom był cokolwiek nie na miejscu.

Nawet jeśli tak, to wciąż poczuwał się do wyjaśnienia pewnych kwestii.

- Draco, posłuchaj, ja... wiem, że... eee... nie byłem dla ciebie miły, ale... yyy... nawet jeśli twój ojciec zaczarował świstoklik nielegalnie, to i tak pewnie by zadziałał. Znaczy, on jest potężnym czarodziejem, nawet jeśli złym...

- Harry - przerwał Ślizgon. - Co ty próbujesz mi powiedzieć?

Zabawne, jak trudno było oznajmić to głośno, nawet jeśli była to szczera prawda. Harry wziął głęboki oddech.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że byłeś tutaj ze mną.

- Ja też się cieszę - odparł Draco i uśmiechnął się.

Gryfon zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć coś jeszcze. Teraz było już oczywiste, że Malfoy nie knuł żadnych złowrogich spisków. Najpierw zwrócił różdżkę Harry'ego... a teraz niemal sprzątnął go Voldemortowi sprzed nosa i odgadł, że cały plan był dziełem jego ojca. Po prostu Draco od samego początku naprawdę zmienił strony. A zatem... Harry powinien to jakoś potwierdzić, czyż nie? Powiedzieć, że mu ufa.

Nie mógł jednak się na to zdobyć, nawet biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Nie byłaby to cała prawda. Harry wyczuwał, że pod tym wszystkim czaiło się coś jeszcze. Motywy, które skłoniły Draco do opuszczenia obozu Voldemorta, były zbyt zagadkowe. Gryfon stwierdził, że posłucha swojej intuicji, dopóki ta sprawa się do końca nie wyjaśni.

Harry zmarszczył brwi w zamyśleniu.

Snape i Draco zmierzyli go uważnymi spojrzeniami, ale nie odezwali się. Malfoy wrócił do odrabiania lekcji, a Mistrz Eliksirów zafiukał do pani Pomfrey i poprosił, by przyszła najszybciej, jak tylko będzie mogła.

Harry nie sądził, że jest zmęczony, ale nagle poczuł, że ostatnie wydarzenia - przesłuchanie, klątwa łamiąca kości, a potem ich zrastanie - wyssały z niego całą energię. Przez chwilę zastanawiał się nad pójściem do pokoju, ale nie chciał stąpać na świeżo uleczonej stopie, a lewitowanie go do łóżka byłoby zbyt żenujące. Chłopak ułożył się wygodniej na poduszkach i zamknął oczy.

Zasypiał już, kiedy poczuł, jak otula go miękki koc. Po chwili czyjeś palce delikatnie odsunęły mu włosy z czoła. To był Snape; jego dłonie pachniały miętą i cynamonem. Gryfon obrócił twarz i wdychał ten zapach, który pocieszał go i upewniał, że wszystko będzie dobrze.

Nagle uderzyła go pewna myśl i otworzył oczy, a światło niemal go oślepiło.

- Profesorze? Nie musi pan iść na lekcje?

Mistrz Eliksirów przelotnie pogłaskał chłopaka po głowie, podniósł ze stolika jakieś czasopismo o eliksirach i zaczął je przeglądać.

- Zostanę tutaj z tobą.

Harry ziewnął.

- Ale uczniowie...

- Nic im nie będzie. Odwołałem wszystkie zajęcia, żeby mieć czas na to spotkanie.

- Naprawdę? - Gryfon przytulił policzek do dłoni nauczyciela. Odpowiadał mu ten dotyk, mimo że opuszki palców mężczyzny były szorstkie i pokryte odciskami. Mógł zaufać tym dłoniom, że będą go chronić ze wszystkich sił.

- Oczywiście. Ty jesteś ważniejszy.

- Jestem?

Snape zmierzwił chłopakowi włosy.

- Tak, Harry. A teraz dość drążenia tematu. Jestem zdumiony, że wciąż pozostajesz przytomny. Klątwa łamiąca kości zabiera dużo sił życiowych. Prześpij się.

Gryfon nie był w stanie utrzymać oczu otwartych, ale poskarżył się sennie:

- Zapomniał pan powiedzieć: ty głupi dzieciaku. Powinien mnie pan tak nazywać.

- Ja powiedziałem, że jesteś głupi - wtrącił Draco ze śmiechem. - Głupi Gryfon, co ty na to? Bełkoczący głupek. Uosobienie głupoty...

- Głupie dzieciaki - mruknął Snape. - Zdecydowanie liczba mnoga. Draco, skończ wypracowanie o właściwym przygotowaniu lulka czarnego do użytku w eliksirach miłosnych. A ty, Harry, zdrzemnij się. Teraz.

- ...dobrze... - Gryfon zaczął zasypiać przy wtórze szelestu przewracanych kartek. Zanim zasnął, pomyślał sobie, że to wspaniałe. Wspaniale było mieć kogoś przy sobie, kogoś, komu na nim zależało.

Być może, stwierdził Harry w półśnie, Snape był bardziej typem taty, niż chłopak wcześniej podejrzewał.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rok jak żaden inny 42, HP, Rok jak żaden inny
Rok jak żaden inny 29, HP, Rok jak żaden inny
Rok jak żaden inny`
Rok jak Żaden inny 29
Rok jak żaden inny@
Rok jak zaden inny 56-62, # Harry Potter FanFic, Harry Potter - Severus Snape, Aspen in the Sunlight
Rok jak żaden inny
Rok jak żaden inny 69-70, # Harry Potter FanFic, Harry Potter - Severus Snape, Aspen in the Sunlight
Rok jak żaden innyE
Rok jak żaden inny8
Rok jak żaden innyS
Rok jak żaden innyC
Rok jak żaden innyb
Rok jak żaden innyQ
Rok jak żaden innyB
Rok jak żaden inny7
Rok jak żaden innyd ie
Rok jak zaden inny3
Rok jak żaden innyF

więcej podobnych podstron