Projekt III
Nauczyciel reżyserem sytuacji wychowawczych
Pytania do analizy podczas realizacji projektu
Pytania do analizy podczas zajęć konwersatoryjnych z pedagogiki ( I faza realizacji projektu) :
Co to jest konstruktywna sytuacja wychowawcza i czym się ona charakteryzuje?
W jaki sposób rozpoznawać i rozwiązywać trudne sytuacje wychowawcze?
Pytania do analizy podczas pobytu studenta na praktykach (II faza realizacji projektu ) :
W jaki sposób prowadzone są lekcje wychowawcze w szkole w której odbywasz praktyki?
Na jakie tematy rozmawia nauczyciel wychowawca z młodzieżą?
Na czym polega praca nauczyciela wychowawcy?
Jak realizowany jest w szkole program wychowawczy?
Literatura obowiązkowa:
E. Maksymowska, Z. Sobolewska. M. Werwicka „Wychowywać ucząc” CODN, warszawa2006 str 67-71
znamiona konstruktywnej sytuacji wychowawczej
Proces nauczania analizować możemy w różnych aspektach. Należy wziąć pod uwagę między innymi:
ilość przekazanych informacji, zakres i stopień przyswojonej przez uczniów wiedzy, zgodność nowych informacji z dotychczasową strukturą wiedzy ucznia na dany temat, sposób przekazu itd.;
przebieg procesu grupowego — w nauczaniu nie można pomijać tego, że nauczanie odbywa się w grupie o określonej strukturze i dynamice wewnętrznych zmian. Proces edukacji jest więc specyficzną formą ingerencji w stosunki interpersonalne wewnątrz klasy;
relacje między nauczycielem i uczniem, oraz klasą. Podstawą tej relacji może być zaufanie do nauczyciela, uznanie go za autorytet, bądź lęk wobec niego, czy chęć podporządkowania się.
Można przyjąć, że konstruktywna sytuacja wychowawcza to taka, która:
sprzyja kształtowaniu dobrych relacji interpersonalnych pomiędzy wszystkimi członkami zespołu klasowego skupionymi wokół realizacji celów społecznie akceptowanych;
bazuje na zaufaniu wobec osób dorosłych (nauczyciel), a nie na lęku i przymusie,
wywołuje pozytywne emocje członków grupy wobec siebie i w stosunku do osób spoza grupy, oraz podejmowanych zadań;
sprzyja powstawaniu budujących sądów o rzeczywistości (m. in. budujących poczucie własnej wartości);
uczy zachowań odpowiednich do sytuacji i dobrze służących zarówno otoczeniu, jak i samemu dziecku;
koryguje istniejące urazy dzieci, a przynajmniej ich nie pogłębia.
Powyższe stwierdzenia mają charakter ogólnych zasad, które warto stosować organizując w odpowiedni sposób sytuacje edukacyjne.
Planując tok lekcji, czy też rozwiązując konkretne problemy wychowawcze, warto odpowiedzieć sobie na pytania:
* Czy to, co dzieci będą robić, służy pozytywnej integracji grupy, wszystkich jej członków? Czy nie
będzie to działanie przeciwko czemuś, lub komuś? Czy przypadkiem nie kreuje się kozła ofiarnego,
nie wzmacnia antagonizmów wewnątrzgrupowych?
* Jaką wiedzę o sobie i innych ludziach wyniesie dziecko z tej sytuacji? Czy utwierdzi się w przekonaniu,
że jest w stanie zmierzyć się z trudnościami, czy też wzmocni się jego poczucie niemocy i bezradności?
* Czy dziecko będzie miało szansę na sukces, gdy włoży wysiłek w osiągnięcie celu?
*• Czy dziecko ma szansę na korzystanie ze swych możliwości i mocnych stron?
*• Czy emocje pojawiające się u dzieci sprzyjają uczeniu się i prawidłowej socjalizacji (ciekawość, dobry
humor, zainteresowanie itp.), czy też nie (lęk, nuda, złość, bezradność itp.)?
* Co motywuje dziecko do działania — wymuszenie i nakaz dorosłych, czy spontaniczność i ciekawość?
Aby tworzyć sytuacje wychowawcze służące dziecku, należy zwrócić uwagę na następujące kwestie:
Poziom zadań musi być dostosowany do możliwości rozwojowych dziecka (niezbyt trudne, ale też nie
za łatwe). Umożliwi mu to osiągnięcie sukcesu budującego dobrą samoocenę i poczucie sprawstwa.
Nauczyciel w relacjach z dzieckiem musi przyjmować postawę dorosłego, tzn. między innymi nie
wchodzić w gry interpersonalne (w rozumieniu analizy transakcyjnej).
W przypadku dzieci z zaburzeniami zachowania sytuacja wychowawcza dostarczać winna doświad-
czeń pełniących funkcję korygującą, tzn. pozwalającą zaspokajać ważne potrzeby emocjonalne
dziecka i stanowić zaprzeczenie jego dotychczasowych urazowych przeżyć. Zachowanie nieade-
kwatne do sytuacji, zaburzone, sztywne i niesłużące dziecku i otoczeniu jest związane z urazem
i nie jest skierowane przeciwko nauczycielowi. Przyjęcie takiego punktu widzenia umożliwia bardziej
świadome, skuteczne reagowanie na sytuację trudną dla nauczyciela.
Materiały dla osób prowadzących zajęcia
ANALIZA ALTERNATYWNYCH ZACHOWAŃ NAUCZYCIEL
Sytuacja 1
„Kasia ściągała na klasówce".
Alternatywne zachowanie nauczyciela:
Nauczyciel zauważył ściąganie, odebrał pracę, postawił jedynkę.
Nauczyciel zrobił stosowną notatkę na pracy, zabrał ściągawkę, stanowczo przypomniał, że
ściągać nie wolno, zachęcił do samodzielnej pracy. Po lekcji sprawdził ustnie wiadomości
i postawił stosowną ocenę.
Nauczyciel udał, że nie widzi ściągania.
Pytania:
» Jakie sądy mogą pojawić się u dziecka i jakie to budzi w nim emocje? • Jak oceniacie te sytuacje? Czy mają one walory wychowawcze i jakie?
Opracujcie pomysły na rozwiązanie tych problemów w sposób najlepszy dla dzieci. Możecie skorzystać z tabeli, którą wypełnialiście, analizując sytuację przykładową.
Sytuacja 2
„Uczniowie pracowali w zespołach. Mieli do wykonania dość złożone zadanie. Zadanie nie było bardzo trudne, ale uzyskanie pozytywnego efektu końcowego było uzależnione od staranności wykonania kolejnych kroków. Jeden z zespołów zadanie wykonał źle".
Alternatywne zachowania nauczyciela:
Nauczyciel powiedział: „Nie wyszło wam, ale widziałem, że staraliście się, więc postawię wam
na zachętę dobrą ocenę".
Nauczyciel powiedział: „Nie wyszło wam, przykro mi z tego powodu, ale niestety dziś stawiam
wam oceny niedostateczne. Mam nadzieję, że niedługo uda wam się je poprawić. Czekam na
wasze propozycje".
Nauczyciel powiedział: „Jak zwykle wam nie wyszło, choć zadanie było łatwe. Koledzy z innego
zespołu pokażą wam, jak to zrobili, żebyście mogli się poprawić".
Pytania:
• Jakie sądy mogą pojawić się u dziecka i jakie to budzi w nim emocje? Jak oceniacie te sytuacje? Czy mają one walory wychowawcze i jakie?
Opracujcie pomysły na rozwiązanie tych problemów w sposób najlepszy dla dzieci. Możecie skorzystać z tabeli, którą wypełnialiście, analizując sytuację przykładową.
Sytuacja 3
„Na lekcji historii wybucha zażarta dyskusja związana z omawianym tematem. Nauczyciel widzi, że staje się coraz bardziej trudna i niemiła. Coraz mniej dotyczy tematu, a bardziej spraw osobistych".
Alternatywne zachowania nauczyciela:
Przerywa tok lekcji, diagnozuje sytuację na poziomie interpersonalnym, próbuje rozwiązać
pojawiający się konflikt.
Przerywa tok lekcji, zamyka dyskusję i przywołuje uczniów do porządku. Po chwili wraca do
tematu, kontynuując rozpoczęty wątek.
Przerywa tok lekcji i zaczyna odpytywać.
Pytania:
* Jakie sądy mogą pojawić się u dziecka i jakie to budzi w nim emocje?
* Jak oceniacie te sytuacje? Czy mają one walory wychowawcze i jakie?
Opracujcie pomysły na rozwiązanie tych problemów w sposób najlepszy dla dzieci. Możecie skorzystać z tabeli, którą wypełnialiście, analizując sytuację przykładową.
Sytuacja 4
„Uczeń referuje zadany temat, a kilka osób mu podpowiada".
Alternatywne zachowania nauczyciela:
Udaje, że nie widzi osób podpowiadających.
Stawia oceny niedostateczne zarówno odpowiadającemu, jak i temu, który podpowiadał.
Ucina podpowiadanie: „Słyszę próbę podpowiedzi, nie zgadzam się na to", zachęca ucznia,
który odpowiada, do samodzielnego poradzenia sobie z zadaniem.
Pytania:
* Jakie sądy mogą pojawić się u dziecka i jakie to budzi w nim emocje? » Jak oceniacie te sytuacje? Czy mają one walory wychowawcze i jakie?
Opracujcie pomysły na rozwiązanie tych problemów w sposób najlepszy dla dzieci. Możecie skorzystać z tabeli, którą wypełnialiście, analizując sytuację przykładową.
Sytuacja 5
„Słaby uczeń odpowiada przy tablicy, mówi nieskładnie, nie zna odpowiedzi na proste pytania. Pozostali uczniowie śmieją się z niego".
Alternatywne zachowania nauczyciela:
Bez słowa odsyła ucznia na miejsce. Stawia mu ocenę niedostateczną, żeby on sam i inni
widzieli, że niewiedza nie popłaca.
Zadaje uczniowi bardzo łatwe pytania, żeby mógł cokolwiek powiedzieć.
Stawia ocenę niedostateczną temu, kto najwięcej dokuczał odpowiadającemu uczniowi. Jemu
samemu stawia ocenę pozytywną za to, że się starał i znosił wybryki kolegów.
Nie chcąc przedłużać sytuacji trudnej dla ucznia, odsyła go na miejsce, komentując: „Dziś nie
mam warunków, by cię spokojnie odpytać". Przypomina klasie normę: „Nie należy podpowia
dać", nie zgadza się na wyśmiewanie.
Pytania:
• Jakie sądy mogą pojawić się u dziecka i jakie to budzi w nim emocje? « Jak oceniacie te sytuacje? Czy mają one walory wychowawcze i jakie?
Opracujcie pomysły na rozwiązanie tych problemów w sposób najlepszy dla dzieci. Możecie skorzystać z tabeli, którą wypełnialiście, analizując sytuację przykładową
Sytuacja 6
„Ktoś zadzwonił do sekretariatu, że w szkole jest bomba. Przerwano lekcje, wezwano policję. Alarm okazał się fałszywy. Policja znalazła autora „dowcipu".
Alternatywne zachowanie nauczycieli:
Sprawca telefonu został napiętnowany na specjalnym apelu w szkole, zawieszony w prawach
ucznia.
Na specjalnym apelu napiętnowano takie dowcipy i ich sprawcę, ale nie ujawniono jego osoby.
Sprawa stała się głośna. Cała szkoła dowiedziała się, kto był autorem telefonu. W uzgodnieniu
z rodzicami przeprowadzono licytację jego osobistych rzeczy (rower, walkman, książki itp.) po to, by choć częściowo pokryć koszty działań podjętych przez policję.
Pytania:
Jakie sądy mogą pojawić się u dziecka i jakie to budzi w nim emocje?
Jak oceniacie te sytuacje? Czy mają one walory wychowawcze i jakie?
Opracujcie pomysły na rozwiązanie tych problemów w sposób najlepszy dla dzieci. Możecie skorzystać z tabeli, którą wypełnialiście, analizując sytuację przykładową.
King G. Umiejętności terapeutyczne nauczyciela, GWP Gdańsk 2003 ss. 95 -102
ZACHOWANIA, KTÓRE SYGNALIZUJĄ PROBLEMY
Niektórzy uczniowie zdają sobie sprawę z tego, że mają jakiś problem, ale potrzebują czasu, zanim zaczną o nim mówić. Inni mogą się wahać, nie chcieć prosić o pomoc albo nie wiedzieć, że ktoś może im pomóc. Czasem nauczyciel widzi, że uczeń przeżywa jakieś trudności, mimo że sam nastolatek jeszcze nie rozumie, iż potrzebuje pomocy. Jednym z objawów sygnalizujących problemy są nagie zmiany, na przykład chudnięcie, zły stan skóry i włosów, gorsza jakość pracy, nagła nieobecność w szkole albo niezwykłe zachowanie nastolatka. Każda gwałtowna zmiana może sygnalizować problem*.
WYCIĄGNIĘCIE RĘKI W STRONĘ UCZNIA
Zalecamy nauczycielom dużą ostrożność, bo uczeń, który ma problemy, może nie chcieć o nich rozmawiać i takie życzenie należy uszanować. Nie można zmuszać ucznia do wyznań, ale warto go poinformować, że nauczyciel zawsze jest chętny do rozmowy. Można powiedzieć: „Zauważyłam, że jesteś ostatnio bardzo cicha. Na pewno znajdziemy trochę czasu, żeby porozmawiać" albo: „Wydaje mi się, że coś cię martwi. Jeśli będziesz chciał o tym porozmawiać, powiedz". Dobrze jest mówić o swoich spostrzeżeniach bardzo ogólnie i zaproponować pomoc, żeby uczeń mógł powiedzieć, kiedy już się na to zdecyduje: „Mówił pan, że mogę z panem porozmawiać". Uczniowie powinni wiedzieć, że w szkole są też inne osoby, które chętnie im pomogą, na przykład pielęgniarka.
CZY UCZEŃ BĘDZIE ZŁY NA NAUCZYCIELA, KTÓRY MU POMÓGŁ?
Każdy (nastolatek nie jest tu wyjątkiem) czuje się upokorzony, kiedy prosi o pomoc. Trudno się dziwić, że uczeń może odczuwać złość. Świadomość, że potrzebuje się kogoś drugiego, nasila lęk przed własną niedoskonałością. Sztuka polega na tym, żeby pomóc uczniowi w szukaniu rozwiązań, bez narzucania mu swojej woli. Nasza pomoc ma dodawać uczniowi sił, a nie osłabiać go. Na początku jednak uczeń może tego nie widzieć. Jeśli uczeń lepiej zrozumie siebie i swoje problemy, poczuje się pewniej. Nauczyciel, który pomaga uczniom, nie zna jedynie słusznych odpowiedzi, nawet jeśli ma własne zdanie na temat drogi wyjścia z trudności. Należy stworzyć uczniowi bezpieczną atmosferę, w której będzie mógł dogłębnie poznać własne problemy i samodzielnie wyciągnąć wnioski. W niektórych sytuacjach (śmierć, rozwód rodziców, kalectwo) nie można nic zrobić, trzeba się pogodzić z rzeczywistością.
Niektórzy uczniowie nie chcą przyjąć pomocy w szkole. Czasem nauczyciel widzi, że chociaż uczeń przeżywa trudne chwile, to nie chce pomocy. W takiej sytuacji warto skierować nastolatka do stosownej placówki poza szkołą (więcej na ten temat napiszę w dalszej części tego rozdziału). Uczeń może nie mieć zaufania do nauczycieli, może się bać, że nie zostanie zrozumiany albo że środowisko szkolne dowie się o jego problemach (szczególnie jeśli należy do mniejszości klasowej, religijnej lub rasowej, jest kalekie lub ma nietypowe skłonności seksualne). Trzeba poinformować ucznia o tym, gdzie może uzyskać pomoc. Uczeń korzysta z porad nauczyciela dobrowolnie. Jeśli więc na przykład uczniowi grozi wydalenie ze szkoły za fizyczne znęcanie się nad kolegami, nie można mu obiecywać pozostawienia go w szkole, pod warunkiem że zgodzi się na spotkania z nauczycielem-doradcą. Jeśli uczeń zechce zmienić swoje zachowanie, musi podjąć tę decyzję samodzielnie, bez żadnych nacisków.
OPÓR
Ludzie zwykle przeżywają rozterki, kiedy szukają pomocy. Chcą ją otrzymać, ale odczuwają opór przed zmianą, ponieważ boją się bólu. Terapia nie jest przyjemnością, wymaga badania siebie i zwykle skłania do samokrytycyzmu. Nie jest łatwo zmieniać zachowania i zagłębiać się w bolesne uczucia. Trzeba rozumieć, że niechęć do zmiany jest elementem procesu pomagania, bo to pomoże uniknąć frustracji i poczucia klęski. Opór może się przejawiać na wiele sposobów, takich jak:
• milczenie;
• wrogość;
• nadmierna uległość;
• zapewnianie, że żadna pomoc nie jest potrzebna (szczególnie w przypadku zaburzeń odżywiania, nadużywania alkoholu lub narkotyków czy skłonności do zachowań autodestrukcyjnych);
• gadatliwość lub prowadzenie błahych rozmów;
• napady złego humoru.
Nauczyciel, który zauważy pierwsze objawy oporu, nie powinien dochodzić do wniosku, że poniósł klęskę, chociaż może się czuć zirytowany, odrzucony, zły lub zaskoczony. Nie należy mieć uczniowi za złe, że stawia opór; trzeba rozumieć, że tak przejawia się naturalny lęk przed zmianą. Nauczyciel, który tego nie rozumie i nie potrafi pogodzić się z własnymi uczuciami, może stracić cierpliwość lub serce dla ucznia, może zacząć go obwiniać albo usilnie namawiać do dalszej pracy, może obniżyć wymagania albo całkiem zrezygnować z doradzania.
CISZA
Czasem przyczyną milczenia ucznia są niedostateczne umiejętności nauczyciela, a czasem przeżywany przez ucznia lęk przed konsekwencjami spotkania. Niekiedy uczeń milczy, bo nie ma jeszcze do nauczyciela dość zaufania, żeby szczerze rozmawiać. W takiej sytuacji trzeba się kierować empatią. Można powiedzieć coś o trudności, jaką sprawia mówienie o sobie. Nie trzeba zadawać zbyt wielu pytań, szczególnie zamkniętych. Można powiedzieć: „Pewnie czujesz się zaniepokojony. Może zastanawiasz się nad tym, czy wszystko, o czym będziemy rozmawiali, zostanie potraktowane jako poufne?" albo: „Czasem nie wiadomo, od czego zacząć".
WROGOŚĆ
Niektórzy uczniowie nie wierzą, że nauczyciel może im pomóc. Inni propozycję pomocy przyjmują sceptycznie, bo czują się przymuszeni do przychodzenia na spotkania. Wydaje im się, że nie mieli wyboru albo że uznano ich za złych lub nienormalnych. W takiej sytuacji warto wyjaśnić, jaki jest cel spotkania i czym jest doradzanie. Kluczem do sukcesu w poradnictwie jest dobrowolne uczestnictwo.
NADMIERNA ULEGŁOŚĆ
Niektórzy uczniowie czują, że powinni być uprzejmi wobec dorosłych i starać się spełniać ich oczekiwania. Doświadczenie nauczyło tych młodych ludzi, że jeśli nie będą ulegli, zostaną odrzuceni lub skrytykowani. Trudno jest szczerze im mówić o swoich uczuciach.
ZAPEWNIANIE, ŻE POMOC NIE JEST POTRZEBNA
Uczeń może nie chcieć zrezygnować z niektórych objawów, szczególnie jeśli są one dla niego w jakiś sposób korzystne. Na przykład zaburzenia odżywiania mogą być swoistym sposobem na rozprawienie się z problemami, o których uczeń nie chce rozmawiać.
UCZNIOWIE, KTÓRZY MÓWIĄ ZA DUŻO
Niektórzy uczniowie starają się ukryć zdenerwowanie, mówiąc bez przerwy. Nauczyciel powinien zachować spokój i nie dać się wciągnąć w towarzyską rozmowę. Można głośno powiedzieć, że trudno jest prosić o pomoc, i delikatnie nawiązać do zasadniczego tematu spotkania.
NAPADY ZŁEGO HUMORU
Takie napady mogą sugerować, że uczeń jest zaniepokojony i trudno mu jest mówić o sprawach osobistych. Zły humor pomaga uniknąć rozmowy na bolesne tematy.
UCZEŃ PRZEDSTAWIA SWÓJ PROBLEM
Uogólnienia często bywają mylące, mimo to można poczynić pewne uwagi na temat niektórych sposobów prezentacji problemu. Napiszę tu o uczniach, którzy się wahają, którzy są źli i o takich, którzy są bardziej wrażliwi i potrzebują nauczyciela o szczególnych umiejętnościach terapeutycznych.
UCZEŃ, KTÓRY SIĘ WAHA
Dobrowolny udział w spotkaniach jest kluczem do sukcesu. Uczniowie z różnych powodów mogą się wahać, czy powinni prosić o pomoc lub ją przyjąć. Na przykład, uczeń może:
• nie rozumieć celu spotkania;
• nie rozumieć zasad, którymi kieruje się nauczyciel (na przykład nie wie, czy o wszystkim, co powie, dowiedzą się rodzice);
• mieć przykre doświadczenia i być nieufnym;
• wierzyć, że pomocy potrzebują tylko ludzie słabi;
• nie rozumieć procesu terapeutycznego;
• chcieć sprawdzić, czy nauczyciel jest mu oddany;
• nie widzieć powodów, dla których miałby zmieniać swoje zachowanie i zastanawiać się nad swoim życiem;
• czuć, że jest zmuszany lub namawiany do przyjęcia pomocy;
• nie lubić nauczyciela, który proponuje pomoc.
W grę mogą wchodzić również inne czynniki takie, jak: pleć, uprzedzenia, rasa, religia, różnice społeczne lub normy kulturowe. Na przykład niektórzy chłopcy nie wierzą, że nauczycielka może ich zrozumieć. Poniższe wskazówki ułatwią pracę z uczniem, który się waha.
• Porozmawiajcie o celu spotkania, o poufności i o tym, ile czasu macie do dyspozycji.
• Przyznaj, że widzisz, iż uczeń się waha, i ośmiel go. (Na przykład: „Pewnie przyszedłeś tu z mieszanymi uczuciami" albo: „Wydaje mi się, że złości cię, że zostałeś do mnie skierowany").
• Stwórz pełną akceptacji i empatii atmosferę, w której łatwiej będzie rozmawiać o negatywnych uczuciach.
• Wyjaśnij, na czym będzie polegała wasza współpraca i jaka jest twoja rola.
• Pozwól uczniowi mówić o uczuciach i pomóż szukać ich źródeł.
• Unikaj konfrontacji i interpretacji.
• Kiedy uczeń wyrazi jakieś uczucia, zareaguj na to.
• Powiedz, że jesteś po to, żeby słuchać i pomagać, a nie osądzać i karać, ale pozwól, żeby uczeń zdecydował o tym, czy zostanie, czy wyjdzie.
• Jeśli uczeń nie zechce przyjąć pomocy, powiedz mu, do kogo innego w szkole lub poza nią może się zwrócić.
UCZEŃ PEŁEN GNIEWU
Dyskusja na temat natury gniewu i agresji jeszcze nie została zakończona. Nie wiadomo, czy gniewną naturę się dziedziczy, czy może złość jest reakcją na lęk i frustrację. Za złością często kryje się smutek, bezradność lub pustka. Gniew jest normalnym uczuciem, ale niektóre sposoby jego okazywania mogą doprowadzić do kłopotów. Jedni skierowują go na zewnątrz i atakują innych słownie lub fizycznie, drudzy kierują go przeciwko sobie i wpadają w depresję, wyrządzają sobie krzywdę, popadają w zaburzenia odżywiania lub w narkomanię albo nadużywają alkoholu. Dojrzała osoba powinna umieć mówić o gniewie, a nie dawać mu upust w destrukcyjnych zachowaniach.
Niektórzy reagują gniewem na niesprawiedliwość lub krzywdę. W tym kontekście złość ma chronić przed cierpieniem. W kontakcie z uczniem pełnym gniewu trzeba nazwać to uczucie, zaakceptować je, poszukać jego źródła, postarać się je zrozumieć i w końcu zdecydować, co z nim zrobić. Z oczywistych powodów czasami łatwiej jest to wszystko zrobić dopiero po gwałtownym wybuchu gniewu, analizując to, co się wydarzyło, i zastanawiając się nad tym, co można było zrobić inaczej. Trzeba szukać nowych sposobów zachowania w sytuacjach, gdy gniew bierze górę. Na przykład, jeśli Zosia zdenerwuje się na lekcji, może wyjść z klasy i uspokoić się w samotności; to lepsze niż napad złości w obecności nauczyciela i całej klasy. Jeśli koledzy biją siostrę Tamary, jej gniew jest uzasadniony; mimo to dziewczyna nie powinna rzucać się na wyrostków z pięściami.
Niektórzy dorastają w przekonaniu, że pewne uczucia są złe i że okazywanie złości lub zazdrości przynosi wstyd. Trzeba im uświadomić, że uczucia nie są ani złe, ani dobre, a najważniejsze jest to, jak zostaną wyrażone.
UCZEŃ WYBUCHOWY
O acting out, wybuchowości, mówimy wówczas, gdy człowiek zamiast opowiadać o swoich uczuciach, wyraża je w zachowaniach destrukcyjnych. W szkole odreagowaniem nazywa się zachowania, które w pośredni sposób pokazują, że uczeń doświadcza stresu. Takimi zachowaniami mogą być na przykład: nadużywanie środków psychotropowych, nawiązywanie niestosownych kontaktów seksualnych, kradzieże lub samookaleczenia. Tego rodzaju zachowania trudno zaakceptować czy zrozumieć, ale są one swego rodzaju komunikatem. Byłoby łatwiej, gdyby o problemie można było porozmawiać. Uczeń, który odreagowuje, bardzo potrzebuje pomocy, ale trudno mu tej pomocy udzielić, bo nastolatek nie potrafi swoich problemów zwerbalizować. Można próbować mu pomóc znajdować odpowiednie słowa na określenie jego odczuć albo skierować go do poradni specjalistycznej.
UCZEŃ ZAGROŻONY
To oczywiste, że najbardziej zagrożone nastolatki nie zawsze dają po sobie poznać, że dzieje się z nimi coś złego. Warto wiedzieć, że do zagrożonej grupy należą osoby, które:
• niedawno przeżyły śmierć członka rodziny lub bliskiego kolegi;
• w dzieciństwie straciły rodzica, brata albo siostrę;
• mają w rodzinie osoby chore psychicznie;
• pochodzą z rodziny, w której stosowano przemoc;
• pochodzą z rodziny, w której sukces jest dużą wartością;
• pochodzą z grup należących do mniejszości ze względu na rasę, religię, płeć, kalectwo lub orientację seksualną;
• są zamknięte w sobie lub izolowane w grupie;
• czasem dziwnie się zachowują lub wypowiadają dziwne myśli.
Nauczyciele powinni pamiętać, że objawy u uczniów zagrożonych mogą być znacznie mniej wyraźne niż u uczniów, którzy sprawiają kłopoty.
.
Kosze na głowie nie przejdą
Marcin Markowski i Tomasz Patora
Gazeta Wyborcza 2006-11-14
Zobaczcie: nie wstydzę się, że tu na szafie leżą testy na narkotyki. A rodzice na początku każdego roku podpisują ze mną kontrakt. Rozmowa z Ewą Ćwikłą, dyrektorką gimnazjum
Kiedy Pani przyszła tu, na łódzki Bronx, nic Pani nie zaskoczyło?
- Trafiłam do tej szkoły po wygranym konkursie w 1998 roku. Wtedy była tu podstawówka, od pierwszej do ósmej klasy. Koleżanki się dziwiły: wzięłaś najgorszą szkołę w mieście. Wzięłam i nie żałuję.
Mimo wszystko nie wiedziałam, że u progu XXI wieku są u nas aż takie enklawy biedy. A tu powszechna nędza. Były w szkole wszy, były paczki na święta. Nauczyciele sami zbierali i wkładali do nich używane ciuchy i jedzenie, a pan pedagog podsuwał uczniom. Dyskretnie, żeby nikt nie widział. Zdarzało się, że nauczyciele, idąc do domów na indywidualne nauczanie, zanosili jedzenie. Rodzicom, biednym, ale porządnym, pożyczało się dwie dychy do pierwszego. Zorientowaliśmy się z kadrą dość szybko, że brakuje nam wiedzy do pracy z taką młodzieżą. Trzeba było się pouczyć.
Czego?
- Wszystkiego: pedagogiki, psychologii, diagnozowania dysleksji i dysgrafii, żeby jednym dzieciakom pomóc, a drugim nie dać się nabrać na fikcyjne schorzenie, które ułatwia zdanie egzaminu. Wszyscy nauczyciele mają za sobą
40-godzinny kurs z pracy z uczniem trudnym, uczymy się o ADHD. Trzeba było działać, a nikogo z nas nie stać na wszystkie kursy. Więc każdy się uczył czegoś innego, a potem siedzieliśmy razem w szkole do 20 i każdy mówił innym, czego się dowiedział, a co się może wszystkim przydać. Tak sobie pomagaliśmy.
Chwilę później przyszła reforma, dostałam gimnazjum, dzieci wyjęte ze swoich szkół i zlepione tutaj w klasy. Tak jak kiedyś w liceum człowiek uważał się za dorosłego, tak teraz gimnazjalistom zaczęło się wydawać, że dorośli. Tylko że są o dwa lata młodsi. Zaczęła się walka jak w stadzie o przywództwo. Kto będzie rządził w klasie, szkole. Na początku nie mogliśmy sobie poradzić, bo oni podzielili się na rewiry - był obóz ulicy Poznańskiej, Grabowej. Po jednej stronie kibice Widzewa, po drugiej ŁKS-u. A teraz już nikt nie "oklepuje ortodoncji" drugiemu, dlatego że odprowadził dziewczynę nie na swój rewir.
Jak to się robi?
- Powoli. Po pierwsze, robiliśmy spotkania, raz z trenerem Widzewa Stefanem Majewskim, był też Janusz Wójcik, wtedy trener kadry. Prosiłam ich, żeby akcentowali miłość do piłki, a nie do klubów. Radziliśmy sobie też metodą jak z tej reklamy, że stary telefon trzeba ośmieszyć i znaleźć w nim ukryte "fuj". My ośmieszaliśmy te ich walki terytorialne. Proponowałam uczniom na apelach całkiem poważnie, żebyśmy poszli teraz - kto ma ochotę na Grabową, a kto ma ochotę na Poznańską - jak psy od drzewa do drzewa obsikiwać rewiry. Było zdziwienie, konsternacja, ale w końcu śmiech. Tak samo śmiechem poradziliśmy sobie z "falowymi" zachowaniami typu mierzenie korytarza zapałkami czy kierowanie autem kierownicą--monetą. Ostatnio mieliśmy taki absurd, że przyszedł nowy rocznik uczniów i był wielce zdziwiony, że nikt nie chce się nad nimi pastwić. A oni tak bardzo chcieli, że dwóch w tym samym wieku próbowało "kocić" trzeciego, z tej samej klasy i bramy. Powiedziałam do nich, żeby mi tu "nie robili w szkole wsi", i zrozumieli. Bo trzeba przecież do nich mówić ich językiem, prostymi argumentami. Jest szansa, że zrozumieją.
Parę żartów i po sprawie?
- Jasne, że nie. Dochodzi ścisłe pilnowanie. Dyżury nauczycieli na korytarzach, ale nie takie na papierze. Woźna na każdym piętrze, także podczas lekcji. Jak uczeń wychodzi na korytarz, jest pod kontrolą. [Pukanie. Wchodzi uczeń, prosi o podpis i pieczątkę w zeszycie z rubrykami]. O, to też część systemu. Wprowadziliśmy takie zeszyty dla znikających uczniów. Przychodzi do szkoły, mówi nam "dzień dobry", dostaje pieczątkę w zeszyt i aktualną godzinę. Wychodzi - to samo. Rodzic obejrzy zeszyt i wszystko wie. Prosta rzecz - cały czas ograniczamy uczniom możliwość zrobienia czegoś głupiego.
Z ćpaniem był problem?
- Był.
I co?
- Przede wszystkim, mamy oczy i uszy. Śmiem twierdzić, że po szkoleniach żaden mój nauczyciel nie zlekceważy nietypowych zachowań dziecka - ospałości czy nadpobudliwości. Nie zawsze to musi być dziecko naćpane, ale jest sygnał i rusza procedura. Zobaczcie - nie wstydzę się, że tu na szafie leżą testy na narkotyki. A rodzice każdego roku na początku podpisują kontrakt ze szkołą. Tam jest napisane, że wyrażają zgodę na wszelkie działania mające zapewnić zdrowie i bezpieczeństwo. Tłumaczymy, podpis dotyczy m.in. testów bez czekania na rodziców i ich zgodę na badania. Jeden z nauczycieli bierze plastikowy kieliszek, idzie z uczniem do toalety, uczeń siusia. Jeśli test jest pozytywny, nim wezwiemy policję, wzywamy rodzica i powtarzamy próbę. Jeżeli jest bardzo źle, nie czekamy i dzwonimy na pogotowie. Nie ukrywam, że takie pozytywne testy mamy kilka razy w roku.
A dilerzy pchali się do szkoły?
- Jak wszędzie. Gdy ja albo inny nauczyciel widzi pod szkołą auto, które stoi bez sensu dłuższy czas, na wszelki wypadek dzwonię na komendę i proszę, żeby mi to sprawdzili. Nie odmawiają.
Złapali kogoś?
- Nie chwalą się, ale czasem zadzwonią i podziękują. Co ważne, udało nam się wciągnąć trochę w te podchody samych uczniów. Mieliśmy takiego, który przyniósł narkotyki i próbował handlować, to nie zdążył opuścić parteru. Sami uczniowie ostrzegli nas, że dzieje się coś złego. Ale zdobycie takiego zaufania kosztowało dużo uczciwej pracy. Cichej - bez trąb.
Weźmy inny przykład. Nauczyciel poczuł, że jeden z uczniów prowokuje go, kopiąc pod stołem, a drugi nagrywa telefonem. Nie czekał, aż mu puszczą nerwy albo ktoś założy mu kosz na głowę. Bez słowa zszedł do mnie i powiedział, co się dzieje. Po chwili byłam w klasie. Zabrałam wszystkim telefony komórkowe. W gabinecie sobie pooglądałam i na jednym była ta prowokacja. Przyjechała policja, panowie porozmawiali z uczniem, pouczyli o odpowiedzialności. Nawet trochę, można powiedzieć, wyolbrzymili. Za chwilę budynek huczał - poszedł w szkołę jasny sygnał, że u nas "kosze na głowie" nie przejdą i że "stara, jak się dowie, dostaje wścieklizny". Ale z drugiej strony wiedzą, że jak nauczyciel zrobiłby im krzywdę, to też "nie ma zmiłuj". Jeśli uczeń na lekcji pisze list do kolegi czy koleżanki, to nauczyciele znają procedurę: zabrać i wyrzucić do kosza, ale bez czytania. Bo nie pozwolimy przeszkadzać innym na lekcjach, ale nie kompromitujemy Jasia przed klasą, co on tam do Kasi wysmarował. Takie drobiazgi, ale ważne.
|
|
Alkohol?
- Jest problem, jest też nasza procedura. Jeśli zauważymy, że zawodnik jest niewyraźny, przychodzi tu do gabinetu. I jest krótka rozmowa: - Piłeś? - Nie, nie piłem. - Albo powiesz prawdę, wzywamy mamę i zabiera cię do domu, a przy wyjściu oboje podpisujecie, że to się więcej nie powtórzy, albo dmuchamy w alkotest, leży tam na szafie. I wtedy prosta droga: policja, powtórzenie badania na atestowanym sprzęcie, ustawa, nie masz 18 lat, przewidziane prawem konsekwencje dla ciebie i rodzica. Alkomat jest w szkole trzeci rok.
Pomogło urządzenie?
- A jak! Alkohol zniknął już nawet z naszych szkolnych dyskotek.
Kolejna sprawa - hormony.
- Są. Przecież tego nie przeskoczymy, że dziewczyny w tym wieku dojrzewają, a chłopcy tylko trochę później. I że to wiek końskich zalotów. Dziewczyny starają się zwrócić na siebie uwagę, na przykład bluzkami nad pępek. Żeby było jasne, tępię skutecznie takie praktyki. W szafie jest dyżurny sweterek z lumpeksu za 20 złotych i dyżurna spódnica za 15. Jak przychodzi taka gwiazda, to się przebiera. I na drugi dzień wygląda już w szkole normalnie. Albo makijaż - mówię: "Idź, umyj tę paszczę, bo przed czterdziestką będziesz wyglądać na 60". Płaczą, że to wodoodporne. Proszę bardzo, mam specjalny kremik. Wiecie, jakie one wielkie koła sobie w uszy wkładają? [Ewa Ćwikła pokazuje koszyk depozytowy pełen kolczyków]. Jak już mówiłam, dobrą bronią jest żart. Widzę w klasie, że Kasia siedzi i wypina tyłek, a spodnie ma takie, że ledwie jej go zasłaniają. Mówię: "Dziecko, czy ty serca dla kolegów nie masz. Jak Krzyś ma myśleć o matematyce, kiedy ma przed sobą kawał takiego ciała". Wszyscy się śmieją, ktoś mówi: "Kaśka, weź się ubierz". Jasne, że to nie działa w stu procentach, że są plastikowe gwiazdy odporne na słowo. No i po to jest sweterek i spódnica.
Czasami słyszę na korytarzu komentarze do dziewczyn w stylu: "Ale masz fajne cycki". Też trzeba rozmawiać, tłumaczyć ich językiem, że mężczyźnie nie wypada tak mówić do kobiety, bo to właśnie oznacza, że jeszcze jest dzieckiem. Z drugiej strony, jeśli mam jakąś parę, która sobie chodzi za rękę po korytarzu, bo akurat przeżywa pierwszą miłość, a nie migdali się w szkole zbytnio, to niech sobie chodzą. To nie jest zakon!
Porozmawiajmy więc o pomysłach Giertycha.
- Może lepiej rozmawiać o szkole. Problem ze szkołą zaczął narastać w latach 90., na początku. Przemiany społeczne szły lawinowo. Dorośli zajęli się swoimi zabawkami - polityką, gospodarką. Młyn: ludzie się nie łapią, wypadają, jedni nie mają pracy, inni mają, każdy za czymś goni. Dzieciaki zostały gdzieś z boku. Jeśli dorośli nie radzą sobie w tych transformacjach, to jak bardzo nie radzą sobie dzieci! Cieszymy się, że dziesięciolatek obsługuje komputer, a sześciolatek SMS-a wysyła i jest pięknie. Tylko że w tym czasie poległo wychowanie.
Także w szkole?
- I widzicie: to mnie dźga. Szkoła pracuje z dzieckiem pięć godzin dziennie, powiedzmy od 8 do 13. A po 13 jest podwórko, brama i ulica, gdzie jest w zupełnie innej grupie i musi się podporządkować tamtym prawom, żeby przetrwać, żeby tam zaistnieć. Wytłumaczcie mi, czemu mówi się wszędzie i głośno o sprawie Ani z gdańskiego gimnazjum, a prawie milczy o wstrząsającej sprawie z podłódzkiej Łęczycy, gdzie dwóch rówieśników zmasakrowało rówieśnika, gimnazjalistę. Za darmo, dla jaj.
To nie zdarzyło się w szkole.
- Właśnie, ta sama grupa wiekowa, ale to było w szkole, a tamto nie. Jakby to miało znaczenie. Chyba nie chodzi nam o to, żeby zlikwidować bandytę na pięć godzin dziennie? A teraz wszyscy koncentrują się na zlikwidowaniu bandytyzmu na pięć godzin.
W szkole mówimy dzieciom o wartościach, pokazujemy bohaterów literackich, którzy nijak się mają do współczesnego świata. Bo co za ideałem dla gimnazjalisty jest dzisiaj taki Marcin Borowicz? [główny bohater "Syzyfowych prac" Stefana Żeromskiego].
A kto jest ideałem dla gimnazjalisty?
- Weźcie sobie poczytajcie te szmatławe, kolorowe pisemka jak "Bravo Girl" czy inne. Tam dzieci szukają, szukają w telewizji, jakiś raper czy gość, co potrafi z półobrotu sam siebie uderzyć. Gra komputerowa.
Słuchajcie: parę dni temu pani zauważyła, że na lekcji kolega koledze coś tam podaje. Jesteśmy na takie rzeczy wyczuleni, więc nauczycielka zeszła do mnie, zameldowała, odbyła się akcja zgodnie z naszymi procedurami. Znaleźliśmy przy chłopcu kilkanaście nasionek. Wzięłam za telefon, zadzwoniłam do miejskiej [komendy], poprosiłam o przysłanie mi szpenia od narkotyków, bo na moje oko to maryśka. Okazało się, że faktycznie - nasionka gandzi. Po co ci to? - pytam ucznia. A on: "Bo ja miałem w internecie taką grę: sadzi się nasionko gandzi, podlewa się, pielęgnuje, musi być sporo światła, powietrza, żeby wyrosło jak trzeba". I on chciał sprawdzić, jak to jest w realu z tą gandzią.
Jaki z tego morał?
- Załóżmy, że byśmy tego nie wyłapali. Kolega wziąłby nasionko, poszedł do domu i powiedział mamie: "Pani na biologii kazała wyhodować". A mama tak jak i wy była w szkole i pamięta hodowlę fasolki. Jeszcze by przypominała, żeby podlewać marychę. Chodzi o to, że dzieciaki szukają czegoś ciekawego tam, gdzie grzebią. Książka - już nie; internet czy gry komputerowe - tak. To, co jest modne, trendy, najbardziej trafia. Gry w zbieranie grzybków czy zręcznościowe, jak wilk jajka do koszyka rzuca - to jest "szajs i kaszanka". Tylko dobra strzelanka, dużo krwi nalać, skopać, natrzaskać, czysta agresja. Gdyby to było tylko w internecie, to pół biedy. Ale ta agresja jest żywcem wyjmowana z sieci i stosowana w realu. W zeszłym roku chłopiec u nas w rozbieralni od wuefu złamał paskudnie nogę w kostce. Mówił, że zobaczył w telewizji reklamę Sprite'a, jak ktoś wbiegał na ścianę i z niej zbiegał. I chciał pokazać kolegom, że on też to zrobi. Rozpędził się i do góry. Tylko że w rozbieralni na ścianie jest lamperia. Słyszałam, że te dzieciaki z Gdańska mówiły na dziewczyny per "świnie". Ale przecież wszyscy słyszeli w radiu piosenkę jakiegoś za przeproszeniem rapera o dziewczynach: "Hej, suczki, znamy wasze sztuczki". Daleko jest od suki do świni? Jeszcze chcecie o wzorcach? Przecież oglądacie serwisy telewizyjne, czytacie gazety. Złapali go, zabili, uciekł albo on zabił. Albo politycy, którzy kłamią. Jakże mało jest rzeczy pozytywnych, dobrych wzorców.
|
|
No, tośmy sobie ponarzekali. Tylko że na internet i media na wolnym rynku mamy taki wpływ jak na kulistość Ziemi. Tak jest na całym świecie.
- Tylko że na całym świecie proces rozwoju mediów i związanych z tym niebezpieczeństw trwał pokolenia. Był czas, by się trochę uodpornić, dobrać szczepionki. A u nas to było nagle. Drzwi się otworzyły i chlust. W parę lat myśmy tym dzieciakom zrobili wielkie żarcie. A dzieci nie są przygotowane do takiej konsumpcji dóbr, jaka jest w tej chwili.
Dorośli też nie.
- Tylko że dorośli reagują inaczej. Im jest łatwiej, bo pamiętają tę inną rzeczywistość, z pustym stołem. Dzieciaki nie pamiętają, że kiedy stół był pusty, siłą rzeczy koncentrowano się na innych sprawach. Że jest coś jeszcze poza konsumpcją. Jakieś inne wartości, może wyższe. Będę brutalna: codziennie widzę, że teraz większość domów rodzinnych nie przenosi na dzieciaki wartości, mówiąc potocznie - olewa dzieci. Z reguły jest tak, że rodzic goni za pieniądzem i załatwia sprawę wychowawczą, dając kieszonkowe. Albo stosuje - jak to nazywam - wychowanie sobotnio-niedzielne. W weekend przypomina sobie, że jest rodzicem. Siada, mówi: "Dawaj tu zeszyty z całego tygodnia". Rozliczanie, karanie, krzyczenie. A jak na to reagują dzieci? Ostatnio szłam korytarzem i sobie podsłuchałam rozmowę dwóch dziewczyn: "Matko, znowu dwa dni ze starymi. O czym ja z nimi będę rozmawiać?". A to są dobre uczennice i nawet spokojne. Jak nie z Bronksu. I myślę: jak to?! Nie ma dziecko o czym rozmawiać ze starymi w weekend?! To znaczy, że ci rodzice nie mają żadnej komunikacji z dzieckiem poza systemem nakazowo-rozliczeniowym. Opietruszenie za tydzień hurtem i może jeszcze wycieczka do hipermarketu na zakupy. Rodzina przestaje istnieć. I możecie sobie klepać na lekcjach, że to jest be, a to cacy!
A nie mówię przecież o rodzinach patologicznych. U mnie jest tak, że u co piątego ucznia dwoje rodziców nie ma pracy, do tego doliczcie samotne matki. Część tych rodzin klepie biedę godnie, ale część się stoczyła. Tu u mnie na Bronksie jest przecież zagłębie tych wszystkich szwaczek, tkaczy, farbiarzy, którzy potracili robotę 15 lat temu i - bądźmy szczerzy - wielu roboty już nie znajdzie. Bo się boją, bo mają syndrom "ofiary losu", bo im się już nic nie chce. W środku tej spirali są moje dzieci. Ktoś uznał, że załatwi wszystko reformą oświaty. Nie załatwi.
No to teraz powie Pani, że pomysł stworzenia gimnazjów był bez sensu.
- Skądże, sama byłam ich fanem. Świeżo wyszłam z kuratorium, gdzie przy reformie maczałam palce, i przyszłam do szkoły, bo nie lubię papierów i wolę konkretną robotę.
Gimnazja powstały jako szkoły wyrównujące szanse. Miały pomóc słabszym i wyjąć trudną młodzież z podstawówek, żeby zapewnić bezpieczeństwo maluchom. Tylko że miały być godziny wyrównawcze, pieniądze na kółka zainteresowań, na wsparcie rozwoju zanie-dbanych, na tamto, siamto. A pieniędzy nie ma. Szkoły w tym czasie przejęły od ministerstwa samorządy i zaczęła się gonitwa za groszem. Gminy oszczędzają, bo jak nakryją krótką kołdrą głowę, to im skarpetki wystają i śmierdzą. W efekcie gimnazja swojej funkcji nie spełniają. Panowie: jak w szkole, gdzie jest pięćset dzieci w najtrudniejszym wieku, gdzie buzują hormony, żywa bomba, może być jeden pedagog?! On przez trzy lata nie ma szans poznać tych dzieci, zdiagnozować ich problemów i pomóc. To było dobre 25 lat temu, kiedy procent dzieci wymagających pomocy nie przekraczał dwóch, trzech. A u mnie jest 60 procent. I to nie jest problem tylko mojej szkoły, gdzie sytuacja jest szczególna i pracuje dwóch pedagogów. Żeby to miało jakiś sens, jeden pedagog powinien mieć pod opieką góra 150 dzieci. Do tego w każdym gimnazjum psycholog na etacie. Ja mam luksus, bo raz w tygodniu przychodzi mi psycholog z pobliskiej poradni, ale tylko dlatego, że pogadałam i załatwiłam.
Druga sprawa - mamy 30 dzieci w klasie i jedną godzinę wychowawczą. Wychowawca widzi klasę dwa, trzy razy w tygodniu, na lekcji wychowawczej i swojego przedmiotu. Jak on ma poznać te dzieci? A jednocześnie dajemy czwartą godzinę wuefu, chociaż wszyscy wiemy, że w szkołach nie ma sal, żeby ten
wuef normalnie wyglądał. Efekt? Pół klasy przynosi zwolnienia lekarskie, druga połowa pompuje na korytarzu. Zamiast tego zmarnowanego wuefu dajmy jeszcze godzinę wychowawcy. By miał czas na rozpracowanie klasy, wniknięcie w ich problemy. Przecież agresja często bierze się z konfliktu w grupie.
Dodajcie przeładowany program i nauczyciela goniącego za tzw. ścieżką awansu zawodowego, zbierającego w zębach papierki do teczki na komisję. Dyrektora tonącego w makulaturze kwitów. Jeszcze jedno - przydałby się w gimnazjach pracownik socjalny, który zająłby się dziećmi potrzebującymi pomocy. Ile u mnie jest dzieci, które chodzą głodne! Nie mamy czasu, by zbadać, czy mają co zjeść i w co się ubrać. Wiecie, ile mamy dodatkowej roboty z podziałem stypendiów dla biednych uczniów? Przecież my tych pieniędzy nie możemy dać rodzicom do ręki, bo pójdą na zaległe komorne albo na wódę. No to jeździ na-uczyciel po godzinach po sklepach i kupuje, co trzeba. Mógłby to robić pracownik socjalny. Mógłby też pojechać szybko głodnemu Stasiowi załatwić obiady z opieki społecznej. Jedzenie to podstawa, bo jak Stasio głodny, to nie będzie na fizyce słuchał o równi pochyłej, jak jemu żołądek uszami wychodzi.
Powtarzam: pomysły likwidacji gimnazjów są bez sensu. Gimnazja trzeba ratować. Pedagog, psycholog, pracownik socjalny, więcej czasu z wychowawcą i żeby dziecko po pięciu godzinach nie wychodziło ze szkoły na ulicę i w bramę.
To wszystko pieniądze, a bez pieniędzy nic?
- Coś tam się da robić. W Łodzi jest program "Sukces", gdzie nauczyciel robi zajęcia, za które dostaje z gminy połowę honorarium, a reszta to wolontariat. Moi nauczyciele już od trzech lat robią zupełnie za darmo kółka zainteresowań dla uczniów. Wiedzą, że im nie zapłacę, bo nie mam z czego, i dobrowolnie się opodatkowują na rzecz dzieci. Śpiewają, powstała drużyna harcerska, a ja prowadzę koło wędkarskie. Jest pracownia komputerowa i drużyna sportów ekstremalnych, bo to dzieciaki teraz przyciąga. Tu na Bronksie zastępujemy trochę świetlice osiedlowe, które zniknęły, a dzieci z tych świetlic poszły w bramy. Albo na metę tu obok na Grabowej, gdzie można było połówkę za 5,50 zł kupić.
Wróćmy jednak do pomysłów ministra Giertycha.
- Powiem w poprzek: cenię Giertycha za mówienie o agresji, że w szkole jest źle. I że to rozwinęło się ze szczególną szybkością, kiedy powstały gimnazja. Bo inni wcześniej o tym nie mówili, przynajmniej tu na dole. Sama pamiętam, jak trzy-cztery lata temu na jakiejś konferencji powiedziałam, że uczniowie coraz częściej piją, ćpają i że narasta wulgarność. To zwrócono mi uwagę, że tak nie można mówić, bo się wydaje złą opinię o swojej własnej szkole. U nas ciągle to pokutuje: jak dyrektor powie, że u niego są uczniowie, którzy piją, palą i ćpają, to znaczy, że sobie nie radzi. Że to jest zła szkoła. A jest dokładnie odwrotnie: kiedy dyrektor, nauczyciele mówią, że takie zjawiska u nich są, to znaczy, że wiedzą, co się dzieje na ich podwórku. Coś robią, nie dają przyzwolenia, wypowiadają wojnę. A ci, co nie mówią, najczęściej zamiatają pod dywan, bo "szkoła będzie miała złą opinię". I rodzice kupują taką wersję - dobra jest ta szkoła, o której się nie mówi, że tam jest źle!
Giertych mówi konkretnymi pomysłami, spróbujmy je zderzyć z Pani rzeczywistością. Zakaz używania telefonów komórkowych w szkole?
- Niewykonalny! Są sytuacje, kiedy dziecko musi skonsultować się z rodzicami, rozładować swoje emocje, czasem nawet powiadomić o jakimś stanie zagrożenia.
A na lekcjach?
- Ależ to już funkcjonuje. Po to jest nauczyciel na lekcji, żeby ten zakaz egzekwował.
SMS-y puszczane pod ławką?
- Co wy? Nauczyciel, jak chce, to bez problemu to wyłapie. Myśmy to zaczęli robić w ubiegłym roku, po tym jak w internecie pojawiły się filmiki nagrywane przez uczniów. Wisiało tydzień ogłoszenie, że na lekcji nie używamy komórek. Był taki czas, że miałam tu u siebie w sejfie dziesięć telefonów w depozycie. Nauczyciel przyprowadzał ucznia z telefonem, wyłączaliśmy aparat i do sejfu. Przyjdzie mama, odbierze. Aha, a poza tym dlaczego dziecko ma taki drogi telefon? Żeby kusił złodzieja? - można było mamę zapytać. I skończyły się dzwonki na lekcjach.
Schludne ubranie, którego wymaga minister. Co to?
- Ubranie adekwatne do miejsca, w którym się dziecko znajduje.
A jak uczeń brudny przychodzi?
- To robimy brzydkie rzeczy. Dzwonimy do rodziców, zapraszamy do szkoły, pokazujemy, jak dziecko przyszło. Pytamy, dlaczego jest brudne. Jeżeli nie macie na środki czystości, proszę nam powiedzieć, będzie stypendium na mydło i proszek do prania. Ale problem to oczywiście gołe brzuchy i spodnie, w których więcej dziur niż spodni, zwłaszcza na półdupkach. Tylko że z tym walczymy już od dawna - mówiłam wam. Wszystko zależy od dyrektora, a nie nowych przepisów. Dyrektorzy już dziś mają narzędzia.
Kary za agresywne lub wulgarne zachowania, za palenie?
- Żadna nowość. U nas na przykład walczymy z paleniem za pomocą oleju z pierwszego tłoczenia. Przyłapany delikwent wypija dawkę oleju zaakceptowaną przez lekarza pediatrę, która nie powoduje żadnego rozstroju ani innych skutków chorobowych. Taki kieliszek lekarski. Po prostu w buzi zostaje na długo niesmak - dzieci mówią, że "dyskomfort w paszczy". Zaczynaliśmy z tym sześć lat temu. Schodziły trzy litry na tydzień, teraz litr na semestr. Nie powiem, że żaden fajki nie zapali, ale w budynku się boją. Może kontrowersyjna metoda, ale bezpieczna i skuteczna. Jeśli paliło na przerwie pięćdziesięciu, a choćby pięciu przestało, to metoda działa.
Przekleństwa to inna kara, również uzgodniona z lekarzem. Łyżeczka soli z pieprzem na język. Dla złagodzenia objawów popijamy szklanką przegotowanej zimnej wody - jak po kawie. Ale co w paszczy szczypie, to jego.
Zniszczony przez siebie sprzęt uczeń będzie musiał naprawić, ławkę, którą pomazał - pomalować itp.
- Bardzo dobre, tylko że tak już jest, nie tylko u mnie. Nie ma i nie było prawnych prze-szkód, by wprowadzić to wszędzie.
Za wulgarne zachowanie ma grozić uczniowi sprzątanie szkolnej toalety.
- Nie, moi państwo, bzdura. Przez lata budujemy szacunek dla pracy i teraz - kurka wodna - praca ma być karą? Mama powie takiemu uczniowi: "Sobota, sprzątamy, idź wyczyść łazienkę", a on na to: "Co ja ci zrobiłem?". Przez cały tydzień dziecko będzie musiało coś nagrabić, żeby pomóc w sprzątaniu w niedzielę.
Moje dzieciaki pracują w szkole, ale na innych zasadach. Jeśli błota naniesie albo kibel uświni, to jasne, że musi posprzątać. Jeśli ławkę umaże - to samo, pudełeczko z pastą i szoruj, chłopie. Po sobie - tak, ale nigdy za karę.
Klasy żeńskie i męskie?
- Zależy. Moim zdaniem klasy dla samych dziewcząt nie zdają egzaminu. U chłopaków agresja przybiera prosty kształt: w razie konfliktu powiedzą sobie, co trzeba, oklepią ewentualnie ortodoncję, a potem podadzą rękę. Dziewczyny walczą inną bronią, najczęściej plotką i obmową. Agresja psychiczna, niewidoczna i długotrwała. Wykluczenie z grupy. I to może szybciej prowadzić do sytuacji, w jakiej znalazła się Ania z Gdańska.
Ale przecież w Gdańsku sprawcami byli chłopcy.
- Moment, moment. Wszystko działo się na lekcji, w klasie były też dziewczyny. Żadna zdecydowanie nie reagowała. Zresztą klasy jednopłciowe to też żadna nowość. Jeśli dyrektor chce, może takie klasy tworzyć. My mieliśmy raz klasę męską i sprawdziła się doskonale. Ale nic na siłę, wszystko zależy od sytuacji.
Kary dla nauczycieli za brak reakcji na łamanie prawa przez uczniów.
- Nie nowina. W normalnej szkole to standard. Każdy nauczyciel odpowiada za uczniów podczas lekcji i dyżuru i nie chciałabym być w skórze tego, który coś przede mną ukryje. Poza tym tu też są procedury. Wpis do zeszytu, trzy wpisy - nagana, zabrany dodatek motywacyjny itd. A przy okazji, jeżeli gdzieś warto zmienić przepisy, na których pracujemy, to z pewnością w Karcie nauczyciela. Spróbujcie teraz pozbawić pracy fatalnego pedagoga, który ma jednak stopień dyplomowanego lub nawet mianowanego. Prawie niewykonalne.
Kary finansowe dla rodziców chuliganów. Podobno rodzic z powodu wybryków dziecka będzie mógł stracić nawet pół pensji?
- U mnie rodzice już płacą za szybę wybitą przez dziecko czy potłuczoną umywalkę.
Jeśli uczeń uderzy nauczyciela?
- To nie ma co kombinować i straszyć specjalnymi szkołami, bo są odpowiednie procedury, kiedy uczeń popełnia przestępstwo. Ostatnio mieliśmy taką sytuację, chłopak uderzył śnieżką pana od historii. Sprawa poszła na policję, trafi do sądu. I sąd orzeknie, co dalej ze smarkaczem.
Właśnie: szkoły o zaostrzonym rygorze, dla chuliganów?
- Owszem, mogą wypełnić lukę między zwykłą szkołą a poprawczakiem, ale boję się, że kiedy ruszą, będzie tak: szkoła nie może poradzić sobie z niegrzecznym Jasiem, to hopsa Jasia do tej szkoły. Zrobi mu się opinię odpowiednią, żeby go komisja zakwalifikowała. Tak było z nami, kiedy zdecydowaliśmy się otworzyć klasy OHP dla uczniów z całej Łodzi nieradzących sobie z nauką. Jeśli dyrektor miał problem z uczniem, od razu chciał go nam wcisnąć. Musieliśmy sami stworzyć bariery, żeby nas nie zalano.
Ja tu widzę inny problem. Są dziś ośrodki szkolno-wychowawcze, do których sądy kierują małych przestępców. Tyle że brakuje w nich miejsc. Dziecko ma postanowienie o umieszczeniu w ośrodku i automatycznie zdjęty nadzór kuratora. I przychodzi parę miesięcy tu, do szkoły, stwarzając realne zagrożenie. Samowolka, bo jego i tak nic gorszego nie spotka. "I co mi pani zrobi?" - pyta. Fakt, mogę mu nagwizdać. Może nie trzeba tworzyć kolejnego bytu, tylko usprawnić ten, co jest?
Obowiązkowe wizytacje w szkołach z kuratorium w asyście prokuratora i policjanta?
- Gospodarskie wizyty to myśmy już kiedyś mieli. Brzmi dobrze w mediach, ale kontakt szkoły z kuratorium czy organami ścigania nie polega na wypiciu wspólnej kawy, tylko na pracy. Dzień po dniu. Tylko że to słabo wypada w telewizji.
A jak się Pani podoba nazwa programu Giertycha - "Zero tolerancji"?
- Nie podoba mi się. "Zero tolerancji" dla czego? Dla przemocy i patologii - tak! Ale brzmi zbyt ogólnie i stąd już tylko krok do zakwestionowania tolerancji jako wartości w ogóle. A przecież my cały system wychowawczy opieramy na tolerancji, poszanowaniu odmienności, szacunku dla cudzych poglądów. Jak inaczej moglibyśmy doprowadzić do pokojowego współistnienia kibiców Widzewa i ŁKS-u, dzieci z Grabowej i z Poznańskiej, katolików i świadków Jehowy - a takich też mamy w szkole. Może lepiej TAMA. Tama dla wszystkiego, co w szkole złe i niebezpieczne. Chuligaństwa, głupoty, chamstwa... i tak dalej.
*Ewa Ćwikła, nauczyciel historii, etyki i wiedzy o społeczeństwie. Od siedmiu lat jest dyrektorem Gimnazjum nr 40 przy ul. Kaliskiej w Łodzi.
To jedna z "najtrudniejszych" szkół w mieście. Jej rejon obejmuje część dzielnicy z pofabrycznymi mieszkaniami zamieszkanymi w dużej mierze przez pracowników upadłych fabryk włókienniczych. Przestępczość, także wśród młodzieży, jest tu szczególnie wysoka, nawet jak na łódzkie warunki. Ćwikła jest autorem książek o edukacji regionalnej, poradników metodycznych i podręczników. Nagradzana przez prezydenta Łodzi i kuratora. W 2002 r. nominowana do plebiscytu łódzkich mediów "Komu skrzydła, komu rogi" za pomysły, jak oderwać trudną młodzież od narkotyków, nudy i alkoholu.
Przykładowe ćwiczenia (pytania do zaliczenia) w ramach zajęć:
Zastanówcie się czym charakteryzuje się sytuacja wychowawcza
Przedyskutujcie w jaki sposób wyglądały lekcje wychowawcze w waszych szkołach
Omówcie sytuacje wychowawcze oraz sposoby rozwiązywania problemów wychowawczych przez nauczyciela