7570


CZYM JEST HOROSKOP?
[Jest to zupełnie nowa wersja tekstu, który znajdował się tu wcześniej]
[Maria Sobolewska, 21 maja 2007 r.]


Profesjonalny horoskop to taki, który precyzyjnie i jasno opisuje zasady naszej indywidualnej gry z losem, daje pojęcie o atutach, jakimi dysponujemy, a także wskazuje na to, czego powinniśmy się nauczyć. Co w sobie rozwinąć a czego unikać aby stawać się mistrzami swojego rozdania - Wojciech Eichelberger

Stłucz pan termometr, a nie będziesz pan miał gorączki - Lech Wałęsa

Spal pan swój horoskop, a nie będziesz pan miał problemów - Maria Sobolewska (czyli ja) :)

Celem astrologii nie jest przewidywanie przyszłości, a celem magii nie jest nabycie mocy; OBIE te dziedziny zajmują się przekształcaniem naszych gęstszych jakości w ich najczystszą bądź najbardziej uszlachetnioną kwintesencję - David Coleman


Zacznę od tego, czym horoskop nie jest.

Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ HOROSKOPAMI ANI ASTROLOGIĄ NIE SĄ TE WSZYSTKIE WRÓŻBY DLA BARANÓW I INNYCH ZODIAKALNYCH ZWIERZAKÓW, DRUKOWANE W KOLOROWYCH CZASOPISMACH.

Prawdziwy horoskop wygląda tak i żeby go obliczyć trzeba znać dzień, miesiąc, rok, miejsce oraz dokładną do 15 minut godzinę urodzenia osoby, dla której go wyliczamy. Jest chyba rzeczą oczywistą, że w przypadku horoskopów gazetowych spełnienie tych warunków jest zupełnie niemożliwe.

Istnieją różne odmiany astrologii, a co najważniejsze każdy astrolog ma inne podejście do tego, jaka jest jego rola i jak interpretować horoskop.

Astrologię zachodnią można podzielić na egzoteryczną, nie widzącą niczego niewłaściwego we wróżeniu i astrologię ezoteryczną (oraz wywodzącą się z niej astrologię humanistyczną), zajmującą się wyłącznie diagnozowaniem i doradztwem psychologicznym oraz astroterapią.

Wielu astrologów godzi się na rolę wróżbitów, ponieważ nie widzą w tym nic niewłaściwego. Mało tego, najczęściej uważają oni, że na tym właśnie polega ich rola. Klient nasz pan, więc oczywistym się wydaje, że astrolog musi spełniać jego oczekiwania i dostarczać mu tak pożądanych przepowiedni. Wygłaszają więc swoje werdykty, wierząc w to, że tak właśnie czynić należy i że do tego są powołani.

Jakość, czyli prawdziwość tych przepowiedni zweryfikuje dopiero bliższa lub dalsza przyszłość, a więc klient musi w nie uwierzyć na słowo i podjąć ryzyko realizacji rad i zaleceń, które zostaną mu udzielone. Wiele osób zdziwi się pewnie, gdy powiem, że te "proroctwa" bynajmniej nie pochodzą z gwiazd, bo ich z horoskopu w ogóle odczytać się nie da. Powiem więcej - podając gotowe rady i rozwiązania osoba wróżąca bezpardonowo ingeruje w cudzą karmę i los, zwalniając klienta z odpowiedzialności za swój osobisty rozwój, a co gorsze, nakłaniając go do podejmowania konkretnych działań i decyzji. Jeśli ktoś traktuje to tylko jako inspirujące, ale niezobowiązujące rady i kieruje się w życiu własnym rozumem, to wszystko w porządku. Ale jeśli bezrefleksyjnie wciela w życie wszystkie otrzymane zalecenia, nie powinien się zdziwić, jeśli narobi sobie kłopotów.

Tak pojęta (jako wróżbiarstwo) astrologia to w najlepszym razie jej tzw. "egzoteryczna", wręcz jarmarczna, bardzo przyziemna i niewiele bardziej rozumna odmiana, niż gazetowe "horoskopy". Wizyta u takiego astrologa nie nauczy cię niczego poza biernym poddaniem się losowi, a co gorsze może zainfekować cię lękiem, wynikającym z wiary w przemożną władzę fatum. Z całą pewnością taki astrolog nie przekaże ci żadnej życiowej mądrości ani nie pomoże ci w zrozumieniu praw rządzących ludzkim życiem.

Są też zupełnie nieodpowiedzialni astrolodzy, którzy z horoskopu wieszczą nieodwołalne wyroki losu, jak na przykład bezdzietność z powodu Saturna w piątym domu, staropanieństwo za sprawą tegoż Saturna w domu siódmym lub na podstawie tranzytów planet przepowiadają ludziom rychłą śmierć, rozwód, tragiczny wypadek i inne kataklizmy. Zapewniam wszystkich, że taka interpretacja jest zupełnie niewłaściwa i świadczy o astrologicznym nieuctwie, a co gorsze o zupełnym braku odpowiedzialności. Poza tym zapewniam, że żadnych nieuchronnych nieszczęść nie ma nie tylko w zapisie horoskopu, ale również nie są one wpisane w przeznaczenie. Tak zwane wypadki to nic innego, jak gwałtowne rozładowania nie uleczonego w porę napięcia psychicznego, frustracji i konfliktów wewnętrznych. Każde potencjalne zagrożenie można przetransformować na inny poziom, trzeba tylko wiedzieć jak tego dokonać. Takie działanie nazywa się "alchemią" lub "magią" (tą prawdziwą, nie mającą nic wspólnego z prymitywnym "czarowaniem"). Horoskop może odpowiedzieć na pytania jak to zrobić i udzielić praktycznych rad.

Jedna z zasad ezoteryki mówi: "Każda przyczyna ma swój skutek; każdy skutek ma swoją przyczynę; wszystko dzieje się według Prawa; przypadek to jedynie nazwa dla nierozpoznanego Prawa; istnieje wiele płaszczyzn przyczynowości, lecz nic nie wymyka się Prawu". Znaczy to, że nic nie może wydarzyć się przez przypadek. Każde, zarówno dobre, jak i złe wydarzenie ma swoją przyczynę, za którą stoi nasze świadome lub nieświadome, mądre bądź głupie działanie. Rolą astrologa ezoterycznego jest pokazanie klientowi praw rządzących życiem i uświadomienie mu, jakie energie działają obecnie w jego życiu i jak z nimi postępować, żeby być graczem, a nie pionkiem na szachownicy życia.

Większość ludzi żyje zupełnie nieświadomie. Można śmiało powiedzieć, że są oni duchowo uśpieni i poruszają się jak lunatycy. Są popychani przez fale losu, któremu nie potrafią się przeciwstawić i podlegają sile inercji. Zamiast kierować własnym losem pozostają we władzy społecznych przesądów i takich narzędzi zniewolenia, jak religia, tradycja, kultura, nauka czy polityka. Ludzie ci nie rozumieją, dlaczego raz spotyka ich coś dobrego, a innym razem wszystko wali się w gruzy, dlaczego raz są zdrowi, a innym razem chorzy, raz są szczęśliwi, a raz płaczący, dlaczego pobrali się z wielkiej miłości, która po latach zamieniła się w dziką nienawiść... Wydaje im się, że życie coś im daje w prezencie, a zaraz potem im to zabiera. Wierzą, że skoro ich życiem rządzi nieprzewidywalny kaprys, to najlepiej co jakiś czas udać się do wróżki, żeby poznać przyszłość i dowiedzieć się, co ich czeka. Żadnemu z nich nie przyjdzie do głowy poszukać prawdziwej wiedzy, która pomoże im zrozumieć, dlaczego w ich życiu zdarza się to, co się zdarza i jak postępować, żeby odmienić swój los.

Przyszłość jest niezapisaną kartą. Podejmując decyzje sami na bieżąco tworzymy zalążki przyszłości. Im bliższa przyszłość, tym łatwiejsza do odczytania, ale i to, co w niej wydaje się już ukształtowane zawsze może ulec nagłej zmianie. Na pewno nie można stając nad kołyską noworodka przepowiedzieć mu całego życia. To jest zupełnie niemożliwe. Możliwe jest natomiast ujrzenie jego ogólnego planu nauki na dane wcielenie, czyli charakteru konfliktów wewnętrznych, z którymi będzie musiał się skonfrontować i z którymi będzie musiał sobie poradzić.

Jeśli szukasz mądrości i odpowiedzi na pytanie, dlaczego wciąż wpadasz w te same życiowe pułapki oraz jeśli chcesz się dowiedzieć, jak ten stan rzeczy zmienić, udaj się do astrologa ezoterycznego lub humanistycznego, który niczego ci nie wywróży, lecz wyjaśni ci, dlaczego rzeczy dzieją się tak, a nie inaczej oraz pokaże ci, czego musisz się w życiu nauczyć, gdzie trzeba zmądrzeć, dojrzeć lub stać się bardziej odpowiedzialnym. Bo szczęście i nieszczęście nie są zapisane w gwiazdach, to my sami musimy swoje szczęście mozolnie wykuwać dzięki ciężkiej i świadomej pracy nad sobą i swoim charakterem. Świat jest lustrem, które odbija nasze własne wnętrze, nadając im formę zewnętrznych zdarzeń, pozytywnych lub negatywnych.

Według znanego amerykańskiego astrologa Stevena Arroyo horoskop jest mapą umysłu i obrazem karmy: "horoskop pokazuje, jakimi jesteśmy teraz, na skutek tego, co myśleliśmy i czyniliśmy w przeszłości". Horoskop jest więc narzędziem diagnostycznym, pozwalającym stwierdzić, jacy jesteśmy i nad czym musimy pracować, żeby się zmienić. Steven Arroyo nawet nie wspomina o tym, że może on służyć do wróżenia lub wieszczenia przyszłości. Nie sugeruje również, że gwiazdy mają nad ludźmi jakąkolwiek władzę, że zsyłają na kogokolwiek szczęście lub pecha lub że to ich oddziaływania są odpowiedzialne za nasze szlachetne bądź niegodziwe postępowanie.

Ezoterycy mówią, że horoskop pokazuje "jakość czasu" podczas której nastąpiły narodziny człowieka lub początek badanego zjawiska. Pojęcie jakości czasu pewnie nie jest zbyt zrozumiałe, jako że przywykliśmy traktować czas wyłącznie w kategoriach ilościowych. My go po prostu odmierzamy, w ogóle nie zastanawiając się nad jego jakością. Tymczasem każda rzecz dająca się odmierzać musi mieć również swoją jakość. W starożytności bardziej interesowano się jakością, niż ilością czasu. Gdy się nad tym zastanowić, można dostrzec, że w historii świata wyraźnie widać korelację wydarzeń z jakością czasu. W tym samym czasie, w bardzo odległych i odmiennych pod względem kultury miejscach wydarzały się podobne rzeczy, na przykład ludzkość ogarniało istne szaleństwo wędrówek ludów, cały świat pogrążał się w ciemnocie intelektualnej lub przeciwnie, następował rozkwit nauk. Czasem nazywamy to prawem serii, gdy np. w tym samym czasie obserwujemy serię katastrof lotniczych lub komunikacyjnych.

Ta "jakość czasu" koreluje ściśle z "jakością duszy" właściciela horoskopu. Horoskop jest więc tylko narzędziem pomiarowym, a nie przyczyną istniejącego stanu rzeczy, podobnie jak termometr, który mierzy, a nie wywołuje gorączkę.

Hinduski mistyk, Paramahansa Yogananda w "Autobiography of a Yogi" tłumaczył, jak należy rozumieć horoskop:

Dziecko rodzi się w tym dniu i o tej godzinie, kiedy płynące ze sklepienia niebieskiego promienie są w matematycznej harmonii z jego indywidualną karmą. Jego horoskop jest obrazem jego niezmiennej przeszłości, ukazującym obecne wyzwania i prawdopodobne przyszłe efekty.

Nasz horoskop jest naszym i tylko naszym dziełem. To my sami ukształtowaliśmy go w taki właśnie sposób i jeśli narzekamy na swój los, musimy pamiętać, że w myśl biblijnej zasady, która mówi "co zasiałeś to i żąć będziesz" stanowi on wyłącznie rezultat naszej karmy, a więc przeszłych myśli oraz czynów. Skoro mieliśmy dość wolności, by dawniej czynić co chcieliśmy, mamy teraz równie dużo wolności, aby to zmienić.

Życie możemy wyobrazić sobie jako grę w pokera. Gracze zasiadają do stolika i otrzymują takie karty, jakie przypadły im w danym rozdaniu. Jedni otrzymują dobre karty, a inni kiepskie. Jednak ostateczny wynik niekoniecznie zależy od tego, co kto otrzymał, lecz od tego, jak będzie grał dalej i jak sobie poradzi w trudnych sytuacjach.

Horoskop pokazuje stan wyjściowy, czyli tę sytuację, od której wszystko się w naszym życiu zaczyna.

Łatwo możemy się zgodzić z tezą, że otrzymanie dobrych kart na początku gry nie jest żadną wróżbą na przyszłość ani niczego nie przesądza. Ktoś, kto otrzymał świetne karty może uznać, że wygraną ma już w kieszeni, więc nie musi się wysilać. To z kolei może sprawić, że przestanie się starać i nie podejmie właściwych działań we właściwym czasie.

I odwrotnie - ktoś, komu przypadły bezwartościowe karty zrobi wszystko, żeby rozegrać tę partię najlepiej jak to możliwe i ku zdumieniu całego świata odniesie wspaniałe zwycięstwo nad swoimi przeciwnikami.

To nie karty decydują o tym, jaki będzie przebieg i finał gry. To, że karty nie mają władzy nad grą ani nad graczami jest oczywiste i zrozumiałe dla każdego. Ale z jakiegoś powodu ludzie skłonni są wierzyć, że taką władzę posiadają planety oraz gwiazdy stałe i że to one decydują o naszym życiu. A przecież wiara we wpływ gwiazd na nasz charakter i los jest takim samym absurdem, jak wiara we władzę kart nad grą.

Myślenie ezoteryczne pozwala lepiej zrozumieć prawa rządzące światem, warto więc się z nim zapoznać.

Wszystko na tym świecie składa się z dwóch przeciwnych biegunów oraz nieustających przypływów i odpływów. Po dniu następuje noc, po nocy dzień, po okresie aktywności przychodzi czas snu, a następnie przebudzenie i kolejny okres aktywności, analogicznie po aktywnym życiu nastaje czas wyciszenia, czyli przejście do innego świata, a następnie ponowne narodziny. I tak w nieskończoność, aż dusza wykona cały przeznaczony jej plan nauki. Nieprzerobione do końca życiowe lekcje przechodzą na kolejne wcielenie i czekają na ich konstruktywne przyswojenie. Według nauk ezoterycznych śmierć nie istnieje. Jest ona tylko jednym z etapów, przez które przechodzimy w swoim rozwoju. Śmierć jest więc tylko odpływem, okresem wycofania i braku aktywności, a więc czymś w rodzaju snu, po którym następuje przebudzenie do kolejnego życia.

Gdy mówimy o dwubiegunowości musimy też wspomnieć o determinizmie i wolności. Te dwa zjawiska również stanowią dwa przeciwstawne bieguny tej samej zasady. Każdy biegun jest przeciwieństwem drugiego, ale jednocześnie nie mogą one istnieć w oderwaniu od siebie. W rzeczywistości przeciwieństwa są tym samym. Tak jak nie ma zdrowia bez choroby, dobra bez zła i światła bez ciemności, tak nie ma wolności bez determinizmu i odwrotnie. Ktoś, kto chce osiągnąć wolność musi podporządkować się prawu, w przeciwnym wypadku doprowadzi do zupełnej destrukcji, za co będzie musiał zapłacić wysoką cenę.

Każdy z nas jest częścią większej całości, której musi służyć podobnie jak poszczególne komórki ciała muszą być podporządkowane dobru całego organizmu. Oczywiście, komórka może wyrwać się na pełną wolność i działać samowolnie, nie licząc się z dobrem organizmu, do którego należy, tylko że wtedy mamy do czynienia z nowotworem. Jak widać nie jest to korzystne, również dla tej komórki, która doprowadzając do śmierci całości sama również ginie.

Człowiek, który z pogardą i demonstracyjnie depcze prawa tego świata z reguły kończy marnie, nie jako istota wolna, lecz jako niewolnik, ponieważ zazwyczaj kończy w więzieniu, a w skrajnym przypadku nawet na szubienicy.

Ezoteryka uczy: "poznaj samego siebie" (mikrokosmos), a że zasada nadrzędna brzmi "jak na górze, tak na dole" (makrokosmos), poznanie siebie samego oznacza automatycznie poznanie praw uniwersalnych. Paradoksalnie, podporządkowanie się im i ich zaakceptowanie prowadzi do wolności. Wolnym można być tylko wtedy, gdy działa się w zgodzie z prawami Wszechświata. Crowley powiedział: "Każdy człowiek powinien być jak gwiazda i poruszać się po swojej orbicie". Możesz być podziwianą gwiazdą, ale musisz trzymać się wyznaczonego toru. Jeśli go opuścisz spowodujesz tarcie, a ono z kolei stanie się przyczyną cierpienia lub choroby. Świat się od tego nie rozpadnie, ale twój los może być marny.

Determinizm przejawia się w postaci przeznaczenia, a ono z kolei jest rezultatem prawa przyczyny i skutku (karmy). Musimy zaakceptować stan początkowy (płeć, kolor skóry i oczu, kraj, w którym się rodzimy, rodziców, których otrzymujemy, stan majątkowy i społeczny, ewentualne kalectwo itp., czyli to przykładowe "początkowe rozdanie kart") i skonfrontować się z tym, co przeznaczono nam w tym wcieleniu do przepracowania i nauczenia się. Przeznaczeniem jest właśnie plan nauki. Jeśli właściwie wywiązujemy się z tego zadania (czyli uczymy się, a najlepiej jeśli robimy to świadomie i z radością), wtedy zyskujemy znaczny margines swobody. Żadna siła wyższa ani żadne kosmiczne energie nie decydują za nas, w jaki sposób podchodzimy do zadań, jaką metodą i w jakim tempie je rozwiązujemy. W tym względzie mamy absolutną wolność. Wszystkie nasze decyzje są decyzjami w pełni suwerennymi.

Każda wolna decyzja, dobra lub zła, zmienia nasze przeznaczenie, a więc i przyszłość. W rzeczywistości nie ma "złych" decyzji, ponieważ każda stwarza możliwość uczenia się czegoś nowego. Przysłowie mówi nawet, że najwięcej uczymy się właśnie na błędach. A więc z tego punktu widzenia nie są one wcale błędami, lecz nowymi ścieżkami. Zamiast więc narzekać i robić sobie wyrzuty powinniśmy się cieszyć, że z każdym krokiem przybliżamy się do celu.

Zrozumienie tych zasad pozwala wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za wszystko bez wyjątku, co nas w życiu spotyka. Teraz już nie możemy zwalać odpowiedzialności na zły horoskop, ciężkie tranzyty, pecha, złe dzieciństwo, społeczeństwo, polityków, bakterie ani wypadki. Człowiek rozumiejący Prawo wie, że sam jest kowalem własnego losu i że w pełni jest odpowiedzialny również za swoje własne zdrowie. Choroby ani wypadki nie spadają na nikogo z nieba. To my sami je na siebie sprowadzamy łamiąc Prawo. Z tego punktu widzenia choroba lub wypadek są znakiem od losu, który w ten sposób stara się skorygować nasze postępowanie i sposób myślenia. Gdy znów staną się one prawidłowe choroba, będąca w rzeczywistości symptomem "grzechu" wobec obowiązujących we Wszechświecie zasad zniknie bez śladu.

Horoskop urodzeniowy, uchwycony w momencie narodzin pozwala odczytać uwarunkowania karmiczne. Ponieważ jednak planety nie stoją w miejscu, lecz pozostają w stałym ruchu na orbicie, horoskop tzw. tranzytowy możemy wyobrazić sobie jako rodzaj wielkiego zegara, którego wskazówkami są planety. Nasza karma jest zapisana na niezmiennej mandali urodzeniowej, a krążące planety odmierzają czas od naszego urodzenia, wskazując "jakość czasu" właściwą do podejmowania zadań i nauki na określonym polu życia. Planety ani inne rzekome wpływy kosmiczne nie decydują o niczym ani niczego nie powodują. Między ruchami planet a zdarzeniami z naszego życia nie ma żadnych powiązań przyczynowo-skutkowych, natomiast zachodzą między nimi powiązania synchroniczne, pozwalające odczytać bieżącą "jakość czasu".

Rozwój osobisty każdego człowieka musi być jego świadomym wyborem. Astrolog może pomóc w zrozumieniu jego uwarunkowań karmicznych, problemów psychologicznych i zmieniającej się stale jakości czasu, ale nie może zdjąć z klienta odpowiedzialności za jego los, nie może też (a nawet nie powinien) go programować swoimi werdyktami dotyczącymi rzekomo nieuchronnych zdarzeń. Dlatego astrologowi nie wolno wróżyć ani przewidywać przyszłości, bo ta zależy tylko od działań klienta. Każdy jest kowalem własnego losu, ale jeśli ktoś czuje, że nie ma wpływu na swoje życie, wtedy powinien udać się po poradę. Znaczy to, że nie może znaleźć właściwej ścieżki, którą powinien podążać. Astrolog może pomóc mu w tych poszukiwaniach, pod warunkiem oczywiście, że potrafi uszanować wolną wolę człowieka.

CZEGO MOŻESZ SPODZIEWAĆ SIĘ PO WIZYCIE U ASTROLOGA

Ten tekst został napisany na nowo.

Inspiracją do tego stała się dyskusja na forum dla astrologów, dotycząca etyki tego zawodu. Uświadomiła mi ona, na czym polega niezrozumienie astrologii przez zwykłych śmiertelników, a nawet przez niektórych astrologów.

Zacznę od tego, że w Polsce uprawia się kilka rodzajów astrologii, ale najliczniej reprezentowane są dwa z nich: jeden, określający siebie zupełnie niesłusznie astrologią klasyczną i drugi, tzw. humanistyczny.

Astrologia zwana klasyczną w rzeczywistości nie ma zbyt wiele wspólnego ze swoimi klasycznymi korzeniami, wywodzącymi się z czasów babilońsko-chaldejskich czy greckich, ponieważ jest to w twór, który wyodrębnił się w XVIII, a jeszcze wyraźniej XIX wieku. Nurt ten miał ambicję wprowadzić do astrologii zasadę myślenia naukowego, czyli przyczynowo-skutkowego, w rezultacie czego stworzono całe mnóstwo sztywnych i wysoce zawikłanych reguł, mających umożliwić precyzyjne przewidywanie zdarzeń. Aby takie prorokowanie w ogóle było możliwe konieczne było przyjęcie założenia o istnieniu kosmicznego determinizmu. Uznano, że krążące wokół Ziemi planety są generatorami kosmicznych energii, które wpływają na życie na Ziemi i kształtują charakter oraz los człowieka w chwili jego narodzin. Pozornie takie myślenie wydawało się logiczne i bardzo naukowe. Niestety, rezultaty okazały się bardzo rozczarowujące, co spowodowało, że prawdziwa nauka nie tylko nie uznała astrologii za jedną ze swoich dziedzin, ale wręcz odwróciła się od niej, ostatecznie przepędzając ją z uczelni i bezlitośnie wyśmiewając.

Astrologia deterministyczna, zakładająca brak wolnej woli człowieka w ogóle nie była w stanie dostrzec potencjałów tkwiących w horoskopie. Astrolog w swojej pracy skupiał się wyłącznie na jak najdokładniejszej diagnozie niezmiennego przeznaczenia, rzekomo zapisanego w gwiazdach i na precyzyjnym przewidywaniu, co zdarzy się w przyszłości. Nic więc dziwnego, że nie zachęcał ani do rozwoju osobistego, ani do rozumienia sensu życia. Bo co tu rozumieć i po co się wysilać, skoro i tak wszystko jest zapisane w niebie i stanie się to, co stać się musi? Jaką nadzieję może mieć słaby człowiek, który znajduje się we władzy sił kosmicznych i nieodwołalnych boskich wyroków, niewyobrażalnie potężniejszych od niego samego? To właśnie ten twardy i nie pozostawiający śladu nadziei determinizm tak bardzo mnie przeraził, gdy po raz pierwszy czytałam interpretację horoskopu, sporządzoną przez astrologa-deterministę.

Innym 'grzechem' tej szkoły astrologii jest nienadążanie za przemianami społecznymi. Aż do XX wieku kobiety nie miały praw obywatelskich, więc jedyną dziedziną, w której mogły się realizować było małżeństwo, dom i dzieci. I do takiego modelu kobiecości dostosowane były ówczesne zasady interpretacyjne. Uczono więc, że skoro Słońce jest męskie, świadome i logiczne, to nie należy ono do kobiety, a więc w jej horoskopie opisuje ono nie ją, lecz jej męża, jako tego, który realizuje się w świecie zewnętrznym i robi karierę. Natomiast Słońcem kobiety miał być Księżyc, bo jest on sygnifikatorem irracjonalnych impulsów i emocji, a w życiu rządzi takimi dziedzinami jak dom, kuchnia i dzieci. Podobna zasada mówiła, że Merkury w kobiecym horoskopie opisuje inteligencję nie jej, lecz jej męża, ponieważ Merkury przebywa blisko przy męskim Słońcu, z czego wynika wniosek, że jest to planeta męska, a więc ona, jako kobieta, rzecz jasna ani Merkurego ani inteligencji nie posiada w ogóle Kiedy jeden z moich wykładowców z całą powagą wygłosił podobne mądrości w sali, w której większość studentów stanowiły kobiety, został wyśmiany, wygwizdany i zatupany.

Na początku XX wieku wielu myślicieli, filozofów i mistyków przystąpiło do odbudowywania dobrego imienia "królewskiej wiedzy" i w ten sposób narodziła się astrologia humanistyczna. W rzeczywistości to właśnie ona ma wszelkie prawa, by nazywać siebie samą klasyczną, ponieważ ustalając "nowe" reguły powrócono do "starych" korzeni, czyli pierwotnych, starożytnych, przede wszystkim psychologicznych jej podstaw, które dodatkowo zostały potwierdzone badaniami statystycznymi i empirycznymi.

Astrologia humanistyczna odcina się od deterministycznego sposobu myślenia i skupia się przede wszystkim na psychologii oraz niesieniu pomocy w radzeniu sobie z problemami dnia codziennego. Nie ma ona nic wspólnego z wróżbiarstwem, stawia natomiast na rozwój, dzięki zrozumieniu lekcji, zarówno tych wpisanych w horoskop urodzeniowy, jak i tych, które niesie ze sobą życie. Prognoza astrologiczna nie przypomina dokładnej przepowiedni co i kiedy ma się zdarzyć, lecz podaje probabilistyczną informację o tendencjach i kierunkach, w jakich może rozwijać się ludzkie życie w danym okresie. Taka prognoza pozwala przewidzieć zarówno potencjalne trudności, jak i możliwości ekspansji w konkretnej dziedzinie życia.

Widoczne w horoskopie trudności ani zagrożenia nie oznaczają bynajmniej wyroku ani nie pozwalają prorokować życiowej klęski. Należy je raczej traktować jako wezwanie do wprowadzenia w życie radykalnych reform lub jako egzaminy, które należy zdać jak najlepiej. Dla większości ludzi są to niemiłe wiadomości, bo egzaminy bywają trudne i nikt ich z tego powodu nie lubi, a perspektywa zmian, szczególnie radykalnych, wydaje się jeszcze bardziej przerażająca. Jednak egzamin jest tylko egzaminem: jego wynik nie zależy od wpływu sił kosmicznych, lecz od pilności i zdolności ucznia. Więcej szczegółów postaram się podać w dalszej części mojego wywodu.

Wspomniana we wstępie dyskusja w gronie astrologów i adeptów tej wiedzy uświadomiła mi, jakie tematy wymagają dokładniejszego wyjaśnienia. Ponieważ ten tekst piszę dla laików, rozwinę swoje myśli w taki sposób, żeby były zrozumiałe dla każdego.

Pytanie: skoro nie wolno straszyć złymi wyrokami nieba ani pozbawiać nadziei, to? Kłamać, lejąc miód na serce? Nie mówić prawdy? Odpowiedź: Rolą astrologa nie jest kadzenie klientowi, zapewnianie go, że życie jest bajką ani namawianie go do pozytywnego myślenia i wiary w cuda. Pozytywne myślenie nie zawsze, a nawet raczej rzadko bywa naprawdę skuteczne, w przeciwieństwie do myślenia fatalistycznego. Tak już ten świat jest urządzony, że łatwiej jest uwierzyć w zło i je zrealizować, niż odwrotnie. Wiemy z doświadczenia, że optymistom prawie zawsze i prawie wszystko się udaje, jednak osobom o pesymistycznym z natury nastawieniu do życia bardzo trudno jest uwierzyć w proste afirmacje. Dlatego, przynajmniej w ich przypadku, to nie działa. Pewne jest natomiast, że straszenie czarnymi wizjami i brakiem wpływu na własne życie nie dość, że jest zupełnie nieuzasadnione, to co znacznie gorsze może przynieść naprawdę opłakane skutki z powodu pozbawiania nadziei i wiary we własną moc sprawczą. Pracując z klientem musimy wiedzieć, że w życiu łatwiej jest doprowadzić do klęski, niż osiągnąć sukces, ponieważ w tym pierwszym przypadku wystarczy po prostu nic nie robić i biernie czekać na bieg wypadków, a w drugim trzeba się zdobyć na wysiłek oraz odwagę czynnego działania. Bez wiary w sukces nie ma nadziei na skuteczne działanie, więc o przykazaniu nie mordowania nadziei każdy astrolog powinien pamiętać, udzielając konsultacji.

Astrolog powinien też pamiętać, że jego przepowiednie mają naprawdę potężny wpływ na psychikę klienta, który często przychodzi na konsultację z nieco zabobonną wiarą, że ma do czynienia z osobą wszystko wiedzącą, bo (rzekomo) odczytującą z gwiazd nieubłagane wyroki boże. Niestety, wśród astrologów jest wielu ludzi zupełnie nieodpowiedzialnych, którzy wierzą, że gwiazdy coś tam powodują, a my, biedne ofiary gwiezdnego determinizmu na nic nie mamy wpływu. I tacy ludzie udzielają porad tonem wszechwiedzącego mędrca wieszcząc nieubłagane fatum, na przykład przepowiadając raka wątroby za dwa lata, samobójstwo żony za rok lub zgon mamusi w następny poniedziałek po południu. Taka porada może działać jak zabójstwo.

Pytanie: "Klasyczna astrologia nie ma tego typu dylematów: po prostu odczytuje zapisany los i tyle. Ma Pan raka i 4 miesiące życia. Czy astrolog może tak "rozwojowo" skłamać: to tylko urojone bóle, po 4 miesiącach się poprawi"? Odpowiedź: Można odczytać coś, co jest gdzieś zapisane i jednoznacznie ustalone, ale tak się składa, że los i śmierć w horoskopie zapisane nie są. Dlatego astrolog nie jest tak w stanie odczytać konkretnych zdarzeń ani przewidzieć śmierci. W horoskopie są zapisane tylko pewne możliwości, zarówno dobre, jak i złe. Pesymista zrealizuje wszystkie najgorsze, a optymista najlepsze. Mówiąc nieco ironicznie astrolog może to dość łatwo i skutecznie zmienić, jeśli optymistę przerobi na pesymistę. Dokonać tego można w prosty sposób: wieszcząc z grobową miną tragiczne i nieodwołalne wyroki niebios. Rolą astrologa nie jest przepowiadanie nieuniknionej śmierci za 4 miesiące, z tego prostego powodu, że tego przewidzieć się nie da, nawet jeśli pacjent jest poważnie chory. Znane mi są przypadki, że człowiek chory na najgorszą możliwą odmianę raka (np. trzustki) i mający najgorsze możliwe rokowania ze strony lekarzy zdrowiał nagle i całkowicie dzięki przemianie wewnętrznej. Jest to zasada Plutona, który mówi, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Pod wpływem tranzytu Plutona można umrzeć lub dzięki osiągnięciu nowego wglądu w sens życia odrodzić się na nowo. Każdy ma tu wolny wybór.

Na marginesie: widziałam horoskopy ludzi, którzy umierali przy niezwykle "szczęśliwych" tranzytach i takie, kiedy odnosili wielkie sukcesy przy mocno niesprzyjających. Po prostu na każdego co innego działa stymulująco. Są ludzie, którzy wiedzą, że żyją tylko wtedy, gdy ich życie obfituje w ostre napięcia i gdy piętrzą się przed nimi przeszkody, i są tacy, którzy najwyżej cenią sobie nic nierobienie. Patrząc w horoskop astrolog może przewidzieć, że dany okres będzie obfitował w wielkie napięcia, lub przeciwnie, będzie pełen harmonii, ale nie to, jak dana osoba na ten stres lub te rzekome przyjemności zareaguje. Posiadacz horoskopu obfitującego w napięte aspekty zwykle lepiej radzi sobie w okresach napięć, natomiast przy bardziej harmonijnych tranzytach może wręcz wpaść w depresję, ponieważ przygnębia go brak motywacji do walki.

Pytanie: "Załóżmy że astrolog dostrzegł w horoskopie niebezpieczeństwo. Czy ma o tym nie informować klienta, żeby go nie straszyć?". Odpowiedź: jeśli astrolog widzi w horoskopie potencjalne niebezpieczeństwo, to jego zadaniem jest wyjaśnić klientowi, jaki jest charakter owego zagrożenia, jaka jest jego przyczyna, jakiej dziedziny życia może ono dotyczyć i co zrobić, żeby te potężne energie "zaprząc" do pożytecznej pracy; tak, tak kochani, jest to możliwe! Bo wbrew powszechnemu przekonaniu potencjalnie groźne układy planet nie muszą się zrealizować w postaci wypadku, który spada na człowieka "przez przypadek". Coś takiego, jak przypadek prawdopodobnie w ogóle w świecie nie występuje. To, co my bierzemy za przypadkowe zdarzenie wynika z niezrozumienia przez nas praw kosmicznych, rządzących życiem na tej planecie. Gdyby w świecie zdarzały się przypadki, już dawno porządek zamieniłby się w chaos i prawa fizyki przestałyby obowiązywać. Przez przypadek, oczywiście.

"Kybalion", jedno z fundamentalnych dzieł hermetyzmu, naucza: "Każda przyczyna ma swój skutek; każdy skutek ma swoją przyczynę; wszystko dzieje się według Prawa; przypadek to jedynie nazwa dla nierozpoznanego Prawa; istnieje wiele płaszczyzn przyczynowości, lecz nic nie wymyka się Prawu".

Skoro tak, zapomnijmy o wygodnym nawyku zwalania swoich niepowodzeń na dzieło przypadku i postarajmy się zrozumieć, czego dane wydarzenie chciało nas nauczyć. Odrobina treningu może przynieść naprawdę imponujące rezultaty na ścieżce rozwoju osobistego.

Żadne widoczne w horoskopie niebezpieczeństwa nie są czymś nieuniknionym. Czarne chmury gromadzą się zwykle przez dłuższy czas i otrzymujemy wcześniej ostrzeżenia od losu, że zmierzamy w niewłaściwym kierunku. Jeśli uparcie dążymy w tym samym kierunku, ściągamy na siebie przykre konsekwencje.

Demonizowane przez początkujących lub kiepskich astrologów tranzyty planet zwanych niesprawiedliwie "złoczynnymi" (Saturn, Uran, Neptun i Pluton) wcale nie oznaczają nieuchronnej klęski, lecz czas gruntownych zmian w życiu bądź konieczność rozliczenia się z wcześniej podejmowanych decyzji oraz działań. Problem polega na tym, że ludzie panicznie boją się wszystkich zmian, nawet tych na lepsze.

Każda planeta, zaliczana przez astrologię deterministyczną do kategorii tzw. "złoczyńców" ma w rzeczywistości do powiedzenia coś niezwykle dobroczynnego. Albo zrozumiemy ich lekcje i odrobimy zadania, które przed nami stawiają, albo one zrobią to za nas, tyle tylko, że wtedy będziemy poszkodowani.

I tak, posiadający wyjątkowo zszarganą opinię Saturn jest nauczycielem mądrości, dojrzałości i odpowiedzialności. Jak wiadomo mądrość nie przychodzi sama, lecz musi być wykuwana w trudnej szkole życia. Niektórzy wierzą, że do jej nabycia wystarczy upływ czasu (czas również jest domeną Saturna), jednak nie jest to regułą. Są ludzie, którzy nawet na starość nie dochodzą do mądrości. Tak więc, aby zmądrzeć, należy pokonać wiele przeszkód, zmagać się z przeciwnościami i niejednokrotnie boleśnie upaść. Wszystkie te "atrakcje" zapewnia właśnie Saturn. Gdy sobie poradzimy z przeszkodami i blokadami, na końcu drogi czeka nas nagroda.

Jeśli człowiek jest mądry, odpowiedzialny i dojrzały Saturn niczym mu nie zagrozi. Dołoży mu więcej obowiązków lub obarczy większą odpowiedzialnością, ale da również zaszczyty, uznanie i satysfakcję.

Jeśli klient nie chce nauczyć się mądrości, dojrzałości i odpowiedzialności, wtedy Saturn zupełnie zasłużenie wymierzy mu sprawiedliwość. Jakiej dziedziny życia będzie to dotyczyć pokazuje nam jego posadowienie w konkretnym domu i znaku horoskopu. Na przykład jeśli przebywa on w swoim własnym królestwie, czyli w 10 domu lub w Koziorożcu, to przy braku pilności w pracy Saturn pozbawi właściciela horoskopu szacunku i posady i odbierze mu źródło dochodów. Jeśli jest to dom 7 lub znak Wagi (dom i znak wywyższenia Saturna), wtedy brak dojrzałości i odpowiedzialności zaowocuje niespełnieniem w partnerstwie i miłości.

Tak więc klient ma wybór: albo weźmie się do ciężkiej pracy nad sobą i zacznie dążyć do doskonałości, albo dana dziedzina jego życia będzie jednym wielkim pasmem klęsk i niepowodzeń. Prawo surowe, ale czy niesprawiedliwe? Oceńcie to sami.

Uran, czy to z racji położenia natalnego, czy wkraczając w życie tranzytowo, zmusza do zrewolucjonowania danej dziedziny życia, a nawet do wszczęcia w niej rebelii, mającej za zadanie oczyszczenie życia ze wszystkiego, co już nam nie służy. Dotyczy to również ludzi z naszego otoczenia. Jeśli kobieta nie chce się rozwieść z mężem, którego szczerze nienawidzi i odmawia zwrócenia mu wolności dlatego, że ślubował przed ołtarzem, wtedy Uran może zadziałać siłą i spowodować nawet jego lub jej śmierć. Ale i tym razem wybór był: rozstać się z mężem dobrowolnie lub pod presją nieubłaganego losu.

Neptun namawia nas do pożegnania się z twardym racjonalizmem i egoizmem. Powinniśmy więcej czasu poświęcić swojej duchowości, zacząć medytować, marzyć, tworzyć coś artystycznego lub zająć się bezinteresownym pomaganiem cierpiącym.

Plutoniczna lekcja to przede wszystkim konfrontacja ze społecznym tabu, czyli z tematami, których nie porusza się w dobrze wychowanym towarzystwie. Do takich dziedzin w naszej cywilizacji należą pieniądze, seks i śmierć. Jeśli nie przemyślimy tych spraw dobrowolnie i nie podejmiemy reform, wpadniemy w poważne tarapaty, a Pluton pozbawi nas wszystkiego, czego kurczowo się trzymamy.

Na tym właśnie polega pożyteczność astrologii: że rozumiemy, czego i w którym momencie oczekuje od nas nasze życie. Jeśli żyjemy świadomie i ze zrozumieniem, wtedy żaden tranzyt nas nie zaskoczy ani tym bardziej nie powali nagłym nieszczęściem.

Oczywiście, nie twierdzę przez to, że dzięki astrologii staniemy się nieśmiertelni lub że nasi bliscy nie będą chorować ani odchodzić. Możemy jednak posiąść mądrość, która pozwoli nam zrozumieć i zaakceptować wszystkie nieuniknione przemiany, jakim podlega nasze życie. Jest w nim miejsce również na śmierć. Nie musimy postrzegać jej jako coś wyłącznie przerażającego i złego, lecz jako jeden z nieodłącznych elementów życia. Śmierć istniała zawsze, więc nie ma nadziei, że to właśnie my doprowadzimy do tego, że zniknie.

Pytanie: "Ciekawe, że w czasach, w których astrologia cieszyła się powszechnym szacunkiem i zaufaniem, astrologowie nie mieli takich wątpliwości, o jakich dzisiaj rozmawiamy. Po prostu mówili to, co widzą". Odpowiedź: "I dlatego dziś astrologia jest bezlitośnie wyszydzana przez wszystkich myślących racjonalnie ludzi, którzy takie "werdykty" usłyszeli. Ja też kiedyś miałam wątpliwą przyjemność przeczytać znalezioną na strychu dziadka interpretację horoskopu jakiegoś polityka, sporządzoną przez międzywojennego speca od astrologii deterministycznej (litościwie zapomniałam którego, ale był to jeden z tych najsławniejszych). Z tego powodu unikałam wszelkich kontaktów z astrologią przez co najmniej 10 lat, uważając ją za zabobon, ciemnotę i rzecz w najwyższym stopniu szkodliwą. Zmieniłam swoje zapatrywania dopiero po zapoznaniu się z książkami Leszka Weresa.

I tu dochodzimy do kolejnego problemu: skuteczności technik prognostycznych, które dziś, nie da się tego ukryć, nie działają. Mam podejrzenie, że raczej nie działały również w przeszłości, tyle tylko, że kiedyś opinii autorytetów nie poważano. Dlatego prędzej naginano dowody do teorii, niż teorię do dowodów. Tak było w astrologii, w medycynie i w innych dziedzinach. Astrolog czy lekarz byli uznawani za autorytet, więc nie negowano ich orzeczeń. Lekarz był szanowany i poważany nawet wtedy, gdy masowo mordował pacjentów. Kto nie wierzy, niech poczyta literaturę piękną z XVIII i XIX wieku lub fachową literaturę na temat historii medycyny. Mam książkę pt. "Błędy medycyny", której lektura może zakończyć się rozstrojem nerwowym. To, co lekarze dawniej wyprawiali z pacjentami przechodzi wszelkie wyobrażenie, to byli po prostu rzeźnicy, ale byli naprawdę bardzo poważani i nikomu nawet do głowy by nie przyszło, że można ich pozwać do sądu za błędy w sztuce. Dawniej fachowców nie krytykowano, lecz bezdyskusyjnie uznawano ich omnipotencję. Prawa pacjenta to zupełnie nowy wynalazek współczesnej kultury, która przestała się liczyć z autorytetami. Dawniej uważano, że skoro lekarz jest fachowcem od leczenia, to pacjent, który się na tym nie zna, nie ma nic do gadania. Dlatego lekarz sam decydował, jak ma ono przebiegać, nie miał obowiązku wprowadzać pacjenta w tajniki swojej sztuki i nie musiał się z niczego, włącznie ze śmiercią pacjenta, tłumaczyć. Sądzę, że w takiej sytuacji społecznej astrolog również mógł wieszczyć duby smalone, ale jeśli robił to z wielką pewnością siebie, to klient prędzej przystosowywał swoje życie do jego werdyktu, niż ośmieliłby się zgłaszać reklamacje. A może nawet grzecznie umierał lub chorował w przepowiedzianym terminie? Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają i to, co dziś jest zupełnie nie do przyjęcia kiedyś nikogo nie bulwersowało.

Czasy terroru autorytetów dobiegły szczęśliwie końca i dziś, na astrologów nieszczęście, musimy się wykazać w pracy profesjonalizmem oraz skutecznością. Dlatego fałszywych werdyktów już nikt nie przyjmuje z bezkrytycznym zachwytem, a jeśli się zdarzą, to są od razu wyśmiewane. Zdaliśmy sobie również sprawę z wpływu, jaki mamy na innych. To zmusiło astrologów do zmiany metod pracy, a przede wszystkim do wzięcia odpowiedzialności za to, co klientom opowiadają.

Dzisiejsza psychologia, jak również fizyka kwantowa potwierdzają, że każda informacja na temat przyszłości ma wpływ na bieżące decyzje, a więc pod ich wpływem przyszłość ulega zmianie. Kto nie wierzy, niech obejrzy film "What the *** Do We Know", mówiący właśnie o tym, że nasze życie zależy od tego, w co wierzymy. Każdy z nas tworzy swój własny świat, czyli Matrix, w którym żyje i który postrzega jako jedyny realny. Działania magiczne są więc możliwe. Każdy może być magiem, zmieniającym swój własny świat. Jeśli ktoś wierzy w moc sprawczą gwiazd, to one rzeczywiście mają nad nim władzę, ponieważ taka osoba na własne życzenie pozbawia się własnej mocy sprawczej. Jeśli ktoś wierzy w pecha, to go przyciąga. Jeśli jest przekonany, że do niczego się nie nadaje, to życie potwierdzi tę jego wiarę. Jeśli masz na twarzy napisane "kopnij mnie", to będziesz kopany przez wszystkich.

Zamiast lękliwie oczekiwać przypadkowych ciosów losu powinniśmy przyjąć zasadę, że każde wydarzenie powinno nas czegoś nauczyć. Taką funkcję spełniają również choroby. W wieku ok. 19 lat zachorowałam na bezobjawowe wirusowe zapalenie płuc i mało nie umarłam. Wtedy oczywiście uważałam, że spadło to na mnie przez przypadek, potem pomyślałam, że spowodowały to ciężkie tranzyty, a teraz patrzę na to zupełnie inaczej. Przyczyną tego była moja zagmatwana sytuacja rodzinna, konflikt z matką i ogólne poczucie beznadziei i bezsensu życia. Cierpiałam wtedy również na przewlekłą depresję. Jak można żyć, kiedy nie widzi się celu ani sensu w życiu? Choroba może być zawoalowaną formą samobójstwa, a jej bezobjawowość miała mi w tym pomóc. Czułam się strasznie słaba, po prostu ledwie trzymałam się na nogach, ale nie miałam gorączki, kaszlu, anemii ani innych objawów, więc lekarz zwykłym badaniem nie mógł nic stwierdzić. Jednak "przez przypadek" moja choroba została ujawniona. Uratowały mnie okresowe prześwietlenia, które kiedyś robiono. I wtedy się wydało, że coś jest nie tak z moimi płucami. Choroby płuc biorą się z żalu. I tak właśnie było w moim przypadku.

Kolejną sporną kwestią jest problem cierpienia. Niektórzy krytykują astrologię humanistyczną za to, że rzekomo opowiada bajki o potencjałach oraz nieograniczonych możliwościach człowieka zamiast walić twardą prawdę prosto w oczy i jasno przewidywać, co się stanie. Odpowiem na to tak: cierpienie jest dane po to, żeby ludzi budzić z hipnotycznego snu i nieświadomego życia. Trudne horoskopy i ciężkie tranzyty planet dane są po coś. Bo kiedy się mordujesz mając trudne układy w horoskopie, długo tak nie wytrzymasz. Nawet największy twardziel i uparciuch w pewnym momencie musi coś ze sobą zrobić. Jeśli się nie zmieni, to po prostu umrze lub zwariuje. Ale czy winne są gwiazdy? Bynajmniej! Winny jest ten, kto nic nie robi i się nie rozwija. Ten ból próbuje go zmusić do zmiany istniejącego stanu, a więc jest jego sprzymierzeńcem.

Oczywiście, wolna wola. Jeśli ktoś koniecznie chce wierzyć w gwiezdny determinizm i spełnianie się wyłącznie złych przepowiedni, jego sprawa. Niech sobie wierzy. Jeśli na skutek tej wiary zachoruje i w końcu umrze na raka, to jego problem. Każdy ma prawo wejść do swojego własnego piekła i zmarnować sobie życie, widocznie inaczej niczego się nie nauczy. Ja wierzę w reinkarnację, więc mam nadzieję, że jak nie w tym, to w następnym życiu w końcu zrozumie, o co tu chodzi. Nie ma pośpiechu, spokojnie, każdy rozwija się we własnym tempie i rytmie.

Kiedy przychodzi do mnie taki pesymistycznie nastawiony człowiek wyjaśniam mu, że to nie gwiazdy, ani nawet nie trudne dzieciństwo ponoszą winę za jego stan, lecz że sam się w tym umacnia za sprawą swojego pesymizmu. Może oczywiście nic nie robić, a wtedy pewnie zachoruje, a nawet umrze. Albo może zmienić swój sposób myślenia, co jest może trudne, ale za to zbawienne. I zwykle pomaga. Ale samo, bez medytacji lub psychoterapii, albo jednego i drugiego razem, nic się nie zrobi.

Niektórzy twierdzą, że depresja i cierpienie posiadają jakąś niezwykłą wartość, bo są często przypadłością ludzi twórczych, a nawet wybitnych. Może, nie wiem na pewno jak z tym jest. Z własnego doświadczenia potwierdzić ich wartości nie mogę. Sama cierpiałam na chroniczną depresję przez większość życia i za żadne skarby świata nie chciałabym powrócić do tego stanu. Wspominam to jak najgorzej. Niestety, ja w tym stanie nie osiągnęłam zupełnie nic. Moje dokonania pojawiły się dopiero po wyleczeniu się z tej przypadłości. Po długich latach mordowania się z chroniczną depresją w końcu się zupełnie załamałam i nie miałam innego wyjścia, jak nauczyć się metody duchowego uzdrawiania. Dziś po depresji nie ma nawet śladu, pojawiła się za to inspiracja i nowy wgląd w rzeczywistość. Czasem po prostu nie ma innego wyjścia, jak spaść na samo dno, bo tylko wtedy człowiek może się odbić i wypłynąć na powierzchnię. Dlatego to załamanie było moim błogosławieństwem i mnie uratowało. Ja w każdym razie nikogo nie namawiam i nigdy nie namawiałam do pozytywnego myślenia. To nie działa. Nawet psychoterapia nie zawsze pomaga. Trzeba zacząć regularną praktykę duchową, tylko wtedy pojawią się rezultaty.

O MNIE

Bez wyruszania za granicę
można poznać cały świat;
Bez wyglądania przez okno
można zobaczyć drogę do niebios.
Im dalej ktoś wędruje, tym mniej poznaje

Lao Tse

Jeśli dusza będzie rozświetlona, w człowieku będzie piękno. Jeśli w człowieku będzie piękno, w domu panować będzie harmonia. Jeżeli w domu panować będzie harmonia, w narodzie będzie porządek. Jeśli w narodzie będzie porządek, na świecie będzie pokój.
Przysłowie chińskie

Na tym właśnie polega dzielność szczęśliwego i pogodnego życia, że wszystko się czyni zgodnie z własnym głosem wewnętrznym i z wolą rządcy Wszechświata.
Założyciel stoicyzmu, Zenon z Kition na Cyprze

Wiedza to zaledwie pierwszy etap, mędrcy pozostawiają go za sobą
Babaji

Celem astrologii nie jest przewidywanie przyszłości, a celem magii nie jest nabycie mocy; OBIE te dziedziny zajmują się przekształcaniem naszych gęstszych jakości w ich najczystszą bądź najbardziej uszlachetnioną kwintesencję
David Coleman

0x01 graphic

To jest zupełnie nowa wersja mojego portretu. Zmieniłam ją, bo wciąż się rozwijam, zmieniam swoje myślenie i swój stosunek do rzeczywistości. To, co pisałam 5 lat temu dziś już do mnie nie pasuje. Za następne kilka lat pewnie napiszę o sobie jeszcze coś innego. I tak jest chyba prawidłowo. Kto stoi w miejscu, ten się cofa. Ja zdecydowanie cofać się nie chcę, moim celem jest marsz do przodu.

A więc po kolei:

Jestem astropsychologiem (astrologiem humanistycznym) i absolwentką nieistniejącej już uczelni, czyli Łódzkiego Jupitera.

Moimi nauczycielami byli:

Astropsycholog nie zajmuje się wróżeniem z gwiazd ani przepowiadaniem przyszłości świata, magią, okultyzmem i innymi głupstwami, lecz czysto rozumową analizą psychologiczną horoskopu klienta, oceną jego pozytywnych i negatywnych potencjałów oraz pomocą w szeroko pojętym rozwoju i kierowaniu swoim życiem. Rzecz jasna za nikogo nie podejmuję ostatecznych decyzji, niczego nie narzucam i nikogo nie pozbawiam wolnej woli ani prawa do decydowania o sobie oraz swoim losie. Moją funkcją jest tylko doradztwo, pomoc w zrozumieniu przyczyn istniejących problemów i wspólna z klientem analiza jego sytuacji, głównie psychologicznej, ponieważ to właśnie psychologia, a więc podświadomy sposób myślenia, nieuświadamiane przekonania, stosunek do świata i ludzi są kluczem do zrozumienia zewnętrznych wydarzeń, mających miejsce w życiu danej osoby.

Dzięki znajomości astrologii naświetlam sytuację klienta i wyjaśniam mu podłoże jego problemów, ale ostateczną życiową decyzję każdy musi podjąć sam.

Uprzedzając ewentualne ataki fundamentalistów religijnych i nawróconych na katolicyzm okultystów informuję, że nie posiadam żadnych zdolności parapsychicznych ani właściwości sidhi, co więcej, nikt z moich przodków takowych nie posiadał i nie parał się ani astrologią, ani żadną inną dziedziną ezoteryki czy okultyzmu. Magia, jasnowidzenie ani czynienie jakichkolwiek innych cudów nigdy mnie nie pociągały, z tej prostej przyczyny, że pochodzę z rodziny ateistyczno-racjonalistycznej.

Jestem racjonalistką, więc do astrologii i interpretacji horoskopów podchodzę w sposób czysto racjonalny. Zapewne z tego powodu nie są mi znane manifestacje żadnych "sił nieczystych", tak często nękające nieodpowiedzialnych amatorów zajmowania się okultyzmem, zupełnie niewłaściwie pojmowanym jako praktykowanie czarostwa i wywoływania duchów.

Jeśli chodzi o mój światopogląd, to jestem osobą wyzwoloną zarówno ze wszystkich religii, jak i ateizmu. Podobnie nie interesuję się polityką, ponieważ jako osoba przebudzona mam świadomość, iż (wbrew temu, co sądzą wszyscy) nie posiadam na nią najmniejszego nawet wpływu. Moim pozytywnym wkładem w losy świata jest regularne oddawanie się medytacji, co (w przeciwieństwie do udziału w wyborach) realnie zmienia zarówno mnie samą, jak i moje otoczenie.

Wrócę jeszcze do mojego stosunku do religii. Jak wspomniałam, nie jestem ateistką, ale nie jestem też osobą, którą w Polsce określa się jako "wierzącą". W Polsce "wierzący" = katolik. Prawda jest taka, że "katolik" to osoba wierząca w Wielki, Powszechny i Apostolski Kościół oraz nieomylność papieża, a z tym nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego! Jestem osobą bezwyznaniową, dzięki czemu nie służę żadnym egregorom, lecz samemu czystemu, duchowemu i nieosobowemu Bogu.

Już wyjaśniam o co chodzi, jako że słowa "egregor" nie znajdziecie w żadnej encyklopedii (nawet w Wiki) ani słowniku. Otóż egregor jest to duch określonej społeczności. Jeśli grupa ludzi w coś wierzy, tworzy tym samym egregora, którego moc zależy od ilości wyznawców oraz siły ich wiary. Można go nawet porównać do inkuba, czyli istoty, która jest wytworem czyjejś wyobraźni. Są ludzie, którzy siłą swojej psychiki tworzą takie inkuby, które stają się materialne i potrafią nieźle narozrabiać, szkodząc samemu swojemu twórcy.

Ezoterycy wiedzą o tym, że ludzka psychika ma potężną moc. W końcu myśl jest energią, a twarda materia to nic innego, jak skoncentrowana energia (materia składa się głównie z pustych przestrzeni). Jeśli więc ktoś (a zwłaszcza duża grupa ludzi) zasila swoją energią mentalną jakieś, nawet zupełnie abstrakcyjne wyobrażenie, to może się zdarzyć, że energia ich myśli przybierze materialną postać. Przykładem może być Szatan. Ta istota została zmyślona przez judeochrześcijańskich kapłanów, żeby pomagała im trzymać w ryzach owczarnię pańską. Nic tak skutecznie ludzi nie kontroluje i nie przywołuje do porządku jak lęk. Silna wiara oraz potężny ładunek negatywnych emocji sprawiły, że ów początkowo fikcyjny Szatan nabrał mocy i dziś każdy katolik przysięgnie, że jest on jak najbardziej realny, że się z nim osobiście zmagał, a nawet więcej, że jego moc jest potężniejsza, niż moc samego Boga.

Wszystkie religie tworzą swoje egregory, ponieważ pełnią one rolę psów stróżujących, które chronią wyznawców i odstraszają przeciwników. To właśnie za sprawą owych stróżujących egregorów tak trudno jest porzucić religię, w której było się wychowanym. Rolą egregora jest zaganiać zbiegłą owieczkę z powrotem do stada i pilnować, żeby nie próbowała znowu uciec.

Kościół dorobił się całego mnóstwa egregorów. Paradoksalnie wiele z nich pracuje na rzecz wyznawców Szatana, choćby z tej przyczyny, że lęk i inne negatywne emocje są bardziej nośne niż miłość. Dlatego ludzie nie egzaltują się miłością do Boga, lecz lękiem przed Szatanem i demonami, a to zasila akumulatory ciemnej strony mocy. [Chcecie dowodu? Proszę bardzo: dostaję mnóstwo listów od osób bardzo pobożnych. Jak dotąd tylko jedna z nich przysłała mi słowa bezwarunkowej, boskiej miłości i tolerancji dla tego co robię. Pozostali obrzucają mnie wyłącznie mocnymi w słowach i pełnymi wiary w to, co piszą, ostrzeżeniami przed Szatanem i jego niewyobrażalną wprost potęgą].

Bóg każdej religii monoteistycznej również posiada cechy potężnego egregora, ponieważ ludzie skupieni wokół dowolnego wyznania są mało świadomi duchowo. Osoby pobożne są jak dzieci, potrzebują więc prostego i zrozumiałego dla nich obrazu Boga. Zwykle postrzegają go więc jako osobę, najczęściej "tatusia" - dobrego i kochającego, ale też surowego, osądzającego i (rzekomo słusznie) karzącego, a co więcej - zaborczego i zazdrosnego o swoje wpływy. I tym sposobem tworzą potężnego egregora, który przejmuje nad nimi pełną kontrolę. Gdy człowiek modli się do tej istoty, przechwytuje ona całą energię modlitwy, która traci moc i w ogóle nie dociera do prawdziwego Boga. Czyż można więc się dziwić, że ateiści rechocą ironicznie, dowodząc, że Boga nie ma, na co niezbitym dowodem jest fakt, że nie słucha On modłów swoich wyznawców (ateiści nie wierzą też w egregora, więc moje słowa również wyśmieją).

Otóż panie i panowie ateiści, Bóg nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. Po prostu wierni niewłaściwie wybrali osobę, do której kierują swoje modlitwy. Ci, którzy znają prawdę modlą się skutecznie.

Swoje egregory mają wszystkie grupy ludzkie. Mają je narody, miejsca, zawody, partie polityczne, kluby i stowarzyszenia. Nie ma takiego zbiorowiska, które nie posiadałoby swojego egregora. Mają go również astrolodzy i ezoterycy, tak, tak...

Szczególnie ten ostatni potrafi być wredny. Ale nie dlatego, że ezoteryka jest zła, lecz dlatego, że zajmują się nią nie rozumiejący jej zasad głupcy. I ci nieodpowiedzialni ludzie, bawiący się w wampiryzm, magię, wywoływanie duchów, rzucanie uroków i inne niebezpieczne rzeczy wyhodowali takiego egregora, że aż strach.

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że światem rządzą przeróżne egregory. Jest ich tak dużo i są tak potężne, że trudno jest żyć. Opętują one ludzi i sieją postrach, a ci opętani z kolei miotają się nieświadomi tego, co się z nimi dzieje i próbują wypędzać jednego egregora innym. I tym sposobem wpadają z deszczu pod rynnę, a ich kłopoty nie mają końca.

Opętani przez egregora rzekomej ezoteryki szukają ratunku w Kościele, mając nadzieję, że Bóg im pomoże. I tym sposobem zostają opętani przez egregora "boskości", czyli owego "boskiego tatusia", co nie tylko nie uwalnia ich ze szponów zniewolenia, ale przeciwnie, spycha jeszcze niżej. Bo o ile jako ezoterycy dyskretnie robili swoje, o tyle jako "nawróceni" wpadają w istny misjonarski szał nawracania wszystkich wokół i nie przebierają przy tym w środkach, posuwając się nawet do rzucania klątw na tych, którzy nie chcą iść wraz z nimi.

Jako osoba świadoma duchowo trzymam wszystkie egregory z dala od siebie.

Znane z nauczania mistyków "przebudzenie" bądź "oświecenie", to nic innego, jak wyrwanie się spod władzy wszystkich istniejących egregorów i wolne od nich życie w komunii z prawdziwą, a nie religijną, czystą boskością.

Na szczęście urodziłam się w rodzinie ateistyczno-racjonalistycznej, co dopiero dziś umiem docenić. Ten racjonalistyczny trening dał mi tarczę do obrony przed "duchową fiksacją" i szaleństwem. Stoję mocno nogami na ziemi, a moja głowa zawsze jest chłodna i trzeźwa. Dlatego, zajmując się astrologią i szeroko pojętą duchowością, nigdy nie ześlizgnęłam się w egregorialne szaleństwo.

Paradoksalnie, do wiary w Boga, a właściwie w Inteligentną Siłę Sprawczą, doszłam na drodze racjonalnej analizy. Moja wiara nie ma zupełnie nic wspólnego z jakąkolwiek religijną egzaltacją czy zniewoleniem przez oszustwa kapłanów.

Mój Bóg jest czymś, co mogę określić jako "Wszechumysł" lub "Wielki Kreator". Kosmiczne channelingi nazywają Go "Źródłem Pierwotnym" lub "Jedynym" (Prawo Jedynego) i te określenia też mi się podobają.

Bóg jest nieskończoną i doskonałą inteligencją, a co najważniejsze: bezwarunkową miłością. Dlatego w życiu nic nam nie grozi. Dla przebudzonego nie ma nieba, nie ma piekła, nie ma różnic religijnych, nie ma też żadnych innych przykazań, poza jednym danym nam przez Jezusa, który powiedział: "Nowe przykazanie daję wam". Tym przykazaniem jest miłość. Nie ma takiej choroby, nienawiści, zła czy nieszczęścia, której nie dałoby się wyleczyć miłością.

I dlatego każdy z nas, nawet najgorszy grzesznik, dojdzie do celu, bo wszystkie drogi prowadzą do Boga. Jedni dojdą szybciej, inni wolniej, ale dojdą wszyscy bez wyjątku.

Po co więc błądzić, szukać szczęścia w objęciach fałszywych wierzeń, po co służyć egregorom, skoro można się przebudzić i zobaczyć świat takim, jaki on naprawdę jest?

Takie przebudzenie daje spokój, harmonię wewnętrzną i poczucie bezpieczeństwa. Bo cóż może nam grozić?

Przebudzenie uwalnia też z prawa karmy, ale o tym napiszę w innym miejscu.


Zachęcam również do przeczytania mojego
credo, w którym wyjaśniam Moherowym Beretom oraz zapalczywym inkwizytorom z pochodniami do podpalania stosów w rękach jaki jest mój stosunek do ich (i wszystkich innych) religii.

Astrologia jest nauką samodzielną. Wyjaśnia nam ona bardzo wiele. Z jej znajomości dużo się nauczyłem i wielokrotnie odniosłem korzyści.
Albert Einstein


Istnieje zasada, odporna na wszelkie dane, odporna na wszelkie argumenty, która niezawodnie utrzymuje człowieka w wiecznej ignorancji. Tą zasadą jest potępienie, zanim przystąpi się do badania.
Herbert Spencer


Uczcie się od nauki, że nie wolno wam wierzyć eksperymentom. Nauka to wiara w ich ignorancję.
Richard P. Feynmann


Człowiek nie znający swego horoskopu jest jak kapitan statku, który wyrzuca za burtę mapy i woła: "Boże, prowadź!"
Leszek Szuman



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
praca-magisterska-wa-c-7570, Dokumenty(2)
7570
7570
7570
7570

więcej podobnych podstron