Dlaczego nie zostałem 'Świadkiem Jehowy'?
Słowo Nadziei - (dalej SN) Jakie były początki twoich poszukiwań ?
Ireneusz (dalej Irek) Przyznaję szczerze przed Bogiem że to nie Jego (Boga) początkowo szukałem, ponieważ nie wiedziałem o Jego istnieniu. Jak większość ludzi myślących zastanawiałem się nad ogólnym sensem życia. Szukałem czegoś głębszego, czegoś, co miałoby sens w tym jak mi się wtedy wydawało bezsensownym świecie i co nadałoby znaczenia również mojemu osobistemu życiu. W tym okresie byłem pod wpływem odchodzącej już filozofii "dzieci Kwiatów"; bezgranicznej wolności, miłości, pacyfizmu.
Po kilku latach hołdowania stylowi życia hippisów i obserwacji, do czego ta filozofia prowadzi, doszedłem do wniosku, że to co robię i jak żyję w niedługim czasie może doprowadzić mnie do zupełnego upadku oraz ruiny zdrowia i życia.
Był to czas, kiedy kilku moich bliskich przyjaciół zainteresowało się religią 'Świadków Jehowy'. Nagle straciłem z nimi kontakt. W czasie naszych kolejnych spotkań byłem bombardowany pytaniami na tematy religijne, o których ja w ogóle nie miałem pojęcia. Ponieważ wiedzieli, że te tematy mnie nie interesowały, spróbowali podejść mnie z innej strony i trafili na podatny grunt! Zaczęli rysować przede mną obraz "najlepszej" organizacji, do której wstąpili. Ponieważ moją dotychczas niezaspokojoną w "hippisostwie" potrzebą była możność kontaktu nie tylko z rówieśnikami, nagle zobaczyłem taką możliwość w organizacji świadków Jehowy, do której należeli ludzie z różnych grup wiekowych. To mnie pociągnęło.
S.N. - Z tego wynika, że pierwszym impulsem ,który skierował twoją uwagę w kierunku ludzi będących członkami organizacji świadków Jehowy była zarówno chęć utrzymania starych przyjaźni, jak również okazja do poznania czegoś nowego ?
Irek Tak, to prawda. Jak wielu innych i ja uległem "zauroczeniu" wizją "najlepszej na świecie organizacji" i byłem gotowy przyjąć każdą naukę, którą serwowali mi ci ludzie, gdyż w tym okresie ważniejsze były dla mnie kontakty z ludźmi, którzy przyjęli mnie z otwartością, niż zastanawianie się nad głębszym sensem i znaczeniem ich nauk. Tym bardziej że starali się nakierowywać mnie na swoją nową drogę.
Wydaje mi się tu ważnym podkreślić sposób, w jaki został mi przedstawiony brak jakiejkolwiek alternatywy w moim wyborze. Na poparcie swojego jak twierdzili jedynego słusznego nauczania pokazano mi parę wersetów w Biblii, mówiących o tym, że Bóg jest jeden, a wszyscy inni to znaczy katolicy, protestanci, Hindusi, starożytni Grecy i Rzymianie nauczają o trójcach i triadach... W ten sposób, nie znając Biblii, otworzyłem się na dalszą ich naukę, będąc gotowym odrzucić wszystkie inne nauki, nie przyjęte przez organizację.
S.N. - Czy już wtedy wzrosło twoje zainteresowanie wiedzą biblijną ?
Irek - W tym okresie moje poznawanie Biblii ograniczało się jedynie do dostosowywania się swoim wyglądem i zachowaniem do ludzi z organizacji. Po prostu nie chciałem być odrzucony. Wyglądało to mniej więcej tak; wciąż nosiłem długie włosy, co nie było przyjęte w organizacji i już po pierwszych zebraniach dawano mi do zrozumienia, żebym je obciął. Zgodziłem się pod warunkiem, że pokażą mi werset biblijny mówiący o długości włosów noszonych przez mężczyzn. Pokazano mi 1 List do Koryntian 11;14. Wtedy to bez zastanowienia się nad głębszym znaczeniem informacji tam zawartej, obciąłem włosy. Był to punkt zwrotny w moim podejściu do Biblii, zacząłem się nią interesować. W związku z tym poprosiłem o jej egzemplarz.
S.N. - I prawdopodobnie otrzymałeś II wydanie Biblii Tysiąclecia?
I.D. - Niestety, upłynęło parę tygodni zanim zdobyłem egzemplarz i to z zupełnie innego źródła. Być może był to trudny okres (początki lat osiemdziesiątych) i organizacja nie dysponowała wieloma egzemplarzami. "Rekompensowano" mi ten brak dużą ilością publikacji Towarzystwa, które były ogólnodostępne.
SN - Wspomniałeś o jakimś innym źródle, z którego dostałeś egzemplarz Biblii...
Irek - Tak, może to zabrzmi dziwnie, ale dostałem Biblię w czasie "głoszenia" moim sąsiadom... Było to stare wydanie NT co prawda pisane archaicznym językiem, ale wreszcie mogłem zacząć samodzielnie wgłębiać się w biblijną treść. Chciałbym chwilę zatrzymać się przy tym wydarzeniu. Doszło wtedy między mną, a sąsiadami, którzy zdeklarowali się jako chrześcijanie, do ostrej wymiany zdań na temat organizacji i Boga. Moja wrodzona przekora nie pozwoliła otworzyć mi się na argumenty drugiej strony, choć ich cytatom biblijnym mogłem przeciwstawić tylko cytaty zaczerpnięte ze "Strażnic". Nasza dość burzliwa rozmowa szybko się zakończyła. Chciałem jak najprędzej zacząć czytać Biblię. W miarę wgłębiania się w treść Ewangelii zacząłem postrzegać Chrystusa jako postać historyczną, czego wcześniej sobie nie uświadamiałem.
SN - Czy już wtedy zacząłeś dostrzegać różnice pomiędzy przekazem biblijnym a naukami "Strażnicy"?
Irek - Absolutnie nie. Nie myślałem o żadnych różnicach. Wtedy uważałem, że literatura organizacji pozwoli mi lepiej zrozumieć, to co jest napisane w Biblii. Nie miałem żadnych wątpliwości co do nauczania "niewolnika wiernego i rozumnego". Nie obejmowałem jeszcze całokształtu nauk "Strażnicy" w kontekście biblijnym. Dlatego też dużo czasu spędzałem na studiowaniu literatury Organizacji i Biblii, również po to, by lepiej odpierać zarzuty moich sąsiadów, z którymi w tym czasie prowadziłem częste polemiki, zwłaszcza z ich córką, Małgosią. Będąc moją rówieśnicą potrafiła ona częściej niż jej mama, znaleźć ze mną wspólny język. Pomimo tego, nasze rozmowy dotyczące tematów biblijnych kończyły się zwykle kłótnią. Ponieważ jednak zależało nam obojgu na przekonaniu się nawzajem o swoich racjach, musieliśmy podjąć jakieś kroki, które pozwoliłyby nam kontynuować omawianie tematów biblijnych bez, do niczego nie prowadzących kłótni. Zaproponowałem więc Małgosi następujący układ: mieliśmy odrzucić wszelkie nasze poglądy i uprzedzenia, oraz literaturę pomocniczą i zacząć czytać wyłącznie Biblię. Chciałem również wymóc na Małgosi, by odrzuciła wszelkie przeżycia z Bogiem, któremu, jak twierdziła oddała swoje życie.
Będąc przekonanym, że wkrótce oboje dojdziemy do tej "jedynej prawdy", którą oferowała organizacja Świadków Jehowy, mogłem myśleć o tym bez obaw i w obranej metodzie nie widziałem żadnego niebezpieczeństwa, gdyż już wcześniej zostałem zaznajomiony z historią brata Russella, który podejmując się samodzielnego studium biblijnego doszedł do "prawd", których kontynuatorami są dzisiaj Świadkowie Jehowy.
SN - Wspomniałeś o Ch.T. Russelu. Czy zdawałeś sobie sprawę z tego ,jak bardzo różnią się jego poglądy od poglądów głoszonych przez Towarzystwo Strażnica dzisiaj ?
Irek - Nie, w ogóle nie zdawałem sobie z tego sprawy, że co jakiś czas przychodzi tzw. "nowe światło", co w praktyce oznacza całkowitą zmianę dotychczas głoszonych "prawd" na inne "prawdy". Nad absurdalnością tych praktyk zacząłem zastanawiać się dopiero później. Ten temat chciałbym rozwinąć w dalszej części naszej rozmowy.
SN - Kiedy zaczęły budzić się w tobie pierwsze wątpliwości?
Irek - Jest to trudne do określenia w czasie. Miało na to wpływ kilka różnych zdarzeń, które się na siebie nałożyły. Myślę, że suma tych wszystkich doświadczeń zapoczątkowała we mnie zmianę mojego nastawienia. Wtedy dopiero zrozumiałem, że mogę się mylić. Pierwszym z tych znaczących wydarzeń było zaproszenie przeze mnie Małgosi na zebranie Świadków Jehowy, a właściwie na rozmowę ze starszymi, która miała mieć miejsce po zebraniu. Cały czas pilnie obserwowałem wydarzenia. Z uwagą śledziłem rozmowę Małgosi z dwoma starszymi i z jednym z moich przyjaciół, o którym wcześniej wspominałem.
Byłem bardzo zdziwiony, gdy argumenty tak doświadczonych i oczytanych świadków Jehowy nie potrafiły przekonać Małgosi. Nie mając tak rozległej wiedzy, jak jej przeciwnicy, była w stanie bronić swojej wiary, cytując z pamięci Słowo Boże. I chociaż nie zawsze potrafiła przytoczyć konkretne miejsce, z którego dany cytat pochodził, wiedziała, że tak jest napisane.
Po rozmowie nie przyznałem się Małgosi do swoich przemyśleń. Zgodnie z naszą umową, ja również miałem odwiedzić miejsce spotkań młodzieży chrześcijańskiej. Samo spotkanie nie wywarło na mnie większego wrażenia, natomiast chciałbym tu wspomnieć o mojej krótkiej rozmowie, którą przeprowadziłem z prowadzącym spotkanie, tuż przed jego rozpoczęciem. Stwierdził on, że rozumie mój problem. Poradził mi, bym nie szukał żadnej religii. Mówił o całkowitym powierzeniu Bogu swojego życia i zaufaniu, że On sam rozwiąże moje problemy i będzie mnie dalej prowadził. Wtedy podszedłem do tych rad bardzo podejrzliwie. Pomyślałem sobie mniej więcej tak: - ja się otworzę na Boga, a ty mi wciśniesz pod pozorem Bożych wskazówek wszystkie swoje nauki...
To wydarzenie zmobilizowało mnie do jeszcze pilniejszego czytania Biblii. Coraz częściej odnajdywałem w niej takie wersety: Zaufaj Panu z całego serca i nie polegaj na własnym rozumie! Pamiętaj o Nim na wszystkich swoich drogach a On prostować będzie twoje ścieżki. Nie uważaj się sam za mądrego, bój się Pana i unikaj złego!(Przyp. Sal.3,5-7), albo: Lepiej ufać Panu, niż polegać na ludziach. Ps.118,8) Wersety te zaczęły do mnie powoli docierać. Wynikało z nich, że Bóg daje człowiekowi obietnicę swojego prowadzenia. Słowo Boże już wtedy zaczęło wykonywać we mnie swoją pracę, chociaż ja jeszcze sam starałem się rozwiązywać swoje problemy.
Jakiś czas później, gdy wziąłem do ręki książkę pt. Prawda, która prowadzi do życia wiecznego -zawierającą zbiór nauk serwowanych przez Towarzystwo "Strażnica", które trzeba przyjąć i w nie wierzyć, przypomniały mi się słowa Chrystusa z Ewangelia .Jana 14;6: Ja jestem droga i prawda i żywot, i nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie, oraz słowa napisane w Liście do Efezjan 4;21: Prawda jest w Jezusie. Niedługo potem miałem okazję rozmawiać z byłym świadkiem Jehowy, bratem Solakiem. Zwrócił on moją uwagę na to, co Biblia mówi o powtórnym przyjściu Chrystusa. Przy okazji dowiedziałem się, jak wygląda u ŚJ w praktyce wymiana starych "prawd" na nowe "prawdy", czyli przejście do "nowego światła". Przez prawie 40 lat głoszono, że Jezus Chrystus już przyszedł (jest obecny) od 1874 roku. (Russell wydawał czasopismo Strażnica Syjońska, zwiastun obecności Chrystusa, teraz okazuje się że, Jezus Chrystus przyszedł w 1914 roku. A więc która "prawda" jest prawdziwa? I tu znowu przypomniały mi się słowa Jezusa Chrystusa z Ewangelia Jana 14;6: Ja jestem.p r a w d ą. Mimo wszystko, po rozmowie z bratem Solakiem zastanawiałem się dlaczego jednak ludzie opuszczają organizację? Cóż, fakty bardzo powoli przebijały się do mojego zindoktrynowanego przez nauki ŚJ umysłu. To wymagało czasu.
SN - Kiedy nastąpił przełom?
IREK - Przełom w moim myśleniu nastąpił po pewnym zebraniu, które miało miejsce w lutym 1985 roku. Prowadzący zebranie, jak zwykle czytał tekst z broszurki (Nasza Służba Królestwa) i zadawał pytania. Jedno z nich brzmiało tak: Która ze studiowanych na zebraniach świadków Jehowy książek jest najważniejsza?
Jakież było moje zdziwienie, gdy nikt z obecnych nie mógł na nie odpowiedzieć! Ja byłem przekonany, że to Biblia jest najważniejsza! Obserwowałem w milczeniu i rosnącym napięciu, co będzie dalej... Prowadzący wciąż próbował wyciągnąć odpowiedź od zebranych, ale wszyscy zachowywali się tak, jak gdyby nie wiedzieli, o co chodzi...W końcu prowadzący nie wytrzymał i sam odpowiedział na swoje pytanie: - No przecież jest to B i b l i a!!! Zebrani patrzyli jeden na drugiego i powtarzali: - Biblia... Biblia! Jak gdyby starając się zapamiętać co odpowiedzieć, gdyby ktoś kiedyś zadał im to pytanie. Moje zaskoczenie tym wydarzeniem było ogromne i od tej chwili zacząłem uważnie obserwować każde zebranie. Zauważyłem, że na niedzielnych zebraniach nie studiuje się "Biblii za pomocą "Strażnicy", ale "Strażnicę za pomocą Biblii. Dokonanie tego odkrycia wzbudziło moją czujność i dlatego z jeszcze większą uwagą czytałem Słowo Boże.
SN - Czy możesz dać przykład jakiegoś tematu, którym się wtedy głębiej zainteresowałeś ?
Irek - Tak, na początek miałem zamiar wziąć "pod lupę" niektóre nauki "Strażnicy" Postanowiłem sprawdzić co Biblia mówi o paruzji. Przypomniałem sobie, w jaki sposób jest interpretowany 24 rozdział Mateusza mówiący o powtórnym przyjściu Chrystusa. "Niewolnik wierny i rozumny" nauczał, że znaki, o których mówił Jezus w wersecie od 5 do 26 są znakami obecności Chrystusa. Dokładnie przeczytałem ten rozdział i zauważyłem, że znaki miały wystąpić przed jego paruzją. Wielokrotnie też Jezus ostrzegał przed tymi, którzy będą mówić, że Chrystus już przyszedł. Werset 4,5, a szczególnie werset 23 Mateusza, obrazują wyraźnie ten temat: "Gdyby wam wtedy kto powiedział oto tu jest Chrystus albo tam, nie wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i będą czynić wielkie znaki i cuda, aby o ile można zwieść i wybranych". I 26 werset: "Gdyby więc wam powiedzieli: oto jest na pustyni, nie wychodźcie, oto jest w kryjówce, nie wierzcie!" Czytając te słowa czułem jak robi mi się gorąco...Nagle do mojej świadomości dotarło, że Chrystus, który wg ŚJ przyszedł w 1914 roku jest gdzieś w ukryciu !... Biblia mówi, aby w to nie wierzyć...
Czytałem dalej Mateusza werset 27:" Gdyż jak błyskawica pojawia się od wschodu i jaśnieje na zachód, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego," i wersety 29,30 :"a zaraz po udręce owych dni słońce się zaćmi i księżyc nie zajaśnieje swoim blaskiem i gwiazdy spadać będą z nieba i moce niebieskie będą poruszone. I wtedy ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy biadać będą wszystkie plemiona ziemi, i ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego na obłokach nieba z wielką mocą i chwałą,"
A więc ma się to dokonać, po wypełnieniu tych wszystkich znaków, których jeszcze nie obserwowaliśmy! A dopiero potem ujrzy Chrystusa wszelkie oko! (Mar.13,26, Obj. 1;7) Zdałem sobie sprawę z tego, że przecież Chrystus obiecał swoim uczniom, że będzie z nimi niewidzialnie, przez cały czas, aż do skończenia świata! (Mat.18;20,28;20). Dopiero teraz zacząłem pojmować, co mają na myśli chrześcijanie, mówiąc, że Chrystus jest z nimi obecny!
Mogłem sobie teraz przypomnieć, co chciał mi przekazać brat Solak na temat paruzji (obecności),w czasie naszej wcześniejszej rozmowy. Kontynuowałem czytanie 24 rozdziału ewangelii Mateusza. W wersecie 31 napisane jest: "I pośle aniołów swoich z wielką trąbą ,i zgromadzą wybranych jego z czterech stron świata z jednego krańca nieba aż po drugi". Bardziej szczegółowo to wydarzenie opisuje apostoł Paweł w 1 liście do Tesaloniczan, w 4 rozdziale wersety od 14 do 17:" Albowiem jak wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, tak też wierzymy, że Bóg przez Jezusa przywiedzie z nim tych, którzy zasnęli. A to wam mówimy na podstawie Słowa Pana, że my, którzy pozostaniemy przy życiu aż do przyjścia Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy zasnęli. Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem."
Z powyższych wersetów opisujących paruzję (obecność) Chrystusa, wynika, że, w tym czasie nastąpi spotkanie wszystkich wierzących, czyli tych, którzy zasnęli w Chrystusie i tych ,którzy jeszcze zostaną przy życiu do dnia paruzji. Jedni i drudzy spotkają się na obłokach z Panem, który zstąpi z nieba. O tym samym wydarzeniu, czyli zmartwychwstaniu mówi apostoł Paweł w 1 Liście do Koryntian, w 15 rozdziale, wersety od 51 do 53: "Oto tajemnicę wam objawiam: Nie wszyscy zaśniemy, ale wszyscy będziemy przemienieni w jednej chwili, w oka mgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej; bo trąba zabrzmi i umarli wzbudzeni zostaną jako nie skażeni, a my zostaniemy przemienieni. Albowiem to, co skażone musi przyoblec się w to, co nieskażone, a to, co śmiertelne, musi przyoblec się w nieśmiertelność."
Biorąc pod uwagę te wszystkie biblijne informacje, obraz paruzji stał się dla mnie zrozumiały i klarowny! Biblia naucza, że towarzyszyć jej bę-dzie zmartwychwstanie, w oka mgnieniu, oraz przyobleczenie w uwielbione ciała! (Kol. 3:21) Czytając Biblię zobaczyłem zupełnie odmienną wizję paruzji od tej, która jest przedstawiana przez organizację świadków Jehowy. W "Strażnicach" pisano o paruzji (obecności) Chrystusa od 1914 roku trwającej do dzisiaj, a apostoł Paweł mówił, że nastąpi to w "oka mgnieniu", "jednej chwili" .Bezsensowna jest więc cała nauka ŚJ o pozostaniu tak zwanego ostatka, który jest jeszcze nie pochwycony i w dalszym ciągu jest na ziemi wśród żywych (czekając na swoją kolejkę do pochwycenia...) Biblia naucza wyraźnie, że wszyscy tzn. ci, którzy powstaną z martwych oraz ci, którzy dożyją dnia paruzji zostaną pochwyceni i porwani na obłoki ,na spotkanie Pana! Toteż wynika z tego, że nikt, kto miał spotkać się z Chrystusem nie mógł pozostać na ziemi.
Niedługo, po moim rozważaniu na ten temat, w czasie rozmowy z jednym ze starszych zboru ŚJ zadałem pytanie: Dlaczego nauczacie, że po nastaniu paruzji został jakiś ostatek, jeśli Biblia mówi o tym, że wszyscy zostaną pochwyceni? Po czym przedstawiłem mu powyższe rozważania. W odpowiedzi usłyszałem, że w 1 Liście do Tesaloniczan 4;15 jest mowa o tym, że żywi nie wyprzedzą umarłych, co nie znaczy, że umarli nie mogą wyprzedzić żywych. Może jeszcze w tym czasie nie uderzył mnie absurd tej odpowiedzi, ale gdy starszy przedstawił mi swoją koncepcję zmartwychwstania tak zwanego ostatka, zacząłem mieć poważne wątpliwości co do tego, czy sympatyzując ze świadkami Jehowy, jestem na dobrej drodze... Starszy starał się przekonać mnie, że zmartwychwstanie "ostatka" wygląda podobnie, jak zmartwychwstanie Chrystusa, mianowicie, po śmierci, po trzech dniach oni do nieba.
Może było to ciekawe, ale zupełnie niezgodne z koncepcją biblijną! Co więcej, Biblia przestrzega przed tymi, którzy głoszą, że zmartwychwstanie się już dokonało (2 Tym.2,18). W dalszym ciągu z uwagą czytałem Biblię, uczęszczałem też na zebrania ŚJ, bywałem obserwatorem spotkań młodzieży chrześcijańskiej. W tym okresie, w zakładzie, w którym pracowałem był zatrudniony świadek Jehowy, z którym od czasu do czasu mogłem rozmawiać. Utkwiło mi w pamięci jego podejście do odmiennych niż mają "świadkowie" poglądów.
Każdą próbę konfrontacji kwitował jednym zdaniem: - Zaraz to obalimy! Utkwiło mi to w pamięci. Jakich dalszych odkryć dokonałeś po konfrontacji nauk organizacji z tekstem biblijnym? To, co następnie odkrywałem było ściśle związane z tematem paruzji. W organizacji nauczano, że pochwyconych będzie tylko 144 tysiące "namaszczonych Duchem Świętym". Było to klasa ludzi, która miała nadzieję niebiańską". Cała reszta, czyli 99,8 % wyznawców religii ŚJ. miała tak zwaną nadzieję ziemską. W związku z tym tematem przypomniało mi się, że gdy kilkakrotnie pytałem o znaczenie niektórych wersetów, zwracano mi uwagę, że są one skierowane tylko do "pierwszych owiec". Być może kiedyś przyjąłbym te uwagi bezkrytycznie, ale ponieważ moja znajomość Biblii pogłębiła się znacznie, a ja nie znajdywałem w Piśmie potwierdzenia takich wykładni, postanowiłem szczegółowo rozważyć kluczowe wersety biblijne, gdzie Jezus Chrystus dzielił swoje owce na dwie owczarnie. Sięgnąłem więc do 10 rozdziału Jana ,werset 16:" Mam i inne owce, które nie są z tej owczarni - również i te muszę przyprowadzić, i głosu mojego słuchać będą, i będzie jedna owczarnia i jeden pasterz."
Jedna owczarnia i jeden pasterz. I to właśnie było uderzające! Przecież tyle razy czytałem ten werset, a dopiero teraz zacząłem go rozumieć! W związku z tym faktem rodziło się pytanie: Do której owczarni Jezus kierował te słowa? By na nie odpowiedzieć sięgnąłem do szerszego kontekstu, mianowicie cofnąłem się do początku 9 rozdziału Ewangelii Jana, gdyż tam zaczynał się wątek. Po kolei podkreślałem sobie osoby, lub grupy osób, do których były kierowane te słowa; werset. 1- ślepy od urodzenia, w. 2 - uczniowie, w. 8 - sąsiedzi ślepego, w. 13 - faryzeusze, w. 18 - Żydzi i rodzice ślepego od urodzenia, w. 40 - ponownie faryzeusze
A więc ci wszyscy ludzie, do których Chrystus skierował słowa: mam i inne owce byli Żydami (Jan. 10, 19) Można to zobaczyć dopiero po zapoznaniu się z szerszym kontekstem. Wyciągnąłem też z tego następujący wniosek: gdyby tymi "pierwszymi owcami" byli "namaszczeni Duchem Świętym chrześcijanie", to te słowa Chrystus skierowałby tylko do ucz-niów. A jak wiemy, z powodu tych słów powstał rozłam pomiędzy Żydami (Jan 10:19), wielu mówiło, że Chrystus ma demona...(z pewnością "namaszczeni" nie wyrażaliby się w ten sposób o Chrystusie! (1 Kor. 12,3) A więc, ta jedna owczarnia, o której mówił Chrystus miała zawierać wszystkich przyjmujących słowa Chrystusa: "Owce moje głosu mojego słuchają i Ja znam je, a one idą za mną. I Ja daję im żywot wieczny, i nie giną na wieki, i nikt nie wydrze ich z ręki mojej. (Jana 10;27,28)
Z treści NT wynika, że tymi innymi (drugimi) owcami mieli być poganie, którzy uwierzyliby w Chrystusa. Apostoł Paweł w Dziejach Apostolskich 13:46 zwrócił się do Żydów tymi słowy: "Wam to najpierw miało być opowiadane Słowo Boże, skoro jednak je odrzucacie i uważacie się za niegodnych życia wiecznego, przeto zwracamy się do pogan" (Mat. 15;24 i 10;5,6; Ef.3;6).
W tym momencie upadła kolejna nauka świadków Jehowy. Nigdzie Biblia nie mówi o podziale wierzących na równych i równiejszych, wręcz przeciwnie: "Tak my wszyscy jesteśmy jednym ciałem w Chrystusie, a z osobna jesteśmy członkami jedni drugich" (Rzym. 12; 5). Wszyscy jesteśmy też powołani do jednej nadziei (Efez. 2;19, 4;4; Kol.1;5, 1P.1;4).
Oczywiście ten proces oczyszczania mojego umysłu z nauk ludzkich, kiedy to Słowo Boże wykonywało we mnie swoją pracę był dosyć długi. Nie działo się to z dnia na dzień i pomimo coraz wyraźniejszych różnic, które dostrzegałem pomiędzy Biblią a naukami "Strażnicy" nie myślałem o odejściu z organizacji. Ale właśnie to jest tak charakterystyczne dla członków organizacji, że pomimo budzących się wątpliwości brak im zdecydowania, by wyrwać się na "zewnątrz", gdzie, jak naucza organizacja, czeka ich już tylko śmierć w czasie Armagedonu...
Generalnie ta obawa dominuje, chociaż muszę przyznać, że w moim przypadku było trochę inaczej. Ponieważ, jak nauczają ŚJ, śmierć oznacza całkowite unicestwienie nie musiałem się niczego obawiać, po prostu przestałbym istnieć! Ta nauka zupełnie znieczulała mnie na słowa Chrystusa, który przecież ostrzegał przed znalezieniem się po śmierci w miejscu, gdzie będzie" płacz i zgrzytanie zębów" (Mat.8;12, 13;42, 50; 22;13, 24;51,25;30, Mar.9;43, Obj. 20;10).
Powracając do tematu opuszczenia organizacji, chciałbym dodać, że do podjęcia tego kroku nie wystarcza sama odwaga oraz przekonanie o fałszywości doktryn, tu jest potrzebna ponadnaturalna pomoc Boga, czego doświadczyłem osobiście. Byłem zdecydowany zostać chrześcijaninem w związku, z czym postanowiłem przeanalizować główne doktryny denominacji chrześcijańskich, które w tym okresie były mi znane. Zastanawiałem się nad każdym wariantem, zadawając sobie pytania: czy można tak to rozumieć? Byłem zdumiony, gdy wczuwając się "w skórę" członków poszczególnych denominacji dochodziłem do wniosku, że właściwie każdy z nich, stosując swoje argumenty może tak to rozumieć. Było to tym bardziej zdumiewające, że poszczególne doktryny bardzo się między sobą różniły, a wszystko zależało od tego względnego punktu odniesienia... I w tym momencie zaczął się dla mnie wielki problem: gdzie jest głoszona prawda? Całe dnie o tym rozmyślałem. Budząc się rano, zanim zdążyłem otworzyć dobrze oczy, już mój umysł był wypełniony porównywaniem poszczególnych doktryn. Kładłem się spać z tymi samymi myślami. Nawet sny były na ten sam temat! Po kilku tygodniach miałem w głowie taką kołomyję, że już nie mogłem wytrzymać...
Nie potrafiłem nawet na chwilę się skupić i wtedy przypomniałem sobie rozmowę ze spotkania młodzieżowego: "przestań szukać "prawdziwej religii" - brzmiało mi w głowie - módl się i szukaj B o g a, a On wskaże ci gdzie jest prawda. Wtedy dosłownie padłem na kolana i w modlitwie poprosiłem Boga o pomoc. Czułem jak łzy spływają mi po policzkach. Po raz pierwszy płakałem w czasie modlitwy. Nagle zdałem sobie sprawę, że jestem przed obliczem Wszechmocnego Boga! To wrażenie trudno jest oddać słowami. Zaraz potem położyłem się i od razu zasnąłem. Wstając rano czułem, jak gdyby ktoś zdjął ze mnie wielki głaz... Nie zastanawiałem się już nad tym, która religia jest prawdziwa, wiedziałem, że znalazłem B o g a! Żywego Boga, Tego, o którym czytałem w Biblii, którego wcześniej znałem tylko t e o r e t y c z n i e. Teraz mogłem przeżywać słowa, które myślę, że Bóg mi wcześniej wskazywał (Przyp. 3,5-7, Ps. 118,8). Po tym przeżyciu codziennie prosiłem Boga o Jego prowadzenie. Przeżyłem spotkanie z Żywym Bogiem.
SN - Co się zmieniło w Twoim życiu?
IREK - Przede wszystkim zmieniło się moje podejście do Biblii. Każdego dnia czytałem ją z modlitwą, prosząc Boga, o to, by dał mi właściwe zrozumienie swojego Słowa. Ważną sprawą jest poddanie się Duchowi Świętemu, którego rolą jest wprowadzanie we wszelką prawdę i objawianie jej. Jest to obietnica Chrystusa, daną Jego uczniom oraz niezbędny warunek zrozumienia Pism (Jan. 14; 26, 16;13, Łuk.12;12). Chciałbym tu podkreślić, że Bóg przyjmuje każdego, kto mu się oddaje, z takimi poglądami, jakie ma, natomiast właściwe zrozumienie jest kwestią czasu. Utarło się powiedzenie, że właściwe poglądy automatycznie otwierają drzwi do Boga i są warunkiem zaakceptowania człowieka przez Niego. Na podobnej logice oparte jest przekonanie, że najpierw musisz stać się dobrym, dążyć do doskonałości, a potem dopiero Bóg będzie mógł cię zaakceptować.
Jest to zupełnie sprzeczne z ideą zbawienia człowieka, objawioną w Biblii. Nikt nie jest wystarczająco dobrym, ani nie jest w stanie w żaden sposób zapracować choćby najlepszymi uczynkami na zbawienie: "Albowiem łaską zbawieni jesteście, przez wiarę i to nie z was: Boży to dar. Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili" (Ef.2;8,9). Bóg przyjmując nas, nie ocenia nas przez pryzmat naszych poglądów, chociaż doskonale wie, w jakim stopniu muszą one ulec zmianie. Jako przykład niech nam posłuży osoba ap. Pawła, którego pierwotne poglądy doprowadziły do prześladowania uczniów Chrystusa, natomiast po spotkaniu z Jezusem Chrystusem nastąpiła w nim głęboka wewnętrzna przemiana, dzięki której z prześladowcy stał się gorliwym wyznawcą Chrystusa, a ewangelia, którą potem zwiastował nie była pochodzenia ludzkiego, ale otrzymał ją od samego Pana (Gal. 1;11,12).
Biblia pełna jest przykładów ludzi, których życie uległo zmianie po spotkaniu z Żywym Bogiem. Nigdy już nie będziemy tacy sami po spotkaniu z Nim! Zmieniają się priorytety i styl życia, zainteresowania, często kończą się dotychczasowe przyjaźnie a nawiązują nowe. Jest to skutkiem wewnętrznej przemiany dokonywanej przez Boga, nazywanej też "nowym narodzeniem", mającym przede wszystkim wymiar duchowy, co więcej, będącym warunkiem ujrzenia i wejścia do Królestwa Bożego! Dopiero teraz mogłem doświadczyć osobiście tej duchowej rzeczywistości, w którą zostałem w sposób nadprzyrodzony wprowadzony. Chciałbym tu zacytować kluczowe wersety dotyczące tego faktu:
"Odpowiadając Jezus rzekł mu: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego"(Jan 3;3)". Odpowiedział Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego" (Jan3;5). "Nie dziw się, że ci powiedziałem: M u s i c i e się na nowo narodzić" (Jan 3;7).
A teraz chciałbym zestawić z powyższymi wersetami biblijnymi, nauki "Strażnicy " na ten temat:"
"tylko ograniczona liczba osób dostępuje przywileju ponownego narodzenia, zrodzenia z wody i z ducha (...) Wielka rzesza prawdziwych chrześcijan doby dzisiejszej nie musi być zrodzona na nowo..."
Widzimy, jak sprzeczne są wypowiedzi "Strażnicy" z wersetami biblijnymi. Na jakiej więc podstawie nauczyciele z Brooklynu obiecują szeregowym członkom organizacji odziedziczenie Królestwa Bożego, jeśli bez nowego narodzenia nie można nawet ujrzeć ani wejść do Królestwa Bożego, a co dopiero go odziedziczyć! Musimy zdecydować, komu wierzyć. Ja wybrałem Biblię. Jest jasnym, dlaczego przywódcy organizacji nauczają, że nie ma potrzeby być zrodzonym na nowo. Ponieważ, gdy się to stanie, natychmiast widzi się fałsz ludzkich nauk! Następną konsekwencją zrodzenia na nowo jest synostwo Boże, ponieważ jest napisane: "Tym zaś, którzy Go przyjęli dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego (Chrystusa),którzy narodzili się nie z krwi, ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga (Jana 1;12,13). "Albowiem wszyscy jesteście synami Bożymi przez wiarę w Jezusa Chrystusa"(Gal.3;26), oraz "A ponieważ jesteście synami, przeto Bóg zesłał Ducha Syna swego do serc waszych, wołającego: Abba, Ojcze!" (Gal.4;6). Gdybyśmy, więc nie byli usynowieni nie moglibyśmy zwracać się do Boga: Ojcze, tak, jak nauczał tego Chrystus swoich uczniów (Mat. 6;9). I ja w swoich modlitwach mogłem teraz zwracać się w ten sposób do Boga.
SN - To wspaniale, że Bóg pozwolił ci to wszystko zrozumieć, ale jak wiesz, wielu ŚJ, gdy dochodzi do takiego samego zrozumienia, nie wie gdzie się zwrócić, do jakiej organizacji lub religii. Jak to wyglądało u ciebie?
IREK - Tak, jest to jeden z największych problemów byłych Ś.J. Niektórzy żyją w zagubieniu, ponieważ trudno im się odnaleźć w innych społecznościach. Trudno im wewnętrznie się przekonać, że nie jest to nowa pułapka. Pranie mózgu, któremu poddawani są ludzie wchodzący do organizacji ŚJ jest najpoważniejszym i najbardziej negatywnym skutkiem pobytu tam. Ludzie, którzy je przeżyli czasami do końca życia nie potrafią dać sobie rady z samodzielnym myśleniem. Po wyzwoleniu się spod jarzma organizacji trudno im się odnaleźć w wolności chrystusowej.
Uważam, że w takich sytuacjach jest potrzebna usilna modlitwa i wykazanie posłuszeństwa Bogu. Organizacja uczyła nas, że nie może być inaczej, niż przedstawia to "niewolnik" w "Strażnicach" i myślę, że jest to bardzo głęboko zakorzenione we wszystkich, którzy przez jakiś czas (nawet krótki okres) przyjmowali nauki Towarzystwa. W związku z powyższym, bardzo wiele zależy od postawy chrześcijan w zborach, do których skieruje się były ŚJ. Tę postawę powinna charakteryzować miłość i akceptacja. Być może będzie nas dziwić ich podejście do niektórych spraw, lub ich postawa w różnych sytuacjach, ale pamiętajmy, że możemy się także od nich wiele nauczyć, szczególnie, jeśli chodzi o organizację pracy i gorliwość w wypełnianiu obowiązków.
Powracając do drugiej części pytania. Bóg pozwolił mi zrozumieć pewne zasady, mianowicie to, że podstawą jest oddanie swego życia Jemu i poddanie się pod Jego prowadzenie. Co to oznacza; Biblia naucza, że sprawcą i dokończycielem wiary w nas jest sam Jezus Chrystus, a także, że " wiara jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Boże" (Hebr. 12;2, Rzym. 10;17).
Należy, więc zapoznawać się nieustannie ze Słowem Bożym, pogłębiać naszą znajomość Biblii. Jeśli czegoś nie rozumiemy. Jesteśmy przez Słowo Boże zachęcani, by modlić się o mądrość, a będzie ona nam dana przez Boga (Jak. 1:5, Efez.1: 17). Nie chodzi tu o zdolność intelektualną, ale o rodzaj Bożej mądrości, jak to określa Biblia, tą "zstępującą z góry" (Jak. 3; 17, 1 Kor.1;4-15). Ta zdolność jest duchowa, pozwalająca zrozumieć sprawy duchowe. "Ale człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego, bo są dlań głupstwem i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo rozsądzać." (1 Kor.1;14)
Duchową sprawą jest też poznawanie Boga, doświadczanie Jego obecności i działania w codziennym życiu. To doświadczenie jest całkiem obce członkom organizacji świadków Jehowy, ponieważ utożsamiają oni poznawanie Boga z nabywaniem wiedzy o Nim, a to nie to samo. By zobrazować różnicę, posłużę się prostym przykładem. Jeżeli będę czytał o składzie chemicznym i wszystkich właściwościach fizycznych wody w szklance a nie napiję się jej, to moja wiedza będzie tylko teoretyczna. W momencie, gdy się napiję, moja wiedza przestanie być teoretyczna, a ja zostanę wzbogacony o doświadczenie, które przewyższa całą teorię.
W tym momencie poznam smak wody, jej zapach, konsystencję, oraz jej zdolność gaszenia pragnienia, którego nigdy nie mógłbym ugasić tylko czytając o niej! Dlatego nie powinno nas dziwić, a często tak się zdarza, że ludzie, którzy, jak to określa samo Słowo Boże "skosztowali, jak dobry jest Pan" (Ps.34;9, 1 P.2;2-5). Nie posiadający rozległej wiedzy biblijnej, mogą o wiele więcej powiedzieć o Bogu, niż ci, którzy nawet latami nabywają teorii.
Oczywiście nie jestem przeciwnikiem nabywania wiedzy jako takiej, ale jest ona tylko częścią poznania Boga. Biblia naucza, by chrześcijanie nie unikali wspólnych zgromadzeń w celu pobudzania się do miłości, dobrych uczynków i dodawania sobie otuchy(Hebr.10;24,25).
To zrozumiałe, że trudno jest byłym ŚJ. znaleźć zbór, który odpowiadałby ich przyzwyczajeniom i oczekiwaniom. Trzeba się modlić, by Bóg wskazał to najodpowiedniejsze miejsce i On to zrobi. Nie chodzi tu o jakieś bierne oczekiwanie na "głos z góry", ważne jest by zacząć szukać i nie ustawać, aż znajdziemy miejsce, odpowiadające nam najbardziej. Musimy jednocześnie pamiętać, że nie istnieje zbór doskonały, bo nikt jeszcze nie jest doskonały. Wszyscy do doskonałości dążymy, a osiągniemy ją dopiero w niebie. Jeżeli chcemy znaleźć zbór, powinniśmy wystrzegać się zbyt krytycznych postaw w stosunku do ludzi. Wszyscy mamy tendencję do koncentrowania się na negatywach. Przykładowo, słuchamy budującego kazania. Nagle słyszymy stwierdzenie nie pasujące do naszych doktryn i w tym momencie rodzi się niechęć do nauczającego, jak i do tego, co powiedział już wcześniej. Taka postawa nie jest dobra, należy raczej uczyć się selekcjonować informacje.
Może się zdarzyć , że nauczający faktycznie się myli, ale niekoniecznie, bo może być i tak, że to co jest dla nas dzisiaj nie biblijne lub niezrozumiałe, po jakimś czasie stanie się jasne i pasujące do nauki Słowa Bożego. Jeśli więc mamy jakieś wątpliwości i pytania nie bójmy się ich wyjaśniać i zadawać, nauczmy się też zachowywać to, co dobre. Może zaistnieć sytuacja, że w pobliżu naszego miejsca zamieszkania nie ma żadnego chrześcijańskiego, lub odpowiadającego nam zboru. Co wtedy? Proponuję rozejrzeć się, może znajdą się jakieś inne osoby, lub osoba, które są w podobnej sytuacji. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zacząć się spotykać i rozważać Słowo Boże. Jeszcze raz podkreślam: Słowo Boże.
Przestrzegam tu przed próbą tworzenia towarzystw wzajemnej adoracji lub inaczej "klubu poszkodowanych przez organizację" (nie chodzi tu tylko o organizację ŚJ.) Taka grupa nie spełni biblijnego wymogu, szybko się rozpadnie a jej członkowie będą borykać się z dalszymi problemami. Bardzo ważna jest też ewangelizacja, wzrost zboru. Dzisiaj powinny być naszym, jak na razie niedościgłym wzorcem zbory przedstawione w Dziejach Apostolskich, gdzie "Pan pomnażał codziennie liczbę tych, którzy mieli być zbawieni"(Dz.2;47) "Codziennie!", jak wielu z nas może wykazać się jednym nawróconym w skali rocznej?... Ważne jest, by nowi ludzie przybywali do zboru, by zbór wzrastał, bo taki jest wzorzec biblijny. Poza tym przypływ nowych wierzących zawsze ożywia całą społeczność.
Doświadczenia związane z tworzeniem nowego zboru pomogą nam w pozbyciu się krytycznego nastawienia do tego, co dzieje się w innych zborach chrześcijańskich. Wtedy to dopiero będziemy mogli zobaczyć, jak trudno jest utrzymać zbór na poziomie biblijnym i ile trzeba włożyć pracy w to, żeby ludzie mieli dobrą społeczność ze sobą. Chciałbym na zakończenie tego tematu poruszyć jeszcze dwie ważne sprawy; jedność doktrynalną i jedność w Duchu Świętym.
Organizacja uczyła, że jeśli ktoś prezentował inny pogląd na jakąkolwiek sprawę, był odszczepieńcem. "Niewolnik" nie pozwalał się nikomu wychylać, zawsze te same pytanie i te same odpowiedzi, najpierw wyuczone, potem cytowane z pamięci. To jest charakterystyczne dla wszystkich sekt, nie tylko ŚJ, że gdy pozbawi się ich członków publikacji, wszelkich materiałów pomocniczych, nie potrafią rozmawiać, no chyba, że opanowali ten materiał pamięciowo. Pozorną, czysto organizacyjną jedność można uzyskać poprzez korzystanie z tej samej literatury, omawianie tego samego tematu w tym samym dniu i o tej samej godzinie, ale nie ma to nic wspólnego z jednością w Duchu Świętym.
Natomiast cudowną rzeczą jest, gdy podczas jakiejś rozmowy z bratem czy siostrą w Chrystusie, lub kazania w zborze usłyszymy coś, co Bóg wcześniej nam objawił. Albo, gdy usługujemy na nabożeństwie Słowem, Psalmem, czy pieśnią okazuje się, że ktoś mówi na ten sam temat, co my, a przecież, gdy przygotowywaliśmy się do usługi z nikim się nie kontaktowaliśmy, tylko Bóg wiedział o tym... No właśnie tylko Bóg. To przecież Jego prosiliśmy o wyjaśnienie trudnej kwestii, Jego prosiliśmy o to by pomógł nam w usłudze. Tak samo postępują nasi bracia i siostry.
Ten sam Duch wprowadza nas we wszelką prawdę (J.16;13), poucza (Łuk..12;12). To, między innymi jest jedność w Duchu Świętym. Wiele razy zapraszałem ŚJ. na spotkania ponad denominacyjne, żeby zobaczyli jak manifestuje się jedność Ducha wśród tak podzielonych ich zdaniem chrześcijan. Nie zdają sobie sprawy z tego, że różnice, które występują między denominacjami dotyczą w większości przypadków spraw drugo, a nawet trzeciorzędnych (inna nazwa, sposób prowadzenia nabożeństw). Podstawy wiary są te same.
SN - Czy mógłbyś na zakończenie powiedzieć, w jaki sposób rozpoczęła się twoja współpraca ze "Słowem Nadziei".
IREK - Z założycielem czasopisma oraz Fundacji o tej samej nazwie "Słowo Nadziei" spotkałem się na jednej ze społeczności chrześcijańskiej. Nasze zainteresowania okazały się wspólne. Przeżycia brata Tadeusza, jego droga z organizacji świadków Jehowy do uczniostwa w Chrystusie, także dalsza działalność związana z chęcią pomocy wszystkim zindoktrynowanym i oszukanym przez nauki Towarzystwa "Strażnica", to temat na osobną książkę...
Nasze rozmowy oraz wymiana doświadczeń skłoniły mnie do rozpoczęcia akcji "rozmowy na telefon". Około półtora roku temu dałem ogłoszenie do gazety, następującej treści: Świadkowie Jehowy błądzą. Przedstawiam dowody, nr. telefonu. To bezpłatne ogłoszenie ukazywało się parę tygodni codziennie, aż do momentu, w którym gazeta z nie wyjaśnionych przyczyn odmówiła dalszego druku... W każdym razie oddźwięk przerósł moje oczekiwania. Przeprowadziłem ponad 105 rozmów, w tym większość notowałem.
SN - Jakimi spostrzeżeniami związanymi z tą akcją chciałbyś się podzielić? Kim byli twoi rozmówcy?
IREK - Przede wszystkim dzwonili świadkowie Jehowy, tzw. zainteresowani, osoby różnych wyznań chrześcijańskich, a nawet ktoś, kto się zdeklarował jako ateista. Takimi charakterystycznymi wydarzeniami były propozycje spotkań, które nie dochodziły do skutku. Członkowie organizacji lub "mocno zainteresowani" umawiali się na konkretne spotkania, obiecując, że będą n a p e w n o, po czym nikt się nie pojawiał, lub "całowałem" przysłowiową klamkę...
Spotkania, na które członkowie organizacji się zjawiali miały zwykle podobny przebieg; po uzgodnieniu, na ile poważnie podchodzimy do Biblii na podstawie wersetu z 2 listu do Tymoteusza 3;16, zaczynaliśmy czytać kluczowe fragmenty Biblii, poruszające interesujące nas tematy, a jednocześnie rozbieżne z naukami organizacji. Po dojściu do oczywistych wniosków, do których dochodzi się mając przed sobą t y l k o tekst biblijny, następowała wśród przedstawicieli organizacji ŚJ prawdziwa konsternacja! W momencie, gdy docierał do nich sens ich własnych wniosków, które zupełnie poprawnie wyciągnęli na podstawie tekstu biblijnego, natychmiastowo się wycofywali, gdyż nie były one zgodne z naukami organizacji.
To typowy syndrom zindoktrynowanego umysłu. Zdarzało się, że materiał dowodowy, który miał być do zwrotu, już do mnie nie powracał, po prostu nikt się nie pojawiał na następne spotkanie...
Parę razy nie zdążyłem w ogóle "wytłumaczyć się z mojej nadziei", gdyż po różnych nieuprzejmych inwektywach mój rozmówca odkładał słuchawkę. Straszono mnie sądem...
SN - To trochę nie pasuje do wykreowanego przez organizację obrazu prawdomównego świadka Jehowy, który "szanuje bliźniego swego"...i jego czas!
IREK - No właśnie, straciłem go bardzo dużo na dojazdy do miejsc niedoszłych spotkań, a wystarczyło po prostu odwołać telefonicznie spotkanie, czy wizytę. Zresztą takie posunięcia charakteryzują strategię organizacji i to nie jest uczciwe. Myślę, że należałoby przy okazji rozwiać mit zawsze grzecznego i uprzejmego świadka Jehowy. Ta uprzejmość kończy się w chwili, gdy nauki serwowane przez członków organizacji są podważane przez materiał biblijny, a zainteresowany rozmówca wykazuje się lepszą wiedzą niż świadek, znajomością Biblii.
W najlepszym razie spotkanie wieńczy chłodne pożegnanie bez umawiania się na raz następny. Były też takie przypadki; otóż, gdy proponowałem obejrzenie filmu: "Świadkowie Jehowy", który rekonstruuje historię tej organizacji od pierwszych dni jej formowania, wykorzystując wiarygodne materiały dowodowe prezentowane przez byłych świadków Jehowy oraz niezależnych biblistów, już po kilku minutach projekcji ŚJ. bardzo gwałtownie protestowali, mówiąc, że nie będą oglądać tych oszczerstw.
Oczywiście nie było mowy o obejrzeniu filmu do końca i ustosunkowaniu się do całej jego treści, oraz materiału dowodowego tam zaprezentowanego. Generalnie można określić nastawienie świadków Jehowy do zapoznawania się z biblijnym materiałem dowodowym, oraz komentarzem sprzecznym z ich własnym, jako zdecydowanie negatywne, czego zresztą są nauczani. Jednym słowem, jeśli fakty przeczą doktrynie organizacji, tym gorzej dla faktów...
Często zdarzało mi się słyszeć podczas prowadzonych rozmów telefonicznych i bezpośrednich, zarzuty ze strony członków organizacji, ,że ...filozofuję, podczas gdy właśnie cytowałem jakiś werset biblijny. To było typowe.
SN -Na terenie, na którym działasz ,Świadkowie Jehowy' nadali ci "tytuł" prześladowcy imienia Bożego, oraz nazwano cię" kłamcą, który chce zniszczyć świadków Jehowy"...Jak się do tego ustosunkujesz?
IREK - Cóż... ponieważ konsekwentnie w rozmowach ze świadkami Jehowy, głoszę im imię Chrystusa, deklarując się jako świadek Chrystusa, mogę doświadczyć osobiście tego, o czym wspomina Biblia, mianowicie: "Błogosławieni jesteście, jeśli was znieważają dla imienia Chrystusowego, gdyż Duch chwały, Duch Boży spoczywa na was (1P.4;14, Mat.5;11, Łuk. 6;22, Jan.15;17,21).
W wielu miejscach Chrystus przestrzegał swoich uczniów przed różnego rodzaju zniewagami i prześladowaniami, które będą udziałem zwiastujących i m i ę C h r y s t u s a (Dz. Ap. 9;14,15). "A to wszystko uczynią wam dla imienia mego, bo nie znają tego, który mnie posłał". To są słowa Chrystusa (Jan 15;21). Korespondują one ze słowami z Jana 16;1-3, który ostrzega, że ci prześladowcy będą mniemać iż spełniają służbę Bożą...
SN - Czy uważasz, że prześladowania o których wspomina Biblia są udziałem chrześcijan żyjących dzisiaj? Czy sam czujesz się prześladowany ze strony , Świadków Jehowy'?
IREK - Jeśli chodzi o chrześcijan żyjących w takich krajach, jak Chiny lub tam, gdzie dominuje Islam, to z pewnością ocierają się oni o śmierć, wielu wyznających swoją wiarę ginie. Takie historie są nam znane. Natomiast w naszej skali lokalnej kończy się na zniewagach, no może czasami dochodzi do rękoczynów, słyszałem historię byłego świadka Jehowy Eddy'ego Cooney`a, który został pobity przez członków organizacji, gdy protestował przed salą Królestwa, stojąc z transparentem, na którym widniał napis oznajmiający, że nauki organizacji są fałszywe.
Daleki jednak jestem od uważania się za prześladowanego, tylko dlatego, że ktoś prezentuje inne zdanie od mojego. Zauważyłem natomiast, że ŚJ. często mają skłonności do poczuwania się prześladowanymi już w momencie, gdy ktoś próbuje nawiązać z nimi polemikę na tematy biblijne, opierając się wyłącznie na Biblii i prezentując w związku z tym odmienny niż ŚJ pogląd.
Żeby nie być gołosłownym, parę dni temu, po zaproponowaniu jednemu z członów organizacji odwiedzin w celu poruszenia kwestii biblijnych, rozmówca ustosunkował się do propozycji negatywnie, stwierdzając, że już go w różny sposób prześladowano, to tylko jeden z przykładów takiego zachowania.
SN - Czy nigdy nie miałeś wątpliwości co do tego, że postąpiłeś słusznie odchodząc z Organizacji?
IREK - Jest to dobre pytanie. Chciałbym przypomnieć, że formalnie nigdy nie byłem członkiem Organizacji, ponieważ nie przystąpiłem do chrztu, co jest jednoznaczne z przynależnością, oddaniem się Organizacji. Cieszę się, że Bóg mnie od tego uchronił, pomimo mojego bezkrytycznego przyjęcia wszystkich nauk "Strażnicy". Z roku na rok coraz bardziej się upewniam w tym, że podjąłem wtedy dobrą decyzję. Im lepiej poznaję Słowo Boże, tym więcej pojawia się argumentów przemawiających za wolnością Chrystusową. Napewno wielu znajdzie się takich, którzy stwierdzą, że o wiele więcej można by było zdziałać pozostając w Organizacji. Tłumaczą to tym, że żaden Świadek nie przyjmie nauki z zewnątrz, a tym bardziej od tych, którzy po wykluczeniu ze "Społeczności Nowego Świata" zostali nazwani odstępcami (czytaj od nauk Niewolnika Wiernego i Rozumnego). Przecież tam pozostaje tysiące ludzi nieświadomych tego, że zamiast Bogu służą podstępnemu człowiekowi i są wypocinami ludzkich kombinacji, nazywając go pokarmem na czas słuszny"
Dzisiaj, z perspektywy czasu, odczuwam tym większą wdzięczność do Boga, gdyż widzę tę wielką różnicę pomiędzy ludzkimi naukami i religią a biblijnym chrześcijaństwem, które podobnie jak to się działo dwa tysiące lat temu, pokładam nadzieję w Chrystusie i poddaje się działaniu Ducha Świętego.
Rozmawiałem kiedyś z pewnym świadkiem, bardzo aktywnym głosicielem i zadałem mu zasadnicze pytanie: Dlaczego ŚJ nie głoszą tej samej Ewangelii co apostołowie Po odrobinie namysłu stwierdził on: że teraz są inne czasy, blisko Królestwo Boże i dlatego trzeba głosić o czymś innym.(???)
SN - Czego nauczyła cię ta akcja?
IREK - Lepszego poznania Słowa Bożego, ponieważ musiałem się do tych rozmów przygotowywać. Zrozumiałem lepiej położenie tych oszukanych ludzi. Że łatwo jest człowieka stracić, ale trudno pozyskać dla Chrystusa.
SN - Czy według ciebie praca ta poszła na marne?
IREK - Żadne słowo wypowiedziane w imieniu Pańskim nie jest daremne. Wierze, że do mnie należy sianie i podlewanie, ale wzrost daje Bóg (1 Kor. 3:1-8) Dużą część winy ponosi Kościół, gdyby więcej ewangelizował mniej ludzi szłoby do sekt.
Strażnica 1 lipca 1988 r. s 18