J.Haught-Swiety koszmar


Święty koszmar

Ilustrowana historia mordów i okrucieństw religijnych

James A. Haught

Przedmowa: Przez mord do raju

Zabójstwo dla Boga i w imię Boga, zjawisko stare jak świat, osiągnęło swoją przerażającą kulminację 11 września 2001 roku. Zbrodnia, której dopuściła się nieliczna grupa szukają­cych śmierci fanatyków, przyjęła niepojęte rozmiary. Zszokowana ludzkość zrozumiała, że kilkunastu uzbrojonych w noże mężczyzn może porwać cztery amerykańskie samoloty pasażerskie i wykorzy­stać je do samobójczego ataku na wieżowce World Trade Center w Nowym Jorku i siedzibę Pentagonu w Waszyngtonie. W wyniku ata­ku nowojorskie wieże i fragment budynku rządowego w stolicy USA obróciły się w ruiny. Zginęło ponad 3 tysiące osób, wśród nich sami zamachowcy. Miliardy ludzi na całym świecie oglądało te drama­tyczne wydarzenia na ekranach telewizorów. Ameryka zamarła. Wszyscy, którym nieobce są ludzkie uczucia, z przerażeniem myśle­li o losie pasażerów porwanych samolotów i ludzi uwięzionych w płonących wieżach, z których część szukała ratunku przed ogniem, skacząc z wysokości na pewną śmierć.

Dlaczego? Dlaczego ktoś miałby popełnić tak okrutny i samobój­czy czyn? Pytanie to zadawały sobie miliony ludzi na całym świecie. Jakie mogły być motywy tego szaleńczego zamachu? Przyczyn upatrywano w różnicach kulturowych, w amerykańskiej polityce zagranicznej lub zderzeniu cywilizacji. Co zdumiewające, w większo­ści przypadków nie zwracano uwagi na fakt, że ów akt ludobójstwa był jednocześnie aktem wiary, jednym z tysięcy okrucieństw i niegodziwości, które w ciągu stuleci popełniono w imię wiary religijnej.

Cóż innego niż fanatyczna wiara mogło popchnąć dziewiętnastu młodych muzułmanów do tego szaleńczego kroku? Jak inaczej można wyjaśnić motywy ich działania? Ludzie ci złożyli uroczystą, samobójczą przysięgę, następnie odbyli podróż do Stanów Zjedno­czonych, gdzie udawali lojalnych obywateli, ukończyli kursy pilota­żu i jak wszyscy inni pasażerowie weszli na pokład samolotu po to tylko, by poświęcić życie własne i tysięcy nieświadomych i niczemu niewinnych ludzi. Nic poza ślepą wiarą nie mogło równie skutecznie stłumić w nich zdolności do współodczuwania z ludźmi, wśród których żyli. Nic poza niezachwianą wiarą nie mogło zastąpić tych ludzkich uczuć pragnieniem mordu.

Znalezione w bagażu zabójców zeszyty zapełnione były modlitwa­mi. Każde zawarte w nich słowo dotyczyło Boga i wiary. Znajdowa­ło się tam również kilka egzemplarzy swoistego kazania, tak zwanej egzorty, będącej rodzajem religijnego wezwania lub zachęty do działania. Kontemplacja tego arabskiego tekstu miała przygotować zamachowców do samobójczej śmierci. Warto się zapoznać z jego treścią, gdyż - jak się zdaje - bardziej nas ona przybliża do zrozu­mienia motywacji zabójców niż najbardziej nawet staranna analiza ich zachowania. Kazanie zawiera obietnicę. Allach przyrzeka w nim, że sprawcy zamachu zostaną zaliczeni do grona męczenników i że otwarte będą przed nimi bramy muzułmańskiego raju, gdzie trafią wprost w objęcia spragnionych ich pieszczot hurys. Tu nie może być wątpliwości. Zamachowcy z całego serca wierzyli, że ich ludo­bójczy czyn zaprowadzi ich wprost do nieba. Oto kilka fragmentów tego jedynego w swoim rodzaju kazania:

Oczyśćcie swoją duszę z tego, co nieczyste. Zapomnijcie o wszy­stkim, co zwą „tym światem". Zapomnijcie o zabawie, nadszedł czas powagi...

Zachowajcie spokój, albowiem czas, jaki dzieli was od zaślubin (w niebie) jest krótki. Potem rozpoczniecie szczęśliwe życie. Gdy Bóg będzie z was zadowolony, nadejdzie okres wiecznej szczęśliwości...

Zapamiętajcie słowa Wszechmocnego Boga: „Wypatrywaliście bi­twy, zanim nadszedł jej czas, teraz ujrzycie ją na własne oczy". Wspomnijcie: jakżeż często garstka ludzi zwyciężała w boju przewa­żające siły, tylko dlatego, że taka była wola Boga. Oto jego słowa: „Nikt nie pokona tego, komu Bóg zapewnia bezpieczeństwo"...

Gdy jedziecie taksówką na lotnisko, niech wasze myśli będą cały czas przy Bogu... Gdziekolwiek się udajecie, módlcie się, uśmie­chajcie i zachowajcie spokój, gdyż Bóg jest z tymi, którzy mają wia­rę, a aniołowie będą was chronić ode złego ...

Módlcie się tymi słowy: „Panie, na nich skieruj swój gniew i prosi­my cię, byś chronił nas od zła, jakie czynią". I proście: „Panie, niech zaniewidzą, żeby nie dostrzegli tego, co ich czeka ... Bóg sprawi, że nie powiodą się knowania niewiernych"...

Nikt nie powinien widzieć, gdy wypowiadacie te pokorne słowa: „Nie ma Boga wartego czci prócz Allacha". A jeśli wypowiecie je tysiąc razy, nikt nie powinien wiedzieć, czy jesteście tak spokojni, czy też cały czas myślicie o Bogu. Każdy, kto z całego serca wypowie te słowa: „Nie ma Boga wartego czci prócz Allacha", zapewnioną ma drogę do nieba.

Nie okazujcie zmieszania ani innych oznak napięcia. Bądźcie szczęśliwi, radośni i spokojni, ponieważ Bóg umiłował to, czego chcecie dokonać i w jego oczach znajdzie to uznanie. A jeśli taka będzie jego wola, bliski będzie dzień, który spędzicie z hurysami w raju...

Nie zapominajcie, że walka toczy się w imię Boga... Pamiętajcie o nim, gdyż zapisano w Księdze: „Panie, daj nam cierpliwość i spraw, byśmy mocno stanęli na nogach. Daj nam zwycięstwo nad niewier­nymi" ... Módlcie się za siebie i za swoich braci, żeby ich było zwycięstwo i żeby trafili w wyznaczone cele ... Proście Boga, by uznał was za męczenników w obliczu wroga ...

Gdy dojdzie do bezpośredniej konfrontacji, czyńcie, co do was na­leży jak mistrz, który nie chce już powrotu do tego świata. Wołajcie: „Bóg jest wielki", gdyż słowa te budzą trwogę w sercach niewier­nych. Rzekł Bóg : „Uderz w ich głowy i w ich kończyny". Wiedzcie, że rajskie ogrody czekają na Was w całym swoim pięknie, a w nich rajskie kobiety, które wołają: „Przybywajcie, przybywajcie, boży przyjaciele". Tymi słowy powitają was hurysy przyodziane w swoje najpiękniejsze szaty...

Uderzajcie w imię Boga, a biorąc niewiernych w niewolę, naśla­dujcie proroka: weźcie jeńca i zabijcie go... Przypomnijcie swoim braciom, że wasz czyn jest aktem bożej woli...

A gdy wybije godzina prawdy, godzina zero, z radością powitajcie śmierć w imię Boga waszego. Nigdy o nim nie zapominajcie. Módl­cie się w ostatnich sekundach przed uderzeniem w cel albo wypo­wiedzcie te słowa: „Nie ma Boga wartego czci prócz Allacha, a Mahomet jest jego wysłannikiem. Kiedyś, jeśli taka będzie wola bo­ża, wszyscy się spotkamy w najwyższym kręgu niebios.

Niewiarygodne! Te magiczne wizje raju urozmaicone seksualnymi fantazjami typowymi raczej dla dojrzewających seksualnie młodzieńców wystarczyły tym wyznawcom Allacha, by zabili samych siebie i blisko 3 tysiące niczemu niewinnych Amerykanów. Czy owe własnymi rękami spisane świadectwa wiary nie powinny zamknąć ust tym wszystkim, którzy powodów tragedii upatrują w problemach gospodarczych, napięciach etnicznych, niesprawiedliwej polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych itp.? Na całym świecie żyją mi­liony ludzi biednych i prześladowanych, jednak tylko nieliczni spo­śród nich gotowi są do popełnienia samobójstwa i masowego mor­du. Czy coś innego niż żarliwa wiara może popchnąć człowieka do popełnienia takich okrucieństw? Wszystkie znane z historii zamachy samobójcze noszą wyraźne znamiona szaleństwa, ucieczki od rze­czywistości niemal zawsze cechującej fanatyczną wiarę.

W następnych tygodniach doszło do kolejnych dramatycznych wydarzeń. Niektóre redakcje i instytucje rządowe otrzymały nadane 11 września listy zawierające śmiertelne zarazki wąglika, w wyniku czego zachorowali i umarli ludzie, wśród nich m.in. pracownicy urzędów pocztowych. Wszystkie listy, jakie dotarły do redakcji New York Post, do znanego spikera telewizji NBC, Toma Brokaw oraz do przywódcy senackiej większości, Toma Daschle, zawierały następu­jące słowa: „Śmierć Ameryce. Śmierć Izraelowi. Allach jest wielki".

Za ironię losu należy przy tym uznać fakt, że ziarno tragedii z ro­ku 2001 zasiała niemal ćwierć wieku wcześniej Amerykańska Agen­cja Wywiadowcza, uzbrajając muzułmańskich fanatyków prowadzą­cych świętą wojnę z Rosjanami.

Gdy sięgniemy w głąb dziejów, zauważymy, że tą górzystą krainą położoną na północ od Pakistanu zawsze rządziła brutalna siła, a zamieszkujące ją zacofane plemienne społeczności wyznawały przesądy, trzymając jednocześnie kobiety w poddaństwie, ukryte za zasłoną. W latach siedemdziesiątych XX wieku Związek Radziecki przeznaczył na pomoc dla Afganistanu 1,5 miliarda dolarów, zarów­no na zwalczanie skutków zgubnej suszy, jak i krzewienie marksi­zmu. W roku 1978 afgańscy lewacy przejęli władzę w kraju i zapro­wadzili w nim „naukowy socjalizm". Afgańskie kobiety mogły wre­szcie uwolnić się od zakrywających całe ciało zasłon chadri, a ich córkom zezwolono na naukę w szkole. Wkrótce tysiące młodych Afganek podjęło studia uniwersyteckie, swoim wyglądem nie róż­niąc się od wyzwolonych zachodnich nastolatek. Muzułmańscy fa­natycy patrzyli na to ze zgrozą. Niektórzy polewali odsłonięte twarze dziewcząt żrącym kwasem. Mudżahedini (święci bojownicy) rekru­tujący się z górskich plemion podjęli walkę z nowoczesnym rządem. Socjalistyczni przywódcy zabiegali o wsparcie Moskwy, aż ich bła­gania zostały wysłuchane i Armia Czerwona wkroczyła do Afgani-8 stanu, żeby obronić marionetkowy reżim. Już wkrótce jednak Rosja­nie zdradzili zainstalowany przez siebie rząd i poparli zamach stanu, który doprowadził do jego upadku.

Podczas radzieckiej okupacji kobiety stanowiły 60 proc. nauczy­cieli w afgańskich szkołach średnich, 50 proc. urzędników państwo­wych i 40 proc. lekarzy. Pracowały także jako prawniczki, pisarki, pielęgniarki, uprawiały sztuki piękne i wiele innych zawodów trady­cyjnie zarezerwowanych dla mężczyzn.

Amerykańscy zimnowojenni „jastrzębie" w Waszyngtonie dostrze­gli dla siebie szansę na zaszkodzenie Związkowi Radzieckiemu. Centralna Agencja Wywiadowcza, działając w najgłębszej tajemni­cy, uzbroiła i wyszkoliła oddziały muzułmańskich partyzantów. Prezydent Ronald Reagan nazwał ich „bojownikami o wolność narodo­wą". W ten sposób, nie przyznając się do tego otwarcie, amerykański rząd stanął po stronie tych, którzy niedawno poparzyli twarze afgańskich dziewcząt kwasem. Rozpoczęła się trwająca długie lata wojna. Do Afganistanu zaczęły napływać tysiące młodych, żarliwych muzułmanów pragnących walczyć za Allacha. Z Egiptu przybył nie­widomy, ale przez to wcale nie mniej gwałtowny, szejk Omar Abdul Rahman, którego synowie przyłączyli się do mudżahedinów, a on sam wezwał muzułmanów, by zabijali niewiernych w imię Boga. Z Arabii Saudyjskiej przyjechał niejaki Osama bin Laden, syn bogate­go saudyjskiego przemysłowca, ojca pięćdziesięcioroga siedmiu dzieci, urodzonych przez jego kilkanaście żon. Pobożny Osama, działając pod wpływem fundamentalistycznego ruchu wahhabitów, wykorzystał odziedziczone po przodkach miliony dolarów do rekru­tacji i finansowania działalności islamskich bojowników.

W roku 1989 fanatycy ostatecznie zmusili Armię Czerwoną do wy­cofania się z Afganistanu, po czym przez następne trzy lata poświę­cili się niemal bez reszty likwidacji ocalałych członków dawnego, re­formatorskiego rządu. Wkrótce zwycięskie oddziały partyzanckie zwróciły się przeciw sobie, doprowadzając do wybuchu krwawej wojny domowej, która obróciła w ruiny to, co zostało jeszcze ze zni­szczonego przez dziesięcioletnią wojnę kraju.

Ostatecznie, w roku 1996, wojska talibów (uczniów szkół muzuł­mańskich) przejęły władzę w całym kraju i zaprowadziły w nim su­rową teokrację. W Afganistanie nastał terror. Kobietom nakazano noszenie zakrywających całe ciało zasłon i zabroniono im wykony­wania pracy zawodowej. Afganki utraciły wszystkie uzyskane wcześniej swobody. Zmuszono je, by pozostawały w czterech ścianach własnych domów, w praktyce skazane na areszt domo­wy. Wiele ukamienowano za naruszenie skrajnie restryktywnych przepisów dotyczących życia seksualnego lub poddano chłoście, gdy którejś z nich spod zasłony wymknął się kosmyk włosów. Ko­bietom nie wolno było się śmiać, a mężczyznom golić brody. Obo­wiązkowe za to stały się wielokrotne modlitwy - nie mniej niż pięć razy dziennie. Na mocy przepisów drakońskiego prawa islamskie­go (szariatu) nawet błahe przewinienia były karane obcięciem dło­ni lub stóp. Okna w domach prywatnych były zamalowane na czar­no, żeby przechodzący mężczyźni nie mogli ujrzeć przez szybę kobiecej twarzy. Talibowie zakazali oglądania telewizji, słuchania muzyki, korzystania z internetu, tańca, gry w szachy, puszczania latawców i wszelkich innych rozrywek. Lekarzom nie wolno było leczyć kobiet, które w praktyce nie mogły korzystać z żadnej po­mocy medycznej, nawet podczas porodu. Pracownikom zagranicznych organizacji charytatywnych zarzucano krzewienie chrze­ścijaństwa, co uważano za bluźnierstwo wobec Allacha i karano uwięzieniem. Hindusi, buddyści i wyznawcy innych religii musieli nosić identyfikatory, podobnie jak Żydzi w Trzeciej Rzeszy pod rządami faszystów. Starożytne posągi buddyjskie w Bamjanie, po­wszechnie uznawane za najcenniejsze zabytki Afganistanu, zni­szczono wbrew protestom cywilizowanego świata, gdyż zdaniem fanatycznych „poszukiwaczy prawdy" mogły one sprowadzić prawowiernych muzułmanów na religijne manowce. W każdy pią­tek na stadionie miejskim w stolicy kraju Kabulu odbywały się pu­bliczne egzekucje. Najbardziej religijny rząd na świecie odznaczał się także największym okrucieństwem.

Po wycofaniu się Armii Czerwonej wielu zagranicznych bojowni­ków, którzy przybyli do Afganistanu walczyć z niewiernymi, powróci­ło do swoich krajów ojczystych i tam próbowali spożytkować naby­te wśród mudżahedinów doświadczenie, co doprowadziło do sil­nych napięć na tle religijnym. Ożywili się islamscy fundamentaliści w Egipcie, Algierii i wielu innych krajach. Niektórzy z tych muzuł­mańskich bojowników udali się na Bałkany, by stanąć po stronie swoich współwyznawców w tragicznej wojnie domowej, która toczy­ła się w byłej Jugosławii. Szejk Rahman wyjechał do Stanów Zjed­noczonych, gdzie zajął się rekrutacją muzułmańskich radykałów. Osama bin Laden powrócił do Arabii Saudyjskiej w glorii bohatera, ale wkrótce popadł w niełaskę, po tym, jak potępił króla tego kraju za umożliwienie „niewiernym" Amerykanom prowadzenia wojny w Zatoce Perskiej z baz położonych na świętej ziemi Mahometa. Utra­cił nawet saudyjskie obywatelstwo. Wraz ze swymi trzema żonami i dziećmi bin Laden przeniósł się do Sudanu, gdzie rozpoczął nowy etap swej działalności: tworzenie przy udziale rozproszonych dotąd islamskich radykałów tajnej organizacji terrorystycznej pod nazwą al-Qaida (w języku rabskim „baza").

Pierwszym aktem terroru, którego autorstwo przypisuje się Bazie było podłożenie i zdetonowanie bomby w podziemnym garażu World Trade Center w 1993 roku. W wyniku wybuchu zginęło sześć osób, a ponad tysiąc odniosło obrażenia. Straty materialne sięgnę­ły setek milionów dolarów. Ramzi Yousef i Abdul Rahman zostali uznani za organizatorów zamachu przygotowanego przy pomocy zespołu gotowych na wszystko ochotników. Nazwisko bin Ladena wymieniano wśród współorganizatorów zamachu, nie postawiono mu jednak zarzutów ani nie został zatrzymany.

Jeszcze w tym samym roku bin Laden udzielił wsparcia grupie fa­natyków, którzy zamordowali osiemnastu amerykańskich żołnierzy sił pokojowych w Somalii. W latach 1995 i 1996 przyjął także odpo­wiedzialność za podłożenie bomb pod amerykańskie samochody wojskowe, w wyniku czego zginęło ponad dwudziestu żołnierzy w bazie wojskowej USA w Arabii Saudyjskiej. Według danych wywia­du Osama bin Laden był także zamieszany w spiski, mające na ce­lu zamordowanie kilku przywódców politycznych. Do zamachów jednak nie doszło. W roku 1996 Waszyngton wywierał na Sudan na­ciski, mające doprowadzić do wydalenia bin Ladena z tego kraju.

Terrorysta powrócił do Afganistanu, gdzie udzielił hojnego wsparcia sprawującym już rządy talibom. W rok później, według amerykańskiego Departamentu Stanu, bin Laden sfinansował zamach terrory­styczny w jednej ze świątyń egipskich w pobliżu Luksoru, w którym śmierć poniosło 62 turystów i przewodników.

W roku 1998 Osama bin Laden ogłosił utworzenie nowej organi­zacji pod nazwą Międzynarodowy Front Islamski na rzecz Świętej Wojny przeciwko Żydom i Chrześcijanom. Wydał wtedy religijny edykt (fatwę), w którym czytamy między innymi:

Zabijanie Amerykanów i ich sojuszników, zarówno cywilnych, jak i wojskowych, jest osobistym obowiązkiem każdego muzułmanina, który jest do tego fizycznie zdolny, wszędzie gdzie to tylko jest moż­liwe... Za bożym przyzwoleniem wzywamy wszystkich muzułmanów, którzy wierzą w Boga i mają nadzieję, iż za posłuszeństwo jego wo­li spotka ich nagroda w niebie, by zabijali Amerykanów i grabili ich własność zawsze i wszędzie, gdzie ich napotkają i gdzie to będzie możliwe. Wzywamy także muzułmańskich ulemów, przywódców, młodzież i bojowników, by atakowali wojska amerykańskich diabłów i ich sprzymierzeńców jako pomocników szatana.

Wkrótce okazało się, że nie było to pustosłowie. Po kilku miesią­cach podłożone w samochodach bomby obróciły w perzynę amerykańskie ambasady w Kenii i Tanzanii, zabijając 224 osoby i raniąc ty­siące. Tym razem o zbrodnię oskarżono bin Ladena, jednak pozo­stał on na wolności w Afganistanie. Nowojorski sąd skazał później jego czterech współpracowników na dożywocie. Pod koniec roku 2000 w jednym z jemeńskich portów doszło do samobójczego za­machu na pokładzie amerykańskiego niszczyciela USS Cole. Wy­buch bomby zabił 17 amerykańskich marynarzy.

Wreszcie, 11 września 2001 roku, fanatyczni zamachowcy prze­prowadzili ludobójczy atak na wieżowce World Trade Center w No­wym Jorku i budynek Pentagonu w Waszyngtonie. W obliczu tej ma­sakry wszystkie wcześniejsze akty terroru mogą się wydawać nie­winną psotą. Ogrom zbrodni sprawił, iż amerykański rząd zdecydo­wał się użyć wojska, żeby przepędzić talibów z Afganistanu oraz pojmać bin Ladena i jego ludzi. Na wieść o amerykańskiej decyzji wielotysięczne tłumy muzułmanów w wielu krajach głośno wyrażały swoje poparcie dla idei świętej wojny przeciwko Ameryce. „Allach jest wielki!" - skandowali demonstranci. Umiarkowani władcy muzuł­mańscy ociągali się z wyrażeniem swojego poparcia dla amerykań­skiego odwetu w obawie przed zemstą rodzimych fundamentali­stów. Na Bliskim Wschodzie i w innych krajach islamskich zapano­wał duch świętej wojny.

Popełniane przez ćwierć wieku zbrodnie w imię wiary, od wystą­pienia afgańskich mudżahedinów przeciwko oświacie kobiet w la­tach siedemdziesiątych, aż po nowojorską apokalipsę, przejdą do historii jako wieloletnia wojna religijna. Część obserwatorów do­strzegła zasadniczo religijny charakter zamachu z września 2001 ro­ku. Anthony Lewis z New York Times'a stwierdził np.: Niemożliwe jest porozumienie z ludźmi, którzy głęboko wierzą, iż w nagrodę za zabijanie Amerykanów, po samobójczej śmierci, pójdą wprost do nieba". Inny dziennikarz, William Safire, dodał: „Samobójcze misje mogły się powieść tylko dzięki temu, że naturalny instynkt samoza­chowawczy sprawców został stłumiony przez pseudo-religijne fanta­zje, w których sprawców zbrodni czeka wieczne pocieszenie w ob­jęciach rozmiłowanych w nich rajskich dziewic.

Krwawe wydarzenia w Afganistanie, działalność Osamy bin Lade­na i terrorystów z al-Qaidy są tylko jednym z przejawów szerszego zjawiska, jakim było odrodzenie się w XX wieku islamskiego funda­mentalizmu. Od irańskiego przewrotu z roku 1979, w wyniku które­go doszło do obalenia szacha i utworzenia brutalnej teokracji pod przywództwem imama Chomeiniego (por. rozdz. 26), w wielu innych krajach muzułmańskich radykalny nurt w islamie umocnił się i roz­szerzył swoje wpływy. W niektórych krajach muzułmanie podjęli walkę z wyznawcami innych religii, w innych wystąpili przeciwko rządom islamskim, które ich zdaniem były za bardzo zaprzątnięte sprawami tego świata. W imię moralnej sanacji wielokrotnie popeł­niano najokrutniejsze zbrodnie. Oto kilka przykładów:

ALGIERIA

Do drugiej połowy lat osiemdziesiątych, gdy umocniły się wpływy islamskich fanatyków, był to relatywnie nowoczesny kraj, w którym stosunki społeczne i dominująca obyczajowość dalekie były od religijnego rygoryzmu. Niezadowoleni z tego stanu rzeczy mułłowie wezwali wiernych do świętej wojny. Na ulice wyległy tłumy najgor­liwszych wyznawców Allacha. Atakowano nocne kluby, salony piękności i koedukacyjne plaże. W roku 1990 fundamentalistyczny Front Zbawienia Narodowego odniósł miażdżące zwycięstwo w wy­borach do samorządów lokalnych i wszystko wskazywało na to, że przejmie władzę w kraju po wyborach parlamentarnych pod koniec roku 1991. Jednak sprawujący w Algierii władzę wojskowi odroczy­li wybory krajowe i unieważnili wyniki wyborów lokalnych. Islamiści zorganizowali zbrojne bojówki. W kraju zapanował terror. Kilkuna­stoletnie dziewczęta rozstrzeliwano tylko za to, że przychodziły do szkoły z odsłoniętą twarzą. Nauczycielom pracującym w szkołach koedukacyjnych podrzynano gardła. Bojówkarze zatrzymywali au­tobusy i mordowali pasażerów, terroryzowali i masakrowali lud­ność wielu wiosek, zabijali lokalnych działaczy politycznych i po­pełniali wiele innych okrucieństw. Zabijali dziennikarzy i publicy­stów, którzy krytycznie oceniali ich zamiar wprowadzenia systemu teokratycznego. Wobec Żydów i chrześcijan prowadzili tzw. „polity­kę likwidacji", w ramach której zabijali katolickich księży i zakonni­ce. W ciągu dekady tej świętej wojny, w wyniku terroru i niekiedy równie brutalnej odpowiedzi władz, w Algierii życie straciło ponad 100 tysięcy osób.

EGIPT

Plaga fundamentalizmu dotknęła ten kraj już we wczesnych latach powojennych, gdy grupa islamskich fanatyków próbowała zorganizować zamach na prezydenta Gamala Abdel Nasera. Spisek zakoń­czył się niepowodzeniem. Mniej szczęścia jednak miał kolejny egip­ski prezydent, Anwar Sadat, który zginął z rąk zamachowców w 1981 roku. W ostatnich latach działające w podziemiu islamskie szwadrony śmierci, dążące do ustanowienia teokracji, okresowo mordują koptyjskich chrześcijan, podpalają kluby nocne, strzelają do zachodnich turystów, organizują napady na posterunki policji etc. Najtragiczniejsze z tych wydarzeń miało miejsce w roku 1997 na terenie starożytnej świątyni Hatszepsut w pobliżu Luksoru, gdzie fa­natycy zamordowali 58 turystów i czterech Egipcjan. W później­szych latach brutalne działania policji i prokuratury egipskiej dopro­wadziły do ograniczenia zakresu tej formy religijnego terroryzmu.

IZRAEL

Konflikt Izraelczyków z Palestyńczykami, który trwa ze zmiennym nasileniem od kilkudziesięciu lat, w latach dziewięćdziesiątych na­brał bardziej religijnego charakteru. W ostatniej dekadzie dwudzie­stego wieku sfrustrowani młodzi muzułmanie masowo przyłączali się do takich organizacji terrorystycznych, jak Hezbollah (Partia Boga), Islamski Dżihad (Święta Wojna) i Hamas (to słowo utworzone z pierwszych liter nazwy Islamski Ruch Oporu, w języku arabskim zna­czy „gorliwość"). Poza walkami pomiędzy uzbrojonymi w kamienie arabskimi młodzieńcami i używającymi nowoczesnej broni żydow­skimi żołnierzami, po obu stronach coraz częściej dochodzi do kon­fliktów na tle religijnym. Punktem zapalnym okazało się w tym przy­padku jerozolimskie Wzgórze Świątynne, święte miejsce trzech wiel­kich religii. W roku 1990 wśród ludności arabskiej pojawiła się plot­ka, że Żydzi zamierzają odbudować na wzgórzu swoją historyczną świątynię. Wyznawcy Allacha obawiali się, że może to doprowadzić do wyburzenia części słynnego Meczetu Skały, według religijnego mitu wzniesionego w miejscu, w którym Mahomet wraz ze swym ru­makiem wzniósł się do nieba. Muzułmanie zebrali się, by bronić swe­go duchowego centrum. Doszło do walk, podczas których izraelscy żołnierze zabili 19 i ranili 140 Arabów, co spowodowało wybuch zamieszek. Jednocześnie grupy izraelskich bojówkarzy, działających w niezachwianym przekonaniu, iż Ziemia Święta jest darem, który Żydzi otrzymali od Boga, zajęły terytoria arabskie na Zachodnim Brze­gu. Założone przez nich osiedla sprowokowały niekończące się pasmo zabójstw po obu stronach konfliktu. W roku 1994 jeden z żydow­skich osadników, Baruch Goldstein, dokonał krwawej rzezi Palestyń­czyków w Grocie Praojców w Hebronie. Ten religijny fanatyk otworzył ogień do grupy modlących się muzułmanów, zabijając 29 spośród nich. W roku 2000 arabski sektor Wzgórza Świątynnego odwiedził premier Izraela, Ariel Sharon, chroniony przez oddział żołnierzy. Spowodowało to kolejny wybuch gniewu wśród ludności arabskiej i se­rię samobójczych ataków na znienawidzonych Żydów.

ROSJA

W południowych prowincjach Rosji, w większości zdominowa­nych przez ludność muzułmańską, spokój panował tak długo, jak długo żelazną ręką trzymała je w ryzach Armia Czerwona. Po upadku władzy radzieckiej w rejonie doszło do kilku powstań islamskich. Największy zasięg i najbardziej dramatyczny charakter ma wojna w Czeczenii, gdzie rebelianci zadali rosyjskim wojskom ciężkie straty, a Rosjanie zniszczyli znaczną część kraju.

PAKISTAN

Kraj ten utworzono w 1947 roku w północno-zachodniej części In­dii Brytyjskich, gdzie przeważała ludność muzułmańska. Pakistan po dziś dzień należy do krajów, w których radykalny islam odgrywa szczególnie ważną rolę w życiu społecznym i politycznym. W 1991 roku wprowadzono tam szariat, rygorystyczne prawo islamskie, na mocy którego nieślubni kochankowie są kamienowani, złodziejom ucina się dłonie lub stopy, a „bluźniercy" są skazywani na śmierć. W ostatnich latach szczególnie głośny był przypadek dr Yunisa Shai-kha, którego 18 sierpnia 2001 roku sąd w Islamabadzie skazał na śmierć, za bluźnierstwo. Dr Shaikhowi zarzucono, iż podczas jed­nego z wykładów obraził Mahometa, insynuując, że ani on sam, ani jego rodzice nie mogli być muzułmanami zanim Allach przez swego posłańca nie objawił swemu prorokowi w Mekce treści pięciu pierw­szych wersetów sury XCVI Koranu. Warto przypomnieć, że ojciec Mahometa zmarł jeszcze przed jego narodzeniem, a matka zaledwie kilka lat później, gdy przyszły założyciel islamu liczył sobie 6 lat. Tymczasem według tradycji archanioł Gabriel przekazał mu pierw­sze objawienie Koranu około roku 610 n.e., gdy prorok dobiegał już czterdziestki. Wszystkie te fakty w niczym jednak nie wpłynęły na ocenę sądu, podobnie zresztą jak nie wpłynął na nią brak jakiego­kolwiek dowodu, iż oskarżony faktycznie wypowiedział bluźniercze słowa. Przeciwnie, w toku postępowania wykazano, że w dniu, w którym miał według oskarżenia dopuścić się zbrodni, dr Shaikh nie prowadził żadnych wykładów, a nawet wcale nie był obecny w szko­le, w której pracował. Islamskie sądy nie przejmują się jednak taki­mi drobiazgami. W tej tradycji do uznania winy i skazania wystarczy „świadectwo dwóch dorosłych mężczyzn, którzy wydają się praw­domówni i którzy prowadzą życie wolne od głównych grzechów", a dorosłych i prawowiernych mężczyzn w tym zamieszkałym przez 140 milionów ludzi islamskim kraju nie brakuje. Ich świadectwo zre­sztą nie zawsze jest potrzebne, gdyż nierzadko zdarza się, że oskar­żeni o bluźnierstwo są mordowani przed wyrokiem przez policjan­tów, fanatyków spośród publiczności w sądzie lub nawet przez pro­wadzących postępowanie sędziów.

Po terrorystycznym zamachu z 11 września 2001 roku, tysiące pa­kistańskich muzułmanów wyległo na ulice miast z okrzykiem „Bóg jest wielki!", wyrażając w ten sposób poparcie dla idei świętej woj­ny z cywilizacją Zachodu.

• BANGLADESZ

W Bangladeszu dochodzi do regularnych starć pomiędzy funda­mentalistami i muzułmańskimi liberałami. Ich miejscem są na ogół campusy uniwersyteckie. W 1993 roku rozruchy na tle napięć religij­nych zmusiły władze do zamknięcia trzydziestu uniwersytetów i in­nych szkół wyższych. Redakcje wielu gazet zaatakowano butelkami z benzyną. Fanatyczni mułłowie obiecali wysoką nagrodę temu, kto zamorduje feministyczną pisarkę Taslimę Nasrin, która niejedno­krotnie krytykowała okrucieństwo kar orzekanych na mocy prawa islamskiego. Oskarżono ją o świętokradztwo i skazano na śmierć. Wszystkie kraje Unii Europejskiej zaproponowały jej azyl polityczny jako ofierze prześladowań religijnych.

SUDAN

Miliony mieszkańców tego kraju poniosło śmierć w ciągu trwają­cej pół stulecia wojnie religijnej, którą muzułmańscy władcy z pół­nocy toczyli i wciąż toczą z plemionami z południa, gdzie zdecydo­waną większość stanowią wyznawcy chrześcijaństwa i animizmu.

NIGERIA

Mieszkańcy tego kraju dzielą się na dwie równe części: połowa to chrześcijanie, a druga połowa - muzułmanie. Obie grupy mordują się wzajemnie.

• INDONEZJA (Timor Wschodni)

W 1976 roku islamski rząd Indonezji dokonał aneksji tego katolic­kiego kraju, po czym nastąpił trwający ćwierć wieku okres religijnych i politycznych prześladowań. W roku 1999 Timorczycy w refe­rendum masowo opowiedzieli się za zerwaniem kolonialnych wię­zów z potężnym sąsiadem, a 19 maja 2002 roku o północy czasu miejscowego nowo wybrany prezydent Timoru Wschodniego, Xana­na Gusmao, proklamował formalnie niepodległość tego państwa.

FILIPINY

Na Filipinach niemal nieprzerwanie toczy się wojna domowa z is­lamskimi bojownikami, którzy dążą do utworzenia republiki islam­skiej w południowej części archipelagu, na wyspie Basilan. Tylko jedna z tych milicyjnych formacji, grupa Abu Sayafa, zarobiła milio­ny dolarów porywając turystów, misjonarzy i pracowników ośrod­ków turystycznych.

JUGOSŁAWIA

W 1992 roku bośniaccy muzułmanie opowiedzieli się za oddziele­niem się tej republiki od Jugosławii i utworzeniem niepodległego państwa. Mieszkający w Bośni prawosławni Serbowie przestraszyli się, że rządy w kraju przejmą islamscy fundamentaliści, i wystąpili przeciw muzułmańskiej większości. Wkrótce wybuchły walki między prawosławnymi Serbami, katolickimi Chorwatami i bośniackimi muzułmanami. Po zakończeniu okrutnej wojny domowej w Bośni, w ro­ku 1999 muzułmanie i prawosławni chrześcijanie starli się w pobliskim Kosowie, a w roku 2001 podobny scenariusz powtórzył się w Macedonii.

Choć każdy konflikt jest inny, nie podobna zaprzeczyć, że muzuł­manie w wielu rejonach świata toczą śmiertelne boje z innowiercami, lub nawet z nie dość gorliwymi wyznawcami islamu. Przyczyną na­głego rozkwitu wojującego islamskiego fundamentalizmu był między innymi koniec zimnej wojny. W 1990 roku, w londyńskim Sunday Ti­mesie ukazał się artykuł, którego autor przestrzegał: Zagrożenie ze strony państw Uktadu Warszawskiego maleje z miesiąca na miesiąc. Jednocześnie jednak, z roku na rok, do końca dwudziestego wieku i w pierwszej dekadzie wieku następnego, rosnąć będzie zagrożenie ze strony islamskiego fundamentalizmu. W roku 1992 włoskie pismo Europa przestrzegało: Ubóstwo i korupcja w krajach islamu przecie­ra drogę do sukcesu dla religijnych, fanatyków, od krajów Maghrebu aż do zachodniej Azji. Rok później magazyn Life opublikował artykuł, 18 którego autor poczynił następujące spostrzeżenie: W naszych dniach, po upadku komunizmu, islam stanowi ostatni monolityczny sy­stem wojującej wiary i - zdaniem wielu ludzi Zachodu - najpoważniejsze zagrożenie dla nowego ładu światowego. Jeszcze jedno ostrze­żenie wygłosił znany pisarz, Leon Uris, który nazwał odradzający się islamski fundamentalizm „wściekłą bestią złożoną z miliarda ludzi". Wszystkie te przestrogi okazały się trafne.

Islam nie jest jedyną religią, w której odrodził się i umocnił nurt fundamentalistyczny. W Stanach Zjednoczonych rosną wpływy radykalnego chrześcijaństwa. Amerykańscy ekstremiści z ruchu anty­aborcyjnego mordują pracowników klinik ginekologicznych, w których wykonuje się zabiegi przerywania ciąży. Inni fanatycy pod­kładają bomby zapalające w nocnych klubach dla homoseksuali­stów. Fundamentalizm religijny znajduje coraz więcej zwolenników w Izraelu. Żydowscy ortodoksi żądają wprowadzenia restrykcji w za­kresie życia seksualnego, a religijni bojówkarze organizują zamachy na muzułmańskie miejsca kultu położone na terenie Wzgórza Świą­tynnego. Agresywność fundamentalistów religijnych nasila się także w Indiach. Niedawno tłum fanatycznych wyznawców tej religii zni­szczył meczet, co wywołało falę zamieszek w całym kraju.

Wszystkie wspomniane wyżej dramatyczne wydarzenia są elemen­tem szerszego zjawiska: obecnego w każdej religii, we wszystkich krajach i we wszystkich czasach, mrocznego mechanizmu, który jest źródłem ludzkich cierpień i przyczynia się do rozlewu krwi. Za sprawą wiary, łatwiej niż z jakiejkolwiek innej przyczyny, ludzie popełnia­ją czyny, które zasługują na miano barbarzyństwa. W zależności od czasu i miejsca przyjmuje ono najróżniejsze oblicza.

Większość z nas wierzy, że za sprawą religii stajemy się dobrzy i żywimy wobec bliźnich braterskie uczucia. To jednak tylko część prawdy. Religia ma także inną, mroczną, by nie powiedzieć niegodzi­wą stronę. Jak to się dzieje, że wiara w bóstwa i związane z nią tre­ści kultury i obyczajowości skłaniają ludzi, by zabijali się wzajemnie? Jak dotąd nikomu nie udało się udzielić zadowalającej odpowiedzi na to pytanie.

Samobójczy zamach na budynki Pentagonu i World Trade Center zrobił na nas tak piorunujące wrażenie i przyniósł tak tragiczne skut­ki, że wydaje się nie mieć precedensu w dziejach. W rzeczywistości jednak nie byt niczym więcej niż kolejnym przejawem tego samego odwiecznego przekleństwa. Postępki równie okrutne, ale w mniej­szej skali, zdarzają się niemal codziennie, jak świat długi i szeroki.

Nie ma tygodnia, by agencje informacyjne nie donosiły o kolej­nych przypadkach przemocy: oto muzułmańscy bojówkarze ostrzeliwują z broni maszynowej modlących się w meczecie wyznawców konkurencyjnego odłamu tej religii; grupa afrykańskich wyznawców kultu voodoo dokonuje linczu na kobiecie podejrzanej o czary; na Cejlonie wyznający hinduizm Tamile i buddyjscy Syngalezi prowa­dzą wojnę domową, w której zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi; w to­kijskim metrze członkowie sekty religijnej dokonują terrorystyczne­go zamachu na pasażerów przy użyciu trującego gazu; protestanc­kie i katolickie szwadrony śmierci w Ulsterze korzystają z każdej okazji, by uśmiercić swoich chrześcijańskich współwyznawców, je­śli tylko należą oni do innego wyznania; w meksykańskich wioskach katolicy i zielonoświątkowcy toczą między sobą krwawe walki przy użyciu narzędzi rolniczych.

W roku 1995 ortodoksyjny Żyd, działając „na polecenie Boga", za­mordował izraelskiego premiera, Yitzhaka Rabina. Podobni mu fanatycy muzułmańscy zastrzelili także prezydenta Egiptu, Anwara Sadata i m.in. trzech wybitnych polityków z rodu Gandhich: Mohandasa, Indire i Rajiva. Wszyscy pamiętamy także masowe samobój­stwa członków sekt religijnych Davida Koresha w Waco, w Teksasie i Jamesa Jonesa w Gujanie, gdzie na życzenie guru jego 900 wy­znawców zażyło śmiertelną dawkę cyjankali.

Zabójstwa w imię wiary to zjawisko powszechne, ale rzadko bada­ne przez socjologów lub dyskutowane w krajach, w których religia trzyma się mocno, tak jak w Polsce czy w Stanach Zjednoczonych. Jego rodowód sięga czasów, gdy bogowie domagali się ofiar z lu­dzi. W następnych stuleciach przyjmowało niemal nieskończenie różnorodne formy: wojen krzyżowych, inkwizycji, polowań na cza­rownice, muzułmańskich świętych wojen, wojen w okresie reforma­cji, pogromów Żydów, mordowania anabaptystów, konfliktów et­nicznych na tle plemiennych sporów religijnych i wielu innych. Okrucieństwa i zbrodni Aszantowie, Aszanti, lud afrykański zamieszkujący centralne rejony Ghany i przy­ległe obszary Wybrzeża Kości Słoniowej, a także Togo. Należą do grupy ludów Akan. Posługują się językiem twi (tszi) z grupy kwa. W XVII w. utworzyli państwo Aszantów. Społeczność Aszantów liczy ok. 3,3 min osób (1983). Podstawą orga­nizacyjną są matrylinearne rody. Część z nich to chrześcijanie lub muzułmanie, większość wyznaje animizm. Wśród licznych bóstw (obosom), związanych z si­łami przyrody, największe znaczenie ma Njame (Atoapome, Ojankopon) - Stwór­ca, pan nieba, następnie bożkowie rzek, zwłaszcza rzeki Tano. (Przyp. tłum.) e na tle religijnym przyjmują najróżniejsze formy i cechują się ogromną odpornością na upływ czasu.

Ta ponura strona religii, strona, o której rzadko słyszymy i jeszcze rzadziej mówimy, jest tematem tej książki.

Wstęp

W 1766 roku w Abbeville we Francji, kawalera De la Barre, który liczył sobie wówczas nie więcej niż dziesięć lat, oskarżono o śpiewanie bezbożnych pieśni, kpiny z naj­świętszej Maryi Dziewicy, uszkodzenie krucyfiksu i odmowę zdjęcia kapelusza, gdy w pobliżu przechodziła procesja. W owym czasie nieposłuszeństwo wobec kościoła było karane śmiercią. Młodzień­ca skazano na obcięcie języka i prawej ręki oraz - jakby inaczej - na spalenie na stosie. W jego obronę zaangażował się sam Voltaire, dzięki czemu odwołanie od wyroku trafiło do francuskiego parla­mentu w Paryżu. Deputowani ze stanu duchownego żądali śmierci chłopca, przestrzegając jednocześnie przez nieobliczalnymi skutka­mi szerzenia się plagi religijnego zwątpienia. Parlament okazał bluźnlercy łaskę, odwołując wyrok okaleczenia i spalenia żywcem. Chłopca skazano jedynie na ścięcie. Przed egzekucją, która miała miejsce 1 lipca 1766 roku, skazańca poddano jeszcze rutynowym torturom, mającym na celu nakłonienie go do złożenia bardziej wy­czerpujących zeznań. Jego ciało spalono wraz z egzemplarzem Słownika filozoficznego Voltaire'a.

W roku 1980 w mieście Moradabad w indyjskim stanie Uttar Pradeś zwykła świnia stała się przyczyną zamieszek i mordów, w których udział wzięto kilkuset bogobojnych muzułmanów i hindusów. Zwierzę wywołało gniew wyznawców Allacha, wkraczając na teren, uznawany przez nich za święty. Muzułmanie, którzy uważają świnię za wcielenie szatana, zarzucili hindusom, że ci rozmyślnie zapędzili zwierzę w zakazane miejsce. Ogarnięci szałem wyznawcy obu religii mordowali się wzajemnie przy użyciu kijów i noży. W rozruchach, które objęty kilkanaście miast, życie straciło ponad 200 osób.

W szesnastowiecznym Meksyku, w teokratycznym państwie Azte­ków w ofierze bogom składano tysiące niewinnych ludzi. Aztekowie wierzyli, że słońce przestałoby świecić, gdyby je pozbawić codzien­nej strawy z ludzkich serc wyrwanych z piersi ofiar na kamiennym ołtarzu. Chcąc przebłagać boga deszczu, azteccy kapłani torturo­wali i mordowali dzieci, których łzy miaty w magiczny sposób wywołać upragniony opad. W obrzędach na cześć bogini kukurydzy dzie­wica musiała tańczyć przez dwadzieścia cztery godziny, po czym zabijano ją i obdzierano ze skóry. Jej skórę nakładali potem na sie­bie kapłani, którzy kontynuowali rytualny taniec.

W roku 1980 w Iranie pod panowaniem szyitów rządzący w imie­niu Allacha mułłowie wydali dekret nakazujący zabicie każdego wyznawcy bahaizmu, który odmówi nawrócenia się na islam. W wyni­ku tego zarządzenia życie straciło około 200 bahaitów, powieszo­nych lub rozstrzelanych przez pluton egzekucyjny. Dalszych 40 ty­sięcy wyznawców tej religii opuściło ów miłujący Boga kraj.

W roku 1583 w Wiedniu pewna szesnastoletnia dziewczyna do­znała bolesnego skurczu żołądka. Wezwano jezuickich egzorcy­stów, którzy przez osiem tygodni uwalniali ją od złych mocy. Zakon­nicy ogłosili, że z ciała opętanej wypędzili 12 652 demony, które babka dziewczyny przetrzymywała w szklanym słoju. Staruszkę torturami nakłoniono do przyznania się, że jest czarownicą i obcuje cieleśnie z szatanem. Następnie spalono ją na stosie. To typowa hi­storia jednej z okoła miliona ofiar polowań na czarownice prowa­dzonych przez ponad trzy stulecia.

W któryś z niedzielnych poranków 1983 roku, w Darkley, w Pół­nocnej Irlandii, grupa katolickich terrorystów uzbrojonych w broń automatyczną wdarła się do protestanckiego kościoła i otworzyła ogień do obecnych, zabijając trzech i raniąc siedmiu uczestników nabożeństwa. To tylko jeden z wielu setek przykładów podobnych dramatów, które kosztowały życie blisko 3 tysiące osób w okresie trwających dwadzieścia lat konfliktów religijnych w tym kraju.

W roku 1096, na apel papieża Urbana II, wzywający do udziału w wyprawie do Ziemi Świętej i wypędzenia z niej niewiernych, odpowiedziały nieprzeliczone rzesze chrześcijan ze wszystkich sta­nów. W Niemczech grupa krzyżowców wdała się w pościg za zaczarowaną gęsią, która zawiodła tych gorliwych obrońców wiary do dzielnicy żydowskiej, gdzie wymordowali większość mie­szkańców.

„Człowiek nigdy nie czyni zła tak starannie i tak chętnie, jak wtedy, gdy działa z pobudek religijnych" - stwierdził niegdyś Blaise Pascal.

Do historii przeszły także słowa Jonathana Swifta, który w swych rozważaniach nad okrucieństwami popełnianymi od wielu stuleci w imię kościoła i religii skonstatował: „Religii mamy w sam raz tyle, ile trzeba, by móc nienawidzić się wzajemnie, za mało jednak, byśmy mogli się kochać".

Thomas Jefferson zawarł w swych Notes on Virginia, następują­cą myśl: Odkąd nastało chrześcijaństwo spalono, poddano tortu­rom, ukarano grzywną lub uwięziono miliony niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Nie przybliżyło nas to jednak do upragnionej jedno­ści. Wynikiem religijnego przymusu i masowych prześladowań jest to, że potowa ludzkości to głupcy, a druga połowa to hipokryci.

Jednak chrześcijaństwo nigdy nie miało monopolu na zabójstwa w imieniu Boga i dla Boga. Jeszcze przed narodzeniem Chrystusa rzymski poeta Lukrecjusz przestrzegał: Niepodobna zważyć zło, które zrodziło się z wiary w bogów!

Badanie ludzkich dziejów ujawnia ponurą prawidłowość: Wszę­dzie tam, gdzie religia uzyskała dominujący wpływ na życie spo­łeczne, stała się przyczyną krwawych prześladowań i okru­cieństw. Im silniej ludzie wierzą w nadnaturalne byty, tym bardziej nieludzkie są ich uczynki. Kultury zdominowane przez kościoły i religie są bez wyjątku nietolerancyjne lub okrutne wobec tych, którzy ich nauk nie podzielają, a często również wobec własnych wyznawców.

Gdy religia bez reszty dominowała w Europie, za jej przyczyną sze­roko rozlała się tu rzeka krwi. Tysiące ludzi straciło życie podczas wo­jen krzyżowych. Na potrzeby inkwizycji, w każdym, nawet niewielkim mieście, powstawały izby tortur, prowadzono masową eksterminację heretyków, mnożyły się pogromy Żydów, a miliony kobiet spalono, utopiono, rozczłonkowano, powieszono, zmiażdżono lub uśmiercono w inny sposób. Pomysłów na zadawanie bliźnim cierpień lub pozba­wianie ich życia nigdy w kościele Chrystusa nie brakowało.

Miliony ofiar pochłonęły także wojny religijne, do których doszło w okresie reformacji. „Wiek wiary" był w rzeczywistości wiekiem rzezi. Koncepcja praw i wolności człowieka zrodziła się dopiero wtedy, gdy stopniowo zaczęły słabnąć wpływy religii.

W naszych czasach wiele krajów tzw. trzeciego świata w dalszym ciągu tkwi w okowach wiary. W Indiach sikhowie, hindusi i muzułmanie wciąż mordują się wzajemnie. W Iranie szyiccy fundamentaliści zniewolili kobiety, a „bluźnierców" skazują na śmierć. Równie tra­giczna jest sytuacja w Libanie, gdzie walczą ze sobą sunnici, szyici, druzowie i maronici. Na Sri Lance krwawą wojnę prowadzą buddyści z hindusami, a w Sudanie - wyznawcy animizmu, islamu i chrze­ścijaństwa. Wśród myślących ludzi przyjęło się uważać, że religia nie jest rzeczywistą przyczyną tych konfliktów i zbrodni, że jest tyl­ko maską, za którą kryją się prawdziwe motywy zwalczających się stron. To nieprawda. Religia dzieli ludzi i każe im tkwić we wrogich obozach. Myślenie w kategoriach odrębności plemiennej czy etnicz­nej jest na ogół nieodłączne od myślenia w kategoriach tożsamości religijnej, a jedno i drugie przygotowuje grunt pod rozlew krwi. Bez religii młodzi ludzie łatwiej podejmowaliby wyzwania współczesno­ści, częściej dochodziłoby do małżeństw między członkami różnych grup etnicznych i łatwiej byłoby zapomnieć dawne krzywdy. Religia podtrzymuje i pogłębia podziały, a wszystko, co sprzyja podziałom, sprzyja także konfliktom.

Paradoksalnie, pomimo swej krwią pisanej historii, religię po­wszechnie uważa się za siłę na rzecz dobra i źródło braterskiej mi­łości. Byty amerykański prezydent Ronald Reagan uważał ją za ostoję porządku moralnego, a George Bush twierdził, że religia kształtuje charakter, dzięki któremu mamy siłę stawić czoło trudno­ściom życia codziennego.

Religia ma dwa oblicza, jak Dr Jekyll i Mr Hyde, z tym że dr Hyde pozostaje w cieniu swojego lepszego alter ego. Współcześni mieszkańcy krajów Zachodu, przyzwyczajeni do życia w wolnym i świeckim społeczeństwie, niemal całkiem zapomnieli, co się kryje za wiarą w nadprzyrodzone byty. W roku 1989 Europejczycy i Ame­rykanie z niedowierzaniem przyjęli wiadomość, że ajatollah Chomeini wydał wyrok śmierci na angielskiego pisarza, który rzekomo po­pełnił bluźnierstwo, sugerując, iż nauki Mahometa być może nie po­chodziły wprost od Allacha. Powszechne zdumienie najlepiej świadczy o tym, jak słabo ludzie Zachodu pamiętają, czym w istocie jest religia.

W okresie największego nasilenia międzynarodowego kryzysu wywołanego tym morderczym dekretem na uniwersytecie bostońskim odbyła się konferencja naukowa na temat „anatomii nienawi­ści". W obradach uczestniczyła między innymi córka byłego prezy­denta Egiptu, Anwara Sadata, zamordowanego przez islamskich fundamentalistów, którzy uznali go za zdrajcę świętej sprawy isla­mu. Harwardzki teolog, Krister Stendahl, stwierdził podczas dysku­sji: „Religia, to bardzo niebezpieczna rzecz. Drzemią w niej potężne siły... Ma ona swoją ciemną stronę, której przyczyn nie znamy.

Książka, którą macie w ręku, opowiada właśnie o tej ciemnej stro­nie religii oraz o tym, ile cierpień religia przyniosła i ile zła uczyniła w ciągu ostatnich dziewięciuset lat.

Wyprawy krzyżowe

Według legendy wyprawy krzyżowe były wspaniałą, ro­mantyczną przygodą, w której pierwszoplanową rolę od­grywali szlachetni rycerze w płaszczach zdobnych w karmazynowe krzyże. Tymczasem krucjaty były jednym wielkim ko­szmarem, odrażającym pasmem zbrodni, gwałtów i grabieży popeł­nianych w imię wiary, która więcej miała wspólnego z magią niż z re­ligią. Krzyżowcy zabili niemal równie wielu chrześcijan i Żydów, co muzułmanów, którzy byli ich oficjalnym wrogiem.

Papież Urban II ogłosił pierwszą krucjatę w roku 1095. Jej celem miało być wyzwolenie Ziemi Świętej z rąk niewiernych. Zewsząd rozlegało się wołanie: Deus Vult (Taka jest wola boża). W całej Europie masy religijnych fanatyków, rzesze biedoty, chłopstwo, rozbójnicy i zubożałe rycerstwo łączyło się w hufce, które w większości przypad­ków bardziej przypominały zbójeckie bandy niż regularne wojsko. Na czele tej rzeszy biedoty stanął charyzmatyczny duchowny, Piotr Pustelnik, który uzasadniał swoje przywódcze zapędy, przedstawia­jąc ludziom ze swojego otoczenia list, napisany rzekomo osobiście przez Boga, a przekazany mu przez Jezusa. Drugim przywódcą pierwszej krucjaty był ubogi rycerz zwany Walterem Bez Mienia.

O ruchach wojsk krzyżowców decydowały niekiedy osobliwe wzglę­dy. Na przykład jeden z oddziałów w dolinie Renu przez jakiś czas po­dążał za gęsią, którą uznano za zesłaną przez Boga przewodniczkę chrześcijańskich wojsk. Do tej grupy przyłączyły się hufce pod wodzą niejakiego Emicha, który utrzymywał, że na jego piersi pojawił się święty znak krzyża. Żołnierze Emicha uznali, że zanim wyruszą w da­leką wędrówkę, by zabijać Saracenów w Jerozolimie, ich obowiązkiem jest wyciąć w pień „niewiernych wśród nas", czyli Żydów z Moguncji, Wormacji i innych miast niemieckich. Ci obrońcy wiary wdarli się do żydowskich dzielnic, ogniem i mieczem mordując tysiące bezbron­nych mężczyzn, kobiet i dzieci. Wielu Żydów, pozbawionych wszelkiej nadziei na ratunek, ukrywając się za barykadami ustawionymi na gra­nicach dzielnic żydowskich, z rozpaczy mordowało swoje dzieci i po­pełniało samobójstwo w obawie przed okrucieństwem chrześcijańskich hord. Do podobnych pogromów doszło także w czeskiej Pradze i Ratyzbonie, w Bawarii, gdzie masakry dopuściły się wojska krzyżow­ców pod wodzą Volkmara i Gotszalka. W niektórych przypadkach ofia­ry, z mieczem przystawionym do gardła, mogły uratować życie, bez­zwłocznie nawracając się na chrześcijaństwo.

Wędrując przez chrześcijańskie Węgry i Bułgarię, te chłopskie ar­mie grabiły okoliczną ludność w poszukiwaniu żywności i często prowokowały bitwy z wojskami lokalnych feudałów. W jednej z nich, prowadzone przez Piotra Pustelnika wojsko dokonało rzezi 4 tysię­cy chrześcijańskich mieszkańców serbskiego miasta Zemun, wów­czas pod władzą Węgier, a następnie puściło z dymem pobliski Bel­grad. Wkrótce potem, w Bułgarii, doszło do walk, w których życie straciły dalsze tysiące krzyżowców. Niewielu przetrwało z tej armii prostaków i zabijaków spod ciemnej gwiazdy, gdy dotarli wreszcie do muzułmańskiej Turcji, gdzie zostali zdziesiątkowani przez wojska tureckie pod Nikeą i nieopodal wioski Drakon.

Po krucjacie ludowej i tzw. niemieckiej, do wojny z Saracenami przy­stąpiło europejskie rycerstwo. Armii krzyżowców towarzyszyli biskupi, którzy błogosławili popełniane przez rycerzy zbrodnie. Pokonanym mu­zułmanom chrześcijańscy żołnierze obcinali głowy, zatrzymywane jako wojenne trofea. Podczas oblężenia Nikei, Antiochii i Tyru, krzyżowcy, przy użyciu katapult, miotali zdobyczne głowy przez mury obronne, chcąc w ten sposób obniżyć bojowe morale obrońców tych miast. Po zwycięskiej bitwie w okolicy Antiochii frankijscy rycerze powrócili do swego obozu z pięciuset głowami swoich wrogów. Trzysta spośród nich zatknięto na palach ustawionych w pobliżu murów obronnych, co miało przyczynić się do jeszcze większego udręczenia obrońców mia­sta. Jeden z duchownych kronikarzy tej wyprawy odnotował, iż obecny wśród krzyżowców biskup nazwał nadziane na pal głowy radosnym spektaklem dla pobożnych ludzi. Pozostałych dwieście głów wystrzelo­no katapultami do obleganej Antiochii. W rewanżu, muzułmańscy obrońcy miasta obcięli głowy swoim chrześcijańskim sąsiadom i wy­strzelili je na zewnątrz murów obronnych w tyleż koszmarnej, co grote­skowej wymianie ognia. Ostatecznie, 3 czerwca 1098 roku, krzyżowcy wdarli się do miasta i dokonali rzezi jego mieszkańców.

Wtedy nadciągnęła armia muzułmańska, okrążyła zajęte przez chrześcijan miasto i rozpoczęła oblężenie niedawnych agresorów. Gdy Frankowie byli już bliscy śmierci głodowej, pewien mnich imieniem Peter Bartholomew ogłosił, że ukazał mu się anioł, od którego dowiedział się, że włócznia, którą przebito bok Chrystusa podczas ukrzyżowania, została zakopana pod chrześcijańskim kościołem w Antiochii. Włócznię wykopano i jako świętą relikwię przedstawiono chrześcijańskim rycerzom, co rozpaliło w ich sercach pobożny żar i wzbudziło w nich żądzę mordu. Urządzono wypad poza mury obronne. Chrześcijanie runęli na oblegających z tak fanatycznym zapamiętaniem, że muzułmanie wpadli w panikę i rzucili się do ucieczki, porzucając na łaskę chrześcijan swój obóz i żony. W kro­nice niejakiego Fulchera z Chartres znajdujemy na ten temat taki oto dumny zapis: Gdy Frankowie odkryli, że w porzuconych przez Saracenów namiotach znajdowały się ich żony, nie uczynili im nic złego ponadto, że zanurzyli swe lance w ich brzuchach.

Duchowni kronikarze wypraw krzyżowych nie zastanawiali się, czy wydobyta spod kościoła włócznia była prawdziwa. W ówczesnym chrześcijaństwie panował kult relikwii, które miały być świadectwem prawdziwości opowieści biblijnych. Adorowano fragmenty „prawdziwego krzyża", pozostałości „ciał świętych", wciąż wilgotne łzy Chrystusa, kolce z jego „korony", bieliznę Marii Dziewicy, przetrzymywane w zdobnych szlachetnymi kamieniami relikwiarzach. Wład­ca Saksonii szczycił się posiadaniem 17 tysięcy relikwii, a wśród nich, między innymi, gałęzi z płonącego krzaka z wizji Mojżesza i pióra ze skrzydła archanioła Gabriela. W katedrze Canterbury wystawiono grudkę gliny, która pozostała Bogu po ulepieniu Adama. Według Charlesa Mackay'a, tylko w kościołach hiszpańskich znajdowało się sześć lub siedem kości udowych Najświętszej Dziewicy, a przechowywanymi w różnych kościołach paznokciami św. Piotra można by wypełnić spory worek. Voltaire odnotował ironicznie, iż podczas obrzezania Jezusowi usunięto aż sześć napletków. Późniejsi badacze doliczyli się piętnastu.

Walczący o wyzwolenie Ziemi Świętej krzyżowcy zdobyli Jerozoli­mę i „oczyścili" to symboliczne miasto, mordując jego mieszkań­ców. Żydów, którzy szukali schronienia w synagodze, spalono żyw­cem wraz z ich świątynią. Ulice miasta pokryte były górami ludzkich ciał. Rajmund z Aguilers w swojej kronice zdobycia Jerozolimy za­warł następującą relację:

Naszym oczom ukazały się cudowne rzeczy. Wielu Saracenom od­cięto głowy. Innych zabito strzałami z łuku lub zmuszono do skoku z wieży. Jeszcze innych torturowano przez kilka dni, a potem rzucono w ogień. Na ulicach walały się ludzkie szczątki: głowy, ręce i stopy. Na każdym kroku musieliśmy omijać ciała ludzi i koni..:.

W podcieniu Salomona brodziliśmy we krwi sięgającej końskich kolan - a nawet uzd. Zaprawdę, sprawiedliwe i cudowne są wyroki boskie, za sprawą których to miejsce spłynęło krwią niewiernych.

W ciągu kolejnych dwustu lat doszło do siedmiu dalszych wypraw krzyżowych, a większość z nich zaczęła się tak jak pierwsza: od ma­sakry ludności żydowskiej.

Podczas trzeciej wyprawy krzyżowej, po zajęciu przez Ryszarda Lwie Serce w roku 1191 izraelskiej Akki, angielski król rozkazał wyprowadzić poza miasto i zabić 3 tysiące jeńców, w tym wiele kobiet i dzieci. Krzyżowcy otwierali ciała mordowanych w poszukiwaniu połkniętych kamieni szlachetnych. Biskupi śpiewali pobożne pieśni, błogosławiąc zabójcom. Kronikarz Ambroise relacjonował: Ani je­den z jeńców nie uniknął śmierci. Chwalmy za to Stwórcę! Życie nie­wiernych nie miało żadnej wartości. Jak stwierdził Bernard z Clai-rvaux w swoim wystąpieniu wzywającym do drugiej krucjaty: Śmierć poganina przynosi chwałę chrześcijanom, gdyż w ten sposób sławi się imię samego Zbawiciela.

Podczas czwartej krucjaty krzyżowcy zmienili cel wyprawy, naj­pierw łupiąc chrześcijańskie miasto Zara w Dalmacji, potem zaś, 13 kwietnia 1204 roku, biorąc szturmem Konstantynopol. Następnie, w roku 1212 rozpoczęła się tzw. krucjata dziecięca, do której doszło wskutek poglądu, jakoby rycerstwo nie było godne odzyskania Zie­mi Świętej, a dokonać tego mogły jedynie istoty niewinne - dzieci.

Wiara w cuda po raz kolejny nie przyniosła oczekiwanych skutków. Większość dzieci poniosła śmierć w drodze do Ziemi Świętej.

Wszystko się skończyło w roku 1291, gdy Saraceni odbili ostatni bastion krzyżowców, Akkę i dokonali masakry garnizonu tego mia­sta w odwecie za rzeź zarządzoną sto lat wcześniej przez Ryszarda Lwie Serce. Ziemia Święta ponownie znalazła się w rękach muzuł­manów. Dwa stulecia barbarzyńskich rzezi i zniszczeń okazały się daremne. Późniejsi papieże próbowali organizować kolejne krucjaty, ich na­woływania spotykały się jednak z niewielkim odzewem. Ostatnia z tych prób miała miejsce niemal trzy wieki później, w odpowiedzi na zajęcie Konstantynopola przez wojska muzułmańskie. Papież Pius V wezwał świat Zachodu do krucjaty, a chrześcijańscy władcy wysta­wili armadę pod dowództwem ks. Juana de Austria. Francuski histo­ryk, Henry Daniel-Rops, w następujący sposób opisał bitwę, która zdecydowała o losach tamtej wyprawy:

Siódmego października 1571 roku żołnierze Chrystusa, śpiewając psalmy, wydali Turkom bitwę w zatoce Lepanto. To, co nastąpiło po­tem, bez przesady nazwać można ponurą rzezią. Sam dowódca stał na dziobie swego okrętu flagowego z krucyfiksem w ręku. Gdy nad zatoką zapadł wieczór, w powietrzu unosił się smród spalonego drewna i ludzkich ciał. Wszystkie okręty niewiernych zostały zatopio­ne lub zdobyte przez flotę Ligi Świętej, a na pokładzie Marguesa ran­ny żołnierz nazwiskiem Miguel de Cervantes, którego ramię zostało rozszarpane podczas bitwy, zaintonował Te Deum.

Ofiary z ludzi

Ludziom współczesnym trudno zrozumieć, że w nie­których dawnych kulturach zdominowanych przez re­ligie i stan kapłański ludzie oddawali swoje dzieci na uduszenie, ścięcie, spalenie, utopienie, obdarcie ze skóry, zmiażdżenie lub śmierć zadaną w jakiś inny sposób po to tylko, żeby zadowolić któregoś z bogów.

Z dzisiejszej perspektywy składanie ofiar z ludzi wydaje się szaleństwem, jednak dla naszych dalekich przodków, którym powtarzano w nieskończoność, że powinni drżeć przed bóstwem w postaci pierzastego węża, niewidzialną boginią zbiorów, boginią zniszczenia lub jakimś innym nad­przyrodzonym stworem było to działanie najzupełniej natu­ralne.

Składanie ofiar z ludzi praktykowano w różnych epokach i w różnych częściach świata. Ludzi poświęcano bogom w cza­sach najdawniejszych, o których opowiada Pismo Święte, ale także stosunkowo niedawno, w kulturach Inków, Majów i Az­teków w Ameryce Południowej.

Na przestrzeni wieków praktyki te przybierały różne formy. Starożytni Fenicjanie wysyłali młodych chłopców na stos, aby ucieszyć Adonisa lub innych bogów. Upadek Kartaginy tłumaczono słabą wiarą miejscowej szlachty, której przed­stawiciele nierzadko składali na ołtarzu dzieci swych niewol­ników zamiast własnych. W Galii druidzi uśmiercali swoje ofiary, umieszczając je wewnątrz wielkich figur przypomina­jących ludzi, które następnie podpalano. Rytualnych za­bójstw dokonywali także tybetańscy szamani wyznający reli­gię bon.

Afrykańscy Aszanti poświęcali bogom sto ofiar każdego wrze­śnia, aby wybłagać u nich dobre zbiory. Na Borneo budowniczowie domów na palach przebijali pierwszym palem ciało dziewicy, by w ten sposób przebłagać boginię ziemi.

Rytualny holokaust przeżywał swój największy rozkwit w wysoko zorganizowanych teokracjach Ameryki Środkowej. W XI wieku, w wyniku wzajemnych wpływów kultury Majów i ościennych plemion, ofiary z ludzi składano w celu obłaskawienia bóstwa przyrody, czczonego w kształcie pierzastego węża Kukulkana (później, przez Azteków, zwanego Quetzalcoalt), jak również innych bóstw. W specjalnie poświęconych studniach topiono dziewice, inne ofiary po­zbawiano głów, zabijano z łuków lub wyrywano im serca.

W Peru szczepy preinkaskie zabijały dzieci w „księżycowych do­mach". Z początkiem XIII wieku Inkowie zaczęli tworzyć złożony sy­stem teokratyczny, zdominowany przez kapłanów, którzy odczytu­jąc magiczne znaki wyznaczali ofiary dla licznych bóstw. Podczas ważniejszych ceremonii składano na stosach do 200 dzieci. Matki przyprowadzały na śmierć swoje ubrane w zwiewne stroje, przybra­ne kwiatami dzieci. Młode dziewczęta - które musiały byś dziewica­mi - wysyłano do Cuzco, by tam pełniły rolę „wybranych" - kobiet pełniących funkcje kapłańskie. Kobiety te często odrywano od ich świątynnych obowiązków i duszono.

Bodaj najbardziej mordercza była religia Azteków, która koszto­wała życie około 20 tysięcy ludzi rocznie. Azteccy kapłani głosili, że bóg-słońce zagaśnie bez codziennej ofiary z serc i krwi.

Tysiące ofiar dobieranych przeważnie spośród więźniów wojen­nych oddawało życie na kamiennych ołtarzach, na których kapłani wykrawali im serca przy użyciu obsydianowych noży. Ciało z ramion ofiar zjadano w celach rytualnych, a ich czaszki umieszczano na specjalnych wieszakach, mieszczących do 10 tysięcy ludzkich czerepów. W celu zdobycia kandydatów na stół ofiarny urządzano naja­zdy zwane przez Azteków „wojnami kwiatów".

Kapłani mordowali również samych Azteków. W ofierze składano między innymi dzieci, wcześniej doprowadzane do tez, które miały sprowadzić upragniony deszcz. Aby zadowolić boginię kukurydzy, porywano, zmuszano do tańca i ścinano dziewice, po czym zdartą z nich skórę nakładali na siebie kapłani i kontynuowali taniec.

Kiedy w 1487 roku zbudowano wielką aztecką świątynię w stolicy państwa Tenochtitlan, osiem grup kapłanów w ciągu czterech dni złożyło w ofierze 20 tysięcy jeńców - całą męską ludność trzech podbitych plemion.

Hiszpańscy konkwistadorzy położyli kres tym rytualnym mordom, ni­szcząc cywilizacje Majów, Inków i Azteków. Siłą narzucili im religię chrze­ścijańską, od czasu do czasu paląc na stosach tych, którzy byli im nie­posłuszni. Jednak ślady dawnej wiary przetrwały. Jeszcze w 1868 roku, w stanie Chiapas, złożono w ofierze bogom indiańskiego chłopca.

Na Dalekim Wschodzie w XIX wieku brytyjskie władze kolonialne zakazały pięciu różnych form zabójstw rytualnych.

Pierwszym nich był praktykowany przez bengalski lud Khondów zwyczaj ćwiartowania ofiar, tzw. meriah, na drobne części, które pa­lono i zakopywano na polach, co miało zapewnić obfite zbiory.

Drugą zakazaną przez Brytyjczyków formą krwawego kultu był co­tygodniowy rytuał praktykowany przez wyznawców hinduskiej bogi­ni Kali, którzy składali w ofierze każdego piątku wieczorem małych chłopców w świątyni w Tańdźawur w południowych Indiach.

Trzecim był hinduski zwyczaj sati, który wymagał, aby wdowa - z wolnej woli lub zmuszona - rzuciła się na stos, na którym płonęły zwłoki zmarłego męża. Mimo wydanego w roku 1829 przez władze brytyjskie zakazu, zwyczaj ten trwał dalej. (Gdy bramini z prowincji Sind sprzeciwili się decyzji władz, twierdząc, iż zwyczaj sati jest uświęcony tradycją, gubernator Charles Napier miał odpowiedzieć: Mój naród pielęgnuje inny zwyczaj. Gdy mężczyzna pali żywcem ko­bietę - wieszamy go, a trzeba wam wiedzieć, że naród nasz z wiel­kim szacunkiem odnosi się do własnej tradycji.

W roku 1854 w Birmie ówczesny król buddyjski, przenosząc stoli­cę kraju do Mandalaj, poświęcił nowe miasto, grzebiąc żywcem pod jego murami obronnymi wielu „niesplamionych grzechem męż­czyzn". W 1861 roku odkryto, iż dwa spośród tych grobów są puste.

Wówczas królewscy astrolodzy orzekli, że należy natychmiast zabić i pochować pięciuset mężczyzn, kobiet, chłopców i dziewcząt lub całkowicie porzucić stolicę. Około stu osób zostało pogrzebanych, zanim władze brytyjskie przerwały tę ceremonię.

Jednak najohydniejsze rytualne mordy popełniali thugowie, hinduscy zbójcy, którzy uważali się za wyznawców Kali, bogini zniszczenia. Przez setki lat, zanim Brytyjczycy nie ukrócili ich religijnych praktyk, mordo­wali oni około 20 tysięcy ofiar rocznie. Ocenia się, że począwszy od XVI wieku liczba zamordowanych przez nich ludzi sięgnęła 2 milionów. Thugowie wierzyli, że Brahma - Stwórca powołuje do życia więcej ist­nień niż zabójczy Siwa może ich zniszczyć. Dlatego też Kali, żona Siwy, nakazała jego wyznawcom zamienić w proch jak najwięcej istnień ludz­kich. Thugowie zwykle napadali na podróżnych w odludnych miej­scach. Ofiary były duszone, ceremonialnie okaleczane i grzebane, po czym Thugowie spożywali na ich grobach rytualny posiłek. Nie trzeba dodawać, że niejako przy okazji wchodzili w posiadanie mienia swoich ofiar, co zapewne umacniało ich religijny zapał. Brytyjczycy w końcu położyli kres temu procederowi, wieszając lub pozbawiając wolności 3 tysiące sześciuset osiemdziesięciu dziewięciu wyznawców tego kultu, lub wypalając dla przestrogi na ciałach podejrzanych znamię „thug". Podczas procesu sądowego w roku 1840 tylko jednego z nich oskarżo­no o zamordowanie dziewięciuset trzydziestu jeden osób.

W innych miejscach świata rytualne morderstwa trwały nadal. W XIX wieku pewien król ludu Aszanti, chcąc zabezpieczyć swój nowy pałac przed niebezpieczeństwem, poświęcił dwieście dziewcząt, mieszając ich krew z zaprawą murarską. W roku 1838 amerykańska Indianka ze szczepu Pawnee została pocięta na drobne kawałki, którymi następnie użyźniono świeżo obsiane pole. W XIX wieku znajdowano ciała złożonych w ofierze dzieci w indyjskich świąty­niach Kali. Podczas głodu w Rosji w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku dwunastu fanatyków religijnych zostało skazanych na doży­wotnie więzienie za zamordowanie grupy osób, które najpierw po­wieszono do góry nogami na drzewach, a potem wyrwano im serca, co miało złagodzić gniew boga ziemi Kourbane.

Dżihad - święte wojny w Islamie

Prowadzenie krwawych wojen w celu krzewienia religii, która głosi współczucie i miłosierdzie, może się wydawać wewnę­trznie sprzeczne, a jednak to w ten właśnie sposób rozpo­wszechnił się islam, druga spośród największych religii światowych. Wkrótce po utworzeniu nowej religii jej wyznawcy zaczęli się dzielić na wrogie frakcje, które prowadziły ze sobą święte wojny.

Walka i wojna stanowiły nieodłączny atrybut islamu od jego po­wstania. Prorok Mahomet zdobył Mekkę w drodze podboju. Sam uczestniczył w dziewięciu bitwach, wydał siedem dalszych. Głosił Koran, który uznaje wojnę, dżihad, za uprawnione narzędzie krze­wienia wiary. (Koran dopuszcza także dżihad bez przemocy, przez serce, język i dzieła ludzkich rąk).

Nowa wiara przyczyniła się do zjednoczenia wojowniczych ple­mion Beduinów z Półwyspu Arabskiego, którzy od wielu stuleci to­czyli między sobą krwawe walki plemienne. Beduini odgrywali w świętych wojnach islamu rolę wojsk specjalnego przeznaczenia.

Bezpośrednio po śmierci Mahometa w roku 632, sprawujący rządy kalifowie podjęli niekończącą się serię świętych wojen: najpierw prze­ciwko plemionom, które po śmierci proroka chciały się usamodzielnić, a następnie przeciwko sąsiednim narodom. Fanatyczni Beduini zaata­kowali niczego nie podejrzewających sąsiadów. W krótkim czasie podbili Syrię, Irak, Palestynę, Egipt i Persję. Następnie płomień świętej wojny powędrował na wschód, do Indii i na zachód, przez Północną Afrykę i Hiszpanię, aż jego marsz został ostatecznie powstrzymany w roku 732, w decydującej bitwie pod Tours we Francji.

Jednocześnie dochodziło do nieustannych buntów i walk pomię­dzy przedstawicielami różnych odłamów islamu. Szyiccy zwolenni­cy zięcia Mahometa, kalifa Alego ibn Abu Taliba, organizowali po­wstania i toczyli beznadziejne boje z sunnicką większością. Najbar­dziej purytańskim odłamem w islamie byli charydżyci, zwani „ludź­mi postu i modlitwy". Ich celem było przywrócenie islamowi pierwotnej czystości, opartej na równości i braterstwie wszystkich wyznaw­ców Proroka, a skażonej przez świeckie rządy Omajjadów. Prowa­dziło to w praktyce do walki z wszelką władzą. Powodowani skraj­nym fanatyzmem, potępiali wszelkie przyjemności: muzykę, sztukę, luksus w ubiorze i jedzeniu. Najokrutniejszym odłamem sekty charydżytów, byli azrakici, zwani tak od nazwiska przywódcy Nafi ibn al-Azraka. On to w drugiej połowie VII wieku wystąpił z tezą, że wszy­scy muzułmanie usposobieni pokojowo są odstępcami i powinni być wymordowani razem z rodzinami. Po ogłoszeniu tej tezy w ruchu charadżytów nastąpił rozłam. Azrak i jego fanatyczni wyznaw­cy mordowali wszystkich, którzy nie chcieli uznać ich sekty.

Szczególną odmianę świętej wojny prowadzili asasyni, niewielka sekta, której przywódcy uważali sunnickich kalifów za wrogów reli­gijnych. Byli nie dość nieliczni, by prowadzić otwartą walkę, dlatego wysyłali samotnych zabójców, którzy - działając w przebraniu - usiłowali zbliżyć się i zamordować któregoś z sunnickich przywódców. Były to zwykle misje samobójcze. Zorganizowane mordy, z których byli znani również w Europie, były najskuteczniejszą bronią i obo­wiązkiem religijnym, ich podstawowe zasady wiary nakazywały im bowiem walkę z przeciwnikami religijnymi przez szerzenie terroru.

Siedzibą asasynów byty górskie twierdze, zakładane przez nich przede wszystkim w Iranie i Iraku. Członkami sekty byli najbardziej gorliwi fanatycy, gotowi na męczeńską śmierć. Pewien podróżnik, który odwiedził jeden z górskich zamków asasynów, opowiadał, że ich przywódca, zwany Starcem z Gór, chcąc zademonstrować gościom dyscyplinę i posłuszeństwo wśród swoich zwolenników, na­kazał jednemu z odzianych w białą szatę strażników, by ten skoczył z wysokiego muru zamkowego. Żołnierz zasalutował i rzucił się w przepaść na pewną śmierć. Marko Polo i inni podróżnicy utrzymy­wali, że szaleńcza odwaga asasynów brała się z rytualnego zażywa­nia haszyszu - brak jednak na to rozstrzygających dowodów.

Przez dwa stulecia swojego istnienia asasyni zabijali muzułmań­skich duchownych, sunnickich mężów stanu i dowódców wojsko­wych. Zabili także dwóch kalifów. Muzułmańscy przywódcy z tamte­go okresu musieli nosić zbroję pod ubraniem, gdy wybierali się do meczetu lub w inne publiczne miejsca. Podczas wojen krzyżowych asasyni podjęli dwie próby zamachu na muzułmańskiego wodza, Saladyna i zabili chrześcijańskiego księcia Konrada z Montferrat.

Ostatecznie zostali rozbici przez Mongołów i sułtana egipskiego, Bajbarsa, który zdobył ostatnią twierdzę asasynów w górach Libanu - Masnat. W języku angielskim przetrwała nazwa tej sekty. Słowo „assassin" znaczy tyle, co zabójca lub zamachowiec.

Do nowej fali świętych wojen islamskich doszło w połowie XVIII wie­ku, wraz z powstaniem wahhabitów, ruchu fundamentalistycznej od­nowy islamu, założonego przez Muhammada Ibn Abd as-Wahhaba, który głosił potrzebę powrotu do pierwotnego islamu, wolnego od narosłych przez stulecia deformacji. Środkiem do naprawy islamu miał być ogień i wojna z „niewiernymi" w łonie tej religii. Po jego śmierci beduińskie wojska w pierwszych dekadach XVIII wieku zajęły kilka miast i dokonały rzezi ich mieszkańców. Podboje i masakry wywołały kontruderzenie wojsk tureckich i egipskich, które zmusiły „heretyków do ucieczki na pustynię, gdzie schwytano i ścięto ich przywódców. Po upływie stulecia, na początku XIX wieku, wahhabici odzyskali dawne wpływy, i jako fanatyczni „bracia islamscy" zajęli Półwysep Arabski, tworząc współczesne królestwo Arabii Saudyjskiej.

„W latach 1745 - 1934" - napisał historyk, Daniel Pipes - „wahha­bici toczyli wojny wyłącznie przeciw swym islamskim wrogom. In­nych muzułmanów uważali za zdrajców wiary, a wojnę z nimi uznawali za swój święty obowiązek. Przyczyną tych wojen z pewno­ścią były różnice i spory na tle religijnym".

W roku 1804, Usman dan Fodio, Nigeryjczyk przez wielu uważany za świętego wezwał do dżihadu przeciwko sułtanowi Gobiru. W trwającej cztery lata wojnie życie straciło tysiące ludzi, a sułtana od­sunięto od władzy.

W roku 1854 na obszarze dzisiejszej Republiki Mali inny święty mąż, niejaki Umar al-Hajj, ogłosił świętą wojnę przeciwko afrykań­skim poganom i muzułmańskim Fulanom. Jego licząca około 10 ty­sięcy wojowników armia sterroryzowała ludność regionu, masowo ścinając swoich przeciwników. Tylko jednego dnia stracono 300 jeń­ców. Wojsko Umara ostatecznie poniosło klęskę, a jego wódz ukrył się w jaskini, gdzie zginął od wybuchu prochu strzelniczego.

W latach osiemdziesiątych XIX wieku w Sudanie niejaki Muham­mad Ahmad przyjął tytuł mahdiego (mesjasza) i ogłosił kolejną świętą wojnę przeciwko niewiernym. Dowodzone przez niego woj­sko pokonało armię Egiptu, po czym dokonało masakry obrońców Chartumu, zabijając między innymi brytyjskiego generała Charlesa Gordona, zwanego Paszą. Po śmierci mahdiego jego następca za­mierzał prowadzić świętą wojnę przeciwko wszystkim państwom is­lamskim, jego wojsko zostało jednak rozbite przez połączone siły brytyjsko-egipskie. Podczas walk jeden z oddziałów pod dowódz­twem sir Herberta Kitchenera i młodego oficera nazwiskiem Win­ston Churchill, zastosował karabin maszynowy typu „maxim", dzię­ki czemu tylko w ciągu jednego dnia zabito około 20 tysięcy żołnie­rzy następcy samozwańczego mesjasza.

Legenda o mordach rytualnych

Przez wiele stuleci kościół katolicki nazywał Żydów zabójcami Chrystusa. Św. Grzegorz określał ich mianem wrogów i mor­derców Boga oraz jego proroka. Św. Hieronim dorzucił „żmi­je" i „przekleństwo chrześcijan". Kolejny święty, Bernard z Clairvaux, uznał Żydów za ludzi zdegradowanych i wiarołomnych. Gdy jeden z biskupów spalił synagogę w Callinicum w Mezopotamii, Św. Ambroży napisał: „Kogóż może obchodzić, że spalono synagogę, gdzie kwitnie szaleństwo i fałszywa wiara!" W podobnym duchu wy­powiadał się także św. Jan Chryzostom: „Żydzi składają swoje dzie­ci w ofierze szatanowi... Są gorsi niż dzikie zwierzęta ... Synagogi to domy publiczne, to nory, w których chronią się kundle, to świątynie demonów uprawiających bałwochwalcze kulty, miejsca przestęp­czych zgromadzeń Żydów - zabójców Chrystusa". Wiarołomni Żydzi byli bohaterami religijnych pieśni, a w pasyjnych dramatach przed­stawiano ich jako okrutników szydzących z Chrystusa. Stulecia tej przepojonej nienawiścią propagandy przyniosły spodziewane skut­ki. Antysemityzm stał się nieodłącznym atrybutem chrześcijaństwa. Żydów wykluczono ze społeczeństwa, co dodatkowo umocniło nie­ufność i przesądy na ich temat. Trudno się dziwić, że w tych warun­kach szerzyły się budzące grozę legendy o żydowskich mordach ry­tualnych.

W roku 1144 w pobliżu Norwich w Anglii znaleziono ciało dwuna­stoletniego chłopca imieniem William. Okolicę obiegła pogłoska, iż chłopiec został złożony w ofierze przez Żydów, którzy mieli użyć je­go krwi w jednym ze swych budzących odrazę rytuałów. Dużą popularnością cieszyło się pełne drastycznych opisów opracowanie To­masza z Monmouth, zakonnika, który twierdził, że Żydzi rutynowo składają w ofierze chrześcijańskie dzieci. Ta mroczna legenda roz­przestrzeniała się z szybkością błyskawicy. Wzniesiony w Norwich kościół imienia młodziutkiego męczennika stał się celem pielgrzy­mek i miejscem, w którym miało się wydarzyć wiele cudów.

Legenda o krwawych rytuałach obiegła całą Europę. W kolejnych miastach wyłapywano i zabijano Żydów jako zabójców dzieci. Oto garść przykładów:

W roku 1171 w Blois we Francji, trzydziestu ośmiu starszych gmi­ny żydowskiej skazano na śmierć tylko dlatego, że jeden ze służą­cych burmistrza tego miasta stwierdził, iż widział Żydów wrzucają­cych do rzeki ciało małego dziecka. Oskarżonym nic nie pomogło, że w okresie, którego dotyczył zarzut, nie znaleziono ciała, ani nie stwierdzono zaginięcia żadnego dziecka. Otrzymali szansę uratowa­nia życia pod warunkiem natychmiastowego nawrócenia się na chrześcijaństwo, odmówili jednak. Zamknięto ich w drewnianej szo­pie, którą spalono wraz z ofiarami oszczerczego oskarżenia.

W roku 1255 w Lincoln, w Anglii, z należącej do pewnego Żyda studni wydobyto ciało ośmioletniego chłopca imieniem Hugh. Wy­buchła antysemicka histeria. Według relacji benedyktyńskiego kro­nikarza, Mateusza Parisa, dziecko było tuczone przez 10 dni białym chlebem i mlekiem, po czym niemal wszystkich angielskich Żydów zaproszono na jego rytualne ukrzyżowanie. Żydzi gwałtownie za­przeczyli oskarżeniu - na próżno jednak. Osiemnastu spośród nich poddano torturom i powieszono za rzekome zabójstwo, a małemu Hugh z Lincoln oddawano odtąd cześć we wzniesionej ku jego pa­mięci świątyni.

Trzydzieści lat później w Monachium na pastwę płomieni oddano stu osiemdziesięciu Żydów, gdy miastem wstrząsnęła pogłoska, że w żydowskiej synagodze chrześcijańskie dziecko wykrwawiło się na śmierć.

W roku 1294 w szwajcarskim Bernie zamordowano lub wypędzo­no całą żydowską ludność z powodu opowieści o rytualnych zabójstwach dzieci. Nieco później w tym mieście wystawiono fontannę „pożeracza dzieci", przedstawiającą zjadającego dziecko odrażają­cego Żyda, dźwigającego wór pełen małoletnich ofiar.

Według chrześcijańskiej, antysemickiej tradycji, w roku 1475 we włoskim Trydencie Żydzi dokonali rytualnego mordu na małym dziecku imieniem Szymon. Przed sądem postawiono niemal całą ży­dowską ludność tego miasta. Oskarżonych poddano torturom i spa­lono. Wydarzenia te przedstawiono na pełnych okrutnych szcze­gółów drzeworytach, które zachowały się do naszych czasów. Szy­mona z Trydentu kanonizowano jako katolickiego męczennika, corocznie obchodzono jego dzień, a w kościele jego imienia w Tryden­cie doszło do wielu cudownych wydarzeń.

W roku 1491 oprawcy św. Inkwizycji torturami zmusili grupę Żydów do przyznania się, iż w grocie w pobliżu miasteczka La Guardia dokonali oni rytualnego mordu na chrześcijańskim dziecku. Oskarżonych spalono, zaś pozostałych członków tej żydowskiej społeczności wymordowano. „Święta dziecina z La Guardia" stała się bohaterem religijnej legendy. W rzeczywistości nigdy nie istnia­ło ani takie miasto, ani takie dziecko.

Legendy o żydowskich mordach rytualnych przetrwały niemal do naszych czasów. W roku 1801, w Bukareszcie, duchowni prawo­sławni oskarżyli Żydów o rytualne spożywanie krwi niewinnych dzie­ciątek. Oburzeni chrześcijanie wdarli się do dzielnicy żydowskiej i poderżnęli gardła 128 osobom.

U schyłku XIX wieku prawosławni zakonnicy w carskiej Rosji po­wtarzali średniowieczne legendy o tajnych żydowskich obrzędach ofiarnych, co stało się pożywką dla nienawiści, która znalazła wyraz w późniejszych pogromach."

W roku 1934 gazeta niemieckich faszystów Der Stürmer rozbudzi­ła antysemickie namiętności, publikując ilustracje przedstawiające Żydów spijających krew z gardeł niewinnych, maleńkich blondasków.

W roku 1965 Watykan ostatecznie zakazał kultu Szymona z Try­dentu. Stało się to wkrótce po potępieniu przez postępowego papie­ża Jana XXIII kościelnych pieśni, w których mowa była o wiarołom­nych Żydach.

Ukrzyżowanie hostii

W roku 1215 czwarty sobór laterański nakazał, aby Żydzi zamieszkali w krajach chrześcijańskich nosili wyróż­niające ich plakietki lub stroje - oznaki wstydu podob­ne do tych, które narzucili im dwudziestowieczni naziści. Ta decy­zja oraz papieskie zarządzenie nakazujące Żydom osiedlenie się w gettach, spowodowały nasilenie ostracyzmu wobec tej grupy religijnej i narodowościowej. Żydzi stali się obiektem powszech­nej nienawiści.

Jednak pewna inna decyzja biskupów zaszkodziła Żydom jeszcze bardziej. Było nią przyjęcie przez sobór doktryny transsubstancjacji, czyli zachodzącego podczas mszy świętej cudownego przeistocze­nia się hostii w ciało Chrystusa.

Wkrótce wśród zabobonnego ludu rozeszły się pogłoski, że Żydzi kradli święte opłatki i miażdżyli je lub przebijali gwoździami, by w ten sposób raz jeszcze ukrzyżować Chrystusa. Zachowało się wiele relacji, wedle których przekłute opłatki krwawiły lub jęczały, że ula­tywały z nich duchy, albo że zamieniały się w białe gołębie lub anio­ły i odtruwały.

Na podstawie takiego zarzutu, w roku 1243 w niemieckim mieście Belitz spalono na stosie grupę Żydów - była to pierwsza z ponad stu rzezi dokonanych na podstawie oskarżenia o bezczeszczenie hostii.

W roku 1298 pewien ksiądz rozpuścił pogłoskę o żydowskich praktykach krzyżowania hostii, w wyniku czego zamordowano 628 żydowskich mieszkańców miasta, a wśród nich słynnego uczone­go, Mordechaja Ben Hilella. W tym samym roku rycerz imieniem Rindfliesch stanął na czele zbrojnej bandy, która napadała na bez­bronne żydowskie osiedla, żeby się na nich zemścić za rzekome bezczeszczenie hostii. W ciągu zaledwie sześciu miesięcy dzielny rycerz i jego towarzysze wyrżnęli w pień ludność 146 gmin żydowskich.

W roku 1337 w mieście Daggendorf w Bawarii po rozprzestrzenie­niu się pogłosek o bezczeszczeniu hostii, na śmierć w płomieniach skazano całą żydowską ludność miasta, w tym kobiety i dzieci. W jednym z katolickich kościołów otwarto wówczas wystawę szesnastu obrazów olejnych, ukazujących Żydów znęcających się nad opłatkami przy pomocy młotków, kolców lub ognia. Księża dołącza­li do obrazów takie np. objaśnienia: „Święta hostia jest rozdrapywa­na do krwi przez nędznych żydłaków". Wciągu kilkuset lat jej istnie­nia, aż do lat sześćdziesiątych XX wieku, wystawę oglądało co naj­mniej 10 tysięcy pielgrzymów rocznie.

W roku 1370 w Brukseli, ktoś ujawnił, że widział Żyda łamiącego opłatek, w wyniku czego dokonano masakry całej żydowskiej lud­ności Belgii. Według jednej z relacji spalono stu Żydów. Inny świa­dek opowiadał, iż: „pięciuset Żydów, kobiety i mężczyzn, dzieci i starców, najpierw wleczono ulicami Brukseli, po czym znęcano się nad nimi i zadawano im rany aż pomarli". Miejscową katedrę przyo­zdobiono wówczas osiemnastoma malowidłami przedstawiającymi Żydów torturujących opłatki, z których część krwawiła. Wystawa przetrwała do ostatnich lat.

Plotki na temat bezczeszczenia hostii i masakry rzekomych sprawców powracały od czasu do czasu w różnych katolickich kra­jach. Na przykład w roku 1453, gdy pewna kobieta z Breslau (dzi­siejszego Wrocławia) stwierdziła, iż widziała Żyda, który dźgnął ho­stię nożem, spalono czterdziestu jeden członków tej społeczności. W roku 1492 w Mecklenburgu miejscowych Żydów torturowano tak długo, aż przyznali się do zbezczeszczenia hostii, za co spalono dwudziestu siedmiu spośród nich. W roku 1510 w mieście Spandau, pewien torturowany Żyd przyznał się, że spowodował krwawienie opłatka oraz że rozesłał hostię w tym stanie do okolicznych rabinów. W wyniku tych zeznań, śmierć w płomieniach znalazło trzydziestu ośmiu spośród nich.

W oparciu o równie absurdalne zarzuty wielu Żydów stracono w Nancy, we Francji, jeszcze w roku 1761.

Zabijcie ich wszystkich, Bóg rozpozna swoich!

Chrześcijanie zabijali muzułmanów podczas wojen krzyżo­wych i dopuszczali się ludobójstwa wobec Żydów. W końcu zaczęli również mordować swoich współwyznawców, którzy zeszli na doktrynalne manowce, czym - zdaniem kościoła - zasłuży­li na miano heretyków i najsurowszą karę - karę pozbawienia życia.

W pierwszym tysiącleciu istnienia chrześcijaństwa kara śmierci za doktrynalne odstępstwa była rzadkością. Od tej zasady istniało jed­nak kilka ważnych wyjątków. Pierwszymi heretykami, którzy zostali straceni przez chrześcijańskie władze, byli kaznodzieja i biskup Avi­li, Hiszpan Pryscylian i jego zwolennicy, którzy zawinili biskupom, odrzucając dogmaty o Trójcy Świętej i zmartwychwstaniu Chrystu­sa. W roku 415 w Aleksandrii ówczesna wybitna uczona, Hypatia, która kierowała słynną biblioteką aleksandryjską, została pobita na śmierć przez mnichów i uczniów św. Cyryla, którego stosunek do nauki nie różnił się wiele od tego, jaki tysiąc lat później kościół miał do działalności Galileusza.

W roku 550 w Konstantynopolu bizantyński cesarz Justynian zabił wielu nonkonformistów, dążąc do umocnienia pozycji kościoła. Po­za tymi przypadkami w pierwszym tysiącleciu naszej ery herezja nie była uważana za poważny problem.

Prześladowania heretyków zaczęły się mnożyć wraz z nastaniem drugiego tysiąclecia. W grudniu 1022 roku król francuski Robert II Pobożny zwołał synod w Orleanie, który skazał na stos trzynastu członków ruchu mistycznego orleańczyków, uznanych za niebezpiecznych heretyków. Przypisano im ponadto kult diabła, rytualne orgie i używanie popiołu spalonych dzieci jako środka magicznego. Podobne zarzuty stawiano wówczas prawie wszystkim posądzonym o herezję. Kolejny przypadek egzekucji za kacerstwo miał miejsce w mieście Goslar w Niemczech, gdzie w roku 1051 powieszono grupę chrześcijańskich dysydentów, którzy m.in. sprzeciwiali się zabijaniu kur. W roku 1141, filozofa i teologa Piotra Abelarda skazano na dożywocie, ponieważ w swoim dziele, Tak i nie, zamieści! listę sprzecz­ności w nauczaniu kościoła.

Wkrótce, w XII wieku, w Europie rozpoczęły się masowe polowa­nia na heretyków. Ich ofiarą padli najpierw albigensi, zwani także katarami, zamieszkujący okolicę miasta Albi, w południowej Francji. Albigensi kwestionowali biblijną wersję stworzenia świata, uważali Jezusa za anioła, a nie za Boga, odrzucali doktrynę transsubstancjacji i domagali się bezwzględnego przestrzegania celibatu przez osoby duchowne. Biskupi wydali wyrok śmierci na kilku przywód­ców tego ruchu - bez skutku jednak. Popularność katarów nadal ro­sła. W roku 1179 trzeci sobór laterański ogłosił przeciw nim krucja­tę, jednak apel biskupów spotkał się ze skromnym odzewem i wy­prawa zakończyła się fiaskiem.

Dopiero w roku 1208 papież Innocenty III wezwał do decydującej rozprawy z albigensami. Na jego apel odpowiedziało około 20 tysię­cy rycerzy i chłopstwa, tworząc armię, która spustoszyła południo­wą Francję, masakrując ludność miast, w których herezja uzyskała szczególnie szerokie wpływy. Po zdobyciu jednego z ważniejszych ośrodków katarskich w Beziers, uczestnicy krucjaty zwrócili się do papieskiego legata Arnauda Amalrica z pytaniem, jak wśród pojma­nych obrońców miasta odróżnić heretyków od prawowiernych chrześcijan.

- Zabijcie ich wszystkich, Bóg rozpozna swoich! - poradził im duchowny. Zdyscyplinowani krzyżowcy wymordowali całą lud­ność miasta, z niemowlętami włącznie. Legenda głosi, że tylko w jednym kościele, gdzie schronili się mieszkańcy, zabito 7 tys. osób! Przed śmiercią ofiarom wyłupiano oczy i włóczono je ulica­mi miasta. Łucznicy wykorzystywali pojmanych jako cele ćwi­czebne. W swoim raporcie dla papieża legat zapisał: „Bóg w swo­jej nieskończonej mądrości okazał mieszkańcom tego miasta swój słuszny gniew".

Wydarzenia, o których tu mówimy, to tylko początek długiej serii „wewnętrznych" wypraw krzyżowych organizowanych przeciwko religijnym dysydentom i nieposłusznym feudałom.

Innym ruchem religijnym, który stał się przedmiotem ekstermina­cji, byli waldensi, zwolennicy Piotra Waldésa z Lyonu, świeccy kaznodzieje, którzy nauczali na ulicach miast. Kościół zakazał im pro­wadzenia działalności, rezerwując prawo do wygłaszania kazań dla prawidłowo wyświęconych kapłanów. Waldensi nie podporządko­wali się jednak tej decyzji. Wówczas, na synodzie w Weronie w roku 1184, ekskomunikowano ich jako heretyków i zwołano przeciw nim kolejną krucjatę. Waldensów mordowano przez kolejne pięć stuleci. Ci świeccy kaznodzieje szukali schronienia w Niemczech i Wło­szech, gdzie jednak również byli ścigani i traceni na stosach. Część z nich ukrywała się w górskich grotach. Papież Innocenty zorgani­zował kolejną krucjatę przeciwko waldensom z regionu Savoy, we Francji.

Wśród potępionych przez kościół znaleźli się również amalrycjanie. Francuski filozof i teolog, Amalryk z Bene nauczał, że wszyscy ludzie są potencjalnie święci oraz że kościelne obrzędy nie są po­trzebne do zbawienia duszy. Po śmierci Amalryka w roku 1206 (lub 1207) jego zwolenników spalono żywcem jako heretyków. Spalo­no także, uprzednio w tym celu wykopane z grobu, ciało samego Amalryka.

Podobny los spotkał członków ruchu Braci Apostolskich, którzy publicznie nauczali i śpiewali pobożne pieśni. Animatora tego ru­chu, Gerharda Sagarelli, spalono na stosie w Parmie w roku 1300. Jego następca, Dulcino (zwany również bratem Dulcynem) wypro­wadził członków ruchu w góry, gdzie osiedli w dobrze ufortyfikowa­nej twierdzy, w której skutecznie odpierali ataki wojsk biskupich. Fortecę zdobyły w końcu oddziały biskupa Mediolanu. Jej obroń­ców wymordowano, a Dulcyna spalono na stosie w roku 1307.

W roku 1318 grupę celestynów, odłamu zakonu franciszkanów, spalono na stosie, ponieważ postanowili oni odejść od reguły za­konnej akcentującej rolę ubóstwa i prostoty w życiu zakonnym. Wy­roki śmierci wykonywano także na członkach wielu innych heretyckich wspólnot, takich jak, begardzi, beginki lub Bracia Wolnego Ducha, mistycznej sekty, która usiłowała pogodzić filozofię Arysto­telesa z teologią chrześcijańską, co prowadziło do podkreślenia prymatu ludzkiej woli oraz życia w zgodzie z tzw. „wolnym duchem" pobożności.

W roku 1307 we Francji obiektem prześladowań stali się templa­riusze, członkowie zakonu rycerskiego założonego w celu ochrony pielgrzymów w Ziemi Świętej. Oskarżono ich o plucie na krucyfiks i uprawianie kultu szatana. Rycerzy poddano nadzwyczaj okrutnym torturom, w wyniku czego kilku z nich zmarło, a inni „przyznali" się do winy. Około siedemdziesięciu templariuszy spalono na stosie.

Zabijanie heretyków cieszyło się pełnym poparciem papieży i świętych. Jedni i drudzy chętnie cytowali Stary Testament, a w nim takie słowa, jak: „Ten, który bluźni imieniu Pana, będzie pozbawiony życia". Św. Tomasz z Akwinu napisał kiedyś: „Jeśli na śmierć skazu­jemy oszusta lub innego złoczyńcę, tym bardziej sprawiedliwe jest zgładzenie heretyka".

Inkwizycja

Próby wytępienia herezji doprowadziły do utworzenia Świętej Inkwizycji, instytucji, która po dziś dzień okryta jest złą sławą. W drugiej połowie XII wieku biskupi otrzymali prawo do ści­gania heretyków, stawiania ich przed sądem i wymierzania im kar. Gdy biskupi działali nieskutecznie, z Rzymu wysyłano do nich wę­drownego papieskiego inkwizytora, zwykle dominikańskiego du­chownego, który podejmował stosowne kroki.

Odkąd w roku 1252 papież Innocenty IV zatwierdził stosowanie tortur, katownie inkwizycji stały się miejscem, które zasłużenie bu­dziło najwyższą trwogę. Oskarżeni o herezję byli ścigani i osadzani w lochach. Nie wolno im było widzieć nikogo z rodziny ani znać imion oskarżycieli. Jeśli natychmiast nie przyznali się do winy, sta­wali się ofiarą niewypowiedzianych okrucieństw. Szwajcarski histo­ryk Walter Nigg stworzył następujący opis stosowanych przez inkwi­zycję tortur:

W większości przypadków najpierw stosowano zgniatacz. Palce torturowanego umieszczano między dwoma zaciskami, a następ­nie dokręcano łączącą je śrubę. Ze ściskanych palców tryskała krew, a po jakimś czasie zostawała z nich tylko krwawa miazga. Podejrzanych często sadzano na tzw. tronie inkwizytorskim, krze­śle wyposażonym w żelazne kolce, które mogły być podgrzewane za pomocą paleniska umieszczonego pod krzesłem lub w jego konstrukcji. Potem skazańcom nakładano tak zwane buty hiszpań­skie, służące do miażdżenia goleni. Inną często stosowaną torturą było wyrywanie kończyn. Ofiarę przywiązywano za ręce i nogi do kola lub specjalnego rusztowania, które na zmianę podciągano i opuszczano, jednocześnie obciążając skazańca ciężkimi kamie­niami. Usta ofiary zatykano kneblem, żeby jej krzyki i jęki nie prze­szkadzały katom w pracy. Trzy lub czterogodzinne tortury nie byty niczym niezwykłym. Używane do kaźni narzędzia często spryski­wano święconą wodą.

Od ofiary wymagano przyznania się do winy, a ponadto oskarże­nia o herezję własnych dzieci, żony, przyjaciół i innych osób, co dawało podstawy do zastosowania wobec nich tej samej procedury. Sprawcy drobniejszych wykroczeń, jak również ci, którzy natych­miast przyznawali się do winy, otrzymywali lżejsze kary. Obarczeni cięższą winą heretycy, którzy wyrażali skruchę, byli skazywani na dożywotnie więzienie, a ich majątek podlegał konfiskacie. Innych skazywano na stos. Wydany w roku 1231 papieski dekret jedno­znacznie zalecał spalenie na stosie jako karę podstawową. Same wyroki nie były jednak wykonywane przez osoby duchowne, lecz przez świeckich katów, co miało chronić dobre imię kościoła.

Część inkwizytorów wyróżniała się szczególnie zatrważającą sku­tecznością. Robert le Bourge wysłał na stos 183 osoby w ciągu jednego tygodnia. Bernard Gui uznał winę dziewięciuset trzydziestu podejrzanych, w każdym przypadku zarządził konfiskatę majątku skazańca, trzystu siedmiu spośród nich wysłał do więzienia, a czter­dziestu dwóch na stos. Konrad z Marburga skazywał na śmierć na stosie każdego podejrzanego, który nie przyznawał się do winy. Konrada inkwizytora spotkał smutny koniec, gdy oskarżył pewnego księcia o to, że podczas obrzędu ku czci szatana urządzał sobie przejażdżki na ogromnym krabie, co zostało przyjęte z niedowierza­niem przez arcybiskupa, który uznał zarzuty za bezpodstawne. Wkrótce potem Konrad został zamordowany, prawdopodobnie przez ludzi księcia.

Historia inkwizycji dzieli się na trzy etapy: średniowieczną ekster­minację heretyków, tzw. Inkwizycję Hiszpańską, która rozpoczęła działalność w XV wieku i właściwą Inkwizycję Rzymską, utworzoną w roku 1542 w celu powstrzymania postępów protestantyzmu.

W Hiszpanii tysiące Żydów nawróciło się na chrześcijaństwo, gdyż tylko w ten sposób mogli się uchronić przed śmiercią w jed­nej z wielu masakr. Podobnie czyniło wielu muzułmanów. Jednych i drugich, na ogół słusznie, podejrzewano, że ich przejście na no­wą wiarę było nieszczere i że w ukryciu nadal praktykowali swoją dawną religię.

W roku 1478 papież Sykstus IV upoważnił króla Ferdynanda II Ka­tolickiego i jego żonę Izabelę do wznowienia działalności inkwizycji, która miała się zająć tropieniem „utajnionych Żydów" i ich muzuł­mańskich odpowiedników. Spowiednik królewskiej pary, dominikań­ski zakonnik, Tomàs de Torquemada, który został najpierw zastępcą inkwizytora (1482), a potem Wielkim Inkwizytorem Kastylii i Aragonii (1483), po dziś dzień jest symbolem religijnych okrucieństw. Tortu­rom poddano dziesiątki i setki tysięcy osób, a co najmniej 2 tysiące zostało spalonych na stosie.

Okres rzymski istnienia inkwizycji datuje się od roku 1542, gdy pa­pież Paweł III postanowił ograniczyć wpływy protestanckie w Italii. W okresie pontyfikatu Pawła IV inkwizycja wprowadziła terror, maso­wo mordując heretyków na podstawie najbardziej nawet błahych zarzutów. Wśród ofiar znalazł się między innymi uczony i filozof Gior­dano Bruno za swoje poparcie dla teorii Mikołaja Kopernika. Bruno został spalony na stosie w Rzymie w roku 1600.

Inkwizycja prześladowała tysiące ludzi w wielu krajach przez set­ki lat. W Portugalii na przykład żywcem spalono 184 osoby, a w specjalnych procesjach z udziałem tych, którzy okazali skruchę, mogło uczestniczyć jednocześnie nawet tysiąc pięćset grzeszników. Hiszpanie wprowadzili inkwizycję do swych amerykańskich kolonii, gdzie prześladowano przede wszystkim Indian, którzy porzucali wiarę w Chrystusa i powracali do miejscowych wierzeń. W drugiej połowie XVI wieku w Meksyku odbyło się łącznie 879 spraw prze­ciwko heretykom.

Inkwizycja przetrwała aż do czasów współczesnych. W Hiszpanii została rozwiązana przez Józefa Bonapartego w roku 1808, przywrócona do życia przez Ferdynanda VII w roku 1814, znowu rozwią­zana w 1820, przywrócona w 1823 i ostatecznie potępiona w roku 1834.

Lord John Acton, który sam był przedstawicielem liberalnego nur­tu w katolicyzmie, napisał pod koniec XIX stulecia: „Zasady, jakimi kierowała się inkwizycja, były mordercze... Papieże byli nie tylko zbrodniarzami na wielką skalę, ale uczynili morderstwo podstawą prawną działania kościoła katolickiego i warunkiem zbawienia".

Czarna śmierć

Nienawiść religijna łatwo się zamienia w nienawiść etniczną. Antysemityzm, który powstał w wyniku zderzenia różnych religii, wkrótce zaczął żyć własnym życiem. Żydów najpierw uznano za pariasów religijnych, a potem obwiniano o różne proble­my społeczności chrześcijańskiej, nawet jeśli nie miały one żadne­go związku z religią.

Gdy w roku 1348 Europę nawiedziła epidemia dżumy, w wyniku której zmarła niemal połowa ludności tego kontynentu, chrześcija­nie uznali, że zarazę spowodowali Żydzi zatruwający studnie. W trzystu miastach doszło do masakr ludności żydowskiej. Rozju­szona chrześcijańska tłuszcza wdzierała się do żydowskich dzielnic, w większości przypadków mordując wszystkich mieszkańców, z wy­jątkiem garstki osób, którym pozwolono przeżyć pod warunkiem przyjęcia chrztu.

W mieście Spira w Niemczech ciała zamordowanych Żydów ukła­dano w olbrzymich beczkach po winie, które następnie wrzucano do Renu i pozwalano im swobodnie spływać z prądem rzeki. W Stras­burgu grupa 2 tysięcy Żydów została zapędzona do szopy, którą następnie podpalono. 24 sierpnia 1349 roku, tylko w ciągu jednego dnia, grupa wzburzonych chrześcijan dokonała rzezi ok. 6 tysięcy Żydów w Moguncji, a w kilku dalszych miastach północnych Nie­miec Żydzi byli zamurowywani w domach, gdzie umierali z głodu lub braku świeżego powietrza.

W Benfeld kilku Żydów spalono, a innych utopiono w bagnie. W Bawarii zbrojny w sierpy i widły tłum zaatakował osiemdziesiąt osie­dli i dzielnic żydowskich, mordując około 10 tysięcy osób. W Bazy­lei, w Szwajcarii, starsi gminy chrześcijańskiej spalili na stosie sze­ściuset Żydów oskarżonych o zatruwanie wody w studni, a sto czter­dzieści żydowskich dzieci odebrano rodzicom, przymusowo ochrzczono i oddano na wychowanie w rodzinach chrześcijańskich. W ten sposób społeczność żydowska w Bazylei przestała istnieć.

Biczownicy, zwani także flagellantami, stanowili wędrowną armię pokutników, którzy smagali się do krwi, by w ten sposób uzyskać

odpuszczenie grzechów i ubłagać Boga o zakończenie zarazy. W lipcu 1349 roku flagellanci weszli do Frankfurtu, gdzie dokonali masakry mieszkańców dzielnicy żydowskiej. W Brukseli same po­głoski o zbliżającej się armii biczowników wprowadziły miejsco­wych chrześcijan w stan religijnego amoku, w którym zamordowali sześciuset Żydów.

W niektórych miejscach sprawujący władzę książęta lub królowie próbowali bronić Żydów przed grupami fanatycznych zabójców, gdzie indziej jednak chętnie się do nich przyłączali. Na przykład książę Turyngii pysznił się tym, że spalił wszystkich swoich żydow­skich poddanych dla boskiej chwały i wezwał innych władców do tego samego.

Historyk Philip Ziegler doliczył się trzystu pięćdziesięciu masakr Żydów w okresie trzech lat epidemii czarnej śmierci. Według tego autora „to co zrobili Europejczycy w reakcji na bodaj największą na­turalną katastrofę, jaka wydarzyła się na ich kontynencie, próbując swoim okrucieństwem dorównać bezwzględności natury, ujawniło najciemniejszą stronę ludzkiej natury".

Polowania na czarownice

W XV wieku Święta Inkwizycja skupiła się na tępieniu cza­rów i czarownic. Przez następne trzy stulecia Europa by­ła świadkiem obłąkańczej fali prześladowań kobiet i męż­czyzn podejrzanych o konszachty z diabłem. Kościelni funkcjonariu­sze poddawali torturom niezliczone rzesze oskarżonych o czary, próbując wymusić na nich przyznanie się do latania na miotłach, współżycia seksualnego z szatanem, przyjmowania postaci takiego lub innego zwierzęcia, stawania się niewidzialnym i wielu innych grzesznych uczynków. Zdecydowana większość oskarżonych po­niosła śmierć na stosie. Ich liczbę szacuje się różnie: od 100 tysię­cy do 2 milionów.

Zabijanie czarownic po raz pierwszy zalecił w XIII wieku papież Grzegorz IX. Odtąd sporadycznie odbywały się sądy o czary, jednak dopiero w XV wieku prześladowania na tym tle przyjęły masowy cha­rakter. W roku 1484 papież Innocenty VIII wydał bullę, w której potwierdził rzeczywiste istnienie czarownic. Odtąd wszelkie co do tego wątpliwości uznawano za herezję. Ruszyła fala procesów o czary. W ciągu roku od wydania bulli wyróżniający się gorliwością inkwizytor Cumanus skazał na stos czterdzieści jeden kobiet, a pewien jego kolega z włoskiego Piemontu zarządził egzekucję stu czarownic.

W rok później dwóch dominikańskich inkwizytorów, Jakub Spren­ger i Heinrich Krämer (Henricus Institoris) ogłosiło drukiem swoje tyleż wielkiej, co wątpliwej sławy dzieło, Malleus Maleficarum, czyli ot na czarownice, w którym zamieścili długą listę magicznych praktyk uprawianych przez czarownice i ich diabelskich kochanków, wszelkie zjawy, widma, demony, sukkuby i inkuby. Autorzy objaśni­li także, w jaki sposób zaprzedane złu kobiety niszczyły zasiewy, po­żerały dzieci, wywoływały choroby i rzucały uroki. Książka pełna jest opisów rozpasania seksualnego czarownic i przedstawia kobiety ja­ko istoty zdradzieckie i godne najwyższej pogardy. „Wszelkie czary biorą się z żądzy cielesnej, której u kobiet nie można zaspokoić" -pisali bogobojni zakonnicy. Współczesna psychoanaliza rozpozna­je u obu duchownych czytelne symptomy nerwicy seksualnej, jed­nak przez setki lat ich wyrażająca w dużej mierze osobiste obsesje

książka była oficjalnie uznanym podręcznikiem, z którego korzysta­li inkwizytorzy, wysyłając kobiety na okrutną śmierć.

Polowania na czarownice prowadzone były w wielkiej skali we Francji, w Niemczech, na Węgrzech, w Hiszpanii, we Włoszech, Szwajcarii, Szwecji, Polsce i niemal we wszystkich innych zakątkach Europy. Fala prześladowań dotarła z czasem także do Anglii, Szko­cji i na drugi brzeg oceanu, do kolonii nad Zatoką Massachusetts. Ofiarami były w większości stare kobiety, których dziwactwa budzi­ły podejrzliwość sąsiadów. Dużą grupę stanowiły również kobiety młode i piękne. Za czary skazywano także mężczyzn. W wielu przy­padkach były to po prostu osoby wskazane przez ofiary tortur, którym kazano wymienić znajome czarownice lub czarowników. Tor­tur nie stosowano w Anglii, dzięki czemu w tym kraju zginęło pro­porcjonalnie mniej osób oskarżonych o czary.

Podczas procesów stosowano rutynową procedurę pozbawiania wolności i wymuszania zeznań, wzbogaconą o jeden specyficzny element: ofiary byty rozbierane do naga, golone od stóp do głów i „nakłuwane". Autorzy Młota na czarownice pouczali bowiem, że każda czarownica nosi na ciele „diabelskie znamię" w formie stwar­dnienia na skórze, które można wykryć dźgając podejrzaną ostrym przedmiotem. Inkwizytorzy poszukiwali także tzw. „cycków czarow­nicy", nadliczbowych, ukrytych sutków, które mieli ssać ich szatań­scy kochankowie.

Jeśli poszukiwanie znamion na ciele nie przyniosło spodziewa­nych skutków, zarządzano tortury. Ofiarom najpierw wyrywano pa­znokcie. Ich piersi były rozszarpywane rozżarzonymi do białości cę­gami. Według wybitnej znawczyni historii inkwizycji, Nancy van Vuuren, stosujący tortury mężczyźni szczególnie wiele uwagi poświę­cali narządom seksualnym kobiet. Ich ciała były rozciągane i łama­ne na kołach lub specjalnych wieszakach. Erica Jong napisała: „Gdy ramiona ofiar wyrywane były ze stawów, szatan uchodził przez usta nieszczęsnych, nawet gdy byli całkiem niewinni". W zasadzie wszyscy, których poddano mękom, przyznawali się do winy i trafia­li na stos za odrażające czyny, jakie opisali w swych zeznaniach.

W północnej Hiszpanii, w kraju Basków, w kronikach kościelnych zanotowano, że niejaka Maria z Ituren pod wpływem tortur zeznała, iż ona sama i jej czarcie siostry zamieniły się w konie i galopowały po niebie. Tylko w jednym dystrykcie we Francji sześćset kobiet przyznało się do cielesnego obcowania z szatanem.

Całkowita liczba ofiar polowań na czarownice jest trudna do osza­cowania. Nie wszystkie kroniki przetrwały do naszych czasów. We­dług różnych autorów ogółem 5 tysięcy osób spalono na stosach w Alzacji, dziewięćset w mieście Bamberg w Niemczech, około 2 ty­sięcy w Bawarii, 311 - we francuskim Vaud; 167 - w Grenoble; 157 -w Wurzburgu, w Niemczech, a 133 - tylko jednego dnia - w Sakso­nii. Były wsie, w których mordowano całą ludność.

Obsesja na tle czarów utrzymywała się do XVIII wieku. W roku 1722 w Szkocji spalono na stosie pewną staruszkę za to, że zamie­niła swoją córkę w kucyka, dosiadła jej i pojechała wierzchem wprost na sabat. W roku 1749 w Wurzburgu na rynku miejskim spa­lono żywcem zakonnicę, gdy jej koleżanki zeznały, że pod postacią świni wspięła się na klasztorny mur. Ostatnia egzekucja za czary miała miejsce w Szwajcarii w roku 1782.

W okresie Oświecenia wielu uczonych i filozofów poddało w wąt­pliwość faktyczne istnienie czarownic, co w końcu doprowadziło do zakończenia prześladowań.

Szczególnie uderza w polowaniach na czarownice fakt, iż nie by­ły one prowadzone przez przesądnych dzikusów, lecz wykształco­nych biskupów, sędziów, profesorów i innych członków elit ówcze­snych społeczeństw. Trzy stulecia istnienia tego obłędu są kolejnym świadectwem groźnej potęgi wierzeń religijnych.

Reformacja

Rozpasana korupcja wśród katolickich hierarchów nie była dla nikogo tajemnicą już w okresie średniowiecza. Papież Jan XII nie krył się ze swoimi romansami, a majątkiem ko­ścielnym dzielił się ze swoją kochanką. Kazał także wykastrować jednego ze swoich przeciwników i oślepić drugiego. Papież chętnie przywdziewał kolczugę, by osobiście, na polu walki, dowodzić woj­skiem. Benedykt IX sprzedał stanowisko papieża swemu następcy za tysiąc pięćset funtów złota. Urban VI torturował i mordował swoich kardynałów. Innocenty VII natomiast chełpił się swoimi dziećmi i każde z nich uczynił majętnym człowiekiem, czerpiąc ob­ficie z kościelnego skarbca.

W X wieku papież Bonifacy VII, którego imię usunięto z oficjalnej listy papieży kościoła katolickiego, zamordował dwóch swoich ry­wali do papieskiego stolca. W ten sam sposób wyeliminował swoich konkurentów papież Sergiusz III. Jego rządy zapoczątkowały okres tzw. pornokracji, czyli najgłębszego upadku moralnego papiestwa. Benedykt V uwiódł młodziutką dziewczynę i zbiegł z zagrabionym z watykańskiego skarbca majątkiem. Klemens V zabawiał się z ko­chanką w gronostajowej pościeli. Bonifacy VIII wysłał wojsko, które miało zabić wszystkich mieszkańców Palestriny i zrównać miasto z ziemią. Klemens VII, gdy był jeszcze legatem papieskim, także roz­kazał wymordować wszystkich (włącznie z dziećmi) mieszkańców Ceseny - liczącego sobie osiem tysięcy mieszkańców miasta w pół­nocnych Włoszech. W roku 1415 na soborze w Konstancy zdetroni­zowano i postawiono przed sądem papieża Jana XXIII. Według Edwarda Gibbona, autora Zmierzchu cesarstwa rzymskiego: „Naj­poważniejsze zarzuty wobec papieża zostały zatuszowane. Następ­cę Chrystusa oskarżono tylko o piractwo, morderstwa, zgwałcenia, sodomię i kazirodztwo". Aleksander VI przekupił kardynałów, żeby na niego głosowali. Później organizował orgie seksualne z udziałem swoich dzieci, Cezara i Lukrecji Borgiów.

Na temat Aleksandra znana badaczka papieskich dziejów, Barba­ra Tuchman, napisała: Pewnego razu Aleksander przewodniczył bankietowi wydanemu przez jego syna w Watykanie. Wydarzenie to przeszło do historii pornografii jako „balet kasztanów". Uczestniczy­ło w nim pięćdziesiąt kurtyzan, które tańczyły z gośćmi, najpierw w odzieniu, a potem nago. W sali balowej, wśród stojących na posadz­ce ozdobnych świeczników, rozsypano kasztany, a kurtyzany, pełza­jąc na rękach i na kolanach, podnosiły je z podłogi. Papież, jego syn Cezar i córka, Lukrecja, przypatrywali się zabawie. Następnie go­ście połączyli się w pary z kurtyzanami, a ci z nich, którzy okazali się szczególnie wytrwali w miłosnych zmaganiach, otrzymali w nagrodę tuniki ze świetnego jedwabiu i płaszcze.

Kardynałowie, arcybiskupi, opaci, biskupi, zwykli księża i zakonni­cy mieli konkubiny, defraudowali majątek kościoła, podejmowali zbrojne wyprawy i bogacili się w drodze tzw. świętokupstwa, han­dlując beneficjami i godnościami kościelnymi (tytułami, stanowiska­mi, urzędami) i związaną z nimi władzą sprawowania sakramentów. Papież Innocenty III potępił stan duchowny tymi słowy: „Wszyscy oni, od najwyższego do najniższego szczebla, czynią wszystko, przed czym przestrzegali prorocy: są skąpi oraz łasi na prezenty i nagrody. Za niewielką łapówkę gotowi są nazwać bezbożnika czło­wiekiem szlachetnym".

Niepowstrzymana chciwość duchownych wywoływała coraz wię­cej protestów. Już w XII wieku ksiądz Arnold z Brescii w północnych Włoszech wezwał do przeprowadzenia reform. Został za to usunię­ty ze stanu kapłańskiego, skazany na zesłanie i ekskomunikowany, jednak nie poddał się, podburzając mieszkańców Rzymu. Ostatecz­nie, w roku 1155 schwytano go i powieszono, a jego ciało spalono na stosie.

W czternastowiecznej Anglii ksiądz-profesor John Wiklef potępił korupcję w kościele, odrzucił doktrynę transsubstancjacji i naruszył prawo kościelne, dokonując przekładu Biblii na język angielski, gdyż chciał, żeby Pismo Święte było czytane przez zwykłych ludzi. Po śmierci Wiklefa, jego zwolenników, zwanych lollardami, uznano za heretyków. Wielu schwytano, uwięziono i zmuszono do wyrze­czenia się wiary. Część spalono na stosie.

W czeskiej Pradze teolog i kaznodzieja Jan Hus, działając pod wpływem pism Wiklefa, również potępił niemoralność wśród duchownych. Wkrótce pozyskał wielu oddanych zwolenników. W roku 1412 trzech spośród nich stracono za krytykę handlu odpustami. Husa także ekskomunikowano i skazano na zesłanie, on jednak nie poddał się. W roku 1415 udał się na obrady soboru w Konstancji, zwołanego w celu położenia kresu masowej korupcji wśród księży. Jednak sobór potępił poglądy Husa i przekazał go władzy świeckiej, która uwięziła go, osądziła i skazała na spalenie na stosie w Kon­stancji, ignorując gwarancje bezpieczeństwa udzielone mu przez króla czeskiego Wacława IV.

Śmierć Husa wywołała gniew jego czeskich zwolenników, którzy utworzyli przymierze na rzecz niezależności religijnej. Papież Marcin V wystał przeciw nim wojska, które kilkakrotnie zostały pobite przez husytów. Ostatecznie kościół zaproponował kompromis w kwestii pewnego sporu teologicznego, który dzielił husytów na dwa obozy, pozyskując dla siebie jedną z frakcji, która przyłączyła się do katolickiego wojska i wspólnie z nim pokonała swoich niedawnych współwyznawców.

We Florencji dominikanin Girolamo Savonarola podjął wezwanie do przemian w kościele. Jego gwałtowne ataki na panujące w tej instytucji obyczaje skłoniły przeciwników reformatora do wysunięcia żądania, by teologa ekskomunikowano. On jednak kontynuował nauczanie. Wreszcie, w roku 1498, został uwięziony, potępiony przez papieską komisję, powieszony i spalony na stosie wraz z dwoma zwolennikami.

Po tych sporadycznych wybuchach sprzeciwu wobec nadużyć wśród duchowieństwa, prawdziwy ruch protestu narodził się w roku 1517, gdy Marcin Luter przybił na drzwiach kościoła w Wittenberdze słynne 95 tez, dając w ten sposób początek reformacji, w wyniku której świat chrześcijański pogrążył się w trwającym około stu lat krwawym konflikcie pomiędzy katolikami I protestantami.

Kilka lat po słynnym wystąpieniu Lutra jeden z jego najwierniej­szych niemieckich uczniów, Thomas Munzer, wezwał do orężnej walki o realizację „królestwa Bożego" na ziemi, do czego chciał do­prowadzić m.in. mordując wszystkich bezbożników. W roku 1525 stanął na czele 8 tysięcy chłopów i mieszczan, którzy wystąpili zbrojnie z postulatami zniesienia wyzysku feudalnego i radykalnej 68 reformy religijnej. Jego żołnierze ruszali do boju, intonując święte hymny, co jednak nie pomogło im w walce z dobrze wyszkoloną re­gularną armią feudalnych władców. Samego Münzera pojmano po bitwie pod Frankenhausen, poddano rutynowym torturom i ścięto.

W Szwajcarii wybuchła jeszcze jedna rebelia pod wodzą Ulricha Zwingliego. Miasta tego kraju przyjęły jego zmodyfikowaną wersję chrześcijaństwa, podczas gdy kantony wiejskie pozostały katolic­kie, co doprowadziło do wybuchu wojen domowych. W drugiej z nich Zwingli poniósł śmierć.

W Niemczech, luterańscy książęta i przedstawiciele protestanc­kich miast spotkali się w saksońskim miasteczku Schmalkalden, gdzie w 1531 roku zawarli związek obronny (tzw. Związek Szmal-kaldzki) przeciwko kościołowi katolickiemu. Cesarz Karol V wysłał przeciw protestantom wojska, którym rozkazano zetrzeć ich z po­wierzchni ziemi. Cesarska armia odniosła kilka zwycięstw, ostatecz­nie jednak, w 1555 roku, zmuszona została do zawarcia pokoju w Augsburgu. Na jego mocy około trzystu lokalnych władców otrzy­mało prawo do decyzji, jakie wyznanie będzie obowiązywać na ob­szarze ich panowania.

Pokój augsburgski zagwarantował protestantom prawo do życia w Rzeszy, inne kraje katolickie nie były jednak tak tolerancyjne. W Hiszpanii inkwizycja przystąpiła do eksterminacji wszystkich podejrza­nych o sympatię dla protestanckiej herezji. W roku 1559, podczas wielkiej uroczystości na cześć króla Filipa II, syna Karola V, wielu z nich uduszono i spalono. Arcybiskup Bartolome de Carranza z Tole­do został skazany na siedemnaście lat więzienia tylko dlatego, że wyraził poparcie dla tolerancyjnych poglądów holenderskiego my­śliciela, Erazma z Rotterdamu. W roku 1542 we Włoszech przy­wrócono do życia inkwizycję, żeby skutecznie ścigać wyznawców I sympatyków protestanckiej herezji.

Po śmierci Zwingliego przywódcą protestantyzmu szwajcarskiego został Jan Kalwin, który utworzył w Genewie surowy system władzy religijnej. Policja obyczajowa kontrolowała najdrobniejsze szcze­góły postępowania mieszkańców, również wtedy, gdy przebywali w czterech ścianach własnych domów. Surowe represje, do kary śmierci włącznie, groziły za wulgarne wypowiedzi, taniec, grę w kar­ty, picie napojów alkoholowych i wszelkie inne rozrywki. Religijnych nonkonformistów wysyłano na stos. Taki los spotkał między innymi Michała Serveta, jednego z twórców antytrynitaryzmu. Za otwartą krytykę sprawującego władzę w mieście duchowieństwa stracono także Jacquesa Grueta, wybitnego i szanowanego mieszkańca Ge­newy, którego oskarżono o ateizm i bluźnierstwo. Kalwin był także gorącym zwolennikiem palenia czarownic.

W Europie okresu Reformacji toczono niezliczone wojny religijne, popełniano rzezie i tysiące ludzi palono na stosach. Poniżej przedstawiamy garść przykładów najbardziej krwawych konfliktów mię­dzy przedstawicielami różnych odłamów chrześcijaństwa.

Francja

Gdy protestantyzm pojawił się we Francji, król Henryk II poprzy­siągł jego zniszczenie. Król ten utworzył specjalny sąd dla herety­ków, który przeszedł do historii jako „płonąca komnata", gdyż nie­mal bez wyjątku wysyłał na stos oskarżonych hugenotów, czyli fran­cuskich kalwinistów. W roku 1559 Francja i Hiszpania podpisały traktat, na mocy którego oba kraje zobowiązały się całkowicie wy­plenić protestantyzm na swoich terytoriach.

W pierwszym okresie królowa matka, Katarzyna Medycejska, pozwa­lała hugenotom praktykować swoje wyznanie w niektórych okolicach. Jednak katoliccy książęta wysyłali przeciwko nim zbrojne oddziały, które dokonywały rzezi uczestników nabożeństw, wywołując kolejne wojny religijne. Ogółem, w latach 1562-1589 we Francji doszło do ośmiu wojen między katolikami i hugenotami. Obie strony byty wobec siebie równie brutalne. Żołnierze hugenoccy rozbijali ornamenty ko­ścielne i ścigali katolickich duchownych jak zwierzęta. Pewien kapitan protestancki nosił naszyjnik z uszu zamordowanych księży. Francuski kronikarz zanotował: „Żadne pióro nie opisze okrucieństw, jakich dopu­szczają się obie strony konfliktu. Hugenoci niszczą święte obrazy i gro­bowce. Katolicy zaś palą lub topią każdego podejrzanego o herezję, aż wypełnione ciałami zamordowanych rzeki występują z brzegów".

Papież Pius V wysłał do Francji wojsko, które miało pomóc miej­scowym katolikom w walce z hugenotami, a jego dowódcy nakazał zabijanie wszystkich jeńców bez wyjątku. W roku 1712 ten pobożny mąż został zaliczony w poczet świętych kościoła katolickiego.

Po trzeciej wojnie domowej Katarzyna Medycejska zadeklarowała chęć przerwania łańcucha wzajemnych okrucieństw, aranżując małżeństwo swojej córki, Małgorzaty de Valois, z hugenockim przywód­cą, Henrykiem III, królem Navarry. Jednak gdy hugenoci, którym zagwarantowano osobiste bezpieczeństwo, przybyli do Paryża na uro­czystości weselne, katoliccy książęta, działając w porozumieniu z królową, dokonali próby zamachu na dowódcę hugenockich wojsk, admirała Gasparda de Coligny. Zamachowiec chybił, zaledwie ra­niąc admirała. Wtedy Katarzyna i książęta zdecydowali się wymor­dować wszystkich hugenotów, zanim zdołają oni zorganizować kontruderzenie. Nocą z 23 na 24 sierpnia 1572 roku katolicy doko­nali mordu około 3 tysięcy hugenotów. Zginął również admirał Coli­gny. Na wieść o paryskiej masakrze doszło do pogromów w wielu innych miastach Francji.

Głowę dowódcy admirała Coligny wysłano do Rzymu, gdzie na­stępca Piusa V, papież Grzegorz XIII przyjął prezent z radością. Je­go świątobliwość i wszyscy członkowie kolegium kardynalskiego odprawili mszę dziękczynną. Papież kazał wybić medal upamiętnia­jący zwycięstwo katolików i zamówił fresk, który miał przedstawiać ich triumf nad hugenotami.

Wydarzenia nocy św. Bartłomieja doprowadziły do wybuchu czwartej wojny hugenockiej. W następnych dekadach, aż do roku 1598, doszło do czterech kolejnych wojen między francuskimi kato­likami i protestantami. Ostatecznie Henrykowi, królowi Navarry, obiecano koronę Francji, jeśli nawróci się na katolicyzm. Oferta zo­stała przyjęta. Henryk wydał wówczas edykt nantejski, w którym protestanci otrzymali gwarancje wolności wyznania. Po jego śmier­ci hugenotom odebrano jednak niemal wszystkie swobody obywa­telskie i poddano ich bezwzględnym prześladowaniom, w wyniku czego w trzeciej dekadzie XVII wieku doszło do wybuchu kolejnych wojen domowych. W roku 1715 król Ludwik XIV z dumą ogłosił świa­tu, że protestantyzm we Francji przestał istnieć.

W okresie prześladowań setki tysięcy hugenotów musiało opuścić rodzinny kraj. Jedna z pierwszych protestanckich kolonii w USA powstała na Florydzie. W roku 1565 hiszpańska ekspedycja wojskowa wymordowała wszystkich jej mieszkańców. Dowódca hiszpańskiego wojska pozostawił w miejscu masakry tablicę pamiątkową, na której wyryto napis głoszący, iż osadnicy zostali straceni „nie jako Francu­zi, lecz jako protestanci".

Niderlandy

Gdy protestantyzm na dobre zapuścił korzenie w Niderlandach, katoliccy władcy tego kraju uroczyście ślubowali, że zrobią wszyst­ko, co możliwe, żeby tę herezję zetrzeć z powierzchni ziemi. Maria, regentka Flandrii, nakazała stracenie wszystkich heretyków. „Trzeba mieć tylko baczenie, by nie doprowadzić do wyludnienia całych pro­wincji". Maria zarządziła także, że protestanci, którzy ukorzą się i wyrzekną herezji, nie zostaną spaleni na stosie: mężczyźni będą za­bici mieczem, a kobiety zostaną pogrzebane żywcem.

W roku 1544, wielkiego flamandzkiego kartografa Gerarda Merkatora aresztowano wraz z grupą ludzi podejrzanych o wyznawanie herezji luterańskiej. Spośród tych, których uwięziono wraz z nim, dwie osoby zostały spalone, dwie inne spalono żywcem, a jedną ścięto. Samego Merkatora ostatecznie zwolniono dzięki wstawien­nictwu księdza z miejscowej parafii.

Król Hiszpanii, Filip II, władca Niderlandów, żywił prawdziwą obse­sję na punkcie zdławienia ruchu protestanckiego w podległych so­bie krajach. Filip przywrócił do życia inkwizycję i wydał polecenie, by „wszystkich więźniów skazywać na śmierć i nie pozwolić, aby przez brak należytej staranności, słabość lub brak wiary u sędziów, mogli oni uniknąć śmierci". W odpowiedzi doszło do protestanckiej rebelii, podczas której m.in. spalono czterysta kościołów katolic­kich. Zadanie wymazania z powierzchni ziemi protestanckich miast powierzono księciu Albie. Prowadzona przez niego ekspedycja kar­na przeszła do historii pod mianem „hiszpańskiej furii". Alba ponosi odpowiedzialność za śmierć tysięcy mieszkańców Antwerpii i masa­krę protestantów w mieście Haarlem w 1573 roku. Książę utworzył także sąd specjalny dla heretyków, popularnie określany jako „krwa­wy trybunał". Holenderski kronikarz zanotował: „Na szubienicach, słupach przy stosach całopalnych i drzewach wzdłuż dróg wisiały ciała lub kończyny tysięcy powieszonych, ściętych lub spalonych".

Wśród ofiar znalazł się między innymi książę Egmont, którego mę­czeństwo upamiętnił Ludwig van Beethoven w tzw. uwerturze programowej Egmont z 1810 roku.

W północnych prowincjach Niderlandów protestanci pod wodzą Wilhelma I Orańskiego ogłosili niezależność od katolickiej Hiszpa­nii. Filip zaproponował 25 tysięcy koron w złocie temu, kto zamor­duje księcia zwanego Milczącym. W roku 1584 zginął on z rąk kato­lickiego fanatyka. Jego śmierć nie zabiła jednak ducha walki u jego kalwińskich towarzyszy. Kontynuowali oni walkę tak długo, aż wy­walczyli niepodległość dla północnych prowincji.

Anglia

Kościół katolicki zakazał drukowania Biblii w językach innych niż łaciński, rezerwując dostęp do Pisma Świętego dla uczonych i duchownych. Wydanie Biblii w języku narodowym z myślą o zwykłych czytelnikach było zabronione pod groźbą kary śmierci. W latach trzydziestych XVI wieku William Tyndale zabiegał o pozwolenie na przekład Nowego Testamentu na język angielski, aby mógł się z nim zapoznać „każdy chłopak od pługa". Starania te spowodowały, że jego życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Tyndale zmuszony był opuścić kraj. Udał się do protestanckiej części Niemiec, gdzie ukoń­czył tłumaczenie. Następnie przeszmuglował kopie do Anglii, gdzie wpadły one w ręce katolickich biskupów, którzy nakazali ich natych­miastowe spalenie. Ostatecznie Tyndale stanął przed sądem, który skazał go na uduszenie i spalenie na stosie. W późniejszych latach obszerne fragmenty wspaniałego przekładu Tyndala zostały włączo­ne do Biblii Króla Jakuba.

Angielski król Henryk VIII, który cynicznie wykorzystywał religię do walki o władzę, także próbował schwytać i osądzić Tyndala. Po­tępił także Marcina Lutra i cały protestantyzm, za co papież okazał mu wdzięczność, nazywając go „obrońcą wiary".

Jednak gdy angielski król chciał się rozwieść z Katarzyną Aragoń­ską, a papież odmówił mu swojego pozwolenia, niepokorny monar­cha przeprowadził rozwód Anglii z katolicyzmem. Parlament ogłosił, że odtąd to król, a nie papież, będzie głową kościoła w tym kraju. Henryk dobrał sobie posłusznego arcybiskupa, Tomasza Cranmera, który udzielił mu rozwodu. Henryk zlikwidował także klasztory kato­lickie w Anglii i przejął należące do nich dobra. Został za to ekskomunikowany przez papieża, który próbował zorganizować krucjatę przeciwko Anglii. Europejscy władcy katoliccy odmówili jednak udziału w tej religijnej wojnie. Henryk VIII ustanowił formalnie kościół anglikański, zachowując większość katolickich dogmatów. Jakiekolwiek wątpliwości co do ich słuszności miały być karane śmiercią. Uznania króla za głowę kościoła w Anglii odmówił między innymi kanclerz i słynny pisarz polityczny Thomas Morus, co spowodowało oskarżenie go o zdra­dę stanu, osadzenie w więzieniu i stracenie. Henryk posłał także na stos wielu luteranów, którzy odmawiali przyjęcia doktryny transsubstancjacji. Po śmierci króla i wstąpieniu na tron jego dziesięciolet­niego syna, Edwarda VI, arcybiskup Cranmer sprawił, że rozziew między kościołem katolickim i anglikańskim stał się jeszcze głębszy.

Następcą Edwarda na tronie Anglii była Maria I Tudor, córka Hen­ryka VIII i Katarzyny Aragońskiej. Monarchini ta przeszła do historii pod wiele mówiącym przydomkiem „krwawej Mary". Maria - gorliwa papistka - usiłowała terrorem przywrócić Anglię na łono kościoła rzymskiego. W ciągu zaledwie trzech lat spaliła żywcem trzystu pro­testantów. Arcybiskup Cranmer przeżywał rozterki, w wyniku których najpierw przyjął katolicyzm, a potem go odrzucił. W końcu, jak wielu przed nim i po nim, trafił na stos, jednak tuż przed śmier­cią zaimponował tłumowi, deklarując, iż wstydzi się tego, że zaparł się wiary i wkładając w płomienie rękę, która go zdradziła, podpisu­jąc przysięgę wierności papieżowi.

Gdy na stos szli kolejni biskupi, Nicholas Ridley i Hugh Latimer, drugi z nich zwrócił się do pierwszego tymi słowy: „Niech cię nie opuszcza pogoda ducha Mistrzu Ridley. Zachowaj się, jak przystało na prawdziwego mężczyznę. Wierzę z całego serca, że płomień, ja­ki dzisiaj z bożej łaski rozpalimy w Anglii, już nigdy nie zagaśnie". Biskup miał słuszność. Anglicy, oburzeni masowymi egzekucjami i pod wrażeniem odwagi męczenników, umocnili swoje przywiązanie do protestantyzmu.

Po krwawej Mary na tronie Anglii zasiadła Elżbieta I, która chciała położyć kres religijnym mordom. Naraziło ją to na ataki obu stron konfliktu. Katolicy zawiązali spisek przeciw jej życiu i wzniecili po­wstanie na północy kraju, a ekstremiści w obozie protestanckim, purytanie i separatyści, wystąpili przeciwko papieżowi i jego poplecz­nikom w kościele Anglii. W odpowiedzi parlament przyjął surowe prawa, uznające udział we mszy katolickiej za zdradę stanu. Depu­towani zakazali także odbywania nabożeństw w rycie purytańskim. Jednocześnie nałożono na wszystkich obowiązek uczestnictwa w nabożeństwach anglikańskich, a uchylający się mieli płacić grzyw­nę w wysokości dwudziestu funtów miesięcznie.

W okresie panowania Elżbiety stracono około dwustu katolików. Na ścięcie skazano także Marię, królową Szkocji, rzekomo za to, że zamieszana była w spisek zmierzający do obalenia Elżbiety i przejęcia władzy w swoje ręce. Wyroki śmierci wydawano także na sfanatyzowanych członków sekty purytanów. W tym samym czasie król hiszpański Filip II wysłał swoją armadę ze świętą misją przywrócenia zbłąkanej Anglii na łono katolicyzmu. Wyprawa zakończyła się niepowodzeniem, a Anglia już na dobre pozostała w świecie protestanckim.

Szkocja

Zanim Maria, królowa Szkotów, trafiła pod topór angielskiego ka­ta, sama czynnie uczestniczyła w bratobójczych walkach pomiędzy katolikami i protestantami w Szkocji.

Reformacja w tym kraju przebiegała równie dramatycznie, jak gdzie indziej. Katolicki parlament zakazał wydawania i czytania luterańskich książek oraz nauczania tej religii. Kardynał Dawid Beatón posłał na stos protestanckich przywódców Patricka Hamiltona i Goeorga Wisharta. W odpowiedzi ich zwolennicy zamordowali Beato­na, wywiesili jego ciało na murach obronnych zamku św. Andrzeja, a sami zabarykadowali się wewnątrz.

Przywódcą obleganych w zamku protestantów byt John Knox. Gdy szkoccy katolicy przy wsparciu wojsk francuskich zdobyli w końcu zamek, Knoxa i jego towarzyszy sprzedano w niewolę. Dzie­więtnaście miesięcy później uwolniły ich wojska angielskie, z który­mi Knox powrócił do Anglii. W następnych latach był wędrownym kaznodzieją.

Regentka Szkocji Maria księżna de Guise, z lotaryńskiego rodu Gwizjuszów, uznała szkockich protestantów za heretyków. Prote­stanccy właściciele ziemscy zbuntowali się, wezwali Knoxa, by przy­był z Genewy i był ich rzecznikiem, a następnie wyruszyli na wojnę z katolikami. Zajęli Edynburg i wkrótce potem, z angielską pomocą, przejęli kontrolę nad całą Szkocją. Protestancki parlament odrzucił autorytet papieża i wprowadził karę śmierci dla każdego, kto co naj­mniej dwukrotnie uczestniczył w katolickiej mszy.

Gdy Maria de Guise zmarła, tron Szkocji objęła jej osiemnastolet­nia córka, również Maria, która przybyła w tym celu z Francji. Nowa królowa, która panowała jako Maria Stuart, znalazła się w trudnej sy­tuacji. Była gorliwą katoliczką, a przyszło jej sprawować rządy w kraju na wskroś protestanckim. Swoim postępowaniem nie ułatwia­ła sobie życia. Najpierw wyszła za mąż za katolika, następnie zawią­zała spisek na jego życie, a w końcu wyszła za mąż za jednego z za­bójców pierwszego męża. Protestanccy lordowie wzniecili kolejną rebelię, pokonali katolickie wojska w bitwie pod Carberry Hill w po­bliżu Edynburga i uwięzili królową w zamkowej wieży. W roku 1568 Maria zdołała zbiec z niewoli i sformowała nową armię, która jednak - po raz kolejny - została rozbita przez siły protestanckie. Królowa uciekła do Anglii, gdzie na rozkaz Elżbiety uwięziono ją, a po 19 la­tach - oskarżoną o udział w spiskach przeciw Elżbiecie - ścięto.

Wojna trzydziestoletnia

Ostatni wielki zryw ruchu Reformacji przyniósł więcej krwi i cier­pień niż wcześniejsze wojny i prześladowania. Wojna trzydziestolet­nia, która trwała od roku 1618 do 1648, doprowadziła do śmierci mi­lionów ludzi w Europie i do całkowitej ruiny gospodarczej Niemiec.

Wojna wybuchła, gdy władcy Cesarstwa Rzymskiego Narodu Nie­mieckiego z dynastii Habsburgów próbowali zdławić umacniający się kalwinizm w regionach, w których już tliły się konflikty między ka­tolikami i protestantami. Protestanccy książęta sformowali przymie­rze obronne - Unię Protestancką. Ich przeciwnicy natomiast utwo­rzyli Ligę Katolicką. Stosunki między nimi byty coraz bardziej napię­te, aż wreszcie doszło do wybuchu z powodu pewnej drobnostki: protestanccy wielmoże wkroczyli do pałacu cesarskiego w czeskiej Pradze i wyrzucili przez okno, wprost na kupę gnoju, dwóch katolic­kich duchownych. Incydent ten okazał się iskrą, która rozpaliła pło­mień wieloletniej wojny.

Najpierw wojska katolickie wycięły w pień zastępy protestantów. Być może oznaczałoby to koniec wojny, gdyby katolicki cesarz Ferdynand II nie postanowił do reszty wytępić znienawidzonych lutera­nów. Ich wyznanie zostało wyjęte spod prawa, po czym nastąpiły okrutne prześladowania.

Protestanci poprosili o pomoc swoich zagranicznych współwy­znawców. Pierwszy odpowiedział król Chrystian IV, który wysłał im wojsko na ratunek. Na pomoc pospieszyli także luterańscy i kalwiń­scy książęta niemieccy. Jednak wojska katolickie po raz kolejny pokonały protestantów. Ferdynand II ponownie wszczął represje, a prześladowani protestanci po raz kolejny zwrócili się o pomoc.

Tym razem udzielił jej król szwedzki Gustaw Adolf, którego armia przybyła do Niemiec, aby ratować swoich luterańskich współwyznawców. Jego wojsko ruszało do boju z luterańskim hymnem EinTeste Burg na ustach. Doszło do krwawej rzezi. Katolicka armia zajęła Magdeburg i dokonała masakry protestanckich mieszkańców miasta. Król Gustaw poniósł w bitwie śmierć, a jego żołnierze ze­mścili się na katolickich chłopach.

Z upływem lat wojna nabierała coraz bardziej politycznego cha­rakteru. Katolicka Francja stanęła po stronie protestantów, chcąc osłabić wpływy Habsburgów. Koszmar trwał dziesiątki lat, aż obie wyczerpane walką strony straciły zdolność do jej kontynuowania.

Wojna trzydziestoletnia była jedną z największych tragedii w dzie­jach ludzkości. W jej wyniku zaludnienie Niemiec zmniejszyło się o ok. 20 proc. (od ok. 20 do ok. 16 milionów). Po wojnie, na zdziesiąt­kowaną ludność spadła klęska głodu. Brakowało ludzi, żeby obsiać pola, odbudować miasta, kształcić dzieci i prowadzić handel.

Wojna trzydziestoletnia doprowadziła do rozluźnienia związków między chrześcijaństwem i polityką. Podpisany w roku 1648 pokój westfalski położył między innymi kres zwierzchnictwu papieży nad rządami cywilnymi w Europie.

Anabaptyści

Choć katolicy i protestanci byli śmiertelnymi wrogami przez niemal cały okres reformacji, oba wyznania zjednoczyły się, by wspólnie mordować anabaptystów, członków chrześci­jańskiego ruchu religijnego, którzy dopuszczali się odrażającego przestępstwa podwójnego chrztu.

Brytyjski historyk, Bamber Gascoigne, zauważył, że wśród ana­baptystów więcej było ofiar męczeńskiej śmierci niż w jakimkolwiek innym odłamie chrześcijaństwa, nawet jeśli uwzględnimy pierw­szych chrześcijan, których anabaptyści chcieli naśladować.

Anabaptyści odrzucili tradycyjny chrzest niemowląt. Według ich nauk, chrzest powinien być udzielany ludziom dorosłym, zdolnym do samodzielnego myślenia, tak więc ponownie chrzcili wszystkich, którzy przystępowali do ich ruchu. W roku 1525, w Szwajcarii, po pierwszych ceremoniach według nowego rytu przywódcy prote­stanckiej gminy w Zurychu skazali ich na śmierć, opierając wyrok na przepisach Kodeksu Justyniana, który przewidywał karę śmierci za podwójny chrzest. Szwajcarskich anabaptystów utopiono. Tę formę egzekucji uznano bowiem za najwłaściwszą dla tych, którzy tak bar­dzo domagali się ponownego zanurzenia.

Pomimo prześladowań ruch anabaptystów w szybkim tempie roz­przestrzeniał się w Niemczech i w Niderlandach. W roku 1529, na sejmie w Spirze, katolicy i luteranie uzgodnili, że wymordują wszys­tkich anabaptystów. W roku 1531, w jednym ze swoich publicznych wystąpień, wyrok na nich poparł Marcin Luter. W całej Europie ana­baptystów topiono, palono na stosach i ścinano.

W okresie prześladowań grupa anabaptystów przejęła kontro­lę nad niemieckim miastem Munster, gdzie skazano na banicję wszystkich katolików i protestantów, którzy odmówili nawróce­nia na nową wiarę. Wkrótce jednak katolicki biskup Munster zdołał zgromadzić wojsko i rozpoczął oblężenie miasta. We­wnątrz murów obronnych przywódca anabaptystów, Jan z Lejden, ogłosił się królem Nowego Syjonu, zawarł małżeństwo z kil­koma kobietami i wprowadził karę śmierci za najdrobniejsze wykroczenia. Według Hendricka van Loona życie w mieście za­mieniło się w koszmar:
Głodujący i ciężko chorzy dorośli i dzieci popadali w obłęd; nastał okres zbiorowych halucynacji. Tysiące mężczyzn i kobiet zgromadzi­ło się na miejskim rynku, oczekując pojawienia się Archanioła Ga­briela z nieodłączną trąbką. Potem nadszedł okres trwogi, gdy pro­rok podtrzymywał morale swej trzódki, organizując krwawą orgię, podczas której podciął gardło jednej ze swoich królowych.

Nie minęło wiele czasu, gdy biskupie wojsko wdarło się do miasta i odwiecznym zwyczajem zdobywców przystąpiło do masakrowania jego obrońców. Przywódców anabaptystów torturowano rozgrzany­mi do białości cęgami, a ich ciała umieszczono w żelaznych klat­kach, które zawieszono na kościelnej wieży. Pozostały tam przez długie lata.

Ci, którym udało się ujść z rzezi w Munster, byli ścigani jak króliki i zabijani wszędzie, gdzie ich schwytano - opowiada van Loon.

Ocaleni z pogromu anabaptyści utworzyli z czasem nowe ruchy religijne mennonitów, amiszy i hutterianów.

Purytanie

W historii Anglii miały miejsce dwa rozłamy religijne. Pierw­szy z nich, w wyniku którego powstał niezależny od Rzy­mu kościół anglikański, zakończył się serią egzekucji. Jeszcze bardziej tragiczne żniwo zebrał rozłam drugi, w którym purytanie oddzielili się od państwowego kościoła Anglii.

Choć ruch purytański oficjalnie zdelegalizowano za panowania królowej Elżbiety I, sekta ta szybko się rozwijała, jednocześnie umacniając swe rygorystyczne podejście do spraw religii i moralno­ści. Ich głównym celem było oczyszczenie kościoła anglikańskiego z wszelkich pozostałości katolicyzmu. Historyk, J.R. Green, opowia­da o nich w następujący sposób:

Dążenie purytanów do pełnej zgodności z „wolą Wszechmogące­go" stawało się coraz bardziej rygorystyczne i z czasem doprowa­dziło do całkowitej utraty poczucia miary w drobnych sprawach ży­cia codziennego. W ogniu ich żarliwej religijności nawet najdrobniej­sze sprawy urastały do rangi tragedii. Pobożni ludzie np. unikali ka­tolickich potraw i księży w dniu Bożego Narodzenia z równym zapa­łem, jak grzechu kłamstwa lub nieczystych myśli. Codzienne życie przebiegało w klimacie bezwzględnego moralizmu, stało się sztyw­ne, bezbarwne i przepojone surową powagą.

Purytanie potępiali wszelką zabawę i przyjemności. Lord Macaulay zauważył, że ich ataki na popularne wówczas walki psów z niedźwiedziami nie brały się z chęci ulżenia cierpieniu tych zwierząt, lecz z dążenia do wyeliminowania radości, jaką z widowiska czerpa­ła zgromadzona na widowni gawiedź".

Gdy purytanie wezwali króla Jakuba I, by przeprowadził reformę kościoła anglikańskiego, monarcha stanowczo nakazał im podpo­rządkowanie się legalnemu kościołowi państwowemu. „Albo się z tym pogodzą, albo ich wypędzę z kraju lub powywieszam"- powie­dział. Królewskie represje skłoniły wielu purytanów do wyjazdu, naj­pierw do Holandii, a później do Nowej Anglii w Ameryce.

Po Jakubie na tron wstąpił jego syn, Karol I. Działając z inspiracji i wspólnie z arcybiskupem Canterbury, Williamem Laudem, rozpo­czął on zakrojone na szeroką skalę prześladowania purytanów. Bi­skup organizował sądy nad purytanami w tzw. Sądzie Gwiaździ­stym , który - zgodnie z wolą biskupa i króla - skazywał ich na chłostę, publiczne pohańbienie przy pręgierzu lub uwięzienie. W nie­których przypadkach skazańcom obcinano uszy, wypalano piętno na czole lub rozłupywano nosy.

Biskup Laud chciał narzucić szkockim kongregacjom obowiązek korzystania z angielskiego modlitewnika, co spotkało się w roku 1639 z ich ostrym sprzeciwem, w wyniku którego wybuchła tzw. woj­na biskupia. Król zwołał wówczas parlament, żeby zebrać fundusze na wysłanie wojska do Szkocji. Jednak ten tzw. „Krótki Parlament" nie mógł się zdecydować, czy spełnić żądanie króla, który, zniecier­pliwiony, podjął decyzję o jego rozwiązaniu. Wkrótce - jak się potem okazało na swoją zgubę - król zwołał nowy, tzw. Długi Parlament, w którym przewagę miała opozycja purytańska. Deputowani podję­li działania osłabiające rząd, biskup Laud został uwięziony, a w ro­ku 1645, na mocy uchwały parlamentu, skazany na śmierć i ścięty. Rozwiązano Sąd Gwiaździsty. Parlament przyjął także uchwałę pod­porządkowującą mu kościół anglikański. Karol podjął nieudaną próbę aresztowania purytańskich przywódców, co zmobilizowało ich do utworzenia opozycyjnego rządu i powołania własnego woj­ska. Król zbiegł z Londynu i wezwał wierne mu regimenty do wojny. Tak rozpoczęła się słynna rewolucja angielska.

Na czele purytańskiej armii (w skład której weszli również prezbiterianie i członkowie innych dysydenckich kościołów) stanął je­den z deputowanych, Oliver Cromwell. Ten wybitny strateg dobrze rozumiał, że zapał religijny może umocnić morale wojska w stop­niu zapewniającym mu zwycięstwo. Jego żołnierze, tzw. żelaznobocy, wyruszali do boju z egzemplarzem Biblii w ręku i świętymi hymnami na ustach. Cromwell opóźniał rozpoczęcie bitwy, by odmówić wspólną modlitwę lub odśpiewać psalmy, po czym wzy­wał swych ogarniętych fanatycznym zapałem żołnierzy do zabija­nia wrogów. Zasługę za zwycięstwa przypisywano bogu. Po rzezi sił anglikańskich Cromwell powiedział: „To sam Bóg sprawił, że wrogie wojska kładły się pod naszymi mieczami, jak łany zboża pod wprawną ręką kosiarza".

Zwycięski Cromwell doprowadził do egzekucji króla Karola, po czym na czele swych wojsk wyruszył do Irlandii z zamiarem wybicia do przysłowiowej nogi tamtejszych niepokornych katolików. Jego regimenty stanowiły nadzwyczaj sprawną maszynę do zabijania. Ir­landzki historyk, Seumas Mac Manus opisał wojska Cromwella w następujący sposób:

Sam kwiat purytańskich wojsk stanowiło 17 tysięcy wspaniałych wojowników, zwanych „żelaznobokimi", studiujących Pismo Święte, śpiewających psalmy żołnierzy Boga - nieustraszonych, fanatycz­nych, nienawidzących papistów, uznających te ziemie za dar, jaki otrzymali od Stwórcy, a samych siebie za jego wybranych obrońców. Mieszkańców podbitego kraju uważali za czczących fałszywych bożków kanaanitów, przeklętych przez Boga, których trzeba wyciąć w pień. Ich umysły ogarnięte były żarem...

Pierwszym znaczącym zwycięstwem tych pobożnych zabijaków było zajęcie miasta Droichead Atha w północno-wschodniej części Irlandii. Katoliccy mieszkańcy miasta i ich duchowni poddali się woj­skom Cromwella, który rozkazał zabić ich wszystkich, nazywając swój ludobójczy czyn „słusznym wyrokiem, jaki Bóg wydał na tych nędznych barbarzyńców". W następnych miesiącach ten sam los spotkał mieszkańców kolejnych irlandzkich miast, aż katolicki opór został zdławiony. Żelaznobocy mordowali kobiety, dzieci i kapłanów. Thomas Carlyle pisał o nich z najwyższym zachwytem:

Oliver Cromwell nadszedł jak żołnierz sprawiedliwego boga, stra­szny i nieubłagany jak śmierć, wykonując boskie wyroki na wrogach Pana.

Cromwell powrócił do Anglii i ogłosił się świętym dyktatorem, lor­dem protektorem. Po jego śmierci do władzy powrócili anglikanie. Ciało Cromwella wykopano z grobu i powieszono, a jego głowę nadziano na pal na terenie Opactwa Westminsterskiego. W kraju wprowadzono anglikańskie prawa uniformizacyjne, co spowodowa­ło, że tysiąc ośmiuset proboszczów purytańskich musiało opuścić swoje stanowiska w kościele Anglii. Baptyjski pastor, John Bunyan, zostat skazany na dwanaście lat więzienia, gdzie napisał swoje słyn­ne Pilgrims Progress. Na prowincję wysyłano żołnierzy z polece­niem ścigania wyznawców innych wyznań w lasach i na polach.

Uwieńczeniem tej fali prześladowań było wprowadzenie kary śmierci za udział w nabożeństwach w obrządku innym niż anglikań­ski. Kobiety i dzieci poddawano torturom, jeśli nie chciały ujawnić miejsca pobytu swoich mężów i ojców, którzy uciekli z niewoli. Pew­ną osiemnastoletnią dziewczynę utopiono w rzece za odmowę wy­rzeczenia się prezbiterianizmu. W latach 1666 - 1679 w wielu miej­scach wybuchały bunty religijne. Okres panowania króla Jakuba II w latach osiemdziesiątych XVII wieku, gdy nasiliły się polowania na sympatyków radykalnego odłamu prezbiterianizmu nazywanych kameronianami, przeszedł do historii jako „czas mordów".

Jednocześnie purytanie, którzy zbiegli przed prześladowaniami do Massachusetts w Ameryce, wkrótce po osiedleniu się w nowym miejscu przystąpili do represji wobec wyznawców innych wyznań. Utworzyli wyznaniowe państwo policyjne, w którym wszelkie od­stępstwa religijne karane były chłostą, pręgierzem, zesłaniem, po­wieszeniem, odcięciem uszu lub przebiciem języka przy użyciu roz­grzanego do białości żelaznego pręta. Głoszenie nauki kwakrów ka­rane było śmiercią. Czterech spośród nich, którzy odmówili podpo­rządkowania się nowemu prawu, skazano na powieszenie. W latach dziewięćdziesiątych XVII wieku tę purytańską kolonię ogarnął pa­niczny lęk przez czarami i czarownicami. Pod tymi zarzutami straco­no dwadzieścia kobiet, a dalsze sto pięćdziesiąt uwięziono.

Wojny w chrześcijaństwie wschodnim

Pięć stuleci prześladowań religijnych - od XI do XVI wieku -zdziesiątkowało żydowską ludność Europy Zachodniej. Jak się szacuje, w tym okresie z rąk chrześcijan zginęło około 3,5 miliona Żydów. Miliony innych ocaliło życie, nawracając się na chrześcijaństwo. Nieznana liczba żydowskich dzieci została odebra­na rodzicom i przymusowo ochrzczona. Władze wielu krajów przej­mowały majątki wypędzanych. Ci, którym pozwolono pozostać w kraju, musieli osiedlać się w gettach i nosić znaki identyfikacyjne.

Wygnani, bez środków do życia, poszukujący nowej, bezpiecznej ojczyzny, Żydzi zaczęli masowo napływać do Polski, gdzie mogli się legalnie osiedlać i budować swe życie na nowo. Polska szlachta chętnie powierzała im zarząd nad swoimi dobrami i nadzór nad pra­cownikami rolnymi. Po przyłączeniu ziem późniejszej Ukrainy w ro­ku 1569 ludnością żydowską zasiedlano wschodnie rubieże kraju. W tym okresie populacja Żydów polskich wzrosła do 500 tysięcy osób i była największa na świecie.

Podczas gdy Żydzi miewali się coraz lepiej, wyznający prawosła­wie ukraińscy Kozacy coraz częściej buntowali się przeciwko pol­skim panom i żydowskim zarządcom. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, aż wreszcie w roku 1648 sytuacja dojrzała do wy­buchu powstania. Na jego czele stanął setnik czechryński Bohdan Zenobiusz Chmielnicki, który popadł w osobisty konflikt z magna­tem polskim Aleksandrem Koniecpolskim oraz z jego urzędnikiem -Czaplińskim, który uwiódł mu ukochaną kobietę. Chmielnicki zdecy­dował się stanąć na czele Kozaków. Był człowiekiem o wybitnych zdolnościach dyplomatycznych, wojskowych i politycznych. Rozu­miał dobrze, że tylko scalenie całej Kozaczyzny (rejestrowych, nie-rejestrowych i czerni) oraz pomoc z zewnątrz dawała mu szanse na zwycięstwo. Tym sojusznikiem zewnętrznym stali się Tatarzy, którzy udzielili pomocy Kozakom w celu osłabienia państwa polsko-litew­skiego. Chan Islam III Gerej zawiązał z Chmielnickim sojusz i wysłał mu na pomoc oddziały konne pod dowództwem Tuchaj-beja. Przy­mierze to miało duże znaczenie militarne dla Kozaków, którzy mieli świetną piechotę, lecz nie posiadali konnicy, co było przyczyną klęsk w bitwach ze znakomitą polską kawalerią. Tatarzy zapewnili im, oprócz przewagi liczebnej, szybką i zwinną lekką jazdę, zdolną nawiązać walkę z kawalerią polską. Chmielnicki ślubował ponadto, że zawsze będzie nienawidził Żydów i polskich katolików, dzięki czemu do powstania przyłączyło się wielu prawosławnych duchow­nych i chłopów.

Powstańcy dokonali masakr żydowskiej ludności w Niemirowie, Tulczyniu, Barze, Narolu i wielu innych miastach. Ci, którym udało się przeżyć, uciekali z powrotem do Polski, w wielu przypadkach ścigani przez kozackie hordy.

Przez wzgląd na religijny charakter powstania Chmielnickiego na­zywano niekiedy kozackim Cromwellem. Gdy sytuacja powstańców pogorszyła się, zagrożeni klęską Kozacy zwrócili się o pomoc do Rosjan, którzy wkroczyli na terytorium Polski i przyłączyli się do antyżydowskich pogromów. Ogółem w tym okresie zamordowano około 300 tysięcy Żydów w 300 miejscowościach.

W wyniku powstania doszło do podziału Ukrainy wzdłuż Dniepru pomiędzy Rzeczpospolitą i Rosję. W polskiej części Ukrainy zlikwidowano wojska kozackie i przywrócono zniesioną przez Chmielnic­kiego unię religijną.

Oświecenie

Wiek XVIII przyniósł pierwsze widoczne symptomy osłabie­nia wpływów religii i kościołów w Europie. Religijne zabójstwa nadal się zdarzały, jednak ich liczba stop­niowo malała. Oto garść przykładów:

W roku 1723 biskup polskiego Gdańska zażądał wydalenia z miasta całej ludności żydowskiej. Rajcy miejscy odmówili, ale biskupie apele podburzyły miejski motłoch, który wtargnął do getta i dokonał masakry jego mieszkańców.

W dalszym ciągu zdarzały się przypadki palenia czarownic: w Szkocji - w roku 1722; w Niemczech - w 1749 i w Szwajcarii - w 1782.

Podejmowane przez Ludwika XIV próby zdławienia protestantyz­mu jako siły religijnej i politycznej doprowadziły w roku 1702 do wybuchu powstania w południowej Francji. Protestanccy chłopi, tzw. kamizardowie, palili katolickie kościoły i mordowali księży. Wysłane do objętego powstaniem regionu wojsko dokonało rzezi całej ludności wielu wsi i miast. Przywódców kamizardów stracono.

W Europie, przede wszystkim w Hiszpanii, nadal działała inkwizy­cja. Jednak liczba jej ofiar była w tym okresie niewielka - być może dlatego, że w tym bogobojnym kraju zabrakło już utajnionych Żydów, muzułmanów i protestantów, którzy tradycyjnie byli obiek­tem prześladowań.

W roku 1715 doszło do brutalnych represji wobec protestantów w Nadrenii Palatynacie (kraju związkowym Niemiec), a w roku 1732 arcy­biskup Firmian siłą wydalił 20 tysięcy protestantów z Salzburga i okolic.

Chrześcijanie w dalszym ciągu oskarżali Żydów o wykradanie i bezczeszczenie hostii motywowane rzekomym pragnieniem ponownego ukrzyżowania Chrystusa. Wyrok śmierci za niszczenie hostii wykonano w Nancy, we Francji, w roku 1761. Żydów w dal­szym ciągu oskarżano o porywanie dzieci w celach rytualnych, jed­nak masakry były w tym okresie rzadkością. Jednym z wyjątków od tej zasady był pogrom w Bukareszcie w roku 1801, do którego doszło w wyniku oskarżenia ze strony prawosławnych duchownych. W stolicy Rumunii zamordowano wówczas 128 Żydów.

Ktoś może zapytać, dlaczego w XVIII wieku mordy, egzekucje i inne okru­cieństwa religijne stawały się w Europie coraz większą rzadkością. Odpowiedzi należy szukać w zmieniającym się klimacie umysłowym w tej części świata. Nastał wiek rozumu - oświecenie. George Wilhelm Friedrich Hegel nazwał tę epokę „wiekiem inteligencji". Upowszechnienie się naukowego myślenia i swobodnej wymiany myśli zrodziło zainteresowanie prawami człowieka m.in. przekonanie, wedle którego ludzie mają prawo wyrażać wszelkie poglądy bez obawy, że zostaną za to zabici lub uwięzieni.

Jednak wolność nie przyszła sama. Wywalczyli ją oświeceniowi myśliciele i pisarze, często z narażeniem własnej skóry. Na przykład angielski filozof Thomas Woolston, który otwarcie wyraził wątpli­wości co do prawdziwości biblijnej opowieści o zmartwychwstaniu Chrystusa i czynionych przez niego cudach, został na resztę swego życia umieszczony w areszcie domowym. Za krytykę religii do więzienia trafił również Denis Diderot, filozof i główny (obok J. d'Alemberta) redaktor Wielkiej Encyklopedii Francuskiej. Nadal konfiskowano i palono dzieła autorów, którzy nie wykazywali dosta­tecznego szacunku dla obowiązującej doktryny i praktyki religijnej.

Jednym z najwybitniejszych ludzi epoki oświecenia był Francois Marie Arouet, znany jako Voltaire. Ten powszechnie ceniony pisarz i mędrzec w późniejszych latach swego życia stał się nieustraszonym bojownikiem przeciwko religijnym okrucieństwom. Nie przejmując się osobistym bez­pieczeństwem, Voltaire w bezkompromisowych słowach opisywał bar­barzyństwa popełniane w imię kościoła i religii.

Każdy rozumny człowiek, każdy szlachetny człowiek musi odczuwać grozę na myśl o tej chrześcijańskiej sekcie - stwierdził. W rozmowie z Fryderykiem Wielkim uznał chrześcijaństwo za „najbardziej absurdalną, idiotyczną i krwawą religię, jaka kiedykolwiek nawiedziła ten świat".

Krytyczne uwagi na temat religii naraziły ich autora na prześladowania. W Paryżu i w Genewie publicznie spalono jego nie dość pobożny Słownik filozoficzny, który znalazł się na liście ksiąg zakazanych Świętego Oficjum. Ludwik XIV skazał go w końcu na banicję. Ostatnie dwadzieścia lat życia Voltaire spędził na wygnaniu we własnej posiadłości Ferney na granicy francusko-szwajcarskiej. Zmyślny filozof wybrał to miejsce, by móc zbiec do Szwajcarii, gdyby ścigali go francuscy katolicy lub do Francji, gdyby przyszli po niego szwajcarscy kalwiniści. Ze swojej samotni prowadził korespondencję z myślicielami z całej Europy. Z czasem zyskiwał coraz więcej zwolenników, którzy przyłączali się do jego walki o tolerancję. Voltaire protestował przeciwko represjonowaniu protestantów przez francuskich katolików. Potępił na przykład wydany w roku 1752 edykt unieważniający protestanckie chrzty i małżeństwa. Osobiście udzielał wsparcia ofiarom prześladowań, wynajmując dla nich adwokatów i prowadząc długotrwałe batalie sądowe w ich obronie. Oto garść przykładów:

Dzięki zaangażowaniu Voltaire'a, los tych i wielu innych ofiar religi­jnych prześladowań stał się przedmiotem uwagi światłych ludzi w całej Europie. Ten czołowy myśliciel oświecenia występował także przeciwko krzywdom, które nie miały bezpośredniego związku z religią. W wyniku jego krytyki Francja zrezygnowała ze stosowania tortur i okaleczenia skazańców. Jego działalność pokazała wielu bratnim duszom na całym świecie, w jaki sposób należy walczyć o prawa człowieka.

Idee oświecenia trafiły na podatny grunt w nowej demokracji, która w tym okresie rodziła się w Ameryce. Jeden z jej ojców, Thomas Jefferson, wybitny prawnik i uczony, posiadał rozległą wiedzę na temat mordów i innych okrucieństw religijnych w Starym Świecie i zaprojektował mechanizmy zabezpieczające przed ich wystąpieniem w Stanach Zjednoczonych. W nowej demokracji państwo i kościół miały być od siebie oddzielone, tak by kościół nie mógł się wtrącać do spraw państwa i vice versa. Jefferson był dumny ze swojej ustawy o wolności religijnej, którą przygotował dla stanu Wirginia - jej pierwsze słowa kazał wyryć na swoim nagrobku:

Nikt nie może być zmuszony do uczestnictwa lub poparcia dla żadnej religii, miejsca kultu lub głoszącego ją duchowieństwa.

Inny wybitny pisarz polityczny i działacz okresu oświecenia, Thomas Paine, w swoich późnych latach, podczas pobytu w Anglii i Francji, również wydał wojnę prześladowaniom na tle religijnym. W swoim Wieku Rozumu potępił chrześcijaństwo jako system przesądów, który rodzi fanatyzm i despotyzm. Gdy jego książkę zaczęto sprzedawać w Anglii, kilku księgarzy oskarżono o bluźnierstwo i uwięziono.

Z upływem lat, krok po kroku, działalność i poglądy głoszone przez ludzi oświecenia zaczęły przynosić owoce. Wiara religijna stała się zbyt płytka, by mogła utrzymać się społeczna akceptacja dla tortur lub kary śmierci przez spalenie na stosie wymierzanej tylko ze względu na różnice religijne. Nadszedł kres morderstw religijnych w Zachodniej Europie.

Jednak w niektórych innych częściach świata mordy i inne okru­cieństwa na tle religijnym trwają po dziś dzień.

Powstanie Sipajów

Złowieszcza potęga przesądów religijnych ujawniła się z całą mocą w Indiach w roku 1857. W wyniku jednoczesnego na­ruszenia hinduskich i muzułmańskich zakazów religijnych doszło tam do powstania, które kosztowało życie tysiące ludzi.

Brytyjska Kompania Wschodnich Indii, de facto sprawująca wła­dzę w kolonii i ciągnąca z niej olbrzymie zyski, zakupiła dla swoich najemników, zwanych sipajami, nowe karabiny. Używano do nich papierowych nabojów, które należało nagryźć przed załadowaniem. Pech chciał, że naboje byty nasycone tłuszczem zwierzęcym, co obrażało uczucia religijne hindusów, którzy nie godzili się na wykorzystanie tłuszczu krów, i muzułmanów, którzy obawiali się, że uży­to tłuszczu ze świń - zwierząt uznawanych w islamie za nieczyste.

Powstanie rozpoczęto się w mieście Merath, gdy osiemdziesięciu pięciu sipajów odmówiło używania nowych nabojów. Brytyjscy oficerowie kazali ich zakuć w łańcuchy i skazali na dziesięć lat pobytu w obozie pracy. Kilka dni później hinduscy żołnierze garnizonu wpadli w szał. Uwolnili swoich towarzyszy i podpalili obóz.

Grupa sipajów ruszyła na stolicę kraju, Delhi, gdzie dokonali rze­zi europejskich mieszkańców miasta. Dalej powstanie szerzyło się wzdłuż doliny Gangesu. W mieście Kanpur oblężeni i wygłodzeni żołnierze brytyjscy poddali się powstańcom, gdy uzyskali od nich gwarancje bezpieczeństwa dla siebie i swoich rodzin. Jeńców od­prowadzono do samej rzeki Ganges, gdzie wszyscy zostali zamor­dowani. Niektóre kobiety trzymano w niewoli przez kilka dni, po czym zabito je nożami. W mieście Lucknow niewielki oddział żołnie­rzy brytyjskich przy wsparciu kilku lojalnych sipajów bronił się przez pięć miesięcy, do czasu gdy nadciągnęły posiłki.

Szczęśliwie dla Brytyjczyków, sikhowie z Pendżabu, którzy w tym samym stopniu nienawidzili muzułmanów, co hindusów, pozostali lojalni, czym w znacznej mierze przyczynili się do stłumienia buntu. Sposób, w jaki rozprawiono się z uczestnikami buntu, był równie krwawy jak okrucieństwa popełnione przez samych sipajów.

Nikt oczywiście nie twierdzi, że tłuszcz, którym smarowano nabo­je, był jedyną przyczyną powstania sipajów. Wielu Hindusów żywiło nienawiść do brytyjskiego imperium, które okupowało ich kraj. Sprzeciw budziły także brytyjskie próby ingerencji w lokalną kultu­rę: zakaz praktykowania sati i dzieciobójstwa czy zezwolenie wdo­wom na ponowne zawarcie małżeństwa. Do wzrostu napięć przy­czyniło się nadto rozpowszechnienie chrześcijańskiej działalności misyjnej. Tłuszcz zwierzęcy na nabojach karabinowych był tylko Iskrą, która wyzwoliła wybuch od dawna gromadzącej się nienawi­ści i zdawał się usprawiedliwiać okrucieństwa popełniane na tych, którzy nie okazywali należytego szacunku dla lokalnych bogów.

Po tych dramatycznych wydarzeniach parlament brytyjski rozwią­zał Kompanię Wschodnich Indii i ustanowił bezpośredni nadzór królewskiego rządu nad kolonią.

Bahaici

Bahaizm to najmłodsza ze światowych religii - powstała zale­dwie półtora wieku temu. Jej wyznawcy od pierwszych dni cierpieli najokrutniejsze prześladowania z rąk muzułmanów. Bahaizm wywodzi się z nurtu w islamie szyickim, określanego ja­ko „szyizm dwunastu imamów", który - jak sama nazwa wskazuje -uznaje dwunastego, tzw. „ukrytego" imama, Muhammada al-Mahdiego, który uważany jest za axis mundi - niewidocznego władcę wszechświata. Przed końcem czasu dwunasty imam ma powrócić na ziemię, przynosząc równość i sprawiedliwość i wypełniając świat pokojem.

W roku 1844 pewien świątobliwy człowiek imieniem Ali Moham­mad przyjął imię Bab, co w języku perskim oznacza „bramę". Przez tę „bramę" dwunasty imam miał kontaktować się z ludźmi. Moham­mad zgromadził wokół siebie zwolenników, których nazywano babistami. Była wśród nich między innymi młoda poetka, która domaga­ła się uwolnienia muzułmańskich kobiet z poddaństwa.

Duchowieństwo i islamski rząd Persji dążyły do likwidacji nowego ruchu religijnego. Nastąpiły prześladowania. Bab trafił na wiele lat do więzienia, a w końcu, w roku 1850, został rozstrzelany. Jego zwo­lennicy gwałtownie zaprotestowali, a rząd nasilił wobec nich repre­sje. W roku 1852 dwóch babistów próbowało zabić szacha, co wy­wołało krwawy odwet. Sity rządowe dokonały masakry ok. 20 tysię­cy babistów, zabijając między innymi feministyczną poetkę. Ulice Teheranu spłynęły krwią.

Ocaleni z pogromu przywódcy babistów i ich rodziny zmuszeni byli do opuszczenia Persji. Trafili najpierw do Bagdadu, potem do Konstantynopola, a następnie do Adrianopola w Turcji. Jeden z przywódców tego ruchu religijnego imieniem Bahaullah ogłosił po­wstanie nowej religii i nadał sobie tytuł świętego posłańca. Jeden z jego kuzynów ubiegał się o ten samym zaszczyt, w wyniku czego w grupie nastąpił rozłam. Władze tureckie umieściły zwolenników Bahaullaha w więzieniu w Akrze. Druga grupa, której przewodził kuzyn Bahaullaha, została zesłana na Cypr.

Z miejsca uwięzienia Bahaullah pisał liczne listy do rosnącego grona wyznawców bahaizmu. Potępiał w nich między innymi stoso­wanie przemocy. Gdy twórca nowej religii zmarł w roku 1892, jego dwaj synowie podjęli spór o duchową sukcesję. Przywódcy bahaitów zostali zwolnieni po pięćdziesięciu latach pobytu w więzieniu, w roku 1908, dzięki tzw. Rewolucji Młodoturków.

W tym samym czasie bahaici perscy na wolności cierpieli bardziej niż ich uwięzieni przywódcy. Szyiccy mułłowie oskarżali ich o here­zję i czary. Od czasu do czasu byli także nękani przez grupy agre­sywnych fundamentalistów islamskich. W roku 1896 oskarżono ich o zamordowanie szacha, choć w rzeczywistości padł on ofiarą za­machu z rąk terrorystów islamskich. Odtąd bahaitów skazywano na śmierć za prozelityzm. W roku 1987 w Egipcie czterdziestu ośmiu zwolenników nauki Bahaullaha skazano na karę więzienia za prak­tykowanie ich religii.

Do kolejnej masakry bahaitów doszło w Iranie w latach osiemdzie­siątych, po przejęciu władzy przez fundamentalistycznych szyitów. Bahaicka „herezja" została wówczas wyjęta spod prawa. Werdykt ogłoszony przez naczelnego sędziego religijnego Iranu brzmiał:

Naród Iranu postanowi! powołać rząd Boga na ziemi. Dlatego nie możemy tolerować zdeprawowanych bahaitów, którzy są uczniami szatana i narzędziem w ręku supermocarstw... Wszyscy bahaici mu­szą odrzucić i potępić swoje heretyckie wyznanie.

W następnych latach członkowie tej liczącej sobie około trzystu tysięcy osób grupy wyznaniowej byli mordowani, torturowani, zamy­kani w więzieniach i zmuszani do porzucenia swojej wiary. Wielu pa­dło ofiarą linczu. Wyrzucano ich z pracy, szkół i z domów rodzin­nych. Odbierano im renty. Około dwustu bahaitów, w tym kobiety i dzieci, którzy odmówili nawrócenia się na islam, zostało straconych. Mordowano nawet uczennice szkół średnich. W niektórych przypad­kach rodzinom skazańców oddawano ich ciała, jednak pod warun­kiem pokrycia kosztów egzekucji. W wyniku masowych prześlado­wań Iran opuściło około czterdziestu tysięcy osób.

W roku 1985 ponad stu członków Kongresu Stanów Zjednoczonych podpisało rezolucję potępiającą władze Iranu za bezwzględne repre­sje i akty okrucieństwa wobec bahaitów. Szef wydziału praw człowie­ka Departamentu Stanu określił religijny fanatyzm w Iranie jako po­wrót do myślenia w kategoriach średniowiecznego despotyzmu.

Pogromy w Rosji

Stulecie po stuleciu, kraj po kraju, Żydzi byli mordowani i prze­śladowani przez chrześcijan w całej Europie. W wieku XIX przyszła kolej na Rosję.

Rosyjscy carowie zagrożeni wzrostem nastrojów rewolucyjnych wśród robotników i chłopów próbowali odwrócić uwagę ludu od prawdziwych przyczyn niezadowolenia, pomagając grupom pra­wosławnych antysemitów rozbudzić nienawiść do Żydów. Miały miejsce trzy fale pogromów: w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, w pierwszych latach nowego stulecia i podczas rewolucji bolszewickiej.

Do pierwszego pogromu doszło w roku 1881 po zamordowaniu li­beralnego cara Aleksandra II Romanowa przez członków Narodnoj Woli. Wśród sześciu nihilistów skazanych na śmierć za udział w za­machu znalazła się pewna młoda Żydówka, co ułatwiło wzbudzenie antysemickich nastrojów. Ogarnięty żądzą zemsty motłoch wdzierał się do osiedli żydowskich, łupiąc i bijąc mieszkańców - przypadki morderstw były jednak rzadkością. Przyjęto surowe prawo antyży­dowskie. Z Moskwy wygnano wówczas 35 tysięcy Żydów.

W roku 1903, w przededniu pierwszego wybuchu rewolucyjnego w Rosji, rząd tego kraju, blisko związany z hierarchią kościoła prawosławnego, umocnił antysemickie nastroje, przypisując wzrost napięcia w kraju „żydowskim machinacjom". Wiece i marsze protestacyjne określano mianem „żydowskich demonstracji", co mia­ło na celu odwiedzenie prawosławnej ludności od zamiaru przyłą­czenia się do rozruchów. Rozpoczęty się napady na żydowskie dzielnice - tym razem jednak ich sprawcy nie ograniczali się do bi­cia i kradzieży. Trzystu Żydów zabito w Odessie, stu dwudziestu w Jekaterinosławiu, wielu innych w setkach innych wiosek i miaste­czek. W późniejszych latach stwierdzono, że ulotki wzywające do udziału w pogromach były drukowane na maszynach należących do tajnej policji carskiej.

Podczas rewolucji bolszewickiej pogromy stały się tak liczne i tak krwawe, że bez żadnej przesady można je określić jako ludobójstwo. Kilku masakr dopuściła się Armia Czerwona pod hasłem „bij Żydów i burżujów", jednak większość była dziełem antykomuni­stycznych „białych" i wojsk ukraińskich, które wymordowały tysiące Żydów we wsiach i w miasteczkach znajdujących się na drodze ich przemarszu. Ogółem zaatakowano pięćset trzydzieści miast i osie­dli żydowskich i wymordowano około 60 tysięcy ich mieszkańców.

Na pierwszy rzut oka antyżydowskie pogromy nie miały charakte­ru religijnego. Czy jednak byłyby możliwe, gdyby nie wyznaniowe podziały w społeczeństwie rosyjskim? Religią zdecydowanej więk­szości Rosjan było prawosławie. Żydzi traktowani byli nieufnie, jako obcy - w sensie religijnym i kulturowym. Czyniło ich to naturalnym celem ataków ze strony sfrustrowanej większości.

Armenia

Przyczyny konfliktów między jednostkami i całymi społeczno­ściami są na ogół bardzo złożone. Większość wojen, domo­wych i międzynarodowych, wynika z napięć na tle religijnym, politycznym, narodowościowym, rasowym lub etnicznym. Nie ina­czej było z jedną z największych tragedii w historii ludzkości, do której doszło podczas pierwszej wojny światowej w Armenii. W wy­niku konfliktu między dwiema dominującymi w tym regionie religia­mi życie straciło około miliona chrześcijan i muzułmanów.

Armenia, niewielki kraj położony na Zakaukaziu, była i jest po dziś dzień chrześcijańską enklawą w świecie islamu. Kraj od XIV wieku wchodził w skład zdominowanego przez islam imperium otomańskiego, stąd obecność na jego obszarze mniejszości muzułmań­skiej. Spory i konflikty między głównymi grupami wyznaniowymi nie były rzadkością. Często wtrącała się w nie Rosja, udzielając pomo­cy stronie chrześcijańskiej. Jedna z rosyjskich interwencji doprowa­dziła w roku 1854 do wybuchu wojny krymskiej. Car Mikołaj I ogło­sił wówczas, że Rosja będzie obrońcą chrześcijan i miejsc świętych na obszarze imperium otomańskiego, na co sułtan turecki odpowie­dział wypowiedzeniem wojny.

W drugiej połowie XIX wieku nasiliła się działalność misjonarzy protestanckich w Armenii. Wkrótce okazało się, że przynosi ona znakomite rezultaty. Rosła liczba nawróceń na protestantyzm, co stało się źródłem napięć z zakorzenionymi w tym regionie kościoła­mi: prawosławnym i katolickim. Jednym ze skutków tego ożywienia religijnego było powstanie masowego ruchu na rzecz stworzenia niepodległej, chrześcijańskiej Armenii. W latach dziewięćdziesią­tych XIX wieku doszło na tym tle do rozruchów, które wkrótce zamie­niły się w masakry; te zaś przekształciły się w konflikt zbrojny. Jak się szacuje, w ostatniej dekadzie XIX w. w wojnie o niepodległość zginęło około 200 tysięcy Ormian, a dalsze 20 tysięcy - w roku 1909.

Jeszcze więcej ofiar przyniosły rzezie z roku 1915, gdy Turcja przystąpiła do pierwszej wojny światowej po stronie Niemiec. Ormiańscy chrześcijanie, przy wsparciu Rosji, wystąpili wówczas


przeciwko Turcji, masakrując muzułmańską ludność kraju. Na przy­kład w mieście Wan w dzisiejszej wschodniej Turcji zamordowano 30 tysięcy muzułmanów i spalono islamską dzielnicę. Rząd turecki skierował przeciw Ormianom regularne wojska, które zmusiły lud­ność wielu miast i wsi do opuszczenia rodzinnych stron. Konflikt przyniósł tragiczne żniwo. Życie straciło wówczas dziesiątki tysięcy ludzi. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej wzajemne mordy między chrześcijanami i muzułmanami trwały dalej, aż do roku 1920, gdy w Armenii proklamowano republikę sowiecką.

Od tamtych czasów uchodźcy ormiańscy w wielu krajach świata protestowali przeciwko eksterminacji swego narodu przez Turków. Po dziś dzień ormiańscy terroryści dokonują zamachów na przed­stawicieli władz tureckich.

Część historyków twierdzi jednak, że w wojnie w Armenii zginęło więcej muzułmanów niż chrześcijan. Doktor Justin McCarthy z uniwersytetu z Louisville szacuje na przykład, że w latach 1915-1920 w Armenii zginęło około 600 tysięcy Ormian i 2,5 miliona muzułmanów. W roku 1985, gdy Izba Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych przyjęła rezolucję potępiającą zagładę Ormian, Doktor McCarthy i sześćdziesięciu ośmiu innych uczonych wykupi­ło w New York Timesie ogłoszenie, w którym upomnieli członków kongresu:

...Co zaś do zarzutu ludobójstwa, trzeba podkreślić, że właściwa ocena tych tragicznych wydarzeń musi uwzględniać cierpienia lud­ności muzułmańskiej. Dowody wskazują, że w Armenii mieliśmy wówczas do czynienia z rodzajem wojny domowej toczonej pomię­dzy dwiema społecznościami: ludnością cywilną wyznania muzuł­mańskiego i chrześcijańskiego, podobnie jak to niedawno miało miejsce w Libanie. Liczba ofiar konfliktu, zarówno po stronie chrze­ścijańskiej, jak i muzułmańskiej, była ogromna.

Walki na tle religijnym w Armenii nie ustały nawet w okresie wła­dzy sowieckiej. W roku 1988 rozruchy pomiędzy ormiańskimi chrześcijanami i ich szyickimi sąsiadami z Azerbejdżanu kosztowały ży­cie ponad sto osób i zmusiły sowieckie władze do wysłania w region walk oddziałów regularnego wojska. Konflikt trwał jedenaście mie­sięcy i zakończył się dopiero po tragicznym trzęsieniu ziemi, które nawiedziło Armenię w grudniu 1988 roku.

Holokaust

Na ogół uważa się, że najbardziej monstrualna rzeź w ludz­kich dziejach - nazistowski Holokaust - nie miała nic wspól­nego z religią. Prawda jednak jest całkiem inna. Religia chrześcijańska i głoszące ją kościoły przez wiele stuleci wskazywa­ły na tych, którzy mieli być przedmiotem pogardy: na Żydów, „mor­derców Chrystusa", „wrogów Pana Boga", owo „żmijowe plemię". W ciągu tysiąca lat religijnych mordów i prześladowań - gdy krzyżow­cy masakrowali niewiernych, gdy inkwizytorzy ścigali odstępców, a zabobonny motłoch szukał pomsty za rzekome ofiary rytualnych mordów, bezczeszczenie hostii i zatruwanie studni - zawsze obwi­niano, potępiano i mordowano Żydów.

Gdy kolejni papieże nakazywali im noszenie oznak hańby, gdy za­mykano ich w gettach lub wypędzano z rodzinnych krajów, dobrzy chrześcijanie otrzymywali sygnał, że Żydzi to rasa pariasów, niegod­nych tego, by żyć wśród przyzwoitych ludzi.

Misteria pasyjne, w których Żydzi przedstawiani byli jako okrutnicy szydzący z Chrystusa i malowidła, na których dokonywali ohyd­nych mordów rytualnych, podsycały nienawiść do tych, których ko­ściół nazywał „perfidnymi Żydami".

W konsekwencji, gdy Adolf Hitler zrozumiał, że dla pozyskania po­parcia większości i przejęcia władzy potrzebny mu będzie kozioł ofiarny, nie miał żadnych wątpliwości, kto najlepiej nadaje się do tej roli. Po prostu sięgnął do tradycji ukształtowanej przez kościół kato­licki. To dzięki niej chrześcijańskie społeczeństwo w Niemczech i in­nych krajach europejskich tak łatwo poddało się hitlerowskiej pro­pagandzie podsycającej nienawiść do wyznawców religii mojżeszo­wej.

„Jest rzeczą oczywistą, że Holokaust był gorzkim owocem tysiąca lat chrześcijańskiego antysemityzmu" - stwierdził dr Franklin Littell, dziekan wydziału religioznawstwa uniwersytetu Tempie w Filadelfii. Littell wezwał do prowadzenia badań, dzięki którym ludzie uczciwi mogliby się dowiedzieć, jakie błędy popełniło chrześcijaństwo i ja­kie były ich przyczyny.

Redaktor naczelny New York Timesa, A.M. Rosenthal zapytał reto­rycznie, jak to możliwe, że współcześni wykształceni ludzie mogli dopuścić do Holokaustu. „W imię Boga" - odpowiedział sam sobie. „Holokaust nie byłby możliwy, gdyby imienia Boga nie używano przez stulecia do krzewienia nienawiści do obcych - do Żydów.

Podobną myśl wyraził Clark Williamson z Chrześcijańskiego Se­minarium Teologicznego w Indianopolis: Długie wieki nienawiści chrześcijan do Żydów stworzyły klimat, w którym Holokaust byt w ogóle możliwy. Hitlerowskie ludobójstwo, mimo pewnej specyfiki, było po prostu uwieńczeniem wielowiekowej chrześcijańskiej trady­cji prześladowań Żydów. Holokaust pokazał, jak demoniczne i po­tężne siły drzemią w tej nienawiści.

Chrześcijański antysemityzm przysłużył się nazistom na kilka spo­sobów: po pierwsze spowodował, że to Żydów wybrano do roli ko­złów ofiarnych; po drugie pozwolił nazistom realizować swój plan eksterminacji praktycznie bez sprzeciwu ze strony społeczeństwa, a po trzecie dawał chrześcijanom pretekst do usprawiedliwiania współpracy z nazistami.

Teolog Richard Rubenstein zauważył, że: Faszyści nie wymyślili nowego chłopca do bicia. Nie wymyślili nic nowego. Byli po prostu kontynuatorami liczącej blisko 2 tysiące lat tradycji. Przyczyn po­wstania obozów śmierci należy szukać w mitologicznej strukturze chrześcijaństwa. Mity na temat demonicznej roli Żydów istniały w chrześcijaństwie od samych jego narodzin.

Tę samą myśl wyraził jezuicki teolog, były ksiądz, Peter de Rosa: Haniebna nauka katolicka przygotowała grunt pod hitleryzm i tak zwane ostateczne rozwiązanie. Kościół katolicki w ciągu wielu stule­ci swego istnienia opublikował ponad sto antysemickich dokumen­tów. W ani jednym dekrecie synodalnym lub soborowym, w ani jed­nej encyklice lub bulli papieskiej, w ani jednym liście pasterskim nie znalazła się wzmianka sugerująca, iż ewangeliczne przykazanie „ko­chaj bliźniego swego jak siebie samego" odnosi się także do Żydów.

W swojej książce Vicars of Christ ów były jezuita napisał: Żydów przepędzano z jednego kraju do drugiego. Jeden z papieży dał im miesiąc czasu na opuszczenie domów rodzinnych, wskazując jed­nocześnie dwa konkretne miejsca, gdzie wolno im się było osiedlić. Podczas wypraw krzyżowych tysiące Żydów zamordowano z miło­ści do Chrystusa. Żyda, który w Wielki Piątek wystawił nos poza drzwi własnego domu, można było uznać za samobójcę, choć główny bohater Ewangelii, ten który zginął na krzyżu, również miał żydowski nos. Nie podobna zaprzeczyć, że istnieje bliski związek między papie­skim nauczaniem, pogromami, komorami gazowymi i krematoriami w nazistowskich obozach śmierci.

Badacze Paul Grosser i Edwin Halperin stwierdzili: Nawet jeśli hi­tlerowskie prześladowania żydów nie były chrześcijańskie w tym samym stopniu, co pogromy i masakry z przeszłości, to z pewnością istnieje między nimi bliska więź historyczna.

...Do naszych czasów, gdy religijne motywy działania stały się zbyt słabe, by móc usprawiedliwić prześladowania i pogromy, antysemickie przesądy tak głęboko zakorzeniły się w świadomości spo­łecznej, że zaczęty żyć własnym życiem. W konsekwencji Żydzi stali się główną ofiarą ludzkiej skłonności do szykanowania bliźnich i obrzucania ich oszczerstwami".

Historyk Dagobert Runes (którego matkę zamordowali naziści) obwinia chrześcijaństwo za Holokaust z gniewem typowym dla pro­roków Starego Testamentu: Wszystko to, co Hitler uczynił Żydom, te wszystkie przerażające, niewypowiedziane okrucieństwa, kościoły chrześcijańskie uczyniły po tysiąckroć swoim ofiarom w przeszłości. Zamykanie Żydów w gettach', obowiązkowe naszywanie gwiazdy Dawida, palenie żydowskich książek, a w końcu także palenie ludzi - tego wszystkiego Hitler nauczy! się od kościoła katolickiego, z tym tylko, że kościół nakazywał palenie żydowskich kobiet i dzieci żyw­cem, podczas gdy Hitler zapewniał im szybszą śmierć, dusząc ich najpierw gazem.
Ludzie kościoła, księża czy biskupi, nie mówią nam, kogo mamy zabić; mówią nam tylko, kogo mamy nienawidzić. Już chrześcijań­skie dzieci dowiadują się, że to Żydzi zamordowali syna Bożego i że to Bóg-ojciec ukarał ich, oddając ich święte miasto na pastwę pło­mieni i nakazując im żyć w rozproszeniu, bez własnej ojczyzny. Bóg przeklął żydowskie plemię po wsze czasy.
Niektórzy chcą wierzyć, że te barbarzyństwa miały miejsce tylko w tzw. ciemnych wiekach, jakby to cokolwiek wyjaśniało. To niepraw­da. Gdy George Washington był prezydentem Stanów Zjednoczo­nych, w sąsiednim Meksyku Żydów palono na rożnach. Antysemi­tyzm is
tnieje wszędzie tam, gdzie stoją chrześcijańskie kościoły.

Indie

W języku hindi - od roku 1950 ogólnopaństwowym języku Indii - istnieje słowo dharmiklarai oznaczające „przemoc na tle religijnym". Podobne słowa występują także w in­nych językach subkontynentu. To nie przypadek - język, jakim mówimy, jest rodzajem sita, w którym osadza się doświadczenie po­koleń, a Indie były i są po dziś dzień krajem przeklętym, w którym od stuleci panuje nienawiść pomiędzy hinduistami, muzułmanami i sikhami.

W epoce kolonialnej niechęć do brytyjskiego okupanta i wprowa­dzanych przezeń zakazów uprawiania okrutnych praktyk i zwycza­jów religijnych sprawiła, że wzajemna wrogość między przedstawi­cielami lokalnych wyznań przejściowo osłabła. Za ironię losu trzeba przy tym uznać takt, iż jeden z największych pacyfistów w dziejach, Mahatma Gandhi, przyczyniając się do wyzwolenia Indii z rąk brytyj­skich kolonistów, doprowadził do wzrostu napięć religijnych i fali morderstw na tym tle.

W latach trzydziestych, gdy Gandhi uzyskał pewne koncesje od władz kolonialnych, muzułmanie uznali, że porozumienie z Brytyjczykami jest dla nich niekorzystne i zażądali daleko idących przywi­lejów. Wybuchł spór, a następnie zamieszki, w których zginęło wie­lu wyznawców obu religii.

Po drugiej wojnie światowej, gdy Brytyjczycy szykowali się do opuszczenia Indii, wybuchły kolejne konflikty, tym razem na tle udziału hindusów i muzułmanów w przyszłym rządzie nowego pań­stwa. Rozruchy przyjęły masową skalę, a kraj znalazł się na progu anarchii. Dla wszystkich stało się jasne, że po odejściu Anglików In­die pogrążą się w krwawej wojnie domowej. Żeby uniknąć rzezi, w roku 1947 utworzono dwa państwa: Indie dla hindusów i Pakistan dla muzułmanów. Już wkrótce okazało się, że podział kraju nie za­pobiegł katastrofie.

Hindusi zamieszkujący tereny, które przypadły Pakistanowi, rozpo­częli masowy exodus do Indii, a muzułmanie w Indiach ruszyli na emi­grację do Pakistanu. Tylko we wrześniu 1947 roku granicę pomiędzy tymi krajami przekroczyło ponad 4 miliony emigrantów. Nienawiść między członkami obu wędrujących w przeciwnych kierunkach grup religijnych doprowadziła do wielu konfliktów i masakr. Dharmiklarai (przemoc religijna) wybuchła w wielu miastach, niosąc śmierć i zni­szczenie. W prowincjach Kaszmir i Gudźarat wybuchł konflikt zbrojny. Jak się szacuje, podziału kraju spowodował śmierć około miliona lu­dzi. Życie stracił także Gandhi zamordowany przez hinduskiego fana­tyka, którego zdaniem Mahatma okazał się zbyt pro-muzułmański.

Od tamtych czasów Indie nawiedzają kolejne fale masakr i prześla­dowań na tle religijnym. Drobne zatargi powodują wybuchy nienawi­ści i żądzy mordu. W roku 1980 dwieście osób zabito w mieście Muradabad w stanie Uttar Pradeś, tylko dlatego, że wałęsająca się po okolicy świnia wkroczyła na teren, który miejscowi muzułmanie uwa­żali za święty. Wyznawcy Allaha oskarżyli hindusów o celowe zwa­bienie „nieczystego zwierzęcia" w to miejsce i wszczęli zamieszki.

W roku 1983 w północno-wschodniej części prowincji Assam, w wal­kach między hindusami i muzułmanami zginęło ponad 2 tysiące osób.

W roku 1984 w pobliżu Bombaju jeden z hinduskich przywódców wygłosił anty-islamskie przemówienie. W odwecie muzułmanie zawie­sili parę brudnych sandałów na jego portrecie, co hindusi uznali za obrazę ich uczuć religijnych. Wkrótce na ulice miasta wyległy tłumy wzburzonych muzułmanów i hindusów, uzbrojonych w noże, karabiny, dzidy i bomby zapalające. Walki i podpalenia trwały tydzień, a ich żni­wo to dwustu szesnastu zabitych, siedmiuset pięćdziesięciu sześciu rannych, 13 tysięcy bezdomnych i ponad 4 tysiące aresztowanych.

W roku 1989 członków muzułmańskiej procesji wędrujących przez miasto Indaur w środkowych Indiach, w stanie Madhja Pradeś, prze­straszył odgłos pobliskiej eksplozji. Zagniewani muzułmanie zaata­kowali mieszkających w okolicy hindusów, wszczynając zażartą bi­twę przy użyciu broni palnej, kamieni i pałek. Podpalano sklepy i sa­mochody. Zginęło co najmniej 15 osób, a obrażenia odniosło dal­szych siedemdziesiąt pięć. W tym samym roku w mieście Ajodhja w północnych Indiach, w stanie Uttar Pradeś, doszło do walk i


wzajemnych mordów na tle sporu o prawo do działki budowlanej. Hindusi chcieli zbudować świątynię w miejscu, w którym według mi­tu miał się urodzić Rama, legendarny król Ajodhji uważany za wcie­lenie boga Wisznu. Jednak w upatrzonym miejscu stał już meczet, a muzułmanie odmówili jego usunięcia. Doszło do wzajemnych morderstw i innych okrucieństw. Włóczące się po okolicy bandy hin­dusów podpalały muzułmańskie domy.

W latach osiemdziesiątych najwięcej ofiar przyniosły podejmowa­ne przez sikhów starania na rzecz utworzenia na terytorium Pendżabu niepodległego, teokratycznego państwa - Khalistanu, „kraju czy­stych". Idea znalazła wielu zwolenników, którzy kierowali się nau­czaniem fundamentalistycznego kaznodziei, Jarnaila Bhindranwale, który głosił, że religijnym obowiązkiem każdego sikha jest wysłanie do piekła wszystkich przeciwników sikhizmu. Sikhowie podjęli kam­panię terroru, mordując setki bezbronnych hindusów, w tym kobiet i dzieci.

W roku 1984 grupa sikhijskich ekstremistów zabarykadowała się w Złotej Świątyni w Amritsarze, podczas gdy inni popełniali kolejne zamachy terrorystyczne w okolicy. Ówczesna premier Indira Gandhi wysłała do miasta wojsko, które miało opróżnić świątynię. W wal­kach zginęło ponad tysiąc osób po obu stronach konfliktu. W odwe­cie dwóch sikhijskich żołnierzy ze straży przybocznej pani premier dokonało na nią zamachu. Indirę Gandhi zamordowano pięćdziesię­cioma strzałami z broni palnej. Jej śmierć wywołała wybuch niena­wiści wśród hinduskiej większości. Doszło do masowych pogro­mów, w których w ciągu trzech kolejnych dni zamordowano 5 tysię­cy sikhów. Rozwścieczona tłuszcza wywlekała znienawidzonych in­nowierców z ich mieszkań, ze sklepów, autobusów i pociągów, ka­towała ich i zabijała. Niektórych oblewano naftą i podpalano. Sikhij­skich chłopców kastrowano.

Rzezie nie zakończyły sikhijskiego terroru. Fundamentaliści tego wyznania nadal podkładają bomby w samolotach Air India i mordu­ją bezbronnych hindusów. W okresie pierwszych pięciu miesięcy 1988 roku ekstremiści zabili 1168 hindusów, organizując zasadzki podczas świąt lub obrzędów weselnych. Terroryści sikhijscy ponow­nie zajęli Złotą Świątynię i zabili co najmniej trzystu umiarkowanych współwyznawców, którzy sprzeciwiali się mordom jako strategii re­alizacji marzenia o „kraju czystych".

Sudan

Sudan, ten największy kraj afrykański, po odejściu angielskich władz kolonialnych pogrążył się w morzu krwi przelanej w ko­lejnych wojnach i masakrach na tle religijnym.

Od lat dziewięćdziesiątych XIX wieku, gdy samozwańczy mahdi - „wie­dziony przez Boga" wezwał do świętej wojny przeciwko innowiercom, fak­tyczna władza w Sudanie przeszła w ręce władz brytyjskich, które skutecz­nie zapewniały pokój na terenie całego kondominium egipsko-brytyjskiego. Po odejściu Brytyjczyków i proklamowaniu niepodległości kraju w ro­ku 1956 na nowo ujawniły się zastarzałe konflikty pomiędzy muzułmański­mi Arabami z północy i chrześcijanami oraz animistami z południa.

Mieszkańcy południowej części kraju obawiali się, że zamieszku­jąca północ większość narzuci im islamskie prawo i system politycz­ny. Do pierwszych wystąpień przeciwko muzułmanom doszło w ro­ku 1955, jeszcze przed wycofaniem się wojsk brytyjskich. Z czasem incydenty przekształciły się w „świętą wojnę", która trwała przez sie­demnaście lat, doprowadzając do śmierci około 500 tysięcy osób wśród ludności cywilnej i pozostawiając następne 750 tysięcy bez dachu nad głową. Zawieszenie broni nastąpiło dopiero w roku 1972.

Nie minęło nawet dziesięć lat, gdy wojna wybuchła od nowa. Jej głów­ną przyczyną było wprowadzenie przez prezydenta Dżaafara Muhammada an-Nimajriego surowego prawa koranicznego, na mocy którego złodziejom ucinano stopy i dłonie, kochanków bez ślubu kamienowano, a sprawców nawet najdrobniejszych wykroczeń poddawano chłoście.

W okresie następnych osiemnastu miesięcy czterystu złodziei zo­stało pozbawionych dłoni i stóp. Okaleczeni ludzie żebrali na uli­cach miast. Wybuchły międzynarodowe protesty. Amerykański De­partament Stanu wydał oświadczenie stwierdzające, że narzucenie prawa koranicznego ludności chrześcijańskiej stanowi naruszenie praw człowieka oraz że amputacje powinny być uznane za okrutną karę zakazaną przez prawo międzynarodowe.

Protestowali nawet niektórzy muzułmanie. Mahmoud Mohammed Taha, przywódca sekty „Braci Republikańskich" wezwał do zniesie­nia szariatu. W roku 1985 skazano go za herezję i powieszono publicznie w obecności skandującego tłumu 2 tysięcy fanatyków. Sek­ta, której przewodził, została zdelegalizowana.

Władze starały się, by egzekucje wykonywano w jak najbardziej wi­dowiskowy sposób. Zamieszczane w gazetach ogłoszenia o zbliżają­cych się „dniach amputacji" ściągały do chartumskich więzień tłumy pobożnych muzułmanów. Publiczność skandowała religijne hasła, a pomocnicy katów wymachiwali z dumą odciętymi dłońmi i stopami.

Posiadanie napojów alkoholowych było karane publiczną chłostą. Karze tej poddano między innymi pewnego katolickiego księdza, przy którym znaleziono butelkę mszalnego wina.

Patrole policji religijnej ze szczególną czujnością poszukiwały nieślub­nych par podejmujących współżycie seksualne. Małżonkowie nie roz­stawali się z dokumentami potwierdzającymi zawarcie ślubu, bo w wie­lu przypadkach tylko w ten sposób można było uniknąć aresztowania. Mężczyźni podróżujący ze swoimi nastoletnimi córkami w obawie przed oskarżeniem o cudzołóstwo nosili przy sobie ich świadectwa urodzenia.

Wprowadzenie szariatu wywołało gwałtowny sprzeciw chrześcijan i animistów z południa kraju. W wyniku konfliktu życie straciło tysią­ce zwykłych ludzi. Chrześcijańscy rebelianci często napadali na wioski, rabując znalezioną żywność i skazując mieszkańców na śmierć głodową. Te same wioski były łupione przez wojska rządo­we, które następnie puszczały je z dymem.

W roku 1985 Nimajri stracił władzę po udanym zamachu stanu, a je­go miejsce zajął prawnuk historycznego mahdiego, Sadiq al-Mahdi. Nowy Mahdi zapowiedział zniesienie prawa koranicznego, lecz musiał porzucić ten zamiar z powodu ostrego sprzeciwu islamistów w rządzie.

Wojna domowa zaostrzyła się. W roku 1988 Mahdi polecił pracow­nikom międzynarodowych agencji pomocowych zaprzestanie do­starczania żywności i lekarstw do pustoszonych przez wojnę wiosek południa. Jak się szacuje, tylko w roku 1988 w południowym Suda­nie zmarło z głodu 250 tysięcy ludzi.

W roku 1989 Mahdiego obalono i wtrącono do więzienia razem z innymi członkami gabinetu. Nowy przywódca, Omar al-Baszir, rów­nież obiecał zniesienie szariatu i zaapelował o zakończenie walk.

Według szacunków z roku 2001, trwająca od 1983 roku po dziś dzień wojna domowa w Sudanie kosztowała życie blisko dwa milio­ny mieszkańców tego kraju, a kolejne cztery miliony zmuszone by­ły opuścić dotychczasowe miejsce zamieszkania.

Irlandia Północna (Ulster)

Zabójcza mieszanka religii, polityki i nacjonalizmu uczyniła Ir­landię Północną jednym z najbardziej przepojonych nienawi­ścią krajów świata.

W tym kraju katoliccy i protestanccy terroryści bezustannie mor­dują się wzajemnie, zabijają żołnierzy sił pokojowych i zwykłych lu­dzi, którzy znajdą się na ich drodze lub po prostu zbyt głośno mówią, co myślą. Katolicy podejrzani o nielojalność wobec swoich współwyznawców karani są przez fanatycznych bojówkarzy po­strzałem w kolana.

Irlandia Północna jest miejscem, w którym katoliccy i protestanc­cy robotnicy mieszkają w ufortyfikowanych dzielnicach i boją się wejścia na terytorium wroga. Jedni i drudzy nie pozwalają swoim dzieciom oddalać się od domu. Sektory zamieszkałe przez wyznaw­ców obu wyznań oddzielają od siebie sześciometrowe „mury poko­ju" - dość wysokie, by schronić się przed kulami snajperów, zbyt ni­skie jednak, by zatrzymać kamienie i butelki z benzyną.

Jak to się stało, że w Ulsterze - jak określa się Irlandię Północną -życie płynie w cieniu mordów i wzajemnej nienawiści. Odpowiedzi na to pytanie szukać trzeba w dziejach tego kraju, a zwłaszcza w hi­storii konfliktów religijnych i politycznych, które wstrząsały „zieloną wyspą" w ciągu ostatnich czterystu lat.

Próby podporządkowania Irlandii przez Anglię sięgają czasów, gdy oba kraje zaliczały się do kręgu wyznania katolickiego. W wie­ku XVI, gdy Henryk VIII stworzył kościół anglikański, przyjął również tytuł króla Irlandii i próbował narzucić nowe wyznanie temu krajowi, inicjując w ten sposób religijny konflikt, który trwa nieprzerwanie do naszych czasów. Elżbieta I stłumiła katolickie powstanie i doprowa­dziła podbój Irlandii do końca.

Królem, który radykalnie zmienił sytuację w Ulsterze, był Jakub I. Monarcha ten nakazał konfiskatę majątków należących do katoli­ków i przekazał je protestantom z Anglii i Szkocji. Wypędzeni ze swoich dóbr katolicy głodowali wśród wzgórz, gdzie szukali schro­nienia. Niektórzy powracali do swoich dawnych włości, błagając nowych właścicieli o pracę w charakterze robotników rolnych. Z czasem utworzyli przepełnioną goryczą i nienawiścią mniejszość katolicką Ulsteru.

W całej Irlandii nieustające protesty katolików wywoływały odwe­towe działania władz brytyjskich. Należała do nich inwazja purytańskiej armii Cromwella. Osiemnastowieczny kodeks karny wyjął ka­tolicyzm spod prawa, a księży tego wyznania skazywano na banicję. Praktykujący w utajnieniu katolicy byli ścigani przez władze, nie­rzadko przy użyciu psów gończych. Wielu zapłaciło życiem za lojal­ność wobec kościoła rzymsko-katolickiego.

Katolicyzm ponownie zalegalizowano w XIX wieku, ale jego wy­znawcy musieli płacić podatki na rzecz kościoła anglikańskiego. Spowodowało to wybuch w roku 1831 tzw. „wojny o datki", w której obie strony dopuszczały się okrucieństw.

Walka o autonomię, a następnie o pełną niepodległość Irlandii trwała niemal nieprzerwanie aż po wiek dwudziesty, gdy w roku 1921 południowa część wyspy uzyskała status dominium, a później w latach 1937- 49 pełną niezależność od Wielkiej Brytanii. W nowym państwie katolicy stanowili 95 proc. mieszkańców. Protestanci w Ulsterze, obawiając się wchłonięcia przez żywioł katolicki, opowie­dzieli się za pozostaniem przy Wielkiej Brytanii.

W ten właśnie sposób ukształtowały się pełne wzajemnej nienawi­ści stosunki między katolikami i protestantami w Irlandii Północnej.

W latach pięćdziesiątych podziemna organizacja paramilitarna, znana jako Irlandzka Armia Republikańska, sięgnęła po terror jako sposób walki o zjednoczenie z republiką w południowej części wy­spy. W roku 1962 IRA odrzuciła zabójstwo jako metodę działań politycznych, jednak nadal sporadycznie dochodziło do aktów prze­mocy.

W latach 1968 i 1969 zaprotestowali katolicy, dyskryminowani w życiu gospodarczym prowincji. Protestanccy bojówkarze odpowie­dzieli ogniem karabinowym i bombami. Dokonali też wielu podpaleń katolickich barów i domów mieszkalnych. W odwecie fanatyczni „provos" z radykalnego, tzw. tymczasowego skrzydła IRA dokonali serii zabójstw politycznych. Na pomoc protestantom przybyły re­gularne oddziały wojsk brytyjskich. Barykady, posterunki wojskowe i zasieki z drutu kolczastego podzieliły wówczas Ulster na dwa wro­gie światy.

Rozlew krwi nie ustawał jednak. Nasilił się zwłaszcza w latach sie­demdziesiątych, by nieco zelżeć w następnej dekadzie. Na przykład w roku 1985, uważanym za nadzwyczaj spokojny, doszło do pięć­dziesięciu czterech zabójstw, stu czterdziestu ośmiu zamachów bombowych i dwustu trzydziestu siedmiu przypadków wymiany ognia. Rany odniosło dziewięćset szesnaście osób, trzydzieści je­den zostało postrzelonych w kolana, a pięćset dwadzieścia dwie oskarżono o udział w akcjach terrorystycznych. Skonfiskowano 3,3 tony materiałów wybuchowych i wiele sztuk broni palnej. A to wszy­stko w maleńkim kraju zamieszkałym przez półtora miliona ludzi.

Piekło w Ulsterze jest dziełem czterech znanych organizacji terro­rystycznych i kilku nieznanych. Na przykład w roku 1983 uzbrojony mężczyzna wdarł się do kościoła w Darkley i otworzył ogień z broni automatycznej do obecnych, zabijając trzy i raniąc dalszych siedem osób. Kilka dni później odpowiedzialność za atak przyjęła na siebie nieznana dotąd organizacja „Katolickie Sity Reagowania".

Nienawiść pomiędzy dwiema społecznościami trwa nadal. W rejo­nach przygranicznych, gdzie dzielnice protestanckie stykają się z katolickimi, policyjna i wojskowa obecność jest niezbędna dla po­wstrzymania ataków. Ściany budynków po obu stronach „murów pokoju" naznaczone są śladami pocisków.

Charakterystycznym przykładem protestanckiego ekstremizmu jest demagogiczny i kabotyński pastor lan Paisley, członek parla­mentu brytyjskiego i europejskiego, który utworzył swój własny ko­ściół, tzw. wolny kościół prezbiteriański, którego zadaniem jest wal­ka z katolicyzmem. Wielebny ów utrzymuje, że kościół rzymski nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem, a katolickie nabożeństwa nazywa bluźnierczymi. Szydzi także z celibatu i kultu wizerunków. Z drugiej strony irlandzcy katolicy nie zgadzają się, by ich dzieci cho­dziły do szkół, w których naukę pobierają również dzieci z rodzin protestanckich.

Próby uleczenia choroby wzajemnej nienawiści byty jak dotąd da­remne. Jeden z duchownych protestanckich, wielebny David Arm­strong złożył wizytę dobrej woli w pobliskiej kongregacji katolickiej.



Jego gest nie spotkał się jednak ze zrozumieniem współwyznaw­ców. Doszło do gwałtownych protestów w jego własnej kongregacji i pastora zmuszono do opuszczenia Irlandii. Niewielkie grupy kato­lików i protestantów utworzyły wspólną Partię Przymierza, chcąc osłabić wrogość pomiędzy dwiema grupami wyznaniowymi. Partia uzyskała jednak niewielkie poparcie w wyborach. Dwie kobiety, ka­toliczka i protestantka, otrzymały w roku 1976 Pokojową Nagrodę Nobla za starania na rzecz porozumienia - ich wysiłki jednak okaza­ły się daremne.

Na początku lat dziewięćdziesiątych liczba ofiar dwudziestu lat konfliktu w Ulsterze zbliżała się do 3 tysięcy.

Jonestown

W roku 1978 światem wstrząsnęły doniesienia o zbiorowym samobójstwie na tle religijnym, w którym życie straciło ponad dziewięciuset członków amerykańskiej sekty reli­gijnej, tzw. Świątyni Ludu. Do tragedii doszło po zastrzeleniu przez strażników sekty kilku polityków i dziennikarzy amerykańskich, którzy przybyli do siedziby sekty w Gujanie w celu wyjaśnienia za­rzutów wobec przywódcy tej religijnej grupy.

Odpowiedzialność za tragedię ponosi pastor Jim Jones, niegdyś młody idealista z Indiany, założyciel Świątyni Ludu - wielorasowej kongregacji grupującej ludzi niezamożnych lub w inny sposób upośledzo­nych społecznie. Wielebny Jones zapewniał strawę głodującym, do­starczał schronienia ludziom starszym i używanej odzieży tym, którzy nie mieli okrycia. Jones próbował położyć kres segregacji rasowej w restauracjach, kinach i teatrach południowych stanów USA. W roku 1961 został szefem Komisji na Rzecz Praw Człowieka w Indianapolis.

Z czasem z założonego przez Jonesa kościoła zaczęły napływać niepokojące wiadomości. Jego przywódca najpierw ogłosił się bo­skim prorokiem, a potem samym Jezusem Chrystusem. Chcąc do­wieść swej boskiej mocy, czynił cuda: leczył raka i uzdrawiał cierpią­cych na inne choroby. Sceptycy twierdzili, że wydobywane przez nie­go podczas zabiegów „guzy nowotworowe" były w rzeczywistości ku­rzymi wątrobami. Jones na krótko wyjechał do Brazylii do pracy w mi­sji. W roku 1964 uzyskał święcenia kapłańskie w kościele „uczniów Chrystusa". Później ogłosił, że koniec świata nastąpi piętnastego lip­ca 1967 roku. Jego proroctwo - jak wiemy - nie potwierdziło się.

Któregoś razu Jones przeczytał artykuł zawierający listę miejsc naj­mniej zagrożonych opadem radioaktywnym podczas przyszłej wojny nuklearnej. Na liście znalazło się między innymi miasteczko Ukiah w Kalifornii. Jones załadował na ciężarówki około stu pięćdziesięciu swo­ich zwolenników i przeprowadził się na farmę w pobliżu tego miasta. Je­go sekta rozkwitła. Wkrótce liczba jej członków sięgnęła 5 tysięcy. W ro­ku 1971 Świątynia Ludu sprowadziła się z powrotem do jednej z mu­rzyńskich dzielnic San Francisco. Jones zorganizował tam darmową stołówkę, ośrodek leczenia uzależnień, bezpłatny gabinet lekarski, biu­ro pomocy prawnej, przedszkole, świetlicę i dom opieki dla osób w podeszłym wieku. Liczba jego zwolenników wzrosła do 20 tysięcy.

Wiele osobistości ze świata polityki i sztuki popularnej chętnie spotykało się z Jonesem. Był wśród nich byty gubernator Kalifornii Jerry Brown, bur­mistrz San Francisco George Moscone i słynna aktorka, Jane Fonda. Moscone mianował Jonesa przewodniczącym miejskiego wydziału budow­nictwa mieszkaniowego San Francisco. Politycy dobrze rozumieli, że zwo­lennicy Jonesa w dniu wyborów będą stanowili znaczącą siłę polityczną.

Jednocześnie jednak coraz więcej mówiono o ciemnej stronie działalności sekty Jonesa. Krążyły pogłoski o znęcaniu się nad dziećmi i o dziwacznych praktykach seksualnych. Według plotek, dorosłych członków sekty zmuszano do oddawania na rzecz sekty osobistych majątków lub zasiłków z pomocy społecznej. Niektórzy twierdzili nawet, że zwolennicy Jonesa przygotowują się do popeł­nienia zbiorowego samobójstwa. Członkowie sekty coraz więcej czasu spędzali w Jonestown, w zakupionym przez sektę gospodar­stwie rolnym w Gujanie, w Ameryce Południowej.

W roku 1977, pismo New West opublikowało relacje, w których by­li członkowie sekty ujawnili nadużycia popełniane przez jej przywódców. Według ich słów wiele osób chciało opuścić kościół Jonesa, ale nie miało dość odwagi, by to uczynić. Dwoje odważnych, którym udało się odejść, opublikowało zawierającą dramatyczne relacje książkę Sześć lat z Bogiem. Na początku 1978 roku pięćdziesięciu członków rodzin osób przebywających w siedzibie sekty w Jone­stown zwróciło się do Sekretarza Stanu, Cyrusa Vance'a z prośbą o pomoc w uwolnieniu krewnych z „obozu koncentracyjnego". Wysła­no także petycje do członków Kongresu Stanów Zjednoczonych.

W listopadzie 1978 roku republikański kongresman z Kalifornii, Leo Ry­an, wybrał się do Jonestown, by na miejscu sprawdzić zasadność zarzu­tów. Kongresman zabrał ze sobą kilku pomocników, grupę dziennikarzy, urzędników z Departamentu Stanu i grupę członków rodzin mieszkańców tej religijnej kolonii. Wylądowali w jednym z miast Gujany położonym w pobliżu farmy. Przyjęto ich serdecznie i oprowadzono po gospodarstwie. Wszystko zdawało się być w najlepszym porządku. Jednak drugiego dnia klimat wizyty się pogorszył. Jeden z kolonistów wsunął któremuś z dzien­nikarzy kartkę z błaganiem o pomoc w opuszczeniu Jonestown. Inny czło­nek sekty, uzbrojony w nóż, zaatakował kongresmana Ryana. Członkowie delegacji postanowili natychmiast opuścić kolonię. Szesnastu członków sekty wyraziło wolę wyjechania wraz z nimi. Wszyscy zabrali się ciężarów­ką na lotnisko. Gdy wsiadali do samolotów, jeden z rzekomych uciekinie­rów, a faktycznie agent Jonesa, wyciągnął pistolet i zaczął strzelać do wy­jeżdżających. Następnie na pasie startowym pojawiło się trzech uzbrojonych w karabiny mężczyzn, którzy otworzyli ogień do członków delegacji. Ryan został ranny. Obrażenia odniosło także dwóch reporterów telewizji NBC i dziennikarz z San Francisco Examiner. Zaraz potem cała czwórka została z zimną krwią zabita strzałami w głowę. Zamordowano także jed­ną z kobiet, która usiłowała uciec z sekty. Pozostali zbiegli do dżungli. Ura­towali się, gdyż zabójcy w pośpiechu opuszczali lotnisko w obawie przed interwencją stacjonujących w pobliżu żołnierzy gujańskich.

Na farmie Jones zwołał zebranie członków kolonii i poinformował ich o zamordowaniu członków delegacji kongresmana Ryana. Do­dał następnie, że nadszedł już czas, by spotkać się w „innym miej­scu". Wierni pozdrowili przywódcę, unosząc zaciśnięte w pięść dło­nie. Teren farmy obstawili uzbrojeni w broń maszynową strażnicy.

Wtedy lekarz sekty i dwie pielęgniarki sporządzili koktajl z soku owocowego i cyjanku potasu. Koloniści ustawili się w kolejce po swoje porcje śmiertelnego napoju. Płyn wlewano również w usta nie­mowlętom. Gdy zatruci ludzie padali na ziemię i umierali w mękach, Jones przemawiał przez megafon, powtarzając wielokrotnie słowo: „matka". Jego ciało znaleziono później z raną postrzałową w głowie. Od kul zginęło jeszcze tylko dwóch innych członków sekty. Łącznie zmarło dziewięćset czternaście osób, w tym blisko trzysta dzieci. Kil­ku kolonistom udało się wymknąć do lasu i przeżyć tragedię.

Świątynia Ludu utrzymywała biuro w stolicy Gujany, Georgetown. W dniu grupowego samobójstwa, kierowniczce biura i trójce jej dzieci poderżnięto gardło. W wyniku przeprowadzonego śledztwa, władze odnalazły należące do sekty 10 milionów dolarów złożone na kontach w bankach panamskich i w innych krajach.

Rok po tragicznym wydarzeniu, Jeannie i Ali Millsowie, którzy naj­bardziej przyczynili się do ujawnienia nadużyć sekty Świątyni Ludu, zostali zamordowani strzałami w głowę w swoim domu w Kalifornii. Ofiarą zemsty padła także ich piętnastoletnia córka.

Komentator Newsweeka napisał wtedy, że tragedia w Jonestown jest makabrycznym dowodem słuszności znanej od dawna prawdy, iż wiara i religia bardzo łatwo przekształcają się w szaleństwo i masową histerię

Liban

Religijny trybalizm - podział społeczeństwa na wyznaniowe obozy - doprowadził w Libanie do cierpień i śmierci tysięcy mieszkańców tego niegdyś rajskiego kraju.

Libański dramat byt wynikiem długiej serii krwawych konfliktów pomiędzy wyznawcami różnych odłamów islamu: sunnitami, szyi­tami, druzami, alawitami, chrześcijańskimi maronitami, a także Ży­dami z pobliskiego Izraela. Przez co najmniej piętnaście lat świa­towe media poświęcały wiele miejsca relacjom o „chrześcijań­skich snajperach", „atakach milicji szyickiej", „karabinach maszy­nowych druzów" i „sunnickich zamachowcach-samobójcach". Liczba ofiar przekroczyła 130 tysięcy i nic nie zapowiada końca konfliktu.

Tragedia Libanu jest wynikiem splotu napięć społecznych i poli­tycznych na Bliskim Wschodzie. Chaos zrodził się stąd, że wielu Libańczyków identyfikuje się bardziej ze swoją religią niż z narodowo­ścią. Po opuszczeniu Libanu przez Francuzów w 1946 roku w kraju wprowadzono system polityczny uwzględniający prawo wszystkich wyznań do udziału w instytucjach władzy. Nowy prezydent miał każdorazowo być chrześcijańskim maronitą, na czele nowego rządu miał stać sunnicki premier, a na czele parlamentu - szyita.

Uzgodniony wówczas podział władzy utrzymał się do roku 1975, gdy w wyniku konfliktu muzułmańsko-chrześcijańskiego poszcze­gólne stronnictwa sięgnęły po broń. Dziennikarz Mark Pantikin napi­sał po powrocie z Libanu: Kraj jest rozdarty na zwalczające się obo­zy religijne. Poszczególne wyznania tworzą własne milicje. Czy po­traficie sobie wyobrazić, co by się działo w Ameryce, gdyby prote­stanci, katolicy i Żydzi utworzyli własne wojska, a każde z nich uzbrojone było nie tylko w karabiny, ale i w armaty?

Konflikt zbrojny nasilał się, słabł i ponownie nasilał - dzień po dniu i rok po roku. Milicje przejęły kontrolę nad swoimi wioskami i dziel­nicami. Wyznaniowe stronnictwa zawierały sojusze, zrywały soju­sze, powracały do walk. W wojnie domowej brało udział co najmniej dziesięć zbrojnych ugrupowań:


(1) Hezbollah, Partia Boga, organizacja bojowa szyitów, związana z Iranem; (2) milicja Amal, w skład której wchodzili szyici powiązani z Syrią; (3) fundamentalistyczna milicja sunnicka Tawheed; (4) Arabska Partia Demokratyczna Alawitów; (5) druzyjska Socjali­styczna Partia Postępu; (6) armia państwowa Libanu złożona prze­ważnie z maronitów; (7) Sity Libańskie, konkurencyjne stronnictwo chrześcijańskie powiązane z falangą libańską; (8) wojska syryjskie, które pierwotnie wkroczyły do Libanu jako sity pokojowe; (9) od­działy utworzone z uchodźców palestyńskich; (10) Islamski Dżihad, szyickie ugrupowanie terrorystyczne. Ponadto dwukrotnie wkro­czyła do Libanu armia izraelska oraz oddziały sił pokojowych USA, Francji i ONZ.

Ofiarą wymiany ognia pomiędzy milicjami religijnymi padło wielu bezbronnych cywilów. Snajperzy strzelali do turystów, którzy prze­kroczyli „zieloną linię", oddzielającą sektor chrześcijański Bejrutu od dzielnicy muzułmańskiej. W obu częściach miasta wybuchały samochody-pułapki, zabijając i raniąc przypadkowych przechodniów. Świadkowie opowiadali o śladach krwi widocznych na wysokości trzeciego piętra obróconych w gruzy budynków biurowych. Muzuł­mańskie ugrupowania porywały lub zabijały obywateli państw za­chodnich. Jedno z takich ugrupowań sfilmowało egzekucję pracow­nika ONZ, której towarzyszyło radosne skandowanie tłumu: „Bóg jest wielki! Niech żyje islam!"

Fanatyczni bojownicy islamscy umierają z radością w sercu. Za­pewne spośród nich rekrutowali się zamachowcy, którzy w 1983 ro­ku wjechali wyładowanym materiałami wybuchowymi samocho­dem na teren koszar amerykańskich na obszarze lotniska w Bejru­cie. W wyniku eksplozji zginęło 241 żołnierzy. Przywódca milicji szyickiej Amal w wywiadzie dla lokalnej telewizji powiedział: My się nie boimy. Bóg jest z nami i dodaje nam sił. Ścigamy się między so­bą o to, kto pierwszy się z NIM spotka. Chcę umrzeć przed moimi przyjaciółmi. Oni chcą umrzeć przede mną. Wszyscy chcemy zoba­czyć Boga.

Trzeba dodać, że Amal ma opinię ugrupowania mniej fanatyczne­go niż konkurencyjny Hezbollah, Partia Boga.

Niektórzy bojownicy islamscy mówią o sobie „Salabein" - tak określano muzułmańskich żołnierzy Saladyna walczących z krzy­żowcami w XII wieku.

W 1985 roku porwano w Bejrucie czterech pracowników ambasa­dy radzieckiej. Zamachu dokonali najprawdopodobniej członkowie fundamentalistycznego ugrupowania Tawheed, mszcząc się za to, że radziecka broń używana była przeciw nim przez inne milicje is­lamskie. Ciało jednego z Rosjan zostało później porzucone w pobli­żu stadionu miejskiego. Zabito go dwoma strzałami w głowę. Terro­ryści poinformowali agencje, że „na jednym z zakładników wykona­li wyrok wydany przez Boga". Pozostałych Rosjan zwolniono w ra­mach „gestu dobrej woli". Brian Jenkins, ekspert w dziedzinie terro­ryzmu, stwierdził później, że religia przyczynia się do zaostrzenia przemocy na Bliskim Wschodzie. „Wiara w to, że Bóg aprobuje mor­dowanie pogan lub niewiernych, daje fanatykom przyzwolenie dla aktów zniszczenia" - powiedział Jenkins.

Analitycy nie potrafią wyjaśnić przyczyn wybuchu nienawiści reli­gijnej w Libanie. Zapewne dlatego tak często używa się w tym kon­tekście słowa „szaleństwo". Laureat Nagrody Nobla Isaac Bashevis Singer, w swych rozważaniach na temat kondycji ludzkiej, zauważył między innymi:

Opanował mnie lęk i poczucie rozpaczy. Z gazet dowiaduję się, co ludzie czynią sobie wzajemnie, że się mordują i namawiają innych, by mordowali się wzajemnie. W Libanie szaleństwo ogarnęło całe społeczeństwo. W ludzkich sercach zapanowała nienawiść i żądza mordu. Czasem obawiam się, że Liban jest zapowiedzią tego, co kiedyś ogarnie całą ludzkość. Obawiam się, że dojdzie do wybuchu: może rewolucji, może kontrrewolucji - i ludzie będą pić krew swoich bliźnich.


Iran

W roku 1979 religia i jej krzewiciele przejęli pełnię władzy w Iranie. W wyniku tego mariażu islamskiego duchowień­stwa i polityki powstał rząd słynący z niewysłowionego okrucieństwa.

Szyicka teokracja w Iranie stała się symbolem współczesnego barbarzyństwa. Wyroki śmierci wydaje się tam z niespotykaną gdzie indziej łatwością. Strażnicy moralności krążą po ulicach, wy­ławiając wszelkie oznaki bezbożności. Społeczeństwo bombardo­wane jest pełną nienawiści propagandą. Kobiety mają obowiązek nosić czador, zasłonę okrywającą całe ciało, z niewielkimi otwora­mi na oczy. Tak jakby sam szatan, a nie religia, doszedł do władzy.

Dawniej, przed nastaniem teokratycznego reżimu, rządzony przez szachów Iran nie miał wiele wspólnego z demokratycznym rajem. Skorumpowani władcy tłumili wszelkie przejawy niezadowolenia przy pomocy tajnej policji Savak. A niezadowolonych było wielu. Szach Muhammad Reza Pahlavi dążył do wprowadzenia w Iranie cy­wilizacji Zachodu, czym wzbudził gniew szyickich mułłów, którzy okrzyknęli go heretykiem i zdrajcą. Ci święci mężowie pragnęli po­wrotu surowego prawa koranicznego. Popierała ich znaczna część społeczeństwa.

Najżarliwszy z fundamentalistycznych mułłów, Ajatollah Chomeini, kierował przybierającą na sile rewoltą z Francji, gdzie przebywał na wygnaniu. Punkt kulminacyjny powstania nastąpił w roku 1979, gdy szach uciekł z kraju, a triumfujący Chomeini powrócił z zesła­nia, aby ustanowić „rządy Boga na ziemi". Rządy Boga szybko ob­jawiły światu swój prawdziwy charakter. Gdy szach umierał w ame­rykańskim szpitalu, pierwszy duchowny Iranu ogłosił, iż obowiąz­kiem każdego muzułmanina przebywającego w Stanach Zjednoczo­nych jest wywleczenie chorego ze szpitala, zamordowanie go i roz­członkowanie jego ciała.

Irańscy duchowni przejęli władzę w parlamencie i wprowadzili ry­gorystyczne prawo koraniczne. Chomeini ostrzegał dysydentów: „Jeżeli nie będziecie posłuszni, zostaniecie unicestwieni". Od władzy odsunięto ludzi o umiarkowanych poglądach. Wybrany przez nowy parlament w roku 1980 prezydent Abolhassan Bani-Sadr wkrótce okazał się zbyt liberalny, za co pozbawiono go stanowiska i wypędzono z kraju. Ministra spraw zagranicznych Sadegha Ghotbzadeha postawiono przed plutonem egzekucyjnym. Przed śmiercią zdołał przekazać z więzienia wiadomość, w której przeprasza! wszy­stkich za poparcie udzielone „szatańskiemu reżimowi mułłów".

Iran załata fala tortur i egzekucji. Dyplomaci zamieszkujący w sąsiedztwie aresztu w Teheranie opowiadali, że nie mogli spać w nocy z powodu dochodzących stamtąd rozdzierających krzyków i strzałów. Amnesty International, międzynarodowa organizacja zajmująca się ochroną praw człowieka, zebrała szczegółowe ra­porty na temat 5195 egzekucji wykonanych w ciągu czterech pierwszych lat istnienia religijnych rządów. W programie amery­kańskiej sieci telewizyjnej CBS, „60 minut", wyjaśniono, w jaki sposób rządy Boga radziły sobie z zawartym w Koranie zakazem zabijania dziewic. Rozwiązanie okazało się genialne w swojej pro­stocie: strażnicy rewolucji gwałcili je przed rozstrzelaniem. Po­nadto, jak doniosła Amnesty International, wielu Irańczyków zo­stało zabitych lub okaleczonych na podstawie „prawa odwetu", które zezwala ofiarom przestępstw na samodzielne wymierzanie kary ich sprawcom.

Mordem o czysto religijnym podłożu byty masowe egzekucje bahaitów, którzy odmawiali nawrócenia na islam. Wieszano ich pu­blicznie: mężczyzn, kobiety i dzieci. Ci, którym udało się zbiec za granicę, przemycili zdjęcia tych masowych mordów. Amerykański Komitet ds. Uchodźców zacytował wypowiedź jednego z szyickich sędziów, który usprawiedliwiał egzekucje wyraźnym wskazaniem Koranu: „Panie, spraw, by nie przetrwała wśród nas ani jedna rodzi­na niewiernych".

Kiedy Irak wkroczył na irańskie pogranicze, płomiennooki ajatol­lah bez wahania odpowiedział wezwaniem do wojny, wysyłając set­ki tysięcy źle wyszkolonych młodych Irańczyków na pewną śmierć. W grudniu 1984 roku, w dniu urodzin Mahometa, Chomeini prze­mówił do swego narodu:

Wojna jest błogosławieństwem dla świata i dla wszystkich naro­dów. Sam Bóg tchnie w nas wolę walki i zabijania. Koran powiada: „Walczcie, dopóki nie ustanie wszelkie zepsucie i nieposłuszeństwo". Wojny, jakie Prorok prowadzi z niewiernymi, są błogosławieństwem dla rodzaju ludzkiego. Zapewne niebawem wygramy tę wojnę. Czy jednak dzięki temu zwycięstwu zniknie zepsucie i nieposłuszeństwo boskiej woli? Koran nawołuje: „Wojna, wojna, aż po zwycięstwo".... Mułłowie o zepsutych sercach, którzy twierdzą, że moje słowa są sprzeczne z nauką Koranu, nie są godni miana muzułmanina. Dzięki Bogu, nasza młodzież czyni wszystko, co może, by boskie słowa sta­ły się ciałem. Oni wiedzą, że zabicie niewiernego jest jedną z naj­większych misji człowieka.

Iran wypowiedział również wojnę ludzkiej seksualności. Kobietom nakazano zakrywać ciało tak dokładnie, żeby nawet pojedynczy ko­smyk włosów nie był widoczny. Na ulicach pojawiły się białe jeepy policji moralnej. Kobiety, które miały niedokładnie zasłoniętą twarz, aresztowano i kierowano do więzienia na trzymiesięczne kursy reedukacyjne. Zachodnie czasopisma, które sprowadzano do Iranu, najpierw trafiały na stół cenzorów, którzy starannie zamalowywali twarze kobiet, zostawiając jedynie oczy.

Kobietom pozwalano pływać i jeździć na nartach, jednak tylko na wyznaczonych plażach i górskich zboczach. Pod żadnym pozorem nie mogły także zdejmować czadoru.

Z upływem lat nie malała liczba egzekucji. Według Amnesty Inter­national, w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 1989 roku straco­no 1466 Irańczyków. Wśród ofiar sądowych zbrodni były kobiety oskarżone o prostytucję. Siedemdziesiąt osiem osób ukamienowa­no, w większości przypadków za wykroczenia seksualne, innym na mocy prawa koranicznego odcięto dłonie i stopy.

Wszystkie te barbarzyńskie czyny, których islamscy fundamen­taliści dopuszczali się na własnych obywatelach, nie zyskały więk­szego rozgłosu na Zachodzie. Oburzenie wywołał dopiero apel, z jakim Chomeini zwrócił się do wszystkich wiernych muzułmanów, wzywając ich do zamordowania brytyjskiego pisarza, Salmana Rushdiego, za bluźnierstwo zawarte w jego dziele „Szatańskie we­rsety", gdzie między innymi zasugerował, iż zapisane w Koranie słowa Mahometa nie pochodzą wprost od Boga. Pisarz przez wie­le lat żył w ukryciu, a kilka państw ograniczyło swoje stosunki dy­plomatyczne z Iranem.

Ajatollah zmarł w roku 1989. Jego apel o zamordowanie Salmana Rushdiego zapewne najdłużej pozostanie w ludzkiej pamięci, tak

naprawdę jednak była to tylko jedna z wielu popełnionych przez go zbrodni, wcale nie najbardziej okrutna.

Inne kraje islamskie


Okrucieństwa popełniane przez islamskich fanatyków nie ograniczają się wyłącznie do Libanu, Sudanu i Iranu. W la­tach osiemdziesiątych stały się plagą w wielu innych kra­jach islamskich, często za sprawą radykalnych szyitów zachęco­nych do walki o państwo wyznaniowe zwycięstwem rewolucji islam­skiej w Iranie. W niektórych państwach nasilenie aktywności muzuł­mańskich fanatyków trzeba jednak tłumaczyć innymi przyczynami. Niżej przedstawiamy w zarysie omówienie sytuacji w wybranych krajach regionu.

Arabia Saudyjska

W Arabii Saudyjskiej napięcia i zbrodnie na tle religijnym są dziełem przedstawicieli obu głównych odłamów islamu: sunnitów i szyitów. Arabia jest monarchią absolutną, w której ściśle prze­strzegane jest prawo islamskie: kobiety muszą nosić zakrywający całe ciało czador i nawet w późnym wieku traktowane są jak nie­letnie. Nie wolno im pracować, podróżować ani wyjść za mąż bez zgody męskiego opiekuna. Dziedziczą mniej niż ich bracia i nie mogą występować o rozwód. Choć w królestwie wahhabitów Al­lan i jego wola decydują o najdrobniejszych szczegółach życia codziennego, to niedawno pojawił się tam nowy mahdi, niejaki Juhaiman al Otaiba, który zapragnął oczyścić kraj z „brudu" tego świata. Nowy mesjasz był sunnitą i uczniem szejka Abdela al Ba­za, fundamentalistycznego rektora uniwersytetu w Medynie. Ów uczony mąż jest autorem wielu prac, w których między innymi po­tępił kopernikańską „herezję" i dowodził, że to Słońce krąży wo­kół Ziemi. W innym artykule, w podobnym duchu, stwierdził tak­że, że Ziemia jest płaska, a amerykańskie lądowanie na Księżycu było oszustwem. Nowy mahdi zażądał wygnania z Arabii Saudyj­skiej wszystkich „nie-muzułmanów", likwidacji telewizji i zaniechania oświaty kobiet.

20 listopada 1979 roku Juhaiman użył broni automatycznej jako instrumentu krzewienia wiary. Gdy 40 tysięcy pielgrzymów zgromadziło się na terenie świętego meczetu (Al-Masdżid al-Haram) w Mek­ce, bojownicy samozwańczego mahdiego oddali kilka serii z karabi­nów maszynowych, zabijając jednego kleryka, po czym rozpoczęli okupację świątyni. Przez głośniki zawiadomili przybyłych na do­roczny hadżdż, że oto pojawił się nowy mesjasz. Pielgrzymom po­wiedziano następnie, że mogą się doń przyłączyć lub opuścić teren świątyni.

Amerykańska korespondentka z Bliskiego Wschodu, Robin Wright napisała w swej książce poświęconej między innymi temu wydarzeniu: „Zajęcie świątyni było dla muzułmanów równie szokujące, jak okupacja Watykanu byłaby dla wyznawców religii rzymskokatolickiej".

Pięć dni później, po wydaniu przez radę świątobliwych wahhabitów zgody na użycie broni na terenie meczetu, rząd wysłał do świą­tyni 2 tysiące żołnierzy. Przez następnych dziewięć dni na terenie meczetu toczyła się zaciekła bitwa. Walczono o każdą piędź ziemi, każde pomieszczenie i każdy korytarz. W wyniku walk życie straciło 255 żołnierzy, fanatyków i pielgrzymów, a dwa razy tyle odniosło ra­ny. Uwięziono Juhaimana i stu siedemdziesięciu jego zwolenników. Wszyscy stanęli przed tajnym sądem religijnym. Sześćdziesięciu trzech zostało skazanych na ścięcie ceremonialnym, bogato zdo­bionym mieczem, a pozostali otrzymali kary wieloletniego więzienia. Egzekucje odbywały się w ośmiu miastach, gdyż władze chciały uzyskać jak największy efekt propagandowy.

W tym samym czasie w innym rejonie kraju wzrosło napięcie wśród członków mniejszości szyickiej. Rząd wahhabicki zakazał szyitom praktykowania ich krwawego rytuału samobiczowania pod­czas obchodów święta Ashura, które upamiętnia męczeństwo Husseina, wnuka proroka Mahometa. W roku 1979 szyici postanowili zlekceważyć zakaz. Wkroczyła policja. Doszło do zamieszek, pod­czas których wzburzony tłum rozbijał witryny sklepów i podpalał sa­mochody. Z rąk policji zginęło co najmniej siedemnastu uczestni­ków rozruchów. W rejon zamieszek wysłano 20 tysięcy żołnierzy, w większości wyznania sunnickiego. Doszło do walk, które kosztowa­ły życie wielu członków szyickiej mniejszości.

W latach osiemdziesiątych kilkakrotnie doszło do wybuchów przemocy wśród uczestników pielgrzymek do Mekki. W roku 1987 w zamieszkach wywołanych przez irańskich szyitów zginę­ło czterystu pielgrzymów, a dwa lata później, w wyniku eksplozji bomby podłożonej przez szyickich terrorystów, śmierć poniósł jeden pielgrzym, a rany odniosło kolejnych szesnastu. Po kilku miesiącach przed sądem religijnym w Mekce stanęło szesnastu fanatyków z Kuwejtu. Wszyscy zostali ścięci ceremonialnym mieczem.

Egipt

Religijny fanatyzm i napięcia na jego tle nasiliły się przede wszy­stkim w latach osiemdziesiątych. Przypadki agresji na ogół dotyczy­ły muzułmanów z ugrupowania terrorystycznego Al Dżihad podkła­dających bomby pod kościołami chrześcijańskich Koptów. Ci mu­zułmańscy ekstremiści uznali prezydenta Sadata za religijnego zdrajcę, zarzucając mu między innymi, że podpisując porozumienie z Camp David uznał legalność państwa Izrael.

W roku 1981, gdy napięcia na tle religijnym coraz bardziej zagra­żały bezpieczeństwu państwa i jego obywateli, Sadat podjął próbę zdławienia islamskiego terroryzmu. Policja uwięziła tysiąc sześciu­set fundamentalistów koptyjskich i sunnickich. Zdelegalizowano piętnaście radykalnych organizacji islamskich oraz związanych z ni­mi pism i wydawnictw. Głowę kościoła koptyjskiego skazano na zesłanie do jednego z położonych na pustyni klasztorów, a przywód­ca Bractwa Muzułmańskiego trafił do więzienia.

6 października 1981 roku, gdy Anwar Sadat przyjmował wojskową defiladę, z grona maszerujących wystąpiło kilku muzułmańskich fanatyków i zaczęło strzelać w stronę trybuny honorowej, zabijając prezydenta i raniąc dwadzieścia innych osób, wśród których znale­źli się również amerykańscy dyplomaci. Podczas procesu przywód­ca zamachowców stwierdził, że jest dumny z popełnionego zabój­stwa, ponieważ chodziło w nim o obronę religii. Terrorysta stwier­dził, że jest u „szczytu szczęścia", gdyż już wkrótce połączy się z Bogiem. Wśród dowodów przedstawionych w sądzie znalazł się również podręcznik dla członków Al Dżihad wzywający między inny­mi do obalenia rządu niewiernych i tłumaczący, że najwyższą formą kultu jest święta wojna.


Warto odnotować, że zabójcy bardzo starannie unikali naruszenia islamskiego prawa. Ponieważ potrzebowali pieniędzy na zakup bro­ni, zwrócili się do swego duchowego przywódcy, szejka Omara Abdela Rahmana, by ten wydał fatwę - orzeczenie religijne stwierdza­jące, iż rzeczą właściwą jest obrabowanie chrześcijańskiego jubile­ra w Kairze, jeśli celem włamania jest zebranie funduszy na jakiś święty cel.

Dwa dni po zamachu na prezydenta Sadata grupa islamskich fundamentalistów z miasta Asyut, na południe od Kairu, zaatako­wała posterunek policji i zabiła kilku funkcjonariuszy. Do miasta wysłano oddziały wojska. Wywiązała się gwałtowna strzelanina, w wyniku której zginęło łącznie osiemdziesiąt siedem osób. Dalsze kilka setek muzułmańskich terrorystów osądzono i skazano na więzienie.

W latach osiemdziesiątych wpływy islamskiego fundamentalizmu nadal rosły, co doprowadziło do wielu starć z egipską policją. Jednocześnie masy domagały się wprowadzenia islamskich rządów i islamskiego prawa - szariatu. W roku 1987 radykałowie muzułmań­scy dokonali serii napadów na przedstawicieli mniejszości koptyjskiej. Ich przyczyną była pogłoska, wedle której używali oni jakie­goś nieznanego dotąd sprayu, który powodował, że na zasłonach noszonych przez muzułmanki pojawiał się znak krzyża.

Egipski rząd wprowadził także zakaz używania nalepek na zderza­ki o treści religijnej, ponieważ wywołały one zamieszki zwane popularnie „wojną o nalepki na zderzaki". W roku 1989 podczas rozru­chów na tym tle aresztowano tysiąc pięciuset fanatyków muzułmańskich. Jeden z duchowych przywódców fundamentalistów, wspo­mniany wyżej Omar Rahman wezwał wiernych do zamordowania laureata Nagrody Nobla, pisarza Nadżiba Mahfuza, któremu zarzu­cił, iż jedna z jego książek stanowi obrazę islamu.

Syria

W Syrii w 1982 roku członkowie fundamentalistycznego Bractwa Muzułmańskiego zorganizowali rebelię w mieście Hama, mordując członków miejscowych władz i ich rodziny. Wywodzący się z ruchu szyickich alawitów prezydent Hafiz Assad zareagował z niezwykłą gwałtownością. Wysłał do miasta oddziały wojska z udziałem jedno­stek pancernych, które zamordowały około 20 tysięcy ludzi. Opano-136 wane przez powstańców dzielnice miasta zostały dosłownie zrów­nane z ziemią. W odpowiedzi członek Bractwa Muzułmańskiego, zamachowiec samobójca, zdetonował bombę w budynku Minister­stwa Informacji w Damaszku, w wyniku czego ten rządowy gmach uległ niemal całkowitemu zniszczeniu.

Rok później mufti Jerozolimy, szejk Sa'ad e-Din el'Alami wydał fa­twę, w której obiecywał raj każdemu islamskiemu męczennikowi, który zabije prezydenta Assada.

Kuwejt

Działalność islamskich fundamentalistów w tym kraju przyjęła szczególnie skrajne formy w roku 1983, gdy dokonali oni kilku za­machów bombowych. Uczestnicy spisku trafili do więzienia, gdyż policja znalazła kciuk zamachowca - samobójcy w gruzach zni­szczonego budynku, co umożliwiło ustalenie jego tożsamości. Sze­ściu fanatyków skazano na śmierć, a pozostałych czternastu na dłu­goletnie więzienie. W odpowiedzi, w roku 1984, inna grupa terrory­stów szyickich porwała samolot pasażerski, zmusiła pilota do lądo­wania w Teheranie i zaczęła zabijać obecnych na pokładzie Amery­kanów, próbując w ten sposób wymusić uwolnienie zamachowców z więzienia. Na próżno jednak. Po wyrzuceniu na płytę lotniska cia­ła pierwszego zabitego Amerykanina terroryści ogłosili, że ich „ak­cja miała przede wszystkim na celu zadowolenie Allaha, a dopiero na drugim miejscu pomoc ich niewinnym braciom".

Afganistan

Wojna domowa w Afganistanie w latach osiemdziesiątych, która kosztowała życie około miliona ofiar, wynikła w dużej mierze ze sprzeciwu fundamentalistów muzułmańskich wobec nasilających się wpływów cywilizacji Zachodu i demokratyzacji kraju. Mudżahedini (święci wojownicy) walczyli nie tylko ze swoim komunistycz­nym rządem i wspomagającymi go oddziałami wojsk radzieckich, ale także - a niektórzy twierdzą, że przede wszystkim - ze współ­czesnym stylem życia i systemem wartości. Na dowód przytacza­my fragment relacji Stevena Galstera, autora książki o wojnie w Afganistanie:

W marcu 1979 roku, jeszcze przed wkroczeniem radzieckich wojsk, rząd afgański podjął szeroko zakrojoną kampanię na rzecz alfabetyzacji kobiet. Inicjatywa władz spotkała się z gwałtownym pro­testem muzułmańskich multów i innych konserwatywnych radyka­łów z miasta Herat w zachodniej części kraju. Doszło do zamieszek, podczas których zamordowano kilku afgańskich urzędników i ich ra­dzieckich doradców. Ciała ofiar pocięto na drobne fragmenty, które sfanatyzowany tłum obnosił z dumą ulicami miasta.

W roku 1986 w angielskiej telewizji BBC pokazano film dokumen­talny, w którym jeden z przywódców Narodowego Frontu Islamskie­go chwalił się, że osobiście skazał na śmierć około 7 tysięcy jeńców wojennych. Co ciekawe, przywódca innego ugrupowania islamskie­go, Hezb-i-lslami, nazwał tę stację telewizyjną „głosem szatana".

Sposób, w jaki mudżahedini traktowali ujętych żołnierzy radziec­kich, opisał między innymi amerykański reporter John Fullerton w swoje książce Radziecka okupacja Afganistanu:

Grupę radzieckich jeńców zamordowano, a ich ciała odarto ze skóry i powieszono na hakach w sklepie rzeźniczym. Jednego z jeń­ców wykorzystano w zmodyfikowanej wersji tradycyjnej gry afgańskiej, zwanej buzkaszi, rodzaju lokalnego polo, w którym piłkę za­stępuje ciało martwej kozy. Tym razem zamiast kozy użyto żywego człowieka, którego podczas gry dosłownie rozerwano na strzępy.

Okrucieństwa popełniane przez żołnierzy radzieckich trafiały na pierwsze strony gazet całego świata, podczas gdy barbarzyńskie czyny bojowników muzułmańskich nie zwracały niczyjej uwagi, choć doprawdy było się czym interesować. Oto jeden przykład: w roku 1989 organizacja ochrony praw człowieka Asia Watch poinfor­mowała, że grupa wahhabickich mudżahedinów wdarła się do pew­nego miasta w północno-wschodniej prowincji Kunar i całkowicie je spustoszyła, mordując, grabiąc i gwałcąc kobiety.

Choć CIA, w dążeniu do osłabienia pozycji Związku Radzieckie­go, przekazała rebeliantom broń o łącznej wartości 2 miliardów do­larów, mudżahedini nigdy nie stali się sprzymierzeńcem Stanów Zjednoczonych. Amerykański publicysta Richard Reeves zauważył: Tak naprawdę mudżahedini nie widzą wielkiej różnicy pomiędzy nami i Rosjanami. I my i oni, demokraci i komuniści, to w ich oczach zwolennicy nowoczesności, a właśnie nowoczesny świat jest głów­nym wrogiem muzułmańskich bojowników. Większość z nich zwróci się przeciw nam w tej samej chwili, w której zaproponujemy wpro­wadzenie tych samych bezbożnych reform, jak te, które próbowali wprowadzić radzieccy okupanci. A reformą, jakiej afgańscy mudża­hedini nienawidzą najbardziej jest upowszechnienie oświaty wśród kobiet.

Nigeria

W Nigerii w latach osiemdziesiątych doszło do kilku religijnych re­belii, w których śmierć poniosły tysiące ludzi. Na przykład w roku 1980 bojówki muzułmańskie pod wodzą niejakiego Mallama Marwy zajęły otoczone murem obronnym starożytne miasto Kano. W wal­kach zginęło czterysta osób, a wśród nich również Marwa. W roku 1982 jego zwolennicy, uważani przez innych muzułmanów za here­tyków, wtargnęli do miasta Maiduguri, gdzie dokonali masakry „nie­wiernych". Gdy na ratunek mieszkańcom przybyły uzbrojone od­działy policji, fanatycy posypali swe ciała „magicznym proszkiem", który miał ich uodpornić na kule. To kule jednak okazały się odpor­ne na magiczny puder. W trakcie czterodniowych walk śmierć po­niosło tysiąc osób, w tym niemal wszyscy terroryści. W roku 1985 w mieście Gombe w innym konflikcie pomiędzy ugrupowaniami repre­zentującymi różne odłamy islamu zginęło sto osób.

W roku 1987 w mieście Kafanchan pewna muzułmanka spoliczkowała chrześcijańskiego kaznodzieję, twierdząc, że jego słowa były obraźliwe dla wyznawców Allaha. W wielu miastach kraju wybuchły gwałtowne rozruchy, w których śmierć poniosło kilkadziesiąt osób. Spalono także kilkaset kościołów, a władze zakazały wygłaszania kazań poza terenem świątyni.

Pozostałe kraje

W 1981 roku w Bahrajnie grupa szyickich fanatyków zawiąza­ła spisek mający na celu przejęcie władzy w tym niewielkim emiracie położonym nad Zatoką Perską. Policja wykryła spisek i powstrzymała jego realizację. W związku z planowanym zama­chem stanu skazano i uwięziono łącznie siedemdziesięciu trzech szyitów.


W roku 1987 w Tunezji na długoletnie kary więzienia skazano is­lamskich terrorystów, którzy podkładali bomby w hotelach. Na Fili­pinach uzbrojone po zęby bojówki islamskich fundamentalistów w praktyce sprawują kontrolę nad niektórymi obszarami. W Indonezji nie ustają krwawe konflikty między muzułmanami, chrześcijanami i wyznawcami lokalnych religii plemiennych. W roku 1989 w Uzbeki­stanie ponad sto osób zginęło w wyniku starć pomiędzy sunnitami i szyitami. W Izraelu natomiast rząd zakazał działania fundamentali­stom muzułmańskim, co jeszcze bardziej zaostrzyło konflikt między ludnością żydowską i palestyńską.

W tym samym okresie w wielu krajach wprowadzono surowe pra­wo islamskie. W roku 1987 w Pakistanie pewną 25-letnią kobietę skazano na ukamienowanie za pozamałżeński stosunek seksualny. W 1977 roku w Arabii Saudyjskiej publicznie stracono kilkunastolet­nią księżniczkę i jej kochanka. W roku 1984 w Zjednoczonych Emi­ratach Arabskich na ukamienowanie za stosunek pozamałżeński skazano pewnego kucharza i pomoc domową. W tym przypadku skazańcom okazano łaskę, która polegała na tym, że egzekucję odroczono do czasu urodzenia się poczętego w grzesznym zbliże­niu dziecka.

Siła na rzecz dobra?

Słowo „religia" używane bywa w tak wielu znaczeniach i nasu­wa tyle, niekiedy wzajemnie sprzecznych skojarzeń, że nie­mal wymyka się próbie definicji.

Może odnosić się do praktykowanego przez członków „Kościoła Świę­tości Bożej w Sercu Jezusa" obrzędu, podczas którego wierni biorą do ręki jadowite węże i tańczą z nimi, albowiem w Księdze zapisano: „...wę­że brać będą do rąk" (Mk 16,17-18), a Pismu trzeba być posłusznym.

Może decydować o stosunkach między hinduskimi Tamilami i buddyjskimi Syngalezami, którzy od dziesiątków lat mordują się wzajemnie na rajskiej wyspie Cejlon.

Religijne są także pobudki, jakimi kierują się wolontariusze z ru­chu „Świadków Pokoju", którzy zamieszkali w wioskach Nikaragui, by własnymi ciałami chronić miejscową ludność przed atakami par­tyzanckich band.

Czysto religijny charakter mają również tzw. „kulty cargo" na wy­spach Pacyfiku, których wyznawcy wierzą, że dzięki ich modlitwom przybywają do nich samoloty wypełnione nowoczesnymi towarami.

Wyrazem wiary religijnej była również postawa Alberta Schweitze­ra, który poświęcił swe życie leczeniu afrykańskich biedaków.

Jednocześnie różnice religijne są jedną z głównych przyczyn krwawych konfliktów pomiędzy katolikami i protestantami w Północ­nej Irlandii oraz między muzułmanami i grekokatolikami na Cyprze.


Religia to tańczący derwisze i teolodzy z Oksfordu, zielonoświąt­kowcy mówiący „nieznanymi językami" i biskup Desmond Tutu odbierający nagrodę Nobla. Hindusi czczą tysiące bogów, a wśród nich Śiwę z członkiem w pełnej erekcji, podczas gdy wielu unitarian to bezbożni agnostycy. Do tego dochodzą setki religii i bogów, którzy nie przetrwali do naszych czasów: Zeus, Jowisz, Baal, Mo­loch, Adonis, Ra, Izyda i całe zastępy innych bóstw. Religie ma­ją tysiące twarzy, przyjmują najróżniejsze formy, zachowując przy tym swoją religijną tożsamość.

Współczesne religie to nie tylko 1,6 miliarda chrześcijan, 900 mi­lionów muzułmanów i 700 milionów hindusów. Według antropolo­gów największą liczbą wyznawców nadal może się pochwalić animizm, religia plemienna, przypisująca posiadanie duszy ludziom, zwierzętom, roślinom, a nawet przedmiotom martwym.

Ta zdumiewająca różnorodność uniemożliwia stworzenie jedno­znacznego wizerunku religii. Tymczasem zewsząd słyszymy, że sta­nowi ona główne źródło dobra. Niemal na całym świecie religię uważa się za szlachetny przejaw ludzkiej potrzeby życia duchowe­go. Wybitni politycy niemal bez wyjątku są członkami któregoś z wielkich kościołów i umacniają w swoich współwyznawcach przeko­nanie, że wiara jest filarem tożsamości narodowej. Edward Gibbon napisał w „Powstaniu i Upadku Cesarstwa Rzymskiego": Różne wy­znania i formy kultu istniejące w Rzymie byty przez zwykłych ludzi uważane za równie prawdziwe, przez filozofów za równie fałszywe, a przez urzędników - za równie użyteczne.

Czy religie są źródłem dobra? Zebrane przez nas świadectwa hi­storyczne i bieżące wydarzenia nasuwają co do tego poważne wątpliwości. Laureat Pokojowej Nagrody Nobla, Elie Wiesel, pytał reto­rycznie: „Czy religia kiedykolwiek była siłą jednoczącą? Przecież za jej przyczyną wybuchło wiele wojen, za jej sprawą dokonał się bez­miar przemocy, a w jej imieniu przelano morze krwi".

Zdaniem Bertranda Russella „Religia rodzi się głownie z lęku - z lęku przed nieznanym, lęku przed porażką i przede wszystkim z lęku przed śmiercią. Lęk rodzi okrucieństwo, nic zatem dziwnego, że re­ligia i okrucieństwo zawsze szły ręka w rękę... Mój pogląd na religię jest taki, jak Lukrecjusza. Religię uważam za zrodzoną z lęku choro­bę i źródło niewypowiedzianych cierpień rodzaju ludzkiego".

Ernest Lefever, prezes waszyngtońskiego Centrum Etyki i Polityki Społecznej, zauważył, że „konflikty o podłożu religijnym są nadzwyczaj okrutne, gdyż wiara w to, że Bóg jest po twojej stronie, zdaje się usprawiedliwiać nawet najbardziej barbarzyńskie czyny".

Podobnie ocenia religię jeden z najwybitniejszych współcze­snych psychologów amerykańskich, Albert Ellis: Fanatyzm religij­ny ponad wszelką wątpliwość był w przeszłości i z wielkim praw­dopodobieństwem będzie w przyszłości źródłem konfliktów, prze­mocy, rozlewu krwi, mordów, waśni, wojen i ludobójstwa. Tak więc wbrew wszystkiemu, co święte księgi mówią na temat pokoju i mi­łości, niezachwiana - by nie powiedzieć arogancka - religijność przyniosła ludzkości ogromne szkody, rodząc ogrom nieludzkiej i antyludzkiej agresji.

Wielu ludzi głęboko wierzących z oburzeniem myśli o bezmiarze cierpienia, za jakie jest odpowiedzialna religia. Teolog Clark Williamson w następujący sposób ocenił rolę chrześcijaństwa w ukształto­waniu się i rozpowszechnieniu antysemityzmu:

Wśród wielu pytań, jakie nasuwają się ludziom, którzy dowiadują się o okrucieństwie chrześcijan wobec Żydów, niebagatelną rolę odgrywa kwestia wiarygodności. To, że pewne rzeczy mogły się w ogóle wydarzyć, wydaje się trudne do uwierzenia. A jednak to praw­da... Wiemy, że chrześcijaństwo było w zmowie ze sprawcami po­gromów i Zagłady... Gdzie szukać dobra na tym świecie i czym ono jest, jeśli miliony tracą życie z rąk ludzi ochrzczonych w imię Zbawi­ciela... Ogrom ludzkiego cierpienia i liczba Żydów zamordowanych w okresie ostatnich tysiąca pięciuset lat przez tych, którzy mienią się chrześcijanami, a jednocześnie fakt, że w oczach chrześcijan ży­cie tych, którzy nie nawrócili się na ich religię, okazuje się pozbawio­ne wartości, każe wątpić w wartość chrześcijańskiego nauczania o wartości życia ludzkiego...


...Chrześcijaństwo już dawno utracito wszelkie prawo do miana religii i etyki lepszej niż inne.

W roku 1989, po wydaniu przez ajatollaha Chomeiniego wyroku śmierci na rzekomego bluźniercę, Salmana Rushdiego, pewien amerykański felietonista napisał, że wydany na pisarza wyrok nale­żał do „starożytnej tradycji mordowania heretyków i zwalczania przeciwnych poglądów". „Papieże - dodał - stali na straży czystości doktryny przy użyciu stosów, szubienic i innych instrumentów krzewienia wiary z tamtych czasów".

Nowoczesna broń sprawia, że każdy fanatyk może dzisiaj strącić pasażerski odrzutowiec, podłożyć bombę pod klinikę ginekologicz­ną lub zastrzelić z karabinu maszynowego grupę dzieci, a wszystko to w błogim poczuciu wierności jedynemu prawdziwemu Bogu. W swoim przemówieniu z roku 1989 Arthur Schlesinger zauważył:

Muszę się przyznać, że jako historyk z pewnym rozbawieniem słucham opinii, wedle których to tradycja judeo-chrześcijańska jest źródłem naszej troski o prawa człowieka, że to w jej tonie zro­dziła się koncepcja, w myśl której każda jednostka ma prawo do życia, wolności i szczęścia na tym świecie. Prawda jest taka, że wielkie religie były i są wobec idei praw człowieka zupełnie obo­jętne. Nie tylko nie protestowały przeciwko ubóstwu, nierówności, wyzyskowi i prześladowaniom, ale udzielały czynnego poparcia niewolnictwu, prześladowaniom, porzucaniu dzieci, torturom i lu­dobójstwu...

W dziejach Zachodu religia niemal zawsze wspierała hierarchicz­ny porządek, silną władzę i nierówności społeczne i nigdy nie mia­ła skrupułów co do mordowania heretyków i bluźnierców. Do końca XVIII wieku tortury stanowiły normalną procedurę śledczą w koście­le katolickim jak również w systemach wymiaru sprawiedliwości większości państw europejskich...

Koncepcja praw człowieka nie ma nic wspólnego z religią. To idea świecka, owoc ostatnich czterystu lat historii cywilizacji Za­chodu. Alexis de Tocqueville przekonująco wykazał, że etyka hu­manitarna zrodziła się z idei równości. To jej zwolennicy ostatecz­nie położyli kres takim przejawom istnienia religii, jak tortury, pro­cesje pokutne i palenie na stosie. Oni również przynieśli wyzwole­nie milionom niewolników. Autorami podstawowych dokumentów, które nadały idei równości konkretny kształt praw człowieka: amerykańskiej Deklaracji niepodległości (1776) i francuskiej Deklara­cji Praw Człowieka i Obywatela (1789) nie byli przywódcy religijni, lecz polityczni.

Mówiąc ironicznie, można przyznać, iż religia pod jednym wzglę­dem przyniosła postęp w zakresie praw człowieka. Tortury stosowa­ne przez inkwizycję i Sąd Gwiaździsty, które miały skłonić herety­ków do zeznań i przyznania się do winy, zainspirowały myślicieli po­litycznych do opracowania projektu piątej poprawki do amerykań­skiej konstytucji, która stwierdza, że „nie wolno wymagać od oskar­żonego w sprawie karnej, by świadczył przeciwko sobie".

Wiele o stosunku kościołów do praw człowieka mówi fakt, iż więk­szość amerykańskich duchownych wszystkich wyznań aktywnie opowiadała się za utrzymaniem niewolnictwa. Historyk Larry Hise odnotował w swojej książce Pro-Slavery, że „duchowni byli autorami blisko połowy artykułów i książek wzywających do utrzymania niewolnictwa, które opubliko­wano w Stanach Zjednoczonych". Hise wymienił 275 chrześcijań­skich pisarzy, którzy powołując się na Pismo Święte, dowodzili, iż biali ludzie mają prawo posiadać czarnych ludzi na własność, tak jak zwierzęta robocze.

W elżbietańskiej Anglii znany z pobożności handlarz ludźmi, sir John Hawkins, nazwał swoje okręty do przewozu niewolników: Je­zus, Anioł i Boża Łaska. Jeśli któryś ze stłoczonych pod podkładem skutych łańcuchami nieszczęśników znał i rozumiał nazwę swego pływającego więzienia, musiało go to przyprawić o szczere zdumienie.

Nie więcej uwagi poświęcił kościół katolicki prawom wielu małych chłopców w siedemnastowiecznej Italii, których kastrowano tylko po to, by ich głosy w kościelnych chórach uzyskały piękniejsze brzmienie.

W naszych czasach agencje informacyjne codziennie donoszą o okrucieństwach popełnianych przez fanatyków religijnych. „Islamscy terroryści", „hinduscy zamachowcy" lub „chrześcijańscy bojówkarze" niemal codziennie goszczą w nagłówkach gazet. Według działającego w Kalifornii Santa Barbara Peace Resource Center, w roku 1988 na świecie toczyły się trzydzieści dwie wojny, z czego dwadzieścia pięć miało przyczyny etniczne, rasowe lub religijne. Zdominowana przez muzułmanów Indonezja dokonała na przykład inwazji na katolicki w większości Wschodni Timor, gdzie w ciągu na­stępnych kilkunastu lat zamordowano kilkaset tysięcy osób. Jeśli zaś chodzi o niezliczone konflikty na Bliskim Wschodzie, teolog Martin Marty z uniwersytetu w Chicago wypowiedział się na ich te­mat następująco: Jeśli choć przez chwilę zastanowicie się nad sytu­acją w tym regionie, zrozumiecie, że za nienawiścią i karabinami kryją się święte księgi.

Znany izraelski pisarz, Amos Elon, twierdzi, że religia i nacjona­lizm stały się w dzisiejszej Jerozolimie bliskimi sojusznikami: „W tym mieście każdy nienawidzi bliźniego swego dla większej chwaty Boga".

Czy religia jest źródłem dobra? Co najmniej jedno można powie­dzieć na pewno: kryje się w niej ogromny potencjał zła - potencjał, który spełniał się tysiące razy w dziejach ludzkości.

Na świecie dzieje się wiele zła, które nie ma zgoła nic wspólnego z religią. W Kambodży w drugiej połowie lat siedemdziesiątych maoistowscy Czerwoni Khmerzy wymordowali co najmniej milion mie­szkańców tego kraju, wprowadzając w życie swój szaleńczy plan zorganizowania całego społeczeństwa w komunach wiejskich. W Ameryce Łacińskiej prawicowe szwadrony śmierci z pobudek poli­tycznych mordują przywódców związkowych i nauczycieli. W Ruandzie i w Burundi, pomiędzy ludami Tutsi i Hutu okresowo dochodzi do wzajemnych masakr na tle zadawnionych konfliktów plemien­nych. Różne pobudki mogą wyzwolić ludzką żądzę mordu.

A jednak mimo wszystko głęboko zasmucający jest fakt, że za sprawą religii, która miała być lekarstwem na ludzkie okrucieństwo, tak szeroko rozlało się morze krwi i że za jej sprawą ludzkie szaleń­stwo przyjmowało i po dziś dzień przyjmuje najbardziej zbrodniczy charakter.

Epilog

Choć zabójstwa na tle religijnym były do niedawna zjawiskiem po­wszechnym, a i dzisiaj nie są rzadkością, większość z nas niewiele wie na ich temat. Kto na przykład słyszał o największej w historii rze­zi religijnej, w której śmierć poniosło około 20 milionów ofiar. Powstanie tajpingów, bo o nim tu mowa, wybuchło w roku 1851 w Chinach po objawieniu, w którym Bóg przemówił do pewnego chrześcijańskiego neofity imieniem Hong Xiuquan, informując go, iż jest on młodszym bratem Jezusa i nakazu­jąc mu, by „pozabijał wszystkie demony" i wprowadził w Chinach system teokratyczny. Nowy prorok powołał do życia „Związek Czcicieli Boga" i utwo­rzył milionową armię świętych bojowników, zachęconych dodatkowo do udziału w wojnie obietnicą nagrody w postaci ziemi i innego majątku pocho­dzącego z łupów wojennych. W ciągu trzynastu lat wojny domowej wojska tajpingów dokonały wielu masakr, aż w końcu zostały pokonane przez armię rządową, w której walczył między innymi regiment dowodzony przez angiel­skiego awanturnika Charlesa Gordona, zwanego Paszą. Nieszczęsnego Gordona trzeba zapewne uznać za ofiarę religijnego przekleństwa. W kilka lat później dowodził wojskami egipskimi w wojnie z fanatykami islamskimi w dolinie Górnego Nilu, gdzie w końcu zginął z ich rąk w walkach o Chartum.

Niewielu pamięta także, że purytanie w Nowej Anglii pod karą śmierci za­kazali działalności grupie wyznaniowej Dzieci Światła (kwakrom) i stracili kilku z nich za niepodporządkowanie się zakazowi. Niemal nikt nie pamięta także, że w roku 1844, w Filadelfii, na tle konfliktu katolicko-protestanckiego, doszło do wymiany ognia artyleryjskiego, w wyniku czego zginęło dwa­dzieścia osób. Do walk doszło, gdyż miejscowy biskup katolicki zażądał, by katolickie dzieci uczyły się z katolickiej wersji Pisma Świętego, nie zaś z Bi­blii króla Jakuba, narzuconej przez lokalne władze oświatowe. Grupy rozju­szonych protestantów wdarty się do dzielnic zamieszkałych w większości przez katolików, puszczając z dymem domy mieszkalne i kościoły. Na ob­szarze miasta wprowadzono Stan wojenny. Uzbrojone w działa wojsko fede­ralne pospieszyło z pomocą zagrożonym katolikom. W odpowiedzi prote­stanci wyładowali armaty z żaglowców zakotwiczonych w miejscowym po­rcie, załadowali je gwoździami i śrubami i rozpoczęli artyleryjski pojedynek.

Okrucieństwa na tle religijnym są stare jak rodzaj ludzki. W Starym Testa­mencie znajdujemy ustępy potępiające mieszkańców Środkowego Wschodu, którzy składali swe dzieci w ofierze bogu Molochowi. Ale święte prawa dawnych Hebrajczyków byty równie nieludzkie. Na ich mocy na przykład miai być zabity każdy, kto pracował w szabat (Księga Wyjścia 31,15 oraz 35,2), a narzeczone, które nie zachowałyby dziewictwa do dnia ślubu mia­ły być ukamienowane. (Księga Powtórzonego Prawa 22,20-21) Według Pi­sma Świętego na śmierć zasługują także homoseksualiści (Księga Kapłań­ska 20,13) i nieposłuszni synowie, których Jahwe kazał ukamienować. (Księga Powtórzonego Prawa 21,18-21). Biblia usprawiedliwia niewolnictwo (Księga Kapłańska 25,44-46) i zawiera liczne fragmenty, w których Bóg na­kazuje swoim wybrańcom, by zabijali niewiernych. Na przykład w Pierwszej Księdze Samuela czytamy: Tak mówi Pan Zastępów: Ukarzę Amaleka za to, co uczyni! Izraelitom, jak stanął przeciw nim na drodze, gdy szli z Egiptu. Dlatego teraz idź, pobijesz Amaleka i obłożysz klątwą wszystko, co jest je­go własnością; nie lituj się nad nim, lecz zabijaj, tak mężczyzn, jak i kobie­ty, młodzież i dzieci, woły i owce, wielbłądy i osty.

Inne starożytne ludy nie byty wcale lepsze. Nawet w pierwszej godnej te­go miana cywilizacji, w starożytnej Grecji, prawo przewidywało wyrok śmierci dla tych, którzy powątpiewali w istnienie bogów olimpijskich.

Mordy natie religijnym nie odeszły do lamusa historii. W naszych czasach nadal zabija się w imię Boga i na jego chwałę popełnia wiele innych okru­cieństw. W latach dziewięćdziesiątych w USA tzw. „obrońcy życia" dokonali wielu zamachów bombowych na kliniki ginekologiczne, w których zgodnie z prawem przeprowadzano zabiegi przerywania ciąży. W roku 1993 w mieście Pensacola na Florydzie pewien fanatyk chrześcijański zastrzelił dr Davida Gunna. Rok później w tym samym mieście zastrzelono lekarza innej kliniki. Tym razem zabójcą był duchowny. Również w 1994 roku w jednej z klinik w Massachussets religijny maniak zabił z broni palnej dwie kobiety, krzycząc do nich: „Powinnyście odmawiać różaniec". W roku 1998 wybuch bomby spowodował śmierć pracownika ochrony i ciężkie okaleczenia ciała pielę­gniarki w klinice w Birmingham. Deklarujący się jako „obrońca życia" snaj­per zastrzelił lekarza w mieście Amherst, w stanie Nowy Jork. Zabójstwa „w obronie życia" zdarzają się także w innych krajach. W roku 2001 pracownik ochrony jednej z klinik ginekologicznych w Melbourne otrzymał postrzał w twarz od jednego z członków pikiety antyaborcyjnej.

Jednym z najbardziej szokujących wydarzeń w Ameryce lat dziewięćdzie­siątych był atak agentów FBI na siedzibę sekty Gałąź Dawidowa w Waco, w Teksasie. Lokalna policja uzyskała informacje, że przywódca sekty David Ko-resh zgromadził arsenał nielegalnej broni. Gdy oddziały specjalne policji przybyły na farmę z nakazem rewizji i zamiarem skonfiskowania broni, wybu­chła strzelanina, w wyniku której zginęło czterech funkcjonariuszy i sześciu członków sekty. Agenci federalni przez sześć tygodni oblegali siedzibę sekty, próbując przekonać jej członków do poddania się. Gdy negocjacje się nie po­wiodły, policja użyła wozów pancernych, które wybiły otwory w ścianach bu­dynków, przez które do ich wnętrza wrzucono pojemniki z gazem łzawiącym. Zabudowania stanęły w ogniu. W płomieniach zginął Koresh i jego siedem­dziesięciu ośmiu zwolenników, wśród których znalazło się osiemnaścioro dzieci. Ośmiu członków sekty, którzy przeżyli pożar, trafiło do więzienia.

A oto kilka innych przykładów dramatycznych wydarzeń o podłożu religij­nym, które miały miejsce w latach dziewięćdziesiątych:

Co zdumiewające, niektórzy mordercy religijni są po dziś dzień przedmiotem czci wśród wiernych. Weźmy przykład szesnastowiecznego księdza katolickiego, późniejszego papieża Piusa V. Jako Wielki Inkwizytor wysłał do południowych Włoch wojsko, które wymordowało około 2 tysię­cy członków ruchu religijnego waldensów. Kiedy ów bogobojny człowiek został papieżem, nakazał dowódcy wojsk skierowanych do zwalczania hugenotów, by zabijał wszystkich jeńców. Pius V był także odpowiedzialny za zorganizowanie ostatniej krucjaty przeciwko islamowi. W 1571 roku utwo­rzona z jego inicjatywy armada dokonała rzezi muzułmanów w bitwie mor­skiej pod Lepanto. On także przywrócił do życia inkwizycję, która miała tor­turować i skazywać na śmierć katolików podejrzanych o herezję. Po śmier­ci Pius V został zaliczony w poczet świętych kościoła katolickiego.

Jak bezwzględny i okrutny bywa człowiek z miłości do Boga! - zadumał się niegdyś angielski pisarz Somerset Maugham.

Podobną myśl wyraził słynny dramaturg Eugene Ionesco: W imię Boga ludzie budują stosy, torturują się i prześladują.

Laureat Nagrody Nobla z dziedziny fizyki Steven Weinberg odnotował:

Z religią czy bez religii są i zawsze będą dobrzy ludzie, którzy spełniają dobre uczynki i ludzie źli, którzy popełniają złe uczynki. Do tego jednak, żeby do­brzy ludzie zaczęli popełniać złe uczynki, niezbędna jest religia.

Przypisy:

39

119

139

139

Wahhabici, zwolennicy religijnego ruchu fundamentalistycznej odnowy isla­mu, stworzonego w polowie XVIII w. przez Muhammada Ibn Abd al-Wahhaba; propagowali powrót do islamu pierwotnego. We współpracy z rodem Saudów w XVIII w. utworzyli silne państwo na Piw. Arabskim. Obecnie działają głównie w Arabii Saudyjskiej. (Przyp. tłum.)

Według prawa islamskiego bluźnierstwo, po stwierdzeniu winy oskarżonego, jest obligatoryjnie karane śmiercią przez powieszenie. (Przyp. tłum.)

Ulemowie to muzułmańscy teologowie. Tytuł określający zwykle sędziów (mufti; kadi). Ulemowie są także obrońcami czystości islamu i przestrzega­nia przepisów religijnych. (Przyp. tłum.)

Według prawa islamskiego bluźnierstwo, po stwierdzeniu winy oskarżonego, jest obligatoryjnie karane śmiercią przez powieszenie. (Przyp. tłum.)

Sam Urban II szacował ich liczbę na okoto 300 tysięcy. (Przyp. tłum.)

Jefferson Thomas, 1743-1826, amerykański polityk, dyplomata i uczony; przywódca rewolucji amerykańskiej, autor Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych 1776; ideolog Partii Demokratyczno-Republikańskiej.; 1790-93 sekretarz stanu; 1797-1801 wiceprezydent, 1801-09 prezydent; jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych; przewodniczący Amerykańskie­go Towarzystwa Filozoficznego. (Przyp. tłum.)

A oto, jak według Stevena Runcimana, autora „Dziejów wypraw krzyżo­wych" (tom 3) wyglądały pierwsze dni po zajęciu miasta przez krzyżowców: „Barbarzyństwo zdobywców Konstantynopola przeszło wszelkie wyobra­żenia. Od dziewięciu stuleci to wielkie miasto było stolicą cywilizacji chrze­ścijańskiej. Przetrwało tam mnóstwo pomników starożytnej sztuki greckiej, na każdym kroku spotykało się arcydzieła znakomitych rzemieślników bizan­tyjskich. Wenecjanie znali się na wartości tych dzieł. Korzystali z każdej moż­liwości grabieży bezcennych skarbów i wywozili je do Wenecji, aby ozdobić nimi świątynie. Francuzów i Flamandów natomiast ogarnął szał niszczenia. Rozpasany mottoch rozbiegł się po ulicach, rabując wszystko, co błyszcza­ło, niszcząc wszystko, czego nie można było zabrać, zatrzymując się tylko po to, aby mordować i gwałcić lub włamywać się do piwnic z winem.

Nie oszczędzono ani klasztorów, ani kościołów, ani bibliotek. W kościele Bożej Mądrości pijani żołnierze zdzierali jedwabne zasłony, rozbili na kawał­ki srebrny ikonostas, deptali po świętych księgach i ikonach. Kiedy rozpasani wojacy zaczęli popijać z naczyń liturgicznych, jedna z ladacznic zasia­dła na tronie patriarszym i zaśpiewała karczemną piosenkę francuską. W klasztorach gwałcono zakonnice. Wdzierano się zarówno do pałaców, jak i ruder, niszcząc je doszczętnie. Na ulicach konały od ran kobiety i dzieci. Ów bestialski rozlew krwi i grabież trwały całe trzy dni, aż w końcu to pięk­ne, ogromne miasto obróciło się w ruinę. Nawet Saraceni okazaliby więcej miłosierdzia - wołał z rozpaczą historyk Nicetas - i miał rację." (Przyp. tłum.)

Bon, bon, pierwotna religia rdzennych mieszkańców Tybetu. Wg tradycji po­wstać miała w Tazig, będącym częścią mitologicznej krainy Olmolungring. (Przyp. tłum.)

Aszantowie, Aszanti, lud afrykański zamieszkujący centralne rejony Ghany i przy­ległe obszary Wybrzeża Kości Słoniowej, a także Togo. Należą do grupy ludów Akan. Posługują się językiem twi (tszi) z grupy kwa. W XVII w. utworzyli państwo Aszantów. Społeczność Aszantów liczy ok. 3,3 min osób (1983). Podstawą orga­nizacyjną są matrylinearne rody. Część z nich to chrześcijanie lub muzułmanie, większość wyznaje anlmizm. Wśród licznych bóstw (obosom), związanych z si­łami przyrody, największe znaczenie ma Njame (Atoapome, Ojankopon) - Stwór­ca, pan nieba, następnie bożkowie rzek, zwłaszcza rzeki Tano. (Przyp. tłum.)

Brahma, w mitologii indyjskiej stwórca świata, bóg-stwórca, jedna z osób Indyj­skiej trójcy - trimurti. Jest on utożsamiany z osobą brodatego starca siedzącego na kwiecie lotosu, posiadającego cztery głowy i cztery ramiona. (Przyp. tłum).

Brahma, w mitologii indyjskiej stwórca świata, bóg-stwórca, jedna z osób Indyj­skiej trójcy - trimurti. Jest on utożsamiany z osobą brodatego starca siedzącego na kwiecie lotosu, posiadającego cztery głowy i cztery ramiona. (Przyp. tłum).

Fulanie, lud afrykański, zamieszkujący w rozproszeniu lub w wyspowych skupiskach niemal całą strefę sawannową, zwłaszcza w Senegalu, Gwinei, Mali, Nigrze, Nigerii, Kamerunie, także w Gambii, Burkinie Faso i Sudanie; ok. 17 min. (Przyp. tłum)

Innymi ważnymi ośrodkami tego ruchu religijnego były m.in. Tuluza i Beziers. (Przyp. ttum.)

Nazwę te przyjął w XIII wieku tzw. Ruch ubogich, biorący początek w XI w., postulujący powrót do ewangelicznej prostoty i ubóstwa pierwotne­go Kościoła oraz pierwszych gmin chrześcijańskich. Rozwijał się dzięki wędrownym kaznodziejom, którzy zakładali nowe klasztory i zgroma­dzenia zakonne.

Antyfeudalny i antykościelny ruch społeczno-religijny, działający w XIII i XIV w. Zarzucał hierarchii kościelnej odejście od ideału ubóstwa. Begardzi zało­żyli religijne stowarzyszenie męskie wzorując się na wcześniej powstałym kobiecym ruchu beginek. (Przyp. tłum)

Kobiecy ruch religijno-społeczny stojący w opozycji do oficjalnego katolicy­zmu. Powstał w XII w. we Flandrii; grupował kobiety zajmujące się działal­nością charytatywną.

Historia tej instytucji swoimi początkami sięga IV w., jednak jej rzeczywista działalność rozpoczęła się w roku 1184, gdy papież Lucjusz III rozkazał wszystkim biskupom zwalczanie herezji, a sądy biskupie otrzymały nazwę sądów inkwizycyjnych. (Przyp. tłum.)

W Polsce dzieło to pojawiło się dzięki tłumaczeniu Ząbkowica. Była to książ­ka niemal kultowa, która wywarła głęboki wpływ na wyobraźnię naszych ro­dzimych pisarzy. W 1570 roku pojawiła się publikacja „Postępek prawa czartowskiego przeciw narodowi ludzkiemu", która zawierała dokładną de­finicję pojęcia „czarownica" oraz opis jej diabelskich pomocników. Żeby nie było jakichkolwiek wątpliwości, czarownica to osoba, mogąca „przeszko­dzić ludzkim robotom, wieszczby powiadać, latać, grady i niepogody czy­nić i inne odmienności, których człowiek pospolity nie może czynić". Bar­dzo ciekawą pozycją okazują się również „Żywoty świętych" ks. Piotra Skargi, zawierające opowieści o życiu świątobliwych ludzi, zmagających się z różnymi przeciwnościami, wśród których ważne miejsce zajmuje walka z pokusami cielesnymi. Pomysłów księdzu nie brakowało - niemowlęta mówią, ludzie chodzą z własnymi głowami pod pachą i podpisują cyrogra­fy z diabłem, wszetecznice uwodzą cnotliwych, itp. Najdonioślejszym chy­ba polskim dziełem, dotyczącym czarownic, stała się „Praktyka kryminal­na", napisana w 1769 roku przez Jakuba Czechowicza. Tytuły poszczegól­nych rozdziałów mówią same za siebie: „O sposobie, w jaki proces formo­wać w sprawie czarostwa", „Jakleml czarostwa dowodzić potrzeba probacjami", „O presumpcjach, które dostateczne indicium do tortur czynią", „Ja­ko mają być karani czarownicy i czarownice z diabłem w ugodę wchodzą­ce i jemu się oddające", „O tych, którzy nie mając wyraźnego z diabłem przymierza nauką się czartowską bawią". Według autora, który był sędzią miasta Chełmna, można wyróżnić trzy rodzaje „czarostw": specles divinato­ria - wróżenie, species venefica (ewentualnie malefica) - prowadzący do nie­szczęść, chorób i śmierci, species amatoria - skłaniający do lubieżności. Dla czarownika jedna jest tylko kara - śmierć. No tak, ale najpierw trzeba przeprowadzić proces, do którego wdrożenia mogły prowadzić trzy drogi. W przypadku pierwszej oskarżyciel zobowiązuje się do udowodnienia swo­ich zarzutów, a nawet do poniesienia kary, jeżeli mu się to nie uda. Drugi sposób był znacznie bezpieczniejszy, ponieważ donosiciel swoją denuncja­cję uzasadniał strachem przed karą boską lub sądową i nie musiał przyta­czać żadnych dowodów. Trzecia drogato inkwizycja, uzasadniona plotkami o Istnieniu czarownic w jakimś mieście. Mogły one stać się przyczyną roz­poczęcia śledztwa, a wtedy wystarczyły zeznania jednej osoby, nawet ta­kiej, która w „normalnych" procesach nie mogła w ogóle występować jako świadek. Najlepsze oczywiście było przyznanie się do winy przez samą oskarżoną, choćby treść jej zeznań była całkowicie niedorzeczna. Jeżeli jednak nikt nie kwapił się, by poprzeć rekryminację, trzeba było sięgnąć po najdoskonalszy sposób, czyli tortury, które były dozwolone np. wtedy, gdy u oskarżonej znaleziono garnek z robakami lub hostiami albo przy pojma­niu krzyczała ona, że już zginęła. (Przyp. tłum.)

Chodzi tu o jednego z tzw. antypapieży z pierwszych lat XV wieku, a nie dwudziestowiecznego reformatora kościoła. (Przyp. tłum.)

Antytrynitaryzmu - nurt doktrynalny w chrześcijaństwie odrzucający koncepcję Trójcy Świętej i negujący boskość Jezusa Chrystusa. (Przyp. tłum.)

Sąd Gwiaździsty (1486-1641), w okresie panowania Karola I stał się symbo­lem nieuczciwości i nadużyć władzy przez króla i jego otoczenie. Przy jego pomocy monarcha pozbywał się wrogów religijnych i politycznych. Posie­dzenia sądu były niejawne, a jego wyroki surowe i wykonywane bezzwłocz­nie. Nazwa trybunatu pochodziła od gwiezdnego wzoru wymalowanego na powale komnaty w zamku Westminsterskim, w której odbywały się jego po­siedzenia. (Przyp. tłum.)

Rozejm Andruszowski, zawarty 1667 roku w Andruszowie między Polską a Rosją na 13 i pół roku, zakończył wojnę polsko-rosyjską.

Sipaj, sepoy (z hindi sipahi - „jeździec, kawalerzysta"), żołnierz indyjski w służbie państwa europejskiego, zwłaszcza w wojsku brytyjskim w Indiach.

Getta żydowskie to wynalazek kościoła katolickiego. W roku 1555 papież Paweł IV wydał bullę Cum nimis absurdum, na podstawie której utworzono w Rzymie pierwsze getto żydowskie: „Wszyscy Żydzi winni mieszkać na jed­nej ulicy (...), ulica, względnie kwartał żydowski mają być otoczone murem i winny mieć tylko jedno wejście (...)". Synagoga mogła być tylko jedna, in­ne' należało wyburzyć. Powtórzono też zapis o konieczności noszenia przez ludność żydowską oznakowań (żółte kapelusze i takież welony dla kobiet) oraz zakaz leczenia chrześcijan przez lekarzy wyznania mojżeszowego. Te regulacje przetrwały w Rzymie aż do XIX w. Następnie getta powstały we wszystkich miastach papieskich. (Przyp. tłum.)

Nakaz noszenia przez Żydów specjalnie oznakowanej odzieży wprowadził papież Innocenty III, który wydał akt nakazujący Żydom noszenie znaków na ubraniu (początek XIII w.). Na przykład na Śląsku Żydzi musieli nosić wyso­kie kapelusze. Arcybiskup Mikołaj Trąba zmienił to oznakowanie i zamiast kapeluszy nakazał Żydom noszenie czerwonych kółek przyszytych do ubra­nia (Przyp. tłum)

Na przykład w języku telugu z południowo-wschodniej grupy języków drawidyjskich, używanym w Indiach w stanach Andhra Pradeś, Karnataka, Orisa, Madhja Pradeś (ok. 38-55 min mówiących), istnieje zwrot 'mata gharshana', gdzie „mata" oznacza religię, a „gharshana" - przemoc, walkę. (Przyp. tłum.)

Określenie pochodzi od angielskiego słowo ..provisional" (tymczasowa) jak określano radykalne skrzydło IRA.

Hadżdż [arab.], pielgrzymka do Mekki, obowiązująca przynajmniej raz w życiu (w miarę możliwości) każdego wyznawcę islamu; jedna z 5 zasad is­lamu zwanych filarami wiary (arkan).

Buzkaszi (afg.), dost. wydzieranie sobie kozy; sport, gra afgańska, w której każdy z dwu zespołów po 5-10 jeźdźców (czapandazów) usiłuje przerzucić cielę (pozbawione głowy) z jednego koła (wyrysowanego na boisku) do drugiego, przeszkadzając zarazem przeciwnikowi. (Przyp. tłum.)

Kulty cargo nazwa nowych kultów religijnych rozpowszechnionych zwła­szcza w Melanezji, których wyznawcy oczekują nastania nowego porządku (opartego na równości rasowej między białymi i kolorowymi mieszkańcami świata) i raju na Ziemi. Ich zwiastunem są dla nich przybywające zza morza statki i samoloty przywożące produkty współczesnej cywilizacji; aby przy­spieszyć działania nadprzyrodzonej mocy, tubylcy budują nabrzeża dla stat­ków, pasy startowe dla samolotów I magazyny dla przywożonych towarów; wiara w nastanie ziemskiego raju sprzęga się również z wiarą w powrót do ziemi ojczystej ich własnych przodków; z amalgamatu tych wierzeń wyłania­ją się różne rytuały, rodzą się nowe wzory zachowań spot.; na obszarze Iria­nu Zachodniego kulty cargo istnieją już od połowy XIX wieku. (Przyp. tłum.)

Baal, kananejski bóg burzy i urodzaju. (Przyp. tłum.)

Moloch, chtoniczne bóstwo semickie czczone zwłaszcza w Kanaanie. Uwa­żane także za boga ognia. Molochowi składano ofiary z ludzi, głównie z dzieci. (Przyp. tłum.)

Ra, w mitologii starożytnego Egiptu bóg Słońce. (Przyp. tłum.)

Izyda, egipska bogini, która początkowo była personifikacją tronu królew­skiego. Według mitologii egipskiej żona Ozyrysa i matka Horusa; patronka magii. (Przyp. tłum.)

Thomas Jefferson, uważany za głównego autora Deklaracji niepodległości, napisał w roku 1800 w liście do Jeremiasza Moora: „Duchowieństwo i reli­gia, wywalczywszy sobie oficjalny status państwowy i włączając się w ma­szynerię władzy, było główną siłą występującą przeciwko obywatelskim i re­ligijnym prawom człowieka". (Przyp. tłum.)

W obronie niewolnictwa -przyp. tłum.)



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Święty koszmar Ilustrowana historia mordów i okrucieństw religijnych James A Haught
Święty, Święty
Święty w kapeluszu
Michaels Leigh Kim jesteś Święty Mikołaju
Litania do Wszystkich Świętych Melodia II
Święty Andrzeju, Przedszkole, Andrzejki
7 BRACI ŚPIĄCYCH, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
! Wotywa o Duchu świętym (bł. Arabka) - fiszka A5, teologia, teksty
W listopadowe święta, KATECHEZA, Wszystkich Świętych
Litania do Wszystkich Świętych po polsku, W dogmacie wiary
CZTERY WYMIARY KULTU ŚWIĘTYCH, Biblistyka
IKONOGRAFIA ŚWIĘTYCH, WYKŁAD XI, 01 11
IKONOGRAFIA ŚWIĘTYCH, WYKŁAD X, 12 10
święty mikołaju

więcej podobnych podstron