Scena 1 - Piekło (Diabły grają w kości)(muzyka dla diabła)
L: Cicho błazny! Nie ma się tu cieszyć z czego, trza się brać do dzieła złego. Chwalić się tu przed swym szefem, jakoście ludzi zgorszyli. Po kolei zdać relację!
Ch: (z drwiną) Oczywiście. Wasza przeobrzydliwości. Pełna złości i podłości. Dzięki mnie przeliczne rzesze, grzeszą ku twojej uciesze. Dzięki mnie przeliczne tłumy, biegną jakby na wyścigach.
L. Pięknie chciwcu, sknerów sknero.
Ch: Ludzie podli i naiwni, widzą grosz - to są tak dziwni. Mówią: (z kpiną) `żeby żyć muszą mieć'. Ja podszepnę słowo: `bierz!' Chciwy leci tak, jak zwierz! Pożądliwość w sercu budzę: „Bierz na zapas. Niech się mnoży. Nich ci rosną kapitały. Idź po trupach do swej chwały. Zabierz cudze, kradnij, bij, handluj, zagraj, wdaj się w hazard”. Niech się wróci cielec złoty - wynik diabelskiej roboty.
L: Och rozkoszne widowisko. Ten tłum skacze do pieniędzy, jak psów sfora starej jędzy.
Ch: Tłum obłędny się nie wstrzyma. Wnet nie będą Boga znać. Wszyscy padną u twych nóg.
L: Chytry lisie, oby tak się toczył bieg. Ciekaw jestem, co tam reszta.
P: Jam twój sługa od popędów, a więc słuchaj, jak wygląda głupich ludzi pożądliwość. Chcą dać rozkosz swemu ciału.
Ciało źródłem przyjemności, budzę więc pożądliwości. Głupi ludzie, tańczą młodzi, starzy - wszyscy. Świątek-piętek: disco huczy, znieśli post: monomania. Ludzie- mięso. Pragną szczęśnie i w rozkoszy swoje nędzne życie wieść. Nie są w stanie uczcić Boga. Słyszysz z ust Czystości Wroga. Wszyscy padną do twych nóg.
L: Z ciebie to jest gęba łgawa. Jednak wierzę. A ty, co?
A: Wstrętny, podły i przegrzeszny, jam twój sługa jest ucieszny. Tyś powiedział do Adama: `Zjedz to jabłko, będziesz mądry - jak sam Bóg”. Piękne kłamstwo, do dziś w ludziach funkcjonuje. Genialnie skłamałeś: `Jedz jabłuszko'.
Wiesz co? Było hasło: „Na większą chwałę Boga”. Teraz nowe na nich czeka: „Na większą chwałę człowieka”
L: Antypokornus. Obiecuję, jakom diabeł. Za ten wyczyn będzie awans!
A: Ja ci też coś obiecuję. Przebrzydły Lucyferasie. Nie będzie ludzi w świątyniach. Kto tam będzie chciał się modlić? Ja potrafię ich upodlić. Wiesz, co nawet wymyślili? „Umarł Bóg, my zaś nadludzie” (diabelski śmiech).
L: Doskonały diabeł z ciebie. Durny, ale mimo wszystko…
Ch: Doskonały? (z ironią)
A: Szefie gnuśny. Ja im zrobię(z kpiną) `raj'! na ziemi. Wzniecę bunt przeciwko Bogu. Podbuduję głupków męstwo, niech się porwą na zwycięstwo.
L: Dobrze mówisz - pyszny trutniu. Swym zastępcą cię mianuję(gest mianowania). (złość-zawiść)Jak ja wspomnę, że mnie Stwórca z wysokiego strącił nieba rodzi się zemsty potrzeba (tupie ze złości). Będzie pełne piekło ludzi, i diabeł się nie znudzi.
P: Prawda.
Ch: Dobrze mówi.
L: Jak Lucyfer przyzwoity wrzeszczę na głos: Jam jest wódz. Jam jest twórca nieprawości, przecież mogę wszystko rzec: żem jest Alfa i O-mega. Co ty na to?
A: Szczera prawda, prawda szczera. Człowiek w grzechu niech umiera.
(anielska muzyka, błyski jasnego światła)
P: Lucyferze, co się dzieje(strach)? W twoich oczach błyszcz lęk. Błyszczy niebo, wicher wieje, w czym ukryty rzeczy sęk?
Ch: (spokojnie)Jam jest dobrym astronomem. (patrzy przez lunetę)/Układ gwiazd mi podpowiada,/ że wesele się szykuje,/ lecz…(z obawą) nie dla nas.
P: Kto się żeni?
Ch: Za wcześnie na zaślubiny./ (strach-przechodzący w krzyk) Widzę postać Dzieciny. /Straszna to dla nas nowina - diabła dramat się zaczyna./ Diabły. Chyba oszalejem. /Coś dziwnego jest w Betlejem. /Ta myśl rozpacz we mnie budzi. Gwiazdy mówią: Zbawca Ludzi!!!
(Słychać anielskie Gloria)
L: (pewnie)Nie bać mi się diabły moje. /(z lękiem patrzy na gwiazdę)Wytężymy siły swoje./(myśli) Trzeba wybrać nam jednego, niech (z ironią) `powita' Zbawcę (z pogardą) tego.
(krzyki diabłów): On, ten, Popędliwie.
P: Ja nie pójdę, działam z piekła, na ziemi się nie pojawię, bo się powietrzem zadławię.
L: Pójdzie Chciwiec.
Ch: Dość roboty mam z pieniędzmi i robota mi się zbiera, bo muszę zgorszyć … maklera!
L: Trzeba wysłać super diabła! Może Antypokornego?
A: Panie, powiesz, żem jest lizus. /Tyś jedynym zawodnikiem. Zrobimy cię na człowieka i poślemy cię do ludzi.
(wszyscy): Tak, tak. Wredna prawda, dobrze mówi.
L: Dobrze. Sam pójdę do Betlejemu, `ukłonić się' Zbawcy temu. Ludziom w głowach powywracam - wydrwię, wykpię, no i wracam. (do widowni) Nikt nie będzie witał Boga. Nikt nie powie tam Hosanna. Kurtyna
Scena 2 - Niebo
(muzyka dla aniołów)
G: Bracia moi ukochani, zapewne żeście słyszeli, jakie to poselstwo miałem.
M. Wiemy dobrze Archaniele, mówi się tu o tym wiele. Powiedz nam, jak tam było w Nazarecie?
G: Więc słuchajcie Boży słudzy. Tak mi zlecił Pan nad Pany, nasz Bóg jeden ukochany. Otóż zechciał nasz Jedyny (tajemnica) wyswobodzić ludzkie syny. (radość aniołów) Wielka miłość zapragnęła zbawić świat (zaduma) zraniony grzechem.
R: (przypomina sobie własne wahanie - smutek) Zaraz po tym, jak niektórzy z nas bunt wzniecili. Nie chcieli służyć Bogu i Jego arcydziełu - człowiekowi. (z trwogą) Szatan wszczepił w ludzkie ciało jad grzechowy. Zaraz po tym to się stało.
M: Też pamiętam. Tam w ogrodzie, w ziemskim raju dał Jedyny nasz, Najwyższy ludziom co tylko pragnęli. Cóż za rozkosz tam przebywać, co za strata, cóż za szkoda.
R: Tak to było i się pewnie nie odwróci. (zaskoczenie nowa myślą) Lecz to się z miłością kłóci, aby nasz Najwyższy, w nędzy pozostawił ludzi.
G: Tak więc wracam do tej sprawy. Zapragnęła Boża Miłość naprawić złe grzechu skutki. Więc słuchajcie: Zechciał Najwyższy Pan Bóg, abym udał się na ziemię i zwiastował radość ludziom.
M: Mówże prędko, bo słyszałem, że Maryję odwiedziłeś.
G: Otóż tak: (ciekawość - odkrywanie) Przybyłem na tę ludzką ziemię. Złożyłem Maryi wizytę i mówię zaraz: „Nie bój się Maryjo. Przychodzę od Boga samego”.
M: Cóż się potem stało?
G: A więc mówię Maryi: „Bądźże pozdrowiona, pełna łaski, nie lękaj się, bowiem przecie przyniesiesz na świat Boże Dziecię”. Panna onieśmielona, nad wagą słów zamyślona spytała: Jak to, wszak męża nie znam?”
R: Piękne to posłannictwo. Mów dalej bom bardzo ciekawy.
G: Mówię do tej Najśliczniejszej: „Dla Boga wszystko możliwe. Toż Jego moc Cię osłoni, dasz na świat Jego Syna. Będzie on Królem ludzkości i grzesznym ludziom pomoże. Wielki to zamysł Boży, że Syna wam ofiaruje”. A na to panna mi rzecze: „Jam zawsze Bogu służyła, święta jest dla mnie Jego wola”.
AS: Ja tylko słuchać tu mogę. Radość związała mi język. Cóż można dodać do tego? Bóg ludziom dał Syna Swego. Kiedyż się pocznie na ziemi?
G: Oto niebawem w Betlejem spełni się obietnica, którą to Maryi przekazałem.
R: O, jakżem radosny. Polećmy wszyscy(zrywają się wszyscy aniołowie) przywitać, zaśpiewać z radością. Niech niesie się Gloria w niebiosa.
(anielska muzyka - Gloria)
G: Zapewne się tam zjawimy - staniemy przed Bożą Dzieciną,
(muzyka dla diabła)
G: lecz zjawił się problem nowy, co mówię z poważną miną.
(spoza sceny głos Lucyfera):
L: Nikt nie będzie witał Boga. Nikt nie powie tam Hosanna.
(słychać radość diabłów)
M: Czyżby ten z piekła znów coś wymyślił?
G: Oj tak. Przeraził się gwiazd wymową. Sam chce się wybrać na ziemię i zniszczyć nam przywitanie. Musimy wybrać jednego, niechaj do walki z nim stanie.
M i R: (zrywają się wszyscy aniołowie)Ja, ja pójdę.
G. Pomału bracia kochani. Bo połamiecie skrzydła. Rozstrzygnę ten spór po swojemu. A raczej to po Bożemu. Wszakże Ten, który się zrodzi, będzie świat uczył pokory. Nowe postawi im wzory, wywyższy sierotę i wdowę i pochwali prostotę i cichość. Wyjdźmy tym myślom naprzeciw. Wybierzmy według tych myśli.
(chwila zastanowienia)
G: Widziałem z jaką uwagą słuchał mych słów ten, co Stróżem go nazywamy. W pokorze oraz cichości rozważał te wielkie dzieła. Poradzi sobie na pewno. Nie straszna dlań diabelska burza. Wyślijmy Anioła Stróża.
M i R: Prawda, święte słowa.
G: Czy pójdziesz?
AS: Zaszczyt to dla mnie Gabryjelu, że choć jest nast. tu tak wielu, to właśnie na mnie wskazałeś. Więc idę podszepnąć ludziom, by uważali na wroga: Niech idą przywitać Boga. (radość Aniołów)
Kurtyna
AKT I: U Baltazara
(muzyka dla diabła)
M: Dziwne rzeczy, rozmawiam z tobą od rana i nic z tego, czuję, że nie dopnę swego.
L: Dopniesz, dopniesz - kłam go dalej!
M: Czy ty myślisz Baltazarze, że ta gwiazda to znak Boży? Bo się we mnie wciąż strach mnoży!
B: We mnie nadzieja się budzi, że jest to - znak Zbawcy ludzi.
L: Co?! (z ironią) Mądryś ty!
AS: Chcesz go kusić? Rób to dalej. Szkoda każdej twojej chwili. Jako anioł strzec go będę i do dobra go zaprzęgnę.
M: Co pomyślą mądrzy ludzie? Rzekną: "Baltazar utracił głowę, Zbawcy szuka!" Ja nie mogę. A w dodatku mnie wyśmieją, że mój uczeń szuka `prawdy'(załamany).
L: Piękne słowa! Ćmij go dalej!
AS: Diable, mówię ci - nie szalej!
L: Ja ci mówię, mnie się zdaje, nic nie będzie z tej wycieczki do szopeczki!
AS: Mnie się zdaje coś innego, lecz tobie licho do tego! Nie złamiesz jego zamiaru.
B: Nie wstydzę się szukać prawdy, nie wstydzę się...
L: Pomalutku przyjacielu! Mędrców - szukających prawdy - mieliśmy już wielu i co? Każdy suchy, przygarbiony, oczy na tych książkach stracił. A kto mu kiedy zapłacił?
B: Coś mi szepcze, bym tam nie szedł.
M: (z radością) Ukochany Baltazarze! (z obawą) Widzę, rozum ci odbiera. Kto ci szepce? Wszak tu pusto! Sami tu przecież jesteśmy. Po co tam, do Jeruzalem? Źle ci królu tutaj z nami?
B: Tak, tam pójdę, niech mi wreszcie wytłumaczą to proroctwo, które mówi: "Wyjdzie Gwiazda Jakuba i z Izraela powstanie...". Czemu milczysz? Takiś mądry, to mi tłumacz!
M: Myślisz, że te słowa mają coś wspólnego z ową gwiazdą? Nie królu,/ bądź rozsądny! Chcesz się udać do kapłanów i w dodatku izraelskich?
L: Cudne słowa, mądra głowa! Cóż za mędrzec! (z podziwem) - Jak kolega dla mnie kłamie!
AS: Kłamie, kłamie - niesłychanie - ale kłamstwo diable drogi maciupeńkie miewa nogi!
L: (mówi do Mędrca) Zbyt ukrywasz swoją mądrość, Wystąpże wśród mędrców w Atenach!
M: O, mam pomysł! Pójdź do Aten, nie do Jeruzalem.
AS: (do mędrca) On gdzie indziej się wybiera. Daj mu spokój!
M: Co proszę? Niczym chyba ma zachęta, gdy decyzja już podjęta. Mów gdzie pójdziesz: Ateny czy Jeruzalem? Przecież Żydzi nie mądrzejsi ponad Greków. Szkoda twoich błędnych kroków.
B: Idę do Jeruzalem. Przecież Żydzi przechowali najcenniejsze z ludzkich myśli: Wiarę w Boga i nadzieję, że się ma pojawić Zbawca. A co Grecy ? Tylu bogów, że nie zliczysz. Żydzi święte księgi mają. Oni proroków słuchają.
M: Proroków? Pośród ludzi szukaj wiedzy. Sam bądź gwiazdą! Ty jak gwiazda ludziom świeć i w swój rozum tylko wierz!
B: Tyś był mym nauczycielem, ale prawdy mi nie dałeś, Sam się nad nią pochylałeś i nic z tego! Wieczną prawdą jest sam Bóg
M: Co ty powiesz Baltazarze?
B: Mędrcze wielki! Tyżeś uległ ojcu kłamstwa, to ci uczeń twój wypowie. Zwiódł cię szatan!
M: (klęka - prosi) Jako syna cię kształciłem Bałtazarze. Posłuchajże moich słów. (ręką zasłania Biblię) Nie myśl o tej wiecznej prawdzie, zapomnij o Jeruzalem - Chcę ci dobrą wskazać drogę. Więcej uczynić nie mogę. Więc wybieraj! Idziesz, czy zostajesz przy mnie?
(Muzyka dla Królów)
(wchodzą Kasper i Melchior)
Mel: Bądź pozdrowion Bałtazarze i ty mędrcze! Pokój z wami!
K: Pokój z wami! Co się stało, wszak dziwaczne macie miny?
B: Zawsze mili goście dla mnie, zwłaszcza teraz!
Mel: Co się stało? O co chodzi bracia mili? Czyżbyście się pokłócili?
B: Drobna sprzeczka. Nic wielkiego.
K: Innym razem posłuchamy, bowiem dzisiaj pozdrawiamy i idziemy w dalszą drogę Baltazarze
B: Dokądże to ukochani współziomkowie? Wszak ja królem, wy królowie.
K: Do Jeruzalem kochany. Widzisz znak ten niesłychany?
B: Nie... nie wierzę! Własnym uszom nie dam wiary! Jak wspaniale bracia moi! Właśnie tu jest źródło sprzeczki. Mędrzec bowiem mi odradzał, jam uparty... Sam już nie wiem.
Mel: To chodź z nami! Spostrzegliśmy dziwną gwiazdę, to idziemy. W świętych księgach izraelskich jest proroctwo o tym znaku. Więc idziemy z wiedzy braku.
B: Niech was niebo błogosławi, żeście przyszli do mnie dzisiaj. Ruszam z wami!
M: Ludzie święci, co jest grane? To już cuda niesłychane! Ludźmi manewruje gwiazda... (kurtyna)
AKT II: Na prerii
S: Prerie i stepy! Zdarłem już trepy, ludzie łaskawi, Bóg błogosławi, tym, co gościnni i w dom przyjmują.
J: Jeśli to prawda, to właź w gościnę, bom tu najstarszy, więc przyjmę ciebie!
S: Dzięki ci szczerze! Steve się nazywam.
J: Mów do mnie John. Cowboy szalony. Tam me kompany: Roland, George i Mickey. Czuj się jak w domu.
S: (kłamie) Jestem wygnańcem. Już miałem siedzieć w zamku na tronie, lecz mnie dopadli, wytłukli skronie, forsę zgarnęli, zamek zabrali, z kraju wygnali.
G: Siadaj. My nie zdrajcy.
R: Chcesz nas zwerbować, by tron odzyskać? He?
S: Ooo! Gdybym takich skupił przy sobie, to kto wie, kto wie? Wezmę na żołdzik walecznych paru, a po robocie sypnę dolarów!
(muzyka dla diabła)
L: Mój ci człowiek złoty - cygańże dalej farmarskie koty!
AS: Tyś go tu przysłał! Smołotopie!
L: Ja aniołeczku, biała papugo! Ja, diabełek!
M: Mówisz dolary?! Ja to się nawet rzucę na kolce - byle mieć dolce!
J: Cicho cowboye! My prości ludzie. To z zamku człowiek.
S: Bardzo ja cenię waszą prostotę.
L: I przegłupotę!
S: Może bym kupił od was owieczki? Wypłacę w złocie!
J: Bądź naszym gościem, a o sprzedaży to jeszcze nie wiem.
G: Dobrze by było - owce, barana, psa oraz kota wymienić szybko na sztabkę złota!
S: Widzę, żeście równe chłopy, nie boicie się roboty i lubicie żyć wesoło. Więc zabawę proponuję. W country chłop się nie marnuje!
J: Hej kowboje! - wola pana - tańczyć możem aż do rana!
(Muzyka - kowboje tańczą)
L: Co za rozkosz nie chcą nawet o tym mówić. Jakieś dziecko u kołyski zaćmi im butelka Whisky. Jakem diabeł tak się stanie! (stawia butelkę)
AS: Nędzny diable! Nie trudźże się i tak pójdą ujrzeć Dziecię!
(kiedy już śpią)
L: Śpijcie, śpijcie, byście czasem nie dojrzeli, jak się wstrętna gwiazda bieli, byście czasem nie odczuli, że się Dziecko w Matkę tuli - w nędznej szopie!
AS: Daj im spokój, ja ich zbudzę!
L: Tylko spróbuj!
AS: Tak, zobaczysz, co się stanie!
L: O kowboje, o kowboje! Białolicy mi nie wierzy! Nie chcecie witać Paniątka, ale targu o bydlątka wam potrzeba. Głupi człowiek w swej chciwości toby nawet ojca sprzedał. A za złoto... to i Boga!
AS: Lucyferze! Lucyferze! (donośnym głosem)
L: (z drwiną) Co ma znaczyć głos mi znany, ale mocny niesłychany? Białolicy, skąd ta siła?
AS: Tu zabawa się skończyła! Zapomniałeś, żeś ty zdrajca? Żeś się w niebie sprzeniewierzył. Tam żeś przegrał, tu nie wygrasz!
L: Jasnolicy - do kaplicy! Tam się wydzieraj! I mi przestań przypominać moją klęskę. Tfu! Nie pozwolę, żeby oni hołd złożyli Jezusowi!
AS: Ponad tobą jest Pan w niebie, który wsławi swego Syna. Już radosna jest nowina między ludźmi! Wynoś się stąd! Nie pozwolę, by ten kłamca co tu przyszedł, zwiódł farmerów.
L: O ty lisie! Jeszcze wrócę! A ten oszust Stevem zwany ma cyrograf podpisany!
(L wychodzi - budzi się Roland)
R: Co za śliczna noc przemiła! Jakby mnie mama tuliła. Oj szczęśliwy ja ci kowboj. A do tego ten tu facio złotem płacić jest gotowy. Ale co jest - głowo ciasna! Niby w nocy, ale jasno? Chłopy, kumple, otwierać zaspane gały, żeby niebo oglądały! Co za gwiazda! (chwilę się dziwuje) Wstawać ludzie! Hej! hołota, wszakże to zapowiedź złota!
AS: Mówisz: złoto? To coś więcej. To wasz Zbawca zszedł na ziemię, a w twej głowie jakieś złoto?
R: Zbawca? (anioł wychodzi)
M: Z kim ty gadasz?
R: Nie., nie... tak do siebie... Patrz, co dzieje się na niebie!
(cicha muzyka- Anielskie Gloria)
(wstaje reszta)
J: O, u licha! Co za światło! Roland co jest?
S: Dla was świeci złoto moje!
G: Głupiś, przecie my go jeszcze nie odzyskali!
J: Słychać tu jakieś śpiewanie i przepiękne jakby granie.
S: He! Zabawa dobra była, to muzyka się ukryła no i dalej echo niesie!
R: Coś ty, głuchy? To się wcale nie dziwię, że ci ten zamek zabrali, z kraju wyrzucili, no i dokopali!
M: Co za łuna! Niebo błyska i razi moje ślepiska.
R: Moje też już załzawione. Och, ta przeklęta alergia! Iluż ludzi cierpi na to.
G: Ludzie święci, trza się chować, bo się można rozchorować! Johny, Johny, co tu robić?
J: Ledwo patrzę na to okiem. Nie wiem, nie jestem prorokiem.
S: George, może tam jest jakiś pożar?
S: Jak mnie z zamku wygnali, to widziałem, jak się pali...
(przychodzi anioł)
R: Kto tam łazi taki biały? John, poznajesz, kto to taki?
J: Coś ty, Roland, nie znam gościa!
AS: Kimże jestem wiedzieć chcecie? Wkrótce tego się dowiecie, ale dobre wieści sieję! Chcecie wiedzieć co się dzieje?
M: Gadaj prędko, bo oślepnę! Co jest grane! Czy to jest zapowiedź złota? Nie rozumiem, bom idiota!
(przychodzi L i się przysłuchuje)
AS: Wesołą nowinę dzisiaj wam przynoszę. Lecz mam prośbę małą: Do Betlejem proszę. Panna porodziła. Dziecię - Król leży w żłobie, lecz nie ma żadnej korony na głowie.
S: Co za prośba! Do Betlejem? Gościu, my tutaj szalejem! Farmerzy mnie obiecali - za to niech ich każdy chwali - bo jest szansa zdobyć złoto! Ty im mówisz: Dziecię. Kto to? Ja im ofiaruję złoto!
G: Co się dzieje na tym niebie! Mówże, co za dziwne znaki.
L: Mówię wam, pożar chłopaki! Wy o złocie myślcie lepiej.
AS: Ja wam pragnę wytłumaczyć, co te znaki mogą znaczyć: To jest świętej gwiazdy światło!
L: Nie, tam ogień farmę strawił.
AS: Na ziemi się Zbawca zjawił. Wszakże był zapowiedziany.
L: Wam jest dolar obiecany! Wy się lepiej spać połóżcie! Temu białemu nie służcie!
AS: Więc powiadam Georgu, Johnie, Rolandzie i ty Michaelu! Dziś w Betlejem Pan zszedł z nieba, a Steve kłamie was o złocie - diabła sługa!
L: Po mnie spływa potu struga, jak ten biały moich ludzi wciąż obraża! To śniegowy biały bałwan. Cóż on sobie wyobraża?
J: Istnie, biały gościu, w Biblii też czytałem.
J: ..że się miał Bóg zrodzić, objawić swą chwałę. Gdzie to Dziecko leży?
AS: W betlejemskiej szopie.
G: Johny! Tyś zapominał o tym Steve'a złocie?
J: Cicho chciwcu, ja tu rządzę! Przypatrz ty się tu na Steve'a. Wiesz co Georg, ja ci mówię, że on tego zamku nie miał. Nie miał złota, nie miał tronu, przyszedł tutaj po kryjomu, bo był głodny. Oszust jeden!
R: Dyć to prawda...
M: Słuszne słowa. A więc chodźmy do Betlejem. Co do złota: tak się dzieje, że gdzie ono - krew się leje!
R: Więc chodźmy przywitać Dziecię. Nie chcę złota!
L: Chcesz, ale nie wiesz! Może lepiej wpierw po złoto, a dopiero potem po to, do tego Betlejem? Idźcie choć na kompromisik! Toż to Dziecko nie ucieknie! Inaczej się diabeł wścieknie!
AS: To się wściekaj. (do Johnego) Ty nie czekaj - tylko dawaj rozkaz swoim - i ruszamy do Betlejem - Zbawcę witać!
J: Jakom kowboj sprawiedliwy, mówię OK gościu tkliwy! Brać się bracia!
L: Wyście też są bici w ciemię. Ja wam te zamiary zmienię!
AS: Idziemy!
L: Stop!
AS: Chodźcie wreszcie!
L: Halt! Hołoto - idźcie ze Stiwem po złoto!
Kuryna
Akt III U Heroda
(żołnierze chodzą w przeciwnych kierunkach, zatrzymują się i patrzą, czy nie idzie H., schodzą się do środka)
S1: Mój bracie w służbie - myśl mnie frapuje: Herod nasz dziwnie się zachowuje …
S2: Gorsze ma dni w swym panowaniu, jedzenia ujął, bredzi na spaniu, to wszystko przez te przedziwne wieści. (H. wypytywał się)(H. wchodzi niezauważalnie, żołnierze rozbiegają się)
H: Co tam szemracie?| Przeciw mnie spisek?
S1: Skad panie? My dyskutujemy, w jakim król jest stanie.
S2: Król nasz wymarniał, nie odzywa się. (H. siada)
H: A powód znacie, czemu te zmiany. (S2 podchodzi do H)
S2: Panie nad pany, powód nam znany - ale czy warto?
H: Powód wam znany,/ (wstaje) plotki się niosły. Po moim zamku kłamstwo rozniosły.
(S1 przygarbia się i uniżenie)
S1: Herodzie, królu - odrzuć swe troski - wielkim są kłamstwem owe pogłoski.
(H. podchodzi do S1, S1 cofa się ze strachu, H. robi kółko, zatrzymuje się na środku)
H: Byś się nie mylił, bo w innym razie głowa ci spadnie. Lecz gdy jesteśmy w owym temacie - mów co nowego. Bo żem w cierpieniach. Wszystko chcę wiedzieć o tej dziecinie, zanim nie zginie.
(S1 podchodzi do H. i mówi mu na ucho, w tym czasie wchodzi L, wchodzi na tron i podsłuchuje)
(muzyka dla diabła)
S1: Ponoć nowonarodzony gdzieś w Betlejem w żłobie leży. To żaden król, to istne bzdury.
L: To istne bzdury. (L. zeskakuje z tronu z ukłonem i udaje się na swoje miejsce z boku sceny)
(H. bierze żołnierzy za ramiona, sprowadza do środka)
H: Co jeszcze wiecie?
S2: Niesie się plotka, że owe Dziecko ma być Mesjaszem,/ lecz to przesada - tu siedzi mesjasz,( S2 pada na kolana przed H) Herod kochany. Pan nad Pany.
H: Szczerze lizusie mówić kazałem. Prawda, co o mojej chwale mówicie?
S1, S2: Prawda, prawda jaśnie panie.
L: Dalej, dalej moje dranie. Kłamcie ile wlezie.
H: Ale dziwne, że ta plotka już obiegła kawał świata. Ciebie wysłałem, żebyś szpiegował. Coś się dowiedział?
S2: Królu - wczoraj słyszałem, jak to żołnierze o Betlejem pod starą palmą rozprawiali…
H: Czy moje wojsko jest mi wierne? Nie ma tam spisku?
S2: Wierność legionów tobie jest dana.
H: Czuwajcie sługi. Oby tak było. Wypłacę w złocie. (rzuca sakiewkę na podłogę, żołnierze biją się o nią)
(słudzy wychodzą)
H: Co się dzieje - o złocie słyszy - na brodę leci?
L: Tak, moje dzieci. Oko się świeci, gdy złoto ujrzy.
H: (patrzy na gwiazdę) Ta gwiazda ciągle tak świeci, że mnie do szału wnet doprowadzi. Co za Mesjasz… co za Dziecię zechce rządzić w moim świecie?
(muzyka dla diabła)
L: (ujawnia się) Niechaj w bólu Mesjasz zginie.
H: Kto ty jesteś? Precz złodzieju. Też chcesz zabrać mą koronę. (ogląda diabła)
L: Ale skądże. Ja ci niosę wyzwolenie. Mam ja wieści z Betlejem.
H: O tym Nowonarodzonym? Gadaj prędko, ja cię złotem obdaruję.
L: Chcę ci pomóc. Czy ty myślisz, że prócz ciebie ktoś jest godzien nosić berło i koronę? Mieć królestwo oraz władzę? To jest twoje.
H: Jak to czynić? Mów, a złoto będzie twoje.
L: Ale Herod mi pomoże. (w kierunku gwiazdy) Nikt nie będzie witał Boga, a świat cały przejmie trwoga, bowiem Herod wymorduje wszystkie dzieci w całym kraju.
H: Jak się pozbyć konkurenta? (przeszkadza w rozmowie wchodzący P)
P: Witaj królu, mój Herodzie. Ja opływam cały w pocie, lecz twój rozkaz wykonałem, okolice zlustrowałem.
H: Coś wywęszył?
P: W świątyni siedziałem chwilę, gdzie modlili się kapłani. Dowiedziałem się, że to, co świeci się na niebie, jest w ich księgach zapisane.
H: Znasz szczegóły? Jest groźba dla mej korony?
P: Otóż słuchaj: To znak Boga, który zesłał swego Syna. On będzie Królem Izraela.
H: Nigdy. (chodzi w kółko L. za nim)
L: Przenigdy.
H: Co jeszcze się dowiedziałeś?
P: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, nazwie go imieniem Emmanuel, narodzi się w Betlejem. Betlejem wyda władcę Izraela. Jeszcze się coś dowiedziałem. Był niepokój wśród uczonych.
H: O co chodzi?
P: Król Baltazar ubrał się w swoje korony oraz inni dwaj królowie i zmierzają do Betlejem.
H: Co? Królowie do Betlejem? Po co?
L: No właśnie, po co?
P: Mówią, że to przyszły władca, a więc idą pokłon oddać.
H: Dobrześ spełnił swą posługę. Co powiesz o złotym groszu, za to dzieło?
P: (uśmiecha się) Chętnie wezmę.
(muzyka dla diabła)
H: Co mam robić?
L: Czy nie widzisz, co się dzieje? Mędrcy idą witać Dziecię. (L. do widowni, na znak, że rządzi) Nie ma rady, wojsko wyślij. Taki rozkaz im uściślij: Niechaj zginie każde dziecię.
H: Niechaj zginie każde dziecię. Tak też zrobię. (słudzy podsłuchują)
S1: Z kim on mówi? Król oszalał. Zabić dzieci? Jedna zbrodnia ciągnie drugą. Nie ma co być jego sługą.
S2: Król morderca. Król szalony. Chodźmy w betlejemskie strony. (S1, S2 idą w kierunku gwiazdy)
L: Tak więc Herod mi pomoże. I Kto Cię przywita Boże? Nikt nie będzie witał Boga. Kurtyna
Epilog
W szopce stoją Józef, Maryja, obok Archaniołowi: Gabiel, Michał i Rafał.
(muzyka - Anielskie Gloria)
Wchodzą kolejno: Anioł Stróż, Baltazar, Kacper, Melchior, Kowboye, Słudzy Heroda.
Po wejściu i pokłonie finalizuje Anioł Stróż.
AS: Śliczny Kwiecie, Boskie Dziecię, Ty Maryjo i Józefie - pokój z Wami.
Ja przybywam z pomocą Bożą, dziś przy powitaniu Boga na ziemi są tu z nami Król Baltazar i inni królowie, Kowboye i słudzy Heroda. Dobro się ze złem zmagało, jak zawsze w sercu naszym się zmagają, ale dzięki mocy Boskiej i woli ludzi dobro wygrało.
Wszyscy: Dobry Boże, Bądź wola Twoja.
Kolęda: Podnieś rączkę Boże Dziecię.
Pokłon zebranych.
7