Red Hills rozdz 48 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora


Pomimo panujących na dworze upałów w komnatach mistrza eliksirów panował przyjemny chłód. Mężczyzna siedział w jednym z głębokich foteli i z trudnym do odczytania wyrazem twarzy wpatrywał się w ogień trzaskający w kominku. Z jego związanych rzemykiem włosów wysunęło się kilka kosmyków. Niecierpliwym gestem odgarnął je za ucho, po czym na powrót zastygł w zamyśleniu, dłonią bezwiednie gładząc szorstki od zarostu policzek.

Od jakiegoś czasu jego uwaga skupiała się tylko i wyłącznie na płonącym ogniu. Z pozoru spokojny, czekał, aż kolor płomieni zmieni się na zielony, oznajmiając przybycie gościa. Kiedy po południu poszedł do Draco z ostatnią dawką eliksiru, doskonale zdawał sobie sprawę, że chrześniak jest na skraju wybuchu. Powodem był fakt, że Severus po raz kolejny odmówił mu rozmowy. Od kilku dni unikał konfrontacji, nie dając Draco szansy na zadanie dręczących go pytań. Gdy opuszczał dziś jego komnaty, czuł na plecach pałający wściekłością wzrok i wiedział, że tym razem Draco nie odpuści.

Płomienie zmieniły barwę i w pomieszczeniu rozległ się charakterystyczny odgłos, który towarzyszył podróżom Siecią Fiuu. Mężczyzna drgnął, a jego oczy lekko się zwęziły. Czas oczekiwania właśnie dobiegł końca.

— Będziemy rozmawiać! — Draco wyszedł z kominka i szybko zbliżył się do Severusa, zatrzymując kilka kroków przed nim. — Tu i teraz.

— Rozumiem. — Snape wolno skinął głową.

— Tym razem nie dam ci się zbyć.

— To również przyjąłem do wiadomości.

— Nie powiesz mi już, że jestem jeszcze za słaby i nie wolno mi się denerwować. Nie uciekniesz przede mną, zamykając mnie w skrzydle szpitalnym! — Draco pochylił się i oparł dłonie o stolik, wbijając w chrzestnego przenikliwe spojrzenie.

— Nikt nie śmiałby powiedzieć, że jesteś słaby. Zwracam ci tylko uwagę, że przez kilka tygodni leżałeś w śpiączce wywołanej teoretycznie śmiertelną klątwą. Oczywiście cieszę się, że widzę cię w tak dobrym zdrowiu. — Snape zacisnął usta i mocniej przywarł plecami do oparcia fotela, odruchowo prostując ramiona.

— Przypuszczam, że zawdzięczam to twoim eliksirom i maściom. — Draco cofnął się i podszedł do kominka. Zatrzymał się przed nim i objął się rękoma, pocierając dłońmi ramiona. — Jak mogłeś mi to zrobić, Severusie? — zapytał cicho po chwili milczenia.

— Doskonale wiesz, że nie było innego wyjścia. — Snape poruszył się niespokojnie. — Gdybyś chociaż przez chwilę pomyślał logicznie, zamiast kierować się zupełnie niepasującymi do ciebie emocjami, doszedłbyś do tego samego wniosku.

— Zdradziłeś mnie! — Malfoy odwrócił się i spojrzał na mistrza eliksirów z nienawiścią, przed którą mężczyzna znowu miał ochotę uciec. To już nie pierwszy raz, gdy chrześniak patrzył na niego w ten sposób. Po raz pierwszy zobaczył ten wzrok już w sercu zamku, gdy do Malfoya dotarło, co się właściwie stało. Na początku Draco wyglądał, jakby nie wierzył, gorączkowo kręcąc głową i zaprzeczając oczywistym faktom. Faza wyparcia. Później przyszła kolej na żal. Draco przyjął do wiadomości, że Harry poświęcił się dla niego, jednak cała jego postawa świadczyła o tym, jak bardzo był zraniony. Na końcu pojawiła się nienawiść. Napłynęła w momencie, gdy Malfoy spojrzał na swego ojca chrzestnego i zrozumiał, że to wszystko stało się za jego sprawą. Uczucia te zmieniały się tak szybko, że gdyby Snape nie przyglądał się wówczas Draco uważnie, zostałby tylko z nienawiścią, bo tylko ona utrzymywała się przez cały ten czas. Do tej pory.

— Nie było innego wyjścia! — Severus zastanawiał się, jak często w ciągu ostatnich dni powtórzył te słowa.

— Oczywiście, że było! W ogóle nie powinieneś był nic robić! Obiecałeś mi, że nikt nigdy się nie dowie. To, co wydarzyło się tamtej nocy przed bitwą, miało pozostać między nami dwoma! I co? I przy pierwszej nadarzającej się okazji pobiegłeś i opowiedziałeś mu o wszystkim!

— Wiesz, że to nieprawda. — Westchnął i potarł palcami skronie. — Potter nie pozostawił mi wyboru.

— Poważnie? I co niby zrobił? Wpadł do twoich komnat, przyłożył ci różdżkę do gardła i zagroził śmiercią? Nie bądź śmieszny! — Draco pochylił się do przodu, niecierpliwym gestem odgarniając z twarzy opadające na nią kosmyki.

— Nie do wiary, prawda? — Snape uniósł brew, patrząc na chrześniaka. — Kto by przypuszczał, że twój mąż posunie się do gróźb.

— Nie kpij ze mnie. — Dłonie Malfoya zacisnęły się w pięści. — Harry nigdy by nie…

— Oczywiście, że nie. — Snape podniósł się z fotela i stanął naprzeciwko Draco. — A na pewno nie wtedy, gdy nad sobą panuje. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy twój małżonek poczuje się wzburzony i przyciśnięty do muru. Wtedy przejawia skłonności do wycieku mocy. Ogromnej mocy! — dodał, przypominając sobie, co czuł, gdy Potter prawie rozniósł jego komnatę w przypływie szału. Takiego natężenia magii nie doświadczył od czasu ostatecznej bitwy.

— Błagam cię. — Malfoy roześmiał się szyderczo. — Nie mów mi, że Severus Snape przestraszył się Harry'ego Pottera. Za kogo ty mnie uważasz? Tę bajeczkę możesz wciskać naiwnym…

— Bajeczkę? — Snape poczuł napływającą złość. Do tej pory usiłował się tłumaczyć. Chciał, aby ta rozmowa odbyła się spokojnie, by mógł wyjaśnić wszystko chrześniakowi. Najwyraźniej jednak do Draco nie docierały racjonalne argumenty i wolał wykpić jego opanowanie i dobrą wolę. Kochał Draco, kochał go jak nikogo innego. Traktował jak syna i poświęciłby dla niego wszystko. Przygotował się na jego gniew i okrucieństwo, ale ironia i kpina? To go przerosło. Nikt nigdy nie kpił z Severusa Snape'a! — Bajeczkę — powtórzył. — Czy ty w ogóle znasz swojego męża? Czy wiesz jaką mocą dysponuje? Jaką mocą ty dysponujesz dzięki niemu? Widzę, że nie! Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego, że jesteście najpotężniejszą parą w całym tym pieprzonym świecie? Potter posiada ogromny potencjał magiczny, posiada też moc Voldemorta, a ty za sprawą synergii współdzielisz z nim tę potęgę! Czy kiedykolwiek dotarło to do ciebie?

— Ty naprawdę się go bałeś. — Draco cofnął się o kilka kroków, patrząc na swojego ojca chrzestnego z niedowierzaniem. Ironia, która malowała się na jego obliczu jeszcze przed chwilą, zniknęła.

— Oczywiście, że tak! Prawie mnie zabił! — Snape wzdrygnął się, kiedy przypomniał sobie mroczną, niekontrolowaną moc, która spowijała Pottera, gdy ten wpadł do jego komnat, żądając odpowiedzi. Pęknięcie na szybie regału do tej pory nie dało się naprawić, jakby pozostał w nim okruch tamtego szału. Severus uniósł rękę i poluźnił kołnierzyk, czując, że na samo wspomnienie znowu zaczyna się dusić. Ten gest najwyraźniej nie umknął uwadze Draco, który zmrużył oczy, wpatrując się w jego palce trące skórę szyi.

— Rozumiem. — Malfoy uśmiechnął się lekko, nie spuszczając z oczu jego dłoni.

— Cieszę się. — Snape cofnął rękę, zaciskając i rozluźniając pięść w geście zdradzającym zdenerwowanie.

— Rozumiem, że naprawdę posunął się go gróźb, jednak — uśmiech znikł z twarzy Draco — nie rozumiem dlaczego mu uległeś! Czy obietnica, którą mi złożyłeś, była mniej wiążąca od tej, którą dałeś kiedyś Dumbledore'owi? Wtedy nie pozwoliłeś się zastraszyć!

— To zupełnie różne sytuacje. — Snape spojrzał na niego z irytacją.

— Obietnica to obietnica! Dla niego gotów byłeś zabić i stać się banitą. Zginąć! Widać ja nie znaczę aż tak wiele.

— Słucham? — Tego było naprawdę za dużo. Naprawdę starał się zachować spokój, jednak zarzuty Draco łamały go jak suchą szczapkę drewna. Szybko i bez problemu.

— Prosiłem cię! Błagałem… a ty? Wszystko zepsułeś! Zniszczyłeś mnie!

— Zepsułem? Zniszczyłem, bo uratowałem ci życie? — Cierpliwość i opanowanie prysły jak bańka mydlana.

— Ten strach to wymówka! — Głos Draco był teraz głośny i boleśnie ranił uszy coraz bardziej wściekłego Snape'a. — Powiedz mi prawdę! Co czułeś? Co myślałeś, gdy przekreślałeś wszystko, co zrobiłem?

— Chcesz prawdy? — Snape roześmiał się zimno. — Prawda jest okrutna, Draco. Tak, bałem się! Piekielnie się bałem. Ale nie Pottera! Strach przed mocą twojego męża był niczym wobec przerażenia, które ogarniało mnie na myśl, że leżysz tam i umierasz! A on tutaj przyszedł sam i podał mi siebie na srebrnej tacy! Chciał zrobić wszystko, poświęcić nawet własne życie, by cię ratować. Kim byłem, aby mu odmawiać?

— Z radością skazałeś go na śmierć! Tak bardzo go nienawidzisz?

— Nie nienawidzę go, ale jeżeli staję przed wyborem ty albo on, decyzja jest dla mnie prosta! Jak mógłbym się wahać? — Podszedł do Malfoya i chwycił go za ramiona. — Jesteś moją jedyną rodziną! Nie możesz oczekiwać, że będę myśleć w takich chwilach o Potterze. Jakkolwiek doceniam jego poświęcenie.

— Jego poświęcenie? — Draco położył dłonie na piersi Severusa i pchnął z całej siły, aż mężczyzna zatoczył się na szafkę, strącając z niej kilka eliksirów. Jeden z nich wypalił dziurę w szerokim rękawie czarnej szaty Snape'a, lecz Draco nie zwrócił na to uwagi. — A co z moim poświęceniem? Co z moim własnym wyborem? Kto dał ci prawo do kwestionowania go? To ja go zasłoniłem! — Malfoy uderzył się w pierś, tracąc całkowicie panowanie nad sobą; jego krzyk roznosił się po komnacie. — Zasłoniłem go własnym ciałem! Nie po to, abyś go później zabił!

— To była chwila. Nie myślałeś racjonalnie. Nie miałeś czasu na zastanowienie się! Nie możesz wiedzieć, co byś zrobił, gdyby dano ci szansę na przemyślenie tego!

— To samo! — Szare oczy przybrały barwę burzowego nieba. — Zrobiłbym dokładnie to samo!

— Nie możesz być tego pewien… — Ramiona Snape'a opadły w geście rezygnacji, a głos stał się niewiele głośniejszy od szeptu.

— Jak niczego innego. — Draco objął się rękoma, jakby nagle zrobiło mu się zimno, i odwrócił się do ojca chrzestnego plecami. — Co mam teraz zrobić? Jak się wytłumaczyć? Pogrzebałem dzień stworzenia horkruksa w pamięci, a teraz… teraz to wszystko wraca. Miałeś rację, czarna magia pozostawia niewidzialną bliznę, nie można jej wyleczyć. To koniec. Powinieneś był pozwolić mi odejść.

— Nie bądź śmieszny. — Tym razem głos Snape'a brzmiał czysto i wyraźnie. — Potter gotów był umrzeć dla ciebie. To chyba coś znaczy.

— To znaczy tylko tyle, że kierowało nim cholerne gryfońskie poczucie obowiązku. Nie pierwszy raz zresztą. — Draco odwrócił się i spojrzał na niego wściekle, po czym nagle uszło z niego powietrze, zrobił kilka kroków w kierunku fotela i opadł na niego ciężko. — On heroiczne akty poświęcenia ma we krwi.

— Bzdura! Zrobił to, bo cię kocha. — Snape skrzywił się, jakby powiedzenie tego głośno było nad wyraz gorzką pigułką. — Oczywiście, wolałbym cię widzieć w związku z każdym, byle nie z tym nieprzewidywalnym Gryfonem, jednak nawet ja nie mogę zaprzeczyć oczywistym uczuciom Pottera do ciebie. Poza tym przynajmniej raz ta jego nieprzewidywalność na coś się przydała.

— Nie rozumiesz. — Draco oparł głowę o zagłówek i przymknął oczy. — To nie ja. To nie o mnie chodziło. On po prostu jest stworzony do ratowania innych, nie może przejść obojętnie obok czyjegoś cierpienia, nawet jeżeli wie, iż każdy krok zbliża go do przepaści. Przypomnij sobie Hogwart i Komnatę Tajemnic. Był gotów umrzeć za Weasleyównę. A co z Blackiem? Walczył z dementorami, żeby go ratować. Sam jeden. Potem ministerstwo i przepowiednia, horkruksy, które były bardziej niebezpieczne niż cokolwiek innego. Tam nigdy nie chodziło o niego. Zawsze o innych. I tym razem było tak samo.

— Chcesz mi powiedzieć, że on uratował cię z przyzwyczajenia? — Snape spojrzał na chrześniaka ze zdumieniem. Po czym, ku ogromnemu zniesmaczeniu Draco, zaczął się śmiać.

— Naprawdę cię to bawi? — Malfoy zacisnął zęby ze złością.

— Naturalnie, czasami głupota bywa zabawna. — Mistrz eliksirów potrząsnął głową, jakby odpędzał od siebie jakąś myśl. — Chociaż w tym przypadku dochodzę do wniosku, że jednak bardziej mnie przeraża niż śmieszy. — Snape ucichł i podszedł do fotela, na którym siedział Draco. — Przychodzisz do mnie, obrzucasz błotem, po czym snujesz jakieś nieprawdopodobne teorie i oczekujesz, że co zrobię? Ukorzę się? Przyznam ci rację i poproszę o wybaczenie? Przykro mi, ale muszę cię rozczarować. Nie czuję się winny! Ani temu, że wyznałem Potterowi prawdę o horkruksie, ani tym bardziej, że pozwoliłem mu cię uratować. Gdybym miał podjąć tę decyzję jeszcze raz, zrobiłbym to samo!

— Myślisz tylko o sobie. Jesteś egoistą, Severusie. — Draco poderwał się z fotela i ruszył w kierunku wyjścia z komnaty. — Masz, co chciałeś, uratowałeś mnie albo raczej pozwoliłeś uratować, zdradzając przy okazji. Problem w tym, że to nie ty będziesz musiał żyć u boku człowieka, który tobą gardzi. Więź nigdy nie pozwoli mi odejść, a Harry nigdy mi nie wybaczy.

— Jesteś głupcem, Draco. Żyjesz, czy to nie jest w tej chwili najważniejsze? — Snape oparł się o stolik, splatając ręce na piersi. — Pomyśl o Samuelu.

— Przestań. Nie próbuj mieszać w to mojego brata. — Przez blade oblicze Draco przemknął cień. Jego plecy przygarbiły się lekko, gdy zaciskał palce na ramie obrazu, który posłusznie przesunął się, odsłaniając wyjście. — Jeżeli on mnie odrzuci, nigdy ci tego nie wybaczę, Severusie.

— Naprawdę jesteś głupcem, Draco. — Cichy głos Snape'a zlał się w jedno ze szmerem zasuwającego się za Malfoyem obrazu.

QQQ

Harry odetchnął z ulgą, gdy za Ronem i Hermioną zamknęły się drzwi. Odkąd się obudził, nie odstępowali go na krok, dopuszczając do niego tylko Snape'a z eliksirami. Troska, którą mu okazywali, byłaby miła, gdyby nie zmęczenie, jakie czuł po każdej ich wizycie. Od Severusa dowiedział się, że rytuał się powiódł i Draco dochodzi do siebie w oddzielnej sypialni. Oczywiście pierwsze, co chciał zrobić, to pobiec do męża, jednak Snape kategorycznie się temu sprzeciwił, twierdząc, że ich sygnatury magiczne są jeszcze zbyt niestabilne i jakikolwiek kontakt mógłby je tylko bardziej zaburzyć. Więc Harry zaciskał pięści i czekał. Czekał i kłamał. Kłamał i czuł się tymi kłamstwami coraz bardziej znużony. Ron i Hermiona oczywiście zdążyli już zobaczyć się z Draco i teraz zamęczali Harry'ego tysiącem pytań.

Zgrzytnął zębami w bezsilnej złości. Cholerni Ślizgoni najwyraźniej zręcznie wymigali się od jakichkolwiek odpowiedzi. Z tego, co zdążyli przekazać mu przyjaciele, wynikało, że Snape wcale nie chciał z nimi rozmawiać, za to Malfoy po prostu stwierdził, że niczego nie pamięta i sam czeka na odpowiedzi Harry'ego. Po minie Hermiony Harry wywnioskował, że — tak jak i on — nie uwierzyła w bajeczkę Draco. Snape na pewno od razu opowiedział mu, co się wydarzyło, to było bardziej niż pewne.

Niemniej, skoro Snape i Malfoy umyli ręce, Harry pozostał sam na placu boju i to na jego barkach spoczęła odpowiedzialność za wymyślenie odpowiedniej wersji wydarzeń dla Rona i Hermiony. Błądząc po ścieżkach prawd, półprawd i oczywistych kłamstw, poskładał w miarę logiczną historię o rytuale, sercu zamku, więzi małżeńskiej, która łączyła jego i Draco, dodając do tego wyssaną z palca opowieść o ciałach astralnych i wędrówce poza wymiarami, gdzie niczym pies gończy wyczuł znajomą sygnaturę Draco i sprowadził go z powrotem. Po przeczytaniu tylu książek o podróżach poza ciałem, Ron kupił historyjkę od razu, Hermiona zaś przełknęła ją po zadaniu kilkudziesięciu pytań o różnym stopniu trudności. Nie obyło się bez wykładu o zagrożeniach wynikających z takich podróży. Harry dowiedział się, że mógł zabłądzić, zostać pochłonięty przez inne byty, zupełnie zatracić się po drugiej stronie i nigdy nie powrócić do swego ciała, oraz że była to jedna z najgłupszych rzeczy, jakie do tej pory zrobił. Po tym przemówieniu nastąpiła seria wyrzutów, że nie poinformował ich o swoich zamiarach i nie pozwolił sobie pomóc, wreszcie Hermiona prawie go udusiła, roztkliwiając się nad potęgą miłości, która połączyła jego i Draco i która pozwoliła mu sprowadzić męża z zaświatów. Harry poczuł się jak bohater jednego z romansów, którymi swego czasu zaczytywała się pani Weasley. Wymawiając się zmęczeniem, pożegnał się w końcu z przyjaciółmi i z westchnieniem ulgi opadł na poduszki.

Nienawidził kłamać.

Nie znosił zamieszania, jakie od kilku dni panowało wokół niego za sprawą jego przyjaciół.

Chciał wreszcie zobaczyć Draco.

Ogień w kominku zmienił barwę i do komnaty wkroczyła ciemna postać — mistrz eliksirów.

— Kolejna porcja ziółek? — Harry uniósł głowę i spojrzał w kierunku mężczyzny.

— Nie tym razem. — Snape podszedł do łóżka i oparł się o metalową ramę, przyglądając się Harry'emu badawczo.

— Coś się stało?

— Możesz wrócić do siebie, jesteś już całkiem zdrowy. — Snape westchnął i potarł palcami nasadę nosa.

— A co z moją szalejącą sygnaturą? — Harry już jakiś czas temu zauważył, że mężczyzna wykonywał ten gest bezwiednie, gdy był zamyślony, zaniepokojony bądź zdenerwowany.

— Wróciła do normy. — Snape lekko wzruszył ramionami.

— Ot tak? Po południu jeszcze nie wolno mi było wychylić stąd nosa, a teraz wszystko się uspokoiło? — Harry podniósł się z poduszek i usiadł po turecku, opierając łokcie na kolanach. — Jesteś pewien, że było z nią tak źle, jak usiłowałeś mi wmówić?

— Być może odrobinę przesadziłem. — Snape nie wyglądał na skruszonego.

— Tak naprawdę moja magia od początku była spokojna. — Kiedy Snape nie zaprzeczył, Harry z niedowierzaniem pokręcił głową. Miał ochotę wrzasnąć z frustracji. Odetchnął kilka razy, uspokajając się, i na chwilę przymknął oczy. Przez te wszystkie lata zdołał nauczyć się jednego: że ten mężczyzna nigdy nie robił niczego bez powodu. — Lepiej żebyś miał dobre wytłumaczenie.

— Niemal umarłeś, Potter. Myśl sobie, co chcesz, ale osoba, której cudem udało się przeżyć, przez jakiś czas jest niestabilna emocjonalnie. Gdzie byś poszedł, gdybym pozwolił ci od razu opuścić skrzydło szpitalne?

— Do Draco. — Harry tęsknie spojrzał w kierunku drzwi.

— I co byś mu powiedział, gdybyś się z nim spotkał chwilę po tym, jak zrozumiałeś, że jednak rytuał się powiódł? — Snape przyglądał mu się uważnie.

— Za… — Harry zmrużył oczy, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią. Co by zrobił? Pobiegłby do Draco, najprawdopodobniej zaciągnąłby go do najbliższego łóżka i nie wypuścił z niego przez tydzień. Nie obyłoby się też bez krzyków i oskarżeń. W końcu miał z Malfoyem do pogadania, prawda? Nie co dzień człowiek dowiaduje się, że jest horkruksem własnego męża. Nie co dzień też małżonek rzuca się śmierci w objęcia, zasłaniając go przed klątwą. Draco należało się od niego co nieco. W takiej sytuacji nikt nie miałby do niego pretensji, gdyby go trochę uszkodził i powiedział mu, co o tym wszystkim myśli. Miał do tego cholerne prawo! Tak myślał zaraz po przebudzeniu. Teraz po prostu chciał porozmawiać. Zrozumieć dlaczego. — Jak on się czuje?

— Niepewnie.

— Och. — Harry ze zdenerwowania przygryzł paznokieć. — Zapewne powinienem mu podziękować.

— Podziękować? — Snape zamrugał gwałtownie, zaskoczony.

— No a nie? Ta cała sprawa z horkruksem najprawdopodobniej uratowała nam wszystkim tyłki. — Harry zsunął nogi z łóżka i włożył je w buty stojące obok na podłodze. Wstał i rozejrzał się dookoła, po czym z taboretu stojącego za stolikiem podniósł ubranie przygotowane najprawdopodobniej przez któregoś skrzata. — Dobra, podziękuję mu. Powiem, że doceniam jego poświęcenie, a potem mu przyłożę. — Postąpił kilka kroków przed siebie i zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi do łazienki, kładąc rękę na klamce. Odwrócił się w stronę Snape'a. — Nie zabronisz mi tego, ten drań prawie za mnie umarł. Jeżeli teraz nie wybiję mu tych głupot z głowy, w przyszłości gotów zrobić coś podobnego.

Z tym Snape naprawdę nie mógł się nie zgodzić.

QQQ

Draco nerwowo przemierzał sypialnię, co rusz zerkając niespokojnie w kierunku szafy. Właściwie powinien oszczędzić sobie upokorzenia i spakować swoje rzeczy, zanim Harry opuści skrzydło szpitalne. Co prawda skrzaty przeniosłyby jego ubrania w mgnieniu oka, gdyby tylko wyraził takie życzenie, jednak nie miał na to ochoty. We własnoręcznym pakowaniu garderoby było coś ostatecznego. Być może pozwoliłoby mu to w jakiś sposób przyzwyczaić się do myśli, że musi opuścić tę sypialnię, a na pewno stanowiłoby jakiś wstęp. Wolał zrobić to sam, nim Harry każe mu się wynosić. Takie poczucie panowania nad sytuacją, kiedy waliło się jego życie, było mu w tej chwili bardzo potrzebne.

Po raz kolejny zatrzymał się przed szafą i wbił w nią nieprzychylny wzrok. Cholera, czuł się, jakby szedł na skazanie. Cichy szmer dobiegający z salonu sprawił, że spojrzał ze złością w stronę drzwi. Czy Severus nie rozumiał, że Draco chciał być sam? Jak na jeden dzień miał dosyć widoku swojego ojca chrzestnego. Sądził, że ich rozmowa przebiegnie inaczej, dlatego dążył do niej pomimo tego, że mężczyzna umiejętnie starał się go unikać. Ale tak naprawdę konfrontacja przyniosła mu tylko złość i rozgoryczenie. Wciąż czuł gniew na Severusa, który pomimo swej inteligencji niczego nie rozumiał.

Firanka zafalowała, gdy chłodny wiatr od morza wdarł się do komnaty. Draco przeczesał dłonią włosy, odgarniając grzywkę z oczu i energicznie ruszył w kierunku drzwi prowadzących do salonu, chcąc wyprosić z niego intruza. W pomieszczeniu panował półmrok rozpraszany słabym światłem wydobywającym się z kominka, jednak w momencie gdy Draco przekroczył próg sypialni, od razu zorientował się, że to nie Severus stoi na środku pokoju, lekko zgarbiony, z rękami upchniętymi w kieszeniach spodni, patrząc na niego przenikliwym wzrokiem.

— Harry. — Draco siłą powstrzymał się od pokonania biegiem odległości, która ich dzieliła. Miał wrażenie, że nie dotykał stojącego przed nim mężczyzny od wieków. Jego ciało wręcz krzyczało o jakikolwiek kontakt, a magia wirowała niespokojnie. Zacisnął nerwowo pięści, opuszczając dłonie wzdłuż ciała i nakazując im tam zostać.

— Cieszę się, że nic ci nie jest. — Głos Pottera, choć lekko zachrypnięty, brzmiał wyjątkowo spokojnie. — Dobrze się czujesz?

— Tak. — Czy mu się wydawało, czy Harry schudł? Zawsze był szczupły i smukły, jednak nie tak jak teraz. Włosy też mu trochę urosły. Niesforne kosmyki miękko otulały poważne oblicze. — A ty?

— Uhm… Snape uznał, że mogę już opuścić skrzydło szpitalne. — Harry lekko skinął głową.

— To dobrze. — Merlinie, ta rozmowa była naprawdę żałosna. Draco ostatnio czuł się tak niepewnie w wieku czternastu lat, gdy Zabini przyłapał go nad ranem w zabrudzonej pościeli.

— Dlaczego?

Poderwał głowę na dźwięk głosu Harry'ego, który przyglądał mu się uważnie.

— Co dlaczego? Bo to naprawdę dobrze, prawda? Poza tym chyba nikt nie lubi szpitalnych łóżek. Są niewygodne. — Malfoy wzruszył ramionami.

Harry przekrzywił głowę i nie spuszczając z niego spojrzenia, zbliżył się kilka kroków.

— Czy ty ze mnie kpisz? Dobrze wiesz, że nie pytałem o szpital, tylko dlaczego to zrobiłeś? — Draco wzdrygnął się, jakby chłód głosu Harry'ego sprawił, że naprawdę zrobiło mu się zimno.

— Rozumiem. — Odwrócił się i podszedł do kominka, opierając się dłonią od jego kamienny gzyms. — To była wojna, Harry, decyzje które wtedy podejmowaliśmy…

— O czym ty do cholery mówisz?

Na szyi poczuł ciepły oddech męża. Merlinie, nawet nie wiedział, kiedy Harry do niego podszedł.

— Mówię o nocy, gdy zgodziłem się, abyś został moim horkruksem. A myślisz, że o czym? — Draco odwrócił się, głęboko wciągając powietrze, gdy zorientował się, jak blisko Harry stoi. Wystarczyłoby pochylić się lekko i…

— Wiesz co, Draco, tak naprawdę gówno mnie w tej chwili obchodzą czasy wojny. — Dłonie Pottera zacisnęły się na ramionach Malfoya. — Zrobiłeś ze mnie swojego horkruksa, bo miałeś ku temu poważny powód. Prawie na pewno tylko dzięki temu teraz tutaj stoję, a miliony ludzi żyje spokojnie. Gdyby nie była to zakazana czarna magia, ministerstwo wlepiłoby ci Order Merlina i zawiesiło go na twej piersi na purpurowej wstędze. Czuję przerażenie na samą myśl, co musiałeś zrobić, aby go stworzyć, jednak powinniśmy być wdzięczni, że w ogóle się odważyłeś. Jeżeli kiedykolwiek będziesz chciał o tym porozmawiać to proszę bardzo. — Palce Pottera prawie boleśnie wbiły się w skórę Draco, który z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami, wsłuchiwał się w słowa męża. — Teraz jednak pytam o coś innego. Dlaczego zasłoniłeś mnie przed tą klątwą? Nie mogę pojąć, co sobie wówczas myślałeś?

— Nie myślałem. — Draco słuchał przemowy Harry'ego w oszołomieniu, a w jego głowie kołatało się tylko jedno jedyne zdanie, które zdołał zapamiętać z tego całego monologu. Miał rację. Cały czas miał cholerną rację! — W ogóle nie myślałem. To był instynkt.

— Instynkt? Co to za instynkt, przez który rzucasz się pomiędzy mnie a klątwę! — Twarz Harry'ego wykrzywiała wściekłość. — Zdajesz sobie sprawę, że mogłeś zginąć?

— I co z tego? — Draco miał dosyć użalania się nad sobą. Jeżeli Potter chciał kłótni, to proszę bardzo. On miał dosyć wycofywania się i pozycji obronnej. Jego mąż i tak powiedział, co teraz o nim myśli. — Uratowałem twój tyłek. Zrobiłbym jeszcze raz to samo, gdybym musiał. Na wojnie i w… trudnych sytuacjach, wszystko jest dozwolone!

— Uratowałeś mój tyłek kosztem własnego! Gdyby nie ten pierdolony horkruks, nie mielibyśmy żadnych szans, aby cię sprowadzić!

— Gdybym cię nie zasłonił, naprawdę byś zginął! Pomyślałeś o tym chociaż przez chwilę? — Draco chwycił Harry'ego za nadgarstki i odepchnął go od siebie.

— Czy o tym pomyślałem? — Potter roześmiał się dziko, przeczesując palcami i tak już zmierzwione włosy. — Przez cały czas o tym myślałem! Patrzyłem jak powoli uchodzi z ciebie życie! Patrzyłem jak leżysz tam — wskazał dłonią w kierunku sypialni — i z każdym oddechem oddalasz się ode mnie i przeklinałem cię za to, co zrobiłeś! Cholera, kto cię prosił, abyś poświęcał się dla mnie? Kto ci pozwolił zostawić mnie samego?

— A ty? Co ty zrobiłeś? — Draco zacisnął gniewnie pięści. — Postanowiłeś obrócić w pył wszystko, co dla ciebie zrobiłem i samemu prawie popełnić samobójstwo! Pomyślałeś chociaż przez sekundę, jak bym się czuł, gdybyś umarł? Zastanowiłeś się, czy będę umiał sobie z tym poradzić? Istnieć ze świadomością, że z premedytacją oddałeś za mnie życie?

— To co innego.

— Gówno prawda, to zupełnie to samo. — Draco gniewnie przemierzył komnatę i podszedł do barku, aby nalać sobie kieliszek Ognistej Whisky. — Nie potrafisz po prostu znieść myśli, że ktoś inny może oddać za ciebie życie. Ty jak najbardziej. Możesz umierać za miliony albo za mnie, w końcu w twój życiorys wpisany jest przywilej bycia bohaterem. Niemożliwe jednak, by ktoś inny miał cię w tej roli zastąpić, prawda? To już cię przerasta. Dlaczego twoje poświęcenie ma być bardziej logiczne od mojego?

— Co ty pieprzysz? — Harry nerwowo wsunął dłoń do kieszeni, po czym wyjął ją, krzywiąc się lekko, gdy nie znalazł tego, czego szukał. — To dwie zupełnie różne sprawy. — Podszedł do szafki i przez chwilę przekopywał jej zawartość, by na koniec z tryumfem wyciągnąć z niej paczkę papierosów, którą chwilę później rzucił na blat stolika, odpalając jednego różdżką. Draco już dawno zauważył, że Harry pali tylko w momentach, gdy nie może sobie z czymś poradzić, musi pomyśleć lub jest naprawdę zły.

— Ja sądzę, że są takie same. — Wzruszył ramionami, przyglądając się, jak jego mąż przymyka oczy zaciągając się głęboko, po czym wypuszcza z ust kłąb szarego dymu. Skrzywił się, gdy doleciał go ostry zapach nikotyny.

— Ja działałem świadomie. Miałem czas, aby się zastanowić. No i był Snape z antidotum. Przygotowałem się do tego! A ty? Merlinie, ty po prostu rzuciłeś się pomiędzy mnie a różdżkę tej wariatki. — Harry najwyraźniej zauważył jego minę, gdyż popatrzył na odpalonego dopiero co papierosa i z żalem zgasił go w stojącej na gzymsie popielniczce.

— Ta wariatka była moją matką!

— Co nie przeszkadzało jej być szaloną. — Harry z irytacją przewrócił oczami. — Twój ojciec też chciał odegrać bohatera, na szczęście jego zamiary były bardziej racjonalne. Chciał ratować ciebie.

— Czy ty się, kurwa, słyszysz? — Draco dopił alkohol i z trzaskiem, prawie je tłukąc, odstawił szkło na barek. — Według ciebie mój ojciec miał powody, aby mnie ratować… — zająknął się, zdenerwowany — a ja takowych nie miałem? Myślałem, że po naszej ostatniej rozmowie zrozumiałeś… Najwyraźniej nie! — Wyprostował się i podszedł do ściany, opierając się o nią ciężko. — Może to i lepiej.

— Jaka ostatnia rozmowa? O czym ty mówisz? — Harry spojrzał na niego ze złością.

— Nieważne, Potter. — Z satysfakcją zauważył, że jego mąż drgnął, słysząc swoje nazwisko. — Wyjaśnijmy coś sobie. Możesz żywić do mnie urazę. Możesz uważać mnie za kogoś, kto za samą krew płynącą w żyłach z góry skazany jest na potępienie. Nie możesz jednak odbierać mi prawa wyboru. Dla kogo i z jakiego powodu się poświęcę, to moja i tylko moja sprawa.

— Ty…

— Zamknij się! Wysłuchasz tego, co mam ci do powiedzenia, a potem stąd wyjdę, ułatwiając ci wszystko. Raz i na zawsze to sobie wyjaśnimy. Kiedyś chciałeś usłyszeć coś o mnie. Teraz masz ku temu okazję. — Draco uniósł rękę, uciszając Harry'ego. — Nie jestem wspaniałym bohaterem, który rzuca wszystko dla innych. Nigdy nie robię niczego, co nie przyniosłoby mi korzyści. Nie myśl, że przeszedłem na waszą stronę, bo nagle ujrzałem światłość. Żadnych przebłysków altruizmu i dobroci. Przekalkulowałem zyski i straty i wyszło na to, że wasza wygrana przyniesie mi większe profity, niż zwycięstwo faceta, który był szalony i nieobliczalny. Jaka przyszłość czekałaby nas, gdyby dyktator doszedł do władzy?

— To byłby koniec wszystkiego. Draco, nie chcę rozmawiać o…

— Ale rozmawiamy. — Malfoy po raz kolejny uciszył Harry'ego. Było mu wszystko jedno, jego mąż wyraźnie powiedział, co teraz o nim sądzi. Bolało, ale był Malfoyem i nie miał zamiaru rozklejać się na jego oczach. — Masz rację, to byłby koniec. Mój ojciec myślał, że kiedy Voldemort wygra, on stanie u jego boku. Nic bardziej mylnego. Czarny Pan był jak pijawka, żerował na innych. Powoli odsączał nasz skarbiec i robiłby to nadal. Gromadziłby armię, bo ciągle byłoby mu mało i mało, a my, jego zwolennicy, płacilibyśmy za to swoimi galeonami i własną krwią. Jego rządy byłyby utopią megalomana o przerośniętych ambicjach i ja to wiedziałem. Nigdy nie byłem tak zaślepiony jak mój ociec. A potem przyszli i powiedzieli o ataku na Hogwart. Nie interesowało ich, że to szkoła. Nic nie znaczyła walka z dziećmi, byleby Riddle dopadł Harry'ego Pottera. I wtedy byłem już całkowicie pewien: on nigdy o nas nie dbał, myślał tylko o sobie.

— Draco, to nieistotne, jakie miałeś powody. Najważniejsze, że dzięki twojej pomocy dowiedzieliśmy się o wszystkim na czas. — Harry patrzył z niepokojem na spacerującego po komnacie męża. — Naprawdę nie ma potrzeby do tego wracać.

— A potem Severus powiedział mi o horkruksie. — Draco jakby go nie słyszał, pogrążając się coraz bardziej w urazie i złości. — Wierzył, że twoja wrogość do Voldemorta przekreśli mrzonki Dumbledore'a. Jak mogłeś zwalczyć miłością kogoś, kogo nienawidziłeś całym sercem? Nierealne. Byłem przerażony. No bo jak to? Miałem rozszczepić własną duszę? Nie o to mi chodziło. Nie pisałem się na tę cholerną wojnę, aby się okaleczać! Co tak naprawdę obchodzili mnie ci wszyscy ludzie, którzy rzucali mi podejrzliwe spojrzenia, bo nosiłem nazwisko Malfoy? Nic, absolutnie nic. Tylko że nie mogłem się już wycofać. Było za późno i jeżeli naprawdę miałem mieć jakąkolwiek przyszłość, jeżeli chciałem zaistnieć, to musiałem się zgodzić. Ostatni akt dramatu. Oddam część własnej duszy w zamian za dobrobyt, bogactwo i poważanie. Nic nowego, historia zna wielu takich zaprzedańców.

— Draco, przestań. — Głos Harry'ego był cichy, ledwo słyszalny.

— Poczekaj, to jeszcze nie koniec. — Draco roześmiał się zimno. Czuł się jak odkorkowana butelka szampana, którą ktoś potrząsnął. Gorycz i żal dręczące go przez lata wreszcie znalazły ujście i wylewały się z niego strumieniami słów. — Do stworzenia horkruksa potrzebna jest ofiara. Nie można zabić zwykłą Avadą. Wbrew pozorom śmiertelna klątwa jest czysta. Nie, Harry — Draco spojrzał na męża z gorączką w szarych oczach — aby stworzyć horkruksa trzeba ubrudzić się we krwi kozła ofiarnego, zamoczyć w niej ręce, poczuć jej ciepło i to, jak gęstym, lepkim strumieniem spływa pomiędzy palcami. — Malfoy uniósł dłonie i spojrzał na nie ze złością, po czym zacisnął je w pięści i opuścił gwałtownie. — Więc zrobiłem to. Pamiętasz Marcusa Filinta? Duży, brutalny osiłek o małym móżdżku.

— Pamiętam. — Harry odchrząknął, jakby w jego gardle zebrała się jakaś gula. — Grał w waszej drużynie quidditcha.

— Tak. Nosił Mroczny Znak od piątej klasy i nikt tego nie wiedział. Zresztą nie on jeden. — Draco wzruszył ramionami. — Nierozważny i dumny z powierzonego mu zadania idiota. Myślał, że w tym zamieszaniu zdoła cię ogłuszyć, a może nawet zabić. Byłoby to śmieszne, gdyby nie było tragiczne. On od początku był skazańcem wybranym przez Voldemorta. Ja tylko zamieniłem się miejscami z katem. Gdyby ugodził cię jakimkolwiek zaklęciem, połowa Zakonu obecnego tamtej nocy w Hogwarcie rzuciłaby w niego setkami klątw. Mogli stać po stronie dobra, ale byli świetnie wyszkoleni i nie marnowali czarów. Na pewno powstałoby zamieszanie, co wykorzystaliby inni. Jak mówiłem — rozłożył bezradnie ręce — on od początku był ofiarą.

— Nie chcę tego słuchać. Nie o tym rozmawialiśmy. — Harry cofnął się, pobladły, jednak Draco nie ustąpił.

— Przestań, Harry. To była wojna, a na wojnie są przegrani. Flint znalazł się po prostu o złej porze w nieodpowiednim miejscu.

— Znaleziono go z podciętym gardłem. Nikt nie wiedział, kto w zamku byłby do tego zdolny. — Harry ciężko przełknął ślinę, patrząc z niedowierzaniem na Draco. — Sprawę umorzono z braku jakichkolwiek dowodów.

— Brudna robota, która okazała się perfekcyjnie czysto wykonana. Jego krew posłużyła do stworzenia horkruksa. Twój przeciwnik w pewien sposób przyczynił się do twojej wygranej. Zapewne nie byłby zachwycony. — Poczucie winy dręczące Draco przez lata i świadomość tego, że miał rację, sprawiło, że odsłonił się całkowicie. Tak naprawdę nic już nie mógł zrobić, skoro Harry wyrobił sobie zdanie na jego temat. Nie miał nic do stracenia.

— Jak możesz mówić o tym tak spokojnie? — Harry spojrzał na Draco z zaskoczeniem.

— A jak mam mówić? — Malfoy zbliżył się do niego jeszcze bardziej, jednak przystanął w miejscu, widząc, jak Harry cofa się o kolejny krok. — Stworzyłem horkruksa. Miałem swoje egoistyczne powody, jednak efekt końcowy pokrywał się z tym, do czego cały czas dążyłeś, czyż nie? Pomyśl, Harry, kto inny byłby do tego zdolny? — Westchnął i potarł w roztargnieniu kark. — Na początku Severus chciał wziąć to na siebie. Idiota. Jakby nie dość już zrobił. Poza tym ktoś musiał zanieść ci eliksir. Uwierz, najtrudniejsze było przekonanie go, że jestem odpowiedniejszym kandydatem. On nazywa to poświęceniem. Jakbym co najmniej poniósł na plecach wór kamieni, sprawiając, że nie przygniotły słabszych. A ja po prostu zabezpieczyłem swoją przyszłość. Nie ze względu na ciebie, nie dla tego świata. Zrobiłem to tylko dla siebie.

— Nieważne, dla kogo to zrobiłeś. Dlaczego chcesz wziąć całą winę tylko na siebie?.

— To ja posłużyłem się czarną magią, to ja rozerwałem swoją duszę na pół. Nikt inny. Dlatego jestem skażony i ty dobrze o tym wiesz. Nie jestem lepszy od Voldemorta, Harry. Cuchnę śmiercią i, jak sam powiedziałeś, czujesz przerażenie na samą myśl o byciu z kimś takim. Nie, nie zaprzeczaj, dokładnie tak myślisz. — Draco uciszył Harry'ego, gdy ten otworzył usta, aby coś powiedzieć. — Dałeś mojemu ojcu prawo do ratowania mnie, bo jestem jego synem, prawda? Jak to powiedziałeś? Było to racjonalne zachowanie. Jednak gdy ja zrobiłem to samo dla ciebie, uznałeś to za idiotyzm i zgrywanie bohatera, bo twoim zdaniem ktoś taki jak ja nie jest godny, żeby cię chronić. Naprawdę zrozumiałem tę lekcję. Do jutra skrzaty uprzątną to miejsce z jakichkolwiek śladów mojej obecności. Nie możemy się rozstać, ale ten zamek jest wystarczająco duży, byśmy nie wchodzili sobie w drogę. Mam nadzieję, że kiedyś zmienisz o mnie zdanie. Dobranoc, Harry. — Draco zrobił ruch, jakby chciał dotknąć stojącego przed nim męża, jednak w ostatniej chwili cofnął dłoń i aportował się bezgłośnie, pozostawiając oniemiałego Pottera samotnie na środku komnaty.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Red Hills rozdz 41 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 36 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 43 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 44 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 40 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 34 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 37 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 42 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 46 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 38 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 47 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 45 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 35 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 23
Red Hills rozdz 32
Red Hills rozdz 25
Red Hills rozdz 28
Red Hills rozdz 36
Red Hills rozdz 22

więcej podobnych podstron