Rozdział 76. Zasługi i ich brak.
(pozwoliłam sobie zmienić tytuł rozdziału, ponieważ nie istnieje w języku polskim określenie „nie zasługiwanie” - lucynapilo)
Słowa Hermiony Granger rozpaliły w każdym ogień. Stanąwszy w obliczu możliwości zrobienia czegoś, co w konsekwencji może przynieść coś dobrego, w zamku nagle wszyscy zgłosili się na ochotnika do pomocy. Pani Bones i Albus od razu wrócili do Ministerstwa, by skontaktować się ze świętym Mungo i rozpocząć przygotowania na własną rękę. Obiecali również skontaktować się z rządami na całym świecie, by przekazać ten pomysł, na wypadek gdyby oni sami na to nie wpadli.
Przeszkody, na które natrafili, to głównie ograniczenia związane z umiejętnościami i czasem, a także brakiem odpowiedniej ilości zasobów. Remus miał rację, mówiąc o tym, jak szybko mugole zaczną umierać. W ciągu godziny od otrzymania nowin na temat zewnętrznego świata, plan był przygotowany. Wszystko było gotowe do rozpoczęcia.
Co zaś się tyczy ostatecznego pytania, kogo ocalić, to stosunkowo łatwo było znaleźć rozwiązanie, na które zgodziłby się każdy. Skupili się głównie na mugolach, którzy w jakikolwiek sposób zostali powiązani z czarodziejskim światem, a więc na rodzinach osób, którzy nie byli czystokrwiści.
Tej nocy w Hogwarcie Albus przystąpił do zorganizowania wzajemnej pomocy pomiędzy uczniami - szkoła miała wielu studentów powiązanych z mugolskim światem. Ci, którzy wiedzieli, jak się aportować, zabierali młodszych uczniów, by wzięli ze sobą swoje mugolskie rodziny. Duże fragmenty zamku zostały już zmienione na szpitalne oddziały. Większość studentów nie chciała czekać do rana z wydostaniem się na zewnątrz, desperacko obawiając się wypadków, które potencjalnie mogą spotkać członków ich rodzin, albo które już się wydarzyły.
Natomiast Severus, osłabiony przez silny odpływ magii, pozostał przy łóżku Harry'ego, podczas gdy cały ten chaos kręcił się wokół niego. Chcąc pomóc, zrobił listę eliksirów, które będą potrzebne w przeciągu następnych kilku miesięcy w celu utrzymania przy życiu śpiących mugoli. Mógłby zaprząc do pomocy wszystkich swoich uczniów z zaawansowanej klasy - bez wątpienia święty Mungo również będzie potrzebował wszelkich dodatkowych eliksirów, które tylko uda się uwarzyć.
Wielu mieszkańców jego Domu, głównie Draco, przychodziło, by poinformować go o najnowszych planach. Zaskakująca ilość Ślizgonów chciała być częścią pomagających osób. Nienawiść do mugoli była ładna i piękna, ale tylko wtedy, kiedy chodziło o teorię. Tak naprawdę żaden z nich nie chciał widzieć końca tak wielu żyć. Nie mógł nie zauważyć, że niemal maniakalna energia wypełnia wszystkich uczniów, którzy przez całą noc przychodzili, by z nim porozmawiać, choć wszyscy wciąż byli oszołomieni ostatnimi wiadomościami i zszokowani tym, co dopiero miało nadejść. Severus nie potrafił nic poradzić na fakt, że zaczął się zastanawiać, co jeszcze świat będzie musiał znieść, zanim to wszystko się skończy.
*
Snape zabrał Harry'ego na spacer po różanym ogrodzie. Nieważne było, że Hogwart tak właściwie nie posiada takiego ogrodu i że ta jedna latorośl dzikiej róży wyglądała niesamowicie podobnie do różanego labiryntu na Różanym Wzgórzu w hrabstwie High Hill. Trzymał dłoń współmałżonka w swojej własnej, znajdując przyjemność w patrzeniu na szczery uśmiech na twarzy młodzieńca i beztroski wyraz jego błyszczących, zielonych oczu. Powiał ciepły, łagodny wiatr, podnosząc nieokiełznane, czarne kosmyki z twarzy Harry'ego. Na bladej skórze jego czoła nie było żadnej blizny.
Okrążyli róg. Przez przerwy pomiędzy latoroślami dzikiej róży mogli zobaczyć ciemny kształt Snape Manor znajdujący się na odległym wzgórzu. Młodzieniec zaśmiał się na ten widok, a ów dźwięk poruszył coś w sercu Mistrza Eliksirów, w które nagle uderzyło gorąco.
- Możemy tu zamieszkać, Severusie? - zapytał młodszy czarodziej.
Snape uśmiechnął się na widok niewinnej radości na jego twarzy. Płatki róż zafalowały na wietrze, gdy łagodna bryza minęła ich, tańcząc gdzieś za nimi.
- Będziemy żyć, gdziekolwiek zechcesz, Harry - powiedział dokładnie to, co miał na myśli.
Dałby swojemu współmałżonkowi wszystko, o co ten by poprosił.
Mężczyzna przyciągnął do siebie Złotego Chłopca, przyciskając go do swojego ciała. Zapach młodzieńca był odurzający - znacznie słodszy niż zaczarowane róże. Pocałował Harry'ego, kradnąc jego oddech, gdy nakrył jego wargi swoimi własnymi, smakując go i wsuwając głęboko język. Młody Gryfon uśmiechnął się w usta współmałżonka, po czym owinął rękami szyję Severusa. Ciepło jego ciała tuż przy Snape'ie było niemal czymś więcej, co Mistrz Eliksirów był w stanie znieść. Jego dłonie prześliznęły się w dół umięśnionego torsu współmałżonka. W odpowiedzi Harry jęknął, bardziej przysuwając się do starszego czarodzieja. Severus wyobraził sobie, jakby to było, gdyby położył go na miękkim dywanie płatków róż i kochał się z nim raz za razem.
- Podoba mi się to - wyszeptał młodzieniec prosto w jego usta. - Jaka szkoda, że jestem martwy.
Mistrz Eliksirów poderwał się gwałtownie, budząc się w szoku tylko po to, by poczuć ciepłą dłoń delikatnie dotykającą jego czoła. Spojrzał w górę i zobaczył stojącego nad nim Syriusza. Instynktownie odsuwając się od dotyku tego mężczyzny, Mistrz Eliksirów spiorunował go wzrokiem, jednocześnie próbując pozbyć się z głowy resztek snu.
- Przepraszam - powiedział Black, odsuwając się od krzesła umiejscowionego tuż obok łóżka Harry'ego, na którym siedział Severus. - Zasnąłeś.
Snape zauważył, że Syriusz nie wygląda, jakby było mu z tego powodu szczególnie przykro. Remus, stojący w nogach łóżka Złotego Chłopca, obserwował go z łagodnym uśmiechem na twarzy. Fala nienazwanego uczucia przepłynęła przez ciało Severusa. Nie chciał, aby Black go przepraszał ani by Lupin się do niego uśmiechał. Pragnął jedynie, żeby Harry się obudził i wszystko było z nim w porządku - żeby mógł wrócić tam, gdzie należał w tym świecie. Jeden rzut oka na chłopca leżącego nieruchomo na łóżku uzmysłowił Mistrzowi Eliksirów, że nic się nie zmieniło.
Kilka godzin temu przenieśli Złotego Chłopca do prywatnego pomieszczenia tuż obok głównej części Skrzydła Szpitalnego, ponieważ wszyscy doskonale wiedzieli, że już wkrótce ambulatorium będzie przepełnione mugolami. Snape nie chciał, żeby ktokolwiek przeszkadzał jego współmałżonkowi, a niedługo w zamku zapanuje kompletny chaos. Sprawdził szybko stan Harry'ego, gdy Syriusz i Remus okrążali jego łóżko, aby usiąść na krzesłach naprzeciwko Mistrza Eliksirów.
- Nie spałem - rzucił Severus, kierując słowa do dwóch mężczyzn. - Dawałem jedynie odpocząć oczom.
Ta dwójka - a w szczególności Black - przez ostatnie kilka dni była dziwnie troskliwa w stosunku do niego. Snape za nic nie potrafił zrozumieć dlaczego - z tego, co wiedział, nie miało miejsca nic o wielkim znaczeniu, co mogło zmienić ich opinię o nim.
- Która jest godzina? - zapytał.
Zwrócił uwagę na swoje rozczarowanie, kiedy zorientował się, że Harry nawet się nie poruszył. Nienawidził tego, jak blado przedstawiała się teraz twarz jego współmałżonka. Była zupełnie nieruchoma; jakby uszło z niej życie.
- Prawie czwarta rano - odpowiedział mu Remus.
Severus westchnął. Harry był nieprzytomny już od prawie dziesięciu godzin bez choćby najmniejszych oznak powrotu do zdrowia. Ostrożnie dotknął czoła młodzieńca - jego skóra była zimna i wilgotna, ale blizna wciąż była gorąca i zaogniona. Szybki test pokazał mu, że zaklęcia ocieplające nałożone na koc wciąż były aktywne - pani Pomfrey przez cały czas monitorowała temperaturę Złotego Chłopca. Próbował zwalczyć falę napływającej do jego ciała paniki za każdym razem, gdy myślał o stanie zdrowia swojego współmałżonka - będzie zdrów! Nie zamierza stracić Harry'ego w taki sposób.
Sięgając do swojej własnej kieszeni, Severus wyciągnął kolejną fiolkę z Eliksirem Pieprzowym i odkorkował ją.
- Jesteś pewien, że powinieneś wziąć jeszcze jedną porcję? - zapytał Remus, zanim Snape zdążył wypić eliksir.
Severus spiorunował go spojrzeniem.
- Znam skutki przedawkowania go - przypomniał Lupinowi. - To dopiero druga porcja, nic mi nie będzie.
Wypił cały eliksir jednym, szybkim łykiem, momentalnie czując się lepiej. Odpływ jego magii pozostawił go całkowicie wyczerpanym, choć czuł, że zaczyna odzyskiwać siły. Po raz kolejny mentalnie podziękował Albusowi za zwoje srebrnej, zabezpieczającej taśmy owiniętej wokół jego przedramienia. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jakby się teraz czuł, gdyby jej nie było. Dwóch naznaczonych Ślizgonów wciąż było zbyt słabych, by choć się poruszyć.
- Jakieś zmiany? - zapytał nagle Syriusz, wskazując na Złotego Chłopca.
Zarówno Remus, jak i Black poświęcili swój czas na pomoc uczniom, tym samym umożliwiając Mistrzowi Eliksirów pozostanie z Harrym. Snape znów zaczął zastanawiać się nad ich dziwną chęcią do porozumienia się z nim. Kiedy ostatnim razem Potter znalazł się w Skrzydle Szpitalnym, Black praktycznie robił wszystko, by nie dopuścić go do łóżka Złotego Chłopca.
- Żadne - poinformował ich, żałując, że nie ma lepszych wieści do przekazania.
Gdyby nie powolne podnoszenie się i opadanie klatki piersiowej Harry'ego, gdy ten oddychał, Mistrz Eliksirów mógłby pomyśleć, że młodzieniec jest martwy. Brakowało nawet potężnego odczuwania magii Harry'ego. Ta nieobecność sprawiła, że Snape czuł się pusty, niemal z bólem oczekiwał na jej powrót.
Drzwi otworzyły się zaledwie moment później i do pomieszczenia weszli Hermiona i Ron. Oboje wyglądali na wyczerpanych, ale Severus mógł zobaczyć, że oczy panny Granger nie straciły swojej intensywności. Najwyraźniej była silnikiem, który sprawiał, że uczniowie chętniej podejmowali się prób pomocy. Przywitali się z trójką mężczyzn, kiedy kierowali się w stronę nóg łóżka Złotego Chłopca. Oboje w zamyśleniu wpatrywali się w swojego nieprzytomnego przyjaciela. Snape widział swoje własne obawy odzwierciedlone w ich spojrzeniach.
- Hermiona i ja udajmy się do Londynu, aby spróbować odszukać jej rodziców. Myśli, że mogli być w drodze powrotnej do domu, kiedy to się stało. Będziemy musieli przeszukać podziemia - powiedział Ron po kilku chwilach ciszy. - Kto pójdzie po Dursleyów?
Snape spojrzał na niego w szoku.
- Co? - zawołał. - Absolutnie nie!
- Nie ma mowy! - stwierdził również Syriusz, a jego niebieskie oczy błyszczały ze złości. - Nie zasługują na to, żeby przetrwać!
Dziwny wyraz pojawił się na twarzy Weasleya, po czym młody Gryfon spojrzał na Hermionę. Dziewczyna jedynie lekko się do niego uśmiechnęła.
- Odbyliśmy całkiem interesującą rozmowę z Harrym na temat tego, na co ludzie zasługują, a na co nie. To było tuż przed tym, jak to wszystko się stało - powiedział im Ron. - Potrafię sobie wyobrazić, że Harry uratował dzisiaj mnóstwo ludzi, którzy na to nie zasługiwali. Kiedy się obudzi i zapyta nas, gdzie są Dursleyowie, nie chcę być tym, który powie mu, że sądziliśmy, że nie zasługują na przeżycie. A zapyta o nich na pewno i myślę, że wszyscy doskonale o tym wiecie.
Severus przeklął pod nosem, wiedząc, że Ron ma rację, ale naprawdę nie podobał mu się ten pomysł. Harry był teraz nieprzytomny, ponieważ próbował dokonać niemożliwego - starał się ocalić tych, których się nie da.
- Kiedy stałem się tak bardzo zaangażowany w sprawy cholernych Gryfonów? - wysyczał Mistrz Eliksirów.
Podniósł wzrok i zorientował się, że wszyscy wpatrują się w niego - wydawać by się mogło, że zamierzają pozostawić tę decyzję jemu. Był jedynym Ślizgonem znajdującym się w tym pomieszczeniu, a oni chcieli pozwolić mu decydować o tym, co jest właściwie. Ale z drugiej strony, to najprawdopodobniej on będzie tym, który będzie musiał spojrzeć w zielone oczy współmałżonka i wyjaśnić mu decyzję.
- Dobrze! - warknął. - Ocalmy cholernych Dursleyów!
Nawet wiedząc, że tego właśnie pragnąłby jego współmałżonek, Severus zorientował się, że jego żołądek protestuje przeciw temu.
- Remus i ja pójdziemy - oznajmił Black. - Ty musisz odpoczywać.
- Nic mi nie jest - podkreślił ponownie Mistrz Eliksirów, choć nie miał zamiaru opuszczać Harry'ego, by wybrać się po Dursleyów.
Nie zamierzał również wracać do swoich kwater, żeby odpocząć. Mógł być zmęczony, ale to nie powstrzyma go przed czuwaniem nad młodzieńcem, który dopiero co ocalił ich wszystkich.
Jakakolwiek dalsza dyskusja została przerwana przez Albusa, który wszedł do pomieszczenia, prowadząc ze sobą dwie znajome postacie.
- Mamo! Tato! - wykrzyknęła w szoku panna Granger.
Przemierzyła pomieszczenie w sekundę, by znaleźć się w ramionach rodziców, którzy wyglądali, jakby ogromnie im ulżyło. Dumbledore obserwował tą sytuację z szerokim uśmiechem.
- Ale jak to? - zawołała po chwili Hermiona. - Mieliśmy zaraz wyruszyć, by was odnaleźć. Wszyscy mugole wciąż śpią!
- Przez ostatnie kilka godzin byliśmy dokładnie sprawdzani przez ludzi z Ministerstwa. - Anna Granger wyjaśniła córce. - Doszli do wniosku, że rzeczywiście jesteśmy charłakami. Powiedzieli, że oboje posiadamy jakiś bardzo słaby magiczny rdzeń, który pozwolił młodemu Harry'emu nas obudzić.
Hermiona wyglądała na ogłuszoną tym oświadczeniem, choć Snape nie był do końca pewien, dlaczego. Często się zdarzało, że charłacze rodziny traciły kontakt z czarodziejskim światem. Zakładali zwykle, że są po prostu mugolami. To z pewnością sprawiło, że umiejętności panny Granger stały się bardziej wytłumaczalne - była niezwykle silna, jak na czarodzieja mugolskiego pochodzenia.
- Rozumiemy, że organizujecie działania mające na celu pomoc śpiącym mugolom - powiedział Michael, zwracając się do córki. - Chcemy pomóc. Każdy dzień opieki nad nimi będzie naprawdę trudny, więc będziecie potrzebować wszystkich wolontariuszy, jakich tylko możecie zdobyć.
Severus doskonale wiedział, że oboje mają medyczne zaplecze w swoich umiejętnościach - coś z zębami. Ale jeśli byli podobni do swojej córki, najprawdopodobniej mają rozległe obszary wiedzy do wykorzystania. Bez wątpienia Poppy doceni ich nieocenioną pomoc.
Anna zrobiła kilka kroków w stronę łóżka Harry'ego, po czym wyciągnęła jedną rękę, by delikatnie dotknąć nią zimnej dłoni Złotego Chłopca.
- Czy on jest…
- Wyczerpany - odpowiedział jej Severus, mając nadzieję, że to wszystko, co mu dolega.
Nie chciał zmierzyć się z myślą, że to coś znacznie poważniejszego niż zwykłe, magiczne wyczerpanie. Nie chciał stawić czoła myśli, że być może Harry odszedł na dobre.
- Więc to prawda, co mówią? - zapytała ze zdziwieniem pani Granger. - On naprawdę obudził nas wszystkich? - Widząc potakujące skinienia głowami, które otrzymała, kobieta potrząsnęła głową w niedowierzaniu. - W Dziurawym Kotle i Ministerstwie mówi się tylko o nim. Teraz nazywają go królem. Nie sądzę, by było mu przez to łatwiej, prawda?
Na to nikt nie znalazł odpowiedzi. Wszyscy wiedzieli - lepiej niż ktokolwiek inny - co Harry myśli na temat swojej sławy. Po tym, co się stało, Snape doskonale wiedział, że na całym świecie nie będzie czarodzieja ani czarownicy, którzy nie będą znali jego imienia. I, nie mając pojęcia, co planuje Voldemort na przyszłość, Severus podejrzewał również, że cała magiczna społeczność będzie oczekiwała od niego, że cały czas będzie ich ratował.
Ale nie będzie sam, Snape przyrzekł sobie w duszy. Nigdy nie zostawi go samego - gdyby tylko mógł się obudzić, żeby Mistrz Eliksirów mógł po raz kolejny zobaczyć te wypełnione życiem, zielone oczy. Zabrałby Harry'ego na spacer w świetle księżyca i całowałby go pod gwiazdami. Gdyby tylko się obudził…
Serce Snape'a boleśnie się zacisnęło.
*
Niemalże świtało, kiedy Syriusz i Remus aportowali się na Privet Drive w Surrey, pojawiając się z głośnym hukiem na samym środku głównej ulicy. Bez otaczających ich mugoli, nie było żadnego powodu, dla którego mieliby powstrzymać się od użycia magii.
Black zorientował się, że wpatruje się w dom z numerem siódmym, znajdujący się dokładnie naprzeciwko domu Dursleyów. Z przedniej szyby domu wystawał samochód. Trawnik, początkowo pieczołowicie wypielęgnowany, przecinały głębokie ślady opon, ukazując dokładną drogę samochodu od momentu, w którym zboczył z drogi. Tuż przy domu znajdowały się dwa rowery. Przy jednym z nich leżał mały chłopiec. Inny jeździec - dziewczynka - leżała bezpośrednio na drodze jednego ze śladów opon na trawniku. Przez jej różowy sweter również przebiegały podobne odciski, a tuż pod nią cały czas tworzyła się gęsta plama krwi.
- Myślisz, że Harry ich znał? - zapytał cicho Remus.
Szybkie spojrzenie na brązowowłosego mężczyznę pokazało Blackowi, że jego przyjaciel wygląda na tak przerażonego, jak on sam się czuł. Lupin wpatrywał się w dziewczynkę leżącą na trawniku.
- Harry powiedział, że Dursleyowie nie pozwalali mu za bardzo udzielać się towarzysko - odpowiedział Syriusz, drżąc.
Zamiast wpatrywać się w widok przed nim, odwrócił wzrok i rozejrzał się po reszcie sąsiedztwa. Po raz pierwszy uderzył w niego rozmiar zniszczeń wywołanych strasznym czynem Czarnego Pana. Stało się to dla niego zdecydowanie jasne. Jedną rzeczą było słyszeć o tym, a drugą - zupełnie inną - zobaczyć to wszystko osobiście.
Okolica sama w sobie była raczej cicha, choć Syriusz był w stanie usłyszeć dźwięk jakichś mugolskich alarmów oddalony o kilka przecznic. Black wiedział o mugolskiej technologii wystarczająco wiele, by wiedzieć, że to wszystko ucichnie, kiedy tylko rozładują się wszelkiego rodzaju źródła zasilania.
Wszędzie wokół nich dało się dostrzec łuny pożarów, spalających wiele części Londynu na popiół. Dym, który wypełniał powietrze, przepełniony był mnóstwem zapachów, których Syriusz nie chciał identyfikować zbyt dogłębnie - nie tylko budynki się paliły. Był naprawdę szczęśliwy, że nie ma węchu swojej animagicznej postaci, kiedy jest w ludzkiej formie.
Tutaj - na Privet Drive - można byłoby pomyśleć, że nastał normalny poranek, gdyby nie tych kilka samochodów porozrzucanych w dziwnych miejscach na ulicy i zupełna cisza wokół nich. Kilka świateł paliło się wewnątrz domów, ale nie było żadnych oznak życia, mimo nadchodzącego poranka. Duża ciężarówka dostawcza rozbiła się na ulicznej latarni na dalekim końcu drogi. Na całej tej ulicy nie paliła się żadna latarnia.
- Sieć elektromagnetyczna jest wciąż aktywna - zauważył Remus, wskazując na różne światła, które wciąż dochodziły z ganków niektórych posesji.
Syriusz wiedział, że Lunatyk żył zarówno w mugolskim, jak i w czarodziejskim świecie na przestrzeni ostatnich lat, w związku z czym wiedział o mugolskiej technologii dużo więcej niż on sam. Po oświadczeniu przyjaciela, Black zaczął podejrzewać, że kwestią czasu jest, zanim światła ostatecznie zgasną. Bez mugoli, którzy mogliby to wszystko naprawić, technologia, którą opracowywali przez lata, zniknie całkowicie, zapisując się jedynie na kartach historii. Syriusz wzdrygnął się na tę myśl - to, co się stało, było wręcz nie do pomyślenia. Naprawdę ciężko było mu w tym czasie to wszystko zaakceptować jako rzeczywistość.
Odwrócili się w kierunku miejsca zamieszkania Dursleyów. Syriusz nie mógł nic poradzić na to, że zatrzymał spojrzenie na dłużej na małym trawniku i grządce kwiatowej znajdującej się na przednim podwórku. Z tego, co powiedział Harry w ciągu ostatniego roku, Black wiedział, że wszystkie prace w ogrodzie były zostawiane dla niego na wakacje. Oczywiście ktoś musiał zajmować się tym podczas trwania roku szkolnego - co oznaczało, że Dursleyowie zatrudniali ogrodnika na czas, kiedy Harry'ego nie było w pobliżu. Sama myśl, że są w stanie zwolnić go tylko na wakacje, żeby Potter mógł jakoś zarobić na swoje utrzymanie, rozgniewała Syriusza do granic możliwości. A potem przypomniał sobie, że wspomniany wcześniej ogrodnik już nie żyje albo wkrótce będzie martwy. To sprawiło, że na całą tę sytuację patrzył z nieco dziwnej perspektywy, a jego emocje chaotycznie się pieniły.
Lupin najwyraźniej musiał wyczuć buzujące uczucia przyjaciela, ponieważ delikatnie położył dłoń na jego ramieniu, przyciągając uwagę Łapy.
Odwrócił się i spojrzał prosto w ciepłe, bursztynowe oczy Remusa, wskutek czego przez jego ciało przepłynęła fala spokoju, uwalniając niektóre głęboko ukryte uczucia, które mogły ostatecznie uciszyć te gwałtowniejsze. Uśmiechnął się z wdzięcznością do mężczyzny stojącego naprzeciwko. Zastanawiał się czasami, czy Lunatyk rozumiał władzę, którą nad nim miał. W przeciągu ostatnich kilku tygodni, od kiedy byli razem jako kochankowie, ta potęga stała się nawet silniejsza. Wprawdzie Remus mógł być dzikim wilkołakiem w ich małej grupie, ale Syriusz zawsze wierzył, że bestia, która mieszkała w jego własnym sercu, była zdecydowanie bardziej niebezpieczna niż kreatura, w którą Lupin przeobrażał się raz w miesiącu. Bestia zwana drzewem genealogicznym szlachetnego i starożytnego rodu Blacków wyrządziła temu światu więcej szkód, niż kiedykolwiek udało się jakiemukolwiek wilkołakowi. Wreszcie - po tych wszystkich latach - cicha, uspokajająca obecność Remusa potrafiła wyciszyć zdecydowaną większość chaosu panującego w duszy Syriusza. Magiczna więź, która powstała między nimi na przestrzeni kilku ostatnich tygodni po tym, jak ich magia została połączona na poziomie, o którym Łapie nawet się nie śniło, zdawała się wypędzać z jego serca nawet wspomnienie o Azkabanie.
- Chodźmy - powiedział ze skinieniem głowy, po czym obaj mężczyźni skierowali się w stronę domu z numerem czwartym.
Kiedy szli chodnikiem w stronę głównych drzwi do mieszkania, Syriusz zauważył, że drzwi kierowcy w samochodzie były nieco uchylone - zupełnie, jakby ktoś zapomniał ich zamknąć. Przynajmniej obecność auta dawała jasno do zrozumienia, że rodzina była w domu, kiedy to się stało.
Black zmarszczył żałośnie brwi na myśl o tym. Jeśli byliby daleko, mogliby powiedzieć Harry'emu zgodnie z prawdą, że naprawdę starali się ich uratować, ale nigdzie nie mogli ich znaleźć. Mimo wszystko żaden z nich nie wiedział, gdzie w takim wypadku można byłoby ich szukać.
Podeszli do drzwi. Syriusz za pomocą różdżki sprawił, że stanęły przed nimi otworem. Kiedy tylko weszli ostrożnie do salonu, ich uwagę natychmiast zwrócił krzyk kobiety, która trzymała w dłoniach duży, płaski tasak. Zaledwie moment zajęło Blackowi zareagowanie. Machnął ponownie różdżką, wysyłając ją w powietrze, by z hukiem upadła z powrotem na kanapę. Nie została zraniona - jedynie na moment oszołomiona. Wpatrywała się w nich w szoku.
Właśnie wtedy Syriusz zauważył dwa wielkie obiekty leżące na podłodze pomieszczenia. Jeden z nich - ten młodszy - leżał przed świecącym telewizorem, który w chwili obecnej pokazywał jedynie zakłócenia. Ten drugi był ułożony w takiej pozycji, że Black przypuszczał, iż kobieta wlokła go do środka od drzwi frontowych. Obaj zostali przykryci kocami, a pod ich głowami umiejscowiono poduszki. Starszy mężczyzna głośno chrapał.
- Witaj, Petunio - zadrwił Łapa.
Poznał tę kobietę na ślubie Jamesa i Lily. Już wtedy była niesympatyczna i zgorzkniała. Przypuszczał, że nie powinien być zaskoczony faktem, że nie śpi - została skazana na życie charłaka, podczas gdy jej piękna siostra okazała się potężną czarownicą. Najwidoczniej żadne magiczne cechy nie zostały przeniesione na jej syna, sądząc po tym, że nie wykazywał on najmniejszych oznak przytomności.
- Kim jesteście? - dopytywała. - To wy to zrobiliście, prawda? To wy zrobiliście to mojemu Vernonowi i Dudleyowi.
Łapa zmarszczył brwi, patrząc na kobietę.
- Jestem Syriusz Black, a to jest…
- Syriusz Black! - wrzasnęła z przerażeniem pani Dursley. Bez wątpienia znała mugolskie opowieści na temat seryjnego mordercy, Syriusza Blacka. - On cię tu przysłał, prawda?! Ten dziwak jest za to odpowiedzialny! - Przez moment Łapie wydawało się, że Petunia mówi o Voldemorcie, dopóki ta nie dodała: - Jesteś jego ojcem chrzestnym.
Ryk wściekłości wyrwał się z gardła Blacka, kiedy ten uświadomił sobie, że właśnie nazwała Harry'ego dziwakiem. Jedynie ręka Remusa na jego ramieniu powstrzymywała go od natychmiastowego przeklęcia tej kobiety. Rzucił Lunatykowi wściekłe spojrzenie.
- Naprawdę musimy ich uratować?
Lupin w odpowiedzi wzruszył delikatnie ramionami.
- Pomyśl tylko o całej tej zabawie, którą możesz mieć, strojąc im później żarty - zasugerował, aby uspokoić przyjaciela.
Syriusz ożywił się na to; wcześniej nie pomyślał o takiej możliwości. Lunatyk wyminął przyjaciela, po czym skierował się w stronę przerażonej kobiety.
- Pani Dursley, nazywam się Remus Lupin - zaczął spokojnie. - Jesteśmy tutaj, aby…
- Wilkołak! - zawołała ze strachem. Syriusz zorientował się, że po raz kolejny całe jego ciało sztywnieje z wściekłości. Jak śmiała patrzeć na Remusa w taki sposób?! - Zamierzasz nas zjeść?
- Tylko wtedy, jeśli będę naprawdę głodny albo będziesz kontynuować drażnienie mnie - odpowiedział Remus, a Syriusz uśmiechnął się z przyjemnością. Najwyraźniej Lunatyk nie był tak spokojny, jakim się wydawał. Jego słowom z pewnością udało się skutecznie zamknąć Petunię. - W tej chwili jesteśmy tutaj po to, aby ci pomóc - wyjaśnił Remus, spoglądając w kierunku dwóch mężczyzn leżących na podłodze.
- Więc to wy to zrobiliście? Mam na myśli takich, jak wy! - zapytała pani Dursley. - Mój Vernon i Dudley nie chcą się obudzić. Wzywałam policję, ale nikt nie odpowiedział! - Machnęła ręką w stronę telefonu. - Nikt nie odebrał!
Kobieta chwyciła małe, srebrne pudełeczko pokryte sporą liczbą przycisków i wycelowała nim w stronę telewizora. Zakłócenia migały raz za razem, zanim ostatecznie uformowały się w coś na kształt mugolskiego dramatu.
- Nie ma żadnych wiadomości! Są tylko stare powtórki, a większość stacji zaprzestało jakiegokolwiek nadawania! Zrobiliście coś mojemu telewizorowi.
Remus szybko spojrzał przez ramię na Syriusza. Black jedynie wzruszył ramionami - zastanawiał się, czy Petunia pofatygowała się chociaż wyjrzeć na zewnątrz. Z pewnością musiała zauważyć, że coś przytrafiło się całemu Londynowi. Nawet nie spróbowała sprawdzić, co z sąsiadami?
- Nie. Nie ma nikogo innego, kto mógłby ci pomóc - poinformował ją Lunatyk. - Wszyscy mugole śpią. Oprócz nas nikt tu nie przyjdzie.
- Nie bądźcie śmieszni! - wrzasnęła na obu mężczyzn, po raz kolejny wstając z kanapy i skierowała się w stronę młodszego mężczyzny leżącego na podłodze przed telewizorem. - Zrobiliście coś mojemu telefonowi i telewizji. Wypróbowywaliście na nas swoje sztuczki przez cały rok. Tak już dłużej nie może być! Nie macie do tego prawa! Istnieją sądy, zaskarżę was!
Cały rok? Słysząc to, Black zmarszczył brwi. Przypomniał sobie, co Severus mówił mu o zemście Albusa na Dursleyach. Rzucił szybkie spojrzenie wokół całego pomieszczenia, szukając jakichkolwiek oznak zaklęć, z którymi musieli zmagać się ci mugole. Wiedział, że przez cały czas męczy ich klaustrofobia i strach przed ciemnością. Ostatecznie zdecydował, że w salonie jest niezwykle duża ilość różnych świateł. Mimo że Syriusz wiedział, iż Petunia zazwyczaj dekorowała dom licznymi plisowanymi akcentami, w żadnym z okien nie było zasłon. Sądził, że klaustrofobia mogła wpędzić ją w chęć utrzymania domu tak otwartego, jak to tylko możliwe.
Wiedział również, że zostali przeklęci czarem wywołującym niezdolność do czucia smaku pożywienia, który jednocześnie odbierał im przyjemność z jedzenia czegokolwiek. Sądząc po rozmiarach mężczyzn leżących na podłodze, to wcale nie zmniejszyło ich apetytów. Może po prostu starali sobie zrekompensować brak smaku przez proste zwiększenie ilości jedzenia. Petunia była chuda jak patyk, a ciemnie cienie pod oczami wiele mówiły o stresującym życiu, jakie najpewniej prowadziła.
- Mile widziane jest zaskarżenie nas o wszystko, czego pani tylko sobie życzy, pani Dursley - powiedział jej Remus. - Problem leży w tym, że nie ma nikogo, komu mogłaby pani nas zgłosić. Powiedziałem już, że wszyscy mugole śpią. Niesiemy całą pomoc, jaka kiedykolwiek do was przyjdzie.
- Policja przyjedzie i zostaniecie aresztowani! - podkreśliła pani Dursley.
- Policja śpi - westchnął Lunatyk. - Podobnie zresztą jak wojsko, parlament, królowa, pracownicy BBC oraz każdy, kto może przyjść pani na myśl, a do kogo mogłaby pani zadzwonić.
Petunia wyglądała na równie przerażoną, co zdeterminowaną, by utrzymać swoją wytrwałość, zanim ktoś nie przyjdzie i ich nie powstrzyma.
- Więc przybędą Amerykanie i to oni was aresztują!
Syriusz zmarszczył brwi, czując się nieco oszołomiony tym oświadczeniem.
- Kanadyjczycy? - zapytał Remusa.
W odpowiedzi Lupin potrząsnął przecząco głową.
- Przykro mi, pani Dursley, ale Amerykanie również śpią. Pani mąż i syn potrzebują opieki medycznej, w przeciwnym wypadku umrą. Zabierzemy was do szpitala, gdzie odpowiedni ludzie się nimi zajmą.
Wyglądała na pokonaną słowami Lunatyka. Jej wzrok przemieścił się od Dudleya do Vernona, jakby starała się ocenić, jak prawdziwe jest oświadczenie Remusa.
- Oni śpią - powiedziała im. - Po prostu śpią.
- I będą w tym stanie, dopóki całkowicie nie opadnie moc zaklęcia, pod wpływem którego się znajdują - wyjaśnił Lunatyk.
Oczy kobiety zamigotały.
- Zaklęcie! A więc to wszystko przez magię! To wy jesteście za to odpowiedzialni!
- Voldemort jest za to odpowiedzialny - warknął Syriusz.
Petunia zbladła, słysząc jego słowa. Black był naprawdę zaskoczony faktem, że pani Dursley rozpoznała to nazwisko. Prawdopodobnie przypomniała sobie, że to Voldemort był tym, kto zabił jej siostrę.
- Nie zrobilibyśmy tego twojej rodzinie - powiedział jej Remus tak cierpliwie, jak to tylko możliwe. - Próbujemy ocalić tak wielu mugoli, ilu tylko możemy. Czar snu nie straci swojej mocy przez bardzo długi czas. Jeśli twój mąż i syn nie zostaną poddani medycznej opiece, umrą w wyniku odwodnienia.
Syriusz sądził, że była niewielka szansa na to, że obaj mężczyźni będą w stanie umrzeć z głodu. Podejrzewał, że uda im się przez kilka miesięcy przeżyć na swoich własnych zapasach tłuszczu.
- Jeśli to zaklęcie ich uśpiło, użyjcie innego i obudźcie ich! - zażądała Petunia.
Lupin jedynie potrząsnął przecząco głową.
- Nie możemy. To nie działa w ten sposób. Ten czar jest zbyt specyficzny. Jedynym sposobem, aby obudzić kogokolwiek, jest gwałtowne potrząśnięcie jego magicznym rdzeniem. To właśnie dlatego ty jesteś na nogach, podczas gdy pozostali śpią.
- Nie mam w sobie żadnej magii! - wrzasnęła, brzmiąc na przerażoną samą tą myślą.
- Jesteś charłakiem - powiedział jej Remus. - Harry był w stanie obudzić cię właśnie dzięki temu. Zbudził nas wszystkich. Każdy był pod wpływem działania tego czaru.
- Harry? - Petunia wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. - Zawsze wszystko sprowadza się do tego chłopaka! Do tego okropnego dzieciaka! Gdyby po prostu umarł wtedy razem ze swoimi rodzicami, wtedy nikt…
Ostry, charakterystyczny dźwięk rozbrzmiał w całym pomieszczeniu. Syriusz zdał sobie sprawę, że jego zwykle cichy, spokojny Remus właśnie uderzył Petunię Dursley z otwartej dłoni prosto w twarz.
- Nigdy nie waż się mówić czegoś podobnego w moim towarzystwie - warknął Lunatyk na oszołomioną kobietę.
Black mógł dostrzec czerwony znak już teraz formujący się na jej policzku. Oparł się impulsowi, by dodać do tego swoje zaklęcie.
- Wysłuchaj mnie, Petunio Dursley - warknął Łapa, podchodząc bliżej, jednocześnie odwracając uwagę kobiety od Remusa. Spojrzała na niego z przerażeniem. - Gardzimy tobą za sposób, w jaki traktowałaś Harry'ego. Gardzimy również twoim mężem i synem. Gdyby to zależało od nas, zostawilibyśmy cię tutaj, byś zgniła w tym umarłym mieście. Jedyny powód, dla którego w ogóle tu jesteśmy, to fakt, iż wiemy, że Harry chciałby, żebyśmy wam pomogli. Nawet mimo tego wszystkiego, co mu zrobiliście. Proponuję, żebyś skończyła z rzucaniem obelg i poszła teraz na górę, by spakować najpotrzebniejsze rzeczy osobiste. Potem możemy zabrać twoje tłuste potomstwo i jego obrzydliwego ojca, aby mogli otrzymać odpowiednią pomoc medyczną.
Dolna warga Petunii zaczęła drżeć, ale ona sama wciąż wpatrywała się w nich wyzywająco.
- Nie wolno wam mówić do mnie w ten sposób - nalegała, choć brzmiała raczej tak, jakby nie była do końca pewna tego, co mówi na ten temat.
Syriusz jedynie się do niej uśmiechnął.
- W tej chwili twoim jedynym przyjacielem na całym świecie jest Harry Potter - powiedział jej. - W dodatku nie jest obecnie w stanie bronić twojego honoru. I choć czuję się zmuszony uratować cię dla jego dobra, wcale nie jestem zobowiązany do bycia dla ciebie miłym. Biorąc pod uwagę fakt, że udało ci się rozwścieczyć wilkołaka do tego stopnia, że cię uderzył… Cóż, gdybym był tobą, po prostu zamknąłbym się i zaczął pakować.
Petunia rzuciła przerażone spojrzenie Remusowi, który w chwili obecnej stał przy kominku. Mężczyzna odsunął się od niej na bezpieczną odległość, aby się uspokoić. Wzrok, jakim na nią patrzył, daleki był od przyjaznego.
Przełykając nerwowo, Petunia podniosła się na nogi i skierowała w stronę schodów, idąc na górę, by spakować swoje rzeczy.
Syriusz przeszedł przez pomieszczenie, gdy tylko pani Dursley zniknęła z zasięgu jego wzroku, po czym ramieniem objął Lunatyka w pasie, przyciągając go do siebie. Przez krótką chwilę ciało Remusa była całkowicie sztywne, a mężczyzna nie odpowiadał na uścisk, ale po kilku sekundach westchnął i uspokoił się w ramionach Blacka, chowając twarz w potargane włosy przyjaciela. Syriusz zadrżał, gdy poczuł na skórze oddech Remusa, gdy wilkołak wciągał jego zapach głęboko w nozdrza.
- Wszystko w porządku? - zapytał łagodnie Łapa.
- Tak - zapewnił go Lunatyk, podnosząc dłoń, by dotknąć twarzy kochanka.
Syriusz nie sprzeciwił się, kiedy Remus pochylił ku niemu swoją twarz i pocałował go prosto w usta. Uśmiechnął się, leniwie oddając pocałunek. Czerpał prostą przyjemność z samego faktu, że teraz mógł to robić kiedykolwiek tylko zechciał.
Dreszcz przeszedł przez całe ciało Blacka, kiedy dłonie Remusa nagle zacisnęły się na jego ciele, a pocałunek stał się bardziej zaborczy. Lunatyk początkowo był raczej nieśmiałym kochankiem, ale od czasu tej nocy, gdy Syriusz udał się do Stonehenge, coś znacznie zmieniło się w wilkołaku. Lupin stał się bardziej agresywny, bardziej wymagający - zupełnie, jakby potrzebował upewnić się, że jego prawowite miejsce jest przy boku Łapy.
Syriuszowi nigdy nie przyszło do głowy, że kiedykolwiek będzie odczuwał tego rodzaju dreszcze - nigdy wcześniej nie miał dominującego kochanka. Teraz stwierdził, że uwielbia to uczucie. Każdy znak, potwierdzający, że Remusowi na nim zależy, ułatwiał odsunięcie się od mrocznego chaosu w jego własnej duszy. To przynosiło prawdziwy spokój sercu Syriusza - taki, o którym nigdy wcześniej nawet nie marzył.
Ponieważ nie był to odpowiedni czas ani miejsce do dalszych działań, Remus uścisnął go delikatnie, zanim całkowicie wypuścił go ze swoich ramion. Syriusz uśmiechnął się do niego szeroko, robiąc kilka kroków w tył - radość w oczach Lunatyka mówiła naprawdę wiele.
Czekając, aż Petunia wróci na dół, dwójka mężczyzn ciekawie węszyła w pomieszczeniu. Black przyjrzał się zdjęciom porozwieszanym na ścianach - większość z nich przedstawiała grubego dzieciaka, leżącego obecnie na podłodze w salonie. Szukał na nich jakiejkolwiek fotografii, którą Harry chciałby mieć - uwadze Syriusza nie uszedł fakt, że jego chrześniak posiada naprawdę niewiele osobistych pamiątek. Wciąż szukał, ale nie udało mu się znaleźć niczego, co mogłoby należeć do Złotego Chłopca. Nie było żadnego zdjęcia, na którym byłby Harry, żadnej rzeczy leżącej na komodzie, która jasno wskazywałaby na to, że należy do niego. Prawda była taka, że mógł wyczuć bardzo mało śladów obecności swojego chrześniaka w tym domu - zupełnie, jakby Dursleyowie próbowali bardzo dokładnie pozbyć się z zasięgu wzroku jakichkolwiek oznak jego istnienia.
Remus wyszedł do przedpokoju, stając w pobliżu schodów, po czym otworzył drzwiczki prowadzące do komórki pod schodami. Zaciekawiony Syriusz dołączył do niego. Obaj mężczyźni przez dłuższą chwilę wpatrywali się w małe, ciasne pomieszczenie, gdzie Harry spędził początek swojego życia. Było tam małe, składane łóżeczko oparte o przeciwległą ściankę, ukryte za różnego rodzaju butelkami z płynami do czyszczenia. Black zauważył również mały kawałek papieru przyczepiony do spodniej strony jednego ze schodków. Sięgnął, aby go stamtąd zabrać. Zorientował się, że wpatruje się w dziecięcy rysunek mężczyzny siedzącego na latającym motocyklu. Kształt, biegnący obok niego w powietrzu, formą przypominał psa lub wilka.
Uśmiechając się, pokazał kartkę Remusowi. Mężczyzna w odpowiedzi podniósł łagodnie kąciki ust i przejechał delikatnie palcami po linii pasteli.
- Myślisz, że nas pamiętał? - zapytał.
- Coś musiał zapamiętać - powiedział mu Black.
Harry miał dopiero roczek, kiedy ich światy zostały rozdarte, ale wyglądało na to, że chłopiec wciąż posiadał kilka słabych wspomnień dotyczących jego życia z czasu, zanim trafił do Dursleyów.
- Żałuję… - westchnął Remus.
Syriusz spojrzał na niego ostro, słysząc w jego głosie rozgoryczenie. Wyraz tęsknoty i poczucia winy na twarzy Lunatyka zabolał Blacka. Mężczyzna podniósł rękę i dotknął nią głowy kochanka, wodząc palcami wzdłuż jego brązowych włosów. Wiedział, że Lupin zrobił wszystko, co tylko mógł, by uzyskać opiekę nad Harrym po śmierci Jamesa i Lily, ale ostatecznie stanął w obliczu tych samych problemów, które napotkali Weasleyowie we wrześniu ubiegłego roku, gdy tylko dowiedzieli się, że Knot zamierza adoptować Złotego Chłopca.
Każdy w czarodziejskim świecie chciał Chłopca, Który Przeżył, a Remus nie miał nazwiska, pieniędzy i pozycji społecznej. Jego roszczenia w najlepszym wypadku zostały sklasyfikowane jako nieodpowiednie. Dodając do tego fakt, że dokumenty adopcyjne wymagały kropli krwi pobranej od potencjalnych rodziców i dziecka… Cóż, Lupin miał podwójny problem. W momencie, w którym jego krew dotknęłaby zwojów pergaminu, momentalnie zostałby ujawniony jego status wilkołaka. Wilkołakom nie wolno było adoptować dzieci. Albus uczynił wszystko, co tylko mógł, ukrywając Harry'ego przed światem czarodziejów tutaj - u Dursleyów.
Ale nawet teraz Lunatyk czuł się winny, że nie udało mu się uzyskać opieki nad Złotym Chłopcem. Wyznał Syriuszowi, że w ciągu lat po tym, jak zginął James, a Syriusz został zamknięty w Azkabanie, zachowywał się nieco jak szaleniec. Stając w obliczu utraty ludzi i dziecka, których uważał za swoją rodzinę i mężczyzny uważanego przez siebie za towarzysza, Remus w osłupieniu wędrował przez kilka lat, ledwie troszcząc się o samego siebie. Teraz - wiedząc, że Harry przez cały ten czas nie był ani bezpieczny, ani kochany - mężczyzna jeszcze bardziej znienawidził swoją słabość, która sprawiła, że nie był w stanie zrobić niczego dla ludzi, których kochał.
- Remusie - wyszeptał łagodnie Łapa. - Daj spokój, kochanie. Pozwól przeszłości odejść.
- To takie proste? - zapytał Lunatyk, przyszpilając Blacka ostrym spojrzeniem.
- Nie. - Syriusz potrząsnął przecząco głową.
On - bardziej niż ktokolwiek inny - wiedział, jak ciężko pozbyć się przeszłości, która wciąż do niego wracała. Nie mógł nic poradzić na fakt, że pomyślał o nienawiści skierowanej przeciwko Severusowi, którą Black żywił tak długo - była ściśle związana z jego własną rodziną, ukochanym bratem Syriusza, Regulusem (o którym Snape najprawdopodobniej nic nie wiedział) oraz latami nieporozumienia. Gdyby udało mu się pokonać to uczucie nieco wcześniej, najprawdopodobniej teraz wszystko byłoby inne. Ale o tym pomyśli później.
- To trudne. Jest bolesne i naprawdę rani, ale jest również konieczne. To ty mnie tego nauczyłeś. Jesteś jedyną osobą, która czuje się winna i przepełniona żalu. Harry tego nie robi. Możesz to zobaczyć w jego oczach za każdym razem, kiedy na ciebie patrzy. Wszystko, co teraz do ciebie czuje, to miłość i wdzięczność za to, że teraz jesteś obecny w jego życiu.
- Z ciebie również zrezygnowałem - przypomniał mu Remus.
W odpowiedzi Syriusz uśmiechnął się i potrząsnął przecząco głową. Znał idealną odpowiedź na to pytanie. Remus widział jedynie jego porażkę, ale za tym kryła się wiara tak prawdziwa i czysta, że Lunatyk po prostu nie był pewien, czy mógłby stanąć twarzą w twarz z tym, co się stało.
- Nie, nie zrezygnowałeś - powiedział mu. - Czy kiedykolwiek przestałeś mnie kochać?
Coś zabłyszczało w oczach Lupina.
- Nie!
- Nawet wtedy, kiedy wierzyłeś, że zdradziłem ciebie i Jamesa oraz zamordowałem tych wszystkich ludzi?
- Nigdy w to nie wierzyłem! - odpowiedział mu ostro Remus.
Syriusz całkowicie w to uwierzył, ponieważ widział wyraz twarzy Lunatyka, kiedy on sam był siłą wyciągany z sali rozpraw; słyszał, jak mężczyzna krzyczał w proteście. Ale wtedy nikt nie chciał słuchać jednego, samotnego wilkołaka, który został złamany przez otaczający go świat.
- Wiem. - Syriusz skinął głową. - Nigdy ze mnie nie zrezygnowałeś. Nawet wtedy, kiedy wszystko dookoła wskazywało na to, że powinieneś.
- Kocham cię - powiedział po prostu Remus.
Syriusz uśmiechnął się, tym samym pozwalając uzewnętrznić się całemu swojemu psotnemu usposobieniu.
- No i masz… Widzisz? Mam idealną okazję do powiedzenia, że wszystko, czego potrzebujesz, to miłość. Wszystko inne zdaje się nie działać.
Lunatyk udzielił przyjacielowi łagodnego uśmiechu.
- To brzmi jak jedna z tych absurdalnie romantycznych rzeczy, które byłby w stanie powiedzieć tylko Gryfon - odrzekł.
- Wspaniali ludzie, ci Gryfoni. - Syriusz uśmiechnął się do swojego towarzysza.
Usłyszeli na górze - tuż nad sobą - głośne kroki. Moment później Petunia pojawiła się ponownie, ciągnąc za sobą ogromną walizkę. Żaden z mężczyzn nie poruszył się, aby jej pomóc, na co pani Dursley prychnęła z rozdrażnieniem.
- Gdzie jest karetka? - zapytała nagląco, kiedy ponownie weszła do salonu.
- Użyjemy świstoklika - wyjaśnił Lupin, wyciągając z kieszeni skarpetkę w jaskrawych kolorach. On i Albus spędzili godziny, robiąc świstokliki, których mogliby użyć uczniowie, by dostarczyć swoje rodziny do Hogwartu. - Wezmę ze sobą ciebie i twojego syna. Syriusz zabierze twojego męża.
Black trzymał w jednej ręce jeszcze jedną, jaskrawą skarpetę.
- Świstoklika? - Petunia zmarszczyła brwi, wzmacniając uścisk na rączce walizki.
Lupin chwycił ramię Dudleya, po czym wyciągnął skarpetkę w kierunku kobiety, która przybrała na twarz wyjątkowo skrzywiony wyraz.
- Dotknij tego - polecił.
Spiorunowała go wzrokiem, ale zrobiła to, co jej rozkazał. Moment później zniknęli z pola widzenia.
Syriusz ostatni raz rozejrzał się wokół rezydencji państwa Dursleyów. Nie potrafił sobie wyobrazić, że jego chrześniak o tak dobrym sercu, dorastał w takim miejscu. Mężczyzna spiorunował wzrokiem Vernona.
- Nie zasługujesz na przeżycie - poinformował śpiącego człowieka.
Jedyną odpowiedzią pana Dursley było głośne chrapnięcie, gdy mugol wciąż spokojnie spał. Wzdychając, Syriusz chwycił jego rękę i aktywował swój własny świstoklik. Zniknęli, pozostawiając Privet Drive w ciszy.